Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Balkon nad dziedzińcem

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 17 z 23 Previous  1 ... 10 ... 16, 17, 18 ... 23  Next
AutorWiadomość


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32739
  Liczba postów : 108877
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Specjalny




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyNie Paź 17 2010, 20:06;

First topic message reminder :



Przez niewielkie drzwi można wyjść na marmurowe schody które prowadząc w dół ku sporego rozmiarów balkonowi. Otaczają go cztery wysokie kolumny, podtrzymując specjalnie zrobiony dach. Dzięki niemu, nawet kiedy pada można tam przesiadywać, bez obawy zmoczenia się.
Posadzka jest wyłożona czarno-białymi płytkami. Te na samym środku robią wrażenie ogromnej szachownicy i rzeczywiście, jeśli tylko ktoś zdobędzie takiej wielkości figury, można tam grać. Z miejsca przy barierce (marmurowej, oczywiście) rozchodzi się widok na cały dziedziniec. Jest to świetne miejsce na obserwowanie innych, bowiem rzadko kiedy komuś przyjdzie na myśl by spojrzeć w górę. Po obu stronach znajdują się kamienne, niewielkie ławeczki.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Dina Harlow
Dina Harlow

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
Dodatkowo : Pół wila, prefekt
Galeony : 916
  Liczba postów : 857
https://www.czarodzieje.org/t17491-claudine-harlow#491028
https://www.czarodzieje.org/t17497-pumpkin#491256
https://www.czarodzieje.org/t17493-dina-harlow#491062
https://www.czarodzieje.org/t18297-dina-harlow-dziennik
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptySob Lis 16 2019, 22:28;

Słyszała trzask gnących się w stawach kolan bardziej w głowie, niż rzeczywiście dotarło to jej uszu. Przywitała go nieśmiałym uniesieniem kącika ust, był przecież jej gościem od kiedy zdecydował by z tej przestrzeni nieba i chmur zniżyć się do mokrej ziemi po której wiła się ta jadowita żmija. No, dziś bardziej jak glizda niż morderczy gad, ale wiadomo było, że jej nie warto lekceważyć, a szczególnie kiedy wydaje się przybita. Przecież najlepszą formą obrony jest atak, a czując, że się stoi przy samej ścianie los wręcz kusi by kogoś uderzyć. Bo nic już, nic do stracenia.
Przyglądała się jego oczom, wykrojonym w papierowej materii powiek, szlachetnemu profilowi eleganta z rodziny o nienagannym rodowodzie. Wystawowego psa Courtenayów, którym coś... którym coś nie wyszło.
Słowa, któe opuszczały jego usta miały gorzki smak, na co krzywiła się jak dziecko przyjmujące ważne lekarstwo. Nie umiała utrzymać ciężaru jego spojrzenia bo i nie czuła się warta tej stuprocentowej uwagi jaką zdecydował się ją dziś obdarzyć.
- To brzmi niedorzecznie z Twoich ust. - mieć w sobie to coś? I nie używać tego, każdego dnia? Używała sobie, raz drugi piąty, używała na nim kalecząc piękną formę i wyobrażenie szczerych uczuć jakie mógł jako nastolatek jeszcze w sobie nosić. To samo pięnto teraz zdobiło jego głowę co jej własną, przekonanie o kalectwie miłości, o fałszywej podszewce tego istotnego uczucia, potrzeba kwestionowania szczerości troski, tak, jak teraz ona kwestionowała istotę jego uwagi, powód jego zniżania się.
- Nie masz nic lepszego do roboty..? - burknęła opierając o kolana policzek i spoglądając w dal, chociaż w jej głosie raczej trudno było się doszukać pretensji. Raczej jak ten przytoczony, zziajany i opadły z sił dziki pies musiała burknąć jeszcze przynajmniej z raz, żeby czuć się przed sobą usprawiedliwiona.
- Niewiele rzeczy mi ostatnio wychodzi. - w końcu nieco tylko głośniej niż szeptem wyznała w przestrzeń bolączkę swoją, jakby mu łapę z cierniem wskazywała, nie będąc jednocześnie jeszcze pewną, czy chciałaby go prosić, by ten cierń wyciągnął. Darzyła go uczuciem na tyle odmiennym od wszystkich jakie znała, że z premedytacją nie poświęcała myślom o nim ani chwili uwagi. Obawiała się, że ten niewygodny węzeł w brzuchu zbyt blisko leży rozpaczy poczucia winy, a Harlow pretensje wobec siebie samej znosiła wyjątkowo źle.
Powrót do góry Go down


Theodore Courtenay
Theodore Courtenay

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
Galeony : 92
  Liczba postów : 77
https://www.czarodzieje.org/t17751-theodore-courtenay
https://www.czarodzieje.org/t17771-sowa-theo#500237
https://www.czarodzieje.org/t17750-theodore-courtenay
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyNie Lis 17 2019, 00:40;

W istocie było w tym coś niedorzecznego. Theo - biały królik doświadczalny, naiwnie opowiadający się za niewinnością potężnych koncernów kosmetycznych, ze szponów których ledwo wyrwał się z życiem. Zaleczył rozpalone spojówki, podrażnioną skórę, wyhodował z powrotem futerko, gdzie go brakowało. Sam by tam nie wrócił, ale bardzo chciał wierzyć na słowo, że on ostatni musiał przez to przejść. Przecież obiecali, prawda?
Tym razem uśmiech – jasny, szczery, zupełnie do tych pociągłych rysów niepasujący, może nawet trochę koślawy, bo z rzadka używane mięśnie nie wiedziały, co ze sobą począć - rozświetlił twarz jak fajerwerki noworoczną noc. Nie miał nic przeciwko temu, że czar prysł, jakby ktoś zapalił wszystkie światła. On powiedział, co wiedział, a ona niech zrobi z tym, co uważa. Wyprostował zupełnie nieelegancko zgarbione plecy, a wiotką dłonią sięgnął do kieszeni płaszcza po pudełeczko – żółtozłote, cienkie, w finezyjnie skręcane pajęcze zdobienia, wśród których jak gwiazdy migały jakieś różnobarwne, drobno cięte kamienie. Imperialne jajo wśród papierośnic. Jego nagroda za piękne chodzenie przy nodze.
- Lepszego niż tu, z tobą, na tej zimnej, mokrej i twardej posadzce? – spytał, a brew w znajomym grymasie powędrowała w górę. – Absolutnie nie.
Bo w sumie nie miał, nic, nigdy. Czasami znajdował kogoś lepszego do roboty, ale na trzeźwy umysł melancholia działała zupełnie boleśniej, hamując libido, więc też nie. A teraz, choćby nawet miał sobie to kościste dupsko odmrozić, to będzie siedział, wyniosły jak król na tronie i w koronie, która głowie kazała trzymać się wysoko, żeby Dinie udowodnić, że na nim te poburkiwania wrażenia nie robią. W ogóle nie po dżentelmeńsku wsunął jednego papierosa do ust i odpalił, a dopiero potem wyciągnął pstry bibelot w stronę Harlow, oferując i jej.
- Tak bywa - stwierdził bezceremonialnie dobrotliwy król Krainy Wiecznych Porażek, zaciągając się mentolowym dymem. - Pytanie brzmi: czy da się to jakoś naprawić?
Powrót do góry Go down


Dina Harlow
Dina Harlow

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
Dodatkowo : Pół wila, prefekt
Galeony : 916
  Liczba postów : 857
https://www.czarodzieje.org/t17491-claudine-harlow#491028
https://www.czarodzieje.org/t17497-pumpkin#491256
https://www.czarodzieje.org/t17493-dina-harlow#491062
https://www.czarodzieje.org/t18297-dina-harlow-dziennik
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyPon Lis 18 2019, 01:37;

Obiecali. Mając w pamięci te łyse, czerwone i skatowane ciało, obiecali. Gładząc bogatą w sygnety dłonią oligarchy zmęczone ciało, obiecali. Pal licho, przekonani o tym, że rzeczywiście są w stanie słowa dotrzymać - obiecali. A jednak jak Judasz, zdradzili nie oglądając się nawet, nie przystając na ułamek chwili. Tyle to z ich obietnic, Theo. Mógłbyś się wreszcie nauczyć nie ufać.
Ton jego głosu wcale nie pomagał, mimo, że był zdeptanym przez życie potomkiem królów wciąż nosił w sobie absurdalną lekkość życia, która doprowadzała ją do apopleksji. Miała duży problem ze znoszeniem ludzi, którzy są po prostu zadowoleni, a już widząc jego niewymuszone uśmiechy miała ochotę zedrzeć mu skórę z twarzoczaszki. Nikt przecież nie ma prawa być zadowolonym, kiedy ona jest taka niezadowolona. Dlaczego inni umieją być szczęśliwi?!
Syknęła jedynie, wzruszając z pretensją ramionami na jego słowa i marszcząc brwi, a gdyby wzrok mógł zabijać to kamienny filar na lewo byłby po dwakroć martwy takie posłała mu spojrzenie. Stopą jednak kopnęła lekko i zaczepnie jego kostkę.
- Dureń. - mruknęła w ostatnim podrygu wyrzuconej na brzeg ryby i w końcu rozplątała się z tej całej fortyfikacji kolan i ramion siadając naprzeciw niego po turecku, z nieco zwieszoną smętnie głową.
Wzięła papierośnice z jego rąk, choć wcale nie po to, by się poczęstować. Baba jak sroka zaraz zainteresowała się kosztownymi zdobieniami pokrywającymi piękne wieko i zaczęła oglądać cudeńko obracając je w dłoniach.
- Mam wrażenie, że ogromna część błędów, które popełniam, niezależnie od tego czy celowo czy nie, są nie do naprawienia. - westchnęła i spojrzała na niego- Im bardziej chce się zmienić, im bardziej próbuję nie robić rzeczy, których nie powinnam, tym bardziej ciemność mnie kusi, tym bardziej mam ochotę się w niej zanurzyć... - skrzywiła się.
Tak bardzo przywykła do wyprawiania własnej skóry w kwasie swoich parszywych myśli, w toksycznym jadzie swoich słów, że trudno było jej teraz odstawić te praktyki bo aż palce świeżbiły by znów, by jeszcze raz, by choć trochę.
Powrót do góry Go down


Theodore Courtenay
Theodore Courtenay

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
Galeony : 92
  Liczba postów : 77
https://www.czarodzieje.org/t17751-theodore-courtenay
https://www.czarodzieje.org/t17771-sowa-theo#500237
https://www.czarodzieje.org/t17750-theodore-courtenay
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyWto Lis 26 2019, 22:24;

Zbyt łatwo rozluźnił swobodny chwyt na drogocennym puzderku, pozwalając mu wymknąć się ze swojej dłoni prosto do tej Harlow. Może gdyby tylko tak uparcie nie odganiał od siebie własnych refleksji, jak wyjątkowo nieznośnych much w letni dzień, byłby w stanie odszukać w tym bezwolnym geście i nieostrożnych dłoniach jakiś sens, wskazówkę jakąś, że kiedy ten ogień piekielny duszę płomieniami smagał i dymem gardło dławił, wszystkie te kosztowności i złoty dotyk złamanego knuta warte nie były. Może. Ale teraz, gdy Harlow studiowała wymyślne zdobienia, on zza kłębu dymu studiował jej pochylone ciało, w głowie orientacyjnie szacując, co i w jakich ilościach osiadło na tych barkach, że zgarbiło je tak mocno. Uśmiech opuścił twarz ustępując miejsca skupieniu, kiedy pochwycił jej wzrok i wyczuł moment, w którym drzwi do głowy Harlow rozszczelniły się lekko. Słuchał jej bez ponaglania, nie chcąc forsować ich na siłę.
- Czy to nie byłoby wygodne, tak się zanurzyć? - pochwycił temat po dłuższej chwili ciszy. - Przestać stawiać opór, ciężki jak ołów opaść na dno i nie musieć oglądać tego, co popsuliśmy, ani czuć niczego, żadnych wyrzutów?
Zmarznięte palce drżały lekko, gdy podniósł Błękitnego Gryfa do ust.
- Wszyscy popełniamy błędy. I jakkolwiek... jakkolwiek mocno staramy się wyzbyć w nas tego, co ludzkie i upodobnić do tych kolumn... - odwrócił głowę w stronę jednej, by badawczym wzrokiem objąć jej ogrom, a następnie przenieść go z powrotem na Harlow. -... będziemy je popełniać, bo jesteśmy tylko ludźmi i czasami jedyne, co możemy zrobić, to przeprosić, wyciągnąć wnioski i ruszyć naprzód. Przestać obwiniać się o to, co zrobiliśmy - celowo czy nie - i odtwarzać to we własnej głowie, tylko po to, żeby sobie udowodnić, jak bardzo zło przeżarło nam kości i jak niewiele jesteśmy warci. Czas sobie wybaczyć.
Jak przekonująco mógł brzmieć ktoś, kto nie praktykował tego, co głosił? Miał nadzieję, że wystarczająco.
Powrót do góry Go down


Dina Harlow
Dina Harlow

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
Dodatkowo : Pół wila, prefekt
Galeony : 916
  Liczba postów : 857
https://www.czarodzieje.org/t17491-claudine-harlow#491028
https://www.czarodzieje.org/t17497-pumpkin#491256
https://www.czarodzieje.org/t17493-dina-harlow#491062
https://www.czarodzieje.org/t18297-dina-harlow-dziennik
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptySro Lis 27 2019, 00:00;

Papierośnica lśniła w miernym świetle pochmurnego popołudnia, a drobne palce blondynki podążały zawiłymi ścieżkami ozdobników. Czasami żałowała, że nie pali, to było dość ekscentryczne i całkiem seksowne, kiedy widziała to na filmowej taśmie bądź zdjęciach wielkich dam z minionych lat. Była jednak wyjątkowo słabowitą gęsią, dostawała zadyszki przy bieganiu, a gdyby jeszcze w płuco przywaliła sobie porcją nikotyny wywalając na lewą stronę połowę oskrzelików to już w ogóle mogiła. Ograniczała mięso, mleko, pszenicę, cukry proste, złożone, cytrusy. Finalnie kończyła ograniczając wszystko, włącznie ze snem, działając na kilku fiolkach różnej wątpliwej maści eliksirów i dobrych chęciach, które także wyczerpywały się w zastraszającym tempie. Podniosła na niego wzrok z nieodgadnionym wyrazem twarzy zamykając jego papierosowe puzderko w obu dłoniach.
- Byłoby. - przyznała z powagą, szukając na jego twarzy odpowiedzi dlaczego powiedział coś tak kuszącego. Każdego dnia zdarzało się jej myśleć o tym, by pieprzyć jednak konwenanse i wrócić do wygody bycia starą sobą. Ze wszystkich ludzi nie sądziła, by Courtenay podsuwał jej pomysły, by to zrobić- I nie było. - zmrużyła oczy z pewną wątpliwością w głosie.
Cmoknęła z niezadowoleniem na jego wywód, z jednej strony dlatego, że miał rację, z drugiej dlatego, że wymagał rbienia czegoś, czego Harlow robić nie znosiła. Przepraszanie wymagało przyznania się do winy, a przyznanie się do winy równało się z porażką. Choć wcale nie, to jednak w jej głowie działał właśnie taki absurdalny system, a im bardziej ktoś ją karcił tym więcej wody dawał na ten młyn myśli.
- Myślę, że robię rzeczy, które bardzo trudno wybaczyć. - rozchyliła dłonie oddając mu jego papierośnicę- Myślę, że nie każdy ma w sobie tyle wyrozumiałości co Ty, Theo. - skrzywiła się lekko- Czy moje przepraszam pomogło Ci wtedy na cokolwiek?
Powrót do góry Go down


Theodore Courtenay
Theodore Courtenay

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
Galeony : 92
  Liczba postów : 77
https://www.czarodzieje.org/t17751-theodore-courtenay
https://www.czarodzieje.org/t17771-sowa-theo#500237
https://www.czarodzieje.org/t17750-theodore-courtenay
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyNie Gru 01 2019, 23:09;

Byłoby?
Zmarszczył trochę brwi, żeby pokazać, że to nie tu, tu zimno. Zupełnie się zapędził, straszliwie głupio zagalopował, zapominając, że przecież to, z czym żyje na co dzień, trzyma też w sekrecie. On opadł już tak dawno, te smutne truchło z kamieniem u nogi, które pozorny spokój odnalazło w braku autorefleksji i wyłączeniu wszystkiego, co jeszcze choćby półszeptem starało się dotrzeć do sumienia przez gęsty splot tego, czym tak uparcie mroczył sobie umysł. Czy życzyłby tej wygody komuś innemu? Absolutnie nie. Ratuj się póki możesz, Claudine.
I nie było.
Ciepło. Pokiwał twierdząco głową, a twarz złagodniała, wygładziła się zupełnie, znowu gotowa, uważna i otwarta, żeby podjąć dyskusję. Miał ochotę wzruszyć ramionami na jej wzmiankę o przesadnej wyrozumiałości, jakby dystansując się od tej łatki. Sprawiała, że czuł się okropnie naiwnie, a przecież nie o to chodziło. Doświadczywszy tyle zamierzonej niesprawiedliwości od ludzi, których trzymał najbliżej, z uporem maniaka doszukiwał się krzywdach doznanych z obcych rąk zwykłych błędów, a nie celowych szkód. Te Diny tłumaczył sobie działaniem spowodowanym dużym bólem i brakiem zrozumienia. Może samolubnym rekompensowaniem sobie czegoś, czego nie doświadczyła, a może wykazaniem się brakiem poradności w obchodzeniu z tak delikatnym mechanizmem, jakim były uczucia drugiego człowieka.
Niespiesznie wsunął papierośnicę do kieszeni płaszcza, dając sobie tym samym czas na namysł.
- Nie - pokiwał przecząco głową. - Pomogła obietnica, że nie zrobisz tego samego już nikomu innemu. Wtedy miałem pewność, że rozumiesz, za co przepraszasz - wyznał, zduszając papieros o marmurową szachownicę, po czym niedbale odrzucił niedopałek gdzieś w bok.
- Myślę też, że kwestię wybaczenia sprawiedliwie byłoby zostawić tym, którym zawiniłaś.
Powrót do góry Go down


Dina Harlow
Dina Harlow

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
Dodatkowo : Pół wila, prefekt
Galeony : 916
  Liczba postów : 857
https://www.czarodzieje.org/t17491-claudine-harlow#491028
https://www.czarodzieje.org/t17497-pumpkin#491256
https://www.czarodzieje.org/t17493-dina-harlow#491062
https://www.czarodzieje.org/t18297-dina-harlow-dziennik
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyPon Gru 02 2019, 00:43;

Obserwowała zmarszczkę pojawiającą się pomiędzy jego brwiami i zastanawiała przez krótką chwilę skąd się tam wzięła. Tak niewiele wiedziała o tym co Courtenay robił ze swoim życiem od czasów, kiedy ich losy splotły się w tym kalekim tańcu uczuć nastolatków. Był pięknym pierrotem paradującym po szkolnych korytarzach, ale też jak każdy chował pod pazuchą swoje kalekie dzieci pretensji i niepewności. Nie czuła nigdy, że ma prawo pytać, że ma prawo martwić się, że ma prawo do bycia przejętą, mając wrażenie, że jedyne do czego jej interakcja z nim może się ograniczać to te krótkie zetknięcia dwóch obnażonych kabli, wywołujących iskrę i zapominających o sobie na kolejne pół wieku.
- Kiedy to zrobiłam. - powiedziała w końcu- Zrobiłam to raz jeszcze. - wyciągnęła w jego stronę dłoń, jak dowód największej zbrodni. Wskazujący palec prawej ręki wyglądał na źle zrośnięty po brzydkim złamaniu. Miała namacalny dowód na to, że zachowała się jak pizda, nie tylko łamiąc daną obietnicę ale i krzywdząc kogoś swoim manipulatorskim genem wili.- Osoba, której robię krzywdę - zaczęła patrząc na jego kolana- nie przyjmuje przeprosin. Osoba, której robię krzywdę odpłaca mi się krzywdą. - założyła jasne włosy za ucho z dziwnym zamyśleniem na twarzy, tak nienaturalnym w przypadku tej gąski. Milczała chwilę szukając słów by powiedzieć to co miała na myśli, ale jednocześnie nie nazywać tego wprost- Urok wili to jedyna rzecz... - zaczęła ostrożnie, zaraz jednak się skrzywiła, bo to jednak nie tak chciała powiedzieć, nie tak zacząć. Cmoknęła z niezadowoleniem- Czasami czuję, że to moja jedyna broń. Że tak naprawdę nic więcej nie umiem, nic więcej nie mam. - powiedziała cicho i westchnęła ciężko, chowając twarz w dłoniach. Wyznania przychodziły jej z kolosalnym trudem nawet wobec ludzi, którzy znali ją przecież lepiej niż Theodore. A jednak to jego powściągliwa, zmęczona doświadczeniami życia osoba wzbudzała w niej tak wielkie pokłady zaufania, by zmusić się do wyznania grzechów. Dlaczego? Czy to dlatego, że był jej pierwszym prawdziwym grzechem? Jej pierwszą nazwaną winą? Jej pierwszym szczerym przepraszam?
Może wcale nie chciał tego słuchać, może w swoim koszyczku miał już wystarczająco swoich problemów by mu jeszcze dokładać między borowiki i kanie jej własne muchomory i podbrzeźniaki.
Powrót do góry Go down


Theodore Courtenay
Theodore Courtenay

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
Galeony : 92
  Liczba postów : 77
https://www.czarodzieje.org/t17751-theodore-courtenay
https://www.czarodzieje.org/t17771-sowa-theo#500237
https://www.czarodzieje.org/t17750-theodore-courtenay
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyPią Gru 06 2019, 01:48;

Trochę głupio się czuł po tych wywodach o przeprosinach, które załatwiają sprawę, o krzywdach, które można darować ze względu na okoliczności, o pozwoleniu tym skrzywdzonym na decydowanie, czy chcą wybaczyć. Tak pięknie i zręcznie obaliła je wszystkie przypadkiem znanym jej z autopsji. Kolejną relacją, w którą wpadła i uwikłała się jak w diabelskie sidła. Patrzył na ten palec nieszczęsny, na ten dowód cudzej zbrodni i złamanej przez nią obietnicy i nie do końca wiedział, co powinien z tym wszystkim zrobić. Jej wyznania, jak piaski czasu, zaczęły przesypywać mu się przez palce i nie był pewien, jak wzmocnić uchwyt, za co właściwie złapać.
Przeprosiny bez zmiany są tylko manipulacją. Z jednej strony wiedział przecież, że nie mógł pokładać w niej zaufania. W jej towarzystwie był zawsze w stanie czuwania, nieustannie patrzył na ręce, nigdy nie odwracał się tyłem. A jednocześnie z jakiegoś idiotycznego powodu wierzył, że, jeśli obiecała już nigdy użyć na nikim uroku wili, to dotrzyma słowa. Nie dla niego; Theo nie grał pierwszoplanowej roli nawet we własnym spektaklu życia, głupio byłoby więc zakładać, że deklamuje jakieś decydujące kwestie w cudzym. Dla siebie, dla własnego sumienia.
Czuł się jak skończony idiota, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że jego uczucia były tu kwestią drugoplanową. To Harlow miała znacznie większy problem. Czy chciał jej pomóc? Owszem. Ale chęci nie zawsze przekładają się na zamiary, a on chyba zwyczajnie, tak po ludzku, poddał się. Z tego rozczarowania zabrakło sił i argumentów. Zabrakło przekonania, że jest nadzieja, że jeszcze coś można zdziałać, które powinien dzielić na dwoje, bo przecież ona wprost mówiła, że go już nie ma. Zaczął nawet zastanawiać się, czemu w ogóle poczuwał się do obowiązku, że to musi być on i tylko on będzie w stanie jej pomóc. Sobie nie umiał i głupio sądził, że innym da radę? Prychnął, ale mało było w tym opryskliwości, raczej rozczarowanie. Diną? Sobą? Światem? Wszystkim. Ale chyba chciał wiedzieć.
- Dlaczego...? - spytał głucho, ale potem pokiwał głową, jakby się rozmyślił.
A może jednak nie. Wstał, unikając przy tym jej wzroku. Spojrzał jeszcze w dół, jakby chciał jeszcze coś dodać, a potem rozmyślił się, uznał, że już nie ma co, odwrócił na pięcie i skierował w stronę drzwi. Tuż przed schodami przyszedł ostatni moment zawahania i ostatnie zakłopotane spojrzenie.
- Myślę, że potrzebujesz pomocy - oznajmił tonem, w którym powątpiewanie zmieszane było z sileniem się na obojętność.
Od niego? Nie, on już umywa ręce.

/zt.
Powrót do góry Go down


Skyler Schuester
Skyler Schuester

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Galeony : 1442
  Liczba postów : 2527
https://www.czarodzieje.org/t17504-skyler-schuester#491351
https://www.czarodzieje.org/t17509-blue-sky#491410
https://www.czarodzieje.org/t17506-skyler-schuester#491388
https://www.czarodzieje.org/t18314-skyler-schuester-dziennik#521
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyNie Mar 08 2020, 09:45;

Wsparł dłoń tuż pod mostkiem i wziął głęboki, choć pospieszny od dość szybkiego kroku wdech, w celu uspokojenia się nagłym wybuchem irytacji. Nie stało się zupełnie nic, godne jego zdenerwowania. Wręcz przeciwnie, powinien się cieszyć, prawda? I właśnie w tym tkwił cały jego problem. Gdy powinien się zdenerwować, gdy wszyscy tego od niego oczekiwali, to on nie potrafił. Kurczył się w sobie, zapadał w kaskadzie depresyjnych myśli, a teraz, gdy powinien być pieprzoną prefekcką oazą spokoju lub zadowolonym z spontanicznego zbliżenia nastolatkiem - nie potrafił i tego. Dzisiejszą nerwowość wzmagał fakt, że znów miał jedną z tych nocy, gdzie budząc się co chwilę nie jesteś pewien, czy właściwie w ogóle zasnąłeś, a gdy w końcu zasypiasz porządnie, robisz to choć krótko, to zdecydowanie zbyt mocno i spóźniasz się z pobudką, nie mając czasu ani na śniadanie, ani na szybkiego papierosa. A więc dziś pominął nie tylko tego porannego, ale i dwa następne, kierowany poczuciem obowiązku pilnego ucznia, więc teraz spragniony niebieskiego dymu, wspinał się po schodach z Gryfem obracanym niecierpliwie w palcach.
Hormony, tak przyzwyczajone do regularnego rozładowania, buzowały w nim ostatnio niczym osy w szturchniętym kijem ulu i Merlin mu świadkiem, że dokładnie czuł każde szturchnięcie, gdy tylko jego wzrok padał na mniej lub bardziej znajome sylwetki, a teraz, mimo tego, że przecież dziś już powinien uspokoić się zupełnie - wpadając gwałtownie na balkon - poczuł się jakby ktoś tym kijem zamachnął mu się na twarz, gdy tylko jego wzrok padł na Ezrę, a mózg mimowolnie podsunął mu obrazy z zeszłego roku. Już robiąc pierwszy krok w jego stronę wiedział, że nie powinien. Nawet gdy w pełni się kontrolował, to Ezra i tak zawsze miał odpowiedź, która niczym drobna szpilka wbijała się w jego pewność siebie, a teraz? Teraz był rozchwiany, niestabilny, co chwilę zmieniający zdanie między "zobacz jak mi lekko i swobodnie, jak dużo się uśmiecham, wszystko jest okej" a "to boli, to nadal boli i będzie bolało do ostatniego tchu mojego marnego życia, bo powtórzy się ilekroć spróbuję jeszcze raz". Ale ani swoboda, ani smutek, ani logika nie miały w tej jednej chwili znaczenia, ani nawet najcichszego prawa głosu, bo stery przejęła czysta irytacja i chęć odreagowania w jakikolwiek sposób, byle nie czuć się jak najpodlejszy śmieć jaki Hogwart miał okazje widzieć, więc wciąż trzymając Błękitnego Gryfa w jednej dłoni, drugą złapał Ezrę za nadgarstek, by unieruchomić rękę od przyłożenia Merlinowej Strzały do krukońskich warg.
- Palenie na terenie szkoły jest zabronione, Clarke - rzucił z całkowitą powagą i naiwnością, zupełnie nie zdając sobie sprawy dlaczego właściwie postanowił właśnie teraz przyczepić się do Ezry, a już na pewno nie zdając sobie sprawy z hipokryzji swojego zachowania. To by wymagało chociaż minimum autorefleksji, na którą dziś nie było go stać.
Powrót do góry Go down


Ezra T. Clarke
Ezra T. Clarke

Nauczyciel
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Galeony : 6236
  Liczba postów : 3387
https://www.czarodzieje.org/t13332-ezra-thomas-clarke
https://www.czarodzieje.org/t13336-eureka
https://www.czarodzieje.org/t13338-ezra-clarke
https://www.czarodzieje.org/t19322-ezra-t-clarke-dziennik
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyPon Mar 09 2020, 23:02;

Porzucenie jednego uzależnienia nie sprawiało, że było się lepszym i silniejszym człowiekiem. Wręcz przeciwnie, Ezra chyba jeszcze nigdy nie wypalał tak wielu papierosów w ciągu jednego dnia, choć akurat też używki nigdy sobie nie żałował. Do tego stopnia, że trudno było już jasno rozdzielić, kiedy  pewność siebie Ezry była częścią jego charakteru, kiedy zaś jedynie podsycał ją magiczny efekt. Pytanie mogło też brzmieć, czy w ogóle jego pewność siebie jakkolwiek na tym etapie była zaburzana przez Merlinowe Strzały...
W każdym razie - palił, a jak palił, był też szczęśliwy. Przynajmniej do momentu, kiedy na marmurowe schody zechciał wstąpić ktoś inny. Ezra początkowo jedynie przelotnie spojrzał na Skylera, sądząc że chłopak minie go bez słowa, jak wiele razy. Dopiero muśnięty ogniem papieros wędrował wdzięcznie, by połączyć się z ezrowymi ustami, jak gdy słońce styka się na nieboskłonie z księżycem... Nim to się jednak stało, pomiędzy perfekcję wcisnął się element trzeci, zupełnie na tym obrazku zbędny.
- A któż to się pojawił? Pan prefekt hipokryta. - Ezra zmierzył Skylera oceniającym spojrzeniem; już na lekcji działalności artystycznej dostrzegł, że z tym dzieciakiem działo się coś złego, nie uważał się jednak za właściwą osobę, aby pytać. Schuester miał wielu przyjaciół, mało kto go nie lubił, a jaki był Clarke każdy widział - często zbyt szorstki wobec cudzych problemów. A jednak zamiast tego szczeniackiego (lub po prostu głupiego) uśmiechu na twarzy Puchona niezmiennie gościła dziwna mieszanina irytacji i zmęczenia. I w pewien sposób Ezra mu współczuł, w końcu dopiero co sam zmagał się z olbrzymimi prywatnymi problemami, ba, wciąż z nich do końca nie wyszedł. To jednak mu nie wystarczało, by usprawiedliwić przelewanie w taki sposób własnego żalu na inne osoby. Cmoknął językiem z dezaprobatą i nieświadomie zmrużył oczy, jak gdyby koncentrował się, które miejsce będzie najbardziej wrażliwe.
- Czyżby chłopak wszedł ci za mocno w dupę, że jesteś taki sztywny? Czy może przeciwnie, potrzebujesz kogoś, kto zrobi to za niego? - parsknął ostrym, być może nawet agresywnym tonem, unosząc prawą brew z odpowiednią dozą pretensji. Ezra powoli już wyrastał z wieku, w którym przyjmowałby podobne upomnienia od młodszych od siebie; prefekci nie byli żadną świętą kastą, Skyler nie był święty, o czym świadczył nie tylko ten Błękitny Gryf sterczący oskarżycielsko pomiędzy jego palcami, ale i wspomnienia, które Clarke starannie kolekcjonował. Nikt nie miał lepszej pamięci od Krukonów... - No, to jak się wypowiesz o bliskich kontaktach intymnych na terenie Hogwartu, Skyler? - to mówiąc, szarpnął w swoją stronę przytrzymywaną przez Puchona rękę; trudno było powiedzieć, czy po to, by ją wyrwać, czy też przyciągnąć chłopaka bliżej siebie...
Powrót do góry Go down


Skyler Schuester
Skyler Schuester

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Galeony : 1442
  Liczba postów : 2527
https://www.czarodzieje.org/t17504-skyler-schuester#491351
https://www.czarodzieje.org/t17509-blue-sky#491410
https://www.czarodzieje.org/t17506-skyler-schuester#491388
https://www.czarodzieje.org/t18314-skyler-schuester-dziennik#521
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyWto Mar 10 2020, 17:40;

Wystarczyło jedno spojrzenie. Nie był pewien czy chodziło o te konkretne zielone tęczówki czy o to w jaki sposób grały wokół nich mięśnie układając powieki i brwi w odpowiedni sposób, ale Ezra zawsze wywoływał ten sam efekt - stuprocentową pewność, że właśnie się przed nim potknął. Słysząc pierwsze słowa wydawało mu się, że pójdzie dalej, że to tylko lekkie zachwianie, więc zacisnął mocniej palce wokół jego nadgarstka, jakby chciał złapać w ten sposób równowagę, którą jednak i tak zaraz stracił już przy kolejnych słowach, gdy klatka drgnęła mu od bolesnego skurczu. Zmarszczył w złości brwi, a warga zadrżała mu w próbie odnalezienia odpowiedzi, ale do głowy przychodziły mu same żałosne odpowiedzi, więc zacisnął zęby, w próbie nie zdradzenia się z tym, że Krukonowi udało się trafić w niezaleczoną jeszcze ranę.
- Kurwa, Ezra, to był żart - skłamał twardo, gotowy wycofać się z balkonu, byle nie narażać się na zbytnie odsłonięcie, a nawet rozluźniał już palce, gdy nagle odruchowo w zdziwieniu zacisnął je ponownie i zaskoczony poleciał do przodu ten jeden krok za blisko - Skąd Ty już wie… - urwał, a szeroko otwarte oczy przeszły od zdziwienia, przez przebłysk zrozumienia, aż do pełnego żalu spojrzenia, wycelowanego prosto w zielone tęczówki, jakby to była ich wina, że tak się z tym zdradził. Tym razem się nie potknął, a wyjebał majestatycznie nosem w ziemię.
Ezra nie mógł wiedzieć. Nie miał prawa wiedzieć, skoro nie wiedział, że Finna już nie ma, to tym bardziej nie mógł wiedzieć o Xavierze, skoro oni dopiero dziś... A może wiedział o Gardzie doskonale i tym chętniej rzucił poprzedni komentarz chcąc, by zabolało go to najbardziej? A może ktoś widział ich wychodzących z sali lustrzanej? Puścił go, robiąc krok w tył, od razu wsuwając przygniecionego Gryfa w usta, niechcący łamiąc zapałkę, próbując go podpalić. Zaraz to samo zrobił z drugą i trzecią, główkę czwartej już tylko drżąco opierając o wytartą częściowo draskę, próbując zrozumieć które konkretnie uczucie zaciska mu supeł z żołądka.
- Czasami mógłbyś po prostu... - urwał, z cichym trzaskiem zapalając czwartą zapałkę, która jednak i tak nie uniknęła złamania, więc płonąca końcówka zadyndała żałośnie i spadła tuż pod nogi Skylera, który... nie wiedział jak w ogóle chciał zakończyć to zdanie. Być miły? Nie mieć racji? Ostatniego zdania?
Po prostu odpuścić.
Powrót do góry Go down


Ezra T. Clarke
Ezra T. Clarke

Nauczyciel
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Galeony : 6236
  Liczba postów : 3387
https://www.czarodzieje.org/t13332-ezra-thomas-clarke
https://www.czarodzieje.org/t13336-eureka
https://www.czarodzieje.org/t13338-ezra-clarke
https://www.czarodzieje.org/t19322-ezra-t-clarke-dziennik
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptySro Mar 11 2020, 12:55;

W pierwszej chwili poczuł satysfakcję. Że Skylerowi nie udało się wybić go z rytmu, że za to on, Ezra, zmusił prefekta do podkulenia ogona. Że jego warga zadrżała pod ciężarem słów, których nie miał odwagi wypowiedzieć. I choć wiedział, że to było złe, im mniejszy i bardziej bezbronny stawał się Skyler, tym większe pole do rozłożenia skrzydeł pozostawiał Clarke'owi. Opierał się na intuicji, na niedopowiedzeniu - jak horoskopy opiewające uniwersalne cechy, coby każdy mógł się z nimi w minimalny sposób utożsamić. Nie spodziewał się, że będzie miał rację, więc zdziwienie Sky'a odbiło się w niemal idealnej kopii i na jego twarzy.
- Tak, już mi to mówiono - zgodził się trochę łagodniej, sceptycznie obserwując nieporadne zmaganie się Skylera z zapałkami; ledwo powstrzymał się od głębokiego westchnienia i wzniesienia oczu ku niebu, które w obecnych okolicznościach mogłyby nieść w sobie więcej negatywnej treści niż byłby w stanie wymyślić sam Clarke. Skyler był niezrównany w nadinterpretacji, jeśli tylko jednocześnie miał możliwość umniejszenia samemu sobie... Co było męczące, kiedy Ezra nie czuł się na siłach, by odgrywać rolę dobrej wróżki.
Wyciągnął więc z kieszeni zapalniczkę, a drugą ręką stanowczo uniósł i podtrzymał podbródek chłopaka, nie ufając, że ten nie cofnie się w nieodpowiednim momencie. Płomień musnął końcówkę papierosa, w tym samym momencie, gdy Ezrowe opuszki przemknęły po policzku Schuestera z motylim wyczuciem.
- No już, dzieciaku, zaciągnij się, odetchnij i przede wszystkim nie trzęś się przede mną jak nastoletnia panienka, tylko powiedz, co cię tak bardzo gryzie, że sam potrzebujesz odgryźć się na innych. I to wcale nie przyjemnie. - Cofnął dłoń, nonszalancko opierając się o filar - a raczej bardzo starając się, by takie wrażenie sprawiać. Rzeczowość spojrzenia - to było to, co Ezra mógł zaoferować swoim znajomym w miejsce pustego współczucia, które tak silnie atakowało ze strony nawet obcych ludzi. Ale nawet jego zdradzały małe gesty; w drobiazgowym spojrzeniu skrywała się powaga, tak bliska wizualnie do obojętności, a pospieszające uniesienie brwi, za którym stała zwykła ludzka ciekawość, ni to dobra, ni to zła, bardzo łatwo skojarzone mogło zostać ze zniecierpliwieniem. Wierzył, że te drobne różnice skutecznie przysłoni kurtyna nonszalancji i papierosowego dymu. Bo Ezra? Nie, on się tak nie przejmował.
- Wierz mi lub nie, ale potrafię dobrze słuchać. I z radami też sobie nawet radzę. - Nawet uniósł przy tej okazji kącik ust!
Powrót do góry Go down


Skyler Schuester
Skyler Schuester

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Galeony : 1442
  Liczba postów : 2527
https://www.czarodzieje.org/t17504-skyler-schuester#491351
https://www.czarodzieje.org/t17509-blue-sky#491410
https://www.czarodzieje.org/t17506-skyler-schuester#491388
https://www.czarodzieje.org/t18314-skyler-schuester-dziennik#521
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptySro Mar 11 2020, 23:05;

Uniósł wzrok, czując dotyk na swojej twarzy i zaraz poczuł jak supeł w żołądku zacieśnia się jeszcze bardziej, przez nagłe uświadomienie sobie, jak bardzo ma ochotę na tej dłoni wesprzeć swój policzek, żałośnie załasić się niczym spragniony miłości szczeniak, którym przecież był i ta świadomość krzyczała w nim boleśnie, nie potrafiąc nakreślić tego wprost, a jednak żebrząc o odrobinę bliskości od każdego. Wieczory ostatnich miesięcy wypełnił skrupulatnie dawką skradzionej uwagi, naiwnej nadziei, że to cokolwiek znaczy i do czegoś zmierza, a teraz co go czeka? Łaszenie się do ezrowej dłoni, aseksualne przytulanie Puchonek i życie w ten sposób, by w końcu doścignąć lub nawet wyminąć plotki na jego temat, przy których zawsze miał ochotę powiedzieć “to nie tak”. Ale teraz to było właśnie “tak”. Było. Właśnie. Kurwa. TAK. A on wcale nie miał ochoty z tym walczyć, bo tak było zwyczajnie łatwiej. Choć na chwilę. I ta chęć ułatwienia czegokolwiek odbijała się wyraźnie w jego spojrzeniu.
Przełknął ślinę i zaciągnął się posłusznie, a nawet odetchnął zgodnie z zaleceniem przy wypuszczeniu na wolność niebieskiego dymu, od razu pod wpływem posmaku i zapachu mięty rozluźniając się na tyle, że barki w rezygnacji opadły mu w dół. To też było znajome. Ezra z tą swoją chłodną pomocą, która choć często skuteczna, niosła za sobą ryzyko odsłonięcia się przed kimś, kto zawsze wiedział jak to wykorzystać. A jednak ufał mu zawsze, nawet gdy nie chciał. Bo w końcu zawsze powtarzał raz popełnione błędy, niesiony nadzieją, że “tym razem będzie inaczej”. I faktycznie, choć procentowo zupełnie nieopłacalnie, czasem bywało inaczej, a on właśnie tymi razami zawsze karmił naiwność.
Przesunął po nim spojrzeniem, zaciągając się głęboko i pochwycił Gryfa w palce, wykręcając głowę w bok, by tam pozbyć się dymu, ale i przenikliwego wzroku Ezry.
- Nie potrzebuję rad - mruknął, odchylając się w tył, by oprzeć się o równoległy filar. - Potrzebuję… - zawiesił się od razu nie wiedząc którą z opcji wybrać, by nie zabrzmieć jak wspomniana nastoletnia panienka. Nadziei? Bliskości? Sił? Na pewno godności, ale na to już zdecydowanie za późno. Zaciągnął się nerwowo, zaraz żegnając się z dymem dzieląc go na dwoje przez przepuszczenie przez nos i osunął się w dół do siadu na chłodnej posadzce.
- Czego mi brakuje? - spytał cicho, unosząc na niego wzrok z wyrzutem, jakby to on obiecał mu wspólne noce, śniadanie i kolacje, a po tym zostawił go z niczym, na zawsze pozostawiając już tylko obraz domu, którym jego domem w sercu już zdążył zostać, a który nigdy nim naprawdę nie będzie. - Akurat Ty powinieneś wiedzieć. Dlaczego nikt… - urwał, nie chcąc wypowiadać tych słów, bo póki tkwiły tylko w głowie, nie nabierając na dźwięczności, mógł jeszcze udawać, że nie są prawdą. Zupełnie jakby wybrzmienie ich w tej ciszy zamieniłoby je w klątwę i tylko przypieczętowało fakt, że na koniec zawsze zostaje sam.
Powrót do góry Go down


Ezra T. Clarke
Ezra T. Clarke

Nauczyciel
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Galeony : 6236
  Liczba postów : 3387
https://www.czarodzieje.org/t13332-ezra-thomas-clarke
https://www.czarodzieje.org/t13336-eureka
https://www.czarodzieje.org/t13338-ezra-clarke
https://www.czarodzieje.org/t19322-ezra-t-clarke-dziennik
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyCzw Mar 12 2020, 01:22;

Był jak marionetka. Jak cholerna marionetka przytwierdzona nie czterema sznurkami, których silne pociągnięcie motywowało do ruchu, ale tysiącami drobnych połączeń. Czasem wystarczyło ledwie skinać palcem, by wywołać reakcję. Było to jednocześnie fascynujące i przerażające, jakby Skyler całe swoje życie tkwił w transie.
- Oczywiście, nikt nie potrzebuje - zgodził się obojętnie, również wydychając dym i jak gdyby nigdy nic obserwując z góry, czy ktoś nie zdecydował się na przechadzkę po dziedzińcu. Mogli stać i w zupełnym milczeniu, to do Skylera należał w tym momencie jakiś ruch.
I Ezra go otrzymał.
Czego mu brakowało?
Poczuł ten wyrzut, jakby był niemal fizycznym policzkiem; dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że w gruncie rzeczy cały czas patrzy na chłopca. Nie mężczyznę, znającego tajemnicę słodko-gorzkiego smak miłości, ale nastolatka doświadczającego zawodu raz za razem, przerzucanego sobie z rąk do rąk bez żadnej właściwej refleksji. Także przez niego samego. Ezra przemknął spojrzeniem po złocisto-brązowych kosmykach, kręcących się niesfornie na końcach - może nawet trochę jak u Leonardo? I zatrzymał się na rysach twarzy, w których zapisane były łagodność i ufność, i całkowity brak egocentryzmu, cechy, które tak bardzo cenił i podziwiał w Bridget Hudson. Zwieńczone wielkim sercem. Wielkim, dobrym sercem, które rekompensowało te wszystkie drobne ułomności, które przecież każdy miał. Te długie kończyny, z którymi tak często nie wiedział, co zrobić i głupio szeroki uśmiech, tę wrodzoną niezręczność... Jakimś cudem jednak Skyler łączył w sobie cechy dwóch osób, które Ezra rzeczywiście kochał; gryfońska ofiarność i puchońska dobroć koncentrowały się w jednej osobie, co powinno było skutkować naturalnym sentymentem w Krukonie.
A jednak czegoś mu brakowało.
- Asertywności - powiedział wreszcie, streszczając cały strumień myśli w jednym tylko słowie. Odbił się od ściany, czując jak gwałtowniejsza emocja zaczyna w nim wrzeć. Zaciągnął się raz dymem i zaraz upuścił nawet w połowie nie wypaloną używkę, przydeptując ją wraz z krokiem wykonanym w stronę Skylera. - Chcesz wiedzieć, dlaczego nikt cię nie chce? Bo ludzie nie traktują cię poważnie. Przecież dla tak wielu jesteś tylko chłopcem na pocieszenie... - zaszydził, patrząc na niego z góry, unosząc z wyższością podbródek i zawieszając na moment głos, jakby sprawdzał, czy Skyler zaprzeczy. Czy zechce się obronić? Czy po prostu biernie przyjmie kolejną nieusprawiedliwioną podłość...
- Sam sobie to robisz. Nie wymagasz, idziesz na każde ustępstwo, nie ośmielisz się przy tym powiedzieć, czego sam chcesz. I sam zapominasz, że nie jesteś dodatkiem, Skyler, że nie jesteś zabawką, po którą każdy może sobie sięgać, kiedy tylko zechce. - Czas, gdy intensywnie pożywiał swój organizm jadem bazyliszka skrywał się za mgłą utkaną z półświadomości. Ale pamiętał, że też taki był wobec niego; oceniający i wymagający, biorący ponad miarę przy całkowitej ignorancji tego, że Skyler był osobą. Ezra wcisnął dłonie w kieszenie, wzdychając i spuszczając wzrok na ziemię w zamyśleniu; trudno było zrozumieć złamane serce temu, który nigdy tego nie doświadczył. - Nie obwiniaj się o to, że ludzie nie potrafią cię docenić. Czasami rzeczy nie są takie proste... Najlepsi ludzie mają najbardziej przekichane w życiu. A ty naprawdę, naprawdę masz potencjał być najlepszy.
Wiedział, że niełatwo było mu wierzyć - słyszał to już: łgarz, krętach, cóż, aktor... I choć każde słowo szarpała jakaś agresywna nuta, zdradzająca prawdziwe zaangażowanie Clarke'a i choć wyczerpany tym przypływem emocji opadł na posadzkę obok Puchona, zrozumiałby, gdyby jego opinia jedynie odbiła się od Schuestera, jak groch rzucony o ścianę.
- Wiesz, że jak byłem dzieciakiem, to mnie też każdy ostatecznie odrzucał? To nie z tobą jest coś źle, tylko z nami wszystkimi. - Pocieszenie to było dość gorzkie... Ale na więcej chyba Ezrę nie było w tej sytuacji stać.
Powrót do góry Go down


Skyler Schuester
Skyler Schuester

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Galeony : 1442
  Liczba postów : 2527
https://www.czarodzieje.org/t17504-skyler-schuester#491351
https://www.czarodzieje.org/t17509-blue-sky#491410
https://www.czarodzieje.org/t17506-skyler-schuester#491388
https://www.czarodzieje.org/t18314-skyler-schuester-dziennik#521
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyCzw Mar 12 2020, 17:32;

Prychnął cicho słysząc o asertywności, bo przecież to jej nadmiar względem Finna wyrzucał sobie przez pierwsze dni. Z czasem zaczynał widzieć, że choć odmawiał mu uparcie kilku rzeczy, to była to tylko iluzja. Tak jak magik skupia uwagę widza na jednej dłoni, działając tak naprawdę drugą, tak on skupił się na dwóch czy trzech naginanych zasadach, nie zauważając jak silnie Finn wpływa na całą resztę. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że podświadomie próbuje się do niego dopasować, byle tylko wcisnąć się w ramy jego serca, gdzie przecież od początku nie było dla niego miejsca.
Dłoń zadrżała mu przy kolejnych słowa, nie trafiając papierosem do ust, a jedynie obijając się o dolną wargę i niemal od razu uniósł zraniony wzrok na stojącego nad nim Ezrę. Nie musiał tego mówić. Nie w ten sposób. Nieprzyjemnie chłodne ciarki spadły mu na ramiona i tylko spuścił głowę w milczeniu przygryzając język, jakby miało to rozluźnić zaciskające się gardło. A więc tak go ludzie postrzegali? Jako chłopca na pocieszenie? I tylko tym właśnie był dla Finna? Pocieszeniem po Marlowie, któremu kilka rzeczy się udało, ale jedynie na tyle, by Gard odzyskał chęć życia, porzucił samobójcze plany, a później… Później już najwidoczniej Skyler stracił swoją użyteczność. Data ważności się skończyła i nie był tak efektywny jak wcześniej. Zresztą wcale nie musiał, bo swoje zadanie spełnił. I nie było już sensu trzymać go u siebie w domu.
Słowa Ezry były gorzkie. Zbyt gorzkie. Miesiąc temu zapewne wywołałyby w nim złość i gwałtowne zaprzeczenia. Dwa tygodnie temu żałośnie rozkleiłby się już przy trzeciej ze złamanych zapałek, by po takich słowach wpaść w ciąg ledwo łapanych oddechów i połykanych łez. Teraz? Każde słowo paliło go w piersi, a sam ton Ezry zaciskał mu się węzłem wokół szyi, ale z każdym kolejnym ruchem krukońskich ust jego własna twarz przybierała na obojętności, a ramiona opadały w dół w rezygnacji. Nie podważał, nie buntował się, a właśnie z czystą naiwnością przyjmował to za jedyną, objawioną prawdę i lekko kiwając głową zaciągnął się Gryfem - powoli, głęboko, zmuszając płuca do dalszej pracy. Przesunął dłonią po zmęczonej twarzy i powiódł nią dalej, aż na spięty kark, którego nie miał sił rozmasować. Nie wyciągał z tej rozmowy tyle, ile powinien, nie potrafiąc tak szybko przeanalizować jego słów. Zapewne powróci do nich później, choć głównie do tych negatywnych. Przesunął wzrokiem po siadającym Ezrze i zawiesił wzrok na zielonych oczach, a jego własne stopniowo wychodziły z tej zbroi fałszywie nałożonej obojętności. Nie potrafił jej utrzymać, ale nie miał już też sił, by czuć to wszystko, więc tak utknął w szczelinie pomiędzy emocjami, których zupełnie nie potrafił rozróżnić i trąc kciukiem wierzch trzymającej Gryfa dłoni czuł się zwyczajnie zagubiony.
- I dlatego wolisz odrzucać innych? - spytał nieco zachrypniętym od ściśniętego gardła głosem, mając oczywiście na myśli siebie, bo prawdę mówiąc, nigdy wcześniej nie zastanawiał się jak wiele osób poza nim mógł odsunąć od siebie Ezra - Mam robić to samo? Mam trzymać ludzi na dystans, żeby pokazać, że jestem asertywny? Nie jestem i nie wiem czy chcę być - zaczął z siebie wyrzucać, początkowo ważąc każde słowo, dopiero stopniowo dając się ponieść emocjom i wywlekając na wierzch nieumiejetność złożenia dłuższej wypowiedzi w całość - Przecież to nie tak, że ja… po prostu czasami mi wszystko jedno, bo zależy mi na czymś ważniejszym i jeżeli… Jak mi na kimś zależy, to chcę żeby wiedział, że może mnie mieć dla siebie kiedy chce i gdzie chce, bo ja zawsze przyjdę. Nie wiem, wydaje mi się, że tak to powinno być, że jeżeli ktoś mnie potrzebuje, nawet niekoniecznie mnie, ale… kogoś - zamotał się, na chwilę zagubionym wzrokiem wodząc po twarzy Ezry, aż wzrok nie padł na krukonie wargi, jakby w niemej prośbie o odpowiedź, która nie mogła nadejść, bo z tych teraz nerwowo przegryzanych wcale nie padło pytanie - I chyba wolę już być sam, niż… - urwał, nie potrafiąc znaleźć słów do przekazania tego silnego uczucia, które przebijało się przez ból w klatce. Tej głośnej pewności, że to właśnie stanowi część jego, której musi być pewien, nawet jeśli nie potrafi odnaleźć całej reszty. - I może jestem zabawką, ale jeśli jestem tym w stanie komuś pomóc, to chcę nią być - dokończył i wybrzmiałoby to niezwykle pewnie, gdyby nie wzrok pomykający w dół na złamanego palcami Gryfa.
Powrót do góry Go down


Ezra T. Clarke
Ezra T. Clarke

Nauczyciel
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Galeony : 6236
  Liczba postów : 3387
https://www.czarodzieje.org/t13332-ezra-thomas-clarke
https://www.czarodzieje.org/t13336-eureka
https://www.czarodzieje.org/t13338-ezra-clarke
https://www.czarodzieje.org/t19322-ezra-t-clarke-dziennik
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyPią Mar 13 2020, 11:58;

Jak na tak młodą osobę, jak na kogoś, kto tak uwielbiał otaczać się wianuszkiem ludzi i oczarowywać ich własnym wdziękiem, wypowiadał się wyjątkowo gorzko i pesymistycznie. Zniechęcony, zniesmaczony. Zbyt świadomy własnych wad? I nawet jeśli nie był to pełny obraz stosunku Ezry do reszty świata, to jednak gdzieś w nim tkwił i silnie przysłaniał obiektywną percepcję.
Bardzo szybko miał pożałować szyderstwa, którym obdarzył Skylera. Sądząc, że być może chłopak potrzebuje jakiegoś impulsu, by się przeciwstawić, terapii szokowej, zachęty do stanowczego "nie", nie pomyślał, że puchon może jeszcze bardziej zapaść się w sobie. To nie miało wyglądać w ten sposób. I choć Ezra wypowiadał kolejne słowa, przedzierające się przez gęstą jak muł atmosferę, coraz więcej nieprzyjemnej żółci zbierało się w jego gardle na widok zgarbionych ramion i maski zdystansowania, gdy tak siedział i czekał, by zostać bardziej skrytykowanym. To nie była dobra taktyka, zupełnie nie...
Jedno było pewne - Ezra nie nadawał się do rozmów z wrażliwymi osobami.
- Tak, chyba tak. - Ciężko było mu komuś zaufać. Zawsze zapobiegawczy, zawsze ostrożny, zawsze o jeden krok do przodu, podejrzewając złych zamiarów, kiedy tylko pojawiał się na nie cień szansy. Nie odrzucał ludzi, bo ich nie kochał. Odrzucał ludzi, bo im nie ufał. A Ezra miał w życiu jedną zasadę; nie zamierzał dać się zranić, woląc skrzywdzić niż zostać skrzywdzonym. - Nie... - spróbował wtrącić, ale Skyler mówił dalej, w chaotycznej wypowiedzi próbując wyjaśnić własne motywacje. Zamknął usta, a cienka bruzda przecięła jego czoło, gdy usilnie starał się przyjąć spojrzenie tak dalekie jemu samemu. I sam przez to czuł się jeszcze podlej. Ale nie o niego tu chodziło, więc starał się własne rozgoryczenie odsunąć na bok; być może obaj mogli się czegoś od siebie nauczyć.
- To szlachetne i dobre, i naprawdę słodkie. Tak powinno być. Tyle że ludzie są trochę jak pijawki... Dopóki korzyść jest obopólna, nie ma nic złego w tym, by być dla siebie. Ale nie wiesz, kiedy przyssą się zbyt mocno, zabierając ci nie tylko to, co chcesz im dać, ale dużo więcej i zostawiając cię krwawiącego przez wiele dni. - Zmarszczył brwi, na moment milknąc i samemu zastanawiając się nad tym doborem słów. - Okej, może to nie jest najbardziej trafne porównanie, ale nie w tym rzecz. Nie chcę cię zmieniać, okej? Chcę tylko, żebyś przemyślał, czy naprawdę musisz być "zawsze" nawet jak druga osoba nie może ci tego zagwarantować. Bo wydaje mi się, że na dłuższą metę taki handel nigdy nie zadziała...
To całe umniejszanie sobie budziło w nim wewnętrzny sprzeciw. Nawet nie przez sam fakt niezrozumiałego dla niego przesadnego altruizmu, co przez to, że ów kogoś Ezra nie znał, a Skylera już tak i naturalnym tego następstwem był fakt, że w starciu z hipotetycznym bytem, Clarke stawał po stronie Puchona.
- Jeżeli nie potrafisz się zdystansować ze względu na samego siebie, to pomyśl, że nie chodzi tylko o ciebie. Ile razy chcesz się dawać wykorzystywać? Do zepsucia? Bo jesteśmy tylko ludźmi Skyler, mamy swoją wytrzymałość. Wiesz co będzie bolało bardziej? Kiedy któregoś dnia spotkasz kogoś wartościowego, kogo będziesz chciał kochać, a po prostu... nie będziesz miał na to siły. Bo te kilka niewłaściwych osób zostawi po sobie ślad, nawet jeśli teraz tego nie dostrzegasz
Oparł tył głowy o ścianę i przechylił twarz ku chłopakowi; nie dało się nie dostrzec, że znajdowali się w tym momencie blisko siebie. Na tyle blisko, by Ezra czuł napięcie z tego wynikające, by z tyłu głowy miał świadomość, że obnażał przed Schuesterem jakiś kawałek własnej duszy, wszak oczy... oczy nigdy nie kłamały. Ezra przymknął je więc, obawiając się, że mogą zdradzić zbyt wiele; sam nie wiedział w którym momencie zagubił się pomiędzy słowami, sytuację Skylera mieszając z własną, szczerą radę myląc z własnym żalem, z własnym bólem, z własną niepewnością.
I kiedy zabrakło mu słów, miał w głowie jeszcze te, które niegdyś zostały zapisane przez kogoś innego.
- And I wanna kiss you, make you feel alright, I’m just so tired to share my nights - zanucił cicho, wyobrażając sobie jak uderza palcami w odpowiednie klawisze na pianinie; być może jego palce nawet niekontrolowanie drgnęły w tej nagłej tęsknocie. - I wanna cry and I wanna love but all my tears have been used up. - Kącik jego ust nawet delikatnie drgnął, gdy otworzył oczy, a w intensywnej zieleni na moment zalśniło najszczersze zasmucenie. - On another love... - Zapominał się, gdzie przebiegała granica tej relacji. Czy którykolwiek z nich kiedykolwiek ją wyznaczył?I nawet, jeśli nie było to do końca właściwe, złapał dłoń Skylera w swoją, by podarować mu choć jeden pocieszający uścisk. Nawet jeśli dalej było to niewiele.
- Przepraszam dzieciaku, chciałbym ci jakoś pomóc, chciałbym ci pokazać, że masz prawo walczyć o siebie, ale nie do końca wiem jak. - I ciężar odpowiedzialności jakoś tak dziwnie ciążył na sercu Ezry w nienaturalny, nie bolesny, ale drażniący sposób, przypominając Clarke'owi dlaczego tak łatwo dał się pochłonąć narkotykowi.
Powrót do góry Go down


Skyler Schuester
Skyler Schuester

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Galeony : 1442
  Liczba postów : 2527
https://www.czarodzieje.org/t17504-skyler-schuester#491351
https://www.czarodzieje.org/t17509-blue-sky#491410
https://www.czarodzieje.org/t17506-skyler-schuester#491388
https://www.czarodzieje.org/t18314-skyler-schuester-dziennik#521
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptySob Mar 14 2020, 13:10;

Westchnął cicho pod ciężarem tych słów, które w różnych wariacjach słyszał już tak wiele razy. “To nie Ty, to społeczeństwo”; “Dobrze robisz, ale ludzie tego nie doceniają”; “To naprawdę słodkie, ale inni to wykorzystują” itp. itd. Tak łatwo było rzucać takimi ogólnikami, zapominając o wszystkich tych osobach, które zasługują na każdą minutę jego czasu. Czasem po prostu ktoś nie potrafił znaleźć sposobu, żeby się odwdzięczyć lub chociażby pokazać, że docenia jego starania. Ale przecież było mnóstwo takich osób, które potrafiły go docenić, nawet jeśli miałyby być to tylko słowa “Nie zmieniaj się”. I przecież nawet Ezra teraz to zrobił, choć dalekie to było od tego z jaką naiwnością potrafiły te słowa nakreślić Flora czy Ceinweed. Próbował wyłapać sens całej wypowiedzi, ale to zdanie ”Nie chcę cię zmieniać, okej?” dźwięcznie wybrzmiewało w jego głowie, miękkim ezrowym głosem głaszcząc jego podupadłe poczucie wartości siebie, gdy próbował wyłapać w zielonych oczach na ile jest to szczere stwierdzenie.
- Nie muszę - mruknął cicho, na sekundę uciekając wzrokiem w bok, by niemal od razu zmusić go do powrotu - Ale chcę być “zawsze”. Potrzebuję. Chcę czuć, że dla kogoś… - urwał i pokręcił głową na znak, że nie zamierza dokończyć tej myśli, choć już na języku czuł smak urwanej myśli “...jestem wszystkim”, zbyt desperackiej, by nie wybrzmiała z żałosną nutą, jeśli tylko spróbowałby powołać ją do życia dźwiękiem. Spuścił wzrok, gasząc złamanego gryfa przez wkręcenie tlącej się końcówki w posadzkę, nakreślając tam wyraźnie szarawoczarną smugę. Zmarszczył lekko brwi w skupieniu, gdy padło sformułowanie, że powinien zmienić nastawienie dla dobra kogoś innego i zaraz uniósł je aż czoło nie wyraziło bolesnego skurczu w sercu, który go przeszył. Czyli Finna bolało to jeszcze bardziej? Cierpi dopiero teraz czy myślał o tym przy każdym pocałunku, martwiąc się o to, że nigdy nie odwzajemni tego tych uczuć, którymi Sky samolubnie zalał go w swojej otwartości? Zacisnął dłoń na udzie, by powstrzymać palce od drżenia od przytłaczającej myśli, że wepchnął się w życie Finna, wchodząc w jego serce zabłoconymi buciorami, tylko po to, by mógł sobie uświadomić, że nie ma tam miejsca dla nikogo innego poza Marlowem.
- A co jeśli się zdystansuję - zaczął powoli uginając nogę, by oprzeć przedramię o kolano i przeniósł wzrok z powrotem na Ezrę - I wtedy w ogóle nie dostrzegę, że mam przed sobą osobę, przed którą powinienem się otworzyć? - dokończył, zagubiony gdzieś pomiędzy sensem tej rozmowy i radą, która na niego czekała. Jak ma się nie poddawać i szukać dalej, jeśli jednocześnie nie może się zaangażować, by nie dać się znów zranić? Czy potrafi coś takiego? Całować tylko jedne usta, a nie pokochać ich do szaleństwa? Zasypiać przy kimś i nie myśleć, że chce się tak zapełnić wszystkie noce do końca życia? Rozbierać kogoś z nastawieniem, że nie jest to jedyne ciało, które przyjdzie mu dotykać? Może powinien spróbować wyciszyć to wszystko. Cieszyć się bliskością bez zaangażowania. Czerpać przyjemność z chwili, która trwa, nie martwiąc się o to, kiedy przeminie. Pochylił się nieco bliżej, wyłapując błyski w zielonych tęczówkach, chcąc odczytać z nich czy Ezra nim nie pogrywa, czy faktycznie sam poczuł na sobie to wszystko i sam już nie wiedział czy to co widział w jego oczach było szczerym obrazem jego duszy czy tylko odbiciem jego własnych nadziei, że i Ezra mógłby go pokochać, gdyby nie ciążące na nim duchy przeszłości. Wypuścił spomiędzy ust drżące z niepewności powietrze, gdy krukon przysłonił mu dostęp do siebie kotarą powiek i zdusił w sobie potrzebę złapania go za ramiona, byle tylko zmusić go do jeszcze jednego spojrzenia, otwarcia się na choćby kilka sekund dłużej. Gubił się już zupełnie w nawarstwiających się bolesnych uczuciach i wspomnieniach, z wyraźnie wyłaniającym się z nich wnioskiem sprzed roku - Ezra Clarke ma naprawdę piękną duszę, do której nie chce go dopuścić.
Rozchylił lekko usta, chcąc jego imieniem zwrócić na siebie uwagę, ale dźwięk ugrzązł gdzieś w gardle, gdy wzrok padł na poruszające się nieśpiesznie wargi, spomiędzy których uciekały ciche nuty. I sam zapragnął zamknąć teraz oczy, co przecież robił tak często, ale coś znów w nim pękło, jakby szew nie wytrzymał pod naporem tej chwili i pozwolił niezaleczonej ranie znów się otworzyć. Broda zadrgała mu żałośnie, więc wykręcił głowę, uciekając nie od wzroku Ezry, bo ten tkwił wciąż zasłonięty powiekami, ale by ukryć sam przed sobą, że i widok Krukona bolał go nawet po tak długim czasie. Każde melodyjne słowo przypominało mu o tym jak wiele było w nim żalu, smutku i poczucia, że nigdy nikomu nie wystarczy. Zawsze będzie drugim. I rolę drugiego będzie spełniać, czy to jako pocieszenie czy rozbudzenie pewnych emocji, a potem znów da się odsunąć, gdy tylko jego zadanie zostanie zakończone. Tyle właśnie jest wart? Zaledwie przecinek w czyimś życiu, nawet nie rozdział,  skoro nie cała książka? A teraz i brwi wyginały się w niemym pytaniu czy i on wyciśnie z kogoś tyle głębokiego bólu, mówiąc mu, że nigdy nie będzie pierwszym w jego życiu. Wzrok nabiegł mu wilgotną mgłą, ale to już nie miało znaczenia, bo gdy poczuł ciepło zaciskających się na dłoni palców, musiał wrócić ufnie spojrzeniem do ujmująco szczerej dziś zieleni, której już dawno nie miał tak blisko siebie jak teraz. Gorąc na twarzy nieprzyjemnie odcinał się od lodowych igiełek łaskoczących jego ramiona i pragnąc przykryć to wszystko dużo silniejszym odczuciem ciepła w podbrzuszu, które choć na chwilę rozplotłoby tkwiący nieco powyżej węzeł. Pochylił się więc niemal instynktownie do teraz tak obcych, a niegdyś ukochanych ust, by musnąć je kształtem wyszeptanych drżaco słów: “Pokaż mi, że miałem jakieś znaczenie” i nie czekając wcale na spełnienie prośby, sam sięgnął po to zapewnienie, z niepoprawną czułością otulając ciepłem swoich ust jego dolną wargę.
Powrót do góry Go down


Ezra T. Clarke
Ezra T. Clarke

Nauczyciel
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Galeony : 6236
  Liczba postów : 3387
https://www.czarodzieje.org/t13332-ezra-thomas-clarke
https://www.czarodzieje.org/t13336-eureka
https://www.czarodzieje.org/t13338-ezra-clarke
https://www.czarodzieje.org/t19322-ezra-t-clarke-dziennik
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyNie Mar 15 2020, 17:54;

Były dni, kiedy Ezra był przekonany, że na świecie nie było dobrych ludzi; patrzył z ciężko tłumioną pogardą na niektóre najmłodsze dzieciaki, które w gruncie rzeczy wykazywały się największym okrucieństwem, nie potrafiąc złych zapędów jeszcze w sobie ukrywać. Dostrzegał satysfakcję, która dawała ludziom złośliwość - także i jemu! Wszystkie porażki, błędy i złe wybory. I nie rozumiał, naprawdę nie rozumiał, jak w tak zepsutym świecie mógł zachować się ktoś taki jak Skyler. Westchnął więc ciężko, przytłoczony własnymi słowami i dopiero uświadamianą sobie odpowiedzialnością za nie; ufnie spoczywający na nim wzrok Skylera rozbudzał w nim głęboką potrzebę troski o drugiego człowieka. Tak jak zawsze starał się być opoką dla młodszej siostry, jak na siebie przekierowywał ciosy wymierzone w ważnych dla niego ludzi i tak jak z wielką miłością i zaangażowaniem opiekował się córeczką Heaven. Bo nawet jeśli Ezra nie był zawsze dobry w werbalnym pocieszaniu ludzi, to chociaż starał się dostarczać im komfortu czynami, nawet gdy nie byli tego świadomi.
- Ja... chyba nie potrafię odpowiedzieć - wycofał się, uginając pod dobrym sercem Skylera; bo owszem, bardzo łatwo było przeoczyć okazję i potem żałować własnej zapobiegliwości. - Ale chyba... Wierzę, że jeśli tę osobę spotkasz, to ona zrobi wszystko, żebyś czuł się dobrze i komfortowo. Na tyle, żebyś wiedział, że otworzenie się już ci nie zagrozi. Że nie chodzi o łatwy łup. Ale jestem chyba najgorszą osobą w wyłapywaniu tego momentu, więc sam nie wiem, czy powinieneś mnie słuchać - zaśmiał się cicho, dając ujście napięciu. I nie mógł powiedzieć, że nie spodziewał się tego, co sprowokował, że w pewien sposób świadomie go nie kusił; rozchylone wąskie usta stanowiły całkiem silnie oddziałujące zaproszenie. Rozwarł powieki, niespłoszony bliskością, mgłą cienką warstwą przykrywającą spojrzenie towarzysza ani ostatecznie spodziewanym niespodziewanym naporem jego warg. Położył płasko rękę na jego klatce piersiowej, jakby przez chwilę nie mógł się zdecydować, czy chce go od siebie odepchnąć czy też zacisnąć palce na materiale jego koszulki. Nie miał jednak gwarancji, że jeśli to zrobi, będzie też potrafił puścić. Zastygł więc z dłonią przylegającą do jego ciała, czując pod palcami nierównomierne bicie serca.
I świadomość, że to serce wciąż mógł sobie samolubnie przywłaszczyć łechtała jego ego; Ezra zawsze bez pytania brał to, co mu się podobało, posiadanie przez długi czas było jedną z największych przyjemności w jego życiu. I z sentymentem spoglądał na Skylera, który jakimś niewytłumaczalnym sposobem zdawał się do niego pasować. Więc poruszył ustami łagodnie, rozkoszując się miękkością jego warg w niewinnym przyzwoleniu na pójście dalej, na przekroczenie granicy. Koniuszkiem języka wsunął się do ust chłopaka, muskając go drażniąco i zaraz się wycofując, jakby chciał sprowokować go do proszenia. I przyciskając czoło do czoła Skylera i nosem trącając jego nos, czekał na słodycz zakazanego owocu, która rozleje się po jego wargach.
Zamiast tego ten jeden mały pocałunek zapiekł go wyrzutem sumienia i złamaną obietnicą, jakby natarł sobie usta pikantną papryczką. Zaparł się dłonią, wciąż znajdującą się na klatce Skylera, nie pozwalając mu na ewentualne zbliżenie. Bo na pierwszy rzut oka niczego mu nie brakowało i można było powiedzieć, że był elementem idealnie go dopełniającym, to po dłuższych oględzinach łatwo było też dostrzec, że należał do innej układanki. A Ezra miał już swoją drugą połówkę...
- Nie miałeś - szepnął, już jedynie oddechem otulając puchonie wargi. Odetchnął zapachem jego skóry; cynamonem pomieszanym z miętowymi papierosami - lub przesiąkającym przez bliskość zapachem samego Ezry? - Masz. Ale wszystko, co między nami było, zadziało się kiedy bylem wolny. A teraz mam kogoś i... gdyby stało się to w innej kolejności, to może... może dałbym nam szansę na coś więcej, ale dopiero co udało mi się pozbierać fragmenty tego, co zniszczyłem i ja nie zaryzykuję, Sky. Nie mogę. Nawet nie chcę - brzmiał trochę tak, jakby przekonywał samego siebie. I może był w tym wszystkim samolubny - znowu - ale oczekiwał, że ze wszystkich ludzi na ziemi właśnie Skyler zrozumie, dlaczego nigdy więcej nie mógł go mieć. Nawet jeśli zielone oczy próbowały przekornie przekonać go do czegoś innego i nawet jeśli przez cały ten czas nie puścił drugą dłonią ręki Skylera, kreśląc na niej nieświadomie małe kółeczka. - Jesteś wyjątkowy i ktoś, kto cię pokocha, będzie wielkim szczęściarzem. To po prostu nie mogę być ja.
Powrót do góry Go down


Skyler Schuester
Skyler Schuester

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Galeony : 1442
  Liczba postów : 2527
https://www.czarodzieje.org/t17504-skyler-schuester#491351
https://www.czarodzieje.org/t17509-blue-sky#491410
https://www.czarodzieje.org/t17506-skyler-schuester#491388
https://www.czarodzieje.org/t18314-skyler-schuester-dziennik#521
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyNie Mar 15 2020, 21:19;

Słowami wiele można było wywalczyć, ale on nigdy nie potrafił nimi władać. Ezra natomiast panował nad nimi perfekcyjnie i zawsze zdawał się gładko trafiać tam, gdzie to sobie zaplanował, a przynajmniej takie wyobrażenie Krukona tkwiło mu w głowie. Zawsze z odpowiedzią czekającą na każde jego zdanie, jakby nie mógł sobie pozwolić na zbycie czegoś milczeniem. I dawno już przyzwyczaił się, że nie może być pewien, która myśl była jego własną, a którą przejął przez spojrzenie, muśnięcie skóry czy kształt, w jaki ułożyły się cienkie wargi. I nigdy nie miał tego dość, bo gdy jego myśli chaotycznie krążyły niczym burza, tak Ezra wtłaczając pod gęstwinę loków swoje własne przemyślenia, wprowadzał tam pewien spokój. Zdecydowanie nie porządek, ale właśnie spokój. Umysł wciąż tonął pod natłokiem nieuporządkowanych myśli, ale nie było w tym już paniki, a jedynie pogodzenie się z zagubieniem i zgoda na płynięcie ze zmiennym prądem. I ten nurt pchał go właśnie do powrotu tam, gdzie już kiedyś był. Do miętowej nuty, która przecież nie opuszczała go wcale od czasu ich rozstania; warg, które uginały się w znajomy sposób i wspomnień, które pomiędzy tymi wargami pozostawił, teraz sięgając po nie w desperackiej potrzebie choć jednego, drobnego zapewnienia. Słowami Ezra mógł wmówić mu wszystko, a on by w to uwierzył - naiwnie, ufnie, nie podważając szczerości, której zawsze próbował odszukać w jego oczach, nawet jeśli ten widok miał być dla niego bolesny. Miał jednak świadomość, że to, co uznawał za szczerość, nie zawsze nią była u dobrego aktora i nauczył się już odczytywać drobne drgania mięśni, urywki zaledwie sekund, które składały się na niepewność Ezry, na którą tak rzadko pozwalał sobie otwarcie. Niemal niewyczuwalne drgnięcie ust, z pozoru wstrzymany oddech, który teraz próbował subtelnie z niego wywabić w postaci zduszonego westchnięcia i dłoń, która przyjmowała sobą przyspieszające smętnie drżenie serca. Witał go z powrotem, wyczuwalnym na wargach lekkim uśmiechem w prawym kąciku, zaraz czule otulając ciepłem utęskniony język, jednak dłoń ledwie wsunęła się na szczupły bok, a usta musiały godzić się już z myślą, że był to jedynie cień przeszłości i nie dane mu będzie dłużej udawać, że ma przed sobą swojego Ezrę. W pierwszej chwili nie mógł być pewien czy ucisk na sercu wywołują ciążące emocje czy dłoń na niego napierająca i jakby chcąc coś udowodnić, przykrył ezrowe palce ciepłą dłonią, dociskając je mocniej do siebie. Drżący oddech żalu wyrwał mu się przy pierwszych zasłyszanych słowach i spojrzał na Krukona z wyrzutem, nie chcąc w zielonych oczach dojrzeć, że była to prawda i zaraz wzrok spadł mu niżej, na wargi, z którymi nie dane mu było odpowiednio się przywitać, nie mówiąc już o pożegnaniu. Masz, silniej wyłapał to spojrzeniem, niż słuchem i z wrażenia zgubił się gdzieś w brzmieniu kolejnych słów, potrzebując chwili, by zrozumieć ich sens, tracąc gdzieś po drodze część naiwnej nadziei. Spuścił głowę, uśmiechając się smutno, bez ani jednej gorzkiej nuty, bo przecież wcale niczego nie oczekiwał oprócz kilku wspomnień i chwili wytchnienia.
- Dzięki, Ezra - szepnął cicho, nie chcąc burzyć wrażliwej intymności tej chwili i jeszcze chwilę wodził wzrokiem gdzieś w dole, by zebrać się w sobie i z większą czułością niż by tego chciał, wyłapał głęboką zieleń jego spojrzenia. - Dobrze sobie przypomnieć, dlaczego wciąż masz tutaj miejsce - dodał łagodnym pomrukiem i przycisnął kilka razy jego dłoń do swojej klatki, jakby chciał dopasować ją do rytmu serca, przedłużając tym choćby i o ten jeden krótki moment ulotną wiarę, że i Ezra Clarke nie uważa go za niewystarczająco dobrego. Wypuścił powietrze z płuc długim, powolnym i niewiarygodnie wręcz cichym westchnieniem, jakby żegnał się z resztką instynktownych pragnień i uniósł jego dłoń do swojej twarzy, by ułożyć jej wnętrze na ustach, ezrowymi palcami otulając ciepły od emocji policzek. Przymknął oczy, nie mogąc powstrzymać drżących brwi i ucałował go krótko, przypieczętowując tym całą swoją wdzięczność z tej rozmowy, zaraz napierając na jego palce, by zamknąć ten niewinny gest tylko dla jego wyłączności. I zaraz na miejsce jego dłoni ułożył własną, po chwili też i drugą, by przesunąć nimi w górę i wsuwając palce w loki, odgarnąć je w tył, pozwalając niemal od razu opaść im z powrotem na czoło. Bo wszystko samo jakoś się ułoży.
Powrót do góry Go down


Ezra T. Clarke
Ezra T. Clarke

Nauczyciel
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Galeony : 6236
  Liczba postów : 3387
https://www.czarodzieje.org/t13332-ezra-thomas-clarke
https://www.czarodzieje.org/t13336-eureka
https://www.czarodzieje.org/t13338-ezra-clarke
https://www.czarodzieje.org/t19322-ezra-t-clarke-dziennik
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptySro Mar 18 2020, 15:27;

Po tych wszystkich słowach, które wymienili, cisza zdawała się rozbrzmiewać bardziej wymownie niż jakiekolwiek wyznania. Nie miał siły już nic dodawać, wydawało mu się zresztą, że tylko zepsułby tym moment. Czasem mniej znaczyło więcej - oddychał więc już tylko, z przyjemnością chłonąc ciężkie milczenie, wrażliwy na każde drgnienie Skylera. I wiedział, że i jemu było to potrzebne; znalezienie jakiegoś potwierdzenia tego, że był ważny, że nie burzył wszystkiego, czego tylko się dotykał, że wcale nie musiał rozglądać się daleko w poszukiwaniu zrozumienia. Zacisnął pięść, ukrywając w niej ten mały pocałunek. Ten ostatni już pocałunek. Skyler zabrał wreszcie dłoń ze skóry Ezry, a wszystkim, co na niej pozostało, był smutny chłód. Clarke rozprostował niespiesznie nogi, czując, że to był dobry czas, by pójść w swoje strony. Nie patrzył już w tym momencie na Schuestera, a przed siebie, nadając swoim kolejnym słowom tonu niedbałości.
- Jeżeli będziesz mnie kiedyś potrzebował... Nie, przepraszam, nawet niekoniecznie mnie, ale kogoś - poprawił się, a prawy kącik jego wargi uniósł się w krzywym uśmiechu. - To zawsze możesz na mnie liczyć.
Podniósł się z ziemi i otrzepał dłonie, nim przesunął ręką po włosach, przygładzając je, jakby obawiał się, że pojedyncze odstające włoski mogą zdradzić to, co przeznaczone było tylko dla ich dwójki i murów tej szkoły. Wyrównał ubranie, przeciągnął kciukiem po dolnej wardze, a kiedy wreszcie spojrzał na Skylera, także jego twarz była już wygładzona. Gdyby nie resztki czułości tlące się w zieleni oczu, można by łatwo pomyśleć, że to wszystko było jedynie wielką psotą wyobraźni.  Nie spuszczając wzroku z Puchona, zaczął się wycofywać.  
- No, chyba że będziesz próbował podbić swoje prefekcie ego. Wtedy lepiej uważaj, komu zwracasz uwagę - zaśmiał się, wyciągając z paczki kolejnego papierosa i z kocią elegancją wsuwając go sobie w usta. Potem zasalutował mu z zaczepnym mrugnięciem i wreszcie odwrócił się na pięcie, pozostawiając Skylera i całą sytuację za sobą.
Trzymaj się dobrze, dzieciaku.

ztx2
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 5413
  Liczba postów : 13188
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyPon Mar 30 2020, 01:27;

To był ciężki tydzień dla Maxa. Nie potrafił zebrać myśli i ciągle coś szło nie po jego myśli. Postanowił więc udać się w jedno ze swoich ulubionych miejsc w zamku. Balkon nad dziedzińcem dawał mu odpowiednią ilość prywatności, której czasami potrzebował. Nie często natykał się tutaj na kogokolwiek.
Gdy dotarł na miejsce, oparł się o kamienną barierkę i spojrzał w dół. Uwielbiał obserwować toczące się pod nim życie, podczas gdy on sam nie musiał brać w nim udziału. Przez takie wyprawy nie raz był świadkiem wielu kłótni, tajemnic czy po prostu zwykłych, prywatnych rozmów między uczniami i kadrą zamku.  Nie obchodziło go to jednak na tyle, żeby zapamiętywać wszystko i czekać na okazję wykorzystania tego przeciwko innym. Miał lepsze sprawy niż grzebanie w brudach ludzi, których często nawet nie znał. Jeden jedyny raz zobaczył coś, co wytrąciło go z równowagi i musiał zareagować. Było to wtedy, gdy zauważył nieznanego sobie studenta znęcającego się nad pierwszoroczną dziewczyną. Dzisiaj jednak nic takiego się nie działo. Było spokojnie, aż zbyt spokojnie.

@Doubravka Ježekova
Powrót do góry Go down


Doubravka Ježekova
Doubravka Ježekova

Uczeń Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 157 cm
C. szczególne : Filigranowa figura
Galeony : 195
  Liczba postów : 70
https://www.czarodzieje.org/t17622-doubravka-jezekova
https://www.czarodzieje.org/t17702-doubravka-jezekova#497684
https://www.czarodzieje.org/t17697-doubravka-jezekova#497522
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyPon Mar 30 2020, 01:44;

Minęło już trochę czasu od momentu, w którym przyjechała do Hogwartu na wymianę. Nieco się już zasymilowała, poznała kilku ludzi nieco bliżej i było coraz lepiej – zaczynało się jej tu naprawdę podobać. Uśmiechała się więcej niżeli na początku i wracała do bycia starą, dobrą Doubravką, którą była w Souhvězdí. Może nie zawsze, ale przez większość czasu – zauważył to nawet Lazar i zapewne mu z tego powodu ulżyło, że jego dobra przyjaciółka ma się zdecydowanie lepiej niżeli na samym początku rozpoczęcia wymiany.
Czasem bywały jednak takie dni, że chciała być po prostu sama, z dala od ludzi. Tak jak dzisiaj. To nie tak, że wstała lewą nogą czy coś. Mimo wszystko Ježekova w głębi siebie była po prostu introwertykiem, który ładował baterie i do czasu, gdy była w nich energia, nie miała problemu z interakcjami międzyludzkimi. Jednakże w pewnym momencie te pokłady się kończyły i potrzebowała je naładować znowu, żeby znów ruszyć w świat. Właśnie dziś miała taki dzień. Dlatego raczej trzymała się z boku, niewiele mówiła i się nawet nie udzielała na lekcjach, tak jak zawsze – choć jak trzeba było, to odpowiadała na pytania, wiadomo. Niepytana jednak nic nie mówiła.
Gdy w końcu było po zajęciach, odetchnęła z ulgą. Znała jedno takie miejsce, w którym mogła się wyciszyć. Znaczy dwa, ale na wierzę astronomiczną było jeszcze zbyt wcześnie, więc postanowiła wybrać balkon nad dziedzińcem. Raczej nikt się tam nie zapuszczał, mało kto w ogóle patrzył w górę – miejsce idealne, żeby usiąść z książką, poczytać i się wyciszyć. Tak chociaż myślała do momentu, gdy zobaczyła, że tym razem jej ulubiona kryjówka przed ludźmi była zajęta.
Och. – Krótkie westchnięcie, jednakże było w nim słychać lekki zwód. – Um. Cześć. – Dopiero po chwili się zorientowała, że to raczej nie było zbyt miłe. – Też lubisz tu uciekać przed ludźmi? – zapytała, zastanawiając się, czemu po prostu nie przeprosiła i nie poszła gdzieś dalej.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 5413
  Liczba postów : 13188
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyPon Mar 30 2020, 01:59;

Najwyraźniej i Max i Doubravka nie mieli dzisiaj szczęścia. Przez chwilę, gdy usłyszał jej głos wzrosła w nim lekka irytacja, ale gdy odwrócił się do niej, nie można było poznać, że towarzystwo mu przeszkadza. Na jego twarzy widniał ten sam czarujący uśmiech co zawsze, gdy stała przed nim urocza dziewczyna.
- Taki był plan, ale jak widać chyba dzisiaj z ucieczki nici. – Poklepał balustradę obok siebie zapraszając tym dziewczynę, by się przyłączyła.
- To jeden z lepszych zakątków jeżeli chcesz pobyć sama w tym zamku. Jednocześnie można też pooglądać życie szkoły, które czasem nie różni się niczym od dobrej telenoweli. – Dopiero wypowiadając te słowa zdał sobie sprawę, że nie jest pewien, czy dziewczyna jest zaznajomiona z mugolską kulturą. Byli w jednym wieku i nie raz spotykali się na zajęciach od kiedy przyjechała na wymianę, ale nie poznali się jeszcze bardzo dobrze, a Max też nie miał w zwyczaju pytać o status krwi każdej napotkanej osoby.
- Jeżeli chcesz poznać, co naprawdę dzieje się w tej szkole jest to jedno z lepszych miejsc. -  Na chwilę odwrócił wzrok, by ponownie spojrzeć na znajdujący się w dole dziedziniec. Jak zwykle większość osób po prostu przechodziła przez niego zmierzając gdzieś. Tu i ówdzie ktoś siedział z książką lub znajomymi. Żadnych krzyków, pojedynków, nic. Nie tym razem
Powrót do góry Go down


Doubravka Ježekova
Doubravka Ježekova

Uczeń Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 157 cm
C. szczególne : Filigranowa figura
Galeony : 195
  Liczba postów : 70
https://www.czarodzieje.org/t17622-doubravka-jezekova
https://www.czarodzieje.org/t17702-doubravka-jezekova#497684
https://www.czarodzieje.org/t17697-doubravka-jezekova#497522
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyWto Mar 31 2020, 02:18;

Czasem tak bywa, że z naszych planów wychodzą nici i nie można nic w tej kwestii zrobić. Tak właśnie było w przypadku Maxa i Doubravki. Chcieli uciec przed ludźmi, przez co wpadli na siebie nawzajem. Może więc to znak, żeby razem trochę pouciekać? W dwoje zawsze lepiej niż w wielkim tłumie.
Najwidoczniej tak miało być – odpowiedziała, uśmiechając się nieśmiało. Doubravka była z Souhvězdí – o czym świadczył chociażby jej ubiór. Miała bowiem na sobie plisowaną spódniczkę, białą koszulkę i szatę z naszytym na nią logo jej szkoły. – Nie zwykły mnie interesować cudze dramaty. Wystarczają mi swoje własne. – Wzruszyła jedynie ramionami. To nie było nic miłego w stronę Maxa, niech nie weźmie tego zbytnio do siebie. Doubra po prostu uważała, że każdy ma swoje życie i powinien się nim interesować.
Co jak co, ale mugolski świat Jeżyk znała bardzo dobrze – w nim spędziła mimo wszystko większość czasu swojego życia, do momentu, w którym nie przybyli do jej domu przedstawiciele Souhvězdí mówiąc, że jest czarownicą i od tej pory będzie uczyła się właśnie w magicznej szkole.
Jestem Doubravka – przedstawiła się, wyciągając rękę. Prawdę powiedziawszy, to Maxa kojarzyła jedynie z widzenia, nie miała pojęcia, jak się nazywał.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 5413
  Liczba postów : 13188
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyWto Mar 31 2020, 02:44;

Co prawda to racja. Max też miał wystarczająco swoich dramatów, ale to właśnie dlatego lubił czasem się od nich zdystansować i popatrzeć na to, co wyprawia się u innych. Było to dla niego pewnego rodzaju odpoczynkiem i ucieczką.
- Max Felix. - Przedstawił się krótko dziewczynie. Nie był urażony tym, co powiedziała. Doskonale to rozumiał.
- Jesteś z tegorocznej wymiany prawda? - wskazał na emblemat nieznanej sobie szkoły na jej szacie. Po Hogwarcie kręciło się wielu zagranicznych studentów. Niektórzy przyjechali na semestr, inni na cały rok, a jeszcze inni planowali dokończyć tutaj swoją magiczną edukację. Osobiście nie miał z tym żadnego problemu szczególnie, że dzięki tej wymianie przyjechało do szkoły wiele ślicznych dziewczyn, które mogły stać się jego nowym celem.
-Jak Ci się u nas podoba? - Skoro już los sprawił, że obydwoje uciekli od ludzi w swoje towarzystwo, nie miał zamiaru stwarzać niemiłej lub niezręcznej sytuacji. Równie dobrze mogli się przecież lepiej poznać. W końcu mieli też razem nie jedne zajęcia. Z zaciekawieniem przyglądał się dziewczynie. Po jej urodzie i nazwie szkoły na jej szacie wnioskował, że pochodziła ze słowiańskiego kraju, albo przynajmniej tam zaczęła swoją edukację. Był ciekaw różnic, jakie zdążyła zauważyć podczas swojego pobytu tutaj.
Powrót do góry Go down


Doubravka Ježekova
Doubravka Ježekova

Uczeń Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 157 cm
C. szczególne : Filigranowa figura
Galeony : 195
  Liczba postów : 70
https://www.czarodzieje.org/t17622-doubravka-jezekova
https://www.czarodzieje.org/t17702-doubravka-jezekova#497684
https://www.czarodzieje.org/t17697-doubravka-jezekova#497522
Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8




Gracz




Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 EmptyCzw Kwi 02 2020, 23:48;

Czasem tak bywa, że każdy potrzebował ucieczki i słuchanie o cudzych problemach było ostatnią rzeczą, jaką chciałoby się robić – i Doubravka miała właśnie ten czas, w którym chce po prostu trochę odsapnąć i zająć się sobą. Odrobina zdrowego egoizmu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, prawda?
Miło poznać – powiedziała, uśmiechając się do Maxa. I oczywiście, znali się z widzenia wcześniej, ale dopiero oficjalnie sobie przedstawili.
Na pytanie chłopaka skinęła głową. Tak wyszło. Jak tylko się dowiedziała o wymianie do Hogwartu, to się zgłosiła. Spełniała wszystkie wymagania bez najmniejszego problemu, więc dostanie się było tylko formalnością.
Najbardziej zaskoczyły mnie domy i jednocześnie bardzo spodobały. To buduje pewnego rodzaju uczucie identyfikowania się z grupą. U nas są po prostu klasy stworzone z kompletnie przypadkowych osób, więc nie ma takiej zażyłości, jeżeli mam być szczera – odpowiedziała całkiem wprost. – Ogólnie to bardzo się cieszę, że tu przyjechałam! – dodała zaraz potem. – Ale jak historii magii nie lubiłam, to tak nie lubię. – Po zajęciach z profesorem Caine Shercliffe miała trochę traumę i na samą myśl, że będzie musiała znowu się wybrać na jego zajęcia dostawała ciarek. To nie było zbyt przyjemne doświadczenie, choć w porównaniu do Lazara to nie miała na co narzekać.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Balkon nad dziedzińcem - Page 17 QzgSDG8








Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty


PisanieBalkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty Re: Balkon nad dziedzińcem  Balkon nad dziedzińcem - Page 17 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Balkon nad dziedzińcem

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 17 z 23Strona 17 z 23 Previous  1 ... 10 ... 16, 17, 18 ... 23  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Balkon nad dziedzińcem - Page 17 JHTDsR7 :: 
hogwart
 :: 
Skrzydlo zachodnie
 :: 
trzecie piętro
-