Sala ta jest bardzo nasłoneczniona, a z jej okien widać obszerny dziedziniec. Pełno tu klatek, w których czasami pojawiają się kociaki do ćwiczeń, jedna szafa jest pełna kufrów, a omnikulary ułożone na regale mają tendencję do uciekania, bowiem te egzemplarze mają albo królicze łapy, uszy lub ogony.
Wjechałem do klasy zaledwie kilka sekund przed czasem co doprowadziło do tego, że wszystkie ciekawsze miejsca były zajęte, więc zasiadłem sam z tyłu sali rozglądając się po sali. Chciałam tutaj być dokładnie tak samo jak pragnąłem wymywać dupska wszystkim hipogryfom z Zakazanego Lasu. Jasne, Bergmann nie był wprawdzie chujem jak Craine, ale brakowało mu czegoś co miał Dear, a fakt, że wcześniej uczył mnie w Trausnitz wcale nie ułatwiał sprawy. Mimo że nie byłem fanem tego przedmiotu to lekcje z Dearem jakoś mnie przyciągały, a tutaj pojawiałem się tylko po to by pod koniec roku dostać upragnioną parafkę na świadectwie ukończenia studiów i móc rozpocząć upragnioną karierę. Pewnie normalnie miałbym wszystko w głębokim poważaniu, ale z racji tego, że siedziałem sam to nie miałem specjalnie wyboru i postanowiłem przynajmniej spróbować skupić się na lekcji, a czekając na to aż nauczyciel w końcu zacznie mówić przejrzałem nawet moje transmutacyjne bazgroły z zeszłego roku - wiele z nich nie wyciągnąłem, ale zawsze coś. Musiałem chociaż trochę poudawać, że mi zależy dlatego wpatrywałem się w profesora i zmusiłem się do maksymalnego skupienia - może nie nie przepadałem za przedmiotem, ale starałem się zrobić dobrą minę do złej gry.
SZCZĘŚCIE: 2 PREFERENCJE: 0,5 - bo Bergmann jednak nie jest Crainem XD KONCENTRACJA: 4 TALENT: 1 CAŁOŚĆ: 7,5
Ja już naprawdę nie musiałem mówić, że los mnie nie lubi, bowiem rzeczy, które mi się przytrafiały, mówiły same o sobie. Najpierw to spóźnienie, później niepowodzenie w rzucaniu zaklęć, a teraz to? Wydawało mi się, że na moment będę miał spokój, wystarczyło mi zostanie po lekcji, wysłuchanie kazania, prawdopodobne odebranie szlabanu i konieczność poprawy zaklęcia były wystarczającą karą za żywot. Najwyraźniej po raz kolejny byłem w błędzie, ponieważ w jednej chwili usłyszałem "oh dear", w następnej poczułem mokrość na nogawce. Kałamarz. - No nie - skomentowałem, autentycznie zmartwiony zaistniałą sytuacją. Spojrzałem ze zbolałą miną na winowajczynię (@Amara Kirra Rhodes) tego zamieszania, a na kolejne jej słowa zareagowałem uniesieniem brwi. - Chusteczki? - zapytałem, a moje usta zacisnęły się w cienką linię. Od czego, na gacie Merlina, były nam te różdżki? Dobra, może w ostatnim czasie sam ze swojej miałem niespecjalnie dużo pożytku, ale żebym musiał czyścić spodnie z atramentu chusteczkami... - Co to surfer? - zapytałem z głupawą miną, nie rozumiejąc, do kogo mnie porównała. Czy to jakiś synonim 7 nieszczęść? - Chłoszczyść - machnąłem różdżką w stronę plamy, która zniknęła na skutek poprawnie rzuconego zaklęcia. Parsknąłem śmiechem. - Szkoda, że nie działała 5 minut temu jak próbowałem przetrasmutować to cholerne pióro - skwitowałem i westchnąłem ze zrezygnowaniem.
Kostka: 4 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 24 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 2 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 0
Szczęście, tak jak się spodziewałam, zupełnie mi nie dopisywało. Zaklęcie jak na złość nie chciało mi wyjść. Powtórzyłam kilka razy jego formułę, trochę się gorączkując. Musiało mi się w końcu udać. Nie było innej opcji. Odetchnęłam na chwilę, złapałam głęboki oddech. Profesor dał cenne wskazówki, do których postanowiłam się zastosować. Pewność siebie, przeczesanie terenu. Skupiłam się na tych dwóch rzeczach i udało mi się! Udało mi się pokonać tego nieszczęsnego pecha, a co za tym idzie opanować zaklęcie. Nawet zakłócenia magii nie mogły mi tego odebrać. Uśmiechnęłam się w duchu, ciesząc się, że nie jestem znowu taka beznadziejna i to chyba były tylko wypadki przy pracy. Profesor zakończył zajęcia chwilę po tych ćwiczeniach, a ja w dobrym już humorze wymaszerowałam z klasy.
kostka: 6 (bo miałam tylko 1pkt szczęścia) całość: 18
Mimo że Raphael naprawdę się starał, koncentrował się na swoim zadaniu ze wszystkich sił, nic z tego nie wyszło. Filiżanka nadal była filiżanką i nic nie wskazywało na to, by chciała wrócić do swojej pierwotnej postaci. Raphael spojrzał na swoją różdżkę z niemym wyrzutem, zdając sobie sprawę, że tym razem zawinił nie on sam, ale te nieszczęsne zawirowania w magii, które od dłuższego czasu utrudniały wszystkim życie. Próbował jeszcze kilka razy, ale z coraz mniejszym przekonaniem, wbrew wskazówkom nauczyciela. Jedyne, co osiągnął, to przemiana namalowanych na filiżance niezapominajek w kaczeńce. Zniechęcony niepowodzeniem podszedł do profesora i zgłosił chęć poprawy, choć szczerze wątpił w swoje szczęście.
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Skupić się na myśleniu… jakby to było takie proste w sali pełnej rozgadanych osób. Nie byłem nigdy kimś, kto miałby kłopoty ze skupieniem się w sytuacjach stresowych, ale dzisiejszego dnia wydawało mi się, że coś zdecydowanie zaczyna przeszkadzać mi w koncentrowaniu się na zajęciach. Nie wiedziałem czy to zasługa siedzącej obok mnie Melody czy po prostu wstałem dzisiaj lewą nogą. Nie analizowałem tego też jakoś usilnie, zwyczajnie starałem zmusić się do skupienia. Wrażenie było takie, jakbym próbował usiąść na jeżu. Mimo wszystko ja nie poddawałem się łatwo, więc wreszcie, za którymś z kolei podejściem dostrzegłem efekty swojej pracy. Zaklęcie wreszcie zadziałało tak jak powinno, a ja odetchnąłem z ulgą, czując jak uchodzi ze mnie napięcie podyktowane ambicją. Odkąd pamiętam, ta chora potrzeba udowodnienia samemu sobie, że potrafię doprowadzała mnie na skraj ruiny. Dzień wypadku nie był na tej płaszczyźnie wyjątkowym, a to bez dwóch zdań było najgorsze, co kiedykolwiek mnie w życiu spotkało. Nie rozumiałem, czemu czasami po prostu nie potrafiłem odpuścić. Zacisnąłem mocniej szczęki, gdyż zamiast ulgi po udanym zaklęciu ja poczułem jedynie kolejną presję. Chyba czas najwyższy trochę się zrelaksować po tym wrześniowym młynie.
Clary stała i nie wierzyła własnym oczom. Jej zaklęcie się udało i to tak perfekcyjnie. Była z siebie całkowicie dumna no bo w końcu za bardzo nie znała się na tym przedmiocie. Cieszyło ją więc to podwójnie, że początkującej osobie udało się tak dobrze wykonać zaklęcie. Jak widać uważanie na zajęciach dało jakiś pozytywny skutek. Może będzie też tak i na kolejnych zajęciach, na które wcześniej nie chodziła. Była szczęśliwa, cieszyła się, że wyszło jej chociaż od początku spodziewała się, że te zajęcia zakończą się klapą. No ale jak widać czasami warto o sobie pomyśleć pozytywnie. Clary podniosła wszystkie swoje rzeczy i spakowała się. Jeszcze raz popatrzyła na cudo i wyruszyła w stronę drzwi z uśmiechem na twarzy. Pożegnała się z profesorem i popatrzyła na to jak idzie pozostałym. Tak skupiła się na swoim zajęciu, że nawet nie patrzyła na to co wyszło innym. Jednak zauważyła, że nie każdemu poszło idealnie a to dodatkowo podbudowało jej ego. Zadowolona wyszła z sali i udała się do dormitorium.
SZCZĘŚCIE: 5 PREFERENCJE: 1, profesora lubiła, jednak nadal do końca nie była przekonana do przedmiotu. Jednak chciałaby to zmienić. KONCENTRACJA: 9, chce wysłuchać wszystkiego od a do z. Ma nadzieję, na polubienie tego przedmiotu. TALENT: 0 CAŁOŚĆ: 15 punktów
Kostka I etap: 4 Kostka II etap: 6 Łącznie: 21
/zt
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Machnęła różdżką od czapy, nawet nie starając się za bardzo "przeszywać pomieszczenia". Chciała już po prostu wyjść, dodatkowo jakoś to tłumaczenie do niej nie trafiało. Wolała skupić się po prostu na swoim zamienionym w kamień piórze. Fakt, gdyby chciała przemienić wszystkie przetransmutowane w pomieszczeniu przedmioty, nie wiedząc, które to, ta strategia raczej by nie zadziałała, ale nie była w nastroju na myślenie perspektywiczne. Nawet to jedno jej jednak do końca nie wyszło. Pióro przemieniło się tylko w połowie. Spróbowała to poprawić, ale z marnym skutkiem. No trudno.
Kostka: 3 Ni dam rady pisać ;_;
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra nie brał do siebie za bardzo tych całych zakłóceń magicznych. Jasne, tak jak każdego czarodzieja bardzo go to martwiło, ale nie wpływało znacząco na ocenę jego umiejętności. Metoda rzucania zaklęć przez Ezrę wcale się nie zmieniła, nie przykładał się do tego bardziej, nie panikował... I po prostu wszystko wychodziło. Wyszło w końcu także Leo, szczególnie zaklęcie przywracające do poprzedniej formy. Ezra posłał Gryfonowi dumny uśmiech, bo to było naprawdę ładnie rzucony czar. Zaraz przystąpił do własnej próby. Tym razem nie tak szczęśliwej, bo jego przedmiot odmienił się tylko do połowy, częściowo zostając niewidzialny. Clarke zaśmiał się lekko - z takiej książki ciężko byłoby się uczyć - i ponowił próbę, która tym razem się powiodła. - Mamy jakieś plany dalej? - zagadnął do Leo, zbierając swoje rzeczy i już kompletnie nie przejmując się tym, że zajęcia się kończyły, a nie skończyły.
- Tak, działa - odpowiedział Rhodes, kiedy ta wykazała zaciekawienie samymi właściwościami zaklęcia. - Wszystko zależy głównie od czarodzieja, ilości włożonej przez niego mocy - powtórzył, o czym wspominał wcześniej - bez nerwów, ponieważ pamiętał, że dziewczyna była spóźniona. Spektrum wyników wykazywało zróżnicowane wartości - od tych nagannych po wręcz wybitne efekty osiągane natychmiast, których nie omieszkał się wynagrodzić dodatkowymi punktami. Podsumowując w myślach zajęcia, mógł orzec, że mimo wszystko był zadowolony - pomijając kilka dysonansów przemijających wraz z czasem. Zgodnie z uprzednią zapowiedzią, oczekiwał po lekcji (przypominając pośrednio rzucanym wzrokiem) na @Gemma Twisleton, @Calum O. L. Dear, @Bocarter Hamilton, @Amara Kirra Rhodes. Siedział już wtedy ponownie za swoim biurkiem - wydawał się zbierać do opuszczenia klasy analogicznie jak pozostała część uczniów, zmierzająca na odpoczynek albo kolejny punkt w planie lekcji. - Jak pewnie się domyślacie - zaczął, bo przecież było to oczywiste - macie szlaban. Nie przepadam za ich dawaniem, ale o wiele bardziej nie akceptuję spóźnień. - Nakreślił im sedno sprawy, która właściwie w owym momencie uzyskała na swym wyczerpaniu. Spóźnianie się, zwłaszcza po objaśnieniach w trakcie trwających zajęć, nie było rozpatrywane przez Bergmanna korzystnie. Liczył, że dzięki temu zniechęci swych podopiecznych do takich praktyk, które to w Trausnitz praktycznie nie miały miejsca - tam, większość osób aż do przesady działała niczym w niemylącym się nigdy zegarku. - O dokładniejszej dacie poinformuję was w najbliższym czasie. To wszystko, jeśli nie macie dodatkowych pytań - oznajmił spokojnie, tym samym kończąc owe krótkie wytłumaczenie. Nie przewidywał niczego okropnego, niemniej swoje mieli do przepracowania - z racji, że miał ostatnio napięty grafik, musiał dopiero rozważyć czas oraz miejsce odbycia wspominanego szlabanu.
To koniec lekcji, dziękuję oraz do napisania następnym razem <3. Wszelkie objaśnienia dotyczące poprawy, informacje dotyczące szlabanu czy rozliczenia punktowo-kuferkowe lada moment zostaną dopełnione.
Zakładamy, ze lekcja ma fabularnie miejsce gdzieś na początku października. Lekcjosprawdzian, cytując klasyka: "żadnego durnego machania różdżkami w tej sali"
Przez zbyt rozentuzjazmowanego w kwestii organizacji lekcji Bergmanna i masę pracy z związku z przejęciem posady jednego z opiekunów Ravenclawu Craine robił przez cały wrzesień tylko godzinne wykłady zupełnie nie mając warunków do zorganizowania testu-rzeźni, który od dawna planował. Zazwyczaj nie robił testów początkoworocznych, ale tym razem ze względu na bardzo słabe wyniki egzaminów postanowił wziąć przykład z Edgara Fairwyna i troszkę popastwić się nad tymi durnymi bachorami. Z racji tego, że dzieciaki zaczęły pojawiać się na lekcji już kilkanaście minut przed postanowił dać tym nadgorliwcom dodatkowe zadanie. Zapisał krótką notę dotyczącą ćwiczenia na tablicy - każdy uczeń, który pojawił się na sali przed testem miał za zadanie sporządzenie krótkiej notatki dotyczącej swojego egzaminu końcowego. Każda osoba miała zaznaczyć na czym zrobiła błędy. Craine usiadł za biurkiem w oczekiwaniu na rozpoczęcie się zajęć mierząc kolejnych nadchodzących uczniów sadystycznym spojrzeniem.
Instrukcje:
1. Etap właściwy pojawi się w sobotę 21 października. Można się spóźniać, ale obecność przed następnym postem wiąże się z bonusem. 2. Nie piszecie prawdziwej notatki, a jedynie rzucacie kostką - parzysta oznacza, że bez problemu przypomnieliście sobie gdzie popełniliście błędy, nieparzysta - stworzenie notatki sprawiło Wam mnóstwo problemów, bo przez wakacje zupełnie wyparowało Wam to z głowy. Przerzut za każde 10 punktów w kuferku. Osoby, które dostały wybitny nie oddają notatki. 3. Zapisujecie na dole posta liczbę punktów w kuferku, a także Wasz wynik egzaminu końcowego. Osoby, które nie rzucały na oceny końcowe proszę o wybranie sobie oceny w granicach rozsądku i oznaczenie w nawiasie, że sami ją sobie wybraliście.
No i wrócił stary Craine... Osobiście prawie się przewróciłem, kiedy usłyszałem, że zgred dostał pod opiekę Ravenclaw. Od razu było mi lepiej, że czuwa nad nami tak wybitny i niezwykle wyrozumiały człowiek, serio. W każdym razie na lekcji się zjawiłem. Męczył mnie ten dziad przez tyle lat, że grzechem byłoby teraz nie przychodzić na zajęcia. Tak naprawdę to bałem się, że kiedyś odegra się na mnie, jak będę spał i mocno pożałuję olania jego zajęć... Niemniej jednak wszedłem do sali i usłyszawszy polecenie, prawie wybuchnąłem śmiechem. Och, tak, zdecydowanie mogę wypisać, co mi poszło w tamtym roku nie tak. Zaczynając od wszystkich nieudanych prób zaklęć, przez Walkera, który uprzykrzał wszystkim życie, a kończąc na mojej prawie śmierci podczas ćwiczenia stone spica na wielkich głazach. Co? Tylko na egzaminie końcowym? A, no dobra, tego było trochę mniej. Usiadłem w ławce i zacząłem pisać na pergaminie swoją notatkę. Szło mi nieźle i ostatecznie oddałem swój pergamin, nie mogąc powstrzymać kwaśnej miny. Masz, stary zgredzie, lekturę do poduszki.
kostki: 5-> 4 kuferek: 10 ocena końcoworoczna: Zadowalający (z losowania)
Transmutacjo, transmutacjo, transmutacjo… Królowo nauk, jedyny przedmiocie, który mnie nie zawiódł i dał mi Wybitnego na OWuTeMach… Stark był całkiem dobrym humorze, kiedy szedł na lekcję do Craine’a. Nie przypuszczał, że pośpiech w tym przypadku akurat nie był wskazany. Wciąż nie zakupił sobie nowej torby, dlatego na zajęcia chodził z „ekologiczną” torbą, w której trzymał przybory do pisania, podręcznik i notes. Ganianie co przerwę do wieży Ravenclawu było irytujące na dłuższą metę, ale ta jego płócienna torba nie nadawała się do noszenia aż tyle ciężarów. - Dzie… - Nawet nie dokończył swojego powitania, kiedy spojrzał na tablicę, na której pojawiło się zadanie. Popadł w dziwną konsternację. Jak on w ogóle miał pamiętać swój test sprzed dwóch lat, którego zdawał na pierwszym roku studiów? Spojrzał na nauczyciela niczym kot srający na pustyni, ale nie wyjąkał żadnych słów sprzeciwu. Nie z nim były takie numery. - Dzień dobry. – Dokończył powitanie i zajął miejsce w jednej z ławek. Powyciągał wszystkie przybory, rozwinął pergamin i zaczął myśleć nad tematem notatki. Wszystkie te dzieciaki dookoła pewnie myślały, że miały przesrane, ale prawda była taka, że Stark miał jeszcze gorzej. W głowie miał zupełnie inne rzeczy niż stara zamierzchła ocena z egzaminu końcowego z transmutacji. Znał wynik swojego OWuTeMu, ale mężczyzna pytał o notę rok później. Wzdychając ciężko, sięgnął głębiej do swojej pamięci. Co on takiego tam naknocił, że nie dostał Wu? W to, że była to pozytywna ocena, w ogóle nie wątpił, ale zastanawiał się, czy było to PO, czy Zet. I co takiego zrobił, że mu się nie udało zdobyć upragnionej noty? Nagle poczuł wielki przepływ wspomnień, jakby co najmniej użył myślodsiewni. Dostał marną Zetkę, bo nieźle naknocił inkantacje zaklęć. Zaznaczył nie tam, gdzie trzeba akcenty.
Punkty w kuferku: 10 Ocena z egzaminu końcowego Zadowalający (wymyślona) Kostki: 5, przerzut 4, tutaj
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nie mógł ominąć transmutacji - nie teraz, kiedy tak bardzo zainteresował się tą dziedziną magii i zaczął na nią poświęcać tak dużo czasu. Leonardo nigdy nie przepadał za lekcjami Craine'a, a do Liama czy Bergmanna również za bardzo go nie ciągnęło. Rzecz w tym, że podobała mu się animagia i to ona fascynowała go od dobrych paru lat. Tutaj odezwał się jego słomiany zapał, bowiem Gryfon nie lubił robić czegoś, jeśli nie widział żadnych efektów. To dlatego w zeszłym roku zupełnie sobie odpuścił, nie przychodząc właściwie w ogóle na zajęcia Craine'a, a do Deara zaglądając raz czy dwa. To w ogóle był kiepski rok, poświęcony karierze sportowej, pełen rozczarowań i porażek w Hogwarcie. To już miało się nigdy nie powtórzyć, a Leośkowi zaczęło zależeć. Wszedł do sali z nieco niepewnym uśmiechem, powtarzając w myślach informacje, które sobie powtarzał przed zajęciami. Nie chciał wpaść taki nieprzygotowany, nie mógł pozwolić sobie już na więcej błędów. Przywitał profesora, znajomym skinął głową, a potem zajął miejsce w ławce i wyjął na nią potrzebne rzeczy. Zupełnie nie spodziewał się tego, że będzie musiał przypominać Craine'owi o swoim zawalonym egzaminie końcowym - miał nadzieję, że jakoś przemknie i jego tragiczne wyczyny odejdą w zapomnienie. Przełknął głośno ślinę, stukając koniuszkiem pióra w egzamin. Wiedział, co zrobił źle, ale nie wyobrażał sobie wypisania tego wszystkiego. Ostatecznie stracił strasznie dużo czasu na kombinowanie, kręcenie i wykreślanie. Notatka, która trafiła w ręce nauczyciela, nie wyglądała zbyt zachęcająco. Gryfon nie zapomniał jednak o tym, żeby dopisać, że teraz już wie, jak to wszystko powinno być zrobione. Wiele można było mu zarzucić, ale cholera, Vin-Eurico poważnie się spiął z transmutacji! A i tak nie pokazał się z najlepszej strony. Brawo, Leo...
Kuferek: 18 pkt <3 Kostka: 5 - 5 :') Ocena: Troll (losowanie, zaniżony wynik, bo autorka to wredna bestyjka i chciała Leo kopnąć w dupę, żeby się w końcu zmotywował do działania)
Ostatnio zmieniony przez Leonardo O. Vin-Eurico dnia Pon Paź 16 2017, 01:43, w całości zmieniany 1 raz
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Nie mogłem powiedzieć, abym jakoś szczególnie stęsknił się za Crainem. Co prawda, nigdy nie miałem z transmutacją większego problemu i facet nieszczególnie miał na czym mnie usadzić, ale trzeba było mu przyznać, że niejednokrotnie próbował i kilkukrotnie był prawie skuteczny. Prawie, bo zawsze w ostatniej chwili jakoś udawało mi się przekonać go, że jednak nie jestem kompletnym kretynem i nie zasługuje na trolla… przekonać go? To chyba jednak niefortunnie dobrane słowo. Patton UZNAŁ, że MOŻE nie jestem skretyniały, a to już i tak było coś. Niemniej jednak nie komentowałem w żaden sposób jego nieobecności przez niemalże cały wrzesień i nawet zniosłem jakoś z pokorą jego awans na stanowisko opiekuna, chociaż w duchu zacząłem błagać Merlina o jakiś zawał serca dla Hampsona, który przyznał mu lekkomyślnie tę funkcję. Ravenclaw może już zacząć modlić się o wsparcie do Roweny. W każdym razie na lekcji zjawiłem się na tyle punktualnie, że przed egzaminem dostałem w nagrodę jeszcze jedno zadanie, którego sens niespecjalnie pojmowałem w tym momencie. Niemniej jednak, nie zastanawiałem się nad nim jakoś usilnie i po prostu wypisałem to, co przyszło mi do głowy, biorąc pod uwagę oczywiście ostatni rok, który w pełni zaliczyłem. Napisałem, że w stresie zapomniałem formuły jednego z zaklęć i przekręciwszy delikatnie koniec drugiego członu czaru, transmutowałem swój czajnik w żółwia błotnego zamiast w morskiego. Nie był to jakiś wielki błąd, ale musiałem przełknąć dumę i pożegnać się z wybitnym. Pamiętam jeszcze jak długo skarżyłem się na to Melody.
Kostka: 5 i od razu niżej przeturlane na 6 za punkty Punkty: 17 Ocena: Powyżej Oczekiwań (wymyślona)
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Zachciało jej się wcześniej przychodzić... W sumie to jej się nie zachciało, a przyszło tak nie chcący, tak czy owak była tu i żując końcówkę pióra, gapiła się bezmyślnie w tablicę. Co ona niby miała napisać? Po pierwsze: dostała wybitny. Po drugie: w związku z tym pierwszym wydawało jej się, że egzamin poszedł jej raczej bezbłędnie. Po trzecie: nawet jeśli jakiś tam nieduży błąd popełniła, to nie pamiętała jaki. Domyślała się jednak, że pisanie Craine'owi o tym, jaka jest wspaniała, było złym pomysłem. Trzeba się było samemu zmieszać z błotem, żeby on już się nie czuł w obowiązku. Siedziała tak jak głupia dobrych kilka minut, zastanawiając się czy nie zerżnąć od kogoś jego błędów, albo nie rozruszać własnej wyobraźni, aż ktoś jej w końcu uświadomił, że osoby z Wybitnym pisać nie muszą. Na szczęście zanim oddała Craine'owi kartkę z powymyślanymi błędami.
Ocena: Wybitny (losowany), więc nie kostkuję Kuferek: 10
Transmutacja może nie jest moim specjalnie ulubionym przedmiotem. W zeszłym roku zarobiłam jednak tyle szlabanów za spóźnianie do Craine'a, że postanowiłam sobie zaoszczędzić w tym trochę czasu wolnego i przyjść przed czasem. Tak też mi się udało, ale zaraz tego pożałowałam, bo okazało się, że trzeba było coś robić. Zobaczyłam męczącego się nad skrawkiem pergaminu, samotnego @Leonardo O. Vin-Eurico, więc podsiadłam się obok, całując go na przywitanie. - Co się tak męczysz, słońce? - spytałam, sama wyjmując pergamin i wszystkie inne niezwykle potrzebne rzeczy, które tak ciążyły mi na ramieniu. Moja kartka była prawie pusta, bo przecież mało obchodziły mnie moje błędy z egzaminu końcowego. Liczyłam, że jakoś mi się wbiły do głowy i moja inteligencja zrobiła wszystko za mnie, ale niestety okazało się, że trzeba było czasem poświęcić trochę czasu na analizę, żeby to się udało. Wobec tego miałam duże problemy z wypisaniem moich błędów, a już w ogóle z ich poprawieniem. Oddałam więc kartkę, gdzie więcej było nazmyślane niż rzeczywiste, licząc że Craine'a tak naprawdę nie będzie to za bardzo obchodziło.
Punkty: 2 kostka: 1 ocena: zadowalający (wymyślona - Mae się przykłada tylko na egzaminy)
Kolejna transmutacja oznaczała kolejną lekcję, której opuścić nie mogłam. Zrezygnowałam za to z zielarstwa, z ciężkim sercem, bo bardzo mi zależało, żeby chodzić na wszystkie możliwe zajęcia, ale czasem nie wyrabiałam czasowo, a zielarstwo było akurat kilka dni przed OPCM, na którym zależało mi bardziej... Niepotrzebnie. Ostatnie wydarzenia miały na mnie duży wpływ i sama nie wiem, jak go określić. Po ataku wilkołaka potrzebowałam tygodnia, żeby znów się uśmiechać i przybrać ponownie tę maskę obojętności. Wszystko dzięki Rileyowi. Gdyby nie on, pewnie wciąż przeżywałabym tamte wydarzenia. A niedługo później był jeszcze ten nieszczęsny festiwal, na którym znów stała się tragedia i to jeszcze potworniejsza. Na szczęście nie widziałam jej na własne oczy, bo gdybym miała jeszcze widzieć śmierć Nebraski, to chyba musiałabym się pożegnać ze szkołą na o wiele dłużej. W każdym razie udało mi się przezwyciężyć strach przed wychodzeniem z zamku. Ale na wystawę, o której mówiono już jakiś czas, nie zamierzałam iść. Musiało minąć trochę więcej czasu. Już było w porządku. Nie chciałam znowu wracać do tych codziennych koszmarów. Na lekcję przyszłam wcześniej i niestety czekało mnie za to dodatkowe zadanie. Przysiadłam się do pracującego już @Riley Fairwyn, uśmiechając się do niego ciepło. Wyciągnęłam pergamin, pióro i sama zapisałam tą jedną nieszczęsną rzecz, która kosztowała mnie mój wymarzony Wybitny. Oboje narzekaliśmy na te wpadki całe wakacje. - Co tam, żółwiu błotny? - zapytałam ze śmiechem, kiedy oddaliśmy kartki, bo dokładnie pamiętałam tę pomyłkę, o której opowiadał mi całe dwa miesiące. Mój błąd był równie mało znaczący jak jego - ot, źle zrozumiałam polecenie i zamiast dwukrotnie zwiększyć leżący na stole posążek, dwukrotnie go zmniejszyłam. Miesiąc narzekałam na wadę wymowy egzaminatora. Chyba że byłam po prostu zbyt rozkojarzona, żeby uważnie posłuchać, co do mnie mówił.
punkty: 16 kostka: miałam nieparzystą i przerzuciłam na 2 ocena: Powyżej Oczekiwań (sama wybrałam, byłaby Wybitny, ale już rzuciłam kostkami, to niech stracę xd)
Każdy kto mnie znał wiedział, że głównym powodem mojego uczęszczania na transmutację było nauczanie jej przez mojego starszego brata. Teraz, gdy mój brat bałamucił Francuzki udając, że naucza magii musiałam znaleźć sobie inny powód by przychodzić na te zajęcia. Moją obecność na zajęciach (znienawidzonego wykładowcy), które w gruncie rzeczy niespecjalnie mnie interesowały motywowałam tym, że transmutacja była jednym z elementarnych składników edukacji i że moje życie będzie zdecydowanie łatwiejsze, gdy będę znała chociaż jej podstawy. Zajęłam miejsce z tyłu sali i od razu zabrałam się za wypełnianie polecenia - bez problemu przypomniałam sobie błędy, które popełniłam zarówno na egzaminie końcoworocznym, jak i na Owutemach. Bez słowa oddałam kartkę.
kuferek: 5 kostka: 4 -> parzysta ocena: Zadowalający (i z egzaminu, i z Owutemów)
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire była zmęczona, chociaż minął dopiero miesiąc od rozpoczęcia roku szkolnego. Zdecydowanie zbyt często powracała do przeszłości myślami, więc postanowiła skoncentrować się na przyszłości. Musiała jakoś pociągnąć te studia, a co się z tym wiąże - zdać transmutację. Wszelka motywacja i chęci wyparowały, więc nic dziwnego, że od razu oceny dziewczyny poszybowały w dół. Wyjątkowo mało obchodził ją troll w tę czy we w tę. Na lekcję przyszła sztucznie rozluźniona, w wymiętym i niedbale założonym mundurku. Jakimś cudem przyszła grubo przed rozpoczęciem, ale nie narzekała, bo mogła poświęcić ten czas na sen na ławce. Tylko, że Craine najwyraźniej miał inne plany. Widząc Leo, zasalutowała mu w ten specyficzny, udziwniony sposób. Skinęła głową Etce i Vivien, jednak miała ochotę usiąść w odosobnionej ławce przy końcu sali. Wypakowała się z nudów pogwizdując jakąś smętną melodyjkę pod nosem. Wyciągnęła w końcu pióro i nawet nie starała się uruchomić umysłu, żeby napisać o tych błędach. Poszło jej na Owutemach świetnie, lepiej niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Jak dla Blaithin od pracy nie można było oczekiwać więcej. Pod koniec siódmej klasy też mocno się podciągnęła dzięki Liamowi i zasłużyła nawet na Zadowalający! Szkotka bazgrała więc przez dłuższy czas, wypisując zaledwie parę banałów, jakie sobie przypomniała. Podsumowując, notatka prezentowała się marnie, podobnie jak entuzjazm Fire do tego przedmiotu.
Pkt: 7 Kostka: nieparzysta Ocena: Zadowalający z oceny końcoworocznej (PO owutemy)
Jeśli ktoś ma ochotę zaczepić - zapraszam, nie gryzę zbyt mocno
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra na zajęcia transmutacji do Craine'a przychodził głównie dla rozrywki - gdzie indziej można było obserwować jak każdemu po kolei łamane są skrzydła i niszczone są marzenia? Można było zarzucać mu wiele, ale czym byłby Hogwart bez trującego jadem Pattona Craine'a? (Poza rajem, arkadią, Polami Elizejskimi i czymkolwiek powiązanym ze szczęściem...) Mógł względnie spokojnie odwiedzać lekcje tego starego zgreda, bo po prostu nie bywał na głównym celowniku. Clarke transmutacji uczył się na zasadzie "kiedyś może się przydać", natomiast nie potrzebował odnosić w tym ponadprzeciętnych wyników i uwagi Craine odnośnie jego braku jakiegokolwiek poziomu - co nie było zresztą prawdą - niespecjalnie robiły na nim wrażenie. Ale mimo wszystko potrafił zachować kulturę i Craine nie miewał zbyt często możliwości ku temu, by zmieszać go z błotem bardziej od reszty. W sali pojawił się nawet wcześnie - aż tak nie mógł się doczekać widoku ulubionego nauczyciela, (który jeszcze awansował na opiekuna jego domu! Rovena w grobie się przewracała) że z trudem powstrzymywał się od biegu. Co być może było błędem, bo Clarke wszedł do sali akurat w momencie, gdy ta sama dziewczynka (@Maevis Harper) co na zielarstwie przystawiała się do Leonardo. Dobra, Ezra tez witał się ze swoimi bliższymi znajomymi cmoknięciem w policzek. W policzek. Nie w kącik ust. Ezra zgromił wzrokiem plecy dziewczyny, zastanawiając się, czy wyrzucenie jej przez okno będzie równało się z przemocą. Clarke z gorszym niż chwilę wcześniej humorem rozejrzał się po sali i pewnie wielu mogło zaskoczyć to, co zrobił chwilę potem. Relacja Ezry i @Blaithin ''Fire'' A. Dear była specyficzna, to na pewno. Ale Clarke Gryfonkę lubił i miał nadzieję, że w tym wypadku działała wzajemność. - Za kogo ona się uważa? - burknął do Fire z niechęcią w ramach powitania, wskazując mało dyskretnie głową na Maevis. Gorsze od jej zachowania było już tylko to, że Leonardo kompletnie się temu nie przeciwstawiał. Niestety nie mógł zbyt wiele sobie ponarzekać, bo Craine postanowił dać im zajęcie, żeby się za bardzo nie nudzili. Co za dobry człowiek! Clarke w miarę pamiętał, jakie głupoty powypisywał, więc zadanie nie sprawiło mu większego problemu. Opłacało się mieć dobrą pamięć nawet do takich głupot.
Na lekcje z Pattonem Crainem miałam ochotę mniej więcej tak samo jak na spanie na rozżarzonych węglach - mimo że transmutacja należała do moich ulubionych dziedzin magicznych to moje serduszko gorąco nienawidziło nauczyciela. Z wielką chęcią przychodziłam do Bergmanna, czy do profesora Deara (który niestety już tu nie pracował), ale lekcje Craina były dla mnie przykrym obowiązkiem, mimo że moja fascynacja transmutacją była przeogromna. Bardzo mnie dotknęło również to, że teraz nauczyciel opiekował się też Ravenclawem, którego byłam prefektem - uważałam, że opiekun domu powinien być pomocą dla swoich podopiecznych, a nie głupim chujkiem, tak jak Craine. Jasne, nie można było mu odmówić wiedzy, ale zdecydowanie nie miał on talentu pedagogicznego. Bez wahania zajęłam miejsce obok @Calum O. L. Dear. Nie spędzaliśmy ostatnio ze sobą tak wiele czasu jak wcześniej, bo każde z nas miało mnóstwo zajęć i innych zobowiązań, jednakże wciąż byliśmy bliskimi przyjaciółmi - tak silnej relacji jak nasza, tworzona przez ponad osiem lat nie dało się zniszczyć tym, że nie spędzaliśmy ze sobą każdej chwili jak w dzieciństwie. - Siemasz Dear - rzuciłam w stronę przyjaciela z lekkim uśmiechem, po czym przeczytałam polecenie z tablicy i szeptem dorzuciłam - Po dwóch miesiącach chlania w Grecji szansa, że ktoś pamięta coś więcej z czerwca wynosi okrągłe zero. Ja na szczęście miałam Wybitny dlatego mogłam zrezygnować z robienia notatki cicho podśmiechując się z mojego towarzysza niedoli.
Wślizgnęłam się do klasy, nerwowo zerkając w stronę Craine’a - starałam się oszacować, w jakim jest dzisiaj nastroju, ale jego enigmatyczny wyraz twarzy był trudny do rozszyfrowania - i mógł oznaczać wszystko. Przemknęłam więc do jednej z ostatnich ławek - cicho, praktycznie na palcach - byleby tylko pozostać niemalże niezauważoną. Przechodząc obok Deara, uśmiechnęłam się do niego niepewnie. Moja obecność w tym miejscu to pomyłka - niemniej absurdalny był sam pomysł nadrobienia przerabianego przez moich rówieśników w szóstej klasie materiału na Transmutacji, zdania na początku roku eksternistycznego egzaminu i porwania się z różdżką na Słońce, uznając, że w przeciągu kilku miesięcy uda mi się poskromić zaległości z mojego ukochanego przedmiotu, a także zdać owutemy na co najmniej przyzwoicie zadowalającym poziomie. Aczkolwiek (jedynym) plusem wakacyjnego romansu z Transmutacją oraz wrześniowych zmagań z uzyskaniem pozwolenia na zdawanie przedmiotu było to, że z dopuszczającego mnie do zajęć egzaminu pamiętałam sporo. Listę moich żenujących potyczek z zaklęciami (kompromitacja przez duże k) stworzyłam niemalże bez chwili namysłu - dopiero po odłożeniu pióra zdałam sobie sprawę z tego, że może powinnam była zostawić choć część w sferze niedopowiedzenia, udając, że nie pamiętam wszystkich błędów, bo ta lista zdawała się nie mieć końca, co zdecydowanie nie wyglądało najlepiej.
kostka - 6 kuferek - mniej niż 0 ocena z egzaminu (eksterna) - okrągłe O (wymyślona) (nie wiem, czy mogę założyć sobie, że taka wersja zdarzeń miała miejsce, w razie czego proszę krzyczeć na mnie na privie, edytuję i pozmieniam, co trzeba - ale ogólnie motyw jest taki, że Ulka pożegnała się z Transmutacją w piątej klasie, lecz pod koniec szóstej zdała sobie sprawę z tego, że będzie musiała napisać egzamin z transmutacji na owutemach - bo trochę jej się pozmieniały plany - założyłam, że mogła ubiegać się na początku roku o udział w zajęciach; pomęczyła, kogo trzeba (oby nie Patto) i ostatecznie została warunkowo dopuszczona do zajęć - do egzaminu owutemowego z Trans będzie mogła przystąpić, jeśli we własnym zakresie nadrobi zaległości?)
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Craine musiał doskonale widzieć lekceważenie wypisane na twarzy Fire za każdym razem, kiedy zjawiała się w tej klasie. Nie dość, że transmutację traktowała jak jeden z najmniej przydatnych przedmiotów, to jeszcze za każdym razem pyskowała i nie dawała się utemperować. Może i na resztę uczniów działały zastraszające metody starego profesora, ale Blaithin była obojętna nawet na plotki, że zabił kilka osób. Można było z tego wyciągać różne wnioski... Podniosła leniwie wzrok na Clarke'a, mrużąc nieznacznie brwi. Przez chwilę przemknęło Fire przez myśl, że po prostu ma jakąś sprawę, a dopiero później, że może po prostu tak chciał. W sumie to dziwnie było chociażby patrzeć sobie w oczy po tylu sytuacjach, jakie ich spotkały. Odruchowo zastanowiła się czemu nie usiadł ze swoim chłopakiem, ale no tak - Harper już go dopadła. - Za kogoś, kto nie oberwie zaklęciem, jeśli dalej będzie się tak do niego kleić. - odparła z podobną niechęcią. Nauczyła się jednak ignorować obecność Gryfonki i udawać, że nie znaczy więcej niż powietrze. Chyba. Większego wyboru nie miała, jeśli nie chciała spędzać z Leo jeszcze mniej czasu. Zresztą nie lubiła Maevis nie tylko ze względu na niego! Ogólnie była irytująca. Miała taki wszędobylski, denerwujący sposób bycia i... nawet głos miała jakiś denerwujący. Tak. Gdyby Clarke zaproponował wyrzucenie jej przez okno na głos zyskałby pełne wsparcie Szkotki. Jeszcze wyleciałaby przez nie podpalona. Blaithin nie dziwiła się, że Ezra patrzył na nich z niesmakiem, sama hamowała się tylko dlatego, że Leo bardzo lubił Harper. Nie dostrzegała w swojej postawie odrobiny hipokryzji. Sama często znajdowała się w dość dwuznacznych sytuacjach z Gryfonem, ale na Merlina, Fire to rzeczywiście była w ogóle inna kategoria, podobnie jak ona nie robiła wyrzutów, kiedy Leo wszędzie wychodził z Ezrą. Odchyliła się na krześle, nie dbając nawet o zachowanie pozorów, że jeszcze coś tam dopisuje do swojej pracy. Cóż, tej jakości nie dało się poprawić. Zastanawiała się, dlaczego Maevis w ogóle nie przystopowała. Przecież był tu Clarke, wszystko widział, Leo na pewno czuł się zakłopotany, a ona nadal traktowała go... no, jakby nic się nie zmieniło. Tak samo jak na zielarstwie. Fire w zamyśleniu bawiła się swoim naszyjnikiem, nadal obserwując parę. - Zachowuje się, jakby nawet nie wiedziała... - szepnęła niechcący jedną ze swoich myśli. Ale to raczej nieprawdopodobne, żeby po tak długim czasie Vin-Eurico nie uświadomił Harperównie, że ich wspólne "zabawy" to przeszłość. Chyba, że to nie była przeszłość... Niemożliwe.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Humor faktycznie trochę mu oklapł, ale Leo nie poddawał się tak łatwo. Dalej dziwnie się ekscytował na myśl o zajęciach, które już zaraz miały się oficjalnie odpocząć. Nie miał pojęcia skąd w nim taki zapał do transmutacji - nie mogło chodzić tylko o animagię, prawda? O ile ostatnio miewał problemy z Lumos, o tyle niektóre zaklęcia z tej dziedziny magii wychodziły niesamowicie bezproblemowo. Transmutacja po prostu przynosiła mu dużo satysfakcji, a kto miałby coś przeciwko temu? - Hej, hej - przywitał się, odsuwając po buziaku od @Maevis Harper trochę szybciej, niż powinien. Zawsze był beznadziejny w poważnych rozmowach, a coś w tym stylu by im się teraz przydało. Leonardo nie zdradzał swoich byłych partnerek dlatego, że podobała mu się idea krzywdzenia kogokolwiek w ten sposób. Jemu po prostu nie chciało się kombinować nad odpowiednim doborem słów oznaczających, że między nimi definitywny koniec. Poza tym zdecydowanie za często słyszał "czemu", a ciężko było powiedzieć komuś prosto w twarz, że "ona bardziej mi się podoba". I chociaż uważał, że to wszystko zostało w zamierzchłej przeszłości, to mimo wszystko znowu musiał coś wyjaśniać. Powinien się chyba cieszyć, że chodzi o przyjaciółkę, a nie jakąś po prostu panienkę. - Chciałem się popisać na wstępie, ale nie wyszło - wydął wargi w smutnym grymasie, bujając się na krześle i spoglądając na swoją rozmówczynię. Gdzieś po drodze wychwycił tajemnicze spojrzenie @Ezra T. Clarke i wtedy dostrzegł, z kim Krukon usiadł. Leo o mało nie spadł z krzesła. @Blaithin ''Fire'' A. Dear i jego chłopak w jednej ławce? Słodka Morgano, to nie miało prawa dobrze się skończyć. Leo nie zamierzał się gapić, ale przez jego twarz z pewnością przemknął cień szczerego zaskoczenia. Pozostawało mu tylko mieć nadzieję, że się nie pozabijają. Knuli coś? Oni byli niebezpieczni razem, miał tego pewność... Z perspektywy zamartwiania się o Ezrę i Fire o wiele łatwiej było mu rozmawiać z Maevis. Znał ją na tyle dobrze, że nie spodziewał się żadnych dramatów - przecież tylko się przyjaźnili, nie? Wszystko inne było bonusem. Leo niejednokrotnie dziękował w duchu za to, że znalazł kogoś, kto go pod tym względem tak dobrze rozumie. - Wieki się nie widzieliśmy - zarzucił cicho, pilnując się przy tym, żeby nijak nie zaalarmować profesora. Na całe szczęście chyba jeszcze nie był nimi zbyt zainteresowany, lekcja nie została oficjalnie rozpoczęta i niektórzy dalej kończyli swoje notatki na temat egzaminów. - A ja tu mam tyle newsów... Na przykład, o. Jestem w związku - wypalił niezbyt subtelnie, szturchając przyjaciółkę z ciepłym uśmiechem. Jego zdaniem zabrzmiało to całkiem normalnie (w szczególności biorąc pod uwagę ich relację - nic dziwnego, że chciał o tym jak najszybciej dziewczynę poinformować, nie?). Zupełnie nie wziął pod uwagę tego, że zwykle jego "związki" nie były niczym szczególnym i kończyły się po żałośnie krótkim czasie.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Ostatnią transmutację z Bergmannem zlałem tak bardzo, że nawet nie pamiętam o czym ona była. Wiem tylko, że ten cały nowy nauczyciel był jak na moje oko beznadziejny. Nie był chujem jak Craine (na którego lekcję właśnie szedłem) ani nie był też fajny. Taki... Nijaki, ani w jedną, ani w drugą. W każdym razie zastanawiałem się czy to już podchodziło pod masochizm, że szedłem do Craine’a na lekcję zupełnie dobrowolnie. Oczywiście miałem go gdzieś, albo raczej to, że prawdopodobnie będzie ze wszystkich szydził, jak zawsze. Miałem to głęboko w nosie, naprawdę. Wszedłem do klasy i rozejrzałam się po siedzących już tam uczniach. Zatrzymałem sekundę dłużej wzrok na @Calum O. L. Dear, który usiadł z @Lotta Hudson. Idąc na tył klasy uśmiechnąłem się ciepło do mojej dziewczyny. Zobaczyłem siedzącą samą @Ulla Tiverton w jednej z ostatnich ławek i postanowiłem się do niej dosiąść. Nie kojarzyłem jaj za bardzo. To znaczy doskonale wiedziałem, że była z mojego domu, ale jakoś nigdy nie czułem parcia na rozmowę z nią. Nie wiem co mnie pchnęło do tego, by z nią usiąść. Nieważne, kogo to obchodzi. - Widzę, że ktoś bardzo nie chce być w tej sali. – powiedziałem do dziewczyny. – Dam ci radę, jeśli nie chcesz zginąć, wiesz gdzie są drzwi. O tak, typowo dla mnie. Zerknąłem na tablicę i prychnąłem. Serio? To było najgłupsza rzecz jaką Patton mógł wymyślić. To przypadkiem nie od odpowiadał za egzaminy? Tak trudno mu było zapisać sobie krótką adnotację przy każdym nazwisku pod jakim względem znęcać się nad uczniem w następnym roku? W każdym razie od niechcenia napisałem jakie błędy popełniłem, pamiętając niemal wszystkie. To , że zdawałem egzamin z transmutacji i w ogóle pojawiłem się w tej klasie było spowodowane jedną rzeczą. Głupi przedmiot był mi potrzebny do zostania aurorem, więc starałem się nie marudzić. Żartuję. Nie kryłem się ze swoim niezadowoleniem. Jedyną rzeczą, która mnie niepokoiła był fakt, że Craine został opiekunem Revenclawu. To było chore. Nienormalne już było to, że ten człowiek w ogóle został dopuszczony do pracy nauczyciela, ale żeby opiekunem domu zostawał? Coś czułem, że mam dwa razy bardziej przejebanie niż zazwyczaj.
Kostka: 6 -> parzysta Kuferek: 4 Ocena końcowa: Nędzny -> z losowania (kostki mnie nie lubią ok?)
Maximilian przyszedł na transmutację, której swoją drogą w tym semestrze nie unikał. Wręcz przeciwnie, zależało mu na nadrobieniu ubytków z lat poprzednich, zainteresowały go też zagadnienia, którymi się zajmowali i mieli zajmować. Odkrył, że przedmiot jest naprawdę ciekawy i popełnił błąd swego czasu traktując go... z buta. Sporo czasu w wakacje poświęcił na naukę, zgłębiał literaturę i czuł się już znacznie bardziej na właściwym miejscu siedząc w tej sali niż kiedyś. Gdy wszedł do klasy znajdowało się już w niej kilka osób. Większość kojarzył choćby z widzenia, posłał uśmiech w stronę @Harriette Wykeham i zauważył, że @Ulla Tiverton siedzi z tyłu. Nie wiedział czy po prostu lubi zajmować miejsca w końcowej części sali czy chce się troszkę ukryć, ale postanowił się dosiąść. Idąc w jej kierunku zauważył jednak, że @William Walker wpadł na ten wspaniały pomysł ułamek sekundy wcześniej, więc Blackburn wzruszył ramionami, kiwnął Krukonce "cześć" i puścił oko. Długo się nie zastanawiając zajął miejsce w ławce przed parą Krukonów, blisko ściany i wyciągnął z torby podręcznik, kilka zwojów pergaminu, pióro, a na koniec sięgnął po różdżkę do tylnej kieszeni spodni. Przygotowany zajęć oczekiwał na przyjście nauczyciela. Widząc zadanie, które im zlecił zabrał się za jego wykonanie, nie mając nic lepszego do roboty. Potem usiadł bokiem, opierając się plecami o ścianę, mając Ulkę z lewej strony na miejscu po skosie.
kostka: parzysta punkty w kuferku: 8 egzamin końcowy: Zadowalający (sam wybrałem, ale Max od tego czasu sporo się uczył i już umiałby na Powyżej Oczekiwań!
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie został wykopany z ławki zaraz po tym, jak w niej usiadł, więc Fire prawdopodobnie nie miała ochoty na gryzienie się z innymi ludźmi. To leniwe spojrzenie potraktowałby normalnie jako całkiem przyjemny znak - Ezrę pamięć rzadko zawodziła i patrząc na Fire miał świadomość wszystkich tych niezbyt miłych wydarzeń z ich życiorysów, ale mimo to potrafił nie rozpatrywać przeszłości. Dobrze było wiedzieć, że nie był z góry skreślony u Dearówny. Problem był jednak taki, że postać nachalnej Gryfonki, która wyobrażała sobie najwyraźniej zbyt wiele, sprawiała, że Ezra od znudzonej Szkotki wolałaby jednak otrzymać trochę Ognia. Leonardo doskonale wiedział, że Ezra i Fire razem tworzyli mieszankę wybuchową. Jeśli miała być wycelowana w inną osobę, chłopak słusznie się martwił. - Nie sądzisz, że powinna dostać jakąś nauczkę? - zapytał retorycznie zadowolony z tej niechęci w głosie Fire. Dyskretnie - a jako złodziej, wiedział co znaczy to słowo - sięgając po różdżkę. Upewnił się wcześniej, że Craine w danym momencie zajęty był czymś innym. Zresztą od nauczyciela odwrócony był profilem, ze wzrokiem skupionym cały czas na Fire. Dla osoby ze znudzeniem przelatującej wzrokiem po sali mogło to wyglądać tak, jakby uważnie jej słuchał. Ledwie poruszając ustami, wyszeptał zaklęcie Fovere. Błyskawicznie pozbył się różdżki z ręki, żeby nikomu nie przyszło do głowy, by cokolwiek mu zarzucać. - Chyba koleżanka potrzebuje się rozgrzać, skoro tak lgnie do fizycznego kontaktu - wyjaśnił z małym uśmiechem. Miał nadzieję, że dziewczynę zaraz obleją siódme poty. I może wtedy sama wyrzuci się przez okno? Nigdy nie należało tracić nadziei! (Nie mógł mieć pojęcia, że akurat w tym momencie jego różdżka zechce zrobić mu na przekór) Także całkowicie zapomniał już o pracy dla Craine, sądząc, że zawarł już wszystko co powinien. Zresztą, kogo to obchodziło? Ezra miał na głowie trochę bardziej życiowe problemy. Zmarszczył niepewnie brwi na zdanie, które wyrwało się Fire. Jakby nie wiedziała...? - Czy Leonardo i ta mała, której imię jest zupełnie nieistotne... kiedyś się spotykali? Byli parą albo kimś takim? - zaryzykował, tylko w taki sposób tłumacząc sobie zachowanie dziewczyny, która być może chciała odzyskać Leo? Nie wziął przy tym zupełnie pod uwagę, że Vin-Eurico miał nieco inną wizję relacji z paniami...
Kostka: 6, przerzut na 6 - odwrotny efekt Punkty w kuferku: • z zaklęć - 17 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 1 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 1