To jedyne miejsce w Dolinie Godryka, gdzie sowy są równie ważne jak goście. Otwarte, wyposażone w świeżą wodę i pokarm, klatki wiszą pod sufitem, a każdy gość może do „Złotej klatki” przyjść ze swoim pocztowym posłańcem i razem z nim cieszyć się popołudniem. Restauracja z reguły nie zna chwil, w których byłaby całkiem pusta. Zawsze znajdą się czarodzieje, którzy będą chcieli wypić w niej poranną kawę przy akompaniamencie cichego pohukiwania restauracyjnych podopiecznych lub wieczorem napić się piwa ze znajomymi.
Sok Dyniowy Woda Goździkowa Dowolny napój bezalkoholowy z tego spisu Piwo kremowe Dowolne mugolskie piwo Dymiące Piwo Simisona Grzane wino z korzeniami i koglem−moglem Ognista Whisky
Dowolne, lokalne danie z tego spisu
Autor
Wiadomość
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Merlin mu świadkiem, że starał się nie zastanawiać zbyt intensywnie nad smakiem ust Bridget ani nie wyobrażać sobie, jak miło by było przytulić do siebie to drobne ciało. Była zbyt miła i urocza, by po głowie plątały mu się wyłącznie niewłaściwe myśli, choć nie oznacza to wcale, że był grzecznym chłopcem i w głowie mu nie postało, żeby jeszcze trochę pogłębić ich znajomość. - Ha! To i tak więcej niż mogę powiedzieć o sobie. Chcieli zrobić ze mnie pałkarza, ale koordynację mam tylko w wodzie i podczas pierwszych lekcji latania prawie skręciłem kark - wyznał z rozbawieniem, patrząc w te jej śliczne, sarnie oczy, które robiły z niego jeszcze większego głupka niż halucynacje. - Szkoda. To naprawdę bardzo ładny strumyk - zapewnił ją tonem, z którego trudno było wywnioskować, czy żartuje, czy mówi poważnie. Cała ta rozmowa była tak nonsensowna, że jakiekolwiek próby przywrócenia jej powagi wydawały się kompletną bzdurą. Zresztą przecież oboje się dobrze bawili, więc dlaczego mieliby cokolwiek zmieniać? Zwykle nie był aż tak intensywny i nie zasypywał ludzi takim gradem pytań... chyba że sprawa dotyczyła jego badań. Usiadł wygodnie, zadowolony z jej zaproszenia, i nawet nie przyszło mu do głowy, że mógłby uznać samotne przesiadywanie w kawiarni za coś dziwnego - sam tak czasem robił i wydawało mu się to najnaturalniejsze na świecie. Ucieszył go fakt, że nie musiał się obawiać jakiegoś intruza, który przerwałby im rozmowę, twierdząc, że był umówiony z Bridget. Słuchał dziewczyny z uwagą, nie przerywając jej ani razu i niemal spijając słowa z jej ust. Palcem wskazującym lekko pocierał zarośnięty podbródek, wyraźnie zafascynowany, a zmarszczka między jego krzaczastymi brwiami pogłębiła się, sugerując głęboki namysł. - Absolutnie fascynujące... Wiesz może, jak reagują na pył inne stworzenia antropoidalne? - zapytał wreszcie, kiedy skończyła opowiadać. Był ciekaw, czy te stworzenia, których umysł był w jakimś stopniu podobny do ludzkiego, były bardziej narażone na działanie wróżkowego pyłu. Pokiwał głową, nadal pocierając podbródek. - Owszem. Wiem, że mój młodszy brat prowadził tam jakieś badania, ale padł ofiarą ciamarnicy... Nie miałem jeszcze okazji z nim porozmawiać, zresztą nie jestem pewien, jaka była jego teza badawcza i cel. Najbardziej zajmuje mnie reakcja trytonów na magiczny smog. Czy te mieszkające w hogwarckim jeziorze zachowują się inaczej niż zwykle? - zapytał, traktując ją jak koleżankę po fachu, a nie przypadkową fankę, którą poznał kwadrans wcześniej. Zresztą wszystko wskazywało na to, że rzeczywiście była jego młodszą koleżanką po fachu.
Może to i dobrze? W życiu Bridget brakowało relacji damsko-męskich budowanych z dystansem i bez większych podtekstów. Prędzej czy później, a zdecydowanie częściej była to pierwsza opcja, mężczyźni wpadali w sidła tych czekoladowych oczu, a ona dawała się łapać na w zasadzie bardzo wiele emocjonalnych pułapek, które jej serwowano. Dokładnie tyle, ile niewinności było w jej spojrzeniu, tyle naiwności przelewało się przez jej życie. W najśmielszych snach nie pomyślałaby o faktycznym podrywaniu Wally'ego w tej chwili, bo po pierwsze był chyba sporo starszy od niej (chociaż to akurat, niestety, w jej głowie nigdy nie było specjalną przeszkodzą, bo będąc na studiach spotykała się z czternaście lat starszym mężczyzną, a resztę pominę milczeniem), a po drugie czuła się, jakby właśnie poznała jednego ze swoich długoletnich idoli i onieśmielenie tym faktem przeważało nad wszystkim innym. Parsknęła śmiechem na tę uwagę o strumieniu, w tej kwestii również porzuciwszy już nadzieję na sprowadzenie rozmowy na poważne tony. Kwestia halucynacji jeszcze przez jakiś czas pozostanie dla niej dobrą zagadką, pewnie do pierwszego razu, kiedy sama ich doświadczy. Poprawiła się na krześle, mówiąc. Nie przywykła, by ktoś słuchał jej z taką uwagą i musiała przyznać sama przed sobą, że sprawiało jej to dużą przyjemność i satysfakcję. Obserwowała, jak wspomniana wcześniej zmarszczka żłobiła niewielki kanion między lasami z krzaczastych brwi, patrzyła, jak unosił nieznacznie kącik ust w geście może fascynacji, może zwyczajnej radości, że spotkał przypadkiem na swojej drodze kogoś, kto związany był zawodowo z przedmiotem jego zainteresowań. - Niestety jeszcze nie, przynajmniej nie w związku z naocznymi obserwacjami, wyłącznie z raportów ministerialnych - poinformowała go. Gdy pracowała w Ministerstwie, spłynęło do nich również podanie na temat smogu i brytyjskich olbrzymów. Ponadto jeden urzędnik zebrał wywiad z kilkoma goblinami, lecz u nich problem zdawał się być marginalny, bowiem większość z nich pracowała pod ziemią. Jej serce na chwilę zgubiło rytm, gdy wypowiedział magiczne słowo - trytony. Były przedmiotem jej niecodziennej, wieloletniej fascynacji, dla której w ciągu ostatnich kilku lat specjalnie nauczyła się pływać, by już nic nie stało jej na przeszkodzie eksploracji języka i kultury tych niezwykłych stworzeń. - Och, tego sama chciałabym się dowiedzieć - przyznała, na poły zasmucona faktem, że nie mogła go w żaden sposób uraczyć historią na ten temat. - W sumie pracuję w Hogwarcie od niedawna, więc jeszcze wszystko przede mną. Przyznam, że jednym z powodów chęci zmiany pracy, był powrót do tego jeziora. W trakcie studiów miałam wiele pomysłów na plany badawcze, lecz los pokrzyżował mi plany - wyjawiła, może aż nazbyt ujawniając swoje myśli. Cóż miała poradzić, Wally swoim zainteresowaniem i spojrzeniem zburzył jakiekolwiek dzielące ich mury powściągliwości.
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wally był co prawda wolnym duchem i nie przywiązywał wielkiej wagi do konwenansów, ale nie oznaczało to, że był jakimś niemoralnym łobuzem, który uwodził każdą napotkaną dzierlatkę, jaka wpadła mu w oko. Nie lubił mącić innym w życiu, a przecież taka Bridget mogła mieć do szaleństwa zakochanego chłopaka, który właśnie nerwowo rozglądał się za pierścionkiem. Fakt, że sam żył tak, jak żył, nie był równoznaczny z pogardą dla bardziej konwencjonalnych ścieżek życia. Okazanie sympatii i zainteresowania to jedno, ale jakieś bardziej rozmowy i sygnały mogły zaczekać. Jeśli w ogóle kiedykolwiek miały zostać przez niego wysłane pod adresem uroczej i niewinnej Bridget. Zdawał sobie, że ma nad nią nieuczciwą przewagę wieku i że jego głowę otacza nimb popularności, a wykorzystanie tego na niekorzyść dziewczyny wydawało mu się niskie. Ale poczekajmy, jak sprawy się rozwiną! Pokiwał głową z uznaniem na jej bardzo profesjonalną i rzeczową odpowiedź. - Szkoda. Ale jestem pewien, że ktoś się tym zajmie bardziej dogłębnie. Coś ciekawego wynika z tych raportów? Pewnie są rozpaczliwie niedokładne i pomijają całą masę ważnych kwestii, ale to zawsze jakiś punkt zaczepienia - zauważył, patrząc na nią z niesłabnącą uwagą. Uśmiechnął się do niej promiennie, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Wydawało mu się niemal niemożliwe, że napotkana przypadkiem dziewczyna do tego stopnia podzielała jego pasje i w dodatku mogła się okazać tak cennym sojusznikiem w badaniach nad zachowaniem trytonów w hogwarckim jeziorze. - Niemożliwe! Naprawdę masz zamiar przyjrzeć się temu jezioru? Zawsze wydawało mi się absolutnie fascynujące. Próbowałem jakichś małych ekspedycji w czasach szkolnych, ale brakowało mi wiedzy i umiejętności. I zgody dyrekcji - wyznał z łobuzerskim uśmiechem. - Jak pewnie wiesz, jestem animagiem i w formie wydry mam znacznie większe możliwości badawcze. Pewnie nie zebrałbym nawet połowy materiału, gdyby nie to... Ale lepiej opowiedz mi o swoich jeszczeniezrealizowanych planach naukowych - poprosił, wpatrując się w nią ze szczerą fascynacją i przejęciem. Wyglądał jak mały chłopiec, który niespodziewanie trafił do sklepu z cukierkami. Urocza, śliczna i w dodatku podzielająca jego zainteresowania? Brodaty Merlinie, przecież to brzmiało jak przepis na kompletną, cudowną katastrofę moralno-uczuciową, na którą Wally chyba nie był gotowy... Choć kto wie? Na razie jednak nie zastanawiał się nad niebezpieczeństwem, jakie Bridget mogła stanowić dla jego spokoju ducha. Po prostu chciał, żeby opowiedziała jeszcze coś, zdradziła jeszcze jakiś szczegół. W swojej obecnej sytuacji finansowej nie mógł jej co prawda zaproponować płatnej współpracy, ale przypuszczał, że w imię nauki i współpracy ze swoim idolem (którym najwyraźniej był), Bridget zgodziłaby się na działania wolontariackie, za które mógłby się odwdzięczyć dopisując jej nazwisko do naukowego artykułu, a może nawet pociągając za jakieś sznurki, które umozliwiłyby jej spełnienie marzeń o pracy naukowej.
Uciekanie w iluzoryczną, wyimaginowaną przyszłość przychodziło Bridget z zaskakującą łatwością, bo kto inny, jak nie umysł tej dwudziestoparolatki z niezwykle wybujałą wyobraźnią w ciągu kilkunastu minut interakcji ze znanym pisarzem, umieściłby ją samą u jego boku za jakiś czas podczas bliżej nieokreślonych badań na otwartym oceanie? Wierzyła ogromnie, że w życiu nic nie działo się z zupełnego przypadku, toteż nie była w stanie powstrzymać tego nęcącego ją w środku uczucia, że to spotkanie w restauracji nie będzie ich ostatnim. Inaczej sprawy by się miały, gdyby doszło do ich poznania w warunkach bardziej kontrolowanych, przy premierze jego książki na przykład, gdy wraz z resztą stanęłaby w gronie wielbicieli jego twórczości, by wysłuchać, jak pięknymi słowami okrasi i tak piękne pióro swojego nowego dziennika podróżniczego. Tam nie byłoby miejsca na złudne snucie wyobrażeń, wyłącznie ciepłe powitanie, wymiana uśmiechów, może szybko zrobione zdjęcie w blasku flesza z czaro-aparatu. Ich drogi rozeszłyby się, a jedynym wspomnieniem po jego osobie byłaby książka stojąca na półce, pachnąca nowością i księgarnią, a nie wiosenną bryzą, dębowym mchem i tą dziwną mieszanką cedru i wanilii, która obecnie zapewniała jej olfaktoryczne doznania. Tak musiało pachnieć jego serce. Przytaknęła, na moment otwierając i zamykając z powrotem usta, ponieważ właśnie w tej chwili kelner pojawił się z zamówionym przez nią jedzeniem. - Zgłodniałam - rzuciła, choć przecież nie musiała mu się tłumaczyć z faktu zamawiania w restauracji posiłku. Czyż nie po to przekraczano w ogóle jej próg? Z jakiegoś powodu było jej jednak trochę głupio wbijać widelec w pysznie przygotowane plumpki tuż przed badaczem wodnych głębin. Zaczęła jednak pomału grzebać w talerzu, gdy głośne burczenie w brzuchu zagłuszyło te irracjonalne podszepty w jej głowie. Parsknęła, gdy wspomniał o eskapadach w pobliże jeziora w szkolnych czasach. - Ja też co nieco próbowałam, lecz niestety nie mam się czym pochwalić - powiedziała ze smutkiem w głosie, który dość szybko zniknął za jej uśmiechem, bo w gruncie rzeczy wcale w tej chwili nie rozpaczała. Spotkanie człowieka, który w jakimś stopniu podzielał jej zainteresowania, było jak powiew świeżego powietrza, a czy nie tego potrzebowały kruche skrzydła młodej adeptki trytonologii? Widząc iskry w jego oczach i niesłabnące zainteresowanie jej osobą, bardzo łatwo połknęła haczyk, jak na łatwowierną rybkę przystało. - Och, w gruncie rzeczy to pewnie nic odkrywczego - zaczęła, próbując przywołać z pamięci robocze tematy swoich prac badawczych, którym zamierzała się poświęcić. - Na pewno mieliśmy z ówczesnym profesorem Opieki badać rolę plumków w wodnym ekosystemie szkolnego jeziora. W kwestii trytonów jednak miałam zamiar popracować nieco nad zaklęciami modulującymi głos, by usprawnić komunikację, lecz do tego brakowało mi jeszcze sporo umiejętności - skwitowała, z nagła dostrzegając w tym pomyśle całkiem wiele sensu. Minęło jednak sporo czasu, a poza tym pewnie cała masa czarodziejów już się za podobne modyfikacje zabrała, nie mogła być w tej kwestii pionierką myśli, prawda?
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wally nigdy nie stronił od ciekawych propozycji współpracy - lubił ludzi, a to, że często pracował sam wynikało bardziej z faktu, że nie potrafił naginać swojej wizji badawczej do cudzych wyobrażeń. No i z tego że często swoje badania prowadził pod postacią wydry, co dawało mu nieuczciwą przewagę nad innymi czarodziejami. Poza tym był wyjątkowo odporny na niekorzystne warunki atmosferyczne i to, że zniechęcało innych, na nim nie robiło większego wrażenia. Jednak z całą pewnością nie miałby nic przeciwko nawiązaniu współpracy ze śliczną Bridget, która nie tylko miała kupę wdzięku, ale też pasję i zaskakująco dużą wiedzę. Roześmiał się ciepło, kiedy zaburczało jej w brzuchu. - Smacznego. Też sobie coś zamówię - rzucił po prostu i zaraz poprosił kelnera o to samo. - Jak wspominałem - w formie zwierzęcej jestem wydrą, przez co mam poważną słabość do ryb, skorupiaków i innych owoców morza - wyjaśnił, jakby w odpowiedzi na jej wewnętrzne rozterki. - Nic mnie tak nie cieszy jak zjadanie świeżo zebranych małży albo ostryg. Poezja - westchnął z lekkim rozmarzeniem, wyciągając pod stołem swoje długie nogi, ale uważając, żeby nie kopnąć Bridget. Miał w sobie jakąś niezwykłą swobodę - nieskomplikowane zadowolenie z życia, miłego towarzystwa, ciekawej rozmowy i perspektywy smacznego posiłku. Bez żalu czy wyrzutów sumienia porzucił myśl o pracy - nadgoni później - ciesząc się tym, co tu i teraz. Jego agent pewnie nie podzielałby tej beztroski, ale przecież go tu nie było, prawda? Spojrzał na nią z niekłamanym uznaniem, słuchając jej opowieści. Musiała być jeszcze bardzo młodziutka (to akurat wzbudziło w nim lekkie poczucie winy, które jednak szybko się rozwiało, kiedy przypomniał sobie, że jest dość dorosła, by pracować w Hogwarcie), ale jej pomysły były naprawdę interesujące i sensowne. Pokiwał głową z entuzjazmem. - To brzmi cholernie ciekawie. A teraz? Masz takie umiejętności? To mógłby być ogromny postep w badaniach nad trytonami. Z tego co mi wiadomo, nikt się tym nie zajmował. Ja badam trytony pod postacią wydry, co pozwala mi obserwować je incognito i pozostać zupełnie obojętnym, ale odbiera możliwość bezpośredniej komunikacji. Zaklęcia modulujące głos byłby fantastycznym narzędziem dla trytonologów - powiedział z powagą, ale i szczerym entuzjazmem. Pracę badawczą traktował bardzo serio i nie wciskałby jej kitu tylko po to, żeby owinąć ją sobie wokół palca. Mógł opowiadać niestworzone historie na różne tematy, ale w chwili gdy rozmowa zaczynała kręcić się wokół nauki, trudno było znaleźć kogoś tak prawdomównego jak Wally. - Czym się zajmujesz w Hogwarcie? - zapytał znienacka, bo uzmysłowił sobie, że nie zadał do tej pory tego pytania.
Jego kwieciste zapewnienia o umiłowaniu do ryb, nie tylko tych w głębinach wodnych, ale również tych na talerzu, pokrzepiły ją nieco, dzięki czemu zaczęła odrobinę dłubać w swoim talerzu, teraz z kolei nie chcąc zajadać się w najlepsze, gdy jej towarzysz nie miał przed sobą gorącego półmiska. Na szczęście samonagrzewające się talerze były już dość powszechnie występujące w restauracjach, toteż nie musiała się martwić o stygnięcie swojej porcji plumpek. - Bycie wydrą z pewnością ma swoje zalety - stwierdziła, kiwając głową na jego słowa. Na pewno miał nieco łatwiej, mogąc pod postacią przystosowanego do nurkowania zwierzęcia obserwować podwodne życie. Dostrzegała też jednak wady w postaci braku możliwości komunikacji - Czy jednak perspektywa obserwacji nie zmienia się w animagicznej postaci? Mam na myśli to, że zwierzęta widzą nieco inaczej. Jak ma się kwestia przetwarzania tych bodźców? Koncepcja animagii jest mi znana, lecz sama nie potrafię zmienić swojej formy w zwierzęcą, toteż ciężko mi sobie wyobrazić, co się dzieje z ludzkim umysłem animaga. Funkcjonuje tak samo po przemianie, czy jednak inaczej? - zarzuciła go gradem pytań, ani przez sekundę nie zastanawiając się, czy przypadkiem nie przekroczyła już jakiejś granicy dobrego smaku grzebania w cudzym życiu. To chyba jego własna postawa skłaniała ją do tak bezpardonowego pytania. Wydawał się być otwarty i z dużą swobodą rozmawiał z nią, choć znali się może kilkanaście, kilkadziesiąt minut. - Ciężko stwierdzić - skwitowała pytanie o umiejętności. Była nieco bardziej biegła w używaniu magii teraz niż w czasach szkolnych, kolejne lata praktyki sprawiły, że płynniej rzucała zaklęcia czy też pojedynkowała się. Nie miała jednak punktu odniesienia, po którym miałaby możliwość zawnioskować, że teraz już byłaby gotowa na stworzenie podobnego czaru. - Zarzuciłam te prace dwa lat temu, prawdopodobnie musiałabym zacząć wszystko od nowa biorąc pod uwagę mnogość nowych rozwiązań, które na co dzień są wynajdywane. Ale mam to gdzieś ciągle z tyłu głowy - przyznała, na moment zamykając sobie usta plumpką. Jego następne pytanie na moment zakłopotało ją, bo odpowiedź, jakiej miała udzielić, była co najmniej nudna. - W zasadzie... Jeszcze nic konkretnego. - Wzruszyła ramionami, na moment odkładając widelec i spoglądając na Nimbusa, który siedział przed Wally'm i wąchał nogawki jego spodni z ogromnym zapamiętaniem. - Podjęłam asystenturę z opieki nad magicznymi stworzeniami, ale to świeża sprawa, w zasadzie dopiero od tego miesiąca. Także moje plany pozostają w sferze planów na przyszłość - dodała, kładąc nieco więcej światła na jej obecną sytuację zawodową. Może wcześniej przypadkiem wymalowała nieco inny obraz siebie i swoich ambicji, ale teraz przyszedł czas na szczerość. - Mam nadzieję, że będę miała czas i możliwości je realizować poza doglądaniem uczniów i jakimś, nie wiem, sprawdzaniem prac. - Prawie się wzdrygnęła na wizję, w której utknie przy biurku czytając cudze wypociny.
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Uśmiechnął się do niej szeroko, absolutnie nie czując się urażony jej dociekliwością. Przeciwnie - z każdą chwilą czuł do niej większą sympatię, doceniając jej bystrość i ciekawość, które okraszone nadzwyczajnym urokiem osobistym i urodą, tworzyły prawdziwie oszałamiającą mieszankę, która... cóż, zaczęła podsuwać Wally'emu nieco niewłaściwe myśli. - Z jednej strony mój umysł funkcjonuje tak samo - nadal myślę jak człowiek, mam te same wspomnienia i wiedzę, ale moje zmysły się wyostrzają, odbieram więcej bodźców i wydaje mi się, że dzięki temu mam pełniejszy obraz sytuacji. Do tego dochodzi instynkt, chociaż odkąd jestem animagiem, nawet w ludzkiej postaci mogę na nim polegać. Przebywanie zbyt długo w zwierzęcej postaci jest ryzykowne, bo... cóż, to po prostu uzależnia. Z czasem wizja kierowania się wyłącznie instynktem i zwierzęcym aspektem mojej osobowości mogłaby się stać zbyt kusząca i mógłbym zatracić swoje człowieczeństwo. Dlatego pilnuję się, żeby nie pozostawać w formie wydry zbyt długo. Żeby to, co zwierzęce, nie zdominowało tego, co ludzkie - wyjaśnił, patrząc jej głęboko w oczy, zachwycony tym, że ma do czynienia ze śliczną dziewczyną, która jest jednocześnie tak żądną wiedzy badaczką, wyczuloną na różne niuanse. Pokiwał głową ze zrozumieniem. - Zaklęcia nie są moją najmocniejszą stroną. To znaczy nie w stopniu, który pozwalałby na tworzenie nowych. Znacznie lepiej radzę sobie z transmutacją. Ale gdybym mógł ci pomóc jakoś inaczej - powiedz. To fascynująca koncepcja i na pewno warto dołożyć starań, żeby urzeczywistnić ten projekt - powiedział całkiem serio. W tym momencie pojawił się kelner z jego porcją plumpek i Wally z przyjemnością zaatakował je widelcem. Nie wydawał się rozczarowany ani zaszokowany jej wyznaniem. Była tak młodziutka - a przynajmniej na taką wyglądała - że fakt, że pracowała w Hogwarcie zasługiwał na uznanie. Przemknęło mu przez myśl, że niezbyt potrafi ją sobie wyobrazić jako groźną panią profesor, utrzymującą dyscypilnę wśród młodzieży niewiele młodszej od niej samej, ale w końcu znali się mniej niż godzinę. - Wiesz, myślę, że twoja sytuacja ma liczne zalety i pozwoli ci spokojnie badać jezioro w Hogwarcie, nie martwiąc się o wikt i dach nad głową. To już sporo, mówię z doświadczenia - uśmiechnął się ciepło, pełen wiary w jej marzenia i plany na przyszłość. - Jestem przekonany, że ci się uda. A gdybyś potrzebowała pomocy - daj znać. Nie wiem, jak długo zostanę w Wielkiej Brytanii, ale planuję przeprowadzić trochę badań nad wpływem wróżkowego pyłu na stworzenia wodne, więc pewnie trochę mi to zajmie. I chętnie zobaczyłbym się z tobą ponownie - powiedział miękko, patrząc w jej śliczne, czekoladowe oczy i zastanawiając się, czy właśnie jak głupi, stary dziad przeżywający kryzys wieku średniego ulega urokowi sporo młodszej dziewczyny. Walter, weź się w garść! Wbił widelec w kolejną plumpkę i włożył ją do ust, mając nadzieję, że nie dostanie kosza.
Bridget wlepiła w niego swoje czekoladowe ślepka, bo zajmował teraz całą jej uwagę i nawet nie mrugnęła, gdy nabita na widelec plumpka z cichym plaśnięciem wróciła na talerz, pomału zsuwając się ze sztućca wraz z trwającą spowiedzią animaga. Niesamowite, jak niewiele czasem trzeba było, by nawiązać kontakt z drugim człowiekiem i obdarzyć go zaufaniem do swoich spraw, bądź co bądź prywatnych. Ona miewała do tego dość duże tendencje, choć nauczona błędami przeszłości, w której powierzała swoje sekrety niewłaściwym osobom, starała się ponownie nie wejść na tę ścieżkę i nieco bardziej broniła własnych myśli i przekonań. Łatwo było jej jednak przeskoczyć nad faktem, że rozmawiała z jednym z tych bardziej lubianych pisarzy, jeszcze łatwiej natomiast wyzbyła się własnych barier w prowadzonej z nim rozmowie. - Żeby to, co zwierzęce, nie zdominowało tego, co ludzkie - powtórzyła po nim, pełna podziwu dla piękna zasłyszanej frazy. Czy jednak powinien ją dziwić poetycki dobór słów u autora tak świetnych książek? Raczej nieszczególnie. - Muszę przyznać, że z perspektywy animagicznego laika brzmi to mimo wszystko nieco abstrakcyjnie - powiedziała, starając się, by jej słowa w żaden sposób nie zabrzmiały ani lekceważąco, ani prześmiewczo. W gruncie rzeczy rozumiała, co mężczyzna chciał jej swoją odpowiedzią przekazać, ale ogarnięcie koncepcji posiadania ludzkiego umysłu i zwierzęcego instynktu właściwemu swojej faunistycznej postaci jednocześnie było trudne w sytuacji, gdy nie posiadało się podobnego doświadczenia na własnym koncie. - Faktycznie musi to być całkiem przydatne, mieć wyostrzone zmysły i móc rejestrować bodźce... swoim własnym umysłem - dokończyła, niepewna doboru słów i parsknęła, rozbawiona sama sobą i jakąś nagłą obawą przed powiedzeniem czegoś "źle". Co jak co, ale Wally wydawał się być najbardziej wyrozumiałym człowiekiem świata. Na jego dalsze słowa przytaknęła już tylko głową, mając usta pełne jedzenia, a na dodatek wszystkiego przybył kelner, więc temat zaklęcia nieco przygasł i trudno było jej go podjąć po przełknięciu kęsa, który okazał się być nieco za duży jak na jej możliwości. Wzięła sobie do serca propozycję pomocy, bo kto inny, jeśli nie Shercliffe, mógłby jej pomóc w wynalezieniu nowego narzędzia do komunikacji czarodziejsko-trytońskiej? - Tak, też staram się szukać podobnych pozytywów - przyznała, bo jednak gwarancja zakwaterowania, wyżywienia i szerokiego pojęcia pomocy naukowych w tym samym miejscu do obiekt badań, stanowiła luksus, na który nie każdy zapalony naukowiec mógłby sobie pozwolić. Co prawda badania przy jeziorze i jej własne projekty będą musiały ustępować priorytetom jej faktycznej pracy, czyli asystowaniu przy nauczaniu opieki nad magicznymi stworzeniami, ale czas z Atlasem też będzie dla niej wspaniałą lekcją, o czym zdążyła przekonać się już pierwszego dnia w zamku. Słysząc ostatnie zdanie wypowiedziane miękko przez Wally'ego, z wrażenia kiepsko wycelowała w plumpkę na swoim talerzu, przez co kawałek wystrzelił w powietrze, lądując na podłodze obok stołu. Nim zdążyła jakkolwiek zareagować, psidwak rzucił się na zrzuconą resztkę, pochłaniając ją w okamgnieniu. - Nimbus! - skarciła go teatralnym szeptem, ale nie potrafiła zachować powagi i powstrzymać śmiechu, więc parsknęła, posyłając mężczyźnie przepraszający uśmiech. - Ja również - przyznała, bo świat musiałby naprawdę stanąć na głowie, żeby Bridget w tej chwili wpadła na pomysł odrzucenia perspektywy kolejnego spotkania z nim. - Porozmawiać o badaniach, jeziorze i tak dalej - dodała, zamykając w "i tak dalej" cały szereg czekających ich możliwości dalszego rozwoju tej relacji.
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Nawet nie zauważył, że plumpka ześlizgnęła się z widelca Bridget, zbyt pochłonięty wyjaśnianiem niuansów swojego podwójnego życia. Fakt, że nie robił z tego tajemnicy był związany z kilkoma kwestiami - po pierwsze, z pewnym sensie zbudował na tym swoją karierę, opisując swoje obserwacje zarówno z punktu widzenia człowieka, jak i wydry; po drugie, Bridget budziła jego zaufanie; a po trzecie, Wally wyznaczał rewiry, do których nie dopuszczał nikogo, ale jego doświadczenia jako animaga do nich nie należały (patrz: punkt pierwszy). Poza tym pytania Bridget były naukowo uzasadnione, co sprawiało mu niekłamaną intelektualną przyjemność, i odmawianie jej odpowiedzi wydawało się po prostu małoduszne. Posłał jej promienny uśmiech. - Wyobrażam sobie. Mogę to ubierać jak najstaranniej w słowa, a i tak nie uda mi się oddać, jakie to uczucie, jakie wrażenia. Stwierdzenie, że nagle każdym włoskiem na ciele zaczynasz odczuwać nadchodzącą zmianę pogody albo że instynktownie wiesz, gdzie szukać wody, to banał, ale też prawda - odparł, zupełnie nie czując się urażonym. Nie dziwiły go jej wątpliwości, bo sam od lat szukał właściwych środków wyrazu, by jak najbardziej plastycznie oddać złożoność zwierzęcego odczuwania i przedziwne wrażenie, jakie wywołuje splecenie tych dwóch form i sposobów odbierania rzeczywistości. - To trochę jak... używanie szkła powiększającego. Albo Uszu Dalekiego Zasięgu. Tylko że nagle to narzędzie, która pozwala ci widzieć albo słyszeć więcej, znajduje się wewnątrz twojego organizmu i nie musisz po nie sięgać. Jest w tobie na stałe - dodał po chwili namysłu, posyłając jej uśmiech. Ujmowała go swoim uśmiechem i dociekliwością, w której jednak nie było nic zażartego, a tylko czysta ciekawość. Wally roześmiał się serdecznie, widząc reakcję Bridget i podziwiając refleks Nimbusa, który od początku próbował wynegocjować jakiś apetyczny kąsek. - Właśnie. I tak dalej - podchwycił żartobliwie, ciesząc się, że dziewczyna nie spławiła go. Prawdę mówiąc, nie przypuszczał, by miała na to ochotę, ale kobiety były nieprzewidywalne i w ostatniej chwili mogła uznać, że... w sumie trudno powiedzieć. Nie zachowywał się wobec niej szczególnie uwodzicielsko, ale mogła uznać, że za tym wszystkim kryją się jakieś niecne zamiary. Czy faktycznie tak było? Raczej nie. To znaczy, szalenie mu się podobała, ale nie tylko fizycznie i jej towarzystwo sprawiało mu po prostu ogromną przyjemność, związaną z podobnymi zainteresowaniami i tym prostym faktem, że była przeuroczą dziewczyną. - Jeśli będziesz chciała, możemy wybrać się na jakieś wspólne wstępne badania - dodał, chcąc utwierdzić ją w przekonaniu, że jego zainteresowanie jej projektem badawczym nie jest tylko zasłoną dymną.
- Wow - wyrwało jej się, gdy ponownie pięknie ubrał w słowa swoje doświadczenia związane z byciem animagiem i przechodzeniem w zwierzęcą formę. Bridget mogła sobie tylko wyobrażać, jak odczuwa się świat w takiej postaci, a mimo dość bujnej wyobraźni, prawdopodobnie i tak wymyśliłaby nawet połowy niuansów, z którymi musiało się to wiązać. Pewnie słyszał rosnącą trawę, był w stanie wychwycić nawet najmniejsze cząsteczki zapachowe, widział najmniejszy ruch. - To wszystko brzmi... Niesamowicie - dodała, patrząc na niego z nieskrywanym podziwem w oczach. - Aż mi samej zachciało się zgłębić sztukę animagii - podjęła lekko żart, bo w gruncie rzeczy miała zbyt dużego cykora, że nie podołałaby podobnemu wyzwaniu. Poza tym ciężko byłoby jej przewidzieć, jakie będą jej losy i jaką postać miałaby przybrać. Podobno często pokrywała się ona z formą przybieraną przez patronusa czarodzieja, a w takim wypadku zamiast istotną w podwodnych poszukiwaniach wodnych wydrą lub foką, byłaby lądowym ryjkonosem. Z drugiej strony może lepiej tak, niż jakby na lądzie miała zmieniać się w orkę lub delfina... Rodziło się w niej jeszcze jedno pytanie, lecz mimo ogromnej otwartości, którą jej oferował, postanowiła zachować je sama dla siebie, by nie przenosić rozmowy na tory, które mogłyby wiązać się z nieprzyjemnościami. Sprawami etyki zawodowej może będą mogli zająć się nieco później. Nie dopatrywała się w propozycji kolejnych spotkań niczego zdrożnego. Tak prędko przeszli ponad konwenanse, zagłębiając się w naukowo podszytej rozmowie, że zdążyła już zapomnieć, że poznali się ledwie pół godziny temu, a może nawet krócej? O upływającym czasie informował ją jedynie świecący coraz większymi pustkami talerz i rosnące znudzenie psidwaka, który teraz bardzo intensywnie węszył w jednym kącie sali. - Wspólne badania? - powtórzyła po nim i aż się zachłysnęła powietrzem. - Oczywiście! Z przyjemnością! - Może trochę mniej entuzjazmu, Bridget, wystraszysz biedaka... - To znaczy jeśli wpiszą się w mój grafik - dodała, chcąc zatuszować nieco swój desperacki wybuch. - Raczej się wpiszą - powiedziała jeszcze, już nie do końca chcąc się kryć z radością, jaką owa propozycja w niej wywołała. Czy tak właśnie spełniają się marzenia? - Cholera - mruknęła pod nosem, bo właśnie przyszło jej do głowy, że w istocie jej grafik zaczynał się zapełniać i powinna niedługo zbierać się z powrotem do zamku, by zdążyć przed zajęciami pomóc profesorowi Rosie. - Będę musiała uciekać - rzuciła z realnym smutkiem w głosie. - Niezwykle miło było Pa... Cię poznać. Gdyby coś z tymi badaniami miało, no ten, ruszyć, to... Można mnie znaleźć w zamku. Lub na wizbooku, jak kto woli... - Żegnanie się nigdy nie było jej mocną stroną, toteż musiał wystarczyć mu jej niepewny uśmiech, smutnawe spojrzenie, w ostatniej chwili wyciągnięta drobna dłoń, gotowa do uścisku. - Odezwij się - proszę.
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Nie robił tego celowo, to znaczy nie wyszukiwał specjalnie wyszukanych fraz, żeby jej zaimponować. Po prostu tak mówił, tak myślał, tak miał. Taki był i fakt, że Bridget tak dobrze reagowała na ten aspekt jego osobowości, bardzo go cieszył. Walter właściwie nigdy na nic nie pozował, będąc sobą w każdym calu - nawet jeśli niektórzy dostrzegali, że pewne sfery jego życia pozostają owiane tajemnicą, to nie było w tym fałszu, a jedynie potrzeba prywatności. Pewnymi sprawami nie chciał się dzielić z nikim, zaś o innych mówił z rozbrajającą otwartością. Uśmiechnął się do niej, w jakimś sensie przeczuwając, że ona, mimo że nie może w pełni rozumieć, to jednak jest tego zrozumienia bardzo bliska. - Dlaczego nie? Mnie się udało. Pomogę ci, jeśli zechcesz. Ale nie ukrywam, że to trudne i niebezpieczne - powiedział łagodnie, ciepło, patrząc jej w oczy. - Jak myślisz, jakim zwierzęciem byś była? - zapytał, w naturalny sposób podążając za tokiem jej niewypowiedzialnych myśli. Ci, którzy go nie znali, dziwili się często, że taki wielki facet przybiera formę tak niepozornego, niedużego zwierzątka jak wydra, ale wystarczyło spędzić z nim nieco więcej czasu, a zaczynało nabierać to sensu. Był ciekawski, inteligentny i z natury pogodny, kochał wodę i wolność, zgrabnie wyślizgując się ze wszystkich ram, w które próbowano go wtłoczyć. W jego naturze nie było nic z niedźwiedzia, lwa, byka czy innego potężnego zwierzęcia, które odpowiadałoby mu posturą. Był szczęśliwy, że w swojej zwierzęcej formie jest właśnie wydrą i nigdy nie czuł się tym rozczarowany. W jej towarzystwie zupełnie stracił poczucie czasu, zatapiając się w rozmowie, tak jak miał to w zwyczaju. Zresztą - on nigdzie się nie spieszył, miał tu pracować, a jego książka nie miała najmniejszej ochoty pisać się bez jego udziału. Roześmiał się ciepło, widząc, jak dziewczyna się miota, próbując powściągnąć własny entuzjazm, a potem szukając rozpaczliwie równowagi między wystudiowaną obojętnością a zainteresowaniem jego propozycją. Była urocza w swojej naturalności i nieudolnych próbach pohamowania spontanicznej reakcji, którą tak bardzo ujęła Wally'ego. - Postaram się dopasować do twojego grafiku. Mój jest dość... nieprzewidywalny - powiedział wesoło, patrząc jej w oczy. Uniósł lekko brwi, a potem nieco posmutniał, gdy powiedziała, że musi już iść. Przynajmniej miał pewność, że nie próbuje go po prostu spławić, bo wydawała się równie zmartwiona koniecznością zakończenia rozmowy jak on sam. - Ciebie też, Bridget. Oczywiście, znajdę cię. Osobiście albo przez wizbooka - powiedział swoim miękkim, głębokim głosem, delikatnie ujmując jej drobniutką dłoń i zamykając w swojej, nieproporcjonalnie dużej i długopalcej. - Odezwę - zapewnił, po czym dodał, sam sobą zaskoczony: - Obiecuję. Zazwyczaj nie używał tego słowa, nie składał obietnic, bo nie był dobry w ich dotrzymywaniu. Przyzwyczajony do samotnego życia, podejmowania decyzji, które dotyczyły wyłącznie jego samego, i losu wędrowca, który zmierza tam, dokąd pcha go ciekawość badawcza, rzadko znajdował w swoim życiu miejsce na obietnice, które by go ograniczały, wiązały i w jakimś sensie pozbawiały wolności. Ale tym razem chciał złożyć obietnicę i chciał jej dotrzymać. Bo bardzo chciał znów zobaczyć Bridget.