Strumień spływa powoli po kamieniach, którymi wyłożone jest dno. Nie jest zbyt długi, jednak przyjemny szum wody sprawia, że mieszkańcy bardzo lubią przychodzić w to miejsce i spędzać tu długie godziny na odpoczynku. Jeżeli bardzo dokładnie rozejrzeć się po okolicy, da się odnaleźć kilka rodzajów specyficznych ziół i roślin. Najbardziej wyjątkowa, głównie przez swoją niedostępność w innych miejscach, jest języcznik migocący. Rozpoznają je tylko wprawieni w zielarstwie, gdyż niewiele różnią się od zwyczajnych paproci. Wprawna obserwacja pozwala zauważyć delikatny pyłek, unoszący się bardzo powoli spiralami - jest tak subtelny, że trzeba na nim bardzo skupić wzrok, aby dostrzec choćby lekkie migotanie. Spomiędzy kamieni, unosząc się nieznacznie nad powierzchnię wody, wyrastają żabieńce strumykowe. Te miniaturowe roślinki ciężko znaleźć gdzie indziej. Podobnie jest zresztą płomiennicę drzewną, wyrastającą na drzewach bliskich strumieniowi. Prawdopodobnie to woda ma jakieś specyficzne właściwości. Kiedy ma się trochę szczęścia i ochotę na wejście do strumienia, między śliskimi głazami da się znaleźć kruszyny kamieni szlachetnych. Można je spokojnie wymienić na galeony.
Rzuć trzema kostkami, aby sprawdzić, czy udaje ci się znaleźć kamienie.
► Pierwsza kostka definiuje, czy udaje ci się coś znaleźć: 1, 5 - Udaje ci się znaleźć kamień; 2, 3, 4, 6 - Nie udaje ci się znaleźć kamienia.
► Druga kostka - jeśli pierwsza zakłada, że coś znalazłeś, wskazuje, jaki to kamień: 1 - Ametyst 2 - Rubin 3 - Szafir 4 - Szmaragd 5 - Kwarc różowy 6 - Onyks
► Trzecia kostka określa, w jakim jest stanie oraz na ile galeonów możesz go wymienić: 1 - Marne okruchy - nie dostaniesz za nie nic 2 - Drobne cząstki - niezbyt dużo warty - 10 galeonów 3 - Pomniejsze kawałki - 30 galeonów 4 - Jeden, większy kawałek - 70 galeonów 5 - Bardzo brudny spory kawałek - 120 galeonów 6 - Cały kamień - może lepiej go zachowaj? Dostaniesz za niego 250 galeonów!
Kamieni możesz szukać raz w miesiącu! Z racji tego, że miejsce znajduje się w Dolinie Godryka szukać kamieni mogą wyłącznie studenci i dorośli!
Autor
Wiadomość
Thalia S. Heartling
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,65m
C. szczególne : czarny tatuaż armband na prawym przedramieniu || zapach miodu, szpitala i kawy
Dawno jej tu nie było. Wpierw znalazła się niemal na drugim końcu świata, a kiedy wróciła życie pochłonęło ją do tego stopnia, że nie miała czasu, by przypomnieć sobie o strumieniu. Pamiętała jednak teraz, wspomnienie było jasne w jej głowie, gdy jeszcze w czasach szkolnych znalazła tu cenny kamień i chyba chciała sprawdzić czy jej się to nie przyśniło – choć sen w jej życiu był deficytowy. Znalazła się w okolicach Doliny Godryka i skierowała się w stronę, w którą jak jej się wydawało miała iść. Bo choć doskonale pamiętała, że znalazła wtedy rubin, tak za nic w świecie nie była pewna ścieżki, którą obrała. Była za to przekonana, że teraz błądzi, chociaż gołe konary ułatwiały jej zorientowanie się gdzie była, to droga zajęła jej znacznie więcej czasu niż przypuszczała. W końcu jednak najpierw go usłyszała – szum wody, który był żywy mimo niskich temperatur, i całe szczęście, jeszcze tego by brakowało, by musiała rozbijać lód. Stanęła na brzegu rwącego strumienia i przez chwilę chodziła w tę i z powrotem, by w końcu zobaczyć błysk kamienia, który od razu przyciągnął jej uwagę. Z nietęgą miną stanęła w lodowatej wodzie, zaciskając mocno zęby, choć chłód niemal ranił jej kostki. Przywołała zaklęciem brudny kawałek kamienia, wiedząc, że dostanie za niego kilka galeonów.
Słyszała od braci o tym miejscu jeszcze na długo zanim mogła tu przyjechać. Sprawa była o tyle utrudniona, że najpierw nie mogła się na tak długo i daleko wyrwać z zamku, a potem dochodziła jeszcze kwestia dostania się do Doliny, bo przecież Ruby nie zamierzała się teleportować – ani sama, ani z kimkolwiek innym. Więc dopiero teraz sobie przypomniała o tym magicznym strumieniu, co obdarowywał czarodziejów bogactwem, a umówmy się – idą święta i Maguire potrzebowała pieniędzy. Dlatego zaparkowała sobie przy lesie i dalej skierowała się już pieszo, rzecz jasna błądząc niemożliwie, ale w końcu dotarła na miejsce. Wlazła do wody, nie zważając na chłód, który mroził jej skórę – potem wszystkim powie, że morsowała rzecz jasna. W końcu jakiś błysk przyciągnął jej wzrok i wyjęła z wody okropnie brudny kawałek ametystu, ale liczyła na to, że wpadnie za niego trochę galeonów!
W tych nielicznych momentach, kiedy zmuszona była pojawić się w Dolinie - zwykle z powodów związanych z pracą - jeśli miała tylko wolną chwilę, szwędała się po okolicach strumienia, szukając namiastki spokoju i, coż, szczęścia. I to nie metaforycznego odczucia, a tego w postaci pokaźnego kryształu, które podobno dało się tu znaleźć. Sama jednak, jeśli już na coś trafiała, to jedynie na błyszczące drobiny, warte niewiele więcej, niż obiad z deserem w lokalnej knajpce. Dlaczego dzisiaj miałoby być inaczej? Dróżka prowadząca wzdłuż strumienia była popularną ścieżką, nie raz, nie dwa widziała tutaj spacerujących, którzy nie odrywali wytężonych spojrzeń od kamienistego dna wody - a jednak dzisiaj w śniegu nie było widać żadnych innych śladów. Saska torowała sobie drogę, brnąć niemal po łydki w kruchym puchu, dosłownie czując, jak przemakają jej spodnie. Im dalej w las, tym głupszy wydawał jej się pomysł przyjścia tutaj. — Gdzie strumyk płynie z wolna... — podśpiewywała pod nosem, na przekór myślom by zawrócić i przed powrotem do Londynu skoczyć jeszcze na grzane wino, bo bądź co bądź, wydawało się jej, że im głośniej będzie, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że jakieś przyczajone w gęstwinie stworzenie ją zaatakuje znienacka, myśląc, że jest łatwą ofiarą — rozsiewa dyptam mag! Trzepotka rośnie wonna, a nad nią szumi gaj... Wyjątkowo podeszła od zachodniej strony. W porze letniej była całkowicie zarośnięta, a roślinność stanowiła naturalną osłonę przez dotarciem do brzegu, ale ciężar śniegu przyszpilił gęstwinę do ziemi, dzięki czemu dało się niejako przez nią przejść. Dzisięć minut. Tyle czasu sobie dała, zanim zrezygnuje i wróci do wioski. Przy pomocy różdżki rozgrzebywała zmarzniętą glebę, odsłaniając bure kamienie, tworząc podkopy, nie miejąc większych nadziei na znalezienie czegokolwiek. Sprawdzała coraz głębiej i w końcu, ku jej całkowitemu zdziwieniu, coś błysnęło kusząco. Na pierwszy rzut oka uznała, że to kolejny odłamek, ale gdy sięgnęła po coś, co zdawało się być zabłoconym rubinem, ten nie ustąpił łatwo, mocno osadzony pomiędzy kamieniami. Szarpała się z nim chwilę, szczękając zębami z zimna, bo zanurzanie rąk po łokcie w lodowatej wodzie, było co najmniej nierozsądne - ale nie odpusciła, dopóki dorodny kryształ nie ustąpił.
z/t.
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Przebywanie pośród natury było czymś, co Nakir uwielbiał. Nie rozpoznawał większości roślin, poza podstawowymi gatunkami, ale nie przeszkadzało mu to w spacerowaniu po lesie. Wsłuchiwał się w szum drzew, szmer płynącego przeklętego strumienia i obserwował ślady zwierząt. Nie trzeba było wiedzieć, na co się patrzy, żeby podziwiać piękno natury. Jednocześnie, przeklęty strumień był znany ze swych drogocennych kamieni, na które każdy choć raz próbował zapolować. Nakir wiedział, że nie był jedynym, który zachodził nad strumień, ale zawsze zaskakiwało go, że nie spotykał nad nim innego czarodzieja. Tego dnia również, choć widział ślady innych osób, które były tu przed nim. Podszedł nad brzeg strumienia, przyglądając się chwilę błyszczącej w świetle wodzie, a także roślinom, które zaczynały kwitnąć, choć z pewnością nie powinny. Nagle jego uwagę przykuł wyraźny błysk jednego z kamieni. Sięgnął po niego, próbując nie przejmować się lodowatą wodą, a po chwili uśmiechał się lekko, widząc, że zdecydowanie znalazł jeden z cenniejszych kamieni. Schował go do kieszeni, po czym wolnym krokiem skierował się w stronę miasteczka, aby sprzedać go u lokalnego jubilera.
Tęsknił za Doliną Godryka - uderzyło to w niego najmocniej oczywiście dopiero teraz, kiedy już do niej wrócił, ciekawsko rozglądając się po okolicy. Chciał sprawdzić co się pozmieniało, ale też chciał upewnić się, że niektóre rzeczy zostały takie same; dość pewnie skierował kroki w stronę słynnego strumienia, o którym przecież od dawna krążyły plotki o potencjalnym bogactwie. Pamiętał, że jako dziecko skrobał ciekawsko tutejsze kamyki, by doszukać się jakiegoś błysku... czasem nawet trafiały się jakieś szlachetniejsze drobiazgi, choć te zwykle miały wartość bardziej wizualną, niż materialną. Odwilż, która nadeszła wraz z początkiem lutego, nie sprzyjała spacerom po lesie - raptem po kilku krokach miał już całkiem oblepione błotem buty, musiał więc walczyć z chęcią rzucenia jakiegoś pomocnego zaklęcia. Powtórzył je kilka razy w głowie i wyobraził sobie jego efekt tak mocno, że był niemal pewny jego działania. Nie potrzebował udowadniać sobie nic różdżką. Uniósł brew w mimowolnym zaskoczeniu na widok strumyka, który zdecydowanie nieco się rozlał przez tę pogodę - było to o tyle pomocne, że Lennoxowi od razu rzuciła się w oczy niebieska błyskotka. Zgarnął mokrą i zabrudzoną grudkę, przespacerował się jeszcze trochę i wreszcie to już u jubilera upewnił się, że trafiła mu się szafirowa bryłka.
Zima nie działała na nią najlepiej. Wiatr, mróz i błoto dosadnie psuło jej humor, toteż nierzadko (o ile pozwalał jej na to grafik) pakowała swoją torbę i przyjeżdżała do Doliny Godryka. Rezydencja Seaverów nie była co prawda jej rodzinnym domem, to znaczy była, ale nie do końca. Przecież wychowała się we Włoszech i właśnie tam zostawiła cząstkę swojego serca. Vera tuż po przebudzeniu ubrała się w dresy i założyła na nogi solidne, zimowe buty. W sumie to w domu było niemalże pusto, toteż nie było zbyt wiele do roboty. Jej to wcale nie przeszkadzało i tak miała ochotę na chwilę samotności. A czy istniała lepsza rozrywka niż długa wędrówka w głąb lasu? Przyszła nad strumień w poszukiwaniu kosztowności. Tajemnicą poliszynela było to, że obok musiało być jakieś Eldorado. Cenne kamienie wpływały czasem z nurtem niewielkiej rzeki, toteż ścieżki wokół niej były całkiem nieźle wydeptane. Nieco to ją odstręczało, bo mogła tu spotkać kogoś znajomego. Poza tym Veronica lubiła chodzić tam, gdzie nie ma już dróg. Niemniej po niedługim czasie przydreptała nad brzeg strumyka. Cmoknęła z niezadowoleniem, bo szybko spostrzegła, że wcale nic a nic tu nie ma. Szkoda. Widać na te wymarzone świstokliki będzie musiała uzbierać sama. Poprawiła kołnierz i ruszyła w drogę powrotną.
Zt
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Tony powłóczył nogami już którąś godzinę z rzędu. Tak naprawdę szedł bez celu, jak to miał w ostatnio miał w zwyczaju robić. Zaparkował Bonnie daleko w dole, gdzieś w Dolinie Godryka. I włóczył się po okolicznych terenach, próbując nie tylko odzyskać rezon, ale i by ukoić zszargane nerwy. W końcu doszedł aż do strumienia, o którym krążyło tak wiele legend. Ludzie mówili, że da się tu znaleźć piękne, drogocenne kamienie. Westchnął, z początku nie dostrzegając nic w wodzie. Ale jego czas i tak był bezwartościowy, toteż po prostu usiadł na ziemi i czekał, aż zajdzie słońce. Myślał. Nie tylko o tym co było, ale i o tym, co tak właściwie go czeka. U Fire był raczej na pewno spalony, nie wybaczy mu przecież tak długiej ciszy. Zlecenia nie wlatywały na jego konto tak tłumnie jak kiedyś, ale to nic dziwnego ze względu na jego wpadkę. Westchnął i odpalił papierosa. Poważnie rozważał zmianę zajęcia, ale kim mógł zostać ze swoimi predyspozycjami. Cieciem w Mungu? Nie, to niedopuszczalne. Jeszcze pokaże, na co go stać. Mrugnął i nagle zorientował się, że coś migocze w wodzie. Wykazując się całkiem niezłym refleksem, natomiast wyciągnął ze płytkiej rzeki krwistoczerwony kamień. I to nie byle jaki, bo piękny, dorodny rubin! Zachłysnął się papierosowym dymem, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Może szczęście go jednak nie opuściło? Schował swą zdobyć w wewnętrzną kieszeń kurtki i dopiero teraz poczuł, jak zmarzł. Otrzepał tyłek z ziemi i patyków, poprawił skórzaną kurtkę, wstał. Uśmiechnął się pod nosem i skierował swe kroki w stronę miasteczka.
Zt
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Od czasów klifu lubił zapuszczać się w te okolice. Benjamin spacerował po opustoszałych ścieżkach ze spokojem w oczach. Być może terapia przynosiła skutki, być może była to przerwa od świata zewnętrznego, jaką zaserwował sobie w ostatnim czasie. Zero rozpraszaczy, tylko praca, pisanie i sen. Papierosy. Brak alkoholu. Czy też innych szkodliwych używek. Mimo wszystko łudził się, że ją tutaj spotka. Ale szczęście mu nie sprzyjało, a słońce powoli chyliło się ku nieboskłonowi. Pisarz westchnął, ale zanim postanowi wrócić do ruchliwego Londynu, na chwilę zboczył jeszcze z trasy. Szedł wokół zarośli, oświetlając drogę w półmroku różdżką. W końcu dotarł tam, gdzie chciał, czyli do strumienia. Woda szemrała przyjemnie, płynąc jednostajnym ruchem. Nie dostrzegł w niej nic wartego jego uwagi, ale stał tam jeszcze przez chwilę, rozkoszując się ciszą i spokojem. Dopiero po dłuższej chwili aportował się z cichym trzaskiem wprost pod drzwi swojego lokum, w którym zdjął płaszcz i zaparzył sobie mocną herbatę.
Zt
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
Nie pierwszy i nie ostatni raz w życiu szukał szczęścia w Dolinie Godryka przy Strumyku, chociaż szukanie go – trochę mijało się z prawdą. To zwykle znajdowało go samo. On tylko wyszedł pobiegać i jak zawsze w czasie półtorej godziny dotarł wgłąb lasu. Przypadek chciał, że sznurówka rozwiązała mu się w pobliżu strumienia i pochylając się nad nią zauważył jak coś błyszczy się z dna strumienia. Skoro i tak planował tam podejść, obmyć twarz i kark, zanim naciągnie na niego golf, ruszył w tamtym kierunku. Zanurzając dłoń w wodzie spodziewał się, że wyciągnie z niej butelkę po piwie, albo coś równie bezuzytecznego. Zamiast tego natrafił na najżywszy okaz kamienia szlachetnego, który mógł próbować sprzedać w sklepie, bądź podrzucić Issy'emu na kreacje stroju. Albo zachować i przeznaczyć na przyszły posag córki. Jeszcze nie zdecydował.
Po powrocie z Himalajów, odwiedziła jeszcze kuzynke w Dolinie Godryka - obiecała, że przed powrotem do nauki, pokaże jej zdjęcia i wspomnienia z wakacji. Wizyta przebiegła wyjątkowo miło, a po spotkaniu Adela postanowiła udać się jeszcze do sklepów w Dolinie, by uzupełnić swoje zapasy do eliksirów. Postanowiła wyruszyć pieszo, by nacieszyć się ładną pogodą - teleportacja była szybsza, ale po co, skoro można pogrzać się w promieniach słonecznych, tak rzadko spotykanych w lutym? Gdy szła wzdłuż lasu w stronę centrum miasteczka, natknęła się na strumień. W dzieciństwie słyszała legendy, że można było w nim napotkać skarby, jednak nigdy jej się to nie zdarzyło - być może to były bajki albo po prostu za rzadko tu bywała. Mimo wszystko podeszła do tafli wody i zanurzyła w niej dłoń. Gdy nic nie znalazła, ruszyła dalej - bez zdziwienia, czy też rozczarowania.
Strumień w Dolinie Godryka oraz skrywające się w odmętach jego wody skarby stanowiły powszechnie znane źródło szybkiego dochodu - jeśli się miało oczywiście szczęście. Noreen do tej pory go nie miała, bo ilekroć zbliżała się ku ciągnącemu się w lesie sznurze wody, wszelkie klejnoty zdawały się zakopywać w rzecznym mule. Parokrotnie podeszła do poszukiwań z właściwym sobie entuzjazmem i nadzieją, lecz kończyła z mokrymi rękami i brudem pod paznokciami, bez absolutnie żadnej satysfakcji. Po feriach, podczas jednego z rutynowych, co jakiś czas odbywających się spotkań rodzinnych, podjęła decyzję, że spróbuje swojego szczęścia po raz kolejny. Przebywanie na zewnątrz w obliczu coraz silniej oddziałującego pyłu wróżek było ryzykowne, ale podjęła to ryzyko i udała się nad strumień. Szczęście uśmiechnęło się do niej, ukazując jej w czystej wodzie średniej wielkości, rubinowy kryształ. Wyłowiła go z uśmiechem, czując satysfakcję ze zdobyczy, po czym teleportowała się z powrotem do Hogsmeade.
Sully postanowił odwiedzić ten mały strumień, o którym wszyscy mówili. Niektórzy dziwili się, że wcześniej o nim nie słyszał. Cóż, nie żyje po to, by wiedzieć wszystko, ale nigdy nie odmawia nauce. Poza tym był dość zafascynowany opisywaną scenerią i wszystkim, co ma do zaoferowania. Po długim spacerze wzdłuż brzegu i z powrotem, nie znajdując niczego, zadowolił się po prostu podziwianiem widoków... i czystym powietrzem. Potem po prostu odszedł tą samą drogą, którą przyszedł.
Przychodzenie co miesiąc nad strumień zaczynało stawać się pewnym zwyczajem. Początkowo zakładał, że gdy będzie mieć stałą pracę, nie będzie przychodził nad strumień w poszukiwaniu kamieni. Wtedy jeszcze nie brał pod uwagę, że te mogły mu zwyczajnie służyć do pracy. Nie mówiąc o tym, zwyczajnie dodatkowe galeony zawsze były przydatne, szczególnie na początku pracy i gdy było się samemu. Dotarł nad strumień o poranku, czując, że wciąż jeszcze powietrze było mroźne, a jednak ilość pyłu w powietrzu i jego wpływ na roślinność sprawiały wrażenie rozkwitającego lata. Trudno było pilnować ubrań i Swansea musiał transmutacja poprawić swój strój, aby nie zmarznąć. Przeszedł się brzegiem, przyglądając błyszczącym kamieniom, aż dostrzegł jeden - wyraźnie różnicy się barwą na tle pozostałych kamieni. Piękny, duży kamień kwarcu różowego. Nie było mowy o pomyłce i Larkin bez zawahania wyjął kamień zaklęciem. Ledwie schował go do kieszeni, poczuł niezwykle zachęcający zapach. Taki, który obiecywał cudowny posiłek, jeśli tylko sięgnie po coś do jedzenia. Przy sobie miał jedynie cukierki wiśniowe, które nagle wydały się właśnie tym - tym jedynym i wyjątkowym smakiem, jaki chciał poszyć tu i teraz, natychmiast. Odparował cukierek, włożył do ust i niemal jęknął z rozczarowania, gdy okazało się, że to wciąż nie było to. Zrezygnowany ruszył do Doliny w poszukiwaniu tego cudownego dania, którego zapach czuł, a także żeby sprzedać znaleziony kamień.
Po ostatnim spacerze, była pewna, że legendy o cennych kamieniach, możliwych do znalezienia w strumieniu to tylko baśń dla naiwniaków. A jednak, gdy dostarczała jedno z zamówień w Dolinie, uznała, że warto przejść się kawałek dalej i sprawdzić to jeszcze raz. Tego typu zabobony były w pewnym sensie uzależniające - nawet jeśli pozornie się w nie nie wierzyło, to gdzieś w głębi serca pojawiała się potrzeba, by sprawdzić to choć raz jeszcze, by mieć stu procentową pewność, że to tylko bajka, a może... może jednak nie? Adela sama nie wiedziała czego spodziewać się po tym miejscu i czy jest sens dawać jeszcze jedną szansę. A jednak zrobiła to - zanurzyła dłonie w strumieniu, z trudem wytrzymując chłód wody. Jakież było jej zdziwienie, gdy pod palcami poczuła odłamki kamienia w kolorze krwistej czerwieni. Nie znała się na jubilerce, ale obstawiała, że to szmaragd. Raczej nie było co spodziewać się milionów, niemniej to znalezisko zdecydowanie mogło wesprzeć budżet młodej czarownicy.
Rozglądam się za nowym mieszkaniem, pozbawionym duchów przeszłości i oddechu mojej małżonki. Jestem niemal przekonany do Londynu, bo lubię ten pęd i to miasto, ale rozważam też Dolinę ze względu na okoliczne tereny, święty spokój i możliwość ucieczki. Chociaż, czy święty spokój nie zostawi zbyt dużo przestrzeni na myślenie? W międzyczasie zahaczam o okoliczny lasek, przez moment odczuwając nawet satysfakcję z pogody. Zanurzam dłoń w okolicznym strumyku i ze zdziwieniem odkrywam okruch onyksu na mojej dłoni. Jestem w szoku. Muszę tu wrócić.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Planowanie badań nad wpływem magicznego smogu na podwodne życie szło jej dość mozolnie. Pogoda była coraz bardziej sprzyjająca faktycznym wyprawom terenowym, lecz o dziwo - ciężko jej było znaleźć na nie odpowiedni czas. Coraz więcej studentów wylewało się na błonia w porze poobiedniej, a weekendami okolice jeziora były tak zaludnione, że jedyne miejsce, z którego mogłaby prowadzić jakiekolwiek obserwacje, to dojście do brzegu od strony Zakazanego Lasu, w który wolała się sama nie zapuszczać, szczególnie przy obecnie majaczących zwierzętach. Niedawny widok naćpanych centaurów mocno dał jej do myślenia, że i tak groźny na co dzień las stawał się podwójnie niebezpieczny. Doszła też do wniosków, że nie mogła swoich obserwacji opierać wyłącznie na jednym zbiorniku wodnym. Wiedziała, że w Dolinie Godryka było kilka stawów, a nawet strumień, który tak szybko, jak zawitał w jej głowie, stał się jej głównym celem. Była ciekawa, czy woda, która stale płynęła, w ogóle była w jakikolwiek sposób narażona na działanie pyłu - a raczej zwierzęta, które w nim mieszkały. Czy były częściej obmywane z pyłu i spożywały go mniej? Czy może jednak stale były opływane przez magiczne drobiny i odczuwały to gorzej niż inne? W przypływie nagłej inspiracji wyciągnęła wizbooka i wyskrobała wiadomość do Wally'ego, czy miałby ochotę dołączyć do niej. Pomyślała, że mógłby być zaciekawiony perspektywą zbadania strumienia - nie tylko jego dna w poszukiwaniu kamieni, lecz także właściwości płynącej w nim wody. Chyba że sam wpadł na to wcześniej i już jakieś obserwacje zanotował? Podała mu w krótkich detalach, kiedy i gdzie dokładnie zamierza się zjawić, a chwilę przed zapowiedzianym czasem z cichym trzaskiem aportowała się w okolicy. Ptaszki śpiewały, a wiszące nisko na niebie słońce wdzierało się w las złotymi odnogami, łaskocząc ją ciepło po twarzy. Ach, jak przyjemnie!
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wally nie posiadał się z radości, kiedy zobaczył wiadomość od Bridget, która, wstyd powiedzieć, od jakiegoś czasu zaprzątała jego myśli. Nie szukał romansu, tylko odpowiedzi, więc był trochę zdziwiony i zmieszany własną reakcją. Lubił ludzi, lubił towarzystwo zarówno kobiet, jak i mężczyzn i nie stronił od przenoszenia znajomości na bardziej intymną płaszczyznę, ale... tutaj działo się coś innego. Może po prostu czuł się trochę samotny, otoczony chłodem rodzinnego domu, próbując zjednać sobie młodszego, praktycznie nieznanego brata, podreperować budżet, skończyć książkę i prowadzić badania? Żył niekonwencjonalnie i drwił z konwenansów, ale wbrew pozorom był dość rozsądny i dość przyzwoity, by zdawać sobie sprawę z różnicy wieku między nim a Bridget. Nie chodziło o ludzi, o krzywe spojrzenia i komentarze, ale o to, że nie powinien jej mącić w głowie, wykorzystywać swojej przewagi, bo nie należała do dziewczyn na jedną noc, na przelotny flirt. Sam nie wiedział, skąd taki wniosek po krótkiej rozmowie, ale może miał już doświadczenie albo instynkt. Wiedział, że nie nadaje się do brania odpowiedzialności za cudze szczęście i jak ognia unikał sytuacji, w których mógłby za bardzo się zbliżyć do kogoś, kto traktuje relacje damsko-męskie poważnie. A jednak na wiadomość Bridget odpowiedział entuzjastycznie i porzucił swoje sprawy, żeby zjawić się na umówionym miejscu i o umówionej porze. Ubrany był terenowo, w traperki, dżinsy i flanelową koszulę w niebieską kratę z podwiniętymi rękawami, które odsłaniały jego umięśnione przedramiona. Uśmiechnął się promiennie do Bridget i pomachał jej wesoło, podchodząc bliżej. - Cześć! Planowałem zająć się tym strumieniem jutro, ale dzisiaj jest świetna pogoda na badania terenowe. Cieszę się, że do mnie napisałaś - rzucił wesoło. - Jakieś postępy w twoich badaniach? Ja skupiłem się na razie na jeziorku w rezerwacie - wygląda na to, że tamtejsze trytony bywają pod wpływem pyłku i zachowują się dość dziwacznie. Niektóre są jeszcze bardziej agresywne, za to inne zdumiewająco wesołe. Choć te drugie są w mniejszości - zrelacjonował z rozbawioną miną, patrząc jej głęboko w oczy i myśląc sobie, jakie to przyjemne: móc się podzielić swoimi badaniami z kimś, kto nie tylko podziela tę pasję, ale przy tym jest tak miły, uroczy i... cóż, ładny. Bo mimo swoich licznych zalet Wally był jednak tylko facetem i uwaga czarującej Bridget nieco rozmiękczała mu mózg, nawet jeśli jego język pozostawał tak samo obrazowy i precyzyjny jak zawsze. Miał idiotyczną ochotę przybrać swoją zwierzęcą formę i trochę się popisać przed Bridget, ale zgromił się w myślach, przypominając sobie, że nie ma już osiemnastu lat, żeby wyprawiać takie brewerie. Nie można było go nazwać szczególnie poważnym czy odpowiedzialnym, a przy tym miał w sobie dużo uroczej spontaniczności, ale były pewne granice, których nie należało przekraczać i nawet on - wieczny buntownik - wierzył w słuszność tego stwierdzenia. Jeśli miał szpanować przed nią swoimi umiejętnościami to tak, żeby wyszło to naturalnie, a bliskość strumienia dawała na to nadzieję.
Dotychczasowe powodzenie w Dolinie, po raz kolejny ściągnęło Gryfonkę w tę okolicę - nie miała wielkich oczekiwań, ale liczyła, że kolejny raz uda jej się odrobinę dorobić do wypłaty. Zamoczyła dłonie w strumyku, licząc na udane łowy, ale absolutnie nie spodziewając się jak bardzo udane mogą być... Jakież było zdziwienie Adeli, gdy zamiast drobnych skrawków albo bezwartościowego kamyka, wyciągnęła ze strumienia cały, piękny minerał - biorąc pod uwagę kolor, był to najprawdopodobniej onyks. Nie da się ukryć, że dziewczyna była z tego powodu naprawdę szczęśliwa - najprawdopodobniej takie znalezisko było warte jej 2 miesiące pracy, co oznaczało znaczne podreperowanie budżetu.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Znowu tutaj była. Spacer wzdłuż strumienia stał się dla niej każdorazowo obowiązkowym elementem wycieczki podczas załatwiania interesów w Dolinie Godryka — jak to pompatycznie lubiła nazywać przymus osobistego dostarczania zakupionych rzeźb i obrazów przez jedną z okolicznych rodzin, śmietanki z wyższych sfer, co to myśleli, że są bardziej relatable, bo wyprowadzili się na wieś, czasem korzystali z transportu kominkowego, zamiast skakać świstoklikami z salonu do kuchni, a skrzatom pozwalali mówić do siebie na "ty". Właściwie te wycieczki nie były takie złe, ale spacer wzdłuż strumienia traktowała jak wyczekiwany deser — daj człowiekowi raz kamień, a będzie chciał ich więcej. Ostatnie znalezisko zasponsorowało jej remont sypialni i miała nadzieję, że jej szczęście nie wyczerpało się na tamtym razie. Wróżkowy pył jej świadkiem, że chyba los nadrabiał za lata okrucieństwa, wyrzucając prawie pod jej nogi na brzeg błyszczący kryształ. Nie dosłownie, zwyczajnie go dostrzegła wśród szarości pospolitych kamieni, gdzie jako jedyny odbijał promienie słońca. Nie mogło jednak być aż tak prosto. Przedzierając się przez nadbrzeżne krzewy, tumany psychodelicznego pyłku uniosły się w powietrzu, a halucynacje pojawiły się zanim zdążyła mrugnąć. Dziwaczne uczucie bycia dosłownie obmacaną przez niewidoczne dłonie towarzyszyło jej nawet wtedy, gdy zostawiała strumień hen za sobą, trzymając szafir w zaciśniętych palcach.
z.t.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget okłamywałaby samą siebie, gdyby chciała udawać, że dziś po raz pierwszy pisała wiadomość do Wally'ego. Już w zasadzie kilka godzin po ich przypadkowym spotkaniu walczyła ze sobą, by nie sięgnąć po wizbooka i nie naskrobać do niego paru słów na wizengerze, ot, zwykłe ponowne podziękowanie za miło spędzony czas, zupełnie jakby werbalnie nie dała mu do zrozumienia, że jej się podobało. Kolejne wyrażanie chęci do dalszych spotkań mogłoby zostać odebrane jako nazbyt nachalne, a wolała nie zarabiać ujemnych punktów na starcie. Przecież nawet zaproszenie do znajomych przyjęła z planowanym opóźnieniem, choć gdyby miała opierać się wyłącznie na podrygach swojego serca, gorliwie zaakceptowałaby je w tej samej sekundzie, w której się pojawiło. Właściwie do dzisiejszego dnia nie mogła do końca uwierzyć w słowa, które jej powiedział - że chętnie przeprowadziłby z nią jakieś badania. Bo gdyby faktycznie tego chciał, pewnie odezwałby się prędzej, prawda? Dałby jej jakiś znak... Do momentu, w którym nie zobaczyła go przy strumieniu w traperach i flanelowej koszuli, nie sądziła, że faktycznie się tu zjawi. Jej pomału umierająca nadzieja nagle odżyła, malując się w postaci wielkiego, pełnego ulgi i zadowolenia uśmiechu, który mu posłała. Od energicznego odmachania prawie odpadła jej ręka. - Cześć! - O Merlinie, co miała zrobić dalej? Tak po prostu stać i machać? Podać mu rękę? Najchętniej to by go pewnie uściskała, ale na rany Morgany, nie mogła przecież rzucić mu się na szyję jak jakaś desperatka! Na szczęście Wally miał w sobie nieco więcej luzu i przeszedł od razu do rzeczy, mówiąc jej o swoich planach w kwestii zarówno strumienia, jak i jeziora w rezerwacie, które Bridget swoją drogą całkiem niedawno miała okazję oglądać. Nie miała jednak pojęcia, że żyły w nim trytony! - O rany, aż wstyd powiedzieć, że nie zdawałam sobie sprawy, że macie w swoim rezerwacie też macie trytony! Ale to ciekawe! - przyznała, rozdziawiając nieco buzię i robiąc duże oczy. - Moje badania na pewno na pewno nie wybiegają w aż tak daleko posunięte wnioski i obserwacje - stwierdziła, posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie. Nie miała tej możliwości, by pod postacią wydry szpiegować trytony, toteż musiała skupiać się na innych rzeczach. - Doszliśmy ostatnio do wniosków - zaczęła, używając liczby mnogiej, mając na myśli siebie, Irvette i Atlasa - że pył raczej nie ma możliwości rozpuszczania się w wodzie, aczkolwiek potrafi się w niej utrzymać, szczególnie przy powierzchni. Pewnie sam też to zaobserwowałeś. - Wzruszyła ramionami, jako że obserwacja nie należała do daleko posuniętych. - Woda obmywa organizmy wodne, obmywa skrzela, wpływa do przewodu pokarmowego, a wraz z nią pyłek. Tylko pewnie inaczej sprawa ma się w zbiorniku wodnym, a inaczej w wodzie stale płynącej, nie uważasz? - zapytała, zwracając się ku niemu ze swoim bystrym spojrzeniem czekoladowych oczu i rumianymi policzkami, smagniętymi majowym słońcem.
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Zabawne, ale (pozorna!) powściągliwość Wally'ego miała podobne uzasadnienie - nie chciał jej spłoszyć, doskonale zdając sobie sprawę z faktu, że jest od niej starszy i że nadmierne zainteresowanie z jego strony mogłoby zostać odebrane jako chęć zaciągnięcia ślicznej, młodej dziewczyny do łóżka. To znaczy... to nie tak, że miałby coś przeciwko przeniesieniu znajomości z Bridget na inną płaszczyznę (najlepiej poziomą, typu materac), ale nie o to w tym wszystkim chodziło. Jego fascynacja nią była całkowicie szczera, a przy tym składały się na nią różne czynniki takie jak: wspólne zainteresowania, przenikliwość badawcza Bridget (która mu imponowała), inteligencja, a także urok osobisty i pogoda ducha tworzące harmonijną całość z atrakcyjną powierzchownością. Krótko mówiąc, panna Hudson przemawiała w równym stopniu do ciała, serca i umysłu Wally'ego, a to nie zdarzało się często i budziło w nim w równym stopniu ekscytację, co niepokój. A jednak na jej widok nie mógł odczuwać niepokoju, tylko szczerą, niemal szczeniacką radość, zintensyfikowaną przez jej entuzjastyczne powitanie. Nie chciał się na nią rzucać z uściskami czy pocałunkami, przypominając sobie, że przecież jest w Wielkiej Brytanii, a on i Bri znają się zbyt krótko, żeby przekraczać barierę dotyku, nie narażając ich relacji na szwank. Gdyby to ona się rzuciła mu na szyję, serce Wally'ego wywinęłoby koziołka z radości, ale on nie mógł zainicjować niczego w tym rodzaju, więc dość zgrabnie uniknął niezręcznego powitania, przechodząc do sedna sprawy. - Nie, to żaden wstyd. Prawdę mówiąc, sam o tym nie wiedziałem, dopóki mój brat nie zetknął się z nimi i ich ciamarnicami kilka tygodni temu. Akurat nie były w zbyt dobrym humorze - wyznał z lekkim rozbawieniem. - No tak, moja sytuacja jest inna i mogę je badać incognito - przyznał pogodnie, mrugając do niej wesoło. Jednak gdy zaczęła opowiadać o swoich badaniach, natychmiast spoważniał, zamieniając się w słuch i wyraźnie spijając słowa z jej ust w całkowitym skupieniu. Skinął z uznaniem głową. - To są bardzo cenne obserwacje. Ja skupiałem się bardziej na zmianach behawioralnych niż na samym mechanizmie przedostawania się pyłku do organizmu stworzeń wodnych. Ale to bardzo logiczne wnioski - stwierdził z przekonaniem. Pewnie nawet nie miała świadomości, jak bardzo mu się podobała, kiedy tak rzeczowo przedstawiała swoje wnioski badawcze. W końcu Wally był byłym krukonem - cenił mądrość i błyskotliwość, a Bridget nie można było odmówić ani jednego, ani drugiego. Pokiwał głową. - Uważam. Dlatego dzisiaj dobrze byłoby się zająć strumieniem. Jakiejś propozycje, jeśli chodzi o metodę? - zapytał szarmancko, nie chcąc by czuła się zdominowana. Gdyby nie fakt, że w głębi duszy zawsze pozostał krukonem i mimo swojej pogody ducha i spontaniczności potrafił trzymać się w ryzach, z całą pewnością by ją teraz pocałował, zauroczony jej urodą, całą tą scenerią i ekscytującą perspektywą prowadzenia wspólnych badań.
Czy miałaby coś przeciwko? Cóż, pewnie nie. Słynęła z dość szybkiego spoufalania się z innymi ludźmi i raczej łatwo przeskakiwała z nimi na dalsze poziomy znajomości. Ledwo poznanego człowieka była w stanie uraczyć historiami z życia prywatnego, którymi inni zwykli dzielić się wyłącznie z przyjaciółmi. Pozwalała brać górę uczuciom, które kierowały jej działaniami, zbyt szybko i zbyt pochopnie oddając jej serce nowym obiektom westchnień. Za Wallym też westchnęła raz czy drugi, byłaby kłamczuchą twierdząc inaczej, choć ciężko było stwierdzić, czy miało to związek z jego aparycją i osobowością golden retrievera, czy raczej z faktem podziwiania jego kariery i twórczo-naukowego dorobku. To drugie zdecydowanie podbijało te pierwsze walory! Obecnie w jej życiu kręcił się jeszcze jeden mężczyzna, bardziej otwarcie wyrażający zainteresowanie jej osobą, toteż nie chciała dać się porwać podszeptom jej wybujałej fantazji. W końcu bycie atrakcyjną dla dwóch starszych facetów naraz byłoby zbyt piękne, prawda? Poczuła dobrze znane ciepło rozlewające się w jej wnętrzu, odczuwane w momentach osiągania naprawdę dużego komfortu płynącego z obecności drugiego rozmówcy. Shercliffe był wspaniałym słuchaczem, zawsze z uwagą potakujący, wyłapujący niuanse, rozumiejący przede wszystkim to, o czym mówiła, dzięki czemu nie potrzebowała uciekać się do zbędnych tłumaczeń. Poza tym patrzył na nią w ten sposób, od którego nieco miękły jej kolana - ale może to tylko przyjeziorny muł porywał jej kaloszki? - Naprawdę, ciamarnice? - zapytała z nieskrywanym zdziwieniem, dotychczas sądząc, że występowały one wyłącznie w morzu. Na pewno jednak pod ziemią istniały rozliczne kanały, przejścia i inne drogi, którymi ciamarnice mogły przedostać się do jeziora, nie mówiąc już o celowym wprowadzeniu ich do wodnego ekosystemu Doliny. - Nie wiem, na ile będzie to osiągalne, ale myślałam o próbie wyłapania zwierząt żyjących w strumieniu i przy strumieniu, wiesz, ropuchy, żaby, ślimaki nawet, a co! Mam ze sobą fiolki, moglibyśmy pobrać próbki do badań z ich skrzeli i powierzchni ciała, by sprawdzić poziom nagromadzonego na nich pyłku. To tak na start - zaproponowała swój plan, pobrzękując szklanym ekwipunkiem schowanym w torbie.
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wally zawsze zręcznie segregował fakty na swój temat i mimo swojej niewątpliwej i szczerej otwartości, nigdy nie odsłaniał wszystkich kart. Być może wychowanie, jakie odebrał też miało z tym coś wspólnego, ale sporą rolę odgrywał brak zakorzenienia w jednym miejscu, brak stałego kręgu znajomych i przyjaciół, jako że ci byli rozproszeni po całym świecie. Miał wielką łatwość w nawiązywaniu kontaktów i przełamywaniu lodów, ale istniały aspekty jego życia, o których nie mówił nikomu. To, co dotyczyło jego traum, tęsknot i wrażliwych punktów pozostawało w ukryciu, być może z obawy, że ktoś mógłby wykorzystać tę wiedzę przeciwko niemu i zranić go dotkliwiej niż ktokolwiek przedtem. Nie miał pojęcia, że ma konkurencję, choć na pewno by go to nie zdziwiło. Bridget miała w sobie tyle uroku, a przebywanie z nią było tak pozytywnym doświadczeniem, że dziwnym było, że nie miała chłopaka, który włóczyłby się z nią krok w krok, upewniając się, że nikt mu nie sprzątnie tego skarbu sprzed nosa. Wally uwielbiał jej słuchać i nie było to słuchanie zauroczonego faceta, który po prostu wpatruje się w dziewczynę z cielęcym wyrazem twarzy i zupełnie nie rejestruje, co obiekt jego westchnień tak naprawdę ma do powiedzenia. O nie. Po pierwsze był na to już za dorosły, a po drugie jego krukońska natura zwyciężała nad porywami serca, sprawiając, że merytoryczne uwagi Bridget były tak samo fascynujące, jak jej sarnie oczy i słodkie usta. - Być może to jakaś słodkowodna odmiana. Nie miałem okazji się im przyjrzeć i chyba na razie nie będę próbował - wyznał Wally, patrząc na nią z wesołym błyskiem w oku. Kiedy zaczęła opowiadać mu o swoim bardzo rozsądnym planie przeprowadzenia analizy próbek ze skrzeli i skóry stworzeń zamieszkujących strumień, wyraz oczu Wally'ego wyraźnie się zmienił i gdyby Bridget miała dość pewności siebie, to na pewno odczytałaby to jako coś bliskiego uwielbienia. Jego własne badania zwykle dotyczyły behawiorystyki, w mniejszym stopniu fizjologii czy anatomii, między innymi dlatego że nie usiedziałby w laboratorium, ale wiedza Bridget ogromnie mu imponowała i sprawiała, że czuł do niej jeszcze większy pociąg. Odchrząknął, próbując zetrzeć z twarzy ten niemądry uśmiech wyrażający zachwyt i podziw. - To doskonała myśl. Ale muszę cię uprzedzić, że zaklęcia związane z magią leczniczą i badaniami laboratoryjnymi nie są moją najmocniejszą stroną. Ale w łapaniu poszczególnych okazów jestem dobry - wyjaśnił z rozbrajającą szczerością.
Wszystkie tego typu założenia były rozsądne i właściwe w teorii, lecz Bridget bardzo szybko rezygnowała z podobnych rozwiązań na rzecz totalnej naiwności, która mogłaby być spokojnie jej drugim imieniem. Najśmieszniejsze w tej jej łatwowierności było to, że doskonale zdawała sobie z niej sprawę, ale nie potrafiła kontrolować tych nagłych przypływów gadatliwości, które skutecznie rozwiązywały jej język, sypiąc sekretami na prawo i lewo. Dopiero po fakcie orientowała się, co też właściwie zrobiła i wtedy nie było już odwrotu. Czasem śmiała się sama do siebie, że powinna zostać z zawodu Amnezjatorką i do perfekcji opanować obliviate, by w końcu odzyskać kontrolę nad obrazem samej siebie w oczach innych. W zasadzie cudza projekcja jej charakteru nie powinna jej szczególnie obchodzić, lecz należało o pannie Hudson wiedzieć, że zdanie osób postronnych niestety miało dla niej znaczenie. Dlatego też tak bardzo chciała się dobrze prezentować przy Wallym. Mając na względzie ustalone już fakty, nie miała w sobie wystarczającej pewności siebie, by dopatrywać się w jego spojrzeniu uwielbienia. W sumie, jeśli miałaby być szczera, na chwilę musiała przestać patrzeć mu w oczy, by nie zacząć samej robić jakichś rozmarzonych min. Poza tym był taki wysoki! Zadzieranie głowy sprawiało, że choć od początku spotkania wiodła pierwsze skrzypce w planowaniu i ustalaniu dalszych kroków badawczych, czuła się jak mała dziewczynka. - To dobrze, bo ja z kolei mam dziurawe ręce jeśli o łapanie okazów chodzi - przyznała ze śmiechem, wspominając absolutnie wszystkie razy, gdy jakieś stworzenie wywinęło jej się z rąk, przy okazji oczywiście ją uszkadzając. - Ale myślę, że jeśli mamy się z tym sprawnie uwinąć i nie spędzić tu całego dnia... - czemu w sumie by się nie sprzeciwiła, tylko przecież nie wypada mu tego powiedzieć. - ...Nauczę Cię - zapowiedziała, unosząc butnie brodę do góry i uśmiechając się z samozadowoleniem, że ona będzie w stanie nauczyć czegoś Waltera Shercliffe'a. - Patrz - poleciła mu, wyciągając różdżkę i rozglądając się za jakimś obiektem, który mógłby być ich manekinem do ćwiczeń. Jak na złość wokół mieli wyłącznie suche patyki i jakieś kamienie, niech to szlag. - Dobra - stwierdziła, starając się ukryć zniecierpliwienie i wyciągnęła do przodu własną dłoń, lewą. - Musisz skierować różdżkę w miejsce, z którego chcesz pobrać próbkę. Możesz go nawet dotknąć, pobranie będzie bardziej precyzyjne, ale też może okazać się głębsze. Bardzo delikatny obrót nadgarstkiem - zaprezentowała ów gest. - I w trakcie jego wykonywania mówisz formułę, collection. Banał! - zakończyła swoją prezentację rzuceniem zaklęcia, za sprawą którego na powierzchni jej skóry powstał pęcherzyk zagarniający do swojego wnętrza potrzebne do badań komórki. Sięgnęła szybko do torby po fiolkę, do której zebrała przyczepiony do końca różdżki bąbelek. - Teraz Ty! - zawyrokowała, wyciągając ochoczo rękę, by potraktował ją jak treningowy obiekt badawczy.
Jak chcesz się zdać na los, rzuć 3xk100, wszystkie wyniki powyżej 50 będą udaną próbą rzucenia zaklęcia :D
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
I chyba właśnie na tym polegała różnica między nimi - na stopniu faktycznej otwartości, wręcz naiwności i skłonności do serwowania swojego serca na srebrnej tacy. Ale właśnie ta różnica działała na Wally'ego jak magnes, sprawiając, że jego serce, zwykle pozamykane na cztery spusty, zaczęło drżeć, gdy tylko znalazł się w pobliżu Bridget, a im dłużej ją znał, tym wyraźniej czuł, że ta drobna dziewczyna może okazać się kimś wyjątkowo ważnym. I, co dziwne, wyjątkowo nie czuł potrzeby, by przed nią uciekać. Była przy nim tak malutka, że podczas gdy jej było niewygodnie zadzierać głowę, tak on musiał ciągle patrzeć w dół, przez co dla postronnych musieli wyglądać naprawdę komicznie. Na szczęście znajdowali się z dala od ciekawskich oczu i mogli się skupić tylko na sobie, choć, prawdę mówiąc, byli sobą tak zauroczeni, że nawet w pokoju pełnym ludzi mieliby wrażenie, że na całym świecie istnieją tylko oni. Tym bardziej urocze mu się wydało, z jaką pewnością Bridget przedstawia cały plan ich wspólnej operacji. Zresztą plan sam w sobie nie miał żadnych luk, więc Wally bez wahania na niego przystał, a urok Bridget akurat w tym wypadku odegrał drugorzędną rolę. - Czyli doskonały z nas duet - podsumował Wally z nieskrywanym zadowoleniem, nie mogąc powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu. Merlinie, była taka rozkoszna, kiedy z dumną minką oświadczyła, że nauczy go zaklęcia. Jak mógłby odmówić? Zresztą to zaklęcie naprawdę mogło mu się przydać, ale nie o to w tym wszystkim chodziło, prawda? Wpatrywał się w nią z uwagą, starając się skupić na jej słowach, co zresztą nie przyszło mu z wielkim trudem, bo jego umysł zwykle potrafił wziąć krnąbrne serce w karby i uciszyć chociaż na pewien czas. Słuchał jej w skupieniu, starając się zapamiętać. Nie wydawało się to bardzo skomplikowane, ale fakt, że miał pobrać swoją pierwszą próbkę z ciała Bri, nie do końca mu się spodobał, czy raczej - poważnie go zaniepokoił. Pokręcił powoli głową. - Bardzo użyteczne - przyznał z uznaniem, po czym dodał: - Podejmuję wyzwanie, ale będę próbował na sobie, nie na tobie. Jeszcze coś sknocę i zrobię ci dziurę w dłoni - wyraził swoją obawę, jakoś tak automatycznie ujmując jej dłoń, którą wyciągnęła do niego w zupełnie innym, czysto badawczym, celu. Przez jego ciało przebiegł niespodziewany dreszcz i zalała go fala ciepła, a wszystkie jego myśli nagle się poplątały w dziwne supły i jedyne, co przebijało się do jego świadomości, to śliczne oczy Bridget. Puścił jej dłoń speszony i odchrząknął. - Ach... tak. Więc... tak jak mówiłem, spróbuję pobrać próbkę ze swojej... dłoni - powiedział nieskładnie. - Może usiądziemy? Te kamienie chyba są całkiem nagrzane - zaproponował, bo chyba oboje zaczęły boleć już karki. I nie, w momencie kiedy powiedział 'nagrzane', przez jego głowę WCALE nie przebiegła niestosowna myśl. Usadowił się wygodnie na kamieniu, wyciągnął różdżkę i wyciągnął przed siebie lewą rękę i zatrzymał koniec różdżki jakieś pół centymetra nad wnętrzem swojej lewej dłoni. Jego dłonie były potężne, a przy tym długopalce i przy malutkich łapkach Bridget musiały przypominać dłonie olbrzyma. Może też dlatego, a może przez wrażenie, jakie zrobił na nim dotyk Bridget (mimo że przecież niecelowy!), pierwsze podejście okazało się fiaskiem. Wally co prawda nie podziurawił sobie ręki, ale bąbelek zniknął równie szybko jak się pojawił, nie pobierając żadnej próbki. - Chyba źle obróciłem nadgarstkiem, prawda? - zagadnął Bridget, nie wykazując jednak zniecierpliwienia. Był gotów próbować tak długo, jak okaże się to konieczne.
Widziadła:A, tak (muszę jeszcze rozegrać dwa scenariusze ze ścieżki, więc niepotrzebnie rzucałam, ALE kości zostały rzucone więc rozgrywam te) Scenariusz:cesarzowa Kostki:3, 5, 2 (nie rzucam utrudnienia przysługującego z celtyckiej, bo gorzej nie wypadnie)
Tony maszerował w kierunku strumienia dziarskim krokiem. Jak na pech, który ostatnio nieustannie się mu przytrafiał, miał relatywnie dobry humor. No i jak chyba każdy, potrzebował dodatkowego zarobku, toteż szedł w stronę miejsca, w którym nie tak dawno temu znalazł dorodny, lśniący kamyczek. Nagle usłyszał, jak do jego uszu doleciał chichot. Obrócił się naprędce, ale nie dostrzegł nikogo w półmroku. Który szybko zamienił się w ciemność, w której nie widział już nic. Momentalnie dobył różdżki, bo w pierwszej chwili nie ogarnął, że to tylko widziadła. Był przez chwilę spanikowany, ale pozornie nie tracił zimnej krwi. Czekał napięty jak struna, gotowy do ataku lub obrony. Uczucie było niezbyt przyjemne, ale po dłuższej chwili przeminęło. Gdy doszedł do strumienia, niczego nie znalazł. Widział jedynie okruchy co po niektórych kamieni, ale zdawał sobie sprawę, że szczęście dziwnym trafem znowu mu nie sprzyjało. Wrócił na piechotę do Bonnie, mając szczerą nadzieję, że podobne halucynacje nie dopadną go za kółkiem.