Najczęstsze miejsce spotkań głownie studentów. W owym pomieszczeniu można znaleźć wygodne fotele nieopodal kominków, z których młodzi uwielbiają korzystać zimą. Znajduje się tu również sporych rozmiarów pianino. Wnętrze utrzymane jest w różnych barwach, od granatu, poprzez kremowy i kilka innych barw. Można tu zarówno prowadzić intymne rozmowy, jak i wpaść na wielką imprezę dla poprawy humoru, czy też jeszcze innego w zasadzie najmniej ważnego powodu. W zwykłych dniach, zwykle to właśnie tutaj studenci uczą się informacji z wykładów.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
Spoiler:
1 - Zatapiasz się w wygodnym materiale, z którego wykonane są fotele. W pewnym momencie poczułeś nieznane uszczypnięcie w pośladek - zszokowany, kiedy to sprawdzasz, co Cię tak przestraszyło, dostrzegasz wówczas zabawkę. Jest to Kwintoped! I ten ewidentnie się do Ciebie przywiązał. Czy tego chcesz, czy też i nie, stałeś się jego nowym właścicielem. Zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie.
2 - Na stoliku leżał złożony na pół kawałek papieru, który wyglądał jak gotowy do wysłania list - postanowiłeś zatem sprawdzić, co było w nim napisane lub kto miał być jego adresatem. W chwili rozłożenia pergaminu, w nozdrza uderzył Cię bardzo przyjemny, intensywny zapach. Okazało się, że był to list miłosny, a papier nasączono Amortencją - Ty natomiast stałeś się jej ofiarą, w wyniku czego pierwsza osoba, którą dostrzeżesz, będzie darzona przez Ciebie widocznym, aczkolwiek nienachalnym zauroczeniem. Efekt ten będzie się utrzymywał przez Twoje dwa następne posty.
3 - W takim miejscu może znaleźć się każdy. Dosłownie każdy - nawet przyczajony za rogiem żartowniś! Najwyraźniej wyróżniałeś się z tłumu, bowiem to Ciebie upatrzył sobie jako ofiarę. Wyciągnął różdżkę i rzucił w Ciebie zaklęcie Balvoes, przez co w środku rozmowy zaczynasz... Beczeć jak owca! Efekt ten trwa wyłącznie przez jeden post.
4 - Nie tylko studenci szukali w komnacie wspólnej odpoczynku. Nim się spostrzegłeś, na twoich kolanach znalazł się cudzy kot. Rzuć kostką: parzysta - próba dotknięcia lub pogłaskania kota skończyła się tym, że zdobywasz nowego przyjaciela! Do końca wątku zwierzę spoczywa na twoich nogach i mruczy kojąco, dzięki czemu pozbywasz się wszelkich nerwów i do końca dnia czujesz się zrelaksowany; nieparzysta - kot wyjątkowo intensywnie gubił sierść i nawet jeśli nie jesteś alergikiem, nie możesz powstrzymać kichnięcia. W efekcie futrzak zrywa się wystraszony, zostawiając na twoich udach długie zadrapania.
5 - Jeden z uczniów wyjątkowo niezdarnie zbierał rzeczy i ewakuował się ze stolika obok, przez co zawartość jego kubka wylądowała na twoim ubraniu! Na szczęście napój nie był już aż tak ciepły, co nie zmienia faktu, że zdecydowanie pozostawił na Twoim ubraniu nieprzyjemną, ciemnobrązową plamę. Nieznana osoba, cała zaczerwieniona, zdołała się wymsknąć z pomieszczenia z cichym "przepraszam", w wyniku czego musisz sam uporać się z problemem. Aby pozbyć się szpecącego wyglądu, rzuć Chłoszczyść!
6 - Grupka dziewczyn siedzących w rogu prowadziła bardzo głośną dyskusję, która dla twoich uszu była bardzo nachalna i przeszkadzała Ci w skupieniu się nad rzeczami, którymi chciałeś się zająć w komnacie. Mimo że nie chcesz słuchać ich gadania, coraz to nowe zdania docierają do Ciebie i okazuje się, że studentki pasjonowały się... Eliksirami? Udało Ci się zasłyszeć kilka bardzo ciekawych informacji i dzięki temu zdobywasz jeden punkt kuferkowy z eliksirów - zgłoś się po niego w odpowiednim temacie.
Przede wszystkim dziewczyna wiedziała czego chce i chciała Parkera. Nie próbowała jednak zdobyć go idąc po trupach do celu, bo przecież do tego stopnia nie musiała się posuwać. Zastosowała więc terapię szokową. Gdy odsunął się od niej nagle, uśmiechnęła się, chcąc się również wydostać z jego uścisku. Chyba za dużo szoku mu zgotowała przez ostatnią godzinę, więc chciała go oszczędzić na dzień dzisiejszy. - Po prostu nie myśl - zdążyła z siebie wyrzucić, dopóki Shane nie zainicjował kolejnego pocałunku. Objęła go rękoma, przyciągając mocniej do siebie a potem jedną dłonią chwyciła go ostrożnie za policzek, masując go delikatnie opuszkami palców. Ona nie patrzyła na niego jak na brata, chociaż to sprawiło jej duży kłopot, kiedy przyłapała się na tym, że coś jest na rzeczy. Też zastanawiała się czy da radę sobie wybić z głowy fakt, że nigdy między nimi nie było nic intymnego jak między chłopakiem a dziewczyną, ale jak widać się udało. Ciężko, a jednak. Po chwili ostrożnie wysunęła się z jego uścisku, ciągnąc go za rękę do fotela. Gdy chłopak usiadł, ona usiadła mu na kolanach. Wytrzeźwiała całkowicie w przeciągu ostatnich kilku chwil. Nie chciała rozmawiać, ale też nie pocałowała Krukona - w zamian za to przyglądała się jego twarzy z nikłym uśmiechem, gładząc dłonią jego włosy, policzek i szyję.
Nigdy nie mówi się Krukonowi, aby nie myślal. Oni nie robią nic innego, tylko myślą. To tak jak powiedzieć śłońcu, aby nie świeciło. Ono nie potrafiło inaczej, on też nie. Ale najwyraźniej potrafił słuchać swojego serca, a może raczej głosu pożądania. Bo teraz sam nie wiedział, czy całowal ja bo tego pragnął. Czy tęsknił za tym uczuciem. Nie dało się również oszukać tego, że podobało mu się to. Ze jej usta były delikatne i, że gdzieś tam głęboko cieszył się z tego. Bo bądź c bądź, Shane nadal był tylko facetem bardzo podatnym na kobiece wdzięki. A jeśli jakaś kobieta całowala go sama z siebie. Był w stanie zrobić dla niej wszystko. Nagle dziewczyna odsunąła się od niego. Parker był nadal zdezorientowany więc dał się jej poprowadzić na fotel i jak posłuszny piesek usiadł na nim. Gdy dziewczyna usiadła na jego kolanach, jego ręce automatycznie znalazły się na jej biodrach. Zamkną oczy, gdy jej ręce gładzily go po twarzy i nie tylko. Było mu dobrze, co było widać po jego uśmiechu. Pę chwili jego ręce zaczely gładzic jej plecy. Po tym pocałunku Shane oczywiście zapragnął czegoś więcej. Prawdopodobnie dlatego jego jedna ręką błądziła po jej plecach. Natomiast druga wplatała się w jej włosy. Stało się i to, że chłopak przestał myśleć. A jednak to możliwe.
A chciała mu tylko powiedzieć o co chodzi. Nie, wróć. Nie chciała mu tego mówić, ale się stało. Ten pocałunek... tak bardzo miała na niego ochotę już od dawna, często zastanawiała się jaki jest jej przyjaciel jeśli chodzi o "te" kwestie, bo przecież nie mogła tego ocenić ani też dowiedzieć się z żadnego źródła. I w końcu się dowiedziała. Siedząc na jego kolanach, westchnęła cicho, po czym przyłożyła drugą rękę do jego policzka, zaczynając delikatnie masować skronie i czoło chłopaka. Dla zwykłego rozluźnienia. Potem zaczęła bawić się jego włosami a w końcu przekręciła się ostrożnie tak, że teraz mogła się swobodnie przytulić. Objęła go, głowę kładąc na jego ramieniu a nosem lekko muskała skórę na jego szyi. Teraz dobrze jej się milczało, całe napięcie powoli przechodziło, chociaż w pewnym momencie poczuła wyrzuty sumienia. - Naprawdę nie powinnam tego mówić, ale nie wiedziałam, że może dojść do takiej sytuacji. Po prostu tego odpowiednio nie skontrolowałam, a ty byłeś dla mnie taki dobry... nie rób niczego na siłę, Shane. Zawsze możemy wrócić do tego co było przed wejściem do tej komnaty, jakoś damy radę przecież - wpadła w słowotok, nad którym też nie mogła zapanować. W późniejszej części jeszcze dodała, że zwariowała i takie tam. Jak to kobieta.
Ten cały wieczór w komnacie, był dla niego jakaś wielką abstrakcją. Prawdopodobnie był po prostu ślepy na uczucia innych, nie widział tego, że może się komuś podobać. A na pewno nie swojej przyjaciółce. Najwyraźniej historia lubi się powtarzać, bo przecież tak samo było z Li. Ale im nie wyszło. A raczej Shane nie potrafił się przełamać, nie pociągała go w taki sposób. Ale z Oreo było inaczej, przecież często patrzył na jej kobiece kształty. Oczywiście tak aby dziewczyna tego nie widziała. Gdy zaczęła bawić się jego włosami, chłopak leniwie otworzył oczy i uśmiechnął się do niej delikatnie i zakłopotanie. A gdy wtuliła się w niego, nie pozostało mu nic innego jak tylko objąć ją swoimi ramionami i pocałować w czubek głowy. Po czy oparł swój policzek o jej głowę. -Andrea, nie teraz. Nie miej wyrzutów sumienia- powiedział spokojnie i zaczął gładzić ją po policzku. -Dobrze, że mi powiedziałaś. Może to mi otworzy oczy. Tylko musisz dać mi czas. Wiem, że to głupio brzmi. Ale trudno jest się przestawić na inne myślenie. Chociaż..- zawahał się delikatnie. Powinien jej to mówić czy nie? Jeśli i tak rozmawiali poważnie, to powinna wiedzieć. -Czasem zdarzało mi się pomyśleć o Tobie inaczej i spojrzeć na ciebie jak na kobietę a nie na przyjaciółkę, ale szybko to z siebie wypierałem.- wzruszył delikatnie ramionami.
Wszystko działo się na tyle szybko, że ona w pewnym momencie sama już nie wiedziała co się dzieje. Było jej trochę lżej na sercu, to fakt, jednak z drugiej strony wizja najbliższej przyszłości trochę ją dobijała. Coś do niego czuła, ale musiała poczekać aż on będzie pewien swojego uczucia (o ile takowe posiadał), a co za tym szło - powinna trzymać się od niektórych jednostek z daleka. Na przykład od takiego Alexandra lub Mishy, choć ten drugi powoli wkraczał na drogę ustatkowania się i spokoju ducha. Siedząc wtulona w Krukona zaczęła zastanawiać się nad tym co też najlepszego narobiła i czy tak źle jej było żyjąc w braku monogamii, ale był to chyba tylko moment paniki i strachu. Słysząc słowa Shane'a uśmiechnęła się pod nosem. - Dlaczego? Nie myślałeś, że może coś między nami być, co? - nadstawiła się do głaskania, a kiedy uzyskała to co chciała przymknęła oczy czując jak przechodzi przez jej ciało przyjemna gęsia skórka. Potem doszła w myślach do wniosku, że ma ochotę posunąć się o krok dalej, ale chyba na dzień dzisiejszy wykorzystała limit szokowania Krukona. - Ja zawsze byłam ciekawa jak całujesz i jaki jesteś w łóżku - wypaliła nagle, mówiąc szybciej niż myśląc. Nie oblała się jednak rumieńcem ani nie przeprosiła, miała w końcu niewyparzony język.
Trzeba przyznać, że dla Shane ten dzień będzie na pewno nie zapomniany. Nawet nie dzień, jego życie zmieniło się w przeciągu godziny. A to dużo, jak dla niego. Bo przecież, zawsze wszystko miał poukładane, na swoim miejscu. A tu do jego życia weszła Andrea i tak jakby wszystko rozwalił. Przyszła i zrobił burdel, ale czy na pewno mu to przeszkadzało? Cóż, nie czuł się tak już przytłoczony, jak chwilę temu. Nawet o ty nie myślał, bo miał pustkę w głowie, a za razem pełną myśli. Starał się cieszyć chwilą, nic więcej. Ale nie było to, aż takie łatwe. Zaczął się zastanawiać jakby to było, gdyby mógł mieć ją na co dzień. Przecież nie widywali się codziennie, a co jeśli się sobą znudzą? Bał sie tego, że może kogoś stracić, nie chciał tracić nikogo. Jedna strata w jego życiu zupełnie mu wystarczyła. Ale dlaczego miałby nie spróbować? Nie umiał odpowiedzieć sobie na to pytanie. - Sam nie wiem, tak jakoś po prostu.- odparł szczerze, głaszcząc ją po włosach. - Możliwe, że się bałem, tego, że mogę Cie stracić. - zawsze mówił to co myślał, więc dziewczyna mogła być pewna, że nie kłamał. Zaśmiał się cicho pod nosem. - Jak całuje już wiesz, choć to nie było to na co mnie stać.- odparł i pokręcił głową. A to niby faceci ciągle tak myślą o kobietach. Wolne żarty. Sam nie wiedział, co w niego teraz wstąpiło. Prawdopodobnie to, że chciał poczuć bliskość drugiej osoby, a dziewczyna jak sama to przed chwilą wyraziła, też tego chciała. Przestał ją głaskać i delikatnie usadził ją tak, aby siedziała twarzą do niego. Odgarnął jej włosy na prawy bok i zaczął składać pocałunki na jej szyi.
Gdy powiedział, że nie chce jej stracić uśmiechnęła się ponownie a potem dała się usadzić przodem. Ujęła twarz Krukona w obie dłonie, po czym ucałowała go w środek czoła. Tak naprawdę nic nie było pewne w ich relacji, zwłaszcza teraz, po jej zaskakującym wyznaniu. Równie dobrze mogło się okazać, że będzie przyjemnie przez jakiś czas a potem wszystko okaże się wielką abstrakcją i wtedy ich przyjaźń nigdy nie wróci do normalności. W tej chwili to co miało nadejść nie było ważne. - To pokaż mi coś więcej - powiedziała tylko, przekrzywiając szyję w bok. Przy Parkerze czuła się inaczej, niż przy reszcie chłopców, być może też dlatego, że nie musiała nic udawać. I mogła się zapomnieć, chociaż na chwilę, mając pewność, że ta sytuacja zostanie między nimi. Pocałunki, które składał na jej szyi przywoływały kolejną falę przyjemnych dreszczy przechodzących przez jej ciało, do tego stopnia, że przez dłuższy moment pozostała bierna jego pieszczotom. W końcu jednak przejęła inicjatywę, stanowczo, ale ostrożnie, łapiąc Krukona za włosy. Później wpiła się wargami w jego szyję, muskając ją również opuszkiem nosa. Wolną dłoń wsunęła pod koszulkę Shane'a, przesuwając palcami wzdłuż żeber, manewrując nią potem po jego klatce piersiowej i brzuchu oraz tuż nad linią spodni.
"To pokaż mi coś więcej." To na pewno podziałało na niego jak na przynętę. Wręcz jak płachta na byka. Bo przecież to było niemal jak zaproszenie. Gdy jego usta dotykały jej delikatnej skóry, poczuł delikatny prąd przechodzący przez jego ciało. Nawet jemu to się podobało. Chciał pokazać jej więcej, ale dziewczyna przejęła inicjatywę. Odsunął się od niej i dał jej przez chwilę prowadzić. Trudno było mu pozostać biernym, gdy dziewczyna tak go nakręcała. Gdy poczuł jej dłoń pod swoją koszulką, zamknął oczy i rozkoszował się jej dotykiem. Ale to nie trwało długo, nie mógł opanować żądzy pożądania jej. Wydał z siebie ciche wzdychnięcie i oderwał dziewczynę od siebie. Po czym połączył ich usta w namiętnym pocałunku. W pocałunku dziewczyna mogła poczuć pożądanie, oraz delikatność. Złapał ją za pośladki i wstał z fotela. Znał tą komnatę, więc wiedział, że parę kroków dalej stał stół. Położył na nim Oreo i złapał ją za biodra. Trzeba dodać, że ich krocza w takiej pozycji mogły się ze sobą stykać. Oderwał sie od niej ust. Jego ręce błądziły po jej udach, natomiast usta błądziły po klatce piersiowej. Błądziły tam, gdzie miała nagą skórę.
Choć znaleźli się w sytuacji intymnej i doskonale wiedziała co robić, tak świadomość, że znała się z tym człowiekiem ładne parę lat jako "przyjaciółka" tkwiło jej gdzieś z tyłu głowy. Nie mogła się skupić i kiedy tylko przypominała to sobie, chciała przerwać i wrócić do tego kiedy indziej. Chłopak jednak skutecznie wybijał jej to z głowy a w momencie, w którym siedziała już na stole z ustami Shane'a na piersiach (nie, nie nosiła stanika; zazwyczaj) wiedziała, że ma coraz mniej czasu na odwrót. Odwzajemniała pocałunki, przysuwając się jak najbliżej może. Przesunęła dłoń na plecy Krukona, drugą natomiast ujęła jego podbródek, spoglądając mu w oczy. - Shane, jesteś tego pewien? - wahała się, przez ułamek sekundy zastanawiając się gdzie zniknęła jej pewność siebie. Nie podobał jej się ten fakt, bo nie lubiła okazywać komukolwiek słabości a w tym momencie niewątpliwie tak było. I on o tym wszystkim wiedział. - Bo jeśli nie to dam ci czas, wiesz... - odetchnęła głęboko, delikatnie wbijając mu paznokcie w plecy, jednak nie na tyle mocno, by go zabolało. Miejsce w sumie też nie należało do najlepszych i wymarzonych, ale wybór przyszedł dość spontanicznie.
Najwyraźniej oboje nie do końca wiedzieli co robić, mimo tego, że każde z nich miało doświadczenie seksualne. Dziwne było robić to z kimś kogo znało się ładne parę lat i nie było się razem. Ale czy na pewno? Bo przecież ludzie robią to nawet gdy nie są razem. Ale Shane tak nie potrafił, nie rozumiał całej zasady "przyjaciół bez zobowiązań", bo zawsze coś takiego przerastało się w miłość. Często w miłość jednostronną. A jak wiadomo Parker nie chciał nikogo skrzywdzić, nikogo na kim mu zależy. A przecież zależało mu na niej. To, że nie nosiła stanika, bardzo go zaskoczyło i oczywiście spodobało mu się to. Spojrzał się na nią, gdy oderwała go od pocałunków. Czy był pewien? Nie, w życiu nigdy nie był niczego pewien. Ale wiódł za swoim pożądaniem, oczywiście w tej chwili. Ale mógł się opanować, potrafił przestać. Poza tym widział, że dziewczyna się zawahała. A Oreo nigdy się nie waha. -Niczego nie jestem pewien. Ale wiem jedno. Jesteś mi bliska, bardzo. To zabawne, że dopiero, po tylu latach otwarłaś moje oczy.- uśmiechnął się do niej i cmoknął ją w czoło. Uśmiechnął się do niej i pocałował delikatnie w usta. Nie musieli teraz tego robić, nie musieli robić niczego. Shane nadal jeździł rękoma po jej udach, ale nic poza tym. Tak ciągle patrzył w jej oczy z uśmiechem na twarzy. Nie odzywał się, po prostu patrzył na nią.
No właśnie - Angielka nigdy się nie wahała, dlatego też była zaskoczona swoim zachowaniem. Nie dała tego po sobie poznać, a w głowie zrobiła szybką analizę sytuacji i wyglądała ona dość przeciętnie, ale też nie tak bardzo do dupy, by nie było z niej wyjścia. Samo zawahanie mogło się wziąć z jej podświadomości, która usilnie krzyczała jej nad uszami, że się przyjaźnili dodatkowo literując to słowo jak w pierwszej klasie podstawówki albo z tego faktu, że nie była pewna, czy Krukon robi to, bo czuje podobnie, czy tylko dlatego, że jej pożąda. To były dwie różne kwestie i ona jako kobieta niosąca zgubę większości mężczyzn wiedziała jak też to funkcjonuje. Została jeszcze jedna opcja - mogła się w nim faktycznie zakochiwać, dlatego chciała poczekać, bo raczej nie brała pod uwagę faktu, że jej zawahanie mogło wiązać się z niegolonymi od dwóch dni na zimę nogami. Przecież chciała w TEJ sytuacji wyjść przed nim idealnie - wypacykowana, oczywiście "in a natural way", ubrana "przypadkowo" w pasującą do siebie kolorem koronkową bieliznę i na pewno nie w szkolnej komnacie wspólnej, do której zaraz ktoś cierpiący na bezsenność mógł przyjść. Nie przewidziała tego, że dane będzie jej dziś wykorzystać swój seksapil i chyba to ją bardziej zbijało z pantałyku. Bo na ten moment była brudna z błota i w powyciąganych ubraniach. - Musimy z tym poczekać, chcę wyglądać jak księżniczka - wybrnęła z sytuacji z twarzą, a przynajmniej tak jej się wydawało, jednak nie byłaby sobą, gdyby trzymała ręce przy sobie. Tak też po chwili z aroganckim uśmiechem wsunęła dłoń w bokserki Shane'a, zaciskając ją tam, gdzie nie powinna a drugą oparła się z tyłu o blat stołu. Zaskoczenie i rumieńce chłopaka bardzo jej się podobały, jednak nie miała zamiaru przestać, dopóki sam o to nie poprosi. Mówili, że zaciskanie rączek na tych partiach ciała relaksuje. W końcu z powrotem przysunęła się do Parkera, obejmując go wolną ręką w pasie (druga nie zmieniła swojego miejsca) a na koniec nachyliła się nad jego uchem. - Ale wtedy zapewniam niezapomnianą noc - wymruczawszy, subtelnie przygryzła płatek jego ucha. I teraz sama nie wiedziała czy gra, czy po prostu już tak spaczony ma charakter.
Tak, muszą poczekać to na pewno. Bo nie powinni robić niczego pochopnie, bo jak sam Shane wspominał, nie do końca wiedział, czy on teraz jej chciał bo chciał, czy na prawdę mu się podobała i wiązał z nią jakieś nadzieje. Bo nie chciał jej złamać serca, a gdyby teraz poszli o krok dalej, a jemu za dwa dni by przeszło? Lepiej ominąć taką niemiłą sytuacje. Przemyślą to sobie, a jutro znów się spotkają. Czy za jakieś parę dni i porozmawiają o tym. Albo samo to się stanie, kto tam wie. -Nie żebyś teraz nie wyglądała jak księżniczka, ale rozumiem. Poczekamy- uśmiechnął się do niej i nawet chciał odejść. No własnie chciał, ale dziewczyna go zaskoczyła i włożyła swoja dłoń w jego bokserki. Spojrzał się w dół i zagryzł delikatnie wargę. Dopiero po chwili znów wrócił do niej wzrokiem. I jak on miał odbierać te jej sygnały? To w końcu chciała czekać, czy też nie? Bo ten gest ewidentnie znaczył "nie". Kobiety, tak ciężko je zrozumieć... -To chyba ja powinienem Ci taką obiecać- zaśmiał się, a zaraz potem po jego ciele przeszły dreszcze. Przez podgryzienie jego płatka ucha, oczywiście. -Jeśli nadal chcesz z tym czekać, to lepiej wyciągnij tą rękę, bo nie wiem jak długo wytrzymam zanim się na ciebie nie rzucę- niemal wychrypiał jej to do ucha.
Oczywiście, że chciała go teraz przeru...szać. Okropnie tego chciała! Ale nie była pewna z jakim skutkiem to wpłynie na ich relację, dlatego też z wielkim bólem uznała, że lepiej będzie jak poczekają. Kusiła, nęciła, wręcz znęcała się nad nim fizycznie z ociąganiem wyciągając rękę z bokserek, ale koniec końców to zrobiła. - Dobrze, szefie - uśmiechnęła się a na koniec pocałowała Krukona, wtulając się w niego jak najbardziej może. Chyba wszystko sobie wyjaśnili, dlatego teraz każde musiało z nich ochłonąć. Zeszła ze stołu poprawiając ubranie. - Wracam do dormitorium, ty lepiej też już wracaj. Tylko uważaj na korytarzach - wskazała znaczącym ruchem głowy na jego spodnie, po czym ruszyła do drzwi zbierając swoje rzeczy po drodze. Ostatecznie chwilę po niej wyszedł Shane.
Miała trochę nauki... Ostatnio dawała sobie zdecydowanie zbyt wiele luzu. Zanim jezioro zamarzło, ciągle wychodziła na treningi, żeby w końcu opanować jazdę figurową na wodzie w swoich magicznych butach. Teraz jedynie wymykała się z łyżwami mając nadzieję, że jest to pewnego rodzaju wstęp do tego sportu. Nie chciała wyjść z wprawy przez cholerną zimę! Teraz jednak potrzebowała trochę ciepła, odpoczynku i, niestety, nauki. Dora wpadła do pomieszczenia prosto z dworu, z łyżwami w ręku i torbą pełną książek i pergaminów przygotowanych właśnie na tę okazję. Miała również przy sobie szczelnie zapakowaną fiolkę z sokiem ze śliwek samolewitujących, którą zamierzała podarować jakiemuś tajemniczemu chłopakowi. Bardzo zdziwił ją jego list, jednak nie miała problemów z podzieleniem się swoim zdobyciem. Sama również chciałaby, żeby w podobnej sytuacji ktoś ją poratował... A skoro miała dodatkową porcję, to czemu nie? O Thomasie Ecclestone wiedziała jedynie tyle, że jest Ślizgonem i z całą pewnością nie są na tym samym roku. Mimo to cieszyła się na poznanie kolejnej osoby - w końcu była jednak towarzyską istotką. Usiadła w jednym z wielkich foteli, umiejscowionym dość blisko kominka. Zrzuciła płaszcz, gryfoński szalik i czapkę, po czym ułożyła ostrożnie torbę i łyżwy obok siebie. Wyjęła pierwszą księgę, żeby powtórzyć sobie coś jeszcze przed eliksirami. Jej ulubiony przedmiot... Nie chciała pokazać się ze złej strony na lekcji!
Thomas nie ukrywał, że miał tutaj pewien interes. Z przyczyn od siebie niezależnych, nie mógł uczestniczyć w zajęciach zielarstwa. Przedmiot ten co prawda jego ulubionym nie był, ale jako dobrze rozwijający się chemik, nie mógł zignorować jego wpływu na swoją ulubioną sztukę. Gdzie jednak leżał problem? A no brak składników, które według rozpiski na grafiku będą niezbędny, by zostać dopuszczonym do klasy eliksirów. Nie chcąc stracić takiej okazji należało więc szukać kogoś, kto miałby ich nadmiar. Czy udało mu się odnaleźć taką osobę? Ależ oczywiście! Kim jednak ona była? Adoria Nymphia Amparo, Gryfonka, niewiele starsza od niego dziewczyna. Znali się? Nie, jedynie kojarzyli się z mijania na korytarzach. Tutaj więc Ślizgon miał ciut pod górę. Pytacie czemu? Ponieważ mimo upływu setek lat, wciąż wiele jednostek jest tutaj napełniona stereotypami. Jak masz zielone barwy, no to z automatu musisz być tym złym, któremu nie można zaufać a i rękę trzeba odtrącać. Krzywdzące? Trochę tak, ale nigdy mu to nie przeszkadzało.. do teraz. A co, jeżeli ta odmówi pomocy? Mógłby się podjąć pewnych metod, dzięki które zapewniłyby mu spokojnie sukces. Wolał jednak tego unikać. Kto jak kto, ale on preferował wpierw wpuścić w obieg swój własny naturalny urok osobisty, niż stosować się do tego drugiego kiedy miał do czynienia z przedstawicielkami płci pięknej..
Po wejściu do wspólnej komnaty rozejrzał się dookoła, chcąc ją wypatrzeć. Znalazł ją szybko a jego twarz ozdobił delikatny uśmiech. Jej uroda była łatwo dostrzegalna, lecz znajdujące się obok niej łyżwy trochę zbiły go z tropu. Pozytywnie zaskoczony? Powiedzmy. Sprzęt ten raczej sugerował, że ta posiada minimalną aktywność fizyczną. Lubił, kiedy kobiety dbały o sobie. Mniejsza jednak na tę chwilę o jego własnym guście, więcej akcji!
Ubrany w czarny garnitur podszedł spokojnym krokiem i zerknął na kobietę: -Adoria? - rzekł tonem i barwą głosu zdradzającą pytanie ale w pozytywnej formie. Wyszczerzył lekko zęby w zadowoleniu, chcąc ją do siebie przekonać. Pierwsze wrażenie rzeczą ważną i nie należało tego ignorować -Thomas Ecclestone, to ja posłałem Ci niedawno sowę. - podał prawą rękę i zerknął na pobliski fotel, pytając się jej niewerbalnie czy nie ma nic przeciwko, by usiadł obok niej.
Jeśli chodzi o dobre pierwsze wrażenie, to Thomas idealnie się spisał. Dorka nie kojarzyła go nawet za dobrze, jeśli chodziło o sam wygląd. W pierwszej chwili, gdy podszedł do niej tak elegancki osobnik, kompletnie ją zatkało. Odruchowo wstała, chwytając jego rękę. Przy okazji zrzuciła również z kolan swoją książkę, ale to nie było w danej chwili istotne! Thomas był przystojniejszy, niż się tego spodziewała. W dodatku garnitur - poważnie, garnitur? Adoria uśmiechnęła się od ucha do ucha, po czym usiadła z powrotem i gestem zaprosiła swojego towarzysza, aby uczynił to samo. - Tak, hej. Jasne. Sok ze śliwek! Już daję. - Zaczęła grzebać w torbie, dziwnie zakłopotana. Jeszcze taki chaos jej się chyba nie przytrafił! Jasne, bywała roztrzepana... I to o wiele za często. Zazwyczaj jednak zawieranie nowych znajomości nie sprawiało jej takich kłopotów, a tu proszę. Ślizgon w pewien sposób wyglądał na jakiegoś takiego... Majestatycznego. Wyrafinowanego. Nie wiedziała nawet jak opisać to we własnych myślach. - Cieszę się, że mogę pomóc... - Zerknęła na niego wesoło. Jeśli ktoś szukałby najmniej uprzedzonej do ludzi osoby, pewnie ucieszyłoby go znalezienie Adorii. Nie obchodziło jej, kto z jakiego był domu. - A ty się ciesz, że ominąłeś to zielarstwo. Te śliwki są koszmarne, poważnie. Chyba połowa soku wylądowała na naszych ubraniach, a nie w fiolkach...
Thomas dostrzegł pewne zdziwienie u nieznajomej, jednakże odebrał to jako komplement. Dziewczyna podała mu rękę, akceptując powitanie. Ślizgon zajął więc pobliski fotel, znajdujący się po przeciwnej stronie Gryfonki. Z wyraźnym zadowoleniem przyjął przedmiot, przyglądając mu się przez krótką chwilę. Sok ze śliwek i o to było tyle hałasu? Zdziwiło go to lekko ale skutecznie to zamaskował. Najważniejsze, że teraz będzie mógł rzeczywiście zjawić się na zajęciach i nie zostanie z nich wykopany. Przychylnym okiem spojrzał więc na pannę Amparo, co oczywiście informował przyjazny ton w jego głowie przy każdej z wypowiedzi: -Dziękuję Ci... - zaczął ale narzucił trzy sekundowa przerwę, jakby celowo chcąc podkreślić wagę swoich słów -Jestem mile zaskoczony.. dopiero teraz zaczynam żałować, że tak mało kontaktu miałem z niektórymi lwami.. - przedmiot schował i gdy już miał pewność, że się nie stłucze, powrócił skupieniem do towarzyszki, wysłuchując wydarzeń z zielarstwa. Patrząc na jego ogólne podejście względem przedmiotów innych niż eliksiry czy zaklęcia, rozbawiło go to wystarczająco by pochylić lekko głowę w dół i wyszczerzyć delikatnie mlecznobiałe zęby. Korzystając z tej krótkiej chwili, wzrok pokierował na jej nogi i zaczął kierować się ku samej twarzy. Niby rzecz naturalna i nie rzucająca się w oczy, ale mimo wszystko jak to na samca i hedonistę przystało, oceniał ją. W myślach rozważał, jak to się dzieje, że tyle pięknych kobiet trafia do tej szkoły. Odpowiedzi nie znał, ale stan ten mu odpowiadał. Wracając jednak do konwersacji musiał dodać: -Pomogłaś mi w potrzebie, jestem wdzięczny i skłonny się odwzajemnić. Jest może coś z czym masz problem? - zadał pytanie oczekując odpowiedzi. Czy Adoria miała już coś przygotowane? A może po prostu wolała zachować przysługę na później? Był w dobrym humorze i otwarty na propozycje. Sam także nie sprawiał wrażenia typowego wrogiego Ślizgona, więc może rzeczywiście znajomość ta będzie miała szansę rozkwitnąć? Zobaczymy..
Thomas wydawał się zaskakująco miły, jak na Ślizgona. Znaczy, Adorka naprawdę nie była w żaden sposób uprzedzona! Po prostu nie mogła nie zauważyć różnic pomiędzy zachowaniami wychowanków poszczególnych domów. Uczniowie Slytherinu bywali niestety bardziej oschli i często traktowali osoby z nieczystokrwistych rodzin gorzej. Na tej samej zasadzie Krukoni bywali przemądrzali, Puchoni niezaradni, a Gryfoni zadufani i nieodpowiedzialni. Adoria u każdego była w stanie wychwycić jakąś wadę, zawsze jednak koncentrowała się w większości na zaletach. Teraz było podobnie. Nie zorientowała się nawet, jak bardzo obserwowała swojego rozmówcę i jakie przyjemne wrażenie wywoływał na niej jego uśmiech. Dopiero gdy dotarło do niej, że sama szczerzy się mimowolnie, postanowiła się trochę opanować. No bo od kiedy tak reagowała na jakiegoś osobnika płci przeciwnej? - To nic takiego. Cóż, jesteśmy bardzo pomocni! No, przynajmniej ja. Tak myślę. Staramy się, chyba. - Zaśmiała się krótko, bo ciężko było jej wypowiadać się za cały dom. Zauważyła jego spojrzenie. Zawsze zastanawiało ją, czy ona również bywa tak oczywista. U niektórych ludzi kompletnie nie było widać tego typu ocen, inni z kolei wyraźnie przyglądali się drugiej osobie. Adoria była ciekawa, do której kategorii się zalicza... Thomas miał tyle taktu, ile można było spodziewać się po jego dostojnej osobie. Dyskretnie zaznaczył swoje stanowisko w tej sprawie. - Problem? - Powtórzyła mało inteligentnie. Cholerka, co ona mogłaby od niego chcieć? Miała całą masę problemów! Nie mogła zabrać się za naukę, wychodziła poobijana z treningów jazdy figurowej (brak nauczyciela bywał upierdliwy), w dodatku coraz częściej dopadały ją sercowe i życiowe rozterki. Nie wiedziała co myśleć i robić. A on się jej pytał, czy ma jakiś problem? - Wybacz, ale moja kreatywność chyba właśnie umarła. Wszystko mnie boli i po raz pierwszy od dość długiego okresu czasu zabrałam się za naukę... - Sprzątnęła przy okazji książkę od eliksirów i wrzuciła ją do torby, z której wysypywały się inne. No, ona to najlepszego pierwszego wrażenia jak na razie nie robiła! - Zresztą, nie musisz mi się odwdzięczać, to serio nic takiego. Jestem pomocnym człowiekiem, co poradzisz...
Stereotypy były powszechne w Hogwardzie, jednakże czasem znajdowały się osoby, które nie zwracały na nie uwagi bądź przynajmniej starały się nie skreślać od razu drugiego człowieka. Szufladkowanie nie jest miłą społeczną rzeczą i samo w sobie potrafi zrodzić konflikt, mimo braku na początku jakiejkolwiek agresji. Adoria była otwarta i pomocna. Oczywiście jej bezinteresowność zaskoczyła Thomasa ale to był dodatkowy plus, jaki jej mentalnie dał w swojej głowie. Nie można było jej także odmówić urody i jeżeli mielibyśmy powiedzieć to w mniej smacznym stylu, było gdzie zawiesić oko a widoki same w sobie byłe miłe dla odbiorcy.
Nawet jeżeli nie chciała niczego w zamian, Ecclestone postara się znaleźć okazję, by się odwdzięczyć. Taki już był a niespłaconych długów nie lubił. Czy pomoże jej na jakiś zajęciach? Wyciągnie z kłopotów? Uratuje z opresji? Pokibicuje na boisku? Wszystko było możliwe.
Oczywiście kontynuował rozmowę. -Wszystko Cię boli..? - zapytał z wymalowana troską na twarzy. Jego wzrok wędrował teraz po jej ciele, jakby oceniając czy chodzi o czysto fizyczny ból w postaci chociażby siniaków. Ignorantem jednak nie był, więc brał również pod uwagę rozterki miłosne -Służę dobrą radą albo odpowiednio dobranych eliksirem. - posłał jej szczery troskliwy uśmiech. Trochę się na życiu znał ale również świecił niczym gwiazdka na choince w kwestiach alchemicznych. Mało było rzeczy, których nie potrafiłby przyrządzić a miał też w głowie przecież parę pomysłów na własne unikatowe mikstury. Najważniejszy jednak był ton. Nie narzucał się na siłę i nie naciskał. Takie zachowanie jedynie odrzucało i powodowało głównie większe zamknięcie się w sobie. Była to szczera propozycja, którą mogła wykorzystać lub grzecznie odmówić. Na pewno się za nic nie obrazi.
Adoria często martwiła się, że pierwsze spotkania z kimś mogą wyjść niezręcznie. Była taką gadułą, że często zdarzało jej się wypaplać coś idiotycznego, a przy tym... No cóż, zawieranie nowych znajomości nie było takie proste. Dziewczyna odczuwała niezdrową potrzebę bycia lubianą przez każdego, kogo tylko napotkała. Próbowała się przez to dopasować do każdego środowiska, co wcale nie kończyło się zbyt dobrze. Z Thomasem jednak rozmowa sama płynnie przechodziła, co było miłym zaskoczeniem. Nawet jej roztrzepanie nie sprawiało większych problemów, Ślizgon wydawał się być dość wyrozumiały i przyjazny. Pewnie duży wpływ na to miała przysługa, jaką mu oddała, ale jednak! - Och, tak. Zabrałam się ostatnio poważniej za jazdę na łyżwach i teraz ciągle ląduje na lodzie, dlatego siniaki. I tańczę... A oprócz tego to zakwasy... - Skrzywiła się lekko. Lubiła sport, nawet bardzo. Może nie lgnęła aż tak do quidditcha jak do zajęć w stylu właśnie łyżew, biegów czy kick boxingu. Nie można było nie zauważyć jej rozwiniętej sprawności fizycznej, bo przecież przede wszystkim była tancerką! Nie lubiła zażywać eliksirów, czy rzucać zaklęć mających zniwelować efekty ćwiczeń. Były one przecież w pewnym stopniu potrzebne, aby pokazać jej jakie postępy poczyniła, co zrobiła dobrze a co źle. Oczywiście, jeśli nabawiała się jakichś kontuzji, nie katowała się i szła do skrzydła szpitalnego. Zwykłe zakwasy czy drobne siniaki nie były jednak niczym niebezpiecznym. Przygryzła lekko dolną wargę, dostrzegając jak uroczy i troskliwy był uśmiech, który posłał jej Ecclestone. - Co do eliksiru to chyba odmówię, ale chętnie przyjmę na przykład towarzystwo. - Uniosła pytająco jedną brew, ciekawa odpowiedzi chłopaka. W końcu mógł nie lubić sportu, albo nie chcieć wybrać się chociażby na łyżwy. Jednak gdyby wyraził ochotę, zyskałby w jej oczach dużo, nawet bardzo dużo.
Rozmowa trwała dalej i jak na razie wszystko wskazywało na to, że relacja ta będzie pozytywna. Thomas wysłuchał wytłumaczenia gryfonki, kiwając raz głową na zrozumienie. Czyli mamy do czynienia z aktywnie fizyczne kobietą, która nie boi się siniaka bądź dwóch, nie wspominając o potencjalnym ataku zakwasów. Zrozumiał jej podejście do eliksirów i wspomaganiem się nimi przy tak drobnych sprawach. Uszanował to i nie naciskał. Sam oczywiście miał odmienne zdanie ale było ono spowodowane tym, że tu właśnie leżało jego zainteresowanie i zarazem czarny konik. Gdyby do tego jeszcze dodać jego hedonistyczna naturę, to postępowałby wręcz wbrew sobie, gdyby nie umiliłby sobie sytuacji jakimś właściwym napojem.
Lwica nie miała jednak nic przeciwko towarzystwa a jakby tak bliżej się temu przyjrzeć, było ono wysoce preferowane. Czując nadal ciężar lub obowiązek odwzajemnienia, zgodził się od razu. Nie traktował tego jednak jako karę czy stratę czasu. Towarzystwo zapowiadało się interesujące, dlatego pozytywnie rozpatrywał ten scenariusz. Był też wystarczająco rozeznany w temacie, by wiedzieć, że aktywność fizyczna z płcią przeciwną jest niezwykle obiecującą czynnością. Czy miał wobec niej jakieś plany? Być może coś się w jego głowie zrodziło, ale nie pozwalał by przejęło to nad nim władzę. Facet pozostanie facetem i o niektórych sytuacjach myśli tak a nie inaczej, lecz to nie zawsze go definiowało. Łyżwy znajdujące się obok były wystarczającą wskazówką: -Nauczyłem się jeździć kilka lat temu, ale zapomnij o jakichkolwiek akrobacjach... - uśmiechnął się, wstając i tym samym akceptując propozycję. Nie było co siedzieć, skoro było tyle innych możliwości w repertuarze..
[możliwe zt x2? xD] Jeżeli Adoria się zgodzi, no to może napisać kolejny post już w kolejnym wybranym przez siebie temacie.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Po całkiem uroczym spotkaniu Hurry'ego, dzięki któremu wyglądałam ciut lepiej, ale wciąż miałam na sobie od pasa w dół przewiązaną kotarę w barwie zgniłej zieleni i o wiele za dużą koszulę, postanowiłam, że za wszelką cenę muszę dostać się do Hogsmeade. Nie dość, że zamarzałam doszczętnie, nie czując już palców, to moja obolała stopa chyba zaczęła puchnąć, po nadepnięciu na bliżej nieokreślony przedmiot. Dodatkowo byłam już zmęczona całą tą sytuacją, z kolei wilgotne włosy nie chciały schnąć w temperaturze zamku - i chyba tylko ze względu na nie i brak butów jeszcze nie podjęłam się durnej próby marszu w takim stroju do magicznej wioski. Rozważałam każdą możliwą trasę, przez zwyczajną, po ścieżce, po najkrótszą, tajną z wyjściem w jednym ze sklepów, gdyby tylko był jeszcze otwarty o tej porze. Nie byłam pewna, która była godzina, chociaż mogłam się domyślać, że powoli zbliżała się cisza nocna, a co za tym szło: zwiększone ryzyko spotkania nauczyciela i zarobienia kolejnych ujemnych punktów. Nie zrobiłoby to na mnie pewnie wrażenia, gdyby nie urażona duma Krukona i świadomość, że Ravenclaw w ostatnim czasie wypada dość słabo na tle innych domów. W geście poddaństwa i wszechogarniającej bezradności weszłam do jednego z w miarę przytulnych pomieszczeń, siadając w rogu na kanapie. Przymknęłam powieki, zakrywając twarz dłońmi, by na spokojnie poukładać myśli, lecz i to nie trwało długo - może pięć minut później zerknęłam przez palce w kierunku skrzypiących drzwi. Widok mojego byłego-aktualnie-geja był chyba ostatnim czego teraz potrzebowałam. - Za jakie grzechy... - Westchnęłam ciężko i udając, że wcale go nie widzę, ponownie odchyliłam głowę do tyłu.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Funkcja prefekta dawała całkiem sporo korzyści i Leo chcąc nie chcąc przyzwyczaił się do tej połyskującej odznaki. Inna sprawa, że o ile w zeszłym roku został zaszczytnie wybrany, w tym trochę większy wkład miał sam - kiedy przepraszał Hampsona nie spodziewał się, że ta pusta formułka prośby o drugą szansę w ogóle coś da. Tak czy inaczej znowu miał władzę odejmowania punktów, bardziej mu się podobało (i przydawało) zajmowanie młodszymi Gryfonami. Największym plusem jednak było to, że nauczyciele obrzucali go innymi spojrzeniami i jakby łagodnieli - prefekt spacerujący w nocy po zamku to norma, a wręcz wypełnianie obowiązku! Vin-Eurico wcale się nie stresował, gdy w półmroku przemierzał korytarze. Zasiedział się u profesora Bergmanna, zdając mu relacje odnośnie liścia mandragory, który dalej namiętnie żuł. Przyszedł do nauczyciela prosto z treningu, miał zatem wielką torbę przerzuconą przez ramię. W drodze powrotnej zajrzał jeszcze do Wieży Gryffindoru i tam tak go zagadali, że do Hogsmeade kierował swoje kroki dopiero w okolicach północy. Nie planował żadnych więcej przystanków, ale wyłapał po drugiej stronie korytarza dźwięk kroków i wiedziony ciekawością właśnie tam podążył. Nie spodziewał się wcale niczego poza drobnym upomnieniem i odesłaniem błąkającego się po nocy ucznia - rozważał nawet czy odjąć punkty, czy też nie. Leo nie lubił hipokryzji, a sam łamał regulamin nagminnie; odznaka zobowiązywała, a chłopak liczył na to, że Puchar Domów w końcu zgarnie Gryffindor. Wszedł do pomieszczenia z dość surową miną, gotów ganić i besztać za to jawne podpadanie prefektowi. Kiedy jego spojrzenie spoczęło na drobnej, ledwo odzianej postaci, siedzącej zupełnie niewinnie, to od razu złagodniał. - Paddie? - Zdziwił się, podchodząc trochę bliżej. Mimowolnie staksował ją wzrokiem, zawieszając spojrzenie może minimalnie zbyt długo na tej tajemniczej koszuli, która cóż, wiele nie ukrywała. Leo odruchowo się rozejrzał, szczerze mając nadzieję, że kogoś tu sobie Krukonka przygruchała i dlatego ma tak nietypowy strój. Brak kogokolwiek w polu widzenia odrobinkę go zaniepokoił. - To taka nowa moda? Podpisałbym petycję o zmianę damskiego mundurku... - Mruknął z rozbawieniem, szturchając ją lekko łokciem. Uniósł pytająco brwi, siadając obok i czekając na jakieś wyjaśnienia.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Moje usta zacisnęły się w wąską kreskę, gdy Leo zamiast wyjść, podszedł i szturchnął mnie łokciem w obolałe po dzisiejszym treningu ramię. Mimowolnie spojrzałam nań, wyraźnie zirytowana tym komentarzem, choć nie skomentowałam tego typowym dla siebie sposobem. Skrzyżowałam ręce pod biustem, który pod koszulą z puchońskiego mundurka był chyba nawet bardziej widoczny, niż pod kotarą zerwaną z karniszu, a jedyne co dobrze zakrywał to siniaki i zadrapania po Quidditchu. - Jeśli masz zamiar odjąć mi punkty, to zrób to teraz i po prostu daj mi spokój. - Wydusiłam z siebie wreszcie, wskazując podbródkiem na lśniącą odznakę prefekta. Nie wiem zresztą czemu tak dziwi mnie jej obecność, być może nigdy nie sądziłam, że Gryfon będzie aspirować do tej roli albo, że ktokolwiek mu tę rolę powierzy. Nie krytykowałam, nie dopytywałam - najwidoczniej dyrektor miał swoje powody. Zamiast tego odwróciłam twarz w przeciwnym kierunku. Zapadła między nami niezręczna (przynajmniej dla mnie) cisza, a spojrzenie chłopaka, które na sobie czułam, w końcu sprowokowało mnie do mówienia. - Byłam na treningu, później chciałam się wykąpać jak człowiek. Ale niestety w tym zamku ludziom do normalności wiele brakuje, więc ktoś ukradł mi moje ubrania. Z tego wszystkiego nie jestem pewna czy moja różdżka była razem z nimi, czy została w szatni koło boiska, czy może zostawiłam ją w mieszkaniu. Przy okazji straciłam już kilka punktów, wpadłam na uroczego Puchona, który dał mi swoją koszulę, żebym nie musiała chodzić owinięta zakurzoną kotarą i skontrolowałam stan czystości podłóg. Strasznie boli mnie stopa, chyba coś w nią sobie wbiłam i w ogóle wszystko mnie boli. Zadowolony? - W geście manifestacji, z bardzo naburmuszoną miną wskazałam na swoją bosą stopę i siniaka na przedramieniu. - Ostatnim czego teraz potrzebuję to rozmowa z tobą. - Dodałam, szybciej mówiąc, niż myśląc i szczerze pożałowałam swoich słów. Moja dotychczas obrażona mina nieco złagodniała, gdy niepewnie zerknęłam na chłopaka; nie był niczemu winien, więc czułam się źle z faktem, że chyba go obraziłam. Cała ja: królowa delikatności i taktu. - Przepraszam, Leo. Jestem zła i zmęczona, poza tym jest mi zimno i marzę o powrocie do domu. - Mimowolnie przeniosłam wzrok na palce, których już powoli nie czułam, a po dłuższej chwili wpatrywania się w nie, z całej bezradności w końcu zaczęłam płakać, jęcząc coś pod nosem o swojej beznadziejności. Niekoniecznie chodziło mi o zaistniałą sytuację, a bardziej o ogół wszystkich zdarzeń z ostatnich miesięcy i to, że rozkleiłam się przed osobą, przed którą najbardziej chciałam udawać, że jest w porządku.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Faktycznie miał w planach odjęcie punktów, ale był w stanie przeżyć bez tego - Padme wyglądała na dostatecznie przybitą. Sam Gryfon humor miał niezły, chociaż rzeczywiście wolałby już być w mieszkaniu. Hogwart Hogwartem, ale własny prysznic... no, dzielony z kimś. Jedną wyjątkową osobą. Leo otworzył usta, aby poinformować dziewczynę, że ze względu na podejrzane okoliczności jej odpuści, ale ta wybuchła i zaczęła mu wszystko opowiadać. Grzecznie słuchał, krzywiąc się lekko na wieść o zranionej stopie; współczuł jej również paradowania w tak cienkiej i przewiewnej kreacji. Nie miał pojęcia czemu został potraktowany jak jej wróg i pokazał jej to pozbawionym zrozumienia zmarszczeniem brwi. Prawdę mówiąc średnio rozumiał ich relację, ale od kiedy tłumaczył Ruth upewnił się, że między nim a Krukonką kryzys został zażegnany. - Nie jestem zadowolony, czemu miałbym być? - Skrzywił się bardziej na kolejne słowa ciemnowłosej, ale ta zaraz sama zauważyła swój błąd. - Ciężki dzień, hm? No to trzeba się podnieść i pójść do Hogsmeade, proste. Zyskałaś obstawę, a jeśli stopa tak ci doskwiera, to mogę cię ponosić. - Głos miał pogodny i humor zaskakująco dobry, toteż nie dał się zrazić zmęczonej Padme. Musiał szybko rozeznać się w sytuacji - miał bluzę i kurtkę, w ostateczności mógł dziewczynę czymś poratować, tym bardziej, że zaczynała się rozklejać. Machnął różdżką z niewerbalnym Accio, mając szczerą nadzieję, że przywoła z dormitorium Gryfonów swoją bluzę; oczywiście efektu nie było. - Uch, czekaj - mruknął, próbując ogrzać towarzyszkę starym dobrym Fovere. Zdusił przekleństwo, kiedy nawet ten czar nie zadziałał. Miał już się poddać, kiedy przypomniał sobie o schowanych w torbie butach sportowych. Dobrze jednak czasem targać ze sobą treningowe rzeczy... - To niesprawiedliwe, ja tylko próbuję pomóc - westchnął, nie osiągając żadnego efektu przy rzucaniu Reducio. Dopiero za drugim razem zmniejszył obuwie do rozmiaru stóp Pandy, podsuwając jej swoją "zdobycz". - Sumptuariae leges - dodał z zadowoleniem, ponieważ to zaklęcie jeszcze ani razu go nie zawiodło. Przez różdżkę przemknął dziwny impuls i o dziwo koszula Padme wcale nie przemieniła się w wybrany przez chłopaka strój - zmieniła barwę na nieco ciemniejszą i tyle. Gryfon zacisnął wargi w wąską kreskę, trochę obawiając się kolejnych prób. Zanim Krukonka dostała szansę na protestowanie lub pomaganie, machnął różdżką raz jeszcze. Najwyraźniej warto próbować, bo w końcu koszula transmutowała się we wzorzasty kombinezon. Leo nie miał pojęcia czy to zakłócenia, czy jego rozproszenie - dekolt był za duży i zabrakło rękawków, a na ramiączka było zdecydowanie za chłodno. I to wszystko pomijając fakt, że ciemnowłosa nie miała nawet bielizny... Podał Padme kurtkę, samemu zostając w bluzie, a następnie podniósł się i schował różdżkę. - Lepiej nie będzie. - Przykucnął jeszcze na chwilę przy Krukonce, obdarzając ją czułym uśmiechem i ścierając z jej policzka zbłąkaną łezkę. - Nie jesteś beznadziejna, słońce. To ja ledwo sobie radzę z magią, nie? Chodź. - Pociągnął Padme delikatnie za rękę.
Jestem na fonie i kodu nie dam, ale wszystkie zaklęcia opisuję tak: Accio - 3 Fovere - 3 z przerzutem na 5 (z zaklęć już brak przerzutów) Reducio - 5 Reducio 2 - 4 Sumptuariae leges - 6 z przerzutem na 6 z przerzutem na 1 (wykorzystane 2/2 przerzutów z transmutacji) Sumptuariae leges 2 - 2
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Trochę nie spodobała mi się próba machania różdżką przed moim nosem, a potem kilka kolejnych, bo w związku z buntem magii miałam dziwne przeczucia, że zaraz jeszcze zostanę albo całkowicie nago albo co gorsza zaklęcie zrobi mi krzywdę. Jednak nie zbuntowałam się specjalnie, będąc wyraźnie pochłonięta mazaniem się i czekaniem na zbawienie - ono póki co dzielnie walczyło z magią, podejmując próbę wyczarowania mi ubrań. W milczeniu przetarłam twarz, decydując się na przerwanie całej sytuacji, gdy wreszcie dwa zaklęcia zadziałały tak, jak powinny. Posłusznie ubrałam kurtkę, z butami mając problem: stopa bolała, z kolei w sali było zbyt ciemno, żeby sprawdzić co w ogóle się z nią stało, ale i z nimi sobie jakoś poradziłam. Nie zwróciłam też szczególnej uwagi na ukradkowe spojrzenie Leo w mój dekolt - byłam święcie przekonana (lub za mocno wierzyłam plotkom), że kobiety już go nic a nic nie interesują, więc czemu teraz miałby zainteresować się moim biustem? Chociaż nasza relacja była dziwna, chyba nie do końca dopowiedziana, poczułam się przy nim bezpiecznie pierwszy raz od wyjścia z łazienek studenckich oddychając z ulgą. Wstałam z kanapy i utykając, dzielnie pomaszerowałam za nim w kierunku Hogsmeade.
Po wyjściu z zamku, na ścieżce prowadzącej do wioski nie wiedziałam jak się zachować. Część drogi milczałam, trzymając usilnie na wilgotnych włosach kaptur; zrzuciłam go jednak, bo w gruncie rzeczy nie widziałam nawet gdzie idę. - Dzięki za pomoc. - Powiedziałam, choć słowa raczej nie były w stanie opisać mojej wdzięczności. Wcale nie musiał mi pomagać, a po prostu wyjść, gdy mu kazałam, odejmując mi kilka punktów. To tym bardziej sprawiało, że czułam się głupio. - Dawno nie rozmawialiśmy. Co słychać? - Byłam ciekawa, czy dotarła do niego plotka o moim wyjeździe do Walii i rzekomej próbie samobójczej i czy jego dobroć serca nie wynikała z litości, ale nie zamierzałam podejmować tego tematu jako pierwsza.