W przypadku, gdy Główna Aula jest zajęta, zajęcia zawsze mogą się odbywać w Dodatkowej Auli. Mimo, iż jest nieco mniejszych rozmiarów niż ta pierwsza, bez problemów pomieści uczniów z danego wydziału. Ściany są w kolorze jasno szarym, a choć nie zdobią ich piękne malowidła, wnętrze na pewno zdobywa dzięki zupełnie fascynującemu, okrągłemu sklepieniu. Nie brakuje na nim drobnych malowideł przedstawiających różne stworzenia.
jak mi idzie99 (VI stopień i to bez modyfikatorów )
- Wyglądasz dobrze, nie przejmuj się - mruknął, kiedy Billie zaczęła przejmować się swoimi zaczerwienionymi policzkami. Nawet nie kłamał, mówiąc, że wyglądała dobrze, ale podejrzewał, ze Krukonaka miała tego świadomość. Dodatkowo pochodziła z rodziny Swansea - musiała być przyzwyczajona do uwagi tłumu. Później próbował skupić się na tym, co miał pokazać, żeby w końcu upewnić się, że pójdą z Billie na drinka. Dostrzegł jej zmieszanie i miał ochotę się zaśmiać, kiedy nagle profesor zaczął dobierać ich w pary. Słysząc, że razem ze Swansea będą w parze z innymi osobami, złapał ją za rękę, na chwilę przytrzymując przy sobie. - Wisisz mi dwa drinki i jestem ciekaw, co masz na myśli mówiac o ciekawych rzeczach - stwierdził cicho, nim ostatecznie odwrócił się do pozostałych, szukając tego, z kim miał występować. Nie dość, że wiedział, że będzie Azjatą, to jeszcze miał ułatwioną sytuację, bo chłopak sam do niego podszedł. Norwood próbował być uprzejmy, czy jakkolwiek miły, ale jednoczesnie nie dało się ukryć, że zwyczajnie nie miał ochoty brać udziału w tych zajęciach. - Ja nawet nie zamierzałem być tutaj, ale ta tam mnie zmusiła - mruknął, wskazując na Billie, po czym uśmiechnął się lekko. - Czekaj, my mamy kłótnię do odegrania? - upewnił sie, po czym przedstawił krótko plan scenki, jaką mieli odegrać. Tylko po to, żeby niewiele później wejść na scenę, w towarzystwie Jina, licząc na to, że ich plan wypali. Kiedy tylko weszli, odszukał spojrzeniem Billie, aby patrzeć niemal cały czas na nią, zwłaszcza gdy jego sceniczny partner zaczął swoją część dramatu. - Bądź realistą. Myślisz, że naprawdę mógłbym patrzeć cały czas na ciebie? Nawet najpiękniejszy widok może się znudzić, jeśli nic się nie dzieje - warknął po chwili na Hyunga, spoglądając jedynie na moment na niego. - Poza tym tylko na nią patrzę. Zastanawiałem się, jakbyś wyglądał w czymś podobnym, co ona ma na sobie - dodał, desperacko improwizując. Prawdę mówiąc, zwykle nie interesował się tym, jak czuli się inni, ale w tym momencie zaczął się zastanawiać, czy z chłopakiem wszystko było w porządku. Choć może po prostu był dobry w tym, co właśnie robili? - Dobrze poszło - powiedział cicho do Jina, gdy tylko zeszli ze sceny, uśmiechając sie do niego kątem ust.
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
- E tam, wyobraziłem sobie, że Irveta trzyma puchar quidditcha i potem już łatwo poszło - mówię przyjaciółce, gdy mnie komplementuje. Talentu na pewno nie mam, ale faktycznie łatwiej jest mi pozwolić moim emocjom wzrosnąć i wybuchnąć niż przeciętnej osobie - no bo i w prawdziwym życiu rzadko kiedy się ograniczam. Złość jest po prostu dość niespodziewana, bo zazwyczaj nie należę do mocno konfliktowych osób, przynajmniej nie w zaprezentowanej skali. Kątem oka dostrzegam, że Marla flaczeje jak przebita piłka, gdy okazuje się, że w następnym etapie będziemy odgrywać miłość. Trącam ją lekko kolanem, uśmiechając się nieznacznie, współczująco, bo może Murpha tu nie ma, to ja wciąż jestem, gotowy walczyć o jej dobre samopoczucie. Nigdy nie przeżywałem rozstania tak intensywnie, jak Marlena, więc też nie mam pojęcia, jak długo przyjaciółka będzie wrażliwa na jakiekolwiek wspominki. Na szczęście los jest dla nas łaskawy i nawet wcale nie muszę się wykłócać z profesorem, że nie ma absolutnie opcji, żebym grał z kimś innym niż moja bff - przeznaczenie samo tak wybiera, a w dodatku obdarowuje nas całkiem zabawnym tematem. Unoszę z zaskoczeniem brew, gdy mnie głupio pyta, czy robimy to na poważnie. Nie dostaje się takiej okazji, aby robić coś na poważnie. Kiwam entuzjastycznie głową, - No pewka, laska była tak mega we mnie zapatrzona, pomiędzy creepy a cute... To w ogóle byłaby całkiem udana randka, gdyby obok nie kręciła się ta hot kelnerka, więc masz duże szanse teraz - przyznaję przyjaciółce, chociaż moje myśli uciekają na chwilę do tego, że może faktycznie powinienem był się bardziej postarać się zakochać. Skupienie raczej nigdy nie było moją mocną stroną. Tak naprawdę nie mam za bardzo poczucia, że gram scenę, bo po prostu jestem w tym sobą - z jednej strony bajeruję moją towarzyszkę, odsuwając jej natychmiast krzesło szarmancko, przysuwając się drobnymi ruchami wciąż bliżej i bliżej, pochylając się ku niej ze skrzącymi się oczami i z entuzjazmem przytakując na każde słowo. Gdzieś pomiędzy tylko wplatam absurdalne komplementy, nie mogąc się powstrzymać przed sprawdzeniem, na ile z nich Marlena będzie w stanie zatrzepotać rzęsami, zamiast wybuchnąć śmiechem. Tak więc przyjaciółka dowiaduje się, że patrząc w jej błotniste oczy, czuję się jakbym tonął, że jej skóra jest tak anemiczna, bo słońce zazdrości jej urody i że jest tak słodka, że mogłaby wyrzucić z interesu Sugarpluma. - Miałem chwilę kryzysu egzystencjalnego, czy zaproponować, że cię odprowadzę, czy że może chciałabyś zobaczyć, gdzie ja mieszkam, ale czułem, że tego drugiego to już nie przeżyjesz, więc i tak cię oszczędziłem. No bo byłaś perfekcyjną miłością od pierwszego wejrzenia - przyznaję Marli ze śmiechem; nie spodziewałem się, że ta aktorska wprawka może przynieść tak wiele radości, ale naprawdę świetnie się bawiłem. Jakbyśmy wcale nie byli na lekcji.
Meredith Wyatt
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172
C. szczególne : Blizna po oparzeniu na prawej skroni
k100: 4 + 7 pkt z DA + 5 nowa + 5 pkt artysta = 21 pkt (drugi stopień)
Niewerbalne zadanie nieco popsuło jeno nastrój, przez co nie miało zbytniej ochoty na dalsze żarty czy small talk z przyjaciółmi. Bardzo doceniło fakt, że Valerie złapała je za rękę i odwzajemniło uśmiech dziewczyny. I szczerze, robiło się nu coraz lepiej, słysząc o zadaniu w parach miało nadzieję na dobranie się z kimś ze swojej grupki, jednak profesor zadecydował za nich, co znów bardziej je zestresowało. Takim sposobem Mer wylądowało w parze ze starszym zapewne Krukonem o imieniu Eli. - Hej - mruknęło grzecznie, chociaż w jeno głosie można było wyczuć stres. Chłopak jednak nie był zbyt rozmowny, zdawał się także nie być zbyt przyjaźnie nastawiony. Cóż, w końcu wylosowali do odegrania zdradę, nie była to zbyt pozytywna emocja czy doświadczenie, więc Mer uznało, że Rosley od razu postanowił wejść w rolę, co wychodziło mu, przynajmniej według Wyatt, bardzo dobrze, bo zaczynało czuć się przytłoczone jego gniewnym spojrzeniem i zdegustowaną miną. Chyba zaczęło łapać, że to właśnie on wcielił się w osobę, która była zdradzona, bo, wzdychając głębiej, ściągnęło brwi spoglądając na niego błagalnie. Jakby faktycznie chciało, żeby nu wybaczył. Mimo to obawa, że dalsza część zajęć nie pójdzie dobrze spełniła się. Bo Mer nie potrafiło po prostu się wczuć w osobę, która mogłaby zdradzić Krukona. Jedyne co miało ochotę teraz zrobić, to pocieszyć go w tym nieszczęściu w jakim się znalazł, zamiast przepraszać i obwiniając siebie same, błagać o przebaczenie. Eliemu za to szło całkiem dobrze, jednak... Do czasu. - Przepraszam - rzuciło krótko, czując, że to właśnie z jeno winy chłopak stracił rytm w swojej grze. Po zejściu ze sceny znów wróciło do swojej paczki, zerknęło jeszcze przepraszająco na Krukona.
Oglądał z uśmiechem występy uczniów, podobało mu się to, jak za pomocą sceny się ożywili, jak próbowali wczuć się w postaci. Mniej i bardziej niesforne występy, duże popisy i dopiero kiełkujące poczucie pewności siebie na scenie, to wszystko rozgrzewało jego serce, bo wszystkich przejściach z początku roku. Patrząc na nich, wydawało mu się, że naprawdę mogło tu być znów normalnie. Jego skupienie i notowanie uwag przerwał @Fabien E. Arathe-Ricœur, do którego uśmiechnął się przyjacielsko, jakby chciał mu powiedzieć, że nic się nie stało. - Nie przepraszaj, nie przepraszaj. Później razem uzupełnimy dokumenty – zapewnił spokojnym tonem. – Tylko żałuj, że ominęły cię dobre popisy. Victoria na ten przykład prawie nad tu rozniosła krzesło – pochwalił grę Krukonki, która na co dzień była zdystansowana, a i w pracy napisała, że ma problem z odgrywaniem wszystkich emocji. Ostatnich wystąpień już nic nie przerwało, więc mężczyzna zaklaskał w dłonie dla wszystkich tu zebranych, na okazanie uznania. - To wszystko na dzisiaj! Bardzo wam dziękuję za tak liczne pojawienie się. Już niedługo zadam kolejną pracę domową, którą też przerobimy sobie na zajęciach. Jeżeli macie jakieś pytania lub uwagi, możecie zostać, jeżeli nie, wszyscy jesteście wolni – podsumował i powoli zbierał swoje rzeczy, w razie jakby jeszcze jakiś uczeń chciał o coś dopytać.
Serce profesora było we właściwym miejscu. Czy oczy i rozum podążały w ślad za nim? Cóż... Nie zawsze. Oczywistym więc jest, że nie zauważył w ogóle tego uspokajającego uśmiechu. Ale tak między Bogiem z prawdą, szczerze żałował, że nie mógł zobaczyć tego popisu z krzesłem. Albo chociażby usłyszeć. - Oczywiście. Jest, czego żałować - odparł równie miękko. Spokojny głos Forestera nieco chłopaka uspokoiły. Jeszcze wiele przed nim. Nabrał powietrza w płuca, po czym wolno wypuścił. Uczniowie zaczęli zbierać się do wyjścia. Usunął się zatem pod bok, aby im nie przeszkadzać i dopiero, gdy mijał go młody Krukon, Fabien wyciągnął dłoń. Smukłe palce ledwie musnęły ramię Eliego, subtelnie zaczepiając o ubranie chłopaka. To powinno jednak wystarczyć; Rosley nie był kimś, na kogo trzeba krzyczeć, aby przykuć jego uwagę. Po prawdzie lepiej z nim nie unosić głosu w ogóle. Uśmiech błąkał się gdzieś po twarzy Fabiena. Pewniejszy niż wcześniej, acz zabarwiony przepraszającą nutą. - Wybacz brak sowy. Odłożyłem list w widoczne miejsce, aby o nim nie zapomnieć i patrz, wraz wyleciało mi z głowy - zaśmiał się cicho, odzywając dopiero, gdy odgłosy reszty uczniów zniknęły. - Profesor Arathe? - Spytał tonem, jakby żartobliwie robił mu wyrzut. - Proszę cię, nie używaj tego nazwiska względem mnie - teraz spoważniał subtelnie. Naprawdę nienawidził, kiedy ktoś się tak doń zwracał. Nawet, jeśli najwyżej przez twarz przeszło mu subtelne niezadowolenie, wewnętrznie skręcało mężczyznę na myśl o byciu Arathe. Chrząknął po tym, porzucając nieprzyjemności. Przekręcił głowę, tworząc iluzję patrzenia wprost na rozmówcę. - Nie sądzisz, że na zdrowie by ci wyszło odezwać się czasem na lekcji? - Zasugerował łagodnie, odnajdując jakiś atrybut teatralny, na którym można było usiąść. Wpierw oczywiście sprawdzając, czy owy wytrzyma ciężar Fabiena. Choć szczupły, swoje jednak ważył. - Jeśli nie masz czasu teraz rozmawiać, nie będę trzymał. Możemy spotkać się bliżej wieczora na błoniach - dodał po tym, samemu mając z tyłu głowy swoje obowiązki.
Eli Rosley
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 164
C. szczególne : Charakterystyczne pieprzyki rozmieszczone symetrycznie pod oczami. Nieproporcjonalnie długie i nieco krzywe palce. Niezwykle bogata mimika twarzy, bo i łatwiej mu się tak komunikować.
Bardzo bawi mnie myślenie, z jaką radością i nadzieją tu wpadł, jak długo powstrzymywał swoje rozczarowanie, żeby ostatecznie nie zawieść się ani trochę i - w swoim chorym mechanizmie dotyczącym tego, że nie ma prawa być szczęśliwym - kiedy mógł w końcu skonfrontować się z podmiotem tegoż entuzjazmu, wyglądał, jakby miał nadzieję uciec stąd niezauważony. Wtopić się w tłum uczniów a potem... nie myśleć za szybko co dalej, to było nieco zbyt kłopotliwe.
Nie przejął się szczególnie tym nieszczęsnym wystąpieniem, a przynajmniej mniej, niż pewnie miałoby to miejsce w normalnych warunkach - DA znaczyło dla niego wiele, to było dość oczywiste, niemniej zajęcia teatralne... Cóż. Bardziej on obawiał się, że tym zadaniem komuś wjedzie na ocenę, ale teraz to już nie jego problem.
Wyjście tak po prostu byłoby jednak zachowaniem dość bucowatym, nawet jak na niego, szczególnie gdy jednak został zaczepiony, zatrzymał się więc, odprowadzając spojrzeniem grupę; przenosząc później swoje ciemne spojrzenie na Fabiena. Pokonańsko, teraz nie ma co uciekać. Brak odpowiedzi- no tak, posiedziało mu to na głowie, oczywiście, ale to też raczej spodziewane. Eli to Eli. Jeśli może wyolbrzymić jakiś z problemów, a potem zamęczać się nim do wyjaśnienia... to będzie to robić. Chciałbym kiedyś wybić mu z głowy przeświadczenie, że nie zasługuje na odpoczynek i spokój w żadnej sekundzie swojego istnienia.
Uśmiechnął się blado, chyba nieco bardziej odruchowo niż w faktycznym komentarzu na cokolwiek z tego, co Fabien powiedział; i zostawił go w ciszy jeszcze na dłuższą chwilę, upewniając się też przy tym, że w Auli nikogo więcej już nie ma. - ... Przepraszam. Jego głos był... dziwny, jeszcze dziwniejszy niż miesiące temu, to pewne. Zawsze miał w sobie ten specyficzny akcent, zwykle przypisywany głuchym, wynikający z niepoprawnego formułowania słów po tak długim czasie nieużywania ich - wiedział, jak je wypowiedzieć, ale i tak w tym, jak to faktycznie robił, tkwiło coś niepoprawnego. Cichy. Monotonny. Miał wrażenie, że już po tym jednym słowie gardło od razu mu się zacisnęło.
- Nie, ja już- Ja już się nie odzywam na lekcjach, raczej, i ogólnie nie mówię za dużo. Artie na szczęście wraz z nim używa kartek, a Victoria jest wyrozumiała w tej kwestii, więc nikt też na niego nie napiera, bo nie ma takiej potrzeby tak naprawdę. Cieszyło go, że profesorowie też zwykle szli mu na rękę - z drugiej strony, no co, mieli go zmusić? Podniósł dłoń w jakimś niedokończonym geście, bo szybko wcisnął ją w kieszeń marynarki, zaciskając zęby. - Pewnie masz swoje. Rzeczy do zrobienia. Teraz. Wyartykułował powoli, wraz z niemym westchnieniem, które za tym podążyło. Po powrocie, tak. Żeby nie wyszło, że to on mu rozkrada czas wolny. I wtedy jeszcze bardziej się pogryzie w głowie.
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
Do koła magicznych wyzwań zapisał się jak tylko się dowiedział, że Marlena piastuje w nim zaszczytną funkcję zastępczyni przewodniczącego. Planował dzielnie uczęszczać na spotkania i bić siostrze brawo na koniec każdych zajęć, ale wyszło jak wyszło - wcale. Dlatego pod sam koniec roku, kiedy przyłapał się na tym że ma jakoś dziwnie dużo czasu i niewiele pomysłów co by z nim zrobić, zabrał się za pomoc w naprawianiu szkód po ataku smoków, które zdawało się nie mieć końca. Zadanie było pozornie proste, bo wystarczyło ochłodzić pomieszczenia w zamku i zadbać o to by dało się w nich przebywać bez pocenia się przy tym jak świnks. Ryszard zabrał się dzielnie do roboty, uzbrojony w różdżkę, napój gazowany czaro-cola i dobre chęci. Myślał, że umiejętność też ma, bo co to za sztuka rzucić zaklęcie chłodzące... Widocznie jednak się przeliczył. Jego czary, zamiast spowodować spadek temperatury do znośnej, tylko pogorszyły sytuację i podniosły ją do takiego poziomu, że prawdopodobnie na blatach ławek dałoby się coś usmażyć. Ale dramat! Dziękował sobie w myślach za to, że zabrał ze sobą orzeźwiającą oranżadkę, bo gdyby jej nie popijał podczas czarowania, to chyba sam by umarł z przegrzania. Próbował oczywiście naprawić swoje błędy, ale chociaż dwoił się i troił to żadne z rzucanych ponownie zaklęć nie było w stanie przywrócić normalnej temperatury. W pewnym momencie przestało mu już chodzić o to, by prawidłowo wykonać zadanie, bo jemu osobiście było już wszystko jedno jak ciepło będzie w małej auli, w której zazwyczaj nie bywał zbyt często; zawziął się, by poprawić czary, bo nie mógł zrozumieć dlaczego zadziałały na odwrót. Czyżby różdżka płatała mu jakieś figle? Albo profesorka postanowiła sobie zażartować i specjalnie sama zaczarowała pomieszczenie. Coraz bardziej sfrustrowany powtarzającą się porażką z każdym ruchem różdżki tylko pogarszał sytuację; już miał rezygnować, ale w końcu w desperacji poprosił jeszcze o pomoc niekwestionowany autorytet zaklęć wszelakich - Marlenę. Niestety, nawet taka ekspertka jak ona nie była w stanie nic poradzić. Komisyjnie uznali więc, że zrobili co w ich mocy i zwyczajnie przegrali ze smoczym żywiołem, nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Aby nie być odpowiedzialnym za ewentualne uszczerbki na zdrowiu pilniejszych uczniów zasiadających w auli, Ryszard na odchodne przezornie wyczarował prędko tabliczkę z napisem "Uwaga upał! W długim rękawie wchodzisz na własną odpowiedzialność" i uznał, że na tym jego rola się kończy.
Victoria usiadła wygodnie, rozkładając przed sobą notatki, jakie zdążyła już przygotować i przyniesione z pracy niewielkie bloczki drewna, nad którym musiała się w tej chwili zastanowić. Spędziła sporo czasu w bibliotece w wiosce, szukając w niej śladów dotyczących magii bezróżdżkowej, pochylała się nad nią, tropiąc ją w sposób niesamowicie wytrwały, starając się zrozumieć, jak to wszystko wyglądało, jak to wszystko się ze sobą łączyło, do czego prowadziło, jakie mogło mieć skutki, jakie mogło dawać efekty. Wydawało jej się, że dopóki faktycznie nie zgłębi wszystkich tych nieścisłości, nie miała nawet powodu do tego, by próbować cokolwiek robić, to bowiem było, jak stawanie na głowie, jak łamanie jakichś praw, o których istnieniu nie miała nawet pojęcia. Tak więc robiła jedynie notatki, starała się pojąć to, co próbowano przekazać, gdy mówiono o magii bezróżdżkowej, zdając sobie coraz wyraźniej sprawę z tego, że Irvette miała rację mówiąc o pewnej naturalności. W końcu, w istocie, początkowo żaden z czarodziejów nie posiadał różdżki, a objawy magii nie były kontrolowane, ujarzmiane i kierowane w jedną stronę. Jednocześnie jednak, po tak wielu latach posługiwania się magicznym patykiem, nie było możliwości całkowitego jego porzucenia. Z tego też powodu Victoria zagłębiła się w swój szalony pomysł stworzenia odpowiednika różdżki. Czegoś, po co nie będzie musiała sięgać, czegoś, co zawsze miała mieć przy sobie, co miało jej pomagać, gdy zacznie próbować, coś, co początkowo ją ustabilizuje, a w późniejszym czasie zapewne pozwoli jej na rozwinięcie większych zdolności. Porażka nie wchodziła bowiem w rachubę, nie w obliczeniach Victorii, która była na coś podobnego zdecydowanie zbyt ambitna. Dlatego też miała teraz przed sobą sporządzone notatki, miała przed sobą własną różdżkę, miała w głowie wiedzę twórcy, wiedzę, jaką przekazał jej Larkin i starała się to jakoś rozpracować. Miała świadomość, że drewno w tym przedsięwzięciu również będzie niesamowicie istotne i nie chodziło jedynie o jego właściwości fizyczne, ale również o te magiczne, które były dla niej równie istotne. Musiała bowiem wybrać coś, co pomagałoby jej w stabilizacji najczęściej używanych zaklęć. Przynajmniej wierzyła w to, że zdołałaby to zrobić. Na razie zaś wykonywała w powietrzu ruchy ręką, jakby rzucała podstawowe zaklęcia transmutacyjne, próbując dostrzec, jak dokładnie składała przy tym rękę, by upewnić się, że pierścienie faktycznie by jej nie przeszkadzały.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Była podekscytowana jak… No nie jak nigdy, ale zdecydowanie jak ona o dodatkowej porcji kawy! Wreszcie zostało z niej zdjęte zawieszenie i, jak na przewodniczącą koła przystało, od razu zabrała się do organizowania spotkania! Chciała, żeby mogli się zobaczyć z innymi kółkowiczami w przyjacielskich, luźnych warunkach i zrobić sobie artystyczny challenge dla śmiechu, zabawy i nawet trochę charytatywnej akcji, której to też nie mogła się doczekać, żeby przedstawić ją kolegom i przyjaciołom. Stała w napięciu przy biurku z koszem z magiczną gliną i równie potężnymi talerzami, zaopatrzonymi w ciasteczka dyniowe – oczywiście grubo polane lukrem. O te akurat zadbał Elijah, który chociaż nie mógł przyjść, był z nimi duchem i wypiekami. Każdego kółkowicza witała przeogromnym uśmiechem i zapraszała do zajęcia stanowisk – te były już wyposażone w narzędzia do rzeźbienia w glinie i miseczki z wodą, w razie, jakby jakaś wysychała za szybko. Mieli dzisiaj pracować na samoschnącej glinie. Gdy zebrali się już wszyscy, uśmiechnęła się raz jeszcze, nie mogąc powstrzymać chichotu. - Drejczi, chodź no tu, robimy ogłoszenie parafialne! – zaśmiała się, machając do @Drake Lilac, żeby przyszedł. – Po pierwsze, chcę powiedzieć, że bardzo dziękuję, że czekaliście na mój powrót i nikt nie zasadził się na moje miejsce! Szczególnie, że znów by mnie zawiesili po tym, jak musiałabym walczyć o nie łyżwą! – zażartowała, prychając radośnie. Całe serce jej się śmiało, gdy mogła przywitać się z tą małą, artystyczną rodzinką. – Po drugie… Cóż, zaczynamy spotkanie! – wyrzuciła ręce do góry w ekscytacji. – To spotkanie jednak nie jest zwyczajne. Nie dlatego, że będzie bardziej zabawą w artystyczne wyzwanie trzech kolorów, a dlatego, że to, co ulepimy, później i za zgodą Drake’a, koło magicznych wyzwań przemieni w pluszaki, które wspólnie damy na mikołajki do domu dziecka! – uśmiechnęła się słodko, przytulając ręce do piersi na samą myśl o takiej wspólnej akcji. – Elijah postara się załatwić nam wspólne wyjście i sprezentowanie im pluszaczków, ale jeżeli się to nie uda, po prostu wyślemy je w mikołajowych torbach! Co do samego Elijah, nam już sprawił prezent, można się częstować ciasteczkami! – pokazała na talerze pełne słodkich pyszności. – Wracając jednak do dzisiejszych zajęć! Robimy wyzwanie! Na ślepo będziemy losować trzy kolory gliny, z której następnie musimy coś ulepić! Wyzwanie jest w tym, żeby wymyślić coś, co faktycznie może powstać z tych trzech kolorów, ale… Możecie też zarzucić wodze fantazji i zrobić różowe kelpie! Oczywiście biały i czarny kolorami nie są, więc z nich możecie korzystać dowolnie do zrobienia dodatków! Zapraszam do losowania, kto pierwszy? – zachęciła wszystkich uśmiechem i uniosła chustę do góry, pokazując, że nią będą przewiązywać oczy do losowania.
W skrócie
Bardzo szybkie spotkanie jeszcze na ten kwartał! Można wchodzić i pisać na nim aż do 30.11. do godziny 20:00 – po tym czasie wszystkich Was rozliczę!
W tym poście znajdują się rozpisane od razu dwa etapy tego spotkania. Jeden etap = jeden post, choć postów możecie pisać więcej!
Będziemy dziś lepić figurki z gliny i to do wyzwania trzech kolorów! Wielki koszyk z opakowaniami różnych kolorów gliny już leży przy biurku Harmony, tak jak i ogromne talerze ciasteczek! Można wchodzić w dowolnym momencie, byleby zaliczyć dwa etapy! Jeżeli ktoś będzie chciał wpaść na ostatnią chwilę i będzie potrzebował, by ktoś napisał post między jego dwoma – oznaczcie mnie! Na pewno odpiszę, żebyście mieli taką szansę! Figurki zostaną później przemienione przez koło magicznych wyzwań w pluszaki, które damy jako prezent dla dzieci z domu dziecka!
Etap I
Losowanie kolorów i praca konceptowa!
Każdy z uczestników przewiązuje oczy magiczną chustą, która całkowicie zakrywa widok, i losuje trzy kolory glinki! By wylosować kolory, należy rzucić trzy razy kartą tarota. Jeżeli jakaś karta będzie się powtarzać, należy ją przerzucić. Uwaga! Każda glinka ma swój mały, magiczny efekt! Po wylosowaniu kolorów czas na wasze pomysły! Na samą pracę konceptową nad tym, co z tych trzech kolorów ulepić można kostek nie ma, dajcie zaszaleć wyobraźni! Możecie rozpisać swój pomysł, omawiać go z innymi, a może naszkicujecie, jak powinna wyglądać wasza figurka, zanim weźmiecie się do lepienia? Character design zależy od was!
Glinki:
0. Głupiec - Złota: Uczniowie, którzy pracują ze złotą gliną, odkrywają, że ich dłonie świecą delikatnym złotym blaskiem. Gdy dotkną swoich figurek, te zaczynają delikatnie migotać i wydawać dźwięki muzyki magicznych dzwonków.
1. Mag - Miedziana: Miedziana glina zdaje się przyciągać metalowe przedmioty do swojego otoczenia. Małe elementy metalowe, takie jak spinki czy narzędzia do rzeźbienia w glinie zaczynają unosić się wokół uczniów i przyczepiać się im do rąk.
2. Kapłanka - Srebrna: Dotknięcie srebrnej gliny sprawia, że uczniowie zaczynają mówić językiem trytońskim. Chyba pozostaje już tylko komunikacja na migi!
3. Cesarzowa - Bordo: Bordowa glina sprawia, że osoby jej dotykające pragną tańczyć. Uczniowie znajdują się w rytmie magicznego walca, nawet jeśli sami tego nie chcą.
4. Cesarz - Czerwień: Czerwona glina emituje ciepło, a jej dotyk sprawia, że inni czują się jakby zjedli coś bardzo, ale to bardzo ostrego!
Dorzuć kostką k6:
Parzysta – wewnętrzne ciepło sprawia, że zyskujesz więcej odwagi w interakcjach ze swoją sympatią, nawet jeżeli swoich uczuć jej jeszcze nie zdradziłeś. Jeżeli nie ma na Sali twojej sympatii, stajesz się znacznie bardziej otwarty w kontaktach z innymi! Nieparzysta – wewnętrzne ciepło sprawia, że szybko się rozgorączkowujesz! O wiele łatwiej cię dziś rozbawić, ale i zirytować.
5. Kapłan - Pomarańcz: Dotknięcie pomarańczowej gliny sprawia, że uczniowie zaczynają widzieć mglistą aurę wokół innych postaci. Ta aura ukazuje ich prawdziwe intencje i uczucia.
6. Kochankowie - Kanarkowy Żółty: Ta glina sprawia, że uczniowie zaczynają świecić jak latarnie, gdy skupią się na myśleniu o szczęściu i radości. Jednak uwaga! Gdy się zawstydzą, kolor światełka zmienia się na żółty!
7. Rydwan - Pastelowy Żółty: Dotyk pastelowo-żółtej gliny sprawia, że uczniowie odczuwają lekkość jak piórko. Mogą chwilowo unosić się kilka centymetrów nad ziemią!
8. Sprawiedliwość - Zieleń Limonkowa: Ta glina jest zdecydowanie dla miłościków florystyki! Pobliskie rośliny starają dotrzeć do uczniów i im pomóc, plątając się w glinę.
Dorzuć kostką k6:
Parzysta – rośliny naprawdę pomagają! Robią za drugą, utalentowaną osobę w tym projekcie! Nieparzysta – zamiast ugniatać glinę, rośliny plączą ci się między palcami i wiążą je ze swoimi gałązkami, znacznie utrudniając pracę!
9. Pustelnik - Zieleń Butelkowa: Dotknięcie gliny o kolorze butelkowej zieleni sprawia, że uczniowie mogą przenikać przez przedmioty na krótki czas. Lepiej jednak w żadnym nie zostać zbyt długo!
10. Koło fortuny - Turkus: Dotknięcie turkusowej gliny sprawia, że uczniowie widzą kolory wokół siebie w negatywie!
11. Siła - Błękit: Błękitna glina sprawia, że uczniowie śnią na jawie! Całkiem dosłownie! Na raz przeżywają wydarzenia z kółka i widzą senne sceny!
12. Wisielec - Kobaltowy: Dotknięcie kobaltowej gliny sprawia, że uczniowie są w stanie mówić tylko zagadkami. Jeżeli chcą coś przekazać, muszą to zrobić w formie zgadywanki.
13. Śmierć - Ultramaryna: Ta glina emanuje spokojem i uczniowie jej dotykający są w stanie wprowadzać inne osoby w stan medytacyjny poprzez dotyk.
14. Umiarkowanie - Chabrowy: Chabrowa glina nadaje postaciom zdolność do zrozumienia języków zwierząt, co pozwala na komunikację z różnymi stworzeniami. Ktoś ma ze sobą kota? Wleciała sowa? Uczniowie rozumieją zażalenia zwierzaków, ale w zamian… Cóż, słyszą innych jakby ci miauczeli, muczeli a nawet ryczeli jak lew.
15. Diabeł - Fioletowy: Fioletowa glina sprawia, że uczniowie są w stanie malować iluzje w powietrzu poprzez ruch dłoni. Każda iluzja znika po kilku sekundach.
16. Wieża - Śliwkowy: Ta glina sprawia, że uczniowie cały czas się ślizgają, jakby mieli lód pod nogami!
17. Gwiazda - Lawenda: Lawendowa glina sprawia, że uczniowie są bardziej otwarci na innych ze swoimi myślami – całkiem dosłownie. To, co sobie pomyślą, pojawia się nad ich głowami w postaci rebusowych obrazków. Obrazki znikają tak szybko, jak uczeń pomyśli o czymś innym.
18. Księżyc - Pastelowy Róż: Dotknięcie pastelowo-różowej gliny sprawia, że jeżeli uczniowie chcą coś powiedzieć, są zmuszeni to wyśpiewać.
19. Słońce - Fuksja: Uczniowie pracujący z fuksjową gliną zaczynają emanować aurą entuzjazmu, wpływając pozytywnie na nastrój innych wokół nich.
20. Sąd Ostateczny - Magenta: Magentowa glina nadaje uczniom zdolność do minimalnej teleportacji. Uczniowie są w stanie przemieszczać się w przestrzeni klasy na krótkie odległości. Minus? Co jakiś czas efekt ten przenosi uczniów w przestrzeni bez ich zgody.
21. Świat: To twoja szansa! Możesz zdecydować się na podejrzenie, jakie kolory „wylosujesz”! By podejrzeć trzy kolory, wystarczy jeden raz rzucić kością literową, gdzie spółgłoska to udane podpatrzenie – Harmony jest zbyt podekscytowana, że znów może prowadzić spotkania, by tak łatwo zauważyć małe szachrajstwo. Samogłoska oznacza, że cię przyłapała! Nie jest zła, nawet sobie z tego żartuje i pokazuje ci język, że ona też ma swoje triki, po czym oznajmia, że dziś pracujesz w czerni i bieli (ale na pocieszenie częstuje dodatkowym ciasteczkiem, bo jednak chce to utrzymać w żartobliwym wydźwięku).
Gdy już macie swoje kolory, możecie zacząć z nich lepić cokolwiek chcecie! Macie pełną dowolność, choć Harmony będzie pilnować, by nie było to nic niecenzuralnego – nie chce zostać zawieszona po raz drugi! Proszę, nie róbcie jej tego… Jeżeli chcecie, możecie rzucić do trzech nieobowiązkowych kostek na utrudnienia związane z waszą gliną. Jeżeli masz ochotę sobie trochę poprzeszkadzać, rzuć kostką literową.
Nieobowiązkowe utrudnienia:
A. Glinka jest zaskakująco wilgotna i klejąca. Musisz poradzić sobie z nadmiarem wody w jej formule, która utrudnia formowanie figurki. Możesz spróbować ją wysuszyć! Rzuć kostką k6, gdzie wynik 2, 3, 4 i 5 oznacza, że idealnie osuszasz ją z nadmiaru wody. Wyniki 1 i 6 oznaczają, że glinkę zasuszyłeś. Jej efekty na tobie mijają a ty musisz wylosować jeszcze raz! Możesz dołączyć się do innego ucznia i mu pomóc.
B. Glinka szybko schnie, co sprawia, że trudno jest ci utrzymać zamierzoną formę. Musisz działać szybko i zdecydowanie!
C. W trakcie lepienia glinka zaczyna się rozwarstwiać na różne kolory, tworząc efekt kolorowego marmuru. Możesz wykorzystać to jako dodatkowy element artystyczny!
D. Glinka staje się bardzo elastyczna, co ułatwia Ci formowanie detali, ale jednocześnie sprawia, że figury są delikatniejsze i bardziej podatne na deformacje. Lepiej nie ściskaj jej za mocno!
E. Glinka zaczyna z jakiegoś powodu pylić, chociaż jest idealnie miękka, zupełnie jakby specjalnie zasłaniała ci widoczność! Nie obędzie się bez kichania…
F. W połowie lepienia glinka zmienia kolor na zupełnie inny niż zakładałeś! Przerzuć jedną swoją kostkę na glinkę! Wraz z kolorem zmienia się też efekt glinki!
G. Glinka staje się bardzo kleista i trudna do uformowania. Musisz pracować z większą precyzją, aby uniknąć dziwnych kształtów. No i masz całe polepione ręce. Wszystko ci się do nich klei!
H. Glinka reaguje na ugniatanie w nieprzewidywalny sposób, tworząc efekty specjalne. Co chwila to staje się zupełnie twarda, to miękka, to zaczyna wyskakiwać ci z rąk i uciekać zupełnie jak mydło!
I. Lepiona figurka z tej gliny w połowie pracy zaczyna się ruszać! Z początku tylko lekko faluje, ale pod koniec chodzi po całym stole! Musisz pracować z ruchomym modelem!
J. Glinka zaczyna strzelać na boki lepkimi, gliniastymi kleksami! Rzuć kostką k6 by dowiedzieć się, jak wiele osób brudzi! Koniecznie oznacz te osoby!
Kodzik na etap II:
Kod:
<zgss>Utrudnienie?: </zgss> Nie/Tak <zgss>Kostki: </zgss>Max. 3, proszę o podlinkowanie <3 <zgss>Nieobowiązkowy rysunek projektu: </zgss>Jeżeli chcecie, możecie zilustrować swoją figurkę, wyślemy takie „zdjęcia” do naszego opiekuna koła <3
Postów możecie napisać ile chcecie, grunt, żeby były minimum dwa, po jednym na każdy etap! Jeżeli będziecie chcieli, możecie ich napisać więcej, warto tutaj zaznaczyć, że według zasad każda osoba, która napisze na spotkaniu na sześć postów zostanie nagrodzona dwoma punktami kuferkowymi.
Zapraszam też do zagadywania do Harmonijki! Będę się nią tutaj aktywnie udzielać, a może nawet wstawiać jakieś mini wydarzenia losowe w trakcie trwania spotkania, jak będzie bardzo aktywnie!
Bawcie się dobrze misiaki!
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kostki: Głupiec, Moc i Sprawiedliwość Kolory: Złoty, błękit, limonkowa zieleń Efekty: Mieni się i brzmią dzwoneczki po dotyku, senne halucynacje w postaci horroru, rośliny mi pomagają
Jak tylko usłyszał, że Remy organizuje spotkanie, musiał się na nim pojawić. Zawieszenie trwało długo, co wcale go nie dziwiło, gdy wziąć pod uwagę, że to kara od Pattola i Max już myślał, że dziewczyna będzie udupiona do śmierci. Jak widać, coś się zadziało i pozwolono jej wrócić do szkolnego życia, a Solberg musiał być tego świadkiem. Wmaszerował na trzecie piętro w formie dość średniej, ale z szerokim uśmiechem na ustach. -Co to moje oczy widzą? Pomyślałbym, że zrobiłaś mu loda na przkupienie, ale na Craine`a to nie wiem co działa. Pewnie jakaś krwawa ofiara z pierwszaka, który nie umie rzucić Duro. - Przywitał się radośnie z @Harmony Seaver, nachylając się, by dać jej buziaka w policzek, po czym zainteresował się nieco gliną, która leżała na stołach. Nie musiał dużo myśleć o tym, na chuj im ona, bo gryfonka zaczęła wszystko tłumaczyć i Max już wyciągał łapy, by dorwać najlepsze kolory. Wybór padł na złoto, błękit i oczywiście zieleń. Czy wiedział, co z tego zmajstruje? Jeszcze nie, ale był gotów coś wymyślić szczególnie, że miało to iść do dzieciaków. Zapoznawał się więc z materiałami, myśląc intensywnie i w końcu postanowił iść w coś kozackiego - smoka. Jaszczur w takich barwach wydawał się zajebistym pomysłem. Sam pewnie na widok złotych łusek dostałby pierdolca, więc nie widział powodu, dla którego miał się od tego pomysłu powstrzymać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Też sobie z Wami polepię! Dla dzieciaków! Kostki: Kochankowie, Diabeł, Pustelnik Kolory: Kanarkowy żółty, zieleń butelkowa, fiolet Efekty: Oślepniecie – świecę ze szczęścia malowanie krótkich iluzji w powietrzu, przenikam przez przedmioty!
Widok @Maximilian Felix Solberg rozpromienił ją jeszcze bardziej! Nie było przesadą powiedzieć, że niezwykle zależało jej na zobaczeniu tutaj swoich przyjaciół. Wreszcie, po trzech miesiącach, odzyskała swoją uczniowską wolność i chciała to świętować z bliskimi sobie osobami. W dodatku robiąc coś dobrego! Więc im ich więcej, tym lepiej! - Najlepszy pokaz premierowy! – wyszczerzyła się do niego i zamknęła w przytulasie, mając równie głęboko co daleko wszelkie formalności spotkania. To było przyjacielskie zebranie, a nic bardziej przyjacielskiego niż ciepłego przytulenia nie znała. Oczywiście nadstawiła też policzek na całusa, wyczekując tego powitania z zadowoloną minką. – Ej no! Ja chyba jeszcze nie mogę tak żartować, dopiero zeszłam z zawiasów! – prychnęła, dając mu lekkiego kuksańca w bok i zaraz konspiracyjnie zniżyła głos, pokazując mu, żeby się nachylił, z taką powagą w tym wszystkim, jakby zaraz miała mu zdradzić tajemnicę państwową. – Chociaż jeżeli testowałeś takie rozwiązania i działają… – szepnęła mu na ucho, próbując utrzymać jak najdłużej powagę, ale nawet złożenie w wąska linię i przygryzienie warg nie pomogła. Niemal od razu wybuchła śmiechem z najbardziej głupkowatym, dumnym z siebie wyszczerzem. Tłumaczyła wszystko z równym entuzjazmem, co podczas powitania. Aż musiała kilka razy poprzeskakiwać z nogi na nogę, żeby nie zacząć podskakiwać, dokładnie tak, jak na najbardziej ekscytującym meczu! Pierwsze zorganizowane przez nią spotkanie i udało się to zrobić z taką współpracą! I byli na nie chętni uczestnicy! Szalała w środku z radości. - Chodź Max! Czyń honory! – powiedziała, gdy już wziął swoją glinkę i podała mu chustę, żeby teraz on przewiązał jej oczy do losowania kolorów. – Lepię dzisiaj z wami!
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Utrudnienie?: Tak Kostki: F odrzucam zielony Nieobowiązkowy rysunek projektu: -
Przytulił @Harmony Seaver mocno, po czym przeszli typowo do żartów. -A tam, czego Pattol nie słyszy... - Puścił jej porozumiewawcze oczko. Nie będzie przecież na nią kablował. Poza tym był pewien, że transmuciarz dobrze wie, co sądzą o nim uczniowie tego zacnego przybytku i raczej nie śpiewają peanów na jego cześć. -Pytasz o którą metodę? - Oczywiście, że nie odpowiedział nic wprost i oczywiście, że Remka by się pewnie nie zdziwiła na żadną możliwość. Tak to już z Solbergiem było, że nie wiadomo czego się po nim spodziewać, bo można spodziewać się dosłownie wszystkiego. Gdy już ponownie widział, chciał zabrać się do roboty, ale przeszkodziła mu w tym gryfonka, proponując wzajemne wiązanie oczu. Takich rzeczy to on zdecydowanie nie odmawiał. -Nie boisz się? Myślisz, że dlaczego mi idzie na transmie? Te ofiary to nie do końca żart. - Wyszeptał jej bardzo niepokojąco na ucho, gdy zawiązywał opaskę wokół jej oczu. Zaraz jednak nastrój prysł, bo się ponownie roześmiał i obserwował, co też takiego wpadnie w ręce dziewczyny. -Ten kanarkowy to do Ciebie pasuje. - Wskazał na glinę, po czym serio wziął się za pracę. Zaczął od złotej bazy smoka, żeby całość była na bogato. Już widział, jak ten blask będzie prześwitywał przez świecącą "skórę" smoka. Zdziwił się nieco, gdy usłyszał jakieś dziwne dzwoneczki w momencie, gdy tylko oderwał pierwszy kawałek gliny, ale w końcu zrozumiał co się dzieje. Dłubał i dłubał, aż w końcu wyszło coś na kształt jaszczura i to Maxowi wystarczało. Manualnie aż tak utalentowany nie był i zdawał sobie z tego sprawę. Przyszedł więc czas na łuski i tutaj już przyszła pierwsza zmiana planów. Max spojrzał na zieloną glinę i uznał, że kompletnie psuje mu koncept. Odstawił więc bloczek na bok i postanowił zająć się błękitem. Złoto i niebieski, tak, w jego umyśle była to niepowtarzalna kombinacja i to mu wystarczało. Jebać teorię trzech kolorów, czy coś. Zaczął więc odrywać kawałki gliny i formować z nich łuski. Początkowo wszystko wyglądało dobrze, dopóki nie podniósł głowy, by przyczepić pierwsze akcenty błękitu do swojej bazy. Ręce od razu zaczęły mu się trząść, a glina wypadła spomiędzy palców, gdy jego oczy zauważyły nieprzyjazną postać w rogu sali. -CO TY TU ROBISZ? - Wysyczał, jednocześnie wkurwiony i przerażony. Wycofał się o dwa kroki od swojego stanowiska, strącając przypadkiem to, co do tej pory ulepił. -Zostaw mnie! - Krzyknął już zdecydowanie bardzo głośno, nie potrafiąc zrozumieć, skąd te halucynacje i czy to są w ogóle halucynacje. Nie potrafił trzeźwo myśleć i cały się trząsł, jak pierdolona galareta. Był przerażony bardziej niż zwykle z prostego względu - nie miał w sobie grama używek, a to zmieniało wszystko.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Kostki: 9-10-11 (dorzut 6) Kolory: butelkowa zieleń, turkus, błękit (ale ja widzę w negatywie - różowy, czerwony, ceglasty) Efekty: przenikam przez przedmioty, widzę w negatywie, śnię na jawie
Gdy tylko usłyszał, że Harmony organizuje spotkanie koła, postawił sobie za cel nadrzędny, by pojawić się na nim choćby na chwilę. Nie był może wybitnym artystą, ale był dobrym przyjacielem - a przynajmniej aspirował do takiej opinii, dlatego nie wyobrażał sobie, by nie pojawić się na Harmonijkowym wydarzeniu i nie wesprzeć Gryfonki w... czymkolwiek sobie tam wymyśliła. Z szerokim uśmiechem na piegowatej twarzy zbiegł po schodach prowadzących do dormitoirum chłopców, niemal wpadając na bogu ducha winnego Puchona u wylotu korytarza. - Jezu sorry...o Jin! Cześć! Jak tam, w porządku? - przywitał się, niemal promieniując pozytywną energią. Ostatnie tygodnie nie należały do najszczęśliwyszych w jego czarodziejskiej karierze, ale dziś nic nie było w stanie popsuć mu humoru. - Masz jakieś plany na popołudnie? - zapytał z błyskiem w oku, po czym złapał chłopaka za rękę i pociągnął za sobą - To już masz. Idziemy na kółko do Remki. Nie przejmował się ewentualnymi wyrazami sprzeciwu, zbyt podekscytowany wizją spędzenia następnej godziny na kreatywnym szaleństwie w towarzystwie osób, które darzył szczerą sympatią. - HARMOOOOONY! - zawołał melodycznie, gdy tylko przekroczyli z Jinem próg sali. Piętnastolatek miał tak dobry humor, że nie przejował się nawet uwagą, którą ściągnął na siebie swoim głośnym wejściem. - Co będziemy dzisiaj robić? - zapytał, spoglądając ciekawie na leżące niedaleko koszyki z... no właśnie co to? Kiedy przyszłodo losowania kolorów gliny - bo jak się okazało, to właśnie z gliną mieli pracować - Terry nie mógł ukryć podekscytowania. Tyle kolorków i wszystkie śliczne! Na chybił trafił wybrał trzy miękkie bloki, które okazały się... - O, jakie ładne, takie jesienne kolorki. I różowy! Dzieciaki kochają różowy nie? - spojrzał na towarzyszącego mu Puchona - A ty co masz? Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że wszystko wygląda... jakoś dziwnie. - Łooo, co jest??
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Możesz podszkolić mnie z obu, przyda się na przyszłość – mrugnęła do @Maximilian Felix Solberg, przegrywając walkę z uśmiechem z kretesem i, chichrając się przy tym na całego, odepchnęła go zaczepnie w stronę ławki, by grzecznie usiadł na ogłoszenia parafialne. Ale jeszcze przed nimi zjawili się @Terry Anderson i @Hyung Jin-woo. - MISIAKUUUU! – odpowiedziała z równym entuzjazmem i przynajmniej trzy oktawy bardziej piszcząco, co na tym etapie dla Hogwartu dziwnym być nie powinno, biorąc jej wieczną ekspresyjność i dzwoneczkowy głos wysokości piszczałki dla psów. – JIN! – zawołała wesoło i obu ich wyściskała tak, jak należało, to znaczy bardzo i całkowicie. – Dzięki, że przyszliście… Ale nic nie zdradzam! – pokazała im język, już pędząc z powrotem na swoje miejsce. Możliwe, że trochę się to otwarcie przeciągnęło przez rzewne przywitania, ale ona inaczej nie mogła. Zależało jej na swoich przyjaciołach i kółkowiczach i w ogóle tym kółku! Że aż całą ją to roznosiło w tej chaotycznej, mało poukładanej, ale za to całkowicie szczerej radości! Od śmiechu też ją roznosiło i nie potrafiła przestać się chichrać nawet, jak próbowała coś tam poaktorzyć przy Maxie. Jej bycie zadziorną zdecydowanie pobrzmiewało wygłupami, ale i tym się nie przejmowała. - Myślisz, że mnie nabierzesz? – uniosła na niego brew, ustawiając się pod chustę. – Obydwoje dobrze wiemy, że jeszcze wszystkiego ze mną nie zrobiłeś, żeby zostało ci tylko poświęcenie mnie w ofierze – prychnęła wesoło, łapiąc za glinki. – Równie rozćwierkany – zażartowała, doskonale zdając sobie sprawę, że dziś cała była w skowronkach. I glinka też to wiedziała, bo już po chwili sprawiła, że Gryfonka zaczęła świecić. A im bardziej się cieszyła, tym mocniej jaśniała… Chyba nie trzeba dopowiadać, że w auli zrobiło się dużo jaśniej. - Misiaku… To jest zielony? – uniosła brew na Terry’ego, nie bardzo wiedząc, co miała więcej dodać, oprócz żartu. Do którego nader komicznie się przygotowała – chcąc z pewnością siebie godną Gryfonki oprzeć się o biurko i powiedzieć coś o daltonizmie. Zamiast tego przeleciała przez biurko prosto na podłogę. – CO DO KU… guhara – ugryzła się w język i, będąc teraz pod biurkiem spróbowała wstać… W ten oto sposób znalazła się W biurku. – Nie mam pytań – prychnęła, bo pełnej skonsternowania chwili. Porozmawiała by z chłopakami jeszcze, ale nie chciała przeciągać kolejki. Każdego uczestnika witała wesoło, żartowała, przewiązywała oczy – choć raz na jakiś czas chusta przez nią przenikała i potrzebowała kilku prób jej złapania, a kiedy wszystkie glinki były już rozdane, sama zaczęła planować, co może ulepić z tego dość rzucającego się w oczy zestawu kolorów. Nim jednak się za to wzięła, usłyszała głos Maxa. Dość zdenerwowany głos Maxa. Zmarszczyła brwi, a jej światełko trochę przygasło, gdy podeszła do niego zmartwiona. - Wszystko w porządku, słońce? – spytała, próbując spojrzeć w kierunku, w którym i on patrzył, ale niczego tam nie dostrzegała. – Coś się stało? – nie wiedziała, czy mogła złapać go za dłoń, w tym momencie mogło mu to równie dobrze pomóc co zaszkodzić, jeszcze bardziej zaniepokoić. Więc po prostu spojrzała na niego miękkim wzrokiem i uśmiechnęła się delikatnie, chcąc zapewnić samym tym gestem, że wszystko było w porządku. – Mogę ci jakoś pomóc?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Brakowało mu tego pozytywnego uśmiechu @Harmony Seaver na zajęciach pozalekcyjnych. Wiadomo, podczas normalnych lekcji nie mogli sobie pozwolić na tyle swobody, jeśli nie chcieli stawiać czoła konsekwencjom. Kółka to była inna para kaloszy i między innymi za to, Max tak bardzo je uwielbiał. -Masz rację, jeszcze nie byłaś na moim spotkaniu koła, choć zwłoki też mogę tam zaciągnąć, jak obiecujesz nie psuć atmosfery. - Zszedł nieco z tego dziwnego tonu. Obydwoje dobrze wiedzieli, że za nic w świecie by Remy nie skrzywdził, więc mogli sobie na podobne żarty pozwolić. -Tylko nas nie obsraj za bardzo. - Nawiązał tym wyrafinowanym żartem jeszcze do ptaków i całej tej analogii równie mocno, co do swoich chujowych zdolności manualnych, po czym wziął się do roboty z takim zapałem, jakby wiedział co robił. A nie wiedział. Szybko jednak praca została mu przerwana przez nieprzyjemne majaki, które obudziły tę część chłopaka, jaką co dzień mocno w sobie dusił, nie bez powodu nie potrafiąc zasnąć bez łapacza snów powieszonego nad łóżkiem. -Ty.... - Plótł jak popierdolony, patrząc na coś, co tylko on widział. Gdzie nie odwrócił głowy, gnijące twarze nie dawały mu spokoju, a gdy Harmony do niego podeszła, nie zobaczył jej delikatnych rysów i nie usłyszał słodkiego głosiku, a zamiast tego, zobaczył wyszczerzone w swoją stronę czarne zębiska, zdobiące zapadniętą twarz z czarnymi, złudnie pustymi oczodołami. Trzęsąc się na całym ciele i z wyraźną paniką na twarzy, wycofał się na oślep z klasy, zatrzaskując za sobą drzwi i biegiem ruszając przez korytarz, zostawiając po sobie zapewne średnie wrażenie i biednego, złotego smoka, z zaledwie kilkoma błękitnymi łuskami, który smętnie leżał na podłodze bez kogoś, kto dokończyłby go z należytą miłością.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Gdy tylko usłyszał od Harmonijki, że zdjęli jej zawieszenie to o mało nie zaczął skakać ze szczęścia. Nie dość, że brakowało jej na zajęciach to jeszcze dodatkowo nie mogła przeprowadzać spotkań koła! Po zajęciach udał się szybko do dormitorium Huffu aby odłożyć niepotrzebne rzeczy, a także przebrać się w coś bardziej kolorowego i wygodnego. Sprawdził zegarek i ledwo co nie wyszedł ze swojego pokoju za późno.
Po drodze wpadł na Terry'ego, który akurat szedł w tą samą stronę co on. - O! Witam, jest świetnie - zerknął na młodszego puchona z lekkim uśmiechem na twarzy - Wiesz co tak, właśnie ide na.... Kółko - Zanim w ogóle zdążył dokończyć zdanie, to ten już pociągnął go po schodach i tak czy siak w miejsce, gdzie brunet zmierzał. W środku od razu przywitał się z Remką po czym parsknął niezadowolony, gdy ta nie chciała wydać im szczegółów tego spotkania.
Wkrótce jednak dostał wszystkie informacje jakich potrzebował i ustawił się w kolejce do losowania gliny. Padło na... dość ciekawe kolory. Gdy wylosował jeden blok, to w zasadzie nic nie stało się, przynajmniej nie odczuwał nic od razu. Przy kolejnej glince czuł jak coś zaczyna smyrać go po rękach przez co lekko wzdrygnął się, jednak musiał za chować spokój gdyż przyszedł czas na trzeci kolor. W momencie wyciągnięcia koloru bordo nagle w jego głowie zaczął wybrzmiewać instrumental magicznego walca. - Ciekawa jest ta glinka.. - zaśmiał się pod nosem do przyjaciółki i jego ciało stwierdziło, że będzie mieć nagle większe panowanie od jego umysłu, więc po oddaniu chusty udał się gdzieś na bok sali, do tego w rytmie walca. Wciąż tańcząc zbliżył się do Andersona i zerknął na jego jakże pasujące do siebie kolorki. - Magenta, Bordo i Limonkową zieleń... Chociaż jeden z tych kolorów przywołał do mnie roślinki, a jeszcze inny zmusza mnie do tańca - załamał się i wystawił glinki w stronę chłopaka, aby mógł się im przyjrzeć.
Kostki: Pustelnik, Kapłan i Sprawiedliwość i 2 Kolory: zieleń butelkowa, pomarańcz, zieleń limonkowa Efekty: mogę przenikać przez przedmioty na krótki czas; widzę mglistą aurę wokół innych postaci — ta aura ukazuje ich prawdziwe intencje i uczucia; rośliny mi pomagają;
Nie, żeby był świętym, ale czasami miał do siebie pretensje, że ostatnio nie przypilnował Harmony, myślami będąc gdzie indziej, a jeszcze ciałem w wakacje zamiast w słonecznej Venetii wdychał ciężkie kadzidła i starości wnętrza magicznej przyczepy razem z piękną Darby. Teraz trochę spóźniony maszerował na kółko, które oprócz treningu quidditcha było jednym z jego pozalekcyjnych zajęć, na które lubił przychodzić, zwłaszcza że to jego siostra grała tu pierwsze skrzypce. Sam miał w sobie coś z artysty, ale Harmony z pewnością przewyższała go w swojej kreatywności i wielkolotnych pomysłach. Dlatego po tygodniach jej zawieszenia ucieszył się, że w końcu mogła na nowo rozbłysnąć niczym gwiazda, zamiast być tłumioną przez grono pedagogiczne. Wszedł sobie w trakcie przemówienia siostry, dowiadując się, co dzisiaj ich czeka na DA, zapowiadało się świetnie, wziął sobie ciasteczko dyniowe z wielkiego talerza i pojawił się przed @Harmony Seaver niczym prawdziwy Houdini. - Czyń honory i wiąż chustę pani kapitan. - Zasalutował jej niczym prawdziwy majtek na statku, szykujący się na swoją ostatnie przejście po pokładzie, schylił się, aby mogła, to uczynić najpierw jednak zamknął ją w ciepłym rodzinnym uścisku, który był tylko zarezerwowany dla niej. - Tak się cieszę, że wróciłaś do łask. Jeszcze dwa dni dłużej twojego zawieszenia, a wrzuciłbym łajnobomby do gabinetu Craine'a. - Zaśmiał się, ukazując swoje śliczne, proste białe zęby, bo kiedy okazywał radość, to cała twarz Seavera pokazywała światu jego szczęśliwe oblicze. Przywitał się z chłopakami (@Terry Anderson i @Hyung Jin-woo), a kiedy jego niebieskie oczy, zostały zakryte przez chustę, pozwolił sobie palcami błądzić po kolorowych glinkach, czując, jak magiczne wrażenia dotykają jego skóry i przenikają przez jego czarodziejskie zmysły. - Nie wiem, co jest z tymi glinkami, ale chyba dają jakieś super moce. - Spojrzał na Remy, lekko się uśmiechając, mrużąc oczy, bo jej radość promieniuje z niej niczym pięćdziesiąt osiem francuskich reaktorów jądrowych. To jedna z tych glinek pokazuje uczucia innych i ich prawdziwe intencje. Teraz był jak wykrywacz kłamstw! - Mgliście promieniujesz. - Oznajmił jej, siadając sobie w jednej z ławek, przygotowując projekt zabawki. Za nim jednak chwycił za ołówek, jego ręka przenikała przez przedmiot, a on upadał co rusz na kartkę. - Hmm... może to trochę potrwać. - Mruczy do siebie, aż w końcu udaje mu się złapać narzędzie swojej pracy. Szkicuję na papierze coś, co jeszcze nie miało konkretnych kształtów, ale każda kreska przybliżała go do końcowego efektu, który należało stworzyć za pomocą kolorowych glinek — zieleń butelkowa, pomarańcz i zieleń limonkowa.
Eden Haynes
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : szczupła, krucha sylwetka; zmęczony, najczęściej nieprzyjemny wzrok; usta przełamane w kąśliwej prowokacji uśmiechu
Pochmurny człowiek w pochmurnej aurze miesiąca - prześlizgnął się wprost do auli, rzucając nienatarczywym, choć oczywiście słyszalnym strzępkiem powitania. Niewiele było w nim dziecka, pod młodą skórą był starym, umęczonym człowiekiem o setkach skarg różnej maści, z twarzą rozoraną liniami bezlicznych zmarszczek i dłońmi zniekształconymi od zwyrodnienia jak stos wygiętych gałęzi. Świadomość, że mieli właśnie pomagać dzieciom z domu dziecka, dzieciom takim jak on, wisiała na krzywiźnie żołądka na podobieństwo ołowianej kuli i gniotła się dyskomfortem. Wspomnienia nieuchronnie wróciły i absolutnie nie należały do szczególnie przyjemnych, jątrzyły się jak zropiałe i zaniedbane rany wymiotujące gęstą mazią zmętniałych, powracających do niego sytuacji. - Bogowie - choć w żadnych przecież nie wierzył - po co to zamieszanie? - grymasił, nieuchronnie marudny, na konieczność zasłonięcia oczu przed dobieraniem glinek. Nie robił tego dla młodych, oderwanych zbyt wcześnie latorośli, nie chciał nic dla nich robić, nie chciał, by własna pamięć drażniła go i zgrzytała. Nie wiedział, dlaczego nie chciał przyznać się do najmniejszej, własnej uczynności - być może rzeczywiście był zły, tak, był zły, zaślepiony zgrubiałą zaćmą egoizmu. Chciał myśleć, że robi wszystko dla siebie, dla polepszania swoich artystycznych zdolności, dla pasji, której zamierzał się bezgranicznie poświęcić. Nie umiał myśleć, że mógł coś zrobić dla innych, zupełnie nieznanych osób; ot tak, z czystego i szlachetnego altruizmu. Glinki, które niedługo później wylosował, miały odcienie fuksji, magenty i zieleni limonkowej - z uwagi na biegłość w sztuce upodabniania, miał doskonały zmysł w rozróżnianiu nawet pozornie identycznych par barw. Muśnięcie pierwszej z nich napełniło go odżywczą radością, niespotykaną, kontrastującą się z jego ogólnym charakterem, kolejna wydawała przesunąć się o milimetr, a trzecia, ostatnia z nich, przywodziła na myśl wspaniałe nawiązanie do natury. Pochylił się w milczeniu nad kartką, szkicując zarys projektu. A gdyby...
| zwariowałam i niepotrzebnie napisałam też drugi etap, proszę mn nie zaczepiać w miarę możliwości
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Szczerze powiedziawszy Mulan nigdy nie należała do osób, które jakoś szczególnie ciągnęło do prac plastycznych. Raczej nie była utalentowana w tej dziedzinie, ale nie znaczyło to, że miała sobie odpuścić i nie przyjść na spotkanie koła realizacji twórczych, gdzie w końcu mieli po prostu dobrze się bawić. Taki był plan i nie zamierzała go w żaden sposób rujnować. Nie spodziewała się tylko zabawy wielokolorową gliną, która z pewnością nie należała do najnormalniejszych. Musiała się w tym kryć jakaś magia, bo inaczej nie byłby to Hogwart. Za wszystkim musiały kryć się jakieś czary. Komentarz na temat tego, że mieli losować swoje kupki gliny z przewiązanymi oczami skomentowała na głos jednym tylko słowem. Kinky. Nie sądziła, że Harmony kręcą takie zabawy i przerzucała je na innych, ale nie żeby narzekała. W końcu sama Huang nie była typem osoby kink shame, a raczej kink same. To chyba jednak są rozważania na zupełnie inny post. Już dotykając poszczególnych porcji gliny mogła się zorientować w tym, że ma ona różne właściwości. Przy pierwszej ogarnął ją swego rodzaju spokój. Po drugiej miała wrażenie, że nie jest w stanie czegokolwiek dotknąć, a ostatnia kojarzyła jej się z roślinami. Pytanie tylko, co zadzieje się dalej w związku z jej dziełem sztuki, które miało wkrótce powstać.
Teddy Rex
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : Zawsze ma kilka pierścionków i naszyjników; kolczyki w uszach; niesamowite i bardzo zadbane włosy; poszarpana blizna naokoło prawego przedramienia
Kostki: Mag, moc, rydwan Kolory: Miedziany, błękit, pastelowy żółty Efekty: Przyciągam metalowe obiekty, widzę senne sceny dramatu, jest mi lekko i nieco lewituję!
Nie mam w sobie tyle zapału, by regularnie chodzić na jakieś dodatkowe zajęcia... ale Koło Realizacji Twórczych cieszy się takim powodzeniem, że nawet ja nie mogę się migać, wiernie dostając przypominajkę pod tytułem "hej, większość ludzi z twojego otoczenia idzie właśnie tam". Wybieram się nieco niespiesznie, by przypadkiem nie wylądować w auli jako pierwszy, nie chcę przecież aż tak rzucać się w oczy czy wpakować się w prezentowanie czegoś. Zaraz po wejściu przystaję sobie z boku, @Harmony Seaver już tłumaczy jaki jest plan, ale ja z każdym słowem rozumiem jakby coraz mniej. Zabawki dla dzieci z Domu Dziecka?... W pierwszej chwili nie wiem, czy nie powinienem jakoś poczuć się dotknięty - w końcu jeszcze przez miesiąc sam należę do tej grupy biednych dzieci, ale gdy obserwuję jak Gryfonka entuzjastycznie rozdaje glinki i wszystkich zagaduje, nie mogę się doszukać jakiegokolwiek prztyku z jej strony. Przyglądam się z jakim zapałem wszyscy zaczynają się bawić kolorowymi bryłkami i wreszcie dociera do mnie, że to dziwne ciepło, które czuję, wcale nie jest frustracją, a prędzej... rozczuleniem? Widzę u kogoś różową glinkę i od razu myślę, że jest to ulubiony kolor małej Bonnie; butelkowa zieleń musi spodobać się Jimowi... - Rems? - Zagaduję ostrożnie, po tym jak już sam wylosowałem trzy kolory. Zerkam niepewnie w bok, bo chociaż wcześniej wszyscy wydawali mi się całkiem zadowoleni, to teraz kolory w sali jakoś nabrały na dramatyczności, poszarzając nie tylko miny, ale też glinki. - O jaki dom dziecka chodzi? - Dopytuję mimo to, ugniatając nerwowo w palcach błękitną masę.
Eden Haynes
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : szczupła, krucha sylwetka; zmęczony, najczęściej nieprzyjemny wzrok; usta przełamane w kąśliwej prowokacji uśmiechu
Utrudnienie?: jeszcze jak Kostki: E, dostanę pylicy Nieobowiązkowy rysunek projektu: -
Kolory, początkowo jałowe, nieobarczone żadną cząstką natchnienia, zmieniały się w jego głowie; rosły, przyjmując kształt poczciwego zwierzęcia, które miało wykrzesać szczere, błogie uśmiechy. Żaba, którą postanowił ulepić, wykorzystując otoczkę wspomagającej go w wizji roślinności, miała dość prostą, ale przyjemną formę, wzorowaną na ilustracjach z barwnych, dziecięcych książek. Niestety, ale proces jej powstawania wiązał się z wyjątkowo uporczywym utrudnieniem; glinka zaczynała wyzwalać opary pyłu, na domiar złego ograniczając również kontrolę wzroku, pod którą tworzył figurkę. - Kurwa - wyrzucił pomiędzy jednym a drugim krztuszeniem się. Stanął twarzą w twarz z kaskadą niedociągnięć, po części z własnej nieuwagi, po części przez uporczywy obłok zawieszony nad jego stanowiskiem. Był mimo tego bardzo zdeterminowany, jeśli coś zaczął, zamierzał z godnością kończyć; figurka przedstawiająca żabę prezentowała się zaskakująco u-r-o-c-z-o, tak niepodobnie do jej marudnego twórcy. Max? - Co tu się... - najlepszego odpierdala, dokończył zaledwie w myślach ale nie wypowiedział; pierwsze skrawki spostrzeżeń zamajaczyły mu ledwie w świadomości, zanim Solberg sam wybiegł, wystrzelił pędem przed siebie, trzaskając donośnie drzwiami. Dzieło, które powstało w wyniku jego pracy, pozostawił na blacie; ukłucie przeraźliwego niepokoju kazało mu poszukać Ślizgona, chociaż ten, kiedy wyszedł, był już daleko - zupełnie nieosiągalny.
zt
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Utrudnienie?: Tak Kostki: CEE Nieobowiązkowy rysunek projektu: tym razem nie zmusicie mnie do odpalania painta c:
Miała przed sobą trzy kupki gliny w różnych odcieniach zieleni. No i zajebiście. Uznała, że na pewno dzięki temu będzie mogła stworzyć coś, co będzie ze sobą zgodne kolorystycznie. W głowie tworzyła już jeden niezbyt skomplikowany wzór, który wymagałby od niej w miarę niewielkiego wysiłku przy konstrukcji. Wolała bardziej skupić się na kształcie, który miałby coś wyrazić. Albo wyjdzie jej jakaś antyczna amfora albo jakiś bliżej niezidentyfikowany kształt. To się jeszcze okaże. Obrabiała właśnie pierwszą porcję gliny, którą chciała ładnie ugnieść i uformować. Wpierw jednak zorientowała się w tym, że jej kupka gliny zaczęła zabawiać się miejscami na inne kolory. Postanowiła zatem, że oddzieli je od reszty i później doda do swojego wzoru, aby jakoś go ożywić. Gorzej było z kolejnymi glinkami, które postanowiły niesamowicie pylić, gdy tylko ich dotykała. Zdecydowanie te obłoki sprawiały, że zaczynało kręcić ją w nosie i wkrótce rozpoczęła rozpaczliwą serię kichania. W pewnym momencie myślała, że jej przeszło, ale później znów zaczęła kichać. Tyle dobrego, że mogła się opanować i kontynuować tworzenie małych pasków z gliny, które na siebie nakładała formując w ten sposób powoli naczynko, które mogła później wypalić. Pękatą wazę z uszkami po obu stronach. Ktoś chyba inspirował się antycznymi amforami.
Charlotte Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 169 cm
C. szczególne : Zawsze lekko uniesiony nosek i half-smile na twarzy, jakby wiedziała więcej od innych. Nosi się z dumą. Nierozłączna ze szpilkami, przynajmniej sześciocentymetrowymi! Maluje usta mocnymi kolorami. Aż zauważalne zmiękczenie w jej zachowaniu i noszeniu się, kiedy rozmawia z innym Brandonem.
Kostki: mag, gwiazda i księżyc Kolory: miedź, lawenda, pastelowy róż Efekty: śpiewam, przyciągam metal, moje myśli widać w formie obrazków
Nie traktowała swojej reputacji lekko i nawet, jeżeli z arogancją nosiła się równie dostojnie co na wysokich szpilkach, nie brała też jej za coś pewnego. Wystarczająco długo musiała walczyć o swoją pozycję, sprytnie, w cieniu i drobnymi działaniami, powoli przechylając szalę zwycięstwa na swoją stronę, by uważać je za coś, co było tak prosto jej przypisane. Opinia o niej, pewnego rodzaju zaufanie i oczekiwania były należną jej nagrodą za całą pracę, często niewidoczną i którą ona wolała pozostawić jako niewymówioną, nawet i sekretną, ciesząc się jej owocami. I cały czas dążąc po więcej, w końcu, gdy już raz zaczęło się być graczem, nie chciało się spaść do roli pionka. Właśnie trwało wydarzenie, które postanowiło nową osobę na jej radarze. Zorganizowanie akcji charytatywnej, tak szybkie postawienie współpracy między kółkami, nauczycielami i prefektami było mądrym ruchem po zawieszeniu. Może trochę nadwyraz głośnym, ale co nie było u tej dziewczyny – przyjaźniła się z jej siostrą od lat i doskonale wiedziała, że niczego mniej ekspresyjnego spodziewać się nie mogła. Za to też nie łudziła się z jej strony o coś tak mądrego. Oczywistym było, że musiała zobaczyć całą tę akcję jak i upewnić się, że była na niej widziana. I że Ślizgoni także byli na niej obecni – może zabawy w puchar domów nieszczególnie ją bawiły, ale punkty często odzwierciedlały przyszłą, nauczycielką opinię o pracy, jaką uczniowie wykonują, a to było już istotne. Tak samo jak fakt, by zapewnić jak najlepszy obrazek opieki i aklimatyzacji nowych hogwartczyków w murach szkoły. Nie marnowała czasu, by napisać szybką wiadomość do @Wilkie Marrok o tym, by przeszedł się z nią na zajęcia koła. Propozycja ta nie bardzo była pytaniem o chęci czy dyspozycyjność, nie zostawiała też za dużo miejsca na odmowę, ale złożyła ją tak, by brzmiała jak najbardziej serdecznie i w jego dobrym interesie. - Dziękuje, że przyszedłeś – przywitała się grzecznie, dysponując salonową ogładą równie nienagannie, jak charyzmatyczną gestykulacją dłońmi, a jakże, odzianymi w szyfonowe rękawiczki. Zielono czarne, eleganckie, idealnie komponujące się z kolorami zadbanego mundurka. – Mam nadzieję, że aklimatyzacja z nami nie jest dla ciebie trudną czy chociaż nie nieprzyjemną? – zagaiła, kierując się w stronę auli. – Aktywność na kółkach na pewno ci z nią pomoże – nie obdarowywała uśmiechami często, więc i tym razem gest ten był mały, krótki i subtelny, widoczny bardziej dzięki podkreśleniu go czerwoną szminką, aniżeli samej intensywności – wyrażający aprobatę, że zechciał z nią tu dziś przyjść. Po wejściu do auli z zadowoleniem stwierdziła, że mogła się tu doliczyć paru ślizgonów. Była to zdecydowanie sprzyjająca opinii statystyka. Nie tracąc czasu przywitała się z Harmony, niechętnie zgodziła się na zawiązanie oczu, pilnując, by dziewczyna nie naruszyła jej włosów. Nie bała się o fryzuję, swoje fale umiała upinać, najzwyczajniej w świecie nie lubiła, gdy ktoś ich dotykał. - Nienajgorsze kolo… – zmarszczyła brwi, okazując w tym momencie więcej konsternacji, niż jakichkolwiek emocji przy niebliskich jej osobach. A nad jej głową pojawił się rebus, potwierdzający, że faktycznie zdziwiona była – bo oto nie tylko jej myśli układały się w obrazki, ale i głos w śpiew. Na całe szczęście na lekcje śpiewu uczęszczała przez długi czas, więc skoro operować nim nagle magicznie musiała, to chociaż mogła zrobić to umiejętnie. – Jakie tobie się trafiły? Masz pomysł, co z nich zrobisz? – sama zastanawiała się nad ulepieniem jakiegoś feniksa, bo choć może kolory nie były najbardziej przyrodniczo-poprawne, jak lepiej wykorzystać miedziany kolor, niż w płonącym ptaku?
Wilkie Marrok
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182.5
C. szczególne : Blizny po pełniach, tatuaże, gdy może i jest ciepło - chodzi boso, zapach mięty, lekko warczący sposób mówienia, śmiech podobny do szczeknięć
Zgodnie z przyjętym dla siebie po przeprowadzce postanowieniem ani myślał odrzucać nadarzającą mu się okazję do zrobienia czegoś ciekawszego od nauki, więc i brew drgnęła mu w zaskoczeniu na tak oficjalne podziękowanie mu za stawienie się na miejscu, zaraz w ściągnięciu niemal złączając się z drugą, gdy usta poruszały się bezgłośnie, powtórzeniem trudnych słów próbując zrozumieć ich sens. - Okej - mruknął więc tylko, zdezorientowany już właściwie samym szykiem Szarloty, który był zupełnie inny od elegancji znanej mu przez obserwację Romeo czy Daniila, więc i ciekawsko zmierzył całą jej sylwetkę spojrzeniem, gdy tak ruszył za nią do auli, o której istnienia nie miał do tej pory nawet pojęcia. - Nie wiem czy jest to konieczne. Okropny brak zaufania - skomentował rozbawiony, gdy pochylał się jednak grzecznie, by dać przywiązać sobie opaskę na oczach, od razu też sięgając do losowania glin. - Chyba, że robisz to dla własnej przyjemności - dodał ciszej, uśmiechając się w tę stronę, gdzie wydawało mu się, że stoi Harmony, jednocześnie losując już trzeci kolor przeznaczonej mu gliny. - Huh... - mruknął cicho, gdy tylko mógł już spojrzeć na trzymane w dłoniach kolory, niemal na oślep podążając za Panią Prefekt, bo i coś w jej energii sprawiało, że stawał się bardziej jak cień, a nie skaczący wokół niej szczeniak. - Znasz Czarnoksiężnika z Krainy Oz? - podpytał wpierw zamiast odpowiedzi, unosząc na Szarlotę nagle rozbudzone ekscytacją spojrzenie. - Moja mama czytała mi tę książkę w dzieciństwie. Była tam taka postać, Blaszany Drwal, który kiedyś był człowiekiem, przez różne pojebane akcje tracił ciągle kolejne części ciała, które zastępował metalowymi. I te dwa kolory idealnie by pasowały, a potem tym czerwonym bym zrobił serce, bo to było takie jego marzenie, żeby zdobyć serce, bo pamiętał, że najszczęśliwszy był, gdy mógł ko-oo, ale bajer - rozproszył się nagle, choć wcześniej nie zdołało tego zrobić nawet nagłe przyklejenie mu się do dłoni jednego z metalowych narzędzi. - Wiesz, że masz nad ghszgh gwh... - przerwał znów, próbując wysłowić się raz jeszcze po testowym odchrząknięciu, z kolejnymi słowami mając wrażenie, że brzmi nawet jeszcze bardziej gardłowo i bełkotliwie jednocześnie - będąc jednak pewnym, że nawet po trytońsku dość oczywiste było, że w końcu z jego ust zaczęły padać same soczyste przekleństwa.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Termin pisania przedłużam do 10.12., po którym to Was rozliczę! Czeka mnie kilka pilnych obowiązków MG, więc do piątku wieczór raczej się mnie tu nie spodziewajcie - przepraszam każdego, kto czeka na mogą odpowiedź, obiecują opublikować je w sobotę!
Ale, ale! W międzyczasie, żeby jakoś odkupić swoje winy:
Pomocnicze skrzaty!
Część z was losuje jeszcze glinki, część z was już zaczyna lepić, kiedy do auli wpada gromada skrzatów! Okazuje się, że wierni, kuchenni pomocnicy usłyszeli o całej akcji i postanowili trochę pomóc... No, część z nich postanowiła pomóc, bo część zdecydowanie w głowie ma tylko psoty! Na jednym ze stoliczków postawiły rozgrzewające herbaty, każdy uczestnik może się taką poczęstować, i zaraz zabrały się do pracy!
Opcjonalny rzut k6 na skrzaty:
1. Jak to jest być miłym skrzatem, dobrze? Ten na pewno w taki sposób wykonuje swoją pracę. Po wylosowaniu glinek dosiada się do ciebie i proponuje wspólne ulepienie zestawu figurek! Możesz wylosować jakie efekty glinki będzie miał twój skrzat. 2. Glinkowa bójka! Jeden skrzat powiedział coś drugiemu co chyba nadepnęło mu na odcisk! No i ten drugi nie pozostał mu dłużnym... Zaraz rozpoczęła się glinkowa bójka! Rzuć kością litery, gdzie samogłoska oznacza, że nie uchyliłeś się przed glinką! Wylosuj, jaka glinka w ciebie trafiła! 3. Jeden ze skrzatów zauważa, że efekt glinki bardzo utrudnia ci pracę i postanowia ci pomóc, zdejmując go z ciebie! Wybierz jeden efekt glinki, który znika - dalej pracujesz z tym kolorem, ale już bez jego magii. 4. Skrzat chyba nie uznaje twojej kompozycji kolorów, bo zaraz zabiera ci jeden z nich i wymienia na inny! Przerzuć jedną kostkę koloru! Zmienia się także twój efekt! 5. Dwójce skrzatów bardzo podoba się twoje praca i chcą stworzyć coś podobnego, przy waszym stoliku zaczyna się prawdziwa, masowa produkcja! 6. Jeden ze skrzatów obserwuje uważnie twoją pracę, po czym daje uwagi co do twojego designu. Proponuje, byś zrobił kilka dodatków z czwartej glinki i obiecuje, że będzie cię zasłaniać przez wzrokiem Harmony! Jeżeli się na to zdecydujesz, możesz samodzielnie wybrać czwartą glinkę do pracy!
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Niedawno odbyte z przyjaciółką rozmowy przypomniały jej, jak wielkie szczęście mieli w zamku, że tak ciekawego przedmiotu jak opieka nad magicznymi stworzeniami uczył ich tak pięknyzniewalającytak przystojny, że powinno to być przestępstwem niezwykle interesujący człowiek, jakim był profesor Rosa. Och, udał się on borzu, matce naturze czy jakiejkolwiek sile wyższej, która czuwała nad jego poczęciem. W nowym roku postanowiła nieco prężniej zająć się tym zainteresowaniem, mogła przecież poświęcić więcej pracy i zdobywać lepsze rezultaty. Nie była zła, przynajmniej teoretycznie - bo w praktyce cały poprzedni semestr nieustannie ulegała atakom ze strony rozlicznych zwierząt magicznych. Ale czy to jej wina? Wciąż sądziła, że była to jakaś klątwa, pewnie rzucona przez jej chyba-byłego-chłopaka z Tequali, bo niczym innym nie mogła wytłumaczyć pasma ciągnącego się za nią pecha. Wkroczyła więc do auli bez zaskoczenia, że była jedną z pierwszych, jeśli nie w ogóle pierwszą osobą zajmująca miejsca na wykładzie. Rozejrzała się w poszukiwaniu najlepszego siedzenia, po czym zajęła jakieś względnie blisko i pośrodku - by móc bez żadnych przeszkód obserwować profesora uczestniczyć w zajęciach. Wyciągnęła nawet notatnik i coś do pisania, z nudów wystukując rytm lewą dłonią o okładkę.