Wiele lat temu, gdy plaga akromantul daleka była od nawiedzenia Doliny Godryka, miejsce to należało do starszego botanika. Hodował on tutaj najróżniejsze gatunki roślin, sprowadzane z różnych zakątków świata. W czasie ataku zwierząt, teren ten został zupełnie zniszczony i zaniedbany. I choć z czasem dolina odżyła, szklarnie już nigdy nie stanęły na nogi. Dawny właściciel nie zgłosił się po swoje ukochane rośliny, a te zaczęły żyć własnym życiem. Wszyscy w miasteczku wiedzą, że miejsce to, choć bogate w unikatową florę, może być bardzo niebezpieczne.
Uwaga! Wchodzisz tu na własną odpowiedzialność! Kostki, które tu wyrzucisz mogą ci dać bardzo duży potencjał magiczny, niesamowite przedmioty itp. Jednak możesz też zachorować na nieznaną chorobę, poważnie się poranić lub stracić dużo pieniędzy. Zanim rzucisz kostką, upewnij się, że znasz zasady wynikające z rzutu.
1 - W ostatnich latach, tuż przy wejściu do szklarni, bogato zaczęła rosnąć tam brzytwotrawa. Bardzo łatwo ją uznać za normalną trawę, co może być wysoko niebezpieczne. Jest, właśnie dla Ciebie. Wchodzisz nie zauważając, tego, co masz pod nogami, przez co bardzo boleśnie kaleczysz się w kostki. Roślina przecina twoją skórę na tyle mocno, że krew bogato spływa na ziemię. Jest to bolesne, ale jeśli masz minimum 10 punktów z uzdrawiania (albo osoba, która Ci towarzyszy), możesz się natychmiast wyleczyć. W przeciwnym razie, musisz odwiedzić osobę, która tyle ich posiada, by w domowym zaciszu Cię uleczyła. 2 - Gdzieś w samym rogu pomieszczenia, na ziemi, zauważasz torebkę nasion. Te intrygują Cię na tyle, że postanawiasz je zabrać, mimo, że są nieopisane. Aby móc je odpowiednio zasadzić przy swoim domu, musisz mieć 15 punktów z zielarstwa (możesz poprosić o to domownika, który posiada tą liczbę). Po miesiącu zacznie z nich kiełkować mała wierzba, po dwóch, będzie już bić swymi gałęziami. W tym czasie powinieneś wybadać roślinę i znaleźć jej tajny punkt, dzięki któremu przestanie bić. W ciągu pół roku, wierzba osiągnie półtora metra wysokości, w dalszym czasie będzie rosnąć, maksymalnie do dwóch metrów. Rosnąc w ogródku, w przyszłości na pewno będzie stanowić idealny system do obrony przez złodziejami, próbującymi włamać się do twego domu! 3 - Zbyt lekkomyślnie postanawiasz usiąść na pozostałościach jednej z ławek. Być może zagadujesz się ze swym kompanem, a może po prostu zamyśliłeś się, spoglądając na otaczającą Cię roślinność. W efekcie, nawet nie poczułeś, jak diabelska roślina, zaczęła Cię stopniowo oplatać. W końcu dociera do Ciebie co się dzieje i próbujesz się wyszarpnąć, niestety diabelskie sidła łapią Cię jeszcze mocniej, wciągając w swą plątaninę pod ścianą. Oplatają Cię mocniej i mocniej...
Spoiler:
Rzuć jedną kostką raz jeszcze, by dowiedzieć się, jak idzie Ci ucieczka. Za każde posiadane 10 punktów z zielarstwa w twym kuferku, możesz dodać sobie oczko. 1, 2, 3 - Nie idzie Ci najlepiej. Bez względu na to, czy teoretycznie wiesz, jak z nimi walczyć, jest wprost fatalnie. Panikujesz, nie możesz się rozluźnić, a roślina z tego czerpie! Nie wydostaniesz się stąd, póki inny gracz Ci nie pomoże. I bez względu na to, jak szybko to zrobi, roślina i tak zdąży Ci złamać dwa żebra. Nie obejdzie się bez wizyty w Mungu i napisaniu tam chociaż 2 postów. 4, 5, 6 - Byłeś pilnym uczniem? Wygląda na to, że tak, bo wiesz, jak bronić się przed mackami sideł. Odpowiednio się rozluźniasz, a uścisk rośliny stopniowo maleje. Wychodzisz z tej przygody bez szwanku. Twoja wiedza na temat Diabelskich Sideł się powiększa, dzięki czemu otrzymujesz 1 punkt z zielarstwa do statystyk. 7, (...) - Tak dobrze mogło pójść tylko komuś z dużą wiedzą na temat botaniki. Momentalnie się rozluźniasz, a kiedy roślina odpuszcza, szybkim ruchem różdżki odcinasz odpowiedni kawałek sideł. Nie zrobiłeś tego bez powodu - teraz możesz zabrać je i dzięki temu, zacząć je hodować w swym domu. Może mają strzec twój dom przed niebezpiecznymi ludźmi? A może po prostu chcesz je na kimś użyć... to nie nasza sprawa. Za 2 miesiące z odciętego fragmentu wyrosną spore sidła, dobrze przemyśl gdzie je umieścisz.
4 - Dostrzegasz, że rośnie tutaj sporo fruwokwiatu, tego samego, który bardzo ładnie prezentuje się w ogródkach, a który wcale nie jest taki tani. Zbierasz go dla siebie, albo po prostu na sprzedaż, ciesząc się, że masz taką idealną okazję. Próbujesz zabrać go jak najwięcej i dość automatycznie wyrywasz kolejne liście. W tym wszystkim nie zauważasz, gdy nagle zamiast chwycić fruwokwiat, łapiesz mandragorę! Wyrywasz ją z ziemi, a ta zaczyna przeraźliwie krzyczeć! Na szczęście jest ona dość młoda, mimo tego, że od razu wypychasz ją ponownie do ziemi, w uszach teraz słyszysz tylko dziwne brzęczenie. Tymczasowo zostajesz ogłuszony - na ten, oraz jeden, następny wątek, nic nie możesz słyszeć. Z tego wszystkiego, nawet zapominasz zabrać fruwokwiaty. 5 - To miejsce nie tylko kusi czarodziejów zafascynowanych botaniką, ale i dzikie zwierzęta, szukające w tym miejscu pożywienia. Kiedy ty, zajęty jesteś obserwowaniem roślinności, jedna z naprawdę sporych Sklątek Tylnowybuchowych, zakrada się za tobą. Albo widzi w tobie wroga, albo pożywienie. Raczy Cię sporym promieniem ognia. Udaje Ci się co prawda uskoczyć i poczuć ten płomień zaledwie w drobnym stopniu, ale sklątka nie odpuszcza i dalej rzuca płomieniami, podpalając sporą część roślinności.
Spoiler:
Rzuć dodatkową kostkę: Parzysta – W porę reagujesz, szybko wyciągasz różdżkę i odpowiednimi zaklęciami udaje Ci się nie tylko uporać ze sklątką, ale i pożarem, jaki ta wywołała. To doświadczenie pozwala Ci zarobić punkt z zaklęć! Nieparzysta – Popełniasz błąd i zamiast w pierwszej kolejności opanować sklątkę, ty próbujesz powstrzymać błyskawicznie rozprzestrzeniający się ognień. Zwierze to wykorzystuje i atakuje Cie kolejnym płomieniem - celując dość trafnie w twoją różdżkę. Jesteś poparzony i musisz stąd uciekać. Zrób w domu okład i kup nową różdżkę - ta już do niego się nie nada.
6 - Miejsce to, jest siedliskiem nie tylko roślin, ale i owadów. Postanawiasz zebrać nieco krzewu księżycowej rosy, który, jak powszechnie wiadomo, ma działanie bardzo uspakajające. Być może ta aura spokoju przyciągnęła owady, które wykazują się podobnymi właściwościami. Zza drzewa wylatuje parę trzminorek, które latając wytwarzają syrop. Jego aromat wzbudza w tobie niebywale melancholijny nastrój. Czujesz, jak ogarnia Cię ogromna apatia, a kolejno smutek. Musi wyprowadzić Cię stąd druga osoba, do tego czasu myślisz o samych najgorszych rzeczach. Plus z tego wszystkiego taki, że wychodząc wciąż masz ze sobą księżycową rosę, gotową do zasadzenia pod domem.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zdecydowanie cieszyłby się słysząc, jak jego pojawienie się w tej parszywej okolicy działało na gryfonkę, która potrzebowała teraz zdecydowanie ciepła i kogoś, kto nie będzie bawił się kosztem jej przypadłości. Solberg zbyt dobrze pamiętał ten parszywy stan i za nic w świecie nie wyobrażał sobie wykorzystywać podatność Tori. -Wolałbym jednak zachować wszystkie kończyny. - Zażartował, gdy z wdzięcznością uśmiechnął się do Sorrento, która pomogła mu dostać się na ławkę. Tak było zdecydowanie lepiej. -Bo nie pamiętasz z kim masz do czynienia. - Zaśmiał się jeszcze, bo może i dziewczyna należała do tych bardziej niezdarnych, ale to Max był definicją chodzącej kulki nieszczęścia, co zresztą nawet dzisiaj musiało się objawić. Jak on kurwa nienawidził tej trawy! -Nie ma opcji. - Powiedział już nieco poważniej z zaciętą miną, gdy tylko usłyszał o szpitalu. Wyciągnął swoją Fairwynową różdżkę i od razu rozciął nogawki swoich spodni, by mieć lepszy dostęp do ran. Nie wyglądało to najlepiej i choć Maxa przez chwilę jakby zahipnotyzował ten widok pociachanych nóg, to po kilku sekundach już rzucał czary lecznicze sprawiając, że krew przestawała płynąć, a nacięcia zasklepiały się. Na koniec zwieńczył swoją pracę bandażami i naprawionymi spodniami. -Widzisz? Po krzyku. Przechodzimy do Amortencji? Powiesz mi w ogóle po cholerę jest Ci to gówno, czy jednak niemoralna akcja i mam nie pytać? - Zaciekawiony przeszedł do tematu i spróbował wstać, by porozkładać sprzęt, ale jakby nie było ból wciąż istniał, więc potrzebował oparcia gryfonki. -Musisz mi pomóc. - Uznał w końcu. Przy pomocy różdżki skopiował ławkę i przetransmutował ją w odpowiedni do pracy stół, o który z ulgą mógł się oprzeć. -Masz składniki? Poukładaj je na stole w kolejności podanej w recepturze. Znajdziesz ją w mojej torbie. - Zaczął, bo sam zajął się przygotowaniem kociołka, moździerza, sztyletu i innych narzędzi, których sprawność musiał sprawdzić przed rozpoczęciem pracy. -Potem rozpal ogień pod kociołkiem i napełnij go wodą. Wsyp do niej szczyptę kardamonu nim zacznie wrzeć. - Oczywiście dodał od siebie mały smaczek, który stosował, a którego w przepisie ciężko było się dopatrzeć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
I może dlatego nie potrzebowała wiele czasu by mu zaufać. Podświadomie najwyraźniej już od początku czuła, że Max jest właśnie taką osobą – która nie będzie wodzić jej za nos i wmawiać jej bzdur. - Zawsze wychodziłam z założenia... Po co ci jedna noga jak masz drugą – Odpowiedziała jeszcze upewniając się czy aby na pewno Solberg nie zamierza rozpatrzeć opcji amputacji nogi – Możemy Ci dać taką drewnianą. Jeszcze opaska na oko, hak zamiast dłoni i będziesz piratem. Arrr – Czy to nie brzmi coraz bardziej intrygująco z minuty na minutę? - Ja się przebiorę za seksowną piratkę. Ze smoczkiem na ramieniu – Dodała jeszcze w ten sposób starając się przysłonić wyrzuty sumienia, że to przez jej pomysł spotkania się właśnie tutaj w ogóle żartowali o ucinaniu kończyn. Mimo jednak fali żartobliwych uwag i tak widać było wciąż, że się martwi. - TOUCHÉ – Odpowiedziała na zarzut o braku pamięci wykorzystując wyrażenie pochodzące z szermierki. Nie nalegała na szpital gdy spostrzegła, że ten wyciąga różdżkę i jednak rezygnuje z zostania piratem. Choć zawsze można to jeszcze zmienić... Teraz jednak z zaciekawieniem obserwowała pokaz magii leczącej. Może się przy okazji czegoś nauczy? - Ale jakby Cię bolała to masz mówić – Zrugała go tak na wszelki wypadek, gdyby jednak noga przeszkadzała mu w warzeniu eliksiru. Lepiej wrócić do domu bez niego, ale z Maxem w jednym kawałku. - Już wiem czemu Cię tak lubię, skoro zgadzasz się mi pomóc spodziewając się po mnie niecnych zamiarów – Wyszczerzyła się do niego – Podstawowy plan polega na tym, żeby po prostu sprawdzić jak amortencja dla mnie pachnie. Wiesz, może to pomoże z pamięcią? – Wyjaśniła mu najpierw ten prawdziwy cel stworzenia tak specyficznego eliksiru – Ale nie przeczę, że kiedyś może się przydać w innych celach – Dodała ruszając zaczepnie brwiami góra-dół. Zgodnie z prośbą stanowiła dla niego oparcie tak długo jak potrzebował. Gdy stolik się już pojawił ona sama wyjęła z torby niezbędne składniki i ułożyła je ostrożnie przed Maxem – zgodnie z recepturą, którą zabrał ze sobą. Miała nadzieję, że niczego nie brakuje, ale przepis jaki znalazła w podręcznikach szkolnych nie wymagał niczego więcej. - Jak bardzo dobry jesteś w eliksiry? – Spytała bez ociągania wykonując jego polecenia. Wykorzystała zaklęci by rozpalić pod kociołkiem (dopiero gdy upewniła się, że nie ma przy sobie zapalniczki – co Tori to Tori, magia wchodzi w grę dopiero gdy mugolskie metody zawiodą). Nalała wziętej ze sobą wody, nasypała kardamonu – wszystko jak kazał jej mistrz. - Jaśmin i lubczyk jakoś posiekać? – Spytała zerkając na rośliny, które były na liście rzeczy potrzebnych na ten eliksir.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No cóż, on był nieco innego zdania w kwestii kończyn, ale w końcu znał o trzy osoby zbyt wiele, które musiały przeżyć bardziej lub mniej trwałą utratę tej właśnie części ciała. Wzmianka o piracie rozbawiła go jednak na prawdę. -Bylibyśmy super piracką parą. Grabilibyśmy budki z kebabami i żeglowali po morzu alkoholu. - Dodał od siebie, wyobrażając sobie już tę scenkę rodem z kabaretu. To była Tori jaką znał i kochał. Leczył swoją nogę, w myślach przeklinając tę cholerną brzytwotrawę. Naprawdę miał wrażenie, że ta roślina go prześladuje. Miał jej powoli dosyć i postanowił sobie, że jak tylko będzie miał własny ogród, w życiu żadnego źdźbła tam nikt nie znajdzie. -Tak jest mamo. - Przytaknął, choć zdecydowanie nie miał zamiaru pozwolić, by coś takiego jak ból nogi przeszkodził mu w skupieniu się na eliksirach i nauczeniu Tori warzenia Amortencji. -Po tym gównie nie ma co się spodziewać czegoś dobrego. - Przyznał, choć znając Tori też mógł obawiać się, że wykorzysta eliksir do jakiś dziwnych rzeczy. Lepiej było zapytać nawet, jeżeli miał nie dostać odpowiedzi. -To jest... Genialne! Co prawda nie każdy zapach się pojawi w Amortencji jeżeli nie masz pamięci, ale coś na pewno będzie. No nieźle Sorrento. Naprawdę nieźle! - Sam się zdziwił, że o tym nie pomyślał, ale dziewczyna miała naprawdę dobry pomysł. W tym wypadku jeszcze chętniej chciał jej pomóc i odkryć, co takiego czaiło się w zakamarkach jej osobowości. -Można powiedzieć, że wystarczająco. - Prychnął, nie mając zamiaru rozwodzić się na temat jego miłości do kociołka, fiolek i magicznych wywarów. Jeśli Tori wróci pamięć, to sama sobie przypomni jakiego świra ma u boku i będzie mogła skonfrontować w tym temacie. -Lubczyk drobno, ale jaśmin musisz utrzeć w moździerzu. Wtedy wypuści olejek, który przyda nam się do dalszych etapów. Zamarynujemy w nim jagody jemioły. - Wyjaśnił, odpalając papierosa i przyglądając się z boku jak Tori bierze się sprawnie do roboty, choć fakt, że chciała zapalniczką rozpalać ogień pod kociołkiem nieco go załamał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Vittoria chyba nie miała szczęścia poznać tych osób o których mowa – a nawet jeśli, to tego nie pamiętała. Dlatego też do takich tematów miała spory dystans. - Kiedy rum zaszumi w głowie, cały świat nabiera treści, wtedy chętnie słucha człowiek morskich opowieści – Zaśpiewała kawałek pirackiej szanty pokazując jak to świetnie jest już do tego planu przygotowana. Jak nic na następne ich spotkanie muszą zorganizować morze rumu! Najlepiej beczkę, wtedy będzie wyjątkowo klimatycznie. -Następnym razem dostaniesz szlaban za takie wybryki – Zganiła go niczym prawdziwa matka! W sumie to Vittoria była już w takim wieku, że miewała instynkt macierzyński. Z drugiej jednak strony nie bardo wyobrażała sobie na ten moment żeby miała kiedykolwiek założyć rodzinę. Ciężko to zrobić gdy samemu nie jest się w stanie ogarnąć własnego życia – a co dopiero dodatkowo męża czy dzieci. Jednego męża już miała – był tu razem z nią. I to na razie wystarczy. - Miałeś już okazję być napojonym amortencją przez zakochaną fankę? Taką z rodzaju „Maxiu jeśli mnie nie pokochasz, to zmuszę Cię do miłości!”? – Oczywiście nie omieszkała wcielić się w zakochaną fankę, zatem mówiąc to zrobiła do niego maślane oczy a jej głos brzmiał cukierkowo-uroczo. Biorąc pod uwagę, że chłopak był naprawdę bardzo przystojny i prawdopodobnie dość popularny w czasach szkolnych nie zdziwiłaby się, gdyby faktycznie coś takiego mu się swego czas przydarzyło. -Bywa się czasem na lekcjach i myśli – Stwierdziła jeszcze bardziej dumna z siebie gdy została za ten pomysł pochwalona. Ciekawe jest to, że dziewczyna nadal nie miała pojęcia, że przed wypadkiem spotykała się z kimś i była to naprawdę poważna relacja. Amortencja i jej zapach może tą błogą nieświadomość zmienić. Pytanie tylko, czy to dobrze... Słowo „wystarczająco” zabrzmiało jej trochę jak talent ukrywany za skromnością, ale nie ciągnęła już dalej tematu. Sam fakt jak kierował jej poczynaniami bez większego zastanowienia mówił jej już wystarczająco dużo. Zgodnie więc z zaleceniami posiekała lubczyk jak na prawdziwą kucha...eliksirowarkę przystało. Moździerz na szczęście też zabrali, więc utarcie drugiej rośliny nie stanowiło większego problemu. Pyk, jemiołka w marynacie. Zostały jeszcze do przygotowania jaja czegośtam. Zerknęła na Maxa gdy ten odpalił papierosa. Przypomniało jej się wtedy coś czym się jeszcze z nim nie podzieliła. - W kwestii mojej pamięci. Chcę jeszcze spróbować tych... Jak im tam... Boginów – Powiedziała to trochę przyciszonym głosem wpatrując się w pozostałe składniki. Akurat ten pomysł był jednym z tych na które miała mniejszą ochotę – a jednocześnie wiedziała, że zobaczenie swojego największego lęku może otworzyć kolejną zapadkę do jej pamięci.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Hej ha kolejkę nalej, Hej ha kielichy wznieśmy...! - Zawtórował jej, bo co szanty to szanty! Co prawda nie był już alkusem i patusem, ale szklaneczka rumu raz na jakiś czas mogła wjechać na stół i Solberg od kilku miesięcy dzielnie trzymał się z dala od staczania się na dno dzięki wytrwałości i terapii. -Przepraszam, mamo. - Spuścił głowę w geście udawanej pokory, choć pod nosem widniał mu uśmiech. Zachowywali się, jakby nic się nie zmieniło, choć tak naprawdę bardzo wiele rzeczy uległo nieodwracalnym lub poważnym zmianom. -Nie? Chyba? Ale i tak podziękuję. Natknąłem się na to gówno zdecydowanie zbyt wiele razy i teraz noszę przy sobie antidotum. - Wyznał szczerze, wskazując głową na torbę postawioną nieopodal. Morsmorthis jeszcze by przełknął ale o Amortencji ni chuja nie było mowy. Zresztą teraz kiedy był w związku, nie wyobrażał sobie żeby mógł ulec czemuś takiemu. Wolał przygotować się na obronę w każdej chwili. Faktycznie Sorrento myślała i to całkiem nieźle, więc Max miał nadzieję, że ich dzisiejsza praca pójdzie im naprawdę sprawnie. Już pierwsze polecenia wykonała z odpowiednim skupieniem i dokładnością, a to zapowiadało sukcesy w dalszych etapach warzenia. -Świetnie. Teraz odstaw te jagody, ale przykryj je! Jak coś tam wleci mamy przejebane. - Poinstruował ją dalej. -Bierzemy się za miętę i jaja popiełka. Miętę rozrywasz na drobne kawałeczki prosto do kociołka, a jaja dusisz płaską częścią noża aż usłyszysz takie ciche pyknięcie. Kumasz? - Niby nie było tego dużo, ale wolał się upewnić, że Tori wie, co ma zrobić, żeby później nie dziwili się, że coś im się zepsuje czy wybuchnie przed nosem. -Powodzenia. Z tym akurat nie pomogę. Zbyt wiele razy widziałem to gówno ostatnimi czasy. - Lojalnie uprzedził, że jeżeli dziewczyna chce zmierzyć się z boginem, musi poszukać sobie innego skrzydłowego. Max nie miał zamiaru znów patrzeć na tragedie spotykające jego najbliższych i przeszywające bólem jego serce do samego korzenia.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Czy ktoś mi może wyjaśnić co tu się właściwie stało? Ona – zaatakowana przez diabelskie sidła, czego Max na szczęście nie widział. On? Rozciął sobie całą nogę w tym wyjątkowo niebezpiecznym miejscu. Co więc robią? Śpiewają szanty... Także tego... No... Może to przemilczmy. - Tym razem Ci wybaczę. Ale żeby mi to było ostatni raz – Matczyny ton jeszcze raz wjechał, ale już przerywany podśmiechiwaniem się pod nosem. To prawda, zachowywali się tak samo jak kiedyś. Z drugiej strony już ich pierwsze spotkanie odbywało się mniej więcej w takim samym klimacie, więc czemu nawet po amnezji miałaby być względem niego inna? Poznała go raz i ustawiła go wśród piedestału najbliższych jej osób. Poznała go drugi raz i co? I powoli chłopak wracał na ten piedestał. Tym bardziej gdy przy nim po prostu czuła się sobą. - Może się zaraz okaże, że to ja byłam jedną z takich fanek. W końcu jakoś to bożyszcze nastolatek zaciągnęłam do łóżka... A właściwie do domku na drzewie – Stwierdziła zastanawiając się chwilę, a przynajmniej tak wyglądając. Nawet się ostentacyjnie podrapała po brodzie. Tak poważnie jednak to sama w życiu by nie wpadła by nosić przy sobie takie antidotum. Nie wiem... Może po prostu nie czuła by mogła być celem czyjegoś tak chorego uwielbienia? Nie żeby nie czuła się atrakcyjna czy coś – ale no po prostu jakoś nie docierało do niej że ktoś mógłby tak na nią patrzeć. - Przykryte! – Odpowiedziała naprawiając swój błąd. Zdecydowanie nie chciałaby wiedzieć jak wygląda amortencja z muchą. I przede wszystkim jaka pachnie. I w kim człowiek się wtedy zakochuje... - Tak tak, ogarniam. Dużo tego – Najwyraźniej ona miała zdecydowanie inne odczucie co do kwestii eliksirów i ich przygotowywania. Po zapachu upewniła się, że mięta to na pewno mięta (a nie jakaś tutejsza roślina, która przypadkiem wleciała na stół) i zgodne z poleceniem rozdrobniła ją na najmniejsze możliwe części. Pyk, do wywaru. Zupka doprawiona. Potem wzięła się za jajka. Początkowo nie chciały się za bardzo rozpłaszczyć, więc użyła trochę więcej siły opierając rozprostowane ręce na nożu. Wtedy dopiero usłyszała dźwięk pęknięcia. - Ja nawet nie wiem co zobaczę więc... Nie wiem. Mogę spytać co Ty widzisz? Bez szczegółów – Przeniosła spojrzenie ze stołu roboczego na Maxa i uśmiechnęła się lekko, tak pokrzepiająco. Jej spojrzenie dawało jasno do zrozumienia „nie mów jeśli nie chcesz”. Ciekawe czy kiedyś wiedziała. Czy otworzył się przed nią do tego stopnia, by opowiedzieć jej o czymś tak mrocznym jak to.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jeżeli jakikolwiek słownik potrzebowałby definicji duetu Sorrento-Solberg to właśnie ta sytuacja opisywała go najlepiej. Nic dodać, nic ująć. -Nic nie mogę obiecać. - Wyszczerzył się w jej stronę, jak to on robiąc sobie bekę z całej sytuacji. Może i Tori go nie pamiętała, ale zdecydowanie nie miał udawać porządnego i grzecznego człowieka. -Prędzej byś mi matkę Amortencją poszczuła, żeby zdobyć jej autograf. Zresztą mnie nie trzeba tak podchodzić, żeby zaciągnąć mnie do łóżka. Wystarczy ładnie poprosić. - Ponownie zażartował, ale przy okazji odkrył kolejne fakty, które mogły pomóc dziewczynie nie tylko przypomnieć sobie Maxia, ale i poznać go na nowo. Co prawda teraz był w związku i sprawa wyglądała nieco inaczej, ale nie minęły dwadzieścia cztery godziny od kiedy poznali się po raz pierwszy a już wylądowali na poduszkach próbując świętować swoją noc poślubną. Skinął głową w geście pochwały na szybką reakcję, po czym ponownie zaciągnął się nikotyną. Jak narazie nie obawiał się, że będzie musiał interweniować. Miał przy sobie naprawdę ponętną pojętą uczennicę. -Jakby nie było to dość zaawansowany eliksir. Wiele studentów ma z nim problemy. Na szczęście. - Faktycznie instrukcji nie było mało, ale wszystko to było konieczne, by eliksir działał jak powinien. Do tego wielozadaniowość była naprawdę ważna w pracy z kociołkiem i nie każdy się do tego po prostu nadawał. -Okej teraz bawimy się temperaturą. - Powiedział, gdy jajka w końcu znalazły się w kociołku, a jego zawartość została zamieszana przez dziewczynę. -Co trzy minuty zwiększasz temperaturę o półtora stopnia. Ani mniej, ani więcej. - Poinstruował dalej. Był to tak naprawdę kluczowy etap, który mógł zaważyć nad sukcesem lub porażką ich misji. A nie był to krótki etap, bo trzeba było to powtarzać przez całe czterdzieści dwie minuty. -Nie wiem co gorsze. Wiedzieć, co Cię czeka, czy być przez to zaskoczonym. - Mruknął nieco ponuro, bo temat bogina naprawdę był dla niego ciężki. -Ciała. Martwe ciała moich bliskich. I głosy, które mnie o to obwiniają. - Nie patrzył na nią, gdy to wyznawał. Nie było to łatwe, ale wiele osób już widziało jak walczy z tymi lękami i nie była to szczególnie wielka tajemnica. Poza tym wiedział, że akurat Tori może ufać i nie bał się przed nią nieco otworzyć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
I tego się właśnie po nim spodziewała – że to nie pierwsza i nie ostatnia mało bezpieczna akcja w której Max będzie brał udział. Skoro natomiast ich słynne duo powróciło to prawdopodobnie sporo tych sytuacji i jej nie ominie. I gdzieś po cichu, z tyłu głowy, cieszyła się na to. Miło być częścią czegoś więcej niż „solo” nawet jeśli to skutkuje poważnymi ranami wymagającymi magii leczniczej. -Co rozumiesz przez ładnie, mężu? – Spytała uśmiechając się do niego zawadiacko, a następnie puszczając do chłopka oczko. Co natomiast do faktów – miała wrażenie, że skądś to już wiedziała. Może dlatego nie zwrócił na jego słowa większej uwagi? Nie pamiętał tylko czy już o tym rozmawiali, czy przyszło to wraz z jakimś innym wspomnieniem. Przysięgam, że jeżeli Max w głowie miał scenariusz rodem nauczyciel Solberg i uczennica Vitt w seksownym mundurku to... To znaczy, że myślą bardzo podobnie, bo jej to przemknęło przez głowę podczas kolejnych kierowanych w jej stronę wskazówek i poleceń. - Co trzy? – Dopytała ustawiając na ręce zegarek (oczywiście mugolski) tak by wydawał dźwięki co 3 minuty. Znając swoje roztrzepanie była pewna, że na własną rękę nie da rady kontrolować prawidłowo upływu czasu. - Za pierwszym razem chyba każdy jest zaskoczony, nie? – Stwierdziła wzruszając przy tym z lekką rezygnacją ramionami. Tylko ile ona jeszcze będzie przeżywać takich pierwszych razów? Jedne były lepsze, drugie były gorsze. Co do pierwszego razu z boginem dobrze wiedziała do której z tych dwóch kategorii może to od razu zakwalifikować. - Wiesz, że to dobrze o Tobie świadczy, prawda? – Odpowiedziała gdy ten wyznał jej co jest jego największym lękiem – Ludzie mają bzdurne lęki takie jak pająki czy ciemność – Gdyby dziewczyna wiedziała a propos tego drugiego... – Ty się boisz o bliskie Ci osoby, a to chyba najbardziej racjonalny lęk na świecie. Choć najgorszy ze wszystkich – Nie wiem na ile pokrzepiła go tymi słowami. W międzyczasie mówienia zbliżyła się do Maxa i na chwilę położyła mu rękę na torsie gdzie pogładziła materiał jego ubrania opuszkami palców. Zerkała na swoją dłoń, nie na jego twarz. Dopiero po chwili podniosła głowę do góry, obdarzyła go uśmiechem i wróciła do kociołka. Zegarek zabrzęczał, a ona podniosła temperaturę pilnując by się nie pomylić co do ilości stopni.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Spodziewała się bardzo dobrze, bo o ile Maxio nie był już takim pojebem jak kiedyś, to jednak przecież nie stał się nagle normalnym i porządnym obywatelem świata. Co to to nie. Wciąż był spontanicznym nastolatkiem z szalonymi planami, które chętnie wprowadzał w życie sam, czy też w doborowym towarzystwie, a do takiego Tori z pewnością należała. - Myślę, że wiesz bardzo dobrze. Wcześniej wychodziło Ci to naturalnie. - Pstryknął ją w nos, bo nie mógł odmówić dziewczynie uroku i zdolności, które ostatecznie sprawiły, że wylądowali w łóżku. Wielokrotnie zresztą. Raczej nie taki scenariusz miał w głowie, ale skłamałby mówiąc, że wspomnienia z tamtych nocy do niego nie wracały. Jakby nie było wciąż jego libido było nienaturalnie wielkie, a nie mógł teraz zwalić tego na prochy, skoro był przecież czysty od kilkunastu tygodni. Wolał jednak skupiać się na eliksirze. Zdecydowanie wolał się skupić na eliksirze. - Co trzy i ani sekundy więcej ani mniej. - Ostrzegł ją, nieco nieufnie patrząc na zegarek, jaki widniał na jej ręce. Czy na pewno był w stanie tak precyzyjnie odmierzyć czas? Miało się okazać już niedługo. -Może lęk racjonalny, ale nie do końca chciałbym to oglądać tak często jak muszę... - Powiedział jeszcze, a gdy poczuł jej rękę na swoim torsie uniósł wzrok i uśmiechnął się słabo, po czym na chwilę ją przytulił. -Wracaj do kociołka. Czas już pomieszać. - Dał jej buziaka w czoło na znak podziękowania za to wsparcie, ale musiał wygonić ją do roboty, żeby przypadkiem nie było katastrofy za chwilę w tym miejscu. Poza tym też nie chciał się jakoś specjalnie rozkleić. Przecież trzeba twardym być nie miętkim czy coś tam.
Kostki:
Rzuć 7xk100 żeby sprawdzić, jak idzie Ci to długie mieszanie. Każdy wynik w przedziale 20-60 oznacza sukces i wyczucie czasu. Jeśli będziesz mieć poniżej 5 sukcesów, eliksir jest zepsuty
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Błąkanie się po Dolinie Godryka już kiedyś zakończyło się dla Ariadne niefortunnie. Tylko co wtedy było gorsze; oberwanie w głowę od złośliwych stworzeń czy wpadnięcie prosto w ramiona Salazara Moralesa? Ciężko stwierdzić. Ale Wickens mimo wszystko bardzo polubiła to miejsce. Uwielbiała je nawet pomimo czyhającego zewsząd niebezpieczeństwa - a może właśnie dlatego? Nie żałowała się, że się tu wprowadziła. Nie słyszała nic o tym, jak doszło do opuszczenia szklarni ani kiedy to się właściwie zdarzyło. Chętnie zasięgnęłaby wiedzy o tym, ale ostatnio nie miała prawie żadnych okazji do wymiany zmian z innymi ludźmi. Praca zmuszała dziewczynę do poświęcania jej prawie całego wolnego czasu. Samotność od zawsze znosiła dobrze, przyzwyczajając się do towarzystwa książek. Czasami jednak naprawdę pragnęła natknąć się na kogoś, kogokolwiek. Czy w opuszczonych szklarniach istniały na to jakieś szanse? Nie za bardzo. Ale nie przyszła tutaj, żeby szukać towarzystwa. Gdyby tego chciała aż tak desperacko, to po prostu zajrzałaby do klubu Pure Lux albo innego miejsca, gdzie nawet w tym okresie tuż przed świętami, dalej przebywało trochę osób. Ariadne wybrała się na spacer w to odludne miejsce, ponieważ rośliny, które hodowała ostatnimi miesiącami u siebie w ogrodzie, wypuściły dużo pąków oraz nasion. Aż żal było z tego nie skorzystać, więc do głowy dziewczyny przyszedł pomysł, aby przejść się po Dolinie i rzucić gdzieniegdzie na ziemię trochę tych nasionek, zarodników i pesteczek, a być może wiosną coś zacznie wyrastać. Były to rośliny wyłącznie lecznicze, więc Wickens uznała, że nie mogłoby to w żaden sposób przynieść kłopotów, a wręcz przeciwnie, jeśli ktoś będzie potrzebować za jakiś czas kory drzewa wiggen czy lekarskiego rumianku. Przechadzała się ścieżkami między szklarniami, odrobinę bojąc się zajrzeć do środka. Prawdopodobnie pozostawiono tam magiczne rośliny i kto wie, jak bardzo zdziczały. Porozrzucała gdzieniegdzie to, co zebrała w koszyczku. Równie dobrze przez zalegający wszędzie śnieg mogła to być robota zupełnie na marne, ale skoro istniała szansa, że coś się przyjmie, to tej szansy Ariadne wolała się trzymać. Zauważyła, że rośnie tutaj już sporo innych ciekawych gatunków, a jako że uwielbiała zielarstwo, chętnie przyglądała się oraz podchodziła do różnych krzewów przykrytych białym puchem. Gdzieś uchowała się nawet zdrowa, dorodna księżycowa rosa. Może tak by ją zebrać? Zawsze się przyda przy eliksirach leczących. Dziewczyna przycupnęła przy roślinie. Niespodziewanie usłyszała brzęczenie, a kiedy się rozejrzała, kilka trzminorków już latało wokół rosy, a jednocześnie przez to także wokół Ariadne. Robactwo odrobinę dziewczynę brzydziło, ale to nie było głównym problemem. Owady te bardzo mocno wpłynęły na Wickens, pogrążając ją w melancholii. Przestała mieć ochotę na zbieranie roślin. Właściwie to przestała mieć ochotę na cokolwiek. Parę kropel syropu skapnęło na płaszczyk aurorki, która opadła zmęczona na śnieg, kładąc się na ziemi plecami. Wzrok wbiła w ciemniejące szybko niebo nad sobą, po którym płynęły szare chmury. Jako że prószył śnieg to niebawem poczuła zimne, wilgotne drobinki na swojej twarzy, ale zupełnie to zignorowała. Dlaczego miałaby się podnosić? Czy to ma jakikolwiek sens? Ariadne ogarnęło mnóstwo czarnych myśli, a większość wiązała się z trudną sytuacją jej przyjaciółki. Wyobrażała sobie, jak wiele miesięcy już cierpiała. Jak niewiele uzdrowicieli wierzyło w to, że kiedyś jej stan ulegnie poprawie. Jak bardzo smutno się przez to czuła, kiedy tylko pozwalała sobie o tym myśleć. Nim Ariadne się zorientowała, ciężkie, ciepłe krople łez zaczęły spływać po jej policzkach, ale nie łkała, wpatrując się prawie że pustym spojrzeniem w górę. Trzęsła się z przejmującego zimna.
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Ostatnimi czasy dusiłem się w domu. Coraz więcej czasu nocy spędzałem w szkole. Częściej wychodziłem na obiadki z Zoe, to z nią nadrabiając stracony czas, a nie z całą rodziną. Jakoś ciężko mi było w naszej rezydencji. A kiedy nastał okres świąteczny, a pobyt w rezydencji był nieunikniony - musiałem coś na to poradzić. Mnóstwo czasu spędzałem na głównie dwóch rzeczach. Po pierwsze próbowałem ile mogłem trenować magię bezróżdżkową. Co okazywało się być bardzo trudne, bo ćwiczyłem już ją od dawana, ale nadal nie szło mi tak jak wydawało mi się, że będzie w mojej wyobraźni. Po drugie - przygotowywałem cały zapas eliksirów na uzdrawianie. Przesiadywanie w mojej pracowni i robienie eliksirów, wykorzystując do tego zaklęcia bez użycia różdżki, to miał być mój przepis na przetrwanie zbyt dużej ilości wolnego. Dzisiejszy dzień był jeszcze gorszy niż zwykle. Trudno było ze mną się dogadać, bo chodziłem podenerwowany faktem kolejnej choroby. Tym razem miałem wrażenie, że jakieś paskudztwa chodzą po moim ciele nieustannie. Nie mogłem usiedzieć w miejscu, robić nic konstruktywnego, a nawet porozmawiać z kimś bez irytacji. Stwierdzam więc, że zaczerpnę świeżego powietrza. Jeśli będę na dworze, to może przynajmniej będę miał tak dużo innych bodźców, że zapomnę o tym uczuciu łażenia po mnie robactwa. Dobrze wiem gdzie pójdę. Dolinę Godryka już znam całkiem nieźle. Co prawda do samej szklarni rzadko wchodzę, ale wokół mogę znaleźć mnóstwo pożytecznych roślin do uzdrawiania. Dziś jednak, w poszukiwaniu czegoś bardziej ekscytującego, albo może chcąc zapomnieć o dzisiejszej chorobie, postanawiam wejść do szklarni. Natychmiast znajduję połacie rumianku lekarskiego oraz krwawego ziela. Prędko zaczynam zbierać jak najwięcej do swojej torby. Po drodze natykam się na jakieś nieznane mi ziarna, którym przyglądam się uważnie kiedy wstaję z kucek. Ale nie mogę rozpoznać co to jest. Idę parę kroków dalej i o mało nie dostaje zawału. I na dodatek wzdrygam się myśląc o spacerujących po mnie robakach. - Jezus... Wickens? - wygrzebuję z pamięci nazwisko aurorki, która leżała na śniegu, jakby odrętwiałą. Podbiegam do niej, wyciągam różdżkę i próbuję się zorientować co jest. - Ariadne? Słyszysz mnie? Wstań - proszę ją ustawić choćby do pozycji siedzącej. Rzucam prędko Calefieri i już jestem gotowy przeprowadzać dalsze badania co mogę dla niego zrobić.
Upłynęło naprawdę dużo czasu, a ciało aurorki odrętwiało już przez przejmujący mróz. Rzęsy oraz brwi miała niemalże skute szronem. Nie potrafiła przejmować się tym, jak bardzo źle może się to wszystko skończyć. Ciągle myślała o najczarniejszych scenariuszach, pogrążając się w głębokiej depresji i kto wie, czy nie leżałaby tu tak do czasu aż organizm straciłby wolę walki, gdyby nie pojawienie się osoby, jaką dostrzegła kątem oka. Dopiero kiedy nieznajomy podbiegł, Ariadne rozpoznała, że to jednak znajomy. - Pan Williams? - wyszeptała niewyraźnie, zauważając, jak jej wargi zdążyły popękać po wystawieniu na mroźny wiatr, gdy tak w bezruchu leżała. Przy mówieniu odczuwała piekące ukłucia bólu, więc syknęła. Jednak to jedyne, co Ariadne wyraźniej czuła, bo emocjonalnie stała się pusta przez syrop trzminorków. Nie posiadała na tyle rozległej wiedzy o magicznych stworzeniach, żeby umieć połączyć ze sobą kropki, a tym samym powiedzieć o tym zaniepokojonemu mężczyźnie. A co zabawne, jakiś miesiąc temu miała za zadanie złapać przestępcę o ksywie "Trzminorek". Może to jakiś specyficzny rodzaj karmy. Gdyby nadal trzymała jej się obsesyjna choroba, która nakazywała najwyższą podejrzliwość, na pewno stwierdziłaby teraz, że ktoś na nią nasłał te owady. Trzminorki spłoszyły się przybyciem kolejnej osoby oraz chaosem, jaki na moment powstał. Ich obecność nie oddziałała więc negatywnie na Huxley'a, ale melancholia nadal trzymała się umysłu Wickens dość mocno. Odrobinę pomogło przyjemne ciepło, które stopniowo odpędzało wspomnienie lodowatego śniegu, jaki pokrył ciało dziewczyny. Calefieri, rozpoznała półprzytomnie. Drgnęła mocno, gdy Huxley musiał dość siłowo usadzić otumanioną Wickens, której mięśnie stały się całkowicie rozmiękłe. Dlaczego to zrobił? - Proszę nie marnować na mnie swojego czasu. - zaprzeczyła cichutko oferowanej pomocy, nie potrafiąc odnaleźć w niej sensu. Ariadne trzęsła się nadal, choć nie z zimna, a bardziej był to u niej efekt psychiczny złego stanu emocjonalnego. Zdawało się, że łzy nadal spływają wąskimi strumykami po bladych niczym papier policzkach. Zacisnęła kilka razy powieki tak mocno, że aż zatańczyły jej przed oczami kolorowe plamki. Dłoń wyciągnęła odruchowo ku towarzyszowi, korzystając ze stabilnego oparcia, jeśli ją ujął. Huxley mógł zauważyć, że w istocie nic poważnego Ariadne nie dolega, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wyglądało to faktycznie na niebezpieczną sytuację.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Gdybym nie postanowił wybrać się tak daleko na swoje stałe spacery w poszukiwaniu składników, z pewnością nie spotkałbym Ariadne i lepiej nie myśleć co wtedy by się wydarzyło. Nie wiem co było powodem jej leżenia na śniegu, jednak uznałem że to nie była raczej świadoma drzemka. Nie miałem jednak póki co podstaw do tego by stwierdzić jaka była tego przyczyna. Widzę jednak, że nie były związane z tym żadne zaniki pamięci - Wickens nie znała mnie za dobrze, a jednak pamiętała moje nazwisko. Powoli w swojej głowie wykreślam wszelkie możliwości z tym akurat związane. Ja również nie jestem szczególnym znawcą magicznych stworzeń. Znam się na składnikach jakie mogą dawać, wiem jak można leczyć zadane przez nie rany. Ale ja nie widziałem atakujących jej stworzeń. Pewnie Atlas na przykład zobaczyłby pokrzywy rosnące niedaleko nas i już znałby przyczynę omdlenia młodszej aurorki. Póki co jednak mogłem jedynie ją ogrzać i próbować doprowadzić do porządku. Rzucam kilka różnych zaklęć by spróbować pomóc dziewczynie. Od Levatur Dolor nawet sprawdzając Surexposition, a na kiedy słyszę kolejne słowa Wickens, z lekkim zdumieniem unoszę brwi, ale rzucam Rennervate, niekoniecznie przekonany, że to akurat może dobrze pomóc, ale może jakoś się tym sposobem rozbudzi. - Uznaj mnie za speca od przypadków beznadziejnych - mówię tylko na dziwne pytanie Ari. Czy mogła wypić jakiś eliksir? Czy jakiś jej wróg z pracy jej to zrobił? - Potrzebuję żebyś się skupiła. Co jest ostatnią rzeczą którą pamiętasz? - pytam i łapię dłoń kobiety, by ścisnąć ją lekko, by dać jakiekolwiek pocieszenie. Jednak nie będę w stanie jej pomóc, dopóki nie dowiem się co powinienem leczyć. A pewnie im dłużej tu siedzimy, tym będzie gorzej. Poważnie się zastanawiam nad tym czy po prostu nie zabrać jej w tej chwili stąd. Ale nawet nie jestem pewny czy mam kierować się do Munga? Czy to potrzebne? Jeśli dowiem się co jej jest, pewnie będę w stanie jej sam pomóc. Rozglądam się po wnętrzu szklarni w poszukiwaniu jakichś znaków co tu mogło się wydarzyć, ale niezbyt dobry ze mnie detektyw. Powoli rozważam zabranie jej po prostu do swojego domu.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Robiła co mogła, mieszała i mieszała, ale tak to jest jak człowiek polega na technologii. Gdyby mieli tu specjalistyczną, magiczną klepsydrę, na pewno byłoby precyzyjniej, a tak? Zdawać by się mogło, że wszystko zgodnie z planem, a w rzeczywistości zabrakło wyczucia o dosłownie kilka sekund. Co więcej, do opuszczonej szklarni wbiegła łasica, najpewniej chowając się przez lutowym chłodem otoczenia. Wpadła wprost na stolik eliksirowy, przy którym pracowali i narobiła bałaganu, nim ktokolwiek był w stanie z nią sobie poradzić. Różne rzeczy powpadały do kociołka, to z pewnością nie był już ten eliksir, który Max planował uwarzyć.
Rzuć k6 na to, ile nowych składników wpadło do kotła oraz k100 na to, czy będziesz w stanie odratować to arcydzieło kulinariów eliksirowych, gdzie musisz wyrzucić więcej niż 50.
| Atlas
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ta przeklęta łasica, która wszystko pojebała. Gdy tylko Max zauważył, że składniki wpadają do kociołka, odepchnął Tori, by nie stała się jej krzywda i próbował jakoś sytuację ratować. Przede wszystkim zwracał wielka uwagę na to, co nieproszonego zostało dorzucone do kociołka, przez niesforne zwierzę i choć doskonale rozpoznawał własny inwentarz, tak nie miał jeszcze miary w oczach, by być w stanie określić, jaka gramatura się do magicznego gara dostała. Nic wiec dziwnego, że wszelkie próby ratowania tej Amortencji poszły na marne. Ba, nad kociołkiem zaczął unosić się niepokojący opar. Poprosił więc Tori, by opuściła szklarnię, a sam wyczarował sobie bańkę powietrza i próbował dalej, jakkolwiek ratować już nawet nie sam eliksir, choć tu też się nie poddawał, ale przede wszystkim całą resztę składników i sprzętu, które były dla niego niezwykle cenne.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Dobrym rodzajem testu i nauki jest próba naprawienia czegoś, co się zjebało, a szczególnie, kiedy nie wiemy nawet do końca co właściwie się zjebało. Łasica zrobiła dwie rundki dookoła szklarni w panice całym rabanem i wybiegła jakby jej ten lutowy mróz jednak już nie przeszkadzał. Co innego eliksir, zmienił barwę, aromat, zaczął dziwnie dymić. Max musiał włożyć wiele wysiłku i przypomnieć sobie wiele zależności między składnikami i temperaturami, by rozpoznać co się z tym eliksirem dzieje.
Rozpoznał trzy składniki z tych, które do kotła wpadły, ale przez to, że trudno było właściwie ocenić jak dużo z nich i w jakiej kolejności się wsypały, należało teraz skupić się na tym, by po kolei próbować ich inwazji w przepis przeciwdziałać.
Rzuć k100 na kazdy składnik (czyli 3xk100), wszystko powyżej 30 to sukces, poniżej 30 rzuć k6 czy kociołek wybucha - wybucha na parzyste.
| Atlas
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie było czasu na dogłębne analizy i przypominanie sobie całych podręczników. W tym wypadku Max musiał zdać się na swoje doświadczenie i ewentualne notatki, które raz po raz pojawiały się w umyśle nastolatka. Musiał działać szybko i co najważniejsze - skutecznie, jeśli chciał ten dzień przeżyć i wyjść stąd o własnych siłach. Jak zwykle w takich chwilach, myślał wyjątkowo chłodno i racjonalnie. Pierwsze dwa składniki rozpoznał bezbłędnie, mając obraz tego, jak to wszystko naprawić. Niestety, przy trzecim pomylił się, nie zauważając drobnej różnicy w ożyłkowaniu liści i myląc rośliny, przez co o mało co, nie odprowadziłby do katastrofy. Na całe szczęście zreflektował się w ostatniej chwili, zmieniając temperaturę i dorzucając ostatni składnik stabilizujący, a mikstura zaczęła się uspokajać, choć do Amortencji to było jej już daleko, jak Maxowi do bycia Ministrem Magii. Gdy katastrofa została odgoniona, a stanowisko zwinięte i posprzątane, Solberg wyszedł do szklarni, ku uciesze Sorrento, po czym udali się do najbliższego magimedyka, by na wszelki wypadek sprawdził, czy jako tako żyją szczególnie, że Max wciąż lekko kulał, przez te pierdoloną brzytwotrawę.
//zt
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees