Znajduje się nieco dalej od błękitnej zatoki i jest zdecydowanie miejscem mniej uczęszczanym, aczkolwiek równie pięknym. Słynie głównie z tego, że można na niej znaleźć naprawdę niesamowite morskie skarby, począwszy od ogromnych muszli, a skończywszy na wartościowych kamieniach. Jedyny problem z tą zatoką jest taki, że dość ciężko jest się do niej dostać. Po drodze może Cię spotkać wiele przygód, niekoniecznie bezpiecznych… Mimo to wielu śmiałków wciąż chętnie zapuszcza się w ten teren licząc na możliwość zarobku na znaleziskach. Rzuć kostką w odpowiednim temacie, by dowiedzieć się, czy udało Ci się dotrzeć do zatoki i co też spotkało Cię po drodze! Zaleca się chodzenie w parach!
zdarzenie losowe:
1, 3 – Próbujesz przejść przez wodę – to niedaleko, trzeba przejść kilkadziesiąt metrów przy skalnej ścianie, a następnie pod wapiennym łukiem. Woda tutaj nie jest głęboka, lecz czasem zdarzają się wiry. Rzuć kolejną kostką: parzysta – niestety wpadasz w jeden z tych wirów i woda porywa Cię ze sobą. Lepiej zawołaj kogoś, by szybko udzielił Ci pomocy! nieparzysta – omijasz niedogodności i udaje Ci się w końcu dotrzeć do plaży w zatoce skarbów. 2 – o dziwo nie napotykasz na swojej drodze żadnych problemów. 4, 5 – Postanawiasz spróbować alternatywnej trasy „od góry”. Znajdujesz wydeptaną ścieżkę i postanawiasz nią podążyć. Po przejściu kilkudziesięciu metrów zaczynasz zastanawiać się, czemu droga przestaje być wyraźnie widoczna na podłożu – czyżby nikt nie dotarł dalej? Rzuć kostką: parzysta – masz szczęście i akurat tego dnia nie spotykasz na swojej drodze żadnego niebezpiecznego stworzenia czającego się w krzakach. Jeśli masz ochotę kontynuować swoją podróż, docierasz do zatoki. nieparzysta – w pewnej chwili słyszysz jakieś ciche warczenie, a może bulgot? Raczej nie masz ochoty się nad tym zastanawiać… Radzę brać nogi za pas! 6 – Poza tym, że prawie depczesz zaplątaną przy brzegu rybę, nie spotyka Cię nic specjalnego w drodze do zatoki. No, może jeszcze nabijasz sobie siniaka, gdy nie zauważasz wystającej skały.
Jeśli uda Ci się dotrzeć na plażę w zatoce muszli, możesz rzucić kostką, by przekonać się, co udało Ci się znaleźć:
Znaleziska:
1 – piękne, rogate muszle piaskowego koloru i średnich rozmiarów. Wybierz tę, która najbardziej Ci się podoba i posłuchaj, jak rozbrzmiewa w niej szum morza. 2 – ogromna, różowa muszla! Masz dziś prawdziwe szczęście. Możesz wykorzystać ją jako wspaniałą ozdobę w mieszkaniu, lub też sprzedać w mieście za jakieś 20 galeonów. 3, 4 – nie jest to twój szczęśliwy dzień i nie znajdujesz nic specjalnego. 5 – w sumie znajdujesz kilka bardzo podobnych muszelek. Kilkanaście? Kilkadziesiąt? Za moment zabraknie Ci miejsca w kieszeniach! Może wolisz przerobić je na bransoletkę lub naszyjnik? W mieście kosztuje to zaledwie10 galeonów, a byłaby to piękna pamiątka lub wspaniały podarek. 6 – znajdujesz zamkniętą muszlę, a po jej otworzeniu wewnątrz znajdujesz… Czy to perła?! Owszem, ale mała i nieco zamglona, więc dostaniesz za nią w mieście maksymalnie 40 galeonów. Zawsze to jakiś zarobek, prawda?
Mabel niesamowicie cieszyła się na wyjazd wakacyjny. Miała nadzieję poznać masę nowych ludzi, z którymi mogłaby utrzymywać kontakt w Anglii. Grecja była bardzo miłą niespodzianką. Uwielbiała klimat śródziemnomorski. Przede wszystkim uwielbiała nadmorskie miejscowości. Większość swojego czasu na takich wakacjach zawsze spędzała na plaży. Tym razem też pierwsze co zrobiła to wybrała się na przechadzkę. Ubrała się w coś letniego. Może powinna zostać i próbować nawiązać znajomości, ale moment przybycia nie był do tego najlepszą okazją. Powinna być opiekunem studentów i uczniów, jak słyszała, ale nie czuła się powołana do tego zadania. W końcu sama skończyła szkołę dopiero rok wcześniej. Nie była dużo starsza od tych wszystkich dzieciaków. Spacerowała zaraz przy morzu. Chciała jednak zwiedzić jak najwięcej nieznanych miejsc. Usłyszała od jednego z turystów, że niedaleko znajduje się zatoka muszli, na której można znaleźć skarby. Mabel przyjmowała każde wyzwanie, więc postanowiła znaleźć to miejsce. Ze wszystkich dróg, które tam prowadziły najrozsądniejszą i za pewne najładniejszą była droga przez wodę. Nie wyglądała na zbyt głęboką. Mabel zdjęła sandałki i zaczęła więc iść wzdłuż skał, podpierając się o nie ręką. Mimo ostrzeżeń turystów udało jej się dotrzeć do zatoki bez żadnych problemów. Plaża była rzeczywiście bardzo zjawiskowa. Na razie nie rozpoczynała poszukiwań skarbów. Usiadła na piasku i wpatrywała się w delikatnie falującą wodę.
Edgar w pokoju nie był najlepszą rzeczą, jaka mogła się przydarzyć Thijsowi podczas wakacji. Zostawiając uczniów na głowie Liama i Fairwya postanowił się szybko ulotnić z hotelu i wybrać na krotki spacer. Uwielbiał spędzać czas na świeżym powietrz i wdychać zapach dzikich roślin. To chyba taki zawodowy fetysz, który zdarzył udzielić się nawet Holendrowi. Spacerując zatoką, z rozmów turystów wyłapał coś o jeszcze jednej, kawałek dalej. Nie musiał zbyt długo myśleć, by dojść do wniosku, że musi się tam wybrać. Liczył, że będzie tam mniej ludzi, a już na pewno, że przypadkiem nie spotka kogoś, kto będzie go męczył, że nie wykonuje swoich obowiązków. Wyciągnął Lordka z kieszeni krótkich spodenek i zapalił papierosa. To niesamowite, że zawsze miały inny smak. Był trochę jak amortencja – zawsze smakowały. Czasem zastanawiał się, dlaczego są tak mało popularne. Z delikatnym uśmiechem na twarzy, wyszedł na ścieżkę obok plaży. Kierując się w stronę Zatoki Muszli, poczuł się nieco zakłopotany, gdy droga zaczęła znikać, aż w końcu została masa niegroźnych roślin. Zza krzaków było słychać szum morza. Dużo bardziej martwiące były szmery w liściach za plecami zielarza. Odwrócił się i podniósł do góry okulary przeciwsłoneczne, by lepiej się przyjrzeć. Coś warczało złowrogo, a z własnego doświadczenia wiedział, że żadna roślina nie wydaje takich odgłosów. Niestety średnio znał się na zwierzętach i nie zależało mu na tym, by to zmienić. Dobrze mu było jako nauczyciel zielarstwa. Rośliny były dużo bezpieczniejsze od zwierząt, więc zamiast zawrócić, ruszył szybko przed siebie w kierunku morza. -Cholera. – mruknął do siebie, gdy wyszedł na plaże, nieco podrapany na nogach. Nawet nie zobaczył piękna otaczającej go zatoki, bo był zbyt zajęty małymi, swędzącymi bąbelkami nad kostką. Westchnął cicho i rozejrzał się dookoła. Pustka panująca na plaży i piękne morze odebrało na moment mowę nauczycielowi. Było po prostu niesamowicie. Z delikatnym uśmiechem zrobił dwa kroki do przodu i dostrzegł dziewczynę siedzącą nad brzegiem. Mabel? Chociaż zdążył już narobić sporo hałasu, to do dziewczyny postanowił się zbliżyć w miarę po cichu. Nie chciał bardziej psuć jej przyjemnego klimatu. Zdjął japonki ze stóp i postawił je na ciepłym piasku. -Hey. – mruknął dosyć cicho i spokojnie, gdy był tuż obok dziewczyny. Bez zbędnych słów, przysiadł się obok niej i przyglądał się delikatnym falom.
Mabel przez moment siedziała z zamkniętymi oczami, wdychając niezwykle czyste, morskie powietrze. Wtedy usłyszała, że ktoś zbliża się do Zatoki. Było tam tak cicho i błogo, że najmniejsze poruszenie się krzaków dało się słyszeć na całej plaży. Dlatego słyszała też "cholera" wypowiedziane z ust tajemniczej osoby. Mabel jednak nie odwróciła się. Jeśli miał ochotę zagadać, to przecież by podszedł. I jak się okazało, tak też zrobił. Kiedy już przysiadł się obok, musiała na niego spojrzeć i szczerze się zdziwiła, jak zobaczyła, że tą osobą był Thijs. Jakoś nie pomyślała o tym, że on też będzie na wakacjach. Co było głupie, w końcu był tam nauczycielem. - Cześć - powitała go z uśmiechem - Miło wiedzieć, że to znajoma twarz tak się tu skradała - powiedziała - Naprawdę piękny tu widok - jak już pewnie Thijs zdążył zauważyć, oczywiście. Spojrzała z powrotem na morze. Pogoda była prześliczna. Słońce pięknie odbijało się w srebrzystoniebieskiej toni morskiej. Od czasu spotkania w pubie nie mieli okazji się spotkać. Dziewczyna wysłała mu sowę od razu w momencie, kiedy dostała pracę w Mungu. Ale przez to była zbyt zapracowana, żeby odwiedzać Hogsmeade w piątki. Nie mogła się doczekać wyjazdu, żeby w końcu odpocząć. Całe szczęście, jej szef był bardzo wyrozumiały i pozwolił jej na taki urlop. - Co to za przekleństwa? Czyżby spotkały Cię jakieś niebezpieczeństwa po drodze? - zapytała, bo od turytów słyszała właśnie, żeby uważać. Jednak jej nic się nie przydarzyło. Była ciekawa, czy miała szczęście, czy te plotki to zwykła bujda. Może Thijs miał inne przeżycia ze swojego spaceru.
Delikatny uśmiech zagościł na twarzy Holendra, gdy Mabel go przywitała. Miło było ją widzieć, tym bardziej, że poza dwoma nauczycielami w pokoju, nie miał tutaj zbyt wielu znajomych. Podkulił nieco kolana i oparł na nich łokcie, wpatrując się w morze przed nimi. Parsknął cicho śmiechem, gdy Francuska wspomniała o skradaniu. –Aż tak było słychać? – spytał i szczerze mówiąc, zrobiło mu się nieco głupio, ale tylko na sercu, bo nie chciał niczego po sobie pokazywać. Może faktycznie powinien od razu ją przywitać z większym entuzjazmem, zamiast powoli podchodzić. -Faktycznie. – odparł krótko. Szkoda tylko, że jego pierwsze wrażenie zostało nieco zniszczone przez krzaki, z którymi niestety musiał się zmagać. Jakby nie można było zrobić zwykłej ścieżki. Chociaż może tak było lepiej. Większość ludzi nie zadawała sobie tyle trudu, by się tutaj dostać, więc było bardzo spokojnie. -Oh, słyszałaś? – złapał się jedną dłonią za głowę i przeczesał włosy. –Nic złego, poza tym, że ścieżka się skończyła. – dodał cicho wzdychając. Historię o dziwnych dźwiękach z krzaków wolał przemilczeć. Na szczęście poza kilkoma, niegroźnymi zadrapaniami nic mu się nie stało. -Jak w pracy? – odkąd się poznali, to nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele. Dziewczyna dostała pracę w Mungu, dzięki czemu uniknęła kolejnego spotkania z Corbijnem. Szkoda, bo ostatnim razem całkiem przyjemnie spędzili wspólny czas w pubie. Myślał czy nie napisać jakiegoś listu, ale ostatecznie nie chciał się zbytnio naprzykrzać. To głupie – wiedział, ale i tak tego nie zrobił. -Co tutaj robisz? – w sensie tu i teraz. Znaczy po części widział… Eh, to pytanie było głupie. Mógł je ładniej przybrać w słowa. Oczywiście, domyślał się, że przyjechała na wakacje, ale ciekawiło go czy była tu z kimś znajomym. Jakie miała plany i co najważniejsze – dlaczego przyszła do zatoki sama.
Mabel zostawiła rzeczy w pokoju zanim ktokolwiek zdążył wejść i wyszła. Nie była pewna, czy byli tam jacyś znajomi. Zakładała, że nie. Nie miała przecież zbyt wielu znajomych w tych terenach. - Tutaj jest tak cicho, że wszystko słychać bez problemu - odpowiedziała - Dlatego zdecydowałam się iść przez wodę. Obyło się bez żadnych przygód - dodała, bo jakoś nie wierzyła Thijsowi, że ta cholera wynikała tylko z kończącej się ścieżki. - Ciężko - odetchnęła, wypuszczając głośniej powietrze - Ale bardzo się cieszę, że się zebrałam w sobie - przyznała. Rzeczywiście była bardzo zadowolona ze swojej pracy. Oczywiście, że nie była łatwa. Praca uzdrowiciela należy wręcz do najtrudniejszych i wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. Nic więc dziwnego, że była bardzo zmęczona i potrzebowała odpocząć. - Dziękuję, jeszcze raz - dziękowała mu już w liście (załóż pocztę : P) wielokrotnie za zmuszenie ją do ruszenia tyłka. Ale zawdzięczała mu to, jak obecnie wygląda jej życie, więc mogłaby to powtarzać jeszcze wiele razy. - Chciałam się wybrać trochę pozwiedzać. Bardzo lubię nadwodne tereny, a to miejsce wydawało się idealne. Ponoć można tu znaleźć jakieś skarby. Masz ochotę ich poszukać? - spytała, entuzjastycznie podrywając się z ziemi i wystawiając rękę w kierunku Thijsa, oferując mu pomoc we wstaniu. Nie żeby jej potrzebował. Po prostu odruchowo chciała pociągnąć go za sobą, tak żeby i on zareagował tak optymistycznie.
PS sorki za poślizg, mam teraz trochę rzeczy na głowie i nie mam kiedy usiąść :c
Faktycznie było cicho. Nie licząc jego wcześniejszych szmerów i ich rozmowy, tylko szum fal rozbijających się nieopodal brzegu, zakłócał spokój. To miłe. Uśmiech sam malował się na jego twarzy, a świadomość, że Mabel siedziała tuż obok sprawiała, że mógł przesiedzieć tutaj cały dzień. Bo czemu nie? Po co zaprzątać sobie głowę zbędnymi problemami, po co konfrontować się z Edgarem, kiedy obok Francuski nie musiał się niczym przejmować. -Zapamiętam na przyszłość. – odparł, zerkając w kierunku, z którego najprawdopodobniej przyszła dziewczyna. Spoko, zapamięta, tylko po co? Ludzie chyba niezbyt chętnie tutaj przychodzili, bo na plaży było pusto. Raczej wątpił, że będzie miał okazję kogoś jeszcze tutaj przyprowadzić podczas wycieczki. Nastawiał się, że to jego pierwszy i ostatni raz tutaj, ale na pewno nie nad samym morzem, do którego miał zamiar kiedyś wejść – niekoniecznie dzisiaj. -To dobrze, bardzo dobrze. Cieszy mnie, że w końcu postanowiłaś robić to co w życiu lubisz. – zabawne. Thijs brzmiał trochę jak jakiś dobry stary znajomy, który wiedział dosłownie wszystko o dziewczynie. Znał jej pasję i zainteresowania. Co z tego, że prawda była zupełnie inna. Niewiele mógł powiedzieć o Mabel. Mało tego, rozmawiali dopiero drugi raz, ale spokój tego miejsca, działał dosyć magicznie na Corbijna. Może cala zatoka była jakoś zaczarowana. Wszystko wydawało się takie łatwe. -Nie ma za co. – odparł, cicho wzdychając. Prawda była taka, że niewiele zrobił. Porozmawiali chwilę i nieco zachęcił dziewczynę do działania. Każdy mógł zrobić coś takiego. Według Thijsa, powinna dziękować samej sobie. W końcu ostatecznie to ona sama, bez żadnych żartobliwych gróźb Holendra zrobiła co prędzej czy później należało. Nieco rozbudził się, gdy dziewczyna spytała o wspólne poszukiwanie skarbów. Jej entuzjazm szybko przeszedł na Thijsa. Na jego nieco zamyślonej, albo zamulonej twarzy wbitej w odległy horyzont, pojawił się szeroki uśmiech. Jasne, chętnie, czemu nie! Złapał ją za rękę i samemu podpierając się drugą, podniósł się. Otrzepał pośladki z piasku i spojrzał na dziewczynę nieco zaintrygowany. -Jakie skarby masz na myśli? – spytał unosząc nieco brwi do góry. Raczej nie chodziło tutaj a zakopaną skrzynię, przez jakiegoś pirata przed tysiącem lat. Nawet jeśli tak, to chyba by w to nie uwierzył. Zresztą nie sądził, że Mebel dałby się wrobić w takie bajki. Rozejrzał się dookoła, ukradkiem zerkając na krzaki, z których wyszedł. Dobra, na szczęście nic go nie śledziło…
Rzeczywiście było to dopiero ich drugie spotkanie i Mabel nawet tego nie odczuwała. Osobie przyglądającej się im z boku mogłoby się wydawać, że znają się już od dłuższego czasu. Chyba czuli się przy sobie całkiem swobodnie i nie musieli ukrywać żadnych swoich wad. Choć wciąż ciążył na nich czar niedawnego poznania, więc zapewne nie zauważali w sobie żadnych większych minusów. Mabel przynajmniej nie doszukała się nic złego w Thijsie. A zwykle zauważa choć jedną ludzką wadę przy pierwszym spotkaniu. Może i każdy mógł zrobić to, co zrobił Thijs, ale jednak nie każdy potrafił się zdobyć na odwagę. Do samego zachęcenia trzeba wykazać się chęcią bycia częścią czyjegoś życia. Thijs pokazał, że nie boi się powiedzieć, co myśli i nie boi się wcinać w jej życie. Większość ludzi pewnie obawiałaby się bycia zbyt nachalnym. W końcu wcale się nie znali. Mabel poczuła potrzebę odrzucenia tej nostalgii i rzeczywiście czerpania radości z tych wakacji. O ile lubiła popatrzeć się bezczynnie w wodę czasami, tak na wakacjach nie lubiła na to marnować zbyt wiele czasu. Dlatego bardzo ucieszyła się, że jej znajomy podzielił jej entuzjazm. Kiedy tylko wstał, puściła jego dłoń i wręcz wbiegła do wody. Wciąż nie miała na sobie sandałów i miała o tyle krótki kombinezon, że nie musiała się martwić o zmoczenie ubrań. Zaczęła grzebać stopami w mule zaraz przy brzegu. Poczuła coś pod prawą stopą i schyliła się, żeby wyciągnąć znalezisko. - Właśnie takie! - wykrzyknęła, pokazując Thijsowi muszlę, którą znalazła. Nie musiała długo szukać, żeby odnaleźć coś ciekawego. Czy to był zwykły łut szczęścia, czy naprawdę na plaży roiło się od skarbów? Niestety jej okrzyk radości szybko został stłamszony. Wychodząc z wody, była tak pochłonięta próbowaniem otworzenia znalezionej muszli, że nie zauważyła jak dno nagle się obniżyło. Musiał to być jakiś dół, który wcześniej szczęśliwie ominęła. Wylądowała z hukiem w wodzie. Upadek był dość spektakularny. Zaczęła lecieć do tyłu i machała szybko rękami, żeby tylko złapać równowagę. Co oczywiście się nie udało. Nie wypuściła muszli z dłoni, więc choć tyle było w tym wszystkim dobrego. Na chwilę mina jej zrzedła, ale jak już doszło do niej, co właśnie się stało, zaczęła się głośno i szczerze śmiać. Nie przeszkadzało jej, że się trochę zmoczyła. Woda zresztą wcale nie była taka zimna. - Obyś miał tylko pół mojego szczęścia - uśmiechnęła się do Thijsa, siedząc w wodzie.
kostka: 6
Ostatnio zmieniony przez Mabel Lorraine dnia Czw Lip 20 2017, 19:12, w całości zmieniany 1 raz
Uśmiechnął się lekko, widząc spory entuzjazm dziewczyny. Miło było widzieć ją w takim stanie. Przynamniej miał pewność, że dobrze bawiła się podczas wakacji, a Thijs jej nie nudził. To dobrze, bo dobry humor Francuski udzielał się i Holendrowi. Chociaż nie robili nic wyjątkowego, to lubił towarzystwo dziewczyny. Skrycie wierzył, że może jej zaufać w wielu kwestiach. Zresztą miał wrażenie, że ona myśli podobnie. Niepozorne piątkowe spotkanie i cała ta sytuacja ze szpitalem zbliżyła ich nieco. Śmiało mógł już nazwać ją przyjaciółka. Uważnie obserwował Mabel, gdy wbiegła do wody. Sam wszedł za nią, chociaż zatrzymał się bardzo blisko brzegu, gdzie woda sięgała mu zaledwie kostek. Uroczo wyglądała rozglądając się za muszelkami. Sam rozejrzał się dookoła i dostrzegł sporo pięknych, niewielkich muszelek. Nawet nie spodziewał się, że może ich być tak wiele. Miał się już po nie schylić i zebrać kilka, by pochwalić się przed dziewczyną, gdy ta upadała. Wszystko inne od razu straciło jakiekolwiek znaczenie i zmartwiony wbiegł głębiej do wody, by ratować dziewczynę. Niestety z tym swoim ratowaniem się nieco spóźnił, bo gdy stanął obok niej, Mabel leżała już cała mokra w wodzie, ale szczęśliwie trzymała w dłoni muszelkę. Przez moment Thijs z jej perspektywy musiał wyglądać przekomicznie. Zmartwiony i zszokowany, odetchnął nieco z ulgą, gdy zaczęła się śmiać. -Uważaj nieco na siebie. – odparł wyciągając do niej dłoń, by tym razem to on pomógł jej wstać. Pokręcił delikatnie głową i roześmiał się rozbawiony. Kamień spadł mu z serca i bez większych zmartwień mógł po prostu roześmiać się z jej nieuwagi. -Tylko pół? Aż tak mi go żałujesz? - zażartował nieco, z teatralnym przejęciem.
Naiwność dziewczyny nauczyła ją, przynajmniej czysto teoretycznie, że ludziom nie powinno się zbyt łatwo ufać. Przede wszystkim, że nie należy nazywać ludźmi przyjaciółmi tylko dlatego, że spędza się z nimi dużo czasu. W gruncie rzeczy przyjacielem może nie być osoba, z którą co dwa dni się chodzi na drinka czy kawę, a właśnie ta z którą widzi się raz na miesiąc. Wszystko zależy od tego, jak się z taką osobą czuje. Bo jeśli wie się, że w każdej chwili jest ona gotowa nam pomóc i że naprawdę zależy jej na naszym szczęściu, to to jest właśnie najcenniejsza z relacji. Dlatego mimo że widzieli się dwa razy, Mabel podświadomie czuła taki rodzaj przywiązania do Thijsa. Czy to była jej głupia naiwność? Być może Thijs skrywał jakiś tajemniczy sekret i w rzeczywistości jest psychopatą z kanibalistycznymi skłonnościami. A może nie było w tym nic niebezpiecznego i ich relacja była najlepszym, co ich do tej pory w Anglii spotkało. Tego na razie nie dało się ocenić, więc Mabel też nie próbowała rzucać określeniami. Było to ze strony Holendra strasznie urocze, że tak się zaniepokoił jej upadkiem. Oczywiście, że mogło jej się stać coś poważniejszego, ale z drugiej strony była też uzdrowicielką, więc właściwie nie było realnego niebezpieczeństwa. Może i nie specjalizowała się w urazach przypadkowych, a w zatruciach od eliksirów i roślin, ale podstawowe zaklęcia znała. Nie mniej, wiadomo że człowiek nie myśli aż tak logicznie w takich sytuacjach. Dzieje się coś, to okazuje emocje. Mabel podała mu rękę, żeby tym razem on pomógł jej wstać. - Dzięki - uśmiechnęła się do niego, wychodząc z wody. Wciąż kurczliwie trzymała w ręku znalezioną muszlę - Nie żałuję, tylko nie chcę Ci musieć składać kości, jak Ty wpadniesz do wody - zażartowała, trochę się z nim przekomarzając. Wygramoliła się na brzeg i podeszła do swojej niewielkiej torebki, którą zawsze miała przy sobie. Nie była zwolenniczką noszenia różdżki w kieszeni spodni, bo zawsze się bała, że sobie odstrzeli jakąś część ciała. Już za dużo naoglądała się takich przypadków w Mungu. Wyciągnęła więc różdżkę z torebki. - Silverto - wymamrotała. Mokre ubrania od razu wróciły do stanu sprzed wywrotki. Odłożyła różdżkę do torebki i ponownie wzięła muszlę. Przez chwilę, bardzo skupiona, próbowała otworzyć to swoje znalezisko, żeby zobaczyć, czy w ogóle znajdzie coś w środku. Trochę zgłupiała. Rzucając Alohomora na muszlę chyba by się tylko ośmieszyła. Podała więc znalezisko Thijsowi. - Pomożesz? - spojrzała na niego, błagającym spojrzeniem. Co jak co, ale tężyzny fizycznej to trochę jej brakowało. Kiedy mężczyzna otworzył muszlę, ich oczom okazała się malutka perła! Oczy Mabel się zaświeciły. Uwielbiała drogą biżuterię i wszystko, co piękne i świeci - Chyba zatrzymam ją na pamiątkę - powiedziała, mimo że dostała by za nią na pewno kilkadziesiąt galeonów - A jak Twoje poszukiwania? - spytała, widząc, że jej upadek oderwał Holendra od rozglądaniem się za drogocennymi skarbami.
-Raczej do tego nie dojdzie. – odparł spokojnie. Musiałby być kompletną ciamajdą i nawet „szczęście” Mabel, nie było w stanie tutaj pomóc. Do tej pory nawet nie zdawał sobie sprawy, że można zrobić sobie krzywdę wchodząc do morza. Lubił wodę i równie mocno lubił pływać. Pewnie nie przejąłby się, gdyby boleśnie upadł. Po prostu zanurzyłby się głębiej i znalazł w tym wszystkim plusy. Wychodząc za Francuską, podniósł kilka mniejszych muszelek i schował je do kieszeni spodenek. Zaśmiał się cicho, gdy Mabel wyczyściła swoje ubrania. Sam niespecjalnie zwracał uwagę na to, że miejscami miał mokre ślady na nogawkach. W niczym mu nie przeszkadzały, a przynajmniej nie tak, jak dziewczynie mógł jej przemoczony strój. W ogóle, gdzie Thjs zostawił swoją różdżkę? Zabrał ją ze sobą czy może wypadła mu, gdy przedzierał się przez krzaki. Poklepał się kilka razy po spodenkach i odetchnął nieco z ulgą, kiedy poczuł w jednej z kieszeni drewniany patyczek. -Pewnie. – odparł rozbawiony otwierając muszelkę. Niektóre zaklęcia faktycznie nie miały prawa zadziałać, ale zabawnie byłoby to zobaczyć. Poza tym liczy się kreatywność i chęci. Muszelka cicho trzasnęła przy otwieraniu, a Thijs dostrzegł małą śliczną kuleczkę. Holendrowi na moment zabrakło słów. Nigdy wcześniej nie miał okazji znaleźć coś takiego. Właściwie to Mabel miała takie szczęście, on tylko wydobył perłę z wnętrza muszelki. Podał ją na dłoni dziewczynie. -Koniecznie. – może to miejsce było zaczarowane, ale i tak nie wierzył, że takie znaleziska zdarzają się zbyt często. Żadna pamiątka, którą mogłaby znaleźć w całej Grecji, chyba nie miała takiej wartości, jak samodzielnie znaleziona błyskotka. -Kiepsko. – westchnął cicho z grymasem na twarzy. Wsunął dłoń do kieszeni i wyciągnął z niej kilka podobnych do siebie muszelek. Nie były zbyt wielkie, ale miał swój urok. Pozbawione jakichkolwiek uszczerbków, nadawały się na pamiątkę równie dobrze co perła. Jakaś ambitniejsza osoba pewnie potrafiłaby je wykorzystać lepiej, niestety z Holendra kiepski był artysta. -Zatrzymam sobie jedną. – dodał, odkładając je na ziemi. Może ktoś inny ucieszy się z jego znaleziska. Zabrał sobie tylko jedną. Schował ją głęboko w kieszeni by przypadkiem jej nie zgubić. -Przejdziemy się? – zaproponował, bo w końcu mieli całą zatokę dla siebie, a przynajmniej na razie. Thijs nie miał zamiaru zbyt szybko wracać do hotelu, tym bardziej, że niedawno tutaj przyszedł. Wciąż mogli znaleźć coś ciekawego, a jeśli się nie uda to przynajmniej miło spędzą czas. Skoro Francuska przyszła tutaj sama, miał cichą nadzieje, że nie miał innych planów.
- Jakby jednak doszło, to byłbyś pod dobrą opieką - powiedziała skromnie, posyłając Thijsowi czuły uśmiech. Też uwielbiała wodę, ale była sobie w stanie wyobrazić jak była niebezpieczna. Może to też było w niej takiego fascynującego. Z pozoru źródło życia, ale niestety niejednokrotnie je też odbierała. To jest trochę jak z końmi. Większość osób je podziwia, w szczególności ten ich majestat, a jednak czują, że nie warto podchodzić, jeśli się nie jest pewnym. Oczywiście, wszyscy oprócz tych idiotów, co to myślą, że łapanie konia za ogon to dobry pomysł. No i tak trochę jest z wodą. Jak piękne by nie było morze, to kiedy odpowiednio mocno zawieje wiatr, może nie być tak cudownie. - Dziękuję - odpowiedziała, kiedy mężczyzna otworzył znalezioną przez nią muszlę - Ale śliczne - przyznała, bo mimo że muszelki znalezione przez Holendra były malutkie i może nie miały takiej wartości jak ta Mabel, ale wciąż były naprawdę zjawiskowe. Na plaży w Anglii takich się raczej nie znajdzie. - Dobrze - zgodziła się, bo siedzenie na plaży jak bardzo odprężające by nie było, zaczynało jej się już nudzić. Zresztą też zaczęło się robić późno. Niebo na to oczywiście nie wskazywało, bo słońce wciąż widniało nad horyzontem i temperatura wcale nie spadała - Co powiesz na spacer w kierunku miasteczka i może zatrzymamy się w jakimś barze? - spytała, choć właściwie nie wiedziała, czy powinna to proponować - Z drugiej strony nie chciałabym pić na każdym spotkaniu - zaśmiała się. Ale czy było w tym coś złego? Dorośli ludzie niestety bardzo rzadko z tego rezygnują przy takich okazjach - Ale też trzeba uczcić początek wakacji, nie uważasz? - miała nadzieję, że Thijs nie będzie miał nic przeciwko temu. - W tamtą stronę idziemy jednak moją drogą - zaśmiała się, przypominając sobie słowa, z którymi Holender wparował na plażę.
-W to nie wątpię. – odparł jak najbardziej szczery. Wierzył w lecznicze zdolności dziewczyny i szczerze mówiąc, w razie potrzeby było gotów zaryzykować i zwrócić się do niej po poradę w pierwszej kolejności. Nie bez powodu dostała pracę w szpitalu, nie wspominając już o jej chęci niesienia pomocy, która swoją drogą była naprawdę niesamowita. Już podczas ich pierwszego spotkania, gdy wspominała o zatrudnieniu się w św. Munugu, Holender odczuł w niej ogromną troskę o ludzkie życie. To dosyć urocze, a co najważniejsze, dobrze świadczyło o dziewczynie. Miała dobre serce i nawet, gdyby Thijs okazał się psychopatą z kanibalistycznymi skłonnościami to nie potrafiłby zrobić jej krzywdy. -To i tak tylko małe muszelki. Nie ma porównania do perły, którą znalazłaś. – raczej nie była to połowa szczęścia, które życzyła mu Francuska. Może jakiś mały jej kawałek, ale nie więcej niż jedna czwarta. Muszelkę wyciągnął raz jeszcze z kieszeni i okręcił kilka razy miedzy palcami. Delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Taka mała i niepozorna pamiątka, wciągu kilku dni miała nabrać ogromnej wartości. Przepełniona przyjemnych wspomnieniami, będzie przypominać mu o Grecji. Przerwa w barze brzmiała całkiem ciekawie, a gdy dodać do tego ochładzające drinki i towarzystwo Mabel nie miał wątpliwości, że będzie to przyjemna końcówka dnia. No, dopóki nie wróci do pokoju. Tam pewnie już czekał Edgar, ze swoim potwornie pesymistycznym nastawieniem. Ehh, kto był tak zabawny i wsadził wszystkich nauczycieli do jednego pomieszczenia. Zaśmiał się, gdy Francuska wspomniała o piciu. Coś w tym było, ale tym razem sprawa wyglądała chyba nieco inaczej. Chyba, bo tak wydawało się Holendrowi, chociaż nie potrafił wytłumaczyć dlaczego tak jest. -Bez przesady, to dopiero drugi raz. – odparł, śmiejąc się, bo brzmiało to tak niewinnie. Drugi raz – przecież to niedużo. Coś takiego mógł pomyśleć ktoś, kto ich nie znał. Nikt poza nimi, nie wiedział, że to ich drugie spotkanie. -Ale bardzo chętnie. – dodał przytakując dziewczynie. Chyba nie tylko początek wakacji mieli do uczczenia. Przynajmniej dla Holendra nie był on tak ważny, jak toast za to wbrew pozorom przypadkowe spotkanie w Grecji. Co z tego, że mogli mieć wolne, gdyby się nie spotkali. Tak, mogli nieco uściślić znajomość. -Nie wróciłbym przez te krzaki. – i nie było mu do śmiechu. Wręcz przeciwnie, wyglądał na dosyć poważnego. Tak bardzo jak lubił rośliny, tak nie miał ochoty ponownie się przez nie przedzierać. Wyraźnie poczuł się, że coś go tam nie chce (prawie jak w pokoju) i nie miał zamiaru temu czemuś przeszkadzać. Zabrał swoje rzeczy i poczekał na Francuzkę i przez morze udali się wspólnie do miasteczka.
Po opuszczeniu pokoju wraz z Rayem podążyłem w stronę brzegu morza - nie musieliśmy konsultować między sobą tej decyzji - w kwestii miłości do wody byliśmy zgodni w stu procentach i gdy tylko warunki atmosferyczne na to pozwalały bez wahania kierowaliśmy nasze kroki w stronę zbiorników wodnych. Tak było i tym razem, lecz ku naszemu zaskoczeniu plaża była totalnie przepełniona, dlatego zdecydowaliśmy się poszukać bardziej odludnego zakątka - żadne z nas nie należało do grupy typowych, smażących się w słońcu plażowiczów. Byliśmy bardzo aktywni i zależało nam na tym by zaznać trochę spokoju. Weszliśmy do wody po kostki i postanowiliśmy obejść wyspę w poszukiwaniu trochę lepszego zakątka - szło nam dość opornie. Szliśmy brzegiem kilkadziesiąt minut, a w międzyczasie niemal nadepnęłam zaplątaną przy brzegu rybę i na dodatek dość mocno uderzyłam się o kawałek skały, którego nie dostrzegłam (nabiłam sobie okropnego siniaka na stopie!). Mimo to było warto! Po długiej wędrówce udało nam się odnaleźć zachwycające, a na dodatek wyludnione miejsce. Rozejrzałam się po zatoce - błękitna woda była niesamowicie czysta, a na plaży leżało mnóstwo przecudownych muszli. - Jak tu pięknie - westchnęłam w zachwycie. W normalnych warunkach najpewniej od razu pobiegłabym do wody, jednakże byłam dość zmęczona przemierzaniem całego brzegu, a na dodatek nie miałam na sobie stroju, dlatego rozłożyłam koc i ukucnęłam na nim. Uśmiechnęłam się do Raya i powiedziałam: - Muszę chwilę odpocząć, jeśli masz ochotę to idź do wody, a ja potem dołączę. Położyłam się na kocu i przymknęłam oczy mając nadzieję, że Arthas nie pobiegnie od razu do wody i pozostanie przy mnie chociaż moment.
Jego największym pragnieniem w tamtej chwili było wejść w końcu do chłodnej, przyjemnej wody. Pływanie, bieganie i chlanie było lekarstwem na wszystko, jednak to ostatnie Ray starał się ostatnio ograniczyć. Nie pił już od kilku miesięcy i tego chciał się trzymać. Jeszcze tylko rzucić palenie i będzie idealnie. Z kolei uzależnienie od sportu było wręcz darem. Ile osób dałoby wszystko, by tylko mieć siłę i motywację, by ruszyć tyłek i wyjść poćwiczyć. Rayenerowi i Vivien brak motywacji nie groził, bo motywowali się nawzajem- kochali pływać i mogliby to robić całymi dniami i nocami. Wystarczyło powiedzieć słowo "woda", by tylko wzbudzić w nich chęć na pływanie. Tak było również podczas pobytu w Grecji, gdzie chwilę po przyjeździe zdecydowali odpocząć nad wodą. Plaża rzeczywiście była zapełniona, poszukiwania odludzia były konieczne. Oczywiście nie mogło się obejść bez przechodzenia kilometrów, by znaleźć odpowiednie miejsce. W dodatku podczas poszukiwań kawałka ziemi Vivi potknęła się o kamień i prawie wywróciła, więc Rayener czuł, że w jego obowiązku jest wziąć ją "na barana" na plecy i kontynuować poszukiwania z dziewczyną na grzbiecie. W końcu znaleźli miejsce, które było idealne. Zatoka, która wręcz mieniła się kolorowymi kamyczkami, które błyszczały się od słońca, oraz złotymi muszelkami zakopanymi w piasku. Wyglądały na dosyć pospolite, ale Ray czuł, że gdyby poszukali dłużej, znaleźliby coś, co ma jakąś większą wartość. Vivi stwierdziła, że chce chwilę odpocząć, a Rayener nie miał nic przeciwko, więc rozłożył się obok niej, położył się i założył okulary na nos, by móc cokolwiek zobaczyć. Słonce ich nie szczędziło, więc ochrona skóry i oczu była obowiązkowa. -Zostanę tutaj z tobą- stwierdził, zakładając dłonie za głowę. -Morze nam nie ucieknie. W każdym razie chyba nie ucieknie. Podróż w te miejsce była długa i wyczerpująca, odpoczynek w tym wypadku był konieczny. Ślizgon dopiero teraz zaczął żałować, że nie wziął ze sobą nic do jedzenia, miał jedynie napój, bo bez picia można było dosłownie wyschnąć. Upały były nie do zniesienia, dlatego chłopak dziękował z całego serca za ogromne skały, które dawały im cień. -Cholera, ładnie tutaj.
Byliśmy z Rayem prawdziwą drużyną - zgraną i niemalże nierozłączną. Iść razem na wódkę? Jasne! Zrobić coś głupiego? Tym bardziej. Wstać o szóstej rano tylko po to, żeby przepłynąć kilometr albo zrobić kilka kilometrów biegiem? Nie ma sprawy, aczkolwiek w przypadku wody zmotywowanie mnie było znacznie łatwiejsze (Abstrahując od tematu - czasami zastanawiałam się czy któryś z moich bardzo odległych przodków nie był trytonem, bo w wodzie czułam się niemal tak dobrze jak na lądzie). Byliśmy zgrani we wszystkim - Ray był moim wsparciem, trenerem, motywacją, a przede wszystkim przyjacielem. I chociaż serce bolało mnie na samą myśl o tym, że nie chce być nikim więcej, to cieszyłam się, że to on, a nie ktoś inny jest najważniejszym facetem w moim życiu. Ucieszyłam się, że zdecydował się chociaż na moment ze mną zostać. Przysunęłam się do niego i oparłam głowę na jego ramieniu rozkoszując się promieniami słońca. Po chwili jednak (tak jakbym czytała mu w myślach) powiedziałam: - W torbie są ciasteczka i kanapki, weź sobie jeśli masz ochotę. Otworzyłam oczy i nie ruszając się z miejsca omiotłam wzrokiem okolicę i po chwili westchnęłam cichutko. Miałam u swojego boku cudownego przyjaciela, leżałam na gorącej plaży, a przed moimi oczami malował się niesamowicie urokliwy widok. Czego chcieć więcej? No właśnie, tutaj zaczął się problem. Chciałam więcej, ale nie miałam odwagi się do tego przyznać.
Vivi wspomniała o jedzeniu, ale w tamtym momencie ślizgon momentalnie przestał mieć na nie ochotę. Gdy był blisko niej, jego myśli niszczyły go psychicznie i nie miał ochoty na nic, jednocześnie mając ochotę na wszystko. Po prostu nie wytrzymywał i chociaż z zewnątrz wyglądał (oraz zachowywał się) całkiem normalnie, w środku walczył z samym sobą. Rayener miał jedną, bardzo ważną zasadę- jeśli z jakąś rzeczą nie możesz nic zrobić, po prostu o tym nie myśl. I ta zasada zawsze działała, gdy coś mu przeszkadzało, coś go męczyło, po prostu wyrzucał to ze swojej głowy i po prostu o tym zapominał. Jego podejście do życia było dosyć specyficzne- nie przejmował się niczym, jednocześnie przejmując się wszystkim. Sprawiał wrażenie wyluzowanego, ale w środku cały czas coś było nie tak. Teraz go męczyło coś większego. Tych myśli nie dało się po prostu wyrzucić z głowy, chociaż niejednokrotnie próbował. Chodziło o jego uczucia do swojej przyjaciółki. Gdyby to zależało od niego, to wyznałby jej wszystko bez żadnego problemu, w końcu nie bał się wyznawania uczuć, był bardzo otwarty. Ale to nie było takie proste, chodzi o to, że Vivi była zawsze tylko przyjaciółką (a raczej AŻ przyjaciółką). Gdyby nie czuła tego, co Ray, cała przyjaźń po prostu by przepadła po jego wyznaniu. Z drugiej strony, jeśli Rayener jej nie wyzna swoich uczuć, nigdy się nie dowie, co się stanie. Będzie się męczył z myślami do końca życia. Zastanawiał się dosyć długo, więc siedzieli w milczeniu, podziwiając morze. Myśli dręczyły go coraz bardziej, najgorzej było właśnie wtedy, gdy dziewczyna była blisko. Po prostu nie wytrzymywał. -Vivi?- Zerwał się, zdejmując z nosa okulary. -Możemy pogadać? To dosyć... ważne?
Troszkę zaniepokoiło mnie milczenie Raya - zaproponowałam mu żarcie, a w przypadku jedzenia niemalże nigdy nie odmawiał. Nie wiem czemu, ale nagle moje serduszko dziwnie przyśpieszyło - to był jeden z tych momentów, gdy wydaje się, że ta druga osoba ma coś do przekazania, ale nie umie tego zwerbalizować. Spojrzałam kątem oka na Arthasa z nadzieją, że na jego twarzy zobaczę jakiś wyraz wskazujący na to dlaczego tak nagle zamilkł, niestety moja nadzieja okazała się płonna, gdyż twarz Raya nie zdradzała żadnych emocji. Westchnęłam cicho i zrezygnowana podniosłam się do pozycji siedzącej, by sięgnąć po kanapkę. Chociaż ciągle odrzucałam myśli dotyczące moich uczuć do Raya i angażowałam się w kolejne przelotne znajomości, to nie potrafiłam całkiem pozbyć się z głowy tego, że to właśnie Ślizgon jest najważniejszym facetem w moim życiu. Zabrałam się za jedzenie odpychając wszystkie myśli na temat moich uczuć do Arthasa - poszło mi to wybitnie sprawnie, bo miałam już dużo doświadczenia w tej materii. Skupiłam moje myśli na takich banałach jak jutrzejszy obiad, nierozpakowana walizka i rozmowa z Courtney i po chwili poczułam się całkiem swobodnie. Kończyłam kanapkę, gdy Ray nagle dość poważnym tonem powiedział, że chce ze mną pogadać. Nagle przeszedł mnie dreszcz zdenerwowania, bo chłopak miał piekielnie poważną minę. Zaczęłam się zastanawiać czy coś się stało - może był chory albo miał jakiś problem? A może... może znalazł sobie dziewczynę? Miałam nadzieję, że nie chodzi o to, bo na samą myśl o czymś takim pękało mi serce. Starając się nie pokazywać zdenerwowania popiłam łyka wody i powiedziałam spokojnym głosem: - Oczywiście, coś się stało? Sama nie mogłam uwierzyć, że tak świetnie gram.
Znał ją na wylot i wiedział, że jej spokojny ton nie jest odzwierciedleniem tego, co dziewczyna przeżywa w środku. Vivi się denerwowała, bo również znała go na wylot i wiedziała, że to, co jej zaraz przekaże, jest bardzo ważne. Uśmiechnął się do niej, pragnąc ją uspokoić. Sam nie wiedział, czy to zadziała. -Spokojnie- zwrócił się do niej, ale chyba bardziej próbował uspokoić siebie. Czuł jak serce zaczyna mu dosłownie łomotać. Cała jego klatka piersiowa unosiła się i opadała. Oby nie było tego widać. -Chodzi o to, Vivi, że chyba się zakochałem, ale kompletnie nie wiem, jak jej o tym powiedzieć. Właśnie pomyślał o tym, że nie musi wszystkiego od razu z siebie wyrzucić, to była dla niego bardzo ważna sprawa, więc musiał się przygotować- oraz przygotować Vivi. Nie mógł jej tak po prostu powiedzieć "zakochałem się w tobie, co z tym zrobisz?". Im bardziej będzie to przeciągał, tym bardziej się uspokoi. Albo i wręcz przeciwnie- tego nie wiedział. Spojrzał na wodę, jakby nad czymś myślał i rzeczywiście zastanawiał się nad tym, jak właściwie miał zamiar jej to powiedzieć. Może za szybko się wyrwał? -Chodzi o to, że znam ją już jakiś czas i bardzo mi się podoba. No i znasz mnie, nie mam problemów z wyznawaniem uczuć, ale przy niej kompletnie się zamykam. Zaczynam się stresować i po prostu nie umiem jej powiedzieć tego, jak bardzo ją kocham. Wiesz Vivi, pomyślałem, że jesteś moją przyjaciółką, no i jesteś dziewczyną, więęęc mogłabyś mi jakoś pomóc? Bo kompletnie nie wiem, co ze sobą teraz zrobić, jestem już wykończony psychicznie. Za każdym razem, jak ją widzę, nie umiem normalnie myśleć, to mnie zabija. Po prostu mi pomóż, powiedz mi, co mam robić? Na jego twarzy znów pojawił się uśmiech, który powoli przekształcał się w grymas, bo w tamtej chwili Rayener nie chciał się uśmiechać. Już dawno nie czuł się tak zestresowany, jak tego dnia. -Wiem, to głupie, ale tylko tobie mogę się wygadać. Po prostu mi pomóż, bo nie wytrzymuję.
Jasne, że znał mnie na wylot, ale czy spodziewał się takiej reakcji? Nawet przed nim miałam drobne sekrety - w sumie drobne to mało powiedziane, bo moje uczucie do niego było moją największą tajemnicą. Gdy usłyszałam co ma mi do przekazania, zamilkłam czując jak serce pęka mi na drobne kawałeczki. Wydawało mi się, że umieram - nie mogłam złapać oddechu i czułam bezdenną pustkę. Jasne, przywykłam do tego, że wokół Raya kręcą się dziewczęta (sama byłam otoczona przez sporą grupę chłopców), jednakże po pierwsze rzadko rozmawialiśmy o uczuciach, po drugie - nie słyszałam nigdy by o którejś mówił, że ją kochał. W moim mniemaniu tego typu deklaracje oznaczały coś naprawdę poważnego (przynajmniej w jego przypadku), a co z tym się wiązało - w sercu Raya nie było już miejsca dla mnie. Z trudem powstrzymałam jęk rozpacz i wsłuchałam się w to co chłopak ma mi do powiedzenia. Opuściłam oczy tak by Ray nie zdołał dostrzec w nich moich prawdziwych emocji, gdzieś ukradkiem otarłam samotną łzę udając, że to wynik uczulenia. Z trudem wysłuchałam słów chłopaka i w końcu podniosłam wzrok. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja zaczęłam toczyć walkę między chęcią wyznania mężczyźnie uczuć, a doradzeniu mu, żeby wyznał tej dziewczynie prawdę i zwyczajnie był szczęśliwy. Kochałam go tak bardzo, ze wolałam cierpieć niż odebrać mu prawo do szczęścia. - Cóż - powiedziałam względnie spokojnym tonem bardzo ostrożnie dobierając słowa - Nie jestem dobrym autorytetem by Ci radzić. Byłam... - celowo użyłam słowa "byłam" by nie zdradzić się ze swoimi uczuciami - ... w dość podobnej sytuacji, ale jestem tchórzem i przez to nie znalazłam w sobie odwagi by wyznać tej osobie prawdę. Myślę, że powinieneś jej powiedzieć... Co się może stać? Albo będziecie razem albo Cię odtrąci, ale przynajmniej będziesz wiedział na czym stoisz. Westchnęłam cicho i zmusiłam się by obdarzyć go uśmiechem.
Ślizgon przybliżył się do przyjaciółki i objął ją ramieniem, widział, że chciała coś przed nim ukryć. Chyba niezbyt spodobało jej się to, co przed chwilą jej powiedział. Czyżby Vivi była o niego zazdrosna? No tak, on o nią był zawsze. Gdy zaczynała z kimś kręcić, on robił jej na złość i też spotykał się z jakimiś dziewczynami, które w rzeczywistości wcale go nie interesowały. Chciał wywołać w przyjaciółce zazdrość, nawet nie widział tego, jak dziecinnie się zachowuje. Zawsze mu na niej zależało, po prostu ją kochał. I jednocześnie nienawidził jej za to, co z nim robiła. To on był tym, który sprawiał, że dziewczęta wokół czuły się niezręcznie. Zawstydzał i czarował. To jak chamsko łamał serca niektórych dziewczyn powinno być nielegalne. A teraz siedzi tutaj, na plaży, z miłością swojego życia i jest spięty jak nigdy. Oczywiście nie da po sobie tego poznać, nie zwykł pokazywać ludziom swoich słabości. Już trochę się uspokoił, więc obejmował Vivi bez strachu, że wyczuje, jak szybko wali mu serce. -Nie interesuje cię, kim ona jest?- Zapytał lekko zdziwiony, jednak wciąż się uśmiechał (a raczej wciąż grymasił). Objął ją jeszcze mocniej, ale nieznacząco, po przyjacielsku. Wciąż się wahał, ale jednocześnie nie chciał być tchórzem. Jej słowa dały mu do myślenia i niemal był gotów, jednak ciągle coś go powstrzymywało i sprawiało, że zaraz wybuchnie z tego napływu emocji. -Mnie bardzo interesuje kim był ten, któremu nie wyznałaś miłości. Jego uśmiech przybrał teraz normalny kształt. Uspokoił się całkowicie. Wyciszył. Był gotów. -Miałem na myśli ciebie.- Oświadczył nieco nieśmiało, uwalniając ją ze swojego objęcia. -Nie jestem dobry w te klocki, więc po prostu przestanę owijać ten temat. Kocham cię, Vivi i strasznie mi z tym chujowo, bo nie wiem, czy ty kochasz mnie. Kurwa, jestem takim cholernym idiotą, bo wiem, że przez moje głupie uczucia mogę rozwalić naszą przyjaźń, ale... nie umiem tego trzymać w sobie. Przepraszam cię, jeśli rzeczywiście zepsułem to, co mieliśmy. Wiem, jestem pierdolonym egoistą, ale. Ale kocham cię.
Zazdrosna? Czy ja wiem? Mogłam być zazdrosna o durne laski, za którymi oglądał się na basenie, ale w tym konkretnym momencie nie było mowy o zazdrości - miałam totalnie złamane serce. - Nie wiem czy chcę wiedzieć - wyjąkałam zasmucona. Ray igrał ze mną coraz mocniej mówiąc mi o uczuciach do jakiejś dziewczyny, jednocześnie mnie tuląc - to było bardziej niż chore. Zaczęłam żałować, ze tak ostentacyjnie flirtowałam z innym chłopakami, zaczęłam żałować w jak podły sposób wzbudzałam jego zazdrość. Teraz gdy tak go pragnęłam, on chciał ode mnie rady w sprawie innej kobiety. Zignorowałam jego uwagę o tym, że interesuje go komu ja nie miałam odwagi wyznać uczuć. Byłam smutna i rozczarowana i w ogóle nie miałam ochoty rozmawiać. Najchętniej uciekłabym stąd i poszła sobie popłakać w jakieś ustronne miejsce. I nagle, zupełnie niespodziewanie jego twarz zmieniła wyraz i chłopak mnie puścił, po czym ni stąd ni zowąd dostał słowotoku. Wyrzucił z siebie potok słów, których znaczenie nie było dla mnie do końca jasne. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że chłopak cały czas mówił o mnie. Znowu straciłam oddech, a przez moją głowę przeszły skrajne uczucia - od bezgranicznej radości, przez smutek (jeszcze nie do końca otrząsnęłam się po przekonaniu, że Ray kocha kogoś innego), aż do złości (w końcu jeszcze przed chwilą trzymał mnie w niepewności i byłam pewna, że złamie mi serce). - Och Ray - szepnęłam, a po moich oczach potoczyły się łzy szczęścia. Niestety pod wpływem tylu skrajnych emocji zupełnie straciłam panowanie nad własnym ciałem. Mój organizm nie wytrzymał tego wszystkiego i zwyczajnie zemdlałam.
Kamień spadł mu z serca, gdy w końcu wyznał jej wszystko, co tak go męczyło. Jej reakcja w tym momencie była najważniejsza, bo to ona decydowała o tym, co będzie z nimi dalej. I oczywiście jak zawsze Vivi go zaskoczyła. Westchnęła i zobaczył łzy w jej oczach, ale po chwili dziewczyna tak po prostu straciła przytomność. -Viv? No świetnie- sam westchnął, jakby ta reakcja była czymś naturalnym. Mimo, że byli sami, a Vivi zemdlała, Ray starał się ukryć to, że jest zwyczajnie przerażony. Kompletnie nie wiedział, co ma zrobić, przecież nie będzie jej policzkował... Najpierw ją objął i zaczął do niej mówić, chociaż nie widział żadnego w tym skutku. Potrząsanie dziewczyną też nie pomagało, więc zaczał bać się na poważnie. Czuł, jakby sam miał zaraz paść, jak ona, jednak starał się zachować zimną krew (starał...). Tych emocji było za dużo, na początku stres, smutek, teraz strach i zdenerwowanie. I przede wszystkim ta ciekawość, której już nie wytrzymywał. I nie dziwił się wcale, że Vivien też tego nie wytrzymała. Wpadł na pomysł, który mógł być bardzo głupi, ale nie mógł już wymyślić nic innego, pod ręką miał butelkę z wodą. Jeśli to nie przywróci jej przytomności, to już nie wiedział co. Nachylił się nad dziewczyną, odkręcił butelkę i wylał jej zawartość na twarz ślizgonki. Miał tylko cichą nadzieję, że mu się za to nie oberwie.
Omdlałam na tyle mocno, że nie do końca docierały do mnie sygnały z zewnątrz. Znaczy jasne, słyszałam, że Ray coś tam do mnie mówi, ale to wszystko było jakieś takie odległe, jakby ktoś umieścił mnie w akwarium. Mój zmęczony oczekiwaniem i rozedrgany organizm potrzebował kilku minut na regenerację - najprawdopodobniej po kilku minutach sama bym się ocknęła, ewentualnie potrzebowałabym lekkiej pomocy. Niestety Rayener nie był królem pierwszej pomocy - zamiast sprawdzenia funkcji życiowych i uniesienia nóg do góry, Ray zafundował mojej twarzy zimny prysznic. Ocknęłam się w dość bolesny sposób - mimo, że chłopak starał się nie nachlapać to część wody poleciała mi do ust i nosa. Niemal natychmiast poderwałam się lekko się krztusząc. Kilkanaście sekund zajęło mi dojście do siebie - gdy tylko zaczęłam normalnie oddychać zaczerpnęłam powietrza i zmierzyłam chłopaka badawczo. Kilka sekund milczałam bezlitośnie trzymając go w niepewności - za to jak się nade mną pastwił w tej rozmowie powinien czekać całą wieczność, a ja łaskawie mściłam się tylko przez chwilę. - Ray - powiedziałam kładąc dłonie na jego ramionach - Nie wiem czy bardziej chcę cię zabić czy pocałować. Złość i szok powoli ustępowały miejsca radości. Mężczyzna, którego tak mocno kochałam, który był dla mnie wszystkim w końcu znalazł się w moim zasięgu.
Jej reakcja na wodę na twarzy była niemal natychmiastowa i dosyć gwałtowna. Ślizgon aż się przestraszył, gdy dziewczyna się nagle zerwała i zaczęła krztusić. Szybko pomógł jej usiąść i lekko poklepał ją po plecach. No tak, to było głupie, żeby wylać na nią wodę, ale stało się, więc już nie ma co o tym myśleć, tym bardziej, że wylanie wody na twarz zadziałało. Może nie zadziałało do końca tak, jakby sobie tego życzył, ale dziewczyna odzyskała przytomność. Gdy przestała kasłać i zaczęła normalnie oddychać, Rayener uspokoił się i był gotowy na reakcję Vivi. Ale reakcji nie było, nastała cisza, w której chłopak błagał wzrokiem, by Vivien w końcu się odezwała. Jego wzrok w ogóle się od niej nie odrywał i dosłownie błagał o jakikolwiek sygnał z jej strony. I w końcu się odezwała. Poczuł niesamowitą ulgę, gdy poczuł jej dłonie na swoich ramionach. Jej dłonie były ciepłe i cały ich żar przeszedł po jego ciele, w końcu go kojąc. -Myślę, że odpowiedź jest oczywista.- Odpowiedział, mając nadzieję, że w ten sposób rozwiązał jej dylemat. Uśmiechnął się szeroko, zbliżając się do niej. Był pewien tego, co właśnie robi i nie miał już żadnych wątpliwości. Gdy był już blisko, złożył pocałunek na jej ustach.
Patrzyłam z bezlitosną satysfakcją na jego rozedrganie - wiedziałam, że zaraz przyniosę mu ulgę, jednakże jego niepewność była dla mnie poniekąd sposobem na odreagowanie tego jak bardzo mnie wcześniej zdenerwował i zasmucił oraz zemstą za nieodpowiedzialne zachowanie popełnione przed chwilą. Nie mogłam jednak zbyt długo trzymać go w niepewności, bo sama tak bardzo czekałam na ten moment, tak bardzo go pragnęłam i chciałam tylko upajać się Rayem. Wypowiedziałam słowa, które wyraziły jednocześnie moją złość i od dawna skrywane uczucie. Gniew, smutek, nerwy - to wszystko poszło w niepamięć, bo byliśmy tylko my dwoje. Pogłaskałam dłońmi jego ramiona tonąc w jego oczach. Ślizgon zbliżył się do mnie, lecz zanim mnie pocałował zdążyłam jeszcze powiedzieć do niego ironicznym, lecz wypełnionym miłością szeptem: - Arthas, niech Cię piekło pochłonie. Zaraz po tym nasze wargi się zetknęły przypominając mi pewną sytuację sprzed prawie dwóch lat. Po chwili odrzuciłam jednak tę myśl - nie byłam nawet pewna czy Ray pamiętał tamtą noc, bo w gruncie rzeczy byliśmy pijani w sztok. Ten pocałunek był warty znacznie więcej niż tamten, gdyż nie był pijackim wygłupem, tylko szczerym działaniem dwojga zakochanych w sobie do szaleństwa ludzi. Położyłam jedną dłoń na jego karku drugą wciąż głaszcząc jego ramię. Ach, gdyby on mógł pojąć co ja do niego czuję!