Udało się. Doprowadził ją do łazienki, w której zniknęła na długą chwilę. Miał w tym czasie czas, by ogarnąć resztę bajzlu, który się tu wydarzył przez ten cały czas. Odetchnął głęboko zastanawiając się co ma zrobić z dwoma dziewczynami, które pewnie nie umiały sobie znaleźć miejsca. Zszedł na dół i nalał do szklanki obiecanego @Caroline Carrier drinka - whisky z lodem. Zaraz po tym wrócił na górę. Minął opartą w drzwiach Rebeckę i podszedł do blondynki napastującą jego brata. Wystawił dłoń z napojem do dziewczyny. - Przepraszam was za zamieszanie. To zdecydowanie szalona noc - Zaśmiał się cicho - Nie wiem co Cie łączy z moim braciszkiem, ale myślę, że spokojnie możesz tu przenocować. Zrzuć go z łóżka jeśli tak Ci będzie wygodniej. I tak się nie obudzi, ma strasznie mocny sen - Poinformował ją znów się szczerząc tak, jak to miał w zwyczaju. Potem usłyszał otwierającą się łazienkę, więc odczekał na to aż Nikola pojawi się w zasięgu wzroku. Po chwili zeszła do nich w ... Piżamie z krową? Poważnie? Jak tak dalej pójdzie to na prawdę zacznie się zachowywać jak jakiś ojciec, czy coś. Przecież ona była totalnym dzieckiem! Kobieta powinna mieć seksowną piżamę. Kupi jej w prezencie zaręczynowym. - Nikola ma rację. Jeśli chcesz zostać na noc, to jak najbardziej znajdzie się dla Ciebie miejsce - To mówiąc zrobił kilka kroków w stronę framugi. Poza tym kurduplem, to miałby wtedy na noc w domu DWIE piękne kobiety. Blondynkę, brunetkę. Jedna wysoka, bardzo wyniosła. Druga chyba nieśmiała. Nie będę zdradzać jakie miał myśli. Zbok. -Poza tym dziękuję za odprowadzenie jej. Domyślam się, że nie było Ci łatwo z tą bestią - To mówiąc wystawił ręce w jej stronę z zamiarem przytulenia dziewczyny w geście podziękowania. Nie spodziewał się kompletnie tego, co ta w chwili kiedy ją dotknął zrobiła. Mianowicie nim się zorientował leżał na ziemi. Zamrugał zaskoczony kilka razy. Dopiero po chwili dotarło do niego to, że dziewczyna zamiast najnormalniej w świecie go utulić i powiedzieć "nie ma za co" złapała go za ramiona i w krótkim momencie podhaczyła mu nogę. W ten sposób sprawiła, że z hukiem runął na ziemię. Jeszcze go przy tym odpowiednio popchnęła, by zrobił to z całą siłą swojego ciała! JAK?! Nie mogła mieć tyle siły, by zrobić to tak łatwo! To oznaczało dobrą technikę czy jakieś treningi karate albo czego innego. Pewnie dużo ćwiczy na jakiś bezbronnych menelach i tak spotkała Nikolę... SUPER! Więc młoda Colt sprowadziła sobie jakiegoś ochroniarza! - Ała... Znowu - Skomentował tylko leżąc na plecach na ziemi i gapiąc się w sufit. Już drugi raz dzisiaj pobiła go kobieta. Miał nadzieję, że Caroline nie zamierza dołączyć do tego koła wzajemnej agresji. Boże powiedzcie, że chociaż ona tutaj jest normalna! Choć trochę! *Sterowanie za pozwoleniem :D*
Zero reakcji z jego strony. Czy ktokolwiek naprawdę potrafił spać tak mocno? Nie sprawdzała funkcji życiowych skoro Colt Junior mówił, że nic mu nie będzie. Chyba lepiej zna swojego brata, prawda? Nawet nie wiedziała kiedy brunetka wróciła do pokoju i ustała oparta o framugę drzwi. Caro dosyć szybko odwróciła głowę i obcięła dziewczynę spojrzeniem od stóp aż po sam czubek głowy. Skoro miała dobrą ranę to oczywiście blondynka musiała zweryfikować co robi nie tak. Zamknęła na chwilę oczy skupiając się na Kostce Ezopa, by Krukonka nie mogła oprzeć się prawdzie. -A to czemu? Jesteś jego laską i zaraz wyskoczysz do mnie z pięściami? - zapytała nieco rozbawiona. W międzyczasie do imprezki dołączyła Nikola, ze spojrzeniem od którego Caro aż świerzbiła ręka żeby sięgnąć po różdżkę. O co tym dwóm w ogóle chodziło?! Spokojnie... nie daj się wyprowadzić z równowagi. Oddychaj. Nie możesz atakować ludzi w cudzym domu. Eee to nie bardzo pomagało więc z powrotem nachyliła się nad blondynem i zaczęła szeptać mu do ucha. -Jaaake... obudź się. Twoja szwagierka i jej koleżanka proszą się o Artus Versavi. A miało być tak pięknie. Chciała tylko iść na imprezę, potańczyć, wypić kilka drinków i wrócić do domu, a jak zawsze coś poszło nie tak. Przynajmniej drinka dostała, za co podziękowała Sebastianowi najszczerszym uśmiechem na jaki mogła się zdobyć. Niestety zanim w ogóle zdążyła upić łyka zaczęło się kolejne zamieszanie i młody Colt wylądował na ziemi. Ślizgonka ledwo powstrzymując się od śmiechu postanowiła tego nie skomentować i na chwilę przeniosła wzrok na Rebeccę. Żeby tak atakować kogoś w jego własnym domu? Zero manier.
Gdy Caroline się do niej zwróciła poczuła dziwne mrowienie w tyle głowy. Niepokoiło ją to. Jednak w tej zamkniętej sobie dziewczynie najzabawniejsze jest to, że była szczera w stosunku do tego, co myśli o innych ludziach. Więc do tego, co powiedziała żadna Kostka nie byłą potrzebna. -Nie, nie jestem. Prawie go nie znam. Gdybym nią była, to już dawno byłabyś łysa, bez zębów i nieprzytomna. Po prostu on się obudzi sam. Nie trzeba go obmacywać - No dobrze. Może kostka sprawiła, że w tym wszystkim pojawiło się o jedno zdanie za dużo. Normalnie nie przyznała by się, że Jake widzi czwarty raz w życiu. Jednak drugi raz nieprzytomnego, więc uważała, że ma większe prawo do jakiegokolwiek decydowania o tej chwili niż jakaś przybłęda. Bo skoro zapytała ją o to, czy jest związana z tym Staruchem, to najwidoczniej sama też nie była dla niego nikim ważnym. Najzabawniejsze jest to, że Rabcia nawet nie miała przy sobie różdżki. Nie potrzebowała jej by zrobić komuś krzywdę. I nie tolerowała magii w swoim życiu. Dlatego jej agresja w stosunku do kogoś, kto mówi sobie pod nosem o użyciu czarnomagicznego zaklęcia była zdecydowanie głupia. Jednak cóż, nikt od bardzo dawna nie był w stanie przekonać jej do tego, że jej słabsza niż sądzi. Kiedy ten facet, który tak się kłócił z Nikolą odprowadził już dziewczynę do łazienki sama postanowiła jeszcze chwilę na nią poczekać. Chciała się upewnić, że wszystko z nią w porządku i może stąd pójść. Bo oczywiście chyba nikt nie pomyślał, że taki dzikus mógłby zostać u kogoś nowego na noc? Pewnie nie zmrużyłaby oka. A tak? Poszwenda się jeszcze i może nad ranem wróci do Hogwartu. Jednak najpierw skontroluje do końca sytuację. Nie lubiła, gdy coś w jakikolwiek sposób wymykało jej się z rąk. Odczekała więc na to aż nowa koleżanka się ogarnie. W tym czasie obserwowała jak Sebastian chodzi po domu i zajmuje się ślizgonką. Cały czas miała się na baczności. Wydawał jej się podejrzany. Zdecydowanie mu nie ufała. W sumie, jak nikomu. Na propozycję gryfonki, która pojawiła się nagle jakby znikąd, w niesamowicie uroczej piżamce (aż Rabcia się uśmiechnęła na ten widok. Dawno nie miała na sobie czegoś takiego) miała zamiar od razu odmówić i pozwolić się odprowadzić. Stąd też namawianie jej było zbędne, a wręcz irytujące. Ten dom to nie był przytułek, żeby wszystkich obcych sobie tak o spraszać. Zresztą było tu zdecydowanie za mało miejsca. -Nie, dziękuję - Mruknęła odwracając twarz w stronę Nikoli i sugerując jej spojrzeniem, że na prawdę chce już iść. Potem tylko odwróciła się w stronę Sebastiana, który nagle wyrósł jak spod ziemi i... Dalej poszło samo. Wyciągnął ręce. Dotknął ją. Zareagowała automatycznie. Jedna z jej dłoni pojawiła się na jego ramieniu. Drugą położyła na jego mostku. Następnie jednym szybkim ruchem podcięła go wykorzystując fakt, że pewnie kompletnie się tego nie spodziewał. W trakcie tego wszystkie włożyła natomiast całą siłę w dłoń trzymaną na jego torsie. By niemal wbić go w ziemie. Nie zrobiło mu to większej krzywdy. Nie taki miała zamiar. To prosty chwyt w samoobronie, który ma znokautować niepożądanego osobnika. Uczyła się go jakieś 2 lata i miała go świetnie wypracowanego. Tylko dlatego potrafiła przewrócić kogoś 20 centymetrów wyższego i dużo cięższego od siebie. Poza tym - ktoś, kto jest cięższy od niej zazwyczaj miał większe problemy z równowagą. Zaraz po tym zrobiła krok do tyłu. Minę miała niczym sarna, która właśnie uciekła przed atakiem wilka. Spłoszona jak dzikie zwierze. Właśnie taka była jej natura. Dlatego na Rebeckę trzeba było zawsze uważać. Zawsze była gotowa by się obronić, a i by komuś innemu zrobić krzywdę. Szkoda tylko, że akurat to było kompletnie niezamierzone, więc zrobiło jej się bardzo głupio. Nawet nie wiedziała jak może za to przeprosić. Czas stąd iść. Zdecydowanie powinna stąd wyjść co zakomunikowała odwróceniem się w stronę schodów i próbą ucieczki szybkim marszem z miejsca zdarzenia.
Były sobie kotki trzy i przed siebie sobie szły. Jake pogrążony w snach przegapił całą zabawę! Nie wiedział co się wokół niego dzieje, nie wiedział, jaka afera się wydarzyła. Po prostu leżał nieruchomo i spał w najlepsze zapominając o całym świecie. Ale ileś można spać? W końcu z tego głębokiego snu, z którego nikt nigdy nie mógł go wybudzić, przeszedł na sen normalny. A słysząc czyjeś głosy, które tak blisko drażniły jego ucho, a później trzaski i jęki nie wytrzymał. Podniósł się do pozycji siedzącej i złapał się za głowę spoglądając morderczym wzrokiem na Sebastiana, który zrobił cały ten rumor. Nie wolno go budzić ze snu i brat to wiedział. Na całe szczęście dostrzegł obok siebie Caroline, która wpatrywała się w niego. W drzwiach stała piejąca się z Sebastiana Nikola, a obok niej. Zamarł. Co ona tutaj do cholery jasnej robiła? Uchylił lekko usta i nie do końca wiedział co ma powiedzieć. Odwrócił wzrok i spojrzał na ślizgonkę. - Czy mogę do jasnej cholery wiedzieć – zaczął próbując się przebić przez ten hałas, przeze te wrzaski i trzaski – co to za zebranie w moim pokoju? – zapytał drapiąc się po głowie. Starał się za wszelką cenę przypomnieć, w jakim momencie zmorzył go sen, a kiedy sobie przypomniał. Och Caroline go zabije!
Może kostka w tym momencie nie była potrzebna ale z pewnością kiedyś się przyda. Z drugiej strony szkoda było w ogóle jej mocy na jakąś randomową dziewczynę, chociaż strasznie kusiło żeby zapytać każdego po kolei o co do cholery mu chodzi. Na jej słowa Ślizgonka jedynie teatralnie wywróciła oczami, nie bardzo przejmując się czy ją to bardziej zirytuje. Nie miała zamiaru wdawać się w tą bezsensowną przepychankę słowną. Chociaż była ciekawa czemu w ogóle się wtrąca skoro nie jest dziewczyną Colta. Caro w sumie też nie potrzebowała różdżki żeby kogoś uszkodzić. Zaklęcia po prostu były wygodniejsze, a ona była strasznym leniem i w walkę wręcz wdawała się tylko kiedy to było konieczne. Ale co w ogóle Krukonka robiła w Hogwarcie skoro nie tolerowała magii w swoim życiu? Szkoły jej się pomyliły? Na szczęście Jake postanowił się obudzić. Trochę spóźniony ale jednak. Ale czemu to ona musiała tłumaczyć to samo zamieszanie? Cóż, chyba po prostu peszek. Zanim zaczęła mówić wzięła głęboki wdech próbując się uspokoić i pozbierać myśli do kupy. -Mnie w to nie mieszaj, jestem tylko ofiarą tego zamieszania. Ale zacznę od początku. Kiedy poszedłeś spać… – tu posłała mu iście mordercze spojrzenie – Twój brat wpadł tu krzycząc, że to napad. Nudziłam się więc zeszłam z nim na dół na drinka i kiedy mnie bajerował wpadła ta blondyneczka z koleżanką i zaczęła robić awanturę. Kiedy ulotniłam się z powrotem na górę spotkałam w twoim pokoju Krukonkę i wyszła. A potem wróciła i miała do mnie pretensje, że Cię dotykam. Potem Twój brat tu przyszedł i zaszedł ją od tyłu więc wylądował na ziemi. To tak w skrócie. – kiedy skończyła odetchnęła z ulgą i popatrzyła na blondyna jakby próbując się upewnić, że był w stanie to zrozumieć i przyswoić chwilę po przebudzeniu.
Sebastian leżał sobie na ziemi zdecydowanie nie zamierzając wstawać. Czekał aż mroczki wywołane uderzeniem głowy o podłogę całkiem przejdą. Dlatego spoglądał na wszystko z dołu tak długo, aż usłyszał, że jego brat coś mówi. Wtedy też postanowił, że koniec leżenia i podniósł się do pozycji siedzącej. Zamierzał mu wyjaśnić w jakiś pokrętny sposób, że to w ogóle wina Jake'a jednak Caroline była pierwsza. I wszystko poszło zdecydowanie nie po jego myśli, bo można powiedzieć, że nie ominęła żadnego szczegółu. Czas się zmywać zanim brat się wkurzy. Choć na całe szczęście akurat ten był zbyt leniwy żeby to robić i fakt iż nawet nie krzyczał sugerował, że tym razem też tak jest. -No... Generalnie, to tak właśnie było - Wyszczerzył się głupkowato, po czym zaczął wstawać z ziemi i rozejrzał się za tą dziewczyną, która to przed chwilą skopała mu dupę. Dalej tutaj była. Nikola również. A Caroline z Jake na łóżku. Chyba czas kończyć tę imprezę. -Nikola może ja odprowadzę koleżankę do drzwi, a ty pójdziesz odpocząć? - W ten sposób zasugerował jasno "wychodzimy, dajmy im czas dla siebie".
Przebudzenie Jake'a jeszcze dodatkowo powiększyło zamieszanie. Przerwało natomiast jej ucieczkę. Przez kilka chwil gapili się na siebie nawzajem zanim ten uciekł wzrokiem na blondynkę. Nie wiem czemu, ale zirytowało ją to lekko. Jak to, że ta dziewczyna cały czas tutaj była. Chyba dużo lepiej by się czuła, gdyby i ślizgonka się stąd usunęła. Nie miała jednak prawa nikomu rozkazywać. Gdy ta zaczęła jakże dokładnie tłumaczyć o co chodzi... Włącznie z ochrzanieniem jej za dotykanie Starucha od razu się speszyła. To zabrzmiało na prawdę niepokojąco. Jakby to ona go prześladowała z jakiś sobie tylko znanych powodów, a wcale tak nie było! Wręcz odwrotnie! To on ciągle pojawiał się gdzieś obok. Nie miała pojęcia dlaczego i po co... -Ja tylko odprowadziłam Nikolę. A ona - To mówiąc wskazała na ślizgonkę -przypomina Konia. Więc dbałam o twoje bezpieczeństwo. - Nie chodziło oczywiście o zwierze, a o człowieka ochrzczonego tym mianem. Aczkolwiek w to wszystko był wtajemniczony tylko i wyłącznie Jake, więc dla postronnych mogło to zabrzmieć jak ogromna obraza. Dalej się już nie zamierzała tłumaczyć. Jonatan domyśli się, że jego brat oberwał bo ją dotknął. Widział jak ona na to reaguje tylko nie uprzedził kompletnie Sebastiana. Zresztą, nic dziwnego. Pewnie w ogóle mu o niej nie mówił. Po co opowiadać o obcej sobie pacjentce. -Do drzwi sama się odprowadzę, dziękuję - Uśmiechnęła się nikle do Nikoli, a jej spojrzenie mówiło "mam nadzieję, że poradzisz sobie z tą zgrają wariatów". Zaraz po tym już ostatecznie ruszyła w stronę schodów, po których zamierzała jak najbardziej zejść na dół i się stąd usunąć. Zatrzymała się tylko na dole by ubrać buty.
Ona nie miała zamiaru być grzeczna tak jak panna Caroline. Gdyby tylko miała dzisiaj na tyle siły, to zjechałaby tego gościa jak tylko się da. W końcu dobierała się do jej narzeczonego. Znaczy... to nie tak, że jej zależało, broń boże. Ale skoro mają i tak spędzić resztę życia ze sobą, to musi być pomiędzy nimi chociażby odrobina zaufania... nie ważne w jaki sposób dziewczyna pomyślałaby o tym, na pewno nie pojawi się pomiędzy nimi ANI TROCHĘ zaufania. Dlatego, że ona nie chciała mu zaufać. Zresztą dotychczas nie dał jej powodów do tego. Ona zresztą również, jednak... ona była w innej sytuacji. Oczywiście wiedziała o tym, że nikt o tym nie wie z wyjątkiem niej, ale jej to nie przeszkadzało. Była taka, a nie inna i jeżeli ktoś jej nie zaakceptuje, tego braku szczerości względem swoich uczuć, agresywności, to najzwyczajniej w świecie nigdy do niej nie dotrze. Osoba, która była niej najbliżej, a znała ją najkrócej to Rebeca, która najzwyczajniej w świecie zaakceptowała ją i tolerowała przez cały wieczór. Nie pytała, nie komentowała, po prostu była. Może właśnie dlatego wolała stać obok niej, niż zbliżać się do kogokolwiek innego z tego pokoju. W tym czasie jeden z psów siedział obok jej nogi i merdając ogonem obserwował całą tą sytuację. Kiedy Rycia powaliła na ziemię Sebastiana, nie była w stanie się powstrzymać. Zasłoniła usta i prychnęła pod nosem ze śmiechu. To wyglądało tak zabawnie i komicznie, że nie można było tego zignorować. Starając się uspokoić ten wybuch śmiechu usłyszała kolejny głos. Okazało się, że śpiąca królewna Jake zbudził się z krainy snów i postanowił się dowiedzieć co się wokół dzieje. Nie miała zamiaru mu nic tłumaczyć, bo i po co. Zresztą i tak ślizgonka wystrzeliła z tym jako pierwsza. Za drugim razem nie wytrzymała. Słysząc jak krukonka nazywa Caroline Koniem prychnęła śmiechem i oparła się o framugę. Oczywiście, że nie wiedziała o co chodzi, ale cóż poradzić, to brzmiało zabawnie! Widząc jak dziewczyna odchodzi bez żadnego wsparcia postanowiła się bez słowa wycofać i dobiegła do panny Clarity bezszelestnie zatrzymując ją pod drzwiami. - Dziękuję za dzisiaj – wyszeptała po dłuższej ciszy nawet nie spoglądając na nią. Czuła się zakłopotana całą tą sytuacją, ale wszystko co się tutaj dzisiaj działo, to była jej normalność. Pies ziewnął przeciągle i uderzył pyskiem o zgięcie jej kolan chcąc dać jej znać, że idzie do łóżka. Ona posłała mu jedynie delikatny uśmiech i spojrzała jak czworonóg pobiegł po schodach na strych, gdzie znajdował się jej pokój. - gdybyś chciała robić za niańkę, to daj znać – dodała po dłuższej chwili lekko zakłopotana. Chociaż dziewczyna pewnie już dawno się zorientowała, że dziecko, które odprowadziła do rodziców, wcale nie było dzieckiem, a kobietą.
Po tym jak dowiedział się co się wokół niego działo przez ostatni czas podrapał się po głowie zakłopotany i odwrócił wzrok zerkając na krukonkę. Coś mu nie pasowało w jej zachowaniu i nie miał zielonego pojęcia co. Zresztą nawet nie wiedział co powiedzieć. Zanim zdążył zareagować dziewczyna ulotniła się wraz z jakimś dzieckiem, które widział po raz pierwszy w życiu. Nawet mu do głowy nie przyszło, że to młoda Colt. Ale cóż, jest zaspany. Taki już żywot narkoleptyka. Traci życie na sen, z jednej stront mu się to podoba, z drugiej... zasnął przed ostrym i gorącym seksem! Tak nie może być! Całkowicie zapomniał o wzięciu eliksiru! Najgorzej. Kiedy już wszyscy wyszli, swojego brata przepędził morderczym spojrzeniem, poczekał, aż drzwi do jego pokoju się zamkną, a kroki schodzących osób po schodach ucichną. Westchnął głęboko i spojrzał na ślizgonkę widocznie zakłopotany. - No wybacz... umm – nie miał zielonego pojęcia co miał powiedzieć w tej sytuacji. Nie za bardzo miał ochotę się chwalić swoją przypadłością, ale jakoś musiał rozwiązać ten konflikt – pozwól, że Ci wynagrodzę całą tą sytuację – odpowiedział prawie natychmiast nie odrywając od niej spojrzenia.
Właśnie skończyła ubierać buty, gdy doleciała do niej Nikola. Widząc dziewczynę uśmiechnęła się delikatnie. Ta to na prawdę miała na co dzień niezłe kino. Okazało się jednak, że nie mieszka z rodzicami, a dwoma nienormalnymi facetami. Jeden wiecznie śpi, drugi jest niestabilny emocjonalnie. Już jej współczuła i przestała się dziwić, że ta wyszła z domu i wolała błąkać się po nocach niż przebywać w takiej atmosferze. -Który z nich to twój obleśny angol, któremu zostałaś sprzedana? - Tylko tak jej odpowiedziała jednocześnie unosząc kąciki ust trochę wyżej- Domyślam się, że ten który oberwał. Jak będzie Cię wkurzał, daj znać. Powtórzę to - To mówiąc złapała klamkę i kończąc ten chory wieczór po prostu usnęła się w noc.
Fakt, nie omieszkała pominąć żadnego szczegółu ale nie miała wyjścia bo inaczej na pewno wyszłoby na to, że całe zamieszanie to tylko i wyłącznie jej wina. A co do brunetki to czemu była na nią taka cięta, mimo że Caroline niczym jej nie zawiniła? A, niech idzie do diabła. Po tym jaka tu zrobiła szopkę było widać na kilometr, że ma nie po kolei w głowie. I jeszcze do tego ją obrażała! -I ogarnij swoją dziewczynę, wielbicielkę czy kimkolwiek ona jest bo przegina. Nie może tak rzucać się wszystkim do gardeł. Z resztą po tym co powiedziała... i tak już jest martwa – mruknęła śmiertelnie poważnie. Nikt nie będzie jej atakował bez późniejszych konsekwencji, mimo że jeszcze nie była pewna co takiego by jej zgotować. -Nie wprosiłam się tu na siłę, a na każdym kroku jestem traktowana jak największy wróg i obrażana. I nie zaciągnęłam cię do łóżka siłą, a muszę znosić jakieś chore sceny zazdrości. I jeszcze to zaśnięcie... jeszcze nigdy nie spotkało mnie nic tak upokarzającego. Jak chcesz mi to wynagrodzić? – rzuciła w stronę Jake’a z odrobiną wyrzutu w głosie. Sama nie wiedziała czy jest bardziej wściekła na jego odcięcie od rzeczywistości czy na tą pannę, która pojawiła się znikąd i zaczęła jej rozkazywać. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie ten wieczór, a wszystko w nim okazało się być wielkim rozczarowaniem. Od tego wszystkiego aż rozbolała jej głowa. Ale to nie jej głową Pan Doktor powinien zająć się w pierwszej kolejności. To nie Jake powinien obrywać za resztę bo w sumie to niczemu nie był winien. A może jednak był? Możliwe, że uratował ją tylko po to by tamta zobaczyła ich razem i żeby była zazdrosna. A co do Nikoli to pretensje mogła mieć tylko do swojego narzeczonego bo to on podrywał Caroline. Pomijając już nawet fakt, że ona była po pigułce gwałtu, uległa jak nigdy dotąd.
Bezczelny Jonatan! Jak śmiał tak się na niego spojrzeć! Przecież doskonale wiedział, że powinien już wyjść. Sam zasugerował to Nikoli i tej bojowej krukonce! Widząc jego oczy fuknął więc tylko i ruszył w stronę swojego pokoju, jednocześnie zamykając za sobą drzwi. Zainteresowało go jednak to, że na dole dziewczyny jeszcze chwilę rozmawiały. Postanowił je podsłuchać usłyszał więc te jakże ciekawe "twój obleśny angol, któremu zostałaś sprzedana" i nie mógł nie zainteresować się o co dokładnie chodzi. Szczególnie, że wcale nie był obleśny! I nikt mu nie sprzedał Nikoli - nie kupiłby takiej uciekającej, marudnej i rozpieszczonej dziewuchy. Przygarnął ją, bo któryś z Coltów musiał się ożenić i przekazać niegdyś dalej rodzinne nazwisko. W końcu "Jake-gej" tego nie zrobi, prawda? Odczekał aż Rebeca opuściła mieszkanie. Gdy drzwi się za nią zamkniemy on stał już za gryfonką, do której od razu się odezwał. -Obleśny angol? - Uniósł brew wpatrując się w nią -Coś ty jej nagadała, co? - Czekał na wyjaśnienia! Szczególnie, że obecnie zamierzał dodać Rebeckę do listy dziewczyn, które będzie podrywał. Między innymi po to, żeby jeszcze bardziej wkurzać swoją narzeczoną.
Słysząc za sobą głos nawet się nie wzdrygnęła. Jakoś miała przeczucie, że coś, albo ktoś ją obserwuje bacznie. Zaczesała niesforne kosmyki, które uciekły z wysokiego kucyka, za ucho i przyjrzała się chłopakowi uważnie. Niby uważnie, a jednak obojętność na jej twarzy temu dosadnie zaprzeczała. - Tak – potwierdziła, że chłopak dobrze usłyszał, czy powinna się tłumaczyć? Możliwe, że nie musiała, ale jednak wolała to zrobić, żeby mieć już z nim spokój – czysto hipotetycznie rzuciłam jakąkolwiek myśl, by ukazać jej jak jej czysto hipotetyczna sugestia nie ma najmniejszego sensu, a teraz – zaczęła niepewnie i odwróciła spojrzenie łapiąc go za końcówkę koszuli – jestem głodna... nie jadłam za dużo od wczorajszego wieczoru – przyznała szczerze. Czyżby to był powód dla którego była tak grzeczna i cicha? A może jednak jej wcześniejsze zachowanie na to wpłynęło? Trudno było określić co wzbudziło w niej takie mieszane uczucia. Co do jej stroju to naprawdę wyglądała jak lalka/dziecko. Była prawie że płaska, a oprócz tego, niziutka, z wielkimi oczami. Ta krówka naprawdę pasowała do jej wyglądu. Nie mogła mieć żadnych ero ciuchów, ponieważ była na to za mała. Nigdzie nie kupisz ero piżamki na dziecko. Chyba, że szytą na miarę! Zresztą wcześniej nie miała potrzeby, by upierać coś takiego. - Zjemy makaron z serem i kurczakiem? – zasugerowała, że nie ma zamiaru sama jeść i chłopak będzie musiał, czy chce czy nie jej towarzyszyć.
Szczerze? NIC. Kompletnie nic nie zrozumiał z tego, co mu powiedziała. Coś tam pieprzyła o jakimś hipotetycznie niehipotetycznie. Przykro mi, ale chłopak skończył Hogwart zdala od Ravenclawu. Wręcz przeciwnie, był w Gryffindorze. Nie musiał więc być jakoś zabójczo inteligentny. Dlatego uśmiechnął się tylko udając, że doskonale wie o co chodzi. Poza tym cieszył się, że zmieniła temat i przeszli do jedzenia. O, jedzenie. Bardzo chętnie coś przekąsi. Generalnie, to powinien o tej porze spać, ale kto powiedział, że nie można czasem poszaleć? Najwyżej będzie miał problem by jutro wstać do pracy. -Zjemy. Chodź do kuchni - Skomentował krótko i wskazał jej odpowiednie drzwi. Chciał by poszła pierwsza. Czemu? Żeby móc gapić się na tą szaloną, dziecięcą piżamkę! Ta krowa po prostu go rozwalała. Nie potrafił się nie uśmiechać szeroko na ten widok. Na prawdę coraz bardziej czuł się jak ojciec. Ojciec własnej narzeczonej. To mieszkanie w trójkę będzie zdecydowanie obfitować w przeróżne dziwne zdarzenia. -Gdzie byłaś cały dzień? - Zapytał w końcu. Chciał wiedzieć, czy wszystko z nią było w porządku. Generalnie pomysł z ukradnięciem jej walizki uznał za dobry, ale jego wykonanie było głupawe. Zamiast się obrażać powinien pilnować, czy ta nie wychodzi jej szukać. Bo chyba dlatego właśnie uciekała.
Uwaga za pięć sekund będzie miało miejsce rozładowanie skumulowanej energii, która może przynieść ze sobą nieodwracalne konsekwencje. Prosimy wszystkich pracowników stacji o opuszczenie swoich stanowisk i skierowaniu się do schronów. Chłopak wpatrywał się w dziewczynę przyjmując na siebie cały jej atak. Wysłuchał jej do końca nie przerywając, ani nie wtrącając żadnych wyjaśnień, które mogłyby pogorszyć tylko sytuację. Kiedy w końcu skończyła odchrząknął zapraszając ją gestem dłoni, by usiadła zanim zdąży to wszystko wyjaśnić. - Po kolei – zaczął myśleć o tym od czego by zacząć, ale może najlepiej od samego początku, czyli... - Primo, jest moją pacjentką i nie mam zielonego pojęcia dlaczego się tutaj pojawiła, bo nie mogła wiedzieć gdzie mieszkam – mimo iż wyładowanie miało miejsce na nim, to chłopak nawet się tym nie przejął. Spokojnie zaczął jej tłumaczyć co i jak nie zwracając większej uwagi na wściekłość, czy agresję dziewczyny,. Nie do końca wiedział, czy dobrze wszystko wylicza – Duo, nie miej jej tego za złe, obraża każdego przy każdej możliwej okazji... wydaje mi się, że w ten sposób okazuje sympatię, trudno orzec – zaśmiał się zakłopotany, bo sam naprawdę nie miał zielonego pojęcia dlaczego dziewczyna okazuje taką niechęć do ludzi. Właśnie postanowił się dowiedzieć dlaczego tak jest – Tre, nie powinnaś się tak denerwować, zwłaszcza, że wiesz, że wina nie leży po twojej stronie. Złość piękności szkodzi – zanim dokończył swoją myśl przyłożył dłoń do jej podbródka i uniósł go delikatnie prezentując samemu sobie jej uroczą twarzyczkę – a wielką stratą dla świata byłoby zniszczenie takiej buzi – miał nadzieję, że trochę złagodnieje po tym komplemencie, chociaż nie kłamał na ten temat, mówisz szczerze, zazwyczaj nie kłopotał się z kłamstwami – Quatre, jeżeli chodzi o moje zaśnięcie... wątpię żebyś w to uwierzyła, ale wolę to zwalić na alkohol, a prawdę pozostawić dla siebie i mieć nadzieję, że nie będziesz chciała mnie za to zabić – zaśmiał się zakłopotany i wziął od niej rękę po czym podrapał się po głowie - i... nie mam zielonego jak jest pięć, spełnię każde twoje życzenie w ramach rekompensaty – no cóż, poświęci się dla tego. Ten zbieg nieszczęśliwych zdarzeń po prostu przekreślił jakiekolwiek chęci na zmianę tej sytuacji.
Ucieszyła się, że zgodził się z jej pomysłem. Musiała sporo nadrobić jeżeli chodzi o posiłki, więc niech pan Colt przygotuje SPORĄ porcję makaronu z serem, bo ta panna będzie jeść tak długo, aż nie zaśnie. Tak na marginesie to w Ameryce danie składające się z makaronu i sera jest głównym przysmakiem dla dzieci. Jeżeli chodzi o jej szaloną piżamkę, to czego on się spodziewał? Wszystkie ubrania, które dziewczyna posiada, zostały kupione na dziale dziecięcym. Nigdy nie znajdywała żadnych ubrań na innych. Była za mała, za drobna i zbyt dziecięca. To nie była jej wina. Jako dziecko piła hektolitry mleka i starała się urosnąć, jednak nigdy jej się nie udało tego dokonać. Taka już miała być i nie było żadnego ale. Po prostu tak było. - Wróciłam do hotelu – odpowiedziała zgodnie z prawdą i otworzyła losową szafkę. Niestety nie wiedziała gdzie co jest, dlatego zgadywała z wyciąganiem naczyń i składników – ale powiedzieli, że nic nie zostało, więc postanowiłam wrócić tą samą drogą, którą szłam tutaj – dodała wyciągając garnek na makaron, a jego wielkość świadczyła o tym, że będzie niezła wyżerka – i się zgubiłam – na tym zakończyła swoją historię, w trakcie której nie spojrzała na niego ani razu – wcześniej poprowadziła mnie taksówka, tym razem nie wzięłam ze sobą nic, bo wszystko było w walizce... – nie mówiła tego, by czuł się winny, po prostu chciała opowiedzieć jak było. Nie musiała wspominać o tym, że Rebeca ją znalazła i przegoniła tzw. konia. Nakarmiła ją i postanowiła oddać 'rodzicom', oraz to, że okrutnie potraktowała jednego zboczeńca. Nastała chwila ciszy, a dziewczyna wyszeptała nagle ni z tego ni z owego – przepraszam, że weszłam do twojego pokoju – wystrzeliła jak z karabinu maszynowego mało zrozumiałe słowa, po których, nawet bez oddechu dodała głośno i wyraźnie – gdzie macie makaron? – nie miała zamiaru powtarzać.
Czy on na prawdę musiał wszystko gotować? Nie mogła sobie czegoś sama zrobić? Oczywiście, że nie. Damulka pewnie miała w domy gotowane, prane, sprzątane i nie będzie zbyt pożyteczna. Oni generalnie też tak mieli, ale usamodzielnili się z Jonatanem już tyle czasu temu, że zdążyli się nauczyć tego i owego. To zamiast pić mleka trzeba było jeść drożdże. Albo przynajmniej utyć, to by musiała kupować ciuchy a damskim z innych powodów. To też był jakiś sposób. Aczkolwiek widząc ile ta panna je stwierdził, że skoro nadal jest taka drobna to z tyciem też może mieć problem. Normalnie by się z tego cieszył - wiecznie szczupła narzeczona. Jednak to nadal było dziecko. Jak więc zachwycać się kimś takim by nie czuć się pedofilem? Zostało mu twierdzić, że jest słodka ale nienormalna. Jednak chyba zamierzała pomóc z jedzeniem. Otwierał szafki by powyciągać na blat odpowiednie składniki. Nie było to skomplikowane danie, więc całkiem szybko poszło. Jeszcze nie skończyła mówić, a prawie wszystko było już gotowe do rozpoczęcia gotowania. -Nie wychodź więcej sama dopóki nie będziesz lepiej zorientowana w układzie miasta, dobrze? - Powiedział takim tonem, że zabrzmiało to wręcz troskliwie. Wolał się już z nią dzisiaj nie kłócić, więc był spokojny. Już zamierzał odpakować makaron i zacząć robić co trzeba, aż tu nagle usłyszał jej słowa. Westchnął pod nosem. -Nie przepraszaj. Myślę, że musimy się do tego po prostu przyzwyczaić. To narzeczeństwo... To dla mnie też jest nowe. A najbardziej się martwię tym, że rodzice chcą nam zorganizować za kilka tygodni kolację zaręczynową. Taką oficjalną. Pewnie będą na niej twoi rodzice, moi. Rodzina. Nawet Jake'owi kazali przyprowadzić swojego chłopaka. To idiotyczne - Mówił do niej tak, jakby doskonale wiedziała o co chodzi, a tymczasem Nikola była o niczym nie informowana. Wszystko miał poprowadzić Sebastian. Dlatego, że się nie buntował.
Pierwotnie to w ogóle nie miał być atak. I w sumie jak na jej możliwości wcale nie był. No może użyła tylko trochę pretensji w głosie ale nic dziwnego, ten wieczór był naprawdę bardzo ciężki i pełen negatywnych wrażeń. Pewnie jeszcze długo będzie się z tego otrząsać. Ale i tak wielki szacuneczek dla niego za to, że wysłuchał tego w spokoju bo w sumie to była dla niego obca więc równie dobrze mógł jej powiedzieć żeby wracała do domu i iść spać dalej. -To ty jesteś psychiatrą? - zapytała nieco rozbawiona, to by naprawdę wiele wyjaśniało. W każdym razie słuchała grzecznie dalej bo też nawet pod wpływem emocji zachowywała chociaż minimum kultury. Niestety tylko minimum bo nie powstrzymała się od wywrócenia oczami kiedy Jake zaczął bronić chamskiej Krukonki. -Oczywiście, że będę miała jej to za złe. To, że robi to ciągle wcale jej nie tłumaczy. Myślisz, że gdybym kogoś zabiła w tłumie ludzi to wytłumaczeniem byłoby, że zabijam każdego przy każdej możliwej okazji bo w ten sposób okazuję sympatię? To żadne wytłumaczenie, jak po prostu tak ma to powinno się ją zamknąć w izolatce i nie wypuszczać. Możesz to załatwić? - zapytała z nutką nadziei w głosie. To oszczędziłoby jej tyle zachodu z uświadamianiem tej dziewczyny, że przyczepiła się niewłaściwej osoby. -I wiem, nie jestem winna niczego. I właśnie dlatego mnie zdenerwowała. Ale spokojnie... bo rzeczywiście jak to zaszkodzi mojej urodzie to będę musiała zacząć kąpać się w krwi dziewic - zażartowała próbując choćby minimalnie rozluźnić atmosferę. Chociaż niepotrzebnie bo on doskonale wiedział co powiedzieć kobiecie żeby była zadowolona. Kiedy trzymał jej podbródek miała nieodpartą ochotę go pocałować ale niestety została jeszcze kwestia tego jak to się skończyło ostatnim razem. -Widziałam w życiu takie rzeczy, że chyba jestem w stanie uwierzyć we wszystko ale jak sobie chcesz – westchnęła cichutko. Normalnie by mu nie odpuściła i zmusiłaby go magią Kostki Ezopa do prawdy ale naprawdę cholernie jej się nie chciało. -Hmmm... ten wieczór był tragiczny więc daj mi taki, żebym się świetnie bawiła. Nie wiem jak, zaskocz mnie. A tak w ogóle w łacinie po primo jest secundo, tertio, quatro i quinto, a w hiszpańskim, który nieudolnie w to wplotłeś jest uno, due, tres, quattro i cinco – w prawdzie nie lubiła się wymądrzać i poprawiać ludzi ale aż nie mogła się powstrzymać. Na szczęście powiedziała to z najsłodszym uśmiechem jaki miała w swoim repertuarze więc miała nadzieję, że jej to wybaczy.
Oczywiście, że miała w domu gotowane. Zawsze przynoszono jej wszystko pod nos. Rodzice zatrudniając służbę starali się za wszelką cenę uzupełnić ich brak. Jednak to nie działało. Kiedy przychodziła do jadalni, było pusto. Kiedy wychodziła na dwór było pusto. Chodząc po korytarzach nie spotykała nikogo. Pracownicy wykonywali swoją pracę i wracali do domów, do swoich rodzin. Często nawet sama podchodziła do jednej z kobiet i mówiła, że skoro wykonała swoją pracę, może wrócić do domu, do rodziny. Już jako dziecko wiedziała jak bardzo jest ważna ta relacja. A wiedziała to dlatego, że sama jej nie miała. - Nie będę wychodzić do miasta – skomentowała, a jej głos nie znosił sprzeciwu. Miasta są dziwne… obok domu jest las, a w tym lesie odnajdzie się prędzej niż przy murach budynków. Nie była przyzwyczajona do życia w mieście, nie chciała żyć w mieście, właśnie dlatego cieszyła się, że właśnie tutaj mają dom. Na skraju Londynu, z daleka od wrzasków dnia. Miała nadzieję, że nie usłyszy jej słów. Kiedy zaczął do nich nawiązywać opuściła wzrok i zarumieniła się widocznie zakłopotana. Z tego stanu wyrwały ją kolejne słowa. Dziewczyna podniosła wzrok i wlepiła w niego zdezorientowane spojrzenie. - Co? – zaczęła nie do końca wiedząc co ma na to powiedzieć – Jaka kolacja zaręczynowa? Nie zgadzam się – nie miała zamiaru. Wciąż nie zgodziła się, żeby brać ślub, zwłaszcza, że widziała jak chłopak się zachowuje. Nie chce być w takim związku, w którym… co ja mówię, ona nie chce być w związku, bo to oznacza jedno. Sama nie przyzwyczaiła się jeszcze do blizn na swoim ciele, a miałaby je komuś pokazywać? – twoi rodzice to wymyślili? – wyszeptała widocznie niezadowolona z tego powodu – Jeżeli tak, to powiedz im, że to zbędne, bo moi rodzice nie przyjdą – dodała to z taką pewnością, że żaden argument tego nie pokona. Mieli by przyjechać do Londynu tylko na kolacje? Kiedy mają tyle pracy?! To nie możliwe. Jeszcze nigdy nie zrezygnowali ze swojego drugiego dziecka. Więc nigdy to się nie stanie.
Chyba po raz pierwszy chłopak spiorunował ją spojrzeniem. Kiedy tylko wspomniała o byciu psychiatrą. Dobrze wiedział do czego nawiązuje i nie wiedząc czemu nie podobało mu się to. Odchrząknął próbując ukryć to uczucie, które pojawiło się na chwile na jego twarzy. - Lekarzem – sprostował nie spoglądając nawet na nią. Był winny, może właśnie dlatego powstrzymywał się od ingerowania w jej słowa w jakikolwiek sposób. A przede wszystkich zignorował jej ostatnią wypowiedź, jakby w ogóle nie uleciała. Słuchał ze spokojem każdego jej słowa, na komentarz, na temat krwi dziewic zaśmiał się cicho. Powstrzymał się, by nie powiedzieć czegoś w stylu: „A to one jeszcze nie wymarły?”. Dlaczego, że nie był co do niektórych rzeczy pewny. Dziewczyna wcale nie jest taka starsza, według niego w tym właśnie wieku powinna w ogóle myśleć o swoim pierwszym razie, ale on to jest prawie stary dziadek, jak to nazywa go… wróć! Nie było tej myśli. - Pół biedy – machnął na swoją pomyłkę ręką. Nie ma to ja lekarz, który nie umie dobrze łaciny. A raczej liczyć po łacinie. Najważniejsze, że dziewczyna wiedziała o co mu chodzi, nic więcej go w tym momencie nie obchodziło. - To jesteśmy umówieni – powiedział i padł na łóżko – jezu, ale to jest męczące… – wydukał widocznie wyczerpany… wyczerpany ROZMOWĄ! Podniósł na chwilę twarz i wlepił ją w Caroline – powinnaś się przespać, jutro możesz mieć silnego kaca po tej mieszance alkoholi i tych ‘leków’ – bez snu będzie jeszcze gorzej. Odprowadzi ją jutro do domku, a później pomyśli jakby tu zrekompensować jej ten… straszny wieczór.
Oni nie mieli takiej służby w pełnej okazałości. Była kobieta, która sprzątała mieszkanie jednak swoje pokoje mieli zawsze sami utrzymywać w czystości. Ta sama Pani robiła również obiad natomiast inne posiłki musieli przygotowywać sobie samemu. Czasem dodatkowo pomagali przy obiedzie - przede wszystkim wtedy, gdy rodzice mieli zdążyć z pracy i zjeść razem z nimi. Chcieli wtedy się przed nimi popisać jakie to przygotowali pyszności. Nigdy nie zapomni uśmiechu matki, gdy na jeden z obiadów postawili na stole obrane w krzywe ćwiartki jabłko - jednak zrobili je sami, bez pomocy! Słodkie z nich były szkraby. Potem mama porzuciła pracę i zajęła się domem, a wtedy zawsze był ktoś kto ich przytulił czy okrzyczał za ubłocone buty. Zawsze marzył by tak właśnie wyglądało jego dorosłe życie rodzinne. -Jeśli nie do miasta, to gdzie? - Nie sprzeciwił się natomiast chciał być pewien, że wszystko będzie z nią dobrze. Domyślił się, że wychodzenie do ogrodu jej nie wystarczy nawet, jeśli był dość duży. W sumie to najlepsze miejsce dla jej psów. Koniecznie trzeba... -Trzeba zbudować w ogrodzie budę dla twoich psów. Żeby miały się gdzie położyć jak będą miały ochotę spać na dworze. Co sądzisz? - Zagaił nagle ni z tego, ni z owego. Ewidentnie chciał o nie dbać. Wyglądało się, że zdecydowanie bardziej niż o nią, jednak mogło to być pozorne. Jeśli się polubią, a może nawet zaprzyjaźnią, to nie będzie tylko krzykliwym dowcipnisiem. Będzie krzykliwym, ale milusim dowcipnisiem. -Nie wiem, kto to wymyślił. Domyślam się, że mama. Uwielbia przyjęcia. I w sumie organizuje najlepsze na świecie. Spodoba Ci się - Najwyraźniej jej "nie zgadzam się" nie miało żadnego znaczenia. Wydawało się, że wszystko jest już w trakcie organizacji, więc nie mieli kompletnie nic do powiedzenia. On bardziej martwił się tym, jak pomóc bratu w ciągnięciu oszustwa. O siebie w tym wypadku się nie obawiał. -Czemu mieli by nie przyjść? Ojciec pewnie wystosuje do nich oficjalne zaproszenie i w ogóle - Dodał będąc spokojny i przez cały czas coś robiąc. To wyciągał makaron z paczki, to zaś przygotowywał ser. Generalnie mówił, jednak jego głowa w połowie zajmowała się gotowaniem. W końcu nie warto tracić czasu, prawda?
Nie mieli służby, ale mieli rodziców. Ona nie miała takiego luksusu. A raczej… nawet jeżeli ich miała, to czuła się tak jakby ich nie było. Po powrocie z tego koszmaru bardzo często się zastanawiała dlaczego nikt jej nie szukał, dlaczego nie było zbyt wielu wiadomości na temat jej zaginięcia. Oczywiście mogli to rodzice utaić, ale to nie miało sensu. Jednak prawie nikt nie wiedział o zaginięciu modelki. Fotograf myślał, że rozpieszczona dziewuszka wróciła do domu, a rodzice, że jest na zdjęciach. To prawda, że płakali, gdy wróciła do domu, ale do teraz nie jest pewna, czy ze strachu o nią, tęsknoty, czy własnej głupoty, że nie pomyśleli, by zadzwonić choć raz do córki i zapytać się co u niej. Dobrze wiedziała, że nie byli świadomi tego co się stało. Byli zbyt… zapracowani by zauważyć, że ich córka zaginęła. Nie miała im tego za złe. Prawdę mówiąc to była jej wina. Ile razy była taka sytuacja, że wychodziła z domu bez słowa i wracała po dwóch, trzech, a nawet pięciu dniach. Nigdy nie informowała nikogo o swoich poczynaniach, nawet tutaj w Londynie to zrobiła. Nikt się o nią nie martwił, bo zawsze wracała. Tak więc jej rodzice kochali ją, ale jak bardzo można kogoś nakarmić pieniędzmi i służbą? Od zawsze była sama i jest do tego przyzwyczajona. - Do lasu – odpowiedziała nawet na niego nie patrząc. Dla niej bezpieczniejsze były podróże do lasu niż do miasta. Tam przynajmniej nie było miliona obcych zapachów i umiała zapamiętać każdy najmniejszy szczegół. Lata praktyki. Słysząc jego propozycję odwróciła wzrok zerkając na niego widocznie zaskoczona. Ona nigdy o tym nie pomyślała. Może dlatego, że w Norwegii było bardzo zimno i dlatego zwierzęta siedziały z nią w domu. Nigdy nie chciały spać na tym chłodzie, dlatego spały z nią. - Możemy – wydukała wracając wzrokiem do jedzenia. Nigdy nic nie ugotowała, więc to co się teraz działo było dla niej fenomenem. Jak to spodoba jej się? JAK TO SPODOBA JEJ SIĘ?! Ale ona nie chce tam iść. Nie umie się zachować, nie umie wyglądać, nie umie nic! Nie może się ubrać nawet dojrzale, bo wygląda wtedy śmiesznie. Ona nie nadaje się do takich miejsc, jej miejsce było w lesie, w dziczy. Tylko tam mogła być sobą. Dlaczego mieli by nie przyjść? Nie odpowiedziała na to pytanie. Nie miała zamiaru tego robić. Miał rację, dlaczego? Może gdyby to było dla niej, to by nie przyszli, ale dla rodziców Sebastiana. To co zrobili z nią… dla nich to biznes, a jeżeli chodzi o biznes to mają stu procentową skuteczność.
Mocno zacisnęła wargi kiedy ten spiorunował ją spojrzeniem. Nie mógł przed nią ukryć czegoś takiego, Caro mogła wyłapać każdy, nawet najmniejszy ruch jego twarzy, być może z małą czarnomagiczną pomocą. A kiedy zignorował jej następną wypowiedź blondynka spiorunowała go najbardziej lodowatym spojrzeniem jakim tylko potrafiła. To było oczywiste, że jest w stu procentach przeciwko niej. Chociaż czemu w ogóle miałby być po jej stronie skoro zna ją zaledwie kilka godzin, a tamtą chamkę, która zjechała ją bez powodu, zdecydowanie dłużej. I zdecydowanie oboje mieli coś do siebie, teraz widziała to bardzo klarownie. Czemu zawsze faceci, z którymi chciała iść do łóżka byli takimi wielkimi rozczarowaniami? Zawsze byli bardziej zainteresowani pracą, bractwem albo inną panną. Chyba zrezygnuje z rekompensaty za ten okropny wieczór. Szkoda było patrzeć jak takie ciasteczko ucieka jej sprzed nosa. -Chyba jednak już pójdę - powiedziała tonem kompletnie wypranym z emocji, patrząc gdzieś na ścianę nieobecnym wzrokiem. Wspominałam już jak bardzo jest niestabilna? Po dłuższej chwili namysłu wstała, zdjęła jego koszulkę i rzuciła gdzieś w kąt. Niech jeszcze przez chwilę popatrzy na to, co stracił. I już kompletnie nie zwracając na niego uwagi zaczęła kręcić się po pokoju i szukać swojej sukienki by ją założyć i móc już stąd iść.
Ostatnio zmieniony przez Caroline Carrier dnia Czw Wrz 15 2016, 22:09, w całości zmieniany 1 raz
Sebastian się martwił. Może kompletnie nie było tego po nim widać, ale dzisiejszego wieczora gdy nadal nie było Nikoli w domu zaczynał już myśleć czy aby na pewno wszystko z nią w porządku. Gdyby nie ta afera od samego wejścia, to pewnie... Pewnie zrobiłby jej aferę, że sobie tak bezczelnie wyszła. Tak czy siak była by wielka awantura, jednak z ważniejszego powodu. Choć dalej nie rozumiał czemu aż tak się wściekła o ślizgonkę, ale to inna kwestia. Tak czy siak powinna mu zdecydowanie mówić, że wychodzi. Żeby w razie czego wiedział, że nie musi się o nią bać. Może miała sporo siły, jednak w Londynie dzieją się różne rzeczy. Gdyby napadła na nią zgraja kilku facetów to na pewno by sobie nie poradziła! I to nawet z tym swoim ciemnowłosym ochroniarzem, którego miał nadzieję jeszcze zobaczyć... Nieważne. -To przynajmniej bierz psy. To nie jest aż tak bezpieczne miejsce. Kiedyś do ogródka wyleciał nam chochlik kornwalijski, a to najmniej problemowe rozrabiaki - Ostrzegł ją, żeby się pilnowała. Jednak ufał, że sobie poradzi. Poza tym akurat w tym wypadku jeśli będzie się coś dziać, to będzie w stanie zareagować. Łatwej pomóc przy zwierzętach niż przy ludziach gdy ma się taką pracę jak on. -W takim razie możesz pójść ze mną jutro do pracy. Kupimy karmę, może jakieś zabawki. Przy okazji pomożesz mi trochę. Mamy mieć dostawę puszków pigmejskich. Myślę czy nie kupić jednego dla Jake'a w ramach dowcipu - To musiało być szokujące, że tak nagle z godziny na godzinę otworzył się na nią tak, jakby była jedną z jego koleżanek, bliższych znajomych. Więcej. Rozmawiał z nią tak, jakby znali się całe życie. To mogło peszyć, ale mogło też być pewnego rodzaju komplementem. Dalsze sugestie na temat imprezy uznał za niepotrzebne. Tak czy siak w pewnym momencie się ona odbędzie, a oni będą mogli tylko patrzeć na bieg wydarzeń. No i musiał kupić pierścionek. Jakoś mu się do tego nie śpieszyło.
Przytaknęła. Dobrze wiedziała, że powinna je brać ze sobą, ale teraz… teraz to… po prostu zwierzaki były zmęczone, a ona… no nie pomyślała, że droga jest tak bardzo skomplikowana! A wstyd się przyznać, że nie umie się teleportować. Nigdy nie podeszła do tego egzaminu, bo… miała to zrobić po powrocie z sesji zdjęciowej. A teraz nawet nie myślała, by do tego podejść. W końcu! Kiedy zobaczyła jak pyszny sosik zalewa makaron ucieszyła się. Gdyby miała ogon, to najnormalniej w świecie zaczęłaby nim merdać jak jakiś pies. Usiadła, a raczej wgramoliła się na krzesło i zaczęła się zajadać przeszczęśliwa. Całkowicie się rozluźniła, a twarz złagodniała. To chyba był jedyny moment, w którym Colt mógł dostrzec, że ta dziewczyna nie jest do końca taka zła jak mogłoby się wydawać. Szkoda, że nie potrafiła tego okazywać na co dzień i kryła się za tą maską agresywności. Od jedzenia oderwała się dopiero kiedy wspomniał o propozycji wyjścia razem do pracy. Wlepiła w niego swoje zaskoczone spojrzenie, które bardzo szybko zjechało ponownie na talerz. Przytaknęła i zaczęła jeść o wiele szybciej niż wcześniej kończąc posiłek prawie się dławiąc, a przynajmniej tak to brzmiało. Odetchnęła z zachwytu i radości, że mogła zjeść coś tak pysznego.
Zdecydowanie powinna zainteresować się egzaminem na teleportacje. On zdał w wieku 17 lat teleportacje indywidualną, a zaraz potem łączną. Często mu się to przydawało w życiu. Był czas nawet, że nadużywał tego by spłatać komuś psikusa. Na "starość" jednak zaczął doceniać spacery, więc używał to coraz rzadziej. Szczególnie, że jak na razie nie było mu to potrzebne do pracy. Ah, powinien się w końcu zacząć zapisywać na odpowiednie kursy. Jego kariera ostatnio jakoś się nie posuwała do przodu. Za dużo czasu poświęcał sklepowi, a za mało samorozwojowi. Jednak co zrobić - on kochał to miejsce! Trochę mu było szkoda, że dziewczyna w momencie gdy jedzenie zostało zrobione przestała być rozmowna. Choć nie wiem, czy jego monologi z jej krótkimi odpowiedziami można nazwać rozmową. Tak czy siak jednak nie zrażał się i usiedli razem przy wspólnej kolacji. Jak zwykle odłożył też porcję da Jake'a i w razie czego dla tej dziewczyny, którą sobie dzisiaj na noc sprowadził. W końcu jak na razie jeszcze stamtąd nie wyszła, więc chyba zostanie do rana. Nie wiedział czemu, ale ucieszył się, że będzie mógł ją wziąć do pracy. Może to dlatego, że chciał się komuś pochwalić swoją pasją, a braciszek nigdy nie był jakoś szczególnie chętny do pomagania mu przy futrzakach. Dlatego uśmiechnął się do niej serdecznie, a nie głupio jak to miał w zwyczaju. Przez chwilę gapił się na nią będąc ciekawym, gdzie ona mieści taką porcję jedzenia. I to w takim tempie. Ostatecznie postanowił równie szybko zjeść swoje, żeby mu znowu nie ukradła. Kiedy byli już pojedzeni jedyne co mu zostało to rzucić zaklęcie czyszczące i doprowadzić kuchnię oraz jadalnię do porządku. - Idę spać. Jak chcesz to posiedź przed telewizorem, albo pokręć się po ogrodzie. O tej porze nieźle widać gwiazdy - I nie czekając na jej odpowiedź po prostu ruszył w stronę schodów, by jakiś czas później schować się w swoim zabałaganionym pokoju. Wykopał spod brudnych koszulek pościel pod którą wsunął się w samych bokserkach i zrobił krokieta. Idealna pozycja do spania!