Tutaj uzdrowiciele z oddziału wypadków i urazów zajmują się się osobami które trafiły do szpitala z powodu zatruć wywarami bądź roślinami. Trafiają się pacjenci z wysypkami, wymiotami, jak i niekontrolowanym chichotem.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wychodziło na to, że mieli ze sobą coś wspólnego, choć jeszcze nie byli tego świadomi. Max nie skupiał się zresztą zbytnio na odkrywaniu tajemnic charakteru pani doktor, bo myślał tylko o tym, jak wynieść się z tego łóżka w najkrótszym możliwym czasie. Mimo, że był dorosły, to nawet on miał na tyle rozsądku, by nie wypisywać się na żądanie, bez poznania całego obrazu sytuacji. -Żeby tylko. - Prychnął, uśmiechając się lekko. Nie mieli czasu, ani też nie znali się na tyle dobrze, by opowiedział jej o swoim życiu, ale cieszył się, że ktoś tak normalny jest przypisany do jego przypadku. -Raczej kusi mnie rozszerzenie jego pola działania. Lubię komplikować sobie życie. - Zażartował jeszcze, a nim zdążył się skrzywić i jęknąć, że żadnego usuwania nie chce, Thalia już działała swoją magię. Max bardzo dobrze znał to nieprzyjemne uczucie, jakie powodowało to konkretne zaklęcie. Po raz pierwszy miał z nim do czynienia, gdy Felek odtruwał jego organizm, a kolejne użycia wcale nie bywały bardziej znośne. Max zacisnął więc mocno powieki licząc na to, że ten dyskomfort jak najszybciej minie, choć odruchowo wbijał paznokcie w swój bok, by przenieść skupienie na zupełnie inne bodźce bólowe. -Yhym... - Wydusił z siebie, starając się skleić jakieś zdanie, choć odpowiedział jej dopiero, gdy całkowicie zakończyła zaklęcie. -Interesuję, to trochę mało powiedziane, ale tak. - Jego szmaragdowe ślepia rozbłysły, co nie wróżyło rozmówczyni szybkiego końca konwersacji. -Od zawsze wprowadzałem modyfikacje i próbowałem coś pokombinować. W skrzydle szpitalnym byłem stałym klientem, bo jednak dojście do czegoś nie jest łatwe. - Łobuzerski uśmiech świadczył o tym, że mimo wszystko coś tam mu wyszło i te eksperymenty nie poszły na marne. Fakt, nie żałowałby ani minuty spędzonej w szpitalnym łóżku, gdyby tylko mógł tam od razu modyfikować receptury, pozbywając się tych elementów, które prowadziły do jego chwilowej niedyspozycji. -Czystek do brednia. Znaczy faktycznie ma jakieś tam właściwości, ale dość znikome. Są lepsze i skuteczniejsze składniki. Do regeneracji dałbym coś tłustego i odżywczego. Ślaz, a może wątrobę traszki.... - Zaczął myśleć na głos, żałując, że nie ma przy sobie swojego notatnika, bo mógłby zdecydowanie lepiej poprowadzić panią doktor w odpowiednim kierunku. Co prawda nie miał pojęcia, jaki efekt chciała uzyskać, ale składniki jakie wymienił na pewno nie powinny zaszkodzić w jej badaniach. -Może. - Podkreślił to dość kluczowe słowo, nim przeszedł do tego, co bardziej interesowało go niż kolor skóry, z którym jakoś na pewno by sobie poradził. -Co to znaczy, że będziemy musieli poczekać? Ile będziecie mnie tu trzymać? - Musiał wiedzieć, bo od tego zależało naprawdę wiele, jeśli nie wszystko, w tym momencie. -Niedawne choroby? Zależy jak bardzo niedawne. - Prychnął, nie mając pojęcia, co kobiecie powiedzieć, ale czuł, że znowu robi mu się niedobrze. -Niedawno przeszedłem dość mocny detoks, ale poza tym chyba nic mi nie było. Chyba, że coś złapałem, jak byłem osłabiony. - Postawił na trochę szczerą, ale jednak raczej ogólną odpowiedź, zapadając się w poduszki, gdy doktor Heartling wprowadzała do jego żył eliksiry. -Jak nie zrobię tego sam, będziecie mieli tu nalot w trybie ekspresowym, oszczędzę wam tego, jeśli serio nie umieram. - Uśmiechnął się do kobiety. Znał swoich bliskich na tyle, że potrafił przewidzieć ich reakcje i chyba jednak sam wolał przekazać te wieści. No chyba, że akurat miało się okazać, że wyjdzie za niedługo, to uważał, że w ogóle nie ma co innych martwić.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Thalia S. Heartling
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,65m
C. szczególne : czarny tatuaż armband na prawym przedramieniu || zapach miodu, szpitala i kawy
Mieli dokładnie ten sam cel – on chciał się wynieść ze szpitala, a i ona chciała móc go wypisać i pozwolić mu odejść z wypisem w ręku. Sęk w tym, że leczenia jeszcze nie skończyła i zamierzała zrobić wszystko, by zatrzymać go na obserwację. Lata doświadczenia – i niestety błędy, których miała nigdy nie zapomnieć – nie pozwalały jej wypuszczać pacjentów szybciej niż była na dwieście procent przekonana, że to bezpieczne. Pozwalała mu mówić i słuchała z ciekawością co miał do powiedzenia. Zawsze starała się przynajmniej sprawiać wrażenie, że słucha pacjentów, choć czasem skupiała się na swojej pracy tak bardzo, że łapała się na nie kodowaniu słów swoich pacjentów. Zawsze jednak udawało się z tego wybrnąć. Teraz jednak słuchała uważnie, gdy mówił o swoim zainteresowaniu. Zawsze lubiła słuchać, gdy ktoś mówił z takim entuzjazmem, jednocześnie też była świadoma, że skutecznie odwróciła jego uwagę od nieprzyjemnego zaklęcia. Takie rzeczy również były ważne w opiece nad pacjentem, więc doskonaliła je każdego dnia. — To prawda, nie jest to łatwe — odparła i naprawdę wiedziała o czym mówiła. Poświęciła wiele, żeby być w tym miejscu, w którym się obecnie znajdowała. Być może znacznie więcej niż musiała, ale chyba zawsze taka była. Dająca z siebie wszystko i z czasem jeszcze więcej. Nie żałowała, chyba, nie była tak właściwie pewna, za to wciąż głodna sukcesu i to jednego z tych większych. Niezdrowe ambicje już dawno stały się jej najlepszym przyjacielem. Skrzywiła się. — Nie przepadam za ślazem — całe szczęście wnętrzności nie robiły na niej większego znaczenia — Z wątrobą może spróbuję — zapewniła, jak tylko znajdzie trochę czasu, o który było u niej niespecjalnie łatwo. Zamilkła na chwilę, gdy zaczęła go jeszcze osłuchiwać, a potem poinstruowała stażystę co ma przygotować i na co zwracać uwagę, starając się ignorować jego niekompetencje, w jej mniemaniu – zbyt duże. Sama jednak często była nazywana robotem i choć do robota było jej daleko, to dla nieznajomych faktycznie mogła sprawiać takie wrażenie. — Przez noc, z nadzieją, że zmienisz kolor — odparła jakby nigdy nic, zapisując zalecenia na pergaminie jego karty — Jasne, jakbyś zmienił zadnie, daj znać — powiedziała, zawieszając na nim spojrzenie swoich ciemnych tęczówek. Nie zamierzała go przekonywać i zdecydowanie nie miała do tego prawa, chyba, że sytuacja faktycznie by tego wymagała. Uważała jednak, że wsparcie kogoś bliskiego było ważne. Szybko jednak odgoniła natrętne myśli, że teraz chyba nie miała takiej osoby poza rodziną. Cóż, to nie był ani czas, ani miejsce by o tym rozmyślać, choć nie zamierzała specjalnie do tego wracać. — Detoks? — podłapała, i choć nie zamierzała wchodzić w niczyje życie, to odpowiedni wywiad medyczny był kluczowy dla skutecznego leczenia. Spojrzała na niego uważnie, jakby próbując przejrzeć go na wylot, bo jeśli miał coś w krwi i jej tego nie powiedział… Musiała mieć w takim razie pewność, że wyciągnęła z niego absolutnie wszystko.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Musiał przyznać, że tym tematem kobieta skutecznie osiągnęła swój cel. Max, zamiast myśleć o nieprzyjemnych procedurach szpitalnych, zaczął analizować w głowie wszelkie możliwe składniki, które mogłyby pomóc uzdrowicielce osiągnąć zamierzony efekt i szczerze był ciekaw, czy jego przypuszczenia jakkolwiek były trafne. Nie miał ze sobą notatek na całe szczęście, bo gdyby tak było, zapewne nie ułatwiłby jej wykonywania obowiązków, chcąc sięgnąć od razu po odpowiedni strony, z których mógłby wyciągnąć najtrafniejsze dla niej propozycje. -Czemu? - Zapytał ciekaw, skąd u Heartling ta awersja do ingrediencji. Nie zwracał uwagi na to, czy powinien skoro ledwo się znali, po prostu był w swoim świecie i skoro mógł przeprowadzić sensowną dyskusję z kimś, kto jakkolwiek się na temacie znał, nie chciał tej okazji zmarnować, a kobieta na głupią nie wyglądała i po jej słowach miał wrażenie, że wie o czym mówi. -Najlepsze przychodzą zawsze do Dearów pod koniec miesiąca. Warto poprosić o odłożenie kilku tłustych sztuk. - Wyszczerzył się do niej już samemu wiedząc, że ze swojej rady skorzysta, bo zdał sobie sprawę, że musi ponownie uzupełnić swój arsenał, który przez wzgląd na pracę chłopaka, topniał jeszcze szybciej niż zwykle, a to oznaczało wieczne wydatki na składniki. -I to jest dopiero dobra wiadomość! - Szczerze się ucieszył na wieść, że nie będzie musiał gnić w szpitalnym łóżku dłużej niż jedną noc. Miał nadzieję, że jego skóra szybko wróci do poprzedniego odcienia, a on będzie mógł nie tylko stanąć ponownie nad kociołkiem, ale i ponadrabiać społeczne zaległości, jakich sobie narobił przez tę niespodziewaną, choć zdecydowanie edukacyjną podróż. Westchnął mimowolnie, gdy spytała o detoks, choć wiedział, że musi pociągnąć temat. -Brałem ayuchascę kilka dni temu. A od kilku miesięcy schodzę z mugolskich używek. - Przyznał, bo choć dragów wiernie nie brał, to jednak przez czas używania zdecydowanie wpłynęły na jego organizm, a że raczej sam się nie testował profesjonalnie, bo unikał lekarzy jak mógł, to może warto było zaryzykować i uzyskać jako taki obraz sytuacji swojego ciała.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Thalia S. Heartling
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,65m
C. szczególne : czarny tatuaż armband na prawym przedramieniu || zapach miodu, szpitala i kawy
— Kiedyś mnie uczuliło i najwyraźniej mam głęboko zakorzeniony uraz — wzruszyła ramionami, może oczekiwał wielkiej historii, która odpowiedziałaby na wszelkie pytania, ale prawda była bardziej rozczarowująca. Nie było to też nic osobistego, by nie odpowiadać, więc nawet nie mrugnęła okiem, kiedy słowa padały z jej ust. Uniosła wzrok na chłopaka, uświadamiając sobie, że naprawdę miała do czynienia z pasjonatem eliksirów. Sama niekoniecznie mogła się tak nazwać, ale kompletnym laikiem i ignorantem również nie była. Nie mogła, stale się kształciła w zakresie szeroko pojętej medycyny i choć najlepiej czuła się w zaklęciach leczniczych, to jednak nie bez powodu brała dyżury na dwóch oddziałach i nie bez powodu jej na to w ogóle pozwolono. Nie była to częsta praktyka, ale najwyraźniej jej kompetencje były wystarczające i nie dało się ukryć, że aplikację miała całkiem pokaźną. Pozostałe sznurki pociągnęło jej nazwisko. — Zapamiętam, długo mnie tu nie było, ale myślę, że nie pomylę trasy — odparła i założyła jeszcze na nos okulary diagnostyczne, które mogły jej dać nieco lepszy obraz sytuacji, którą i tak już całkiem sobie ułożyła. W międzyczasie przybiegł też do niej asystent z wynikami analizy krwi chłopaka, na co tylko skinęła głową i wsadziła kawałek pergaminu do jego kartoteki – która wskazywała na to, że to wcale nie była jego pierwsza wizyta w szpitalu. — Nic nie wskazuje na to, by twoja skóra nie miała wrócić do normalności, ale niektóre skutki pojawiają się po czasie, więc zatrzymam cię na obserwacji, zwłaszcza biorąc pod uwagę żołądkowy incydent sprzed kilku minut — powiedziała, wyjaśniając skąd potrzeba zatrzymania go na minimum noc w szpitalnym łóżku. Wszyscy pacjenci mieli wszelkie prawo wiedzieć co, jak i dlaczego, tak więc odpowiadała na wszystkie pytania cierpliwie i dodawała też kilka słów od siebie. Czasem nawet próbowała się postawić na ich miejscu, ale prawda była taka, że taki dzień nigdy nie nadejdzie, zawsze będzie wiedziała co jej robią i dlaczego bez dodatkowych pytań, nie bez powodu medycy uchodzili za najgorszych pacjentów, całe szczęście miała odporność pegaza. Skinęła głową na jego słowa, postanawiając poddać go jeszcze kilku testom toksykologicznym. Nauczyła się nie ufać całkowicie pacjentom i chciała mieć pewność, że nic więcej nie było. Magiczne testy były całe szczęście szybkie i bezbolesne. Więc zleciła wykonanie ich całkiem dyskretnie. — Zrobimy jeszcze szybki test, żeby mieć pewność, że w twoim organizmie nic nie zostało, doskonale wiesz na pewno jak niektóre składniki mogą na siebie oddziaływać, nie chciałabym cię tutaj reanimować, bo coś pominęliśmy — powiedziała, nie kłamiąc, choć może nie mówiąc całkiem prawdy. Była ostrożna w swojej pracy, choć równocześnie nie bała się ryzykować, choć to drugie tyczyło się innych przypadków, bardziej ekstremalnych.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Skinął głową, dając tym samym znak, że rozumie i nie będzie ciągnął tematu. Sam co prawda chyba nie miał odrazy do żadnego składnika, mimo że wiele próbowało już go zabić, ale wiedział, że jeśli chodziło o eliksiry, jest niereformowalny i nie może każdego człowieka mierzyć swoją miarą. -I co mówią? - Ruchem głowy wskazał na wyniki, które przyniósł asystent. Nie zwracał uwagi na okulary diagnostyczne, bo akurat stan swoich kości i organów wewnętrznych mniej więcej znał. To krew nastolatka zawsze była tym, co niosło najwięcej niebezpieczeństwa i mogło doprowadzić go do zguby. Aż skarcił się w myślach, że zaprzestał regularnych kontroli, których kiedyś tak mocno pilnował. Co prawda obecnie bardziej pomyślał o tym pod kątem uwarzenia hematografowego, którego dawno nie gościł w swoim kociołku, ale był to lepszy powód, niż żaden. -Super. Noc to nie tak źle, a jeśli mam przestać przypominać avatara, to jestem w stanie tyle przeżyć. Macie tu jeszcze te kanapki z klopsikami w bufecie? - Heartling pocieszyła go tymi wiadomościami. Co prawda nie uśmiechało mu się tu zostawać na całą noc, ale wolał to, niż jakikolwiek dłuższy pobyt, więc przyjął tę wiadomość pozytywnie, myśląc od razu o jutrzejszym posiłku. -No jasne. Rób, co do Ciebie należy, ale po wszystkim, chciałbym rzucić okiem na swoją kartotekę. Mam do tego prawo, prawda? - Zdecydował w przypływie chwili, bo nigdy wcześniej specjalnie się tym nie interesował. Wychodził ze szpitala i uznawał temat za zamknięty, a teraz.... Teraz wszystko wyglądało inaczej i chciał mieć lepszy obraz nie tylko obecnej sytuacji, ale i tej jednej, konkretnej, która do teraz spędzała mu sen z powiek. +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Thalia S. Heartling
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,65m
C. szczególne : czarny tatuaż armband na prawym przedramieniu || zapach miodu, szpitala i kawy
— Że miałeś szczęście — odparła do chłopaka i ciepło się uśmiechnęła — Więcej ostrożności na pewno nie zaszkodzi — dodała jeszcze. Pracując na oddziale zatruć eliksiralnych naoglądała się już wielu paskudnych skutków pomieszania ingrediencji, więc mogła śmiało powiedzieć, że jej pacjent w istocie miał szczęście. Eliksiry nie były łatwą sztuką, wymagały uważności i skupienia, o czym świadczył pełen oddział, na którym właśnie się znajdowali. Jej praca również tego wymagała, zawsze jednak chciała się zaśmiać, gdy musiała mówić formułki o zdrowym trybie życia, podczas gdy dziewięćdziesiąt procent uzdrowicieli było przepracowanych ponad siły. Czasem miała wrażenie, że przypominała robota, czasem nawet tak ją nazywano. — Powinny być, poproszę salowego skrzata, by je przyniósł — powiedziała, składając ostateczny podpis na jego szpitalnej kartotece i przejrzała ją jeszcze, by upewnić się, że nie wkradł się żaden błąd. Zamierzała poczekać na nowe wyniki, ale nie musiała tkwić cały dyżur przy jego łóżku, prawdę mówiąc nawet niespecjalnie mogła. Oceniła sytuację jako uzdrowicielka, a teraz opieka przypadała asystentom i stażystom. Ona natomiast miała kolejne obowiązki. — Oczywiście — wręczyła mu kartotekę podpisaną jego nazwiskiem — Nawodnimy cię i pozbędziemy się nieprzyjemnych objawów, reszta natomiast należy już do ciebie — powiedziała, bo jeśli nie chciał tutaj za szybko wracać, przyda się zwracać uwagę na własne zdrowie. W życiu miało się tylko jedno, a ona była wielokrotnie świadkiem przykrych konsekwencji momentu, gdy zdrowia zaczynało brakować. — W razie gdybyś mnie potrzebował, poproś kogoś by po mnie posłał, ale wolałabym bez niespodzianek — powiedziała w pożegnaniu, licząc na to, że nagle nie będzie musiała przeprowadzać reanimacji na młodym chłopaku i postawiła pierwszy krok w wirze pozostałych obowiązków, które w pełni ją pochłoną przez resztę dyżuru.
Oddziałowy ze zmęczeniem wymalowanym na twarzy wręczył maksowi teczkę pacjenta i powiedział tylko "oddział zakaźny" nim udał się zajmować innymi sprawami. Rola praktykanta czasem jest ciekawa, czasem nudna jak flaki z olejem, każdą jednak trzeba przyjąć i każdym się zając w miarę swoich możliwości - taka rola uzdrowiciela. Kiedy pojawił się we wskazanym miejscu, na łóżku leżał jego pacjent, zajęty wysoką gorączką, z zielonkawym odcieniem skóry, jęczał coś o tym, że jest wielkim i znanym kucharzem, ale może to omamy? W jego folderze Maks mógł znaleźć informacje o tym, że coś zjadł, źle się poczuł, wypił jakiś eliksir, który żona kleciła mu na szybko i poczuł się jeszcze gorzej.
| prowadzi Atlas
______________________
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max zdecydowanie nie zamierzał dyskutować z tym, co miał robić, w końcu musiał przekonać się, jak wszystko wyglądało, jak wszystko działało, mając świadomość, że mogli go wysłać w każdej chwili na każdy możliwy oddział. Dlatego też nie marudził, prędko sprawdzając kartę, jaką mu podano, zdając sobie sprawę z tego, że to było niesamowicie mało, aczkolwiek z drugiej strony zielonkawy odcień skóry jego pacjenta mógł mu coś jeszcze powiedzieć. Wiedział jednak, że stawianie pospiesznej diagnozy jedynie na podstawie swoich podejrzeń, nie było niczym dobrym. Dlatego też musiał dowiedzieć się czegoś więcej od swojego pacjenta, wiedząc, że nie może podać mu na chybił trafił eliksirów. Już raz pomylił się w czasie kursu i nie wyglądało to najlepiej, wolał więc uniknąć podobnych sytuacji. - Jest mi pan w stanie powiedzieć, co dokładnie zjadł? – zapytał spokojnie, starając się dotrzeć do pacjenta, nie mając całkowitej pewności, czy ten w ogóle kontaktował, co próbował również teraz ustalić. Jeśli okaże się, że ten z powodu gorączki był nie responsywny, będzie należało przejść do innych sposobów badania, starając się działać na podstawie skutków, nie znając jednak przyczyn ich wystąpienia. Strzelanie w ciemno było bowiem, cóż, tylko strzelaniem w ciemno. Niczym dobrym.
Pacjent miotał się, spocony, omamiony gorączką, z trudem skupiał na uzdrowicielu swoją uwagę. - Słabo mi, słabo... - wyjęczał.- Robiliśmy dania na bankiet. Kilka... kilka prostych potraw... kuropatwę z bulwą wnykopieńka... półmisek serów z dżemem z leśnych owoców... - mamrotał nazwy dań i przysmaków w takiej malignie, że trudno było powiedzieć, czy to potrawy, które przygotowywał, czy recytuje swój przepiśnik. Warto było jednak wysłuchać co w tej kuchni się działo, być może była tam jakaś podpowiedź? Męczył te słowa jakby nie mógł ich z siebie wydusić, kiedy nagle do pomieszczenia wpadła zapłakana kobieta, krzycząc wysokim szeptem: - Och Arnold! Arnold! - była niezwykle poruszona, choć bardzo starała się zachować ciszę, to wstrząsały nią spazmy płaczu. Dopadła do łóżka zielonkawego mężczyzny i chwyciła go za rękę- Doktorze! Ja go zabiłam? - płakała, patrząc na Maxa.
Rzuć k6: Parzyste - udaje Ci się uspokoić kobietę i możesz wysłuchać ostatnich dwóch potraw, jakie przygotowywał kucharz: homary z owocami morza, kukumbatie z morelami i nadziewane ślimakami grzyby Nieparzyste - jej histeria zaczyna się rozkręcać, płacze coraz głośniej, dorzuć jeszcze k6: parzyste - udaje Ci się zrozumieć z jej płaczu, że dała mu coś z rdestem ptasim, czystkiem i miętą, nieparzyste - mówi, że to był eliksir w kolorze brązowym
______________________
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Wnykopieńki? Max pospiesznie zrobił rachunek sumienia, starając się przypomnieć sobie, czy była to roślina, na którą powinien zwrócić szczególną uwagę, ale znajdowała się w kategoriach niegroźnych. Wiedział, że czasami stosowało się ich bulwy w eliksirach, nie był pewien, do czego dokładnie służyły w kulinariach, ale nie spodziewał się po nich niczego nadzwyczajnego, o ile oczywiście jego pacjent nie miał uczulenia. To było również możliwe, więc starał się odnotować wszystko, co od niego usłyszał, zanim zabierze się do dalszych działań. Chciał go zbadać, gdy do pomieszczenia wpadła żona mężczyzny i zaczął się problem i lament. Miał świadomość, że musiał ją uspokoić, chociaż jednocześnie wiedział, że do tej pory radził sobie jedynie z innymi przypadkami, było to więc zdecydowanie trudniejsze. Poprosił ją, żeby usiadła, żeby faktycznie złapała głębszy oddech i dodał, że musi wiedzieć wszystko o tym, co pacjent spożywał, z lekkim zdziwieniem marszcząc brwi, gdy pośród narastającej histerii, jakiej nie umiał do końca opanować, padły trzy składniki. Rdest ptasi, czystek i mięta. Ich opis pasował właściwie do jednego z eliksirów, ale Max szczerze wątpił w to, żeby to było właśnie to. Nie mieliby wtedy takich efektów, a on nie musiałby starać się zapanować nad kobietą. - Proszę posłuchać, to bardzo ważne, żeby powiedziała mi pani, czym był ten napar. To nie był eliksir po-zatruciowy, prawda? Nie miał mlecznej, lekko mętnej barwy? – zapytał, starając się ustalić, z czym właściwie miał do czynienia, bo równie dobrze mogło okazać się, że to było właśnie to, przynajmniej w zamiarze, a z jakiegoś powodu zawierało jakiś inny składnik albo cokolwiek poszło źle w procesie przygotowania wywaru. Gdyby tak było, mieliby problem, tym bardziej jeśli to coś weszło w reakcję ze spożytym wcześniej powodem tego całego zatrucia.
Kobieta zapłakiwała się, ale usiadła tak, jak kazał jej uzdrowiciel, choć zaraz ze skrzypnięciem przysunęła krzesło do łóżka, by znów móc trzymać swojego męża za rękę. Pomiędzy szlochem i informacją o składnikach eliksiru, wciąż powtarzała, że go zabiła, że go zabiła i żeby Max go uratował. - Tak! - wykrzyknęła, zapominając, że ma być cicho, po czym poprawiła się zaraz i dodała głośnym szeptem- Tak! Był mleczny! Moja babinka Anatolia zawsze mówiła, że na ból brzucha najlepszy jest ten mlecznobiały! - otarła niedbale łzy wierzchem dłoni, po czym przetarła spoconą twarz majaczącego męża. - Doktorze, doktorze, ale dlaczego on jest zielony? - zajęczała- Czy wydobrzeje? czy ja go zabiiiłaaam..?! - ścisnęła rękę mężczyzny jeszcze mocniej- Wszystko było w porządku, gotował sobie gotował, próbował tych głupich dań, aż tu nagle bum! Trach! Cały zzieleniał i mówi, że mu niedobrze! - pisnęła- Zupełnie jak ten homar. Pewnie był zepsuty!
______________________
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max zmarszczył lekko brwi, zdając sobie sprawę z tego, że w takim razie problem musiał znajdować się jednak w tym, co mężczyzna spożył. Nie mogło chodzić o wnykopieńki, ale skoro ten przygotowywał więcej potraw, zapewne znalazło się tam również coś, co mogło dać taki efekt. Coś, co znał i właściwie miał to już na końcu języka, chociaż z rytmu wybijała go kobieta, która wciąż wyraźnie histeryzowała i był w stanie ją zrozumieć. Wiedział, że ludzie w takich sytuacjach z reguły tracili cierpliwość, tracili zdolność logicznego myślenia, zachowywali się, jak pijani i oskarżali się o wszystko. Nim spróbował ją uspokoić, padło w końcu słowo, które powiązało wszystko w jego głowie w logiczną całość. - Homar? W takim razie obawiam się, że musiał to być langustnik ladaco. Wysoka gorączka oraz kolor skóry pani męża to potwierdzają, a skoro faktycznie przygotowywał danie zawierające takiego skorupiaka, to nie ma już właściwie wątpliwości, że to jest powód jego stanu. To nie pani wina - powiedział pospiesznie, niemalże katalogowo przerzucając w głowie wszystko, co wiedział o zatruciu ladaco. - Jeśli od razu wdrożymy leczenie, po trzech dniach pani mąż powinien wrócić do pełni zdrowia - dodał spokojnie, wertując wszystkie znane sobie zaklęcia, odrzucając te, które by mu teraz nie pomogły. Pozbyć się toksyny, zbić gorączkę, posłać po eliksir regenerujący, upewnić się, że pacjent ma się dobrze i nie ma innych skutków ubocznych.
Chory przewrwacał się z boku na boj, jęcząc, że mu tak bardzo źle. Powtarzał, że to był homar, a nie ladaco, ale żona już niemal trzęsła się jak galareta. - Ladaco? Ladaco?! - jęknęła - Czyli to nie ja go zabiłam?! - znów się rozpłakała, tym razem łzami szczęścia. Max prawidłowo przeprowadził wywiad, na tyle na ile pozwalały dość chaotyczne warunki i rozpoznał, że skoro chodziło o owoce morza i stworzenie, które miało być homarem, a którego konsumpcja doprowadzała do zzielenienia, to musi być podstępny langustnik. - Och doktorze, prosze mu pomóc! On tak bardzo cierpi... - patrzyła na swojego Arnolda z miłością w spuchniętych od płaczu oczach.
Opisz jakie zastosujesz środki, by ulżyć cierpiącemu, teraz, jak już wiesz co mu dolega. Z jakiegoś powodu eliksir przeciw-zatruciowy nie pomógł, musisz znaleźć inny sposób.
______________________
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
- Zatrucie Ladaco brzmi jedynie paskudnie, ale nie jest aż tak groźne, jak może się wydawać - zapewnił kobietę, starając się brzmieć jak najspokojniej, bo wiedział, że jeśli za chwilę znowu będzie mierzył się tutaj z napadem histerii, to nie skończy się dobrze dla nikogo. Nie wiedział jedynie, jak miałby wpłynąć na kobietę, więc zapewnił ją jedynie, że teraz wszystko będzie już pod kontrolą. Musiał jednak zastanowić się, co miał zrobić w kwestii wydobycia toksyn z organizmu pacjenta, bo skoro eliksir po-zatruciowy był dokładnie taki, jak być powinien, należało znaleźć inne rozwiązanie i dowiedzieć się, co mogło być przyczyną niepowodzenia. - Czy pani mąż nie ma przypadkiem uczulenia na któryś ze składników eliksiru, który mu pani podała? - zapytał spokojnie, chcąc jeszcze to ustalić, spisując jednocześnie zlecenie na eliksir regenerujący, bo ten był mu koniecznie potrzebny. Musiał jednak dodać do niego coś jeszcze. Zaczął jednak od rzucenia caliditas, które następnie doprowadziło do rzucenia COEUR BLESSÉ, wiedząc doskonale, że musieli zbić i pacjenta wysoką gorączkę, by przywrócić mu siły i spokój, jakiego teraz mu brakowało. - Nie mam pewności, dlaczego eliksir nie zadziałał na pani męża, ale istnieją inne sposoby na oczyszczenie jego ciała z toksyn. Oba są nie do końca przyjemne, bo możemy skupić się na zaklęciach albo na innych eliksirach, które są nieco bardziej wymagające. Chcę jednak, żeby zdawała sobie z tego pani sprawę - powiedział, wahając się, czy posłać po eliksir dictum, czy może jednak użyć sugervirus, które było równie miłe, co mikstura.
Kobieta wpatrywała się w niego zaczerwienionymi, wielkimi oczyma, ściskając w dłoniach rękę męża nerwowo. Wydawała się chłonąć każde jego słowo. Kiwała głową, zgadzając się ze wszystkim co mówił, choć bardziej w odruchu, niż rzeczywiście rozumiejąc i zgadzając się z jego słowami, bo nie miała pojęcia o zatruciach. Była tylko czaro-fryzjerką, na brodę Merlina. - U-uczulenie? Nie wiem... - powiedziała cicho i spojrzała na męża- Nigdy nie miał żadnych uczuleń... ale skoro... skoro eliksir nie zadziałał, to może być dlatego? - jej pytanie kryło w sobie tak wiele nadziei na to, że to nie jest tak skomplikowane i niespotykane, że szybko da się go postawić na nogi. Wpatrywała się w mężczyznę, który pod wpływem zaklęć zaczął się uspokajać, przestał się tak pocić i wyglądał na mniej cierpiącego niż chwilę temu, powstrzymując się przed rzucaniem po łóżku. - Dobrze. - powiedziała z zaciętą miną - Skoro może mieć alergię na coś w eliksirze, to może... może niech Pan spróbuje zaklęciem. - miauknęła błagalnie, nie wypuszczając palców męża z dłoni.
______________________
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max nie był na tyle biegłym uzdrowicielem, by móc jednoznacznie stwierdzić, że z pewnością było to jakieś uczulenie, być może nowe, być może dopiero co nabyte. Podejrzewał, że mogło chodzić o połączenie toksyny z eliksirem, że być może coś źle na siebie wzajemnie wpływało, może coś się wykluczało, co wcale by go nie zdziwiło. Wspomniał o tym kobiecie, prosząc ją również, żeby na wszelki wypadek obserwowali później uważnie pacjenta, czy nie pojawiają się jakieś nowe objawy, czy faktycznie nie występują u niego uczulenia, których wcześniej nie dostrzegali. - W porządku, w takim razie skupimy się na zaklęciach, dla bezpieczeństwa pani męża. Może później pani z nim zostać, wkrótce zjawi się pielęgniarz z odpowiednimi eliksirami, żeby pacjent szybciej wrócił do zdrowia - powiedział, nim ponownie uniósł różdżkę, by faktycznie użyć sugervirus, zdając sobie sprawę z tego, że nie będzie to przyjemne dla pacjenta, ale dzięki temu zaklęciu mógł pozbyć się z jego organizmu toksyn, a dokładnie o to w tej sztuce chodziło. Ponieważ zaś wszystko poszło dobrze, Max mógł odetchnąć ze spokojem i upewniwszy się, że jego pacjent był już stabilny, wycofał się, by wydać ostatnie polecenia, zapewniając, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku.