To tutaj za niewielką opłatą możesz wypożyczyć lekką łódkę i ruszyć na podbój Amazonki! Jeśli masz trochę rozsądku, powinieneś też wynająć przewodnika, dzięki któremu ta przygoda nie będzie twoją ostatnią... (Cena wynajmu łódki to 10 galeonów. Przewodnik będzie cię kosztował kolejnych 30 galeonów. Płatności ureguluj w tym temacie.)
Zaczynał powoli mieć dosyć. Nigdy nie prosperował z perfekcją - podczas zmagania w grupie; instynkt pozostawania samotnym donośnie krzyczał obecnie pod jego czaszką. Najchętniej odszedłby gdzieś daleko, zostawił wszystkich; podważał nawet sensowność poszukiwania przedmiotu. Co gorsza, ewidentnie zdołali podpaść magicznym karłom - wymierzał kolejne zaklęcie, kiedy Zakrzewski - postanowił wyrzucić z gardła niezmiernie dopasowaną do jego poziomu obelgę. Zignorował śmiech Sida - mimo kąsania siebie nawzajem ironią, nie zdawał jemu się odpowiedni - nie chciał niemniej eskalować tej sytuacji. Pan już-nie-student - poczuł zew spontanicznej wolności, związanej już z nieistnieniem regulaminów szkoły. W ten sposób nie mógł jego urazić; jedynie wzbudzić politowanie. – Bardzo dojrzale, Zakrzewski – odpowiedział jedynie. Wydawał się obrzydliwie wyniosły - nie miał zamiaru wdawać się z nim w dyskusję, zwłaszcza w obliczu toczonej obecnie walki. Celowo nie udzielał się w starciu - pozwolił się wykazywać jakże gryfońskiej naturze. Karły, co zabawne, atakowały przede wszystkim blondyna - można powiedzieć, Bergmann miał sporo szczęścia. Kolejny dzień bez efektów? Prawdopodobnie.
DZIEŃ: 5
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK: eliksir uzdrawiający, -15g + 60g z kostki + 30g z narracji = 75g, krwawe pióro, mapa, różdżka
Miała dość, tak po ludzku – dość. Była zmęczona zarówno towarzystwem mężczyzn, którzy niepotrzebnie budowali napiętą atmosferę, ale także miała dosyć ich humorów, przez które niemal z nikim nie dało się porozumieć. Oddaliła się zatem od towarzyszy, by zebrać myśli i obmyślić plan ewakuacji, skoro trzy księżniczki postanowiły się obrażać na cały świat. Widząc, że atakują ich jakieś stworki, wywróciła jedynie oczami. Czy mogło być coś gorszego? Słowa Lysandra sprawiły, że uniosła wymownie brwi, lecz nie odezwała się słowem. - Jak dzieci… – mruknęła pod nosem i nawet nie zorientowała się, że została zaatakowana. Dopiero po chwili udało jej się wykorzystać chwilę nieuwagi stworzeń, tym samym odparła atak skierowany na siebie. Siniaki na ramionach i żebrach były odczuwalne, lecz nie tak jak zgęstniała atmosfera i wisielcze nastroje. - Zacznijcie zachowywać się jak ludzie, którzy są PONOĆ – zaakcentowała silnie, mając gdzieś, że odzywa się do dwóch profesorów i aurora. - Dorośli, a nie jak rozwydrzone nastolatki na wyprzedaży… – burknęła pod nosem, po czym odeszła na bok, jakby chcąc znaleźć odpowiednie miejsce do snu i przestać słuchać ich rozmów.
Kostka: 3
DZIEŃ: 4
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK: eliksir wiggenow, różdżka, bransoletka z Ayuahascą, Wywar Żywej Śmierci, eliksir uzdrawiający x3
Spała smacznie, pomimo ciągłego, nader urywanego snu. Spoglądała pomimo nerwów na postać Daniela, Lysa i Sidneya, lecz nie odzywała się prawie wcale. Tkwiła w jednym miejscu, z którego poderwała się pospiesznie, kiedy tylko poczuła swąd. Ogień szalał, zaś ona nienawidziła ognia ponad miarę. Całe szczęście – udało im się złagodzić i opanować sytuację nader szybko. Bez słowa jednak opuściła obozowisko, jakby nie zamierzając ulegać męskiej woli. Tkwiła na nieznanej sobie trasie, a ból zaczynał doskwierać jej coraz bardziej. Po drodze zgubiła także fiolkę eliksiru, a gdy ponownie wpadła na towarzyszy, resztkami sił usiadła na ziemi i wypiła jedną z trzech mikstur, by zniwelować jakiekolwiek objawy. - Kręcimy się cały czas w kółko, mam naprawdę dość… Nie wiem jak wy, ale ja chcę wracać do domu – zakomunikowała, bo prawda była taka, że dalsza podróż nie miała najmniejszego sensu. Nie w ich stanie, który pomimo eliksirów nie był najlepszy.
DZIEŃ: 5
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK: eliksir wiggenow, różdżka, bransoletka z Ayuahascą, Wywar Żywej Śmierci, eliksir uzdrawiający
Ciężko zakończony dzień przerodził się w kolejny, najpewniej jeszcze gorszy - zaczęło się od pożaru, który na całe szczęście udało nam się szybko opanować, później było odłączenie się Marceline i ciąg dalszy bezcelowej, nieprowadzącej do niczego wędrówki. Przemierzając kolejne metry dżungli natrafiłem na opuszczone chaty, a w ich okolicach znalazłem eliksir uzdrawiający, który bez chwili wahania zażyłem. Uleczenie ran nie miało jednak wielkiego znaczenia - wciąż czułem się jak gówno, a towarzystwo Bergmanna nie poprawiało mojej sytuacji. W końcu Marceline ponownie do nas dołączyła, najwyraźniej wycieńczona podróżą. Usiadłem koło niej i wysłuchawszy jej żali objąłem ją starając się choć minimalnie dodać jej otuchy. - Marceline ma rację - powiedziałem, chyba pierwszy raz w życiu przyznając się do niemocy - Nie ma sensu, żebyśmy szli dalej.
DZIEŃ: 5
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy, eliksir uzdrawiający -55 g + 30g = -25 g, peleryna niewidka, bezoar
Pożar znikąd zdawał się być wielkim problemem, ale na szczęście dość szybko go ujarzmili. Kolumbijska dżungla najwyraźniej ich nie lubiła i za punkt honoru postawiła sobie wypędzenie intruzów. Wykończony wyprawą Sid wypił jeden z leczniczych eliksirów. Chciał już wracać, jednak zarówno Marceline jak i Daniel się odłączyli. On ruszył za drugą z osób, bo tak podpowiadała mu intuicja, choć na zdrowy rozsądek powinien pilnować dziewczyny, przez którą spotkało ich tyle nieprzyjemnych sytuacji. Jak zwykle postąpił słusznie, słuchając irracjonalnego przeczucia. Na jego oczach Daniel wpadł w diabelskie sidła. Akcja ratunkowa była banalnie prosta. Kilka sekund i przyjaciel mógł już dołączyć do Lysandera pozostałego poza największym gąszczem, Sid szedł tuż za nim, lecz wtem jakiś szalony tubylec wyskoczył zza krzaka i rzucił na zdezorientowanego jasnowidza nieznany mu czar. Po chwili wszyscy przekonali się o skutkach zaklęcia. Gdy tylko Sid spojrzał w stronę Daniela, poczuł ogromny zachwyt nad jego postacią. Nagle aparycja mężczyzny wydała mu się godna napisania pieśni chwalebnej. Czuł, jakby do tej pory coś zawsze zasłaniało mu prawdziwą perfekcję Bergmanna. - Czy wszystko w porządku? - podbiegł do niego, ujął związane chwilę temu ramiona w dłonie i z wielką troską się im przyglądał. - Ojej, biedactwo... - ucałował kończyny towarzysza. Było mu naprawdę przykro, że takie coś przydarzyło się akurat Danielowi. Z jego drogi powinny znikać wszystkie przeciwności, a jedynymi przypadkiem napotkanymi roślinami powinny okazywać się stokrotki i fiołki. Co musiał poczuć, gdy magiczne zakochanie minęło, a on wciąż pamiętał te wszystkie słodkie słówka, które wypowiedział do przyjaciela - i to jeszcze w obecności Lysandera oraz Marceline...
DZIEŃ: 6
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK: 2x e. leczniczy, latający dywan 55 g
Dzień rozpoczynał się znów fatalnie; jaskrawa łuna pożaru, wymieszana ze spalenizną w koktajl najprawdziwszego nieszczęścia - raptownie rozwierała powieki. Magia okazała się owym razem przychylna - skutecznie zahamowali niszczycielskie płomienie, nim rozpoczęły oblizywanie oraz destrukcję dobytku. Miał dość; musiał zgodzić się z Marceline. Powinni wracać. Nie był w najfortunniejszym nastroju - odmówił zręcznie Zakrzewskiemu użyczenia nieznacznej ilości wody. Los okazywał się bezlitosny - wszystko obracało się przeciw wizji Bergmanna. Zyskał kolejne, krwawe obrysy otarć, ponownie miał uszkodzone kolano oraz, co najgorsze, nie mógł już nic z tym zrobić - fiolka z ostatnią miksturą rozbiła się podczas drogi. Klął w myślach, aż w końcu - nagle - zastygnął, skonsternowany. Sidney padł (o zgozo) ofiarą idiotycznego zaklęcia; początkowo nie wiedział nagle, co on, u licha, zamierza zrobić. Cholera. – Zwariowałeś? – syknął; najchętniej oblałby jasnowidza chłodną, otrzeźwiającą wodą. Nałykał się amortencji? Dobrze, że już wracali.
|zt
DZIEŃ: 6
STAN ZDROWIA: ★ ★ EKWIPUNEK: -15g + 60g z kostki + 30g z narracji = 75g, krwawe pióro, mapa, różdżka