Pomieszczenie, którego prawdziwe właściwości, są wyjątkowo skryte. Zazwyczaj uczniowie wybierają to miejsce na spotkania, ze względu na wygodne kanapy i odrobinę ciszy. Dla części równie kuszące są wielkie regały po brzegi wypełnione magiczna literaturą. Wszystko to ubarwiają zaczarowane lampy, co kilka minut błyskające błękitnym światłem, pod wpływem którego na tą minute, całe wnętrze z brązowego zamienia się w ciemno niebieskie. To magiczne zjawisko ma jednak dodatkową właściwość, o której mało kto wie... W momencie, gdy wnętrze staje się ciemno niebieskie, na osoby tu przebywające działa urok zbliżony do działania Veritaserum. Cokolwiek osoba w tym momencie by nie mówiła, na pewno nie będzie w stanie skłamać. Co więcej, magia tego miejsca, niemalże zachęca do tego, by wyrzucić z siebie parę sekretów. Ci, którzy wiedzą, jak to miejsce działa, wiedząc też, że warto go unikać.
Autor
Wiadomość
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Daisy raczej też świadomie nie wybrałaby tego miejsca na spotkanie, gdyby znała od początku jego właściwości. Tak naprawdę przed przyjaciółmi raczej nie miała tajemnic, ale wolała sama kontrolować to, co komu powie. Wpływ jakichś innych środków mógł za bardzo rozwiązywać język (a alkohol to co?). I, tak samo jak Heaven, zdziwiło ją to, że w pewnym momencie miała ochotę paplać o wszystkim. Naprawdę. Na tę chwilę nie połączyła tej dziwnej chęci rozmowy ze światłem, które nagle zmieniło się na ciemnoniebieskie. Widziała wcześniej, że są tu lampy, które co i raz zmieniają kolor, ale nie wydawało jej się to ani trochę podejrzane. - No, wiadomo, o to chodzi, żeby je zaliczyć, ale jednak będziemy zdawać owutemy, to wypadałoby na koniec szkoły trochę bardziej się popisać niż zadowalający - powiedziała, upijając kolejny łyk wina. Spojrzała ze zdziwieniem na Heaven, słysząc jej kolejne słowa. Wiedziała, że siostry Dear, lekko mówiąc, nie przepadają za sobą. Swoją drogą to, że Daisy również nie pała sympatią do Fire jest w jakiejś części zasługą Heaven. Ze Ślizgonką Daisy dogadywała się od początku, są w tym samym wieku, zakumplowały się chyba w pierwszej klasie i tak jest do teraz, więc dziwne by było, gdyby przy całej niechęci Heaven do Blaithin Daisy darzyła starszą Dear sympatią. Bennett mierzyła wszystkich swoją miarą, starała się nie kierować stereotypami, ale cóż. Fire wydawała jej się niezbyt miła, a niechęć Heaven do siostry jeszcze to potęgowała. Jednakże Daisy chyba nigdy nie słyszała, żeby Ślizgonka wypowiedziała na głos słowa, że Blaithin jest w czymś świetna i Heaven wątpi, że zda lepiej egzaminy. Zawsze w tej kwesti wypowiadała się z niezachwianą pewnością, że tak będzie. Czyżby już wino zadziałało? Ona sama też czuła jakby mogła powiedzieć o wszystkim. Co też ta Heaven im przyniosła?! Miała ochotę powiedzieć Heaven, że Fire jest beznadziejna i niech się nie martwi, ale zamiast tego... - Owszem, Fire jest dobra z eliksirów, ale ty też wiele potrafisz. Trzymam kciuki, żeby wyszły ci lepiej od niej, bo sama o tym marzę, abyś utarła jej nosa. W każdym razie myślę, że napiszesz przynajmniej tak dobrze, jak ona - zakończyła kulawo. Czy to by kogoś pocieszyło? Naprawdę wierzyła w Heaven, bo przyjaciółka była świetna z eliksirów, ale nie mogła zaprzeczyć, że jej siostra również. I coś blokowało jej słowa i zamiast tego wkładało jej inne w usta. - Mnie też denerwuje. Jakiś czas temu na eliksirach zachowywała się jakby pozjadała wszystkie rozumy. Okej, coś tam nam nie wychodziło, ale bez przesady, kazdemu się zdarza, a ta siedziała naburmuszona, przewracając oczami i z miną, jakbyśmy chcieli jej podać ten wywar żywej śmierci - prychnęła. Ale po co one sobie psują czas rozmawiając o Blaithin? Postanowiła zakończyć ten temat i odpowiedziała na kolejne słowa Ślizgonki. - Nic? Szkoda. Mogłabym chociaż posłuchać o takich rzeczach, skoro u mnie taka posucha. Wieje nudą, żadnych rewelacji, facetów, romansów... - co też ona gada? Bez przesady, ma dopiero osiemnaście lat, czego ona wymaga? Po co jej takie problemy? Nuda jest fajna! Ale tak naprawdę wewnętrznie trochę zazdrościła, kiedy widziała pary na korytarzach. Dobrze, że chociaż zaczęła wyrywać się gdzieś wieczorem, bo ostatnimi czasy to chciało jej się tylko leżeć i nic nie robić. Ledwo początek życia, a ona się zachowuje jak stara baba. Jeśli to komuś odpowiada to niech będzie, ale Daisy zaczęło to trochę męczyć, zwłaszcza, że z natury była raczej energiczna i nie lubiła siedzieć w miejscu. - Jakaś się czuję wyalienowana ostatnio - westchnęła, ale uniosła brwi. Skąd też ona zna takie słowa? - Potrzebuję jakichś emocji, nawet najmniejszych. Nie mówię o przewrotach w życiu, bez przesady, ale chociażby gdzieś się wyrwać. Zaczęłam to wdrażać w życie i gdzieś wychodzić, ale opornie mi to idzie, bo się rozleniwiłam i nic mi się nie chce - i po co to mówi?
Dzień był spokojny, szkoła wydawała się jak zawsze tętnić życiem kiedy Lucas ubrany pod szatą w wygodne ciemne dżinsy oraz szary, ciepły sweter z swoim syrenim lette w dłoni przemierzał korytarze. Poprosił o ten napój jednego z skrzatów w szkolnej kuchni niezbyt wierząc że dostanie to co chciał. Jakie było jego zdziwienie że dostał duży ciemnoniebieski kubek pełen tego cudownego napoju. Mimo trochę zdziwionego spojrzenia jakim obdarzył go skrzat, podziękował za nim opuścił kuchnię. Miał ochotę na moment spokoju na rozmyślenia bądź zgłębienie tajników uzdrowicielstwa. Interesował się także gotowaniem jednak wolał nie czytać o tym książek w miejscu gdzie każdy mógłby to zobaczyć. Jeśli chodziło o zobaczenie jak gotował to już problemu nie było. Z radością ugotowałby coś swoim przyjaciołom których za wielu nie miał bądź wybrance bądź wybrankowi jego serca. Dla tego pana płeć nie miała wielkiego znaczenia. W końcu po namyśle i przejściu przez całe pierwsze piętro udał się na drugie po czym wszedł do pierwszej lepszej sali. Była to właśnie sala świateł prawdy, szczęście mu więc dopisało. Przytulny, miły pokój w którym nie musiał się martwić o praktycznie nic. Usiadł na miękkim fotelu odkładając kawę na stolik koło swojego miejsca z pomocą różdżki przywołując do siebie książkę traktującą o eliksirach leczniczych. Zatopił się w lekturze raz po raz popijając mały łyk gorącego latte które zostało potraktowane zaklęciem które pozwoliło mu zachować tą samą temperaturę.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Raz pragnęła samotności, innym razem wręcz przeciwnie; szukała sposób byleby tylko nie zostać sam na sam z myślami, które coraz bardziej doprowadzały ją do szału. Postać Elijaha powracała w nich nadal zbyt często, a kiedy się już zjawiła ciężko było dziewczynie pozbyć się go z głowy. Dlaczego nie mogła zwyczajnie zapomnieć? Dlaczego serce wciąż tak mocno bolało? Przecież on już zapomniał; zastąpił ją kimś nowym, jednak świadomość tego w niczym jej nie pomagała. Była zła na siebie, za to, że tak szybko opuściła. Była zła na niego, że tak łatwo się poddał. Była zła na tą inną, że pojawiła się w jego życiu. Ale czy powinna? Westchnęła cicho pod nosem stawiając stopy na kolejnych stopniach schodów. Zmierzała w dobrze znanym sobie kierunku; sala świateł prawdy. Poza wiadomymi właściwościami tego miejsca, które panienka Levasseur odkryła przypadkiem w drugiej klasie znajdowało się tam wiele magicznych książek. Dziś nie miała najmniejszej ochoty przesiadywać w zatłoczonej czytelni, przy okazji narażając się na spotkanie Elijaha czy jego dziewczyny, chciała ulotne chwili spokoju, podczas której będzie mogła zatopić się w lekturze i jednym z miękkich foteli będących na wyposażeniu sali. Sercowe rozterki postanowiła zostawić za drzwiami, a czas, który mknął nieubłaganie poświęcić jedynie sobie. Poprawiła blond kosmyki naciskając zimną, ciężką klamkę, ta pod naporem siły uruchomiła mechanizm zamka, który z charakterystycznym szczergotem otworzył się. Drzwi zaskrzypiały dając znak, że właśnie ktoś przekracza próg pomieszczenia. Pierwszym co uderzyło w Gabrielle była woń kawy, zupełnie tu niepasujący. Doskonale znała zapach tej sali: mieszanka woni starych książek i kurzu, który osadzał się na systematycznie na meblach. Dopiero po chwili dostrzegła postać siedzą z nosem w książce. Zaskoczona jej widokiem zapomniała o drzwiach, które puściła; zamknęły się za nią z głośnym trzaskiem. - Grrrrhagd - w tym samym momencie dziewczyna wydała z siebie dziwne, niezrozumiałe dźwięki podskakując z wystraszona.
Czarodziej był świadomy, że prędzej czy później to nastąpi. Co? Wtargnięcie do sali świateł przez jakiegoś ucznia. Nie był aż tak zaabsorbowany książką by nie usłyszeć otwierających się drzwi. Wraz z otwarciem drzwi Lucas odłożył książkę tuż koło kawy którą na szczęście nie trzymał w dłoni kiedy dziewczyna wydała z siebie głośny dźwięk wywołany zwyczajnym trzaśnięciem drzwi. Naprawdę? Z takiego powodu krzyczeć? Ta czarownica albo była tak strachliwa albo odleciała myślami daleko od tej sali jeśli zareagowała tak żywo. -Ten krzyk był potrzebny?- Mimowolnie warknął, przenosząc swój wzrok z lamp których ciepłe światło oświetlało pokój, nadając mu tajemniczego klimatu. Mimo wszystko było tu naprawdę miło, prawie jak w domu rodzinnym. Aura tego miejsca była tak niesamowicie relaksująca. Tym kto krzyczał okazała się krukonka, na oko trochę młodsza od młodego studenta. Jego usta rozciągnęły się w dosyć kwaśnym acz nadal przyjemnym dla oka uśmiechu. Puchonka mimo że głośna wyglądała dobrze, nawet trochę bardziej niż dobrze. W całym swoim życiu widział już wiele piękności, w tym swoją matkę która przecież jako wila była jej uosobieniem. Ta dziewczyna znajdowała się dosyć wysoko w jego prywatnej skali tylko czy jej charakter jest chociaż trochę tak piękny jak ona sama?
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Moment, w którym ktoś z przysłowiowymi butami wchodzi w nasz kawałek świata nigdy do przyjemnych nie zależy. Gabrielle doskonale znała to uczucie i od zawsze budziło to u niej swego rodzaju niechęć do takiej osoby, dlatego zachowanie Krukona i jego nieuprzejmy ton uznała za naturalne. Mimo tego przejęła się jego reakcją, wszakże nie miała pojęcia, że przychodząc tu zaburzy czyjś spokój… właściwie nie miałam pojęcia, że ktoś wpadnie na ten sam pomysł, by zaszyć właśnie w tej sali, która do często odwiedzanych nie należała. Niektórzy bali się tu przychodzić, inni czuli respekt przed tym miejscem, zaś Gabrielle kojarzyło się ono z domową biblioteczką w dworze dziadków. Kiedy pokój rozświetlało ciepłe światło robiło się tu bardzo przyjemnie, a troski mimochodem znikały. Ciężko było wyjaśnić, dlaczego Gab wydała z siebie bliżej niezidentyfikowane dźwięki, w momencie kiedy drzwi się za nią zatrzasnęły. Nie należała do osób strachliwych, wręcz przeciwnie - lubiła zapuszczać się w ciemne zakamarki, wchodzić tam gdzie nikt inny by nawet nie zajrzał, robić rzeczy, których nikt przy zdrowych zmysłach się nie podjął. Lubiła ryzyko i to uczucie ekscytacji, które wypełniało wówczas każdy atom jej ciała. Dlatego reakcja ciała blondynki zaskoczyła również ją, choć nie dała tego po sobie poznać. Wyprostowała się, blond kosmyki które w chwili podskoku, jaki wykonała opadły jej na twarz, zgarnęła dłonią za ucho. Dopiero teraz miała okazję bliżej przyjrzeć się chłopakowi, a pierwszy co ją uderzyło - poza urodą chłopaka - było uczucie: dziwne, lekko obezwładnijące. Całkowicie wypełniało ono myśli blondynki, zupełnie jakby obudziło się w niej porządnie; pierwotna potrzeba, która jednych łączy, zaś drugich dzieli. Przeraziło ją to, autentycznie strach widoczny był w jej oczach, jednak przygaszone światło uniemożliwiło zobaczenie tego. Potrząsnęła głową, aby wybudzić się z tego dziwnego stanu, choć jeszcze nie potrafiła skojarzyć faktów. Odkaszlnęła, zyskując tym cenne sekundy, zaś w głowie powtarza sobie, by mieć się na baczności. W tym chłopaku było coś… -Nie - odparła rzeczowo - Nie myślałam, że kogoś tu spotkam. Rzadko kto ma odwagę odwiedzić to miejsce - przyznała, zmrużyła delikatnie oczy, ponieważ miała wrażenie, że skądś kojarzy czarodzieja stojącego przed nią - Przypadkiem na masz na imię Lucas? - zapytała, a do jej głowy napłynęły wspomnienia z lekcji gotowania, w której miała okazję brać udział kilka miesięcy temu.
Czarodziej prychnął głośno na komentarz dziewczyny. Widać było, że na początku po spojrzeniu na niego była nieco otumaniona. Szybko się jednak otrząsnęła co było dobre bo rozmowa z tak rozkojarzoną osobą byłaby irytującym przeżyciem. -Odwagę? Nie trzeba być odważnym żeby tu wejść. Chyba że ktoś ma coś poważnego na sumieniu i boi się niewygodnych pytań- Skomentował to wszystko upijając po chwili łyk pysznej kawy. Zawiesił wzrok na swoim kubku, obserwując jak syrena pluska się w kawie co jakiś czas dając do niej nura. Kiedy ponownie kobieta otworzyła usta odłożył kawę i spokojnie, za pomocą jednego płynnego ruchu wstał. Obrócił się w jej stronę lekko kłaniając z jedną ręką założoną na plecach a jedną zgiętą przed swoim brzuchem. -Rzeczywiście tak brzmi moje imię, panno...?- Zgodził się z nią przy okazji zadając swoje własne pytanie o jej imię. Niewygodnie było rozmawiać z kimś kogo imienia się nie znało. Wyprostował się patrząc na dziewczyną wyglądając na całkowicie rozluźnionego. Nadal jednak nie był zbyt przyjacielski, to co na razie mogła zauważyć, że zachowywał się w stosunku do niej chłodno ale nadal uprzejmie. Był nieodrodnym synem swojej matki która przyczyniła się do tego jak się zachowywał. Znał zasady dobrego wychowania i że nie powinien otwarcie okazywać wrogości. -Skąd mnie znasz?- Spytał w końcu nie wytrzymując tej niewiedzy. On także ją kojarzył jednak nie pamiętał jej imienia ani żadnych szczegółów z nią związanych.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Blond czarownica zmarszczyła czoło, nie potrafiła do końca zrozumieć postawy chłopaka, która wywoływała u niej spięcie mięśni oraz potrzebę trzymania gardy. Jego wygląd potrafił rozproszyć, był nieprzeciętnie przystojny i roztaczał wokół siebie magnetyzująca aurę, jednak nijak miało się to z jego zachowaniem. - Nie trzeba mieć nic na sumieniu, obcy sobie ludzie nie lubią rozmawiać zbyt szczerze - odpowiedziała chcąc bezpiecznie wyjść z tej sytuacji. Nie chciała też by Lucas odebrał ją jako pyskatą małolatę; zwyczajnie wyrażała swoje zdanie. Nie była pewna, czy Krukona ją pamięta, nie była osobą wartą zapamiętania - przynajmniej tak uważała, dlatego kiedy ukłonił się przed nią pytając o imię uśmiechnęła się delikatnie. -Levasseur, Gabrielle Levasseur - przedstawiła się. Ona również nie należała do osób, które nie lubiły rozmawiać z kimś, kto na ich temat wie więcej, gdy ona nie wiedziała nic. To było nie tyle irytujące, co budziło delikatną grozę. Zupełnie, jakby ktoś obdarł człowieka z jakiejś części jego ciała, a ona już zbyt mocno otworzyła się przed jednym nieznajomym, czego teraz bardzo żałowała. Coraz częściej myślała, czy nie powinna napisać, choć jednego listu dla uspokojenia własnej duszy, a przede wszystkim serca, które głupio wciąż reagowało na widok Elijaha, kiedy ten już układał swoje życie na nowo. Chłodne zachowanie Lucasa na myśl przywoływało zachowanie młodego Swansea, jednak ten starał się zachować pozory dobrego wychowania. Blondynka westchnęła, coraz częściej brakowało jej sił do walki z innymi. - W czasie ferii braliśmy udział w lekcji gotowania - odpowiedziała zgodnie z prawdą, choć nie mieli okazji wówczas razem pracować. Gabrielle mimo wszystko zapamiętała chłopaka, teraz tą wiedzę wykorzystując. - Dlaczego akurat to miejsce? - zapytała rozglądając się po wali.
Pokiwałem delikatnie głową, zgadzając się z słowami młodej czarownicy. Może po prostu byłem inny bo raczej niczego nie ukrywałem podczas rozmów z innymi a także nie byłem przesadnie szczery. To jednak mogło prowadzić do małych komplikacji. Kiedy dziewczyna się przedstawiła uśmiechnąłem się delikatnie. -Lucas Hope- Postanowiłem uzupełnić jej informacje o moje nazwisko. W końcu także powiadomiła mnie o tym skąd mnie kojarzy. Pamiętałem te zajęcia, musieliśmy łowić ryby i je przygotowywać. To było dosyć odświeżające doświadczenie które poprawiło moje zdolności jeśli chodzi o gotowanie. Sam wyjazd do tej mroźnej krainy był nadzwyczaj miłym przeżyciem. Nagle światła zmieniły swój kolor na niebieski jednak nie przejąłem się tym. -Dlaczego, pytasz? Odpowiedź jest raczej prosta. Potrzebowałem chwili spokoju od innych uczniów tej szkoły. Ta sala jest wyjątkowo nastrojowa a co za tym idzie idealna do wypoczynku nawet jeśli podczas niego można zdradzić parę sekretów. Takich jak na przykład bycie w połowie magicznym stworzeniem- Powiedziałem prawdę jednak uciąłem zdanie pod koniec, będąc ciekawym reakcji dziewczyny. Miała do wyboru wilkołaka oraz wile ciekawe co takiego wybierze? Czarodziej mógł stać się wilkołakiem i co pełnie musiał się zmieniać co zrobiło z niego właśnie to czym się stał. Nadal był człowiekiem jednak w drugiej połowie był także wilkiem.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Wypowiedziane przez Gabrielle słowa nie budziły wątpliwości, dlatego też reakcja czarodzieja była przewidywalna. Nawet bliscy sobie ludzie mają problem z mówieniem prawdy, często znajdując "odpowiednie" usprawiedliwienie dla takiego postępowania, które tylko i wyłącznie stanowi wyimaginowane przeświadczenie, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością; zbyt złożoną i zależną od wielu czynników. - Miło cię poznać, Lucasie Hope - oznajmiła, zaś twarz blondynki rozjaśnił śmielszy uśmiech. Zachowanie chłopaka było stonowane i nieco surowe, jednak jego osoba budziła w Gabrielle ciepłe odczucia. Nie każdy potrafił z dużą dozą otwartości podchodzić do drugiego człowieka, blondynka wciąż pamiętała dziwne spojrzenia kierowane w jej stronę czy też niepewne słowa, kiedy po kilku minutach w towarzystwie danej osoby, ta mówiła, że na pewno zostaną przyjaciółmi. Wszakże Puchonka nie była jasnowidzem, nie potrafiła zajrzeć w przyszłość, jednak często dostrzegła w ludziach to, co innym umyka zbyt łatwo. Wiązała się z tym pewna wada czarownicy, choć określenie tego wadą zależało od sytuacji - była uparta niczym przysłowiowy osioł. Rzadko rezygnowała zbyt pochopnie, tak przynajmniej było do niedawna. Komplikacje, do których doszło w jej życiu trochę ją zmieniły, choć wydawała się wciąż być tą samą dziewczyną. Ona również w pamięci miała tamten wyjazd, wtedy odkryła, że Julian - Elijah-jest bliżej niż myśli, poznała po części tajemnice skrywaną przed nią, zawarła nowe znajomości, dla niej to również było niezwykle miłe przeżycie. Zimna kraina była bardziej przyjazna niż gorące piaski pustyni. - Bo jestem ciekawa - odparła marszcząc brwi, wydawała się być zaskoczona swoją odpowiedzią, dopiero sekundę później zdając sobie sprawę z tego, że światło w sali z ciepłego zmieniło się w niebieską poświatę; ta zmuszała do szczerości. Być może właśnie to było jej potrzebne, nawet jeśli miała okazję rozmawiać z zupełnie obcą osobą. Być może dzięki temu łatwiej będzie jej rozmawiać z Finnem. - Magicznym stworzeniem? - zapytała, a w jej głosie rozbrzmiała delikatna panika - Co masz na myśli? - drążyła nie spuszczając spojrzenia zielonych tęczówek z Krukona.
Ile to czasu minęło, odkąd ostatnim razem się widzieli? Zdecydowanie za dużo. Nie wiedział, co jest grane, ale czuł się cholernie winny. Dlaczego? Dlatego ze gdyby wybrał inne miejsce ich randki, to nic by się nie wydarzyło. Skąd mógł wiedzieć, że ta kelnerka będzie taką cholerną łamagą i wyleje herbatę na sukienkę Oli? Nawet na myśl mu nie przyszło, że zrobiła to specjalnie, ale co jeśli była taka prawda? Miał przynajmniej nauczkę na przyszłość. Gdyby mógł ten dzień powtórzyć, to zabrałby ją na romantyczny spacer albo gdzieś w mniej publiczne miejsce, gdzie mogliby być sami, trochę zbliżyć się do siebie. A teraz? Zaprzepaścił szansę. Teraz na pewno z kim innym kręciła. Przecież nie będzie tak siedziała i czekała na nie wiadomo co. Oprócz tego, że była panią prefekt, to była śliczna. Zresztą poznał ją, zanim jeszcze została prefektem. I to właśnie ta osoba go urzekła. Sprawiła, że miał ochotę codziennie poprawiać jej humor i zrezygnować z nocnych wypraw. Uwierzcie mi, to było prawdziwe wyrzeczenie. Zwłaszcza dla niego. Zawsze lubił psocić, nie przestrzegać regulaminu. Świrować. Był znany z tego, że był zagubionym błaznem. Jednak ponoć człowiek z czasem się zmienia. Czuł, że dla niego już jest za późno. Był ma, i zakończenie roku zbliżało się wielkimi krokami. Niedługo nauczyciele zaczną ich cisnąć, a on miał zawsze w zwyczaju odkładać wszystko na ostatnią chwilę. Kusiło go, by w tym roku zrobić to samo. Może pani prefektach by jakoś zmobilizowała, ale to było tylko pobieżne życzenie. To nie leżało w jej interesach. Miała pilnować porządku, a nie użerać się z tysiącem osób. Dziś wybrał właśnie to pomieszczenie. Zasiadł na jednej z kanap z książką od eliksirów. Nie przepadał za eliksirami, ale zielarstwo to już inna bajka. Choć oczywiście najbardziej lubił magię leczniczą. Głównie dlatego, że praktykował. Złamał komuś nos? Szybko go poskładał do kupy. Do ideału daleko mu było. Otworzył książkę i oparł się o podłokietnik dla większej wygody.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Ostatnie dni dla Olivii były nie tylko karuzelą zaskakujących wydarzeń, ale również mieszaniną wielu emocji. W tym wszystkim ciężko było jej znaleźć czas dla siebie samej, chociażby by na to by nabrać oddechu czy sił do stawiania czoła kolejnym wyzwaniom. Bycie prefektem okazało się dla dziewczyny znacznie trudniejszym niż początkowo przypuszczała. Miała znacznie więcej obowiązków, a w dodatku pojawiło się kilka rzeczy, których nie wypadało jej robić. Z tego powodu na dalszy plan zeszły żarty, których ofiarą najczęściej padał Boyd oraz nocne wyprawy do szkolnej kuchni po kilka smakołyków. Olivia nie chciała przy tym drugim wykorzystywać swojej funkcji, dlatego oszczędnie dawkowała słodycze zakupione podczas ostatniej wizyty w Miodowym Królestwie, z ogromną cierpliwością czekając na kolejną. Dziś, korzystając z jedynego wolnego dnia w przeciągu ostatnich dwóch tygodni postanowiła zaszyć się w Pokoju Świateł Prawdy, które rzadko odwiedzane było przez uczniów z powodu jego niekoniecznie chcianych właściwości, które dla Liv nie stanowiły żadnego problemu - z gruntu należała do osób prawdomównych i szczerych. Ubrana wyjątkowo w sportową bluzę przekroczyła próg pomieszczenia, z zaskoczeniem odkrywając, że nie jest ono puste - tak, jak się tego spodziewała. Poprawiła okulary na nosie, zdając sobie sprawę, że pogrążony w książce siedzi przed nią Russell. Mimo, że należeli do tego samego domu Oli w ostatnim czasie unikała chłopaka, a może to on unikał jej? Niemniej jednak ciężko było jej sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz mieli okazję spotkać się sam na sam. Ich randka nie przebiegła do końca w taki sposób, jak tego chcieli i została szybko zakończona przez roztargnienie kelnerki, choć brunetka miała co do tego inne zdanie - Russell zwyczajnie wpadł tamtej blondynce w oko. Zanim jeszcze chłopak ją dostrzegł rozważała opuszczenie sali, jednak ostatecznie postanowiła zostać, przywdziewając na usta uroczy uśmiech. - Cześć - przywitała się radośnie, jak miała to w zwyczaju, nie dając po sobie poznać, że czuję się trochę skrępowana. Poniekąd miała wrażenie, że owa nieudana randka była jej wina, z racji tego, że zwyczajnie ich nie lubi, a Alvarezowi bardzo na tym zależało. Może to ona ściągnęła na nich tego pecha? - Co czytasz? - zapytała, próbując w ten sposób zagaić rozmowę i nie dopuścić by zapadła między nimi niezręczna cisza.
Jeśli by zaproponowano Russellowi funkcję prefekta, to pewnie zrezygnowałby. Z tą funkcją łączyło się zbyt wiele obowiązków, ale podziwiał Oli, że miała na to wszystko głowę. Musiała tyle mieć na głowie. Czy w ogóle miała czas na osobiste życie? Na naukę? Na bycie sobą? Chłopaka? Szczerze mówiąc, w ostatnim czasie widział ją z różnymi osobami płci męskiej, ale to wcale nie znaczyło, że dziewczyna z nimi chodziła, tak? On również miał przecież wiele przyjaciółek. W ostatnim czasie bardzo je zaniedbywał, ale wciąż je miał i nie zapomni o nich. Na przykład taka Kryska. Nie mógł nawet sobie przypomniec kiedy ostatnio miał przyjemność ją zobaczyć. Od ferii kiedy to złapała go speszona za rękę, zaczęło się między nimi psuć. Już zaczynał nawet myśleć, że gryfonka zaczyna do niego coś czuć, ale to było śmieszne. Znali się, odkąd trafili do Hogwartu. Byli jak bliźnięta. On miał bardzo słabą orientację w terenie, ona miała lęk wysokości. Kto wie, może kogoś poznała i nie chciała mu sprawiać przykrości? To byłoby dopiero głupie. Zamiast czytać książkę, to znowu odpłynął myślami gdzieś hen daleko. Zmiana miejsca nauki wcale nie podziałała, ale wcale nie żałował. Prowadził taki tryb życia, że chociaż było co wspominać. Gdyby był zwykłym szarym człowieczkiem, który przesiaduje tylko nad książkami to jakie miałby wspomnienia? Zapamiętałby tylko bibliotekę i wielką salę. To było na swój sposób przykre. Już miał zabrać się za ponowne czytanie kiedy to poczuł na sobie czyjś wzrok, więc momentalnie odwrócił głowę w tamtym kierunku. Olivia. Kiedy ich oczy się spotkały, jego serce zabiło o wiele mocniej. Przełknął głośno ślinę i posłał jej nieśmiały uśmiech. -Hej- nie da się ukryć, że to spotkanie było nieco niezręczne, ale potrzebował tego i to bardzo. Ile to razy wyobraził sobie ich spotkanie? Wiele. W różnych sytuacjach. W głowie układał wszystkie scenariusze, ale teraz kiedy już ją widział, nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Przeprosić? Zapytać, dlaczego nie napisała? Nie, to przecież działało we dwie strony. Zapytać jak sobie życie układa? Jak radzi sobie? To nie miało sensu. Na szczęście wyciągnęła do niego pomocną dłoń i postanowiła kontynuować. - Książka od eliksirów jest taka interesująca- prychnął, pokazując jej okładkę księgi, którą na pewno bardzo dobrze znała. - A tak serio to nie zapamiętałem z tego ani jednego słowa. Myślałem, że przyjście tu mi pomoże, ale te światła są takie przyjemne, że to nie ma sensu. - z trzaskiem zamknął grubą książkę i przeniósł wzrok na dziewczynę. - A ty co tu robisz? Chcesz pobyć sama?- był gotów nawet zwolnić jej miejsce.
Olivia wiedziała, że funkcja prefekta wiązała się z dodatkowymi obowiązkami, jednak nie sądziła, że jest ich aż tak dużo. Zapewne gdyby nie pomoc Nessy, która była Naczelnym Prefektem, Gryfonka z wieloma rzeczami zwyczajnie by sobie nie poradziła. Była za to bardzo wdzięczna dziewczynie, zwłaszcza, że dzięki temu wypracowała sobie pewien system działania i zyskała trochę czasu na życie prywatne. Tak właśnie było dziś, wczoraj wykonała kilka dodatkowych zdań, które zostały powierzone prefektom, więc teraz korzystała z dnia wolnego. Prawdą było, że w ostatnim czasie Olivia obracała się głównie w towarzystwie chłopaków - czy to Darrena, czy Maxa, jednak żadnego z nich nie mogła określić mianem "chłopaka". Jej nastawienia w tym temacie nadal nie uległo zmianie, dlatego poza niewinnymi pocałunkami nie łączyło ją z nimi nic więcej. Nie zamierzała dawać nikomu nadziei na związek, gdyż takowego nie szukała, zdecydowanie bardziej skupiając się na zabawnie i korzystaniu z życia. Z resztą - Russell też dość często obracał się w towarzystwie dziewcząt, które robiły do niego maślane oczy i Oli nie zawracała sobie tym faktem głowy. Niemniej jednak, gdyby okazało się, że któraś z nich jest z Gryfonem w formalnym związku zapewne odpuściłaby relacje z nim, wybiegającą poza zwykłą znajomość, ograniczyłaby ich flirt oraz bliskość fizyczną. Dostrzegła zmieszanie na twarzy chłopaka, które widoczne było również u niej. To zabawne w jaki sposób jedno niefortunne wydarzenie wpłynąć może na relacje dwójki ludzi. Nie chcąc by zbyt mocno odbiło się to na nich, Olivia nieudaną randkę postanowiła puścić w niepamięć. Ale czy nie zrobiła tego już dawno? Wszakże Russell był jednym z dwóch chłopców, któremu wysłała celtycki wianek. Ciekawe czy odkrył nadawcę listu? Maxowi się to nie udało, a nawet jeśli to milczał i tak było znacznie lepiej dla nich obojga. - Eliksiry to mój ulubiony przedmiot - zaśmiała się, jednak poza słyszalną w głosie dziewczyny ironią, widać było również grymas niezadowolenia, gdy wypowiedziała nazwę tego przedmiotu. Nigdy za nim nie przepadała. - Widocznie co innego zaprząta twoje myśli - stwierdziła, gdy przyznał, że niczego i tak się nie nauczył, a na jej ustach pojawił się uroczy, charakterystyczny uśmiech. - Absolutnie nie chce zostać sama - oznajmiła wpierw, po czym usiadła na jednym z foteli stojących niedaleko tego, na którym siedział Russell. - Przyszłam tu, bo rzadko kiedy inni odwiedzają to miejsce, a muszę złapać trochę oddechu. Ostatnio dużo się dzieje - dodała, po chwili odgarniając włosy do tyłu. - Brałeś udział w Celtyckiej Nocy? Nie widziałam cię tam - zapytała, jednocześnie stwierdzając fakt, który wysnuła podczas swoich obserwacji tamtej nocy.
Nie miał zielonego pojęcia, jak to jest być prefektem. Ba! Nawet nigdy nie przyjaźnił się z żadnym. Dla niego to brzmiało po prostu sztywno. Z takim to zero zabawy, zero łamania zasad, zero wagarowania i szwendania się nocą po zamku. Jednak nie był pewien czy to również tyczyło się Olivi. Nie znał jej zbyt dobrze, dlatego ciężko mu było określić, na co ją było stać. Starał się jednak być dobrym człowiekiem, dlatego cieszył się z osiągnięć dziewczyny, jakie by one nie były. Wiedział, że miała dobre serduszko. Pomogłaby największemu wrogowi. Najwyraźniej Nessa też nie była taka straszna, za jaką ją miał. Nie wiedzieć czemu nigdy nie znosił dziewczyny. Wydawała mu się taka odpychająca. Zupełnie jakby stała za jakimś odrodzonym murem. Uważała się lepsza od innych. Czy to dlatego, że pochodziła z innego domu? A może to wina czystości krwi? Nie chciał się nawet nad tym dłużej zastanawiać. To była prawda, chłopak często otaczał się gronem kobiet. Jednak to nie dlatego, że całował się z nimi czy spali razem, ale dlatego, że z kobietami zawsze lepiej się dogadywał. Weźmy na przykład pod uwagę taką Kryske. Na samą myśl, że oni razem coś robiło mu się niedobrze. Byli przyjaciółmi od lat. Jednak Olivia i Mx? Najwyraźniej to inna kategoria przyjaźni. Wiedział, że Max sypiał z różnymi kobietami i tylko miał nadzieję, by ta nie złapała jakiegoś syfa, bo całkowicie zepsuje sobie reputacje. W momencie kiedy dostał wianek, był w totalnej rozsypce. Nie wiedział, od kogo go dostał i nie był pewny czy chciał sobie zadręczać tym głowę. Przecież to mógł być każdy. Dziewczyna, chłopak, była, zauroczona w nim dziewczyna, pierwszoklasistka, która wysyłała każdemu wianki. Zupełnie tego nie ogarniał. Szczerze to nie przepadał za zagadkami, nie takimi. Na myśl by mu nie przyszło, że to mogłaby być ona. - Chyba masz rację. Mam nadzieję, że po tej rozmowie przejdzie mi- wzruszył ramionami. Nie ukrywał, że to właśnie ona zaprzątała mu myśli. Nie miał powodu. To chyba było wypisane na jego twarzy, a łącząc to, w jakiej sali byli to wychodziło wszystko na wierzch. - Celtycka noc? Nie, nic z tych rzeczy. - przyznał, ze smutkiem. Prawie cały czas gdy tylko mógł, leżał w łóżku, nie chcąc z nikim się widzieć. Ledwie pokazywał się na zajęciach. I to nie zawsze. - Ty byłaś? Jak się bawiłaś?- zasypał ją pytaniami, a jego humor stawał się coraz to lepszy.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Bycie prefektem nie było wcale jednoznaczne z byciem sztywnym czy posępnym; Olivia wciąż doskonale wiedziała czym jest dobra zabawa oraz w jaki sposób obejść można było regulamin szkoły. Dodatkowo sprawowana przez nią funkcja dawała dziewczynie pewne przywileje, których nie mieli pozostali uczniowie, niemniej jednak sumienie nie pozowało wykorzystywać jej tego faktu. Jeśli skupić by się na postaci Oli, to ciężko było z góry założyć jak odniesie się do danej kwestii. Brunetka była osobą, która stawiała na pewne wartości, jednak niekiedy uległa po prostu emocjom, a te potrafiły zburzyć wszelkie zasady jakimi człowiek kieruje się w życiu. Z drugiej strony niebieskooka podobnie jak Russell mimo wszystkich przeciwności losu starała się przede wszystkim być dobrym człowiekiem. Względem Nessy również ona miała podobne odczucia, rudowłosa czarownica wydawała się być niedostępna, jednak przy bliższym poznaniu okazała się być naprawdę pomocna, a przede wszystkim bardziej doświadczona już Callahan. Oli poprawiła się na fotelu, subtelnie zapadając się w jego miękkim obiciu; brązowe włosy opadały jej na ramiona, delikatnie łaskocząc w szyję. Reakcja między Maxem a Olivią była równie niewinna, jak tak między Christine i Russellem. Nie sypiali ze sobą, a jedynie ograniczali do niewinnych pocałunków, których ofiarą był również Russ czy Darren. Brunetka w żadnym wypadku z nikim z nich nie pozwala sobie na więcej, a tym bardziej nie zamierzała przeistaczać żadnej z tych relacji w związek, na to nie była jeszcze gotowa. O podbojach Solberga również nie miała pojęcia, chociaż z tego względu, że zwyczajnie jej to nie interesowało, choć krążące na temat Ślizgona plotki denerwowały ją. Olivia wysłała Russellowi wianek z nadzieją, że ten podejmie próbę rozszyfrowania kim jest tajemniczy nadawca, nie miała pojęcia, że chłopak ma właśnie gorszy okres w życiu. Ostatnio zbyt często się mijali, robiąc wyrzuty samym sobie i obwiniając się za coś na co tak naprawdę nie mieli wpływu. - A co? Czekałeś na rozmowę ze mną? - zapytała,wyraźnie zainteresowana jego zagadkowymi słowami, w których miała wrażenie ukryte było drugie dno. Chciała dokładnie wiedzieć, co kryją myśli chłopaka. -Tak byłam i było całkiem fajnie, nie licząc ataku ducha, podeptania stóp drugiej osoby, czy tego, że prawie mnie podeptali, to było całkiem fajnie - odpowiedziała, w skrócie wyliczając mu, co przydarzyło się w tak krótkim czasie.
Pokój świateł prawdy. Tajemnicza nazwa, która nie mówiła mu właściwie nic; jak zdążył zauważyć w Hogwarcie było wiele takich miejsc, które miały swoje nazwy, a te z kolei nie zawsze współgrały z tym, co znajdowało się w danym pomieszczeniu. Nie rozumiał tego do końca, ale sam zamek był równie pokręcony, jak założyciele tej placówki. Zupełnie jakby każdy z nich ukrył w tej budowli swoje pokoje, tworząc coś w rodzaju placu zabaw, z którego korzystały późniejsze pokolenia, aż po dzień dzisiejszy. To było zupełnie w jego stylu, zgarnął Odey zaraz po tym, kiedy wynurzyła się zza progu sali, bez słowa ciągnąc w tylko jemu znanym kierunku. Liczył na chwilę samotności w jej towarzystwie, bo już od dłuższego czasu byli jej pozbawieni. Kiedy drzwi zamknęły się za nimi z cichym trzaskiem od razu przyciągnął dziewczynę do siebie, delikatnie muskając jej wargi swoimi, jak gdyby prosił o pozwolenie na pocałunek, jednak nie czekając na jej odpowiedź złączył ich usta rozkoszując się ich ciepłem. Wsunął dłoń w splątane w kok włosy, ciągnąc za gumkę, którą jednym ruchem zsunął. Ciemna kurtyna opadła na plecy i ramiona Gryfonki, a powietrze wypełnił słodki zapach jaśminu. Oczywiście ignorował każdy protest z jakim spotkał się z jej strony, naparł na drobne ciało dziewczyny czując jak fala ciepła rozchodząca się po jego własnym wzbudza pożądanie. W jednej sekundzie tęczówki jego oczy stały się ciemniejsze, jednak ostatecznie odsunął się od Odey, nie inicjując niczego więcej poza owym powitaniem. - Pięknie dziś wyglądasz, kochanie - oznajmił, może brunetka ubrana w szkolny mundurek nie wyróżniała się zbytnio z tłumu, jednak w jego oczach odgrywała pierwszorzędną rolę. Posłała jej zawadiacki uśmiech.
Lubiła kręcić się po zamku, jednak nie każde pomieszczenie było jej znane. To oczywiste, bo było tyle drzwi w tej szkole i czasami szło nawet zgubić się w tym labiryncie. Kilka ciekawych miejsc dane jej było odwiedzić, choć pewnie nawet nie pamiętała do nich drogi, ale to szczegół. Ważne było, że świetnie się bawiła mogąc doświadczyć magii, która panowała w niektórych starych salach, które wydawały się jakby specjalnie były przeznaczone dla rozrywki nudzących się uczniów. Ale tak nie było, oczywiście. Było zwykłe popołudnie i stała pod klasą OPCM, czekając na nauczycielką, która się spóźniała. Westchnęła mając przed oczami kolejne kilkanaście minut nudnej teorii, bo pewnie ćwiczenie walki z boginami już jej się znudziło do oglądania. Podjęła decyzję w jednej chwili, upewniając się jeszcze czy aby profesorka na pewno nie kroczy korytarzem, po czym cichaczem wycofała się przez niewielki tłumek uczniów i ruszyła korytarzem. Nie wyszła z sali, tak jak mogło to się Daemonowi wydawać, jednak kiedy wyrósł przed nią, stłumiła w gardle głośne: "co do cholery?!", oglądając się za sobą, aby mieć pewność, że Cortez serio nie wyłoni się zaraz zza winkla i nie zaciągnie ją siłą na lekcje. Pozwoliła się prowadzić, chociaż nie miała zielonego pojęcia co Ślizgon kombinuje. Chociaż kiedy ostatnio ją porwał sprzed klasy skończyło się... miło. - Co Ty odwalasz? - mruknęła, kiedy się oddalili, ale posłusznie szła koło niego, raz po raz tylko odruchowo rozglądając się, jakby właśnie obrabowali Gringotta. Zanim się jednak obejrzała chłopak popchnął jedne z drzwi i wślizgnęli się do środka. Następnie została przywitana najpierw czułym (w jej odczuciu) pocałunkiem, aby później zostać pozbawiona kolejnej sztuki gumki do włosów i poczuć doskonale ciepło jego ciała, kiedy do niej przylgnął. - Złodziej - mruknęła, pomiędzy kolejnymi pocałunkami, jak tylko zdołała oderwać się od niego. Uznała, że tym razem podroczy się z nim i nie odda mu pieszczoty. Stała zwyczajnie, dając się całować i jednocześnie ćwicząc ostro swoją silną wolę. I dziwić się, że się tak szybko nakręcał, skoro od razu brał garściami... Słysząc jego słowa, uniosła nieznacznie brwi. - Oh, wiesz, stwierdziłam, że ostatni dzień listopada będzie wyjątkowo i odpicuję się całkowicie na tę okazję. Jak się jest pasztetem na co dzień... - oznajmiła ironicznie, zerkając na niego, specjalnie nawiązując co tego niewiele znaczącego słowa "dziś". Tak niewiele a zmieniło postać rzeczy.
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
On sam nie był uczniem idealnym, stanowił przykład tego, jak sprawnie wykręcać się z zajęć i ograniczać do minimum czas spędzony nad książkami, które były dla niego stekiem bzdur, gdyż w nauce stawiał głównie na praktykę, przez co wiele przedmiotów uważał za zbędne. Ale gdybym tylko wiedział, że Odeya tak naprawdę urwała się z lekcji zapewne skarciłby ją za ten czyn - hipokryzja przemawiała przez niego prawie zawsze. Słysząc pytanie padające spomiędzy warg ciemnowłosej uśmiechnął się zawadiacko. Nie udzielił odpowiedzi, której jak mniemiał oczekiwała, ciągnąc ją w głąb pokrętnych korytarzy, aż w końcu znalazł drzwi, których szukał. Musiał dać upust swojej tęsknocie, nawet jeśli w tym momencie nie zamierzał przyznawać się do niej na głos, nie widzieli się zaledwie dzień, czy w tak krótkim czasie mógł już zatęsknić? -Ciesz się, że na razie kradnę ci tylko gumki - zaśmiał się, na powrót wracając do przerwanej czynności, którą było całowanie jej ust, jednak miał wrażenie, że Odey w żaden sposób nie odpowiada na ten gest - jest bierna. Zmarszczył czoło, po czym utkwił w jej lazurowych tęczówkach swoje własne, zadając nieme pytanie. Ich wargi zaczęła dzielić odległość, jednak sam chłopak nie odsunął się nawet o milimetr od drobnego ciała. Słysząc o byciu pasztetem spojrzał na nią karcąco, kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem, że takie słowa opuściły jej malinowe usta. Jedną dłonią objął ją w pasie, zaś drugą chwycił podbródek czarownicy tym samym zmuszając ją, by patrzyła mu w oczy. - Czy ja kiedykolwiek dałem Ci do zrozumienia, że w inne dni jesteś niepiękna? - zapytał z wyraźną powagą w głosie, ale i wyrazie twarzy, która wydawała się być spokojna lecz kryła w sobie surowość. W tym samym momencie światło w pokoju z ciepłej żółci zmieniło się w niebieską poświatę, jednak poza lekką zmianą nastroju tego pomieszczenia, nie czuł wielkich zmian.
Akurat z lekcji urywała się dość często, choć wydawało jej się, że ostatnio jest jej chyba bliżej do pilnej uczennicy; takiej na przykład Olivii. Tego dnia nie miała jednak kompletnie chęci na wysłuchiwanie przemądrzałej profesorki, dlatego chciała znaleźć sobie ciekawsze zajęcie. Nie wiedziała jednak, że ktoś inny ma dla niej już gotowe rozwiązanie... Kiedy znaleźli się w pokoju, którego wnętrzu nie miała nawet czasu się przyjrzeć, bo od razu Ślizgon przykleił się do niej (na co nie narzekała - w żadnym wypadku!) i nie widziała nic poza jego osobą. To prawda nie widzieli się jakieś kilkanaście godzin, a jej także wydawało się, że od wczoraj minął co najmniej kolejny tydzień, tak jak wtedy kiedy nie widziała go od balu. Na jego odpowiedź co do kradzieży drobnego przedmiotu do wiązania włosów, uśmiechnęła się tylko i właśnie po tym geście przestała reagować na jego zachęcające pocałunki, tylko po to, żeby dać mu do zrozumienia jedną bardzo ważną rzecz. I po chwili musiała mu ją wyznać, bo odsunął się od niej odrobinę, orientując się, że coś jest nie tak. - Nie zasłużyłeś sobie - rzuciła krótko, wzruszając ramionami a kącik jej ust uniósł się nieznacznie. Za ten bal powinien mieć zakaz zbliżania na miesiąc. Kiedy nawiązał do jej ironicznego komentarza, który przed momentem usłyszał, uniosła nieznacznie brwi, spoglądając na niego z łobuzerskim uśmiechem na ustach. - Może i nie, ale innym dziewczynom z pewnością mówisz to na co dzień, a mi tylko od święta i w dodatku z zaznaczeniem, że to dotyczy się tylko dzisiejszego dnia - wytłumaczyła o co jej chodzi, a jednocześnie wypominając mu przebywanie z innymi dziewczynami. Hmm, czy ta blondynka z huśtawki jeszcze jest aktualna czy już mu się znudziła? W pewnym momencie zarejestrowała zmianę oświetlenia, ale nie wiedziała co to mogło oznaczać. Dopiero wtedy mogła nieco rozejrzeć się po pomieszczeniu i uznać, że jest tam całkiem przytulnie. Sofy wyglądały na bardzo wygodne, a magiczna świeca na stoliku obok przyciągała emanującym błękitnym światłem. Wyswobodziła się z objęć chłopaka, aby chwycić go za rękę i poprowadzić ku jednej z kanap. Stanęła przed nią i lekko popchnęła go na siedzisko. - Przeczytać Ci bajkę? - spytała, robiąc krok ku regale z książkami i sięgając po pierwszy lepszy tom, który okazał się zbiorem magicznych bajek dla dzieci czarodziejów. Uśmiechnęła się do Daemona zachęcająco, po czym wróciła do niego i usiadła mu bokiem na kolanach, otwierając książkę.
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Chciała go ukarać. Zrozumiał w to momencie, kiedy obdarzyła go uroczym, aczkolwiek trochę przebiegłym uśmieszkiem, kiedy to prawy kącik jej ust unosił się subtelnie ku górze, tworząc w policzku ledwie dostrzegalny dołeczek, dodając jej dziewczęcego uroku. W lazurowych tęczówkach dostrzegł tą charakterystyczną iskrę, która wywołała u niego przyjemny, rozchodzący się po ciele dreszcz. - Sądziłem, że ten bal został już wybaczony - odpowiedział, wzdychając ciężko, lecz w jego głosie usłyszeć można było lekką nutę rozbawienia. Wiedział, że ciemnowłosa tego rodzaju zniewagi nie wybaczy mu zbyt szybko, ale mimo to tliła się w nim odrobina nadziei, że ten temat mają już za sobą. - Powiedz mi w takim razie, co muszę zrobić, byś mu wybaczyła, hm? - zapytał, wprawiając ich ciała w delikatne kołysanie, wciąż uparcie wpatrywał się w oczy brunetki, jakby chciał wyczytać z nich, co skrywają jej myśli. Słysząc kolejne, idiotyczne słowa opuszczające usta Gryfonki prychnął. - Jesteś taką mądrą dziewczyną, a pieprzysz takie głupoty, Worthington - oznajmił, dając jej całusa w czoło zanim odsunęła się od niego, zwiększając dystans między ich ciałami. - Jesteś zazdrosna? - wypalił po chwili, właśnie w tym doszukując się takiego zachowania. Nie sądził, by brunetka miała niską samoocenę, była piękna i nikt nie mógł jej tego odebrać, a w dodatku cechy charakteru które posiadała sprawiały, że zapewne miała wielu adoratorów; tym radziłby trzymać się od niej z daleka, dla własnego dobra. Posłusznie - choć to było zaskakujące, jak na niego - usiadł na kanapie, którą wskazała. Uważnie śledząc każdy ruch i najmniejszy gest Odey, wpatrywał się w nią bliżej nieokreślonym spojrzeniem, z którego ciężko było coś wyczytać. Patrzył na nią inaczej niż dotychczas, a jednak była to tak subtelna zmiana, że ciężko było ją wychwycić, zwłaszcza kiedy było się nosem w książkach. - Wolałbym posłuchać o tobie - przyznał ciepłym, kojącym głosem, jakby sam zdziwiony szczerością tych słów. Gdy weszła na jego kolana, objął ją rękoma, kładąc podbródek na drobnym ramieniu, po czym ucałował zagłębienie obojczyka brunetki. - Kochanie - słowo to wypowiedział miękko, wkładając w nie dozę uczuć, którymi niewątpliwie ją darzyl, choć do tego momentu ukrywał. Nie dodał nic więcej, czekając na jej reakcję.
Może i wybaczyła mu w duchu to, że ją wystawił w halloween, ale nie zapomniała, a to była różnica. Jeśli powiedział wcześniej, że jej to wynagrodzi, na pewno liczył się z tym, że będzie mu to wypominane i nie będzie się u niej zupełnie bez echa. Za bardzo zawiodła się wtedy na nim i chociaż nie do końca z jego winy to wynikło, postanowiła trochę się nad nim poznęcać. W końcu ona też swoje musiała przeżyć na tej imprezie. Wzruszyła tylko ramionami na jego słowa, które nie potrzebowały komentarza. Sądził. Właśnie, a nie zawsze jest tak jak jemu się wydaje. Powinien nabrać trochę pokory i czasami też postawić się na miejscu drugiego człowieka. - Przyjdź na mój następny mecz - wypaliła nagle, a szelmowski uśmiech czaił się na jej wargach, przez co miała jeszcze większe wrażenie, że jej warunek jest jeszcze bardziej nie do wykonania. Jako, że ona uwielbiała Quidditcha i nie wyobrażała sobie życia bez tego sportu to jedyne co przyszło jej do głowy, bo przecież nie mówiła poważnie, hello! Przez chwilę tylko bujali się jakby w rytm nieistniejącej piosenki, nie odrywając od siebie wzroku. Znowu wróciły jej wspomnienia z lodowiska, kiedy to chłopak odkrył przed nią swoje czułe oblicze i naprawdę jej to zaimponowało. Teraz wydawało się być podobnie, zwłaszcza, kiedy pochylił się aby pocałować ją w czoło. - Głupoty? - uaktywniła się od razu, posyłając mu spojrzenie spod przymrużonych lekko oczu - Te laski, z którymi się zabawiasz to według Ciebie głupoty, tak? Bo powinnam cieszyć się, że w ogóle na mnie spojrzałeś, tak? - ciągnęła niby to spokojnie, ale w jej wnętrzu już powoli rozpętywała się burza, bo słowa Ślizgona i to co widziała na co dzień, w szkole było dla niej nie do pomyślenia. Stał sobie tu teraz z nią, a za godzinę będzie obracał jakąś inną panienkę. I śmiał wypominać jej zazdrość. Niech go szlag! - Tak, jestem - rzuciła w końcu, automatycznie w odpowiedzi na jego pytanie, które zadał konkretnie. Powiedziała to. Przyznała się i... ulżyło jej, do cholery. Przynajmniej wreszcie była szczera sama ze sobą. No i teraz dodatkowo względem niego w tej kwestii. Nie spodziewała się, że tak łatwo da się popchnąć na kanapę, ale to była miła niespodzianka. Wybierając lekturę z półki, nie oglądała się za siebie, chociaż gdzieś z tyłu głowy wiedziała, że pewnie gapi się na jej tyłek. To było bardzo w jego stylu. Usłyszawszy jego słowa, odwróciła głowę, jednak ostatecznie ściągnęła z regały cienką książeczkę z bajkami i usadowiła się na jego kolanach. Czując ciepłe wargi na swojej skórze, przymknęła na moment powieki. Jednak nie minęło kilka sekund jak gwałtownie je rozwarła, słysząc to słowo, którego brzmienie odbijało się echem w jej głowie po pamiętnym wypadzie do Hogsmeade. Odwróciła głowę w jego kierunku, posyłając mu pytające spojrzenie. - Nie mam już urodzin. - szepnęła, wodząc wzrokiem po jego twarzy. - Nie... nie podlizuj się, Avrey. - dodała po chwili, starając się zabrzmieć jakby wcale to jak się do niej zwracał i w jaki sposób wypowiadał to słowo, nie robiło na niej żadnego efektu. Z niej dopiero była kłamczucha.
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Pokora i Daemon; były to słowa, które zupełnie do siebie nie pasowały. Ten stan był mu zupełnie obcy, chociaż czuł się winny, że nie udało mu się dotrzeć na bal. Wydarzenie to było ważne dla Odey, widział to w jej tęczówkach, kiedy postanowił ją zaprosić, dlatego tym bardziej czuł się z tym wszystkim źle, chociaż nie ubrał tego w takie słowa, a przede wszystkim nie wypowiedział ich na głos. Słysząc prośbę Gryfonki obdarzył ją zaskoczonym spojrzeniem, po czym zmarszczył czoło, zastanawiając się czy mówi prawdę czy po prostu postanowiła się w taki sposób na nim odegrać. Lubiła się zgrywać - podobnie jak on. - Dobrze - odpowiedział, zgadząc się na ten warunek, jeśli wtedy grzechy nieudanego balu zostaną mu wybaczone. W przeciwieństwie do niej - nie żartował, naprawdę zamierzał pojawić się na trybunach podczas kolejnego meczu Gryfonów. Gdyby tylko wiedział, że jedno niewinne słowo wywoła lawinę budząc w dziewczynie złość, zwyczajnie przemilczałby to, co wygadywała, chociaż każde zdanie opuszczające jej usta, w nim również wywoływało złość. - Dlaczego ty zawsze dopowiadasz sobie tak wiele rzeczy? - zapytał zrezygnowany, dłonią przeczesując włosy. Czasem naprawdę nie potrafił pojąć sposobu jej myślenia, on mówił jedno, ona dopowiadała do tego całą historię, która nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. - Po pierwsze te laski nic dla mnie nie znaczą - przyznał szczerze, bo przecież nie chodził na żadne randki czy oficjalne spotkania - poza tym z Odey, bo to wymagało zaangażowania, na które nie był gotowy. - Po drugie tak, są głupie bo widocznie licząc na coś więcej, a ja jestem zwyczajnie dupkiem, bo to wykorzystuje - dodał, wywracając teatralnie oczami na minę, którą zrobiła pod wpływem jego słów. Chciała szczerości, to ją dostanie i wcale nie było to wywołane niebieską poświatą. - Ty jesteś inna, nie umiesz tego zrozumieć? - zapytał, chwytając jej twarz w swoje dłonie - Jak mam Ci to udowodnić, co? - kolejne pytanie wypłynęło spomiędzy jego warg, bo podobnie jak ona chciał poznać odpowiedzi. Była zazdrosna. Podejrzwał to, jednak kiedy otwarcie to przyznała przez jego twarz przemknęła gama emocji, które ciężko było zidentyfikować. On sam nie do końca wiedział co czuje, co powinien czuć. - Ale to znaczy, że Ci zależy, Worthington - oznajmił, po chwili cichy, jaka między nimi zapanowała. Spojrzał na nią zdezorientowany, zupełnie nie umiejąc odnaleźć się w tej sytuacji; czy ich relacja wchodziłaby właśnie na inny poziom? Byli na to gotowi? Przecież on wciąż był aroganckim dupkiem, nie zmienił się. Zaśmiał się unosząc dłonie w poddańczym geście. - Wcale się nie podlizuje! - zaprzeczył automatycznie - Myślałem, że podoba Ci się to, że tak do ciebie mówię - dodał, patrząc na nią badawczo, jemu samemu też się to spodobało. Właściwie czuł, że mógłby się do tego przyzwyczaić.
Nie tyle sama obecność na balu była ważna dla Gryfonki, ale to, że miał jej towarzyszyć Daemon. Liczył się sam fakt, że ją zaprosił, bo właśnie to było dla niej wyjątkowe. Wydawało jej się, że przez to, że spędzili trochę czasu razem - tak publicznie w magicznej wiosce - i mogliby jeszcze spędzić go więcej na szkolnej imprezie, zbliżą się do siebie, przez co postawa chłopaka też nie będzie taka... luźna. Bo chyba najbardziej wkurzało ją to, że Ślizgon nic nie musiał w ich relacji. Mógł, ale nie musiał. A przecież takie podejście z jego strony nie oznaczało, że chce Odeyę. Owszem, kiedy chciał pojawiał się, mącąc jej w głowie, zapewniając, że gromada lasek, z którymi jest widywany w szkole się nie liczy i tak naprawę woli ją. Taaa. A ona wychodziła na durną idiotkę, która pozwalała robić z siebie "jedną z wielu". Już na samą myśl o tym miała ochotę wybuchnąć. Owszem, lubiła się zgrywać i w tym przypadku też wymyśliła ten warunek tylko po to aby sprawdzić jak bardzo zależy mu na tym, aby mu wybaczyła. Ale nie mogła nie przyznać, że zobaczenie go wśród kibiców bardzo by ją uradowało. Tak samo jak zupełnie nie spodziewała się, że Daemon się zgodzi. Niby to nie było jakieś życzenie z kosmosu, ale nie powiedziałaby, że przyjdzie dla niej na mecz (tym bardziej, że raczej ten sport go nie interesował). Jednak nie dała po sobie poznać zdziwienia i tylko skinęła głową z uśmiechem, który mówił: "trzymam za słowo". - Bo nie mówisz jasno. A skoro mnie zapewniasz, że one nic nie znaczą to równie dobrze każdej z nich możesz mówić tak samo o mnie, będącej w grupie tych "innych". Nie rozumiesz, prawda? - spytała już porządnie nakręcona, bo to wszystko było cholernie skomplikowane. Chyba nie sądził, że którakolwiek laska uwierzy, że "coś znaczy", kiedy widuje go w tym samym czasie z innymi. - Widzisz, czyli wychodzi na to, że ja też jestem głupia - odparła na jego słowa, bez zastanowienia, a przecież z całego kontekstu wynikałoby zatem jasno, że ona też liczy na więcej. Pokręciła głową, zrezygnowana, bo ta rozmowa prowadziła donikąd. Dlaczego kiedy on mówił jej, że jest "inna", dla niej to nic nie znaczyło? Bo miała przed oczami te wszystkie dziewczyny, które się koło niego kręciły i którym też mógł wmawiać to samo. Kiedy chwycił jej twarz przez chwilę wyrywała się, bo nie miała już ochoty go słuchać, a już na pewno nie patrzeć, kiedy znajdowała się w takim stanie w jakim była. Ostatecznie jednak poległa i ściągnęła usta w grymasie, jakby powstrzymując się o krzyknięcia mu w twarz. - Teraz udowadniasz jak jest naprawdę! Swoim zachowaniem! - zagrzmiała, patrząc mu prosto w oczy, a w jej błękitnych tęczówkach zapaliły się ogniki wściekłości. - Żadna z nas Ci nie wystarcza! Żadna nie jest dla Ciebie dobra, dlatego bierzesz sobie każdej po trochu i każdą karmisz jakimiś głupimi obietnicami. Ale tak się nie da, Daemon! Nie można mieć wszystkiego! Zajebistych dup, świetnej zabawy w łóżku, emocjonującej gadki. Tak nie osiągniesz szczęścia. Tylko przelotną rozrywkę, która jak każda kiedyś się kończy - cisnęła mu, nie zważając na słowa. Nie miała pojęcia dlaczego to wszystko z siebie wyrzuciła; nie zdawała sobie sprawy z magii tego miejsca. Jednak wyszło z niej to wszystko co naprawdę myślała o jego zachowaniu. Może go to rozjuszy, może uzna ją za wariatkę, ale to właśnie tak wyglądało. Był chorym pojebem. Więc dlaczego tak się go uczepiła? Jej mama zawsze powtarzała, że zazdrość względem drugiej osoby, w granicach rozsądku jest dobra. Bo to oznacza, że pragnie się aby ta osoba skupiła się na tym, na czym i tej pierwszej zależy. W tym przypadku Ślizgon miał rację, Odeyi zależało. Nie odpowiedziała na te słowa, jedynie wpatrywała się w niego z zaciętym wyrazem twarzy. Skoro to wiedział, co miała więcej mówić? A czy ktokolwiek był przygotowany na to, aby w pewnym momencie uznać, że chce się poświęcić w jakiejś relacji do reszty? Był jakiś odpowiedni moment na to? Siadając wygodnie na kolanach Ślizgona planowała tylko trochę się z nim podroczyć, czytając mu jakąś magiczną bajkę, aby mogli to razem jakoś skomentować. Jednak po chwili wyszło na to, że wrócili znowu do tego co ich łączyło (bo teraz już wiadomo, że coś na pewno), przez proste zwroty, jakimi chłopak posługiwał się względem niej. - Bo mi się podoba - przyznała cicho, spuszczając wzrok na książkę, kiedy ten obserwował jej twarz. Gdyby tylko mogła wejść do jego głowy... Chociaż podejrzewała, że chłopak sam siebie nawet nie rozumiał. W tym przypadku musiała zaufać intuicji, ale jak wiadomo i ona czasami była myląca. Musiała zaryzykować. A przecież to lubiła. Pochyliła się ku niemu, powoli zmniejszając dystans między ich twarzami, aż w końcu jej usta odnalazły jego wargi, które najpierw lekko musnęła, aby za moment jej język wtargnął pomiędzy rozchylone usta chłopaka. Upuściła książkę trzymaną w dłoniach na jedną z poduszek, zarzucając mu ramiona na szyję i przyciągając go do siebie. rozkoszne ciepło bijące od niego, sprawiało, że jej myśli, które jeszcze przed chwilą kłębiły się w jej umyśle zostały rozproszone na rzecz przyjemnej fali uczucia, którego nie potrafiła określić.
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Kłamstwem było stwierdzenie, że Daemon nie musiał nic w tej relacji, była ona na tyle wymagająca, że obligowała go nie tylko do poświęcenia swojego czasu, ale pewnego rodzaju zaangażowania, które bał się określić tym mianem. Bycie z nim w więcej niż jednej sferze życia niosło za sobą konsekwencje, które dla dziewczyny stanowiły pewną barierę, nie była na nie gotowa, przez co nie dostrzegała tego, co dla niej robił i jak wiele poświęcał. Wciąż patrzyła na niego przez pryzmat tego, co robił kiedy nie był z nią, a wiele z tych rzeczy było jedynie domysłami. Nie było wcale tak, że kiedy przebywali osobno on zabawiał się z innymi dziewczynami czy urządzał schadzki w schowku na miotły (to wydarzyło się tylko raz). Miał swoje problemy, swoje sprawę, którym poświęcał czas często w myślach wracając do niesfornej Gryfonki, bo przecież ta już na stałe zakotwiczyła się w jego życiu. Nawet jeśli nie chciał to jego umysł wciąż krążył wokół jej osoby, ciężko było nad tym zapanować; miał wrażenie, że jest dosłownie wszędzie - nie tylko w jego myślach, ale nawet powietrze było nią przesiąknięte, jej zapachem, którego nie mógł lub bardziej nie chciał pozbyć się ze swoich ubrań. Rzeczywiście, zachowanie Avrey'a pozostawiało wiele do życzenia, nigdy otwarcie nie przyznał, że to jej właśnie chce, mówił że pragnie, ale czy to było jednoznaczne z tym, że poza fizycznością mogło połączyć ich coś więcej? Był chłopakiem przed którym każda matka przestrzegała swoją córkę, łamał serca na pół, bo to wychodziło mu najlepiej. W przypadku Odey był tym przerażony, nie chciał być przyczyną jej cierpienia a nieświadomie poniekąd się nią stał; nie sądził, że jest typem dziewczyny którą wystarczy chwycić za rękę, by oddała swoje serce. Tym razem zamierzał dotrzymać słowa, choć Quidditch nie był jego ulubionym sportem od którego zdecydowanie bardziej wolał boks. Miał zamiar tam być tylko dla niej, poniekąd licząc na to, że w pewien sposób doda to brunetce nieco pewności jeśli chodziło o ich relację, gdyż dotąd byli swego rodzaju tajemnicą. Ludzie widzieli ich razem, zaliczyli przypał podczas lekcji, jednak chyba nikt nie brał tej znajomości na poważnie - czasem również oni sami mieli takie podejście. Potok słów płynący spomiędzy jej ust przyprawiał go o ból głowy, nie był gotowy na tak poważne rozmowy w tym momencie, które wymagały wcześniejszych przemyśleć, a przecież on nie myślał - sama tak uważała, jednocześnie poprzez pytania żądając od niego poważnych odpowiedzi, które zawierały jakieś deklaracje. Co chciała tym osiągnąć? Co usłyszeć? Spuścił głowę, złapał się za skroń przymykając na chwilę powieki, musiał przemyśleć, jak ubrać w słowa, to co chce powiedzieć, bo co by nie mówił było źle. Dopiero po długiej chwili milczenia, podniósł na nią ponownie wzrok. W jego stalowo-niebieskich tęczówkach błąkała się niepewność, koniuszkiem języka oblizał usta. Miał ochotę napić się ognistej, alkohol nie tylko lekko by go znieczulił, ale przede wszystkim rozjaśnił umysł, który był teraz plątaniną wielu myśli. W pierwszej chwili chciał wstać, ale zanim to zrobił przypomniał sobie, że ciężarem który czuje na kolanach jest irytująca Gryfonka, która doprowadzała go do stanu, jakiego nie powinna, a przynajmniej nie kiedy był trzeźwy. Zacisnął palce w pięść, próbując nad sobą zapanować, choć miał ochotę na nią krzyknąć. - Jeśli chcesz możesz się z nimi spotkać i zapytać, nie mam nic przeciwko - powiedział w końcu, lekko ochrypłym głosem, czując, że zaschło mu w gardle; odkaszlnął. - A jeśli wciąż nie rozumiem to mi to wytłumacz - dodał, zaciskając mocniej dłoń na jej ciele, kiedy z jej ust padły kolejne słowa. - Odey, uprzedzałem cię… - zaczął, chcąc powtórzyć to, co mówił jej podczas spotkania w Hogsmead, nie mogła mieć w nim słabości, nie mogła się od niego uzależnić w inny niż fizyczny sposób, po prostu nie. I w dupie miał to, że nie mógł mieć na to żadnego wpływu, bo nie można mieć kontroli nad własnymi uczuciami. Te niczym lawina pojawiają się bez ostrzeżenia rujnując każde pierwotne założenie, bo przecież ona nie chciała ulokować swoich uczuć w nich, była na tyle mądra, że wiedziała iż Daemon jest najgorszą możliwością. Nie dane było mu dokończyć, ponieważ Gryfonka nagle wybuchła; zaskoczyło go to. Nie tylko to co mówiła, ale przede wszystkim szczerość, jaka płynęła z tych słów. Po raz kolejny milczał, wpatrywał się w nią, a z jego gardła nie wydobył się nawet najcichszy dźwięk. Miała rację, od dawna zdawał sobie z tego sprawę, ale wiedział też, że na szczęście o którym mówiła zwyczajnie nie zasługiwał, więc dlaczego nie miałby się bawić, dopóki mógł? - Słuchaj. Pewne rzeczy rządzą się swoimi prawami którym ją podlegam. Moje życie nie jest tak proste i przyjemne jakby mogło się wydawać. Za rok prawdopodobnie będę miał już żonę niezależnie od tego czy będzie ona spełnieniem moich marzeń czy koszmarem. Mam zobowiązania wobec rodziny, więc dlaczego nie mam korzystać z dni wolności które mi pozostały? - zapytał i nie czekając aż Od udzieli jakiejkolwiek odpowiedzi kontynuował - Zanim wyciągniesz jakieś wnioski zastanów się czy może za pewnymi rzeczami nie kryje się coś głębszego. Co z tego, że jesteś dla mnie ważna? Ważniejsza niż każda inna czy one wszystkie razem wzięte? Co z tego, że przy tobie czuje, że mogę być sobą, zdjąć w końcu te przeklęte maski, które sprawiają że rzeczywistość staje się łatwiejsza? To wszystko nie ma znaczenia, bo i tak skończę tak samo jak mój dziadek czy ojciec. Czasem człowiek po prostu nie ma wyboru, więc ciszę się, że Ty go masz i jesteś naprawdę wolna - wyrzucił z siebie słowa na jednym dechu, sam zaskoczony tym jak wiele ich było. Jak wiele przez ten czas chciał jej powiedzieć, ale z jakiegoś powodu wciąż szukał na to odpowiedniego momentu. Ten teraz nie był najlepszy, ale kiedy pierwsze opuściło jego usta nie mógł już powstrzymać następnym. I musiał przyznać, że w tym momencie poczuł, jakby wielki ciężar spadł mu wreszcie z ramion, pozwalając głęboko odetchnąć. A potem wydarzyło się coś czego zupełnie się nie spodziewał, światło w pokoju na powrót stało się przyjemnie ciepłe, a dziewczyna zbliżyła do jego warg swoje łącząc je w subtelnym aczkolwiek stanowczym pocałunku. Oddał ten gest rozkoszując się miękkością jej ust, na powrót zatopił dłoń w jej burzy włosów. Pod wpływem ruchu chłopaka, głowa Gryfonki lekko wygięła się do tyłu, a on wykorzystując ten fakt, rozgrzanymi wargami zaczął błądzić po jej szyi. Chwycił ją w pasie wstając, tylko po to żeby ułożyć Odey na kanapie, a sam jedną dłonią oparł się o miękki materiał powierzchnię, drugą zaś położył na udzie dziewczyny, zaciskając swoje palce na jej delikatnej skórze i podświadomie wędrując w stronę bioder. Nie zaprotestowała, w odpowiedzi zaczęła rozpinać jego białą koszule. Temperatura zarówno ta w powietrzu jak i w nich samym zaczęła rosnąć z każdą chwilą, z kolejną mijającą sekundą pragnął więcej.Chciał mieć dziewczynę całą, tylko i wyłącznie dla siebie. Głęboko wierzył w to, że Gryfonka pragnie tego samego, ale czy powinien? Nagle oderwał usta od jej ciała, które jeszcze sekundę wcześniej drażniły jej szyję, spoglądając na nią z niepewnością.
Przecież od początku była nastawiona tylko na zabawę. Co więc się zmieniło? Sama nie chciała zaangażowania, bo wiedziała, że to bezpieczniejsze dla niej. Tylko, że nie spodziewała się, że zobaczy w Daemonie samą siebie i jednocześnie nie będzie umiała poddać się fizycznym uniesieniom bez mieszania w to sfery emocjonalnej. Pewnie niektórzy tak potrafili, ale najwidoczniej ona nie. Jak miała całować jego usta, dotykać skóry, która nie należała tylko do niej? Jak pogodzić się z tym, że nie myśli o niej poważnie, tylko co rusz wpycha jej do głowy jakieś bajeczki? Skąd ona miała wiedzieć ile razy i jak często spotyka się z panienkami? Nie prowadziła ewidencji przecież. Wystarczyło, że wpadała na niego co rusz z inną. I co, miała to zignorować i udawać, że jest ślepa, nie widzi w tym żadnego problemu i może mu jeszcze przyklasnąć, że ma takie wzięcie. On w ogóle nie potrafił postawić się w jej sytuacji. Najchętniej zwyczajnie powiedziałby jej prosto z mostu, że powinna cieszyć się, że mimo jej humorków i pretensji nadal chce z nią gadać. To było pojebane. Nie raz mówiła mu, że nie chce deklaracji. Nie potrzebowała wielkich słów, zapewnień. Czy ona zmuszała go, żeby poszedł się z nią hajtnąć? Nie. Chciała tylko, żeby był jej oddany, tak jak ona jemu. Jeśli jej pragnął, niech to pokaże. Chodziło jej tylko o te zachowanie, które kompletnie ją rozbrajało. Po co były mu te wszystkie "inne" skoro miał ją? Skoro twierdził, że nie jest taka jak one, to po co je zwodził, a z niej robił idiotkę? Zabawa... Był w przedszkolu, że potrzebował takich rozrywek, co rusz inną zabawkę i eksperymenty? Widząc, jak milczy i jak pochyla się, jakby miał dość, sama zaczęła wątpić w tok tej rozmowy. To fakt, sama zaczęła, ale chyba aura tego miejsca kazała jej powiedzieć co jej leży na sercu, bo kwestia jego panienek już dawno ją drażniła. Patrząc na niego, widziała, że też ledwo trzyma nerwy na wodzy, bo widocznie jej słowa go ruszyły. Tylko czy nie uzna tego za pretekst, żeby się na niej wyżyć, a nie dorośle podejść do tematu i rozważyć jej argumenty? - Nie będę a z nikim rozmawiać. - oznajmiła zwięźle. - Krótka piłka: jeśli chcesz je bzykać - bzykaj dalej. Ja nie chcę brać udziału w tym cyrku. - powiedziała, czując jak jego palce mocniej zaciskają się na jej ramieniu. Tak, bo to takie proste, utrzymać swoje emocje, tak aby uaktywniały się wtedy, kiedy się chce. Rzeczywiście, widać było, że miał znikome doświadczenie jeśli chodziło o uczucia. Kazać to ona mogła swojej lewej nodze, żeby kopnęła go w dupę, ale czy to sprawi, że przestanie mieć fioła na jego punkcie? Kiedy coś się w niej odblokowało i wywaliła na zewnątrz to co siedziało jej w środku, widziała, że chłopak patrzy na nią z uwagą i może i chciał wyjść naprzeciw jej słowom i jakoś odeprzeć niektóre z jej argumentów, jednak nie pozwoliła mu. Tak bardzo skupiła się na tym aby usłyszał to co chciała mu przekazać, że nie dała mu nawet możliwości, aby się wtrącił. Ale czy to czasem nie było tak, że on sobie wmawiał, że nie jest wart szczęścia? Czy to nie tak, że zaczął zabawiać się na bokach, oszukiwać zwodzić i wtedy stwierdził, że jest "zły" i nie można mu ufać i niszczy każdą istotę, którą dotknie? A więc dlaczego to robił? Dlaczego sam sobie sprawił takie życie a teraz kąpie się w tym bagnie, biczując? Nie mógłby na chwilę się zatrzymać i pomyśleć? Owszem, nie znała jego sytuacji rodzinnej do końca, ale przecież jeśli miał kochającą matkę i mimo wszystko była bliską mu osobą, mógł jakoś załagodzić sytuację. Wzmianka o małżeństwie i zobowiązaniach wydawała się poważną sprawą, ale przecież nic nie było tak tragiczne, żeby nie można było nic z tym zrobić. Nie wierzyła, że jego rodzina pozwalała mu na takie hulaszcze życie, stosując zasadę tu i teraz, a nie mogła spojrzeć na niego przychylniej. Natomiast słowa, które wypowiedział tak szybko, że Ode myślała przez chwilę nawet, że się jej wydawało... były gorzkie. Gorzkie do przełknięcia, bo choć wynikało z nich, że jednak jest wyjątkowa, Daemon był zafiksowany na swojej przyszłości, która według niego miała jeden scenariusz. I nie było w nim miejsca na kogoś takiego jak Odeya. A ona była jeszcze dzieckiem. Przecież nie myślała jeszcze o dorosłości, o rodzinie. Nie mogła sobie wyobrazić Ślizgona z żoną u boku, jako poważnego przedstawiciela jego rodu. To było dla niej za dużo. Ciągle wpatrywała się w niego, nawet kiedy po tym całym szczerym do bólu wyznaniu na temat tego dlaczego jest taki a nie inny. Ewidentnie zeszło z niego całe napięcie, podobnie jak z niej, kiedy powiedziała co leżało jej na sercu. Widocznie ten pokój tak na nich zadziałał i tak właśnie miało się stać. Mieli poznać prawdziwe myśli drugiej osoby i to jak ta ich widzi. Najwięcej światła padło na osobę Daemona, jednak to w jaki sposób postawiła sprawę Gryfonka, na pewno nie pozostanie dla niego bez echa. Była wybuchowa i dobrze o tym wiedział, powinien być przygotowany na to, że im więcej daje jej okazji do ataku, tym chętniej ona po nie sięga, aby dowiedzieć się jak jest naprawdę. Zamrugała kilka razy, spuszczając głowę i biorąc kilka głębszych wdechów. A później chwyciła jego dłoń, aby poprowadzić go bez słowa do kanapy. Ponowna zmiana światła w pomieszczeniu wróżyła chyba dobrze, bo chłodne promienie już nie nęciły ich i nie wprowadzały w ciężki nastrój, wart równie ciężkich rozmów. Dlatego właśnie niesiona impulsem i przede wszystkim chęcią zapomnienia o tym wszystkim do czego między nimi doszło, zainicjowała pocałunek, który miał być kompromisem. Kompromisem, do którego nie mogą dojść w poważnych sprawach, a który udaje im się osiągnąć, kiedy zwyczajnie ze sobą są. Ona dla niego, on dla niej. Za chwilę poczuła miękką fakturę pod swoimi plecami, kiedy chłopak położył ją na sofie, nadal muskając wargami jej wrażliwą skórę w okolicy szyi. Westchnęła prosto w płatek jego ucha, a palce obu dłoni wplotła w jego rozczochrane w tej chwili włosy. Czując dłonie Ślizgona na swoich biodrach, wygięła się delikatnie w łuk, a rękoma przyciągnęła jego głowę do siebie, aby znów poczuć smak jego ust. Tak gorący, wibrujący między jej wargami, słodki i... jednocześnie gorzki, przez to wszystko co przed kilkoma minutami od niego usłyszała. Przywarła do niego mocniej, jakby to miało uniemożliwić zrealizowanie jego scenariusza na przyszłość, który przewidywał. Jakby ta krótka chwila uniesienia miała sprawić, że w jakiś sposób będą mogli zmienić bieg ich losów. Niewiele myśląc sięgnęła dłońmi jego koszuli, aby pośpiesznie zacząć ją rozpinać. I wtedy Daemon odsunął się od niej, posyłając jej niepewne spojrzenie. Próbując złapać powietrze, wciągnęła haust, ciągle wpatrując się w niego, jakby nie mogła podjąć decyzji czy słusznie znowu to sobie robi, tym razem świadoma tego, że biegnie prosto w urwisko. - Bądź mój dziś - powiedziała krótko, sunąc dłońmi po odsłoniętej skórze klatki piersiowej, aby zatrzymać się na jego karku. Na jej ustach rozciągnął się delikatny uśmiech, choć kącik lekko drżał przez myśli, które gdzieś tam zbierały się z tyłu jej głowy. Podniosła głowę aby znów połączyć ich usta w pocałunku, jednak leniwie chciała przeciągać ten moment w czasie, aby być z nim jak najdłużej. Tym samym zsunęła z ramion materiał jego koszuli, który opadł na miękki dywan, koło stolika. Zaczęła błądzić po nagiej skórze jego pleców, raz po raz ryjąc w niej delikatnie paznokciami. Chłonąc ciepło, emanujące od niego, napawała się każdym najmniejszym dotykiem, jakim ją obdarował, a sama łkała w myślach za to, że robi sobie coś takiego. Czuła się jak kamikadze, wiedziała, że nie ma sensu być z nim w tej chwili, skoro myśli tak a nie inaczej; pragnie zabawy, aby czerpać z życia jak najwięcej przed tym zanim utknie w życiu, którego chcą dla niego rodzice. Gdzie ona była w tym wszystkim? Może na moment poczuje się dobrze, dopóki będzie oszukiwać się, że jest dla niego ważna, ale czy to na dłuższy sens nie będzie samobójstwo, na które idzie z uśmiechem na twarzy, choć tak naprawdę tego nie chce?
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Chciała mieć go na wyłączność, jednocześnie będąc świadomą, że Daemon nie może jej tego zapewnić. Od początku była to zabawa i tak miało pozostać; prawdopodobnie oboje naiwnie myśleli, że przypadkowe spotkanie będzie jednorazowe, dlatego wtedy czerpali z niego ile mogli. Los miał na nich zgoła odmienny plan niż oni sami i wciąż psuł ich własny. Nie przywiązuj się, nie mniej we mnie słabości, nie traktuj tego poważnie; przy każdym kolejnym spotkaniu każdorazowo łamali kolejne z założeń wchodząc w tą relację coraz głębiej, przede wszystkim emocjonalnie. Dla Ślizgona fizyczność przestała odgrywać pierwszorzędną rolę, co prawda wciąż uwielbiał całować usta Odey, błądzić dłońmi po jej ciele wywołując ten przyjemny dreszcz, dotykać nagiej, ciepłej skóry, ale zauważył, że radość sprawia mu również rozmowa z nią. To było dla niego coś nowego, coś zaskakującego i nie do końca wiedział, jak w takiej sytuacji się zachowywać - błądził, a ciemnowłosa czarownica uważała, że się nią zwyczajnie bawi. Nie umiał zrozumieć jej zazdrości dlatego, że w ich przypadku takie uczucie nie powinno się w ogóle pojawić. Ich znajomość była burzliwa, okraszona wieloma emocjami, które wywołane były głównie fizycznymi doznaniami, ale między nie powoli wkradały się inne - przywiązanie, słabość, odpowiedzialność. On sam nawet nie zauważył, kiedy zatarła się ta niewidzialna granica, w której poniekąd zaczęło mu zależeć. Odey przestała być już tylko odważną, czasem również przez to głupią, mijającą się z prawdą Gryfonką, w której dostrzegał jedynie piękno związane z jej ciałem, nagle stała się dla niego kimś ważnym i właśnie dlatego, że nie umiał się z tym jeszcze pogodzić wciąż zachowywał się jak dupek. Miał nadzieję, że dzięki temu zniechęci ją do siebie, a jednocześnie sam pragnął coraz więcej w związku z nią. To było pojebane. Dla niego oddanie znaczyło naprawdę dużo, może dla niej było to jedynie przeświadczenie, że nie spotyka się z innymi, jednak Avrey zupełnie inaczej rozumiał to słowo - było czymś więcej niż zwykłym byciem na fizyczną wyłączność. Ona nie potrafiła tego pojąć, być może z jego winy, bo nigdy na głos nie powiedział tego, co myśli. Łatwiej było unikać poważnych tematów, kryć się za kurtyną arogancji, czy bycia lekkoduchem. Zwłaszcza, że poważne rozmowy im nie wychodziły, nawet teraz obrzucali się wzajemnymi pretensjami, nieco unosząc głos. Dlaczego miała wobec niego wymagania? Bo właśnie tak traktował jej pragnienia, zwłaszcza, że sama nie wyrażała chęci do poznania tego, jaka jest rzeczywistość. Słysząc jej odmowę jedynie utwierdził się w tym przekonaniu. - Worthington, przecież seks to tylko seks - odpowiedział, bo rzeczywiście do tej fizycznej bliskości nie przykładał dużej wagi, zwłaszcza kiedy z daną dziewczyną nie łączyło go nic poza tym, a tak było w większości przypadków. Tak naprawdę nie był pewny, czy kiedykolwiek był zakochany. Fakt, nie raz udało mu się stworzyć z dziewczyną coś na kształt związku, jednak kończył się on zanim stał się naprawdę poważny. W dodatku żadna kobieta - poza matką i siostrą - nie usłyszała od niego słów "kocham cię", bo te zarezerwowane były dla naprawdę wyjątkowej osoby. Podświadomie czuł, że słowa przez niego wypowiedziane mogą jeszcze bardziej rozjuszyć Gryfonkę, jednak chciał być z nią szczery. Dla niego fizyczne uniesienie nie zawsze szło w parze z uczuciami, musiała to w końcu pojąć, nawet jeśli sama nie potrafiła odgrodzić od siebie tych dwóch światów. - Czy ty widzisz, że przeczysz samej sobie? - zapytał, unosząc prawą brew. - Z jednej strony chcesz ode mnie czegoś, a z drugiej sama się zaraz wycofujesz, bo coś Ci się nie podoba. To albo staramy się razem, albo dajemy sobie spokój. Mówiłem Ci, nie jestem księciem z bajki - wyjaśnił na spokojnie, pokazując jej tym, w jaki sposób on to postrzega. Dopiero widząc zaskoczoną minę brunetki zdał sobie sprawę, że jego słowa niosły za sobą dodatkowy przekaz, który mu początkowo umknął. Naprawdę chciał coś wspólnie z nią osiągnąć? Spróbować czegoś nowego? To było wyzwanie; już teraz wiedział, że wiele razy się potknie, przy okazji krzywdząc Odey, a czy ona była gotowa je podjąć? Iloma łzami, iloma momentami zwątpienia i złości zostanie ono okupione? Tego jeszcze nie wiedzieli. Podobnie jak jej ciężko było zapanować nad własnymi uczuciami, tak jemu z wielką trudnością przychodziło hamowanie pierwotnych żądz. Był tylko facetem, istotą mało odporną na kobiece wdzięki, które on wręcz uwielbiał. Ulegał częściej niż rzeczywiście tego chciał, ale czy z naturą można było walczyć? Mężczyźni od zarania dziejów nie byli stworzeni do monogamii. Dlatego nawet jeśli kochał mieć kontrolę to w pewnych sytuacjach ją zwyczajnie tracił. Westchnął ciężko do własnych myśli, które pod wpływem ich rozmowy stały się bardziej chaotycznie niż zazwyczaj; nie potrafił tego wszystkiego uporządkować. Mówił rzeczy, których normalnie by nie powiedział, jednocześnie żałując, że pod wpływem nieznanej mu siły opuszczały jego usta. Bo to nie był odpowiedni moment, by to nastąpiło, ale czy którykolwiek był? Ile miał zwlekać, ile czasu bić się z własnymi myślami, nie czując się na tyle silnym by jasno powiedzieć czego chce? Nie mógł zbyt długo balansować na tej równi pochyłej, nie ze względu na siebie, ale na nią. Bo skoro mu zależało, to czy mógł wciąż trzymać ją na dystans, próbować oszukać mamiąc słowami, kiedy jego gesty wskazywały na zupełnie coś innego. A ona durna zamiast patrzeć, słuchała. Ludzie wierzyli w to, że każdy zasługuje na to, by w swoim życiu poznać smak szczęścia, ale przecież to nie do końca była prawda. W dodatku można było je czerpać nie tylko w momencie kiedy było się z drugą osobą. Po raz kolejny pojawiła się między nimi różnica w interpretacji słowa, po raz kolejny mieli inne definicję tego samego. W dodatku dla niego samego szczęście było fizjologiczną reakcją organizm, wyrzutem endorfin, który odczuwał podczas treningu bosku czy po zjedzeniu czekolady. Czy można było to odczucie przełożyć na więź między dwojgiem ludzi? A czy ona była kiedyś szczęśliwa? Postawienie się w sytuacji drugiej osoby wcale nie było takie proste, zwłaszcza, jeśli nie znało się wszystkich faktów. Daemon nie lubił dzielić się sprawami prywatnymi, cenił sobie to, że mało kto wie, jak wygląda jego życie poza murami szkoły, nawet w Durmstrangu niewiele osób znało go tak naprawdę. Nosił nazwisko, które jednoznaczne było ze zgodą na pewne poświęcania. Od dnia narodzin przygotowywany był na to, co miało nastąpić i nawet jeśli teraz wadziło mu to trochę, wciąż gotów był postępować zgodnie z planem, który ułożyli rodzice. Poniekąd właśnie dzięki takiej postawie młodego Avrey'a przymykali oni oczy na pewne jego występki czy przewinienia, wyciągając mniej okrutne konsekwencje niż mogliby; wszystko miało swoją cenę. Odeya nie miała o tym pojęcia, a przynajmniej do teraz, a i tak wydawało się, że nie rozumie, co do niej powiedział. Lazurowe tęczówki wydawały się być jednocześnie zagubione i przepełnione charakterystyczną dla niej wolą walki, której mu brakowało, a przynajmniej jeśli chodziło o tę kwestię. Rzeczywiście będąc świadomym tego, co czeka go za rok lub dwa, wiedział, że w jego życiu nie ma miejsca dla ciemnowłosej Gryfonki, nie planował jej do niego dopuścić, lecz stało się inaczej i teraz, kiedy ona oczekiwała czegoś więcej nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Było już chyba za późno by się z tego wszystkiego wycofać, natomiast z drugiej strony nie chciał tego robić - był pieprzonym egoistą. Poniekąd poprzez bycie w jej życiu, odbierał jej to czym charakteryzowała się młodość, czasem odnosił wrażenie, że wiele rzeczy w życiu Gryfonki już jest od niego uzależnione, a nie chciał tego. Pragnął by bawiła się życiem, czerpała z niego garściami, upadała i ponosiła się, bo przy nim czekał ją tylko upadek. Po raz kolejny ich małą wojnę kończył pocałunek. Słowa zeszły na drugi plan, a oni sami skupili się na subtelnych gestach, jakimi wzajemnie się obdarzali. Nawet nie próbował się temu opierać, gdyż takiej bliskości w tym momencie potrzebował bardziej niż kiedykolwiek. Czuł słodki ciężar ust dziewczyny na swoich, jej oddech rozbijał się na jego wargach dając początek przyjemnej fali ciepła, która rozeszła się po jego ciele wywołując gęsią skórkę. Serce w piersi Daemona mimochodem zaczęło szybciej bić, tłocząc ciężko krew. Zaczynała panować nad jego zmysłami, najpierw pozbawiła go myśli, następnie wzroku, kiedy przygryzając jego dolną wargę, zmusiła go do przymknięcia powiek, na ułamek sekundy zapomniał jak się oddycha, a kiedy ponownie nabrał powietrza w płuca poczuł woń słodkich perfum Odey. Nie umiał już sobie pomóc, zatracał się w tym, automatycznie znając jej ciało, dłonie Ślizgona rozpoczęły po nim wędrówkę, wytyczając nową ścieżkę. Zatrzymał się w momencie, gdy rozpięła należącą do niego bawełnianą koszulę, zadając nieme pytanie. Choć nie był pewien czy jeśli by odmówiła potrafiłby to przerwać. Kiedy opuszki palców Odey dotknęły jego odsłoniętej skóry wzdrygnął się, jakby raził go prąd, zaciskając mocniej palce na jej udzie.
-Nie wiesz jak bardzo tego pragnę - wyszeptał patrząc w oczy dziewczyny. Uniósł się, przez co zwiększył dystans między ich ciałami - Ale to byłoby nie fair. Nie tak powinno to wyglądać i dobrze o tym wiesz, kochanie - dodał na powrót zapinając chwilę wcześniej odpięte guziki - I nie próbuj testować mojej samokontroli - rzucił, jakby dla rozładowania napięcia, które było między nimi. Nie miał tylko pewności co je wywoływało, czy nuta pożądania drzemiąca w ich ciałach czy może fakt, że w ostatniej chwili wycofał się. Robił to dla jej dobra, ale to była Odeya i czuł, że może to wywołać u niej wściekłość.