Tym razem czarodzieje na swój użytek otrzymują kompleks domków umieszczonych na drzewach. Każdy domek jest piętrowy. Na jego górnym poziomie znaleźć możemy pięcioosobową, przestronną sypialnię, utrzymaną w jasnych kolorach. Duże łóżka otoczone moskitierą nie tylko zapewniają odrobinę prywatności, ale chronią przed owadami, których na tym kontynencie nie brakuje. Na dolnym poziomie można znaleźć dużą łazienkę, oraz mały taras z mostem prowadzącym do kolejnych domków. Widoki są stąd niezapomniane, a bliskość lasu i drzew sprawia, że w ciągu dnia nie tylko mogą do nas zawitać zaciekawione małpy, ale i różnobarwne, egzotyczne ptaki. Dodatkowo każdy domek wyposażony jest w magiczny świstoklik, którego użycie powoduje przeniesienie do miasteczka oddalonego o paręnaście kilometrów. Czego chcieć więcej?
Wakacje! W końcu wakacje! Już od dawna nie mógł się doczekać tego czasu wolnego od szkolnych udręk. Szczególnie ze był organizowany jakiś wyjazd z uczelni. Cudownie, więcej miejsca i czasu żeby poznać nowych ludzi. A nowe znajomości, jak wiadomo były konikiem Giannisa. Uwielbiał poznawać nowych kompanów do różnych akcji. Młody gniewny wparował do domku pełen entuzjazmu aby zauważyć tylko pustkę. Trochę przegryw, ale może ktoś ma w krwi spóźnianie się tak jak on? Wedle rozpiski ktoś ty powinien być, Gia postanowił zająć największe łóżko z dostępnych i tam ulokował swój kuferek. Wysłał szybką sowę rodzicom że dotarł cały i zdrów po czym rozpoczął oględziny domku, Kuchnia była dość spoko zważywszy na to ze znajdowali się w środku Kolumbii, czasem nie mógł się przyzwyczaić do całej tej magii. Jeszcze siedziało w nim mugolskie myślenie. W sumie miał ochotę coś przekąsić ale samemu nie lubił gotować. Zawsze raźniej jest mieć dla kogo. Kumpla, koleżanki lub po prostu dla drugiej osoby. Łazienka i taras również wyglądały spektakularnie. Giannis mógłby dać sobie obciąć rękę za to że domówka w tym miejscu będzie spektakularna.
Przywlókł się do domku, wyraźnie zmęczony. Słońce dało mu się we znaki, toteż jego koszulka przewieszona była przez lewe ramię, od czasu do czasu używana jedynie w celu wytarcia szklących się na czole kropli potu. Nie trudził się nawet zamykaniem drzwi, choć słyszał, że małpy lubią zaglądać do środka. Marzył tylko o tym, by wziąć chłodny prysznic. Wdrapał się więc po schodach do sypialni, by przygotować sobie świeże ubrania... O mało nie dostał zawału. Ponad dwumetrowy chłopak stał w jego mieszkaniu. No, może nie do końca jego, jednak zdążył już przywyknąć do tego samotnego kątka. Nie kojarzył chłopaka. Na pierwszy rzut oka przypomniał mu Thomasa, którego poznał w Hogwarcie. Po chwili stwierdził jednak, że wzrost i kolor skóry to nie wszystko. Mógł w końcu mieszkać gdzieś w okolicy. - Jesteś stąd? - zapytał po hiszpańsku. Dopiero wtedy zauważył jego kufer. Zdał sobie sprawę, że jeżeli postanowił się on rozpakować, musiał tu przyjechać na wakacje. Zaśmiał się, pacnąwszy w czoło, w reakcji na swoją niedomyślność. - Witaj, jestem Aaron, a tutaj przyszło mi mieszkać przez okres wakacji. Rozumiem, że do mnie dołączysz? Wyciągnął dłoń w geście powitania, szczerząc przy tym rzędy równych zębów w uprzejmym uśmiechu.
Adoria była niesamowicie podekscytowana wakacjami. Kolumbia była piękna - no, niesamowicie ciepła, ale piękna! Nic dziwnego, że zamiast iść prosto do domku, dziewczyna pokrążyła wpierw po okolicy. W końcu dotarła jednak do swojego tymczasowego miejsca zamieszkania, ledwo wlokąc swój kufer. Sapiąc ze zmęczenia wpadła siłą rozpędu do sypialni, ledwo utrzymując się już na nogach. Mokre włosy kleiły jej się do karku, podobnie zresztą jak materiał, z którego wykonana była sukienka Any. Już nie mogła doczekać się wskoczenia pod prysznic. Już na schodach zaczęła rozpinać swoją sukienkę (a właściwie, usiłowała to zrobić, bo niosąc kufer miała ograniczone możliwości). Nic dziwnego, że bardzo zdziwił ją fakt, że w pomieszczeniu stało dwóch chłopaków. - O, witam. - wydyszała, puszczając kufer i pozwalając mu leżeć dokładnie na środku pokoju. Nie znała ich, a oni chyba też dopiero się witali. - Czyli będziemy współlokatorami, hm? - dodała jeszcze, uśmiechając się ze zmęczeniem. - Uratuje mnie ktoś? Zaciął mi się ten durny suwak, a jak zaraz nie pójdę pod prysznic, to umrę...
Giannis gdy tylko zauważył że ktoś wchodzi zerwał się na równe nogi. Powiadają że najważniejsze jest pierwsze wrażenie, jak sama nazwa wskazuje można zrobić je tylko raz. Więc wolał stać żeby przypadkiem osoba wchodząca nie pomyślała że ją olewa czy coś. Gdy wszedł Aaron i zaczął swoją hiszpańską gadkę całkowicie zdębiał. Nie wiedział co powiedzieć, czy on serio wyglądał mu na Kolumbijczyka? Tubylcy mają trochę jaśniejszą karnacje mimo wszystko. Poza tym Giann był dość dumny ze swych nigeryjskich korzeni. Nigdy ich nie ukrywał, ba! Nawet je akcentował w swoich akcesoriach! Ale nie ma co żywić urazy przez takie coś, każdemu się zdarza. Gdy już otworzył usta w znajomym i akceptowalnym mu języku wyszło, ze nie jest taki zły jak się wydał na początku. Szybkim ruchem uścisnął mu dłoń i wyszczerzył się równie szeroko co jego towarzysz -Giannis, znajomi wołają na mnie Giann lub Gia. Jak wolisz.- Ledwo zdążył wymienić uprzejmości z nowym współlokatorem a już do domku wparowała kobieta. Była niczym huragan. Wpadła zdyszana, mokra i niesamowicie niebezpieczna po czym rzuciła bombą. Pomóc jej z suwakiem od sukienki? Oczywiście że by pomógł, ale co jeśli wyszedłby na zboczeńca? Jej mokre i posklejane włosy dopełniały obraz pełen erotyzmu i niezamierzonego kuszenia. Szkoda że Gia miał zerowe doświadczenie z kobietami i tracił przy nich język. Może coś by z tej znajomości było? Nie pokazując po sobie tremy puścił oko do Aarona po czym podszedł spokojnym krokiem do dziewczyny i uśmiechnął się do niej ciepło -Giannis, ale możesz wołać do mnie Gia. Pomogę ci z kufrem. Gdzie go dać?- Rzucił do dziewczyny za nim zorientował się że kojarzy ją z pokoju wspólnego Gryfów. Szkoda że tylko na tyle było go stać. Co do znajomości to tak, ta zjawiskowa dziewczyna dzieliła z nim pokój wspólny. Całkiem zgrabny zalążek znajomości jak na nieśmiałego Gryfa co? Sporo tych przedstawień jak na pare minut. Chwyciwszy kufer w swe wielkie dłonie wymownie spojrzał w stronę Krukona. -Aaron, pomożesz koleżance z zamkiem?- Pchnął słowem kolegę do pomocy, przecież specjalnie brał się za kufer żeby być perfekcyjnym skrzydłowym. Nie miał prawa tego zepsuć.
Nie miał w zwyczaju roztrząsać tego, co już miało miejsce. Tym bardziej w sytuacjach, kiedy trzeba było działać szybko, jeszcze szybciej - myśleć. Nic więc dziwnego, że nie zmieszał się zbytnio, gdy źle ocenił kolegę ze szkoły. No ale przecież zdobył się nawet na samokrytyczne pacnięcie w głowę - to mogło świadczyć o jakiejkolwiek skrusze i bezdźwięcznych przeprosinach. Zdążył za to szybko ocenić chłopaka. Zmierzywszy go spojrzeniem, któremu jednak daleko było do krytycznego, wyciągnął odpowiednie, choć może zbyt pochopne wnioski. Mimo że ciemnoskóry wydawał się być od niego młodszy, a mięśnie niezbyt zarysowane, Aaron mógłby się założyć, że młodzian dysponował większą siłą, choć Krukon sam był w nie najgorszej kondycji. Jego chwyt był pewny; Duarte podejrzewał w nim zamiłowanie do sportu. Oprócz tego, poza wyjawieniem swojego imienia, nie zagadnął go ani słowem, co mogłoby świadczyć o niepewności w nawiązywaniu nowych kontaktów, czy nawet wycofaniu. Cholera, kiedy stał się tak wnikliwym obserwatorem? Nie miał nawet czasu podjąć nowego tematu, gdy usłyszał jakiś ruch na dole. Zdążył jedynie obrócić głowę, by dostrzec JĄ. Jego oczom ukazała się właśnie piękna kobieta, o rysach zdradzających Hiszpańskie korzenie. Na chwilę zapomniał języka w gębie. Była to jednak tylko cisza przed burzą. No cóż, tak już miał. Z początku musiał nasycić swe oczy pięknem, by później swobodnie zawiązać jakąś relację. Z letargu wyrwał go dopiero głos Gianna, który zmusił go do szybkiej analizy słów, jakie wypowiedział zarówno chłopak, jak i nieznajoma piękność. Zdał sobie sprawę, że nie miał na sobie koszulki. Uznał jednak, że ubieranie się teraz, w środku rozmowy, byłoby nietaktowne. - Na to wygląda. Mam nadzieję, że podczas tego wyjazdu wszyscy razem będziemy się znakomicie bawić - podjął temat, na razie nie zdradzając jednak swego imienia. Wychodził z założenia, że najlepiej zdać się na kobiecy instynkt. Nie bez przyczyny to na nich spoczywał przywilej ujawniania swej godności jako pierwsze. Zanim jeszcze Gryfon kończył mówić, Duarte już sięgał dłońmi ku suwakowi, by pomóc strudzonemu dziewczęciu. Zbliżył się może trochę bliżej, niż było to konieczne. Stojąc jeszcze za jej plecami, odezwał się. - W prawdzie sam chciałem się trochę odświeżyć, ale mogę pójść na pewne ustępstwa... - zawiesił głos. - Prysznic jest obszerny, pomieści nas oboje - dodał rozbawionym głosem. Chciał bardziej ją sprawdzić, niż faktycznie złożyć jakąś propozycję. Chociaż Hiszpan zdawał sobie sprawę, że taki tekst może zostać odebrany opacznie, nie mógł się powstrzymać.
No, jej nowi współlokatorzy okazali się być bardzo porządni! Nie dość, że zgrani, to jeszcze odpowiednio uprzejmi. Adorii w szczególności spodobał się fakt, że Giannis sam sięgnął po jej kufer. Hm, gdyby miała dwa metry wzrostu i taką wysportowaną sylwetkę, też pewnie robiłaby takie rzeczy... Właściwie, to rozbawił ją najbardziej fakt, że obaj na jej widok jakby na chwilę stracili głos. Nie zamierzała ich w żaden sposób peszyć - schlebiało jej to, oczywiście. Po prostu nie miała zamiaru niczym się szczycić. Chciała czuć się swobodnie w towarzystwie swoich współlokatorów, a nie krępować ich w jakiś sposób. - Po prostu postaw koło jakiegoś wolnego łóżka... Dziękuję. - posłała ciemnoskóremu delikatny uśmiech, po czym odgarnęła włosy na jedno ramię, udostępniając w pełni drugiemu chłopakowi suwak wszyty w sukienkę. Gdy poczuła luz, odetchnęła z ulgą i odwróciła się przodem do swojego wybawcy, przytrzymując materiał tak, by się z niej nie zsunął. - Dla mnie nie ma problemu. - oświadczyła spokojnie, zrzucając buty. Miała dziwne wrażenie, że chłopak tylko ją testuje, ale co tam. Nie miała w planach wycofywania się... Zresztą, gdyby do takiego wspólnego prysznica nawet doszło, to co by się wydarzyło? Wakacje to czas na szaleństwo!
Mając kufer w dłoniach Giann nie wiele się zastanawiał. Szybko zaniósł w okolice łózka najbliższemu jego zajętej miejscówce. Gdy tak znajdował się w jej pobliżu naszła go myśl że może by tak ją trochę przemodelować? Definitywnie będzie potrzebował więcej miejsca aby spokojnie i wygodnie spędzać noce, a to przecież jest kluczowe na tego typu wyjazdach. Kto wie na jakie dziwne rzeczy będzie musiał oszczędzać energię. Ale! Co się odwlecze to nie uciecze. Rzucił się na swoje łoże i spróbował ułożyć się w miarę wygodnie. Miał ochotę się całkowicie wyluzować. Swoją rolę wypełnił, skrzydło zagrał więc co miał aktualnie więcej do roboty niż czekanie na kolejnych domowników? Kątem oka obserwował zaloty Aarona, trzeba przyznać że dość zabawnie to wygląda. Ciekawiło go czy każdy flirt z boku wygląda tak wesoło. Niby konwersacja się im kleiła jednak zauważał że kobieta jakoś specjalnie nie okazywała afekcji Aaronowi. Nie żeby była oziębła czy coś, jednak nie zerkała na niego z dzikim pożądaniem tak od razu jak to się dzieje niekiedy wśród ludzi. No cóż czas pokaże czy Wingman wykonał swą robotę dobrze. Choć w myśl zasady „Nie rób do swojego gniazda” może i by wolał żeby Aaronowi się nie powiodło? Po co wprowadzać nerwową atmosferę od początku wyjazdu? Miał z nimi tu przeżyć kilka następnych tygodni. Chciałby uniknąć latających noży dookoła. Chłopaka zaciekawiła zmianka o prysznicu. Wcale nie były tak obszerne jak krukon twierdził. On na przykład miałby tam problem zmieścić drugą osobę. Nie jego wina że wszystko robili pod małych ludzi. Nikt nigdy nie dbał o Wysokich! Jawna dyskryminacja. Ale mniejsza z tym. -Może i ja się dołączę? –rzucił w żartach, prawda jest taka że chciał wprowadzić trochę ożywienia w ich skostniały dialog. Może nutka humoru pozwoli im wyluzować? Gdyby dziewczyna chciała to czerwony jak burak poszedłby za nią bez problemu, na szczęście taki scenariusz był wątpliwy. Nie chcąc dalej nadszarpywać pozycji Aarona puścił oczko Adorii. Słyszał o jej preferencjach, młodsze roczniki uwielbiają plotki i plotasy ale po co miał ktoś o tym wiedzieć? Niech się sparzy na własnej skórze ten jego nowy kolega. Puściwszy oczko Adorii wstał z łóżka i powolnym krokiem udał się w stronę kuchni. Może by tak coś ugotować? No to etap bycia skrzydłowym można zamknąć.
Na pomocy z zamkiem się nie skończyło. Dziewczyna sprawnie uwolniła się z objęć sukienki, pozwalając, by niemal zsunęła się z niej, co odkryłoby zapewne piękne kształty Hiszpanki. Nie przeszkodziło to jednak chłopakowi, by przemknąć wzrokiem tu i tam. Wreszcie jednak przystanął na dłużej na jej twarzy, kiedy obróciła się ku niemu z gotową odpowiedzią. Duarte uniósł prawy kącik ust ku górze, a jego oczy nagle zabłyszczały. Była to oczywiście najlepsza odpowiedź ze wszystkich, jakich mógłby się wówczas spodziewać. Nie wiedział jednak o pewnym, dość istotnym fakcie i, jak miało się okazać, był jedynym, który pozostawał w niewiedzy. W tym momencie odezwał się Giann. Jego propozycja zbiła chłopaka z nóg. W ułamku sekundy wyobraził sobie bowiem samego Gryfona, który próbuje się zmieścić pod prysznicem. Do tego doszły jeszcze dwie osoby. Gdyby nawet stali przytuleni, nieruchomo, mieliby naprawdę niewielkie szanse, aby się zmieścić. Wtedy to udało mu się dojrzeć, że Giannis mruga w kierunku dziewczyny. O co mu chodziło? Przecież dopiero co czynił tak samo w stosunku do niego. Czyżby chłoptaś grał na dwa fronty? Zapewne dobrze się przy tym bawił. Gdyby tylko Aaron był w stanie odgadnąć, czego mu nie mówił... A może tylko dawał jej do zrozumienia, że się z nimi droczy? Ciężko mu było ocenić. - Jeżeli masz ochotę się dołączyć, możemy coś zainicjować następnym razem, jak już sprawdzimy, czy dwójka się zmieści! - rzucił żartobliwie w kierunku rozłożonego na łóżku młodzieńca. Tak czy siak - słowo się rzekło. Nie chciał wyjść na kogoś, kto składa propozycje bez pokrycia, nawet jeśli nie był co do nich pewien. Starał się więc nie myśleć o tym, co mu umykało. Stanął przy schodach i prostym gestem wskazał dziewczynie, aby szła pierwsza, by on mógł ruszyć za nią.
Adoria nie wiedziała, co bawi ją bardziej - porozumiewawcze znaki Giannisa, czy pełne ekscytacji spojrzenie... Hm, nie znała imienia drugiego chłopaka... W gruncie rzeczy, nie wiedziała co zrobić w takiej sytuacji. Nie miała zamiaru przedstawiać się ludziom w stylu 'Hej, jestem Adoria i wolę dziewczyny'. Nie było dla niej problemem wzięcie prysznica z jakimś mężczyzną. Nie chciała tylko, żeby stał się to problem dla niego... - Chyba trochę przeceniacie ten prysznic, panowie. Sukcesem będzie, jeśli wciśniemy się tam we dwójkę. - westchnęła z rozbawieniem. Chciała jeszcze coś dodać, ale jej prysznicowy partner już wyrwał się do schodów i wpatrywał w nią oczekująco. Cóż, to rozbroiło ją do końca - może niezbyt grzecznie, ale bardzo szczerze, wybuchnęła śmiechem. - Jesteś pewien, że chodzi ci tylko o prysznic? - wykrztusiła, wciąż jeszcze chichocząc pod nosem. Oh, bardzo nie chciała narobić mu nadziei. Czuła się dziwnie ze świadomością, jak wiele ludzi mogła skrzywdzić tylko tym, że jej seksualność była inna. Nie chciała jednak psuć sobie zabawy! Nie robili przecież nic poważnego. Właściwie, to jak narazie tylko sobie żartowali. I tak do niczego nie dojdzie, uspokoiła się w myślach, po czym podeszła do schodów i spojrzała z rozbawieniem prosto w oczy swojego współlokatora. - Tak czy inaczej, ja idę. - zerknęła jeszcze na Giannisa, uśmiechając się od ucha do ucha, po czym ruszyła na dół. Ciekawe, czemu nie chciał dyskretnie uprzedzić kolegi. Może też uznał, że trochę śmiechu nikomu nie zaszkodzi? W końcu nikt nie miał na tym ucierpieć!
W drodze do kuchni zerknął tylko jak rozwija się sytuacja Aarona. No nie szło chłopakowi zbyt dobrze, ale sam jakoś strasznie napalony był na nią. Gdyby Giannis nie wiedział tego i owego też by się do niej ślinił, A tak to zakwalifikował ją bardziej jako potencjalnego kumpla niż obiekt westchnień. Może dlatego potrafił się przy niej wysłowić? Cholera to wie. Po prostu gdy wiedział że nic nie wskóra było mu łatwiej. Naprawdę korciło go żeby oszczędzić rozczarowania Aaronowi, jednak jego natura mu na to nie pozwalała. Uwielbiał wsadzać znajomych na delikatne miny. Przecież Giannis nie kazał mu się tak strasznie nakręcać -Spoko, z moimi gabarytami może być wesoło. Ale dziś odpuszczę- Rzucił w stronę prysznicowej dwójki. Swoją drogą ciekawe jak ta sytuacja się rozwinie. Chciał zobaczyć minę Aarona jak nie wszystko pójdzie po jego myśli. Choć po cichu życzył mu jak najlepiej. Taki sprzeczny z niego był człowiek. Raz chciał tak a raz tak. Nie potrafił sie zdecydować -Adoria, jutro moja kolej na prysznic z tobą- krzyknął z kuchni w ich stronę. Nie ma to jak wprowadzać troche zamieszania. Szansa na prysznic z tak piękną kobietą była marna. Wątpliwe żeby miała nastrój na to następnego dnia. Poza tym tak poprostu obnażyć sie do naga przed kobietą? Taka perspektywa sprawiała że Gia czuł się co najmniej nie pewnie. Ale mniejsza z tym. Może by tak lasagne dziś zrobić?
Spoglądał na kobietę wzrokiem pełnym podziwu. Nie było to jednak spojrzenie zboczeńca czy amanta. No, chłopak może trochę silił się na to drugie. W tamtej chwili był pod wrażeniem jej otwartości, co sprawiło, że wydawała mu się jeszcze bardziej atrakcyjna. Wszystko wskazywało na to, że, podobnie jak on, dziewczyna lubiła się dobrze bawić, nie myśląc zbyt wiele, ale dając się ponieść spontaniczności. Trochę zdębiał, kiedy rzuciła w niego pytaniem. Nie mógł przecież przyznać, co dokładnie chodziło mu po głowie. Oczywiście nie nastawiał się na zbyt wiele, bardziej traktował to jako zacieśnienie relacji między dwojgiem nieznajomych, którzy pragną się lepiej poznać. Kto wie, co wyszłoby z tego później? On nie wykluczał żadnej opcji. Nie mógł wiedzieć, jak bardzo się w tej kwestii mylił. - Jeżeli będziesz chciała, mogę ewentualnie pomóc z umyciem pleców - roześmiał się. Powoli zdenerwowanie odchodziło na drugi plan. - Panie przodem... - nieświadomie obniżył głos, kiedy Hiszpanka przechodziła obok. Rzucił jeszcze zdezorientowane spojrzenie Giannisowi, jakby liczył na jakieś niewerbalne wytłumaczenie całej tej zawiłej sytuacji. Zamiast niego, ciemnoskóry kolega zaklepał tylko prysznicowe spotkanie na kolejny dzień. Aaron odwrócił się od niego, czując, że zaczyna wyglądać głupio. Znalazłszy się na niższym piętrze, od razu skierował się w stronę łazienki, podążając za nieznajomą. Starał się, aby atmosfera nie zgęstniała zanadto, toteż od razu zagaił. - Jeżeli zmieniłaś zdanie, teraz jeszcze możesz się wycofać - wyszczerzył zęby, odkładając przewieszoną przez ramię koszulkę na bok. Następnie, odczekawszy dłuższą chwilę, podczas której dziewczę mogło podjąć ostateczną decyzję, ściągnął pozostałe części ubioru i stanął pod prysznicem, odkręcając chłodną wodę.
- Trzymam cię za słowo, Gia! - zawołała do ciemnoskórego, wchodząc do łazienki. Wspaniale, nie dość że miała cudowne towarzystwo, to jeszcze zapewnioną rozrywkę... I jedzenie! Tak, Giannis już chyba siedział w kuchni, a Ana miała wrażenie, że upichci coś pysznego. - Czemu miałabym zmienić zdanie? - Adoria odrzuciła na bok swoją sukienkę. Aaron wyglądał na pewnego siebie - pewnie po prostu chciał się zabawić, a ona wcale mu się nie dziwiła. Oczywiście, nie miał na nic szans, ale... Co Anie miałoby przeszkadzać w niewinnym wspólnym prysznicu? Byli znajomymi, a dziewczyna nigdy nie miała problemu z nagością. Naturalna sprawa. Z takimi właśnie myślami ciemnowłosa pozbyła się bielizny i wskoczyła pod prysznic, uśmiechając się uroczo do Aarona. Całkiem imponował jej fakt, że naprawdę nie miał z tym problemu... I że już jakieś dwadzieścia razy upewnił się, że nie chce się wycofać. Nie był chamem, nie był nachalny. - Oj tak, tego mi było trzeba! - Nymphia westchnęła z zadowoleniem, czując chłodny strumień otulający jej ciało. Wylała na dłonie trochę szamponu i przeczesała palcami włosy, pozwalając by piania rozłożyła się na nich równomiernie. - Czyli co, oszczędzamy wodę i myjemy się dwójkami? Pojutrze udostępniam prysznic tobie i Giannisowi... - zaśmiała się, tykając delikatnie Aarona w nos, tak, by pozostało na nim trochę piany.
Wyglądało na to, że w domku miała zjawić się jako jedna z ostatnich - nic zresztą dziwnego, skoro za wszystko zabrała się na ostatnią chwilę. Ale jakoś ten wyjazd całkowicie wypadł jej z głowy, w momencie gdy pomiędzy jej dziadkami a siostrą, znów wybuchła kłótnia. I sama musiała przyznać, że ta była dość spektakularna i na pewno o wiele ciekawsza od poprzednich. I jeszcze wszystko nie ucichło, jeszcze czuć było napiętą atmosferę w powietrzu i Lee po prostu spodziewała się, że stanie się coś jeszcze, gdy ni stąd ni zowąd, matka spojrzała na nią nagannym wzrokiem i spytała, czy jest już spakowana. Dopiero wtedy Leesha oprzytomniała. Kolumbia! Wycieczka! Na brodę Merlina! Wyleciała z salonu jak poparzona, wbiegła do sypialni i w biegu już zaczęła się pakować, wrzucając do wielkiego kufra wszystko, co nawinęło się jej pod rękę. Podejrzewała, że znajdzie tam jakieś zimowe skarpety, które nadal miała wymieszane z tymi cieniutkimi, na lato, albo rękawiczki, ale naprawdę nie miała czasu się nad tym głowić. Chciała tylko zdążyć. I udało się. Domek, w którym przyszło jej mieszkać, był całkiem ładny - i na pewno różnił się od jej rodowej posiadłości. Był po prostu... po prostu taki przytulny a nie wielki i posępny. Okolica też sprawiała sympatyczne wrażenie. Ale nad tym postanowiła pozachwycać się później. Tymczasem weszła do środka, by móc pozachwycać się wnętrzem. I tu się nie zawiodła. Odłożyła kufer z lekkim hukiem na podłogę - no dobra, po prostu go puściła, pozwalając mu upaść, a potem zawołała, dla pewności, bo nie była pewna, czy ktoś jest, czy jest w domku sama. -Halo? Jest tu ktoś?
Leesha mogła usłyszeć stłumione przez wątpliwej stabilności ścianę śmiechy, dochodzące z łazienki. Znajdujący się w środku Hiszpanie nie mieli pojęcia, że do ich wesołej, wakacyjnej paczki, miał dołączyć ktoś jeszcze. Całkowicie zajęci swoimi sprawami zmywali z siebie trudy mijającego dnia. Aaron starał się zachowywać przyzwoicie, lecz nie wychodziło mu to najlepiej. Przecież musiałby być głupcem, żeby nie skorzystać z takiej okazji. Oto naga piękność cisnęła się z nim w niezbyt obszernej kabinie, co jednak nie przeszkadzało mu w żadnym razie. Jak się okazało, jego wyobrażenia miały wiele wspólnego z prawdą. Rzeczywiście - dziewczyna posiadała zabójcze ciało. Co rusz odwracał wzrok, by nie krępować jej zbytnio, jednak kiedy tylko odchylała głowę w tył, by umyć włosy, miał dłuższy moment dla siebie, by nacieszyć wzrok. Przez cały czas trwania rytuału, nie schodził mu uśmiech z twarzy. Kto by pomyślał, że przyjdzie mu mieszkać w jednym domku z kimś, kto podobnie jak on nie pozwalał na to, by zawstydzenie odebrało mu jakieś przyjemności czy okazję do zabawy. Sam również nie próżnował, myjąc całe ciało, od stóp do głów (albo raczej odwrotnie). Idąc śladem dziewczęcia, nałożył szampon na włosy, by woń mięty dołączył do całej harmonii zapachów. Zaśmiał się, kiedy towarzyszka kąpieli rzuciła propozycją. Kiedy zaczepnie dźgnęła go w nos, postanowił podjąć temat. - Jeżeli tylko dostanę gwarancję, że dzień później znowu się tu spotkamy, mogę się nawet spróbować tu zmieścić z Giannisem - zatańczył brwiami, unosząc wpierw jedną, a za nią drugą, by zakończyć krótki pokaz głupkowatą miną. - Często bierzesz prysznic z ludźmi, których nie znasz nawet z imienia? - postanowił wystąpić przed szereg i zasugerować poznanie się. No cóż, w takich okolicznościach jeszcze nie pytał o imię.
Gdy dwójka gołąbeczków w końcu poszła pod prysznic Giannis mógł oddać się w całości swojemu królestwu. Kochał dobrze zjeść a więc i gotować pod swój smak też musiał się kiedyś nauczyć. Co prawda jego początki były dość ciężkie i zdarzało mu się bombardować znajomych i rodzinę niejadalnymi daniami jednak im dalej w las tym lepiej. Dziś miał wyjątkową motywację żeby nie potruć domowników. Z niesamowitym entuzjazmem zabrał się do przygotowania swojego stanowiska. W sumie domek miał wszystko, wraz z pełną lodówką. O! Nawet wino można było tam znaleźć. No po prostu chłopak poczuł się jak w raju. Szybko przygotował wszystkie garnki, patelnie i brytfanki potrzebne do wykonania jego kulinarno-artystycznej wizji zniszczenia. Umył dłonie i z niechęcią zabrał się za przygotowywanie porcji warzyw do sosu. Dlaczego z niechęcią? Bo cebula, gdyby gotował tylko dla siebie to z chęcią by ją ominął. Dziś jednak trzeba było zrobić wszystko porządnie, bez partactwa. Sprawnie rozdrobnił ją za pomocą noża żeby od razu przejść do cięcia w kosteczki selera. Jeszcze tylko doda trochę do tego marchewki i pierwszy etap będzie miał z głowy. Jeszcze wszystko przygotuje w jednym miejscu zęby nie robić burdelu i można walczyć dalej. Gdy usłyszał jak ktoś wchodzi do domku kończył akurat babrać się w mięsie. Wychylił głowę z kuchni aby zobaczyć dość rockowo ubraną niewiastę. Wytarł ręce w ścierkę i podszedł do niej się przywitać. Na nowej lokatorce trzeba było wywrzeć dobre wrażenie zanim prysznicowa dwójka zechce wytoczyć się spod natrysku. -Jestem jestem!- Powiedział jeszcze wytaczając się powoli z kuchni. Nie kojarzył jej z nikąd więc szybko obstawił że gryfonką to ona nie jest. Z resztą, z takim wzrostem ciężko zauważać ludzi z którymi nie nawiązuje się kontaktu. -Hej, jestem Giannis. Znajomi wołają na mnie Gian lub Gia-Uśmiechnął się do niej ciepło powoli schylając się po kufer który z taką złością upuściła na podłogę. Jej wyraz twarzy nie zwiastował zbyt dobrego nastawienia do świata tego dnia ale może uda się coś z tego zrobić. -Gdzie postawić twój kufer? Wybacz takie a nie inne przywitanie, gotuje i nie chcę cię ubrudzić- Puścił jej oczko oczekując szybkiej odpowiedzi. Mięso nie lubi leżeć na takich temperaturach. Pasowało by je jak najszybciej wrzucić na ogień
Adoria spłukała z włosów resztę piany. - Co za poświęcenie! Aż tak ci się podoba? - pokręciła głową z rozbawieniem, obserwując komiczne minki chłopaka. Dobrze wiedziała, że naprawdę mu się podobało, bo ledwo był w stanie odkleić od niej wzrok. Nie zachowywał się przy tym nieuprzejmie, widziała, że stara się zachować przyzwoitość (na tyle, na ile można było, biorąc pod uwagę fakt, że brali razem prysznic...) Z każdą chwilą czuła do niego coraz więcej sympatii. - Z takimi planami to musimy chyba zaczekać na resztę naszych współlokatorów... Nie mogę sama zagarnąć waszej dwójki, prawda? - Nie, niestety. Zazwyczaj jestem skazana na samotne prysznice. - westchnęła teatralnie, wychodząc spod prysznica i wyciskając wodę z włosów. Obejrzała się jeszcze na swojego towarzysza, niespiesznie biorąc z wieszaka jedyny ręcznik, pozwalając by na jej ustach rósł coraz to większy uśmiech. - Adoria Nymphia Amparo. - przedstawiła się w końcu, owijając wokół siebie puchaty materiał. Spięła włosy w wysokiego koka, ujawniając przy tym tatuaż znajdujący się za uchem. - A ty? Jak to u ciebie wygląda? - zawiesiła na chłopaku pytające spojrzenie.
Rzeczywiście, po chwili gdzieś zza ściany dobiegły ją jakieś wesoły chichoty. Uniosła brew i już chciała ruszyć w tamtą stronę, gdy z innej części domku, wychyliła się głowa - a za nią reszta dość wysokiego ciała. Przez chwilę nawet zastanowiła się, czy nie ma w sobie genów olbrzyma, albo półolbrzyma, tak wysoko musiała zadzierać głowę. Uśmiechnęła się do niego półgębkiem i zerknęła na kufer. -Jestem Lee. Miło mi Cię poznać, Gian. -Uznała, że ten przydomek będzie najodpowiedniejszy. I wbrew swojej wcześniejszej minie i zachowaniu, wydawała się całkiem przyjaźnie nastawiona, gdy patrzyła jak podnosi jej kufer, zapominając o wcześniejszym zagonieniu. Chłopak wywarł na niej dobre pierwsze wrażenie i miała nadzieję, że ktokolwiek znajduje się za ścianą, też nie okaże się jakimś gogusiem. -Odstaw go gdziekolwiek. Rozpakuję się wieczorem. - Dodała i ruszyła wolno do pomieszczenia, z którego Gian wyszedł. Była diabli głodna, bo od wczoraj nie zjadła nic konkretnego i miała nadzieję, że cokolwiek chłopak pichci, zrobi to w miarę szybko i jadalnie. -Może Ci pomóc przy gotowaniu?-Zaoferowała się jeszcze, z nadzieją, że w dwójkę pójdzie im to jeszcze szybciej. Co prawda talentu do eliksirów nie miała za grosz, jednak zwykłe gotowanie wychodziło jej w miarę. Zwłaszcza, kiedy ktoś nad nią czuwał, by nie przesoliła zupy...
Co było do zrobienia w kuchni? Przygotowanie mięsa i beszamelu, niby nic a jednak coś. Chłopak położył kufer zaraz obok łóżka Aarona, chłopak powinien mu za takie coś podziękować. Ciągle stwarzał mu okazje do działania. To już nie było skrzydło, to był król asyst! Jak John Stockton w Utah Jazz za najlepszych czasów. Ah! Czarodzieje nie znają historii mugolskich sportów prawda? Nie ważne, Giannis czuł się jak ten właśnie gość. Dobry chłopak z tego giganta, nie ma co. Podążył do kuchni za Lee. Dobrze że lubił mieć porządek gdy gotuje to nie zawaliły się na nią wszystkie garnki. -Emmm, no w sumie…. Jest do zrobienia ten no …. Sos beszamelowy- No tak, Kobieta. Oczywiście co się stało? Giannis zaczął się jąkać jak kretyn. W sumie rzadko bywał na tak niewielkiej przestrzeni z kobietą. Nie potrafił opanować stresu gdy znajdował się z nią sam na sam. Na szczęście miał gotowanie, może pomoże mu to zapomnieć o tym spięciu? Kto wie. Wrócił do przygotowywania sosu bolońskiego. Nie chciało mu się jednak przygotowywać bulionu bo zamiast 45 minut musiałby poświęcić minimum dwie godziny na samo mięso! Wrzucił więc mięso na patelnie, poczekał aż zbrązowieje i wszystko zalał Sosem pomidorowym z uprzednio przygotowanymi warzywami. W głębi ducha miał nadzieje że nie wybije wszystkich domowników, zależało mu przecież na dobrym starcie. Gdy nikt nie patrzył chwycił butelkę wina i dolał trochę do mięsa. Tak dla smaku. -Wwiessz może jak ogarnąć ten beszamel?- Już zwracał się do niej delikatnie lepiej niż gdy weszli do kuchni jednak nadal nie utrzymywał z nią kontaktu wzrokowego. To było dla niego jeszcze trochę za wiele.
Nawet jeśli widziała jego zdenerwowanie, które pojawiło się jakby znikąd, nie dała tego po sobie poznać. Oparła się lekko o blat i przeczesując zmierzwione włosy palcami, by następnie zapleść je w warkocz, powiedziała: - Nie mam zielonego pojęcia, jak to ogarnąć. Ale jeśli dasz mi dokładne wskazówki, to być może nie potrujemy się od razu. Zaśmiała się przy tym cicho i odepchnęła od blatu, by podejść do lodówki. Ciekawa była, co ogólnie można tu znaleźć. A ona miała wielką ochotę na piwo. Zimne, dobrze schłodzone i przyprawiające o lekkie zawroty głowy. Była w końcu dorosła, prawda? Przejrzała wszystko dokładnie, nim stwierdziła, że raczej nie znajdzie tu tego, czego pragnęła - a przynajmniej wolała nie ryzykować widząc niektóre etykiety, które nic jej nie mówiły. Cóż, najwyżej później wybierze się na miasto, poznać trochę tutejszej kultury. Tymczasem zamknęła lodówkę i znów spojrzała na chłopaka, swój prowizorycznie spleciony warkocz zarzucając na plecy. Znów zauważyła, ze chłopak zachowuje się co najmniej dziwnie i zupełnie inaczej, niż przy wejściu. Uniosła brew i przygryzła lekko wewnętrzną stronę policzka, zastanawiając się, czy naprawdę jest aż tak onieśmielająca. Czyżby chłopak słyszał o niektórych jej występkach? A może jej reputacja była o wiele gorsza, niż sama to sobie wyobrażała? Nie, to nie to. Przekrzywiła lekko głowę, gdzieś mając, że niegrzecznie się tak patrzeć i nic nie mówić - zwłaszcza, że zapewne w tym momencie tłumaczył jej jak ogarnąć ten sos, a ona jak zwykle wpuszczała jednym a wypuszczała drugim uchem, w ogóle nie przetwarzając informacji. Jej myśli zajmowało coś innego. Zaczęła się nagle zastanawiać, czy gdzieś go nie widziała - tak wysoki wzrost, na pewno by jej nie umknął. Chyba, że był sporo starszy bądź młodszy. Przynajmniej o kilka lat. Tylko... o ile dokładnie? -Chodzisz do Hogwartu?-Spytała swobodnie, jakby chciała po prostu podtrzymać rozmowę. Jakkolwiek to wyglądało po jej zamyśleniu.
Chłopak świetnie się bawił, przy okazji schładzania rozgrzanego ciała chłodną wodą. - No wiesz, staram się ukrywać, jak bardzo... - zanucił niskim tonem amanta w odpowiedzi na pytanie towarzyszki, czy podoba mu się taka zabawa, by następnie, po raz kolejny zresztą, roześmiać się. - A odnośnie innych lokatorów... Nie wydaje mi się, żeby mieszkał tu ktokolwiek, poza nami. Chyba bym coś o tym wiedział - przystanął na chwilę, wciąż w szampańskim humorze. - Zresztą do dziś pomieszkiwałem tu samotnie. Na szczęście przybyliście z odsieczą! Miał ochotę zrobić coś głupiego, zainscenizować akcję natarcia, czy czegoś w tym klimacie, jednak kabina nie pozwalała mu na zbyt wiele. Skończyło się na tym, że przypadkiem otarł się o stojącą obok dziewczynę. Miał nadzieję, że nie miała mu tego za złe. W końcu było to wpisane w ryzyko, jakie podjęła, prawda? W każdym razie nie przejął się tym zbytnio. Spłukał z siebie szybko całą pianę, kiedy Hiszpanka wychodziła już z kabiny. Ruszył za nią, przyciskając dłoń do głowy i przesunąwszy po włosach, wycisnął je z wody. Wreszcie postanowiła się przedstawić. - Aaron Duarte, bardzo mi miło - podjął jej dłoń, całując bez żadnej krępacji po razie w każdy policzek. Zupełnie, jakby nie stali właśnie naprzeciw siebie, nadzy. - No wiesz, Adore... Mogę cię tak nazywać? - przerwał na moment z takim przejęciem, jakby jej odpowiedź miała decydować o jego życiu lub śmierci. - Ja z reguły nie rozbieram się przed dziewczętami, których nie znam. Przynajmniej w łazience - mrugnął porozumiewawczo, ciągnąc kiepski dowcip, jakim mimo wszystko postanowił spróbować ją rozśmieszyć. Widząc, że Adoria zdążyła się już obwiązać ręcznikiem (jego ręcznikiem!), Aaron również postanowił się wyszykować do wyjścia. Musiał coś wymyślić, jeśli nie chciał świecić klejnotami przed gościem, z którym zdążył zamienić trzy zdania. Sięgnął więc po leżącą na ziemi koszulkę, wytarł się nią niezbyt dokładnie, po czym założył na siebie spodenki, w których się tu pojawił. Otwarciu drzwi towarzyszyło uderzenie przyjemnego zapachu, ściskające go za żołądek. Trzymając w ręku przemoczoną koszulkę, wtoczył się do kuchni. - Co tam masz dla nas dzisiaj, szefie...? - zamarł w pół zdania. Bynajmniej, to nie widok sprawnie pomykającego po niewielkiej kuchni Giannisa wprawił go w takie osłupienie. Duarte wbił swe jawnie zaskoczone spojrzenie w osobę, której raczej się tutaj nie spodziewał.
Adoria uśmiechnęła się promiennie, gdy Aaron pocałował ją po kolei w oba policzki. Nie chodziło nawet o sam fakt, że to zrobił - to bardziej jego otwartość nagle zaczęła nabierać sensu. - Jesteś Hiszpanem, prawda? - zapytała w swoim ojczystym języku, poprawiając ręcznik. - Musimy chyba zacząć przynosić tu więcej ręczników... A właściwie, to ja. Mam tendencję do zapominania o takich rzeczach. - przerwała, aby wziąć oddech i uśmiechnąć się jeszcze szerzej. - "Mam tendencję", czyli robię to zawsze. Tak samo jak śpiewam pod prysznicem, ale nad tym chyba uda mi się zapanować... Adore? Oczywiście. Mów, jak chcesz. Oparła się lekko o drzwi, czekając aż chłopak w pełni się wyszykuje i słuchając go dokładnie. - A poza łazienką tak? - uniosła pytająco brwi. - Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale ostrzeżenie byłoby miłe... Wyszli i nagle do Any dotarło, jak głodna jest. Woń unosząca się w powietrzu dotarła już chyba do każdego zakamarku domku, ale jej źródło zdecydowanie pochodziło z kuchni. Dziewczyna bez zastanowienia potruchtała do pomieszczenia, gdzie spodziewała się znaleźć Giannisa. Co najzabawniejsze, wcale nie był tam sam! - Leesha? - zdziwiła się na widok swojej dobrej koleżanki z Hogwartu. - Wprowadzasz się do nas? Wspaniale! - zawołała z ekscytacją, prawie puszczając ręcznik. - Chyba powinnam się ubrać... Ale najpierw powiedzcie mi, co tu tak przyrządzacie. Gia, jeśli będzie smakowało tak dobrze, jak pachnie, to nie wypuszczę cię z kuchni. - poinformowała jeszcze chłopaka ze śmiechem.
Giannis ogólnie był bardzo otwartym i miłym człowiekiem. Nie jego wina że niektóre piękne kobiety działały na niego tak krępująco. Miał nadzieje że nie zrazi do siebie, nie wiedział jak postępować w jej towarzystwie i zastanawiał się czy śmieje się z niego czy do niego. Trochę się rozczarował tym gdy usłyszał że kobieta nie ma pojęcia jak to zrobić. Nie dał jednak poznać tego po sobie i postanowił trochę podszkolić niewiastę. Nigdy nie wiadomo kiedy przyda się jej taka wiedza! Poza tym, gotowanie było jedną z niewielu rzeczy która pozwalała mu z kobietami nawiązać jakąkolwiek spontaniczną rozmowę beż tego irytującego jąkania się. -Chodź, to jest proste jak drut- Powiedział zapraszając gestem dłoni kobietę do siebie. Przygotował już średniej wielkości garnek w którym znajdowało się już trochę masła. Gdy Leesha podeszła do kuchenki stanął za nią i operując jej dłońmi powoli dodawał kolejne składniki energicznie mieszając zawartość garnka. Mąka, Mleko, szczypta gałki muszkatołowej i sól. Wszystko zmieszane zostało w jeden gęsty sosik. Idealnie, Giannis nawet nie zauważył jak dużo kontaktu fizycznego zainicjował. Ba! Zapomniał ze miał coś tłumaczyć dziewczynie. Dopiero jej pytanie odnoście przynależności domowej wyrwało go z kuchennego amoku. Zresztą nie do końca -Dumny reprezentant Gryffindoru się kłania- rzucił do kobiety układając makaron w naczyniu które zaraz wyląduje w piekarniku. Makaron, mięsko, beszamel, parmezan. Giannis leciał jak prawdziwy automat. Szkoda ze zapomniał ze nie zagrzał ale to dopiero przypomniało mu się gdy gołąbeczki wyszły spod prysznica. W jednej chwili dotarło do niego ze w pewnym sensie przytulał Leeshe! Spalił buraka i zamiast odpowiedzieć pełnym zdaniem pokazał tylko na piekarnik i wyszeptał. -Sto siedemdziesiąt pięć stopni. Czterdzieści minut. Lasagne- po czym spuścił wzrok licząc się z jakimś ciosem ze strony Kobiety.
Ten chłopak naprawdę zaczął ją intrygować. Raz zachowywał się bardzo śmiało, potem unikał jej spojrzenia by na końcu skończyć z nią niemal w uścisku, kiedy w scenie niczym z tanich romansideł, razem przygotowywali...coś. Już zapomniała co to było. I nie jej wina, że raz czy drugi "przypadkiem musnęła jego dłoń, albo otarła się ramieniem o jego ramię. W sumie to gdy stał tak blisko niej, zrobiło jej się gorąco - nie dość, że znajdowali się w takim dusznym i upalnym miejscu, to jeszcze od chłopaka bił jakiś taki żar. -Gryffindor? A która klasa?- Dopytywała, niezrażona niczym. Nie zauważyła jeszcze wtedy dwójki gołąbeczków, chociaż ich głosy były coraz bliżej. Zachichotała tylko, gdy Gian znów zmienił całkiem swoje nastawienie i posłusznie wykonała jego rozkaz. I nadal miała w oczach te wesołe iskry, gdy usłyszała głos dziewczyny, dobrze sobie znany. Odwróciła się szybko, z nadzieją, która prysnęła, gdy zauważyła z kim Adoria stoi. Nie tutaj, nie dziś, nie teraz. Cholera. Jakby nie wystarczyło, że i tak widują się w szkole, aż nazbyt często.Odwróciła się w jego stronę dopiero po tym, gdy była pewna, ze wygląda całkiem naturalnie. -Adorio! Jesteśmy w jednym domku? To cudownie! Nawet nie wiem, co to jest, ale na pewno coś dobrego. Bardzo dobrego.-Powiedziała na wstępie do dziewczyny i odczekala chwilę, gdy ta zajęła się raczej przyrządzanymi potrawami i Gianem, nim spojrzała na drugą przybłędę. -Duarte. Jakże miło Cię widzeć. A nie, przepraszam - wcale tak nie jest. Miałam nie opowiadać kłamstw. - Mruknęła cicho na przywitanie, mrużąc swoje jasne oczy. Na pewno nie spodziewała się, ze go tu zastanie. Ani Adorii... a tym bardziej, nie spodziewała się, ze zastanie ich po wspólnym prysznicu. No ładnie. Przeczesała znów ręką włosy i zdecydowała się wyciągnąć z lodówki jeden z napoi, nawet, jeśli miałoby się okazać, że przyrządzono go z jakichś robali. Otworzyła i spojrzała na całe towarzystwo, by na koniec uśmiechnąć się szeroko - i tylko ona mogła wiedzieć jak bardzo szczere bądź nieszczere to było - i głosem pełnym entuzjazmu - równie prawdziwego co fałszywego, oświadczyła. - Szykują się świetne wakacje, nieprawdaż?
Nagle stracił ochotę na jedzenie. Zupełnie, jakby ten nęcący zapach okazał się być tylko kupą gówna zapakowaną w worek, który ktoś wypsikał perfumami. W drzwiach pojawił się akurat w chwili, gdy Leesha bawiła się z Giannisem w małego kucharza. Może dlatego nie miał zamiaru nawet tknąć tego, co właśnie przygotowywali. Nie dał się nabrać na jej rzekomo podekscytowany ton. Zresztą, nawet gdyby nie potrafił poznać drzemiącej w niej obłudy, sama pospieszyła z pomocą, wyrażając znacznie dosadniej to, co czaiło się akurat w jej głowie. On jednak nie zamierzał komentować jej średnio uprzejmego powitania nawet słowem. Nie widział w tym sensu. Nie powiedziałby nic, co poprawiłoby komuś nastrój, a nie miał w zwyczaju psuć go innym. - Bez wątpienia - mruknął, nie mogąc utrzymać języka za zębami. Bez słowa odwrócił się, by zniknąć na chwilę na górze. Teraz już ubrany jak należy, zszedł po schodach. - Nie czekajcie na mnie z jedzeniem - rzucił na odchodne po hiszpańsku, by choć jedno z nich go zrozumiało. Zniknął za drzwiami wejściowymi. Tam przystanął na chwilę na werandzie, by odpalić jednego z Hogsów, których czas jeszcze nie nadszedł.
Adoria zerknęła ciekawie do piekarnika. Lasagne? Zdecydowanie nie wypuści Giannisa z kuchni. Już nigdy. Trafił w jedno z jej ulubionych dań. Jakże ogromne było zdziwienie Any, gdy jej przyjaciółka zareagowała w tak nieprzyjemny sposób na widok jej prysznicowego kompana. Cóż, nie znała ich historii, ale nawet nie miała kiedy poznać. Nie miała jednak zamiaru zostawiać tak tematu, bo... Bo to wakacje! Nie chce jakichś spięć pomiędzy współlokatorami! Polubiła Aarona, ale Leeshę znała lepiej. - Też tak myślałam, Lee, ale teraz nie jestem już pewna. - stwierdziła z niezadowoleniem, zerkając na Giannisa. Chyba nie wiedział wiele więcej... Gdy Duarte zniknął na górze, Adoria kompletnie się wyłączyła. Nie była pewna, czy kontynuować rozmowę jak gdyby nigdy nic, czy dociekać. W końcu postanowiła, że podpyta Leeshę o co chodzi później - teraz już raczej żadna tragedia im nie zagrażała. Niestety, Aaron powrócił wciąż w podłym humorze, ubrany i gotowy do wyjścia. Ku największemu zaskoczeniu dziewczyny, wypowiedział się po hiszpańsku. - Jak to mamy nie czekać z jedzeniem? - odpowiedziała, automatycznie w tym samym języku. Widząc, że chłopak znika za drzwiami, poprawiła swój ręcznik i bez zastanowienia wybiegła za nim. Miała o tyle farta, że nie leciał dalej - zatrzymał się, aby zapalić Hogsa. - Ej, co się dzieje? Czy wy mi właśnie rozwalacie wakacje? Łączyło cię coś z Leeshą? - wypaliła na jednym wydechu, zamykając za sobą drzwi. Dopiero, gdy się tego pozbyła dotarło do niej, że nie było to zbyt taktowne. - Przepraszam, po prostu mnie zaskoczyliście... Hm, przynajmniej mogła z nim porozmawiać sobie po hiszpańsku. O dziwo, sprawiało jej to wiele frajdy.