Tym razem czarodzieje na swój użytek otrzymują kompleks domków umieszczonych na drzewach. Każdy domek jest piętrowy. Na jego górnym poziomie znaleźć możemy pięcioosobową, przestronną sypialnię, utrzymaną w jasnych kolorach. Duże łóżka otoczone moskitierą nie tylko zapewniają odrobinę prywatności, ale chronią przed owadami, których na tym kontynencie nie brakuje. Na dolnym poziomie można znaleźć dużą łazienkę, oraz mały taras z mostem prowadzącym do kolejnych domków. Widoki są stąd niezapomniane, a bliskość lasu i drzew sprawia, że w ciągu dnia nie tylko mogą do nas zawitać zaciekawione małpy, ale i różnobarwne, egzotyczne ptaki. Dodatkowo każdy domek wyposażony jest w magiczny świstoklik, którego użycie powoduje przeniesienie do miasteczka oddalonego o paręnaście kilometrów. Czego chcieć więcej?
Lokatorzy:
Naeris Sourwolf James Waters Saga Demantur Ettie Wykeham Wasylisa Howell
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Dwójka, trójka... Domek sypialniany numer cztery. James pewnie przekręcił klucz i wszedł do środka. Na parterze nie widział nikogo, ale było jeszcze piętro. Panowała tam spokojna cisza, do jakiej już zdążył się przywyczaić, przesiadując często w dormitorium i nie robiąc zupełnie nic. Rzucił swój bagaż na podłogę i zaczął zwiedzać domek. Pierwszym pomieszczeniem do jakiego wszedł, była spora łazienka, przy okazji bardzo ładnie urządzona. Funkcjonalna i duża, więc dziewczynom na pewno się spodoba. Później dostrzegł taras i most, który prowadził do domków, zamieszkiwanych przez innych uczestników wycieczki. Przez chwilę stał na tarasie i podziwiał widoki - piękny, zielony las, w którym kryło się dużo rozmaitych egzotycznych zwierząt. Zaraz jednak wrócił do domu, ponownie złapał za bagaż i wspiął się na piętro. Tam zauważył jasną sypialnię dla pięciu osób. Łóżka były dość duże, otoczone moskitierą, którą można było odgrodzić się od świata. Jem wybrał jedno z nich, te ustawione w kącie, rogu, blisko okien i rzucił się na nie, jak zwykle, intensywnie myśląc.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Długo nie mogła się doczekać wakacji. W czerwcu zwaliło jej się na głowę tyle rzeczy, że nawet z lekkim zaskoczeniem powitała koniec roku szkolnego. Z okazji ukończenia Hogwartu wybrała się na bal, który okazał się być totalną wtopą, ale czego mogła się spodziewać, mając wiecznie takiego pecha? Wróciła do dormitorium pokłócona ze swoim przyjacielem. Później dwutygodniowy pobyt u rodziców, którego też nie wspominała jakoś szczególnie miło. Jej siostra, jak zwykle, nie szczędziła Naeris swoich uszczypliwych komentarzy. Poza tym upały dały się Krukonce we znaki. Wyszło w końcu na to, że połowę swojego wolnego czasu spędzała w chłodnym pokoju, czytając książki, a drugą pływając w pobliskim jeziorze. Nie mogła się już doczekać przerwania tej rutyny. Tylko wymiana listów z tajemniczym A., Sethem i paroma innymi znajomymi, ratowała ją przed śmiercią z nudy i gorąca. Dowiedziawszy się, że ich celem jest Kolumbia wydawała z siebie tylko krótkie "och", bo za wiele o tym państwie nie wiedziała, oprócz tego, że było hiszpańskojęzyczne i leżało w Ameryce Południowej. Nie przeszkadzało jej towarzystwo dzikich zwierząt ani dżungla, ani nawet to, że nie ma pojęcia z kim będzie w pokoju. Po prostu spakowała wszystko, co potrzebne i nastawiła się w stu procentach pozytywnie. Powtarzanie sobie "będzie świetnie" trochę pomogło, bo wysiadając ze statku była pełną życia, sympatyczną i wesołą dawną Naeris. Na jej ramieniu przysiadł biały kruk, Geralt, który na każdego przelatującego ptaka w jaskrawych barwach, reagował skrzekiem. Naeris nie mogła też odmówić swojej małej smoczycy, więc ją także wpakowała gdzieś do kufra, choć nie wiedziała, czy to dozwolone. Pewnie pożałuje, że zabrała tego potwora, ale cóż. Czego się nie robi z miłości. Czwóreczka. Okej. Rozglądała się z wielką ciekawością po okolicy, zatrzymując się wiele razy, by przyjrzeć się bliżej jakiemuś niecodziennemu stworzonku bądź roślince. Ale i tak kiedy dotarła do drzewek, na których umieszczono domki, spodziewała się, że będzie pierwsza. Swoją drogą, musiała wyglądać nieco śmieszne. Na głowie miała kapelusz, który miał chronić ją przed okropnym słońcem, za sobą ciągnęła wielgachny kufer, ramienia uczepił się kruk, a z podręcznej torebki już wychylała swój łebek Yennefer. Chyba współlokatorzy będą troszkę narzekać na tę dwójkę... Otworzyła drzwi łokciem, stękając trochę ze zmęczenia, bo przeszła się spory kawałek. - Już, głupi ptaku... - mruknęła, bo Geralt załopotał mocno skrzydłami i wzbił się w górę. Naeris zerknęła tylko, jak bada pomieszczenie i przysiada wreszcie wysoko nad lodówką. Schody prowadziły do sypialni, więc tam się najpierw udała, by zostawić wreszcie swoje rzeczy. Użyła zaklęcia pomniejszającego, a i tak kufer był ciężki. Kiedy weszła do środka pokoju, jej wzrok wręcz pomknął do pewnej sylwetki leżącej na jednym z łóżek. Z wrażenia upuściła sobie kufer na stopę i jęknęła. Cudownie, nie ma to jak od razu wyjść na idiotkę. - Cz-cześć. - zająknęła się, wytrzymując spojrzenie Jamesa przez jakieś dwie sekundy i odwracając błyskawicznie wzrok. Odstawiła kufer i wepchnęła Yennefer głębiej do torebki, przez co prawie oberwała ostrymi ząbkami w palec. - To te pokoje są koedukacyjne? - przełknęła ślinę, zadając to idiotyczne pytanie. Skoro ON tutaj był, to chyba jasne, że są.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Leżał na łóżku, patrząc w sufit i czując promienie słoneczne, padające na jego twarz, kiedy usłyszał, że ktoś wchodzi na piętro domku. Domyślił się, że to najprawdopodobniej jedna z jego współlokatorek, ale nawet nie ruszył się z miejsca. Gdy usłyszał, że osoba wchodzi do pokoju, instynktownie odwrócił wzrok w stronę drzwi. Naeris Sourwolf. Planował z nią pogadać już od dawna, bo wreszcie zrozumiał, że swoimi problemami z pewnością ją przytłoczył i nic dziwnego, że ta już tego nie wytrzymywała. Chciał ją przeprosić i poinformować, że nie planował zrzucać całej swojej złości na nią. Widział, że i ta spojrzała na niego ukradkiem, ale szybko odwróciła wzrok. - Cześć. - powiedział miłym tonem. Nie chciał być w tamtej chwili obojętny, ani robić wrażenie poirytowanego, bo właśnie zdecydował się, że póki nie ma innych, jest to świetna okazja, aby z nią porozmawiać. Choć, czy aby na pewno zdążą sobie wszystko omówić, zanim przyjdą pozostałe osoby? Pozycję leżącą zamienił w siedzącą. Gdy mówił, klasycznie machał rękami, jakby ich ruchem miał coś jeszcze do przekazania. - Wydaje mi się, że nie pomyliłem domku... - powiedział cicho. Miał ochotę powiedzieć coś w rodzaju "Jak widać.", ale zależało mu na odbudowaniu relacji z Nae, albo, przynajmniej jakoś jej polepszeniu. Nie mógł sobie pozwolić na poirytowany ton. - Ła-ładna dziś pogoda, pr-prawda? - powiedział, siląc się na spokój i opanowanie. Stresował się każdym słowem i starał się tego nie okazywać. Zastanawiał się czy to dobry pomysł, prosząc ją teraz, aby porozmawiali, ale wreszcie się odważył i z szybkością lecącego samolotu, wyrecytował: - Moglibyśmyterazpogadać? Toznaczyjeśliniezechcesztojatozrozumiem... Zaczął się stresować. Słowa mu się plątały, a te dwa zdania powiedział bez jakiegokolwiek oddechu, jakby startował w jakimś konkursie mówienia na czas. Miał nadzieję, że, nawet jeśli się na niego gniewa, nie wykorzysta jego chwili słabości i nie wyśmieje tego, że stresuje się z nią rozmawiać. Naeris nie była wrednym człowiekiem, ale może kiedy się na kogoś gniewała, była inna? Nie, ona zbyt mocno kocha wszystkich ludzi... Takie zachowanie jest dla niej kompletnie niepodobne.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Czy w pokoju naprawdę było tak strasznie duszno, czy po prostu Naeris się czuła, jakby nie miała już czym oddychać? Jej ręka machinalnie powędrowała do naszyjnika w kształcie kropli wody, który pomógł jej się trochę uspokoić. W czasie rejsu małpka kapitana parę razy próbowała jej go ukraść, ale dziewczyna strzegła go, jak oka w głowie. - Wydaje mi się, że z naszej dwójki to prędzej ja bym go pomyliła. - rzuciła z cierpkim uśmiechem, ale dopiero po chwili zorientowała się, że użyła sarkazmu. Od tak dawna jej się to nie zdarzało. Naeris nie ukrywała, że bywała gapą, bo rozsądkiem nie grzeszyła. Dodając do tego wieczne rozmyślania o Merlin wie czym... Mamy tutaj wieczną marzycielkę. Nie chciała stać, jak głupia, w drzwiach, więc ruszyła się i rozejrzała po dostępnych łóżkach, a przy okazji i po całym pokoju. Naprawdę pięknie, chciała umieć się cieszyć z tego, że trafiła do tak wspaniałego miejsca, ale nie umiała. Przed paroma godzinami czuła wielką ekscytację i radość, a teraz to wszystko się ulotniło. Miała już tylko ochotę stąd wyjść. Chciała mieć miejsce blisko okien, ale daleko od chłopaka, a ten dylemat musiała szybko rozwiązać. Ostatecznie postawiła swój kufer naprzeciwko łóżka Jamesa. Wreszcie podniosła na niego wzrok, czując gorąco na policzkach. - Ładna. - zgodziła się krótko, myśląc o tym, że jest piekielnie gorąco i duszno, a tutaj nie ma elektryczności, co pozbawia ją możliwości użycia mugolskiego wiatraczka. Szukała jakichś słów, ale język zawiązał jej się w supeł. - Ja... - wybąkała, stresując się jeszcze bardziej niż James. - Ja... może się wypakuję. - wyrzuciła w końcu, mając nadzieję, że nie potraktuje tego jako stanowcze "Nie". Nie umiała określić swoich uczuć w stosunku do niego, oscylowało to teraz pomiędzy żalem, a tęsknotą. Na pewno nigdy by go nie wyśmiała, nie umiała zdobyć się na coś zwanego "pogardą". Z cichym westchnieniem wyciągnęła różdżkę i zajęła się swoimi rzeczami. Parę książek poleciało na komodę, ubrania pomknęły do szafy. Starała się wziąć to, co najważniejsze. Specjalnie wszystko robiła bardzo powoli, co pewnie denerwowało chłopaka. Wiedziała, że kiedy skończy, będzie musiała się odwrócić i odbyć tę rozmowę. A tak bardzo tego w tej chwili nie chciała. - Jem... James. - poprawiła się, wkładając różdżkę do tylnej kieszeni krótkich spodenek. - Wiesz, chciałabym ci powiedzieć, że... Ja tak naprawdę wcale nie... AŁA! - syknęła, czując jak ostre pazury wbijają się w odsłoniętą skórę na jej ramieniu. Czarny pyszczek smoczycy wreszcie wysunął się z torebki i nim zdążyła się zorientować, mały rogogon już mknął po jej ramieniu. Nawet nie dbał o to, że to boli. Przerwała Naeris w ważnej chwili i ta już nie umiała się odnaleźć. Bez słowa chwyciła smoczka i zamknęła go w specjalnej drewnianej klatce, która równie dobrze mogłaby służyć za tą, dla ptaków. Yennefer spojrzała na nią ciekawie zza małych kratek. - Przepraszam. - wydusiła jasnowłosa, spuszczając wzrok.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Ewidentnie widział, że ta nie chce z nim rozmawiać, więc w żaden sposób nie naciskał. Może lepiej było rozmawiać tylko o pogodzie i dać sobie ze wszystkim spokój? Skoro ona jawnie nie ma ochoty z nim rozmawiać, Jem nie widział większych szans na odbudowę ich relacji, żeby znów mogli się przyjaźnić. - Okej. - powiedział cicho, już zrezygnowany. A myślał, że może uda mu się ją jakoś przeprosić, powiedzieć, że naprawdę nie chciał, aby tak wyszło, że naprawdę nie zdawał sobie sprawy z obrotu sytuacji. Postanowił jednak, że pomimo tego, że ta nie chce go słuchać, nie wybaczy sobie, jeśli jej nie przeprosi. Gdy się wypakowywała, Jem z początku obserwował jej powolne i dokładne ruchy, którymi przenosiła swoje rzeczy, jednak po jakimś czasie sam stwierdził, że to dobry pomysł aby się rozpakować i obojętny, zabrał się do tego. Machał delikatnie różdżką w powietrzu, od czasu do czasu szepcząc jakieś formuły, właściwie zupełnie bezgłośnie. Skończył mniej więcej w tym samym momencie, co Naeris, ale wiedział, że ta specjalnie się ociągała, aby jak najdłużej odwlekać rozmowę, a właściwie jej zbycie. Gdy usłyszał, że poprawia się i mówi do niego jego pełnym imieniem, poczuł się bardzo dziwnie. Zdążył już przywyczaić się do jej uroczego i wiecznie wesołego tonu głosu, którym do niego mówiła, zwracając się do niego skrótem jego imienia. Zdążył to polubić, tym bardziej, że w jej ustach zdołał polubić swoje pospolite imię, jakie nadali mu rodzice. Słyszał, że zaczęła mówić coś ważnego, więc skupił się na jej słowach i nawet już chciał jej przerwać i rzucić krótkie "przepraszam", kiedy zobaczył, że smoczyca Yennefer kąsa ją w ramię, a Nae przerywa. Widział, jak Krukonka zamyka smoczka w klatce. Nie śmiał się wtedy odezwać, jakoś wolał milczeć, bojąc się, że może jeszcze wszystko pogorszyć. - To ja prze...przepraszam. - powiedział cicho, nie wiedząc nawet, czy dziewczyna go usłyszała. Zdjął bluzę, w której zaczęło mu się robić gorąco i z krawędzi łóżka, przesunął się trochę dalej, opierając się o ścianę i siedząc z obojętnym grymasem na twarzy.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Okej, potrzebna jej była natychmiastowa ewakuacja. Niesamowite, że w tak krótkim czasie zdążyła się poczuć tak źle. To nie tak, że nie chciała odbudowy relacji, zwyczajnie nie była jeszcze w stu procentach na nią gotowa. Życie z Jemem stało się trudne, głównie dlatego, że przestało być proste i beztroskie. To była największa zmiana - teraz nie umieli być swobodni wobec siebie, jak dawniej. Miała wrażenie, że znowu coś zepsuła i zrobiło jej się przykro. Wyciągnęła rękę do smoka, by go lekko pogładzić po smukłej szyi. W takich chwilach zawsze bardzo potrzebowała dotyku. Tego, by ktoś ją mocno przytulił. Znów przypomniała sobie dębową polanę i to jak wtulała się w chłopaka. Czy to już nigdy nie wróci? Dopadła ją nostalgia, czy może jest już przewrażliwiona? Inni powiedzieliby "było minęło, trzeba żyć dalej". Naeris nie umiała sobie radzić z przeszłością, co widać choćby na przykładzie Bena, do którego wciąż czuła żal. Zastanawiała się, czy zostało coś do dodania w tej "rozmowie". Jem właściwie nic nie powiedział. A co ona mogłaby rzec? "Czuję zbyt wielki żal, by od razu wybaczyć?", "Ta rozmowa nie miałaby żadnego sensu", "Musimy poczekać dłużej"? Wszystko brzmiało idiotycznie. Widziała, że oboje nie byli na to gotowi. Choć ucieszyło ją to, że James chociaż próbuje. Gorzej byłoby jakby się poddał i patrzył na nią już w zupełnie obojętny sposób. Naeris nie wytrzymałaby wtedy w jednym pokoju z nim. Teraz też jej było ciężko. Naprawdę miała ochotę pójść i poprosić o wyprowadzenie się, ale nie chciała zachować się aż tak wrednie. Tylko dobiłaby Jamesa, a już czuła się źle przez to, jak go traktowała. Westchnęła. Świetny początek wakacji. - Porozmawiamy później. - rzuciła tylko, bo nie chciała teraz tutaj zostawać. Wolała uniknąć nieprzyjemnej ciszy. Już nawet nie liczyła, że zjawią się inni współlokatorzy i ich uratują. Chwyciła tylko podręczną torebkę, w której przyniosła smoka i skierowała się ku drzwiom. Przy nich zatrzymała się nagle i odwróciła z zamiarem dodania czegoś. Już otwierała usta, ale ostatecznie zamknęła je i wyszła z pokoju. Odnalazła świstoklik w salonie i przeniosła się do miasteczka. Wróci tu pewnie dopiero wieczorem.
Jak chcecie to możecie pogłaskać mojego smoka (1 - udało się, znajcie łaskę Yen, reszta - dziabnęła cholernie mocno w palec)
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Pobyt w ruinach jakiejś starej świątyni, która znajdowała się w samym sercu dżungli, zajęła Jamesowi i Naeris cały dzień. Oboje wyruszyli tam około południa, a wyszli dopiero wieczorem. No i jeszcze te przedzieranie się przez dżunglę. Spacer zabrał im kolejną godzinę. James z teorii był już okropnie wymęczony, co było widać, kiedy żegnał się z Axelem. W normalnych okolicznościach najpewniej odgryzłby mu się, ale nie ze złośliwości, a raczej tego, że po wyjściu z bazyliki zdążył go polubić. Przynajmniej nie działał mu aż tak bardzo na nerwy. Pomimo tego, jednak trochę rozbudził się podczas wieczornej wędrówki do domku sypialnianego numer cztery, który zamieszkiwał. Cieszył się z tego powodu, bo planował jeszcze dziś porozmawiać z Krukonką. Powyjaśniać sobie wszystko i tak dalej. Gdy stanął przed drzwiami, chwycił za klucz i przekręcił go w dziurce. Na plecach nadal miał wykończoną Nae, ale wyczuł, że ta odczuła ulgę, że już są na miejscu i też jakby odzyskała resztki sił. Planował zanieść ją już na samą górę, ale ta niespodziewanie zeskoczyła z jego pleców i pospiesznie weszła do środka. James obserwował ją wzrokiem, a chwilę później sam wstąpił do domku. Co dziwne, panowała wszędzie nienaruszalna cisza. Zdziwiło go to, bo ich współlokatorki raczej nie zasypiały o tak wczesnej godzinie. Lubiły rozmawiać jeszcze przed snem, a kąpiele brały w ostatniej chwili. Nie żeby mu to jakoś przeszkadzało, po prostu, dzisiejsza cisza była... dziwna i niepokojąca zarazem. Razem z Naeris, ruszyli po schodach na piętro. Dziewczyna dotarła tam pierwsza i gdy stanęła już w pokoju, wydała z siebie zduszony okrzyk, w którym można było wyczuć ulgę i szczęście. Chwilę później James przekonał się dlaczego. Na oknie stał jej kruk albinos, który zwykle jest śnieżnobiały, tym razem był cały szary. I zauważył też przyczynę ciszy - jego współlokatorek nie było, więc byli sami. To dobrze, przynajmniej nie będzie musiał się krępować i będzie mógł z nią na spokojnie pogadać. Złapał ją za rękę i zaciągnął z powrotem na dół. Spojrzał na Nae, a następnie przeniósł wzrok na łazienkę, dając jej do zrozumienia, żeby poszła się odświeżyć jako pierwsza. Zaczął rozglądać się za czymś do jedzenia. W swoim kufrze miał jedynie stos czekoladowych żab, a w tym momencie konał z głodu tak bardzo, że był pewien, że słodycze nie zaspokoją jego głodu. Pomyślał, że może współlokatorki pozostawiły coś do jedzenia. Zaglądając we wszystkie możliwe kąty, znalazł coś w rodzaju turystycznej, przenośnej kuchenki. Może by tak razem coś ugotować z Nae? Wpadł na pomysł ugotowania spaghetti, więc kuchenkę odstawił gdzieś z boku i pospiesznie chwycił za świstoklik. Przeniosło go do miasta i dopiero wtedy przypomniał sobie, jak źle wygląda. Ulice były dość opustoszałe, więc mruknął cicho Chłoszczyść i Reparo, by nie wyglądać aż tak tragicznie i naprawić rozszarpany t-shirt. Pospiesznie udał się do najbliższego sklepu, gdzie kupił kilka podstawowych przypraw, jakieś pomidory, trochę mięsa i makaron, a wraz z zakupami wrócił do domku. Słyszał, że Nae jeszcze się kąpie, więc na całe szczęście, udało mu się ze wszystkim zdążyć. Poleciał na piętro po swój podróżny kociołek, który zawsze ze sobą zabierał. Eliksiry to było dla niego coś naprawdę ważnego. Transmutował go w coś podobnego do garnka. Przy okazji, stwierdził, że warto by przygotować sobie jakieś świeże ubrania. Te z dzisiaj były poplamione krwią i przepocone. Zdatne do noszenia ubrania i bieliznę przerzucił przez ramię, a transmutowany kociołek chwycił w rękę i zszedł na dół. Gdy usłyszał, że Naeris wychodzi z łazienki, złapał za paczkę nieotworzonego jeszcze makaronu, i soczyście czerwonego pomidora. Oparł się o framugę i widząc zdziwioną minę dziewczyny, spytał: - La ragazza può invitare a cena? - uśmiechnął się łobuzersko, odwrócił i skierował ku prowizorycznej kuchni.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naprawdę nie odczuła tego upływu czasu. Cały dzień spędziła poza domkiem, gdzieś w dżungli. To chyba była jej druga zaliczona przygoda - pierwsza miała miejsce w barze. Zabawne, że ta Kolumbia cały czas ją czymś zaskakiwała. Naeris raczej wolała uniknąć tego typu przygód. Cieszyła się, że ma przy sobie Jamesa. Otuliła jego szyję ramionami i przymknęła oczy, pozwalając by ją niósł. Aż jej się przypomniały czasy dzieciństwa, kiedy to małą Nae wujkowie brali na barana. Teraz, kiedy minęło zagrożenie i kiedy najwyraźniej pogodziła się z Jamesem, mogła wreszcie czuć szczęście. Nie chciała być ciężarem dla chłopaka, w końcu on też na pewno zmęczył się tym całym dniem. Weszła pierwsza do domku na palcach, bo była niemal pewna, że zaraz kogoś zbudzą. To, że panowała taka cisza pewnie świadczyło o tym, że Saga i Ettie już śpią. Kiedy weszła na górę przekonała się jednak, że po prostu ich nie ma. Wydało jej się to dziwne i podejrzane. Zerknęła na zegar na ścianie - parę minut po północy. Czyżby poszły na jakąś imprezę? W sumie jej to nie obchodziło. Dostrzegła swojego kruka i bardzo jej ulżyło. Geraltowi na pewno odechce się takich wybryków. Przynajmniej jakaś korzyść z tych całych przygód w ruinach. Nim zdążyła cokolwiek zrobić, poczuła dłoń Jamesa i zeszła z nim na dół. Dziwiła się, że chłopak kompletnie nic nie mówi. Nadal się zachowywali, jakby ktoś był w domu poza nimi. A byli SAMI i gdy Naeris sobie to uświadomiła, poczuła że rumienią jej się policzki. Pierwszy raz sam na sam z chłopakiem w domu. Niby nic takiego, ale jednak. Naeris czuła, że ogarnia ją nieśmiałość i z ulgą poszła do łazienki. Weszła do środka i zamknęła cicho drzwi. Pamiętała, jak pierwszy raz zachwycała się jej bielą i pięknem. Teraz była już trochę zawalona różnymi rzeczami, głównie dziewczyn. Uważnie stawiała kroki, bo na ziemi walały się jakieś ręczniki, parę kosmetyków i nawet pasta do zębów. Niezły bałagan. Dostrzegła jej śnieżnobiały ręcznik i położyła go przy kabinie prysznicowej. Zazwyczaj wolała brać długie kąpiele, teraz jednak czekał na nią James. Rozebrała się, wrzucając zniszczone ubrania do kosza. Nie miała zamiaru nawet próbować ich naprawiać, miała wiele par innych spodenek i bluzek. Jedynie buty odstawiła na bok. Trochę żałowała tego kapelusza. Weszła pod prysznic, zasuwając za sobą przezroczyste drzwi. Ciepła woda była ogromną przyjemnością. Czuła, że zmywa z siebie cały brud i zmęczenie. Wcześniej miała ochotę od razu paść na łóżko, ale prysznic ją orzeźwił. Nie chciała stąd wychodzić, ale w końcu niechętnie to zrobiła. Świeżo pachnące bzem włosy wytarła ręcznikiem i odrzuciła na plecy. Owinęła się kolejnym szczelnie i wyszła z łazienki, planując czmychnąć na górę tak, by James niczego nie zauważył. On już jednak na nią czekał. Zobaczyła go z pomidorem i makaronem, a do tego usłyszała zdanie w swoim ulubionym języku. - Mi piacerebbe, ma dipende da quello che si sta preparando. - odparła, uśmiechając się zadziornie, choć krępowało ją to, że jest tylko w ręczniku. Dlatego skierowała swe kroki ku schodom. - Stai facendo gli spaghetti? Poczekaj aż się przebiorę. Po czym zniknęła za drzwiami ich pokoju.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Nae była w SAMYM ręczniku, co Jema trochę onieśmieliło. Trochę się zarumienił i nerwowo zaczął poprawiać sobie fryzurę, drapać po karku. Usłyszał, że również odpowiada mu po włosku, przez co uśmiechnął się delikatnie, klasycznie ukazując swoje urocze dołeczki. - Sì, cucino gli spaghetti. - powiedział. W sumie, nie wiedział ostatecznie, czy się pogodzili czy nie - jeszcze kilka dni temu dziewczyna nie chciała go słuchać, a teraz gawędzili sobie po włosku. Jeden dzień w obliczu zagrożenia, a jak potrafi wszystko zmienić. - Dobra, ty leć się ubrać, a ja wezmę prysznic. Nadal mam plażę we włosach... - oznajmił z uśmiechem. Nae poleciała na piętro, a on szybko wskoczył pod prysznic. Raczej nie był fanem długich kąpieli, a w takiej sytuacji tym bardziej się spieszył. Wszędzie czuł piasek, krew albo pot, więc warto było się umyć. Po kilku minutach wyskoczył spod zimnego strumienia wody, ubrał bieliznę i spodnie. Koszulkę zaczął zakładać, dopiero wychodząc z łazienki, bo nie spodziewał się, że Nae będzie na niego czekać. Gdy ją zauważył pospiesznie naciągnął t-shirt i przedstawił jej "kuchnię" oraz rzeczy jakie zakupił do robienia spaghetti. Zapowiadała się długa noc, spędzona na gotowaniu, bo kuchenka miała jedynie jeden palnik, a Jem zabierał ze sobą zawsze jeden kociołek, nie więcej. Od razu zabrali się do gotowania - podzielili się pracami. Nae wstawiła wodę na makaron i przy użyciu magii, zręcznie mieliła mięso, a Jem kroił pomidory na małe kawałki. Może nie był najlepszym kucharzem, ale zawsze potrafił upichcić cokolwiek. - Nae, to jak to w końcu jest z nami? - spytał niepewnie, spoglądając na dziewczynę. Postanowił kontynuować dalej. - Czuję się okropnie z tym wszystkim, naprawdę... Mam nadzieję, że już się nie gniewasz... - orzekł trochę smutnym tonem. Miło mu się spędziło cały ten dzień, choć w pewnym momencie naprawdę się wkurzył, ale kiedyś będzie to wspominać jako przygodę. Choć, gdyby nie ten wściekły dywan, najprawdopodobniej już miałby pewność, co do ich relacji. Wydawało mu się, że Nae już kompletnie zapomniała o tym, że są pokłóceni - wydawała się mu być taka swobodna, troskliwa i radosna. Nie okazywała żadnej obojętności w jego kierunku, co bardzo go zresztą cieszyło. Co chwila, podnosił wzrok znad pomidorów na dziewczynę i z powrotem. Robił tak, bo może próbował wyczytać coś z jej twarzy, na której widział jedynie uśmiech? To dobrze, że się uśmiechała. Zawsze robiło mu się cieplej na sercu, kiedy widział, że jest radosna i szczęśliwa. - Muszę się przyznać... że po tygodniu rozłąki, zacząłem tęsknić jak cholera. - powiedział szczerze. Tak naprawdę to każdy dzień bez Naeris sprawiał, że Jem czuł się jeszcze bardziej samotny, ale moment, kiedy uświadomił sobie, że za nią tęsknił, nastąpił dopiero po kilku dniach. Te dni samotności zmuszały go do przemysleń nad wszystkim i wtedy uświadomił sobie, że Krukonka jest dla niego kimś naprawdę ważnym. Znaczyła bardzo duży procent jego życia, więc te prawie trzy tygodnie rozstania były dla niego bardzo ciężkie. Tym bardziej, że musiał wrócić do domu. No, i nie wspominajmy jeszcze o miesiącu, kiedy też był sam. Ona przygotowywała się do owutemów i miała mnóstwo na głowie, więc nie miał żalu, że nie było jej przy nim, ale tęsknił i jej potrzebował. - To zupełnie jak eliksiry! - powiedział podekscytowany, schodząc z poważnego tematu. Nawet jeśli będzie jeszcze taka potrzeba, to powrócą do niego przy jedzeniu. Zresztą, odniósł wrażenie, że ta kłótnia tylko im pomogła. W tej chwili byli tak swobodni i wyluzowani w swoim towarzystwie, co znaczyłoby, że ich relacja się pogłębiła. Jem uśmiechnął się na samą myśl o tym i pewnie musiało to wyglądać dość... dziwnie, gdy tak raptem zaczął się szczerzyć co pięć sekund. No i co najważniejsze - nie bujał tym razem w obłokach i nie analizował zawzięcie wszystkich nieprzyjemnych sytuacji, jakie wydarzyły się w roku szkolnym, czy to z Nae, czy z ojcem. W tej chwili ewidentnie zapomniał o wszystkich smutkach i niepowodzeniach sprzed dwóch miesięcy i wcześniej, przez co uświadomił sobie, że jego stary charakter wraca. - Właśnie, miałem ci podziękować... Wiem, że nie mogłaś znieść mojego widoku w tym domku, więc zacząłem się do ulatniać do miasta... i dzięki tobie, cokolwiek zwiedziłem. Przynajmniej nie zmarnuję sobie wakacji. - stwierdził, ponownie się uśmiechając. Co go wprowadziło w taki stan, jakby widział wszystko przez różowe okulary? Czy to towarzystwo Naeris, po prawie dwumiesięcznej rozłące, spowodowało, że tak się cieszył? Nagle, odbiegł od swojej pokrojonych w łódki pomidorów, do stojącej nieopodal kuchenki turystycznej. Woda na makaron zaczęła się gotować i jeszcze chwila, a by wykipiała. Zmniejszył temperaturę i wrzucił długie, proste nitki makaronu do wrzącej wody. - A tak w ogóle, to jak tam u ciebie? - spytał, mając nadzieję, że odpowie mu dość wyczerpująco. Chciał, żeby opowiedziała mu o owutemach, o tym, czy może poznała kogoś nowego i się zaprzyjaźniła, a jeśli to chłopak, czy może zaprosił ją na jakąś randkę lub ogółem zaproponował coś więcej? Był ciekawy też, jak tam u jej rodziny, czy wszystko w porządku w ich relacjach i czy zdążyła dostatecznie nacieszyć się domem. Liczył, że dowie się wszystkiego, bo w tamtym momencie, poczuł się bardziej jak jej brat, a nie przyjaciel.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
To na pewno było lekkim zaskoczeniem dla Jamesa, bo nie wiedział, że potrafi płynnie mówić po włosku. Kochała ten język i zaczęła się go uczyć już na samym początku Hogwartu, pobierając lekcje u jednego z nauczycieli. Kosztowało ją to niewiele galeonów i trochę czasu na zostawanie po lekcjach, ale wcale nie żałowała. Lubiła się uczyć nowych języków o czym świadczyła też jej perfekcyjna znajomość łaciny, a także to, że planowała poznać o wiele lepiej arabski. Na razie umiała tylko alfabet i parę prostych zwrotów. Ale wszystko w swoim czasie! Czuła się niezwykle dobrze i bezpiecznie, będąc teraz w domku. Było tu ciepło, przytulnie i miała przy sobie Jamesa. Krótko zastanawiała się co założyć, w końcu zdecydowała się na dwuczęściową piżamę w króliki. To wszystko coraz bardziej przypominało jej jakieś szalone nocowanie. Zawsze zastanawiało ją, co ćpał ten, kto zrobił im czerwone oczy. Raczej nie budziło to przyjemnych skojarzeń. Na nogi wsunęła klapki i miała już schodzić na dół do Jamesa, kiedy to zerknęła na swojego kruka. Geralt próbował jakoś się wyczyścić za pomocą dzioba, ale mu to nie szło. Współczucie chwyciło dziewczynę za serce i zawróciła. Nawilżyła różdżką ściereczkę i posadziła sobie ptaka na kolanie. Dokładnie i uważnie starła z jego piór brud i kurz. Nawet nie protestował, wydawało się, że podoba mu się taka pielęgnacja. Skończyła szybko, po czym zamknęła go delikatnie w klatce. Dolała mu wody i rzuciła kawałek mięsa, z czego od razu skorzystał. Krótkim spojrzeniem omiotła klatkę Yennefer, ale smoczyca spała spokojnie. Czmychnęła więc na schody. Swoją drogę, ciekawe co jakby nagle pojawiły się tutaj ich współlokatorki. Wcześniej Naeris i James w ogóle się do siebie nie odzywali, a teraz razem robili kolację o północy. - Już idę, już idę! - zawołała, schodząc po nich w swoich kapcioszkach. Nie lubiła suszyć włosów różdżką, dlatego pozostawiła je lekko wilgotne. Zapach bzu był naprawdę intensywny. Zeszła na dół i zobaczyła, że James jest bez koszulki. Przez chwilę myślała, że spłonie rumieńcem i odwróciła zmieszana wzrok. Jej wzrok zdążył dostrzec jedynie skrawek jego szczupłego ciała. Chłopak szybko się ubrał, więc podeszła do niego, by z ciekawością przyjrzeć się temu, co przygotował. - Nie miałam pojęcia, że gotujesz. - przyznała. Poczuła wdzięczność do chłopaka - kiszki grały jej marsza, a w swoich zapasach miała tylko parę szczelnie opakowanych kanapek, jakieś sucharki na czas zwiedzania i kilka opakowań cukierków. Jakiś stary baton też by się znalazł. Musiała w końcu zrobić jakieś porządne zakupy. Szkoda, że w ich domku nie było kuchni, ale widziała, że i z tym chłopak sobie poradził. - Od razu ostrzegam, jedyne co ja potrafię zrobić, to upiec babeczki albo ciastka... - uprzedziła, na wypadek jakby coś przypadkiem spaliła albo zepsuła. Z mieleniem poradziła sobie nieźle, głównie dlatego, że bardzo mocno się starała. Zależało jej, by to spaghetti było idealne. Kręciła różdżką we wszystkie strony, gdy nagle James zaczął rozmowę na temat, którego chciała uniknąć. - Sama nie wiem. - odparła równie niepewnie, nie patrząc w jego stronę. - Nie, nie gniewam się. Żałuję właściwie wszystkiego, co powiedziałam... na polanie i tutaj. - omiotła krótko spojrzeniem domek, mieląc kolejną porcję mięsa. Po chwili dopiero spojrzała w tak pięknie szaroniebieskie oczy Jamesa i uśmiechnęła się lekko. - Wiesz, na każdym krysztale kiedyś pojawia się rysa. Musimy po prostu zadbać by to się nie przerodziło w pęknięcie. Przerwała pracę, opuszczając różdżkę i zbliżając się do chłopaka. Przytuliła go mocno i pogłaskała jego jeszcze lekko wilgotne włosy. - Też tęskniłam... - powiedziała cicho. Zabawne, kiedyś słyszała od swojej znajomej, że faceci odwrotnie niż dziewczyny reagują na rozstania. Teraz się to sprawdziło. U dziewczyny było tak, że dzień po zajściu czuła wielką tęsknotę i nie umiała zająć myśli czymś innym. Dopiero po dłuższym czasie jej przechodziło i znów zaczynała odczuwać radość z życia. Natomiast chłopak przez pierwsze dni kompletnie nie odczuwał smutku, musiało upłynąć wiele dni, by nagle zorientował się, że kogoś mu brakuje. Naeris po paru tygodniach zaczynała przyzwyczajać się do życia bez Jamesa, choć bardzo tego nie chciała. Dopiero kiedy zobaczyła go w domku, wszystko na nowo w niej odżyło. Oboje siebie potrzebowali i chyba w tym momencie wreszcie to zrozumieli. Naeris wielką ulgę sprawiło to, że James także był swobodny i śmiał się, jak dawniej. Najbardziej brakowało jej właśnie jego uśmiechu. Szczerze to bez niego jej życie wydawało się puste. Jak układanka bez jednego elementu. Teraz wskoczył na swoje miejsce i chyba było już okej. Odsunęła się wreszcie od niego, bo przecież nie chciała, by zaraz rozlał sok z tych pomidorów i posłała w jego stronę szczery, piękny uśmiech. Machnęła różdżką jeszcze parę razy, by dokończyć pracę nad mięsem, w tym czasie słuchała słów Jamesa. Chłopak pobiegł po wodę, o której Naeris kompletnie zapomniała. - Uwaga, kroję cebulę. - ostrzegła, różdżką manewrując nad warzywem. Zapiekły ją oczy, ale skupiła się na tym, by udzielić Jamesowi jakiejś sensownej odpowiedzi. - Pewnie, że nie zmarnujesz... Teraz będę cię ciągać dosłownie wszędzie. Tylko te ruiny będziemy omijać z daleka. - posłała mu tajemniczy uśmiech. Niech się zastanawia, co to miało oznaczać. Będą spędzać całe dnie razem? W sumie nie mieli dużo do roboty, ale Naeris miała też innych znajomych i przyjaciół. Czasami naprawdę żałowała, że James także nie ma kogoś bliskiego. Czuła na sobie wielką odpowiedzialność, przez to, że... była w sumie jedyną osobą aż tak dla niego ważną. W międzyczasie pozbierała parę przypraw i dodała je do małej miseczki, w której znajdowało się już zmielone mięso. Różdżką wykonywała teraz owalne ruchy, mieszając wszystko ze sobą. Zabawne, aż jej się spodobało to gotowanie. Pierwszy raz używała do tego wyłącznie magii i to było niesamowite. Skoro chciał usłyszeć co u niej, zdecydowała się mu opowiedzieć. - W domu spędziłam czas przyjemnie, choć za dużo nie robiłam. Zwykłe lenienie się przy książkach lub nad jeziorem. Na te wakacje długo czekałam. W Newcastle od nudy ratowała mnie tylko wymiana listów z paroma osobami. Pierwszego dnia w Kolumbii szwendałam się po mieście, trafiłam do takiego baru... No dar papaya? Tak się chyba nazywa. Spotkałam tam moją dobrą koleżankę, Tori Lacroix. - rzuciła mu bardzo uważne spojrzenie, ale po chwili jak gdyby nigdy nic znowu skupiła się na swojej misce z sosem. - Poznałam też jedną Gryfonkę. Rozmawiałyśmy, kiedy Tori spytała mnie o bal. Wiesz doskonale, że to nie była najlepsza impreza w naszym życiu. - uśmiechnęła się pod nosem. "Naszym", dziwnie to zabrzmiało. - Dodali mi coś do koktajlu, jestem prawie pewna, że Amortencję. Ja to mam pecha... Przez przypadek wyjawiłam twoje imię i Tori powiedziała mi, że z tobą rozmawiała i to o mnie. Ale poza tym nic konkretnego. Spojrzała prosto w jego oczy. - Więc może ty opowiesz mi więcej?
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Bo nie gotuję. - zaprzeczył stanowczo. - Wolę moje oślizgłe eliksiry. - oznajmił z uśmiechem. Eliksiry go było coś, co go zdecydowanie pociągało, o czym mógł rozmawiać godzinami. To była jego pasja, której nigdy nie zamierzał zostawiać i porzucać - zbyt wiele czasu i trudu dla niej poświęcił, a i zbyt bardzo pokochał, by móc tak nagle z niej zrezygnować. - Może przecenię twoje możliwości... ale wydaje mi się, że dasz radę. - powiedział, uśmiechając się szeroko. Nie dość, że była kobietą, to piekła naprawdę świetne babeczki... Skoro radziła sobie z wypiekami, to co to za różnica zająć się robieniem dań głównych? Kiedy powiedziała, że się nie gniewa, odetchnął z ulgą. Liczył, że po dzisiejszym dniu otrzyma taką odpowiedź i się nie zawiódł. - Wcale nie powiedziałaś niczego złego, choć przyznam, że to, że cię krzywdzę trochę mi weszło na psychikę, ale nawet jeśli, to miałaś ku temu powody. Byłem i pewnie nadal będę dla ciebie pewnym obciążeniem. Nie żyje się ze mną łatwo, jak sama mogłaś zauważyć. Ciągle przelewałem swoje kłopoty na ciebie, a ty na to w żadnym stopniu nie zasłużyłaś. I w sumie, nadal nad tym wszystkim myśląc, nie jestem pewien czy powinienem teraz być tu z tobą. - powiedział smutnym, ale zarazem ciepłym tonem. Nie denerwował się, choć na wspomnienie, o tym, że ją krzywdzi, humor odrobinę przestał mu dokazywać. Wtedy powiedziała to tak cicho, że Jem miał tego nie usłyszeć, ale on słyszał wszystko bardzo dobrze. I pewnie, aż do teraz, Nae nie zdawała sobie sprawy z tego, że usłyszał więcej, niż powinien. Zobaczył, że dziewczyna powoli się do niego zbliża i obejmuje. Trochę niepewnie ją przytulił, ale kiedy poczuł, że ta mierzwi mu włosy, ścisnął ją trochę mocniej. Sam nie wiedział, jak się teraz czuł; z jednej strony był szczęśliwy, ale z drugiej, nie wiedział, czy dobrze robi. Wspomniała, że też za nim tęskniła. Nae z natury nie kłamała, ale czy aby na pewno tak było? Może powiedziała mu to wszystko, tylko po to, aby go udobruchać? W końcu, miał wrażenie, źe po kłótni zlewała go z powietrzem. Grała obojętną, czy w tamtym okresie rzeczywiście jej nie zależało? Pomimo tego, że odczuł teraz lekki smutek, trochę się rozchmurzył, gdy zobaczył jej szczery uśmiech. Posłał w jej stronę coś w rodzaju uśmiechu, ale wyszedł z tego prędzej grymas, trudny do określenia. Jeszcze przed chwilą, uśmiechał się co chwila, a teraz, jakby znów wracał nowy James. Obojętny James, wiecznie myślami gdzie indziej, niż się znajdował, dla którego uśmiech to była kara. Posłał wzrok gdzie indziej, przy okazji odwracając się do Naeris profilem swojej twarzy - nie chciał, żeby widziała ten obojętny wyraz twarzy. Zaraz uznałaby jeszcze, że ma gdzieś to, że jest w jej towarzystwie. Nie chciał, żeby odniosła takie wrażenie. - Och, dlaczego zawsze jak jesteś ze mną, to musisz płakać? - jęknął teatralnie, próbując wywołać prawdziwy uśmiech na twarzy, choć w tym momencie nie było to takie istotne. Stał tyłem do Naeris, bo ślęczał nad makaronem, który co prawda nie potrzebował nadmiernego dopieszczania, ale pomimo tego, ten co chwila mieszał w garnku, dla upewnienia, że kluski nie przykleiły się do dna. Po chwili jednak, przestał bawić się makaronem i podszedł do stanowiska dziewczyny. Oparł się o stół i z uwagą przyglądał się temu, co robi. Mięso pokroiła, zupełnie jakby odmierzała wszystko na miarę i mieszała razem z przyprawami. James wcale nie przecenił jej możliwości - dobrze wiedział, że dziewczyna umie to i owo w kuchni. Jej skromność po prostu klasycznie przezwyciężyła jej wiarę w siebie. - Przez te ruiny będę miał jakąś awersję do piasku i dywanów. - powiedział, tym razem uśmiechając się szczerze. Nie wymusił tego uśmiechu, ani nie wyszedł z tego smutny grymas, w połączeniu z nieudanym uśmiechem. I Nae akurat na niego spojrzała. To dobrze, niech wie, że wszystko z Jamesem w porządku. A odkąd żyją w zgodzie, przynamniej w jakichś pięćdziesięciu procentach. Nie wiedział jednak, co ma zrozumieć przez to, że będą wszystko zwiedzać razem. Przedtem widywał ją z gronem różnych jej znajomych, a może nawet przyajciół. Czy nie będzie im wadził swoją obecnością? Nie był do końca przekonany, ale uznał za miłe z jej strony, że zaproponowała mu coś takiego. A zresztą, co się martwić innymi? Ważne, żeby Jem był szczęśliwy, że udał się na tę wycieczkę. - No tak... nie był najfantastyczniejszym wieczorem w twoim życiu, choć dopóki ten rewolwer mnie nie omamił, naprawdę się starałem... Ale, nie ma co żyć przeszłością, było minęło, prawda? - spytał, choć nie było to ani trochę zgodne z nim. On przecież codziennie rozpamiętywał rzeczy sprzed dwóch ostatnich miesięcy, choć nie powinien. Dzięki Bogu, Kolumbia trochę go odciągnęła od tych rozmyślań. Powinien się stosować do tego, co mówi. - Masz powodzenie... - mruknął i mrugnął do niej łobuzersko. Zawsze musiało jej się coś przydarzyć. A to napalony Edmund podczas festiwalu, później zapatrzony w nią, jak w obrazek James, a na końcu ktoś jej dolał Amortencji w barze. Ma dziewczyna pecha. - Nie powiedziałem jej nic takiego. Uwierz, uważałem na to co mówię. Dlatego chociażby nie zdradziłem twojego imienia. - zapewnił. Nawiązali kontakt wzrokowy, gdzie mógł spojrzeć w jej zielone oczy. Co tam oczy Tori, Naeris były takie, że mógł tylko na nie patrzeć i patrzeć. On miał jakieś zwyczajne, szaroniebieskie. - Wspomniałem coś, że byliśmy razem na balu i takie tam... no i że jesteśmy trochę... pokłóceni. Pytałem ją o radę, odnośnie godzenia się z kobietami, ale w sumie to nie pomogła mi jakoś bardzo... - powiedział, wzruszając ramionami. - A jeśli chodzi o mnie... doskonale wiesz, że moje życie jest równie interesujące, co lekcji historii magii. Nie dzieje się w nim nic wartego uwagi.
Ostatnio zmieniony przez James Waters dnia Nie 11 Gru 2016 - 16:18, w całości zmieniany 1 raz
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
- Co ty jeszcze robisz w Ravenclawie? - spytała, śmiejąc się. - Przenieś się do lochów do innych wielbicieli eliksirów. Niech James jej źle nie rozumie, sama nie miała większych obiekcji co do tego przedmiotu, z tym że nie lubiła nauczyciela. Imponowało jej to, że chłopak ma taką pasję, która przetrwała z nim mimo wszystko. Gdy tak na niego patrzyła wyobrażała sobie go, jako nauczyciela. Uważała, że ta praca by do niego pasowała. Przypomniała sobie ich wspólne korepetycje w pokoju wspólnym. Choć brakowało mu trochę cierpliwości i opanowania, był całkiem niezły. Jak dla Naeris robienie babeczek, a spaghetti trochę się różniło. W każdym razie cieszyła się, że może spróbować czegoś nowego. Sądząc po zapachu przygotowanego sosu szło jej świetnie. Każda dobrze wykonana robota sprawiało jej niemało satysfakcji, dlatego z jeszcze większym skupieniem zajmowała się przyrządzaniem potrawy. W sumie dobrze, że nie używała mugolskich narzędzi, bo rozmawiając jednocześnie z Jamesem, jeszcze by się zacięła, znając jej gapiostwo. W życiu nie przyznałaby sama sobie, że ma jakiś talent, bo jak James zauważył, naprawdę cechowała ją skromność. - Proszę cię nie myśl tak nawet. - powiedziała cicho. - Jeszcze raz usłyszę, że jesteś dla mnie obciążeniem, cierpię przez ciebie albo, że wszystko to twoja wina, przysięgam, że ten sos wyląduje na twojej głowie. - ostatnio nabrała zwyczaju żartowania w celu rozładowania napitej atmosfery. Zorientowała się, że to całkiem praktyczny i sprawdzony sposób. Poważne tematy prędzej czy później działały na człowieka dołująco, sprawiały, że myślał o swoich problemach. Miała nadzieję, że to rozchmurzy Jamesa. W końcu właśnie się pogodzili, nie chciała znowu roztrząsać przykrych spraw. Ona także nigdy nie zapominała. Może i udawała, że jest w porządku, ale często męczyły ją sprawy z przeszłości. Nie nauczyła się jeszcze żyć teraźniejszością, tak jakby chciała. Znała przecież ludzi, którzy nie przejmowali się dniem wczorajszym i widziała, że są bardzo szczęśliwi. Niczego tak nie pragnęła, jak prostego, zwykłego szczęścia w swoim życiu. To prawda, Jem dawał jej to wraz z cierpieniem, ale wiedziała, że to wytrwa. Naeris ufała Jamesowi bezgranicznie jak przyjacielowi i wychodziła z założenia, że wszystko co mówi jest prawdą. Nigdy nie podważyłaby jego słowa i uwierzyła nawet w najdziwniejszą historię, jeśli zapewniłby, że to prawda. Według niej bez takiego zaufania przyjaźń nie mogłaby istnieć. Sama zawsze unikała kłamstwa, poza tym jednym razem kiedy skłamała w skrzydle szpitalnym. Zrobiła to jednak dla dobra Jamesa, bo chciała, żeby uniknął kłopotów. Do tej pory starała się o tym nie myśleć. Kiedy chłopak posmutniał, ona także głęboko się zamyśliła. Jej twarz nie była jednak obojętna, a bardzo skupiona. Po chwili usłyszała jego żart i uśmiechnęła się szeroko. Zauważyła, że na krześle obok leży mała poduszka, pewnie zostawiona przez którąś z dziewczyn. Nie namyślając się długo rzuciła nią w plecy Jamesa. - Hej, jak chcesz to sam ją sobie krój! - powiedziała, przecierając rękawem piżamy oczy, które lekko się zaczerwieniły. Zobaczyła, że chłopak podchodzi i patrzy na jej pracę. Właśnie wsypała jego pokrojone pomidory do miseczki. Potrzebowali przygrzać ten sos, ale mieli tylko jeden garnek. Poprosiła więc Jamesa by odstawił makaron, kiedy będzie gotów i przeniósł tam sos. - A co zrobisz, jeśli w następnym roku pojedziemy do Egiptu? - spytała, unosząc jedną brew. Przyjrzała się jego dołeczkom, kiedy się uśmiechnął. - Awersja do dywanów hm... Wyrzucimy go przez okno? - popatrzyła sugestywnie na jasny dywan zdobiący taras. Proponowała to żartobliwie, ale szczerze... dlaczego mieliby tego nie zrobić? - Ale przynajmniej zaliczyliśmy pierwszą przygodę w naszym duecie, Człowieku-Hipogryfie. Uśmiechnęła się do niego. Właściwie prawie cały czas się uśmiechała. Wstała by wytrzeć ręce w ścierkę, bo swoją robotę skończyła. Pozwoliła, by James zajął się doprawianiem sosu przed wstawieniem go do transmutowanego kociołka. Czyżby trochę przejęła władzę w kuchni? Jakoś tak samoistnie jej to wyszło. Krukon raczej miał rację, co do tego, że kobieta chyba szybciej odnajdzie się w gotowaniu. - Też się starałam, a tamten wieloryb to był tylko wypadek. - zapewniła gorliwie, bo przecież pamiętała, jak zależało jej, by rozchmurzyć Jamesa i polepszyć mu humor. To, że nie wyszło to już inna sprawa. Zarumieniła się mocno, kiedy do niej mrugnął. Oparła się wygodniej o krzesło i uciekła wzrokiem gdzieś indziej, ciesząc się, że pociągnął tematu głębiej. Nie lubiła zainteresowania wokół swojej osoby, a nieustannie los zmuszał ją do tego, by je na siebie sprowadzała. - I tak się zorientowała, że to o mnie chodziło. - wzruszyła lekko ramionami, bo ta cała sprawa interesowała ją, ale nie aż tak by się tym mocno przejmowała. - O radę? Naprawdę? - spojrzała na niego dużo cieplej. Z tego co mówił wynikało, że cała ta sytuacja mocno go gryzła i dlatego aż zdecydował się z kimś o tym porozmawiać. Jamesowi zależało, a to tylko podtrzymywało Naeris w myśleniu, że dobrze zrobiła, pozwalając mu wreszcie na rozmowę. Zapewne oboje potrzebowali czasu, by uświadomić sobie w pełni swoje znaczenie. - Hej, ja lubię historię magii. - udała oburzenie. Chciała posłuchać więcej o tym, co się u niego działo. - O właśnie... a skąd my wytrzaśniemy talerze i sztućce? - zmartwiła się i rozejrzała po pokoju. Wstała i podeszła do paru szafek, by przejrzeć je. W jednej udało jej się znaleźć parę plastikowych talerzyków, do tego te tanie widelce i nawet nóż. Też z plastiku. Pewnie poprzedni lokatorzy kupili komplet, ale nie wykorzystali całego i zostawili to zakopane głęboko w szafce. - Uff, już myślałam, że będziemy jeść rękoma. Podeszła do stołu i przygotowała miejsce dla dwóch osób, naprzeciwko siebie. Nie zapomniała o serwetkach i przyniosła butelkę wody, bo pewnie zechce im się później pić. Spaghetti nie wymagało już więcej przygotowań, więc na pewno za chwilę nasycą swój głód. - A... jak tam sytuacja w twoim domu? - spytała ostrożnie, siadając po turecku na krześle. Nagle zobaczyła, że James zostawił coś na stole. Jakiś pergamin. Nim zdążyła powstrzymać ciekawość, sięgnęła po niego i go rozwinęła. Zobaczyła mnóstwo niezrozumiałych znaków. - Czy to... czy to są te runy ze świątyni? - wgapiła się w niego dokładnie. Spojrzała na Jamesa z podziwem. Wszystko odrysował tak perfekcyjnie! Teraz będą mogli je sobie przetłumaczyć. Naeris była całkiem niezła ze starożytnych run, dlatego rozpoznała niektóre z tych znaków. Cieszyła się, że chłopak pomyślał o ich skopiowaniu. Kto wie, może odkryją jakąś historię tej świątyni?
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- TO ISTNIEJE COŚ TAKIEGO? - spytał podekscytowany, ze zduszonym okrzykiem. Był pewien, że dziewczyna żartuje, ale zareagował w ten sposób, starając się jeszcze bardziej rozluźnić atmosferę. Może Naeris uzna go za jakiegoś dziwaka, ale nie przeszkadzało mu to zbytnio. Może i miał lekką obsesję na punkcie wywarów, ale na to też nie zwracał uwagi. - Też się zastanawiam, jak trafiłem do Ravenclawu. Jestem największym tumanem jakiego znał świat, serio. - powiedział, uśmiechając się. Nie brał tego za żart, wręcz przeciwnie nawet - odkąd z dwóch owutemów otrzymał "T", przestał być pewien tego, czy aby na pewno jest taki mądry. Teraz, jak o tym pomyślał, to aż wstyd byłoby mu się przyznać przed Nae. Dobrze, że jeszcze nie rozpoczęła tego tematu. Jak będzie musiał jej oznajmić, jak słabo poszło mu Zielarstwo i Transmutacja, wolałby się zapaść pod ziemię. Albo przynajmniej schować głowę w piasek, do którego dostał ponoć awersji. - Dobra, dobra, już siedzę cicho! - odrzekł, wznosząc ręce do góry w geście poddania się. Nie sądził, żeby Nae odważyła się ubabrać go tym sosem, ale i tak dał jej za wygraną. - Lepiej się poczuję jak będę się po nim tarzał i zwijał go w rulon. Wyobrażę sobie, że sprawiam mu tym ból. - oznajmił, na wspomnienie o Egipcie i chodnikach. - Nie zabrałem kostiumu. - powiedział trochę dramatycznym głosem. Starał się ją rozbawić, dlatego swobodnie z nią żartował i wysyłał jej uśmiechy. Poczuł się z tym lepiej, że przy niej był trochę bardziej... sobą. - Choć jak już skończę robić skrzydła, możemy wyruszyć w dalsze przygody, Cierpka Wilczyco. - rzucił jej ukradkowe spojrzenie, a kiedy ta zauważyła, że się w nią wpatruje, oboje wybuchli śmiechem. Przy okazji, James wyobraził sobie Nae z uszami wilka na głowie, a siebie w tym durnym kostiumie Hipogryfa, z pazurami i skrzydłami. - Pamiętaj tylko, że jak chcesz mnie pogłaskać lub dosiąść, najpierw, musisz się nisko ukłonić, patrząc mi w oczy. - powiedział przez śmiech, klasycznie ukazując te swoje dołeczki. Podobno kiedy się uśmiechał, dzięki nim stawał się bardziej uroczy i słodki, przez co można było na niego patrzeć całymi dniami, nie odrywając od niego wzroku choćby na chwilę. On nigdy nie widział w sobie niczego nadzwyczajnego, a w to co mówili mu inni, nigdy nie dowierzał. Brakowało mu trochę pewności siebie. Uważał siebie za przeciętnego, kompletnie nie dostrzegając swojej własnej wartości. To było dla niego zgubne, bo nigdy nie zdołał tak naprawdę dostrzec swoich zalet. Widział jedynie wady, a często nawet je sobie dopisywał, nawet jeśli takowych nie posiadał. Nie dostrzegał tego, że jest inteligentny, miejscami nawet naprawdę zabawny, przystojny, sympatyczny, odpowiednio wysoki i dobrze zbudowany. On tylko widział to, że ma skłonności do załamywania się, jest słaby, wrażliwy, a czasem nawet twierdził, że wewnątrz jest prawdziwym diabłem. James i zło? To tak, jakby powiedzieć o Naeris, że nienawidzi ludzi. - Taak... No wiesz, PLANOWAŁEM pogodzić się dużo, dużo wcześniej i mając przy sobie jakąś dziewczynę, skorzystałem z okazji, żeby zapytać ją co mam zrobić... ale dużo to ona mi nie pomogła. Wiesz, sam zdołałbym na to wpaść. Aż takim kretynem nie jestem. - powiedział, naciskając na słowa "aż takim". Jeśli chodziło o jego sposób wypowiadania się i akcentowania niektórych słów, większość nauczył się przez książki, które tak często wertował. Będąc w domu, pobił chyba swój życiowy rekord, bo w ciągu tygodnia zdołał przeczytać prawie pięć tysięcy stron. Przypominając sobie o tym, uśmiechnął się ukradkiem. - To, że ty w jakiś sposób robiłaś notatki, nie znaczy, że cała klasa zachowywała się tak samo. - powiedział przekornie. Często widział uczniów, którzy zaledwie usiedli w ławce, a już ze znużonym grymasem na twarzy, sennie wpatrywali się w gotyckie okna Hogwartu. - Muszę ci się przyznać, że i mnie zdarzało się przysypiać... - wyznał, uśmiechając się szeroko na końcu i patrząc na nią. Wzrokiem, jakby chciał jej nakazać, żeby i ona wyjawiła, czy i jej kiedykolwiek zdarzyło się zasnąć, będąc na historii magii. - Jak coś, to mamy magię. Z nią nie umrzemy. - powiedział, zanim jeszcze zdołała odnaleźć jakieś plastikowe sztućce i talerzyki. Wzięła dwa komplety, dla siebie i dla Jamesa. Położyła je na stole, pomiędzy nimi stawiając makaron, polany gorącym sosem bolognese. Oboje usiedli na krzesłach i zbierali się powoli, aby zjeść, przyrządzone przez siebie danie. To Naeris głównie je zrobiła, ale Jem ani trochę nie miał jej tego za złe - był pewien, że dziewczyna gotuje od niego dużo lepiej, więc on był jedynie jej pomocnikiem, choć i tak nie zrobił zbyt wiele. Z dziewczyny przeniósł wzrok na parujące kluski z sosem, więc ta chwyciła za swoje sztućce i zaczęła nakładać porcję. - Lepiej niż się spodziewałem... - powiedział cicho. - Głównie przesiadywałem w pokoju, więc ojca nie widziałem zbyt często. A nawet jeśli, nie zamieniłem z nim ani słowa. A jeśli chodzi o mamę... niewiadomo skąd, bo na pewno nie ode mnie, zresztą od ojca raczej też nie, dowiedziała się o sytuacji z moich urodzin i... wściekła się. Trochę pokłóciła się z nim i nawet wspominała coś o rozwodzie, ale nie sądzę, żeby mówiła na poważnie. Próbowała ze mną pogadać, jakieś dobre kilka razy, na temat tego co się wtedy stało, ale ja nie chciałem jej słuchać. Wiedziałem, że zacznie go usprawiedliwiać, żebym znów zaczął z nim gadać, bo w domu była niezdrowa atmosfera, ale on na to nie zasługiwał. Przestałem nawet się ubierać tak elegancko, co z pewnością go wkurzyło, ale miałem to gdzieś. Przynajmniej czułem się dobrze ze samym sobą. - dodał, tym razem już normalnym tonem. To miłe, że Nae martwiła się o jego sytuację w rodzinie, dlatego stwierdził, że zasługuje na to, aby jej o wszystkim opowiedzieć. Chwycił za nóż i widelec i nałożył sobie porcję makaronu. Gdy poczuł zapach jedzenia, tym bardziej odczuł swój głód. Zobaczył nagle, że dziewczyna sięga po pergamin, który pozostawił na stole zmierzając pod prysznic. Teraz miał na sobie luźne dresy, w których nawet nie miał kieszeni, żeby z powrotem go schować. - Taak, przerysowałem je, zanim jeszcze wszedłem do środka. - potwierdził. - Liczyłem, że wcześniej stamtąd wrócę i jeszcze tego samego dnia uda mi się rozszyfrować, co to wszystko oznacza... ale teraz jest... - spojrzał na swój zegarek, który zawsze nosił na nadgarstku. - no, dochodzi druga, więc pewnie zajmę... to znaczy zajmiemy się tym później. - stwierdził, poprawiając się. Widział podekscytowanie na twarzy dziewczyny, więc jeśli będzie chciała mu pomóc, razem odkryją tajemnicę, jaką kryje świątynia. Kto wie, może było tam coś o tym, co w sobie kryje, a czego jeszcze nie zdołali odkryć? Chciał już włożyć sobie do ust pierwszą, idealnie nakręconą na widelec porcję makaronu, kiedy przypomniał sobie o swoich tabletkach. Pospiesznie wstał od stołu i poleciał na piętro, gdzie zabrał jedną kapsułkę. Chwilę później był już z powrotem na dole. Chwycił za wodę i nalał sobie trochę do kubka, który zabrał z domu. Połknął tabletkę i ponownie usiadł do stołu, tym razem już próbując potrawy. Była smaczna, choć gdyby mieli więcej składników do wykorzystania, z pewnością wyszłaby im pyszna. - Bon Appetit.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
- Mnie pytasz? - zaśmiała się lekko, czując że to wyjątkowo łatwo jej przychodzi. Ekscytacja Jamesa ją rozśmieszyła. Może naprawdę chciał się przenieść do Ślizgonów? Brr, przecież tam było zimno, ciemno i w ogóle niefajnie. - To niemożliwe. W tym pokoju jest przynajmniej jeden tuman większy od ciebie. - odparła tonem nieznoszącym sprzeciwu. To, że jej się czasami udawało mądrze coś powiedzieć, nic jeszcze nie znaczyło. A James zdecydowanie zachowywał się dojrzalej niż Naeris. Przy nim była trochę dzieckiem, choć nie odczuwała tego aż tak mocno. - Nie wiedziałam, że potrafisz być aż tak okrutny. - zasłoniła dłonią usta w oburzeniu. Czasami naprawdę lubiła pobawić się w aktorkę, zwłaszcza że kiedyś nawet na poważnie się uczyła, jak grać. W każdym razie to już należało do przeszłości, ale odrobina umiejętności jej została. Niewykorzystywana po prostu stępiała, tak jak noże tępieją, gdy się ich nie używa. Po co miała udawać kogoś, skoro mogła być sobą? - Nie zdziwiłoby mnie, gdyby ten dywan nagle się podniósł i uciekł przez okno ze strachu. - odparła, słysząc groźby Jamesa wymierzone w tkaninę. - No cóż, zawsze możemy oboje nauczyć się animagii i stać się prawdziwymi bohaterami. - odparła, bo na początku był to tylko luźny pomysł, który przyszedł jej nagle do głowy, ale teraz zastanowiła się nad tym. - Wiesz, to byłoby cudownie biegać w ciele wilka. A ty mógłbyś latać! - spojrzała na niego z prawdziwym entuzjazmem. Oboje zachowywali się jak rozbawione dzieci, które majstrują przy zabawkowej kuchence. Wyobraźnię pewnie też mieli mocno rozbudowaną. Naeris już myślała o tym, jak to by było biegać w ciele wilka po lesie. - Nie myślałeś nigdy o tym? - spytała odnośnie animagii. Zapatrzyła się na chwilę w jego dołeczki. Dlaczego James musiał być aż taki uroczy? W ogóle nie rozumiała jak to możliwe, że jeszcze nie znalazł jakiejś dziewczyny, którą by pokochał. Nie przyszło jej nawet do głowy, że Waters może podobnie jak ona mieć pecha, jeśli chodzi o miłość. Nie pomyślała o tym, że on prawdopodobnie też nigdy nie był z kimś w związku. Po prostu była pewna, że z taką urodą musiał mieć na tyle duże powodzenie, że zdążył zdobyć parę doświadczeń! Oczywiście, nie pytała o to wprost, była na takie rozmowy zbyt nieśmiała, poza tym spodziewała się, że myślenie o tym mogłoby go w jakiś sposób zasmucić. - Chyba oprócz zakazu używania słów przepraszam i dziękuję, wprowadzimy zakaz używania słowa kretyn. - szturchnęła Jamesa lekko w ramię, by przestał oceniać się tak surowo. Nie był przecież swoim ojcem. Musiał odnaleźć siebie samego i co najważniejsze, zaakceptować to, jaki jest. Wiedziała, że inaczej nie będzie umiał odnaleźć tego prawdziwego szczęścia. Sama jeszcze do niego nie dotarła, choć zdawało jej się, że jest już całkiem blisko. - Też planowałam się pogodzić, bo... bo nie lubię rozłąk. A ta jeszcze mocniej wbiła się w moją psychikę. Posłała mu delikatny uśmiech, unosząc jeden kącik ust. Przez cały czas pilnowała też sosu, bo przecież rozmowa rozmową, ale jej nadal burczało w brzuchu, więc pilnowała, by ich kolacja była zjadliwa. - Wiesz, to, że wy wszyscy jesteście po prostu leniwi, to nie znaczy, że ten przedmiot jest nudny. - parsknęła śmiechem, nie chcąc przyznać się do tego, że i jej nieraz zdarzyło się odpłynąć na lekcjach historii magii. Zwłaszcza rewolucje skrzatów ją nużyły. Ale na przykład zawsze chętnie słuchała opowieści o założycielach Hogwartu albo najwybitniejszych magicznych pojedynkach wszech czasów. Wysłuchała z uwagą Jamesa, starając się by mu nie przerwać. - No cóż, twoja mama chce po prostu zapobiec powiększaniu się tej... przepaści między tobą, a twoim ojcem. - stwierdziła w końcu. Słowo "rozwód" trochę nią wstrząsnęło. Możliwe, że do tej pory nie rozumiała sytuacji Jamesa dość dobrze. Była w końcu przy nim w jego urodziny, widziała i słyszała wszystko, ale mogła mimowolnie wyprzeć to ze swojej świadomości. Teraz jakby dotarło do niej, jak źle się działo w życiu Jamesa. Praktycznie rozpadała mu się rodzina. Kiedy już sobie nałożył jedzenie, wciągnęła rękę przez stół i delikatnie ujęła jego dłoń. - Jeśli będziesz potrzebować czegokolwiek... no, po prostu czegokolwiek to powiedz mi. Pomogę, jak tylko będę umiała. - obiecała mu i cofnęła dłoń. Czy mu współczuła? Na pewno. W końcu jej wrażliwość dorównywała tej chłopaka. Żałowała, że jest taka bezsilna i nie wie nigdy, co zrobić. - A nie myślałeś... by komukolwiek powiedzieć o tym, co się stało? - wybąkała nieśmiało, nakładając widelcem makaron. Niekoniecznie chciała akurat teraz o tym rozmawiać, ale jeśli nie w tej chwili to kiedy? Odkładanie tego tematu chyba nie było najlepszym pomysłem. Pytając Jamesa, miała oczywiście na myśli Ministerstwo Magii. Może zajęliby się całą sprawą i zapełnili jeszcze jedną celę w Azkabanie. Bo obawiała się, że ojciec chłopaka może znowu posunąć się nawet do ponownego użycia niewybaczalnego zaklęcia. Ale jak to wszystko oddziałałoby na jego psychikę? Ojciec w Azkabanie... matka pewnie by się załamała, jak powiązaliby koniec z końcem? Czy dałby radę ze szkołą? Zbyt dużo wątpliwości, by w ogóle coś zdziałać. Pewna była tylko jednego. Nie pozwoli Jamesowi być samotnym. - Już druga? - spytała zaskoczona. Dopiero kiedy wspomniał o godzinie, odczuła, że jest znużona. Dzień pełen ekscesów, który jednak zakończenie miał niesamowite i wspaniałe... bo pogodzili się. Sam ten fakt sprawiał, że Naeris kipiała szczęściem. Odłożyła pergamin i chciała już spróbować spaghetti, gdy chłopak zerwał się z miejsca. Dziewczyna nie zamierzała zaczynać bez niego, więc po prostu poprawiła swoje wilgotne włosy i piżamę. Doprawiła swoją porcję odrobiną soli. Wreszcie Jem wrócił. Nie umiała domyślić się, po co poszedł na górę, ale nie chciała też pytać. - Nawzajem. - odparła z uśmiechem i spróbowała makaronu. Jak dla niej był idealny. Zresztą uważała, że nie miało znaczenia, jaki ostatecznie ma smak. Ważne, że przygotowywali je razem. Próbowała jeść powoli, ale była tak głodna, że połowę prawie od razu spałaszowała. Do plastikowego kubka wlała trochę wody, którą wypiła. - Jak twoje dłonie, już nie bolą? - zapytała, powracając do jedzenia. Gdyby zaszła taka potrzeba, mogłaby go opatrzyć za pomocą magii. W końcu trochę rozwalił sobie te palce. Nawijała nitki makaronu na widelec i maczała je dokładnie w mięsnym sosie. Nie ma to jak kolacja o drugiej w nocy! Kiedy nie mówili w całym domku panowała taka cisza, że niemal ich przytłaczała. Naeris wpatrywała się chwilę w ciemne okna, za którymi widać było światło księżyca. Gdy się skupiła gdzieś daleko usłyszała dudniącą muzykę, prawdopodobnie ktoś urządził jakąś imprezę w domku nieopodal. Może trójka albo piątka? - Też jesteś tak padnięty jak ja? - spytała z uśmiechem, kończąc swój posiłek. Czuła się... dobrze. Nawet bardzo dobrze.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Chyba nie masz na myśli siebie? - spytał oburzony. Dziwił go fakt, że dziewczyna tak o sobie mówi. Zawsze miał wrażenie, że może samoocena Naeris nie jest na najwyższym poziomie, bo nigdy nie przejawił się u niej narcyzm, ale twierdził, że jednak wie, jak dużo ma zalet. To, co przed chwilą powiedziała, trochę zmieniło jego myślenie. Może Nae, równie jak James, ma dość niską samoocenę i nawet nie zdaje sobie sprawy, jak niesamowitym jest człowiekiem? A może, po prostu chciała dać mu do zrozumienia, że on też ma coś w sobie, tylko zbyt krytycznie pochodzi do wielu spraw? Wtedy, wynikałoby jedynie, że dziewczyna jest pełna taktu, co tylko dobrze o niej świadczyło. Czyżby Krukon odkrył kolejną z jej cech? Miał w tamtym momencie bardzo zamyśloną minę, bo głęboko analizował wszystko, co powiedziała. Jednak, po chwili otrząsnął się z tego zamyślenia i zauważył, że Nae nie patrzy już na niego takim zatroskanym wzrokiem. - Animagia? To bardzo trudna profesja, Nae, nie wiem czy zdołalibyśmy się jej nauczyć. A poza tym, gdybym już miał możliwość bycia animagiem, chyba wybrałbym inne zwierzę... Hipogryfy są zbyt dzikie, sama rozumiesz... Wolałbym przemieniać się w coś, co będzie odzwierciedleniem mojej duszy... - przyznał. - Muszę przyznać, moim skromnym oczywiście zdaniem, że im czarodziej jest potężniejszy, tym ma większe ambicje i pociągi do różnych profesji... Kłamstwem byłoby powiedzieć, że moje umiejętości są wybitne, natomiast wizja potrafienia przemieniania się w zwierzęta jest, doprawdy, kusząca. W końcu, nawet jeśli bym, chciał, Eliksirem Wielosokowym tego nie osiągnę, a w życiu mogłoby być takie przydatne! - powiedział z fascynacją w głosie. Nie był złym człowiekiem, a skąd, ale gdyby miał więcej pola do popisu, może by i nawet zainteresował się czarną magią... Oczywiście, jedynie w celach naukowych... - Jednakże, przykro jest mi stwierdzić, że pomimo tego, że zapał zawsze ogromny mam, to z umiejętnościami może być ciut gorzej... A ty, co o tym sądzisz, Nae? - spytał, z widoczną ciekawością i fascynacją w głosie. - Ach, ale słowo kretyn tak urozmaica mój słownik! Nie mogę z niego, od tak, zrezygnować! Stracę umiejetność posługiwania się bogatym słownictwem! - powiedział zrezygnowanym tonem. Jak zwykle, w dobrym towarzystwie, potrafił być niezłym aktorem i w odpowiednich momentach bawić się tonem głosu, gestami i akcentami pewnych słów. W tej chwili próbował dramatyzować, ale wyglądało to dość mizernie, zważywszy na fakt, że lekko się uśmiechał. A ten uśmiech był wyjątkowo szczery, co zresztą ostatnio rzadko mu się zdarzało! - Tak, pewnie masz rację. Ale sam nie wiem, czy chcę odbudowywać tę przepaść... - powiedział. Nie zależało mu na dobrych relacjach z ojcem, bo zaczął zdawać sobie sprawę, że bez niego nawet łatwiej i przyjemniej mu się żyło. No, i dzięki jego "wyskokowi" w osiemnaste urodziny Jamesa, matka zaczęła trochę bardziej okazywać synowi, że go kocha. Przez lata, nie zdołała dostrzec, że razem z Gasparem są dla niego zdecydowanie zbyt surowi i ostrzy. W końcu, dyscyplina to nie wszystko. Catherine nigdy nie widziała, że może warto by poświęcać Jemowi więcej czasu, że czasem, gdy był mały, pobawić się wspólnie, a gdy trochę podrósł - porozmawiać. Może te obowiązki zrzucała na męża, któremu w ogóle nie zależało na uczuciach chłopaka? Gaspar miał jeden cel - skoro już ma tego jednego syna, trzeba go wychować na porządnego człowieka. Dlatego, już od młodych lat wysyłał go na różne zajęcia - naukę języków, tańca, grania na instrumentach, wpajał mu również zasady savoir-vivre'u. Teoretycznie, można by powiedzieć, że Gaspar rzeczywiście zadbał o Jamesa - o jego maniery i umiejętności, aby nabył ich jak najwięcej, zapominając jednak o tym, że nie przekazuje mu w ten sposób miłości. - Ja... sam nie wiem czy chcę cię obarczać swoimi kłopotami. Masz w końcu własne na głowie, a ja prędzej czy później, dam sobie radę. - orzekł cicho. Był trochę wzruszony, tym, że ma kogoś takiego jak Naeris, na kogo zawsze może liczyć, komu zawsze może powiedzieć, co go dręczy i przed kim nie musi nic udawać. Choć znali się może z trzy lub cztery miesiące, można by powiedzieć, że ich przyjaźń jest ulepiona z wyjątkowo twardego materiału. Tyle razem przeżyli, a pomimo tego, nadal byli wobec siebie szczerzy. I co dziwne - każda z trudnych sytuacji, przez jakie oboje przeszli, jedynie pogłębiała ich relację. Gdy James tak o tym rozmyślał, aż trudno byłoby mu myśleć o tym, co by było, gdyby nie przyszedł na jej stoisko, gdyby nie zaczął darzyć jej sympatią od samego początku. Bardzo możliwe, że nigdy by się nie poznali lub ich znajomość rozpoczęłaby się dopiero niedawno. Każda chwila z Naeris czyniła go szczęśliwym, nawet takie, gdy się kłócili lub oboje nie mieli ochoty na siebie patrzeć. No dobra, może to już jest przesadzone, ale bynajmniej, Krukon ZAWSZE wiedział, że może na nią liczyć. Z drugiej strony jednak, odkąd zrozumiał, że swoimi problemami przytłaczał dziewczynę, sam nie wiedział, czy aby na pewno jej mówić o wszystkim. W końcu, niczym nie zasłużyła sobie na to, by być obarczana ciągle jego rodzinnymi kłopotami. Rzeczywiście, może w jego towarzystwie czuła się kimś... no nie wiem, ważnym? Może i była z nim szczęśliwa, ale ile musiała się jeszcze nacierpieć przy okazji! W końcu, Jem zadecydował, że czasem zdusi w sobie smutki, a czasem wyjawi je dziewczynie, jeśli pomiędzy nimi nadal wszystko będzie okej. Uznał, że taka decyzja będzie najrozsądniejsza. - Ale... to bardzo miłe i kochane z twojej strony, Nae. Ja... naprawdę... dziękuję. - dodał pospiesznie, po kolejnej analizie. - Nie, nie chcę, żeby został ukarany. Nienawidzę go, ale nie zasłużył na siedzenie w Azkabanie. To znaczy, może i zasłużył, ale nie chcę żeby spędził tam całe życie. Ja wiem, że on wiele rzeczy robił... żebym wyrósł na kogoś lepszego, rozumiesz? Można powiedzieć, że nawet dużo inwestował w rozwój moich umiejętności, kiedy byłem jeszcze mały... On, on zawsze chciał dla mnie dobrze... nie chcę, żeby przez te kilka błędów, które popełnił w ciągu mojego całego życia, cierpiał w Azkabanie... Zresztą, złamałbym matce serce. Ona naprawdę go kocha. - James naprawdę miał zbyt dobre serce, by posunąć się do czegoś takiego. Ojca by zamknęli w Azkabanie na dożywocie, matka cierpiałaby z powodu jego nieobecności... zresztą, kto wie co mogłaby zrobić w beznadziejnej tęsknocie za ukochanym? No i sam Jem miałby wyrzuty sumienia... Jasne, Gaspar nie zawsze zachowywał się w porządku co do niego... ale to było spowodowane wydziedziczeniem go. Gdyby Jem nie przyszedł na świat, Gaspar teoretycznie nie zmieszałby czystej krwi, jaka od zawsze panowała w jego rodzie. - Wiesz, szczerze mówiąc, to nawet o nich zapomniałem. W końcu to nic takiego, to raptem kilka kawałków szkła... - oznajmił swobodnie, jakby Nae go spytała, czy miejsce po ukąszeniu komara nadal go swędzi. Te "raptem kilka kawałków szkła" dość mocno wbiły mu się w skórę, w końcu dłonie zaczęły mu obficie krwawić. No i znów, gdyby nie szybka reakcja i interwencja dziewczyny, mogłoby się to gorzej skończyć. Podczas jedzenia trwała nieustanna cisza, od czasu do czasu było słuchać stukanie plastikowych sztućców i przełykanie jedzenia. W tle również dało się usłyszeć jakąś muzykę - pewnie któryś z domków uznał, że warto zrobić jakąś fajną imprezkę. Gdy Nae i Jem kończyli już swoje porcje spaghetti, usłyszał pytanie. Akurat jedna nitka makaronu ześlizgnęła się z jego plastikowego widelca i na jednym z policzków miał odrobinę sosu pomidorowego, jednak niczego nie poczuł i kontynuował jedzenie. Gdy wreszcie przełknął, odpowiedział dziewczynie na pytanie: - Jestem trochę zmęczony, ale... jeszcze nie umieram. - odłożył sztućce na swój talerz i widząc, że Krukonka również skończyła jeść złapał za oba ich, brudne już, zestawy i wyrzucił do śmietnika stojącego nieopodal. Widział, jak dziewczyna leniwie rozciąga się na krześle. Była już najedzona i umyta, a zatem przyszedł czas na to, by wreszcie położyli się spać. Stanął przed nią i widząc ją już praktycznie przysypiającą, złapał ją za rękę, pomógł wstać i zaciągnął na piętro.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
- Jeśli ktoś nie chowa się właśnie teraz w naszej łazience... To raczej tak, miałam na myśli siebie. - uśmiechnęła się bardzo delikatnie, lekko tylko unosząc kąciki warg. To był jeden z jej większych problemów. Nie umiała docenić siebie, nie znała też własnej wartości. Uważała siebie za zwykłą do bólu, jedną z milionów podobnych. Ale nie przeszkadzało jej to, bo akceptowała samą siebie. James miał rację myśląc, że ona także nie ma jakiejś niesamowicie podbudowanej samooceny. Naeris uważała jednak, że w sytuacji chłopaka to on gorzej siebie postrzega. Zależało jej na tym, by zaczął widzieć, jak wiele ma w sobie dobra. Czy da się kogoś pokochać za nic, tato? To jedyny sposób by kochać. - No tak, potrzeba wielu lat, by w ogóle coś osiągnąć. - odparła spokojnie. Gdyby tylko James wiedział, że kiedyś nawet próbowała się tego nauczyć. Oczywiście, nie sama, miała u boku przyjaciela. Teraz te ich próby i mnóstwo godzin spędzonych w bibliotece na odcyfrowywaniu starych woluminów, wspominała z tęsknotą. Było to bardzo żmudne i niekiedy męczące zajęcie, ale przynajmniej mieli siebie. A w tej chwili Naeris już nie miała kontaktu z owym przyjacielem. A po ostatnim razie, gdy próbowała się przemienić w zwierze, w szóstej klasie, już nie eksperymentowała z tą zaawansowaną magią. - I jest to bardzo niebezpieczne. Możesz sobie... na przykład na trwałe dorobić ogon. - uśmiechnęła się do Jamesa, bo to rzeczywiście wydawało się zabawne, ale jednocześnie groźne. - Albo utknąć na zawsze w ciele zwierzęcia. Albo pomieszają ci się zmysły i zaczniesz mylić swój umysł z umysłem zwierzęcia. Dodatkowo to zabronione przez Ministerstwo, w sumie nie powinniśmy nawet o tym mówić. Skończyła, wpatrując się w swoje dłonie. Ta cała fascynacja animagią pojawiła się u Naeris, kiedy była dzieckiem, nie znała jeszcze prawa tak dobrze. Ale przecież później wiedziała, już na co się pisze, a mimo to dalej brnęła w tą niebezpieczną sztukę. W każdym razie nie zamierzała już do tego powracać, to pozostawało jedynie przeszłością, głupim wybrykiem... trwającym blisko cztery lata. I nigdy, przenigdy nic jej nie wyszło. - A jeśli miałbyś określić jakim byłabym zwierzęciem, to co byś wybrał? W twoim przypadku stawiałabym na... może sowę? Jesteś inteligentny i zazwyczaj opanowany - uśmiechnęła się szeroko przy słowie zazwyczaj. Rzuciła teraz lekką aluzję co do pewnych momentów, kiedy emocje stawały się zbyt gorące. - Do tego sowa kojarzy mi się z książkami, a wiem, że podobnie jak ja uwielbiasz czytać. - Rozumiem. W końcu to jest twój wybór. - odparła krótko, bo nie chciała go namawiać. Ulżyło jej, że ojciec Jamesa nie stał się przez to wszystko jeszcze agresywniejszy. W końcu wtedy odważył się pierwszy raz podnieść na niego rękę - co jeśli to popchnęłoby go dalej? I to, że matka chłopaka nareszcie zrozumiała parę rzeczy też stanowiło dobry znak. Naeris naprawdę życzyła mu jak najlepiej. Wszystko mogło się jeszcze naprostować i potoczyć w dobrym kierunku - gdyby tylko Gaspard zrozumiał swoje błędy, przeprosił, może Jem by wybaczył. Gdyby matka przestała naciskać na naukę i czułaby dumę z tego, co już udało się dokonać Krukonowi? Sourwolf doceniała swoich rodziców, którzy zawsze robili wszystko, by jej pomóc i podbudować jej wiarę w siebie. Starali się zapewnić swoim dzieciom, jak najlepsze warunki do życia, mimo że wcale im się aż tak nie przelewało. A w wakacje usłyszała jeszcze, że możliwe, że dostanie własną miotłę. Kochała ich i przykro jej było, że James nie ma też takich rodziców. - Wiem, że dasz sobie radę. - odparła równie cicho. Przecież wierzyła w niego całą sobą. Zawsze ufała, że mu się powiedzie, że będzie mieć szczęśliwe życie, że spełni wszystkie swoje marzenia. Chciała tego dla niego. By mógł budzić się z uśmiechem na ustach, by kiedyś powiedział szczerze "jestem szczęśliwy". Nie zależało jej na sobie w takim stopniu, jak na nim. Kiedy już pokochała kogoś jak przyjaciela, potrafiła oddać mu wszystko. Cierpienie? Ono się nie liczyło. Czym była odrobina cierpienia wobec tego ogromu radości, jaką dawało jej spędzanie czasu z Jamesem? Potrafiła znieść bardzo wiele i nie chciała rezygnować z niesienia pomocy, tylko dlatego, że sama może doznać jakiejś krzywdy. - Nie musisz dziękować. Od tego jestem, by zawsze być przy tobie. Chyba, że sam byś tego nie chciał. Widziała w jego jasnych oczach, że naprawdę cieszy się, że ma kogoś takiego, jak ona. Nieraz zdarzało się, że Naeris oddawała całą swoją uwagę i poświęcenie komuś, kto nawet nie potrafił tego docenić. Niektórzy potrafili być zbyt zapatrzeni w siebie i nie dostrzegali, kogo mają obok. Dlatego James tylko rósł w jej oczach, bo dzięki temu wiedziała, że jej zaangażowanie nie pójdzie na marne. - Jem... - wzruszyła się tym, co powiedział. Naprawdę niesamowite, jak wielkie serce miał ten chłopak. - Nie chcesz źle dla kogoś, kto sprawiał, że cierpiałeś... Wiesz, jesteś naprawdę wspaniałą osobą. - nic więcej nie umiała powiedzieć, słowa chłopaka nią potrząsnęły. Nawet ona sama nie wiedziała, czy umiałaby wybaczyć po tym, jak ktoś by ją tak potraktował. Przypomniała sobie krzyki Jamesa, gdy jego ojciec go torturował. To było przerażające. Ale James mimo wszystko nadal w jakimś stopniu chciał chronić Gaspara. Westchnęła cicho, bo jeszcze nigdy nie czuła aż tak silnej sympatii do tego chłopaka. - To dobrze, medyk o tej porze pewnie już śpi. - powiedziała z nutką rozbawienia, jedząc spaghetti i zastanawiając się nad całą ich rozmową. Może nie analizowała aż tyle, co James, ale często wszystko przerabiała sobie w myślach kilka razy. Przeniosła wzrok na chłopaka i zobaczyła, że na jego policzku zostało odrobinę sosu. - Jem? Na policzku masz... poczekaj. Sięgnęła po serwetkę i sięgnęła ręką, by delikatnie wytrzeć jego policzek. Wystarczyło zaledwie parę muśnięć, podczas których Naeris skupiła się na tym, by nie spojrzeć mu w oczy. Na jakieś 99% speszyłaby się. - Już okej. Poczekała, aż Jem zajmie się talerzami, choć chciała mu pomóc. Nim się jednak zaofiarowała, już sobie poradził. Przetarła oczy rękawem piżamy, bo naprawdę zrobiła się senna. Pozwoliła Jamesowi złapać się za rękę i zeszła z krzesła. Weszli po schodach na górę, a ona dostrzegła swojego kruka, już smacznie śpiącego na żerdzi w klatce. Przynajmniej jeden raz był spokojny. - Mogę usiąść na twoim łóżku? - spytała, bo mimo wszystko nie czuła aż takiego wykończenia, by od razu paść i zasnąć. Chciała jeszcze zamienić choć parę słów z Jamesem. Ten miesiąc rozłąki sprawił, że nagle zapragnęła rozmawiać z nim i rozmawiać, na wszystkie tematy.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Ale... może warto by spróbować? - spytał niepewnie. Później, mógłby żałować, że nigdy nie spróbował. - Ale pomieszanie umysłów mogłoby być ciekawe... - mruknął cicho, spoglądając rozmarzonym wzrokiem na różne miejsca na ścianach pomieszczenia. Zawsze objawiała się u niego fascynacja wieloma rzeczami, które czarodzieje mogli dodatkowo posiadać lub nimi władać, chociażby metomarfomagią, animagią, czy czarną magią. - Sowę? - spytał oniemiały. Od kiedy on jest inteligentny i opanowany? Przecież ostatnio wściekał się o byle co, a nawet gorzej, wpadał wręcz w furię. A i nie sądził też, że w którymś momencie och znajomości objawił, że jest inteligentny. To, że czasem zdarzy mu się powiedzieć coś, co ma drugie dno lub rzeczywiście jest mądre, nie świadczy o tym, że jest inteligentny. A przynajmniej James tak twierdził. Prędzej powiedziałby o Nae, że jest oczytana, mądra, bystra i inteligentna - wiele razy mówiła bardzo mądre rzeczy, ciągle sypała nowymi cytatami, używała powiedzeń i przysłów. Można by zatem rzec, że dziewczyna idealna, i James rzeczywiście tak ją postrzegał. Tyle wdzięku, dziewczęcości, inteligencji, urody, nie zapominając również o tym, ile ma w sobie miłości. - Nie sądzisz, że bardziej pasowałby do mnie żółw? Albo ślimak? - spytał, unosząc jeden z kącików ust. To zabawne, ale zawsze uważał, że jest nudnym człowiekiem, więc porównywał się ze zwierzętami, które nie są zbytnio szybkie. - Chociaż, co do książek, masz całkowitą rację. Wiele razy zdarzało mi się zasypiać z nosem w książkach ale nie myśl sobie, że ze znużenia ich treścią, a skąd! Zwykle, czytam przed snem... i... zdążyłem już wielu z nich powyrywać strony, bo opierałem się o nie podczas snu... - wspominał, nadal wstydząc się, jak mógł zniszczyć niektóre z nich. Może nie był jakiś pedantyczny co do książek, ale też przedtem nie zdarzało mu się ich niszczyć. Oczywiście, krótkie Reparo scaliło wyrwane strony i pogięte rogi, jednak jemu i tak zawsze było wstyd, że tak zasnął, z książka pod głową. - Muszę dziękować, bo to niesamowite jak... się o mnie troszczysz. - zaprzeczył stanowczo. Nae była dla niego jak matka, starsza siostra, która zawsze mu pomoże w trudnej sytuacji, zawsze rozbawi, uratuje, sprawi, że będzie szczęśliwy. Niewiele osób potrafiło wzbudzić w nim jakiekolwiek emocje, ale ona zawsze działała na niego inaczej. Wiedziała, jak ma skę zachować, co powiedzieć i potrafiła przewidzieć jego reakcję. Znała go na tyle, że nawet śmiało można powiedzieć, że znała go prawie tak dobrze, jak on sam. - Czy ja wiem... w końcu, niczym specjalnym się nie wyróżniam, jestem przeciętny, zwyczajny... - stwierdził niepewnie. Nigdy nie powiedziałby o sobie, że jest kimś wyjątkowym, jak to ujęła Nae. Uważał siebie za kogoś niewyróżniającego się z tłumu, kogoś zwykłego, normalnego. Kogoś, na kogo nikt nie zwróci specjalnej uwagi. I może rzeczywiście tak było, ale tylko dlatego, że nigdy nic nie robił, by jednak sprawiać wrażenie kogoś niezwykłego, a takim był. - Taak, jest dość... późno. - przyznał. Jego zranione ręce nie były niczym najważniejszym w tamtej chwili. Liczyło się dla niego to, że jest z Naeris i miło spędza z nią czas. Że się pogodzili i że ma ją przy sobie. To było wtedy najistotniejsze. - Co? - spytał zdezorientowany, uśmiechając się lekko. Nagle zobaczył, że dziewczyna łapie serwetkę i sięga przez stół, aby przetrzeć nią jeden z jego policzków. Ach, czyli jak zwykle musiał się cały umazać podczas jedzenia, no jak dziecko. Choć dziewczyna nie dotknęła go bezpośrednio ręką, poczuł, jakby dawała mu ciepło, jakie miała w sobie. Może miała jeszcze wychłodzone dłonie, ale miał wrażenie, jakby przekazywała mu takie wewnętrzne gorąco, miłość, jaka w niej drzemała. Widział, że unika jego wzroku, ale James zdążył już przyzwyczaić się do jej wstydliwości i tendencji do peszenia się, więc też nie nawiązywał żadnego kontaktu wzrokowego. Dla niego Nae stała się już na tyle swobodna, że nie zdarzało mu się już przed nią peszyć. No, chyba, że była jakaś wyjątkowo wstydliwa sytuacja, wtedy to było całkowicie zrozumiałe. - Dzięki. - rzekł miękkim głosem, gdy wreszcie cofnęła rękę. Gdy weszli na piętro, było aż dziwnie cicho. Nie było słychać oddechów innych współlokatorek, tylko gdzieś dalej dudniła nadal jakaś muzyka. W klatce słodko drzemała sobie Yennefer, figurka samicy rogogona węgierskiego i kruka albinosa Geralta, również śpiącego na żerdzi klatki. Po cichu weszli do pokoju, jakby bojąc się, że mogą kogoś obudzić, ale jedyne śpiące stworzenia w tym pokoju, to zwierzątka dziewczyny. W ciągu tych kilku sekund, kiedy stał i wpatrywał się w smoczycę i kruka, tak zdążył się przywyczaić do ciszy panującej w pokoju, że kiedy usłyszał pytanie dziewczyny, podskoczył delikatnie. Naprawdę był już zmęczony. - Tak, jasne. - odpowiedział i podszedł do swojego łóżka, które było nienaruszone w żaden sposób i nadal ładnie pościelone. Odsunął moskitierę, usiadł na nim, a obok niego usadowiła się dziewczyna. Po chwili jednak pomyślał, że trochę bolą go plecy, więc zmieni pozycję. Zrzucił kapcie, które założył, jak brał prysznic, usiadł po turecku i oparł się o zagłówek łóżka. Poczuł lekką ulgę, bo kark i plecy bolały go niemiłosiernie. - Pamiętasz, jak po raz pierwszy się spotkaliśmy? Byłaś taka poddenerwowana, a ja wyjątkowo wyluzowany, w końcu wypiłem jakiś eliksir na innym stoisku... Albo tamten dom? Pamiętam, jak musiałem wypić eliksir postarzający, żeby wejść do ostatniego pokoju... Wydawałem się taki stary, w porównaniu do ciebie... - powiedział cicho, wpatrując się w sufit i wspominając. - Albo jak byliśmy nad jeziorem, albo jak robiliśmy razem eliksir? Wtedy jeszcze się nie przyjaźniliśmy... Spójrz, minęły zaledwie z trzy miesiące, a teraz... teraz jesteś dla mnie wszystkim. - powiedział, wreszcie spoglądając na Nae. Uśmiechnął się szeroko, złapał ją za rękę i ścisnął mocno.
Ostatnio zmieniony przez James Waters dnia Wto 9 Sie 2016 - 18:13, w całości zmieniany 2 razy
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami. To prawda, że to było całkiem ciekawe i na pewno ambicja Naeris nieraz jeszcze będzie naciskać na kontynuowanie nauki, ale raczej nie zamierzała do tego powracać. Po co, skoro nie ma już kontaktu ze swoim przyjacielem? Utraciło to większość sensu. - Wiesz, mógłbyś nagle zacząć szczekać w czasie lekcji. Obserwowała uważnie twarz Jamesa. Ciekawe czy i on też tak bardzo fascynował się zdobywaniem wiedzy, jak Naeris. Krukonka często myślała o tym, co by było, gdyby urodziła się półwilą albo metamorfomagiem. Życie musiałoby się potoczyć zupełnie inaczej. Często zazdrościła innym wyjątkowym umiejętności. - Nie rób takiej miny, Jem. - powiedziała rozbawiona jego reakcją. Mogła się tego spodziewać, to byłoby zupełnie nie w jego stylu, gdyby przyznał, że rzeczywiście pasuje mu sowa. Albo zacząłby doszukiwać się w tym zwierzęciu jakichś minusów. - Ślimak i żółw też są w porządku. Nigdzie się nie spieszą, są ostrożne i lubią obserwować środowisko. Uważasz, że do ciebie pasują? - rzuciła mu krótkie, badawcze spojrzenie. Sama nie umiała tego ocenić. James był świetnym przyjacielem i wykazywał się zawsze chęcią pomocy. Wytrwał tak wiele, a dalej uważał siebie za słabego. Niemal irytowało to Naeris, która widziała przecież wiele jego pozytywnych cech. Dlaczego on musiał wciąż mieć siebie za kogoś gorszego? Musiała mu jakoś wbić do tej makówki, że ma swoją wartość. Cóż, będzie nad tym pracować. - To straszliwa zbrodnia. - odparła poważnie. Ona nigdy nie wyrwała kartki z książki, największym jej przewinieniem była drobna plama z soku na okładce. Zawsze dbała o wszelkie podręczniki z należytym szacunkiem. - Ale nie martw się, też często czytam w nocy i potem śpię, obłożona książkami. - wyobraziła sobie teraz Jamesa leżącego z policzkiem na książce. Musiała przyznać, że to byłby niewątpliwie bardzo uroczy widok. - Pamiętam, ile książek miałeś w swoim dormitorium. Wcale nie uważała, że to niesamowite. Dbanie o przyjaciół traktowała jako powinność, ale nie jako uciążliwy obowiązek. Po prostu wiedziała, że powinna go wspierać, a poświęceń nigdy się nie bała. - Nie jesteś zwykły. Nie jesteś przeciętny. Nawet nie wiesz, jak cieszę się, że cię poznałam! Pozwoliłeś mi się odkryć i dotrzeć do twojej głębi. I naprawdę fascynuje mnie to, jak wielkie masz serce, jak wrażliwy jesteś. Nigdy nie spotkałam kogoś takiego. Na każdym kroku mnie zaskakujesz, swoją szarmancją, swoją empatią, nie mogę się napatrzeć na twój uśmiech, bo wiem, że jest szczery. - nie zdążyła się powstrzymać, po prostu musiała mu to powiedzieć. Jej oczy lśniły lekko, gdy na niego patrzyła. Rzadko kiedy tak otwarcie kogoś chwaliła i raczej nie zamierzała więcej. James musiał zrozumieć pewne sprawy, no musiał. Uśmiechnęła się do niego lekko, kiedy już skończyła wycierać jego policzek. Sporo by dała za te dołeczki, sama chciałaby takie mieć. Dobrze, że Jem już aż tak się przy niej nie peszył. Stawali się wobec siebie coraz bardziej otwarci, a Naeris to niemal zaskakiwało. Bo jeszcze chyba nie miała aż tak bliskiego przyjaciela. Niezbyt ją interesowało w tej chwili, gdzie podziały się dziewczyny. Spojrzała na nienagannie pościelone łóżko Jamesa. On sam zawsze zachowywał się tak nienagannie, tak go wychowano. Za to jej pościel była pognieciona, nie miała nigdy czasu, by ją poprawić. Siadła obok chłopaka, gładząc dłonią miękki materiał. Właściwie... to można powiedzieć, że poszli do łóżka? Uśmiechnęła się szeroko pod nosem, rozbawiona tą sytuacją. Miała nadzieję, że James nie spyta, co ją tak bawi. Przesunęła się dalej i rozprostowała nogi. Jaka ulga! Po całym dniu chodzenia naprawdę wszystko ją już bolało. Ramiona cofnęła do tyłu i się o nie oparła. - Twoje łóżko jest jakieś wygodniejsze. - powiedziała, marszcząc nos, bo rzeczywiście tak jej się wydawało. Przeczesała palcami swoje jeszcze trochę wilgotne włosy. Pamiętała wszystkie te sytuacje, o których mówił. Jak mogłaby zapomnieć? Miłe, że wspominał jedynie te pozytywne wspomnienia, choć Naeris pamiętała też inne. Te w jego urodziny, te w skrzydle, te po balu... - W tym domu było okropnie! I pamiętam też, jak latałam z tobą na miotle. To bym chętnie powtórzyła. Nie mówiłam ci jeszcze, ale chcę się zapisać do drużyny we wrześniu. - powiedziała i niespodziewanie poczuła, jak ściska jej dłoń. Splotła swoje palce z jego. Uśmiech Naeris się zmienił. Westchnęła cicho. Naprawdę da radę być dla kogoś wszystkim? Nigdy nie chciałaby nikogo zranić, ale nie mogła obiecać, że tak nie będzie. Przytuliła Jamesa, obejmując go za szyję. Przytuliła policzek do policzka chłopaka. - Tęskniłam za tobą - powiedziała cicho, powtarzając sobie, by się nie wzruszyć. Nie mogła być aż tak tak sentymentalna! Więc zrobiła coś szybko, by nie przedłużać tej poważnej atmosfery. Wzięła poduszkę i trzepnęła Jamesa w bok. - Ale wiesz, ten twój komplement o drzewie był do bani! - roześmiała się, osłaniając poduszką, jeśli chciał jej oddać. Co prawda, była zbyt zmęczona, by się z nim teraz bić, ale co z tego. Najchętniej to by padła i przytuliła się do niego. W sumie zaśnięcie w ramionach Krukona nie wydawało jej się takim złym pomysłem.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Nie no, może rzeczywiście ślimaki i żółwie to nie dla mnie... - przyznał szczerze. Zawsze planował sobie cały dzień, przez co się nie musiał ani spieszyć, ani nie spóźniać, ale na ogół był raczej energiczny. - A myślałem, że jestem sam... Wiesz, ciągłe przesiadywanie w bibliotece mi nie starcza. - odrzekł, gdy usłyszał, że i Nae zdarza się zasnąć z nosem w książkach. - Mam nadzieję, że kiedy wreszcie zarobię na własne mieszkanie, będzie ich jeszcze więcej. - powiedział z nadzieją w głosie. Bardzo mu zależało na tym, by kupić sobie mieszkanie. Nie chciał wynajmować jednego pokoju, bo uważał, że i tak byłby w nim równie zamknięty, jak w dormitorium, które zapewniała mu szkoła. Wizja trzypokojowego, własnego miejsca (nie licząc łazienki i kuchni) sprawiała, że aż uśmiechał się szeroko. - Och, już przestań... - powiedział cicho, trochę onieśmielony. To, że mówiła o nim tyle dobrych słów, dosłownie powodowało, że zaczynał nawet myśleć o sobie dużo lepiej, jednak czuł się z tym bardzo dziwnie. Chyba pierwszy raz, tak naprawdę usłyszał, co Naeris o nim myśli. I aż dziwił go fakt, jak dużo pozytywów w nim widziała. Poczuł, że i on musi powiedzieć o niej coś dobrego. I to nie tylko dlatego, że wymagano od niego ciagłego taktu, do którego zdążył się przyzwyczaić, po prostu wiedział, że i on musi uświadomić jej, jak bardzo jest wyjątkowa. - Ty... ty też jesteś kimś wyjątkowym. - powiedział. Było to dość mizerne, w porównaniu do tego, jaką ona mowę wygłosiła na jego temat. Jednak nadal kontynuował, teraz trochę pewniejszym głosem. - Jesteś niesamowicie ambitna, oczytana, inteligentna, kreatywna i pomysłowa. Jesteś otwarta na świat i nowych ludzi, zarażasz każdego entuzjazmem, pomimo wielu niepowiedzeń, nigdy się nie poddajesz. I... jesteś okropnie tolerancyjna, pomocna, miła, sympatyczna, wrażliwa... Dużo by tu wymieniać twoich zalet, bo jest ich mnóstwo. - powiedział, uśmiechając się do niej lekko. Wszystko co powiedział, było w stu procentach szczere i dobrze się z tym czuł. Lubił rzucać ludziom komplementy, bo zdawał sobie sprawę z tego, że każdy czuł się z tym zdecydowanie lepiej i ewidentnie poprawiało to ludziom humor. - Za każdym razem, kiedy mi pomagałaś, czy spędzaliśmy razem wspólnie czas, byłem naprawdę szczęśliwy, że zaszedłem wtedy na twoje stoisko i że później razem poszliśmy do tego domu. - zakończył. W wielu momentach, czy to swojej słabości, kiedy potrzebował pomocy, czy kiedy był szczęśliwy, spędzając z nią wspólnie czas, rzeczywiście gdybał, jak by wyglądało jego życie bez niej. - Co cię tak bawi? - spytał, zaciekawiony jej ukradkowym uśmiechem. - Znów mam coś na twarzy? - dodał, przecierając się ręką w okolicach ust. Co ją tak nagle rozbawiło? - Może to dlatego, że jak śpię to się okropnie wiercę i trochę bardziej... no wiesz, materac zrobił się bardziej miękki. I bierz też pod uwagę to, że jestem od ciebie cięższy. - Wziął pod uwagę to, że jego łóżko jest wygodniejsze. Ciągle przewracał się, a to na drugi bok, a to na plecy, na brzuch. Jak się tak bez przerwy wiercił, to bardzo możliwe, że zdołał rozciągnąć trochę ten materac. - Do drużyny? Och, to naprawdę wspaniale! - stwierdził szczerze. Ciekawiło go, o granie na jakiej pozycji będzie się ubiegać dziewczyna, dlatego zaraz ją o to spytał. - Na jakiej pozycji zamierzasz grać? Nae pasowała mu na szukającą albo jedną ze ścigających. Miała na tyle drobną posturę, że może będzie się ubiegała o tę pierwszą pozycję w drużynie? - Mam nadzieję, że się dostaniesz! Będę trzymał za ciebie kciuki! Chwilę później poczuł, że go przytula. Znów poczuł zapach bzu. Miała naprawdę ciepłe policzki, choć nie malowały się na nich rumieńce. - Ja też. - odrzekł, gdy nagle poczuł, że walnęła go poduszką w bok. Złapał za drugą, leżącą na podłodze. - Ciekawe, co ty byś mówiła, jakbyś łyknęła eliksiru powodującego euforię! - powiedział i rzucił w nią poduszką, którą podniósł przedtem z podłogi. - Może, że mam włosy jak trawnik? - spytał i parsknął śmiechem. Wstał i pobiegł po kolejne poduszki z sąsiednich łóżek. Trzymając kilka z nich, wrócił do swojego łóżka. Wyrzucił je ze swoich rąk i raz po raz rzucał nimi w Naeris. W końcu padł na łóżko, jakby nagle uleciała z niego cała energia, którą jeszcze chwilę temu, w sobie miał. - Zgadnij, która godzina. - powiedział, podnosząc lewą rękę do góry (bo leżał na plecach) i spoglądając na tarczę swojego zegarka. - Podpowiem, że dość późna. - powiedział i uśmiechnął się szeroko. Chwilę później poczuł, że ogarnia go prawdziwe zmęczenie i zamknął na chwilę powieki. Wyglądał jakby spał, ale nadal czuwał i wysłuchiwał wszystkiego. Otworzył oczy dopiero, kiedy poczuł że Nae zmienia swoją pozycję, a materac ugina się w innym miejscu. Podniósł się pospiesznie i rozejrzał po pokoju. Dopiero wtedy zaczął zastanawiać się, gdzie podziały się dziewczyny. Czyżby poszły na jakąś imprezę?