W przypadku, gdy Główna Aula jest zajęta, zajęcia zawsze mogą się odbywać w Dodatkowej Auli. Mimo, iż jest nieco mniejszych rozmiarów niż ta pierwsza, bez problemów pomieści uczniów z danego wydziału. Ściany są w kolorze jasno szarym, a choć nie zdobią ich piękne malowidła, wnętrze na pewno zdobywa dzięki zupełnie fascynującemu, okrągłemu sklepieniu. Nie brakuje na nim drobnych malowideł przedstawiających różne stworzenia.
Machał tą ręką jakby odganiał irytującą muchę, co znowuż sfrustrowało D’Angelo. Zmrużyła oczy zażenowana. Normalnie to by mu tą rękę złapała, jako, że jej się to niebotycznie nie podobało, ale aktualnie pozostawało jej tylko przyszpilać go spojrzeniem. Dokładnie tak, jakby chciała go tym lodem we wzroku zgasić, a konkretnie ten jego pseudo ogień namiętności. —Posmyrał? — powtórzyła za nim, lustrując siebie wzrokiem. Nie wyglądała jakby ten ogień ją tylko posmyrał. I wcale się tak nie czuła. W zasadzie to mimo zaleczenia ran czuła się coraz gorzej. Bądź co bądź straciła w międzyczasie dość sporo sił i choć ból mijał, czuła jego skutki dalej na sobie, nie mogąc zrozumieć, jak można być takim dupkiem, jak Delvaux, żeby to teraz wykorzystywać na swoją korzyść. — Zamknij się — rzuciła w końcu zrezygnowana — Nie chcesz powiedzieć nic mądrego to nie mów nic. Moje idiotyczne wstawki to jedyne na co możesz z mojej strony liczyć — skwitowała w ten sposób cały temat, zawieszając na nim wzrok, mało mu przychylny, kiedy skomentował wielkość jej piersi. Wzruszyła wtedy (boleśnie niestety) ramionami. Musiał poczuć pod ręką drgnięcie jej ramienia, kiedy to zrobiła, spinając się z bólu. — Widać oboje mamy problem z wielkością — rzuciła obojętnie, nawiązując do wiecznych docinek względem jego nie tak pochwalnej chluby. Chwilę potem zacisnęła palce na jego nadgarstku, kiedy przestawił jej kość. Syknęła przeciągle przez zęby. Nie, nie krzyczała. Kwestia wymuszenia na sobie odporności na ból. Ale tak. Bolało nawet więcej niż kurewsko, do tego stopnia, że nieświadomie przytrzymywała jego ciepłą dłoń przy barku jeszcze przez chwilę, próbując się oswoić ze zmianą pozycji kości, myśląc, że to ujmie trochę z jej męki. — Bawi Cię bycie skurwysynem w takich okolicznościach, co? Gratuluję specyficznego poczucia humoru — rzuciła wyraźnie zmęczona, zsuwając się niechętnie z ławki. Nie podziękowała mu. Bo za co? Za sukinsyństwo? Patrzyła przez niego przez chwilę wściekła, mając ochotę sprawdzić sprawność ramienia w bardzo prosty sposób. Poprzez wymierzenie mu ciosu. Pomysł odrzuciła z jednego powodu: nie widziało jej się znów wstawiać ramię na miejsce — Potrzebujesz większej artylerii żeby mnie doprowadzić do krzyku, Delvaux — Przewróciła oczami, mimo zaklęć, czując pieczenie na nogach, kiedy stawiała na nich swój ciężar. No świetnie. A Wieża Krukonów ma chyba trylion schodów. Powodzenia D’Angelo. — Z największą rozkoszą pokłóciłabym się z Tobą jeszcze trochę, ale jakkolwiek niewymownie mnie to nie bawi. Nie dziś. Masz tak zamiar tu stać, czy ruszysz swój Ślizgoński zadek, żeby mnie odprowadzić, Delvaux? Potrafisz tyle zrobić, czy tutaj też trzeba Cię prowadzić za rączkę?
Coccinelle bardzo przejmowała się projektem, bo choć miałą inne rzeczy do robienia we Francji, to jednak nie po to z nich zrezygnowała, by zmarnować ten czas. Nie potrzebowała nowych znajomości, adoratorów. Tego miała po dziurki w nosie. Na dobrą sprawę kosmetyków tutaj też lepszych nie sprzedawano, sklep z ubraniami wyglądał jak składnica mundurków szkolnych (które wyglądały okropnie w porównaniu z jej błękitnymi). Musiała jednak kupić jeden z nich przychodząc do nowej szkoły. Niebieski akcent przynajmniej został. To dobre, pasuje do oczu, nie trzeba będzie wydawać kasy na nowe cienie. Flornece się ucieszy, córka nie będzie jej zawracać tyłka marudzeniem o kieszonkowy. Wszystko świetnie, aż chciałoby się powiedzieć za pięknie, by mogło to być realne. Pierwsze zadanie, a w zasadzie list wyglądał dla dziewczyny jak koszmar. Jakaś roślina w jakiejś cieplarni, a z tamtą przejść do jakiejś sali, by znaleźć prawie martwego Pufka. - Cholera, a Florence powtarzała... - Powiedzia mimowolnie, widząc jeszcze matkę nie zadowoloną z jej wyjazdu, mówiącą o wszystkich okropnościach jakie mogą ją spotkać. Jasnowidzka, jak zawsze. Co jednak z naszą biedaczyną? Coccinelle momentalnie zareagowała, podbiegając do niego, sprawdzając co mu jest. Robiła to instynktownie, jakby pierwszą pomoc miała zapisaną w genach od zawsze. Jedno spojrzenie i już wiedziała.To jednak kwestia wcześniejszych książek jakie przeczytała - w końcu na coś się to przydało. Zmąciła szybko lek dodając wszystko do wszystkiego, na szczęście okazał się istnym geniuszem. Przez to nie musiała już szukać reszty rzeczy, którymi mogłaby pomóc maleństwu. Choć wiadomo, puffki jedzą wszystko, więc pewnie z pokarmem nie byłoby problemy. Na pewno jakiś miły uczeń z tej szkoły pomógłby jej. Takie to uroki życia. Jednak... Sama się sobie dziwiła, jednak wewnętrznie duma roznosiła ją na wszystkie strony. Nie mogła jednak zacząć się radować. Patrzyła jak maleństwo zdrowieje na jej oczach. W końcu coś działo się nie spowodowane jej wilim urokiem. W końcu nie mogła swojego sukcesu zwalić na opatrzność losu. Chyba właśnie to ciągnęło ją w tę stronę. Dla tego warto żyć.
Dzień pierwszy Znalazłam nasiona. Cieszę się, choć jestem wykończona. Zabrało mi to zbyt wiele czasu. Mówiąc wprost miałam wrażenie, że szczęście odwróciło się ode mnie. Szukałam tych przeklętych nasion trzy dni, a na sam koniec okazało się, że był w miejscu, w które zaglądałam na początku, tylko niezbyt uważnie. Cała ja. Miałam nadzieję, że to chwila odpoczynku spadnie teraz na mnie po wysłaniu listu. Jednak na moim łóżku w dormitorium leżała już lunaballa a obok niej spoczywał list. Muszę ją wyleczyć. Zabrałam się do roboty, jednak przeklęte zwierze nie chciała współpracować. Ugryzło mnie boleśnie w dłoń. Jestem zirytowana idę spać, dziś już nic nie wskóram.
Dzień drugi Nowy dzień, nowa próba. Choć mówiąc szczerze powoli zaczyna mnie drażnić fakt, że w tym konkursie nic nie udaje mi się za pierwszym razem. Lunaballa wyglądała lepiej więc postanowiłam zabrać ją z sobą na dwór. O dziwo dziś obyło się bez gryzienia przy pierwszym kontakcie. Mogłabym nawet powiedzieć, że była nadzwyczaj pełna energii. Cała jednak opuściła ją, gdy dotarłam z nią na błonie. Nie wiem, co robię nie tak. Skończę referat z histroii magii i pójdę spać, może jutro pójdzie mi lepiej.
Dzień trzeci To było niczym olśnienie. Normalnie jakby piorun rąbnął mnie ostro w łeb i dzięki temu wiedziałam, o co chodziło. Zerwałam się z łóżka i już godzinę później miałam wszystko gotowe. Wzięłam zwierzaka i podałam mu lek, który okazał się na tyle dobry, że nie potrzebowałam karmić zwierzaka. Czas napisać list do mistrza gry.
Zadanie było jeszcze bardziej trudne niż Gwen isę wydawało. Pomimo swojej miłości do zwierząt, Pufek jakoś nie bardzo chciał się do niej przekonać. Mimo usilnych starań Gwen. Po za samą opieką musiała zdobywać pożywienie dla pufka. Jednakże z tym też był problem. A to ktoś jej zawinął to, co przyniosła dla zwierzaka. Innym razem się rozlało. Na nadmiar złego zmarnowała ziele, z którego musiała przygotować miksturę. Nie mniej jednak gotowanie i eliksiry nie były mocną stroną Gwen. Koniecznie musiała się wybrać ponownie do szklarni wybrać się do szklarni, aby znaleźć ziele. Ostatecznie wysiłki Gwen opłaciły się i udało jej się wyleczyć zwierze. Mogła pokazać Szanownej Komisji swoje starania. kostki zwierze - 2 realizacja zadania 4,5,3, 2
Pewnie nawet nie wiedziałeś, że w Hogwarcie jest takie pomieszczenie jak dodatkowaaula. Zazwyczaj wszystkie ważne uroczystości odbywały się w Wielkiej Sali, a to miejsce zostało dawno zapomniane. Nic dziwnego, że organizatorzy Złotego Sfinksa upatrzyli je sobie. Nieco zaciekawiony, ale i zdziwiony wchodzisz do środka, a przed tobą ustawione jest mnóstwo skrzyń – pewnie gdzieś ze trzydzieści. Z niektórych dochodzą dziwne dźwięki, inne poruszają się, jak gdyby miały zaraz odlecieć, ale są zbyt ciężkie, aby wzbić się pod sufit. Może być niebezpiecznie, ale wiesz jedno – musisz znaleźć wskazówkę na wykonanie dalszej części finału, dlatego podchodzisz do kufrów. Informacje: – rzucasz rdzeniem różdżki w tym temacie – próg punktowy do przerzutu to minimum 14 punktów z zaklęć i opcm – możesz dokonać tylko jednego przerzutu dziennie
Szpon mantykory - Po tym, jak otworzyłeś skrzynię, wyskoczyło z niej stworzenie przypominające goblina. Szybko zorientowałeś się, że jest to Czerwony Kapturek i prostym zaklęciem pozbyłeś się go, wychodząc bez szwanku. Gdy podszedłeś do kufra, okazało się, że coś w nim jest. Z radością stwierdzasz, że jest to mapa do Izby Pamięci. Włos demimoza - Co to? Nieznane ci zwierzę wskoczyło ci na głowę, atakując grubą pałką. Ledwo odepchnąłeś stwora, jednak nie obyło się bez guza i kilku siniaków, niestety z bólem głowy musisz udać się do pielęgniarki. Przyjdź następnego dnia. Szpon hipogryfa - Skrzynia trzęsła się nawet bardziej niż ty. Kiedy ją otworzyłeś, wyskoczył z niej mały goblin w czerwonej czapeczce. Wiesz, że jest to Czerwony Kapturek, ale nie potrafisz przypomnieć sobie jak go pokonać. Decydujesz się rzucić proste zaklęcie i - o dziwo - udaje ci się pokonać przeciwnika. Podszedłeś do skrzyni, w której znalazłeś mapę. Po odczytaniu dowiedziałeś się, że prowadzi do Sali Strachów. Pióro feniksa – Pewny siebie otwierasz skrzynię, a z niej wylatuje mały człowieczek pokryty czarnymi włosami. Próbujesz się od niego odpędzić, ale on gryzie cię w palec. Miejsce ugryzienia piecze, ale ty dostrzegasz obok skrzyni fiolkę z płynem. Rzuć kostką. parzysta - otwierasz ją i pijesz. Okazało się, że jest to antidotum. Zadowolony z siebie podchodzisz do skrzyni i wyciągasz z niej mapę prowadzącą do Sali Strachów. nieparzysta - nie wiesz co to jest i boisz się spróbować. Udajesz się do Skrzydła Szpitalnego, aby otrzymać pomoc. Wróć jutro. Kieł widłowęża – Miałeś problem z otwarciem kufra, ale po jakimś czasie sam otworzył się z hukiem. Wyleciał z niego mały elf ze skrzydłami żuka, a ty od razu wiedziałeś, jak poradzić sobie z tą Bohanką. Nie dopuściłeś do tego, by cię ugryzła i rzuciłeś właściwe zaklęcie. Brawo! Z daleka dostrzegłeś, że w skrzyni coś jest - to mapa do Izby Pamięci! Włókno z serca smoka - Ze skrzyni wylatuje srebrno-biały smok, a ty drżysz z przerażenia. Nie masz pojęcia, co to za gatunek i jak sobie z nim poradzić. Rzucasz zaklęcie, które okazuje się zbędne i tylko rozwściecza zwierzę. Wij w popłochu startuje do lotu i przez przypadek uderza cię skrzydłem. Zemdlałeś i ocalałeś tylko dzięki kolegom, którzy zanieśli cię do pielęgniarki. Wróć następnego dnia. Włos z grzywy kelpii - Ze skrzynki wyskoczyło coś podobnego do połączenia małpy z żabą. Nie wiesz, co to za gatunek, ale wystraszyłeś się dziwnych, ostrych zębów odsłoniętych przez uśmiech. Rzuciłeś zaklęcie, bąbel na czole zwierzęcia zmienił kolor na szkarłatny, a ono rzuciło się do walki. Niestety - okazało się szybsze. Nie zrobiło ci dużej krzywdy, ale musisz przyjść następnego dnia. Włos centaura – Twoim oczom ukazuje się Żabert. Wiesz, że jest to gatunek niegroźny i dlatego nie atakujesz go, tylko zostawiasz w spokoju. Podchodzisz do skrzyni, z której wyskoczył i znajdujesz w niej zwój. Z uśmiechem stwierdzasz, że jest to mapa do Izby Pamięci. Łuska syreny – Ze schowka wyleciała chmara owadów, kierując się w stronę twojej twarzy. Wyciągnąłeś różdżkę i właśnie miałeś atakować, kiedy ogarnęło cię dziwne uczucie smutku i melancholii. Zignorowałeś niegroźne insekty i pogrążony w zadumie udałeś się do swojego dormitorium. Musisz wrócić jutro. Pióro żmijoptaka - Zanim zdążyłeś się zorientować, co masz pokonać, do twoich uszu dobiegają denerwujące piski. Spoglądasz w stronę, z której dobiegają, ale nic nie widzisz. Chwilę później chmara chochlików kornwalijskich targa cię za włosy, niszcząc fryzurę. Nie obeszło się bez szwanku, ale zdążasz rzucić odpowiednie zaklęcie zanim zabiorą ci różdżkę. Unieruchamiasz stado niebieskich istot i z dumą wyciągasz z kufra mapę. Z niezadowoleniem orientujesz się, że to jeszcze nie koniec. Wskazuje Salę Strachów. Włos z głowy wili – Twoim oczom ukazuje się bogin. Doskonale pamiętasz, co trzeba zrobić w takiej sytuacji i w mgnieniu oka rzucasz zaklęcie, tworząc zabawny obraz widma godny mistrza dowcipu. Szkoda, że nie ma tu twojej mamy, byłaby dumna! Z bananem na twarzy wyciągasz mapę prowadzącą do Izby Pamięci. Włos jednorożca - Ze zdziwieniem otwierasz kufer. Zdaje się, że jest pusty... Kiedy podchodzisz bliżej, wychodzi z niego kilka stworzeń podobnych do homara. Nie jesteś pewien, o co chodzi, dlatego rzucasz jedno z łatwiejszych zaklęć. Niestety zanim się spostrzegłeś, zostałeś przez jednego ugryziony. Próbujesz się jakoś ratować, ale wychodzi na to, że tylko bezsensownie machasz różdżką. Dopiero po powrocie do dormitorium uświadamiasz sobie, że był to Langustnik Ladaco i dlatego miałeś pecha. Możesz wrócić następnego dnia, kiedy jad przestanie działać. Włókno z serca widłowęża – Twoim oczom ukazuje się bogin, a ty bezbłędnie rzucasz odpowiednie zaklęcie i zmieniasz go zaklęciem Riddikulus. Śmiejąc się z powstałego wydarzenia, podchodzisz do skrzyni i wyciągasz z niej mapę, która zdecydowanie wskazuje Izbę Pamięci. Szpon gryfa - Słyszysz miotanie skrzydeł i dziobanie, a gdy otwiera się wieko, prosto na ciebie leci Żmijoptak. Właśnie wyciągasz różdżkę, aby rzucić zaklęcie, ale ptak rzuca się na ciebie ze pazurami. Całe szczęście wykonujesz manewr godny gimnastyka i rzucasz odpowiednie zaklęcie. Mało brakowało, a na zadrapaniu ramienia by się nie skończyło! Po spektakularnym zwycięstwie znajdujesz mapę do Sali Strachów, miejmy nadzieję, że tam się tak nie pokiereszujesz! Włos kudłonia - Twój sąsiad w dormitorium głośno chrapał i się nie wyspałeś, a ty masz nadzieję, że jakoś uda ci się przetrwać to zadanie. Z klejącymi się oczami nie zauważasz, kiedy połączenie ptaka ze żmiją atakuje cię i przewraca na ziemię. Ledwie udaje ci się rzucić zaklęcie obronne, ale i tak zostałeś pozbawiony kępki włosów, a twoja twarz jest cała pokiereszowana. Musisz udać się do Skrzydła Szpitalnego, wróć jutro. Włos kwintopeda - Coś zaczęło lecieć ci na twarz. Co złoty znicz robi w zadaniu Sfinksa? Dopiero po chwili biegania za stworzeniem dostrzegasz, że jest to ptak. Starasz się w niego trafić z miejsca, ale jest zbyt szybki i go nie widzisz. Próbujesz za nim biec. Niestety chyba za mało trenowałeś, bo jesteś zbyt powolny, aby go dogonić i nie udaje ci się rzucić zaklęcia unieruchamiającego, a tym samym nie wykonujesz zadania. Spróbuj jutro. Pióro lelka wróżebnika – Jesteś pewny siebie i z dumą trzymasz różdżkę w gotowości. Kufer otwiera się, ale musisz podejść bliżej, bo nie widzisz, co w nim jest. Nagle twoje ciało pokrywają drobne pająki, a ty bezskutecznie próbujesz je strzepać. Ups, chyba jeden wszedł ci pod nogawkę... Niestety, z piskiem wybiegasz z sali, drapiąc się w liczne miejsca ukąszeń. Nie wiesz, że są nieszkodliwe i udajesz się do Skrzydła. Przychodzisz następnego dnia, kiedy zorientujesz się, że zwierzęta nie były jadowite. Pióro pegaza – Przestraszony trudnością poprzedniego zadania otwierasz kufer. W twoją stronę zaczyna pełznąć Widłowąż, ale ty jesteś szybszy. Zgrabnie celujesz w jedną z jego głów odpowiednią formułą i z tryumfem wymalowanym na twarzy podchodzisz do miejsca, z którego się wydostał. Wyciągasz z niego zwój, który wskazuje ci Izbę Pamięci. Włos reema - Chmara szkarłatnych owadów wylatuje ze skrzyni, oddzielając cię od niej. Starasz się jakoś zareagować, ale są zbyt szybkie i po kolei wkłuwają się w twoją skórę. Jakoś dziwnie się czujesz... Po chwili spoglądasz w dół - latasz! Ale nie może być tak pięknie - nie potrafisz utrzymać równowagi i tylko obijasz się o ściany. Wróć następnego dnia, kiedy skutki uboczne użądlenia Żądlibąka przestaną działać. Krew salamandry - Masz zły humor, a w dodatku w stresie związanym z finałem zapomniałeś umyć zęby. Do tego masz pecha - goblin, który wyskoczył z twojej skrzyni jest wyjątkowo wredny i wciąż ci dogryza, ale postanawiasz być dobroduszny i ostatecznie tylko go unieruchamiasz. Wow, nareszcie uśmiech losu! Z drewnianej szkatuły wyciągasz mapę prowadzącą do Sali Strachów. Powodzenia! Włos sfinksa - Boisz się ślimaków? Miejmy nadzieję, że nie, bo twoim przeciwnikiem jest przedstawiciel tego gatunku - Toksyczek. Nie masz najmniejszego problemu z pokonaniem powolnego zwierzęcia, dlatego nim się spostrzegłeś, już miałeś w ręce mapę do Sali Strachów! Życzymy powodzenia w następnym etapie, chociaż z twoim szczęściem pewnie niepotrzebnie. Włos szyszymory - Początki zawsze są trudne, ale nie dajesz się strachowi - przystępujesz do walki. Jednym machnięciem różdżką powalasz na ziemię dużego kociaka, sprawiając, że zasnął. Pff, co to dla ciebie? Łatwizna! Przejęty swoimi umiejętnościami podchodzisz do skrzyni. Według mapy twoim kolejnym celem jest Sala Strachów. Popiół popiełka - Po co te perfumy? Gdybyś tylko wiedział, że będziesz musiał zmierzyć się z Czerwonymi Trutniowcami... Przyciągnął je twój zniewalający, kwiatowy zapach. Odganiasz się różdżką dobre kilka minut, ale kiedy już masz zamiar się poddać, udaje ci się zaczarować owady. Jesteś cały podrapany i czerwony, ale było warto - znalazłeś mapę do Izby Pamięci! Pióro znikacza – Otworzyłeś skrzynię pewny swego zwycięstwa, gdy nagle wyleciało z niej stado niebieskich, skrzydlatych stworzonek. Na twoje nieszczęście nie były to jednak zwykłe chochliki, a niezwykle jadowite bahanki. Jedna z nich ugryzła cię, dlatego lepiej pośpiesz się i biegnij do Skrzydła Szpitalnego, bo może być naprawdę groźnie. Ślina bazyliszka – Cisza przy kufrze, do którego podszedłeś, wydawała ci się naprawdę podejrzana. Ostrożnie otworzyłeś pokrywę i pełen konsternacji odkryłeś, że zupełnie nic tam nie ma. Twoje szczęście. A jako że jesteś w dobrej formie, możesz dzisiaj dokonać ponownego rzutu kostką. Włókno z serca hipogryfa - Z twojej skrzyni wyskoczyła przerażająca, ruda wiewiórka, której twoja czupryna od razu przypadła do gustu. Trudzisz się niezmiernie, bo wskoczyła ci na ramię i przebiegła po plecach, jednak po ciężkich zmaganiach z gryzoniem udało ci się od niego uwolnić. W nagrodę otrzymujesz mapę prowadzącą do Izby Pamięci, gratulacje! Łuska chimery – Słyszysz trzepotanie skrzydeł. Czy to smok? Ku twojemu zadowoleniu jest to tylko stado rozwścieczonych gołębi, które za cel obrało sobie wydrapanie twoich cudnych oczu. W histerii przybierasz pozycję obronną, najpierw miotając rękami, a później kuląc się na podłodze. Doprawdy, odważny z ciebie zawodnik! Jednak po trzech sekundach tego upokorzenia podnosisz się, otrzepujesz i różdżką wymiatasz niesforne ptaszyska. Za swoją nadzwyczajną męskość zostałeś wyróżniony - w skrzyni odnajdujesz mapę do Izby Pamięci! Włos testrala - Ze skrzyni wypełza kilkanaście małych salamandr - łatwizna! Ale co jest? Czyżbyś zapomniał języka w gębie? Stoisz z wyciągniętą przed siebie różdżką i dygoczesz ze strachu, kiedy te podpalają twoje ulubione buty. Przykre, ale musisz wrócić do siebie, zaszyć dziurę i pofatygować się kolejnego dnia. Włos akromantuli – Gnomy? Nic prostszego. Bez problemu bierzesz rozmach, kręcisz się i rzucasz nim jak najdalej potrafisz. To samo robisz z drugim i trzecim, ciesząc się ze zwycięstwa. Kiedy jednak podchodzisz do skrzyni okazuje się, że jest pusta. Ups, musisz wrócić następnego dnia. Łuska trytona - Kufer brzęczał naprawdę głośno, a tobie wydawało się, że są to muchy albo inne groźne owady. Jednak kiedy wieko otwarło się, w górę wzleciało stado Trzminorków, które od razu rozpoznałeś. Zatkałeś nos, by nie czuć zapachu ich syropu i rzuciłeś zaklęcie unieruchamiające. Gratulacje, zdobywasz mapę do Sali Strachów!
Kod:
Kod:
<zg>Wylosowane rdzenie:</zg> wpisz wszystkie <zg>Ilość dni:</zg> wpisz
______________________
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Ostatnie zadanie Złotego Sfinksa to nie byle co, Rasheed dobrze o tym wiedział, więc tym lepiej, że był całkowicie przygotowany na niespodziewane. Zdołał się już niejednokrotnie przekonać, że jeśli chodzi o zadania to organizatorzy potrafią pokazać pazur i niekoniecznie powinno się ślepo wierzyć w swoje zwycięstwo. Nie miał łatwej sytuacji. Tuż ponad nim była jakaś Henley, pod nim Faraas. Otoczony babami z niemalże identyczną liczbą punktów musiał rywalizować o pierwsze miejsce niczym lew, ale nie nastawiał się już na całkowite zdeklasowanie konkurencji. Szkoda było jego nerwów. Wkroczył do dodatkowej auli niemalże natychmiast, gdy tylko został poinformowany o rozpoczęciu finałów. Nietrudno było ją znaleźć, wężowe szepty zwykle bardzo przydają się przy odnajdywaniu drogi, ale widok skrzyń nieco go zaskoczył. Tylko nie mówcie, że ma je przeszukiwać! Westchnął cicho, nagle przygnieciony wizją grzebania w stercie rupieci i aż za dobrze przypomniał sobie pokój życzeń, który płatał mu figle przy pierwszym zadaniu. Nie chciałby tego przechodzić jeszcze raz… Niedługo po wejściu do auli, Rasheed posłyszał jakieś dziwne… trzepotanie. Niebyt wiedział czego ma się spodziewać, więc wyciągnął różdżkę i rozejrzał się niepewnie, aby dostrzec… gołębie. Dużo gołębi, wręcz całe stado, które szaleńczo na niego pędziły, obnażając przy tym pazury. Lubił swoje oczy, więc czym prędzej zaczął się od nich opędzać, aby zaraz paść na ziemię, osłaniając głowę rękoma. Całe szczęście wycieranie podłogi własną szatą nie trwało długo i już po chwili dźwignął się na nogi, odpędzając ptaki niedbałym ruchem różdżki. Zajrzał do skrzyni, którą zaczął otwierać zanim dopadły go ptaszyska i znalazł w niej mapę prowadzącą chyba do izby pamięci. Pocieszony tym, że nie musi tłuc się po zamku nie wiedząc gdzie idzie, jak niektórzy przyjezdni, skierował się właśnie tam.
Wylosowane rdzenie: włókno z serca smoka przerzucone na łuskę chimery Ilość dni: 1
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Isolde była w stanie, kiedy naprawdę nic nie jest straszniejsze od naszych własnych koszmarów, ani nic nie jest trudniejsze niż walka z nimi. Dlatego odetchnęła z ulgą na wieść, że finały Złotego Sfinksa to już i nie czekając, udała się do Dodatkowej Auli, o której istnieniu nie miała pojęcia. No cóż, kończyła naukę w Hogwarcie, a nadal nie znała wszystkich jego tajemnic, zdumiewające, prawda? W sali stały... kufry. Mnóstwo kufrów różnej wielkości i zapewne z różną zawartością. Jak w tym wszystkim odnaleźć wskazówkę? Isolde odetchnęła głęboko, licząc na łut szczęścia, ścisnęła mocno swoją różdżkę i upatrzyła sobie niewielki kuferek pomalowany na niebiesko. Dlaczego nie ten? Przez dłuższą chwilę nie mogła sobie z nim poradzić, ale w końcu wieko samo odskoczyło, a z wnętrza wyleciało stworzonko o skrzydłach żuka. Bahanka. Isolde prychnęła cicho, odrobinę rozczarowana, bo przecież takich rzeczy uczą się dzieciaki na czwartym roku, i bez najmniejszego kłopotu spetryfikowała chochlika. Chwilę później wyciągnęła ze skrzyni mapę, prowadzącą do Izby Pamięci. Przynajmniej nie będzie musiała biegać po całym zamku, w poszukiwaniu właściwego pomieszczenia. Mając nadzieję, że reszta zadań pójdzie jej równie gładko jak pierwsze, wyszła z auli i dziarskim krokiem ruszyła w stronę Izby Pamięci.
Kod: Wylosowane rdzenie: kieł widłowęża Ilość dni: 1
Od ostatniego zadania wydarzyło się tyle, że w sumie zapomniała o tym iż ten cały projekt istnieje. Jak jej poszły poprzednie? Nawet nie do końca pamiętała, choć na wygraną na pewno nie miała szans. Chyba nawet nie do końca zależało jej na tym aby wykonać te finałowe jak najszybciej, po prostu była ciekawa co tym razem wymyślą organizatorzy. Tak więc wybrała się do dodatkowej auli, zastanawiając się nad tym czy wcześniej już tam była, wychodziło na to, że nope. No, trochę miała do tej sali, bo jak to ona po prostu derpiła do zamku, olać teleportację. W końcu dotarła na miejsce, za wcześnie już nie było ale no nic, szybko weszła do pomieszczenia z około mnóstwem skrzyń. I? Gdzie pościgi i wybuchy? Nie? No dobra, pomyślała zabierając się do przeszukiwania skrzyń. Podchodząc do jednej z nich usłyszała miotanie się jak szatan bliżej nieokreślonego czegoś i oczywiście ją to zainteresowało, tak więc jako pierwszą postanowiła otworzyć właśnie tą. Ey, czy oni chcieli żeby dostała tym czymś po ryju i zemdlała? O nie nie, nie z nią takie numery, uniknęła żmijoptaka niczym ninja po czym rzuciła w niego zaklęciem, co dało jej pewną wygraną. Poza stworzeniem w środku znalazła jeszcze mapę i nie zastanawiając się długo pobiegła na następne 'mega' wyzwanie. Czyżby zapowiadało się na niespodziewany epic win?
Wylosowane rdzenie: włos jednorożca przerzucony na szpon gryfa Ilość dni: 1
Jeśli była zaskoczona to tylko dlatego, że wybrano sobie tak duże pomieszczenie na dalszy przebieg Sfinksa. Była tu. Musiała przyznać, że wcale te wspomnienia nie nastawiały ją pozytywnie do podejmowania się tutaj zadania. Wraz z tym miejscem przypomniała sobie wybity bark i zapach palonej tkanki, amatorsko ratowanej przez jednego z jej, można by powiedzieć rówieśników, bliższych wrogom niż przyjaciołom. Pocieszała ją tylko myśl, że od tamtej pory już więcej nie widziała go w zamku. Stanęła prosto, bacznie przyglądając się wszystkim skrzynkom. Ciężko jej było stwierdzić, która z nich stanowiła dla niej największe zagrożenie. Gdyby miała rentgen w oczach prawdopodobnie wybrałaby tą, w której znalazłaby wskazówkę. Tymczasem po głębokiej analizie podeszła do jednej z tych, które bezpiecznie spoczywały na ziemi. Nie próbowały wyfrunąć z pomieszczenia, szczególnie mocno się nie chwiały na lewo czy prawo, nie wydawały się rozżarzone czy też w żaden inny sposób nie sprawiały wrażenia takiej skrzynki, która chciałaby jej zrobić coś przykrego. Wystarczająco dużo krzywd D’Angelo robiła sama sobie, na treningu. Teraz więc szybka analiza pozwoliła jej stwierdzić, że tutaj, pprzy okazji projektu Złotego Sfinksa, podkładanie się było zupełnie niepotrzebne. Otworzyła w końcu kufer, zaglądając do środka. Ujrzała ochydną tarz gnoma, wpatrującą się w jej facjatę w zdziwieniu. Korzystając z momentu nieuwagi stworzenia, złapała je za nogę, wyrzucając poza ogródek, tak jak uczyły o tym czarodziejskie poradniki. Zadanie wykonała brawurowo. Zarówno z pierwszym, drugim, jak i trzecim gnomem. Jednak kto mógł się spodziewać, że na dnie skrzynki nie znajdzie żadnej wskazówki? Przeklęła się w myślach, dobrze wiedząc, że przysługiwał jej jeden strzał dziennie, a za czas zwłoki pewnie doliczą jej ujemne punkty. Element przypadkowości projektu Złotego Sfinksa powoli zaczynał jej działać na nerwy. Jak jej przykazano, wróciła następnego dnia. W jeszcze podlejszym nastroju niż wczorajszego. Dodatkowaaula od dziś mieściła w sobie nie jedno złe wspomnienie, a dwa, mimo bardzo zjawiskowej wygranej walki z gnomami. Przystanęła przy kufrach, próbując sobie przypomnieć, który z nich obrała sobie wczoraj za ten, który miał jej pomóc w wykonaniu zadania. Określając jego położenie, podeszła do skrzynki obok, decydując się, że istniało duże prawdopodobieństwo znalezienia pomocy w kufrze, obok tego, który taką pomocą nie służył. Nie mogła się bardziej pomylić. Nie dość, że nawet nie udało jej się zajrzeć do środka, opuściła pomieszczenie z dziwnym poczuciem żalu, wpadając wręcz w depresyjny nastrój. Odechciało jej się wszelkich projektów szkolnych. Napadła ją chmara myśli, jaka nie zajmowała jej głowy już od dłuższego czasu. W ten sposób, snując się, opuściła salę, wracając do dormitorium, dziękując następnego dnia losowi, że w drodze do niego, nie natrafiła na żadną żywą duszę, która mogłaby ją zastać w tym stanie. Trzeciego dnia, widocznie zadanie szło jej bardzo opornie, postawiła kartę na ryzyko. Podjęła się otwarcia kufra, który zdawał się już teraz chcieć uwolnić z tej auli. Nieznacznie wzlatywał ku górze, więc kiedy otworzyła wieko, chmara skrzydeł uderzyła ją po twarzy. Osłoniła się ręką przed trzepiącymi skrzydłami, ale to niewiele dało. Ani nawet cofnięcie się o krok. Decyzja o tym, żeby przeczekać nalot ptaków tym bardziej. Kucnęła, próbując wycofać się z pod strefy ataku, ale to też w żaden sposób nie pomogło. Sycząc, warcząc na siebie w myślach w końcu podniosła się, nieznacznie przysłaniając w dalszym ciągu oczy przedramieniem. Wyciągnęła przed siebie różdżkę. Dopiero ta interwencja pomogła jej się pozbyć wrednych ptaszysk. Wkurzyłaby się, gdyby po tych kombinacjach, nie uzyskała żadnej podpowiedzi. Na szczęście nie musiała. Mapa do Izby pamięci spoczywała na dnie kufra.
Katherine usłyszała, że zostało im ostatnie finałowe zadanie Złotego Sfinksa, to już był praktycznie finał. Nie czuła się najlepiej jako iż z ostatniego zadania ledwo co wybrnęła. Straciła na tym mnóstwo punktów i z praktycznie prawie pierwszego miejsca zleciała na sam dół punktacji co samo w sobie ją wręcz zdołowało. Sama dużo czasu poświęcała na ten turniej. Zawsze uważała siebie za zwyciężczynię. Ostatnie zadanie było tak dawno, że była w szoku że już praktycznie jest finał. Sądziła, że może uda jej się jakoś odbudować swoją punktację, no ale niestety nie było jej to dane. Teraz pojawiła się w dodatkowej Auli. Cóż, nie znała tego pomieszczenia, ale była w szoku że to właśnie tutaj zaczynają swój finał. Drugim faktem było to że była w Hogwarcie od tak dawna a nadal nie znała wszystkich jego tajemnic i zakamarków. W sali było mnóstwo starych skrzyni i kufrów pokrytych kurzem. Jej usta wygięły się w niezadowoleniu. Te skrzynie dziwnie podskakiwały i niektóre wydawały dziwne przytłumione dźwięki. Miała nadzieję że uczestnicy turnieju nie planują nikogo zabić. Jej Kufer brzęczał naprawdę głośno. Na początku wydawało jej się, że są w nim muchy albo inne groźne owady. Jednak kiedy wieko skrzyni zostało otwarte a w górę wzleciało stado Trzminorków, Katherine od razu je rozpoznała. Jakże by inaczej. Wszak była zdolną uczennicą i mimo tego iż wydawać by się mogło że ma gdzieś zajęcia lekcyjne, to miała świetną pamięć i wiedza przekazana przez profesorów zawsze jej zostawała w głowie. Zatkała nos, by nie czuć zapachu ich syropu i rzuciła prawidłowo zaklęcie unieruchamiające . Poszło jak z płatka więc zadowolona mogła przejść do dalszego etapu, czyli do sięgnięcia mapy ukrytej w skrzyni. Za pomocą mapy ruszyła dalej by odnaleźć punkt docelowy, kolejny etap turnieju.
Wylosowane rdzenie: Włos z Grzywy Kelpii na Popiół Popiełka Ilość dni: 1
Eiv czekała na to zadanie. Było niezwykle ważne, bo przecież cholernie chciała skończyć cały ten cyrk i wreszcie zatrzymać się i… Złapać oddech. Ostatnie miesiące spędzała głównie na transmutacji, by osiągnąć zadowalający pułap. Nie spodziewała się, że jakiekolwiek problemy pojawią się w chwili, w której będzie musiała się zmierzyć ze zwierzęciem, które zaatakuje ją po rzuceniu ledwie jednego zaklęcia. To było coś nagłego, ale czuła się rozproszona i w ten o to sposób załamała się na moment i nie potrafiła odeprzeć ataku. Musiała skupić się jednak i w odpowiedniej chwili podjąć się jeszcze jednej próby. Tym razem było zupełnie inaczej, a to co się stało pozwoliło jej przejść dalej. Walka z Czerwonymi Trutniowcami była długa i mozolna. Bolało ją ciało, wszak niektóre zadrapania były zbyt dotkliwe, ale kiedy odpowiednie zaklęcie wydobyło się z jej gardła… Mogła przejść dalej i właściwie niczego bardziej nie pragnęła, by wreszcie dostać się do Izby Pamięci.
Dodatkowaaula była idealnym miejscem do którego można było zaprosić pierwszych chętnych do zagrania w Gargulki. W ostatnim czasie nastąpił nowy nabór do klubu, który oferował zrzeszenie wszystkich fanów tej gry. Widząc, że zgłosiło się sporo chętnych przewodniczący postanowił nie czekać zbyt długo i od razu zorganizować pierwsze spotkanie. DodatkowaAula nie była zbyt ogromna, ale pomieści ich wszystkich tak, by mogli podzielić się na kilka grup, by rozgrywka trwała w miarę szybko. Na Auli na środku porozstawiane zostały stoliki, a dookoła nich ustawiono kilka stołów, które zostały stworzone specjalnie po to, by ułatwić grę w Gargulki. Można było też dostrzec dużą tablicę na której każdy z chętnych mógł określić który typ rozgrywki bardziej woli. Oczywiście chodziło o wybór pomiędzy graniem dużymi kulkami, a grą polegającą na zbliżeniu kulek do jednej dużej.
Zrzeszanie fanów? Gesz co Cocci tu robi. Lubiła gry towarzyskie, ale bez przesady. Zapisała się by spędzić parę mniej lub bardziej przyjemnych popołudni bez ciągłe gdakania nad głową. To sprawiało, że jest fanką gargulek? Jeśli tak to na pewno jest też fanką robienia zakupów, kąpieli, malowania paznokci, kłócenia się z ludźmi, spania i nieustannego jedzenia sałatek warzywnych. W końcu nad tym spędzała najwięcej czasu w przeciągu ostatnich paru miesięcy. Pomijając oczywiście takie obowiązki jak praca, ale chyba tego fanem się być nie da. Czy może ktoś sądzi inaczej? Krukonka nie pytała o zaproszenie dwa razy. Gdy otrzymała list od razu zerwała się na równe nogi, by w swoim kufrze bez dna znaleźć kupione na wakacjach pirackie gargulki. Taki tam gadżecik! Oczywiście nie okazało się to takie proste jak by chciała, bo ubrań jakby czym głębiej tym więcej, a trzeba wiedzieć, że starannie wykładała każdą koszuleczkę na łóżko obok. Nic nie mogło się pognieść! Na szczęście po kilkudziesięciu minutach w humorze gorszym niż wcześniej, ale z jeszcze nie testowanymi garkulkami w dłoni, wyszła by stanąć twarzą w twarz z przeciwnikami! Oczywiście ten przezorny pośpiech okazał się całkowicie niekonieczny, więc już po chwili dziewczyna mogła w spokoju usiąść gdzieś i zacząć otwierać swoje wakacyjne cudeńko. Edycja dla prawdziwego wilka morskiego... Nie to ją zachwyciło. Po prostu lubiła kupować głupotki, a potem oglądać do znudzenia swoje małe cudeńka. Choć może tym się nie znudzi? To wszystko zależy od was!
Ciągle czegoś zapominał. Nie było to do niego podobne, więc zaczął się zastanawiać dlaczego tak się dzieje. Wszystko zwalał na Hogwart i jego mury, bo tak było najprościej. Nie mógł powiedzieć, że był fanem tej szkoły. Wszystko było nie tak jak trzeba, a ludzie - to już w ogóle szkoda mówić. Z tego wszystkiego zaczął rozważać czy nie włączyć do drużyny quidditcha. Tam przynajmniej powie, że gra była ostra i innych wymówek nie będzie musiał szukać. Najpierw musiał dowiedzieć się gdzie była dodatkowaaula, a dopiero później do niej wyruszył. Nienawidził się błąkać jak głupek po szkole, udając, że doskonale wie gdzie jest i dokąd zmierza. Na szczęście nie musiał robić tego dzisiaj, bo jak się okazało nie było to najtrudniejsze zadanie. Znalazł aulę bez błądzenia, ale sądził, że będzie więcej ludzi w środku. Nie okazywał tego po sobie, ale był zdziwiony kiedy wszedł do środka. Nie musiał nawet szukać sobie miejsca żeby usiąść i czekać aż przybędzie więcej osób. Bo przybędzie, prawda?
Nie wiadomo po co zapisała się do klubu gargulkowego. Brakowało jej trochę integracji, a zdawała się cały czas wierzyć, że może jednak uda jej się polubić parę osób z Hogwartu. Co prawda wolałaby pojedynki zamiast rzucania kulkami, ale jakoś na razie ich nie było... Trafienie do dodatkowej auli rzeczywiście nie przysparzało dużych problemów, bo znajdowało się tuż obok dormitoriów. Pewnie nawet wcześniej już tu trafiła, przy okazji poznawania zamku. Zdziwiła ją taka mała frekwencja. Co oni, organizują spotkanie, a potem na nie nie przychodzą? Nie zastanawiała się długo gdzie usiąść, nogi same poniosły ją do Zoella. Już z daleka szeroko się do niego uśmiechnęła. Ostatnio myślała, że tak rzadko się spotykają, ale teraz zaczęli częściej na siebie wpadać. - Nie wiedziałam, że jesteś gargulkowym fanem - powiedziała w ramach przywitania, no i oczywiście nie mogło się obyć bez uścisku. Nie pytajcie skąd w jej dłoni zapodział się jej igłowy artefakt, ostatnio miała wrażenie, że nie panuje nad tym kiedy trzyma go w dłoni. Ukuła Zoella w ramię, orientując się dopiero pod fakcie. Odskoczyła jak poparzona i spojrzała z przerażeniem. - Och, przepraszam! Nic ci nie jest? - Patrzyła na niego, jakby oczekiwała, że zaraz zacznie krzyczeć z bólu albo może zemdleje. Nie wiedziała jeszcze, że miało to skutkować nieznacznym osłabieniem organizmu i problemem z rzucaniem zaklęć. Pokłucia na jej palcach były tylko maleńkimi, bolącymi rankami, które nie chciały się goić. Zakłopotana, schowała igłę do maleńkiego etui w kieszeni.
Nie sądziła, że ze wszystkich możliwych zajęć Dyrektor pośle ją do jakiegoś chórku, stanowiącego zresztą wylęgarnię zarazków. Skrzywiła się na samą wieść o tym, a teraz w bardzo posępnym nastroju szła do auli, w jakiej miała się odbyć próba kolędników. Do pomieszczenia wkroczyła bez przekonania od razu, w razie konieczności gotowa do użycia zaklęcia wyciszającego, czy może takiego odbierającego głos, gdyby chciała udać, że jej gardło mocno cierpi na tych zajęciach z chórku. Z wejścia objęła spojrzeniem obecnych, a kiedy próba już się rozpoczęła, sama Shenae zaszyła się gdzieś na tyle grupki, za najwyższymi członkami ekipy, żeby dyrygujący nimi nauczyciel nie odnotował podejrzanej osoby nieporuszającej nawet ustami do śpiewanej kolędy. Właśnie trwała w swoim samo zachwycie nad swoją inteligencją, kiedy do pomieszczenia wszedł, na ostatnią chwilę znany jej bardzo dobrze krukon. Enzo ustawił się gdzieś po drugiej stronie wesołego grona śpiewających. Spróbowała zwrócić jego uwagę na siebie pół-szeptem: — Enzo, tutaj — Ale stanął nie tam gdzie trzeba. Odetchnęła ciężko zawiedziona jego nieogarem nieprzystającym krukonowi. — Co ja z Tobą mam, chłopak od siedmiu boleści — marudziła pod nosem, chociaż wcale tak nie myślała. A przeciskając się między ludźmi, niespecjalnie trąciła jakiegoś karłowatego pierwszaka łokciem, ale… hej! Była coraz bliżej Halvorsena, przynajmniej dopóki starzec dyrygujący tą hołotą nie wyciągnął ją zaklęciem z grupki przewracających się dziwnie (co za ludzie) kolędników.
Kostka: 3 Zdobyte/odjęte punkty: -10pkt Zdobyty przedmiot: nie Punkty do kuferka: nie
możesz nas wywalić z auli w imieniu tego dyrygenta T__T
Ostatnio zmieniony przez Shenae D'Angelo dnia Czw Gru 24 2015, 22:58, w całości zmieniany 1 raz
Szczerze powiedziawszy, to dziewczę o czerwonym imieniu jak każdego pieprzonego roku miało cały ten cyrk w dupie. Nie miała ochoty na widok radosnych uśmiechów innych ludzi, strojenie choinek, śpiewanie kolęd i wszystkie inne typowo radosne pierdoły dotyczące świąt. Nie miała zbyt wielu radosnych wspomnień z tymi względnie szczęśliwymi dniami. Przez trzy lata jakie spędziła w sierocińcu na czas wigilii i spotkania ze Świętym Mikołajem zamykała się w różnych mało uczęszczanych pomieszczeniach byleby tylko uniknąć tego całego jednoczenia się z innymi i udawania radości. Nie chciała prezentów ani nawet miłych słów, od czasu utraty rodziców miała potrzebę by spędzać ten dzień w samotności. Później podczas spędzania świąt w Aberdeen zamykała się w swoim pokoju, zazwyczaj z jakimś przyniesionym z dworu kocurem, w końcu jako dziecko uważała że tylko zwierzęta potrafią ją zrozumieć, zresztą pozostało jej to do dziś. A święta w Hogwarcie zawsze były okropne w jej odczuciu, dlatego też rok temu wróciła do Szkocji. Oczywiście w domu nawet się nie pokazała, spędziła zarówno wieczór jak i noc w jednym z całodobowych McDonald'sów. Porozmawiała sobie wtedy z jednym bezdomnym gościem który nawet trochę przemówił jej do rozumu. Może przez to zrobiłam się trochę milsza dla ludzi?, rozkminiała zmierzając do Dodatkowej Auli. W jakim celu tam szła? Otóż szła kolędować. Tak, kolędować. Pierwszy raz w życiu postanowiła wziąć jakiś udział w tych całych świętach i może zrobi coś pożytecznego. Chociaż w jaki sposób kolędowanie mogłoby być pożyteczne? Tak czy inaczej, lubiła muzykę i śpiewanie najbardziej jej pasowało z tych wszystkich świątecznych zajęć. Trzymając śpiewnik w łapkach zajęła miejsce pośród innych kolędników, takie w sumie żeby najmniej się rzucać w oczy i zaczęła razem z nimi śpiewać. Wszystko byłoby pięknie, w końcu Scar nie od dziś wiedziała, że śpiewać potrafi, rapować też... Ale nie w takiej tonacji. Przez to nabawiła się niezłej chrypy, której wiedziała że szybko się nie pozbędzie.
[zt]
Kostka: 6, 6 Zdobyte/odjęte punkty: nie dotyczy Zdobyty przedmiot: nie Punkty do kuferka: - - -
Ten jeden raz chciał wziąć udział w przygotowaniach świątecznych. W Hechiceros nigdy go to nie interesowało i z reguły omijał szerokim łukiem wszystko to, co zmusiłoby go do charytatywnej pracy na rzecz szkoły. To nie było nic dziwnego, bo i przecież nigdy nie był kimś, kto, od tak sobie, pałałby miłością do tej wynaturzonej, szkolnej instytucji, jaka jeszcze ani razu nie wykazała się w stosunku do niego zrozumieniem. Może dzisiejszego dnia faktycznie poczuł jakiś przedziwny zryw dobrej woli, zapewne ściśle związany z tym całym świątecznym pier… niczeniem? Trudno powiedzieć, ale znacznie łatwiej jest odpowiedzieć sobie na jedno pytanie: „Czy Halvorsen jeszcze kiedyś zapragnie pomagać w przygotowaniach świątecznych?”. „Nie” zaczęło klarować się już w momencie, w którym został odesłany na próbę chórku. Pewna złota zasada przyświecała mu przez większą część jego życia i ta jedna, magicznie świąteczna chwila, niestety, nie mogła nagle zmienić postanowienia, jakie zdążył sobie wypracować. On. Nie. Śpiewał. Mimo wszystko wszedł do auli, nie chcąc się nawet rozglądać i pewnie dlatego znalazł się po przeciwnej stronie chórkowego koszmaru niż Shenae. Może nawet nie zwróciłby na to uwagi, uparcie pochłonięty ignorowaniem poleceń prowadzącego, gdyby nie domino, jakie nagle powstało na przeciwległym końcu ogonka. Wtedy też dostrzegł czarnowłosą dziewczynę, przeciskającą się uparcie w jego stronę i dopiero to go otrzeźwiło. Zapomniał gdzie jest. Z głowy wyfrunęła mu myśl o otaczających go dzieciakach i Enzo po prostu postawił kilka nieprzemyślanych kroków, roztrącając resztę zebranych i pewnie uderzając przy tym @Scarlett Jung w żebra. Udało mu się za to przepchnąć do Shenae, co poskutkowało… wyrzuceniem w chórku. Obrażony Enzo pomyślał sobie wtedy, że to ostatni raz, kiedy daje się wrobić w coś takiego. Kiedy szli już korytarzami szkoły, nasunęła mu się za to inna myśl. - To Ty umiesz śpiewać? - i to by było na tyle.
Kostka: 3 Zdobyte/odjęte punkty: -10pkt Zdobyty przedmiot: - Punkty do kuferka: -
Jude Carroll był nowym nauczycielem w Hogwarcie, zresztą rotacja pracowników tutaj utrzymywała się na dość wysokim poziomie i dotąd pan profesor zastanawiał się, jakim cudem szkoła jeszcze nie zbankrutowała. W końcu to był nadal pewnego rodzaju biznes, szkoła miała pieniądze, prawdopodobnie częściowo od sponsorów, częściowo od Ministerstwa Magii ale nadal rekrutację pracowników trzeba było odpowiednio finansować. Na szczęście pan Carroll nie musiał się tym przejmować, w końcu jego zadaniem było wykładanie a nie planowanie finansów szkoły oraz przeprowadzanie rekrutacji. Tego dnia zajęcia postanowił zorganizować w dodatkowej auli, która była mniejsza od tej głównej ale i tak względnie mało osób chodziło na jego przedmiot, więc nadal było tutaj odpowiednio dużo przestrzeni do wykonania zadań jakie Jude zlecał. Kiedy wszedł do sali zauważył, że woźny już rozstawił sztalugi malarskie, jak go prosił kilka dni temu. Profesor Carroll ubrany był tak jak zawsze. Miał koszulę w białym kolorze, marynarkę, spodnie dżinsowe, czerwone trampki a jego ubiór wieńczyła czarna muszka. Usiadł na biurku i czekał na swoich uczniów...
/Lekcja będzie podzielona na dwa etapy. Pierwszy etap to namalowanie obrazu o tematyce wyznaczonej przez nauczyciela. Biorąc pod uwagę styl, którym Jude zajmuje się na tej lekcji, konieczna będzie precyzja. Drugi etap polegać będzie na odpowiedzi na pytanie nauczyciela co do epoki, z której pochodzi dany styl malarski. ETAP 1: Kość parzysta - obraz jest wykonany idealnie, zgodnie z wolą nauczyciela. Otrzymujesz +5 punków dla domu. Z rzutu kością zwolnieni są ci uczniowie, których wartość punktów DA wynosi ponad 30. Granica ta sprawia, że uczeń, który ma 30 pkt i więcej otrzymuje efekt jak przy wykonaniu parzystego rzutu. Kość nieparzysta - niestety obraz nie spełnia oczekiwań nauczyciela, który ze smutkiem nie daje ci niestety punktów. ETAP 2: Kości 1, 3 - postać otrzymuje najwyższą ocenę za wykonane zadanie. Odpowiedź na pytanie nauczyciela jest na tyle wyczerpująca, że uczeń/student dostaje +1 punkt do Działalności Artystycznej do Kuferka oraz +10 punktów dla domu. Kości 2, 6 - postać odpowiada na pytanie nauczyciela ale z małymi problemami. W nagrodę otrzymuje jedynie +4 punkty dla swojego domu. Kości 4, 5 - niestety postać nie zna odpowiedzi na pytania nauczyciela. Nie zyskuje absolutnie nic ale również nic nie traci.
UWAGA: rzucacie kostką najpierw na pierwszy etap! Dopiero po moim podsumowaniu pierwszego etapu, rzucacie kostką na drugi etap. Każdy kto się pojawi na lekcji dostaje +1 pkt do Kuferka do Działalności Artystycznej/
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Lekcje działalności artystycznej ze starym Foresterem miały swój urok i Ezra bezsprzecznie darzył tego mężczyznę szczególnie ciepłymi, uczniowskimi uczuciami. Nie znaczyło to jednak, że nie da szansy młodemu nauczycielowi, który mógł być takim świeżym powiewem w spojrzeniu na sztukę. Każdy, kto zajmował się jakąś dziedziną artystyczną, z miejsca posiadał ogromnego plusa u Ezry. Na zajęcia dotarł nawet sporo przed czasem; nie przewidział takiego obrotu spraw, ale na szczęście nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zanim wszedł do auli, zauważył zmierzającego w tę stronę @Hero Ontario Thìdley, zatem nie pozostało mu nic innego, jak na Gryfona poczekać. Z radosnym "Ontario!" przerzucił rękę przez jego ramię w czytelnym sygnale, że to był jego towarzysz na tę lekcję. Zaciągnął muzyka na samiutki początek, żeby mieć dobry widok na prowadzącego zajęcia (chodziły plotki, że był zdecydowanie przyzwoitej urody, Ezra sam potrzebował to ocenić...) - Dzień dobry - odezwał się, taksując nauczyciela spojrzeniem. Muszka była świetna. Sztalugi porozstawiane po auli nie zwiastowały najlepiej - Ezra o wiele lepiej czuł się w zadaniach, które nie wykorzystywały jego znikomych umiejętności plastycznych. Nie był jednak osobą, która łatwo się poddaje i kiedy profesor Carroll podrzucił mu temat odnoszący się do świata przyrody, pomysł sam przyszedł. Czy stało się to za sprawą malowideł porozwieszanych po ścianach auli, czy też nauki do sprawdzianu z zielarstwa, na płótnie Ezry wykwitł intensywny kwiat hibiskusa ognistego. Odcienie przenikały się przez siebie, dając efekt miły dla oka, a kontury nie były zbyt wyraziste, dzięki czemu kwiat jakby rzeczywiście emanował miękkim ciepłem. Tło Clarke potraktował trochę mniej staranniej, tworząc je z równoległych do siebie pasów, przechodzących z ciemnego granatu do łagodnego fioletu i różu, a zachodzące słońce odbijało się zielenią w błękitnej wodzie. Czy było to arcydzieło? Absolutnie nie. Ezra nie miał takich umiejętności i wierzył, że bardziej doceniane były chęci i rzeczywiste zaangażowanie. Czy zatem jego wykonanie tematu spełniało oczekiwania nauczyciela? Najwyraźniej tak, skoro obrazem wypracował punkty dla domu. Ezra uśmiechnął się lekko, spoglądając na wciąż pracującego Hero i nie chcąc mu przeszkadzać, nawet jeśli kilka komentarzy cisnęło mu się na usta.
Lekcji Działalności Artystycznej Hero starał się nie omijać... chociaż inaczej wyglądała sprawa z profesorem Carrollem. Sama jego obecność w Hogwarcie była solidnie rozpraszająca i prawdę mówiąc Gryfon niezbyt wiedział, jak powinien się zachowywać. Aktualnie próbował po prostu odrobinkę go unikać, a skoro był opiekunem Gryffindoru, należało równie uważnie unikać wszelkich tarapatów. Ostatecznie, oczywiście, po prostu uległ pokusie i ruszył w stronę Dodatkowej Auli, poprawiając pasek torby zsuwający się z ramienia. Ciekaw był co będą robić, po tym nauczycielu można było spodziewać się chyba wszystkiego... Lekki uśmiech rozświetlił twarz Hero, gdy zbliżał się już do drzwi i wiedział, że zaraz mężczyznę zobaczy. Jeszcze bardziej rozpromienił się na widok znajomego Krukona, który swoją drogą zaraz go tam dopadł. - Ej, ej, bo ja tak sobie myślałem, żeby bardziej tam, bo te sztalugi... - zaczął, trochę zbyt zszokowany, aby mieć jakąś siłę przebicia. Jego próby zaszycia się w kąciku i dyskretnego podziwiania prowadzącego zeszły zatem na niczym, bo Ezra znalazł mu miejsce na samym przedzie sali. Tuż przed profesorem. Nie wydukał żadnego sensownego powitania i zamiast tego uśmiechnął się szerzej, przemykając ciekawym spojrzeniem Nowozelandczyku. Piekielnie przystojny, wciąż, a w dodatku ta muszka... - Przypomnij mi, żebym z tobą nie chodził na lekcje - wybełkotał w stronę Clarke'a, mając wrażenie, że robi się coraz bardziej czerwony, a jego spojrzenia po prostu nie dało się od Jude'a odkleić. Kolor na pewno zmieniły włosy Ontario, przybierające stopniowo barwę różową niczym najsłodsza wata cukrowa. Pociemniały dopiero w momencie, gdy chłopak musiał faktycznie zabrać się za robotę i tak oto wylądował z pędzlem, przed płótnem. Niestety całe jego zdolności artystyczne skupiły się w dziedzinie muzyki, toteż jego dzieło okazało się być jednym wielkim bohomazem, który nikogo nie zadowolił. Hero nie potrafił się tym przejąć, bo o wiele przyjemniej spoglądało się na Carrolla... - Czy ty sobie wyobrażasz... - zaczął szeptem, dopiero po chwili odnajdując roziskrzonym spojrzeniem zielone tęczówki Ezry. - ...że to jest opiekun Gryffindoru?
Kostka na I etap - 5
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Zjawienie się na lekcji Działalności Artystycznej było zagrywką czysto polityczną. Leonardo doskonale wiedział, że nie ma co podpadać opiekunowi Gryffindoru, choćby wydawał się najkochańszą osobą na świecie. Poza tym, chłopakowi podobały się zawsze zajęcia Forestera (w szczególności gdy został poproszony o pozowanie bez koszulki! Najlepsza. Lekcja. Ever.). Czemu nie dać trochę więcej pola do popisu młodemu i przystojnemu profesorkowi? Do sali wpadł na ostatnią chwilę, prawie się spóźniając. Oczywiście wcale nie zamierzał robić takich cyrków, po prostu miał drobny problem z teleportacją i ostatecznie musiał złapać w Londynie świstoklika, aby dotrzeć po treningu do Hogsmeade, a następnie biegł aż do samej mniejszej auli. Mruknął kulturalne powitanie do Carrolla, opanowując oddech. Przeczesał jeszcze palcami roztrzepane włosy, które od tego poranka znowu miały swoją naturalną czekoladową barwę. Vin-Eurico zajął miejsce przy sztaludze ustawionej bardziej z tyłu i nieco w kącie - mógł tam odrzucić na spokojne torbę sportową i złapać kilka głębszych oddechów, nim w ogóle wziął się za robotę. Nie umknęła jego uwadze oczywiście obecność @Ezra T. Clarke, do którego uśmiechnął się ciepło (podobnie zresztą powitał innych znajomych, chociaż faktycznie na Krukonie zawiesił spojrzenie na nieco dłużej. Co on tak pilnie malował tuż pod nosem psorka?). Wziął się za wykonywanie zadania z odrobiną ociągania, spodziewając się porażki... i oczywiście efekt był taki, jaki przewidział. Nie, to zdecydowanie nie była jego bajka.
1
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie miał pojęcia, że jego nowego znajomego łączy cokolwiek z młodym nauczycielem działalności artystycznej, bo też skąd miał takie informacje posiadać? Gdyby wiedział, być może wysłuchałby chociaż słabych i kompletnie nieprzekonywujących protestów Thìdley'a. (Bzdura, nie było na to szansy, tylko by go to jeszcze popchnęło do zrobienia mu na przekór.) - Tu jest lepsze światło - uciął natychmiast tonem, który nie przyjmował sprzeciwu. Hero mógł być sławny, mógł mieć wszystko podtykane pod nos przez fanki całujące ziemię, po której stąpał, ale musiał się nauczyć, że w Hogwarcie to Ezra był tą pretensjonalną osobowością, która lubiła stawiać na swoim. - Nie, nie, będę cię nękał. Mój chłopak nie nadaje ze mną na tych samych falach, jeśli chodzi o zajęcia artystyczne, będę cię potrzebował - zaprotestował, wyginając usta w bardzo, bardzo smutną podkówkę. (Potem ów chłopak się pojawił w sali i Ezra wesoło mu pomachał, jakby wcale na niego nie narzekał.) Szybko ją jednak porzucił, orientując się, że Hero wzrok utkwiony miał w innej osobie. Ezra przebiegł spojrzeniem od nauczyciela do zarumienionych policzków Gryfona, a zrozumienie zabarwione złośliwością powoli zastępowało wszelkie inne emocje. - Wiesz... Czytałem ten ostatni wywiad z tobą, gwiazdeczko. Na wszelki wypadek wziąłem więc ze sobą chusteczki, ale mam wrażenie, że w tym momencie bardziej ich potrzebujesz - szepnął do Gryfona, podsuwając mu paczkę. Nie mógł się powstrzymać od trochę zafascynowanego parsknięcia, kiedy włosy Ontario przybrały barwę waty cukrowej. Aż go świerzbiły palce, by dźgnąć go w policzek i zwrócić na siebie uwagę. Należało zatem docenić jak grzecznie zachowywał się podczas malowania obrazu - tylko głupi uśmieszek sugerował, że o niczym nie zapominał i komentarze tylko czekały, by wyrwać mu się z ust. - On jest twoim opiekunem? - odparł równie cicho, lecz z wyraźnie przebijającym się na powierzchnię poczuciem skrzywdzenia. - A ja mam Bergmanna. Mam teraz wrażenie, że moje życie to porażka - westchnął, ale zaraz prowokacyjno-zadziorny błysk pojawił się w jego oczach. - U takiego chętnie bym wylądował na dywaniku...
Nie miałam zbytniego zaufania do tak młodych nauczycieli jak profesor Caroll - często odnosiłam wrażenie, że dysponowali oni wiedza na poziomie asystentów. Nie zamierzałam jednak z tego powodu rezygnować z moich ulubionych zajęć. Jakież było więc moje zdziwienie, gdy zaraz po wejściu do sali dostrzegłam @Ezra T. Clarke i @Hero Ontario Thìdley. Totalnie mnie zatkało - jedna z osób, z którymi miałam najwyraźniej na pieńku prowadziła konwersację z tym śmieciem, którego imienia w ogóle nie chciałam wypowiadać. Dotychczas miałam do Hero jedynie żal, ale po tym obrzydliwym wywiadzie dla Obserwatora, który mnie atakował nie mogłam patrzeć na Gryfona inaczej niż z pogardą. Minęłam obu chłopaków, po czym zgodnie z poleceniem nauczyciela zabrałam się do malowania. Nie lubiłam tak precyzyjnych prac, wolałam puścić wodze fantazji, szczególnie ze względu na to, że na co dzień zajmowałam się raczej muzyką, a nie sztukami plastycznymi. Mimo wszystko złość na dwóch siedzących nieopodal chłopaków była tak silna, że przełożyła się na moją determinację, a co za tym idzie - na wygląd obrazu. Po dłuższej, wytężonej pracy udało mi się stworzyć naprawdę świetny obraz!
Kogo obchodziło światło? Chociaż faktycznie gdy Ezra zwrócił uwagę na ten element, to Hero musiał przyznać, że rzeczywiście ładnie oświetlona była ta biała koszula, ta elegancka marynarka, ta cholerna muszka... Wydał z siebie niewiele znaczący pomruk, chyba mający na celu podkreślenie kapitulacji. Raczej starał się nigdy nie osiadać na laurach i nie przyjmować do świadomości, że ma jakieś fory czy cokolwiek. Całkiem przyjemnie było trochę więcej uwagi poświęcić komuś innemu. Gdyby to były jakiekolwiek inne zajęcia, nawet by się nie zająknął, a jedynie podążyłby grzecznie za Krukonem. Źle trafili, ot co... - Eee. Nie żeby coś, ale w kwestii malowania, to ja odpadam - przyznał bez najmniejszej krępacji. Dla poparcia swoich słów wskazał na biedne zmarnowane płótno, które zostało mu na tych zajęciach przydzielone. Szkoda, że zdolności manualne Gryfona znajdowały się dalej na poziomie pięciolatka. Gdyby tak śpiewał, tańczył, grał i malował... To byłoby coś. To właśnie robił Jude, prawda? - Ale ogólnie spoko, chętnie zastąpię twojego chłopaka... na DA, czy gdzieś tam indziej... - Mrugnął do Krukona, chociaż niestety szybko powrócił do pseudodyskretnego gapienia się na profesora. Nie miał pojęcia jakim cudem Jude mógł oczekiwać od niego staranniej wykonanej pracy (no może wypadałoby się pokazać z dobrej strony, racja), skoro jego obecność to było jedno wielkie rozproszenie. Hero nie miał pojęcia jak się zachowywać i prawdę mówiąc dawno nie był tak skrępowany. - Co... och. - Przyjął chusteczki i obrócił je w palcach. - Czytałeś, hm? - Jego spojrzenie bezwiednie pomknęło w stronę pracującej niedaleko Ślizgonki. Ależ oczywiście, że jej praca była idealna! Jakżeby inaczej. Cała panna Dear musiała być idealna. - To chyba źle, kiedy niektóre odpowiedzi są na tyle interesujące, że nawet Obserwator ich nie zmienia... - Temat Vivien udało się Gryfonowi wyczerpać tak dosadnie, że nadworny plotkarz jedynie się śmiał. Oj, Ontario nie żałował. - Ej, Bergmann jest całkiem przystojny - palnął, po czym zamrugał kilkakrotnie i westchnął z niedowierzaniem, kręcąc głową nad samym sobą. Przynajmniej nie nazwał go seksownym... - W sensie no. Ma coś w sobie. Inna sprawa, że Jude... - Przełknął ślinę z trudem, tracąc wątek i zupełnie tonąc we własnych myślach. Zdanie wisiało jeszcze chwilę w powietrzu, ale Thìdley nie był w stanie go kontynuować. - Ja nie, na Merlina. Nie mam takiej wiary w moją samokontrolę. - Zerknął na Ezrę. - Co się tak cieszysz, co? - Prychnął, w końcu pochylając się nieco nad swoim ukończonym (chyba) dziełem, w zażenowaniu szukając jakiejś kryjówki.
Przychodzenie na lekcje raz na jakiś czas bez specjalnego przygotowania miało jedną, gigantyczną wadę - praktycznie na każdej Bas czuł się jak ukuty debil, bo już nie wspominając o tym, że merytorycznie nie ogarniał nawet połowy z tego, co przekazywał nauczyciel to jeszcze wciąż miał problem ze zrozumieniem niektórych fraz po angielsku. Stąd też rezolutnie wydedukował sobie, że w ramach odstresowania się może przecież poświęcić te kilkadziesiąt minut na DA - przecież czegokolwiek by tam nie robili, jakoś sobie poradzi, prawda? Szedł korytarzem powoli, miarowo uderzając skórzanymi butami w zniszczoną podłogę, w ręku ściskając dwukierunkowe lusterko, w którym w każdej chwili mogła pojawić się siostra z informacją "wracaj", ale po chwili schował je głęboko do torby. Ten jeden, jedyny raz miał ochotę zrobić coś, co jest dla niego przyjemnością, a nie obowiązkiem, a że śpiewania i fortepianu brakowało mu prawie tak bardzo jak Gemmy przyjaciół, postanowił, że może świat się nie zawali, jak nie będzie dostępny przez jedną lekcję dla problematycznej Serkolandii. Jak bardzo się przeliczył stwierdził, kiedy wszedł na salę, gdzie część uczniów już zaczęła swoje prace...przy sztalugach. Serio? Nawet nie zauważył, jak w pierwszej chwili złapał się za głowę z wyrazem ostatecznego zrezygnowania na twarzy, ale uciekać już nie wypadało, choć trzeba mu przyznać, że gdyby mógł, zwiałby przez najbliższe okno. Jego "obrazy" wyglądały jakby malował je słon trąbą, choć biorąc pod uwagę, że i takie cuda już się dzieją na świecie, słonie malują znacznie lepiej niż Bas. Tylko się, gościu, nie popłacz. Przeszedł, udając, że nie istnieje, kilka kroków w stronę sztalugi, kiwając głową dla @Leonardo O. Vin-Eurico i jego kolegi magika. Czy on nie rozmawiał z tym piosenkarzem? Ostatecznie stanął przy sztalugach umiejscowionych obok tych @Vivien O. I. Dear i spróbował osiągnąć na płótnie coś, co nie byłoby kolorową, bezkształtną plamą. Na próżno. Odchylił głowę do tyłu, żeby spojrzeć na tę nędzę, którą wyprodukował i aż się zaśmiał. Odruchowo spojrzał też na pracę koleżanki z boku. -Tak patrzę na nasze prace i dochodzę do wniosku, że powinny być pokazywane na wykładach z malarstwa dla studentów z podpisami "praca na wybitny" i "praca, której każda minuta istnienia powoduje śmierć jednego kotka" - zaśmiał się, zagadując dziewczynę. -Bas. Przepiękny obraz - kiwnął jej głową na przywitanie, wskazując płótno dziewczyny i podpisał swoją pracę kluczem basowym w prawym dolnym rogu. Proszę państwa, artysta roku.