Znajdująca się w Hogsmeade cukiernia przyciąga już z daleka osoby, które pragną spróbować różnych słodkości, siadając przy tym w ciepłym miejscu. Można tu skosztować przeróżnych lodów, ciastek, czy napić się pysznej gorącej czekolady. Do tego wnętrze utrzymane jest w bardzo cukierkowych barwach, co sprawia, że po przekroczeniu progu owego budynku, można się poczuć jak z zupełnie innej krainie. Do tego wszystkiego roznoszący się w powietrzu zapach wanilii i cynamonu... Każdy kto raz tu wejdzie, miewa problemy z szybkim opuszczeniem tego przytulnego miejsca.
Ten dzień zapowiadał się wspaniale. Dziewczyna była umówiona z przyjaciółką, przez co Morgane miała wybitnie dobry humor! Wszystko kierowało ją teraz ku ruchu swoich mięśni twarzy, a tak dokładniej; do uśmiechu. Skierowała spojrzenie na znany jej budynek, w którym była cukiernia. Zapach cynamonu i wanilii było czuć aż po drugiej stronie ulicy. Morgane uwielbiała to miejsce. Westchnęła cichutko na myśl, o tym, że znowu zgrzeszy i och.. Ale na brodę Merlina, jak nie zjeść tych pysznych ciastek?! Tak bajkowe miejsce jest idealne na inteligentną rozmowę! W swojej torbie trzymała książkę mugolską o psychologii jaką kiedyś kupiła na pchlim targu, uznała, że będzie dobrym tematem do rozmowy z Nafisą. Popchnęła klamkę drzwi, żeby wejść. Rozejrzała się na czarodziejów w tym pomieszczeniu. Nikogo nie znała, trochę poczuła się nie swojo. Popatrzyła na kolorowe babeczki oraz fasolki wszystkich smaków. Na jakieś fontanny czekolady, mlecznej, truskawkowej i białej. Uśmiechnęła się na zapach tych słodyczy. Rozejrzała się kolejny raz, tym razem w celu jakiegoś miejsca żeby usiąść. Tak więc podążyła w tym celu. Gdy znalazła się przy stoliku, szybko wyjęła portfel, oraz wspomnianą już wcześniej książkę. Usiadła wygodnie czekając tak na przyjaciółkę, z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Bardzo cieszyłam się na spotkanie z moją przyjaciółką Morgane. Od kilku dni żyłam dniem dzisiejszym, bowiem nie widziałyśmy się dość spory czas. Głównym powodem były wakacje, w końcu każdy uczeń, tudzież student udał się na nie w swoje strony, czy coś w tym stylu. Nowy rok szkolny jednakże umożliwił mi poprawę oraz odnowienie moich znajomości. Najbardziej jednak zależało mi na przyjaźni z Morgane. To była bardzo miła i wesoła czarodziejka, a to, że była w Ravenclawie dopełniło to, że ją tak polubiłam. Dlaczego skoro jestem w Hufflepuff? Otóż, moja matka była w Ravenclawie i uważam wszystkie osoby z niego się wywodzące. Wracając jednak do spotkania z Morgane - znalazłam się niedaleko cukierni w Hogsmeade, w której właśnie miałam się spotkać z przyjaciółką. Nie wiem, czy ta będzie już czekać, czy nie, ale miałam nadzieję, że miło spędzi nam się ze sobą czas. Pchnęłam drzwi i weszłam do pomieszczenia, w którym to od razu zostały podrażnione słodkim zapachem moje nozdrza. W końcu kichnęłam, gdyż słodkie zapachy wymieszawszy się były dla mnie za ostre. Większość czarodziei tu zgromadzonych spojrzało się na mnie, ale ja tylko załagodziłam ów sytuację uśmiechem. Los jednak się do mnie uśmiechnął, gdyż zauważyłam Morgane przy stoliku. Widziałam książkę u jej boku. Cóż.. zapewne będziemy rozmawiać na jej temat. Oby była ciekawa! Najchętniej lubię czytać mugolskie książki... Fascynacja oczywiście po mamie. Od razu usiadłam naprzeciw przyjaciółki, uśmiechając się do niej szeroko. - Cześć, skarbie. - Powitałam ją radośnie. - Mam nadzieję, że długo na mnie nie czekałaś, co? - Spojrzałam na nią dość zakłopotana.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Z daleka zauważyła oryginalną urodę przyjaciółki, wyszczerzyła swoje ząbki w jeszcze lepszy uśmiech. Kilka osób mówi Morgane, że ciągle się uśmiecha, może to jej cecha jakaś dominująca? Jednakże zdarza jej się popaść w zamyślenie, które przysłania jej cały świat, przez co wydaje się nieobecna. Na szczęście tego stanu nigdy nie ma przy Nafisie! - Witaj kochana! - Powiedziała ciepłą tonacją głosu -Nie skądże, nie czuję czasu, nie pamiętasz? - Zerknęła na przyjaciółkę porozumiewawczo. Gdy już usiadła, ktoś podszedł z obsługi, była to jakaś degustacja. Na tacy znajdowały się ulubione fasolki Morgane, oraz kilka ciast. Wszystko cukierkowo kolorowe. Uśmiechnęła się kolejny raz do przyjaciółki. - Dzień Dobry! Proponuję wam dzisiaj degustację naszych kultowych przysmaków - Przemówiła ekspedientka sztucznym tonem. Morgane pomrugała kilka razy na te słodycze. Była w szoku ze swojego szczęścia. Darmowa wyżerka! To lubi. - Z chęcią spróbujemy czegoś, prawda? - Skierowała pytanie do przyjaciółki. Tak! Ten dzień będzie legendarnie dobry, żeby tak pięknie się złożyło. Dawno nie czuła takiego przypływu endorfin jak w chwili obecnej. Jej serce się ciągle cieszyło. Zupełnie jak małe dziecko.
Ucieszyłam się, widząc moją przyjaciółkę tak wesołą. Zresztą... ona zawsze była wesoła. Czasem dziwiłam się dlaczego, ale Morgane była chyba po prostu szczęśliwą dziewczyną. Zresztą... po co grymasić bez powodu, skoro życie jest takie piękne. A było! I jeszcze ten darmowy poczęstunek! - Pewnie. - Przyznałam z uśmiechem, zerkając na przyjaciółkę. - Wezmę kawałek ciasta i kilka fasolek. - Zapowiedziałam z uśmiechem, po czym tak też zrobiłam, przenosząc słodkości na serwetkę, która była już na stoliku. No tak, profesjonalnie... Kiwnęłam głową, jakby w geście podziękowania pani sprzedawczyni i od razu spojrzałam na książkę Morgane. - Nowa zdobycz? - Zachichotałam radośnie. O tak! Obydwie lubiłyśmy czytać, uczyć się i byłyśmy bardzo ambitne! To jednak w życiu popłaca.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Dziewczyna również wzięła słodkości na serwetkę, która była obok. Jeden kawałek ciasta, oraz kilka fasolek, przez co zrobiła wzorek podobny do słońca. Fasolki były promieniami. Uśmiechnęła się do swojego projektu. - Owszem. Mugolski pchli targ. Książka, która opowiada o tym jak wpływają dane sugestie na nasz mózg. - Wyszczerzyła się po raz ęty na tym spotkaniu. Ogółem dewizą życia Morgane było, to żeby się cieszyć, a nie płakać. Sądziła iż szczęście jest tylko prawdziwym uczuciem, bo pozwala nam żyć w pełni. Chociaż, jak ktoś znał tę dziewczynę dłużej, to widział ile tak na prawdę ma kłopotów na głowie. Dobrze, że jakoś układa sobie wszystko w główce, aby nic jej nie zaszkodziło. - Ciekawe jaki smak mi się trafi. - Miała lekkie przerażenie w głosie. Sięgnęła po fasolkę, zamykając oczy. Rozgryzła, po czym mięśnie jej twarzy odpowiedziały nagłym skwaszeniem miny. Wzdrygała się, ale dzielnie przełknęła fasolkę do końca. - Cytryna. Brrr. - Wyjaśniła reakcję. Poprosiła o gorącą czekoladę która miałaby zneutralizować smak, zapytała też przyjaciółkę, czy ma ochotę, dodała również, że to ona dzisiaj stawia. Jak zwykle.. Uśmiechając się przy tym.
Ułożyłam sobie fasolki w jakiś szlaczek i wyszczerzyłam się zasadniczo sama do siebie, słuchając oczywiście czarodziejki. Miałam podzielność uwagi. Zerknęłam w końcu na nią i zmarszczyłam delikatnie czoło, bowiem zaciekawiły mnie jej słowa, a zarazem książka wyjaśniająca ów problematykę. - Wpływ sugestii na nasz mózg? - Zapytałam niepewnie. Nie chciałam wyjść na głupią, ale nie rozumiałam tego sformułowania. Nie interesowałam się psychologią. - Mogłabyś rozwinąć? Czyli o czym jest ta książka? - Dodałam pytanie z uśmiechem, po czym również zamknęłam oczy i wylosowałam fasolkę, którą umieściłam wewnątrz swoich ust. Rozgryzając ją, poczułam przyjemny smak pomarańczy. - To pomarańcz. - Odparłam, otwierając oczy. - Zawsze to lepsze niż cytryna, także Ci nie zazdroszczę. - Zachichotałam po raz kolejny, po czym zastanowiłam się, czy mogę się zgodzić na czekoladę. Może to ja powinnam zapłacić za siebie, ale skoro ona stawia.. - Nie trać na mnie galeonów. - Wyszeptałam niepewnie, wyciągając swój portfel. Poczułam się niezręcznie, bowiem pierwszy raz by się zdarzyło, że Morgane by za mnie zapłaciła. Jakby to powiedzieć... poczułam pewien dyskomfort.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Popatrzyła na nią jakby urażona. Chciała być miła przez tę propozycję. Czasem jak coś Morgane chce, to lepiej się zgodzić, miała dość szablonowe myślenie, dawno już ustalone. - Jestem starsza. - Zaśmiała się. - Innym razem Ty za mnie zapłacisz, to dobry system na częste spotkania - Wyjaśniła szybciutko. Zerknęła na ozdoby, które widniały w całym pomieszczeniu, aż od tego różu robiło się niedobrze! Jak była mała, to czuła się tutaj świetnie, w dniu dzisiejszym.. Jakoś zaczęło ją mdlić. - Ciekawe czy ta czekolada będzie gorzka. - Powiedziała na głos. Skierowała spojrzenie na Nafisę. Chciała zobaczyć, jak zareaguje przyjaciółka. Miała zamiar wypróbować temat książki na niej. Tak oto wyjaśniając dziewczynie, ten wpływ sugestii na to o czym za chwilkę pomyślimy. Zawsze tak jest, gdy o coś konkretnego się spytamy, prędzej czy później, pomyśli się o tym. Taki jest już nasz ludzki mechanizm. Genialna była ta książka! Morgane dawno tak nie chłonęła wiedzy z jakiejś książki.
Przewróciłam tylko teatralnie oczami. Poczułam się dziwnie, bowiem mogłam urazić moją przyjaciółką i to też zauważyłam po jej minie, ale nie chciałam przecież źle. Uśmiechnęłam się niepewnie, kiwając tylko głową. - Dobrze! Ale kolejnym razem ja stawiam. - Odparłam szybko, po czym od razu zabrałam głos w sprawie czekolady. - Ja to zawsze słodzę, gdzie dodatkowo w czekoladzie musi znaleźć się chociażby odrobina mleka. - Wyraziłam swoją opinię, mając nadzieję, że jednak czekolada będzie słodka, tudzież będę mogła użyć czegoś, co osłodzi smak ów napoju. Ponownie jednak zerknęłam na książkę Morgan i uśmiechnęłam się delikatnie, bowiem przy gorącej czekoladzie zapewne będziemy rozmawiać na jej temat. Zresztą... może być bardzo ciekawie!
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, robiąc się przy tym tajemnicza. Stuknęła rytmicznie palcami, jakoś czuła się dumna z tego co zrobiła. - Widzisz kochana.. Jak się o czymś powie, cichy głos w naszej głowie, to przetwarza bez wyjątku. Po czym myślimy o tym i reagujemy. Chciałam tą gorzką czekoladą, wywołać u Ciebie ten proces. - Wyjaśniła swoje zachowanie. Popatrzyła na swoją serwetkę. Sięgnęła po kolejną fasolkę. Znowu dziecinnie zamknęła przy tym oczy. Podrzuciła cukierek i go złapała śmiesznie ustami. Jak to zazwyczaj robią mugolscy nastolatkowie. - Truskawka! Moja ulubiona. - Ucieszyła się szczerze - Jaką ostatnio przeczytałaś książkę? - Zapytała się z ciekawości, już mając spojrzenie w kierunku Nafisy. W głowie pojawiła się jej pewna myśl, nigdy swojej przyjaciółce nie powiedziała o nabytym przez dziewczynę darze, czytania w myśli. Jakoś, nigdy nie było sytuacji, do odpowiedniego wyznania, czegoś tak.. Interesującego, ale jednocześnie można tym wywołać panikę drugiej osoby. Tak więc, postarała się odwrócić swoje myśli, do ciekawości jaką była zagadka, co przeczytała tym razem Nafisa.
Kiwnęłam ze zrozumieniem głową. - Czyli zapodałaś mi temat gorzkiej czekolady, a jako, że nie lubię gorzkiej czekolady, to zaczęłam ci mówić o tym, że chciałabym słodką? - Zaczęłam się promiennie śmiać, a przynajmniej tak zrozumiałam jej wypowiedź. No nieważne. Wzruszyłam delikatnie ramionami, próbując w końcu tego ciasta, które po kilku kęsach było wprost przepyszne! - Mmmmm. Wyczuwam nutkę miodu. - Odrzekłam wniebowzięta, bowiem ubóstwiałam dodatek miodu, zwłaszcza w słodkościach różnego typu. Rozkoszowałam się smakiem ciasta, kiedy nagle padło pytanie o książkę. Postanowiłam od razu odpowiedzieć. - Ostatnio? Romantyczną opowieść, pt. "Duma, Uprzedzenie i Magia". - Odpowiedziałam uśmiechnięta, gdyż uwielbiałam tego typu opowieści o miłości! Ogólnie lubiłam romantyczne filmy, książki, byłam z natury niepoprawną romantyczką, ale nie chciałabym, by o tym wiedziano. - Wiesz, że nawet powstała ekranizacja tej książki w Indiach? Uwielbiam mugolski Bollywood, to jest to! Pozytywna energia, indyjskie tańce, śpiewy. Jestem dumna, że prócz czarodziejki, jestem Hinduską. - Wypięłam dumnie pierś, uśmiechając się szczerze.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Zerkała na przyjaciółkę, która promieniała dumą, ciesząc się przy tym, z jej szczęścia. Tak jak to powinno zawsze być w przyjaźni, wspieranie się i cieszenie się z tego co druga osoba przeżywa pozytywnego. To taka magia tej więzi. - Cieszę się. Może kiedyś wpadniemy albo do mojego lub Twojego domu, żeby zobaczyć jakiś taki film.. Czy to prawda, że zazwyczaj trwają trzy godziny? - Rozwinęła się straszliwie, oczywiście ciągle miała na twarzy uśmiech. Spojrzała na swoje dłonie, na bransoletkę od swojej drugiej przyjaciółki, Carmen. Zaczęła się nią bawić, jakoś tak samo jak z Nafisą, urwał jej się kontakt i z nią. Potrząsnęła głową, żeby wrócić myślami do teraźniejszości, tak jak zwykle, wystarczy drobna myśl, a Morgątko odwraca całą uwagę na nią. Taka jej natura. Sięgnęła po miodowe ciasto, wyczuła też nutkę karmelu, który uwielbiała. Rozpłynęła się na miejscu. Z każdym kęsem, smak wydawał się jeszcze bardziej słodki, jakby pochłonął całą ją samą. - O Merlinie! Jakie to wybitnie smaczne. - Wypowiedziała te słowa, po czym zjadła ostatni kawałek, z żalem na sercu. Popiła gorącą czekoladą, którą właśnie dostały. Okazała się mleczna, tak jak lubiły. Jednak można było zauważyć, że coś było z nią nie tak, dwa kubki różniły się od siebie. Dziewczyna powąchała swój. - Ojejciu, wyczuwam wiśnię! - Stwierdziła uradowana. Ten dzień był na prawdę dobry, zupełnie jakby miał krzyczeć swoim przekazem; trzymaj się przyjaciół, to oni właśnie dają nam największe szczęście!
Ucieszyłam się tym, że moja towarzyszka wyraziła chęć zainteresowania się kulturą indyjską, co właśnie składało się na rozmowę o filmie. A więc jednak! O filmach Bollywood jak zawsze powstają stereotypy, że trwają po trzy godziny, że ciągle tańczą i fabuła jest przesłodzona. Zaczęłam chichotać, gdyż wiedziałam, że produkcja Bollywood zrobiła krok do przodu. Swoją myśl nagle wykrzyczałam jak poparzona: - Ba! Produkcja Bollywood jest lepsza niż Hollywood. Dlaczego? Już wyjaśniam. W Hollywood nie wychodzi tyle filmów co w Bollywood.. Na rok z Indii może wyjść kilka tysięcy filmów. To jest fascynujące! - Odparłam podekscytowana, czując, że mogę przekazać istotną ciekawostkę. - A co do czasu jak mówisz... To trzy godziny i trzydzieści minut trwał klasyk, klasyk! "Kabhie Khushi, Kabhie Gham", czyli "Czasem słońce, czasem deszcz". - Odparłam z uśmiechem. - Są także nie tylko filmy romantyczne, ale także sensacyjne, horrory, gdzie fabuły tanecznej i piosenek jest bardzo mało. Takie filmy trwają w graniach normy. Półtorej godziny.. góra dwie! Także w normie... - Dokończyłam, mając nadzieję, że wytłumaczyłam dziewczynie wręcz w szczególe. Od razu chwyciłam w dłoń gorącą czekoladę i powąchałam trunek. - Wiśnie czujesz? - Zaśmiałam się cichutko. - A ja... - Zaczęłam sobie wachlować słodką, aczkolwiek gorącą parę w swoją stronę, ku nosowi. - A ja ananas. Lubię ananas. Postarali się. - Zachichotałam.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Słuchała przyjaciółki uważnie, patrząc na kubek gorącej czekolady, popijała ją machinalnym ruchem. Jakby była zaprogramowana do tego. Uważnie zapamiętywała to, co do niej mówiono. Tak już miała. Można rzec; pamięć absolutna. Zerknęła na przyjaciółkę bardzo zdziwionym spojrzeniem, w jakich ona stereotypach żyła! No, ale przecież, nie miała styczności aż takiej z mugolami. Jedyne filmy, to były jakieś przygodowe, jakie widziała, nigdy nie była w kinie! Może powinna nadrobić niedobór wiedzy o filmach? - Mugole, to zaradne bestie. - Skwitowała. - Taki czas filmów przy różnych tematykach, ciekawie. - Dopiła ostatni łyk czekolady. Popatrzyła, że kubek został już opróżniony, posmutniała na ten widok. Gdy Nafisa powiedziała, iż ma ananasowy napój, rozpromieniała. - Ojej. Jak słodko - Stwierdziła. Zrobiło jej się jakoś tak błogo, beztrosko. Jak za starych dobry czasów, gdy nie przejmowała się jeszcze tak życiem..
- Niekiedy... są nawet bezbłędni! - Odpowiedziałam z entuzjazmem, określając w ten sposób mugoli. - Oni są fascynujący, doprawdy. Ojciec mi o nich często opowiada i ogólnie chcę być ich znawczynią! Fascynują mnie! Wiem, może to i dziwne, ale tak mam... Od dziecka, przez ojca. - Zaśmiałam się wesoło, przypominając sobie rozmowy z moim ojcem na temat mugoli. Potrafiliśmy przedyskutować niemalże cały dzień. - On lubi o nich opowiadać. Mojej mamie niekoniecznie się to podoba, ale tata... zaraził mnie swoimi zainteresowaniami co do 'zrozumienia mugoli'. - Usiadłam nieco wygodniej, jakbym chciała odpocząć i rozejrzałam się dookoła. - Jest tutaj tak cudnie, że nie zamierzam się stąd ruszać.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Nagle przypomniał jej się przyjaciel, Matias, który fascynował się mugolami i opowiadał dziewczynie o mugolach, ciekawostkach, o ich wierze. - Kochana! Jechałaś kiedyś ich metrem, albo.. Jak to się nazywało? - Dotknęła swoich ust, patrząc w górę - A! Karuzela w wesołym miasteczku! To jest fenomenalne! - Uradowała się. Przypomniał jej się ten moment, gdy po raz pierwszy jechała metrem. Czuła się dziwnie, mugole wokół zerkali na nią, czy jest normalna. Ona tak łapała ten moment podmuchu wiatru, oraz dźwięku, który jest podczas jazdy. - Fajnie, że mogę z Tobą o nich porozmawiać. - Ucieszyła się przemawiając ciepłą barwą głosu. W głowie przypominały się jej dziwne urządzenia, jak toster, którego do końca nie rozumiała. Wielokrotnie, gdy grzanki jej już się zrobiły, rzucała jakieś zaklęcie, bo ją to straszyło. Ogółem wiele razy popsuła jakiś wynalazek.
Przyznałam z uśmiechem, kiwając głową. - Tak, doskonale wiem o czym mówisz. Jednakże są takie karuzele, których całkowicie nie rozumiem. No może nie tyle karuzele, co zachowanie mugoli. Krzyczą, wymiotują, czy coś w tym stylu bo im się kręci w głowie, bo za szybko, bo za wysoko... a potem wychodzą z tego tak bardzo zadowoleni. - Zaśmiałam się wesoło. Kilka razy widziałam takie zjawisko. Na merlina! Ile to razy mój ojciec zabierał mnie do mugolskiego wesołego miasteczka. Jeździłam nawet na samochodzikach, gdzie dowiedziałam się, że mugole jeżdżą takimi prawdziwymi i ogólnie żeby jeździć muszą mieć zgodę, za którą trzeba zapłacić. Ach. Dziwni, dziwni... ale fascynujący. Wybiłam się nagle z myśli. - Oooo, dziękuję, że tak mówisz. - Odpowiedziałam na pewien sposób rozczulająco. - To ja Ci dziękuję, że w ogóle chcesz porozmawiać.
// edit: mam już 100 postów. :fruu:
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Zaczęła się śmiać, gdy przyjaciółka tak to komicznie opowiadała. Było jej tak cudownie beztrosko zawsze przy Nafisie. Tak jakby czas się zatrzymał, wraz obowiązkami. Niech takie chwile trwają wiecznie, o taak. - Faktycznie, oni są zabawni. - Stwierdziła, uśmiechając się szeroko. Rozejrzała się wokół, na czarodziejów. Prawie nikogo nie było, jejku! Jak ten czas płynie, pomyślała. - Kochana.. Może.. Wracajmy już do szkoły? - Zaproponowała się w obawie. Zerknęła na okna, padał deszcz. Sięgnęła po torebkę, w celu poszukania jakiegoś swetra. Zarzuciła go, po czym popatrzyła na Nafisę. - Dać Tobie coś ciepłego? - Spytała z troski. Gratuluję ^^
Faktycznie. Czas leciał nieubłaganie. Morgane w pewnym momencie miała rację. Chyba czas na powrót do Zamku. Ile można siedzieć w Hogsmeade, a bądź nie bądź musiałam też przygotować się do lekcji z różnych kierunków na tutejszych studiach. Westchnęłam cichutko. - Nie, nie. Niczego nie potrzebuję. - Uśmiechnęłam się dość szeroko. - Ale masz rację... możemy już wracać. - Dodałam, wychodząc z przyjaciółką u swojego boku i ruszyłyśmy obydwie w stronę powrotną do Hogwartu.
No ja już w sumie bym chyba zakończyła wątek. Wypadłam z niego po tej długiej nieobecności i tak wiesz.. Ale zawsze, innym razem, można będzie wymyślić coś innego. zakończenie tematu.
To wszystko kompletnie do niej nie pasowało. Alice taka, jaka była przy wszystkich, nigdy by nawet nie pomyślała, że będzie się wymykała do Hogsmeade do cukierni, tylko po to, żeby wypić tam czekoladę. Ale w momencie, gdy jej kompanem był Jiro, mogła nawet teleportować się do Londynu na muffinkę lub dwie, byleby z nim. Zdecydowanie traciła przy nim głowę, wariowała. Ale w końcu tylko wariaci są coś warci. Dlatego teraz dumnym krokiem wchodziła do cukierni, choć czysto teoretycznie powinna właśnie siedzieć w Dormitorium i uczyć się na jutrzejsze lekcje. Po drodze trochę bezmyślnie złapała chłopaka za rękę, gdy szła wyjątkowo wyboistym odcinkiem trasy, znajdując w nim oparcie, i tak już została. Podeszła z chłopakiem do lady, grzecznie ustawiając się w ogonku. Co prawda jeszcze przed chwileczką miała ochotę na czekoladę, jednak teraz, przy takiej mnogości opcji, sama nie wiedziała, co ma wybrać. Z jednej strony gablotki pyszniły się do niej przepiękne eklerki, z drugiej uśmiechały się zachęcająco reprezentatywne torty, a nad tym wszystkim górowała taca pełna świeżutkich pączków z konfiturą różaną. Opcje! Tyle opcji! Nienawidziła tego, dlatego uwielbiała sklepy, w których cukierki kosztowały tyle samo, i można było wrzucić do torebeczki po jednym ciasteczku. Ale teraz nie obchodziły ją ciastka. Teraz chciała coś, co można było potraktować jako całe danie, najlepiej z czymś do popicia. Niebezpiecznie zbliżyła się do kasjerki, moment złożenia zamówienia miał niedługo nadejść. -Co bierzesz?-spytała Jiro, chwytając się go niczym ostatnij deski ratunku.
On za to powinien siedzieć grzecznie w bibliotece, wertując kolejne księgi z zaklęciami i uczyć się, uczyć i jeszcze raz uczyć. Ojciec zapewne nie byłby zadowolony gdyby dowiedział się, że jego latorośl tak haniebnie zaniedbuje naukę i to z powodu jednej dziewczyny! Ale oni nic nie rozumieli... Teraz na pewno wyglądali, jak para i ta myśl przywołała na twarz Jiro delikatny uśmiech. Jutro jego koledzy, usłyszawszy plotki zaczną wypytywać o tą śliczną dziewczynę, z którą pokazał się w cukierni. Mógł się o to założyć. A on z dumą odpowie, że to jego koleżanka, że jest wspaniała, zabawna, inteligentna i mimo iż Puchonka-!- to naprawdę mu się podoba. O ile wcześniej zwracał uwagę na kolor odznaki, tak teraz miał to głęboko gdzieś. Nie liczył się dla niego jej dom ani nawet to, czy miała czystą krew, ile zarabiał jej ojciec i matka, jak daleko sięgały jej korzenie i czy ktoś w rodzinie zdobył Nobla. To było nieważne. Wszystko było nieważne póki była tak świetna jak teraz. Wbrew pozorom- lubił cukiernię i od czasu do czasu nawet słodycze. Teraz chyba był właśnie ten moment "od czasu do czasu", bo jego oczy zabłysły na widok wszystkich tych słodkości, które omal go nie przytłoczyły. Taki wybór! Ale nie wahał się zbyt długo i po prostu wskazał na mały, trójkątny kawałek ciasta czekoladowego z bitą śmietaną i truskawkami na wierzchu. Wyglądało smakowicie. -To- powiedział po prostu, a widząc, że dziewczyna nie może się zdecydować (wcale jej się nie dziwił) uśmiechnął się lekko i nachylił nad jej ramieniem, wskazując stos kolorowych babeczek ułożonych w piramidkę. Były tam babeczki truskawkowe, kokosowe, malinowe, czekoladowe, karmelowe, z wiśniami, morelami, orzechami; wszystko czego dusza zapragnie. A do tego każda stroiła do kupujących zabawne miny. Jedne szczerzyły zęby w uśmiechu, drugie pokazywały język, a jeszcze inne udawały, że śpią. -Do Ciebie chyba najlepiej pasuje ta- zaśmiał się, wskazując na babeczkę- panią, która robiła sobie makijaż. Naprawdę były zabawne. -A do mnie?- spytał, wciąż się uśmiechając.
Jeśli kiedykolwiek usłyszałaby, że ktoś chwali się znajomością z nią, zapewne zrobiłaby się taka czerwona, że ktoś pomyliłby ją z pomidorem i zrobił z niej sos do spaghetti. Spaghetti...hm...miała ochotę na spaghetti...Nie nie, stop, pora wracać na ziemię! Nie była w restauracji, tylko w cukierni. I miała coś zamówić, a nie wiedziała jeszcze, co. Na szczęście był Jiro. Jak to dobrze mieć kogoś, kto pomógłby małej, bezradnej Alicji podejmować decyzje! Spojrzała na babeczkę którą wskazał chłopak, i serce jej zamarło. Boże, więc tak mnie właśnie postrzega! Może przesadziłam z korektorem? A może brwi były zbyt podkreślone? A tak się starała wygądać naturalnie! Po prawdzie, oprócz korektora, odrobiny kredki do brwi i dwóch lub trzech cieni, nie miała na sobie nic. Ale może to za dużo? Choć z drugiej strony, gdyby zobaczył ją bez tego wszystkiego, zapewne uciekałby z krzykiem, pomyliwszy ją z zombie. -Do ciebie...-wyrwała się ze swoich smętnych rozmyślań-do ciebie będzie chyba pasowała..eee...ta!-stwierdziła, wskazując babeczkę z chłopakiem pijącym kawę, i przypominając sobie epizod z Londynu.
/sory za jakość, ale kompletnie nie wiem, co napisać
To nie tak, że Alice miała za dużo makijażu. On nawet tego makijażu nie zauważał. Dla niego była tak naturalna, jak to tylko możliwe. W jego wyobraźni już z łóżka wstawała taka piękna, przeciągając się i ziewając potężnie. Na pewno tak było. Na pewno. Nie mogło być inaczej. Skoro tak myśli- chyba naprawdę musiał być w niej zakochany. Choć pewnie jeszcze sam o tym nie wiedział. Mimo iż jego serce waliło, krew buzowała. Mimo iż wstawał i myślał nie o śniadaniu, nie o zadaniu domowym- ale o tym, czy ona też wstała. Jaką ma piżamę- pasowałaby do niej taka w misie lub w króliczku. Chciał spotkać ją w Wielkiej Sali i chwilę popatrzeć, by potem znów odwrócić wzrok, gdy tylko ona zacznie mu się przyglądać. -A więc postanowione- uśmiechnął się promiennie, prostując. Wskazał kelnerce obie babeczki i wyjął portfel szybciej niż Alice zdążyłaby zaprotestować, wciskając kobiecie kilka monet do ręki. -Proszę, moja pani- dodał, podając jej małą babeczkę i ukłonił się, po rycersku oczywiście, prowadząc ją do wolnego stolika. Niech każdy wie, że jest tu z nim! Z NIM. -Jak tam nauka?- spytał, siadając. To było najgłupsze pytanie, jakie mógł zadać, ale tylko na nie było go w tej chwili stać.
Słodycze się skończyły. Nie ma czego zjadać wieczorami czytając podręczniki. Tragedia! Tak, totalną tragedią było coś takiego właśnie dla Hollywood – wielbicielki słodyczy, a raczej niekontrolowanego obżarstwa słodyczami podczas czytania najwspanialszych na świecie książek. Musiała się więc do cukierni wybrać. Co tam, że zimno, że mróz, że kaszel. Holly głodna. A kiedy Holly głodna, robi się jeszcze zimniejsza, wredniejsza i czyta z ogromnym głodem. Że też ona się jeszcze całkowitym pączkiem nie zrobiła. W końcu jadła jak na potęgę… a ruchu też miała mało. Ach, no, takie geny, po mamusi, hihi. Założyła więc kurteczkę i sweter, zwyczajne jeansy i czarne botki na małym obcasie – taki zwyczajny strój tylko żeby wyskoczyć do cukierni. Nieźle zmarzła idąc przez wioskę po swoje przyjemności, ale i tak w sumie o tym nie myślała. Nieee… bo jej głowę całkowicie zawładnęły SŁODYCZEEE! Niby taka z niej nudziara, a jak przychodzi co do czego, to się cukrowym potworem robi, cholibka. No nareszcie! Pchnęła z mega zacieszem na twarzy drzwi od cukierni i weszła do pomieszczenia. Milutko, cieplutko. Tu mogła mieszkać. Tylko jeszcze książki, pełno książek. I byłby raj. Krukonce aż poleciała ślinka, myśląc o tym, że mogłaby mieszkać z tymi pysznościami, całymi dniami czytać książki i jeść. Czytać, jeść, czytać, jeść, czytać, jeść, czytać, jeść… DLACZEGO ŻYCIE JEST TAKIE NIESPRAWIEDLIWE?! No bo Hollywood zasługiwała na takie przyjemności. W końcu dobrze się uczyła. Wiadomo. Alealeale, nie mogła tak się zamyślać co do tego nad co zasługuje a na co nie (a zasługuje na SŁODYCZE!), miała tylko kupić swoje pyszności i zacząć się nimi delektować w zamku, no bo na dworze to za zimno. Ochnieochnieochnie, jak tu się zdecydować na coś, jak tyle tych darów tu. Czemu jej nie starczyło na całą cukiernię? Phi.
Gwen z ulgą przekroczyła próg cukierni. Nie żeby miała coś przeciw zimie. Bardzo się cieszyła ze śniegu. Jej nos natychmiast wychwycił wiele różnych, przyjemnych zapachów. Jedyną, zdaniem Puchonki, wadą tego miejsca był jej kolor. Nie przepadała za tego typu kolorystką, ale nie od niej zależał wystrój. Jednak w porównaniu do oferowanych artykułów do spożycia Puchonka była skłonna zapomnieć o wyglądzie. Na widok słodkości jej brzuch upomniał się o swoją należności. Nieco zażenowana udała, że to nie jej i wpatrywała się w ciastka, destry i całą masę pyszności. Co by tu zjeść? Tyle tego jest, że aż ciężko sie zdecydować. Nie żebym jakoś się specjalnie długo zastanawiała. Nawet nie wiedziała, że taka krótka wizyta na basenie tak ją wygłodzi. Chyba więcej nie powinna chodzić na basen, skoro to, co spali zaraz nadrobi z nawiązką? W końcu zdecydowała się na deser galaretkowy. - Co powiesz, żebyśmy się napiły czegoś mocniejszego? - Zapytała wskazując na trunki.
Oczywiście, że na basenie się wspaniale pływało i w ogóle, ale mimo tego, zimna pogoda poza wodą już była bardziej… wyczerpująca. Pod względem fizycznym – trudniej się pływało. Aczkolwiek, gdy tylko Mooler wyszła z wody, poczuła jaki głód ją ogarnia. No tak. Holly kochała słodycze, więc wyprawa do cukierni nie byłaby tu dla niej zdrowa, rozsądna. Tyle tych pyszności… no po prostu… wiecie. Szał kalorii. Jak tu się oprzeć? Zdecydować na jedno? O nieee. Mowy nie ma. Krukonka najchętniej pozakupywała by cały sklep, zapominając o swojej codziennej poważności. Trzeba czasami się oderwać od barierek… Po propozycji Gwen, Holly straciła te swoje poczucie „wszystko jest okej”. Piła tylko raz. I to nie sama z siebie. No a teraz - miała wybór, czy się napije, czy akurat zaprzeczy tknięcia trunku. Alealeale, skoro dzisiaj Hollywood „oszalała”, to z pewnością jednego dnia mogła sobie pozwolić na to, czego kolejnego dzionka by już żałowała. - W porządku. Możemy. – Kiwnęła głową z uśmiechem, nie dając po sobie poznać jakichkolwiek objaw. No może na początku dawała. Ale teraz wszystko zatuszowała. Taka wysoka gra aktorska, ot co.
- Szkocka czy ognista? - Spytała Gwen. Nie żeby Puchonak była jakąś wielką znawczynią, ale wychowując się wraz z bratem i kuzynem od czasu do czasu robili zakłady, kto szybciej się upije. Wyniki bywały różne i Gwen przeważnie szybko odpadała. Nie oznaczało to jednak, że miała słabą głowę. Jej kuzyn wypadał gorzej, przez co mogła być w miarę dumna. Rodzice nie wiedzieli o tych zakładach może i dobrze. Matka Gwenllian była dość surowa i raczej nie obyłoby się bez kary zarówno dla córki jak i dla syna. Jak się zastanowić, to Gwen nie widziała czy Holly miała jakieś doświadczenie w tej kwestii. Przeglądając słodkości Gwen przez chwilę nie rozważała, czy nie zmienić zamówienia. Postanowiła, że jednak pozostanie przy galaretce. Wizyta na basenie nastawiła ją na wszystko, co ma kolory. Dużo i kolorowo. Oto motto na dzisiejszy dzień Gwen.