Korytarz jest szeroki i prowadzi na dziedziniec. Z jednej strony wypełniony jest kamiennymi krużgankami, na których można sobie przesiadywać i uczyć się/odpoczywać/albo opalać.
Nie chciał rozwlekać zachowania Finna, na którym widocznie emocję wzięły górę. Choć miał go za niezwykle opanowanego, wiedział, że czasami są sytuację gdzie zwyczajnie puszczają nerwy. Tym bardziej, że Gard miał zły okres w życiu i coś Sinclairowi się wydawało, że to nie tylko przez pożar domu, choć na pewno ta tragedia bardzo na niego wpłynęła. Skinął tylko głową, kiedy Puchon uznał, że nieco przesadził, po czym zaproponował pożyczenie mu różdżki. Uważał to za jedyny sposób, aby dowiedzieć się jak ten konkretny magiczny kawałek drewna zachowa się względem Finna. Widać było, że chłopakowi nie leży ona tak idealnie jak ta właściwa, która na ten moment nie chciała z nim współpracować, ale jednak zdecydował się na rzucenie nią czaru. Nawet w jego głosie słychać było tę determinację i chęć współdziałania z jesionową różdżką, ale ta nie chyba nie lubiła przebywać w obcych rękach... Lucas spodziewał się kolejnego wybuchu w okolicy pochodni, w którą celował Gard, jednak jedyne co zauważył to smużka dymu, a dopiero po słowach chłopaka dostrzegł dość duże pęknięcie na krańcu magicznego patyka. Ślizgon. Zamrugał kilkukrotnie, w pierwszej chwili będąc w szoku i nie dowierzając zupełnie temu, że coś takiego mogło się stać. Zmarszczył brwi, biorąc od niego swoją własność i oglądnąwszy szczelinę w drewnie. - Cholera, tyle ze mną wytrzymała... - mruknął z nostalgią w głosie i zaciskając szczękę zamilkł, aby pozbierać myśli. Przecież sam zaproponował Finnowi, że mu jej użyczy, jak mógł być teraz zły na Puchona za to co się stało. A jednak, był przywiązany do niej i praktycznie od ośmiu lat był z nią nierozłączny. Czuł się jakby ktoś odciął mu prawą dłoń. Czyli pewnie tak samo jak Gard przed kilkoma minutami... - Myślisz... nie da się jej już uratować? - spytał, zerkając na niego, choć wiedział doskonale, że takie uszkodzenie drewna i zapewne także samego rdzenia wewnątrz oznaczało, że różdżka jest całkowicie bezużyteczna.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Właśnie zniszczył mu różdżkę a ten podszedł do tego ze stoickim spokojem. Miał ochotę nim potrząsnąć co było doń bardzo niepodobne. Wzdrygnął się widząc solidny ubytek w różdżce. Źle się z tym czuł, to tylko pogłębiło ścisk w trzewiach. - Jak możesz być tak spokojny? Cholera jasna, zniszczyłem ci różdżkę! Jakbyś stracił rękę! Jakim cudem jesteś opanowany? - zarzucił go pytaniami i podniósł rękę, aby nim istotnie potrząsnąć jednak w porę się opamiętał, aby jednak nie naruszać cudzej prywatności. Sumienie dosyć mocno go przygniotło. Nie miał sił, nawalał na całej linii, co rusz coś ulegało zniszczeniu w jego otoczeniu. Co się tutaj działo? Odnosił wrażenie, że przestał poprawnie odbierać świat. Nic mu się nie zgadzało. Wbił paznokcie we wnętrza swoich dłoni gdy tylko oddał mu różdżkę. - Naprawa będzie droższa niż wartość tej różdżki. Jutro przed pójściem do pracy przeleję ci na skrytkę Gringrotta odpowiednią sumę za jej zniszczenie i nawet nie próbuj protestować. - te ostatnie słowa niemal z siebie wypluł. Cokolwiek Sinclair o tym sądzi to dostanie pieniądze. Jeśli ich nie przyjmie to wręczy całą kwotę jego młodszej siostrze, o ile dobrze pamiętał też była w Slytherinie. Uznał, że kajanie się nie ma teraz sensu skoro już raz przeprosił i gotów był zrekompensować krzywdę. Co prawda to jest jedynie kropla w morzu potrzeb jeśli chodzi o różdżkę do której się przywiązał jednak na chwilę obecną nie było go stać na nic więcej. Podniósł rękę do swojego czoła, czuł się znacznie gorzej, głowa pulsowała punktowym bólem, a myśli nie mieściły się już w jego głowie. - Kup sobie różdżkę u Fairwynów za tę kasę, którą ode mnie dostaniesz. Są z lepszego tworzywa, produkują różdżkę dla klienta, pod jego cechy. Jaki jest numer twojej skrytki? - wszystko to powiedział na jednym wydechu, ale nie patrzył przez ten czas na chłopaka tylko rozmasowywał swoje zamknięte powieki. Wiedział już, że zmieni wszystkie plany... pójdzie zaraz do domu i zaśnie... chwila, domu to on już nie ma. Wykrzywił się w grymasie. Szlag by to trafił!
Lucas zazwyczaj cechował się niezwykłą cierpliwością i silnymi nerwami, zresztą takimi samymi cechami wydawał się wyróżniać Puchon, kiedy Sinclair go poznał. A w tej chwili zimna krew i spokój Ślizgona tak go irytowały... Nie ruszył się nawet na milimetr, kiedy ten odezwał się, zarzucając mu zbyt opanowaną reakcję i poderwał się z miejsca, jakby chciał coś mu zrobić, ale ostatecznie się powstrzymał. - Ale Finn, na Merlina, przecież sam Ci ją wepchnąłem. Mogłem przewidzieć, że tak się stanie. To jesion. - nagle przypomniało mu się, że to drewno nie lubi za bardzo, kiedy posługuje się nim ktoś inny niż sam właściciel. Brawo, Sinclair. Rychło wczas po fakcie. Kiedy usłyszał od Garda propozycję o zwrocie pieniędzy za zniszczenie różdżki od razu automatyczne pokręcił głową, próbując zaprotestować. - Daj spokój. Niczego mi nie będziesz przelewał. To moja wina, mogłem pomyśleć zanim Ci ją dałem - oznajmił, wzdychając i ostatni raz rzucając okiem na kawałek drewna trzymany w dłoniach, po czym schował go do kieszeni. - Zapomnijmy o tym, okej? - dodał jeszcze po chwili, podnosząc wzrok na chłopaka i choć wiedział, że w tym wzburzonym stanie, w jakim się w tym momencie znajdował pewnie jeszcze bardziej rozjuszy go swoją odmową, to zwyczajnie nie mógł przyjąć od niego pieniędzy. Sam zaproponował pożyczenie różdżki. Nikt nie mógł tego przewidzieć, z wyjątkiem jego samego, skoro ją znał. Widząc, jak Puchon podnosi dłonie do czoła i pociera sobie twarz, mówiąc do niego jak automat, zupełnie jakby w pół obecny, Lucas zrobił kilka kroków w jego kierunku. Zupełnie zignorował jego słowa na temat różdżki i odczekując kilka sekund odezwał się: - Finn... Dobrze się czujesz?
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Jak to możliwe, że spokojna odmowa Ślizgona działała na niego tak prowokująco? Krew wrzała w jego żyłach, nie mógł się na nowo opanować. Naprawdę nie rozumiał jego reakcji, nie zgadzała się ona bowiem z niczym czego dotychczas doświadczał. Brakowało tylko powiedzonka "to tylko różdżka" bo inaczej wybuchłby i prawdopodobnie zareagowałby głęboko skrywaną w trzewiach agresją. Na jego twarzy widać było tłumioną furię. - Nie, nie zapomnimy. - warknął chłodnym i nieprzyjemnym dla ucha tonem. Nie miał zbyt wiele pieniędzy z powodu utraty swojego dobytku jednak jego ojciec z pewnością zrozumie po co ta kwota jest mu potrzebna. Minęło wiele czasu kiedy prosił go o jakiekolwiek galeony więc nie powinno być problemem zebrać odpowiednią ilość. - Dostaniesz te pieniądze choćbym miał sakiewkę z nimi przyszyć ci do skóry. - wyrzucił z siebie niezbyt świadomie jak to źle zabrzmiało. Wzdrygnął się kiedy dotarł do jego uszu własny głos. - Przepraszam, Lucas. Nie powinienem tego mówić. - wydusił z siebie i zwyczajnie oparł się o zimną balustradę. Czy jednak jakiekolwiek słowa wyrażą jak bardzo nie kontroluje swoich reakcji? Wciśnie mu pieniądze za zniszczoną różdżkę i zaiste Merlin mu świadkiem, nic go przed tym nie powstrzyma. Nie musi znać numeru skrytki, znajdzie inny sposób. - Nie, ani trochę. - zazwyczaj odpowiedź była zgoła inna, byleby otoczenie się nim nie interesowało bardziej niż byłoby to wygodne. W chwili obecnej wiedział, że nie ma sensu kłamać. - Zaraz moja głowa pójdzie w ślady twojej różdżki. - wykrzywił usta w grymasie i dopiero po dłuższym czasie zorientował się, że przez cały ten czas miał zamknięte oczy. Wzdrygnął się i uchylił powieki. - Chyba powinienem... sam nie wiem co zrobić. - popatrzył na Ślizgona bezradnie jakby nie potrafił podjąć samodzielnej decyzji. Nie miał na to sił.
Z pewnością nie była to "tylko różdżka" i oboje doskonale o tym wiedzieli. Jednak co zyskaliby przesadzonymi emocjami? Czy złość, którą Lucas wylałby na Garda w tej chwili pomogłaby mu w tej całej sytuacji? Tym bardziej, że Puchon był w tej chwili dodatkowo zupełnie rozchwiany i wyraźnie przytłoczony problemami. Sinclair nie miał w zwyczaju reagować "na gorąco" dlatego i w tym przypadku zachował zimną krew. Z każdą sekundą wydawało się, że Finn stawał się coraz bardziej drażliwy i wyczulony na jego spokój w zaistniałej sytuacji. Widać było, że powstrzymuje bardzo mocno swoje emocje, które najwidoczniej Lucas nieświadomie swoim zachowaniem podsycał. Ślizgon chciał tylko aby ten nieco się uspokoił, jednak nie wiedział, że obrana przez niego strategia przynosiła odwrotny skutek. Naprawdę nad tym ubolewał, bo widział w jakim stanie był chłopak i naprawdę chciał, aby mogli na spokojnie rozwiązać problem z jego różdżką. - Fakt, to było słabe - mruknął tylko, po tym jak Puchona po raz kolejny poniosło. Sam nie zwracał już uwagi na te jego wybuchy, nie robiły na nim już negatywnego wrażenia, jednak postanowił mu przytaknąć, aby znowu go nie obruszać. Naprawdę wyglądał źle. Pobladł, a samo to, że w towarzystwie Lucasa "odciął się", nie patrząc na niego i próbując nad sobą zapanować... - Słuchaj, mieszkam w Hogsmeade. Teraz w domu nie powinno nikogo być. - zaczął łagodnie, wpadając na pewien pomysł, który mógł Finnowi pomóc. - Może wpadniesz na kawę? Odpoczniesz trochę, w ciszy. - zasugerował, mając nadzieję, że przystanie na jego pomysł. Może teleportacja nie była dobrym pomysłem w stanie w jakim znajdował się teraz Gard, ale spacer do wioski jak najbardziej powinien dobrze zrobić obydwóm chłopakom.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Rozmowa sprawiała mu coraz więcej trudności. Ubolewał nad obiema różdżkami i istotnie nazajutrz uda się do Fairwynów z awanturą dotyczącą potencjalnej ukrytej wady w rdzeniu. Ciężko było mu obrać inny scenariusz, to musiało się po prostu zdarzyć w różdżce, koniec i kropka. Spokój Lucasa, a zwłaszcza jego cierpliwość nie doprowadziły do kłótni, a mogły jedynie wzmocnić relację jaka się między nimi pojawiła. Podniósł zmęczone oczy na chłopaka kiedy ten zaproponował spacer do Hogsmeade. Mimowolnie bardzo widocznie wzdrygnął się na samą nazwę miasteczka. Rozejrzał się bezradnie po korytarzu i westchnął bardzo głęboko. Lucas miał rację. Odcięcie się od rzeczywistości z osobą trzecią było dobrym pomysłem. Sinclair nie miał żadnego związku z jego dotychczasowymi problemami, a więc był niejako "z zewnątrz". - ... a kawę pijesz dobrą. Pamiętam. - wyrwało mu się i na moment wyrwał się z myślowego amoku kiedy w myślach zobaczył wspomnienie ich pierwszego spotkania w kuchennej stołówce bladym świtem. - ... w sumie... to nie jest zły pomysł. Może mózg do tego czasu mi nie eksploduje. - zgodził się w swojej bezsilności, byleby nie być już w zamku dłużej niż to konieczne. Brakowałoby tylko interwencji ze strony kadry nauczycielskiej... nie miał na to najmniejszej ochoty zatem wizja wyrwania się i spacerku była kusząca. - Chyba jest zimno. To dobrze, orzeźwimy się. - mruknął do siebie bardziej aniżeli do chłopaka. Stopniowo powoli nerwy ustępowały choć głowę wciąż miał zbyt przepełnioną paskudnymi myślami.
| zt x2
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Znowu miała przystroić zamek z okazji zbliżających się świąt… No ile można? Nie była zbyt dobra w podobne rzeczy i liczyła na to, że efekty jej marnych starań na coś się przydadzą. Podobnie jak w przypadku Halloween postanowiła skupić się na przystrojeniu korytarza, który był jedną z najczęściej przemierzanych przez uczniów części zamku. W ten sposób zdecydowanie większa ilość osób będzie mogła cieszyć swój wzrok świątecznymi dekoracjami. Jak postanowiła tak też zrobiła, rozkładając się z pudłem pełnym jakiś bibelotów pod ścianą jednego z korytarzy. Zaczęła od zawieszenia na ścianach łańcuchów choinkowych, a raczej jakiś starych sznurów, sznurowadeł i Merlin wie czego jeszcze, na których zawieszone były złote dzwoneczki. Ich odświętna forma była zasługą tylko i wyłącznie umiejętności transmutacyjnych Krukonki, która przemieniała stare i bezwartościowe przedmioty w bożonarodzeniowe dekoracje. Przydatne były w całym tym procesie także inne rodzaje zaklęć, bo chociażby musiała przytwierdzić ozdoby do powierzchni płaskich przy użyciu zwyczajnego Zlepa. Oprócz tego postanowiła także pobawić się w stworzenie iście zimowych warunków. Postanowiła zainspirować się sklepieniem Wielkiej Sali i wyczarować podobny efekt pod sufitem korytarza, aby stworzyć szarawe niebo pokryte chmurami, z których sypał się śnieg. Efekt ten jednak zanikał w powietrzu tak, by podłoga nie została zasypana całkowicie. Podłogę postanowiła udekorować także odrobiną puchu, która była skupiona głównie w rogach i pod ścianami, by zbytnio nie przeszkadzać. Chociaż delikatne oblodzenie czy też raczej drobny przymrozek pokrył także posadzkę, aby ułożyć się na niej w przepiękne zimowe wzory. Oby tylko nikt się na tym nie połamał. Chociaż może dzięki temu pierwszoroczniaki nauczą się nie biegać po zamku. Ozdobne łańcuchy pokryły także poręcze schodów i słup latarni znajdującej się na samym ich początku. Gdzieniegdzie pozawieszała też drobniejsze ozdoby takie jak bombki czy gałązki jemioły, bo w sumie, czemu nie miałaby tego robić? Spojrzała również na dwie zbroje stojące przy wejściu do korytarza i sięgnęła po dwa papierowe talerze, które z jakiegoś powodu znalazły się w przytarganym przez nią pudełku, po czym przetransmutowała je w mikołajowe czapki, które umieściła na hełmach stojących rycerzy. Przez chwilę nawet zastanawiała się nad tym, co jeszcze mogłaby zmienić w ich wyglądzie, aby prezentowali się bardziej świątecznie. Po chwili zdecydowała się jednym z zaklęć transmutacyjnych sprawić, by trzymane przez nich halabardy zmieniły się w ogromne lizaki w kształcie biało-czerwonych lasek, które były tak przez wszystkich uwielbiane. Oprócz tego przy pomocy zaklęć wyczarowała jeszcze kilka bałwanów pod krużgankami, aby uczniowie mieli na co popatrzeć. Oczywiście każdy musiał być wyposażony w cylinder odpowiedni do ich rozmiarów oraz kilka węgielków wyczarowanych ze starych guzików, które służyły im za oczy, rozbrajający uśmiech i zdobiły ich pękate tułowie niczym guziki płaszczy. Wystarczyło jeszcze wytrzasnąć marchewkę z kuchni, aby miały słuszne nosy, co oczywiście Strauss uczyniła, odnosząc przy okazji szpargały do jednego ze składzików. Dopiero przyozdobiwszy do końca bałwany, mogła uznać swoje dzieło za skończone i ruszyć tam gdzie ją nogi poniosły.
z|t
Zmiany: posadzka pokryta jest lekkim szronem, a pod ścianami przyozdobionymi łańcuchami choinkowym0, dzwoneczkami i i podobnymi ozdobami spoczywają małe zaspy śnieżne. Sufit zaczarowany jest tak, że pada z niego śnieg, który znika ponad głowami uczniów i studentów. Pod krużgankami stoi kilka bałwanów przy małych wysepkach śniegu. W łukach przy nich znajdują się małe kępki jemioły. Zarówno one jak i poręcze schodów oraz słup latarni przyozdobione także łańcuchami choinkowymi oraz drobnymi bombkami.
Rzuć k6:
1 - zaklęcie działające na sufit chyba nie bardzo cię lubi, bo z jakiegoś powodu śnieg zamiast zniknąć w powietrzu pada wprost na ciebie przez co jest ci niesamowicie zimno do końca wątku. 2 - oszroniona posadzka sprawiła, że poślizgnąłeś się na niej i grzmotnąłeś nieprzyjemnie biodrem o podłogę. Z pewnością będzie cię to bolało przez długi czas, ale twój ból został ci wynagrodzony. Dłonią, która wpadła w śnieżną zaspę wymacujesz aż 10 galeonów, które musiały komuś wypaść z kieszeni. Teraz są twoje. Odnotuj zysk w odpowiednim temacie. 3 - przechodząc przez korytarz słyszysz jak porozwieszane dzwoneczki podzwaniają dosyć głośno, tworząc melodię znienawidzonej przez ciebie piosenki, co sprawia, że jesteś niezwykle poirytowany. 4 -nie wiesz co tobą kierowało, ale... postanowiłeś polizać trzymanego przez zbroję lizaka. Niestety coś poszło nie tak i przykleiłeś się do niej. Druga osoba musi pomóc ci się od niej odkleić i zajmuje jej to całego posta. 5 -przechodząc koło jednego z bałwanów zaczepiasz szatą o jego gałązkowatą rączkę. Tracisz 15 galeonów, które wypadło ci z kieszeni. Stratę odnotuj w odpowiednim temacie. 6 - nieświadomie stajesz ze swoim rozmówcą pod jemiołą. Widzi to jakiś pierwszoroczniak, który krzyczy w waszym kierunku hey! you two should kiss!
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Aneczka w nowym roku ani trochę nie zmieniła podejścia do obowiązków prefekta. Mało tego, wróciła z nowym zapałem i wolą zaprowadzania porządku oraz niesienia pomocy mniej roztropnym uczniom Hogwartu. Tak jak w poprzednim semestrze, tak i teraz nie odpuszczała ani jednego dyżuru, patrolując korytarze z zaangażowaniem i pracowitością godną mieszkańca domu Helgi Hufflepuff. Właśnie wracała z dziedzińca, otrzepując elegancki płaszczyk z płatków śniegu, kiedy usłyszała płacz, krzyki i bardzo nieprzyjemny rodzaj śmiechu. Panienka Brandon z powagą objęła spojrzeniem korytarz i oceniła sytuację, która była jednoznaczna i nie pozostawiała pola na interpretację. No cóż. Najwyraźniej jej styczeń jako prefekta miał minąć pod znakiem łajnobomb. Najpierw kuchnia, teraz to. Oby na styczniu się skończyło, bo cały rok w takim stylu byłby wysoce niestosowny. Tymczasem jednak musiała zająć się problemem bieżącym. Uprzejma prośba o zatrzymanie się nie przyniosła efektów, dlatego panienka Brandon posłużyła się zaklęciem Immobilus, by spowolnić szalejącego drugoklasistę. Następnym krokiem było zlikwidowanie zaklęciem Evanesco działania łajnobomby, poprzez unicestwienie jej. I dopiero później mogła przejść do właściwych czynności "służbowych". Wina starszaka nie podlegała dyskusji, ale dla poprawności proceduralnej panienka Brandon zebrała zeznania i dopiero na ich podstawie oceniła całą tę sytuację. Drugoklasistę doprowadziła do porządku i po upewnieniu się, czy nie wymaga bardziej złożonej pomocy psychologicznej, odesłała go do swoich zajęć. Starszy winowajca jednak nie miał takiego luksusu. Aneczka zebrała od niego wszystkie potrzebne do raportu dane i odnotowała je w swoim zeszycie, który założyła specjalnie na takie właśnie okoliczności. Później przytoczyła kilka adekwatnych punktów szkolnego regulaminu, a następnie wlepiła młodocianemu przestępcy karę punktową zgodnie z wytycznymi przewidzianymi na tego rodzaju okoliczności. Na końcu zaś nakazała mu posprzątać bałagan, który spowodował, na co oczywiście tamten nie był specjalnie chętny, ale większego wyboru nie miał. W końcu został przyłapany na gorącym uczynku. Chaos robiło się szybko, porządek dużo wolniej i było to znacznie mniej atrakcyjne. Z tego powodu uczniak z Aneczką spędzili w zachodnim skrzydle całkiem sporo czasu. Puchonka co rusz pokazywała delikwentowi nowe miejsca, które wymagały czyszczenia i nie wypuściła go, póki wszystkie, nawet najdrobniejsze ślady kawału nie zniknęły. Dopiero wtedy pouczyła go raz jeszcze i pozwoliła odejść do swoich zajęć. Po rozwiązaniu tego problemu dyżur Aneczki nie przysparzał już większych trudności. Nie działo się na nim nic, co by wymagało szczególnej interwencji, a sprawy ograniczały się do drobnych upomnień i pouczeń. Kiedy wróciła do dormitorium, usiadła przy stole i sporządziła raport, nie odkładając tego na później. Chciała mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, dlatego jeszcze tego samego dnia wysłała list do opiekunów domów uczestników zdarzenia, a potem zamknęła ten rozdział i wróciła do swoich zajęć z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.