Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Opuszczone szklarnie

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
AutorWiadomość


Effie Fontaine
Effie Fontaine

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : pół wila
Galeony : 4381
  Liczba postów : 2482
http://czarodzieje.forumpolish.com/t24-effie-fontaine
http://czarodzieje.forumpolish.com/t253-effie-fontaine
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7168-effie-fontaine#204310
http://czarodzieje.forumpolish.com/forum
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Administrator




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptySro 13 Kwi - 17:04;

First topic message reminder :


Opuszczone szklarnie

Wiele lat temu, gdy plaga akromantul daleka była od nawiedzenia Doliny Godryka, miejsce to należało do starszego botanika. Hodował on tutaj najróżniejsze gatunki roślin, sprowadzane z różnych zakątków świata. W czasie ataku zwierząt, teren ten został zupełnie zniszczony i zaniedbany. I choć z czasem dolina odżyła, szklarnie już nigdy nie stanęły na nogi. Dawny właściciel nie zgłosił się po swoje ukochane rośliny, a te zaczęły żyć własnym życiem. Wszyscy w miasteczku wiedzą, że miejsce to, choć bogate w unikatową florę, może być bardzo niebezpieczne.


Uwaga!
Wchodzisz tu na własną odpowiedzialność! Kostki, które tu wyrzucisz mogą ci dać bardzo duży potencjał magiczny, niesamowite przedmioty itp. Jednak możesz też zachorować na nieznaną chorobę, poważnie się poranić lub stracić dużo pieniędzy.
Zanim rzucisz kostką, upewnij się, że znasz zasady wynikające z rzutu.


1 - W ostatnich latach, tuż przy wejściu do szklarni, bogato zaczęła rosnąć tam brzytwotrawa. Bardzo łatwo ją uznać za normalną trawę, co może być wysoko niebezpieczne. Jest, właśnie dla Ciebie. Wchodzisz nie zauważając, tego, co masz pod nogami, przez co bardzo boleśnie kaleczysz się w kostki. Roślina przecina twoją skórę na tyle mocno, że krew bogato spływa na ziemię. Jest to bolesne, ale jeśli masz minimum 10 punktów z uzdrawiania (albo osoba, która Ci towarzyszy), możesz się natychmiast wyleczyć. W przeciwnym razie, musisz odwiedzić osobę, która tyle ich posiada, by w domowym zaciszu Cię uleczyła.
2 - Gdzieś w samym rogu pomieszczenia, na ziemi, zauważasz torebkę nasion. Te intrygują Cię na tyle, że postanawiasz je zabrać, mimo, że są nieopisane. Aby móc je odpowiednio zasadzić przy swoim domu, musisz mieć 15 punktów z zielarstwa (możesz poprosić o to domownika, który posiada tą liczbę). Po miesiącu zacznie z nich kiełkować mała wierzba, po dwóch, będzie już bić swymi gałęziami. W tym czasie powinieneś wybadać roślinę i znaleźć jej tajny punkt, dzięki któremu przestanie bić. W ciągu pół roku, wierzba osiągnie półtora metra wysokości, w dalszym czasie będzie rosnąć, maksymalnie do dwóch metrów. Rosnąc w ogródku, w przyszłości na pewno będzie stanowić idealny system do obrony przez złodziejami, próbującymi włamać się do twego domu!
3 - Zbyt lekkomyślnie postanawiasz usiąść na pozostałościach jednej z ławek. Być może zagadujesz się ze swym kompanem, a może po prostu zamyśliłeś się, spoglądając na otaczającą Cię roślinność. W efekcie, nawet nie poczułeś, jak diabelska roślina, zaczęła Cię stopniowo oplatać. W końcu dociera do Ciebie co się dzieje i próbujesz się wyszarpnąć, niestety diabelskie sidła łapią Cię jeszcze mocniej, wciągając w swą plątaninę pod ścianą. Oplatają Cię mocniej i mocniej...
Spoiler:
4 - Dostrzegasz, że rośnie tutaj sporo fruwokwiatu, tego samego, który bardzo ładnie prezentuje się w ogródkach, a który wcale nie jest taki tani. Zbierasz go dla siebie, albo po prostu na sprzedaż, ciesząc się, że masz taką idealną okazję. Próbujesz zabrać go jak najwięcej i dość automatycznie wyrywasz kolejne liście. W tym wszystkim nie zauważasz, gdy nagle zamiast chwycić fruwokwiat, łapiesz mandragorę! Wyrywasz ją z ziemi, a ta zaczyna przeraźliwie krzyczeć! Na szczęście jest ona dość młoda, mimo tego, że od razu wypychasz ją ponownie do ziemi, w uszach teraz słyszysz tylko dziwne brzęczenie. Tymczasowo zostajesz ogłuszony - na ten, oraz jeden, następny wątek, nic nie możesz słyszeć. Z tego wszystkiego, nawet zapominasz zabrać fruwokwiaty.  
5 - To miejsce nie tylko kusi czarodziejów zafascynowanych botaniką, ale i dzikie zwierzęta, szukające w tym miejscu pożywienia. Kiedy ty, zajęty jesteś obserwowaniem roślinności, jedna z naprawdę sporych Sklątek Tylnowybuchowych, zakrada się za tobą. Albo widzi w tobie wroga, albo pożywienie. Raczy Cię sporym promieniem ognia. Udaje Ci się co prawda uskoczyć i poczuć ten płomień zaledwie w drobnym stopniu, ale sklątka nie odpuszcza i dalej rzuca płomieniami, podpalając sporą część roślinności.
Spoiler:
6 - Miejsce to, jest siedliskiem nie tylko roślin, ale i owadów. Postanawiasz zebrać nieco krzewu księżycowej rosy, który, jak powszechnie wiadomo, ma działanie bardzo uspakajające. Być może ta aura spokoju przyciągnęła owady, które wykazują się podobnymi właściwościami. Zza drzewa wylatuje parę trzminorek, które latając wytwarzają syrop. Jego aromat wzbudza w tobie niebywale melancholijny nastrój. Czujesz, jak ogarnia Cię ogromna apatia, a kolejno smutek. Musi wyprowadzić Cię stąd druga osoba, do tego czasu myślisz o samych najgorszych rzeczach. Plus z tego wszystkiego taki, że wychodząc wciąż masz ze sobą księżycową rosę, gotową do zasadzenia pod domem.


Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Dina Harlow
Dina Harlow

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
Dodatkowo : Pół wila, prefekt
Galeony : 916
  Liczba postów : 857
https://www.czarodzieje.org/t17491-claudine-harlow#491028
https://www.czarodzieje.org/t17497-pumpkin#491256
https://www.czarodzieje.org/t17493-dina-harlow#491062
https://www.czarodzieje.org/t18297-dina-harlow-dziennik
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyPon 14 Paź - 19:56;

Gdyby Dina miała pojęcie jaki majestatyczny obraz jej osoby Meluzyna nosi w głowie, pewnie by się nawet trochę zawstydziła tego co sobą reprezentuje. Ale nie wiedziała, więc dalej bez oporów dąsała się i narzekała na cały świat, kiedy tylko pojawiała się ku temu okazja. Z wdzięcznością przyjmuje odstąpienie od rozmów o trytonach, nie ma co się czarować Dina się boi takich potworów - faktycznie jednak zmiana tematu okazała się wpadnięciem z deszczu pod rynnę. Trzymała dzielnie krukonkę za dłoń patrząc na nią z miną bez wyrazu i tylko powoli rozwierającymi się oczami pełnymi szoku.
- Co. - bąknęła tylko- Ale... skleili ją, czy jak? - gdyby nie skleili powiedziałaby pewnie, że świętej pamięci, czy co tam się mówi, przy okazji wspominania zmarłych. A była kaleką? Co z tego, że znaleźli nogę w stawie, jeśli na ten przykład nie byli w stanie przytwierdzić jej na czas? A może przytwierdzili, ale była już taka nadgniła i wątła? Wzdrygnęła się karcąc w myślach za dryfowanie wyobraźnią po tak absurdalnych okolicach. Dlaczego w ogóle to robiła? Pewnie to kwestia lekkości i umiejętności snucia opowieści Pennifold. Harlow lubiła obwiniać o wszystko wszystkich wokół, tylko nie siebie.
- Nie sądzę - zaczęła z przekąsem- Że jest we mnie wiele niestereotypowych rzeczy. - jeśli miała w swoim parszywym charakterze jakiekolwiek pozytywne strony, to właśnie umiejętność samozaorania i wytknięcia swoich błędów na głos. Uśmiechnęła się jednak do dziewczyny- Z pewnością sama bym tu nie przyszła. - nawet jakby jej ktoś zapłacił. Nie znała się na zielsku, nie chciała znać się na zielsku i podejrzewała, że w pewnym momencie pewnie będzie im zagrażać utarta życia lub zdrowia. Zielsko bywało niebezpieczne.
- Czy to fruwokwiat? - zapytała wskazując jakieś chaszcze z nadzieją, że zmieni sprawnie temat, ale ona mało co robiła sprawnie więc nie ma co się dziwić, że bystra Meluzyna nie dała się zwieść. Westchnęła ciężko, rozglądając się po szklarni. Rzeczywiście było tu nawet ładnie, oczywiście gdyby ktoś ją zapytał o zdanie powiedziałaby, że miejsce wygląda paskudnie bo jest opuszczone, brudne i zniszczone - co było niemal definicją miejsc okropnych, przy Pennifold jednak miała wrażenie, że może sobie pozwolić na odrobinę rozprężenia i poluzowania tej niewygodnej zbroi plującej jadem żmii.
- Naprzykrza mi się odkąd pamiętam - zmarszczyła brwi jeszcze paskudniej- Ostatnio... - jej dłoń jakby sama powędrowała w stronę golfa, gdy Harlow zawiesiła się w zamyśleniu patrząc gdzieś w przestrzeń- Ostatnio jest jeszcze bardziej niemożliwie irytujący. Po prostu chce mu utrzeć nosa raz a dobrze. - tupnęła nogą.
Powrót do góry Go down


Melusine O. Pennifold
Melusine O. Pennifold

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Galeony : 758
  Liczba postów : 653
https://www.czarodzieje.org/t15444-meluisne-pennifold
https://www.czarodzieje.org/t15473-meluzyna#415677
https://www.czarodzieje.org/t15446-meluisne-pennifold#414814
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyPon 14 Paź - 21:38;

Jeśli jakoś by Cię to pocieszyło, bardzo często ładnym ludziom przypisuję zbyt dobre cechy i celowo nie widzę ich wad. Nie wiem w zasadzie czy to pocieszenie czy nie. Może raczej presja, że jeśli pokażesz swoją zbyt ostrą stronę zburzysz mój starannie stworzony światopogląd!
- Och tak, na szczęście szybko zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak i wszyscy pobiegliśmy do naszego jeziora. Na szczęście nie ja, a mój ojciec znalazł nogę. Trytony za nim nie przepadają zazwyczaj, ale tym razem mu pomogły... W każdym razie zwykłe rozszczepienie, trochę poleżała w łóżku i koniec problemów. Brzmi trochę gorzej niż wyglądało. Hm, w zasadzie to nieprawda, wyglądało gorzej. 6
Chciałam Cię pocieszyć, kiedy zobaczyłam Twoje piękne, zbyt szeroko otwarte oczy, ale to naprawdę nie brzmiało jak wiarygodne kłamstwo, bo wyglądało to tragicznie. W końcu jeśli rozmowa o trytonach napawa Cię lekkim niepokojem co dopiero kończyny dryfujące po jeziorach. Muszę następnym razem poważnie przemyśleć tematy do naszych rozmów.
Marszczę brwi i patrzę na Ciebie szczerze rozbawiona, kiedy narzekasz na swoją stereotypowość.
- Tak, wyglądasz jak ktoś kompletnie nieciekawy. Na dodatek jesteś otwartą księgą, tak łatwo można zobaczyć o czym myślisz - naśmiewam się z Ciebie, kręcąc głową. Przez chwilę patrzę na Ciebie z zastanowieniem, próbując zrozumieć skąd w Tobie tyle goryczy nie tylko do otoczenia, ale też względem siebie. Jako osoba zbyt zapatrzona w siebie i robiąca bardzo duża dla siebie, nie potrafię zrozumieć jak ktoś taki jak ty może mieć jakiekolwiek kompleksy. Uśmiecham się jednak po tej chwili refleksji, kiedy w końcu widzę jak obdarzasz mnie jakimś choćby skrawkiem uśmiechu.
- Nie ucieknie nam - stwierdzam a propo tej rośliny, chociaż z zaciekawieniem spoglądam w tamtą stronę. Przynajmniej mam nadzieję, że nie ucieknie. Klękam przy niewielkiej roślince dotykając jej liści, by sprawdzić czy to jest to czego szukam. Zerkam na Ciebie, kiedy odpowiadasz mi na pytanie. O ile to można nazwać odpowiedzą, to raczej mniej lub bardziej zręczne krążenie wokół niej.
- Hm? Jest mało podatny na Twój... urok osobisty? - próbuję się domyślić co dokładnie oznacza naprzykrzanie. Ale potem wydaje mi się, że jednak idę w złym kierunku, bo to nie wygląda na reakcję kogoś kto przesadnie Cię podrywa. - Co to znaczy? Nie wygląda na kogoś kto chodzi i zaczepia ludzi, ze mną praktycznie nigdy nie gada i wydaje się być... jakiś tam. - Mrużę oczy z zastanowieniem. - Nie. Kompletnie nie wiem o co chodzi. To jakaś prawdziwa nienawiść? Czy może własnie się złościsz, że nie działa na niego ten urok? - próbuję zgadnąć, chodząc po szklarni i zbierając różne rzeczy do podręcznej torby. Wybacz, jestem wścibska, ale chcę wiedzieć, a na Ciebie nie ma chyba innego sposobu niż zagadanie Cię na śmierć dopóki nie powiesz.
Powrót do góry Go down


Dina Harlow
Dina Harlow

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
Dodatkowo : Pół wila, prefekt
Galeony : 916
  Liczba postów : 857
https://www.czarodzieje.org/t17491-claudine-harlow#491028
https://www.czarodzieje.org/t17497-pumpkin#491256
https://www.czarodzieje.org/t17493-dina-harlow#491062
https://www.czarodzieje.org/t18297-dina-harlow-dziennik
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyWto 15 Paź - 0:50;

Z pewnością ostatnim co Harlow by planwała, jest pokazywanie Meluzynie swojej ostrej strony. Co gorsza jej moralny kompas nie uważał, jakoby planowanie eksterminacji innych uczniów był złą stroną jej umysłowego pomidora, wręcz przeciwnie. Całe życie pielęgnowała w sobie to paskudne ziarenko złości i teraz, nie mając za bardzo nic więcej by się poszczycić, ochoczo pokazywała gościom swój paskudny ogródek złości i pretensji. A jak już się trafi jakaś taka sympatyczna ogrodniczka, zafascynowana zielskiem i na nim się właśnie znająca, to się w Diny głowie aż przewracało z dobrobytu. Bo kto inny zna ziółka na sraczkę lepiej?
- D-domyślam, się. - bąknęła niezręcznie. Nie chciała sobie nawet wyobrażać efektów rozszczepienia, chociaż to jej przypomniało śmieszną panią z Ministerstwa, która z przerażeniem w oczach przyszła na jej egzamin teleportacji łączonej. Wtedy, co było dość tragikomiczne, mimo, że uczyła się dużo i przyłożyła do treningów, nie wiedziała za bardzo czym może skutkować ewentualna porażka takiej teleportacji. Czy wysłałaby nogi pani pracownik gdzieś w inny wymiar?
Najpewniej.
- Wiesz, że mam zdany egzamin na teleportacje łączoną? - powiedziała, jakby z jednej strony chcąc złagodzić ton rozmowy związanej z tym tematem, z drugiej była to zawsze dobra okazja, by się pokazać Pennifold z tej lepszej, mądrzejszej strony. Wbrew pozorom Dina nigdy jakimś wybitnym orłem nie była, wyniki w nauce kosztował ją niebagatelny wysiłek więc każdy najmniejszy sukces ubierała w złote szaty i paradowała wszem i wobec dumna jak paw, że nie wiem, udało jej się czegoś nie oblać - nawet nie zdać, tylko zwyczajnie nie zawalić na całej linii.
Pokręciła złotą głową na jej słowa.
- Oj Ty to zawsze w ludziach doszukasz się czegoś, czego nie ma. - westchnęła. Może nie była otwartą księgą, ale przykładała się do tego, by być ogólnie postrzeganą za prostą jak budowa cepa. Jak kudłaty piesek, trzeba dać ciastko, żeby wiedzieć gdzie w dupe kopnąć. Kopniesz w dupe, odgryzie rękę - ot, cała filozofia. Melusine jednak miała w sobie jakiś sekretny talent nie dość, że odnajdywania w Dinie jej mrocznych sekretów, to jeszcze umiejętnego bajerowania słowem w taki sposób, że ta głupia gęś w końcu prędzej czy później i tak sypała jak na spowiedzi, a potem nie mogła w nocy spać dręcząc się tym, że komuś wygadała swoje gorzkie żale. Bo przecież nie zasługiwała na to, żeby ktoś się interesował jej żalami.
- A jak ...odfrunie? - ten fruwokwiat, oczywiście. Taki żart na poziomie podstawówki, bardzo w stylu Harlow. Ukucnęła obok dziewczyny, by wziąć się razem z nią za rwanie kłączy. Mina jej zaraz jednak skwaśniała jak zbite jabłko leżące zbyt długo pod jabłonką.
- Oj jest podatny na urok jak dziecko. - jednak wcale nie brzmiało to jak coś z czego była dumna. Ostatnio jak wypróbowała na nim swój rusałczy bajer to ją prawie udusił, ale przecież nie będzie Melci zawracać tym jej pięknej głowy- Nie wiem o co chodzi. Po prostu nie jesteśmy w stanie się dogadać, a jak przebywam z nim na zbyt małej przestrzeni to czuje tu... - pokazała swój brzuch. Motylki? - ...że sie zaraz zrzygam. Moje życie bez tego kretyna byłoby bajecznie kolorowe. - ta, jasne.
Powrót do góry Go down


Melusine O. Pennifold
Melusine O. Pennifold

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Galeony : 758
  Liczba postów : 653
https://www.czarodzieje.org/t15444-meluisne-pennifold
https://www.czarodzieje.org/t15473-meluzyna#415677
https://www.czarodzieje.org/t15446-meluisne-pennifold#414814
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyWto 15 Paź - 2:11;

Mój kompas moralny też nie był idealnie nastawiony, wbrew temu co staram się wszystkim radośnie pokazywać. Uwierz mi, czasem trudno nadążyć za tym co określam jako poprawne, a co jako obrzydliwe, bo zostałam wychowana odrobinę inaczej niż inni.
- Nie wiem. Będziesz mogła nas potem stąd teleportować wobec tego, nie pamiętam kiedy z kimś leciałam... Czy kiedykolwiek, wolę kominki. Był ci potrzebny do czegoś? - pytam zdziwiona, bo to byłoby jakąś przedostatnią rzeczą na którą postanowiłabym robić sobie egzamin, a przynajmniej póki co.
Obruszam się lekko na to co mówisz.
- Właśnie doszukuję się tego co jest - mówię tonem, który wskazywałby na mówienie o oczywistościach, lub lekkie wymądrzanie się. - Przysięgam zacznę okładać cię po głowie moją torba za każdym razem jak będziesz jęczała, że jesteś prostą dziewczyną, albo inne bzdury w tym stylu. Poznałam mnóstwo dziewczyn - mówię dobitnie i patrzę na Ciebie szukając zrozumienia, że wiesz o co mi chodzi. - I większość z nich była o wiele mnie interesująca niż Ty.
Uważam, że to wyjątkowo głupie, że ktoś kto ma takie geny jak ty tak dziwnie czasem podchodzi do samej siebie. Ja, przekonana, że dawno temu moim przodkiem była syrena, jestem absolutnie pewna swojej wyjątkowości. Magiczna kreatura związana z Tobą jest nie tylko pewna, nie tylko legendarna jak u mnie, ale znacznie bliżej pokoleniowo. Byłabyś jedną z nielicznych osób, które są na równi ze mną (no, jako tako). Dobrze, że nie mówię większości rzeczy, których myślę o innych, dobrze wiem, że byłabym znacznie mniej lubiana.
- To szybko się teleportujesz i go złapiesz - odpowiadam z uśmiechem, zakładając swoje zielarskie rękawiczki. Wkładam ostatni niesforny lok pod turban, zanim zaczynam zbieranie ziółek. Słucham co do mnie mówisz i dalej nie jestem pewna do końca co o tym myślisz. Patrzę podejrzliwie to na Twój brzuch na który pokazujesz do na Ciebie. W końcu urywam kilka liści z pobliskiego krzewu i wciskam Ci do dłoni.
- Raptuśnik. Nie powoduje sraczki, ale jeśli zje bez żadnego przyrządzenia popadnie w histerię przy wszystkich w Wielkiej Sali, po prostu transmutuj to w pomidora na kanapce, czy co on tam by jadł... Tamten z tego co pamiętam jest na problemy z żołądkiem, ale to już musisz przygotować specjalny eliksir - mówię pokazując na kilka ładnych kwiatków za Tobą. Widzisz, mówiłam, że pomogę, to pomagam. I co jak co, ale Twojemu niby- wrogowi przyda się trochę emocji, które mógłby pokazać. W moim mniemaniu, w końcu nie wiem co Ci zrobił, inaczej wyruszyłabym na niego ze wszystkimi trytonami.
- Aczkolwiek moim zdaniem powinnaś wziąć pykostrąk - mówię wskazując na widowiskowe, różowe kwiaty niedaleko nas. Wyjmuję z niego jedną fasolkę i rzucam ją na ziemię, demonstrując jej możliwości. Przed nami pokazuje się piękny bukiet kwiatów.
- Bo moim zdaniem on Ci się po prostu podoba. Inaczej nie marnowałabyś na niego tyle swojego czasu - mówię z kiepsko maskowanym uśmiechem, charakterystycznym dla dziewczyny wyczuwającej pikantne zwierzenia, czy coś równie głupawego. - Może to nie dziwne, jakiś tajemniczy, który jest co, jakimś artystą z tego co wiem? Jest też przystojny, co mogę stwierdzić jako spec, który całował się już aż z trzema chłopcami. - chwalę się przy okazji pokazując na palcach swój wyczyn z tego roku. Na pokazanie liczby dziewczyn nie starczyłoby palców naszej dwójki.
Powrót do góry Go down


Dina Harlow
Dina Harlow

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
Dodatkowo : Pół wila, prefekt
Galeony : 916
  Liczba postów : 857
https://www.czarodzieje.org/t17491-claudine-harlow#491028
https://www.czarodzieje.org/t17497-pumpkin#491256
https://www.czarodzieje.org/t17493-dina-harlow#491062
https://www.czarodzieje.org/t18297-dina-harlow-dziennik
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyWto 15 Paź - 19:59;

Przyjęła zdziwienie Pennifold z dziwną satysfakcją w brzuszku, jakby uznała, że no, udało się jej zaimponować jakoś, choć pewnie to nie było jakieś uznanie, tylko zwykłe zdziwienie.
- Będę mogła! - wyszczerzyła zęby w powalającym uśmiechu, promieniując dumą, a co!- Nie, w sumie nie. Nie wiem nawet po co go robiłam. - zmarszczyła brwi. Zasadniczo wielu rzeczy nie wiedziała po co robi, szczególnie smutne był te, w które władała ogrom pracy by później nawet ich nie pamiętać czy potrzebować. Czy w ogóle, kiedykolwiek teleportowała się z kimś innym? Nie. Ale jak będzie to potrzebne, o to wtedy dopiero zabłyśnie swoimi umiejętnościami.
Zaplątana w te myśli rozkoszne aż poruszyła lekko ramionami z zadowolenia jak kurka kokosząca się w gnieździe samouwielbienia. Nie zdarzało się to przecież znowu tak często.
Przewróciła oczami na ten wywód krukonki, dając wyraźny obraz swojego niezadowolenia jej wypowiedzią. To też przecież nie tak, że się Dina umniejszała w oczach innych ludzi, ba, ona się wywyższała tak strasznie, że czasem zahaczała głową o sufit! Jej potrzeba mówienia innym, że jest zwyczajna, zamykała się w gronie tylko najbliższych osób, tych, jeśli już, którym ufała. Harlow bardzo chciała być zwykła, bardzo chciała nie być odmieńcem, brudnym półkrwi pomiotem, którego nikt nigdy nie lubił za to jaka była, tylko za urok genów. Trudno żeby ją ktoś lubił, skoro miała charakter przyjemny jak wąchanie zgniłych jajek, faktem jednak było to, że wolała już szczerą nienawiść niż fałszywą miłość podszytą hipnozą.
Wyobraziła sobie też jak sie teleportuje tam isiam w pogoni za fruwającym fruwokwiatem i aż zamknęła oczy z zażenowania. Jak jakiś pająk człowiek skacząc po ścianach w pogoni za kwiatkami dla Meluzynki.
- Raptuśnik? - powtórzyła bezradnie, po pierwsze wyrwana nagle z tej wizualizacji, a po drugie nie mając pojęcia co to jest raptuśnik. Przyglądała się Pennifold gdy ta skrupulatnie wyjaśniła specyfikację tej rośliny i z zadowoleniem malującym się na twarzy zaraz wcisnęła liście do najbezpieczniejszej kieszonki w swojej torbie. Na kwiaty też, a co! obejrzała się z ochotą, wiedziała jednak, że mierny z niej warzelnik więc jedynie pokiwałą głową, robiąc w głowie notatki na przyszłość. Kto wie, może uda jej się namówić Nessę by jej coś uwarzyła kiedyś? Ale będzie doskonała zemsta!
Podniosła się z ziemi by podejść z niekłamanym zainteresowaniem do pykostrąka, oczekując, że może pykną mu od tego te przeklęte gałki oczne, albo mu właśnie coś nie pyknie, na przykład pikawa w odpowiednim rytmie. Jakież było jej zdziwienie na widok bukietu kwiatów, który pojawił się magicznie przed nimi. Milczała chwilę patrząc na ich różnorodność i słuchając słów dziewczyny. Wyglądała jakby przeżuwała w istach jakieś kwaśne przekleństwo, jednak kiedy znó się odezwała brzmiała jakoś inaczej niż zwykle.
- On mi robi krzywdę, Mel. - odwróciła wzrok od kwiatów i spojrzała na piękną Pennifold- Aż trzema?! - pogroziła jej palcem zmieniając temat- Mam być już zazdrosna?
Powrót do góry Go down


Melusine O. Pennifold
Melusine O. Pennifold

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Galeony : 758
  Liczba postów : 653
https://www.czarodzieje.org/t15444-meluisne-pennifold
https://www.czarodzieje.org/t15473-meluzyna#415677
https://www.czarodzieje.org/t15446-meluisne-pennifold#414814
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptySro 16 Paź - 1:21;

Śmieję się rozbawiona z odpowiedzi, że nie wiesz dlaczego to zrobiłaś.
- Cudownie, uwielbiam zdolności, które sama jeszcze nie wiesz kiedy możesz wykorzystać - mówię z uśmiechem, łapiąc Cię za ramię. Ja paplam nieustannie trzy po trzy, kiedy Ty zawieszasz się na jakiś czas często po moich monologach. Nie przeszkadza mi to oczywiście. Kiedy w tamtym roku chodziłam z moim jedynym chłopcem, który gadał równie dużo co ja, nie było ani chwili błogiej ciszy w naszym przydługim przekomarzaniu się.
- Och bardzo przepraszam, już nic nie mówię - postanawiam się jednak zamknąć na kilka sekund, kiedy podważasz ponownie moje jakże mądre słowa. Nie mam pojęcia co siedzi w Twojej głowie i nie rozumiem czemu chciałabyś być normalna, nudna, czy jakie tam słowo wybierasz sobie na to czym nie jesteś. Twój problem brzmiałby dla mnie jako niebywale błahy pod hasłem "jestem za ładna", więc muszę sprawdzać czy ludzie mnie lubią, czy tylko udają, bo cóż... jestem ładna. W najróżniejszych problemach dotykających ludzi plasowałoby się to jakoś pod koniec mojej listy.
Chociaż oczywiście, uczucia tylko przez hipnozę są kiepskie, bla, bla, bla.
Dzielę się z Tobą wszelkimi znanymi roślinami, które mogłyby pomóc, a potem wysnuwam swoją niebywałą teorię, całkiem podekscytowana. A Ty stoisz i patrzysz się na te piękne kwiaty, oczekuję jakiegoś grymasu niezadowolenia, że odkryłam Twoją tajemnicę, albo jakiegoś przyjacielskiego przekomarzania się. Ale jakoś widzę, że to kompletnie nie idzie w tę stronę, minia mi rzednie, czekam aż coś powiesz, a kiedy w końcu mówisz mrużę oczy, wpatrując się w Ciebie.
- Nie musisz, mili chłopcy, ale niewystarczająco ciekawi. - Wbrew pozorom odpowiadam najpierw na moje głupie plotki. Dopiero potem podchodzę do Ciebie i łapię Cię za rączkę.
- Jeśli zrobił Ci coś poważnego, to nie wystarczy na to raptuśnik - mówię powoli i z przekonaniem. Równocześnie podwijam Twój rękaw, powoli, chociaż pewnie, w poszukiwaniu jakichś śladów. Nie wiem czy chodzi o krzywdę fizyczną czy psychiczną.
- Kiedy zrobi Ci coś kiedyś zabiję go. - Może nie mówię do końca poważnie, ale patrzę prosto na Ciebie z uśmiechem, i równocześnie stanowczym tonem, a moi przodkowie ponoć lubowali się w zabijaniu młodzieńców, więc kto wie czy mówię prawdę. - A póki co, może go wystraszymy czymś czego boi się najbardziej na świecie? - proponuję, zasłaniając równocześnie Twoje przedramię na którym nic nie znalazłam i patrzę uważnie na Twoją buzię, może jednak chodzi o inny rodzaj krzywdy?
Powrót do góry Go down


Dina Harlow
Dina Harlow

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
Dodatkowo : Pół wila, prefekt
Galeony : 916
  Liczba postów : 857
https://www.czarodzieje.org/t17491-claudine-harlow#491028
https://www.czarodzieje.org/t17497-pumpkin#491256
https://www.czarodzieje.org/t17493-dina-harlow#491062
https://www.czarodzieje.org/t18297-dina-harlow-dziennik
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptySro 16 Paź - 18:44;

Harlow uśmiechnęła się na ten śmiech Meluzyny. Tak po prostu. Lubiła śmiejących się ludzi - no chyba, że śmiali się z niej, wtedy ich nie lubiła i zazwyczaj planowała im niechybnie skrzywdzić życie - choć tak rzadko ostatnimi czasy zdarzało się jej kogoś do szczerego śmiechu doprowadzić. Znajomych samych w sobie miała garstkę jedynie, a wśród nich mało które było naturalnie skłonne do wesołości. Może Gunnar czasem, jak już coś wypił albo naćpał się czymś?
- No nie wiem, może kiedyś to będzie bardzo ważne i potrzebne! - nie było chyba ku temu wielkich sposobności, coby te słowa były jakieś prorocze, ale jeśli będzie okazja przytulania Pennifold żeby się gdzieś deportować, to Dina była skłonna uznać ten egzamin za nie całkiem zmarnowany czas, a co!
Trochę zazdrościła Krukonce jej wiedzy. Wewnątrz siebie, gdzieś w brzuszku, w Dinie, bardzo podziwiała ludzi o ukierunkowanych pasjach, o konkretnej wiedzy, o umiejętnościach opowiadania o tym na czym się znają. Nie była miłośniczką zielarstwa, a jednak z zainteresowaniem przyjmowała wszystko to co Pennifold jej wskazywała, przyglądała się tym roślinom i nawet starała zapamiętać, a nie jak zazwyczaj, skrzywić się, zielsko fuj i zapomnieć.
Przez chwilę poczuła dyskomfort, że jej jakże chytra zmiana tematu wcale nie zadziałała i w milczeniu dała sobie podwinąć rękaw. Wiedziała, że Meluzyna nic tam nie znajdzie, a jednak czuła dziwny ucisk w brzuchu. Faktycznie było tak, że nie była przekonana sama w sobie, czy nie wolałaby, żeby Swansea ją po prostu bił zamiast tej sieczki, którą robił jej z mózgu. Dusił ją jak szczura, wtedy w sali kominkowej, głupie zasinienia blakły, a pozostawała tylko szrama na dumie. Nigdy w życiu nikogo do tej pory nie udało jej się obdarować tak szczerą niechęcią, tak głęboką, że w złe dni wyobrażała sobie jak Cassius spada ze schodów i rozwala sobie te głupią mordę. Jak padał deszcz i była przygnębiona myślała o tym, jakim byłby pośmiewiskiem gdyby wyrżnął się w największą kałużę błocka przed szkołą. Kiedy denerwowała się na śniadaniu zerkała na niego ze złością i zaraz jej było lepiej, kiedy myślała, że mógłby się zaraz zadławić, zsinieć i po prostu raz a dobrze udusić.
- Próbuje go zabić od siedmiu lat - powiedziała cofając w końcu rękę- I jakoś mi się nie udaje. - przewróciła oczami. Nie chciała wchodzić na poważne tony, nie chciała dzielić się swoją nienawiścią. Nie była pewna, czy słowa Meluzyny były jedynie czymś co się mówi w takiej sytuacji, czy dziewczyna rzeczywiście ukrywała w sobie ciemność zdolną zrobić krzywdę drugiemu człowiekowi. Może to dlatego była taka atrakcyjna?
- Myślę, że jestem po prostu przeklęta jego parszywą obecnością! - prychnęła zadzierając nosa - Nie wiem czego się boi najbardziej na świecie, pewnie tego, że któregoś dnia może nie mieć możliwości zatruwania innym ludziom życia.
Ukucnęła na powrót przy grządce i zmarszczyła brwi.
- No to ciesze sie, że ja jestem ciekawa w takim razie. Będzie mi bardzo smutno jak znajdziesz sobie chłopca... - powiedziała zerkając na nią przez ramię z jakimś chochliczym błyskiem w oku. Pech chciał, że przez to roztargnienie wyrwała z ziemi nie to zielsko co trzeba, a maleńka mandragora rozwarła swoje paskudne japsko w płaczliwym wrzasku.
Powrót do góry Go down


Melusine O. Pennifold
Melusine O. Pennifold

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Galeony : 758
  Liczba postów : 653
https://www.czarodzieje.org/t15444-meluisne-pennifold
https://www.czarodzieje.org/t15473-meluzyna#415677
https://www.czarodzieje.org/t15446-meluisne-pennifold#414814
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyCzw 17 Paź - 0:25;

Mam wrażenie, że Hogwart charakteryzuje się ludźmi z bardzo małym poczuciem humoru, lub podchodzącym pod wisielczy. Z drugiej strony zaś byli ludzie aż zbyt mili i na dodatek ze zbyt emocjonalni pod wieloma względami, które wydają mi się zbyt błahe. Chociaż teoretycznie lubiłam wszystkich ludzi, zauważyłam, że wśród moich bliższych raczej wybieram tą pierwszą grupę. Bycie promykiem w centrum uwagi to zdecydowanie moja bajka.
- Na pewno - potwierdzam ze śmiechem kiwając głową. Pewnie nawet nabierzesz mnie na to przytulanie, bo nie pamiętam jak się teleportuje. A na pewno nie będę oponować.
Moja rodzina byłaby niebywale dumna ze mnie, gdyby słyszała jak mnie podziwiasz w myślach. Całe moje życie byłam przygotowywana do bycia podziwianą, to mój główny cel odkąd pamiętam. Kiedy Ty pozwalasz sobie na luksusy grymaszenia i narzekania na wszystko, ja z ambicją prę do przodu by być najlepszą ze wszystkim Meluzyn. Pewnego dnia umrę, chcąc pobić wyczyn mojej kuzynki, matki, czy babki, to jest niemalże gwarantowane.
Nie jestem pewna co mam myśleć o Tobie i Twojej relacji z Cassiusem. Teraz żałuję, że nigdy nie interesowałam się chłopcami, wiedza o nim byłaby zdecydowanie pożyteczna, żeby dowiedzieć się o co może wam chodzić. Wiedziałam z pewnością, że za nim niekoniecznie przepadasz, czy coś w tym stylu, ale nigdy nie interesowałam się tym dogłębnie. Pewnie wolałam skupiać Twoje zainteresowanie na mnie. Nie widzę jednak niczego na Twojej bladej skórze, w zasadzie też nie spodziewałam się, że to będzie takie proste.
- Najwyraźniej niewystarczająco skutecznie - zauważam dość prosty fakt ze wzruszenia ramion, po czym z niecierpliwością cmokam i kręcę swoim kolorowym turbanem.
- Och, nie pytam Ciebie czego najbardziej się boi, skąd możesz to wiedzieć... Chociaż skoro tyle lat prowadzicie wojnę, może powinnaś znaleźć jego słabe punkty - znowu popadam w swoje rozważania i słowotok na chwilę, dalej na głos zastanawiając się co z wami jest. - W każdym razie, chodzi mi o to, żebyśmy znalazły bogina, specjalnie dla niego - tłumaczę, patrząc na Ciebie całkiem poważnie. Już nawet obmyślam jak go znajdziemy i wydaje mi się to dziecinnie łatwe.
- W jakim sensie smutno? Och, przestań mi mącić w głowie, zwodnicza kreaturo. Z resztą. Dobrze wiesz, że dla mnie chłopcy to chłopcy, a dziewczyny to... - Chciałam jeszcze dokończyć zdanie i jeszcze uzyskać jakieś odpowiedzi, ale przez to, że skupiłam się na naszej pogawędce nie zauważyłam co wyciągasz z ziemi. Na początku krzyczę i zatykam bezużytecznie uszy rękami, dopiero po chwili odzyskuję chociaż letnia krew, wyciągam różdżkę i paroma stanowczymi ruchami zaklęć wyrywam ci mandragorę i zasypuję ją ziemią. Niestety mój refleks był zbyt wolny. Z przerażeniem dotykam swoich uszu i wlepiam w Ciebie wzrok, mówiąc coś, ale otacza mnie kompletna cisza.


Powrót do góry Go down


Dina Harlow
Dina Harlow

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
Dodatkowo : Pół wila, prefekt
Galeony : 916
  Liczba postów : 857
https://www.czarodzieje.org/t17491-claudine-harlow#491028
https://www.czarodzieje.org/t17497-pumpkin#491256
https://www.czarodzieje.org/t17493-dina-harlow#491062
https://www.czarodzieje.org/t18297-dina-harlow-dziennik
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyPią 18 Paź - 1:44;

Bardzo chciałaby Meluzynie pomącić jeszcze troszkę, bo, prawdę mówiąc, wciąż nie była przekonana czy tak w pełni całkiem rzeczywiście rozwiązała swoją dawną potrzebę otrzymywania od niej wielkiej atencji i masy słodkich pocałunków. Nie zdążyła jednak odwrócić się nawet, rzucić półgębkiem jakiegoś komentarza bo jakiś potwór z piekła wrzaskiem przerwał ciszę (o ironio, ciszę, która miała zapaść na długi czas). W szoku upuściła małą mandragorę, odruchowo zasłaniając uszy bez nawet cienia świadomości co spowodowało ten okropny wizg. Dobrze, że w tym genialnym towarzystwie przynajmniej pięćdziesiąt procent miało jakiś rozsądek i rozum i Meluzyna prędko spacyfikowała krzyczący korzeń. Niestety, Dina nie była w stanie ocenić czy krukonce udało się na tę sytuację zaradzić czy nie, bo opadła ciężko tyłkiem na wilgotną ziemię i wpatrzyła tępo w przestrzeń. W głowie jej aż dzwoniło, ale z przerażeniem odkryła, że właściwie... nic nie słyszy. Ani wrzasku mandragory, ani szumu drzew, ani bicia własnego serca - nic, kompletna pustka.
Podniosła wielkie oczy na Meluzynę i otworzyła usta, poruszała nimi przekonana, że wysławia się jasno i klarownie pytając co się do kurwy nędzy dzieje, ale nie usłyszała nawet pół dźwięku wydobywającego się z własnego gardła. Dotknęła palcami szyi, uszu, potrząsnęła głową i złapała Pennifold za dłoń by podnieść się z ziemi. Próbowała jej powiedzieć, że nic nie słyszy, wytłumaczyć, zapytać co się dzieje, ale na twarzy krukonki malował się taki sam wyraz dezorientacji co zapewne na jej własnej.
Dla pewności podłubała palcem w jednym najpierw, potem drugim uchu - jakby to mogło cokolwiek zmienić. Stanęła na wprost ciemnowłosej i powoli poruszając rozdziawionymi ustami powiedziała.
"NIC. NIE. SŁYSZĘ."
Niczym pierwszych lotów niedorozwój, osiągając szczyt swojej formy debilizmu gestykulowała przy tym żywo, krzyżując ręce przy 'nic nie' i wskazując uszy na 'słyszę'. Wiedziała, że Meluzyna na pewno ją zrozumie, nie była jednak pewna, czy sama będzie na tyle rezolutna by dać radę zrozumieć treści przekazywane w drugą stronę. Wiadomo przecież niestety, że w szarady i gry słowne była beznadziejna - w klubie radosnych runiarzy nikt nie chciał być z nią w drużynie, kiedy były zawody wymagające sprytnego interpretowania przedstawianych lekko treści.
Oblizała usta w lekkim poddenerwowaniu i złapała swoją torbę, tu się nie ma co zastanawiać, tu trzeba lecieć do szpitalnego! Chwyciła więc swoją drogą Meluzynę za obie dłonie, po czym szarmancko niczym w tanim filmie romantycznym ujęła ją w ramiona jakby nie widziała jej może ze sto, może z dwieście lat.
Przepraszam. - powiedziała bezgłośnie wprost do ucha krukonki, nie wiedząc, czy dziewczyna w ogóle jest to w stanie usłyszeć i oparłszy się policzkiem o jej policzek deportowała je obie z miejsca całego zdarzenia.

2x zt
Powrót do góry Go down


Irène Ouvrard
Irène Ouvrard

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175
C. szczególne : krótko ścięte włosy, francuski akcent, runa Algiz na śródstopiu (spód)
Galeony : 57
  Liczba postów : 76
https://www.czarodzieje.org/t19050-irene-ouvrard
https://www.czarodzieje.org/t19070-poczta-panny-ouvrard#552825
https://www.czarodzieje.org/t19064-irene-ouvrard#552232
https://www.czarodzieje.org/t19071-irene-ouvrard-dziennik#552835
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyNie 17 Maj - 16:37;

Kostki: 6

Wybranie się do Doliny Godryka samo w sobie było dla niej przygodą bo wszystko to, co działo się poza murami szkoły, zawsze wydawało się być niereformowanie ciekawe. To tam tętniło życie, pojawiali się tu rozmaici czarodzieje z którymi warto było napić się herbaty, a wszystkie te mądre, oprószone kurzem książki w dormitorium i prace domowe mogły przecież chwilę poczekać. Nigdy nie przepadała za Hogwartem jako za instytucją więc czasem przychodziły dni w których dusiła się towarzystwem uczniów i wszędobylskich nauczycieli. Musiała wyrwać się z tamtego miejsca, żeby móc w końcu zaczerpnąć świeżego powietrza i spojrzeć na pewne sprawy świeżym okiem. Dziś zaplanował sobie odwiedzenie opuszczonych szklarni o których usłyszała od Freji Nielsen, znajomej krukonki która pasjonowała się zielarstwem. Opowiedziała jej o krzewie księżycowej rosy, który miał skutecznie uspokajać skołatane nerwy.
Koleżanka ostatnio w oczach młodszej krukonki wyglądała na spiętą, nie można było nakłonić ją w żaden sposób do tego, żeby przestała się naburmuszać więc krzew ten z dnia na dzień stał się dla Irene priorytetem nawet jeśli jej wiedza na temat roślin była nieduża. Chciała zrobić jej niespodziankę i opowiedzieć o tym, że prawie zanudziła się na śmierć w opustoszałym, zapuszczonym przybytku rozpaczy wszystkich osamotnionych sadzonek. Gdy już się tu znalazła nie miała przy sobie zbyt wiele, jedynie nieduży, lniany woreczek zawieszony na ramieniu by tam schować swój krzew, małą łopatkę i  różdżkę, wiernego kompana dzięki któremu nie straszne były potwory, czające się w listowiu. Wyrwała też jedną ze stron książki botanicznej, przedstawiającą krzew za którym rozglądała się, mrużąc zabawnie oczy.
- Gdzie się chowasz, gdzie się chowasz...? - Mówiła sama do siebie kiedy stawiała nie do końca ostrożne kroki. Nie zawsze patrzyła pod nogi, z natury po prostu mknęła przed siebie naiwnie wierząc w to, że zawsze spotka się z twardym gruntem. - Tu jesteś! - Porównywała kartkę ze znaleziskiem, rozejrzała się jeszcze wokół tak dla pewności, że nie czyha na nią niebezpieczeństwo i gdy nic takiego nie zaobserwowała, przykucnęła. Wyjmując niezawodną łopatkę starannie dłubała w ziemi, żeby nie zniszczyć korzeni sadzonki i tylko czasem przegoniła ręką jakby od niechcenia, te wszystkie nachalne owady, wytwarzające zdradziecki syrop. Charakterystyczny zapach roznoszący się przy krzewie wydawał się znajomy, na jego woń coś mocno ściskało ją w żołądku, później kolejno w serce i gardle, nie pozwalając wydusić z siebie słowa, a najostrzejsza część łopatki tak łatwo wżynająca się w ziemię zaczęła być dla dziewczyny, niezdrowo interesująca. Z sykiem zacisnęła na niej swoje opuszki umyślnie się raniąc. Zabrudzone, obrzydliwe dłonie zaczęły jej wyraźnie drżeć tak jak podbródek gdy z trudem zamykała woreczek. Ciężko było chować krzew, nie widząc prawie nic przez rzewnie napływające do oczu łzy.
Jak na zawołanie zapomniała o tym, dlaczego tu przyszła. Skończyć ze sobą? To tu chciała umrzeć? Pewnie przyszła się tu schować jak na tchórza przystało, ktoś na pewno powiedział jej o jedno, prawdziwe słowo za dużo! Matka miała rację. Nie nadaje się do niczego. Tylko jej w głowie głupoty. I ona sama jest głupia, a Ravenclaw to tylko czysty przypadek. Nie mogła znieść tej myśli oddychając płytko, niezgrabnie ścierając z piekących policzków strugi słonych łez. Ten zabieg nie jej uroku, umorusana szkarłatem mogła przyciągnąć do siebie niebezpieczne rośliny, w najlepszym przypadku zwierzęta które by ją pożarły.
Była jak zawsze przeraźliwie brzydka. Ból poprzecinanych palców jednej dłoni był dla niej wciąż odczuwalny, ale nie tak bardzo, jak głęboki żal który spychał na bok wszystko. Ten wywiercał jej w sercu dziurę, a ona nie miała w sobie wystarczającej siły, żeby znów podnieść się na równe nogi.

@Dickens V. Vardana
Powrót do góry Go down


Dickens V. Vardana
Dickens V. Vardana

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Galeony : 141
  Liczba postów : 241
https://www.czarodzieje.org/t17727-dickens-vigen-vardana#499359
https://www.czarodzieje.org/t17743-nie-pisz-do-mnie#499369
https://www.czarodzieje.org/t17728-dickens-v-vardana
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyNie 17 Maj - 19:21;

KOSKI:3
Nie pierwszy raz wybrał się na zwiady do Doliny Godryka. Nie tyle, ile zwiady, co pewne rzeczy, które zwyczajnie ciągnęły go do tego miejsca. Miał już dwie lokacje, które odwiedzał z ochotą i tym głupim uśmiechem, który widniał na jego twarzy cały dzień... W nocy nie mógł sobie odpuścić, bo gdyby ktoś go zobaczył... Nie mógł go nikt zobaczyć, nie mógł wiedzieć, co faktycznie siedzi w głowie Dicka, prawda? Prawda?! Nie spał. Nie spał, bo wiedział, że sen nigdy nie przynosi niczego dobrego. Zabiera człowiekowi jedynie potrzebne godziny.
Co dzisiaj robił w Dolinie? Prawdopodobnie przechadzał się z nudów, a może znalazł się tutaj z konkretnych powodów, jakim miał być trening z Lucasem. Często wybierali to konkretne miejsce. Było tutaj tyle przestrzeni, przestrzeni wolnej od szkolnych gapiów, od tego oddechu innych ludzi na plecach. Tym razem jednak wybrał się bez swojego kumpla, który stał się głównym współwinnym wszystkich jego hogwardzkich wybryków. Jak dobrze, że nie wszyscy posiadali tego kija w dupie, którego wiedział u co poniektórych na szkolnych korytarzach.
Tak, przykładał dużą uwagę do tego, kto go mijał. Bo nawet ta najmniej ważna, najbardziej niepozorna istota może być tym, kogo szukał. Szukał kogoś? Faktycznie pragnął znaleźć osobnika, który spełniłby fantazje Vardany? Było to możliwe, szczególnie że te jednostki, które najbardziej go interesowały, kłapały swoim jęzorek na prawo i lewo, informując cały świat, jakimi to są...
Kurwa. Gdzie się znalazłeś, Dick? Przystanął, spokojnie rozglądając się po miejscu, w którym się znalazł. A myślał, że już skończył z chodzeniem bez świadomości. Myślał, że znalazł się gdzieś, gdzie żywa dusza raczej rzadko przychodzi... Jednak kilkanaście metrów od niego, zobaczył postać sunącą niemal bez opamiętania... Nie wiedział gdzie, kim była, czy poprawnie jest śledzić kogoś, bez poznania jego imienia... Uważał, że musi znać kogoś, za kim pójdzie bez słowa, bez zastanowienia. Czy coś szczególnego przykuło jego uwagę? Nie.
Zmarszczył lekko brwi, widząc gdzie, wchodziła dziewczyna. Na pewno? Tak. Nawet z tak krótko przyciętymi włosami rozpoznałby w jej posturze i sposobie chodzenia, dziewczynę. O nie, to nic ubliżającego. Zwyczajnie zwracał na to uwagę. Tak, umiał obserwować, przeanalizować coś, co znajdowało się od niego nawet w dużej odległości. Tego w końcu go nauczono. Tropił.
Wszedł za nią do szklarni, chociaż odczekał moment, zanim przekroczył jej próg. Dlaczego? Nie wiedział dokładnie, jak rozległe jest to miejsce i jak blisko znajdowała się wejścia. Na pewno jest to zapuszczone miejsce, które na swój sposób urzekało swoją dzikością. To oznaczało, że coś w środku mogło ich spotkać... I kiedy ta myśl pojawiła się w jego głowie, serce zabiło mu szybciej. Z podniecenia. Rozejrzał się, wzrokiem podążając do wysokiego przeszklonego sklepienia, na których rośliny z dwóch stron niemal się łączyły. Czyli nawet nikt ich nie zauważy, jeżeli coś pójdzie nie tak... I kolejne mocniejsze uderzenie.
Dostrzegł ją już, kiedy kucała od dobrej chwili. Kiwała się lekko na boki, jej wzrok był zabiegany, a twarz ściągnięta. Doskonale wiedział, co to za wyraz twarzy, chociaż nie znał konkretnej przyczyny jej stanu. Przez dłuższy moment jedynie się jej przyglądając, dodatkowo pospiesznie rejestrując to, co znajdowało się wokół niej. Wyglądała jakby oszalała, chociaż jej wyraz twarzy był bardziej przerażony i bezradny. Jak długo tu stał? Dlaczego się nie ruszył? Dlaczego w tym momencie jego serce zwolniło, bijąc spokojnie, równomiernie. Zwalniało jeszcze bardziej, jakby przygotowywał się do zatrzymania jego akcji. Ten makabryczny obraz koił jego zabiegane, zszargane i nieokiełzane nerwy. Gdyby pozwolił im nad nim zawładnąć, zapewne codziennie wyglądałby tak, jak ona. Jednak widok jej łez na brudnej twarzy...
Zrobił krok do przodu, drugi, trzeci, aż nagle pochylał się nad jej marnym ciałem. Bez słowa chwycił jej ramiona, mocno wbijając palce w skórę i podniósł. Wcześniej zauważył ławkę, dlatego ruszył w jej kierunku, była oddalona o kilka metrów, ale na pewno uda mu się ją tam przenieść. Przytrzymał ją w pasie, a kiedy znaleźli się dostatecznie blisko, wcale nie tak subtelnie usadził ją na ławce, sam siadając obok i nakierowując ją ku sobie.-Hej, spójrz na mnie...-Powiedział głośniej, niż było to konieczne. Intensywnie wpatrując się w jej twarzy, chcąc dostrzec moment, w którym ostatecznie go zobaczy.
I wtedy poczuł jak, coś go obłapia, odciągając jego ręce od dziewczyny. Czuł mocny ucisk w pasie, a kiedy spojrzał na dół, zobaczył diabelskie sidła, które coraz mocniej zaciskały się na jego ciele. Kiedy próbował się wyrwać, szarpnęły nim, jakby nic nie ważył, jakby był jakąś cholerną szmacianą lalką i podciągnęły go do ściany.-Kurwa.-Syknął.

@Irène Ouvrard
Powrót do góry Go down


Irène Ouvrard
Irène Ouvrard

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175
C. szczególne : krótko ścięte włosy, francuski akcent, runa Algiz na śródstopiu (spód)
Galeony : 57
  Liczba postów : 76
https://www.czarodzieje.org/t19050-irene-ouvrard
https://www.czarodzieje.org/t19070-poczta-panny-ouvrard#552825
https://www.czarodzieje.org/t19064-irene-ouvrard#552232
https://www.czarodzieje.org/t19071-irene-ouvrard-dziennik#552835
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyNie 17 Maj - 20:13;

To nie była Irene jaką widywało się przed lustrem, każdego poranka. Nigdy nie pozwalała natrętnym, negatywnym myślom wkradać się do swojego przepełnionego wariactwami umysłu. Zawsze obracała niewygodne sytuacje w jakiś rozluźniający atmosferę żart. I sama o sobie nie myślała źle, bo przecież przynajmniej pozornie lubiła siebie taką jaką była. Trzminorki jednak zdawały się wiedzieć o wiele lepiej skutecznie wyciągając na wierzch każdy, najmniejszy, wyolbrzymiony defekt który uderzał ze zdwojoną siłą. Nie kiwnęłaby nawet palcem gdyby nieznajomy chciał tu na miejscu ściąć jej głowę, dlatego nie drgnęła ani nie spojrzała na niego, kiedy szybkim krokiem, przemierzał szklarnię. To ona na co dzień była łowcą. Dziś jednak wbrew własnej woli pokornie przyjęła rolę ofiary, na którą ktoś brutalnie napadał wbijając w nią swoje ostre szpony, jak w świeżo schwytany, ranny okaz. Pomyślała, że to zwierzę, które okazać się miało człowiekiem, nie jadło już od tygodni dlatego tak zaborczo trzęsło nią i szarpało. Zdecydowanie prowadziło w miejsce, w którym wyda z siebie ostatnie tchnienie. Przewróciła na niego oczami, niechętnie szurając stopami.
- Co? - Wyrwało się spomiędzy jej spierzchniętych ust krótko, gdy majaczyła swoim spojrzeniem za niezabranym woreczkiem, bo przecież kto by się nim przejmował. Został tam.
I ona czuła się trochę jak ten zmięty, wciśnięty niezgrabnie w niesterylne opakowanie krzak który zwiędnie, jeśli nikt go stamtąd nie wyjmie w przeciągu następnych godzin. Ławka nie należała do najwygodniejszych nawet jeśli była tylko zwykłą ławką, a twarz nieznajomego wykrzywiająca się w bólu, w trakcie bliskiego spotkania z sidłami nijak nie wydawała się być bliską nawet jeśli nie raz minęli się na korytarzu. Ona musiała już gdzieś o nim słyszeć ale nie było to miejsce ani czas na zastanawianie się. Beznadzieja wkradała się do szklarni. Wypełniała ją.
- To chyba też nie jest twój szczęśliwy dzień. - Jak na ironię losu musiała wyrzucić to z siebie teraz, gdy sidła z każdą sekundą wżynały się w jego ciało mocniej. Zsunęła się nieco na ławce, krzyżując palce swoich rąk w myśl tego, że do trumny kładziono w ten sposób, a nie inny.
- Jak ci tam było? Nie ważne. Chyba się nie znamy, nie warto się ze mną zaznajamiać. O, nieznajomy... Myślałeś już o tym, żeby się poddać? - Wymamrotała wpatrując się w dach, jakby szukała w nim odpowiedzi na to, czy zerwie się, przynajmniej częściowo pod wpływem ciężkich roślin oplatających skrawki przeszkleń. Chociaż jej lakoniczne słowa nie dotyczyły bezpośrednio niewygodnej, a nawet groźnej dla życia sytuacji w jakiej znalazł się ten, o równo przystrzyżonych włosach to były kluczem do rozwiązania prawie wszystkich jego kłopotów. Dziewczyna przymrużyła swoje oczy, wpatrując się w niego bezkarnie z wątłą nutą współczucia ładnie odgrywaną w czerwonych, zapuchniętych oczach jak gdyby miała na to całą wieczność. Utożsamiała się z tym spętaniem, na poziomie bardziej filozoficznym dopisując do jego realnego cierpienia swoje własne, wyimaginowane. - Chciałabym być na twoim miejscu. - Wyznała, wzdychając ciężko.

@Dickens V. Vardana
Powrót do góry Go down


Dickens V. Vardana
Dickens V. Vardana

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Galeony : 141
  Liczba postów : 241
https://www.czarodzieje.org/t17727-dickens-vigen-vardana#499359
https://www.czarodzieje.org/t17743-nie-pisz-do-mnie#499369
https://www.czarodzieje.org/t17728-dickens-v-vardana
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyNie 17 Maj - 23:51;

Brutalność? Nie był rycerzem na zasranym koniu, raczej nie myślał o tym, aby ją delikatnie odstawić na bok, a jedynie, aby znalazła się jak najdalej od miejsca, która sprawiło, że rozkleiła się nad własnymi myślami. Nie siedział w jej głowie, chociaż dałby wiele, aby usłyszeć to, co podpowiadały jej głosy. Na pewno była to piękna litania, która przeplatała się z obrazami.
Nie było zbytnio czasu nad rozmyślaniem, kiedy coś faktycznie próbuje cię zabić. Gdyby nie diabelskie sidła, zapewne szybko powstrzymałby napływające do jej głowy koszmary. Mógł stać się jednym, aby odgonić resztę. Czyż nie byłoby to iście heroiczne? A może chciał stać się czyimś koszmarem. Może to jego jakieś chore marzenie, jeszcze za czasów dzieciaka, kiedy maltretował małe zwierzęta. Kto go tam wie.
Zaśmiał się. Autentycznie, chyba pierwszy raz w tym miejscu... To był prawdziwy dźwięk, pochodzący gdzieś z samych trzewi. Nie raczył tych ludzi prawdą, a teraz... Wychodziła z niego tak, jakby to sidła wyciskały z niego jego prawdziwą esencję. Z każdym mocniejszym naciskiem, z każdym jego nawet najmniejszym ruchem. Nie był to przyjemny dźwięk, ten śmiech, był zachrypnięty, ponury, nienaturalny, choć jak na ironię, był prawdziwy. Spojrzał na nią.
-Nie przedstawiłem się.-Jęknął, wykrzywiając twarz, chociaż nie był to do końca ból. Szarpnął ręką, na znak, że się nie poddaje. Czy się poddał? Zawsze szedł do przodu, nieważne jak wiele trupów po sobie zostawił. Zdawał sobie sprawę z tego, że będzie musiał przejść tą drogą, wiedział, a i tak to zrobił. Ruszył, zburzył, zniszczył. Zaśmiał się ponownie, chociaż tym razem śmiech zagłuszył głośny syk. Vardana przegryzł sobie język, czując napływającą do ust krew... Tylko po to, aby nie wypuścić z gardła krzyku. Wiedział, że sidła złamały mu żebra, a to prowadziło do nieuniknionego przebicia jakichś narządów... Tak będzie, jak nie wydostanie się stąd szybko. Niestety nie dosięgnąłby różdżki, która znajdowała się gdzieś na tyłach jego pleców, również niemiłosiernie wbijając się w jego ciało. Przeżywał gorsze chwile.
Uspokoiła się... Jak na kogoś, kto chwilę temu znajdował się w totalnej histerii, dobrze się trzymała. Trzeba jej było przyznać.-Zamieńmy się w takim razie. Chętnie spróbowałabym tego, co tam wzięłaś... Na pewno poradziłbym sobie lepiej.-Warknął, machając kilkoma palcami. W jakim celu? Co to dało? Cudowny kompan to wspólnej agonii, chociaż zaczekajmy, ona wcale w tym momencie nie znajdowała się w żadnej agonii. Odchylił głowę do tyłu i uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Nie czekał na ratunek. Nie czekał na nic konkretnego. Równie dobrze mógł zdechnąć w tym momencie i tej chwili... Nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Żadnej różnicy, czy to zakończy się w przeciągu kilku sekund, czy może godzin lub dni. Wyzwanie. To było widoczne w jego jasnych oczach. Tylko to się liczyło. Nie żadna determinacja do życia.

@Irène Ouvrard
Powrót do góry Go down


Irène Ouvrard
Irène Ouvrard

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175
C. szczególne : krótko ścięte włosy, francuski akcent, runa Algiz na śródstopiu (spód)
Galeony : 57
  Liczba postów : 76
https://www.czarodzieje.org/t19050-irene-ouvrard
https://www.czarodzieje.org/t19070-poczta-panny-ouvrard#552825
https://www.czarodzieje.org/t19064-irene-ouvrard#552232
https://www.czarodzieje.org/t19071-irene-ouvrard-dziennik#552835
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyPon 18 Maj - 18:14;

Zielone tęczówki kontrastujące z zaczerwienionymi białkiem oka, zielone wymiociny, w przedstawionym nieskładnym obrazie w głowie Irene i mocne pnącza, również zielone oplatające desperacko wszystkich tych, którzy chcieli wyrwać się, uciec. Samotność potrafiła wytrzebić nawet najbardziej skamieniałą postać kiedy doskwierała zbyt długo. Ta myśl przyszła do niej nagle, nawet nie proszona po prostu wyłamała drzwi jej domu, azylu parząc sobie w nim herbatę. Wstała. Wydawać by się mogło, że zaraz zniknie ze szklarni bo ruszyła jak długa ale szybko okazało się, że chodzi po prostu raz w jedną raz w drugą swoim chwiejnym krokiem i szura po ziemi tymi swoimi cholernymi buciorami o zdartej podeszwie, wypastowanymi na glanc jak do miasta, a nie na eskapadę. Zatrzymała się. Spojrzała na czubki swoich butów nim nie zatoczyła jednego dużego koła, a później znalazła się przy nim, z tym swoim wyraźnie znużonym, trochę szalonym spojrzeniem. Coś niepokojącego kotłowało się w jej głowie, ale nie znajdywało ujścia w słowach, bo zamilkła. Opuszkami drżących palców w powietrzu zagrała nad zaborczymi sidłami, zrobiła to w okolicy jego łamanych żeber jak gdyby wiedziała, że dotknięcie ich nie było dobrym pomysłem. A przecież tak bardzo tego chciała, zamienić się z nim miejscami.
- Musiałbyś wejść do mojej głowy, wedrzeć się do myśli żeby zobaczyć wszystkie te okropieństwa. Nic nie wzięłam. Chciałabym, ale to nie to. Tak już po prostu mam. - Wymamrotała szukając sposobu na wszystko to czego chciała, a czego mieć nie mogła bo przecież każdy jej najmniejszy ruch miał skończyć się nieopowiedzeniem. - Zrób to. - Nie wszyscy zachowywali swój smutek dla siebie, niektórzy niezdrowo wciągali w swoje wyimaginowane kłopoty osoby z zewnątrz. Tak musiało być z Ouvrard, a może po prostu plotła głupoty. Chciała, żeby przytrafiło się jej coś złego, najgorszego bo skoro już tu był, to przecież mógł pomóc zatrzymać ten wykolejony pociąg stawiając przed nią mur, w który uderzy.
- Skrzywdź mnie. - Naprawdę to powiedziała? To nie brzmiało jak niewinna prośba, to było autentyczne żądanie zdesperowanej dziewczyny. To, że nie do końca świadoma była swoich słów miało najmniejsze znaczenie. Nie brzmiała jednak władczo, co dodawało komizmu całej sytuacji bo przecież co rusz łamał się jej głos, brakowało jej oddechu, a dłonie zaciskały się w pięści bo nie miała co rwać włosów z głowy, nie miała ich. - Zapomniałam, że nie możesz. Pomogłabym, ale nie jestem, jak sądziłam altruistą tylko zwykłym kłamcą. Dwulicowcem, który zawsze chce coś w zamian. - Zaśmiałaby się, ale jak na złość przyszło jej być najsmutniejszą z masek w tym teatrze. Nie mogła wypaść ze swojej roli. To wszystko, co pokazywała światu to tylko wykreowany wizerunek zapatrzonej w siebie, narcystycznej primadonny. Tak podpowiadały jej myśli, a one nigdy się nie myliły. Bo przecież to ona je kreowała, sama sobie była tym natrętnym, krytycznym głosem.
- Co mogłabym od ciebie chcieć? Teraz nic nie możesz mi dać. - Z zrezygnowaniem oparła się o ścianę, do której był przyszpilony, jak marionetka na której trzeba było wykonać poważną operację. Niespiesznie oklepała swoją kieszeń, a z niej gdy już się upewniła, że trafiła dobrze wymuskała różdżkę. Przytknęła ją wprost do nosa nieznajomego. - Zawyj dla mnie. Tak. To będzie wystarczające. No dalej. Auuu. Auuuu. - Zachęciła go, powołując się na swoje dosyć smętne wycie upiora z nocy Halloween niżeli wilkołaka, nim nie cofnęła swojej różdżki odchodząc od niego o krok, później dwa, trzy, nim dyskretnie nie spojrzała przez ramię walcząc z tym, żeby się nie rozpłakać. Nie udało się. Rozkleiła się, co dało się wywnioskować po tym, że nawet jeśli była do niego odwrócona plecami nie zbyt urodziwie pociągała nosem, zalewając się na nowo łzami które doprowadziły tego, że aż przykucnęła. Nie sposób było się opamiętać.

@Dickens V. Vardana
Powrót do góry Go down


Dickens V. Vardana
Dickens V. Vardana

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Galeony : 141
  Liczba postów : 241
https://www.czarodzieje.org/t17727-dickens-vigen-vardana#499359
https://www.czarodzieje.org/t17743-nie-pisz-do-mnie#499369
https://www.czarodzieje.org/t17728-dickens-v-vardana
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyPią 22 Maj - 10:44;

Niepowtarzalność sytuacji była atutem każdego momentu, który go w życiu spotkał. Jeszcze nigdy niedane mu było wpaść w diabelskie sidła, chociaż był świadkiem ich działań i skutków, podczas niektórych zajęć w Durmstrangu. Teraz? Mógł na własnej skórze doświadczyć tego, co mogły zrobić. A co do jego towarzystwa? To nie było tylko kwestia tego, że nigdy jej nie spotkał i dlatego była czymś niepowtarzalnym. Czy też jakiś dziwnych substancji, które zapewne przez jakiś czas będą pływały w jej krwiobiegu... Zapowiadało się ciekawie.
Nieźle się zaczynało. Rozmowy na temat okropieństw, jakie mogą dziać się w ludzkim umyśle, zdecydowanie znajdowała się na liście jego ulubionych tematów do rozmów, dodatkowo trzeba doliczyć uwięzienie w diabelskich sidłach ze złamanymi żebrami. Uśmiechnął się szeroko, jakby właśnie tego w tym momencie pragnął. Zabawić się z jej głową, z jej wspomnieniami, z tym całym syfem, z którym najwidoczniej źle sobie radziła.
-Mam tam wejść?-Spytał cicho, chociaż jego słowa były nader pewne tego, co w tym momencie oferował. Nie byłby to pierwszy raz, prawda, Dick? Chociaż był to zupełnie inny kontekst, ostatecznie wychodziło na to samo. Jak wiele z tego, co mówiła, było prawdziwe? A jak bardzo to, co sprawiło, że znalazła się w tym maniakalnym stanie? Ufanie jej słowom w tym momencie byłoby kompletną głupotą lub szaleństwem, bo przecież sam był o zdrowych zmysłach... Podobno. Przynajmniej tak uważa większa część ludzi, która go poznała. Nie doświadczyli efektów, jakie po sobie pozostawiał, bo jeszcze nie skończył z tym miejscem. Nie skończył tego, po co właściwie tutaj przyjechał... Ba! Nawet kurwa nie zaczął. Skoro mogła być pod ciągłym wpływem, czy w jakimś dole, o którym nie miał pojęcia, poczuł uścisk w żołądku?
Podniósł głowę, której podbródek opierał na klatce. Unoszenie jej nie było komfortowe, przynajmniej dla kogoś w jego pozycji. Jednak to jej słowa sprawiły, że ponownie chciał na nią spojrzeć. Jego zmarszczka między gęstymi brwiami sprawiała wrażenie, jakby nie rozumiał jej słów i jakby uważał ją za kogoś niestabilnego emocjonalnie i umysłowo. Co było kompletnym przeciwieństwem tego, co w tym momencie działo się w jego głowie. Uśmiechnął się, co wyglądało równie komicznie, jak rozbieżność jej słów do postawy, jaką prezentowała.
Próbował zrobić rękoma gest rozłożenia dłoni, w geście bezradności. Naprawdę zapomniał, że ruchy jedynie pogarszały jego stan, czy zrobił to specjalnie?-Czyli należysz do dziewięćdziesięciu dziewięciu procent ludności na tej planecie. Brawo.-Wywrócił teatralnie oczyma, pozwalając, aby jego głos nabrał naturalnej chrypki połączonej z akcentem. Przypierany do muru zapominał o dobrych manierach, a może zwyczajnie uznał, że nie były one konieczne?
Nie rozumiał, co jeszcze tutaj robiła... Wiedziała, gdzie jest wyjście, prawda? Nie widziała jej się bezinteresowna pomoc, a może lubowała się w patrzeniu na powolne konanie. Najpierw zaczynamy od małych zwierząt, a następnie do tych większych i głośniejszych. Mógł być idealnym przykładem dla następnych śmiałków. Z tym wyjątkiem, że nie kwiczałby jak zarzynana świnia, a raczej spokojnie oczekiwał na to, co ma nastąpić. Gdyby o niego chodziło, byłby wierny swoim postanowieniem. Gdyby nie one, prawdopodobnie rozpadłby się na kawałki już dawno temu.
Obserwował ją, jak przechodziła obok niego i oparła się o tę samą ścianę, do której on był uwiązany. Różdżka przy jego nosie była zdziwieniem, które odmalowało się na jego twarzy, aby po chwili przejść w czystą złość. Była widoczna w lewym kąciku ust, który uniósł się w uśmiechu, szyderczym i zbyt pewnym siebie jak swoją pozycję. Jasnymi oczami świdrował jej twarz, próbując wyczuć jej słabość, która jeszcze chwile temu gościła na jej obliczu. Czy wiedziała? To była jedyna myśl, która teraz krążyła po jego głowie. W końcu, z jakiego innego powodu miałaby... Paranoja Dickens. Tak długo udało się od niej odwracać, a teraz musisz spojrzeć jej prosto w twarz. Niemal dosłownie. Dziewczyna stała się ucieleśnieniem jego własnej paranoi, która nie miała miejsca w prawdziwym świecie.
I wtedy usłyszał jej pociąganie nosem. Gdyby mógł, wyprostowałby się... Co do cholery? -Jak mnie uwolnisz, dam Ci chusteczkę... Której najpewniej teraz potrzebujesz.-Co? Gdzie uciekłaś moja paranojo? Wróć do mnie. Bo tylko tak funkcjonował normalnie.


@Irène Ouvrard
Powrót do góry Go down


Irène Ouvrard
Irène Ouvrard

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175
C. szczególne : krótko ścięte włosy, francuski akcent, runa Algiz na śródstopiu (spód)
Galeony : 57
  Liczba postów : 76
https://www.czarodzieje.org/t19050-irene-ouvrard
https://www.czarodzieje.org/t19070-poczta-panny-ouvrard#552825
https://www.czarodzieje.org/t19064-irene-ouvrard#552232
https://www.czarodzieje.org/t19071-irene-ouvrard-dziennik#552835
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyPią 22 Maj - 18:28;

Oswajanie się z wyraźną niedyspozycją przeciwległego, spętanego czarodzieja, a nawet z cierpieniem w normalnych okolicznościach mogłoby nie przychodzić Ouvrard tak łatwo, tu jednak dwojaka sytuacja miała się zgoła inaczej, a ona w porównaniu do niego, nie okazywała realnego współczucia. Gdy na niego patrzyła, a nawet w momencie skrzyżowania się spojrzeń natrętnych, nachalnych, zagubionych i odrobinę zbyt nieobecnych nie widziała w nim kogoś potrzebującego pomocy, to ona samolubnie zwracała na niego całą swoją uwagę – to JEJ miało być w tym makabrycznym duecie niezmiernie ciężko na na duszy, a nawet na kościach mimo, że nie przygniatały ją ciężkie kamienie.
- Chusteczka byłaby bardzo miłym gestem. Ale co się stanie, kiedy już będziesz wolny? - Wydusiła, a nie było to łatwym zadaniem. Głos nieprzyjemnie grzązł w gardle, a ona mimo szczątkowej świadomości o istnieniu niewidzialnego zegara, tykającego nad głową nieznajomego nie spieszyła z pomocą przyczyniając się do tego, że co jakiś czas sam siebie ranił nie mogąc powstrzymać wzburzonej w żyłach krwi. To miało mieć swoje konsekwencje.
- Będziesz dalej pytać mnie o to, czy możesz coś zrobić? - Wahając się, obróciła głowę w kierunku ściany, z której na nią spoglądał. Najwyraźniej nie zauważyła tej drobnej zmiany, w jego zachowaniu bo przecież nie znali się dobrze, jeszcze nie umiała odczytywać wszystkich sygnałów które jej dawał. Czuła na sobie nie jedno, a setki a nawet tysiące wpatrzonych w nią par oczu.
- Dżentelmen. Chyba, że... - Chłoptaś, nie mający obycia z dziewczętami. Najpierw wytarła z cichym, dyskretnym rodzimym przekleństwem na ustach, swoje brudne dłonie o upstrzone w ziemię spodnie. Nie zdało się to na wiele, więc spróbowała zrobić to samo z krawędzią koszulki odsłaniając swój brzuch i przecierając dla odmiany oczy, zostawiając na niej dwie, wilgotne plamy.
- Szaleniec? - Oczy szczypały, dlatego też patrząc w górę, zamrugała kilkakrotnie spojrzeniem przeskakując gdy już doprowadziła się do względnego porządku raz na wyjście w kierunku którego ani razu nie postawiła stopy, raz na nieznajomego, który miał jednak większą przychylność losu. Często zwracała się w jego kierunku, nie tylko obuwiem, tak też tym razem miała zamiar podejść ale zamiast tego zatrzymała się na wpół kroku. Wskazała na niego różdżką. Ścisnęła ją mocno, nerwowo aż jej niewprawna dłoń zadrżała. - Najpierw mi powiedz po co tu przyszedłeś? Jak się tu znalazłeś? Kim jesteś... I... Czemu mam uwierzyć we wszystko to, co zaraz mi powiesz? - Ta lawina pytań miała zalać bez ostrzeżenia nie tylko jego, ale również zaskoczoną swoją względną (nie)śmiałością Ouvrard. Chodzenie na linie nad bezdenną przepaścią musieli mieć opanowane do perfekcji, bo ich role co jakiś czas odwracały się, powodowały drżenie nóg. Zdarzało się, że niestabilnie emocjonalnie dziewczyna otwarcie wodziła go za nos, a nim się obejrzała to on, nawet mimo spętania śmiało wypowiadał jej wojnę, próbował przemówić do reszek rozsądku, uśmiechając się chytrze. - Dlaczego masz takie wielkie oczy? I takie duże kły? - Wilku. Boisz się? Mnie? Ha!
Oczu wcale nie miał ogromnych jak sugerowała ale coś w jego pewnym siebie spojrzeniu, niepokoiło. Zbliżyła się znów. Raz. Dwa. Trzy. Szybko. Odważnie. I ten jeden, chwiejny w tył który znów zburzył budowaną misternie ścianę. Przełknęła głośno ślinę, nie mogąc wyraźnie wyobrazić sobie tego, co może zrobić to schwytane zwierzę, kiedy wyrwie się z sideł. Ciekawość dawała jej w kość, pchała ją ku temu, żeby zaryzykować swoim własnym marniejącym tu życiem i wypowiedzieć to zaklęcie, to jedno krótkie słowo, na które tak czekał. Oboje na nie czekali, a żadne nie chciało się przyznać.
Wypowiadała je więc w myślach jak mantrę, między gęstą masą zwątpienia.

@Dickens V. Vardana
Powrót do góry Go down


Dickens V. Vardana
Dickens V. Vardana

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Galeony : 141
  Liczba postów : 241
https://www.czarodzieje.org/t17727-dickens-vigen-vardana#499359
https://www.czarodzieje.org/t17743-nie-pisz-do-mnie#499369
https://www.czarodzieje.org/t17728-dickens-v-vardana
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptySob 18 Lip - 11:25;

Współczucie? Dickens nikomu nie współczuł. To chyba jednak kwestia wychowania, momentu, w którym wydarto z niego wszelkie resztki podobnych zachowań. To, że człowiek potrafi odpowiednio reagować, nie oznacza od razu, że faktycznie tak jest... Kolejne wyuczenie, które pozwalało funkcjonować w społeczeństwie. Czy interesowało go to, co naprawdę działo się w jej życiu? Czy widok płaczącej kobiety nie wywoływał w nim raczej mieszanych odczuć? Tak naprawdę nie interesował go powód. Wyglądała zjawiskowo z szaleństwem wpisanym w proste rysy, tak, jakby dosłownie rozrywało jej skórę.
-Zależy od tego, czy faktycznie chcesz tego, o czym mówiłaś.-Jej głos był jedynym, który w tym momencie rozbrzmiewał w jego głowie. Była w końcu jedynym odbiorcą oraz jedyną, która faktycznie mogła coś zrobić z jego stanem. Liczył na jej pomoc? Litość? Raczej nie zobaczy tego w oczach konającego. Przynajmniej nie tego. Nie wiedział, ilu podobnych już widziała. Z bliska, z daleka? Była tylko obserwatorem? Czy cichym pomocnikiem? Czułby się urzeczony, gdyby był jej pierwszym. To naprawdę wiele znaczy. Dla jednego i drugiego, chociaż jemu do niczego później ta wiedza się nie przyda.
To nie było pytanie o zgodę. Jeżeli faktycznie czegoś chciał, sięgał po to bez zastanowienia. Jego własny egoizm zaprowadził go do miejsca, w którym znajdował się w tym momencie. I nie dosłownie miał na myśli sidła, która oplotły jego kończyny i tors. Sam sobie był sidłami, które go określały... To raczej nic zaskakującego, skoro wszyscy tak funkcjonowali. Ograniczali się na własne sposoby. Gorzej, jak coś próbowała to zrobić wbrew jego woli... Wtedy naprawdę się irytował.
Nie odpowiedział, nie miał takiej potrzeby. Zostało mu tylko patrzenie na nią, chociaż i to nie sprawiało mu żadnej przyjemności, czując jak, macki oblatały go ciaśniej, ilekroć próbował poruszyć głową. Zacisnął mocno szczękę, obnażając zęby i siłując się z diabelskimi sidłami o to, w którą stronę miał patrzeć. Kurwa. Czy irytacja powoli wkradała się w jego najciemniejsze zakamarki? Nie lubił, kiedy ta nadchodziła i psuła wszystko, co budował. Jednak robił to, patrzał prosto, prawie beznamiętnie, bo w końcu do bólu można się przyzwyczaić. Nie ważne, jak głęboko zadawane są rany. O ile cały czas jesteś przy życiu, a twoimi jedynymi bodźcami są własne krzyki i zadane rany, przyzwyczajasz się do nich. Jak do nowych ubrań. Jak do nawyku.
Zaśmiał się nieznacznie, co raczej brzmiało jak zakrztuszenie się czymś, co mógłby połknąć przez przypadek. Faktycznie mogła dostrzec rozbawienie w kącikach jego oczu, bo usta cały czas mocno zaciskał. -Nie wierz. W nic co wychodzi z moich ust.-Nie była to rada ani przestroga. Zwyczajne stwierdzenie faktów, szczerość, którą raczył wszystkich, jednak zupełnie innego kalibru.-Szedłem za Tobą, czy to nie oczywiste?-Kolejny chichot. Zdechnie albo tutaj, albo gdzie indziej w najbliższej przyszłości. Zniknie z tego miejsca, zanim się obejrzy, czy faktycznie jest sens się przedstawiać? Zapamiętywać? A może reszty, dowiedzieć się miała, jeżeli jakimś cudem w końcu wypowie te magiczne słowa, na które czekali?
Dick, co zrobisz, kiedy już Twoje nogi dotkną ziemi, a mordercza roślina przestanie zagniatać Twoje kości? Miała rację. Był schwytanym zwierzęciem. I jak zwierzę zachowa się po uwolnieniu, z tym rozbieganym spojrzeniem, reakcjami, którymi kierował szok. Wystarczyło jedno, pełniejsze zaczerpnięcie powietrza i zastrzyk adrenaliny sprawi, że ponownie stanie o własnych siłach. Co z tego, że przebicie któregoś z organu jest wysoce prawdopodobnie podczas tych wszystkich gwałtownych ruchów. Czy nie robił tego w tym momencie? Ryzykował. Sprawdzał siebie i własne granice. Każda okazja była dobra, prawda?
Zbliżała się jak myśliwy, z różdżką jak nożem, wyciągniętym w jego kierunku. Jakby tylko czekała, aż sidła przestaną przytrzymywać jego ciało, aby mogła następnie rozplatać jego brzuch i flaki. Czy chciała zabrać jakąś nagrodę? Czy jak myśliwy, chciała jedynie przetrwać. Walka byłaby zdecydowanie nierówna, ale liczyło się przetrwanie... A nie gra fair.
Jego uszy wypełnił krzyk. Nie należał on ani do dziewczyny, ani do niego.

@Irène Ouvrard
Powrót do góry Go down


Irène Ouvrard
Irène Ouvrard

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175
C. szczególne : krótko ścięte włosy, francuski akcent, runa Algiz na śródstopiu (spód)
Galeony : 57
  Liczba postów : 76
https://www.czarodzieje.org/t19050-irene-ouvrard
https://www.czarodzieje.org/t19070-poczta-panny-ouvrard#552825
https://www.czarodzieje.org/t19064-irene-ouvrard#552232
https://www.czarodzieje.org/t19071-irene-ouvrard-dziennik#552835
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyPon 20 Lip - 15:55;

Wysłuchała jego prośby. Nie wierzyła więc w nic o czym mówił jakby miała przed sobą nie człowieka, a mistyczną kreaturę, nigdy nie motającą się w swoich kłamstewkach, wodzącą na manowce zagubionych wędrowców o twarzy niestrasznej. To nie on ją przerażał – to ona sama siebie się bała ale nie na co dzień, a w tym szczególnym dniu.  
- Lumos. - Powinna była szybko obrócić się na pięcie, nie wypowiedzieć ani jednego słowa po prostu zniknąć z jego oczu, a ona zrobiła wszystko to, czego nie powinna bo wypuściła go z tej za ciasnej klatki wprost na siebie licząc na... Na to, że w swoim wątpliwym kodeksie moralnym znajdzie lukę, która umożliwi wyciągnięcie ręki w kierunku Ouvrard nie mogącej wydostać się ze szklarni. Ona tu utknie. Gdy zacznie zmierzchać, a później kiedy wzejdzie słońce będzie tu czekać krążąc od ściany, do ściany pokrytej szkłem nim nie potknie się o sidła, a gdy te ją dopadną nikt, nawet nieznajomy nie będzie mógł kolejny raz odważnie spojrzeć jej w oczy.
- Nie za mną... Szukasz czegoś innego. Ale nie mogę wpaść na to, czego? - Obcowanie z takim kłamcą, największym z największych było rzeczą trudno bo nawet takim zdarzało się czasem powiedzieć prawdę. Ostrożnie dotknęła jego ramienia chcąc się upewnić, że nie był tylko wytworem wyobraźni ryzykując tym samym wystawienie się, na potencjalny atak. Dziewczyna nieroztropnie schowała swoją różdżkę, po wypowiedzeniu zaklęcia.
- Przeżyjesz? - Czy my przeżyjemy?  Kobiety na pewno często pytały o jego zdrowie, o wszystko co z nim związane, a ona tak samo jak one wszystkie nie mogła powstrzymać się, przed zadaniem tego głupiego pytania. Widać było, że jest już zmęczona ciągłą walką ze swoimi emocjami, które dotychczas skutecznie odsuwała gdzieś na bok. Syknęła na niego, przecierając dłonią własną twarz nim nie szarpnęła go za koszulę, w swoim kierunku.
- Co teraz? - A co później? Spojrzała mu w oczy, równie szalone szukając w nich odpowiedzi na wszystkie pytania, których jeszcze nie zdążyła wymyślić. Nie mógł udać się za nią w pogoń bo nie uciekała, zaś nie sposób było zaznać przyjemności ze schwytania celu, zemszczenia się na kimś kogo miało się prawie, że w garści. Nawet ona nie czuła jeszcze jakiegoś większego zachwytu tym, że był wolny. Potrzebowała czasu, żeby nacieszyć nim swoje spojrzenie i przyzwyczaić się do tego, że nie jest już przykuty do ściany, że może zrobić wszystko, a nie zrobi nic. Lekceważyła go, nawet teraz.

@Dickens V. Vardana
Powrót do góry Go down


Dickens V. Vardana
Dickens V. Vardana

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Galeony : 141
  Liczba postów : 241
https://www.czarodzieje.org/t17727-dickens-vigen-vardana#499359
https://www.czarodzieje.org/t17743-nie-pisz-do-mnie#499369
https://www.czarodzieje.org/t17728-dickens-v-vardana
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyCzw 23 Lip - 12:10;

Nie musiał jej przerażać, nawet nie chciał wywołać podobnego wrażenia, bo kompletnie go to nie obchodziło. Tak samo, jak jej własne demony, wywołane przez halucynogenne grzybki, czy inne gówno. Jak na kogoś, kto nie miał ufać jego słowom... Łatwo uwierzyła w to, co powiedział. To trochę ironiczne, wiedziała o tym?
Skrzywił się, kiedy pnącza pod wpływem światła zaczęły wrzeszczeć, jednocześnie go puszczając. Nie było to delikatne, subtelne wypuszczenie, a nagłe zetknięcie się z ziemią. Przez moment nie mógł złapać powietrza i wciągał łapczywie, jak zwierzę, skrawki powietrza i ziemi. Upadek raczej nie współgrał z jego złamanymi żebrami, które pod wpływem zderzenia, prawdopodobnie się nieco przesunęły. Odwrócił się na plecy i przez moment mogła naprawdę słyszeć jego własne charknięcie zadławione krótkim krzykiem. Z wysiłku i bólu.
Poczuł poruszenie, a raczej znikomy nacisk na ramię. Instynktownie chwycił jej dłoń za przegub, mocno zaciskając brudne palce wokół jasnej skóry.-Co Ty kurwa możesz wiedzieć.-Warknął przez zaciśnięte zęby. Czy był wkurwiony? Jedną ręką próbował się podnieść, zginając ją w łokciu. Nie puścił jej, jakby to miał być jego bilet do wydostania się z tego miejsca. W końcu nie wiedział, że to on był jej przepustką do wyjścia z tego miejsca, które jak na okoliczności... Całkiem mu się podobało.
Jakie kobiety? Czy w jej mniemaniu był kimś, kogo los kogokolwiek obchodził? Czy to ze względu na chłodne spojrzenie, czy krótko przystrzyżone włosy, które faktycznie przyciągało tłumy fanów? Niech nie będzie śmieszna. To właśnie wyrażała jego twarz w tym konkretnym momencie, dlatego, kiedy sama chwyciła go za koszulę, oderwał jej palce od zniszczonego materiału. Nie był jej celem i jak dla niego, mogła tu sczeznąć. Nie obejrzałby się przez ramię, nigdy nie wróciłaby do jego wspomnień, jakby była jakimś duchem z przeszłości, który dręczyłby jego sumienie. Wywrócił oczyma, wstając z miejsca i jednocześnie każąc jej zrobić to samo. Jakby jeszcze przed chwilą nie zdychał, ledwo łapiąc oddech na ziemi. Dotknął swoich żeber, sprawdzając wszystkie po kolei, chcąc zlokalizować to, które stanowiło w tym momencie problem, jakąś głupią przeszkodę. Syknął przez zaciśnięte zęby, kiedy dotarł do odpowiedniego miejsca.-Teraz?-Zmarszczył brwi, czyżby nie rozumiał, co dokładnie miała na myśli? Podniósł głowę, puszczając materiał koszuli.-Wyjdę tą samą drogą, którą tutaj wszedłem. Proste.-Wzruszył ramionami, dopiero teraz kierując swoje spojrzenie wprost na nią. Czyżby dopiero teraz ją naprawdę zauważył? Zrobił krok w jej stronę, cały czas spokojnie i uważnie się jej przyglądając.-A co z Tobą?-Uśmiechnął się szeroko, coś faktycznie go w tym momencie rozbawiało.-To już nie mój interes.-

@Irène Ouvrard
Powrót do góry Go down


Irène Ouvrard
Irène Ouvrard

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175
C. szczególne : krótko ścięte włosy, francuski akcent, runa Algiz na śródstopiu (spód)
Galeony : 57
  Liczba postów : 76
https://www.czarodzieje.org/t19050-irene-ouvrard
https://www.czarodzieje.org/t19070-poczta-panny-ouvrard#552825
https://www.czarodzieje.org/t19064-irene-ouvrard#552232
https://www.czarodzieje.org/t19071-irene-ouvrard-dziennik#552835
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyCzw 30 Lip - 20:50;

- No tak. - Nie mógł być tak głupi na jakiego próbował się kreować To nie mogło umknąć jego uwadze, to że w wyraźny, jednoznaczny sposób nieśmiało tliła się w niej, a później żarzyła jak płomień wielkiego, wysokiego ogniska zaprószonego gorącym, lepkim latem  chęć pomocy, naiwnego wybebeszenia się ze swojej dobroci. Irène mniej-więcej właśnie taka była ale nie ona pierwsza, nie ostatnia. Usłyszał to jak prychnęła, wywracając oczami.
- To tak dziękujesz, za uratowanie Ci skóry? - Mogłaby nazwać go parszywym, dwulicowym wężem o obślizgłej, zielonej skórze albo podstępnym, przerośniętym szczurem. Zacisnęła jednak usta w wąską linię czując jak szybko gaśnie, wbrew swojej woli znów słyszy nachalne podszepty, upewniające w przekonaniu o tym, że nie powinna liczyć na żadne podziękowania. Czuła, że zmiękły jej nogi i nie miało to nic wspólnego z tym, który jeszcze do niedawna uparcie walczył o ostatni oddech więc nie ruszyła się ze swojego miejsca, drgnęła, a później nie bacząc na swoje karygodne zachowanie, uderzyła zbolałymi już knykciami, ręką ubrudzoną zaschniętą krwią o ławkę chcąc jakoś przerwać tę farsę. Marzyła o tym, żeby stanąć na własne nogi, a nie z desperacją krążyć jak zaszczute zwierze, zamknięte w ciasnej klatce własnych, niewygodnych spostrzeżeń. Zaciskając zęby, wypuściła spomiędzy nich świst powietrza odchylając głowę do tyłu, ku zniszczonemu sufitowi raz kolejny, spojrzeniem wracając na niego. - Co tu jeszcze robisz? - Uniosła brwi doskonale pamiętając o tym, że obiecał swoje rychłe zniknięcie. - Tu as changé d'avis? Tu es fou. - Charakterystyczny, rodzimy język zagościł w eterze między jednym westchnięciem, a drugim upewniając rozmówcę co do tego, że nie miał do czynienia z lingwistą, a najzwyklejszym francuzem.
- Kiedy tu wchodziłeś, popełniłeś błąd... Wychodząc możesz zrobić ich jeszcze kilka, z tą różnicą, że nie znajdziesz nikogo kto będzie chciał znowu Cię uratować. - Wymamrotała, trzymając się za zbolałą rękę nim nie rozejrzała się, nieco zbyt panicznie za tym, po co tu przyszła. Zapomniała. Roślina, którą wykopała nawet jeśli nie była wcale tak daleko przestała mieć znaczenie, wytrąciła się z myśli w które wkradł się rozmówca, a zaraz przed nim był jeden wielki chaos – zbitek myśli i ciążące na ramionach poczucie pustki zmuszające do tego, żeby po prostu położyć się na ziemi i zamknąć oczy, z skrzyżowanymi ze sobą palcami dłoni jak do jakiejś trumny.
- Zostanę tu i poczekam, aż mnie coś dopadnie. - Zakomunikowała jasno i wyraźnie, zdecydowanie zbyt hardo jak na kogoś, kto przynajmniej pozornie, w ramach jakiejś pokręconej zabawy, lub choroby umysłowej pchał się w ręce śmierci.
- A z Ciebie żaden voleur. - Dziewczę wtrąciło jeszcze swoje trzy grosze, zerkając nań na wpół przymrużonym okiem. - Mouette. - Uśmiechnęła się do siebie pod nosem, będąc uparcie przekonaną, że na pewno nie kojarzył ani jednego słowa. Czarodzieje nie często parali się nauką języków, do tłumaczenia niewygodnych słów wykorzystując magię.
- Pies, który dużo szczeka, ale nie gryzie.

@Dickens V. Vardana
Powrót do góry Go down


Perpetua Whitehorn
Perpetua Whitehorn

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Dodatkowo : Półwila
Galeony : 552
  Liczba postów : 1570
https://www.czarodzieje.org/t18317-perpetua-whitehorn#521196
https://www.czarodzieje.org/t18325-sowiszcze-pet#521411
https://www.czarodzieje.org/t18316-perpetua-whitehorn#521191
https://www.czarodzieje.org/t18547-perpetua-whitehorn-dziennik#5
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyPon 31 Sie - 23:49;

Kostka: 2
Zabieram ze sobą nasiona wierzby bijącej!

Rok szkolny zbliżał się wielkimi krokami - właściwie na dniach wszyscy mieli już wrócić do Hogwartu. żeby rozpocząć swoją pracę lub naukę. Perpetua nie była w tym wypadku wyjątkiem - i choć miała za sobą już zarówno podstawową szkołę magiczną jak i studia, tak... To będzie jej pierwsze rozpoczęcie roku w Hogwarcie za nauczycielskim stołem. W końcu dopiero w połowie roku szkolnego dołączyła do kadry - i ceremonia rozpoczęcia jako taka ją ominęła. Nie byłaby sobą, gdyby się tym nie ekscytowała.
Wyjątkowo postanowiła nie dzielić się swoją ekscytacją z Cainem - którego pozostawiła samemu sobie po powrocie do Anglii w jego domu rezydencjonalnym. I choć praktycznie na każdym kroku miała ochotę wyjąć lusterko dwukierunkowe z kieszeni spódnicy - powstrzymywała się. Ostatnie dni wakacji przeznaczyła na zregenerowanie sił - psychicznych, nadszarpniętych przez luizjańskich podopiecznych i fizycznych, wyczerpanych przez pewnego mężczyznę, którego z imienia i nazwiska nie trzeba było wymieniać.
W Dolinie Godryka wstępnie pojawiła się po to, żeby kontrolnie poddać swoją nową różdżkę przeglądowi po tylu wakacyjnych przygodach. Fairwynni jednak znali się na sztuce - bo drewno pozostawało nietknięte, a rdzeń zachował pełnię mocy, jeszcze bardziej wiążąc się z dzierżącą go dłonią. Nie minęło wcale tak wiele czasu od zakupu różdżki - a Whitehorn czuła się z nią związana bardziej niż z poprzedniczką. To była kwestia doboru spersonalizowanego rdzenia? A może towarzystwa, w którym różdżka ją wybrała? Mogła się tylko domyślać.
Po wizycie w sklepie, zanim jeszcze wróciła do swojego domu w Hogsmeade - złotowłosa postanowiła urządzić sobie spacer po okolicach. Dolina Godryka kryła w sobie wiele historii - w końcu była to najbardziej magiczna miejscowość w całej Wielkiej Brytanii. A gdzie magia - nie brakowało także i niezwykłych przypadków.
Perpetua doskonale pamiętała plagę akromantul z którą miasteczko musiało się zmagać swego czasu. Słyszała także pogłoski o niezwykłych szklarniach pewnego botanika - które nigdy w jego ręce po pladze nie wróciły. Nie sądziła jednak, że nogi kiedykolwiek ją właśnie tam poniosą - a teraz stała przed lasem w słoiku, nie mogąc darować sobie kolejnej... przygody. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła jej się myśl, że szkoda, iż nie miała przy sobie Keyiry. Uśmiechnęła się sama do siebie - dobywając różdżki i wkraczając na zarośnięte tereny cieplarni.
Saperum nom — wymruczała na wejściu, czujnie rozglądając się po otaczających ją roślinach. Powtórzyła formułę jeszcze trzy razy - zapobiegawczo. Nauczona już doświadczeniem, żeby nie do końca ufać własnym oczom.
Homenum Revelio — dodała zaraz kolejną inkantacje, czekając na jakikolwiek niepokojący znak. Nic takiego jednak nie nastąpiło - pozwoliła sobie więc na kilka kroków wgłąb pomieszczenia. Fascynacja niezliczonymi pnączami i kwiatami, będącymi teraz w pełni rozkwitu, odbijała się w jasnych tęczówkach Whitehorn. W jednej chwili zaczęła żałować, że jest tutaj sama.
Nie była specjalistką od roślin - jednak odnajdując wiązki lawendy, nie mogła odmówić sobie pochylenia się nad wonnymi kwiatami. Kilka gałązek lawendy przydałoby jej się do uwarzenia eliksiru słodkiego snu. Ta grządka, stłumiona przez pozostałą roślinność nie była jednak zbyt bujna. Perpetua przykucnęła więc obok, podwijając spódnicę pod kolana i mierząc srebrzystą różdżką w kwiecie.
Herbivicus — wyszukała w głowie odpowiednie zaklęcie - które jednak nie przyniosło oczekiwanego skutku. Mała roślinka pozostawała małą roślinką. Kącik ust złotowłosej wygiął się w rozbawieniu - nie poddała się jednak, wracając do podjętego zaklęcia: — Herbivicus.
Próbowała wielokrotnie - z lepszym lub gorszym skutkiem. Raz rzucała inkantację na głos - innym razem niewerbalnie, uparcie jednak nie odpuszczając, chcąc 'dohodować' choćby jedną małą gałązkę pełną fioletowych, drobnych kwiatków. Już nawet nie po to, żeby je zerwać - ale żeby udowodnić sobie, że dane zaklęcie ma opanowane na przyszłość.
Herbivicus — kolejny raz wymruczała, przesuwając koniec różdżki nad rośliną - ta w końcu zareagowała, na oczach Whitehorn pnąc się dumnie w górę - wypuszczając dodatkowo kilka pędów. Kobieta na ten widok uśmiechnęła się szeroko - delikatnie, opuszkami palców przesuwając po magicznie wzmocnionej łodyżce. Przez krótką chwilę miała zamiar urwać wyhodowany kwiat - jednak pozostawiła go w spokoju.
W sumie eliksir słodkiego snu nie jest mi już potrzebny... — mruknęła sama do siebie, czując jak nieopisana iskierka radości tli jej się pod mostkiem. Wzrok przykuła jej jednak sakiewka leżąca w pobliżu - której wcześniej, skupiona bez reszty na lawendzie, nie zauważyła.
Podniósłszy się z kucek, ignorując dyskomfort szarpiący jej prawe biodro - podeszła do woreczka, przywołując go ku sobie ruchem różdżki. Najpierw zważyła go w dłoni, badając fakturę nie tyle skóry - co umieszczonych w środku przedmiotów. A okazały się nimi nasiona - kompletnie jej nieznane. Doskonale jednak wiedziała, kto mógł jej pomóc w identyfikacji - zadowolona więc, zarówno ze skutków swojego zaklęcia jak i znaleziska - opuściła szklarnie.

Z tematu
Powrót do góry Go down


Yuuko Kanoe
Yuuko Kanoe

Absolwent Hufflepuffu
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Galeony : 4778
  Liczba postów : 1942
https://www.czarodzieje.org/t17924-yuuko-kanoe#507792
https://www.czarodzieje.org/t17975-yuuko
https://www.czarodzieje.org/t17925-yuuko#507797
https://www.czarodzieje.org/t19163-yuuko-kanoe-dziennik#561975
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyPią 11 Wrz - 1:46;

Kość: 4

Słyszała wiele o roślinach, które można było znaleźć w okolicach Doliny Godryka, a także o przepięknych magicznych szklarniach, które podobno kiedyś były naprawdę zadbane, a obecnie od dawna nikt do nich nie zaglądał. Kanoe stwierdziła, że to świetna okazja do tego, by nieco poduczyć się w dziedzinie zielarstwa.
Nieco jej to zajęło, ale w końcu odnalazła cieplarnie, które znajdowały się niedaleko miasteczka. Już na pierwszy rzut oka mogła określić, że kiedyś na pewno musiały wyglądać niezwykle zachwycająco. Choć obecnie również robiły wrażenie swoim dzikim urokiem.
Weszła do środka i rozglądnęła się wokół. Miała przy sobie w podręcznej torbie jedną z książek poświęconą magicznym roślinom, ale nie potrzebowała jej do tego, by rozpoznać niektóre z nich. Powoli przechadzała się wzdłuż jednej ze ścian, przyglądając się gęstej plątaninie poszczególnych gatunków. Widziała jak niektóre pędy oplatają ściany szklarni. Jak zwykle starła się przypasować nie tylko nazwę do poszczególnych gatunków, ale także przypomnieć sobie, co nieco na temat ich zastosowania i cech szczególnych. Zawsze zwracała przy tym uwagę na toksyczność, która była niezwykle istotnym elementem.
Nawet nie spodziewała się, że wśród tej gęstwiny dojrzy również fruwokwiat. Wyglądało na to, że naprawdę dobrze odnajdywał się w obecnych warunkach. Było to doprawdy fascynujące. Przez pewną chwilę przyglądała się uważnie temu jednemu gatunkowi, po czym stwierdziła, że znakomitym pomysłem byłoby zebranie odrobiny rośliny, by móc ewentualnie zasadzić ją w domowym ogrodzie lub na terenie Hogwartu. Ostatnio nieco czytała na jego temat, więc może byłaby w stanie się nim dobrze zająć. Chociaż jak wyglądało całkiem dobrze radził sobie i niekontrolowanych warunkach. Chciała też zebrać nieco liści, które mogłyby się okazać kiedyś przydatne.
Już planowała to jakiego nawozu mogłaby użyć do tego, by dać fruwokwiatowi jak najlepsze warunki do wzrostu, gdy nagle w roztargnieniu zamiast pociągnąć za liść należący do obecnie zajmującej ją rośliny niechcący pociągnęła za inny, który jak się okazało należał do małej mandragory, która rosła niemalże w tym samym miejscu. Co do tego nie było wątpliwości. Yuuko nie potrafiła z niczym innym pomylić tego krzyku. Całe szczęście, że udało jej się szybko wsadzić roślinę z powrotem na miejsce, bo inaczej mogłoby się to naprawdę kiepsko skończyć nawet pomimo stosunkowo małych rozmiarów korzenia.
Wciąż jednak poddała się efektowi działania rośliny. Czuła jak coś brzęczy i buzuje jej w głowie, bawiąc się jej słuchem i sprawiając, że miała trudności z usłyszeniem czegokolwiek. Czy zawsze było tak cicho? Najwyraźniej pomimo zachowania przytomności nie uchroniła się w pełni przed konsekwencjami. W tej chwili zapomniała kompletnie o fruwokwiacie. Upewniła się jedynie, że mandragora znajduje się bezpiecznie na miejscu i nie wystaje z ziemi po czym zerknęła również na inne przedstawicielki tego gatunku rosnące pomiędzy innymi roślinami. Przez chwilę mogła im się jeszcze przyglądać. Dopiero później, gdy stwierdziła, że już wystarczająco naoglądała się cudów opuszczonej szklarni, stwierdziła, że chyba najlepiej będzie ją jak najszybciej opuścić.

z|t
Powrót do góry Go down


Dickens V. Vardana
Dickens V. Vardana

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Galeony : 141
  Liczba postów : 241
https://www.czarodzieje.org/t17727-dickens-vigen-vardana#499359
https://www.czarodzieje.org/t17743-nie-pisz-do-mnie#499369
https://www.czarodzieje.org/t17728-dickens-v-vardana
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyPon 5 Paź - 14:59;

Przeciągnął się, sycząc pod nosem i pozwalając, aby ból ponownie przeszył jego ciało. I chociaż dosłownie otarł się o śmierć, spojrzeniem uciekł do sideł, które jeszcze chwilę tak czule go obejmowały. Było mu mało... Tak niewiele brakował, a jednak czuł, że ta granica mogła zostać bardziej naruszona. Gdyby tylko udało się ją delikatnie popchnąć... Dalej i dalej. Od przybycia do tego miejsca, nie czuł tego ściskanie w dole żołądka, mocnego uścisku, który nie miał nic wspólnego z miażdżonymi organami przez sidła. Podekscytowanie, siła, balansowanie na niewidocznej krawędzi...
Odwrócił wzrok, nie dlatego, że chciał na nią patrzeć, ale dlatego, że to jej słowa przyciągnęły jego uwagę. Nie zdawał sobie sprawy, że stał tak, z jedną ręką przyciągniętą pod samą pierś... Napierającą na ciało, jakby mało mu było niemal rozszczepiającego bólu.
-Pytanie brzmi, co Ty tutaj jeszcze robisz.-Mruknął, a jego wąskie wargi zaczął przecinać uśmiech. Szorstki i ostry, a w połączeniu z przenikliwym spojrzeniem, wcale nie tworzył pięknego obrazka.-Nie możesz stąd wyjść beze mnie...- I chociaż dała się poznać jako stworzenie, które więcej gada niżeli działa, wiedział, że coś więcej się za tym kryło. Stwierdził ten fakt, nawet nie kwestionując tego stwierdzenia w tonie głosu, czy we własnej głowie. Nie mógł tego wiedzieć, nie znał czarów nałożonych na nich przez to miejsce... Nigdy tutaj nie był. Jego nogi jeszcze nigdy nie zawiodły go w te tereny. To ona zgubnie go tu zaciągnęła. I teraz, tak jak on wcześniej, była zdana na jego łaskę. Jednak z jakiegoś powodu wiedział, że bez niego nie mogła opuścić tego miejsca. To, że przed chwilą poddała się i go uwolniła, kompletnie go nie obchodziło. Wcale nie czuł się jak dłużnik, bo była to jej decyzja. Nie zmusił się, nie przekupił. Nie czuł więc wobec niej żadnego obowiązku. Czy honor nie miał dla niego znaczenia? Wiedział, co to jest? Czy zwyczajnie nie istniało to w jego prywatnym słowniku, które wytworzył na tle lat, które udało mu się przeżyć.
Uniósł delikatnie brwi, a jego wyraz twarzy mógł zasugerować, że nie zrozumiał, o co jej chodzi. Może nie był znawcą wielu języków świata, ale zadbano o jego edukację. Niechaj niech myśli, że jej słowa odbiły się od tępego wyrazu twarzy Dicka. Później coś się zmieniło, czy to pod wpływem jej słów? Dotarły do niego? Czy przedarły się przez skórę, rozerwały mięśnie i osiadły na którymś z organów? Skąd mogłaby wiedzieć. Jak mogłaby poznać jego myśli... Jego pokaleczona dłoń uniosła się z boku, kierując się do jej twarzy, krew zastygła na palcach, którymi chwycił mocno jej podbródek, przyciągając ją do siebie. Ruch wykonany pospiesznie, bez orientacji samego zainteresowanego. Nie wiedział, co robi, do momentu, w którym się to działo. Spojrzał jej w oczy, z wyzwaniem oraz wyraźną odrazą.-Gnij tu. Jestem bardzo ciekaw, w którym dokładnie momencie robaki zaczną pełzać po Twoim ciele.-Wypluł słowa przez zaciśnięte zęby. Tak. Chętnie by to zaobserwował. Puścił ją, a raczej odepchnął od siebie, jakby była czymś, co powinno znaleźć się w odpowiedniej odległości od jego osoby. Czuł pod palcami pulsowanie jej skóry, czuł siłę, którą wykorzystał, a jednak... Było mu za mało. Zacisnął dłonie w pięści. Prychnął, porównanie ponownie dosyć zabawne. Bez słowa odwrócił się na pięcie i ruszył ku wyjściu ze szklarni. I owszem, nie mógł doczekać się ich następnego spotkania... Właśnie dlatego, że nie wiadomo czy w ogóle do niego dojdzie. -Survivre.-Zawołał na odchodne, a chociaż jego akcent był tragiczny, gdyż jego własny akcent, mocny i szorstki, postanowił się uaktywnić... Na pewno potrafiła zrozumieć sens jego słów.-Si tu peux.-Powiedział, jeszcze zanim udało mu się minąć wejścia do tego miejsca.

@Irène Ouvrard
[z/t]
Powrót do góry Go down
The author of this message was banned from the forum - See the message


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 EmptyCzw 22 Paź - 21:52;

Ciemne oczy bacznie obserwowały okolicę; Dolina Godryka jest piękna, ale również niebezpieczna. Pamiętał przecież, jak podczas Nocy Celtyckiej wile porwały go do tańca, w związku z czym postanowił wznieść wszystkie możliwe środki ostrożności, dzierżąc we własnej kieszeni różdżkę. Muskając ją palcami, czuł się bezpieczniej; jakby nie było, to właśnie ona stanowi główne narzędzie i pierwszą linię obrony w przypadku, gdy pojawi się na horyzoncie jakieś bliżej nieokreślone niebezpieczeństwo. I mimo tego, że starał się samego siebie przekonać do myśli, że tak naprawdę na razie nic nie ma prawa się stać, powodowało u niego wzrost odcięcia się od serca, które intuicyjnie kazało wierzyć. Nie bez powodu uczył się oklumencji; nie bez powodu uwalniał się od własnych emocji, które niekiedy były właśnie klatką dla logicznego rozumowania wszystkich informacji.
Nie bez powodu szedł wraz z Maelynn, której zbytnio nie znał, ale którą akurat miał okazję teraz poznać. Zbyt wiele informacji na jej temat nie doszło do jego wrażliwych uszu prowadzonego podziemia prac domowych, niemniej jednak był gotów przejść się z nią właśnie w stronę Doliny Godryka, by zapoznać się spokojnie, bez zbędnych opinii, które okalają jego sylwetkę zawsze, kiedy to wstępuje na tereny starego, średniowiecznego zamku. Trudno jednak go nie zauważyć, skoro zawsze w coś musi się wplątywać - czy to w bójki podczas uczty w Wielkiej Sali, czy to boginy uwalniane przez Irytka w sali do nauki OPCM, czy to zamianę w fotel. Naprawdę, nieszczęście się go ostatnio chwytało dość mocno, a jeszcze przy okazji postanowił przypieczętować swój własny los poprzez chodzenie po lasach i terenach zielonych wioski, której nazwa wzięła się od założyciela jednego z domów - Godryka Gryffindora.
To prawda, ale chyba wolałbym tutaj nie pozostawać. Różne stworzenia mogą się tutaj kręcić. — mniej i bardziej niebezpieczne. Spotkanie z aligatorem utwierdziło go w przekonaniu, że nie zawsze warto sądzić, że nic nie może się stać. Prosta wyprawa z Maximilianem skończyła się na zmiażdżonej w szczękach potężnego gada nodze; tak samo ta z Violettą, kiedy chcieli tylko zająć się własnymi sprawami. Błotne syreny są jednak czymś, czego nie zamierzał tolerować i był gotów połamać im kręgosłupy za pomocą Rumpo. Jąder już nie odzyska, nie ma co. — Czystek? Do jakiego eliksiru potrzebujesz? — zapytał się, tym samym spoglądając na okoliczne rośliny celem znalezienia albo asfodelusa, albo tojadu, albo drzewa wiggen. Niestety, nie widział żadnych w obrębie paru metrów, a do tego, jak na złość, nie wyglądało na to, by akurat w tym miejscu rosło cokolwiek z tego. Nie bez powodu ciche westchnięcie wydobyło się spomiędzy ust Faolana, kiedy ostrożnie dłonią przeczesywał trawę w celu odnalezienia chociażby tojadu lub asfodelusa. Żadne drzewo dookoła nie wyglądało na wiggen, dlatego musieli szukać gdzieś indziej.

@Maelynn Breeden
Powrót do góry Go down
The author of this message was banned from the forum - See the message


Sponsored content

Opuszczone szklarnie - Page 2 QzgSDG8








Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty


PisanieOpuszczone szklarnie - Page 2 Empty Re: Opuszczone szklarnie  Opuszczone szklarnie - Page 2 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Opuszczone szklarnie

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 5Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Opuszczone szklarnie - Page 2 JHTDsR7 :: 
Dolina Godryka
 :: 
Okoliczne tereny
-