W ów mugolskim motelu na obrzeżach Londynu dostępne są pokoje 1 i 2 osobowe. W każdym pokoju znajduje się biurko, małe łóżko, stary telewizor z odtwarzaczem VHS, lampka oraz maleńka lodówka.
Cena za nocleg: 10G - pokój jednoosobowy 15G - pokój dwuosobowy
Autor
Wiadomość
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Jako że wychowałem się w świecie kompletnie mugolskim, często wybierałem też takie przybytki zamiast typowo czarodziejskich miejsc. Szczególnie, że miały zazwyczaj telewizory. Co prawda w tym wypadku rozczarowująco przedpotopowe, więc nie mogłem obejrzeć niemalże żadnych seriali, których nadal nie nadrobiłem jeszcze po ostatnim roku szkolnym. Bez żalu opuszczam to smutne miejsce, z wielkim trudem znosząc swoje walizki. Otwieram drzwi motelu, by od razu usłyszeć wesoły okrzyk bliskiej mi osoby. Odwracam się w tym kierunku, by z uśmiechem pomachać w jej stronę. Przez chwilę patrzę z nostalgią na przyjaciółkę, równocześnie próbując podnieść pierwszą z walizek i delikatnie znieść ją ze schodów. Pomniejszony mój cały dobytek w dwóch średniej wielkości bagażach jest niezwykle ciężki, a ja zapomniałem w całym chaosie rzucić na to jakiegoś zaklęcia, a teraz, wśród mugoli, było już na to za późno. Już zapomniałem jak to jest być w Twoim towarzystwie. Może i to wesołość według Ciebie przyciąga spojrzenia dosłownie każdego przechodnia. Ale Twój nienaganny wygląd, pasujący charakterystyczny samochód, Twoja niesamowita aura sprawiają, że trudno od Ciebie oderwać wzrok i to czysta przyjemność być tym na kogo czekasz. Opieram ręce na walizce, by po prostu popchać ją po chodniku w stronę auta i bagażnika. Patrząc na jej wielkość musi to wyglądać groteskowo, ale tak naprawdę pewnie nie bardziej niż my. Retro koronkowa sukienka, elegancka dama, a obok niej... cóż ja. Z racji mugolskich okolic moje krótkie spodenki i czarna koszulka wyglądają na zwyczajne ubrania. A moje odkryte przedramiona i łydki pokrywają nieruszające się z tej okazji tatuaże, jednak wciąż wyglądają krzykliwie i barwnie. Z czułością obejmuję Cię, by ucałować Twoje zarumienione lekko policzki. Zawsze wyglądaliśmy na osobliwą parę. - Hej, Perpi - mówię i biorę walizkę, by mimo wszystko delikatnie położyć ją do samochodu. - Tu są rzeczy do pracy, tam wszystkie moje ciuszki - oznajmiam i poprawiam z werwą okulary przeciwsłoneczne, by przeskoczyć kilka schodków i drugą walizkę dosłownie kopnąć z góry schodów. Ta stacza się z hukiem, ale przynajmniej ląduje całkiem blisko cadillaca. Zadowolony z tego z gracją przeskakuję po kilka stopni, by rzucić torbę do środka, co powoduje lekkie ugięcie się samochodu. - Ta dam, gotowe! Kogo okradałaś z takiego auta? - pytam całkiem pod wrażeniem, dotykając waniliowej karoserii. Nie pcham się wyjątkowo na miejsce kierowcy, chcąc jak najszybciej zobaczyć w końcu nowy dom Perpy, w którym jeszcze nie byłem. Dlatego siadam prędko na miejsce pasażera. - Tylko błagam, nie pozabijaj nas - proszę uprzejmie, nie znając umiejętności przyjaciółki w tych kwestiach, więc łapię za pas, a potem sprawdzam, czy różdżka tkwi w moich krótki spodenkach. Poprawiam okrągłe okulary przeciwsłoneczne i otwieram szeroko okno samochodu. - Zapalę - oznajmiam zamiast zapytać, wyciągając paczkę magicznych papierosów, do których wróciłem po śmierci żony. W młodości również z nimi paradowałem, ale od kiedy zacząłem pracować w szpitalach, przestałem.
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Nie zwykła zwracać uwagi na to jak odbiorą ją mugole - nie ubierała się w końcu w typowo czarodziejskie szaty, choć jej styl zdecydowanie zakrawał o klimaty vintage i retro. Cała wyglądała z resztą jak żywcem wyjęta z międzywojennego żurnala - rzucała się w oczy, choć mimo wszystko nie wyglądała jak z innego świata. Sama w końcu przez 11 lat była żoną mugola - doskonale wiedziała jak poruszać się w niemagicznym świecie. A, że była półwilą... Uchodziła za niezwykle urodziwą 40-latkę. O ile ktokolwiek jej tyle dawał. — Hmm — mruknęła, rozciągając usta w rozkosznym uśmiechu - specjalnie nadstawiając policzki do pocałunków. Musiała wyglądać jak napuszona kokoszka, tylko czekając na te drobne czułości, które zwykła dostawać ze strony Williamsa - niezależnie od wieku i sytuacji. A także tego, że od dawna nie łączyło ich nic poza przyjaźnią i braterstwem dusz co najwyżej. Wieloletnie powtarzane schematy jednak pozostawiały swój ślad. — Pakuj się pakuj — ponagliła go, iskrzącym wzrokiem obserwując jak mocuje się z walizkami. Z gardła wyrwał jej się krótki chichot, kiedy jedna z nich - szczęśliwie zawierająca ciuchy, bo przecież nie aparatury eliksirowarskie - została bezceremonialnie potraktowana z buta. — Dopiero co kupiłam, specjalnie, żeby wozić się z Tobą po okolicach. — Rzecz jasna nie była to prawda - cadillac zajął miejsce przed jej domem jeszcze przed rozpoczęciem roku w Hogwarcie. Nie mogła wiedzieć, że Huxley zamierzał wrócić do Anglii - choć, w istocie, przejażdżki z przyjacielem mogły być dodatkowym powodem do motoryzacyjnego zakupu. Z niegasnącą ekscytacją - usiadła z powrotem na miejsce kierowcy, żeby zająć jak najszybciej miejsce obok mężczyzny. Wrzuciła kluczyk do stacyjki - nie odpalając jednak jeszcze silnika. Włączyła jedynie radio, akurat na jednym z utworów Franka Singultusa - natychmiast podchwytując melodię, którą cicho zanuciła, wybijając rytm w obitą w kremową skórę kierownicę. — Spokojnie, jestem świeżo po egzaminie — wyszczerzyła się do przyjaciela szeroko, doskonale wiedząc, że go to nie uspokoi - jakby miało to jeszcze jakieś znaczenie, dodała: — Zdałam za pierwszym razem! — Charakteryzowała ją jednak ostrożność - co była niejakim pocieszeniem. Bez komentarza obserwowała jak Butcher odpala papierosa - marszcząc jedynie delikatnie nos. Sama nigdy nie paliła - ale też nigdy nikogo z tego powodu nie ganiła - zwłaszcza mężczyzny, którego... Mimo wszystko wspominała właśnie z papierosem w ustach. Uśmiechnęła się na ten widok nieco nostalgicznie - coś ścisnęło ją w klatce piersiowej, kiedy tak obserwowała jego profil. — Tęskniłam się za Tobą, Hux — stwierdziła krótko, szczerze - pozwalając żeby czułe nuty zagrały w jej głosie, kiedy miękkim gestem musnęła szorstki policzek przyjaciela. Zaraz chwyciła jednak za kierownicę, odpalając z przyjemnym pomrukiem silnik. Figlarny uśmiech tańczył na jej czerwonych wargach, kiedy ruszyła - włączając się do ruchu. — Mieszkać to chyba nigdy razem nie mieszkaliśmy... ale pamiętam, że robisz całkiem dobre śniadania — zagaiła, łypiąc na mężczyznę spod ciemnozłotych rzęs, z zawadiackimi ognikami w jasnych oczach. — Po dyżurze w Mungu nie było nic lepszego niż twoje naleśniki... Przerwała na chwilę swoje wspominki, szturchając z niejaką - teatralną - pretensją kolano Huxleya. — Czemu nie napisałeś, że wracasz?
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Zatapiam się na chwilę w zbliżeniu z Tobą, czując dosłownie dawne czasy, które były tak piękną erą w naszym życiu. Dopiero małżeństwa i inne poważne sprawy sprawiły, że nasz kontakt przestał być taki sam jak niegdyś, co oczywiście jest zazwyczaj naturalna koleją rzeczy. Uśmiecham się szeroko kiedy śmiejesz się z mojego dziecinnego kopniaka w walizkę, a ja pośpiesznie pakuję się jak mi przykazujesz. Kiedy siadam obok Ciebie w Twoim samochodzie moje tatuaże z powrotem zaczynają żyć swoim życiem. Eliksir powoli paruje na mojej ręce, a mała Perpa, widoczna przy krótkim rękawku, tańczy ponownie jakby nie było jutra. - Świetnie, jak będą jakieś nielegalne wyścigi, lecimy jako pierwsi - mówię z entuzjazmem, już widząc w wyobraźni swoją przyjaciółkę jako rajdowca w Nokturnie, między szemranymi uliczkami. - Mmmm - mruczę otwierając szerzej oczy, zaciskając usta oraz kiwając głową, na potwierdzenie tego jak bardzo uspokoiła mnie wiadomość, że niedawno zdałaś egzamin. - Brawo - dodaje na Twoją przechwałkę, ale tak naprawdę nie martwię się wcale przesadnie. Domyślam się, że jesteś niesamowicie ostrożna kiedy jedziesz i pewnie wręcz będzie mi brakować adrenaliny za kilka sekund. - Wyjeżdżaj stąd i wzbijmy się w powietrze jak piękne pegazy! - mówię z werwą, zanim nie odpalam papierosa. Na czułe słowa odwracam się w Twoim kierunku i przymykam oczy na delikatny dotyk przyjaciółki. - Ja za tobą też, piękna, ja za tobą też - powtarzam sentymentalnie, odpalając papierosa. Wyciągam z paczki niewielki breloczek, na którym właśnie tańczy naga postać. Podnoszę ją i pokazuję Ci rozbawiony. - Na jakiś czas rzuciłem palenie, ale jak wróciłem to do tego co było - mówię o szlugach, pukając lekko palcem w Zjednoczone Wile, które lata temu kupiłaś mi w formie żartu, kiedy tylko je znalazłaś, a my akurat w tamtym momencie byliśmy czymś... w stylu związku, chociaż trudno było kiedykolwiek nazwać naszą relację w jakiś konkretny sposób. - Wiedziałem, że jest jakiś haczyk dla którego chcesz ze mną zamieszkać! - mówię z uśmiechem, zaciągając się papierosem. Przesuwam dłonią po rozczochranych włosach i poprawiam okulary przeciwsłoneczne, wyglądając za okno. Wracam do Ciebie spojrzeniem po szturchnięciu, bardzo niewskazanym przy prowadzeniu auta. - Chciałem cię zaskoczyć, oczywiście, co się domyślasz. Wiesz, tak czasem łatwiej coś zostawić nagle i wrócić znienacka. Wtedy rzucanie tego co było jest jakieś łatwiejsze. - mówię o Francji, ale nie chcę zbytnio kontynuować temat; uśmiecham się za to lekko pod nosem - Nie wiedziałem, że będę też zaskakiwał Caine'a... Bardzo przystojna partia, swoją drogą. Bardzo... dojrzała - mówię próbując póki co znaleźć uprzejme słowa na fakt, że spotykasz się z kimś niesłychanie nudnym w moim mniemaniu. - Widać, że jesteś już dorosła! Nie jakieś podlotki, nikt zbytnio szalony, gadatliwy, nieprzewidywalny, ciekawy... Chyba niechcący już odrobinę krytykuję wybór na co parskam krótkim śmiechem i macham wolną od papierosa ręką, żebyś nie przejmowała się tym co mówię.
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Wyraźnie zawiesiła roziskrzone spojrzenie na budzących się do życia tatuażach na ciele Huxleya - a choć sama nie posiadała ani jednego rysunku, który tańczyłby na jej porcelanowej skórze - te wymalowane na przyjacielu zawsze jej się podobały. Lubiła jego spontaniczność - sentymentalność, i to jak potrafił w pozornie nic nie znaczących ikonach ujmować swoje osobiste znaczenia. Ponadto, schlebiało jej to, że jeden z tatuaży i to w tak widocznym miejscu, przedstawiał właśnie ją. Nie mogła się przy tym czule nie uśmiechnąć - pamiętała jeszcze czasy, kiedy Williams nie miał ani jednego tatuażu... A potem widziała także te, których nikt inny dostrzec nie mógł. — Jeśli jakieś wygramy, pojedziemy do gorących źródeł na Islandię - i to Ty będziesz prowadził — oznajmiła, by zaraz wybuchnąć śmiechem na niezwykle entuzjastyczną reakcję na wieść o jej świeżo nabytych umiejętnościach. Pomimo znacznych osiągów, jakie mógł wyciągać prowadzony przez nią ogniomiot (ciągle nie mogła bez głupiego uśmiechu wypowiadać tej nazwy) - z pasażerem na pokładzie, nawet tak łaknącym adrenaliny, nie zamierzała szaleć. — Przecznicę dalej są stare magazyny, zajadę za nie i tam wzbijemy się w górę — wytłumaczyła swój plan, bezbłędnie podążając zapamiętaną wcześniej trasą. O ile orientację w terenie miała raczej kiepską - tak prowadzenie auta uliczkami tak dobrze znanego jej Londynu, nie sprawiało jej żadnych trudności. Kątem oka wyłapała ruch - jak się okazało, wijącego się w tańcu breloczka, dołączanego do każdej paczki Zjednoczonych Wil. Teraz to i ona uśmiechnęła się z sentymentem - poprawiając wolną dłonią niesforny lok, który uparcie wydostawał się ze splotu złotych fal. Delikatny rumieniec wkradł się na jej policzki - nie mający jednak nic wspólnego z zażenowaniem. — Kiedyś ja Ci tak tańczyłam — prychnęła, rozbawiona, myślami sięgając daleko poza samochód i czas, który ich teraz obowiązywał. Z Huxleyem nieodłącznie wiązała ją znaczna część przeszłości - usiana w dużej mierze wyłącznie... dobrymi wspomnieniami. Beztroskimi - w których nie sposób było znaleźć choćby krztę pretensji. — Nie zapomnę jak akurat wtedy do dormitorium weszli... — przerwała, chichotem dopowiadając resztę historii. Wjechali na kolejne skrzyżowanie - tym razem zatrzymani przez czerwone światło. Złotowłosa grzecznie postanowiła go nie ignorować - gdzieś z tyłu głowy mając głos byłego męża-policjanta. To były z kolei już gorzkie wspomnienia. — Powiesz, kiedy będziesz chciał Hux, może przy kawie — skwitowała jego 'zgrabne' wyminięcie tematu powrotu do Anglii, czytając między wierszami. Za długo go znała. — Też się tego nie spodziewałam... — Zerknęła na przyjaciela kątem oka, uśmiechając się... z nieukrywaną satysfakcją. Niejaką czułością. Reagując na jego niezbyt przychylny monolog jedynie teatralnym młynkiem oczami - i kolejnym szturchnięciem w kolano, równie teatralnie karcącym. — Możesz mówić co chcesz Huxy, ale od rozwodu z Quillem nawet nie myślałam o czymś innym niż praca. — W istocie, przez osiem lat jej najbliższym kontaktem intymnym z mężczyzną było wyciąganie drzazg z pośladków zawodnika Quidditcha, po jego upadku z miotły. — Z Cainem... trochę razem przeżyliśmy przez ostatni rok. Bynajmniej, nie nudnego. On jest... Wyglądała jak rozmarzona nastolatka - kiedy klakson jakiegoś auta z tyłu, zmusił ją do dociśnięcia gazu i szybkiego opuszczenia skrzyżowania. W oddali zamajaczyły magazyny. Chrząknęła, poprawiając chwyt na kierownicy. — Jestem... szczęśliwa. Wiesz, że nie tylko z Tobą miałam jakoś zawsze po drodze. Sądziłam jednak, że Caine, cóż, nie zwraca na mnie uwagi. Rzuciła przyjacielowi wymowne spojrzenie - skręcając w jedną z bocznych uliczek, prowadzących do 'pasu startowego'.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Uśmiecham się lekko kiedy zwracasz uwagę na moje sunące po ciele tatuaże. Bardzo zawsze lubiłem, że je doceniałaś i lubiłaś; rzadko spotykałem się z tak pełną akceptacją a propo wszystkiego jak u Ciebie. I niewiele jest osób, które pamiętały jak moja skóra była czysta, bez malunków, alabastrowa jak Twoja (no może nie aż tak piękna, ale zawsze, nie taka zniszczona i pomalowana jak obecnie). - Islandia? Czemu akurat ona? - pytam z ciekawością, dość podniecony faktem takiej przygody, nawet jeśli jest tylko hipotetyczna. - I z przyjemnością poprowadzę cię wszędzie gdzie będziesz chciała! - stwierdzam zapinając pasy i sadowiąc się na miejscu pasażera. Kiwam głową, mrucząc jakieś jasne, kiedy oznajmiasz gdzie mamy zamiar oderwać się od ziemi i nie mogąc już się doczekać tego jak zobaczę nas w powietrzu. - Nie musisz mi przypominać jak dla mnie tańczyłaś - mówię z powagą, ale po chwili chichoczę wesoło na wspólne wspomnienia i z lekką nostalgią dotykam medalika, wzdychając delikatnie na naszą beztroską (czasem odrobinę przesadnie) młodość. Kiedy mówisz o rozmowie przy kawie, macham bez ładu i składu wytatuowaną ręką, zaciągając się papierosem, którym mam w drugiej. W zasadzie po prostu nie wiem co miałbym powiedzieć i na tym spotkanku gdzie miałbym się tłumaczyć czemu w ogóle tak wyszło, że tu wróciłem. - Nie ma co, po prostu nie miałem po co tam siedzieć. Nauczać mogę i tu, a tam już nie było... nic co by mnie trzymało od dłuższego czasu. Po prostu nie chciałem tego przyznać, nawet sam przed sobą. Tłumaczę to w jakiś sposób, dotykając swojego niewielkiego, nowego breloczka, który w tej chwili oznaczał dla mnie coś dla czego miałem wracać do Anglii. Skupiam swoją uwagę na tym co mówisz po moim krótkim, aczkolwiek dość dosadnym monologu. Nie komentuję nic a propo Twojego byłego, uznając, że nie ma co w ogóle wspominać tego człowieka, bo z pewnością na to nie zasługuje. Za to słysząc o Twoim nowym partnerze unoszę do góry brwi. Tak naprawdę brałbym to odrobinę poważniej, gdyby nie fakt, że o każdym mówiłaś w podobny sposób. Do tej pory nie potrafię stwierdzić czy to faktycznie jest jakiś ten jedyny. A może to Ty tak znowu po prostu myślisz? Zawsze byłaś nieprzyzwoicie podekscytowana jako nastolatka i widzę, że nadal się to nie zmieniło, kiedy razem z trąbnięciem kierowcy za nami szturcham Cię, byś pojechała dalej przez skrzyżowanie. - Każdy zwraca na Ciebie uwagę Perpa, durniu. Po prostu nie każdy jest tak rezolutny jak Caine, by zorientować się, że ma szansę cię zatrzymać na zawsze - mówię szczerze, nie dodając żadnej nostalgicznie - żałobnej nuty do tego stwierdzenia, pomimo że mówię i trochę o sobie. Zerkam na Ciebie, zaciągając się wilą zarówno tą z papierosowej paczki jak i widokiem tej siedzącej obok mnie. - Ale najważniejsze, że jesteś szczęśliwa, Perpi. Dopóki wiemy, że to dobry człowiek, to jestem w stanie przeżyć swoją głupotę w młodości - stwierdzam w końcu, kładąc rękę na sercu z lekkim ukłonem na jaki pozwalał mi samochód. Odwracam się w kierunku drogi z ekscytacją widząc, że zaraz wzbijemy się w powietrze i starając skupiać się na tym, nie na błędach, które popełniłem wieki temu, których do tej pory nie potrafię wytłumaczyć.
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Rozmarzyła się przez chwilę - uśmiechając niedorzecznie - kiedy towarzyszący jej przyjaciel zapytał o Islandię. Myśli automatycznie pognały jej w kierunku słynnych gorących źródeł, przeskakując meandrami, mimowolnie, w kierunku Luizjany - w analogii do wycieczki i źródeł właśnie, wynosząc na pierwszy plan wspomnienia z balialni w pensjonacie. Musiała odchrząknąć, odganiając rumieniec, zdradziecko wypływający na jej szyję. W odruchu sięgnęła do skrawka skóry - który zdążył już przybrać naturalnie biały odcień, po mało rozsądnych chwilach. — Piękne krajobrazy... Dużo filmów tam nakręcono, wiedziałeś o tym? — odpowiedziała nieco wymijająco, jawnie nie wyciągając prawdziwego powodu. Spąsowiała jeszcze bardziej, na następne słowa Huxleya - obrzucając go jednak wdzięcznym, słodkim uśmiechem. — Jesteś przeuroczy, jak zawsze. Nic się nie zmieniłeś w tym względzie. Odkąd pamiętała, Williams był wobec niej... czarujący. Opiekuńczy i wręcz kochający - i to bez względu na okoliczności, niezależnie ile miała lat i w jakiej sytuacji życiowo się znajdowała. Mogła być akurat połamana i leżeć pokiereszowana na łóżku szpitalnym; mogła być gwiazdą estrady zaraz po spektakularnym występie, albo styraną po dyżurze uzdrowicielką. Huxley zawsze był obok - wspierający, sypiący żartami z kolorowych rękawów. Można by powiedzieć, że tworzyli razem idealną parę - gdyby nie to, że naprawdę wielokrotnie próbowali i nigdy nic z tego nie wychodziło. Czegoś brakowało, zawsze. I z każdą kolejną próbą - nigdy tego nie odkrywali. — Chyba od tych prywatnych występów przeszłam potem na burleskę — zaśmiała się, kątem oka rzucając na tancerkę na przedramieniu Huxleya - w samą porę, żeby dostrzec jak mężczyzna sięga dłonią do medalika. Wróciła spojrzeniem do londyńskiej uliczki. — Każdy musi mieć swoją kotwicę — mruknęła filozoficznie, dynamicznym ruchem odrzucając złoty lok z czoła. Znowu zapomniała związać włosów - odwykła od ich zaplatania. Kolejne słowa przyjaciela, wbrew wszystkiemu - wyraźnie ją przygasiły, a przez jej złotą głowę przelały się całe fale myśli. Głównie wspomnień - nie dotyczących jednak ani Caine'a, o którym była mowa, ani Huxleya. Tylko właśnie tego, którego nie warto było wspominać. Zacisnęła ręce na kierownicy - przyspieszając nieco, kiedy wjechała za magazyny. — Nie sądziłam, że kiedykolwiek ktoś będzie jeszcze miał taką szansę — zaczęła, przyznając mu rację i zgrabnie przerzucając bieg na wyższy. W istocie, myślała o Shercliffie poważnie - jak o większości swoich związków. Nawet tych krótkich. Nawet tych powtarzających się. Nie spisywała nikogo na straty - zwłaszcza, jeśli serce jej tak podpowiadało. Różnica polegała na tym, że w żadnym związku po swoim rozwodzie jeszcze nie była. Obawy były naturalne. — Pytanie, czy będzie chciał to wykorzystać? Nie wiem, Huxy. Znam go tak długo jak Ciebie - wierzę, że nie jestem tylko ładną buźką w jego wieku... A Caine nie należy do zbyt wylewnych, chociaż zaskoczył mnie przystając na... — odchrząknęła, odpowiednio modulując głos. — ... oficjalne partnerstwo. — Mimowolnie znów rozczuliła się, przywołując te słowa - bo wbrew pozorom wiedziała, że w ustach jej partnera nie pozostawały bez znaczenia. Teraz to ona szturchnęła Butchera w kolano - jednocześnie stabilnie trzymając kierownicę. Cadillac miał porządnie wyważoną geometrię i sprawne wspomaganie kierownicy - szczęśliwie, jak na tak nadpobudliwego ruchowo kierowcę. — Jaką głupotę, czorcie? Próbowaliśmy chyba na wszystkie sposoby! — roześmiała się szczerze - nie mając bynajmniej na myśli czegokolwiek dwuznacznego. Jeszcze przed chwilą zasnuta chmurami - teraz znów się rozpromieniła. — Zamknij okno, będę startować.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Patrzę jak przyjmujesz jakiś nostalgiczny wyraz twarzy przy jakimś błahym wspomnieniu o Islandii i patrzę z zastanowieniem, czekając na jakieś wytłumaczenie. Ponieważ wpatruję się w Ciebie zauważam jakieś niedorzeczne rumieńce i unoszę do góry brwi na ten widok, nie komentując jednak tego. Nie pomagam jednak przy jakichś marnych tłumaczeniach, które próbujesz wytłumaczyć. - Jakie na przykład, znawco filmowy? - pytam jako osoba wychowująca się w rodzinie mugoli, osobę o podłożu magicznym, której znajomość świata poza czarodziejskim, opierała się głównie na średniej jakości mężczyźnie. - Nadal przeuroczy! To już wystarczający komplement! - stwierdzam z zadowoleniem, bo przecież nie ma co dyskutować tego jak znacznie się postarzałem w porównaniu do Ciebie. Z resztą, mimo dłuższej rozłąki widywałaś mnie raz na jakiś czas, więc nie było to żadne gwałtowne zdumienie, jak człowiek bez genów wili mógł się zmienić po takim czasie. Jeśli oczywiście nie jest Cainem, który najwyraźniej dojrzewa jak wino. W każdym razie przechodziłem z Tobą przez wiele, mniej lub bardziej przyjemnych momentów i mimo wszystko jak byliśmy razem, głównie na szczęście skupialiśmy się na tych weselszych. Zazwyczaj. - Po prostu miałaś świetnego trenera! To na pewno nie kwestia Twoich zdolności czy aparycji - mówię głupoty, śmiejąc się wesoło z tego co wymyślam. Aż wzdycham na moment rozmarzony kiedy sobie wspominam te piękne lata młodości. Zaciągam się papierosem jak dawniej, tylko teraz nie z Perpą tańczącą przede mną, z nadziejami na wspólną przyszłość, a stateczną przyjaciółką, na której mogę zawsze polegać. Na słowa o kotwicy kiwam głową poważnie. - Która ciągnie cię na dno, nawet jeśli tego nie chcesz - mówię dość czarnym humorem, nawet jeśli nie o to Ci dokładnie chodziło. Nie chcę jednak zaprzątać myśli gorszymi rzeczami, więc prędko skupiam się na tym co mówisz o swoim nowym chłopaku. Słucham co mówisz z lekkim sceptycyzmem, chociaż tego nie okazuję (a przynajmniej ja tak uważam) grzecznie kiwając głową i skupiając się na papierosie. Zakładam, że Caine jest jednak tak szarmancki i uprzejmy jak być powinien. Rozmyślam tylko czy jest wystarczający dla Ciebie. Śmieję się głośno i długo nie mogę przestać kiedy mówisz o oficjalnym partnerstwie. - Błagam, powiedz, że naprawdę tak to określił - mówię nadal dusząc się ze śmiechu. Kiedy w końcu się uspokajam i kiwam głową na uspokojenie (dla siebie), odchrząkam lekko, próbując ubrać w słowa to co chcę. - Wiem, że zawsze bierzesz wszystko na poważnie i na zawsze. Po prostu najważniejsze jest wiesz... żebyś w razie wątpliwości się czasem zastanawiała i wiesz... żebyś była wesoła jaką Cię znam... Ale oczywiście, cieszę się Twoim szczęściem, jeśli tak jest! - staram się wytłumaczyć o co mi chodzi, mniej lub bardziej składnie. Ponownie mnie trącasz w czasie jazdy na co mówię ejjj, że znowu nie skupiasz się na jazdę (nie dziwne z takim towarzyszem). - Próbowaliśmy wszelkich sposobów, chciałaś powiedzieć - mówię chichocząc na naszą barwną przeszłość, w której zdecydowanie były momenty głupie, których mogliśmy żałować. W końcu jednak mieliśmy się wzbić w powietrze, więc wyrzucam niefrasobliwie szluga przez okno, które zamykam zgodnie z poleceniem. - Gotowy! - mówię z entuzjazmem, pukając w zamkniętą szybę.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Nie spodziewała się brnięcia w temat filmów. Rumieniec więc jedynie pogłębił się - kiedy gorączkowo próbowała przypomnieć sobie jakikolwiek film. Zawsze była bardziej książkowa niż filmowa - nawet jeśli jej były mąż coś przy niej oglądał, najczęściej sama wtedy czytała, niż wgapiała się w kolorowy ekran. Rodzina Whitehorn - choć mieszana, jeśli chodzi o krew - również preferowała lektury, a szczególnie prasę. — Na przykłaaaad... — przeciągnęła specjalnie, starając się odpowiednio zagrać głębokie zastanowienie. Chociaż kątem oka już widziała podejrzliwy wzrok Huxleya - i doszło do niej, że jest na przegranej pozycji. Westchnęła, rozbawiona swoją marną próbą krętactwa. — Dobra, znasz mnie, poddaję się. Prędzej wymienię Ci podrozdziały Kompendium Zatruć Eliksiralnych, niż jakikolwiek film na Islandii... Mam słabość do gorących źródeł. I bąbelków. I miłe wspomnienia z wakacji. Ostatnie zdanie wypowiedziała szeleszczącym szeptem, mieszającym się z pomrukiem silnika ogniomiota - poddając próbie słuch swojego przyjaciela. Choć w istocie, poza wzmianką o wakacjach - Williams nie został uraczony żadną nowością. Złotowłosa od zawsze - już w szkole - kombinowała, żeby tylko wygrzać swoje drobne kości w odpowiednio dużej wannie. Najczęściej tej umiejscowionej w łazience prefektów. Najczęściej nie sama. — Zawsze byłeś moim najlepszym... krytykiem — dodała, również śmiejąc się pod nosem. Bo kto jak kto - ale Huxley był chyba ostatnią osobą, która sprowadziłaby ją do parteru. Ich relacja nigdy nie polegała na ocenie - tylko na niebotycznym naganianiu wiatru w żagle. Obojętnie, czy chodziło o naukę, sport - czy nawet związki (jeśli akurat znowu nie lądowali ze sobą). Obruszyła się, słysząc niespecjalnie wesołe podsumowanie metafory o kotwicy. Idealnie skrojone brwi powędrowały ku górze, kiedy zerkała na Williamsa, odrywając na chwilę wzrok od drogi. — Ciągnę Cię na dno? — spytała pół-żartem, pół-serio, wiążąc słowa przyjaciela z wcześniejszym skupieniem na wyginającym się śmiało breloczku wili z papierosów. Nie sądziła, żeby akurat o nią chodziło, mimo wszystko. Sama nie mogła się nie roześmiać - zwyczajnie zarażona śmiechem Huxleya, który teraz musiał łapać głębsze oddechy, żeby się uspokoić. Nie chciała się śmiać - ale to było silniejsze od niej, ta zaraźliwa wesołość. Musiała gwałtownie zamrugać kilka razy, żeby odgonić wilgoć zbierającą jej się na rzęsach. — Dokładnie tak to określił — przytaknęła, samej w końcu się opanowując, choć już powoli zapominała z czego tak w ogóle się śmiali. — Bardzo w jego stylu. Oficjalnie - ale jeśli już tak nas nazwał, to... chyba mogę liczyć na coś poważnego. Cóż, bardzo chciała w to wierzyć. — Jeśli tylko będzie coś nie tak, będziesz pierwszy, który się o tym dowie — zapewniła, z satysfakcją obserwując jak współpasażer grzecznie pozbywa się niedopałka i zamyka okno. Cieszyła się, wiedząc, że jedna z bliższych jej osób na nowo postanowiła zagościć w jej życiu. Włączyła więc moduł niewidzialności i wrzuciła odpowiedni bieg - a koła cadillaca oderwały się od ziemi - wciskając ich żołądki w siedzenia. Żeby pogłębić to dziwne uczucie - specjalnie przyspieszyła, skręcając nad Londyn - by z perlistym śmiechem, wymieszanym z piskiem podekscytowania: wykręcić beczkę w powietrzu - i zmienić kierunek jazdy na Szkocję i Hogsmeade. — Tylko nie wymiotuj, to nowy samochód — przypomniała, łypiąc na Butchera spod ciemnozłotych rzęs.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Patrzę z wyczekiwaniem na Perpę, kiedy ta usilnie próbuje wymyślić jakikolwiek film. Niemalże widzę jak trybiki pracują pod jej piękną, blond czupryną. W końcu moja przyjaciółka poddaje się i podaje mi prawdziwą odpowiedź. Na taką ja (bardzo dojrzale) udaję, że powstrzymuję wymioty przy wyobrażniach o co może chodzić. - Ok, już nie musisz nic więcej tłumaczyć, bo utknie to w mojej głowie na zawsze - oznajmiam i zasłaniam ręką oczy, jakby to miało mnie powstrzymać od słów Perpy albo od wyobrażania sobie czegokolwiek. - Chcę pozostawić sobie w swojej głowie bąbelki z naszych wycieczek do ekskluzywnych łazienek w Hogwarcie, nie przysłaniać to sobie innymi rzeczami, które mogłaś robić gdzieś indziej - stwierdzam, kręcąc głową, by jakoś odgonić o sobie jakikolwiek widok Perp z jej nowym chłopakiem w wannach. Silnik samochodu na pewno nie jest wystarczająco głośny, by zagłuszyć słowa. - No, w końcu jakaś dobra odpowiedź - mówię śmiejąc się na słowa o jakiejkolwiek krytyce. Bo to prawda. Przez chwilę z rozmarzeniem palę tylko papierosa, przypominając sobie to co było, dopóki nie zaczynamy temat z kotwicą i mój komentarz w czarnym humorze. Na to obruszenie uśmiecham się i kręcę prędko głową. - Ty? Mnie? Ciągnęłaś mnie tylko na najlepsze dna! - oznajmiam i całuję ramię przyjaciółki, by potwierdzić moje słowa. W sensie chodzi mi tylko o te dna rozkoszy czy coś i jakby nie zorientowała się o co mi chodzi macham zalotnie brwiami, ubawiony z tym jak to wyszło. Ale na szczęście po chwili już kiśniemy ze śmiechu z tego jak chłopak Perpy określił ich wejście w związek. Musimy wyglądać w tym samochodzie jak dwa stare świry, mimo tego jak elegancko wyglądała Perpetua. Kiedy w końcu się uspokajamy, kiwam głową udając lekkie zrozumienie. Bo zwyczajnie nie wiem dlaczego to może byś w jakiś sposób atrakcyjne, ale to przecież Perpa, ona wszystko odbierała zawsze trochę inaczej niż ja, mimo tego jak w wielu przypadkach się zgadzaliśmy. - Dobrze, dobra, okej - mówię już z udawanym spokojem, podnosząc do góry dłoń, by jakoś udowodnić swoje zrozumienie. Uznaję, że nie ma sensu kontynuować rozmowy o Shercliffie, bo co tam mnie obchodzi ten nudziarz. Póki co jestem podjarany naszą wyprawą, a na beczkę wcale nie wymiotuję, tylko krzyczę łoł zadowolony z przebiegu sytuacji i śmieję się jak stary wariat (którym jestem). - Okej, jak będę rzygać, tylko na ciebie! - obiecuję i pochylam się lekko w stronę przyjaciółki, jakbym miał ją w pogotowiu.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Miała wrażenie, że wsiadając do swojego nowego cadillaca razem z Huxleyem - oboje fundowali sobie skok w przeszłość, przerzucając się wspomnieniami, jednocześnie nawiązując do teraźniejszości. Czuła, że to dalej jej Huxley, że te wszystkie lata wcale jakoś na ich relację szczególnie nie wpłynęły, bo ciągle rozumieli się tak samo. Pomimo znacznej różnicy w doświadczeniach od czasów, kiedy na szkolnych korytarzach byli niemal nierozłączni. Dorośli, dojrzeli - ale dalej mieli w sobie tę niedorzeczną iskrę, która skakała z jednego na drugiego. — Tak obrzydza Cię wizja mnie w wannie? — pyta, choć wcale nie oczekuje odpowiedzi, zaśmiewając się pod nosem z teatralnych i ostentacyjnych reakcji Williamsa. Po raz kolejny sięgnęła dłonią do policzka przyjaciela - tylko po to jednak, żeby zgrabnym ruchem zawinąć mu okrągłe okulary przeciwsłoneczne i wsadzić je sobie na nos. Szczerząc się przy tym od ucha do ucha. — W sumie zastanawiam się, gdzie nas w Hogwarcie nie było... Chyba na dachu? Dwuznaczność zatańczyła na jej języku wraz ze skrytymi za ciemnymi szkłami ognikami w oczach. Śmiesznie było wspominać tak stare czasy, kiedy sama była beztroską nastolatką, mając w lwiej większości pstro w głowie. W dodatku mającą za towarzysza równie nierozważnego Butchera, z którym rozbijała się po hogwarckich korytarzach - niezależnie od pory dnia i nocy. Jakim cudem wyrosła z nich dwójka poważnych przyjaciół? Uzdrowicieli, jakby tego było mało. — Właśnie myślałam, jacy to my nie jesteśmy już poważni. Cofam to, Ty dalej jesteś niepoważny — wybuchła perlistym śmiechem, z rozczulonym uśmiechem kwitując taniec brwi przyjaciela i złożony na jej ramieniu pocałunek. Z każdą kolejną minutą w jego towarzystwie coraz dosadniej zdawała sobie sprawę jak bardzo można tęsknić za człowiekiem - zwłaszcza takim pozytywnym pokroju Huxleya. — Wszędzie tylko nie na tapicerkę! — rzuciła w odpowiedzi, nawet się nie wzdrygając, kiedy mężczyzna się ku niej nachylił. Nie kontynuowała tematu jego powrotu do Anglii - tak samo jak nie podjęła dalej swojego monologu o Shercliffie - z rozbawieniem (nieodłącznym już chyba) przyjmując lekceważenie Williamsa. Bynajmniej, nie miała mu tego za złe. Zsunęła nawet ukradzione okulary na czubek nosa, zerkając na przyjaciela z ukosa - i posyłając mu w powietrze całusa. — Co powiesz na obiad w ogrodzie, jak już dolecimy? — zaproponowała, na powrót skupiając się na drodze - a raczej przecinaniu chmur. — Zrobię nam coś dobrego, a potem... o. Pracuję nad paroma zaklęciami, może rzuciłbyś okiem? Mimo tej całej infantylnej otoczki - zawsze ceniła sobie zdanie i pomysły Williamsa.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
To prawda, nasza znajomość w jakiś sposób nie dorosła do końca tak jak powinna. Nadal błądziliśmy gdzieś w naszych dziecinnych lekko słowach czy zaczepkach, chociaż już znacznie odpowiedzialniej patrzyliśmy na wszystko wokół. Ale jednak prawdą jest, że niektóre rzeczy po prostu się nie zmieniają. - Strasznie mnie obrzydza, w końcu okropnie się zestarzałaś - mówię przekornie z uśmiechem wskazującym, że kłamię jak najęty i równocześnie próbuję zabrać z powrotem okulary, które mi próbujesz właśnie podebrać. - Halo, halo! - próbuję Ci zabrać, ale prędko się poddaję, bo i tak lepiej w nich wyglądasz niż ja. - No nie wiem, jeśli nie liczymy wież jako dachów... No to prawdopodobnie tam nie zawitaliśmy! Może powinniśmy to nadrobić, skoro znowu tam wracamy! - mówię radośnie, udając, że wcale nie zauważam żadnych dwuznaczności w tym co mówimy, chociaż podnoszę zalotnie brwi na Twoje słowa i macham nimi wesoło po raz kolejny. Śmieję się też, kiedy kwalifikujesz mnie jako kogoś nierozsądnego. Cóż mogę powiedzieć, to szczera prawda. Kiwam głową na propozycję Perpy już będą myślami w ogrodzie przy pięknej wili gotującej dla mnie i omawianie tematyki na której się znam i lubię. Czy może być coś lepszego? - Powinienem znacznie szybciej przyjechać do tej Anglii - stwierdzam rozkładając się na fotelu i przymykając lekko oczy, ciesząc się na ten przyjemny powrót do domu.
/ztx2
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Kiedy zawracamy z punktu widokowego kierujemy się powoli do domu. Czas odciążyć siostrę Perpy; w końcu mówiąc jej cała noc, nie mieliśmy oczywiście na myśli naprawdę całej nocy. Jednak kiedy wracamy, co raz zerkając na siebie z lekkim rozgorączkowaniem, podejmuję pierwszą męską decyzję tego wieczoru. Całą resztę podejmowała wcześniej najpiękniejsza kobieta na świecie, która akurat siedziała obok mnie. Kiedy pomysł formuje się w mojej głowie łapię jej nogę (może zbyt niefrasobliwie, w końcu i tak nie była zbyt pewnym kierowcą) i ściskam lekko jej kolano. - Wiesz co powinniśmy odwiedzić jeszcze motel w Londynie w którym byłem we wrześniu. Jest naprawdę niesamowity - oznajmiam uprzejmie z niewinnym uśmiechem i iskrzącymi oczami. Wiadomo, że jeśli wrócimy z powrotem do rzeczywistości do Florence i nie daj boże do łóżka z widmem mężczyzny o którym nie chcę myśleć, atmosfera nie będzie już ta sama. A przecież nie jesteśmy takimi prykami, by jej nie wykorzystać. Dlatego okazuje się, że zawrócenie do motelu jest świetnym pomysłem. Trochę jakbyśmy ładnie zamykali jakiś rozdział w naszym życiu. Albo raczej ładniejszą metaforą byłoby stwierdzenie, że otwieramy kolejny; bardziej ekscytujący i pełny wielkiego szczęścia, które możemy sobie dać. Jak wyglądamy kiedy stoimy przed hotelem? Trzymający się za ręce, w kwiatowych strojach, wchodząc do środka nie jakbyśmy właśnie zahaczali o pierwsze lepsze miejsce do spania, a najbardziej luksusowe miejsce w Londynie. Bez bagaży, oprócz siatki z jedzeniem, którą nadal postanowiłem wziąć na wszelki wypadek. Jedyne co ze sobą mieliśmy to pokłady olbrzymiej radości. Odbieram kluczyk, uśmiechając się jak głupi, ale trudno na mnie patrzeć kiedy obok mnie jest promieniująca wila. Ujmuję rękę przyjaciółki, nie zwracając uwagi na zagapionego na nią recepcjonistę, bo już mknę po schodach. Przeskoczyłbym kilka na raz, ale wtedy przypominam sobie, że Perpetua nie dogoni mnie, a byłoby nieelegancko, jakbym kazał jej kuśtykać za mną. Dlatego łapię ją na schodach w ramiona jak prawdziwy dżentelmen, dziękując w duchu, że nadal jest drobna i szczuplutka. Chociaż pewnie nawet jakby ważyła więcej niż ja podniósłbym ją niesiony czystą radością. - Ta dam! - krzyczę radośnie kiedy wchodzę do naszego pokoiku z Whitehorn w ramionach. Niezbyt okazałego, niespecjalnie ładnego, ale kompletnie nie zwracam na to uwagi, bo ją całkowicie pochłania moja towarzyszka. Powiedziałbym wzniośle Gdzie byłaś całe moje życie!, kiedy wzdycham patrząc czule na nią, chłonąc na razie ją wzrokiem, jakbym widział ją po raz pierwszy. Jednak dobrze wiedziałem gdzie była; zawsze przy mnie. Ale dopiero teraz naprawdę na wyciągnięcie ręki.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Wyjaśnili sobie naprawdę wiele - w końcu! - właściwie to wszystko, wykorzystując dosłownie każdą minutę 'wychodnego', które zagwarantowała im Rosie. Perpetua naprawdę tęskniła do małej Florence - w końcu maleńka ćwierćwila była, chcąc nie chcąc, jej oczkiem w głowie i jedyną stałą w życiu... No właśnie, była. Okazało się, że Whitehorn miała jeszcze jeden pewnik - mężczyznę, który nigdy sam z siebie jej nie zawiódł, a teraz był jej. Nareszcie! Nie posiadała się ze szczęścia - z resztą, było to widać po obojgu. Spojrzenia, które sobie posyłali mówiły wszystko - również to, że... Nie wykorzystali jeszcze wychodnego do końca. Rozumieli się bez słów. Złotowłosa na niewinną propozycję Huxleya wręcz rozbłysła - dziw, że mężczyzny nie oślepiło. Zasługą była chyba wyłącznie ilość radosnego światła w jego własnych oczach. Pod motelem pojawili się właściwie w mgnieniu oka. Perpetua poruszała się jak niesiona na skrzydłach - nieustannie wlepiając zakochane spojrzenie w swojego towarzysza. Płynęła jak przez mgłę, nie zwracając uwagi na nic - chichocząc jak trzpiotka, gdy Williams odbierał kluczyki do pokoju - doprowadzając przy tym samego recepcjonistę o szybsze bicie serca. W tym momencie naprawdę nie liczyło się dla niej nic więcej jak trzymający ją za rękę mężczyzna, który samą swoją obecnością wnosił tyle szczęścia w jej życie. Zanosiła się śmiechem, gdy porwał ją w ramiona na schodach - kompletnie nie przejmując się rozwianą, tiulową sukienką - zgubionym gdzieś na schodach butem - ani lokatorami motelu, którzy mogliby ją usłyszeć. Nie brzmiała ani trochę wymuszenie - to były naprawdę, tylko i wyłącznie czyste, radosne tony - nawet jeśli ktoś bardzo chciałby im zepsuć ten wieczór, widząc ich sczezłby ze wstydu, że naszła go chęć zniszczenia tego obrazka. — Hmm — mruknęła cichutko, rozbawiona - gdy przekroczyli próg motelowego pokoiku. — Naprawdę niesamowity! — powtórzyła lekkim, żartobliwym tonem wcześniejsze zapewnienia Huxleya, które dalece mijały się z prawdą. Nie o to w tym jednak chodziło - naprawdę miała w głębokim poważaniu romantyczność. Była w ramionach ukochanego przyjaciela. Rozpromieniona, z upajającym, migotliwym woalem uroku osiadającym na jej skórze. Znów czuła się... idealna. Pod tym czułym, chłonącym ją spojrzeniem - które odwzajemniła, mrużąc delikatnie jasne tęczówki, chowając je kokieteryjnie za kurtyną złotych rzęs. Teraz dokładnie czuła jego tors przy swoim ramieniu - i dłonie, którymi podtrzymywał jej plecy i kolana. Nieznośne ciepło rozchodziło jej się po ciele, poczuła suchość w ustach. Miękkim gestem przebiegła dłonią po szorstkim policzku, opuszkiem palców muskając usta Williamsa. — Możesz mnie już położyć, Huxy. — Zabłądziła tą samą dłonią na jego szyję, rozpinając niby od niechcenia jeden z guzików koszuli, ciągle nie opuszczając hipnotyzującego wzroku z toru jego spojrzenia. Nie postawić. A już na pewno nie puścić.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Ostatnio zmieniony przez Huxley Williams dnia Nie Lip 25 2021, 13:22, w całości zmieniany 1 raz
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok