Mugolom wydaje się, że te kobiety handlują jakimiś bezużytecznymi drobiazgami, ale czarodzieje widzą wspaniałe, dojrzałe owoce o magicznych właściwościach, które kosztują zaledwie 3 galeony! Nie znasz ich nazw, właściwości ani smaku, dlatego wybierasz na chybił trafił i... (Rzuć kostką w odpowiednim temacie.)
Kostki:
1 - ciemnoróżowy owoc przypominający brzoskwinię - smakuje naprawdę wspaniale, wyczuwasz nutkę truskawek, mięty i czegoś, czego nie potrafisz nazwać. Dopiero po chwili zauważasz, że twoje brwi zaczęły gwałtownie rosnąć, aż w końcu przestałeś cokolwiek widzieć... 2 - niebieski owoc przypominający duży orzech z żółtymi kropkami - miąższ jest tak kwaśny, że aż cię wykrzywia! Kobiety śmieją się i podają ci cukier, z którym owoc smakuje o wiele lepiej! Nagle przestajesz odczuwać jakiekolwiek zmęczenie, nie straszny ci lejący się z nieba żar ani nic innego! 3 - pomarańczowe włochate kulki przypominające winogrona - niespodziewanie wybuchają w buzi i sprawiają, że zaczynasz kaszleć dymem o smaku szampana! Przedziwna kombinacja, ale po chwili dym się rozwiewa, a ty jesteś odrobinę wstawiony... jakbyś faktycznie wypił kilka lampek szampana! 4 - twardy owoc w czerwono-czarne paski - nie spodziewałeś się, że będzie tak słodki i zbliżony w smaku do arbuza, tyle że mniej wodnisty - masz wrażenie, że wokół ciebie latają chmary kolibrów, od których próbujesz się opędzić... tyle tylko że tak naprawdę nie ma żadnych kolibrów, to tylko halucynacja, a ludzie patrzą na ciebie jak na pomyleńca. 5 - żółty owoc z fioletowymi naroślami - przyciągnął cię jego dziwaczny wygląd i jak widać była to bardzo dobra decyzja! Owoc ma wyjątkowo orzeźwiający smak, wręcz zamraża ci wnętrze ust, ale tylko na moment, przypomina coś między melonem a grejpfrutem. Przez najbliższy kwadrans będziesz miał niezwykłe powodzenie u płci przeciwnej - może trzeba to wykorzystać? 6 - granatowe owocki z czerwonymi pestkami - wyglądają niepozornie, ale smakują trochę jak karmelki i wprawiają w doskonały nastrój. Wszystko wydaje ci się szalenie zabawne i nie możesz powstrzymać radosnego chichotu. Kochasz Kolumbię!
W głębi duszy chłopak winszował zwycięstwo. Może nie do końca pragnął wzbudzić w dziewczynie poczucie politowania i współczucie, ale przecież ostatecznie zdecydowała się spróbować podnieść go na duchu, prawda? W jego głowie zapaliła się lampka, że może nie był jej tak obojętny, jak z początku zakładał. Oczywiście nie robił sobie niepotrzebnych nadziei. Bardziej prawdopodobnym było to, że nie kojarzyła go z żadnej wcześniejszej sytuacji. - Domek numer 20! Na szarym końcu, ale mam nadzieję, że niedługo się tam spotkamy! - Wyszczerzył zęby w serdecznym uśmiechu. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, jak to mogłoby zabrzmieć. Nie przejął się tym jednak ani trochę. Dla komfortu psychicznego rozmówczyni postanowił mimo wszystko się wytłumaczyć. - No wiesz... Chodzi mi o imprezę. Zapewne niedługo już nie wytrzymam tej wieczornej ciszy i odpalę muzykę na całość. Oczywiście dam ci znać wcześniej, żebyś nie przeoczyła - puścił jej oko. Nie wiedział, na co liczyła, proponując mu dalszą przechadzkę. Może była to tylko faktycznie niewinna propozycja? Nie wahając się ani chwili, postanowił, że się przekona! - Nie wiem, czy tak samo rozumiemy "ciekawość" rzeczy, ale myślę, że znam jedno miejsce, które ci się spodoba! - Złapał ją delikatnie za nadgarstek i lekko pociągnął za sobą. Szli przez chwilę, aż wreszcie dojrzał znane mu już twarze kobiet, które mijał niemal każdego dnia, gdy włóczył się po miasteczku. Jak dotąd nigdy się przy nich nie zatrzymał, obdarzając je jedynie skinieniem głowy, jednak tego wieczoru miało się to zmienić. - Mam nadzieję, że lubisz owoce? - spojrzał na nią z uśmiechem. - No już, wybieraj, który tylko chcesz!
- Świetny pomysł! W końcu co to za wakacje bez imprezy - stwierdziła zgodnie ze swoim przekonaniem. Co prawda pojawiała się częściej na wystawnych przyjęciach. Ale właśnie dlatego, że dawno nie była na kameralnych domówkach, lub mówiąc brzydko, jakiś zwykłych popijawach, tak bardzo spodobała jej się ta wizja. Słyszała co prawda o wieczornych imprezach urządzanych przez Kolumbijczyków na plażach, ale jakoś do tej pory nie było jej po drodze. A impreza w domku na drzewie mogła okazać się świetnym przedsięwzięciem. I nawet fakt, że będą tam najpewniej sami Hogwartczycy mogła przeboleć. Zmarszczyła lekko brwi kiedy złapał ją za nadgarstek. Miała nadzieję, że tego nie zauważył, w końcu to niezbyt dobrze o niej świadczyło. Sama nie do końca wiedziała czy po prostu chodziło o dotyk, czy jeszcze o coś innego. W każdym razie już po chwili dogoniła go, przybierając na twarzy delikatny uśmiech. To miasteczko miało swój urok. Nie mogła oderwać wzroku od kolorowych ścian i ciekawie ubranych ludzi. Starała się zapamiętać atmosferę tego miejsca. Kobiety dostrzegła już z daleka, bo od razu obdarzyły ich uśmiechami. Jakby wyczuły, że to właśnie do nich prowadzi ją Aaron. - Buena tarde - przywitała się, kiedy już była niemal pewna, że tym ciekawym miejscem jest ich stragan. Bardzo się ucieszyła, że ją tu zaprowadził. W końcu to właśnie w takich miejscach można poznać dany kraj najlepiej. Z nieukrywaną ekscytacją nachyliła się nad feerią barw i zapachów. Wybór był ciężki, ale ostatecznie sięgnęła po granatową, niepozorną kuleczkę. - Wybieraj szybko, spróbujemy ich jednocześnie!
Umknęło jego uwadze, jakoby Saga nie przyjęła zbyt radośnie beztroskiego gestu chłopaka, w jakim chwycił ją i pociągnął za sobą. Być może to ze względu na to, że cały przejęty był tym, że dziewczyna pragnęła spędzić z nim więcej czasu. Miał nadzieję jej nie zawieść. Tym bardziej, że jeżeli nic nie schrzani, blondynka pojawi się u niego na przyjęciu. Roześmiał się, kiedy usłyszał, jak Ślizgonka próbuje swych sił w języku hiszpańskim. Było to słodkie, bo choć prawie jej się udało, to i tak nie potrafiła ukryć swojego nordyckiego akcentu. Kiedy tak przyglądał się całkowicie pochłoniętej wybieraniem owoców dziewczynę, postanowił przejąć inicjatywę w rozmowie z handlarkami. Wreszcie jego towarzyszka wybrała coś odpowiedniego dla siebie. - Wezmę jedną sztukę czegokolwiek sobie zażyczy ta piękna dama, a dla mnie prosiłbym o coś odświeżającego. Ten tutaj się nada? - zapytał po hiszpańsku, wskazując na dziwaczny, żółty owoc, pokryty czymś fioletowym. Następnie wręczył jednej z kobiet 6 galeonów, by z uśmiechem na ustach pożegnać je i ruszyć przed siebie powolnym spacerem. Szedł ramię w ramię z Sagą, kiedy podjął temat. Kolorowe ściany niskich domków, wyrastających po obu stronach alejki, powoli czerwieniły się, oblane światłem zachodzącego słońca. Było tam naprawdę klimatycznie. Od pobliskiego morza dosięgał ich rześki wiatr, mierzwiąc włosy i dając wytchnienie. - To co, próbujemy na raz? Wyglądają dziwnie... No ale raz się żyje, prawda? - roześmiał się, po czym ruchem głowy wskazał, że zaraz zabierze się za pałaszowanie zakupionego przed chwilą przysmaku. Zatopił zęby w przedziwnym owocu, czując, jak jego podniebienie przymarza. Zupełnie, jak gdyby zajadał się właśnie lodami. Nie bardzo potrafił ten smak do czegoś przyrównać. Ni to słodki, ni to gorzki. Taki zawieszony pomiędzy czymkolwiek, co znał. O dziwo przynosił mu jednak niesamowite orzeźwienie, toteż nie rezygnował ze swego posiłku. Wkrótce została mu już sama ćwiartka, którą miał zamiar podzielić się z blondynką.
Zrozumiała tylko kilka słów z rozmowy, Hiszpański nie był jej mocną stroną. Ani w ogóle języki obce (chociaż podróże kochała, dlatego mimo wszystko podejmowała się nauki). Wprawne ucho mogło wyłapać jej akcent nawet kiedy mówiła po angielsku. Nie byłaby bynajmniej z tego powodu rozczarowana - była niezwykle dumna ze swojego pochodzenia. Kiedy ruszyli barwną alejką przyjrzała się, wybranemu przez siebie, owocowi. Mała, granatowa kuleczka spokojnie mieściła jej się w dłoni. Kiedy chłopak dał znak, bez słowa uszczknęła kawałek, który był właściwie połową owocu. Był pyszny, taki słodki. Poczuła jakby łaskotanie w środku, gdzieś między gardłem a piersią. I właśnie stamtąd, zupełnie bez jej woli, wydobył się chichot. Najpierw lekko stłumiony, potem już roześmiała się bez skrępowania, odrzucając głowę do tyłu. Do tej pory miasteczko wydawało jej się urocze - teraz słowo "wspaniałe" wydawało się zbyt małe. Ściany malowane na żółto i pomarańczowo, na które z ukosa patrzyło zachodzące słońce, rozpalając te kolory... Po prostu pięknie. Saga wykonała obrót wdychając to ciepłe powietrze pachnące kwiatami, których było mnóstwo na okolicznych balkonach. - Ale tutaj jest... niesamowicie!!! - krzyknęła wirując jeszcze przez chwilę i wyciągając ręce w przedziwnym tańcu. W końcu zatrzymała się bo przypomniała sobie, że nie jest tu sama. Zakryła swój szeroki uśmiech dłonią, jakby Aaron był jakimś niesamowicie rzadkim stworzeniem. Zachodzące za nim słońce utworzyło wokół niego świetlistą aureolkę. Źrenice Sagi powiększyły się nienaturalnie i gdyby nie to, że wciąż się uśmiechała na pewno otworzyłaby szeroko buzię. Kiedy wiatr znad morza rozwiał włosy Aarona, Saga z cichym chichotem odgarnęła mu je z twarzy. W jej oczach mógł wtedy dostrzec rozbawione ogniki. Choć może to kwestia słońca, które muskało jej twarz i ramiona ciepłym światłem. - To dla mnie? - zapytała o owoc w jego dłoni ale nie odrywała wzroku od jego oczu, więc właściwie nie wiadomo o co jej chodziło. - Wybacz, że ja nic ci nie zostawiłam, ale on był taki malutki, maciupeńki. - Zbliżyła palec wskazujący do kciuka, pokazując, że owoc był mniej więcej wielkości główki od szpilki. Powstałe w ten sposób kółko z palców, przyłożyła do oka - jak okular. I roześmiała się ponownie. I pewnie śmiała by się bardziej, wirując i oglądając każdy kąt tej alejki, ale dostrzegła, że inne kobiety jakoś dziwnie patrzą na jej dzisiejszego towarzysza. A przecież nie mogła pozwolić, by ktoś jej go zabrał. Przecież był taki zabawny! Dopadła do niego i, nieważne czym się teraz zajmował, wtuliła się w niego niczym mała dziewczynka, by chwilę później złapać go za ramię i pociągnąć za sobą wzdłuż alejki, entuzjastycznie podskakując z dala od niechcianych adoratorek. Chciała mieć go teraz tylko dla siebie. Daleko nie zaszli, bo dostrzegła łuk, który był najpewniej bramą na jakieś podwórze. Ustawiła chłopaka przy ścianie, a sama wyjrzała na ulicę żeby sprawdzić czy "jest czysto". To całe szpiegowanie i ukrywanie się ponownie zmusiło ją do śmiechu. Wróciła do chłopaka z uroczym, szerokim uśmiechem odsłaniającym jej białe zęby. - Opowiedz mi coś o sobie! A najlepiej wszystko!
Aaron był nieco... skołowany. Tak, to chyba odpowiednie słowo. Nigdy nie pomyślałby, że owoce, których przyszło im spróbować, były przesiąknięte magią. Przynajmniej ten, który wybrała Saga. Jego przysmak zdawał się być zupełnie zwykłym, w dodatku nie wyglądającym zbyt apetycznie. Aaron ze smutkiem stwierdził, że prawdopodobnie to ta niezwykła świeżość, jaką czuł wówczas w swych ustach, była jedynym skutkiem spróbowania lokalnego specjału. Cieszyła go za to ta nagła zmiana humoru dziewczęcia. Wcześniej zdawała się być nieco zdołowana tą głupią przepowiednią, która się dla niej nie sprawdziła. Teraz nagle potrafiła znaleźć mnóstwo powodów, by się uśmiechać. A uśmiech miała przepiękny. Chłopak stał przez chwilę i przyglądał się mu, nie mogąc oderwać oczu od właścicielki. I wtedy go dotknęła. Włosy, które zasłoniły mu twarz, okręciły się wokół palców Sagi, kiedy ratowała go z tej wątpliwej opresji. Poczuł pewne napięcie, związane z nagłą bliskością dziewczyny, ale byłby chyba ostatnim, który mógłby z tego powodu narzekać. Uśmiechnął się tylko. - Nic nie szkodzi - i tak super się bawię! Prawda. Duarte nie mógł ściągnąć z ust tego rozbawionego wyrazu, a wszystko z powodu tak szczerze roześmianej blondynki. Kiedy ta przylgnęła do niego, zdębiał. Nie wiedzieć czemu, nie przewidział takiego rozwoju wydarzeń. Objął ją jednak wolną ręką (tą, która akurat nie trzymała owocu). Oparł o nią głowę, zatapiając się w jej włosach i zaciągając się dyskretnie ich zapachem. Bez słowa sprzeciwu ruszył za nią, kiedy zaciągnęła go do bramy. Z rozbawieniem przyglądał się jej poczynaniom, opierając się o ścianę. - No więc... - nie wiedział, od czego zacząć. - Jestem Aaron - Aaron Duarte - i pochodzę z Hiszpanii. Kiedy byłem mały, uczyłem się w Calpiatto, a potem przeniosłem do Hogwartu. Kocham latać, pływać... I dobrze się bawić! - Wyszczerzył zęby w jej kierunku. Też chciał ją o coś zapytać. Przez chwilę zastanawiał się jednak, czy udzieli mu wiarygodnej odpowiedzi, skoro całkowicie oddała się euforii, by wreszcie się zdecydować. - A ty... Co lubisz? - zapytał, wpatrując się w nią uważnie. Rozmyślał przez chwilę nad tym, czy jej owoc każdego potrafił wprawić w tak cudowny nastrój, czy może tylko uwalniał człowieka od jakiejkolwiek krępacji i wyzwalał drzemiące w nim pokłady energii.
Jej "normalne" myśli odpłynęły gdzieś daleko, razem ze świadomością. Ich miejsce zajęła wesoła, ciekawa wszystkiego i wszystkim zachwycona Saga. Zakochana na zabój w panie Duarte. Jako argument, że absolutnie straciła nad sobą kontrolę świadczy fakt, że nie było dla niej naturalnym publiczne, ostentacyjne manifestowanie czegokolwiek. Emocji, uczuć, miłości tym bardziej. Szczególnie, że będąc "dziewczyną" Skylera nie pozwoliłaby sobie na taką gafę. Jej perfekcjonizm by na to nie pozwolił. W końcu, nawet jeśli tylko udawała, wszystko musiało być wiarygodne. A to co teraz robiła z pewnością nie sprzyjało budowaniu wizerunku szczęśliwej pary. Inną sprawą było to, że Saga miała tendencję do utrudniania sobie życia, między innymi objawiało się to w tym, że czekała z roztrząsaniem tego co czuła do ostatniej chwili. W krytycznym momencie sama nie do końca wiedząc na czym stoi. Dziewczyna zagadka, która ma tajemnice nawet przed samą sobą! Tym bardziej teraz nie będzie się nad tym zastanawiać, kiedy jej zmysły przyćmione są tym nieograniczonym szczęściem i zachwytem. Więc po prostu płynęła na tym owocowym haju. Nie myśląc zupełnie o konsekwencjach, ani o tym czemu gdzieś z tyłu głowy włączył jej się alarm. Chłonęła każde jego słowo. Wyglądała tak jakby to co mówił chłopak było dla niej czymś niezwykle ważnym, ale tak naprawdę wątpię czy później potrafiłaby cokolwiek z tego powtórzyć. Za dużo rzeczy ją rozpraszało, począwszy od samego Aarona, przez rysunki i podpisy na murze, po leniwie przecinającą powietrze muchę. I choć rejestrowała te inne rzeczy gdzieś w pobliżu, to i tak największa część jej uwagi zwrócona była na Aarona. BO PRZECIEŻ ON DO NIEJ MÓWIŁ! Nie mogła się nie zachwycać! Stwierdzenie, że była w niego wpatrzona jak w obrazek było zdecydowanym niedomówieniem. Saga była absolutnie przekonana, że oto stoi przed nią miłość jej życia! W dodatku ta myśl bardzo ją bawiła. Jak małą dziewczynkę, która nie potrafi powstrzymać śmiechu, kiedy zauważy jakąś parę na ławce w parku. - To co ty - odparła bez chwili zastanowienia. Zanim kolejny raz wybuchła śmiechem, wspięła się na palce i przycisnęła usta do jego warg. Pocałowała go tak po prostu, pod wpływem impulsu. Położyła swoje dłonie na jego ramionach, żeby nie uciekł jej spod tej ściany. Nie minęła nawet chwila, kiedy odsunęła się, a jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, niewiele różniącym się od tych poprzednich. Nie mogła pochwalić się ogromnym doświadczeniem - zaledwie kilka miesięcy temu zaliczyła swój pierwszy pocałunek. Ale teraz wyglądała jakby nie zrobiło to na niej wrażenie, bo wydawało jej się, że ma wyłączne prawo do całowania Krukona. I była tym faktem rozkosznie uszczęśliwiona. - Podpiszmy się na tej ścianie! - zaproponowała, nachylając się nad krzywo skrojonymi serduszkami z inicjałami anonimowych zakochanych w środku. Nie muszę chyba tłumaczyć, że ten pomysł wydał jej się po prostu zabawny. Chciała utrwalić to co teraz czuła, zupełnie jakby przewidziała, że już za chwilkę owoc Aarona przestanie działać i jedyne co zostanie po ich "przygodzie" to ten napis, wyskrobany pośród dziesiątek podobnych.
Sądząc po stanie, w jakim znajdowała się Saga, Aaron raczej nie spodziewał się po niej zbyt wylewnej odpowiedzi na zadane przez niego pytanie. Kiedy więc usłyszał przykrótki równoważnik, jakim go uraczyła, uśmiechnął się. Zupełnie tak, jak gdyby i jemu udzielał się jej niesamowity nastrój. Może i faktycznie tak było. W końcu chłopak był chłonny na tego typu emocje, bardzo łatwo dało się go wprawić w dobry humor, jeśli tylko ktoś potrafił go nim zarazić. Tym razem miał do czynienia z kimś, kogo, nawet gdyby chciał, nie potrafiłby zignorować. Nie wytrwał w tym nader szczerym uśmiechu jednak zbyt długo. Nim zdołał zarejestrować, że delikatne dłonie dziewczęcia opierały się na jego ramionach, teraz przyciskanych do muru, zdążyła złożyć na jego ustach pocałunek. Oczy chłopaka przybrały wielkość galeonów i nie poruszyły się nawet odrobinę, póki Saga nie oderwała się od niego. Wpatrując się w rysujący się znów na jej twarzy uśmiech, trawił to wszystko, czego przed chwilą był nie tylko świadkiem, ale w czym przyszło mu uczestniczyć. - Przyjdzie na to czas - odparł odruchowo, nie zastanawiając się nad odpowiedzią nawet sekundę. Przysunął się do niej, objął w pasie, po czym obrócił tak, że teraz to ona stała plecami do ściany, o którą przed chwilą on się opierał. Przylgnął do jej ciała, całując ją. Stawiał małe kroczki naprzód, tak, by zaraz przycisnąć ją do muru. Lewa dłoń zatopiła się w opadających na jej ramię blond włosach, bawiąc się nimi i masując przypadkowymi, delikatnymi ruchami jej głowę. Smakowała słodko, trochę jak karmelowa czekolada. Duarte chciał więcej i więcej. Raz po raz muskał ją ustami i swoim językiem prowokował do tańca jej język. Jej skóra pachniała jak ostatnie dni wakacji.