Czy czarodzieje wierzą jeszcze w kogoś poza Merlinem lub Morganą? Niektórzy powiedzą Ci, że tak. Zwierzą się może też z codziennych modlitw, składania ofiar czy przedziwnych praktyk magicznych, mających udobruchać ich Boga, a z kolei inni zaprzeczą. Wyznając absolutną niewiarę, uśmiechną się lub wręcz wyśmieją taką herezję, potraktują Cię pogardliwie lub uniosą się dumą, oburzeni, że pytasz ich o coś takiego. Ciężko określić czy tajemnicza, dawno już opuszczona kapliczka, wybudowana na obrzeżach Doliny Godryka była postawiona przez czarodziejów czy może przez mugoli. Jej historia sięga tak odległych czasów, że właściwie ciężko jest wychwycić moment jej powstawania, ale to samo tyczy się również jej upadku. Mury kruszeją rok w rok, a nieświadomi niczego mieszkańcy prowadzą codzienne życie tuż obok, być może, siedziby dawnego Boga. Dziś to miejsce jest jedną, wielką niewiadomą, kuszącą przedziwną magią, która, podobno, uzdrawia ciężko chorych i działa prawdziwe cuda. Tylko, że im więcej pozytywnych opinii, tym również pojawiają się te oskarżycielskie. Przeklęta kapliczka, mówią, sprawia, że kobiety ronią łzy nad straconymi dziećmi, a mężczyźni opadają z sił, przykuci do łóżek przez ciężkie choroby. Odważysz się przekonać jak jest naprawdę?
Uwaga! Wchodzisz tu na własną odpowiedzialność! Kostki, które tu wyrzucisz mogą ci dać bardzo duży potencjał magiczny, niesamowite przedmioty itp. Jednak możesz też zachorować na nieznaną chorobę, poważnie się poranić lub stracić dużo pieniędzy. Zanim rzucisz kostką, upewnij się, że znasz zasady wynikające z rzutu.
1 - Kiedy zbliżasz się do kapliczki, masz wrażenie, że coś lub ktoś Cię obserwuje. To dziwne uczucie nie zanika wraz z kolejnymi krokami, a wręcz osiąga apogeum, w chwili, w której zaciekawiony dotykasz zmurszałego kamienia tworzącego niewielki ołtarzyk, zasłany liśćmi opadłymi z okolicznych drzew.
Spoiler:
Jak się okazuje, nie był to dobry pomysł. Wraz z chwilą, w której Twoje palce odrywają się od kamienia, uderza w Ciebie przedziwna fala magii. Przez moment wręcz musiałeś poczuć się oszołomiony i być może bardzo zaskoczyło Cię to co nastąpiło chwilę później: z Twojego nosa eksplodowała fala czerwieni, będąca niczym więcej jak okropnie intensywnym krwotokiem z nosa. Jednakże, nie ma tego złego. Kiedy dochodzisz do siebie, zauważasz, że stoisz teraz na czymś śliskim i przeźroczystym. Zdobywasz pelerynę niewidkę.
2 - Zbliżasz się do kapliczki, a towarzyszące Ci uczucie niepokoju staje się powoli męczące. Nie możesz być pewien tego, co czeka Cię w tym miejscu, owianym wyjątkowo nieprzychylną sławą, a przedziwna magia wyczuwana przez Ciebie w powietrzu nie napawa entuzjazmem. Nagle zatrzymujesz się chcąc się rozejrzeć (wtedy dostrzegasz przeszkodę tuż przed sobą) lub po prostu dalej maszerujesz, potykając się o coś, co ukryła kupka zeschłych liści, śnieg lub dowolna przeszkoda odpowiednia dla danej pory roku. Kiedy bliżej się przypatrujesz, okazuje się, że przed Tobą leży niewielka sterta starych, obgryzionych do cna kości, z tym, że bardzo ciężko stwierdzić czy należały do człowieka czy zwierzęcia.
Spoiler:
Jeśli je rozgarniesz, będziesz mógł znaleźć nową - starą różdżkę (wylosuj ją w odpowiednim temacie). Trudno powiedzieć w jaki sposób się tutaj znalazła, ale z pewnością jej dawny właściciel już dawno nie żyje, a magiczny patyk należy już do Ciebie (wystarczy, że go dotkniesz, a wyrzuca z siebie iskrę, meldując posłuszeństwo nowemu panu).
3 - Nie wiesz czy to Twoja zasługa, czy dzisiaj kapliczka jest po prostu łaskawa, ale nie prześladuje Cię ani dziwne uczucie bycia obserwowanym, ani żadne słabości. Bez większego problemu podchodzisz do ponurego ołtarza, przy którym stoi wysoki świecznik z zaskakująco nową, czerwoną świecą.
Spoiler:
Dorzuć dodatkową kostkę: Parzysta – nie zwracasz uwagi na świece i odchodzisz z pustymi rękoma. Nieparzysta – zapalasz świece. Przez chwilę obserwujesz rozedrgany płomień, a kiedy spoglądasz pod nogi, dostrzegasz, że pojawiła się przy nich buteleczka z eliksirem Colore Inversio, który możesz ze sobą zabrać.
4 - Wszystko jest dobrze do czasu. Może udaje Ci się nawet wejść do kaplicy, a może i nie. W każdym razie po chwili dopada Cię ogromny, paraliżujący ból w podbrzuszu.
Spoiler:
Jeśli jesteś kobietą – czujesz jak coś spływa Ci po nodze, a kiedy badasz co to takiego, okazuje się, że zaczęłaś niekontrolowanie krwawić z dróg rodnych. Jeśli jesteś w ciąży - tracisz dziecko, co wymaga wizyty na oddziale położniczym szpitala Świętego Munga. Jeśli nie - udaje Ci się samodzielnie powstrzymać krwotok, ale z pewnością będziesz odczuwała silne bóle przy jakimkolwiek większym wysiłku przez trzy tygodnie. Jeśli chcesz, możesz przebadać się i wyleczyć w szpitalu. Spędzisz tam fabularny tydzień, ale nie będziesz musiała przejmować się bólami. Jeśli jesteś mężczyzną – nie wiesz co się dzieje, dopóki Twoje własne ciało nie zaczyna Cię zaskakiwać. Doznajesz absolutnej impotencji, jaka będzie prześladować Cię przez aż dwa miesiące, chyba że skontaktujesz się w magomedykiem.
5 - Tajemnicza kaplica niesamowicie Cię inspiruje! Ledwie znalazłeś się w jej pobliżu, a poczułeś jak wypełnia Cię nieznana, przyjazna magia, rozjaśniająca wątpliwości i wspaniale rozwijająca Twoje zdolności magiczne.
Spoiler:
Twój kuferek właśnie powiększa się o 2 punkty, jakie możesz doliczyć do zaklęć i opcm.
6 - Miałeś prawdziwego pecha. Nie zdążyłeś nawet dojść do kaplicy, a już potknąłeś się o wystający korzeń i niefortunnie stanąłeś. Nie ma szans, aby w związku z tym pękła Ci jakakolwiek kość, ale złośliwa kapliczka chyba zadbała o to, abyś miał jednak okazję trochę pocierpieć.
Spoiler:
Jeśli masz poniżej 10p z magii leczniczej w kuferku – ogromny ból niemalże całkowicie odbiera Ci chęć do chodzenia. Przy każdym kroku czujesz, jakby Twoja kość roztrzaskiwała się na setki kawałków. Musisz udać się do lekarza, w przeciwnym wypadku podobne, fantomowe dolegliwości będą Cię nawiedzały jeszcze przez 2 tygodnie fabularnej gry. Jeśli masz powyżej 10p z magii leczniczej w kuferku – postanawiasz na wszelki wypadek samodzielnie rzucić kilka zaklęć na swoją nogę. Zabezpieczasz ją tym samym przed atakiem groźnej magii i udaje Ci się wyjść z tego bez szwanku.
Autor
Wiadomość
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Nikt jej nie powiedział, że znajomość z nim będzie łatwa, pozbawiona problemów, a przede wszystkim spokojna i przynoszącą same pozytywne wspomnienia. Jemu też nikt nie powiedział w przeszłości, jakie kłopoty będzie sprawiał w czasach odległych, w czasach możliwych do zobaczenia przez jasnowidzów. Nikt nic nie wiedział. Ona nie wiedziała o jego dawnych dziejach, on nie zaglądał w odmęty pamiętnika, jakim był jej umysł. Nie bez powodu uczył się oklumencji, a nie legilimencji; mimo, że mógł się obecnie wydawać jednym z oprawców gotowych podnieść broń, by zabijać dla własnej przyjemności, to tak naprawdę taki nie był. Przechodził ostatnio naprawdę ogromną metamorfozę, której nie mógł określić innymi słowami niż tymi, że była po prostu... dziwna. Niespodziewana. Kiedyś był znacznie bardziej ironiczny, pozbawiony hamulców, a teraz począł zwracać uwagę na niewinne duszyczki, które to się albo obok niego przypadkowo znalazły, albo to on się obok nich przykładowo znalazł... albo po prostu same do niego przyszły. I o ile, ze względu na negatywną opinię na jego temat w Hogwarcie znał każdy, o tyle jednak, jeżeli postanowi zaufać, to tak naprawdę stanie się wierny do końca, a przynajmniej do czasu. Do czasu, kiedy zdrada subtelnie przypomni mu o tym, że nigdy nie powinien pokładać w sobie żadnej nadziei. Ani tym bardziej w innych. Że powinien przestać wierzyć w prawdę dobroci ludzkiej, czekając ostrożnie na kolejny nóż wbity perfidnie w plecy, zamiast się go kompletnie nie spodziewać. Wtedy mniej bolało. — Czyli połączenie tego wszystkiego. — przyznał. Adrenalinę może wywołać do krwi nawet drobna rzecz; konkurencja, walka, latanie na miotłach, poznawanie czegoś nowego, wcześniej nieodkrytego. Misja. Gdyby on usłyszał to pytanie z jej ust, być może nie znalazłby na to dokładnej odpowiedzi. Wiele przecierpiał, zadając się z ojczymem, który lubował w kolejnych butelkach turlających się nachalnie po stole. Podczas walki ze zjadaczem trupów również zachował należytą dozę spokoju, mimo hormonu krążącego po jego organizmie; nawet podczas treningu ze Solbergiem, kiedy ten mu złamał obojczyk, a następnie, reagując udruchowo, wywołał nacisk na organy i tym samym wykrztuszenie z siebie krwi. Niezachwiana równowaga własnego ducha, z której nie zamierzał rezygnować, nawet jeżeli instynkty są potrzebne chociażby do przetrwania - nie zamierzał z niej rezygnować. I o ile ostatnie lata przeżył bez żadnych blizn, o tyle kolejne, które mógł sobie dopisać do gablotki, przestały go interesować. Od kiedy miał bardziej wywalone w to, w jakim stanie może skończyć, wszystko przychodziło mu po prostu łatwiej. — Byleby żyć do tego stopnia, by pod koniec niczego nie żałować, godnie odchodząc? — zapytał. Przystanął, zapoznając się z magią, która drzemała w kapliczce; podobna do Luizjany, podobna do sztuk zakazanych. Gotowa wydobyć z siebie bliżej nieokreśloną moc, nie zdawała się posiadać w sobie litość wobec tego, co chce im tak naprawdę przekazać. Nawet różdżka mu mimowolnie w kieszeni kurtki moro zadrżała, jakoby chcąc zasygnalizować, że miejsce to nie jest bezpieczne, nawet jeżeli rdzeń z buchorożca wspierał działanie czarnej magii. Kiedy zrobił jeden krok, poczuł na sobie spojrzenie bliżej nieokreślonej duszy, ale podejrzewał, że to jest tak naprawdę działanie tego, co zakazane, nic więcej. A przynajmniej tak podejrzewał, kiedy to oczyszczał myśli, starając się dostrzec potencjalnego wroga. — Homenum Revelio. — wykrzesał z własnych strun głosowych, kiedy to zacisnął stanowczo palce na własnej różdżce, niemniej jednak zaklęcie niczego nie wykazało. Pusto; poza Julią, nikogo wokół nich tak naprawdę nie było, w związku z czym Lowell wyrzucił wręcz dosłownie do kosza uczucie bycia obserwowanym, kompletnie je ignorując. — Podobno w Dolinie Godryka jest kapliczka, co uzdrawia chorych i powoduje cuda, ale także nawołuje choroby. A kobiety tracą przez nią dzieci. — napomknął, spoglądając na nią własnymi, czekoladowymi oczami. Co o tym sądziła, kiedy to zbliżali się coraz bardziej do obiektu, a dziwne uczucie osiągało powoli najwyższy możliwy pułap?
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Młodość miała to do siebie, że rządziła się swoimi niepisanymi prawami. A jednym z tych praw była odyseja, która zmieniała cię jako człowieka. Każda osobowość, w oczach Krukonki, była jak dom. Fundamenty pozostawały te same, ale cała reszta mogła się zmieniać i to robiła. Ona też nie była tą samą osobą, którą była choćby kilka miesięcy temu, o czym boleśnie uświadomiło ją starcie z boginem, który nieoczekiwanie przybrał nową, nieznaną jej formę. I choć z pozoru była tą samą dziewczyną z sąsiedztwa, co zawsze, z którą można było napić się wina, spalić fajkę i przegadać cały wieczór, to coraz częściej łapała się na tym, że z każdym dniem to tej układanki dochodziły kolejne elementy. Zaczęła także rozumieć, dopiero teraz, dopiero po latach, czemu jej patronusem jest dzik. Święte zwierzę celtów, będące symbolem odwagi, siły, mocy, okrucieństwa, skryte było w duszy drobnej kościstej brunetki.
- Może faktycznie wszystkiego po trochu – przyznała. – W każdym razie zawsze mnie zastanawiało, co kryje to dziwne miasteczko. No i nie miałabym nic przeciwko, gdyby udało nam się znaleźć coś nietypowego.
Ruszyła za chłopakiem, spoglądając raz na jakiś czas pod nogi, żeby nie zaliczyć gleby i czegoś sobie nie zrobić. Magia, którą przesiąknięte było to miejsce, sama w sobie była niebezpieczna. Nie chciała jej ułatwiać zadania, skręcając sobie w głupi sposób kostkę.
- To trochę jak w tej mugolskiej piosence: „Zmierzyłem się z tym wszystkim, zachowałem dumę I zrobiłem to po swojemu”. Całkiem przyjemna piosenka, polecam przesłuchać.
Widząc subtelną reakcję Puchona, sięgającego po różdżkę, zachowała się identycznie. Również wyjęła swój magiczny patyk i wytężyła słuch i wzrok, oczekując na jakąkolwiek reakcję miejsca, w którym się znaleźli. Czuła, jak serce pompuje po organizmie oszałamiającą mieszankę hormonu stresu i adrenaliny sprawiając, że zmysły jej się wyostrzyły, a jej ciało przygotowało na walkę. - Brzmi intrygująco – przyznała, słysząc słowa o magicznych właściwościach kapliczki. – Szczególnie ta niespodziewana aborcja. Jak myślisz, ile ta kapliczka może mieć lat?
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Każdy umysł tak naprawdę stanowi osobny dom, w którym znajdują się poszczególne pokoje. Pokoje te są zabezpieczone poszczególnymi kluczami, pasującymi tylko i wyłącznie do konkretnego zamka; niektóre pomieszczenia są skrupulatnie ukrywane przed wścibskimi oczami. Wiedział o tym doskonale, kiedy to zapoznawał się z własnymi strukturami płynących zdań i zlepek słów pod kopułą czaszki. Nie wszystko powinno być udostępniane publicznie; świadomość tego powodowała, iż bez problemu począł naukę oklumencji. Nie chciał, by ktoś inny uzyskał dostęp do tego, co prywatne i co powinno pozostać tak naprawdę w jego pamięci. Czasami dopuszczał pod swoje skrzydła inne jednostki, ale rzadko kiedy to się zdarzało, gdy potencjalna możliwość wbicia noża w plecy przechodziła przez membrany skóry i tym samym uniemożliwiała posiadanie dobrych relacji z innymi. Sam patronus u niego nie był jeszcze wykształcony; nie potrafił go rzucić, poza drobną mgiełką, z którą miał do czynienia, kiedy usta swobodnie opuszczały słowa Expecto Patronum. Oczekiwał strażnika; z czasem może się go spodziewać, ale na razie ta umiejętność pozostawała poza zasięgiem jego otwartej dłoni do przodu. Nie wiedział, w co się uformuje duchowy odpowiednik; podejrzewał, ale jego podejrzenia mogą być równie nietrafne. — Dziwne, nietypowe miasteczko. — uśmiechnął się słabo pod nosem, wiedząc doskonale o tym, że tak naprawdę Dolina Godryka kryje w sobie zbyt wiele niebezpieczeństw. Brzytwotrawa? Załatwione. Diabelskie Sidła? Także. Zbyt wiele niebezpieczeństw, zbyt wiele niewiadomych; miasteczko czarodziejów, żyjące w zgodzie z naturą, tak naprawdę stanowi potencjalne zagrożenie dla mniej doświadczonych osób. Wkurzało go to, gdyż brak informacji zdawał się być najmniej korzystny. Ziarenko zdenerwowania znajdowało się w jego umyśle, zasiane, pozostawione do tego, by się rozrosło i wypuściło własne korzenie. — Czyli wcześniej po nim nie chodziłaś? — i w sumie słusznie. Sam zbytnio nie chciał jakoś specjalnie przedostawać się na tereny czarodziejskie, gdzie z każdej strony może wyjść magiczne stworzenie z zamiarem pożarcia, a niektóre miejsca posiadają w sobie cząstkę nieznanej, bliżej nieokreślonej magii. I tak było w tym przypadku, kiedy zbliżali się do miejsca, w którym to... coś było nie tak. Spokojne, harmonijne kroki, spojrzenie czekoladowych oczu dookoła, subtelnie zaciskająca się dłoń na różdżce, przewracająca ją między palcami. To wszystko było nietypowe, a dziwny zmysł wewnętrzny Lowella mówił mu, że coś jest nie tak. — Frank Sinatra? — zapytał się, zanim dotknął murku prowadzącego do pomniejszego miejsca kultu, okrytego wieloma, jesiennymi już liśćmi. Poczuł przepływ negatywnej energii, który mógł spowodować jego wzdrygnięcie, ale nie zamierzał tego w jakikolwiek sposób pokazywać. — Za dużo. Podejrzewam, że nawet kilkaset lat, zważywszy na to, iż Dolina Godryka istnieje od niepamiętnych czasów. — wycedził przez zęby, przez krótki moment jeszcze trzymając własną dłoń. Świadomość niebezpieczeństwa przedarła się do jego umysłu; czuł się dokładnie tak, jak trzymał Duszalik we własnych dłoniach, kiedy wraz z panną Strauss udał się na Nokturn. Teraz, mimo że znajdował się poza nim, a towarzyszyła mu obecnie pana Brooks, przeczuwał niebezpieczeństwo. Że przerwanie dotyku może mieć dodatkowe skutki, zważywszy na przepływ niebezpiecznej magii we fragmencie ołtarzyka. — Kurwa. — wymsknęło mu się, kiedy to wiedział, z czym to się będzie gryzło. A przynajmniej podejrzewał; odsunięcie dłoni spowodowało niemalże natychmiastowy krwotok z nosa, w związku z czym przesunął się ciut bliżej kapliczki, szukając jakiegoś oparcia, zanim wystosował Haermorrhagia Iturus we własną stronę. Czerwona posoka płynęła niesamowicie intensywnie, pozostawiając ślady nie tylko pod nosem Puchona, lecz także na jego obojczyku, ubraniach. — Haermorrhagia Iturus. — dopiero wypowiedzenie zaklęcia przyczyniło się do powstrzymania szkarłatnej cieczy płynącej z jego nozdrzy; chwilowe Rennervate natomiast pozwoliło mu odzyskać świadomość umysłu, nim dostrzegł, iż stoi na czymś śliskim. Potrzebował chwili, by dojść do siebie po nagłym spadku ciśnienia. — Zajebiste miejsce, no nie powiem, ale- — przerwał, podnosząc materiał, który okazał się być tak naprawdę Peleryną Niewidką, utkaną z sierści demimoza — udało się chociaż z niego coś zyskać. — pod nosem pojawiło się delikatne podniesienie kącików ust, niemniej jednak nie był chętny na dalsze zwiedzanie kapliczki. — To co, idziemy? — zapytał się. Nie wiedział, jak dzisiaj będzie dopisywało im (nie)szczęście.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Nieszczególnie – odpowiedziała na pytanie o jej znajomość tego dziwnego miasteczka. – Byłam kilka razy nad strumykiem szukając majątku i trenowałam na miejscowym boisku, ale nic poza tym. Nie miałam specjalnej ochoty błąkać się tu w pojedynkę, zwłaszcza, że można się poważnie pokiereszować, a nie oszukujmy się, orłem z uzdrawiania nie jestem.
Ruszyła za chłopakiem i tak jak on, zbliżyła się do kapliczki. Również poczuła jakieś zakłócenia w magii, które objawiły się u niej uczuciem niepokoju,. Jak gdyby ktoś się na nich patrzył, obserwował z ukrycia. Zabiła to uczucie w zarodku, skupiając się na zadaniu.
Tak jak Puchon oparła się o murek, a widząc reakcję jego organizmu na odklejenie dłoni od zimnego kamienia, cicho westchnęła. Wiedziała, że czeka ją to samo.
- Pies to jebał – pomyślała, niechętnie puszczając murek. Krew momentalnie trysnęła z jej nosa jak z gejzeru. Takiej ilości krwi nie widziała u siebie od dawna, a trochę jej już przelała.
- Anapneo – mruknęła, przechylając głowę do przodu, a odetkany nos wystrzelił dodatkową fontanną czerwieni. – Mógłbyś mnie czymś potraktować? Jak tak dalej pójdzie, to nasza krew przyciągnie jakieś wygłodniałe stwory.
Krwotok z nosa był jednak wyjątkowo niską ceną za to, co udało im się osiągnąć, bo oboje znaleźli po pelerynie niewidce. Nocne błąkanko się po zakazanym lesie - Dobry Wieczór i do zobaczenia wkrótce!
/zt x2
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wiedziała, że pomimo zyskania odznaki prefekta Shaw nie zrezygnuje tak łatwo z ich sesji naukowych. Nie zdziwiło jej więc to, gdy Darren po raz kolejny zwrócił się do niej z zapytaniem o to czy nie mogłaby mu pomóc w nauce pewnych zaklęć. Oczywiście, że się zgodziła. I ustaliła miejsce spotkania w Dolinie Godryka, która wydawała jej się odpowiednią lokacją. I dosyć odludną, by nie musieli się martwić tym, że ktoś będzie im przeszkadzał. W drodze do kapliczki towarzyszyło jej nieprzyjemne uczucie. Jakiś dziwny niepokój trawił ją i nie dawał spokoju. Wiedziała, że coś było z nim nie tak. W pewnym momencie potknęła się o stertę kości, które zdecydowanie nie wyglądały na zwierzęce. Tyle dobrego, że nie były też świeże. Tknięta ciekawością Strauss rozgarnęła je nieco i dostrzegła wśród nich jakaś starą różdżkę, której właściciel zapewne skrył ją pod swoim szkieletem. Chyba więc miała ją dla siebie. Wyciągnęła rękę ku drewnu, które tak bardzo przypominało jej pierwszą różdżkę, a to ożyło pod wpływem jej dotyku, wystrzeliwując pojedynczą iskrę i przysięgając jej posłuszeństwo. Chyba będzie mogła ją zaraz przetestować.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Alternatywne metody samoobrony, z którymi zdążył zapoznać Darrena już nieco jego ministerialny przełożony, nadal u studenta "leżały i kwiczały". Mógł on co najwyżej opleść dookoła szyi i karku jakiegoś zbira grubą linę - co było mimo wszystko nieco zbyt... proste, jak na styl Shawa. W związku z tym, umówił się z Violettą w Dolinie Godryka, gdzie był już parę razy. Zanim dotarł jednak na miejsce spotkania, poczuł na swoim karku czyjeś świdrujące spojrzenie. Wyciągnął więc Mizerykordię i powolnym krokiem zbliżył się do kapliczki, gdzie zupełnym przypadkiem oparł się o jeden z ołtarzyków. Poczuł natychmiastowo jak dziwna fala energii przez niego przemyka i zanim zdążył podnieść różdżkę do góry zatoczył się na ścianę naprzeciwko, podpierając się o zmurszałe cegły. Jednocześnie z jego nosa wyrwał się strumień krwi, a sam Krukon prawie potknął się o coś leżącego na ziemi. Rzucając wielokrotnie Vulnus alere na nos, a ostatecznie wpychając do niego parę kawałków zwiniętego bandaża wyczarowanego z Vulnerra Ferre, schylił się po płachtę dziwnego materiału, który okazał się być prawdziwą peleryną niewidką. Więc Felinus miał rację - rozmyślał Darren, idąc na miejsce spotkania z Violą - Tu naprawdę peleryny rosną jak grzyby po deszczu. Na początku zastanawiał się, czy może nie podejść do Strauss właśnie pod peleryną, albo choć nie owinąć sobie nią jednej kończyny - ale ostatecznie zdecydował, że pierwsza opcja zapewne skończyłaby się dostaniem jakąś klątwą, a druga była raczej nie na miejscu, biorąc pod uwagę że w Hogwarcie temat różnych ujebanych części ciała był dość świeży. - Serwus - rzucił nosowym z powodu kawałków bandaża w nosie, tonem, wpychając jednocześnie zwiniętą pelerynę do torby - Jak się ma moja ulubiona dręczycielka? - spytał pogodnym tonem, nawiązując oczywiście do poprzednich wspólnych treningów, które z reguły kończyły się tygodniowym lizaniem ran przez Shawa.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Cóż chyba plotki odnośnie jej zamiłowania do magii alternatywnej nieco się rozprzestrzeniły po Hogwarcie i niektórzy nie mieli problemu z podejściem do niej i poproszeniem o to czy nie mogłaby ich nauczyć jednego czy dwóch z zakazanych zaklęć. Oczywiście tylko wybrani mieli okazję, by faktycznie z tych lekcji skorzystać. Darrena trudno nie było zauważyć bez peleryny niewidki, ale z pewnością gorzej było ze zrozumieniem go przez opatrunek na nosie. Strauss westchnęła jedynie i po wypisaniu w powietrzu jedynie słowa 'dobrze' machnęła różdżką, by usunąć ślady pierwszej pomocy Darrena i samodzielnie naprawić jego nos przy pomocy kilku prostych zaklęć magii leczniczej. Sama miała tyle razy podobne urazy, że powinna się nauczyć nimi zajmować. I jak widać nie szło jej to najgorzej. Dopiero później otworzyła swój wysłużony notes i przy pomocy Vox Suppono ożywiła tekst sprawiając, że został on odczytany przez magiczny głos.
Stwierdziłam, że zajmiemy się zaklęciem Terra Mora Vantis. Jego działanie jest paskudne choć nie jest niebezpieczne. Sprawia, że ofiara ma wrażenie jakby rozpadała się w pył. Przynajmniej nie zrobimy sobie krzywdy. Przede wszystkim wymaga dosyć sporego skupienia na efekcie, który chcesz uzyskać. Podobnie jak w transmutacji. Musisz być też absolutnie pewien, że chcesz go użyć. Silna wola jest bardzo ważna w przypadku czarnej magii.
Krótko słowem wstępu nim przeszła do prezentacji Darrenowi odpowiedniego ruchu różdżką, który powinien towarzyszyć Formule zaklęcia, której z wiadomych przyczyn Strauss nie mogła z nim przećwiczyć. Mogła jedynie zapisać mu je fonetycznie w notatniku i użyć Vox Suppono, aby magicznie powtórzyć je jeśli tylko potrzebowałby tego. Miała nadzieję, że to wystarczy.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Dzięki - powiedział Darren z uśmiechem, mogąc znów swobodnie odetchnąć przez górne drogi oddechowe. Tak jak się spodziewał, Viola nie była zbyt "rozmowna", choć czuł się bardziej jakby posyłała mu listy albo wyjce skroplone eliksirem uspokajającym. Po wysłuchaniu wykładu Strauss Shaw pokiwał głową. O zaklęciu tym słyszał - choć szczerze mówiąc to nie na obronie przed czarną magią, ale na historii tejże dziedziny. Pewien hiszpański czarnoksiężnik podobno tak upodobał sobie to zaklęcie, że używał go często na jukatańskich tubylcach, przynajmniej do czasu gdy któryś z tamtejszych kapłanów-czarodziejów nie wyciął mu serca, do ostatnich chwil utrzymując Hiszpana przy pełnej świadomości. Krukon chrząknął i powtórzył za wyczarowanym przez Violę głosem, na razie bez różdżki. - Terra. Mora. Vantis - powiedział, artykułując dokładnie każdą przerwę - Terra Mora. Vantis. Terra. Mora Vantis - kontynuował, przyzwyczajając się do brzmienia klątwy która - co dość rzadkie - miała trzy człony - Terra Mora Vantis. Terra Mora Vantis - powtórzył jeszcze dwa razy, wykonując tym razem ruchy dłonią, które miały naśladować te wykonywane, gdy już będzie miał tam różdżkę. Samą Mizerykordię wyciągnął chwilę później i, na wszelki wypadek odwracając ją w kierunku leśnych głębin, powtórzył zaklęcie jeszcze parę razy, tym razem z dołączeniem machania różdżką. Odwrócił się potem do Violi i schował patyczek za pas. - Dawaj, najpierw pokaż mi jak to działa - powiedział do niej stanowczym tonem - Będzie mi łatwiej jak poczuję, o co dokładnie chodzi - dodał, klepiąc się lekko otwartą dłonią w pierś dla zachęty.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Poskładanie tego nosa nie było dla niej większym wyzwaniem. Zresztą dzięki temu Darren mógł normalnie wymawiać formułę zaklęcia bez większego ryzyka, że przez opatrunek na nosie powie coś nie tak jak trzeba i coś skiepści. Zrobiła to dla ich obojga. Przysłuchiwała się uważnie temu jak Shaw wymawiał raz za razem inkantację zaklęcia co jakiś czas wtrącając swoje krótkie wypisane w powietrzu komentarze, które zwracały mu uwagę na długość samogłosek w wypowiadanych wyrazach czy chociażby na to, że powinien bardziej zaakcentować fakt, że w pierwszej części znajduje się podwójne R, które musiał dbale wymówić. Dopiero, po którymś razie była wyraźnie zadowolona i przeszła do obserwacji ruchów jego nadgarstka, które z początku potrzebowały nieco wsparcia z jej strony, by dobrze zapamiętał jak powinien pokierować różdżkę. Na prośbę o to, by pokazała mu jak to działa skinęła krótko głową. Co prawda czuła, że nie powinna tego robić, ale chuj. W końcu wszystko dla dobra nauki. Wykonała starannie odpowiedni ruch niedawno znalezioną różdżką, chcąc przy okazji przetestować jej działanie. Ze względu na swój stan nie była w stanie wypowiedzieć formuły zaklęcia, ale raczej jej nie potrzebowała. Wystarczyło jedynie, by się dobrze skupiła, a promień zaklęcia pomknął w stronę prefekta.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Szczerze mówiąc, Darren spodziewał się raczej czegoś w stylu Corrogo, czyli punktowego bólu, który nagle zacząłby się rozchodzić po jego ciele. Uczucie więc straszne - ale nie nowe. To co stało się jednak chwilę po tym jak Viola wycelowała w niego różdżką - bo inkantacji zaklęcia, z jasnych powodów usłyszeć nie mógł - przerosło jego oczekiwania. Oprócz mignięcia czarnego koloru na wiszącym na jego szyi amulecie Myrtle Snow oraz, oczywiście, bólu, który pojawił się jednocześnie w całym jego ciele, Krukon poczuł też coś innego - mianowicie panikę. Ból nie był przeszywającą agonią, gdyż ustępował on prędko miejsca kąśliwej, zimnej pustce. Jedna po drugiej, Darren tracił czucie we wszystkich kończynach, mogąc przysiąc jednocześnie że rozpadały się one na malutkie płatki przypominające spalone wydania Proroka Codziennego tańczące na wietrze. Upadł na kolana, oddychając łapczywymi haustami, czując jak powoli powietrze z jego tchawicy trafia z powrotem na zewnątrz, gdyż jego płuca także porwał wiatr. Jęknął ciężko... i zaklęcie ustało. Shaw poklęczał jeszcze przez chwilę na ziemi, opierając się o nią dłońmi. Nie mógł ukryć, że z rozkoszą czuł pod swoimi dłońmi zimną i mokrą od roztopionego śniegu trawę - po tym, jak przed chwilą mógłby przysiąc że wszystkie kończyny były kupką prochu był to wspaniały powrót do normalności. Mimo tego, że zaklęcie nie mogło trwać dłużej niż parę sekund, efekt był... zaskakująco porażający. - D-dzięki - jęknął, podnosząc się na nogi i sięgając po różdżkę. Mizerykordia musiała wyczuć, jakiego rodzaju będzie trenowane, gdyż Shaw mógłby przysiąc że kawałek drewna drgnął z podniecenia, powodowany rdzeniem z żądła mantykory. - No to zaczynam - powiedział. Machnął różdżką w kierunku Violi, wykonując taki gest, jaki pokazywała mu dziewczyna - Terra Mora Vantis - wyrecytował, kładąc odpowiedni nacisk na podwójne "r".
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Mogli uczyć się i Corrogo, ale czemu nie mieliby pójść o krok dalej i spróbować czegoś, co miało mocniejsze działanie? W końcu wiedziała, że Darren był pojętnym i utalentowanym czarodziejem. I na pewno ambitnym. Na pewno podoła. Obserwowała reakcje chłopaka na zaklęcie, któremu go poddała. Nie chciała zbytnio przesadzić, ale z drugiej strony nie miała też zamiaru się jakoś szczególnie nad nim litować i hamować. Chciał doświadczyć mocy zaklęcia? Więc mu to umożliwi. Nawet jeśli Shaw przez chwilę miałby ochotę rozpaść się na kawałki i stracić całkowicie czucie. Przez chwilę dała mu się otrząsnąć z efektów zaklęcia i złapać oddech nim w końcu prefekt pozbierał się jakoś i postanowił spróbować rzucić na nią omawiany właśnie czar. Strauss czekała na to aż świetlisty promień uderzy w nią i sprawi, że poczuje jak to jest rozpadać się w proch. I... musiała przyznać, że zdecydowanie coś poczuła, ale miała wrażenie jakby faktycznie coś się zadziało. Było jej przede wszystkim słabo. Coś jakby przewracało się w jej żołądku, a po chwili uczucie to zniknęło. Nie było to jednak uczucie jakby fizycznie rozpadała się na kawałki. Przynajmniej nie w pełni. Bardziej podziałało to na jej psychikę. Dopiero po chwili zmusiła się do uniesienia różdżki i wypisania kolejnych słów.
Było dosyć dobrze, ale działanie jest punktowe. Skoncentrowane głównie w jednym punkcie. Staraj się działać całościowo i nie skupiać na konkretnym miejscu. Raz jeszcze.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kostka - 97, minus 30 tym razem. ŻEBYM JA GDZIEKOLWIEK INDZIEJ TAKIE RZUTY MIAŁ.
Po wysłuchaniu instrukcji oraz komentarza Violetty, Darren zrobił znów parę prób na sucho - wymowy oraz ruchu nadgarstkiem. Z jakiegoś powodu czuł, że zaklęcie nie idzie mu jedynie przez brak doświadczenia z czarną magią i praktyki - ba, miał wręcz pewność że kolejne podejście pójdzie mu o wiele lepiej. - Z góry przepraszam - powiedział z lekkim uśmiechem i wycelował różdżką w Violę - Terra Mora Vantis - rzekł dźwięcznie, czując jak Mizerykordia drży z podniecenia spowodowanego rzucaniem kolejnej, czarnomagicznej klątwy. Shaw czuł sam, że poszło mu teraz o wiele lepiej - musiał czekać jednak na werdykt Violetty by wiedzieć jak dokładnie.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Nie musiał jej przeszkadzać. Wiedziała, że było to konieczne, by dobrze nauczył się zaklęcia i właściwie sama zgłosiła się na ochotnika, by zobaczyć w czym dokładnie leżał problem Darrena. Wiedziała, że był na dobrej drodze i potrzebował jedynie drobnej zachęty do tego, by rzucić je w odpowiedni sposób. Druga próba była już o wiele lepsza. Czuła jak rozpada się pod wpływem zaklęcia, ale czy w pył? Nie była pewna, czy było to do końca to, co powinno, ale Shaw z pewnością był na dobrej drodze, do tego by to osiągnąć. Musiała tylko głęboko odetchnąć i dojść do siebie nim wypisała kolejną wiadomość.
Skup się, Shaw. Włóż w to więcej mocy. Nie hamuj się.
Czasem ludzie mieli pewne wewnętrzne ograniczenia, gdy przychodziło do rzucania zaklęć czarnomagicznych. Nie chciała by im przeszkodziło coś takiego. Powinni zawsze dawać z siebie wszystko, bo tylko dzięki temu opanują w pełni dane zaklęcia. Poza tym to nie była Avada. Nic złego im się nie stanie.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Dobra, nie chce mi się nic rzucać bo już mnie kostki ruchały na treningu z Brooks.
Violetta miała bezsprzecznie rację - mimo wszystko, Darren czuł wewnętrzną blokadę przed używaniem czarnej magii. Co innego podczas pojedynku, kiedy adrenalina buzuje w organizmie, albo nawet podczas treningu na manekinie - w końcu drewniana figura w rezydencji Zagumova do dzisiaj zapewne była strzaskana po spotkaniu z Collardo Krukona - a co innego używanie zakazanych zaklęć w takich, nie licząc otoczenia, wręcz laboratoryjnych warunkach, na żywej osobie która czeka wręcz na trafienie jej klątwą i daje mu jeszcze pomocne wskazówki. Darren odetchnął parę razy i wycelował ponownie różdżką - który to już raz? - w kierunku Strauss. Terra Mora Vantis wydobyło się z jego ust, poczuł też jak kawałek drewna w jego dłoni drży nieco bardziej niż przy poprzednich razach. Nie wiedział, czy to dlatego że wyszło mu nieco lepiej czy wręcz przeciwnie, coś poszło źle.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wiedziała, że to mógł być co dla niektórych problem. Zdawała sobie z tego sprawę i Darren też musiał wiedzieć o tym, że musi się przełamać, aby móc w pełni wykorzystać swój potencjał magiczny. W końcu to on wpadł na pomysł testowania na sobie zaklęcia. Skupiła się tym razem na sensacji, która płynęła z kolejnego uderzenia zaklęcia, którego doświadczyła. I faktycznie tym razem mogła je poczuć wyraźnie. Miała wrażenie jakby cała jej postać rozpadała się w drobny pył, jakby nagle przestała istnieć, a wiatr miał jej całe jestestwo rozrzucić na cztery strony świata. Nie była w stanie dokładnie opisać tego uczucia. Wiedziała jedynie to, że było ono okropne, a jej ciało, które w rzeczywistości pozostało nieruchome i nietknięte opanował pewnego rodzaju bezwład, z którego ocknęła się dopiero po chwili.
Było dobrze. Odblokowałeś się. Pamiętaj o tym. Przyda ci się to w nauce innych zaklęć czarnomagicznych. A teraz spróbuj raz jeszcze.
Miała nadzieję, że Darrenowi pójdzie teraz tak samo dobrze, a może nawet lepiej. Wiedziała, że ma w sobie naprawdę spory potencjał i chciała, by go wykorzystał jak tylko mógł. Dlatego też odetchnąwszy po ostatniej próbie pozwoliła mu ponownie ugodzić w siebie zaklęciem.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren spodziewał się że może - może! - wzbudzenie w sobie jakichś negatywnych emocji pomogłoby mu w rzuceniu takiego zaklęcia. Problemy z takim podejściem były jednak dwa - po pierwsze nie był zbyt emocjonalną osobą, a po drugie pamiętliwą - więc nawet gdyby miał kiedyś powód do zdenerwowania na Violę, to dawno o nim zapomniał. Postanowił więc przy używaniu czarnej magii stosować podejście raczej wyzbycia się granic i chłodnej woli niż rozszalałego gniewu. Uniósł różdżkę i wycelował w korpus Strauss. - Terra Mora Vantis - wyrecytował inkarnację tonem, przypominającym bardziej sędziego skazującego zbrodniarza na pocałunek dementora.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Zdecydowanie szło mu naprawdę dobrze i wkrótce mogli zakończyć te ćwiczenia. Po raz kolejny poczekała na to aż otrząśnie się z efektów działania zaklęcia i na nowo poczuje, że faktycznie żyje, a jej ciało jest w całości, a nie stanowi jedynie kupki prochów rozwiewanej przez wiatr nim w końcu wypisała w powietrzu jeszcze jedną wiadomość dla Darrena.
Świetnie. Ostatnie powtórzenie i możemy kończyć.
Nie chciała jednak, by rzucił sobie to zaklęcie ot tak. Dlatego też nim chłopak zdążył zareagować, posłała w jego kierunku niewerbalne Terra Mora Vantis nie bardzo się hamując. Chciała by raz jeszcze doświadczył tego zaklęcia i zapamiętał dokładnie jakie uczucie ono po sobie pozostawiało.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Czy w normalnej sytuacji Darrenowi udałoby się zablokować zaklęcie Violi? Cóż, najprawdopodobniej tak. Teraz jednak nie dość że był skupiony na skupianiu się, to jeszcze po prostu nie spodziewał się żadnego ataku. Mimo wyciągniętej do przodu różdżki, zanim zdążył nawet pomyśleć o zaklęciach defensywnych - czym w ogóle bronić się przed takimi klątwami? - poczuł jak pada na kolana, gdyż nogi poniżej rzepki rozpadły się w proch. Teraz przynajmniej z tyłu głowy miał tą świadomość że jest to jedynie iluzja - chyba że tym razem Violetta naprawdę potraktowała go czymś mielącym ludzi na pył. Na to jednak nie wyglądało, gdyż po dłuższej chwili cierpień Darren wrócił do swojej zwykłej, nienaruszonej całości. Odetchnął parę razy i oczyścił umysł - nie wiedział, czy Strauss chciała zmusić go do ataku powodowanego emocjami, czy może tylko chciała przypomnieć mu działanie zaklęcia. Jeśli to pierwsze to jej się nie udało - Darren co prawda strzelił w nią Terra Mora Vantis raz jeszcze, ale po tej próbie postanowił zakończyć czarnomagiczny trening... na jakiś czas. Podziękował Violi po czym powolnym krokiem ruszył do Doliny Godryka, gdzie pierwsze co zrobił było znalezienie baru i zamówienie porcji ognistej whisky.
z/t x2
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Wczesny wieczór - typowy dla godzin popołudniowych w zimie - przyświecał im jedynie szarością zachodzącego słońca. I płatkami śniegu sypiącymi im się na głowy. Można by uznać to nawet za romantyczną scenerię - gdyby nie kąsający w policzki mróz i burzowa chmura wisząca nad Californią. Osobą - nie stanem USA. — Hmm... wydaje mi się, że nieco zboczyłyśmy z drogi, Cali — mruknęła Jess, ściągając z nosa zaparowane złote okulary i rozglądając się wokół. Sceneria nie należała do specjalnie przyjemnych - ale też nie do mrożących krew w żyłach. Niedaleko nich, tuż nad lekko ściętym lodem stawem stała... mała kapliczka. Szare oczy Smith od razu zabłysły zainteresowaniem. Ostatnio chyba nieco za bardzo ciągnęło ją do miejsc zapomnianych - ocierających się o tematykę nekropolii (nie nekrofilii). — Dolina Godryka to od wieków najbardziej magiczna osada na Wyspach — zaczęła swoje historyczne Ja, zmierzając prosto w stronę budyneczku. — Słyszałaś, żeby czarodzieje kiedykolwiek wyznawali jakieś bóstwa? A nie wygląda mi to na mauzoleum czy rodzinny grobowiec... Zwłaszcza tak daleko od... Mruczała coś jeszcze pod nosem, kierowana krukońską ciekawością - kompletnie nie zwracając uwagi na nic. Praca w Gringottcie jej służyła - choć jednocześnie podchodziła wręcz z pewną dozą manii do miejsc i przedmiotów, w których mogłaby odkryć jakiekolwiek... runy, hieroglify czy inne znaki. Łamacze Klątw zaglądający do Biura Tłumaczeń wręcz podrzucali jej na biurko co ciekawsze rękopisy. —Lumos Sphaera — rzuciła, machnięciem swojej nowej różdżki posyłając kulę światła tuż pod dach kapliczki. Obserwując grę światła na pozostałościach jeszcze nie wybitych witraży. Kusiło ją, żeby zajrzeć do środka - odwróciła się najpierw jednak do swojej towarzyszki, ponownie zakładając na nos okulary. — Spieszy nam się do Hogsmeade? Jej domowa menażeria mogła spokojnie jeszcze poczekać. Adelajda umiała wypuszczać kruka przez okno - na szczęście nie ogarniała jak otwiera się terrarium Tic Tac Toe.
Gdy tylko wyszła ze sklepu Fairwynów, owinęła się szczelnie futrem, przeklinając się w myślach za to, że postanowiła dzisiaj ubrać sukienkę. Los Angeles, w którym spędziła ostatnie dni, przyzwyczaiło ją do nieco wyższej temperatury. Iście angielska pogoda, konieczność zakończenia swojego urlopu znacznie szybciej, a także klienci (jeden gorszy od drugiego) skutecznie zepsuli kalifornijski humor. Toteż niczym burza szła u boku Jess, nie siląc się nawet na pogawędkę o niczym – milczała dla bezpieczeństwa Krukonki, która wspaniałomyślnie poczekała na koniec zmiany, aby mogły razem wrócić do Hogsmeade, gdzie mieszkały tuż obok siebie. Akurat wyciągała z torebki paczkę feniksowych (niech Merlin błogosławi Saskię za ten cudowny prezent), kiedy Smith oznajmiła, że się zgubiły. Rozejrzała się dookoła; okolica, w której się znalazły, wyglądała ponuro i podejrzanie. – Wspa-kurwa-niale – burknęła pod nosem, ani trochę zaskoczona faktem, iż znów pojebała trasę. Chyba jeszcze nigdy nie udało jej się trafić do domu bez większych przygód po drodze. Odpaliła papierosa i zerknęła na dziewczynę. – Chcesz też? – zapytała z grzeczności (!), nie spodziewając się raczej pozytywnego odzewu. Jessica miała szczęście, że zaczęła swój historyczny wywód w momencie, gdy Cali zaciągała się fajką, czując jak dym czule opatula jej płuca. Uniosła brew ku górze i westchnęła cicho, idąc za Krukonką w stronę kapliczki. – Może i słyszałam, ale najwidoczniej było to na tyle fascynujący temat, że od razu go wyparłam – ironizowała, w międzyczasie obserwując otoczenie. Również była ciekawa co takiego skrywa w sobie tajemniczy budynek, ale w przeciwieństwie do swojej towarzyszki, nie interesowała ją historia czy runy – miała nadzieję na jakąś szaloną przygodę albo możliwość odreagowania ciężkiego dnia w pracy. – Mam jutro na popołudnie, chodźmy tam. Skoro nie wygląda ci to na grobowiec rodzinny to może sprawimy, że wkrótce to będzie grobowiec dwóch nieznanych czarownic. Swoją drogą, z moją tendencją do gubienia się, niedługo mogę aplikować na stanowisko przewodnika po Dolinie – parsknęła śmiechem, wypuszczając kłąb dymu z ust. Kiedy znalazły się tuż przy wejściu, miała niejasne wrażenie, że coś jest nie tak. – Też to czujesz? – spytała, czując jak przepełnia ją dziwna energia i magia.
Dla Reagan widocznie miał to być dzień przygód i zaskoczeń - bo oprócz, tego, że znalazła sobie idealną towarzyszkę do eksploracji dziwnych, opuszczonych miejsc - to Jessica skwapliwie skorzystała z jej propozycji. I wzięła dla siebie jednego feniksowego, choć jeszcze go nie odpalając - zbyt skupiona na kapliczce nawet nie podziękowała. Miała jednak ku temu powody, bo 'też poczuła' - jak ciepła, wyraźnie przyjazna magia przepływa przez nią, wyraźnie zacierając uczucie zimna i... niepewności. — Hmm... To było ciekawe — przyznała, gestem różdżki przyciągając do siebie posłaną wcześniej wysoko kulę światła - i wpuszczając ją przez pozbawione drzwi wejście do budyneczku. — Równie ciekawe jest to, że nie wiem czy to specyfika tego miejsca, czy może takie fale magiczne emituje coś, co jest w środku. W Gringottcie Łamacze często przynoszą mi do biura tłumaczeń takie pulsujące energią artefakty — jakkolwiek by to nie brzmiało w odniesieniu do dorosłych mężczyzn, którzy notorycznie przeszkadzali jej w pracy tłumacza. — Jako aspirujący Łamacz, powinnaś bardziej nadstawiać ucha — odgryzła się, choć zdecydowanie zbyt neutralnym, zbyt rzeczowym tonem. Wsunęła papierosa pomiędzy wargi, odpalając go końcem różdżki niczym zapalniczką - i zaciągnęła się. Bez kaszlu, bez krztuszenia - choć jasnooka zmarszczyła nos, wyczuwając specyficzny zapach dymu. Nie zły, ale niepokojąco rozluźniający, bardziej niż zwykłe wizz-wizzy czy inne merlinowe strzały. Przyjrzała się żarzącemu szlugowi sponad złotych oprawek. Ostatecznie jednak wzruszyła ramionami i zaciągnęła się znowu. — Idź pierwsza — zrobiła niższej dziewczynie miejsce, zaraz dodając: — Do mnie ostatnio przyczepił się na cmentarzu ghul. Może teraz Ty znajdziesz swojego.
Uniosła brwi w geście zdziwienia, gdy Jess wzięła jednego papierosa. W zasadzie, była z siebie dumna, że sprowadza Krukonkę na dobrą drogą. Słysząc uwagę o artefaktach, które dostawała w swoje ręce, przepełnione podobną magią, co to miejsce, serce jej szybciej zabiło. Tak bardzo już chciała znaleźć się w Gringottcie i zajmować się wszelkiego rodzaju klątwami, a co robiła? Obsługiwała niewdzięczną, szarą masę, która szukała problemu wszędzie (czyli w różdżkach Fairwynów), tylko nie w sobie. – Prawdopodobnie i samo miejsce i to, co w sobie skrywa – stwierdziła. To właśnie matka nauczyła ją, żeby doszukiwać się magii wszędzie – chociaż miała ona bardziej artystyczną duszę niż Cali, która preferowała praktyczniejsze podejście do życia. – To specjalne wydanie, dlatego smakuje trochę inaczej – skomentowała nieco skonfundowane spojrzenie dziewczyny. Przewróciła oczami. – Jako aspirujący łamacz klątw mam ochotę rzucić jakąś na ciebie, żeby jej potem nigdy nie zdejmować, nie prowokuj mnie, abym to zrobiła – posłała Jessice uprzejmy uśmiech, po czym zwróciła całą swoją uwagę na kapliczkę. Wzięła kolejnego bucha i, zgodnie z prośbą Krukonki, ruszyła naprzód. Nie potrzebowała dodatkowej zachęty, aby wejść do środka. – Ghul? Wystarczy, że Junior mnie zaczepia, gdy przychodzę do Fillina, nie potrzebuję swojego, więc bądź pewna, że gdy któryś zapragnie zamieszkać w Hogsmeade to wyląduje w twoim przytułku dla zwierząt, a nie w moim mieszkaniu. Rozejrzała się dookoła. Wnętrze było nieco ponure, ale nic nie wskazywało na to, iż groziło im jakiekolwiek niebezpieczeństwo. – Meh, liczyłam na jakieś fajerwerki albo napierdalankę z chuj wie czym. Ale skoro los nam nie sprzyja to… Co powiesz na mały sparing w tak uroczych okolicznościach? W tych niepewnych czasach, jako mugolaczka, powinnaś być gotowa na atak – i nie czekając na reakcję, wyciągnęła z kieszeni futra różdżkę i rzuciła niewerbalne Aquaqumulus, licząc na to, że zwali Smith z nóg – w ramach nauki czujności i zemsty za poprzednie, niezbyt przychylne komentarze.
Rzuć kostką k100 na obronę i (jeśli chcesz) atak. Swoje punkty z zaklęć możesz dodać tylko do jednego zaklęcia (na obronę lub atak), chyba że używasz jakiegoś specjalistycznego to dodaj sobie punkty z kategorii, z której rzucasz inkantację #mistrzkreatywnychkostek :)) Tak, przedmioty punktowane się liczą. Atak:72
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
— Feniksowych jeszcze nie paliłam — przyznała, słysząc wytłumaczenie Californi - i wypuszczając z ust kilka zgrabnych kółek z gęstego dymu. Uśmiechnęła się przy tym zdawkowo, ni to tajemniczo, ni to nostalgicznie. — W Ministerstwie wszyscy stażyści palili... A w biurze tłumaczeń oddycham kurzem i dymem papierosowym. To już wolę truć się aktywnie. — W końcu podobno bierne palenie było o wiele gorsze - a skoro już i tak tym oddychała... Jak mogłaby się nie namówić na przerwę przy szlugu? Zwłaszcza z Łamaczami, którzy przy okazji zawsze, zawsze dzielili się z nią iście soczystymi ciekawostkami. — Mogę się mylić, ale aktualnie nie byłabyś w stanie rzucić żadnej. — Wykalkulowała, zwyczajnie stwierdzając fakt, kiedy Reagan obok niej przechodziła. Nie, żeby nie wierzyła w talent kumpeli - akurat od Smith wszyscy byli zdecydowanie bardziej zdolni, zwłaszcza California, która nie dawała sobie odejmować od aktualnych umiejętności. Musiała się jednak liczyć z odbiciem piłeczki przez dziewczynę. Przytułek dla zwierząt. Skrzywiła się delikatnie, przygryzając wnętrze policzka, ale już nie skomentowała, po prostu podążając za Cali i zamykając ich pochód. Wzorem aspirującej łamaczki rozejrzała się po wnętrzu, przysuwając się bardziej ku ścianom. Naturalnie - liczyła na jakiekolwiek inskrypcje lub chociażby freski. Jedyne co zdołała dostrzec to klasyczne, wyryte w kamieniu epitafium - od którego lektury oderwały ją następne słowa towarzyszki. — Cali, Ty chyba nie... — aż wzięła głębszy oddech, słysząc określenie 'mugolaczka' - i co ciekawe, nie ogarnął jej wstyd, czy choćby speszenie, a raczej irytacja. Zupełnie nowe uczucie - zwłaszcza, że Reagan doskonale wiedziała gdzie uderzyć - i co jeszcze ciekawsze, to bardziej motywowało niż bolało. — Accenure— mruknęła krótko, odgradzając się od wypuszczonej znienacka wodnej fali - rzucając chłodne, szare spojrzenie znad złotych oprawek swojej przeciwniczce. Szczęśliwie - nie chowała różdżki, inaczej wątpiła, żeby była w stanie odpowiednio szybko zareagować. Uśmiechnęła się kącikowo, dla kurażu poprawiając okulary i chrząkając. Pewność biła się z wahaniem, kiedy unosiła Glamdring, przyjmując prostą pozę do pojedynku. Dość niepewnie, acz podniosła rzuconą rękawicę - trochę w końcu ostatnio ćwiczyła... Miała jedynie nadzieję, że Shaw nie dawał jej zbyt wielkich forów, bo jedynie wyjdzie na idiotkę. — Wyjdźmy stąd przynajmniej w jednym kawałku — rzuciła, by zaraz potem szybkim gestem dorzucić niewerbalne Rictusempra wycelowane w drobną sylwetkę Californi.
- Feniksowe to jedne z najlepszych, muszę iść do Hogsmeade dokupić sobie parę paczek z tej edycji grudniowej. A właśnie, jak tam ci leci w Gringottcie? Trafiłaś z pracą czy to jednak nie to? – spytała, szczerze zainteresowana. Jeśli wszystko poszłoby zgodnie z planem to tuż po skończeniu studiów miałaby w banku chociaż jedną znajomą, życzliwie do niej nastawioną osobę. Uśmiechnęła się tylko zdawkowo, gdy Jessica stwierdziła, że nie byłaby w stanie rzucić żadnej klątwy. Gdyby chodziło o cokolwiek innego, nie minęłaby nawet sekunda, a już próbowałaby udowodnić Krukonce, że nie ma racji i pokazać jej jaką siłą czy wiedzą dysponuje. Mowa była jednak o klątwach i Cali nie chciała póki co demonstrować swojej znajomości czarnej magii i zainteresowania tematami, które były uważane za zakazane. Tym bardziej musiała uważać, ponieważ częściowo zdradziła swoje plany Dear i nie chciała jej dawać powodów do zwiększenia czujności. Obserwowała jak Smith całkiem zgrabnie obroniła się przed jej zaklęciem, co skomentowała tylko kiwnięciem głową. Czekała na reakcję, dlatego z pełnym skupieniem przyglądała się dziewczynie, gotowa na to, aby odeprzeć atak. Gdy z różdżki Jess wystrzelił kolorowy błysk, dość szybko zareagowała, krzycząc inkantację. – Metusque! Zaklęcie Krukonki było na tyle silne, że wymagało od Cali równie dużo energii na powstrzymanie go, co w efekcie znacznie osłabiło jej kolejny czar, którym zamierzała ją zaatakować. – Nie bierz tego do siebie, po prostu ćwiczymy. Convulsio – wycelowała magiczny patyk w Jessicę, cały czas obserwując jej reakcję, bo wbrew pozorom – nie chciała jej zrobić krzywdy, zwłaszcza że nie za bardzo znała się na magii leczniczej. Nie musiała się jednak o to w ogóle martwić, bo wyczerpana defensywą, niezbyt popisała się atakiem.
— Czuję się jak... ryba w wodzie w tej pracy — odpowiedziała zupełnie szczerze, uśmiechając się lekko. — Co prawda w sumie nikogo nie znam, w MM przynajmniej mijałam się z Shawem, ale... Łamacze to ciekawi ludzie, otwarci. Jestem nowa, ale nie traktują mnie jak zaparzaczkę do kawy. Jeśli tylko mają coś z mojego językowego zakresu, to często wyciągają mnie nawet w teren... Czyli dość często — przyznała, po czym zaraz dodała z lekkim przekąsem: — Ale gobliny to okropni pracodawcy. Czasem się dziwię, że Łamacze nie miotną w nich jakąś klątwą... Czarna magia dla Jess nie była... czarną magią. Wbrew pozorom. Przynajmniej w teorii. Zdążyła się przekonać, że wiele umiejętności było z nią niesłusznie związanych - a i sam dział ów szkoły magii nie uważała za coś... plugawego. Jak na Krukonkę z resztą przystało - uważała ją po prostu za konieczność. Tak jak mugolską broń, bronie biologiczne... C o ś takiego musiało po prostu istnieć, zwłaszcza, jeśli społeczeństwo czarodziejów miało za sobą dwie wielkie wojny. Świat nie był czarno biały. Niespecjalnie zdziwiła się, kiedy Cali odbiła jej zaklęcie - właściwie to właśnie tego się spodziewała. Jeśli miałaby zakładać kto by się przed nią nie obronił - byłby to piątoklasista. I to też z dużym znakiem zapytania. Słysząc inkantację jaką chciała potraktować ją Reagan, aż uniosła brwi - zgrabnie jednak odbijając urok szybkim Protego. Zdecydowanie, to było zaklęcie, które wychodziło jej wręcz doskonale ostatnimi czasy. W przeciwieństwie do ofensywnych uroków... — Tarantallegra — rzuciła płynnie, wykonując odpowiedni ruch nadgarstka - niezbyt jeszcze przekonana do bardziej inwazyjnych zaklęć, którymi mogłaby obrzucić Reagan. Prawda była taka, że obie nie znały się praktycznie w ogóle na magii leczniczej. A Jessica też nie była w stanie rzucać poważniejszych w skutkach zaklęć - nawet jeśli by się w końcu ku temu przekonała.
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
Przyjemnie oglądało się Jessicę, która z taką pasją wspominała o swojej pracy, otworzyła się trochę bardziej na ludzi, a przede wszystkim, trafiła w końcu na coś, co sprawiało jej tyle radości. Kąciki kalifornijskich ust pomknęły ku górze, kiedy napomknęła o łamaczach. - Spoko, pewnie będę pierwsza, która ich potraktuje jakimś zaklęciem, więc po pierwsze - ktoś ich kurwa nauczy, a po drugie, szybko skończę karierę - parsknęła śmiechem. Nie miała żadnych wątpliwości, iż współpraca z goblinami to najgorsza część pracy łamaczy klątw, tak samo jak i dobrze wiedziała, że - ze swoim niewyparzonym językiem - niejeden raz przysporzy sobie kłopotów. Omal się nie zachłysnęła, gdy usłyszała formułkę następnego zaklęcia, jakim zaatakowała ją Jess. Sprawnym Protego uchroniła się przed idiotycznym pląsaniem, ciesząc się, iż w porę zareagowała, bo chyba by umarła, gdyby jakimś cudem zaklęcie ją trafiło. - Jak chcesz żebym tańczyła to chodźmy do klubu, a nie tutaj, w tej zapyziałej kapliczce - westchnęła, kiwając głową. Jedno wiedziała na pewno - ta zniewaga wymagała krwi. Przeczesała szybko głowę w poszukiwaniu inkantacji, którą mogłaby teraz zaserwować Smith. To czas na twoje pląsanie. - Locomotor wibbly - różdżka wycelowana w Jess wystrzeliła kolorowe iskry, które - gdyby tylko w nią trafiły - zamieniłyby nogi w galaretę, ostatecznie doprowadzając do upadku. Uprzednio upewniła się, że żaden ostry przedmiot albo kamień nie znajduje się w otoczeniu Krukonki, bo nie chciała teleportować się z nią do Munga albo Skrzydła Szpitalnego. - W pojedynkach dobrze jest używać magii niewerbalnej, bo słysząc czym mnie atakujesz, mam możliwość wybrania odpowiedniej formy obrony. Element zaskoczenia jest niezwykle istotny - poradziła Krukonce, bo wyglądało na to, że w kwestii zaklęć była znacznie bieglejsza od niej.