W ów mugolskim motelu na obrzeżach Londynu dostępne są pokoje 1 i 2 osobowe. W każdym pokoju znajduje się biurko, małe łóżko, stary telewizor z odtwarzaczem VHS, lampka oraz maleńka lodówka.
Cena za nocleg: 10G - pokój jednoosobowy 15G - pokój dwuosobowy
Nie brał na poważnie tej rozmowy. Prawdę mówiąc, nawet nie wiedział, czego się spodziewać, przychodząc do takiego miejsca! Wiedział, że młoda Findabair uważa go za napalonego faceta, który chce ją zaciągnąć do łóżka. Nie zaprzeczy, że tak jest. Ale nie tylko o to mu chodziło! Potrzebował trochę szaleństwa w swoim życiu, potrzebował zmian, spontaniczności i energicznych reakcji, a Vittoria mogła mu to zapewnić. Przy okazji zajmując czas i umysł na długie godziny. Coś niesamowitego. Tak więc pojawił się na miejscu spotkania tak szybko, jak tylko dał radę. Ogarnął się do porządku i przeteleportował, do bezpiecznego miejsca, by nie być wystawionym na spojrzenia mugoli. Wszedł do motelu pewnym siebie krokiem i rozejrzał się dookoła szukając jakiejś znajomej twarzy… no tak. Zapomniał, że ta dziewczyna uwielbia się spóźniać. A on tak się spieszył! Nie chciał, by uznała, że dlatego, że się spóźnił, nic nie dostanie! Ciekawe, jak wybrnie z tej sytuacji, gdy będzie czekał punktualnie na jej drobną osóbkę. Nie wiedział czemu, ale czuł się trochę rozluźniony, na myśl o spotkaniu Titi. Nie musiał się przy niej spinać i tak się gnoją, dokuczają sobie, więc nie musiał się martwić o to, że się rzuci na niego napalona, albo, że zrobi mu awanturę, bądź wybuchnie histerią z nieznanego mu powodu… te kobiety.
Teleportowała się nieopodal, w zaułku. Zależało jej, by nikt niczego nie zobaczył - w końcu byli w mugolskiej dzielnicy. Skąd znała to miejsce? No cóż. Tori nie jest grzeczną dziewczynką i nigdy nie udawała, że jest inaczej. Tak czy siak weszła spokojnie do holu, rozglądając się za Draco. Ledwo go dostrzegła, a od razu złapała za rękę i pociągnęła w recepcji. Wszystko robiła w aurze takiej tajemniczości, że mogło to na prawdę niepokoić. I nie odezwała się, co był do niej kompletnie niepodobne. - Dzień dobry. Zaklepałam sobie jednoosobowy na noc - Powiedziała dopiero do portiera, gdy przekroczyli próg głównego holu - Findabair - Podała nazwisko, po czym wzięła klucz i dalej pociągnęła Dracona. Tym razem schodami na górę. Szybko znaleźli pokój numer 5 i jeszcze szybciej zniknęli za jego drzwiami. A tam? No cóż. Teleportowała się tu już wcześniej by przygotować parę drobiazgów. -Rewanż, bejbe - Rzuciła tylko krótko. Rewanż randki. Biurko przesunęła na środek pokoju i dostawiła do niego dwa krzesła. Nie można powiedzieć by była to romantyczna kolacja... Stały bowiem na stoliku miska z frytkami i talerz pełen hamburgerów. Poza tym obok telewizora leżało kilka kaset, które udało jej się załatwić w wypożyczalni. Widać Titi miała inne pojęcie "randki" niż większość kobiet, ale lubiła tego rodzaju atmosferę. A wszystko było zorganizowane spontanicznie, w przeciągu 30 minut. Zwiała z kółka dodatkowego, załatwiła co trzeba i proszę - idealne spotkanie!
Był zaskoczony, nawet nie wiecie jak bardzo. Zaciągnęła go do pokoju, na noc i postanowiła przelecieć. Marzenie każdego faceta, tak myślę. Jednak okazało się, że nie taki miała plan ta szczwana lisica. Dopiero kiedy wszedł do pomieszczenia dostrzegł niesamowicie romantyczną scenerię i… mniam! A wiecie, że przez ten cały pośpiech, nie zjadł obiadu? Dziewczyna czytała mu w myślach! Musiał przyznać, że ta sceneria była dosyć nietypowa, a on sam, nie za bardzo wiedział, jak ma to interpretować. Jako żart, czy poważną sytuację? Przy pannie Findabair wiedział tylko jedno, nie powinien się przejmować niczym i jechać po niej tak, jak ona po nim, a wtedy oboje będą się dobrze bawić. Nikt nie będzie narzekał, nikt nie będzie brał niczego na poważna. Szaleństwo na potęgę. - To dla mnie? – wydukał z wielkim sztucznym zachwytem i kobiecym uznaniem – Oj nie musiałaś! – uśmiechnął się do niej zadziornie i prychnął pod nosem, dobierając się do frytki. Było słodko, miło i wesoło! Niczego więcej chłopak nie potrzebował!
Słysząc jego reakcję już wiedziała - trafiła w punkt! Najwyraźniej mieli dość podobne upodobania, skoro ten od razu rzucił się na frytkę. Uśmiechnęła się szeroko na ten widok. Jednak nie była by sobą, gdyby się nie odszczeknęła w jakikolwiek sposób. -Musze dbać o moją Księżniczkę - Wytknęła język w jego stronę u usiadła na jedno z krzeseł. Ona również wzięła frytkę. No tak. Tori nie była wścibska. A jednak coś ją cały czas denerwowało i chodziło jej po głowie. Musiała zapytać No po prostu musiała zapytać. -Nie miałeś na dzisiaj z nikim innym planów? - Chciała wiedzieć, bo może miał. Może był z tą Sunny umówiony, a mimo to spotkali się w tanim motelu? Nie wiem czemu to miało da niej znaczenie. Jakoś tak po prostu chciała to wiedzieć. Swój dziwaczny stres zatkała kolejną, cieplutką frytką. Mniam! Pyszności! Zresztą, nieważne co odpowie. Cieszył się, że Draco znów zachowuje się jak wcześniej. Nie był już nieszczęśliwy i to najważniejsze.
Zaśmiał się pod nosem. Księżniczka. Nie powiem, że mu się to nie spodobało. Wszakże księżniczki mogły robić, co im się żywnie podoba, a książę musiał znosić ich humorki bez względu na wszystko. Pasowało mu to, jest uparty, egocentryczny, samolubny, a przynajmniej stara się taki być, dodatkowo wszyscy muszą akceptować go takim, jakim jest i nikt nie może się sprzeczać! Proste zasady, jasne reguły. Usiadł naprzeciwko niej i upolował kolejną frytkę nie spodziewając się tego, co ma nadejść niedługo. Wlepił swoje zaciekawione spojrzenie w gryffonkę i uśmiechnął się podstępnie. - Czy mi się wydaje, czy ktoś tutaj jest zazdrosny? – zapytał wystawiając w jej stronę kolejną z frytek i uciekł nią zanim dziewczyna w ogóle pomyślała o zapolowaniu na nią. Nie powiem, ale nawet… mu się podobała zazdrosna Vittoria, może właśnie dlatego, trochę niechętnie uspokoił ją kolejnymi słowami – Dzisiaj jestem cały twój – wyszeptał tym swoim niskim, podrywackim tonem. Tak proszę państwa Draco wracał, powoli, ale wracał. Jak już wspominałam i jak on to przedstawiał, ten chłopak nie potrzebuje nic innego, jak tylko czasu. Przez okres krótkiej żałoby, wylewał z siebie wszystko, a później zapominał o całej sprawie i wracał do rzeczywistości, czy to źle?
O nie! Ona nie zamierza być księciem. I nie będzie spełniać wszystkich jego zachcianek, nie ma szans! Nawet jeśli był uroczy i potrafił zawrócić w głowie, to ona nie jest z tych, którym to wystarcza. Więc jeśli odstrzeli jakiś humorek, to dostanie kopa w dupę. Jego droczenie się z frytką nie uszło jej uwadze. Fuknęła na niego po czym wzięła frytkę, spojrzała na niego, na nią, na niego... - Nie, szkoda frytki - I po tych słowach ją pożarła. Tak moi drodzy, zastanawiała się czy może go nią rzucić. Jednak biedny ziemniaczek nie zasłużył na ta okropny los. W międzyczasie wyjęła jeszcze spod stołu butelkę soku pomarańczowego. Nie było jednak szklanek, co oznaczało picie z gwinta. No cóż, o tym niestety nie pomyślała. -Zazdrosna?! Ja jestem twoim zdaniem zazdrosna? Niby o co - Wiedział, ze jest szczera. Skoro więc nie potwierdziła, to były dwie opcje. Pierwsza, faktycznie nie była zazdrosna. Druga, nie zdawała sobie z tego sprawy. Chyba oczywiste było, o którą w tym wypadku chodzi. -Weź mnie podrywaj, nie twój poziom - Odpowiedziała słysząc ten charakterystyczny ton, który był zawsze używany przez facetów. Wstała z krzesła i podeszła do kaset. W sumie to dopiero teraz je obejrzała. Wcześniej brała po prostu cokolwiek. -Atak grzechotników na Paryż... Gigantyczne mrówki-mutanty... I jakieś romantyczne badziewie. Chyba jednak odpuścimy sobie film. Chyba, że któryś z pierwszych dwóch Cię porwał? - Zagaiła spoglądając na niego z niezadowoleniem. W tym jej roztrzepaniu często coś nie szło po jej myśli. Nie znaczy to jednak, że była z tego powodu zadowolona.
I o to chodziło! Osoba, która robi wszystko, co chce i w taki sposób, w jaki chce, było nudne. Przeraźliwie nudne! Przecież wiedział, jak manipulować, jak zmuszać ludzi do uległości. Miał pewność, że zrobią to, co on chce, jeżeli tylko się postara. Z nią mógł być większy problem. Bo ona nie chciała mu włazić w dupę, ani nie miała zamiaru akceptować jego zachowania. Dopóki było ciekawie, było dobrze. Zamyślił się, nie ukrywając swojego zaintrygowania. Obserwował ją bacznie. Oczywiście, że była zazdrosna, głupi nie był, a jej brak świadomości tego, był nazbyt uroczy. Zaśmiał się pod nosem i postanowił odpuścić tym razem. Lepiej, żeby sama się o tym dowiedziała, wtedy będzie to mocniejsze uczucie. Nie był jakoś zaskoczony, koniec końców, zauroczył sobą wiele kobiet, nie chciały się nim dzielić. Nie była to dla niego nowość. - Gigantyczne mrówki-mutanty brzmią najciekawiej – wydukał dobierając się do kolejnej… i kolejnej i kolejnej frytki! Ten facet zaraz jej wszystko zeżre – no chyba, że… – zawiesił swój głos, jakby zastanawiał się nad tym, czy to jest dobry pomysł. Chciał ją potrzymać w niepewności, byleby tylko błagała go spojrzeniem, by w końcu wyjawił swój genialny pomysł. Bez względu na jej reakcję, odczekał dłuższą chwilę i w końcu postanowił powiedzieć – chcesz się całować.
Draco ewidentnie odleciał w otchłań swoich myśli, ona natomiast w swoje. Nawet nie zauważyła, że ten cały czas zajada się frytkami sprawiając, ze miska robi się coraz bardziej pusta i pusta. Potem go na pewno za to zamorduje. Teraz jednak wyłączyła się wpatrując się w kasety. Dlaczego miałaby być zazdrosna? Nic ich nie łączyło. Byli kumplami. Takich, to ona miała wiele. Musiałaby być zazdrosna też o Filipka, Marcelka i wielu innych kolegów. Nielogiczne więc było odczuwanie tego rodzaju dziwadła jak zazdrość w stosunku do Draco. Szczególnie, że był starym, bezrobotnym gościem bez planów na przyszłość i w ogóle to dupek. chcesz się całować Chwila ciszy mogła znaczyć, że dziewczyna jest zaskoczona. Mogła też znaczyć, że jest speszona i nie wie co powiedzieć. Gapiła się w niego ta jakoś bezmyślnie... Oczywiście nic z tego nie było prawdą. Czemu? Prosta sprawa. Była tak zamyślona i na chwilę przestała ogarniać. A fakt, że przed chwilą gadali o filmach sprawił, że to z nimi skojarzyła jedyne zdanie, jakie usłyszała z ust Dracona. -Nie mam takiego filmu- Tak moi drodzy. Tori była przekonana, że podał jej nazwę filmu, który by chciał obejrzeć. Wsadziła więc w odtwarzacz gigantyczne mrówki i klapnęła sobie na jednoosobowym łóżku uśmiechając się do Draco jakoś tak zachęcająco. Jakby podświadomość oddziaływała na nią bardziej niż by tego chciała.
Chciał zobaczyć jej reakcję, na te słowa. Myślał, że wybuchnie śmiechem, albo odpowie zadziornie, a ona co? Spojrzała na niego widocznie rozkojarzona. Wlepiał w nią swoje ślepia z nadzieją, że to spotęguje jej uczucie zakłopotania. Nie spodziewał się odpowiedzi: „tak”, bynajmniej szczerej. Jak już to w wersji ironii, a nie zgody. W końcu postanowiła się odezwać, a on poczuł jakby coś ciężkiego spadło na jego głowę. Coooo?! Film? Jak? Ale… tak fajnie zażartował… a ona… był klimat, było skupienie, mimika odpowiednia, warunku odpowiednie do świetnej jej reakcji, a ona… TITI! JAK MOGŁAŚ! Naburmuszony i widocznie niezadowolony zebrał się z łóżka i przytulił do siebie talerz hamburgerów. Obrażony mężczyzna-chłopiec usiadł obok Vittorii i wlepił niezadowolone, dziecięce spojrzenie w telewizor. Jesteś okrutna. On tu się stara, żeby było zabawnie, dynamicznie, ciekawie, a ty go ignorujesz i nie słuchasz. Będziesz musiała w jakiś sposób mu to wynagrodzić, bo ten wąż nie wysyczy ani jednego słowa. Naprawdę robił teraz za księżniczkę, ale czy to źle? Już dawno nie czuł się tak swobodnie, nawet jeżeli dziewczyna go olała. Był od niej sporo starszy, nie miał pracy, planów na życie. Prawdą jest, że dla żadnej kobiety nie był dobrym wyborem. Może właśnie dlatego utrzymywał się w takim stanie życiowym, bo nie chciał, by ktokolwiek spróbował znaleźć u niego miejsce. Musiałby iść do pracy, a jedyne, w czym jest dobry, to uzdrawianie, a pan Venimeux nie jest do końca pewny, czy dałby radę.
Nawet nie miała pojęcia, że nabroiła! Po jego minie jednak dostrzegła, że chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Skoro jednak nie była to rzucona mimochodem nazwa filmów,to co to miało być? Moment. Czy to była propozycja?! Dlatego tak się naburmuszył? Bo go olała? Eee... Ups. No dobrze, Tori zorientowała się, że Dracon oczekiwał od niej jakiejś większej, bardziej szalonej, ekscytującej reakcji. Do tego zeżarł wszystkie frytki i chyba taki sam miał plan z hamburgerami. Przy takiej amebie, która pochłania wszystko, co ma w zasięgu ręki (jak Alice!) to człowiek automatycznie przechodzi na dietę. - Niunia, no nie obrażaj się - Powiedziała odbierając mu talerz i odkładając go gdzieś na bok, bo jeszcze go przypadkiem rozbiją, czy coś. W końcu między nimi często zaczynała rozgrywać się walka. Raz na zaklęcia, innym razem na popcorn. Na hamburgery nie będzie walczyć! Zamiast tego usiadła mu w rozkroku na kolankach i złapała jego twarz między swoje dłonie, by pozbawić go 'burmuszu' w policzkach, jeśli go miał. Gapiła się natrętnie na niego. -No weź, wynagrodzę Ci to jakoś Królu Pawiu - Zaczęła, po czym nagle zrobiła pauzę, a wyraz jej twarzy się zmienił - no chyba, że chcesz się całować - Oho! Mózg ogarnął to, co się działo chwile temu i skutecznie użyła tego przeciwko niemu!
Niunia siedziała cicho i nie miała zamiaru komunikować się z panną Findabair. Oglądał ten monstrualnie nudny film, zachowując się tak, jakby była to najciekawsza rzecz na świecie i nikt, nie może jej przerwać. A jednak się udało, kiedy jego ręka sięgnęła po pyszne jedzonko, a nie odnalazło niczego, spojrzał na Titi. Nie dość, że go olewa, to jeszcze zabrała mu jedzenie! Dobrze, że nie jest Alice, bo ta, to by jej poderżnęła krtań za kradzież posiłku. To tak na marginesie. W końcu, na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek, a on wlepił w nią swoje zaciekawione spojrzenie. Mówisz, że mu to wynagrodzisz? Kim byłby pan Venimeux, gdyby nie wykorzystał tej okazji? Gdy wypowiedziała ostatnie słowo, jego ciało się ruszyło, a on pochylił się niebezpiecznie w jej stronę. To nie mogło się dobrze skończyć, dla niej. Mężczyzna złapał ją za ramiona i swoim ciężarem ciała zmusił ją do tego, by upadła plecami na pościel. Zawisł nad nią, wpatrując się uważnie w jej twarz, analizował każdy jej skrawek, jakby szukał czegoś skrzętnie ukrytego. Chociaż wiedział, że nie ma tutaj nic takiego, nie jest na tyle skryta. Jak otwarta książka bez strachu, czy niepewności, pokazywała to, jaka jest nie obawiając się konsekwencji. Podobało mu się to, nie wiedział czemu, ale mu się to podobało.
Miała wrażenie, że on doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak na nią działa. Gdyby ktoś ją spytał, a ona akurat miała przypływ swojej wielkiej szczerości, to wyznałaby, że marzy o pocałowaniu go raz jeszcze. Wtedy zbliżył się tak niebezpiecznie i nie mogła myśleć o niczym innym. I tym razem niemal to powtórzył. Kiedy poczuła nacisk nie miała wyboru - uległa mu. To rzadkie, ale i jej zdarza się komuś ulegać - szczególnie, kiedy tyle waży! Natomiast moment w którym zawisł nad nią był dla niej cóż, bardzo problematyczny. Podczas ich "randki" nie doszło do niczego. Teraz też nie miało do niczego dojść nawet, jeśli mieli do tego idealną okazję. Poza tym on się z kimś spotykał, a ona nie słynęła z rozbijania związków - to robiła Debride. Mimo to jednak gdy miała go tak blisko... Instynkty przejmowały nad nią pełną kontrolę. Po chwili wpatrywania się w niego uniosła się trochę i podarowała mu długiego całusa. Nie był to typowy pocałunek. Nie był ani francuski, ani szalony, ani jakoś wybitnie namiętny. To było po prostu zetknięcie ich ust na kilka sekund, które wydawały się trwać w nieskończoność. Potem położyła się z powrotem. -Omija Cię świetny film - Szczerze mówiąc, to nie miała pojęcia co w ogóle leci w tym malutkim telewizorku. Wolała się na niego pogapić. Eh Titi, będziesz miała wyrzuty sumienia. I to ogromne.
Czego oczekiwał? Prawdę mówiąc, to sam nie miał pojęcia. Po prostu chciał to zrobić, bez jakichś pomysłów, co zrobić później. Miała milion możliwości, a wykorzystała jedną, której… nie wiedział, czy się spodziewał. To już drugi raz, gdy dziewczyna obdarza go tym pocałunkiem, a on drugi raz nie za bardzo wie, co się stało. Podążał za swoimi zachciankami i po raz kolejny dostał coś, o co nie prosił. To nie tak, że tego nie chciał, nie zależało mu po prostu na tym. Nie zależało mu na zbliżeniu żadnej kobiety, a przynajmniej żył w takim przekonaniu. Jednak wciąż czuł, że coś jest nie tak i pragnie więcej i więcej. Dlaczego akurat od gryffonki? Sunny też mogła mu to zaoferować, nie tylko ona. W końcu zamknął oczy w zamyśleniu. Znalazł odpowiedź na swoje pytanie. - Mam przed sobą coś ciekawszego – wyszeptał uchylając powieki. No tak, zawsze tak było. Kiedy ktoś go zainteresował, bez względu na wszystko chciał więcej, dotyku, spojrzeń, szeptu, bliskości. „To przeznaczenie” – mylisz się, to nie jest tak. Właściwie nie wiem, co łączy ich naprawdę. Nie chciał już nic, tylko poczuć jej ciało, chciał sprawić, by tej nocy mogła poczuć się jak w niebie. Miłość zbędna jest, zbyt ciężko ją znieść, bez niej wszystko jest łatwiejsze, nie boisz się ran. Kiedy mu się znudzisz, po prostu zapomni i znajdzie nową osobę, która go zafascynuje. Mężczyzna zbliżył się do jej ust, jakby trochę niepewnie i przyłożył je, z przerażającą wręcz delikatnością, na jej. W porównaniu z ich wcześniejszym wybuchem agresji, to było zaskakująco łagodne. Nie miał zamiaru tego przyspieszać, nie tym razem.
Mam przed sobą coś ciekawszego Uśmiechnęła się. Trudno było się nie uśmiechnąć. Każdy lubi być doceniany. I choć wiedziała, że Draco jest typem faceta, który podrywa każdą napotkaną laskę, to i tak poczuła się wyjątkowo. No cóż, oboje nie byli grzeczni i wierni. Nie nadawali się do bycia w stałym związku, więc to zbliżenie miało dla nich nic nie znaczyć. Tak powinno być. Ale gdy tym razem to on ją pocałował poczuła ciarki przechodzące przez jej całe ciało. Dawno się tak nie czuła. Wiedziała, że już kiedyś coś takiego doświadczyła, ale nie umiała tego do niczego porównać. Pamięć jest ulotną rzeczą. Tak samo, jak czas. A ten biegł nieubłaganie. Kiedyś będą musieli się rozstać, opuścić pokój i pójść każdy w swoją stronę. Dlaczego więc nie wykorzystać tego czasu jak najlepiej? Nawet, jeśli na drugi dzień będzie bardzo tego żałował. Przymknęła oczy napawając się tym natłokiem uczuć. Odczekała chwilę, by wyrzucić z głowy wszystkie niepotrzebne myśli. Położyła dłoń na jego policzku, tym razem by go pogłaskać. Gdzie zniknęła ta cała ostrość normalnie buzująca między nimi? Cóż. Jej brak jakoś szczególnie jej w tym momencie nie przeszkadzał. Jednak pogłębiła odrobinę ten pocałunek nie chcąc go w żaden sposób przerywać. Nie szła jednak też dalej. Jakby już ten moment jej wystarczał.
Czas stanął w miejscu, pochłonął ze sobą rozsądek i myśl przelotną. Pozostawił dwójkę ludzi samych. Jeden pragnął drugiego, chcieli więcej, równocześnie chcąc wciąż mniej. Wiedząc, jaka czeka ich przyszłość, tkwili w teraźniejszości, nie pozwalając, by to się spełniło. Mężczyzna wplótł swoje duże, lodowate dłonie, w jej włosy. Pocałunki, którymi obdarowywał w tym momencie Dracon pannę Findabair, były spokojne, przepełnione nieznanym mu ciepłem i pewną dozą namiętności. Dojrzałej namiętności, którą chce otrzymać każda kobieta od swego wybranka. Nie dziecinnego pragnienia zabawy, zbliżenia i szybkiego, ostrego seksu. Samego ciepła, które potrafi przetoczyć za pomocą warg. Nie myślał. Jego umysł był pusty i nie pozwalał dotrzeć do niego żadnym informacjom. Nie mijał czas, nie leciał telewizor, nie leżał na łóżku. Gdyby pozwolił sobie na analizę sytuacji, skończyłby to, czego tak bardzo potrzebował. Wróć… potrzebował? Czy to było coś, czego mu tak naprawdę brakowało? Nie przygodny seks, a to ciepło, które kiedyś tak intensywnie odczuwał. Pustka, a w niej tylko ona, sama, samiuteńka i nie mówię tutaj o pannie Snow. W pewnym momencie pan Venimeux zatrzymał się. Uchylił powieki i uważnie zlustrował leżącą przed nią kobietę. Wpatrywał się w jej oczy, przykryte gęstą burzą rzęs i szukał odpowiedzi. To zawahanie nie trwało długo. Ponownie zbliżył się do jej ust, po czym złożył na nich długi pocałunek. Czas ruszył, a on postanowił to zakończyć, zanim zacznie się coś, czego nie potrafił zrozumieć. Podniósł się wpatrując uważnie w twarz Vittori. Nie wypowiedział żadnego słowa, a jego mimika tylko pokazywała, jak bardzo czuje się samotny w tym momencie. Nie panował nad tym, może to i dobrze?
To miało trwać wiecznie. Każdą następną sekundę, minutę, godzinę. Chciała tak tkwić do rana, albo jeszcze dłużej jeśli będzie mogła. Jej związki zawsze mogła zapisać do jednej z dwóch kategorii. Były to szybkie, ostrze i burzliwe romanse lub przeurocze, słodziutkie miłostki którymi się szybko nudziła. Żadne ją do końca nie satysfakcjonowały, więc szukała dalej. Z Draco... Z Draco nie była w związku. Nie miałoby to racji bytu. Po pierwsze, miał Sunny. Po drugie, różniło ich tak wiele. Po trzecie, zbyt podobne mieli do siebie poglądy na temat życia i tego, jak powinno być ułożone. Nie przywiązywali się. Nie planowali. I właśnie z nie planowania wynikło to, co się teraz działo. Po prostu się stało. Samo wyszło. Nie powstrzymała się i ten pocałunek był najlepszym, co przydarzyło jej się tego wieczoru. A potem pojawiły się kolejne - równie dziwne, równie inne. Równie niezrozumiałe przez nią. Nie była przyzwyczajona do takiej relacji i uważała ją za chorą. Powinna to zakończyć jak najszybciej, ale... Ale nie mogła. Najwyraźniej silna wola Króla Pawia była zdecydowanie lepsza od niej, bo gdy ich oczy się spotkały już wiedziała, że coś się dzieje. Mimo, że obdarował ją jeszcze jednym pocałunkiem. Spodziewała się tego, że ucieknie. Pozwoliła mu się podnieść, sama również to zrobiła nie przestając w niego patrzeć. Jego twarz była.... Nigdy go takiego nie widziała. Chyba popełniła wielki błąd. Nie wiem jednak, czemu postanowiła go naprawić właśnie w ten sposób. Zbliżyła się ponownie do chłopaka. Tym razem jednak nie obdarzyła go pocałunkiem. Zrobiła coś innego. Złapała za dolny brzeg jego koszulki i uniosła go do góry, zapewne bez problemu ściągając ją z zaskoczonego chłopaka. Najzabawniejsze jest to, że choć ten gest powinien być oczywisty i nieść za sobą odpowiednie konsekwencje, to nie dał chłopakowi do zrozumienia czego dziewczyna po nim oczekuje. Wręcz przeciwnie. Dodał jeszcze więcej pytań bez odpowiedzi. Pierwszy raz między nimi powstała pewnego rodzaju tajemniczość, która dla dziewczyny była bardzo ekscytująca.
Tak, był zaskoczony. Ale nie wiem, czy faktem, że dziewczyna postanowiła… nie to złe słowo, wykonała pierwszy krok w nieznaną nikomu stronę, tak, to lepiej brzmi. Czy jednak tym, że tak bardzo go to zaskoczyło. Do niego należała decyzja, jak popłynie ta sytuacja. Nie wiedział, jak to się zakończy, jak powinno się zakończyć. Do czego dążą? Czego od niego oczekuje? Teraz, kiedy z takim wielkim trudem, oderwał się od niej, ma kontynuować? Całość przerwała jego obawa, pewnego rodzaju strach, że mógłby się przywiązać. Dlatego uciekł, a teraz? Jaka teraz emocja pokieruje nim, ku dziewczynie? Dracon uchylił delikatnie usta, widocznie chcąc coś powiedzieć, jednak wycofał się tak szybko, jak przyszedł pomysł, by coś takiego zrobić. Przecież jej teraz nie spyta o nic, nie mógł tego zrobić. Duma mu nie pozwalała. Zrobiło się trochę dziwnie. Chciał więcej, a równocześnie miał ochotę się wycofać. Która ze stron wygra? Jaką decyzję podejmie. Mężczyzna pochylił się w jej kierunku, zbliżając do dekoltu, był gotów wykonać ruch, jego zimna dłoń wkradła się pod bluzkę, odsłaniając nagi brzuch. Usta zniżyły się i zatrzymały tuż pod piersiami dziewczyny. Przyłożył je do jej ciała i wbrew jej woli pozostawił coś, co powinno przez dłuższy czas przypominać kobiecie o nim, a co później? Wyprostował się i usiadł na brzegu łóżka biorąc do ręki koszulę, która leżała na brzegu łóżka. Nie wypowiedział słowa. Narzucił ją na siebie i nim dziewczyna zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, wstał i ruszył w stronę drzwi. Przy nich, zatrzymał się na ułamek sekundy, tylko po to, by spojrzeć na jej twarz, po czym z wielkim trudem wyszedł, pozostawiając ją samą. Dlaczego to zrobił? Z perspektywy gryffonki, prawdopodobnie będzie to wierność dla Sunny, a dla niego? Po raz drugi w życiu, postanowił nie mierzyć się z wyzwaniem, a uciec z podkulonym ogonem. Za bardzo obawiał się tych uczuć, które właśnie w tym momencie buzowały w całym jego ciele. Bał się tego, że mogą znowu zostać zniszczone przez przypadek.
/po wyjściu z restauracji "Soul" Caroline po przyjeździe od razu wzięła pokój dwuosobowy, tak po prostu dla wygody. Na początku nie zamierzała mieć gości szczególnie płci przeciwnej ale wyszło jak wyszło. Przynajmniej o tyle dobrze, że rano nie będzie musiała się nikomu tłumaczyć ani w środku nocy zmieniać lokum. Po wejściu do pokoju pierwsze co zrobiła to przestawienie pod ścianę walizki, która stała w samych drzwiach. Tak w razie czego... gdyby ktoś chciał ją okraść to na samym wejściu by się pewnie o nią zabił. Kiedy wszystko było już na swoim miejscu rozsiadła się wygodnie w kanapie. Patrząc na towarzysza poklepała miejsce obok siebie na znak, że nie gryzie (chociaż miała nadzieję, że on tak) i uśmiechnęła się wesolutko. Była już naprawdę solidnie wstawiona. Bardzo solidnie skoro w środku nocy zaprosiła do siebie faceta, którego kiedyś znała tylko z widzenia, a potem nie widziała kilka lat. Dziś kierowała się tym, że dobrze bawiła się w restauracji. Ale first things first. Najpierw interesy. Potem zabawa. -Powiedz mi jak do cholery mam nad tym zapanować? - wypaliła nagle i wygrzebała z kieszeni swój czarnomagiczny przedmiot. Już długo się z nim użerała i czuła, że jest o krok od zapanowania nad nim ale jakoś nie mogła i nie rozumiała w czym popełnia błąd. Liczyła na to, że Aiden chociaż nakieruje ją na właściwą ścieżkę. W końcu podobno jest znawcą artefaktów.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Gdyby miał być szczery, to Mefisto przyznałby, że całkiem nieźle im poszła współpraca na festiwalu. Chłopak nie spodziewał się takiej empatii ze strony @Blaithin ''Fire'' A. Dear. Gryfonka nie opuściła go ani na krok, pilnowała pomagającego mu uzdrowiciela, i jeszcze próbowała sobie żartować, chociaż wyraźnie żadne z nich nie miało na to nastroju. Sam był już zmęczony do tego stopnia, że nawet nie odpowiadał na te jawne zaczepki. Najbardziej go jednak zaskoczyło, że dziewczyna chciała mieć pewność, czy dotarł w jakieś bezpieczne miejsce, nie rozszczepił się ze zmęczenia czy coś w tym stylu. Ciężko było mu opisać gdzie dokładnie powinni się teleportować, ale nie mógł zabrać jej ze sobą - nie miał nawet pozwolenia na teleportację łączną, a jakiekolwiek próby w tym stanie mogłyby się skończyć tragicznie. Ostatecznie wyjaśnił Fire krótko, które miejsce w na obrzeżach Londynu go interesuje, a za punkt charakterystyczny podał pobliski przystanek autobusowy. Śmiało można było stwierdzić, że motel "London Holiday" znajdował się na totalnym zadupiu i ciężko byłoby się tutaj zgubić. Mefisto wylądował na chodniku, ale nie udało mu się utrzymać równowagi i zanim się obejrzał, to pół-leżał na plecach, z nieco zagubionym spojrzeniem wbitym w zachmurzone niebo. Wraz z kilkoma kojącymi oddechami udało mu się podźwignąć do pozycji stojącej - każdy większy nacisk na dopiero leczącą się nogę zmniejszał działanie zaklęcia uśmierzającego ból. Tak jak przewidywał, bez problemu odnalazł się z Fire i zaraz pokierował ją do motelu, upierając się przy tym, że jest w stanie iść o własnych siłach. Nawet zmęczony był całkiem uparty, toteż jasnowłosa nie miała wiele do powiedzenia. Pewnie przez to tyle czasu zajęło im dotarcie do położonego na parterze pokoju. Ślizgon walczył z nudnościami wywołanymi przez teleportację w takim stanie, próbował nie myśleć o płonącej bólem ręce, a kuśtykanie powoli wchodziło mu w nawyk. Bliżej nieokreślonym machnięciem ręki zaprosił Blaithin do jednoosobowego pokoju, w którym prawdę mówiąc nie znajdowało się nic ciekawego. Łóżko, biurko z lampką, mały telewizor, lodówka, rzucona w kąt torba. - Martwisz się. - Głos Noxa był zachrypnięty i cichy. - I to nie o mnie, więc trochę mnie dziwi, czemu tu jesteś. Czemu nie zostałaś tam, żeby poszukać tego przyjaciela... - Zatoczył się na drzwi od łazienki i po prostu wpadł do środka, hamując na umywalce. Chciał przemyć dłonie, zmyć z nich trochę krwi - zerknięcie w lustro upewniło go w przekonaniu, że nawet kurtkę i bluzkę ma brudne. Jednocześnie uderzyła go bolesna świadomość, że prysznic to nie jest najlepszy pomysł. Musiał usiąść, odpocząć chwilę, w końcu zapanować nad płytkim i rozszalałym oddechem. Poza tym chciało mu się pić, tak więc pozbywając się górnych części garderoby dotarł do lodówki, żeby wyjąć z niej dwie butelki wody. Jedną wziął dla siebie, drugą rzucił Fire. Był fenomenalnym gospodarzem. - Czuj się jak u siebie, czy coś - dodał, przysiadając na brzegu biurka i biorąc kilka łyków napoju. Potem przyłożył zimną butelkę do zabandażowanego przedramienia, przymykając opowieki z zadowoleniem - dlatego, że nawet najlżejszy dotyk bolał, ale i dlatego, że chłód przynosił ukojenie.
Nieczęsto nadarza się okazja zarobienia naprawdę solidnej sumy galeonów bez specjalnego wysiłku. @Mefistofeles E. A. Nox nie musiał długo się zastanawiać, gdy otrzymał wiadomość listowną od swojego klienta, który podał wzór na tatuaż, odpowiadający ci dzień i numer pokoju w motelu. Dawno nie udało ci się dogadać z kimś tak szybko, więc spodziewałeś się prostej, łatwej roboty po której twój portfel zostałby znacznie obciążony. Czy to będzie zbyt piękne, żeby było prawdziwe?
Rzuć dwoma kostkami.
Klient Parzysta - Dwudziestokiluletni chłopak, zdajesz się go bardzo przelotnie kojarzyć, bo też chodził do Hogwartu. Chłopak wybrał na wzór właśnie szczerzącego paszczę, dzikiego wilkołaka, co pewnie jest dość zastanawiające... bo z jego spojrzenia i słów nie możesz wyczytać jakiejś sympatii do tych stworzeń. A wręcz przeciwnie, coś w postawie klienta sprawia, że instynkt cię przed nim ostrzega. Dorzuć kostką: 1,2,3,4 - szybko okazuje się, że to wszystko było jedynie prowokacją. Pseudodowcipne komentarze jawnie kpią z likantropii, a chłopak zaczyna przechwalać się nawet, że uczestniczył kiedyś w polowaniu na wilkołaki razem z wujkiem. Musisz zacisnąć zęby i jakoś przetrwać te chwile, kiedy patrzy ci w oczy z perfidnym uśmieszkiem. Wydaje się, że zaraz wprost nazwie cię zwierzęciem, które nie zasługuje na życie w magicznym społeczeństwie, ale chyba ma resztkę rozsądku. 5,6 - chłopak zaczyna naśmiewać się z likantropii, ale szybko udzielasz mu krótkiej pogadanki, która nie pozostawia mu wyboru. Albo przystopuje ze swoimi poglądami, albo nie będzie mu robić tego tatuażu. To go dziwnie uspokaja i w końcu rozmawia z tobą bez kpiny w głosie. Po paru godzinach wyznaje nawet, że w porządku z ciebie koleś i wręcza ci w podzięce za dobrą robotę dźwięk niezgody, który możesz wpisać do kuferka. Nieparzysta - czarodziej w średnim wieku sprawiał bardzo zwyczajne, obojętne wrażenie... aż za bardzo. Jesteś przewrażliwiony czy naprawdę coś tu nie gra? W każdym razie zabierasz się do pracy nad tatuażem, który jest połączeniem kilku motywów roślinnych. Mężczyzna zadaje ci dziwne pytania. Z pozoru nie łączą się ze sobą, ale wiesz, że zwykły klient nie docieka o takie sprawy jak to czy byłeś świadkiem zaginięcia jakichś ludzi, którzy mogli przebywać ostatnio w lesie... Niepokoi cię to, ale pod koniec mężczyzna wyjaśnia, że pracuje dla Ministerstwa Magii i szuka kogoś, kto pomoże mu odnaleźć zaginionych. Dziękuje ci za rozmowę i najwyraźniej pozbawiony jakichkolwiek podejrzeń opuszcza motel.
Tatuaż Parzysta - wszystko poszło bardzo gładko i bezproblemowo. Tatuaż wygląda fenomenalnie i po kilku dniach dostajesz nawet napiwek w postaci 30 galeonów od klienta. Nieparzysta - okazało się, że klient ma uczulenie na tusz i jeszcze przez tydzień musisz udzielać mu porad, jak poradzić sobie z zaczerwieniami i zakażeniem. Dopłacasz przez to 10 galeonów do kupna maści, które mają z tym pomóc.
______________________
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Wyjątkowo przyjemnie było wybrać się do motelu, w którym jeszcze niedawno się sypiało. Mefistofeles często uciekał z Hogwartu, byle tylko nie przesiadywać zbyt długo w towarzystwie negatywnie do niego nastawionych Ślizgonów - brak domu skutkował tym, że musiał spędzić sporo czasu na rzeczywistych poszukiwaniach. Motel "London Holiday" nie był mu obcy, bo w tej recepcji pozostawił całkiem sporą sumkę, niekiedy solidnie się przy tym ratując. Teraz zaś przychodził z zupełnie innym celem, a to poprawiało humor jak nic innego. Z torbą wypchaną kalkami i ewentualnymi poprawkami do ustalonego przez klienta wzoru, zapukał do drzwi z odpowiednim numerem. Zaraz został wpuszczony do środka przez uprzejmie uśmiechniętego czarodzieja w średnim wieku - Mefistofeles już widział, że uda im się dogadać bez problemu. I tak też było, do porozumienia doszli błyskawicznie, a potem Ślizgonowi pozostało jedynie zabranie się za robotę. Przestrzegł mężczyznę przed ewentualnymi zakłóceniami magicznymi, które nie niszczyły tatuażu i nie wpływały w żaden sposób na jego jakość, ale niekiedy wydłużały proces robienia go. Jak się zaraz okazało, różdżka z kłem wilkołaka wcale nie wybrzydzała, a zamiast tego idealnie słuchała swojego właściciela, piekącym ciepłem zaznaczając pierwsze ciemne kreski na skórze klienta. Rozmowa podczas wykonywania tatuażu nie była dla Mefisto niczym dziwnym, a jednak tutaj czuł się dziwnie niezręcznie. Coś w zachowaniu nieznajomego krępowało go i sprawiało, że usiłował zachować niebywałą czujność - jednocześnie ganił się w myślach, próbując większą uwagę przyłożyć do kwiatowych motywów, które tworzył na przedramieniu mężczyzny. I chociaż rozmawiali względnie normalnie, to Nox czuł się jak na przesłuchaniu. Pytania początkowo po prostu dziwne, później okazały się zadziwiająco... trafne? Mefistofeles pilnował się, nie zdejmując z ust uśmiechu ani na chwilę. Śmiało pozerkiwał w oczy czarodzieja, posyłał mu też uprzejmie zaskoczone spojrzenie, a raz nawet roześmiał się beztrosko - co, że niby pałęta się z jakimiś podejrzanymi typkami po lesie? A w życiu. On ich tylko rozszarpuje podczas pełni. Najwyraźniej kłamstwo weszło studentowi w krew tak bardzo, że nijak nie wzbudził w swoim kliencie podejrzeń. Kończył już pracę, kiedy dowiedział się, że mężczyzna pracuje w Ministerstwie Magii. Ta jedna wiadomość sprawiła, że Mefisto poczuł szybsze bicie serca - a jednak. To dziwne dopytywanie nie było po prostu dziwne, było pioruńsko ostrzegawcze. Czyli jednak kłusownicy nie byli aż tak nieistotni... Merlinie, panika przejęła władzę nad Noxem i zamarł w bezruchu i milczeniu. Na szczęście zostało to zinterpretowane jako zwykłe zaskoczenie i przejęcie zaginięciem tajemniczych ludzi z opowieści czarodzieja. Pewnie. Dalsze problemy o wiele bardziej Noxowi odpowiadały, bo przynajmniej wiedział co robić. Jak się okazało, mężczyznę złapało uczulenie, a to oznaczało trochę więcej rad i dbania o nowy tatuaż. Mefistofeles wszystko wyjaśnił, a potem obiecał dosłać klientowi specjalną maść, która powinna pomóc. I co, że musiał zapłacić z własnej kieszeni? Gotów był wiele zaoferować, byle tylko nie podpaść temu człowiekowi...
Szef Biura Aurorów wezwał Cię do swojego gabinetu i podsunął Ci pod nos akta niejakiego Martina O'Brien. Wprowadził Cię w sprawę - mężczyzna, pełnokrwisty mugol, jest świadkiem koronnym w bardzo ważnym śledztwie, które niestety zakleszcza również o świat magiczny. Nie znasz szczegółów, ponieważ nie prowadzisz tej sprawy, a masz jedynie wykonać zadanie. Możesz podejrzewać, że akcja jest organizowana za porozumieniem z mugolskim premierem - wtajemniczonym w istnienie świata magicznego. Zlecono Ci ochranianie pana O'Brien przez cały dzień dopóki nie pojawi się Twój zmiennik. Oczywistym było wybranie Ciebie zważywszy, że dobrze znasz świat mugoli - to właśnie tam musiałeś się udać, do motelu "London Holiday" i mieć na niego oko mając za towarzystwo mugolskiego policjanta. Przygotowałeś sobie mugolski strój i w całkowicie niemagiczny sposób przybyłeś do motelu. Nikt Ci nie przypominał o przestrzeganiu paragrafu Zachowania Tajności wszak nie jesteś byle świeżakiem i wiesz jakie mogą być konsekwencje łamania go. Martin O'Brien okazał się sześćdziesięcioletnim staruszkiem, który przez większość dnia opowiadał Tobie i mugolskiemu policjantowi o swoich wnukach, podsuwając Wam pod nos twarde jak kamień ciasteczka. Nie wychodziliście poza obręb motelu. Gdy zbliżał się koniec Twojej warty, gdy zapadła ciemność usłyszałeś w sąsiednim pokoju rumor. Staruszek szykował się właśnie do snu, kiedy nagle coś (Ty wiesz, że to zaklęcie Bombardy Maxima) rozwaliło boczną ścianę, robiąc dziurę umożliwiającą dostanie się do Waszego pokoju. Zapanował chaos przerywany krzykami mugoli. Wszędzie unosi się pył, a kawałki ścian pokaleczyły nieznacznie pana Martina. Nim zdołałeś się zorientować w sytuacji następne zaklęcie rozwaliło górny odłam ściany, którego spory kawałek spada wprost na Ciebie i świadka koronnego… Co robisz? Używasz zaklęcia defensywnego (bądź teleportacji?), zapewniając Wam ochronę, ale jednocześnie bardzo poważnie naruszasz paragraf o Zachowaniu Tajności? Pamiętaj, że obok masz mugolskiego policjanta, a i z pewnością ktoś lada moment tu wpadnie na pomoc… Czy używasz własnej siły i zwinności, by odskoczyć z panem O'Brien (zapewniając mu przeżycie) mając bardzo wysokie ryzyko, że możesz nie zdążyć ochronić nie tylko siebie, ale i zdezorientowanego mugolskiego policjanta? Opisz co wybrałeś i jak próbujesz zaradzić sytuacji.
______________________
Dennis Rader
Wiek : 38
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 172,7
C. szczególne : Pierścień z rubinem; różdżka z wygrawerowaną głową smoka na końcu rączki
Kolejne zlecenie, kolejna sprawa. Zostałem wezwany do mojego szefa, żeby omówić sprawę mojego nowego zadania, które przede mną stało, z tego co słyszałem, nie było jednak czymś wymagającym. Gdyby dano mi coś „godnego najlepszych aurorów” po pierwsze – musiałbym być jednym z najlepszych aurorów, a póki co jestem po prostu aurorem z dość dużym stażem i proporcjonalnymi do niego umiejętnościami. Nie wybijałem się znacząco ponad innych, miałem pewne rozeznanie w swoich dziedzinach magicznych i tyle. Zgasiłem papierosa w biurze, pocierając go gwałtownie o popielniczkę, rozkoszując się tym minimalistycznym aktem przemocy. Schowałem do kieszeni garnituru paczkę żółtych Cameli i skierowałem się w stronę biura swojego przełożonego. Po drodze, patrzyłem na każdego aurora z osobna, nie miałem z wieloma jakiś szczególnych relacji. Bardziej wszystko odbywało się na zasadzie wymiany przywitań i pójście dalej, zajęciem się swoimi sprawami. Wydawało mi się, jakby większość z nich doskonale wiedziała co sam sądzi o świecie czarodziejskim i jego funkcjonowaniu – a to trochę dystansuje ludzi w stosunku do mnie i całkowicie to rozumiałem. Nie byli na tyle rozwinięci intelektualnie, żeby podjąć próbę przemyślenia tej sprawy obiektywnie, bez spojrzenia splamionego własną korzyścią czy wygodą. Otworzyłem drzwi do biura najważniejszego aurora w tym oddziale i usiadłem przed nim na krześle, oddając się od razu sprawie, nie próbując nawet nawiązać jakiegoś porozumienia z swoim szefem. Całkowicie skupiłem się na O’Brienie i omówiliśmy dokładnie całe jego zadanie. Nie czekając długo, wyszedłem z Ministerstwa Magii, w swoim zwykłym ubraniu, gdyż zwykle chodziłem w mugolskim przebraniu, rzadko się zdarzało bym był oddany modzie czarodziejskiej. Do motelu, w którym miałem się zająć ochranianiem ważnego obiektu, ruszyłem autobusem, które często krążyły po londyńskich ulicach. Lekki ścisk na ulicy nie wpłynął bardzo na moje przybycie tam, dlatego pojawiłem się o umówionym czasie pod wejściem „London Holiday”. Wszedłem do środka i rozglądając się dyskretnie, analizowałem zagrożenie. Ręce trzymałem w kieszeniach garnituru, w prawej dłoni zaś trzymałem różdżkę w pogotowiu. O’Brien nie zrobił na mnie żadnego wrażenia, był zwykłym niedołężnym starcem, którym akurat trzeba było się zajmować, bo też czarodzieje sobie wmówili, że może mieć on jakiś wpływ na ich poczucie incognito w wielkim świecie technologii i lepszego życia. Staruszek nieustannie opowiadał o swojej rodzinie, ja osobiście wyłączyłem się już po kilku zdaniach i skupiłem się na swojej pracy. Nie wydawało mi się, żeby coś miało się dziać, rzadko kiedy jakiś przestępca zadaje sobie trud unieszkodliwienia kogoś takiego, kto nawet gdyby zaczął rozpowiadać poufne informacje, to nikt by nie uwierzył. Prędzej by stwierdzono, że dopadła go demencja starcza, niż że jego słowa były zgodne z prawdą. Godziny mijały i powoli mój czas pracy też się kończył, co sprawiło, że luźniej odbierałem już wszystkie zewnętrzne czynniki, myślami odpływając w niezwiązanym z pracą kierunku. Do czasu przynajmniej, aż nie usłyszał najpierw jakiegoś hałasu, którego nie powinno być – to znaczy nie było żadnego wytłumaczenia tego zjawiska, więc był to czynnik przypadkowy, bądź zamierzony i ten drugi był dla mnie mniej pożądany. Przygotowałem różdżkę i zbliżyłem się do pana O’Briena i towarzyszącego mu policjanta – wyczekiwałem najgorszego, zawsze wolałem sobie tak mówić, żeby ostatecznie nie skończyć jako ten, który dał się złapać w sidła zaskoczenia, przegrywając pojedynek. Nagle, stał się chaos i harmider. Ściana wybuchła, odłamkami raniąc nieznacznie każdego z nich. Ja od razu wyciągnąłem różdżkę i przygotowywałem się do rzucenia czaru defensywnego – nawet nie myślałem o zachowaniu pozorów. W obecnej sytuacji, ważniejsze było przeżycie ich wszystkich, dlatego paragraf o Zachowaniu Tajności moim zdaniem wtedy nie obowiązywał. Amnezjatorzy będą mieć dwóch dodatkowych mugoli do zaczarowania, to wszystko. Gdy spadała górną część ściany, która leciała na nich, szybko wymierzyłem przed siebie różdżką i w myślach wymówiłem: „Depulso”, sprawiając, że wszystkie kawałki ściany poleciały na bok. Zdecydowałem się na takie zaklęcie, mając pewność, że tam nikogo nie było, zapewniając jednocześnie wszystkim bezpieczeństwo. Stanąłem przygotowany do odparcia kolejnego ataku, próbując dopatrzeć się czegokolwiek w tumanie kurzu i pyłu. Różdżkę miałem wycelowaną przed siebie, wtedy też doszła do mnie świadomość, że najważniejsze w tej chwili jest wyprowadzenie osób postronnych z pomieszczenia i zapewnić im bezpieczeństwo. Nie byłem pewny, czy rzucać na nich urok Confundusa, żeby też nie mieli możliwości zbytnio myśleć o tym co się stało, z tym wyborem zawsze było to niebezpieczeństwo, że mogli być dla niego bardziej ciężarem w ucieczce. Postanowiłem więc, że lepiej dla mnie póki co będzie starcie się z napastnikiem, mając nadzieje, że uda mi się go zneutralizować i wszystko doprowadzić do należytego porządku.
Rozpoczął się chaos. Obroniłeś siebie, świadka koronnego i policjanta zastosowaniem zaklęcia. Mugolski służbista wrzasnął na widok mknącego światła i zamiast uciekać z niszczonego motelu zaczął się od Ciebie oddalać... patrząc na Ciebie z przerażeniem w oczach. Pech chciał, że potknął się o leżący mebel i runął jak długi na ziemię, uderzając mocno głową w podłogę. Mimo unoszących się tumanów kurzu spostrzegłeś, że z jego potylicy spływa strużka krwi... Świadek koronny również był świadkiem rzucanego zaklęcia i również wrzasnął, próbując się Tobie wyrwać. O dziwo udało mu się wymknąć i zaczął uciekać w kierunku wyjścia, nawet się na Ciebie nie oglądając. Krzyczał coś o mutantach, pirotechnikach, szaleńcach... Nie miałeś innego wyboru niż biec za świadkiem, którego miałeś chronić, pozostawiając za sobą nieprzytomnego policjanta.... Rzuć kostką, by sprawdzić co się stało dalej.
Parzysta - na szczęście usłyszałeś znajomy trzask teleportacji - ktoś się dyskretnie pojawił w pomieszczeniu obok i przybiegł Ci na pomoc, dzięki czemu mogłeś zająć się dogonieniem Martina O'Brien. Ewakuowałeś go z pomieszczenia w akompaniamencie jego krzyków. Nie współpracował z Tobą, szamotał się, jednak udało się go ochronić przed atakiem. Przed budynkiem czekało na Ciebie dwóch aurorów, z którymi mogłeś przetransportować świadka koronnego w inne miejsce. Następnego dnia zostałeś wezwany do szefa na dywanik. Dostałeś naganę za naruszenie paragrafu Zachowania Tajności, odsunął Cię od sprawy i potrącił z Twojej wypłaty 30 galeonów. Wyjaśnił, że skoro okoliczności zmuszały Cię do narażenia na wykrycie, należało wykonać jednorazową teleportację z obojgiem mugoli. Wiesz, że Amnezjatorzy zajęli się modyfikacją pamięci poszkodowanych, a policjant wyjdzie z ran po miesięcznym odpoczynku.
Nieparzysta - prawie dogoniłeś staruszka, który postanowił się ukryć w schowku na miotły. Już sięgałeś do klamki, by go stamtąd wyciągnąć, gdy kolejny huk rozwalił sąsiednią ścianę. Duży odłamek ściany uderzył Cię w bok. Poczułeś silny ból w tułowiu. Zaprawiony jednak w zawodzie nie dałeś się mu sparaliżować i ewakuowałeś świadka koronnego z dala od niebezpieczeństwa. Poinformowałeś odpowiednie czarodziejskie służby, które przybyły Ci z odsieczą, dzięki czemu Twoja "warta" zakończyła się, a sprawę przejęli Twoi zmiennicy. Masz bardzo dotkliwie obity bok tułowia. Masz problem z wyprostowaniem go. Wypij jedną porcję eliksiru wiggenowego bądź napisz jeden post na minimum 2000 znaków w świętym Mungu aby zaleczyć swoją ranę. Szef Biura Aurorów poprosił Cię o złożenie stosownego raportu i dał Ci dwa dni urlopu na dojście do siebie. Podziękował za ochronę świadka koronnego, co było Twoim najważniejszym zadaniem.
______________________
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Naprawdę lubiła latać. Uwielbiała wręcz - a latanie samochodem okazało się jeszcze większą frajdą, niż wcześniej zakładała. Zwłaszcza, kiedy nie miała obok siebie egzaminatora patrzącego jej na ręce - a przede wszystkim, kiedy siedziała w swoim własnym samochodzie. Właściciel targu samochodowego przestrzegał ją przed ogniomiotem - parskała śmiechem na samą myśl o tej niedorzecznej nazwie - próbując wypunktować jej, dlaczego ten samochód nie byłby dla niej odpowiedni. Bujda - ona wiedziała swoje, i nie dała wcisnąć sobie forda anglii, bez końca zauroczona w waniliowym cadillacu. Już pierwsza przejażdżka nad Hogsmeade upewniła ją we własnej decyzji - nie żałowała swojego wyboru. Nie sądziła jednak, że tak szybko przyjdzie jej skorzystać z możliwości swojego nowego nabytku - i to w wyprawie do samego Londynu. Skierowała się do mugolskich dzielnic - wyjątkowo jednak, tym razem nie zmierzając do domu Shercliffe'a, a w zupełnie inne miejsce. I o ile latanie uwielbiała - tak przepisową jazdę zakorkowanymi ulicami Londynu już niekoniecznie. Zajechała pod motel, który wskazał jej Huxley, jako miejsce z którego mogła go odebrać. Miała wyjątkowo szczęście, znajdując tuż pod wejściem wolne miejsce parkingowe, które natychmiast zajęła - tym razem bez żadnych problemów, takich jak na egzaminie. Wrzuciła luźny bieg, zaciągnęła ręczny i zgasiła przyjemnie mruczący silnik, wyciągając klucz ze stacyjki. Wysiadła z gracją godną wili z niskiego samochodu - przygładzając koronkową, białą sukienkę, dłonią odzianą w równie koronkową rękawiczkę. Czekała - wlepiając jasne tęczówki w drzwi wejściowe do hotelu. Radosne zniecierpliwienie pełzało jej po ramionach - zaczęła w swym zniecierpliwieniu nucić jakąś bliżej niezidentyfikowaną melodię, chcąc zająć czymś myśli. Te uparcie jednak, jak bumerang, wracały do osoby Butchera - którego w końcu wypatrzyła przez szyby w drzwiach motelu. — Hux! — ledwo wychylił nos z budynku, ta już do niego machała, nonszalancko oparta o bok swojego auta. Przyciągała spojrzenia - nie tyle jednak swoją aparycją i jak zwykle nienaganną prezencją - co bijącą z oczu radością, która rezonowała w szerokich uśmiechach i cieple od niej bijącym.