To niewielkie jezioro jest również dość płytkie. Na próżno szukać w nim rzadkich magicznych istot, co najwyżej można tu natrafić na parę magicznych, niegroźnych ryb. Czarodzieje często spędzają czas nad brzegiem wody, czy to na pomoście, czy na licznych, zielonych terenach. Zachęcające są także łódki, możliwe do wypożyczenia.
Koszt wypożyczenia łódki - 10g
Autor
Wiadomość
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Swoją drogą nigdy nie pomyślał, żeby wyjechać gdzieś za granicę, aby uchwycić krajobrazy innych krajów. Rok temu miał okazję. Hańbą było dla fotografa nie uwiecznić na milionie zdjęć piękna Meksyku w zeszłe wakacje. Coś tam popstrykał, ale nie tyle, ile powinien fotograf. Cóż, należy mu to wybaczyć, jego myśli na wyjeździe zajmowało coś zupełnie innego. Albo ktoś. Na pewno nie byli to uczniowie, których powinien pilnować. W końcu pojechał jako opiekun. Miał jednak wrażenie, że większość opiekunów raczej korzystała z wakacji niż zajmowała się uczniami. Dopóki nie robili (publicznie) nic głupiego lub niebezpiecznego można było przymknąć na nich oko. Powinien za jakiś czas wyjechać gdzieś i zająć się uwiecznianiem obcych krajobrazów i wspomnień. Na pełen etat zajmował się tatuowaniem i to pochłaniało go niemal w pełni. Fotografowanie było dodatkowym zawodem, który lubił wykonywać, ale to swojemu studio poświęcił się bez reszty. Może przy okazji przydałyby mu się wakacje? Nie wyjeżdżał nigdzie w lato, może to dobra okazja? Musi się nad tym zastanowić na spokojnie, ale ten pomysł zaczynał mu się podobać. Może studio nie zbankrutuje, kiedy nie będzie go kilka dni. Mężczyźni zwykle są mało domyślni. Idą w jedną z dwóch opcji: albo wydaje im się, że każda dziewczyna na nich „leci”, albo nie zauważają, że robi to jakakolwiek. Dominik był zwykle dość zdystansowany, miał ograniczone zaufanie i należał raczej do tej drugiej grupy. Z Éléonore od początku dobrze się dogadywał i nie zauważył nic (oczywiście…), co wskazywałoby na jej, inne niż przyjacielskie, uczucia do niego. Zresztą nastolatki, kiedy chcą, potrafią je dobrze ukrywać. Hogwart minął więc na obopólnej przyjaźni. Czy zmieniłoby się to, gdyby Dominik wiedział? Może na gorsze, bo zdaje się, że już wtedy wyglądał za dziewczyną, która potem złamała mu serce. Wobec tego chyba dobrze się stało, że było tak, jak było i mają ze sobą wyłącznie miłe wspomnienia. A… teraz? Dominik zerknął na Éléonore. Była naprawdę śliczna i od razu rozmawiało im się tak, jakby nie minęło parę lat. Chciałby, żeby tym razem nie urwał im się kontakt. Éléonore wyrwała go z zamyślenia. - Mam nadzieję, że kiedyś będzie okazja – uśmiechnął się. – Lubię dzielić się spostrzeżeniami i doświadczeniem i wychodzę z założenia, że od każdego można nauczyć się czegoś nowego – dodał. W końcu pewniej czuł się w tatuowaniu niż fotografii. - Bardzo się cieszę. Chyba poprawiłem ci trochę humor, co? – spojrzał na dziewczynę z błyskiem w oku. – Jakby co polecam się na przyszłość – zaśmiał się. Miał nadzieję, że spojrzała na swoje doświadczenia z innej strony i rozmowa z nim podniosła ją trochę na duchu. Odgarnęła kosmyk włosów, który po chwili z powrotem opadł jej na oczy. Dominik machinalnie uniósł dłoń i założył niesforny kosmyk za ucho Éléonore. Zrobił to tak odruchowo, że dopiero po chwili pomyślał, że mogła poczuć się niezręcznie. Uśmiechnął się nieco krzywo, bo próbował nie pokazać, jak bardzo jest zadowolony z jej słów. Na nic to się jednak zdało, usta rozciągnęły mu się w szerokim uśmiechu, chrząknął i wyprostował się bardziej. - Nie będę udawał, że nie jestem dumny z tego, co osiągnąłem, bo to nieprawda. Jestem cholernie szczęśliwy, że w tym względzie udało mi się znaleźć tam, gdzie pragnąłem i nadal pragnę być. A studio mam w Londynie – dodał i podał jej jeszcze dokładny adres. – Odwiedzają go zarówno czarodzieje, jak i mugole. Jednak tych pierwszych jest coraz więcej. Czarodziejskie tatuaże są też ciekawsze. Mogą zmieniać kolor albo biegać po całym ciele – wyjaśnił i zaśmiał się krótko na pewne wspomnienie. – Kiedyś klient przy kolejnym tatuażu poskarżył mi się, że jego wytatuowany troll wiecznie przemieszcza się na tył ciała i udaje, że kopie go w dupę – zakończył historię, zanim zdążył ugryźć się w język. Ale z drugiej strony… Nie będzie się hamował, skoro rozmawia im się jak starym, dobrym przyjaciołom. - Polecam skorzystać z moich usług i na własnej skórze sprawdzić do czego jestem zdolny – powiedział, cokolwiek dwuznacznie i rzucił jej łobuzerskie spojrzenie. Zamyślił się, nadal zawieszając wzrok na kasztanie i powoli kiwnął głową. Poczuł jej dłoń na ramieniu i odetchnął cicho, czując ulgę, że mógł otrzymać od kogoś trochę otuchy. Zwykle wszystko dusił w sobie. - To mądre słowa – przyznał. Nawet jeśli w ich rodzinie teraz wiele się dzieje, to nikt nie zabierze im wspomnień i poczucia, że zawsze rodziną będą. Dominik chciał, żeby mogli zawsze na siebie liczyć, na dobre i złe. Éléonore nie mogła wiedzieć też, że dzisiaj to właśnie Emily jest jego zmartwieniem, więc rozmawianie o niej to raczej słodko-gorzki temat. Choć to nie sama Em jest zmartwieniem, tylko pomysł jego ojca. Powiedział jednak: - Och, tak, sprezentowała sobie tatuaże i chyba poszła w moje ślady, jeśli chodzi o tatuowanie. Cóż, w każdym razie mam nadzieję, że w moje – zaśmiał się. – Niech da mi świadomość, że miałem jakiś wpływ na jej życie, bo jak na razie to mówi tylko, że ją męczę nadopiekuńczością – westchnął teatralnie. Oczywiście, powiedział to żartobliwym tonem, doskonale zdawał sobie sprawę, że to z nim jest najbliżej ze wszystkich braci. – I chyba u niej wszystko dobrze – powiedział z lekką niepewnością w głowie. – Na razie – mruknął bardziej do siebie i zmarszczył brwi. Chyba wolałby nie wiedzieć, co przyniesie jutrzejszy dzień.* - A twoje rodzeństwo? Elijah fotografuje tak? – zapytał. – A Elaine? Jak jej się wiedzie? Miał nadzieję, że nikt nie zaręcza ich z obcymi wbrew ich woli…
*wątek fabularnie dzieje się dzień przed kolacją zaręczynową Emily.
- Całe to spotkanie wprawia mnie w dobry nastrój - powiedziała z nieukrywaną wdzięcznością w głosie. Prawdopodobnie, gdyby nie ono, to odbywałaby teraz melancholijny, samotny spacer dookoła jeziora, pogrążając się w myślach na tym, co mogła zrobić w życiu lepiej. A on ją przed tym uratował. Jego obecność i słowa były bardzo pokrzepiające. Znów czuła się beztrosko, jakby na nowo była w Hogwarcie i nie miała przed sobą żadnych zmartwień i dorosłych problemów. Jej włosy jak zwykle płatały jej figle i niesforne kosmyki non stop wydostawały się zza uszu, wchodząc na oczy. Poskromiła jeden na dosłownie sekundę. Ech, syzyfowa praca. Już chciała go z powrotem poprawić, ale Dominik był szybszy. Zaskoczył ją. Nie spodziewała się, że wyręczy ją w tym geście. Próbowała zachować kamienną twarz, nie zmienić na niej zbytnio emocji, ale średnio jej to wyszło. Jeden kącik ust drgnął w minimalnym uśmiechu, nieco zawadiackim. Nie skomentowała jednak. Być może był to tylko odruch. Być może wynikało to z jego opiekuńczości i tego, że na co dzień przebywa w towarzystwie swojej siostry. W każdym razie było... miłe. Gdyby takie coś zadziało się kilka lat temu, w szkole, pewnie zemdlałaby na miejscu. Zaśmiała się w duchu na tę myśl. Tak wiele się zmieniło od tego czasu. Czy na lepsze? - I bardzo dobrze, że jesteś dumny. Masz ku temu powody - wyraziła swoją aprobatę. Nie należała do osób, które cenią skromność ponad wszystko. Trzeba umieć doceniać swoją osobę i swoją wartość. Wbrew pozorom, jest to trudniejsze od przejawiania pozornej skromności. Ród Swansea starał się nauczyć swoje dzieciaki pewności siebie, obiektywnej oceny ludzi i sytuacji, ale w głównej mierze właśnie tego, by potrafiły szczycić się swoimi sukcesami, jednocześnie dostrzegając własne wady, by nad nimi pracować. Czasami przejawiało się to zbyt wielką ambicją, jak w przypadku rodziców Éléonore. Swansea wiedziała, że Dominik pochodzi z szanowanej rodziny, która dużą wagę przykłada do tradycji, to na pewno też wpłynęło na kształtowanie się jego charakteru. - A wiesz, że może kiedyś skorzystam? - zaśmiała się. Spodobała jej się ta gra słów, idealnie wykorzystał sytuację. Wizja jakiegoś małego, nienarzucającego się tatuażu była bardzo kusząca. W dodatku mieliby okazję do ponownego spotkania. Zaskoczył ją odpowiedzią na jej pytanie odnośnie Emily. Nie spodziewała się, że pójdzie w ślady brata. Mieli dobry kontakt, ale nie sądziła, że połączą też swoje ścieżki zawodowe. Rodzinny biznes brzmiał naprawdę dobrze. I to jeszcze taki! Tym bardziej musi tam kiedyś zajrzeć. Zobaczyć ich w akcji, jak są pochłonięci w swojej pracy i twórczości. - I jak Wam idzie współpraca? O ile bardzo kocham swoje rodzeństwo, to gdybym miała pracować z Elijahem... Chyba źle by się to skończyło. Na przykład jakimś pożarem lub wybuchem pracowni - powiedziała rozbawionym tonem. Trochę ironizowała, a trochę jednak czuła, że w istocie tak by było. Ale ich relacja była nieco inna. Éléonore rozumiała jednak Dominika i jego nadopiekuńczość względem młodszej siostry. Miała tak samo z Elaine. Dziewczyna nie dosłyszała ostatnich słów, które wypowiedział do siebie, pod nosem. Nie wiedziała, co się święci. Ufała, że u Emily wszystko w porządku i razem spełniają się zawodowo i artystycznie w swoim studio, nie mając poważniejszych zmartwień. - Tak, Eli poświęca się fotografii, a Ela rysunkowi. Oboje są cholernie uzdolnieni - powiedziała, z udawaną zazdrością w głosie. Uśmiechnęła się jednak tuż po wypowiedzeniu tych słów, by nie myślał, że taka z niej zawistna, wredna siostra. Nagle coś zaświtało w głowie Éléonore. Korciło ją, żeby jeszcze o coś zapytać. - Wspomniałeś o tatuażach Emily... A czy Ty masz jakieś? - zapytała i zmierzyła go ciekawskim wzrokiem. W sumie dziwnie byłoby, gdyby był tatuażystą bez własnych dziar. Nietypowo. Była też ciekawa stylu, w jakim tworzył i jaki był mu najbliższy. Szli niespiesznie pogrążeni w rozmowie. Było tak przyjemnie, że nie spostrzegła się nawet, kiedy zdążyli pokonać taki kawałek drogi. Znacznie oddalili się już od ich miejsca spotkania. I od miejsca, w którym były ławeczki. Było tutaj cicho i spokojnie.
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Uśmiechnął się zadowolony. - Mnie także - przyznał. - Myślałem, że do końca dnia będę zirytowany nieudanymi zdjęciami, a tu proszę! Tak miła niespodzianka! - powiedział wesoło. Piękna pogoda, zachwycające krajobrazy i miłe towarzystwo. Naprawdę dzień jednak postanowił mu zrekompensować nieudany poranek. Widział, że dziewczyna próbuje udawać, że jego gest był czymś normalnym, zwyczajnym, ale nie dało się nie zauważyć tego drgnięcia kącika ust, kiedy próbowała powstrzymać uśmiech. On uśmiechnął się szeroko, ale również nie skomentował. Tak, dzień zdecydowanie zmienił swój bieg na lepszy. - To prawda - przytaknął. - Każdemu życzę tego uczucia spełnienia w zawodzie, tobie też się uda, jestem tego pewny - posłał jej uśmiech. Dziewczyna była ambitna i naprawdę miała talent. Potrzeba tylko trochę cierpliwości i samozaparcia. Wiedział, że aktorstwo to jej życie, zresztą z tego, co wiedział rodzina Swansea to ród słynący z zamiłowania do szeroko pojętej sztuki. Już z urodzenia była nastawiona na sukces! Ktoś, kto łączy pracę z pasją i będzie mógł się w niej spełniać będzie z pewnością szczęśliwym człowiekiem. Dominik poczuł jak spływa na niego spokój, w momencie kiedy uświadomił sobie, czym chce się zajmować. Wiedział, że będzie do tego dążył za wszelką cenę. Było sporo wzlotów i upadków, ale ważne jest, aby się nie poddawać. Współczuł ludziom, którzy nie mogą realizować się w tym, co lubią lub - chyba jeszcze gorzej - sami nie wiedzą, co chcieliby robić i każda praca jest dla nich męką każdego dnia. Pomacał kieszenie, udając, że szuka notesu. - Zapomniałem swojego terminarza, ale podaj tylko termin, a zapamiętam - zaśmiał się krótko. - A tak na poważnie, myślałaś kiedyś o tatuażu czy nigdy nie przyszedł ci taki pomysł do głowy? - zainteresował się. Cóż, w rozmowie z nim chyba takie pytanie, prędzej czy później, zawsze musiało paść. - Czy może już masz, a się nie chwalisz? Starał się sobie wyobrazić, jaki mogłaby mieć lub chcieć tatuaż. Była jasną blondynką, miała delikatną urodę, niemal elficką. Chyba nie pasowałyby jej ciemne, mocne malunki, widział raczej cienkie kontury, ukadające się w przeróżne kształty, małe, może z jakimś pastelowym kolorem? Zdziwi się, jeśli Éléonore stwierdzi, że myślała o wytatuowaniu rękawa. Dominik roześmiał się ze słów dziewczyny na temat współpracy z bratem. Rozbawiło go to również dlatego, że doskonale ją w tym rozumiał. Musiał więc sprostować: - Chyba źle się wyraziłem. Emily nie pracuje w moim studio, zdaje się, że tatuuje na własną rękę, dorabia sobie. Nie wiem, czy za te parę lat będzie miała ochotę zatrudnić się u mnie, ale szczerze wątpię - uśmiechnął się łagodnie na myśl o siostrze. - Mieć nieznośnego brata nad głową jeszcze w pracy? Podejrzewam, że nawet nie bierze takiej możliwości pod uwagę - wyszczerzył się. - W sumie ja też nie wiem czy bym wytrzymał z tą pyskatą królewną - powiedział ze śmiechem, ale w jego głosie zabrzmiały czułe nuty. Kochał siostrę i ona kochała jego, ale czy wytrzymaliby i dogadywali się w pracy? Cóż, mogło być różnie, choć z drugiej strony tatuator to raczej indywidualny zawód. Studio to tylko miejsce do przyjmowania klientów i przechowywania rzeczy. Gdyby Dominik nie wtrącał się w jej pracę może i współpraca układałaby się pomyślnie. - Artyści - Dominik uśmiechnął się ze zrozumieniem i poczuciem wspólnoty do Éléonore. W końcu i on był artystą, jego rodziny miały więc ze sobą coś wspólnego, przynajmniej jeśli chodzi o Dominika i Emily, których pociągała sztuka na ludzkiej skórze. Machnął ręką, jakby to było nic takiego. - Owszem, mam, choć nie wszystkie tak udane, jakbym chciał. Trochę ja ćwiczyłem, trochę kolega - powiedział, wspominając swoje początki. - Wobec tego część jest w takich miejscach, których aktualnie nie mogę pokazać, żebym nie wyszedł na ekshibicjonistę - zaśmiał się. Podciągnął jednak jeden rękaw, gdzie miał wytatuowane góry. - Dlaczego? - uprzedził jej pytanie. - Nie mieszkam między górami ani nie mam z nimi jakichś wspomnień, ale wydają mi się takie spokojne, potężne i nieskończone. Nie wiem dlaczego - powiedział szybko, bo miał wrażenie, że to, co mówi jest jakieś głupie. - Tak mi się po prostu kojarzy i chciałbym kiedyś wybrać się na wyprawę. A tu... - zmienił temat - mam to, co najważniejsze - uniósł dłoń i odchylił nieco koszulę na klatce piersiowej. Tam, w miejscu, gdzie powinno być serce widniał napis family. - Mam nadzieję, że nigdy nie będę patrzył na niego ze smutkiem - stwierdził, kiedy znów przypomniał sobie o nadchodzącej kolacji. Słońce zaczęło schodzić nieco w dół, dając sygnał, że powoli, bardzo powoli rozpoczyna wędrówkę na odpoczynek, ustępując miejsca księżycowi. Promienie przybrały bardziej pomaraczową, jaskrawą barwę. Kiedy spojrzał na Éléonore promienie zatańczyły w jej włosach, jakby chcąc ją otulić, przywołać do siebie. Z tym łagodnym uśmiechem na twarzy wyglądała prześlicznie. - Ciebie mi brakowało! - zawołał spontanicznie. - W sensie... na zdjęciach - sprostował, choć czy to nie było prawda nawet w innym aspekcie? Porzucił te rozmyślania i wyjął aparat. - Zapozujesz mi? - zapytał, z zadowoleniem chłonąc jej widok w jesiennej aurze. Pasowała do niej idealnie!
Skierował w jej stronę tyle miłych słów. I to podczas jednego spotkania. Chciała mu się jakoś odwdzięczyć, ale nie miała pojęcia jak. Wszelkie słowa zdawały jej się zbyt trywialne, nie oddawałyby wszystkiego. Poza tym mógłby uznać, że są wypowiadane jedynie w celu przypodobania się, a nie bezinteresownie, szczerze. Odpowiedziała zatem ciepłym uśmiechem w jego kierunku. Coś często się przy nim uśmiechała. Czy nie wyglądało to dziwnie? Ale on też promieniował dobrym nastrojem... albo umiejętnie krył się z prawdziwymi emocjami. Miała jednak wielką nadzieję, że, tak jak i ona, przyjemnie teraz spędza czas, a ich spacer i pogawędka sprawiają mu radość. - Dziękuję - odpowiedziała - Jak już będę właścicielką tego teatru, to załatwię Ci bilety w pierwszym rzędzie. Nawet podwójne, a co! - zażartowała, wypowiadając te słowa prześmiewczym tonem. Na takie stanowisko ambicji nie miała, choć zawsze można pomarzyć. Tak naprawdę byłaby zadowolona, gdyby mogła chociaż sprzątać sale po spektaklach w New Magic Theatre. Przynajmniej sama na siebie by zarabiała. I mogłaby zachwycać się pięknem tego budynku od środka. - O nie, nie mam żadnego. Jeszcze - zaśmiała się. Ostatnie słowo jej wypowiedzi brzmiało trochę jak obietnica. Lub przyjęcie wyzwania. Zmieszała się trochę, gdy roześmiał się na jej słowa i szybko je sprostował. Trochę było jej głupio, że wynikło takie nieporozumienie z jej roztargnienia i nieogarnięcia. Czy to się nigdy nie zmieni i jej mózg nawet po tylu latach będzie się lagował przy panu Rowle? Niby nic wielkiego, a jednak spaliła trochę buraka. - Och, pokręciłam, wybacz - wymamrotała przepraszająco. Widziała po jego wyrazie twarzy, że nie przejął się nadto jej pomyłką, co było pokrzepiające - Czyli... Emily napędza konkurencję? - zaśmiała się krótko - No niezła zemsta na nadopiekuńczym bracie, chapeau bas! - dodała, kiwając głową z uznaniem i nadal się uśmiechając. Dobrze, że jej rodzeństwo działa w innych dziedzinach. Tym bardziej, że ze zdolnościami metamorfomagicznymi zdominowaliby innych aktorów. Bardzo rozczulił ją sposób, w jaki wypowiadał się o swojej siostrze. Choć dogryzał jej i nieco ją cisnął w tych opowieściach, to słychać było, że to wszystko to tylko niewinne żarty, a z głębi jego serca bije najczystsza braterska miłość. Chciałaby mieć takiego starszego brata. Prawdziwy skarb. Słuchała go z zaciekawieniem, żywo zainteresowana, gdy opowiadał o swoich prywatnych tatuażach. Mówił z wielką pasją i przejęciem. - To bardzo trafne spostrzeżenie. I odpowiednia symbolika. - wtrąciła mu szybko, kiedy mówił o znaczeniu gór, wytatuowanych na jego przedramieniu. Kiedy pokazał jej napis "family", uśmiechnęła się z czułością. Takie to minimalistyczne, a niesie za sobą taką wartość. Urocze. Doceniała tym bardziej, że nie często można ujrzeć coś takiego na ciele mężczyzny. Potęgowało to wartość tego tatuażu. Pokiwała głową z uznaniem i posłała mu kolejny uśmiech. Wydała też z siebie ciche westchnienie spowodowane zachwytem. Czyżby dzień się już kończył? Jesienne słońce tak szybko chowa się za horyzontem! Człowiek nie zdąży się nim w pełni nacieszyć, szczególnie, że nieczęsto pogoda jest tak łaskawa. Rozpoczynała się tak zwana golden hour, czyli chyba najpiękniejszy moment dnia. Niestety niesprawiedliwie krótki. Nagłe entuzjastyczne słowa Dominika nieco zbiły ją z tropu. Spojrzała na niego zaskoczonym, pytającym wzrokiem z lekko rozchylonymi ustami. - Ja? Teraz? - wypowiedziała zdezorientowana. Miał jednak taki wyraz twarzy, że nie miała serca mu odmówić. Posiadała też trochę doświadczenia przed obiektywem; Eli często ćwiczył na niej i na Elaine, już od dzieciaka. Same zajęcia z Działalności Artystycznej także zawierały w sobie fotografię i modeling. Jednakże przy nim jeszcze tego nie robiła. Czuła lekkie skrępowanie, no i lag mózgu "Error: Rowle" dawał się we znaki. Ogarnęła się jednak dość szybko i zreflektowała. - W sumie... czemu nie? - odgarnęła włosy do tyłu i stanęła w trochę bardziej korzystnej pozie. Uśmiechnęła się lekko, naturalnie, tak jakby nadal ze sobą miło gawędzili - Czy tak jest dobrze? - zapytała pogodnym głosem. Takiej spontanicznej sesji dawno nie miała. Szczególnie pośród przepięknej przyrody, jak ta wokół nich. Miała tylko nadzieję, że jej persona nie popsuje mu zdjęć.
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Och, zdecydowanie wystarczało mu jej towarzystwo! Nie musiała odwdzięczać się słowami, już samo to, że nadal z nim rozmawiała i nie uznała jego towarzystwa za nudne było wystarczające! Myślał, że może nie ma szczęścia do kobiet, bo może one nie widzą w nim nic interesującego, ale może jest inaczej? Éléonore wyglądała, jakby szczerze dobrze się czuła podczas tego spaceru, razem z nim. Jej uśmiech trafiał mu prosto do serca. Szczęście, że nie opuścił parku, kiedy uznał, że zdjęcia są beznadziejne. Inaczej nie spotkałby Élé i nie odnowiliby starych znajomości. Roześmiał się wesoło. - Och, cóż za zaszczyt mnie spotka, wobec tego! A obejrzenie kulis, spotkanie z właścicielką i autografy też da się załatwić? - zapytał z wesołymi błyskami w oczach. - Dawno nie byłem w teatrze - stwierdził po chwili. - Polecasz jakiś spektakl? Może zabrałabyś mnie na obcowanie z kulturą, bo czuję, że zrobiłem się zbyt plebejski - udawał zbolały ton. Choć to naprawdę ciekawy pomysł swoją drogą. Nie pamiętał, kiedy ostatnio był w teatrze, więc dlaczego by nie umilić sobie wieczoru taką rozrywką? - Jeszcze - uśmiechnął się tajemniczo. - To brzmi obiecująco. Machnął ręką na jej przeprosiny, dając do zrozumienia, że nic się nie stało. - Spokojnie, pewnie ja coś pokrętnie powiedziałem - uspokoił ją jeszcze, bo widział, że przejęła się tym nieporozumieniem. - Niestety, na to wygląda - westchnął ciężko. - W naszych żyłach płynie krew tej samej rodziny, możliwe więc, że jest tak dobra jak ja - tu zaśmiał się ironicznie - a to oznacza, że może mi popsuć rynek. Kochana siostrzyczka - pokręcił głową z uśmiechem. - Tak mówią już poważnie to, oczywiście, życzę jej sukcesów i będę się cieszył, gdy uda jej się osiągnąć to, co planuje. Może nawet wybiorę się do niej na jakiś tatuaż, może być nawet koślawy - zaśmiał się i dobrze, że Emily tego nie słyszała. To prawda, że bardzo kochał swoją siostrę i wykazywał czasem niezdrową nadopiekuńczość, ale lepiej chyba mieć takiego brata, niż takiego, którego totalnie rodzeństwo nie obchodzi, prawda? Uśmiechnął się nieco zmieszany, ale z ulgą, że nie wyśmiała symbolki jego tatuażu. W końcu to dość dziwne, że ktoś, kto nie ma nic wspólnego z górami tatuuje sobie taki malunek. Chociaż... widział dziwniejsze. Są osoby, które robią sobie tatuaże, które coś oznaczają, a są tacy, którzy robią, bo po prostu im się podoba. I to, i to Dominik szanował. Nie mógł zaprzeczyć, że podziw dziewczyny i jej uznanie dla jego tatuaży i wypowiedzi schlebiała mu. Jego męska duma została mile podbudowana. Kiwnął entuzjastycznie głową, odpowiadając na jej pytania. Nie zauważył jej "Error: Rowle" tylko wpatrywał się w nią z nadzieją i wyczekiwaniem. Kiedy się zgodziła uśmiechnął się szeroko i przygotował aparat. Ustawił się w odpowiednim miejscu i spojrzał w aparat. - Idealnie! - zawołał, bo wydawało mu się, że w końcu zrobi takie zdjęcia, jakie chciał. Éléonore była wdzięczną modelką. Ustawiała się akurat tak, jak powinna, rozumiała jego wskazówki i prośby. Dominik pstrykał zdjęcie za zdjęciem, bo ta piękna popołudniowa pora nie będzie trwać wiecznie. Delikatna twarz Éléonore, jasne, blond włosy idealnie wpasowywały się w jesienny klimat. Jej piękny uśmiech jeszcze rozjaśniał zrobione przez Dominika zdjęcia. Przez chwilę nawet wpatrywał się trochę zbyt długo w jej twarz, zamiast zrobić zdjęcie. W końcu odchrząknął. - Chodź jeszcze na pomost - zdecydował i poprowadził ją w kierunku drewnianego pomostu, wychodzącego daleko w jezioro. - Do modelingu też masz talent - powiedział z uznaniem. - Jest coś czego nie umiesz? - zaśmiał się krótko.
O teatrze mogłaby rozmawiać godzinami! Była tak zafascynowana tym światem, że z pewnością zanudziłaby każdego współrozmówcę. Nawet jej koledzy po fachu wymiękali po czasie i wykręcali się z pogawędki, wymyślając jakiekolwiek wymówki. Oj nie, nie zrobi tego Dominikowi. Bo do przydomka "kujonki z Ravenclaw" dojdzie jeszcze "nudziara". Może jeszcze kiedyś będą mieli okazję się spotkać i wtedy zagłębią się w tematykę swoich pasji i... uzależnień. Może spotkają się szybciej, niż się spodziewają? - Rozpatrzę Twoje prośby - zażartowała w odpowiedzi i uśmiechnęła się zawadiacko - Hmm, czasem ciekawie jest zaryzykować i iść na spektakl, który odbiega od naszych upodobań - zamyśliła się. Kiedyś uważała, że nie lubi komedii, dopóki nie wyjechała na studia. Przełamała się dzięki jednej pani profesor, która pokazała jej ten gatunek zupełnie od innej strony. Od teraz nie ogranicza się i nie zraża do żadnej sztuki. Choćby zbierała negatywne opinie. Wtedy ogląda takie przedstawienie i zastanawia się, co można by zrobić lepiej, w czym tkwi problem - A wiesz, że to dobry pomysł? Jeśli znajdziesz czas... - z przyjemnością wybierze się do teatru. Nigdy tego nie odmówi. - Muszę w takim razie zdecydować, komu oddam swoje ciało - zaśmiała się, odpowiadając celowo dwuznacznie. Może był to zbyt śmiały żart, ale nie byłaby sobą, gdyby nie wykorzystała potencjału tego wyrażenia. Samo cisnęło jej się na usta. Nie zdążyła się ugryźć w język - Być może Emily bardziej mnie przekona - dodała rozbawionym tonem. To zabawne, że oboje są nadopiekuńczy w stosunku do swoich młodszych sióstr, a ich młodsze siostry przyjaźnią się ze sobą. Może obgadują ich i żalą się na ich ckliwość? Éléonore starała się od pewnego czasu hamować w swoich "matczynych" zapędach względem Elaine. Bądź co bądź, dziewczyna była już dorosła. I to nie od wczoraj. Radziła sobie w życiu całkiem dobrze, jeśli nie lepiej od niej. Kiedy usłyszała pochwałę od Dominika na jej próby dobrego zapozowania, nieco się ośmieliła. Dobrze wiedziała, że pewność siebie i świadomość swojego ciała czy twarzy jest niezbędna, by zdjęcie wyszło udane. Nawet najlepszy fotograf świata nie uratuje fotografii, gdy model jest wycofany i stara się "zniknąć". Elijah często dawał jej swoje cenne rady, a czasem nawet sporą dawkę krytyki. W gruncie rzeczy konstruktywnej. Zazwyczaj nie brała wszystkiego na poważnie, bo sesje zdjęciowe z rodzeństwem były raczej luźną zabawą. Teraz trochę tego pożałowała, bo mogłaby zaprezentować się przed Dominikiem od lepszej strony i ułatwić mu jego wysiłek. Kiwnęła mu głową i dała się poprowadzić na wspomniany pomost. Woda wokół była tak gładka i spokojna, że cudownie odbijały się w niej korony drzew. Tegoroczna jesień była zachwycająco piękna. Te wszystkie kolory... Od czerwieni, przez żółcie, po fiolety. Élé była oczarowana tym widokiem. - Nie umiem wielu rzeczy - powiedziała, odwracając się ponownie w jego stronę, bo przed chwilą zapatrzona była w ten malowniczy widok - Na przykład... nie umiem Ci odmówić - uśmiechnęła się ponownie. Była ciekawa efektów ich pracy. Pogoda i słońce sprzyjały dobrym ujęciom tej zachwycającej przyrody. Ona będzie tylko dodatkiem.
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Jeśli będą mieli zamiar kontrynuować tę znajomość to z pewnością temat ich pasji i hobby w wersji rozszerzonej na pewno się pojawi. Ale Dominik lubił ludzi z pasją i słuchanie o tym, kiedy przy okazji będzie mógł opowiedzieć o sobie, sprawiało mu przyjemność i było jednym z ulubionych tematów. Rozłożył ręce. - Zdaję się na ciebie - powiedział, mając na myśli wybór spektaklu. - Jasne, że znajdę czas, będę niecierpliwie czekał na wiadomość. Możemy pójść na coś, czego jeszcze nie widziałaś, a chciałaś - zaproponował. - Nie mam konkretnych preferencji, więc masz wolny wybór - uśmiechnął się do niej, już zadowolony na myśl o wspólnym wieczorze. Chyba rzeczywiście nie umiał ocenić, co najchętniej by obejrzał, nie miał określonego gatunku, więc to może być ciekawe doświadczenie obejrzeć coś, co wybierze Élé. W jego oczach pojawiły się wesoło błyski, kiedy wypowiedziała się tak dwuznacznie. - Liczę, że to ja będę tym szczęśliwcem - odpowiedział w tym samym tonie. Na wspomnienie Emily zaśmiał się krótko. - Mówisz, że muszę się bardziej postarać? Gwarantuję sporo atrakcji w trakcie sesji - dodał i uniósł pytająco jedną brew, patrząc na jej reakcję. On też czasem starał się opanować swoją nadopiekuńczość, ale... rzadko mu to wychodziło. W danym momencie robi wszystko impulsywnie, a potem dopiero nachodzą go przemyślenia, że może lekko przesadził, że przecież Emily już nie potrzebuje aż tyle jego opieki (taa...). Skoro kumplowała się z Elaine to na pewno, gdzieś w ich rozmowach przewinął się temat nadopiekuńczego rodzeństwa. To jedna z cech, które miał wspólne z Éléonore. I tak uważał, że dziewczyna była świetną modelką. Upiększała jeszcze zdjęcia w tej jesiennej scenerii i chyba mógłby pokusić się o stwierdzenie, że jest jedną z tych, z którymi najlepiej mu się współpracowało. Może znaczenie miał też fakt, że się znali i oboje nie czuli się, aż tak skrępowani? Choć skrępowanie nie jest raczej pożądaną cechą wśród modelek, ale chodzi o swobodę komunikacji. Dzięki bliższej relacji zdjęcia wychodziły... prawdziwsze. O ile istnieje takie słowo. Nieważne. Chyba miał już problem z zebraniem myśli. Przeszli na pomost i przez chwilę stali w ciszy, podziwiając widok. To znaczy Dominik krajobraz podziwiał przez chwilę, potem jego wzrok zawisł na Éléonore. Oczywiście, zastanawiał się nad odpowiednim kadrem. Jej potencjalnie niewinne słowa zrobiły na nim wrażenie, jakby gdzieś obok wyczuwał źródło wyładowania elektrycznego. Uniósł dłoń i założył jej za ucho kosmyk blond włosów, a potem przejechał delikatnie po linii jej szczęki, aż do podbródka i uniósł go lekko. - To dla mnie dobra wiadomość - powiedział z tajemniczym uśmiechem. - Tak będzie idealnie na ostatnie zdjęcie - dodał, odrywając dłoń od jej twarzy i odsunął się dwa kroki. Łapiąc na zdjęciu piękno modelki i scenerii oraz ostatnie promienie zachodzącego słońca zrobił ostatnią fotografię. Uśmiechnął się w końcu w pełni zadowolony z wykonanej pracy. - Dziękuję, że zgodziłaś się na sesję! Zeszli z pomostu. Szli w inne strony, więc zatrzymali się na środku dróżki. Dominik schował aparat do torby i przeniósł wzrok na Éléonore. - Świetnie spędziłem czas. Naprawdę nie mogłem się spodziewać lepszego końca dnia, który zaczął się tak kiepsko - powiedział szczerze. - Do zobaczenia, Éléonore, mam nadzieję, że... niedługo? - zakończył pytającym tonem. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak niedługo... Nic nie wskazywało na razie na tę lawinę wydarzeń, które miały pojawić się w jego życiu. Nachylił się i złożył na jej policzku pożegnalny pocałunek. Posłał jej jeszcze uśmiech i odszedł w swoją stronę.
Éléonore uwielbiała rozmawiać z ludźmi o wszelakich pasjach, toteż często otaczała się czarodziejami posiadającymi nietuzinkowe zainteresowania. Dominik Rowle idealnie wpasowywał się w to grono, jednakże do tej pory był dość... niedostępny. Nie posiadała się z radości i wręcz nie dowierzała, że teraz może wyglądać to zupełnie inaczej. I że być może wybiorą się razem do teatru. Do teatru! Do jej ukochanego miejsca. Nawet jeśli miałoby być to zwyczajne, przyjacielskie wyjście. Na pewno spędziliby ze sobą miło czas. Gdy wróci do domu, zastanowi się na spokojnie nad wyborem spektaklu. To musi być coś wyjątkowego, coś ambitnego. Żeby potem nie żałował... - Obiecuję odrobić pracę domową i zaznajomić się z obecnym repertuarem - zaśmiała się. Kiedy tylko znajdzie coś interesującego, pośle mu sowę. Oczywiście musi się liczyć z tym, że Rowle ma na pewno wiele ważniejszych spraw na głowie i mnóstwo obowiązków. On przynajmniej pracuje, nie to co ona. - Sporo atrakcji, powiadasz? - spojrzała na niego pytającym wzrokiem, nieco się rumieniąc. Nie wiedzieć czemu, wyobraziła sobie różne dziwne rzeczy. Skarciła samą siebie w myślach. Błąd mózgu Swansea spowodowany obecnością Dominika dawał się we znaki. Co będzie, kiedy odwiedzi go w studio? Tutaj, na świeżym powietrzu, mogła jeszcze jako tako trzeźwo myśleć. Nie przypuszczała jednak, że po tylu latach nadal będzie tak reagować na jego słowa i uśmiechy - Dobrze, przekonamy się zatem - podsumowała, składając swego rodzaju obietnicę. No i się wpakowała. Nie ma już odwrotu. W jej głowie powstały już nawet pewne wizje minimalistycznego tatuażu. Pytanie tylko: w jakim miejscu chciałaby go mieć? Czuła, że Rowle lustruje ją wzrokiem. Starała zachowywać naturalny odcień twarzy i nie palić buraka za każdym razem, gdy łapała jego spojrzenie. Było to trudne, ale dała z siebie wszystko, by zachowywać się jak profesjonalistka. Nie była na co dzień modelką, no ale jakieś obycie z aparatem posiadała. Zależało jej, by był zadowolony z efektów i by miło wspomniał tę spontaniczną sesję zdjęciową. Mimo wszystko, na większości ujęć zachowywała się naturalnie, uśmiechała szczerze i serdecznie w kierunku chłopaka. Pokusiła się nawet o kilka głupich min, jak wystawienie języka w kierunku obiektywu, czy uniesienie rąk wysoko w górę. Kiedy do niej podszedł i odgarnął ten wiecznie-niesforny kosmyk, znów poczuła się jak małolata. Serce mocniej jej zabiło, w ułamku sekundy zrobiło się gorąco. A potem... ten jego delikatny dotyk i ciepła dłoń. Wstrzymała oddech i pozwoliła mu odpowiednio ustawić jej twarz. Uśmiechnęła się mimowolnie, na ułamek sekundy odwracając wzrok, by opanować kołatanie w klatce piersiowej. Tak, bardzo łada dziś pogoda, ekhem... - Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedziała pogodnym tonem, kiedy dotarli już do miejsca ich rozstania. Kto by pomyślał, że jej samotny, jesienny spacer przerodzi się w coś takiego? Aż szkoda, że robiło się już ciemno, chętnie by jeszcze z nim porozmawiała. No cóż, na pewno ma jeszcze dużo spraw do załatwienia, a ona także obiecała wrócić do domu na kolację. Matka urwie jej głowę, jeśli się znów spóźni - Mam nadzieję, że Elijah wybaczy mi tę... zdradę - zażartowała - Będę czekać na efekt końcowy dzisiejszej sesji - dodała, posyłając mu figlarne spojrzenie. To spotkanie zdecydowanie wprawiło ją w dobry nastrój. Po jego pożegnalnym pocałunku była już pewna, że oblała się szkarłatnym rumieńcem. Nie spodziewała się tego, toteż nie była w stanie zapanować nad reakcją organizmu. Dziękowała światu, że było już dość ciemno. - Tak... do zobaczenia - wypowiedziała te słowa dopiero po chwili, kiedy Dominik zaczął się już oddalać. I już ich pewnie nie słyszał. Stała tak wmurowana, uśmiechając się półgębkiem sama do siebie. Odruchowo dotknęła ręką swojego policzka. Dopiero po dłuższej chwili się odblokowała. I ruszyła w stronę domu, nucąc pod nosem jakąś wesołą melodię. Nie wiedziała jeszcze, że za kilka dni otrzyma sowę z zaproszeniem i że spotkają się szybciej, niż mogłaby przypuszczać. Niestety, okoliczności będą zgoła inne...
Zaczął prowadzić dziewczynę przed siebie, w kierunku jeziora, o którym przypomniał sobie chwilę temu, gdy nagle powiedziała coś, czego się nie spodziewał. Rauch zarumienił się lekko na słowa Toralei, lecz nic na razie nie zrobił, chociaż w zasadzie miał to samo do powiedzenia, co jego piękna towarzyszka. Gdy w końcu dotarli na miejsce po krótkim spacerze, usiedli pod jednym z drzew, wpatrując się w gwiaździste niebo, które rozprzestrzeniało się nad nimi. Julius po pewnym czasie popatrzył się na twarz Tory, po czym kładąc jedną rękę na jej udzie, drugą odsłonił lekko karmelowe kosmyki włosów z jej twarzy, po czym pocałował ją najpierw w szyję, a następnie w policzek. - Ty też jesteś piękna- powiedział w końcu lekko onieśmielony Niemiec, którego przepełniało teraz szczęście przemieszane z euforią.
Muzyka Celtyckiej Nocy cichła z każdym ich kolejnym krokiem, a ona nadal będąc pod wpływem dziwnych czarów nie widziała nic złego w tym oddaleniu się od wszystkich innych. I choć cisza między nimi gdy szli przed siebie zaczynała być niepokojąca, to pozwoliła mu się prowadzić obserwując każdy jego ruch - nie jestem jednak pewna czy czuła się bardziej jak lew obserwujący zebrę, czy jak zebra będąca ciągnięta przez lwa. Jej charakter zdecydowanie pasował do godła jej domu, a z drugiej strony zrobiła się jakaś taka grzeczna i pozwoliła mu zaciągnąć się aż nad małe jezioro. Pan Seryjny Morderca miał idealną okazję by teraz wykończyć nie-Francuzkę i podrzucić do jeziora. Usiadła obok niego pod przepięknym drzewem zdając sobie sprawę, że chyba nigdy nie była tu późnym wieczorem. Wymykała się w różne miejsca po ciszy nocnej, ale chyba nigdy tutaj. Nie podziwiała jednak otoczenia, a cały czas siedzącego przy niej blondyna. Jej włosy powoli traciły karmelowy odcień, a to oznacza, że zapewne za jakiś czas przestanie też zdrabniać wszystko to, co mówi. Pytanie, co się stanie, gdy wstążka wyczuje jak daleko są od dębu i zniknie. Ty też jesteś piękna Co? Ah! Jakiś czas temu powiedziała mu komplement. Niemal o tym zapomniała. -Niezły masz zapłon - Stwierdziła zaciągając wciąż po francusku, a przy okazji zbliżając się trochę do niego bez cienia skrępowania i kładąc dłoń na jego karku gdzie poczęła bawić się kilkoma znajdującymi się tam włoskami. Druga jej dłoń spoczęła na jego, tej będącej na jej udzie - To co? Planujesz mnie teraz uwieść i utopić? - Jej zachowanie mówiło jasno, że uwodzić już jej nie musiał.
Niemcowi podobało się to jak "Francuska" bawiła się jego włosami. Czuł lekki dreszczyk na karku, który był na tyle przyjemny, że Julius na razie nie chciał nigdzie iść, przynajmniej jeszcze nie teraz. -Musisz się chyba przyzwyczaić, że nie należę do szybkich chłopców- odpowiedział z uśmiechem, jednocześnie głaszcząc delikatnie udo dziewczyny. Z tyłu głowy miał jednak, że to spowolnienie mogło nie być wywołane do końca nieśmiałością, jak mu się zdawało, a wieloletnim testowaniem niesprawdzonych mikstur magicznych... ale chyba nie powinien się tym przejmować. Tak samo miał nadzieję, że nie będą im przeszkadzały rogi, które chyba nie znikną do końca nocy, ale z tym też nic nie mógł zrobić. -Żeby cię utopić musielibyśmy wejść na łódkę- powiedział, po czym skierował swoje niebieskie oczy na jedną z nich, która leżała na brzegu. Wiedział, że można ją wypożyczyć, tylko komu za nią zapłacić o tej porze? -Idziemy?- zapytał się szybko Torlei, uśmiechając się przy tym. Przygoda na łódce byłaby czymś nowym dla niego, dlatego chciał tego spróbować.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Zaśmiała się słysząc jego stwierdzenie. Nie mogła sobie darować skomentowania tego. -Powiedział facet, który chwilę temu robił to... - To mówiąc pochyliła się by zbliżyć wargi do jego szyi, aczkolwiek sama zrobiła coś więcej. Delikatnie przygryzła jego skórę nim odsunęła się by zerknąć sobie na niego, zbadać wyraz jego twarzy. Poszukać ewentualnych oznak nieśmiałości, które były dla niej w jej obecnym stanie nadzwyczaj urocze. Ogólnie lubiła peszyć facetów między innymi dlatego, że rzadko kiedy działało to w drugą stronę. Do dzisiaj spotkała chyba tylko jednego chłopaka, który był w stanie wywołać na jej twarzy pokaźnych rozmiarów rumieniec, czy zdominować ją swoim charakterem. Zdecydowanie nie była łatwa pod tym względem. Pod innymi też nie - takie akcje jak teraz jej się nie zdarzają nawet jeśli jest kochliwa! Co tu się kurcze odwala... Rogi? On miał rogi! Nie zauważyła, że miał rogi! Jego spojrzenie i usta były dla niej na tyle rozpraszające, że ten fakt nawet do niej nie dotarł! Puchar dla najbardziej ogarniętej osoby na świecie ląduje do... Vittori Sorrento. Znaczy Toralei Lacroix Oui Tres Bien Mon Ami cokolwiek to znaczy. -O boże tak, idziemy! - Zareagowała z ogromnym entuzjazmem. Pomysł był zwariowany, był ryzykowny (kto ich uratuje jak im się łódka przewróci?) i wpasowywał się w pełni w jej klimat. To też gwałtownie wstała z ławki łapiąc jego dłoń i ciągnąc w stronę samotnej, smutnej łódki. Zaraz już nie będzie samotna!
Gdy został lekko ugryziony w szyję, tylko lekko drgnął i zacisnął palce dłoni trzymanej na nodze, które rozluźnił, gdy tylko zauważył, że dziewczyna się na niego patrzy. -To było coś prędkiego?- roześmiał się lekko, po czym lekko zmarszczył brwi, zauważając zdziwienie w spojrzeniu Toralei. Następnie wziął głębszy oddech, po czym szybko wstał, podając rękę, by pomóc wstać dziewczynie. Podeszli do łódki, która o dziwo nie była przywiązana do pomostu. Zanim weszli na pokład HMS Zbutwiała Dziura, zostawił mieszek z dziesięcioma galeonami, dla ewentualnej osoby odpowiedzialnej za wynajem. -Zapraszam na pokład, zaraz odbijamy- powiedział żartobliwie do Francuski, po czym samemu wskoczył do środka, czekając chwilę, aż przestanie się bujać.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Dobra, pozwalała sobie na dużo. Zdecydowanie za dużo jak na fakt, że jutro wróci do pełnej normalności, tak samo jak Julek. I pewnie będzie Z drugiej strony on też był dość śmiały w swoich zachowaniach, więc prawdopodobnie od jutra będą się omijać szerokim łukiem. Przynajmniej ona. Będzie mówić po francusku "nie mówię po angielsku" i spierdzielać na drugi koniec szkoły. Ale to jutro. Teraz ładowała się z nim na łódkę ryzykując przynajmniej mokre, już prawie zupełnie naturalne, włosy. Odczekała moment aż łódka przestanie się kołysać, po czym wyciągnęła dłoń w jego stronę, licząc na to że ten pomoże jej wsiąść. Może i była samowystarczalna i marna z niej dama, ale warto chociaż udawać, że bez niego nie dała by sobie rady. Niech facet czuje się jak facet. W każdym razie jeśli postanowił jej pomóc, tak wsiadła razem z nim do łódki. -O nie! Nie wzięłam mojej czapki pirata! Ani papugi na ramię! Nie będę mogła zrobić "Arrrr" - I oto prawdziwa Vittoria! Znaczy Toralei w tej chwili. To jest ten jej cudowny charakter, któremu udało się na chwilę wyrwać ponad działanie mleka, wstążki czy czegokolwiek innego czego się tam naćpała czy nawciągała! Co nie zmienia faktu, że stanęła na łódce jak najbliżej niego, tak że mógł spokojnie czuć zapach jej perfum.
Gdy oboje znaleźli się na pokładzie, łódka odbiła od brzegu i skierowała się na środek płytkiego jeziora, przez którą przejrzystą taflę wody dostrzec można było różnorodną faunę i florę. Niemiec kochał oglądać podwójny księżyc, gdy tylko nadarzała się okazja w rodzinnych okolicach, a takich dużo nie było. -Jak nie możesz robić "arrrr" to co będziemy teraz robić?- zapytał się koleżanki, po czym siedział tak milcząco wpatrując się w jej profil, i tatuaż. Może samemu by coś sobie kiedyś zrobił? Jakiś tłuczek, albo łóżko szpitalne, z pewnością coś, co jest albo może być mu bliskie.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
I popłynęli. Tori siedziała w łódce wyglądając z zaciekawieniem poza nią, ale niemal non stop wracając jednak spojrzeniem do blondyna. Nadal nic się nie zmieniło. Nadal łączyła ich wstążka. Nadal widziała w nim najprzystojniejszego faceta na świecie i jak na razie nic nie było w stanie tego zmienić. W sumie, gdy wysyłała mu list miłosny było dość podobnie - w tamtej chwili też stanowił centrum jej zainteresowania. Oczywiście szybko jej to przeszło jak każdy facet - nawet jeżeli był blondynem, ale gdy tamtego dnia tusz jej pióra zamieniał się w słowa była nim mocno zauroczona. Że też nie mógł być studentem tak jak ona! -W sumie to i tak kiepski byłby ze mnie pirat. Nie ma tu innych statków, które mogłabym zrabować - Powiedziała z udawanym smutkiem wkładając dłoń do wody starając się zignorować to, że jest zimna. Nabrała jej trochę na dłoń, po czym pstryknęła nią w jego stronę sprawiając, że kilka kropel musiało dotrzeć do Julka. -Skoro ty jak się okazuje nie jesteś seryjnym mordercą, to musi oznaczać, że ja nim jestem. W takim razie powinnam się teraz na Ciebie rzucić, unieprzytomnić Cię i wyrzucić do wody. Odpowiada Ci to? - Spytała zbliżając się do niego i bez ostrzeżenia siadając mu na kolanach. Gdy to robiła łódka zachwiała się niebezpiecznie, ale zdawała się nie zwracać na to uwagi. Jak tak dalej pójdzie ona na prawdę popełni seppuku jak się ocknie z czaru.
Jedną ręką chwycił mocniej burtę łódki, by nie wypaść za nią, a drugą objął w tali dziewczynę, która usiadła na nim. W tej chwili, Niemiec skupił się na niej w całości, ignorując to co się dzieje obok nich. Mogli się zmoczyć zaraz, ale Juliusowi nie przeszkadzało to zbytnio. -Niech ci będzie- powiedział, po czym zaczął ręką trzymaną na boku łódki rytmicznie bujać, wprawiając ją ponownie w bujanie, uważając jednocześnie, by Toralei, która siedziała na nim nie wypadła do wody. - Teraz powinno być ci chyba łatwiej- dodał, odkładając rękę na deskę, na której siedział, podpierając się o nią i odchylając się lekko.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Ciekawe, czy w małym jeziorze są jakieś żyjątka, których powinni się obawiać. Mogło by być na prawdę nieciekawie jeśli w trakcie ich magicznie wywołanych zalotów nagle coś uderzy w łódź i wpadną do wody. Tym bardziej, że tak jak i u niego - jej skupienie było w tej chwili bardzo mocno ograniczone. Jezioro mogło by się nawet zapalić, a ona by pewnie tego nie zauważyła. Jak tylko łódka zaczęła się bujać, ta nogami zaparła się o jego nogi - zabezpieczając się przed ewentualnym wypadnięciem samotnie. Jak tonąć to razem! -Ja cię mam zamordować, a nie Ty mnie wpędzić w chorobę morską, mą szeri - "mon cheri" było chyba jedynym wyrażeniem po francusku, które znała i wiedziała co znaczy, choć przez to jak sztuczny był jej akcent jej słowa mogły by być niezrozumiałe nawet dla rodowitego Francuza. -W sumie... Można mieć chorobę morską na jeziorze? - Znów jej charakter trochę wyszedł ponad magiczne działanie wstążki, ale ta nadal sprawiała, że chciała być bliżej blondyna. Siedzenie na jego kolanach było dla niej niewystarczające. Dlatego gdy on się odchylił ta krótko cmoknęła go w ten uroczy dołeczek na brodzie, a zaraz po tym... Poszła o krok dalej. Na jego wargi polowała już od ujrzenia go w Alei Ogników. W końcu pozwoliła sobie na to, by się do nich dorwać i wpić w nie swoimi dość mocno - była na tyle dominującą kobietą, że o delikatność z jej strony raczej było trudno. Tylko nielicznym dane było tego doświadczyć.
Wydawało mu się, że nie można dostać morskiej choroby od bujania się lekko na niewielkim jeziorku, ale lepiej było nie testować tego, zwłaszcza w momencie, kiedy to ich usta złączyły się. Gdyby chłopak powiedział, że się tego nie spodziewał albo na to nie liczył, to by skłamał, dlatego też wyprostował się i łapiąc Toralei obiema rękoma za uda lekko ją przesunął, nie przerywając jednocześnie pocałunku. Chwilę później, jedną rękę włożył jej pod koszulkę i zaczął delikatnie głaskać ją po plecach, wzmacniając jednocześnie odrobinę uścisk, w którym byli złączeni.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
W sumie nikt nie będzie decydował kiedy Vittoria może dostać choroby morskiej, a kiedy nie! Tym razem jednak nie dostała, ale następnym? Kto wie! W tej chwili jednak miała coś znacznie ciekawszego do roboty niż rozmyślanie na temat różnych przypadłości zdrowotnych. Tym bardziej, że chłopak odwzajemnił jej pocałunek, na co liczyła gdy się do niego zbliżała. Nawet nie zakładała, że mogło by być inaczej - kto nie chciałby całować się na środku jeziora z blond aniołem, który sam pcha się w ramiona? Na jego miejscu też by się specjalnie nie opierała. Po zbliżeniu się do niego bardziej przyległa do jego ciała na tyle, na ile pozycja na to pozwalała, pogłębiając ich pocałunek i zmieniając go we francuski - w końcu była w tej chwili Francuzką, więc jak mogłaby tego nie zrobić? Chociaż u nich to się chyba nazywa pocałunek angielski, więc tak czy siak pasowało. I nagle coś się zmieniło... Nie wiem, czy to efekt jego ręki pod jej koszulką nagle wywołał w niej otrzeźwienie, czy po prostu wstążka przestała na nich wpływać - mniejsza o to. Ważne jest jednak, że nagle z całą swoją siłą dotarło do niej jak bardzo ta sytuacja jest niewłaściwa. Nie powinna tego robić. Nie powinna być tu z nim sama. Jezu, ona taka nie jest. Ona się nie rzuca na facetów tak po prostu! Zaatakowana tymi wszystkimi myślami gwałtownie wyrwała mu się i odskoczyła od niego na drugą stronę łódki sprawiając, że ta zakołysała się mocno. Na tyle mocno, że... No własnie? Że co?
__________________________________ //Rzuć kostką 1,3 - Nic się nie stało 2,5 - Wlała się do łódki woda 4,6 - Łódka się przewróciła//
Wszystko szło dobrze, aż do momentu, gdy Francuska postanowiła zrobić coś, czego chłopak nie mógł do końca zrozumieć. Pomimo tego, że zbliżyli się do siebie, ona nagle odskoczyła, wprawiając łódkę w takie bujania, które prawie ją wywróciły wraz z pasażerami. -Co się stało?- zapytał Toralei, lecz chwilę później do niego dotarło. Efekt działania wstążki przestał działać. Prawie o niej by zapomniał gdyby nie to. -Ach no tak...- powiedział tylko do koleżanki- Przepraszam jeżeli...- stracił na chwilę język w gębie, bo nie był gotowy na taką gwałtowną reakcje ze strony Francuski, więc jedyne na co się zdobył to lekki gest ręką. Nie wiedział co więcej może powiedzieć, więc po prostu skierował łódkę w kierunku brzegu.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Na szczęście łódka okazała się być odporna na skaczące Gryfonki, bo o dziwo nawet nie nalała się do niej woda. To dobrze, bo dzięki temu nie będzie wracać do zamku cała mokra. No własnie, powinna wracać - nawet jeśli to oznacza wyskoczenie z łódki i płynięcie do brzegu wpław. Chociaż, jeśli są tam choćby magiczne ryby, to nie jest to najlepszy pomysł. Zresztą, najwyraźniej i jemu przeszło, skoro bez pytania zaczął kierować łódkę do brzegu. -Nie, nie przepraszaj mnie. Ja sama zaczęłam i chciałam... Znaczy nie chciałam. Znaczy nie wiem - Przez tą krótką chwilę brzmiała w 100% jak osoba całe życie wychowująca się w Angli. Zero akcentu. Przypomniała jednak sobie po chwili jak mu się przedstawiła, to też postarała się wrócić do swojej roli. -Po prostu trochę się zagalopowaliśmy i może lepiej udawajmy, że to się nie wydarzyło - Udało jej się uspokoić na tyle, by wypowiedzieć jedno płynne zdanie. Kto by pomyślał, że mimo iż nie przyznawała się do swoich prawdziwych danych i do tego, że napisała mu kiedyś list miłosny i tak ostatecznie skończą całując się w łódce i... Kurde. No nie mogła powiedzieć, że nie było to przyjemne. Wręcz przeciwnie. Tylko, że to się nie powinno stać!
Też nie wiedział czego chciał, czy po prostu odejść stamtąd jak najszybciej, czy żeby efekt wstążki tak szybko się nie skończył. Teraz w zasadzie nie było to ważne, bo musiał jakoś w miarę normalnie się zachowywać, przynajmniej dopóki całkowicie nie przestanie działać ta dziwna magia. -Ta, możemy udawać.- odpowiedział, udając, że nie usłyszał nagłego zniknięcia i ponownego pojawienia się akcentu Toralei. Gdy dotarli do brzegu, Julius wyskoczył na brzeg, lekko mocząc nogawki spodni i buty, po czym dociągnął łódkę na brzeg i tym razem pomógł dziewczynie wyjść. -Idziemy gdzieś jeszcze, czy się rozchodzimy?- zapytał Francuskę, jednocześnie rozglądając się za właściwą drogą, której zapomniał przez ten czas, który spędzili na wodzie.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Miała nadzieję, że nie uraziła go prosząc o to, by zapomniał o tym zdarzeniu. Wolała by nie robić sobie wrogów, tym bardziej z takiego durnego powodu. Choć zapewne nie jednej facet, z którym kiedykolwiek się spotykała mógł mieć jej za złe, że ich 'relacja' trwała kilka dni, a potem Vittoria po prostu zmieniła zdanie i przeskoczyła na następny kwiatek. Nikt jednak nie powiedział jej tego nigdy wprost. Wyszła z łódki z jego pomocą posyłając mu wdzięczny uśmiech, gdy też zadbał o to by ta się nie pomoczyła. No tak... Nadal byli związani wstążką - dopóki święto się nie skończy byli od siebie w jakiś sposób zależni. Nie mogła tak po prostu uciec mówiąc "Orewłar" czy Au revoir. -Możemy wrócić na Celtycką Noc? Poskaczemy przez ognisko? - Zaproponowała zamierzając w ten sposób zupełnie odwrócić jego uwagę od tego, co przed chwilą robili w łódce. Nawet jeśli na wspomnienie tego będą ją pewnie przechodzić ciarki.
Skakanie przez ognisko nie wydawało mu się bezpiecznym zajęciem, zważając, na to jakie ma szczęście do każdej czynności, gdzie trzeba popisać się chociaż odrobiną sprawności fizycznej. -Może być- zgodził się z tą propozycją, ponieważ nie chciał wracać do domu przez las, zwłaszcza, że nie najlepiej go znał, a może coś go tam ciekawego spotka? Skupiał się na tym, podczas gdy wraz z Francuską szli w milczeniu, pogrążeni w swoich przemyśleniach o tym co się stało tego wieczoru i zapewne oboje nie mieli do końca pozytywnych myśli. W końcu, po dłuższym czasie udało im się wrócić na polanę, gdzie wciąż paliło się duże ognisko.
zt.
Dragos Fawley
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185
C. szczególne : agresywne rysy twarzy, poparzone prawe ramię, blizna na lewej łopatce, czasami dziwny akcent
Nie pamiętał nic ze swoich ostatnich dni. Wspomnienia zlewały się w jedną, niewyraźną plamę, z której nie potrafił wychwycić żadnej wartościowej informacji. Czuł tylko niewyobrażalny ciężar osadzony w klatce piersiowej, uniemożliwiający normalne oddychanie; z trudem funkcjonował (czy taką egzystencję można nazwać funkcjonowaniem?), automatycznie wykonując każdą czynność i podświadomie robiąc wszystko, byleby ż y ć. Niewiele spał, po korytarzach zamku snuł się niczym duch (omijał wieżę z obawy, że natknie się na demony przeszłości – czyżby na pewno przeszłości, Dragos?), inercyjnie wykonując swoje obowiązki w pracy. A gdy przychodziła pora powrotu do domu, zagryzał zęby z bólu, uparcie ignorując wszystko to, co w przeciągu miesiąca wydarzyło się w jego życiu. Nie pamiętał kiedy ostatnio położył się spać w łóżku; codziennie zasypiał na kanapie, po raz kolejny wpatrując się na zmianę to w ścianę, to w obrazy, które podarowała mu Caelestine. Czuł, że stracił kontrolę – nie tylko nad swoim życiem (to nastąpiło siedemnaście lat temu), ale i nad ciałem, które odmawiało posłuszeństwa. Nie wiedział w jaki sposób utrzymywał się w pionie; nie miał pojęcia kiedy jadł, pił, odpoczywał. Miał wrażenie, że wszystko stanęło w miejscu i chociaż bardzo chciał to zakończyć to nie potrafił. Jednak autoregeneracja, wtłaczana w jego żyły od dziecka, wciąż utrzymywała zmęczone ciało w stanie używalności i przede wszystkim gotowości do przyjęcia następnych ciosów. Czy był w stanie je przyjąć i znieść? Na to pytanie nie znał odpowiedzi. Tak samo jak nie znał odpowiedzi na pytanie dlaczego akurat dzisiaj postanowił opuścić bezpieczną przystań i wyruszyć przed siebie, instynktownie zmierzając w miejsce, które tyle razy widział na obrazie. Znał na pamięć jego każdy szczegół – począwszy od małego płytkiego jeziora w tle, kończąc na twarzy Rose wpatrzonej w gwiazdy. Nogi same niosły go w kierunku Doliny Godryka, którą od spotkania z Valerią (którego, Fawley?) omijał szerokim łukiem. Ta noc od samego początku wydawała mu się dziwna. Czuł w okolicach mostka niewielką gulę, zwiastującą niepokój, ręce drżały pod wpływem nieznanej siły, a w oczach igrał upór. Po co intuicja prowadzi go właśnie tam? I dlaczego jej ufa, skoro twardo postanowił nie wierzyć w to, co wydawało się strasznie niepewne? Po jaką cholerę zmierzał nad to przeklęte jezioro, skąpane w księżycowej poświacie? Wmawiał sobie, że w jego obumarłym sercu nie ma już miejsca na nadzieję. Że jakikolwiek znak go teraz po prostu zabije. A mimo to, szedł dalej, próbując odnaleźć lokację ze zdjęcia. Czego się spodziewasz? Dotarłszy na miejsce, zalała go fala rozczarowania. To wszystko było do przewidzenia. Usiadł na mokrej ziemi, ignorując chłód bijący od podłoża i rozmasował obolałe skronie. To była ostatnia chwila, aby wziąć się w garść. Zapomnieć, wyrzucić to, co zbędne i odrodzić się z nowymi pokładami siły. Gdyby miał poczekać na moment, w którym poczuje się na to gotowy, nigdy nie ruszyłby naprzód. Co może być trudnego w zignorowaniu cierpienia, które od tygodni kiełkowało w jego wnętrzu ze zwiększoną mocą? Przecież był do tego przyzwyczajony. Wiedział jak to obejść i co zrobić, aby ominąć własne kody bezpieczeństwa. Znał zasady. Wciąż jednak siedział nad wodą, nieruchomo, jakby chciał się wtopić w krajobraz. Nie wiedział czy to on chłonie magię tego miejsca, czy to miejsce pochłania jego. Schował twarz w dłoniach, ignorując wszystko to, co działo się dookoła.