W przypadku, gdy Główna Aula jest zajęta, zajęcia zawsze mogą się odbywać w Dodatkowej Auli. Mimo, iż jest nieco mniejszych rozmiarów niż ta pierwsza, bez problemów pomieści uczniów z danego wydziału. Ściany są w kolorze jasno szarym, a choć nie zdobią ich piękne malowidła, wnętrze na pewno zdobywa dzięki zupełnie fascynującemu, okrągłemu sklepieniu. Nie brakuje na nim drobnych malowideł przedstawiających różne stworzenia.
Miglė w poprzednim roku odpuściła sobie działalność artystyczną i, kolokwialnie mówiąc, po prostu totalnie olała te zajęcia. Jednak jednym z jej postanowień noworocznych było rozwinięcie się w jakimś innym niż dotychczas kierunku, więc właśnie z tego powodu Krukonka dowlokła się na lekcje. Nie umiała ani śpiewać, ani tym bardziej występować na scenie (publicznych występów szczere nie znosiła), więc liczyła, że porobią coś... Cóż, cokolwiek innego. Zresztą dziewczyna talentu malarskiego również nie posiadała, więc miała nadzieję na jakiś wykład. Ewentualnie na zajęcia z historii sztuki, tutaj mogła przynajmniej w minimalnym stopniu się wykazać. Miglė starała się narobić jak najmniej hałasu wchodząc, aby nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Gdy zobaczyła przygotowane sztalugi, przez myśl przemknęło jej jeszcze cichsze wycofanie się, ale nie zamierzała narobić sobie wstydu. Zajęła miejsce gdzieś na końcu sali, a nuż nauczyciel zapomni zobaczyć jej tragiczną pracę. Tematem obrazu miała być natura. Krukonka nie przejęła się tym specjalnie, bo uważała, że zawsze lepiej malować drzewa niż portrety. Kiedyś nawet otrzymywała niezłe stopnie z pejzaży. Po krótkim zastanowieniu chwyciła pędzel i postawiła na płótnie kilka bladych kresek. Oczywiście krzywo. Miglė zawzięcie dorabiała kolejne smugi, przypominając sobie, że powinna zacząć, a przynajmniej tak jej się wydawało, od jaśniejszych barw. Dorobiła drzewkom jesienne liście, bo malując tę porę roku mogła użyć wielu kolorów, a brak jakichkolwiek umiejętności w cieniowaniu nie był aż tak widoczny. Wśród usychających traw pacnęła kilka barwnych plamek, mających służyć za kwiaty. Nad tłem bardzo się nie postarała, jednak namalowała jakieś miniaturowe ptaki, w jej mniemaniu przypominające bardziej takie mewy, które rysowały dzieci w przedszkolu, niźli coś, co mogło znaleźć się na pracy studentki. Mimo średniego efektu właściwie lubiła od czasu do czasu malować, więc nie uważała, że mogła zrobić coś ciekawszego. Starała się jeszcze zamalować jasne przerwy, które gdzieniegdzie ostały się na płótnie. Krukonka nie potrafiła niestety uniknąć prześwitów, ale przecież nie zamierzała nikomu wmawiać, że jest dobrą artystką. Dostawiła kilka kresek i uznała malunek za skończony. Wytarła czoło o rękaw bluzki, co skończyło się kilkoma niebieskimi plamami na twarzy. Wprawdzie mogła użyć zaklęcia chłoszczyć, ale wobec zakłóceń magii dadzą, że narobi tylko więcej kłopotu.
Kostka: 4
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
W ostatnim czasie ku swojemu własnemu zdziwieniu byłam coraz bardziej zainteresowana zajęciami artystycznymi i chociaż mój coraz większy brzuch bardzo przeszkadzał mi w normalnym funkcjonowaniu to wlokłam się na zajęcia, które wymagały zdecydowanie większego zaangażowania niż przeciętny wykład. Po wejściu do sali grzecznie przywitałam się z nauczycielem, pomachałam do @Leonardo O. Vin-Eurico, po czym udawałam się w mniej zatłoczony zakątek sali zajmując miejsce koło @Miglė Hitchcock. - Cześć - rzuciłam w stronę młodszej Krukonki i wysłuchując poleceń nauczyciela zabrałam się do pracy. Nie byłam żadną malarką, a w sztukach plastycznych znałam się tylko odrobinę na szkicowaniu. Po kilkudziesięciu minutach malowania spojrzałam na pracę krytycznym okiem - obraz mojej sąsiadki wyglądał znacznie lepiej, a ja już wiedziałam, że zdecydowanie nie mam talentu artystycznego.
Kostka: 1
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Mefisto nie czuł się nigdy za dobrze na zajęciach z Działalności Artystycznej. Ludzie inaczej podchodzili do tych lekcji i zawsze mieli fenomenalne humory, szczerzyli się głupio i skakali w miejscu. Nie lubił tej otoczki luźnych zajęć, wymagających "jedynie" kreatywności. Jeśli miał w jakimś stopniu mieć kontakt z artyzmem, to wolał mieć go bardziej w zaciszu własnych myśli, a nie wśród bandy rozemocjonowanych uczniów. Ponad wszystko nie mógł zrozumieć, jakim cudem ktoś miał być alfą i omegą zarówno w tańcu, jak i malowaniu, śpiewaniu, graniu na milionie instrumentów, rzeźbieniu, robieniu zdjęć i cholera jedna wie czym jeszcze. Działalność Artystyczna była przedmiotem o bardzo szerokim programie i Mefisto miał szczerą nadzieję, że tym razem nie wpakuje się na jakieś Foresterowe występy. I bez pracy w parach, proszę... Modlitwy Ślizgona zostały wysłuchane, bowiem zaraz po wejściu do auli można było zorientować się, że tym razem żadne występy nikomu nie grożą. Nox chętnie zajął miejsce przy wolnej sztaludze, niezbyt koncentrując się na innych osobach zebranych w sali. Tym samym zignorował znajome twarze, nie powitał nauczyciela i nijak swojej obecności nie zaznaczył. Zaczekał kulturalnie aż ten nowy profesorek wyjaśni co mają robić, a potem po prostu zabrał się za robotę. W jego głowie utkwił obraz małej Lilith przeciągającej się przy kominku i to właśnie zamierzał odwzorować. Na jego płótnie szybko zaczął pojawiać się obraz białej kotki, skąpanej w blasku ognia trzaskającego w palenisku. Mefistofeles doskonale wiedział, że nie jest to wcale dzieło idealne; niektóre elementy poprawiał wielokrotnie, rozbudzając sobie w trochę tego ukrytego perfekcjonizmu. Koniec końców widać było nie tylko starania, ale chyba nawet trochę chęci - chłopak wciągnął się w zadanie, wykonując je zaskakująco dobrze. Och, zdecydowanie lepiej czuł się przy sztaludze, niż na scenie!
Jude w między czasie kiedy uczniowie schodzili się na jego zajęcia, a pojawiło się ich całkiem sporo, czym oczywiście był mocno zaskoczony, przyglądał się każdemu aby zapamiętać wszystkich z twarzy najlepiej jak to możliwe. Nieco bardziej niespokojnie poruszył się kiedy jego spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Hero. Wiedział, że ich relacja nie byłaby tutaj poprawna. Jude'a ograniczał kodeks pracy. Kiedy uczniowie wzięli się za wykonywanie zadania, chodził między wszystkimi i sprawdzał ich prace. Od czasu do czasu coś doradził nawet. Zaczął przede wszystkim od Ezry. Przez chwilę przyglądał się jego arcydziełu. Musiał przyznać, że całkiem dobrze mu szło. - Bardzo dobry pomysł, wykonanie również - pochwalił go i poklepał po ramieniu. Następnie zerknął na malowidło Hero. W końcu położył mu rękę na ramieniu i wskazał jeden punkt na płótnie. - Panie Thìdley, mógłby pan lepiej wykorzystać ten obszar. Wyjdź poza schemat, pomimo wybranego przez pana realizmu, może pan ponieść wodze fantazji. - Uśmiechnął się do studenta, a zarazem muzyka, po czym przeszedł do następnego ucznia, który zdecydowanie potrafił przyciągnąć swoją uroda wzrok. W końcu czego można się spodziewać po kimś kto zajmuje się modelingiem? - Panie Vin-Eurico, wiem że stać pana na więcej ale proszę się też nie zrażać, w końcu to ćwiczenie czyni mistrza. - Mrugnął do niego aby dodać mu otuchy, chociaż wysokiej oceny za ten obraz by mu nie przyznał. - Panno Dear, co pani tutaj namalowała - uśmiechnął się do dziewczyny i zerknął na jej płótno. Z uznaniem pokiwał głową. - Doskonała praca! Widać, ze ciężko pani pracuje na punkty dla swojego domu - pochwalił ją i udał się do kolejnej osoby, aby ocenić jej pracę. Podszedł do Bastiena i już z daleka widząc jego "arcydzieło" odchrząknął nieco. - Cóż panie Lenz, zapewne dostałby pan ocenę wybitną... gdybyśmy malowali abstrakcję. - Zawsze starał się doszukiwać pozytywów niż negatywów. Raczej uchodził za kogoś kto nigdy nie karcił ani nie krytykował. Mimo wszystko DA był przedmiotem, gdzie najbardziej liczyła się kreatywność. - Panno Hitchcock, świetna praca. Chyba rośnie nam nowy talent malarski. Panno Hudson... um... nie jest źle aczkolwiek wprowadziłbym kilka poprawek - zagaił do dziewczyn, a następnie podszedł do Ślizgona. Przez chwilę wpatrywał się w jego płótno i musiał przyznać, że widział w nim spory potencjał. - Doskonale panie Nox. Widać, że ma pan pewną wprawę w ręku. Może pan tylko lepiej pracować nadgarstkiem. Okej moi drodzy. Macie ostatnie pięć minut. Pamiętajcie, nie zrażajcie się, jeśli wam coś nie wyszło, nie każdy jest alfą i omegą. - Powiedział i wrócił do swojego biurka, na które usiadł. Nigdy nie chował się przed uczniami, nie tworzył tej bariery, która dzieliła go z uczniami. Wolał być zawsze blisko i pokazywać, że absolutnie każdy może z nim porozmawiać na absolutnie każdy temat. W końcu poza byciem nauczycielem przedmiotu, był także pedagogiem. Kiedy wszyscy skończyli, poprosił o ustawienie prac w rzędzie i ustawieniu się przy swojej sztaludze. - Dobrze, moi kochani. Czas na podsumowanie pierwszej części, praktycznej, tej lekcji. Pan Ezra Clarke, pani Vivien Dear, pani Miglė Hitchcock i pan Mefistofeles Nox, wszyscy państwo zyskujecie dodatkowe pięć punktów dla swoich domów. Czyli, Ravenclaw zyskuje 10 punktów oraz Slytherin zyskuje 10 punktów. Gratuluję. - Każdego obdarzył miłym uśmiechem, a następnie kontynuował swoją wypowiedź. - Przygotowałem dla państwa pergamin oraz pióra. Macie państwo pięć minut, na odpowiedź na krótkie pytanie. W którym wieku nastąpił początek gotyku oraz czym się on charakteryzował. Czas, start. - Powiedział i kiedy powiedział ostatnie słowo, przed uczniami pojawiły się skrawki pergaminów jak i pióra.
OD TEJ CHWILI ZACZYNAMI ETAP 2. RZUCACIE KOŚĆMI NA ETAP 2, KTÓRY ROZPISANY JEST RÓWNIEŻ W MOIM PIERWSZYM POŚCIE.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Trochę zatracił się w tym obrazie. Mefisto nigdy nie uważał siebie za szczególnie wybitnego artystę, a jednak w tej chwili pojawiło się w nim coś na kształt tej słynnej wrażliwości. Zapominając, że dalej znajduje się na lekcji (i to tej, którą tak wytrwale bojkotował od wielu lat), po prostu muskał pędzlem płótno, przenosząc na nie własną wizję. Lilith szybko stała się ważna w jego życiu, choć inni patrzyli na nią jak na zwykłego pupila. Kotka zdawała się świetnie rozumieć swojego właściciela, a przy okazji dotrzymywała mu towarzystwa wtedy, kiedy nie wiedział jak poprosić o to kogoś z własnego gatunku. Próbował zatem jak najbardziej starannie oddać miękkość białego puchu, który otulał jej ciało; usiłował pokazać na obrazie te ostre pazurki, wysuwające się zdradziecko w najmniej odpowiednich momentach. Ciężko było uchwycić ziewające kocię na płótnie, ale liczyło się zaangażowanie, a Mefisto... Cóż, Mefisto niczym się aktualnie nie rozpraszał. Z tego drobnego otępienia wyrwał go dopiero głos przechodzącego obok profesora. Przeniósł na niego swoje mało przytomne spojrzenie, jednak zaraz odzyskał tę naturalną dla siebie maskę obojętności. Może jego bazgranie powoli zaczynało przynosić rezultaty? Nox zawsze lubił pobawić się ołówkiem czy nawet pędzlem, nie podobało mu się jedynie narzucanie tematów i ocenianie dzieł końcowych. Hipokryzja wywołała w nim coś na kształt dumnego uśmiechu, bowiem tym razem otrzymał pochwałę. Mniej podobało mu się prezentowanie pracy wszystkim i stanie w równym rządku - nie obdarzył nikogo spojrzeniem i zabrał się za zapisywanie odpowiedzi na pytanie nauczyciela. W pierwszej chwili chciał prychnąć śmiechem i oddać pustą kartkę, później... Cóż, coś jednak miał w tej głowie. Z pewnym ociąganiem zaczął bazgrać po pergaminie. Oddał pracę nieco zmartwiony, że Carroll po tych zajęciach uzna go za pilnego ucznia...
Odpowiedź:
Gotyk narodził się we Francji jeszcze przed połową XII wieku. Następnie bardzo szybko rozprzestrzenił się po terenach Anglii, a później stopniowo w innych rejonach Europy. Gotyk w malarstwie prowadził do powstawania dzieł wyrazistych, ostrych. Najważniejsza jest ekspresja. Gotyk charakteryzuje się również tematyką religijną i często bardzo okrutną, ukazuje cierpienie i męki, nie boi się przedstawiać tortur. Koncentrował się na wyniesieniu człowieka w stronę Boga, co symbolizowały między innymi strzeliste wieże w architekturze, także lekkość budowli. Charakterystycznymi elementami są ostre łuki, witraże, bogato zdobione portale, freski.
3
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Chyba nie rozumiał, że nie chodziło o jego zdolności artystyczne, które zresztą Ezrze nie były potrzebne. W końcu po coś miał własne, nie? Ważniejsze było same jego towarzystwo, do którego Clarke już zdążył się przyzwyczaić. - Nie brzmisz zbyt przekonująco - wytknął mu z rozbawieniem, nie czując jednak wielkiego rozczarowania, skoro tuż obok znajdował się obiekt pochłaniający tyle uwagi muzyka. I nie była to sztaluga. Uśmiech Ezry miał ten złośliwie zafascynowany wyraz - Hero był szalenie uroczy, ale naprawdę mógłby chociaż spróbować się ukryć ze swoim zauroczeniem młodym profesorem. Stopniowo czuł coraz większą satysfakcję, gdy słuchał słów Ontario odnośnie fragmentów dotyczących jego znajomości z Vivien. Nic tak nie łączyło, jak wspólny wróg, czyż nie? - Cóż, jeśli sądzisz, że ona ci te wypowiedzi tak po prostu odpuści... - pokręcił głową, na moment zawieszając spojrzenie na pracującej Ślizgonce - To nawet jeszcze nie wiesz w jakie tarapaty się wpakowałeś. Wszystko było tak pięknie, rozmowa toczyła im się w najlepsze, Ezra miał niemal śmiałość pomyśleć, że Hero Thìdley był dobrym materiałem na jakiś rodzaj przyjaciela. A potem Gryfon zniszczył to wszystko czterema słowami, jakby po prostu burzył karciany domek. - Zaczekaj, jeśli powiedziałeś to, co sądzę, że powiedziałeś, to nie wiem, czy ten moment nie jest oficjalnym koniec naszej znajomości. Przepraszam, po prostu nie mogę - Dramatycznie odsunął swoją sztalugę tylko pięć centymetrów dalej od Thìdley'a, bojąc się że zepsuje obraz. W ramach zemsty nie dopytał nawet o urwane zdanie na temat profe... Jude. Clarke nie był jednak w stanie zbyt długo się gniewać na Hero, więc zaraz znowu się rozpromienił. - Nic, nic, słodki jesteś po prostu. Czy to za wcześnie, żeby zakładać, ile czasu będziesz potrzebował, żeby go wyrwać? Wiedział, że był bezczelny i dobrze, że żadne z wymienianych pomiędzy nimi słów nie dotarło do niepowołanych uszu. Kiedy nauczyciel zaczął przechadzać się pomiędzy nimi, grzecznie zamilkł, dziękując za pochwałę. Aczkolwiek nie był przekonany, czy po tym kontakcie fizycznym Ontario nie zejdzie mu tam na zawał. W kwestii krótkiego testu wiedzy, poszło mu znacznie gorzej. Ezra spuścił wzrok na pergamin i wysilił umysł, ale czym innym było pobazgranie sobie po płótnie, a czym innym posiadanie realnej wiedzy. Ani malarstwo, ani architektura nie były mu szczególnie bliskie, nic zatem dziwnego, że chłopak pergamin pozostawił pusty. Zdarza się.
- Nie zrozum mnie źle, po prostu z natury raczej nie rozbijam związków. W szczególności tych znanych przez całą szkołę, szokujących... Seksownych. Plus spotykasz się z Gryfonem, a ja, ptysiu, wierzę w jakąś tam lojalność. - Gadanie zdecydowanie najlepiej wychodziło Hero, w szczególności w momencie, w którym próbował udawać, że wcale nie gapi się na Jude'a. W gruncie rzeczy nie miał pojęcia co chce swoim ostentacyjnym zachowaniem osiągnąć. Po prostu nie potrafił na niego nie zerkać i nie wiedział jak się zachowywać; było coś stanowczo zbyt pociągającego w tym, że musiał traktować go jak najnormalniejszego w świecie profesora. - Ona? - Zaśmiał się krótko i cicho, aby nie ściągnąć na nich za dużo uwagi. Dobrze, że podczas tworzenia swoich obrazów mieli trochę więcej luzu, bo przynajmniej mogli zamienić kilka słów. - Niezbyt się martwię. Zawsze świetnie jej wychodziło nie odzywanie się do mnie i strzelanie fochów. Jakoś przeżyję zmianę nienawistnego "hej" przy powitaniu na ciszę z morderczym spojrzeniem. - Ontario lubił myśleć, że jest dobrym człowiekiem, a jednak nie mógł o niektórych rzeczach po prostu zapomnieć. Vivien uważał zwyczajnie za nienormalną, po tym jak zostawiła go bez słowa i zaczęła zachowywać się tak, jakby jej krzywdę zrobił. Thìdley nie chciał skreślać ludzi, ale Ślizgonka sama pokazała mu, że nie ma po kolei w głowie i lepiej zachowywać bezpieczny dystans. - Ua - obrzucił Ezrę rozbawionym spojrzeniem, gdy ten od niego "uciekł". Ktoś tu miał wyraźną urazę do profesorka od transmutacji... - Co on ci zrobił? Albo, na Merlina, czego nie zrobił? - Hero wyszczerzył się w ten drażniąco prowokacyjny sposób, ale zaraz potem po prostu strząsnął z pędzla trochę czerwonej farby na swojego towarzysza, dbając przy tym, aby nie trafić w jego płótno. - Nie odpowiadaj, nie chcę wiedzieć. Ej, ty ze wszystkiego jesteś dobry? - Zainteresował się, spoglądając na hibiskusa. Było to trochę niesprawiedliwe, ale szybko doszedł do wniosku, że może jako wymówkę wziąć obecność Jude'a, która go rozpraszała (co chyba było widać. Bardzo). Albo po prostu brak tego pierwiastka artyzmu. Tak czy inaczej, Hero po prostu wolał podziwiać obrazy, a nie je tworzyć. - O nie, nie, nie. Nie rób z tego wyzwania. To i tak cholernie skomplikowana sprawa. - Nie było sensu na rozwodzenie się nad dawnym romansem... Chociaż Krukon wydawał się godny zaufania, a tamta przedawniona sprawa nie należała do szczególnie tajnych. Ontario śmiał twierdzić, że to tylko kwestia czasu, aż ktoś wpadnie na stare wycinki z gazet i skojarzy, że nowy nauczyciel w Hogwarcie to w rzeczywistości ten sam Jude Carroll, którego spotkano u boku młodego muzyka więcej niż kilka razy. Thìdley przygryzł wewnętrzną stronę policzka, rozważając wszelkie za i przeciw, gdy nagle obok nich pojawił się sam Nowozelandczyk. Chłopak dalej zatem milczał, trochę zbyt tępo wpatrując się w nauczyciela chwalącego Ezrę. - Eeee, tak. - Walić obraz, kogo obchodził jakiś punkt? Ręka Jude'a znajdowała się na ramieniu Hero, a ten próbował jak najszybciej przetworzyć w głowie, czy to może sygnał. Jakieś "wpadnij po lekcji do mojego gabinetu", albo "hej, nie zapomniałem o tobie"?... Cokolwiek, co miało uspokoić rozszalałe z poddenerwowania serce Gryfona? - O, mogę zapewnić, że fantazjuję to ja sporo - rzucił do odchodzącego już nauczyciela, być może odrobinkę zbyt głośno. Uśmiechnął się przy tym tak słodko jak tylko mógł, czekając aż mężczyzna przejdzie dalej i zajmie się pracą kogoś innego. Kogokolwiek, poważnie. - Wiesz co, powinieneś mnie jakoś tak bardziej wspierać. Co z ciebie za przyjaciel, skoro nie powstrzymujesz mnie od czegoś takiego? - Zacmokał z dezaprobatą, naumyślnie szturchając Ezrę, gdy przenosili swoje prace. Nie sądził, że Carroll dowali im pytanie tego typu; westchnął zatem w duchu, podpisując się na skrawku pergaminu. Niektórzy pisali tak, jak gdyby usiłowali stworzyć nowy podręcznik - Hero nie chciał za bardzo się wyróżniać, tak więc również namiętnie bazgrał po papierze. W efekcie na marginesie pojawił się jakiś kwiatuszek, a zaraz obok niego malutki mikrofonik, przy którym dopisał linijkę "Hey Jude, don't make it bad". Całość została zamazana w ten sposób, aby przy bliższym zerknięciu dało się ją odczytać. Oddał nauczycielowi tę jakże wyczerpującą pracę, zerkając przy tym w jego niebiesko-zielone tęczówki i zastanawiając się, czy pamięta jak śpiewał mu piosenkę "Hey Jude" - ot tak, nie walcząc ze skojarzeniem ani chwytliwą melodią. Zdecydowanie powinien chodzić na Działalność Artystyczną tylko do Forestera.
5
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Carroll wydawał się być naprawdę dobrym nauczycielem. Wyjaśnił o co chodzi, nikogo się nie czepiał, chodził po sali, ale jednocześnie nie sterczał nad nikim w ten irytujący sposób. Leo nie miał nic przeciwko nowemu profesorowi - właściwie chyba nawet bardziej lubił tych nowych nauczycieli, w których jeszcze widać było trochę zapału. Rzadko kiedy trafiał się taki Forester, a o wiele częściej można było wpaść na nieznośnego starego Craine'a. Vin-Eurico i tak miał wrażenie, że kadra Hogwartu wybierana jest w jakiś tajemniczy sposób, jak gdyby ktoś chciał wyrównać szalę poprzez stawianie kochanych mentorów obok ludożernych potworów. Zaśmiał się jednak bez najmniejszej krępacji, kiedy profesor Jude uznał, że stać go na więcej. Nie odpowiedział nic, kiwając głową z rozbawieniem i czekając chwilę, aż mężczyzna znajdzie się trochę dalej. Och, wcale nie było go stać na więcej - nie w kwestii malarstwa. Leo słyszał tę frazę wielokrotnie, raz z ust psychologa czy terapeuty, raz od jakichś znajomych... To było naprawdę miłe i subtelnie łechtało poczucie własnej wartości, a jednak w tej jednej sytuacji Gryfon był pewien, że tego nie potrzebuje. Nie było co ukrywać, zdolności manualnych nie posiadał. Nie miał wystarczająco dużo cierpliwości i precyzji, ani nawet szczególnego zaangażowania. Doskonale wiedział, że wcale nie będzie ćwiczył, o ile nauczyciel nie zmusi go do tego podczas zajęć. Gdy przenieśli się na środek sali, mógł zmierzyć zaciekawionym spojrzeniem pracę @Ezra T. Clarke i, cholera, Krukon trochę przegiął z tym ślicznym hibiskusem ognistym. Pocieszające było to, że oddali Carrollowi pergamin prawie w tym samym momencie i Leośkowi nie umknął fakt, że papier jego partnera również nie wyglądał na szczególnie zapisany.
Zaśmiałam się perliście słuchając uwagi chłopaka - nie zamierzałam zdobywać się na sztuczna skromność, gdyż to zupełnie nie było w moim stylu. - Dzięki, starałam się - powiedziałam cicho uśmiechając się do chłopaka - Trudno ukryć, że fakt iż w tym pomieszczeniu przebywają aż trzy osoby, które ucieszyłyby się z mojej porażki był bardzo motywujący. Miałam oczywiscie na myśli nieprzyjaznych mi Leonardo i Ezrę oraz Hero, który w ostatnim wywiadzie dla Obserwatora przekroczył wszystkie granice dobrego smaku - na szczęście złość była moim największym sprzymierzeńcem i motorem do działania, więc praca wyszła mi znacznie lepsza niż zwykle. Gdy chłopak się przedstawił wyciągnęłam w jego stronę dłoń i rzuciłam odrobinę bezmyślnie: - Vivien Dear, bardzo mi miło. Po chwili dotarło do mnie, że przedstawienie się również nazwiskiem nie było zbyt rozsądne - po pierwsze widziałam kiedyś chłopaka w towarzystwie mojego starszego brata, po drugie mój duet z Druzgotkiem mimo alternatywnego i dość spokojnego brzmienia można było w ostatnim czasie usłyszeć w niemal każdym radiu. Miałam nadzieję, że mimo wszystko @Bastian K. Lenz albo tego nie skojarzy, albo nie będzie miał z tym żadnego problemu. Ocena nauczyciela bardzo mnie uradowała. Po chwili dostrzegłam, że chłopak podpisał swoją pracę kluczem basowym - domyślałam się, że to nawiązanie do imienia, jednakże od razu obudziło się we mnie inne skojarzenie. - Też jesteś muzykiem? - zapytałam rozentuzjazmowana swoim odkryciem. W czasie rozmowy zapisałam odpowiedź na pytanie na pergaminie i oddałam nauczycielowi.
Kostka: 3
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Uwagi nauczyciela nieszczególnie mnie zaskoczyły - wiedziałam, że mojemu obrazowi daleko od doskonałości i w gruncie rzeczy byłam zadowolona, że nie bardzo się mnie przyczepił - malowanie zdecydowanie nie należało do dziedzin, w których mogłabym się pochwalić niesamowitymi osiągami. Na szczęście następne zadanie było dla mnie o wiele łatwiejsze, bo wymagało wiedzy teoretycznej, a nie talentu. Usiadłam na krześle i zgodnie z poleceniem wykładowcy zabrałam się za redagowanie na moim pergaminie krótkiej notatki dotyczącej gotyku.
Gotyk powstał w pierwszej połowie XII wieku. W przypadku architektury cechami charakterystycznymi były okna z witrażami i rozetami, strzelistość, charakterystyczne łuki i sklepienia, lekkość. Rzeźbą gotycką charakteryzowały przestrzenność i realizm. W malarstwie istotna była wyrazistość, ekspresja, w późniejszym okresie brutalność.
Bas uważał się za całkiem spostrzegawczego jegomościa, ale w tej sytuacji trzeba było być ślepym, żeby nie zauważyć, jak dwóch chłopaków obok co chwila obraca głowy w stronę Lenza i Viv, po chwili otwierając i zamykając usta w jakimś bliżej nieokreślonym algorytmie. Szwajcar kojarzył obu, Ezrę z pokazu magicznych sztuczek dla nieswojej dziewczyny, a Hero z radia i pewnie skądśtam jeszcze, skoro rozpoznał go jednak po twarzy, ale obaj mogli być nawet nowymi Asklepiosami, a i tak rozmawianie o kimś, kto stał w tej samej sali było co najmniej słabe. W sumie to połączył fakty dopiero, gdy nowo poznana koleżanka stwierdziła ten całkiem przykry fakt, który pozwolił jej uskutecznić tak dobrą pracę. Lenz zakręcił głową półobrót,podnosząc jeden kącik ust do góry. -Jak to się u was... - zaczął, mrużąc oczy i gdyby dziewczyna podeszła bliżej, pewnie usłyszałaby wentylator chłodzący jego mózg, który właśnie wszedł na obroty "tłumaczenie dosłowne" - Wszyscy, którzy gadają za twoimi plecami są też na dobrej pozycji, żeby pocałować cię w tyłek - puścił do Vivien oczko, zadowolony, że tak ładnie to sobie wszystko przetłumaczył w swoim serowym, upośledzonym mózgu, który nie zapalił mu już lampki alarmowej, która ostrzegłaby, że mówienie takich tekstów dopiero co poznanej kobiecie nie jest może najlepszym pomysłem. Bas - wersja standard. Dopiero, kiedy się przedstawiła, jego twarz po raz pierwszy na tej lekcji przybrała wyraz największego zdziwienia - na chwilę. Minęła sekunda i znów rozpromienił się, chyba nawet bardziej niż poprzednio. -Serio? Mam ziomka, który też się nazywa Dear! Calum, znasz może? Mega spoko gość - wyrzucił z siebie prawie jednym tchem, po czym zmarszczył brwi, jakby sobie o czymś przypomniał - A zaraz, ty nie śpiewałaś z...Cholera nie pamiętam z kim, ale pamiętam, że to była jakaś wyjątkowo dobra piosenka - zanucił jej kilka fraz z głowy, po dwóch minutach znajomości zupełnie przestając pilnować języka. Na szczęście musiał przysiąść się do drugiego - szczęściem łatwiejszego - zadania, więc namachał coś na kartce, właściwie to trochę za dużo niż powinien i oddał kartkę nauczycielowi. -Ja? Nieee, coś tam gram na fortepianie i czasem zdarza mi się zaśpiewać, ostatnio coraz rzadziej - wzruszył ramionami i oddalił się trochę do torby, żeby jednak mieć kontrolę nad wiadomościami od siostry i - w razie czego - móc całkiem błyskawicznie ulotnić się z zajęć.
- Cześć - mruknęła Miglė w odpowiedzi na przywitanie Lotty. Niezbyt często z nią rozmawiała, ale z racji tego, że starsza dziewczyna piastowała urząd prefekta, przynajmniej kojarzyła ją z imienia. Krukonka uśmiechnęła się niemrawo, gdy nauczyciel pochwalił jej pracę. W środku poczuła się miło skomplementowana, lecz nie uważała, aby ten bohomaz zasługiwał na pięć punktów dla domu, jednak przynajmniej mogła przysłużyć się Ravenclawowi. Drugie zadanie z pozoru wydawało się jej łatwiejsze, jednak, cholera, akurat o gotyku niewiele umiała napisać. Właściwie pamiętała tyle, że był jakoś w okresie średniowiecza. Miglė uznała, że coś naskrobie, aby nie oddać pustego pergaminu.
Gotyk powstał we Francji w okresie wczesnego średniowiecza. Gotyckie budowle charakteryzowały się lekkością, strzelistymi wieżami, portalami oraz witrażami. Tematem rzeźb w tym stylu było chrześcijaństwo.
Ukradkiem zerknęła do Lotty, no i cóż, druga Krukonka napisała o wiele więcej. Jednak Miglė nigdy nie zniżała się do ściągania. Po chwili namysłu dorzuciła jeszcze ciekawostkę, którą kojarzyła z czasów zainteresowania mugolską historią:
Nazwa "gotyk" pochodzi od germańskiego plemienia Gotów, ponieważ późniejsi ludzie uważali ten styl za uosobienie barbarzyństwa.
Zaraz po oddaniu pracy zaśmiałam się z uwagi @Bastian K. Lenz, która ze względu na jego dość specyficzny akcent nie tylko podniosła mnie na duchu, ale również (pozytywnie) rozbawiła. Odwróciłam wzrok od Hero i Ezry, po czym ponownie spojrzałam na sympatycznego (i w sumie całkiem przystojnego obcokrajowca). Gdy usłyszałam imię Caluma poczułam się lekko dziwnie, że względu na nasze dość trudne stosunki, nie zamierzałam się jednak dać zbić z tropu. - Przypadkiem mamy wspólnego ojca - skomentowałam moje powinowactwo z Calumem - I matkę. I siostrę. I trzech braci. Chłopak po kilku minutach znajomości zachowywał się jak mój super ziomek, ale nieszczególnie mi to przeszkadzało - trudno było ukryć, że był szalenie zabawny i sympatyczny, co było miłą odskocznią od reszty towarzystwa zgromadzonego w tej sali. Zgodnie z moimi obawami okazało się, że kojarzył nagrany przeze mnie duet, na szczęście został przez niego odebrany raczej pozytywnie (co nie zmienia faktu, ze wolałabym być tutaj incognito). - Tak, to ja. Dzięki bardzo, chociaż większość zasług należy się Druzgot... - wyrzuciłam z siebie, lecz po chwili przerwałam, bo dotarło do mnie co Bas powiedział na temat swojego kontaktu z muzyką i nagle poczułam się jakby oblała mnie jakaś łaska opatrzności. Fortepian. Śpiewanie. Przyjemny głos. Miła aparycja, nie żaden John z piwskiem za galeona. Jedyne co w takiej sytuacji pozostawało mi powiedzieć to: - Nie szukasz czasem pracy, Bas?
Z oczu można by wyczytać właściwie każdy zamiar i każde uczucie - wystarczy, że będzie się patrzeć nad wyraz uważnie. Bas całe życie jechał w tak zwanym międzyczasie pomiędzy wystraszonym spojrzeniem siostry w lusterku dwukierunkowym a kolejną wizją ojca. Z biegiem lat nauczył się odróżniać, jaki wzrok opowiadał za śmierć, jaki za zaginięcie, a jaki za stratę, bo pomimo wielu prób, słowa o tak koszmarnym nasyceniu tragedią rzadko przechodziły przez usta człowiekowi, który pół życia piekł pieguski w kształcie zegarków dla zuryskich dzieci. Dlatego właśnie Bas tak bardzo współczuł i jednocześnie podziwiał jasnowidzów. I dlatego zauważył tę niepozorną zmianę w wyrazie twarzy Viv... Choć przecież nie byłby Bastianem Kaiem Lenzem, gdyby zaraz nie zmarnował swojego czujnego instynktu i zastąpił go euforycznym wybuchem po usłyszeniu zdania, które powiedziała dziewczyna o tożsamości Caluma. Jakimś magicznym sposobem Bas uznał po prostu, że mu się wydawało i sekundę potem już mało nie dostał spazmów z radości. -No co ty opowiadasz? Ale czad! - wyszczerzył wszystkie zęby w radosnym uśmiechu, jakby fakt, że Vivien i Calum są rodzeństwem miało uratować świat od obskurusów - Oczywiście się, kretyn, nie pochwalił, że ma taką sympatyczną sis! Ale dostanie w ten blond czerep jak go spotkam - zaśmiał się i dziewczyna z jego roześmianych oczu mogła jak z dłoni wyczytać, że wcale naturalnie nie myśli tak o Calumie, tylko naprawdę, z całego serca się cieszy. Może był staroświecki, ale rodzina była dla niego wartością absolutnie nadrzędną i fakt, że Viv była siostrą jego przyjaciela sprawiał, że Lenz czuł... Mniej więcej jakby była jego własną. Jak Bianca. -O, fakt, z Druzgotkiem - dokończył, mruknąwszy bardziej do siebie, kiedy dziewczyna zaskoczyła go pytaniem o pracę. Szukał, jasne, że szukał, ale na chwilę obecną nie mógł pracować właściwie nigdzie przez chorą sytuację rodzinną i fakt, że sieć cukierni dawała jego rodzinie całkiem niezłe galce, a matka obiecała mu, że gdy tylko ze zdrowiem najstarszego Lenza będzie lepiej, Bas będzie mógł napisać Gemmie tysiąc listów błagających o przyjęcie go z powrotem do Enemy. Z drugiej strony, obok asertywności to on nawet nie stał. -Wiesz, głupio to zabrzmi, to się domyślam, ale fatalnie stoję z czasem. Znaczy, jak coś trzeba pomóc to spoko, ale praktycznie w każdej chwili mogę musieć się przemieścić no... całkiem daleko stąd, więc nie jestem zbyt dostępnym człowiekiem - zmarszczył brwi zasmucony - A o co konkretnie chodzi?
Nie byłam osobą, z której można byłoby czytać jak z otwartej księgi, lecz w gruncie rzeczy ktoś kto mnie dobrze znał lub był tak uważnym obserwatorem jak @Bastian K. Lenz mógł dostrzec, usłyszeć lub wyczuć te drobne niuanse jak chociażby zawahanie w głosie dotyczące Caluma czy smutne oczy bezustannie przeżywające stratę ukochanej osoby ukryte za słodkim, perlistym śmiechem. Byłam doskonałą aktorką, ale nawet tak sprawny manipulator nie był w stanie ukryć wszystkich bolączek duszy. - Mi też się nie pochwalił, że ma takich spoko kolegów - powiedziałam uśmiechając się do Krukona przy okazji ciesząc się pierwszy raz od dawna trafiłam na tak sympatycznego kompana - Ale to w sumie nic dziwnego, chyba średnio mnie lubi. Westchnęłam cicho nieszczególnie pragnąc epatować rodzinnymi konfliktami - w gruncie rzeczy Bas był dla mnie obcą osobą, więc zagłębianie się w meandry życia naszej lekko szurniętej rodziny i relacji ze starszym bratem byłoby lekko nie na miejscu. Wszystko wskazywało na to, że chłopak jest bardzo zajętym człowiekiem i nie znajdzie czasu na współpracę ze mną, lecz mimo to korzystając z tego, że nauczyciel jeszcze dawał nam spokój postanowiłam poruszyć tę kwestię. A nuż zna kogoś kto spełniłby mojego oczekiwania, a może sam zmieni zdanie? - Nagrywam płytę i w jednym kawałku brakuje mi kolesia, który przez kilkadziesiąt sekund śpiewa i gra na fortepianie. No i ma znośną twarz, bo wytwórnia wymaga, żeby dobrze wyglądał na plakacie. Przyzwoita stawka, darmowe wejściówki VIP na koncerty ludzi, z którymi dzielę management i maksymalnie kilka godzin pracy, pod warunkiem, że typ nauczy się tekstu - wyrzuciłam z siebie ciurkiem - Miałam to nagrać z byłym pianistą Trolli, ale nie dość, że koleś jest strasznym bucem, to jeszcze Thìdley... - tutaj dyskretnie wskazałam głową w stronę Hero - .. rozgaduje w mediach, że moja kariera polega na nagrywaniu duetów z bardziej znanymi artystami ode mnie, więc wolałabym kogoś nie rozpoznawalnego. Nie lubię pomówień. Spojrzałam na Bastiana z ciekawością - mimo że praktycznie się nie znaliśmy miałam dziwne przeczucie, że pasowałby do piosenki idealnie, a w moim przypadku szósty zmysł niemal zawsze dawał radę. Obawiałam się jednak, że bycie zajętym człowiekiem nie jest wymówką i chłopak faktycznie nie znajdzie wolnego popołudnia.
W oczekiwaniu na odpowiedzi swoich uczniów przez chwilę przypatrywał się każdemu, szczególnie samemu Hero aczkolwiek wiedział, że to nie jest poprawne. Miał tylko nadzieję, że mało kto skojarzy ich wspólną przeszłość, która nie przeszła niezauważona w mediach. W końcu Jude był też dość znany w pewnych środowiskach artystycznych a romans z młodą gwiazdą muzyczną uczęszczającą do Hogwartu był dużą sensacją. Kiedy tak rozmyślał na te tematy wracając wspomnieniami do tych pięknych i miłych czasów, minęło trochę czasu. Aby oderwać swoje myśli od błądzenia za daleko postanowił przejrzeć odpowiedzi każdej osoby. - Widzę, że Gryfoni niespecjalnie się popisali. Slytherin zyskuje dwadzieścia punktów, gratuluję Vivien i Mefistofelesie. Państwa koledzy powinni dziś postawić po jakimś dobrym piwie. To samo odnosi się do Lotty, Bastiena oraz Miglė, którzy dla Krukonów zdobyli w tym etapie aż dwadzieścia pięć punktów. Biorąc pod uwagę, że się nieco śpieszę oraz zdobyli państwo na dziś i tak bardzo dużo punktów, możecie się rozejść. Koniec lekcji - powiedział w końcu i schował pergaminy do torby aby mieć dowód za co oni te punkty zyskali. - Do zobaczenia na następnej lekcji moi drodzy - mrugnął do nich przyjacielsko, po czym chwycił swoją torbę i wyszedł z auli jako pierwszy.
Zmarszczył brwi na komentarz Vivien o jej bracie. A tam, nie lubi. -Przestań - machnął ręką rozbawiony - Moja siostra też jakbyś ją zapytała czy wolałaby być zamknięta w pokoju ze mną czy z buchorożcem, to jeszcze by mu zaczęła stawiać jakiś buchorożcowy domek, żeby tylko nie siedzieć ze starszym bratem - dodał, zupełnie nie tracąc rezonu i pogody ducha. Sam tak miał i był praktycznie pewien, że Calum w tej kwestii niewiele się różnił od Szwajcara (tak po prawdzie, to prócz uzębienia różnili się w całkiem niewielu kwestiach). Lenz, jakby go zapytać, uważał, że jego młodsza siostra jest nierozgarnięta, infantylna, szalona a przede wszystkim koszmarnie ufna, ale gdyby ktokolwiek chciał jej zrobić krzywdę, miałby na głowie cały braterski instynkt Basa. Kiedy natomiast dziewczyna rozwinęła myśl dotyczącą swojej propozycji, Szwajcar poczuł, jak dosłownie, ktoś wbija mu w serce gruby szpikulec. To był chyba pierwszy raz od dnia napisania Gemmie listu, w którym rezygnował z Enemy, kiedy Lenz uświadomił sobie, jak bardzo życie przelatuje mu właśnie przez palce. I nic nie mógł z tym zrobić. A właściwie - mógł, ale chyba by się zabił, gdyby zmusił mamę lub siostrę z rezygnowania ze swoich planów po to, aby sam mógł realizować swoje. Czuł się teraz głową rodziny i szczególnie teraz, w tym najgorszym dla niej czasie, nie mógł ich zaniedbać. Choć kiedy Viv zaproponowała mu udział w płycie, ten szpikulec w sercu nie dość, że tam utkwił na dobre, to jeszcze jakaś dziwna moc zaczęła go obracać wokół osi. Drugą sprawą było wyjaśnienie dziewczyny jej konfliktu z piosenkarzem. I teraz się Basowi wszystko przypomniało - łącznie z artykułem na wizie, którego był przecież użytkownikiem roku, wstawiając swoje zdjęcia w zupełnie niepasujących do wizbookowych hashtagów sceneriach i kostiumach. Innych nie miał, a zdjęciami w garniturach rzygał już pod sufit. -No dobra. To tak, pierwsze - dzięki za komplement, mówisz, jakbym wyjątkowo był dziś ogolony - uśmiechnął się, rzucając krótkie spojrzenie w sufit i łapiąc za brodę. Trzydniowy zarost wciąż był na posterunku, mimo, że Bas dałby sobie uciąć obie ręce za to, że golił się rano - Vivien, to jest dla mnie naprawę gigantyczny zaszczyt, że o to prosisz, serio, ale choć musisz mi wierzyć na słowo, że bardzo bym chciał, nie mogę. Mógłbym zniszczyć kilka nagrań pod rząd, wybiegając w środku nich bez słowa... - posępniał dość znacznie w stosunku do swojej pierwszej przyjętej miny, choć w tym momencie właściwie bardziej przejął się Viv, niż sobą. Śpiewała świetnie, nie było powodu, żeby czuła się gorsza niż bardziej znani wykonawcy - ci jednak, wydawało się, próbowali jej to myślenie wtłoczyć na siłę. -Co do typa z Trolli - wywalone. Nie każdy jest taki super jak my, co nie? - puścił jej oczko licząc, że może teraz uda mu się ją przekonać, że naprawdę nie ma się czym przejmować w kwestii innych wykonawców. - A co do tego Thìdleya... Czytałem ten wywiad roku i będę nieoryginalny, ale też zostanę przy opcji "wywalone". Jak ma tyle wolnego czasu, żeby udzielać wywiadów na temat innych twórców, no to chyba nie jest aż tak zapracowanym muzykiem -wzruszył ramionami, zupełnie trywializując zdanie piosenkarza na temat Vivien. Przy niej, oczywiście - chciał, żeby uznała, że to nie jest ważne, że może sama piąć się w górę, nie patrząc na kłody, rzucane pod nogi przez innych, zazdrosnych lub znudzonych twórców. Dla niego jednak sprawa była dość jasna. Kto rani siostrę Caluma, rani też Caluma. A kto rani Caluma, ma kosę z Basem. Nie liczyło się nic, prócz rodziny i przyjaciół. Wtedy też odezwał się nauczyciel, informując o końcu lekcji. Jak to było? Pomijając wszystkie przekleństwa Lysa, Sebastiana i innych cudownych przeredagowań jego znienawidzonego imienia Bastien zawsze stało na pierwszym miejscu pod kątem częstotliwości używania. -Bastiana - poprawił nauczyciela neutralnym, spokojnym tonem, jakby robił to już milion razy, bo w istocie - robił. Błąd w imieniu lub nazwisku sprawiał, że inny uczeń kończył z oceną Szwajcara (nieistniejący, oczywiście), więc nie czuł, żeby sytuacja była krępująca, choć jego samego to przekręcanie zaczynało powoli irytować. -To jak, koleżanko Vivien, może jakieś dobre piwo? - uśmiechnął się ponownie do dziewczyny - Calumowy spazm Spooky cię rozumiem zna, mam rację? To się w razie czego znajdziemy - kiwnął jej na pożegnanie mając szczerą nadzieję, że tym razem nie zrobił z siebie kretyna angielskim, przeklinaniem lub tysiącem innych rzeczy, za które matka iks razy groziła mu włożeniem głowy do piekarnika. Może w końcu powinna? A nuż by się nauczył.
W gruncie rzeczy nie mogłam uwierzyć, że tak sympatyczna osoba jak @Bastian K. Lenz mogła wytrzymać z moim bratem, zrezygnowałam jednak z werbalizacji tego zdania - mimo wszystkim uważałam, ze zły to ptak co własne gniazdo kala. - Rozumiem - powiedziałam delikatnie zawiedziona. Mogłam się tego spodziewać, a proszenie nowo poznanego człowieka o coś takiego zdecydowanie nie było pomysłem roku - Gdybyś zmienił zdanie albo po prostu znał kogoś kto by się nadawał to daj znać, dobrze? Czekając na wyniki prac wdaliśmy się w rozmowę, która była naprawdę krzepiąca i bardzo cieszyłam się, że mimo odmowy mogę podzielić się z kimś moimi obawami. - W pewnym stopniu masz rację, z drugiej strony... - powiedziałam cicho sama nie wierząc, że zwierzam się komuś kogo praktycznie nie znam - ... kiedyś byliśmy dla siebie ważni, dlatego się nim przejmuję. Mimo wszystko każde słowo wypowiedziane przez Bastiana było niezmiernie krzepiące, niestety jedynym sposobem w jaki mogłam mu się w tamtym momencie odwdzięczyć był szeroki uśmiech. W gruncie rzeczy żałowałam, że poznałam go dopiero teraz - w ostatnim czasie grono moich przyjaciół wyraźnie się zmniejszyło (trochę z racji zazdrości, trochę z powodu złamanego serca) i brakowało mi takich szczerych pogawędek. Lekcja się skończyła i otrzymaliśmy bardzo zadowalające stopnie. Niemal od razu zarejestrowałam, że Bas jest Bastianem, a nie Bastienem i widząc jego lekko zirytowaną minę zapisałam to sobie w pamięci po wsze czasy, by uniknąć jakichś niezręczności. - Jasne - odparłam z uśmiechem nie myśleć o tym, że straciłam okazję współpracy z Basem, a skupić się na fakcie, że poznałam nową, sympatyczną osobę, po czym zaśmiałam się słysząc wzmiankę o Spooky - Zna mnie, chociaż nie zawsze pamięta gdzie mieszkam. Kontynuując pogawędkę wolnym krokiem opuściliśmy salę.
Przedstawienie zapowiadało się jako głośne, wielkie wydarzenie i tak też wszyscy dookoła je traktowali. Już od chwili ogłoszenia w Proroku Codziennym ruszyły błyskawiczne prace nad dopięciem wszystkiego nad ostatni guzik. Tutaj nie było miejsca na pomyłki, opóźnienia nie mogły mieć miejsca, a także od Ciebie wymagano pełnego profesjonalizmu. Zgłosiłaś się do pracy nad dekoracjami i już na wejściu zrzucono na Twoją głowę masę obowiązków. Od pani Jenkins otrzymałaś listę ze składnikami, farbami i materiałami, które musiałaś dostarczyć na miejsce, do tego spis wszystkich elementów dekoracyjnych sceny, strojów, rekwizytów... Trzeba było wziąć się do pracy, jeśli chciałaś zrobić dobre wrażenie. Podzieliłaś się z pozostałymi dziewczynami obowiązkami i znalazłaś ciche miejsce w Hogwarcie, gdzie w końcu mogłaś skupić się na postawionych zadaniach.
Rzuć dwoma kostkami!
Kostiumy 1 - Szycie nie jest przecież takie złe... Zwłaszcza, że do pomocy służą Ci latające nici i igły. Sterujesz nimi najdokładniej jak potrafisz, tworząc swoją pierwszą suknię. Prawie skończyłaś i wychodzi całkiem zgrabnie, to trzeba przyznać. W pewnej chwili jednak zakłócenia dają o sobie znać, bo przybory do szycia zaczynają nieźle wariować. Dorzuć kostkę! Parzysta - zasłoniłaś suknię, ale przez to parę igieł boleśnie wbiło ci się w ręce. Nie są to jednak głębokie rany. Nieparzysta - niestety, zanim zareagowałaś, igły rozpruły bardzo długi szew, a dekolt został kompletnie zniszczony. Wygląda na to, że za resztę i poprawianie tego zabierzesz się już w mugolski sposób. 2 - kupiłaś parę gotowych strojów, które musisz po prostu nieco pozmieniać i odświeżyć, żeby wyglądały jak nowe. Przeglądasz właśnie długi, brązowy płaszcz, kiedy wyczuwasz coś w kieszeniach! Okazuje się, że ktoś zostawił w nich Bahanocyd! Możesz upomnieć się o ten przedmiot. 3,6 - Dopadł cię drobny stres, bo pomimo paru godzin, które spędziłaś już przy tych kostiumach, góra strojów do przerobienia nadal nie maleje... W pewnej chwili orientujesz się, że zabrakło ci czerwonych nici, więc biegniesz, żeby jakieś na szybko znaleźć. Kiedy jednak wracasz do sali dostrzegasz, że brakuje jednego kapelusza z pawim piórem! Nie możesz go nigdzie znaleźć i zaczynasz podejrzewać, że ktoś go po prostu zabrał. Musisz kupić nowy, do którego musisz dołożyć 30 galeonów z własnej kieszeni. Odnotuj stratę. 4 - Palce bolą cię od szycia i czyszczenia strojów. Decydujesz się zrobić krótką przerwę, bo akurat mocno zgłodniałaś. Siadasz na boku z kanapką i sokiem dyniowym, ale twój posiłek zostaje gwałtownie przerwany. Przez drzwi wpada sowa, która jest najwyraźniej zdenerwowana. Może się zgubiła? Myślisz już, że zaraz na ciebie wpadnie, ale ta przewraca tylko kubek z sokiem... który zostawia soczystą, wielką plamę na jednej z białych koszul. Masz trzy próby na rzucenie zaklęcia czyszczącego, jeśli ci się nie uda jest do wyrzucenia, a ty spędzasz kolejne dwie godziny nad załatwianiem nowej. 5 - Wydaje ci się, że naprawdę dobrze ci idzie. Praca wcale cię nie męczy w miarę, jak szyjesz kolejne wzory i pucujesz buty. Naprawdę prezentuje się to dobrze, więc możesz być z siebie zadowolona! Przy okazji z jednej kieszonki wypada zakurzone 20 galeonów, o które możesz się upomnieć.
Dekoracje 1 - Załatwiłaś już parę szabli, które mają posłużyć podczas pojedynków, ogarnęłaś też trochę sztucznej krwi... Pozostała ci praca nad farbami i właśnie wtedy zaczął się pierwszy kłopot. Próbujesz pomalować fragment scenerii, kiedy potrącasz łokciem farbę! Rzuć kostką. Parzysta - oblałaś stroje, które wcześniej przygotowywałeś. To jakaś katastrofa, lepiej coś wymyśl... Nieparzysta - farba rozlała się na podłodze, ale na szczęście niczego innego nie pobrudziła. Jeśli twoim wynikiem było 1 lub 3 udaje ci się ją zebrać z powrotem do wiaderka różdżką, jeśli 5 musiałaś wszystko ścierać ręcznie. 2 - Czas nieco ci się dłuży, ale wykonujesz swoją pracę nienaganne. Przygotowujesz rekwizyty, poprawiasz makiety, dbasz o to, żeby wykorzystać każdy skrawek materiału jaki masz. W gruncie rzeczy to robisz świetną robotę i możesz być z siebie dumny. Jeśli wylosowałaś 5 przy kostiumach, teraz otrzymujesz 1 dodatkowy punkt z DA. 4 - Kupiłaś tyle materiałów, że musisz je powoli wnosić do Hogwartu. Parę rekwizytów zostało jeszcze na zewnątrz, kiedy rozpadał się mocny deszcz. Zanim zdążyłeś temu zapobiec, strasznie zmokły i nadają się praktycznie do wyrzucenia. Ty też jesteś mokra, więc warto się wysuszyć przed pracą nad pozostałymi przedmiotami. 5,3 - Zabierasz się za malowanie pędzlem i idzie ci to zaskakująco dobrze. Śmiało tworzysz różne kontrasty i scenerie, a jednocześnie jest to na tyle łatwe, że ciężko to zepsuć. Kiedy zapada wieczór orientujesz się, że zdołałaś wszystko zrobić! Teraz wystarczy wynieść prace na świeże powietrze, żeby farba wyschła. Na błoniach akurat grasowało parę Psotników! Uznały, że warto zniszczyć twoje dzieła i całkowicie je rozmazać. Dorzuć kostkę. Parzysta - radzisz sobie świetnie w tej sytuacji. Korzystasz ze swojej wiedzy i przepędzasz Psotniki zanim zdążyły dotknąć dekoracji. Otrzymujesz 1 punkt z ONMS! Nieparzysta - nie potrafisz porozumieć się z magicznymi stworzeniami. Te ku swojej wielkiej uciesze, a twojemu załamaniu, palcują wszystko, co się da, świeżą farbę mieszając ze sobą w niezbyt ładnych kolażach. Dopiero po długiej walce możesz uznać się za zwycięzcę... ale znowu musisz wszystko poprawiać. 6 - Przenoszenie ciężkich makiet to nie twoja bajka... Stworzyłaś już naprawdę niezły ołtarz do ślubu Romea i Julii, ale musisz go przesunąć, żeby pomalować górną belkę. Nie wiadomo czy to przez twoją nieostrożność, czy umocnienia były zbyt słabe, ale ciężki kawał drewna odpada od konstrukcji i przygniata boleśnie twoją rękę. Musisz coś z tym zrobić, bo bez wątpienia masz połamane przynajmniej dwa palce.
Za odpisanie na ten post otrzymasz punkt z Działalności Artystycznej! Jeśli zrobisz to szybko to możliwe, że Mistrz Gry rozpisze Ci kolejne wyzwanie.
______________________
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
- Czemu właściwie ty musiałaś też napisać ten list do Howarda? - pytam Nessy, bo z tego co zrozumiałem wcale nie pisała żadnej pracy domowej; ja byłem przy tym jak Howard zwrócił Boydowi uwagi za niewinne przekleństwo takie jak zwykle, zaś on był przy tym jak zmieniałem obrazki w książce od historii magii na jakieś zbereźne żarty. Jednak nie wiem dlaczego w zasadzie moja przyjaciółka również musiała to zrobić. Zaprosiłem na wizzie wszystkich z którymi mieliśmy mieć scenę, zwołując ich do jakieś auli wyglądającej na dobre miejsce na próby, taki to jestem zaangażowany w sztukę. Wyciągnąłem z domu wszystkich moich współlokatorów; widocznie Howard nas śledzi po lekcjach dając mi te osoby. - Nie sądzicie, że ta cała kara jest jakaś przydługa jak na nasze wybryki? - pytam jeszcze otwierając drzwi przed Nessą i próbując podciąć wchodzącego Boyda do pustej auli; co oczywiście było bardzo nierozsądne skoro to on, jako że był dwa razy silniejszy niż ja i Nessa, niósł nam gramofon z którego mieliśmy posłuchać naszej piosenki. Przeglądam w międzyczasie jeszcze raz cały scenariusz, który mam w rękach, by sprawdzić ile muszę śpiewać, z kim i z lekkim zadowoleniem stwierdzając, że nie mamy wiele tańca. - Czy to że nie mamy wiele tańców oznacza, że musimy sami wymyślić? - zadaję kolejne pytanko do kolekcji, biorąc jedno krzesło spod ściany auli dla Nessy i stawiając obok niego to dla siebie. Boyd sobie poradzi na pewno z rozstawianiem gramofonu i puszczeniem płytki byśmy mogli w spokoju posłuchać tego co mamy wspólnie śpiewać. Jak to absurdalnie brzmi. - Jakiś pomysł na element magiczny? Czy po prostu dajemy, że to bunt goblinów i mamy z głowę magii? - pytam od razu do póki co tu obecnych, byleby mieć chociaż z głowy tą część wymyślania. - Umiecie w ogóle śpiewać? - staram się dowiedzieć strasznie dużo informacji w trakcie tego spotkania, ale bardzo niewiele wiem o musicalach, umiejętności wokalnych czy tanecznych tu zebranych i w sumie nie sądzę, że ja mam do zaoferowania zbyt wiele w tej kwestii.
Uniosła brew na jego pytanie, odwracając głowę w stronę ślizgona i posyłając mu pytające spojrzenie, bo chyba niezbyt rozumiała jego sens. - Nie rozumiem? Dlaczego nie, skoro była to poniekąd praca domowa? Poza tym Merlin jest zdecydowanie zbyt mało docenianym musicalem, słońce. -wzruszyła ramionami, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Prawda była taka, że odrobiła tę pracę domową z przyzwyczajenia, robiąc przy okazji setki innych wypracowań po nocach. Szła grzecznie z Boydem i Fillinem, nawet nie zauważając, jak wiele czasu z nimi spędza i jak bardzo zaczyna się przyzwyczajać, nawet czasem śmiać z tych dziwnych żartów. - Mnie się wydaje, że to świetny pomysł. W końcu chodzi o współpracę, sztukę. Co może pójść nie tak? No, chociaż naprawdę ciężko wyobrazić mi sobie Boyda tańczącego i śpiewającego niczym gwiazda teatru. - powiedziała, patrząc na gryfona z niewinnym uśmieszkiem, traciła go łokciem. O lekcji zaklęć więcej nie rozmawiali, bo wystarczająco suszyła im głowę przy kolacji.- Czy Ty aby nie za bardzo mnie rozpieszczasz? Zapytała jeszcze ze zdziwieniem, gdy najpierw otworzył jej drzwi, a później jeszcze załatwił krzesło. Zupełnie jakby.. Zacisnęła usta, kręcąc głową i parskając z rozbawieniem pod nosem, bez słowa już przeszła się po wnętrzu sali, rozglądając dookoła. Usiadła, zakładając nogę na nogę i wygładziła palcami materiał spódnicy, strzepując z niej niewidzialny kurz.- Jedyny taniec, jaki mi wychodzi to te walce czy inne oficjalne pierdoły, które były wymagane na balach czy przyjęciach oficjalnych. Wszystko inne to absolutna porażka. Możemy w jakiś sposób pominąć może taniec, zrobić to w formie bardziej emocjonalnej i scenicznej, niż ruchowej? Zaproponowała, przesuwając spojrzeniem po pergaminie. Westchnęła ciężko, nawet nie wiedząc, czy użyła dobrego słownictwa związanego z tańcem, bo miała o nim tak duże pojęcie, jak o Quidditchu — podstawy teorii. Przerzuciła stronę. - O patrz, Fillin! Dostałam postać, która nie dość, że szaleje z miłości do Ciebie, to jeszcze umiera! A Boyd ma taką świetną rolę.. Odłożyła skrypt na kolana z rozbawieniem, krzyżując ręce pod biustem. Znała ten musical, bo jej matka notorycznie zabierała ją od małego do teatru czy opery, jednak skupiała się głównie na muzyce, nie wokalu — jak na prawdziwego Lanceleya przystało. - Bunt goblinów brzmi nieźle, ale i tak urozmaiciłabym to zaklęciami, efektami. Zmianą kolorów, użyciem transmutacji. Śpiewać? Nie mam pojęcia, nie próbowałam. Jednak jeśli jest równie źle, co z tańcem to przepraszam, że przeze mnie będziemy beznadziejni. A Ty? Jak sobie z tym radzisz? Na pewno musimy zrobić fajne kostiumy, mogę pilnować, jak to transmutujesz w ramach ćwiczeń. Zapytała jeszcze, przesuwając spojrzeniem pomiędzy Boydem i Fillinem, czekając na Williama oraz puchonkę, której osobiście nie miała okazji jeszcze poznać. Nerwowo stuknęła paznokciami w kartki, zdając sobie sprawę, że przecież walca czy innego towarzyskiego nie będą na scenie wyprawiać i dużo lepiej dla niej byłoby, gdyby mogli w ogóle pląsy pominąć. - Przydałoby się też postarzyć trochę Williama zaklęciami do roli.
Wiera R. Krawczyk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 176 cm
C. szczególne : rude włosy, piegi, wyzywające stroje
A jak z kolei było z dziewczyną? To była prawda, od małego miała duszę artysty więc nic dziwnego, że postanowiła napisać również tę pracę domową. Zwłaszcza że temat nie był trudny. Przedstawienia. Oglądała je od najmłodszych lat. Zawsze była wpatrzona w nie, a kiedy śpiewano i tańczono, miała aż gęsią skórę! Ale sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Może i miała duszę artystyczną i uwielbiała rysować i tworzyć różne kreacje, ale jeśli chodziło o śpiew, czy taniec to inni mogli się na niej zawieść. Miała tylko cichą nadzieję, że i inni nie są zbyt najlepsi z tego. Kiedy tylko zauważyła wiadomość związaną z próbą, nie czekała długo, tylko umówiła się z resztą, by obgadać co i jak. W końcu im szybciej zaczną ćwiczyć, tym lepiej dla nich, prawda? Muszą się jakoś razem zgrać. Słysząc słowa rudowłosej dziewczyny, nie umiała powstrzymać się od prychnięcia. Zerknęła we własny scenariusz. Dlaczego jej to wcale nie dziwiło? Nie miała wcale złej roli. Miała to, co pisała w pracy profesorowi. Powinna być zadowolona. Ona, chociaż nie umierała w przedstawieniu. - Fillin wygląda na to, że jesteś rozrywany. Moje uczucia za to odwzajemniasz- zaśmiała się i poprawiła swoją koszulkę, by nie pokazać większego dekoltu, niż miała w zamiarze. - Jeśli zaś chodzi o śpiew to dobrze, że pytasz, bo ja nie najlepsza jestem w tym, ale ponoć całkiem niezłe kostiumy szyję. Jeśli nikt nie zechce, mogę coś wymyślić- mruknęła na rudowłosą dziewczynę. Może była chętna? Nie chciała jej się wpychać, jeśli miała jakiś pomysł i chęci. Ostatecznie mogłaby coś doradzić. Usiadła na krześle, a w ręku trzymając scenariusz. Niezbyt jej się spieszyło do śpiewania. Nawet nie wiedziała jak się zabrać. Oby inni mieli jakiś pomysł lepszy.
Również nie uważał, że zmuszanie go i Fillina do zaangażowania się w tak spore artystyczne przedsięwzięcie to była adekwatna kara do takich niewinnych czynów o znikomej szkodliwości społecznej, szczególnie że nieeleganckie słownictwo i zbereźne żarty były po prostu nieodłącznymi częściami ich barwnych osobowości tak samo jak zamiłowanie do piwerka czy irlandzki zaśpiew, i za każdym razem zastanawiał się, czemu wszyscy nie mogą się do tego po prostu przyzwyczaić i już się nie przypierdalać. Karę przyjął jednak bez biadolenia, wmawiając sobie, że skoro trafił do grupy ze swoimi najlepszymi ziomkami, to może jakąś dadzą radę i przynajmniej będzie śmiesznie, nawet jeśli uważał to za stratę czasu, i posłusznie podreptał za Felkiem i Nessą na pierwszą oficjalną próbę, targając ze sobą gramofon, który zaraz po przyjściu zaczął przygotowywać do stanu używalności, w czasie gdy do auli schodzili się inni ludzie, a jego współlokatorzy przeżywali scenariusz i już czynili pierwsze plany. - Wypraszam sobie, kurde, mam wiele talentów, o których nie wiesz. Fillin potwierdzi – wtrącił, gdy Nessa zaczęła go zaczepiać, że niby nie potrafi śpiewać i tańczyć, co właściwie było prawdą, ale oburzył się tak dla zasady, bo przecież miał doświadczenie w dziarskich pijackich przyśpiewkach i skakaniu jak pajac. Nie do końca skumał, co dziewczyna ma na myśli, mówiąc o formie bardziej emocjonalnej i scenicznej niż ruchowej, więc po tych słowach tylko spojrzał na nią zakłopotany, ale potem zainteresował się przeglądanym przez nią scenariuszem, dlatego podszedł do niej i ukradł kartki, aby zapoznać się z ich treścią, bo jakoś wcześniej nie miał ochoty okazji, a jego egzemplarz leżał gdzieś rzucony niedbale spory kawałek dalej. - Ktoś mi streści, o co tutaj chodzi? Czy ja tu organizuję jakąś rozpierduchę? – ożywił się, czytając pobieżnie swoje kwestie, a na słowa Nessy o szaleniu z miłości do Fillina tylko zrobił głupią minę i powstrzymał się od komentarzy, które cisnęły mu się na usta. Propozycja wprowadzenia efektów specjalnych również spotkała się z jego aprobatą – Tak, tak, zróbmy dużo zaklęć i magicznych bajerów, to może zamaskujemy to, jacy z nas chujowi artyści. I jakieś wyjebaną scenografię – zaproponował, z nadzieją że kwestią szczegółów zajmie się bardziej kreatywna część grupy, a sam był gotów być siłą roboczą. W międzyczasie w auli pojawiła się jeszcze trzecia osoba, nieznajoma Puchonka, która z marszu zaproponowała, że zajmie się kostiumami, ale przy okazji zapomniała się przedstawić. - Cześć, ty pewnie jesteś Wiera? – zagaił, bo fajnie byłoby gdyby wszyscy się poznali przed rozpoczęciem próby – Boyd, a to Nessa i Fillin – zapoznał wszystkich, po czym zerknął na zegarek i mruknął opryskliwie, przypominając sobie o Williamie – No jakby jeszcze ten ryży patałach się pospieszył, to bylibyśmy w komplecie. Chyba że go wyjebiemy z grupy, co wy na to?
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Obrzucam Nessę podejrzliwym spojrzeniem. Na pewno coś zbroiła w końcu, tylko nie chce się przyznać. No nic wzruszam ramionami, nie drążąc tematu i ruszam ku auli, w której mieliśmy się spotkać. Boyd zajmuje się muzyką (jak zwykle ostatnio, może jednak ma w sobie jakieś pokłady autyzmu artyzmu). I ja też wybucham śmiechem kiedy myślę o Boydziku, który będzie nam śpiewał. - To prawda, Boyd mi często śpiewa - oznajmiam szczerze, bo przecież nie raz nie dwa wznosiliśmy razem piękną pieśń o pijanych Irlandczykach, czy naszej zielonej krainie, płynącej piwerkiem. Zerkam na Nessę, kiedy pyta o jakieś rozpieszczanie i gapię się nie wiedząc o co chodzi. To już nawet prawdziwym dżentelmenem być nie można, bo już wszyscy się dziwią. Jakby Boyd zaczął podstawiać jej krzesełka i otwierać drzwi to byłoby dziwne. Ale ja? Lata praktyki w próbach uwiedzenia jakiejkolwiek kobiety kobiet. Słucham co mówi Nessa i na jej propozycje brzmiące też nie do końca zrozumiale dla mnie zerkam na przyjaciela, który wydaje się być jeszcze bardziej zakłopotany niż ja, więc zero pożytku. - Okej, masz rację. Aby to zrobić myślę, że koniecznie musisz wiesz, na serio obwijać sobie gołe piersi tą brudną szmatą. Myślę, że to nada wielkich emocji scenie - mówię z bardzo mądrym uśmiechem,a potem rechotając głupio, oczywiście w nadziei, że mój najlepszy przyjaciel przyłączy się do tych śmieszków z super żarciku. - Gdzie umierasz? - pytam i wertuję jeszcze raz wszystko, bo co prawda ja chociaż przejrzałem scenę, nie to co gryfoński patałach, ale nie znam całości musicalu. Wtedy też weszła kolejna towarzyszka naszych scenek i trudno mi nie zauważyć, że strasznie rude mamy te towarzystwo. Uśmiecham się uprzejmie kiedy Boyd mnie przedstawia i macham ręką do dziewczyny. - Chyba nie dziwne, że jestem taki rozrywany - mówię pokazując na siebie, jakbyście mieli przed sobą adonisa, nie zaś chudego, bladego Irlandczyka. - Dobra, jebać na razie ryżego, najwyżej przyjdzie na gotowe - stwierdzam i macham ręką, bardzo chcąc to mieć z głowy i równocześnie czując się zobowiązany do nakreślenia przyjacielowi fabuły, bo biedak przecież musiał pić ze mną dużo piwek był zapracowany i nie miał kiedy czytać. - Boyd robi bunt, więc musi być jakimś obleśnym przywódcą goblinów. Ja kocham Wierę, Nessa kocha mnie, ale ja wybieram w końcu oczywiście Boyda. A dziewczyny są ludźmi czy też goblinamy? Czy robimy zboczone love story, gdzie dwie ludzkie kobiety szaleją za gobilnem - pytam z uśmiechem na ten absurdalny wątek oraz oczywiście jakże piękny wątek. Patrzę to na Wierę, to na Nessę, zastanawiając się czy nie wczuły się za bardzo w role. - Okej, Wiera robi stroje, wszyscy się podzielimy jakąś scenografię, ja z Nessą przetransmitujemy nas potem w gobliny, bo jesteśmy niesamowici w transmutację - tłumaczę ostatnią końcówkę Puchonce, by wyjaśnić przydział obowiązków. Zerkam jeszcze niespokojnie na skrypt i patrzę niepewnie po ziomkach z grupy. - Mamy to prześpiewać, czy coś? - pytam podejrzliwie nie mając pojęcia jak się do tego zabrać.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
To się wkopał, nie ma co. Nie przypuszczał – albo ta kwestia gdzieś mu umknęła – że oddanie skreślonej naprędce pracy, szczególnie jeszcze mającej być jakąś formą ‘zadośćuczynienia’ za jego rzekomo karygodne zachowanie według Forestera, będzie równoznaczne ze zgłoszeniem chęci uczestnictwa w… odtwarzaniu scenek z musicali. Wydawało mu się, że jak odda ten nieszczęsny pergamin to będzie miał spokój, ale oczywiście nie mogło być tak łatwo, prawda? Starał się jednak być dobrej myśli, bo może jednak wcale nie będzie tak źle, może nawet ostatecznie będzie się przy tym dobrze bawił, nawet jeśli całe to przedsięwzięcie uważał za kompletne marnotrawstwo czasu. Wprawdzie utrudniał mu to dodatkowo fakt, że w grupie miał być między innymi z Callahanem (co wydawało mu się dodatkową karą, tak nawiasem mówiąc), ale naprawdę się starał. Nie miał większego wyboru, prawda? W każdym razie Fillin rozesłał wici w związku z pierwszą oficjalną próbą ich radosnej zbieraniny, więc chcąc nie chcąc – wypadało się tam wybrać, żeby jakoś zacząć ogarniać ten temat, praca grupowa w końcu. Mógł tego nie traktować jakoś bardzo poważnie (tak naprawdę to w ogóle tak tego nie traktował), ale to nie oznaczało, że miał zamiar zupełnie olać sprawę czy coś. Spóźnienie też absolutnie nie było zaplanowane, jedna sprawa zajęła mu więcej czasu niż przypuszczał i ku małej auli ruszył już z lekkim opóźnieniem, a kapryśne hogwarckie schody dołożyły do tego swoją cegiełkę. Rudzielec mógłby przysiąc, że one w jakiś sposób wyczuwały pośpiech i stawały się w takich sytuacjach jeszcze bardziej upierdliwe niż normalnie. W ten sposób dostanie się z parteru na trzecie piętro, gdzie mieściła się dodatkowaaula, okazało się zaskakująco dużym i wyjątkowo frustrującym zadaniem. Zmełł w ustach soczystą wiązankę, gdy w końcu udało mu się dopaść właściwych drzwi. Do środka wszedł akurat w porę, żeby usłyszeć komentarze Boyda i Fillina odnośnie własnej osoby, na które zareagował ni to prychnięciem, ni to pozbawionym wesołości śmiechem. — Tak, też was miło widzieć — prychnął tonem do cna przesiąkniętym sarkazmem, zbliżając się do zebranych. Posłał krótki salut Nessie i bliżej nieznanej mu Puchonce, zawieszając spojrzenie moment dłużej na tej drugiej. — My się chyba nie znamy? William — zwrócił się do Wiery, unosząc przy tym kącik ust w lekkim uśmiechu, by zaraz potem zerknąć na ciemnowłosego Ślizgona, który pokrótce zaczął streszczać fabułę ich musicalu. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. — W tym układzie ja byłbym aurorem czy kimś w tym rodzaju, którego celem jest tłumienie tego buntu? — wtrącił, przekrzywiając nieznacznie głowę na bok; ze skryptem zapoznał się jedynie pobieżnie, żeby mniej więcej wiedzieć o co chodzi i kogo on tam właściwie ma grać. Parsknął bezgłośnie, gdy Ó Cealláchain zaczął gadać o goblińsko-ludzkim wątku miłosnym. — Obie wersje tego love story brzmią absurdalnie źle, więc… — urwał i wzruszył barkami na znak, że sam nie ma w tej kwestii żadnego zdania. Tym bardziej, że i tak nie tyczyło się go to bezpośrednio. Nie komentował podziału ról, jeśli chodzi o przygotowanie całej otoczki ich przedstawienia, bo w gruncie rzeczy taki wydawał się być w porządku – sam na szyciu się absolutnie nie znał, a w transmutacji był kompletnym beztalenciem, więc takich rzeczy na pewno nie miał zamiaru się tykać. — Możesz spróbować wybekać, jeśli potrafisz, ale nie wiem czy taką interpretację Forester by docenił, więc myślę, że zostaje nam to prześpiewać — odpowiedział sarkastycznie na pytanie rzucone przez Fillina, bo aż nie mógł się powstrzymać, unosząc przy tym kąciki ust w nieco kpiącym uśmieszku.
- Przecież ja zawsze w Ciebie wierzę! Jestem pewna, że powalisz publiczność na kolana, a w charakteryzacji będziesz wyglądał najlepiej. Powiedziała całkiem poważnie i szczerze do idącego z gramofonem bruneta, posyłając mu niewinny uśmiech i krótkie spojrzenie. Nie wyobrażała sobie nikogo innego do roli, którą miał dostać. Na prychnięcie drugiego rudzielca, podniosła na nią wzrok i uśmiechnęła się pod nosem. Nie był to jej ulubiony musical, ale mama i na niego ją zaciągnęła, zwłaszcza że instrumenty tworzone przez rodzinę Lanceleyów, zawsze były częścią magicznych przedstawień. Rozsiedli się w sali, gramofon już czekał. Rozejrzała się z zaciekawieniem — mieli tu sporo miejsca. Zerknęła na Boyda — który swoją drogą ukradł jej kopię tekstu bezczelnie, a potem Fillina, rozbawiona faktem, że nawet w doborze ról ich przyjaźń była ponad wszystko. - No, najlepiej przed całą szkołą ściągnę damską bluzkę, użyję bandaża na piersiach i wezmę roboczą koszulę, wszyscy będą zachwyceni. Zaproszę Beatrice i Shawna jeszcze, bo po co się powstrzymywać? Można zapomnieć o staniku, nikt nie zauważy. Westchnęła, odrobinę ironizując poprzednią wypowiedź. Machnęła ostentacyjnie ręką, zaraz podpierając ją o własne udo i odwracając głowę w stronę ślizgona, westchnęła krótko. - Spójrz, jaką śliczną masz Cosette! O! - przekręciła głowę w stronę wchodzącej do sali puchonki. Przesunęła spojrzeniem po jej twarzy.- Miło poznać! Widzisz Fillin? Chyba musisz żyć z tą popularnością. Rzuciła luźno, zadowolona, że Boyd ich sobie przedstawił, a za to prychnęła na jego komentarz o Williamie. Zapomniała, że nie lubią się z jej chyba najaktywniejszym obok Fillina ślizgonem, który brał udział w lekcjach i zdobywał punkty. Fitzgerald był też inteligenty, a to się ceniło. Dobrze wspomniała mugoloznawstwo z nim, Emily oraz Violletą. Z przyzwyczajenia wierzyła, że większość ludzi ją zna ze względu na pełnioną przez nią funkcję i korepetycje, których tak często udzielała uczniom. Widocznie zaintrygowana wspomnieniem szycia i kostiumami, bo mogła transmutować — owszem, ale mając gotowy rysunek, fakturę — było znacznie łatwiej. Znała się na robieniu biżuterii, nie na szyciu ubrań. Gryfon miał szczęście, że przemilczał pewnie sprawy, bo z pewnością zamieniłby się rolami z gramofonem, chociaż poczuła na sobie krótkie spojrzenie brązowych oczu i dostrzegła ten głupawy wyraz twarzy, ignorując go z westchnięciem. - Byłoby wspaniale, gdybyś pomyślała nad projektami. Musimy nadać im magii. Dodała jeszcze, wzruszając delikatnie ramionami i przesuwając spojrzenie na skrypt. Jej się wcale nie śpieszyło do tańczenia i śpiewania, miała nadzieję, że uda się im to jakoś łagodniej rozegrać. Zgarnęła za ucho kosmyk rudych włosów. - Może, zamiast tańczyć, mogłabym coś zagrać? Rzuciła z nadzieją w głosie, że ta kompromitacja ją ominie. Niezależnie czy skrzypce, altówka czy fortepian to wiedziała, że z tym poradzi sobie doskonale w przeciwieństwie z zapamiętaniem choreografii.- William zaraz przyjdzie, zawsze jest na czas. Oparła się plecami o krzesło z zadowoleniem, unosząc brew, gdy do sali wszedł wspomniany przez nią chłopak i posłała mu krótki uśmiech, przesuwając następnie wzrokiem po swojej grupie. No, chyba byli wszyscy. Potem Fillin wpadł w monolog i słowotok, przedstawiając zmienioną treść Boydowi i podkreślając przy tym swoje oddanie gryfonowi, na co zaśmiała się pod nosem. Trzeba przyznać, że poniosła go wyobraźnia, bo na gobliny to by nigdy w życiu nie wpadła. - Naprawdę chcesz przedstawiać przed nauczycielami takie fetysze? Nie wiem, czy gorszy byłby wasz wygląd czy mój i Wiery gust. Ty będziesz ćwiczył, ja Cię popilnuję. - zaczęła ze wzruszeniem ramion, wciąż próbując wyobrazić sobie goblinową wersję tej historii i zastanawiając się, czy nie urażą nikogo przyjętą formą. Wiadomo, te stworzenia były dość dumne i wyniosłe, pamiętała lekcję z jednym z nich podczas omawiania historii Gringotta.- A może nawiążemy do konfliktu czarodziejów z mugolami? Chociaż użycie magicznych stworzeń też ma jakiś sens, chociaż zboczona wersja.. Obawiam się, że nie przejdzie. Jeśli chcecie wczuć się w melodię i tekst, mogę przetransmutować gramofon i wam to zagrać na pianinie. Podniosła się z krzesła, wyciągając ręce do góry i przeciągając się leniwie z cichym mruknięciem, zrobiła kilka kroków do przodu. Wygładziła materiał plisowanej, szkolnej spódnicy i podeszła do Williama, spoglądając na niego z ciekawością.- A Ty? Jak sobie radzisz ze śpiewem? W sumie tak teraz myślę, musimy dodać Ci wieku. Wolisz zaklęcie czy eliksir postarzający? Nie, bekanie raczej nie przejdzie i jest mało eleganckie do wyniosłego tekstu tego utworu. Wzruszyła ramionami, przesuwając jeszcze spojrzeniem po twarzy ślizgona. Oparła dłoń na biodrze, drugą natomiast unosząc do góry i przesuwając po linii swojej szczęk, Podeszła do gramofonu, czekając na ich decyzję — albo go włączy albo zmieni i im zagra, może dzięki temu odkładając to nieszczęsne śpiewanie na później. Miała wrażenie, że to będzie bardzo kolorowe i oryginalne wydanie piosenki z dość smutnego musicalu, aczkolwiek niezwykle wyniosłego.
/jak coś popsułam z chronologią, to poprawię - nie chciałam was opóżniać, a już oczy mi się zamykają xD