Strumień spływa powoli po kamieniach, którymi wyłożone jest dno. Nie jest zbyt długi, jednak przyjemny szum wody sprawia, że mieszkańcy bardzo lubią przychodzić w to miejsce i spędzać tu długie godziny na odpoczynku. Jeżeli bardzo dokładnie rozejrzeć się po okolicy, da się odnaleźć kilka rodzajów specyficznych ziół i roślin. Najbardziej wyjątkowa, głównie przez swoją niedostępność w innych miejscach, jest języcznik migocący. Rozpoznają je tylko wprawieni w zielarstwie, gdyż niewiele różnią się od zwyczajnych paproci. Wprawna obserwacja pozwala zauważyć delikatny pyłek, unoszący się bardzo powoli spiralami - jest tak subtelny, że trzeba na nim bardzo skupić wzrok, aby dostrzec choćby lekkie migotanie. Spomiędzy kamieni, unosząc się nieznacznie nad powierzchnię wody, wyrastają żabieńce strumykowe. Te miniaturowe roślinki ciężko znaleźć gdzie indziej. Podobnie jest zresztą płomiennicę drzewną, wyrastającą na drzewach bliskich strumieniowi. Prawdopodobnie to woda ma jakieś specyficzne właściwości. Kiedy ma się trochę szczęścia i ochotę na wejście do strumienia, między śliskimi głazami da się znaleźć kruszyny kamieni szlachetnych. Można je spokojnie wymienić na galeony.
Rzuć trzema kostkami, aby sprawdzić, czy udaje ci się znaleźć kamienie.
► Pierwsza kostka definiuje, czy udaje ci się coś znaleźć: 1, 5 - Udaje ci się znaleźć kamień; 2, 3, 4, 6 - Nie udaje ci się znaleźć kamienia.
► Druga kostka - jeśli pierwsza zakłada, że coś znalazłeś, wskazuje, jaki to kamień: 1 - Ametyst 2 - Rubin 3 - Szafir 4 - Szmaragd 5 - Kwarc różowy 6 - Onyks
► Trzecia kostka określa, w jakim jest stanie oraz na ile galeonów możesz go wymienić: 1 - Marne okruchy - nie dostaniesz za nie nic 2 - Drobne cząstki - niezbyt dużo warty - 10 galeonów 3 - Pomniejsze kawałki - 30 galeonów 4 - Jeden, większy kawałek - 70 galeonów 5 - Bardzo brudny spory kawałek - 120 galeonów 6 - Cały kamień - może lepiej go zachowaj? Dostaniesz za niego 250 galeonów!
Kamieni możesz szukać raz w miesiącu! Z racji tego, że miejsce znajduje się w Dolinie Godryka szukać kamieni mogą wyłącznie studenci i dorośli!
Imogen o tym miejscu słyszała wielokrotnie, jednak jakoś nigdy wcześniej nie składało się, aby miała czas tutaj zawitać. Teraz, kiedy w końcu taki moment nastał, postanowiła dobrze wykorzystać wspomniany czas na poszukiwania. Podobnież można było odnaleźć tutaj naprawdę duże kawałki różnych kamieni a następnie je spieniężyć. A jako że Imogen, jak na studentkę przystało, nie śmierdziała groszem, to nie mogła się doczekać dodatkowego zastrzyku gotówki. Czasy, kiedy mogła beztrosko żebrać kasę u rodziców, minęły bezpowrotnie, więc musiała coś na ten fakt poradzić. Dlatego udała się do Doliny Godryka z nadzieją, że szczęście jej dopisze. Pojawiła się o poranku, kiedy poprzedniej nocy niesamowicie padał deszcz. Uważała, że dzięki temu będzie miała większe szanse cokolwiek znaleźć, bo przecież strumień musiał bardziej wezbrać, woda stała się bardziej wartka więc dzięki temu na pewno mogło pojawić się więcej ewentualnych kamieni. I faktycznie, kiedy zaczęła łazić wokół brzegu, nie musiała bardzo długo czekać na to, aż jej wzrok na coś natrafił. Podniecona tym faktem, śmiało weszła do wartkiej wody, gotowa nawet zamoczyć spodnie i buty. Coś błyszczało zza poważnej warstwy brudu toteż Imogen musiała porządnie obmyć tę grudkę w wodzie ale kiedy w końcu to zrobiła, zobaczyła Szafir! Naprawdę spory kawałek szafiru. Aż gwizdnęła zadowolona ze swojego znaleziska. Schowała kamień do kieszeni i udała się z powrotem do Doliny Godryka po drodze susząc buty i spodnie odpowiednim zaklęciem.
W Dolinie Godryka byłem tylko raz, z ciotką, która zabrała nas tutaj niedługo po przyjeździe, próbując pokazać coś ciekawszego, niż tylko Pokątną w Londynie. Oczywiście Londyn jest szalenie ciekawy, ale ona ma na to chyba inne spojrzenie. Czasem zastanawiam się, co ona w ogóle dalej robi w mieście, zamiast przenieść się gdzieś na farmę, gdzie na pewno bardziej by się spełniała. W każdym razie wtedy poznaję ogólną lokalizację. O samym strumieniu dowiaduję się później, w pracy. Zabawnie jest mi nazywać w ten sposób taniec, ale skoro w końcu mam na tym zarabiać sam, zamiast zapełniać kieszenie ojca, to rzeczywiście tym właśnie się dla mnie stał. Koledzy z zespołu chwalili się, ile kamieni ostatnim razem udało im się wyłowić, a ja nastawiam uszu z zaciekawieniem. Gotówka to nie jest coś, co mam na zbyciu, z oczywistych powodów cała moja rodzina klepie biedę, a ja jestem jedynym jej członkiem, który w ogóle jest w stanie zarabiać w sensowny sposób. Dlatego postanawiam złapać błędnego rycerza i przejechać się do doliny raz jeszcze, spróbować swojego szczęścia. Nie jest mi łatwo znaleźć strumień, wygląda bardzo niepozornie. Tak niepozornie, że spoglądam na niego podejrzliwie, nie bardzo wierząc, że może kryć w sobie takie skarby. O jakże się mylę! Mija ledwie chwila, nim wyławiam naprawdę okazały szmaragd. Może było to szczęście początkującego, bo po nim w ręce nie wpada mi już nic sensownego, ale to nic. Sam ten kamyczek powinien poprawić moją sytuację i to o wiele! Zadowolony wracam do Londynu, gdzie zamierzam go spieniężyć.
z/t
Lyssa Heartling
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : burza loków, anorektyczna budowa ciała
Bardziej niż dla pieniędzy, przyszła tu z sentymentu. Kiedy przez krótki czas mieszkały z mamą w Dolinie Godryka często bywała nad strumieniem, obserwując z oddali studentów Hogwartu, którzy przyjeżdżali tu głównie za sprawą drogocennych kamieni, od których roiło się na dnie rzeki. Doskonale pamiętała, jakie wrażenie robili na niej roześmiani przybysze, łowiący, przy okazji rozbryzgując wodę na wszystkie strony. Wydawało jej się wtedy, że Hogwart musi być miejscem cudownym, spełnieniem wszystkich jej marzeń. Fantazjowała o wielkich przyjaźniach, które tam zawiąże, przygodach, które przeżyje... Teraz, kiedy sama została studentką, doskonale wiedziała, że były to tylko dziecięce mrzonki. Hogwart bynajmniej nie był miejscem, w którym spełniały się marzenia, a ona zamierzała spędzić tam kolejne trzy lata życia. Brodziła przez strumień, wspominając lata upokorzeń i docinek, jakie musiała znosić podczas nauki w zamku, kiedy w oczy rzucił jej się kamień o kolorze zupełnie innym niż otaczający go żwir. Zanurzyła dłoń i spomiędzy mułu wyciągnęła drobne kawałki różowego kwarcu. Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie - może to nie Hogwart, a ten strumień był zaczarowany?
/zt
Casey O'Malley
Wiek : 30
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
2, 4, 2 - nie linkuję, bo i tak niekorzystne kostki
Zaczynał wątpić w legendy, że w tym strumieniu dało się znaleźć kamienie szlachetne. Część z nich chciał wykorzystać w eksperymentach alchemicznych, ale jeszcze żadnego nie udało mu się wyłowić. Jak zawsze spędził nad wodą dużo czasu, ale nawet spacer wzdłuż strumienia nie przynosił odpowiednich efektów. Mijała pierwsza godzina, druga, a on dalej broczył brzegiem bez celu. Kto nie miał szczęścia do pieniędzy miał szczęście w miłości. Szkoda, że Casey nie miał szczęścia w obu... chyba, że los uznał wili urok za wysoką niesprawiedliwość i pokarał go brakiem ręki do odnajdowania kamyków w wodzie. Wrócił do domu raczej w średnim nastroju, postanawiając w przyszłym miesiącu dokonać nowej próby badawczej i wybrać się w innym tygodniu miesiąca.
Piknik brzmiał w jej głowie jednocześnie przerażająco, jak i bardzo ekscytująco. Kojarzył jej się z jakimiś dobrymi emocjami, które gdzieś w sobie miała, wspomnienia czasu, spędzanego z Wally'm na dworze, kiedy jeszcze była dzieckiem. To nieliczne momenty, które miała w głowie, a które z naturą nie wiązały niezręczności, strachu, niewygody, paniki czy niechęci. Z drugiej strony pozostawała cała reszta. Kwestia tego czy nie usiądą na mrowisku, czy pogoda będzie odpowiednia, czy nie będzie im niewygodnie, co gorsza, co jeśli napadną ich zwierzęta. Łąki i lasy były nieprzewidywalne, mimo bycia upośledzoną odmianą Shercliffe'a, akurat to, wiedziała dobrze. Zaopatrzona w koszyk i ubrana w komfortowe ciuchy, które wciąż posiadała po tym, jak nowo poznana na wakacjach, prze-uprzejma Brandonówna była tak miła, by transmutować jej garsonki w coś, co mogło być wygodne do przebywania na łonie natury, ale nie odbiegało zbyt daleko od sztywnych preferencji Berty odnośnie tekstur materiału ani jego niezbyt krzykliwych odcieni - udała się świstoklikiem do Doliny, a z Doliny spacerem w stronę strumienia, który był jej owszem, znany, ale który osobiście uważała za turystyczny cash-grab. Nigdy nie widziała w nim żadnego szczególnego kamienia, a choć okolica była przyjemna i spokojna, nie sądziła, by gdyby nie te legendy o wielkich, samorodnych rubinach, zalegających na jego dnie, ludzie nie schodziliby się tu tak gęsto. Przeszła kawałek wzdłuż brzegu, obserwując taflę wody, choć bez większego skupienia, nim nie przeniosła uwagi na poszukiwanie wzrokiem Jamiego Norwooda. Nie było go łatwo przeoczyć i to nie tylko z powodu proporcjonalności i wyględności, był on też szalenie wysokim człowiekiem, a już na pewno wyższym, niż większość znanych jej Anglików.
Maurice Howells
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : niezdrowo blada cera; nieprzyjemne spojrzenie; zapach wody kolońskiej i papierosów
Całkowite zaćmienie szczęścia. Nie nazwie tego inaczej, wysiłek ten jest daremny. Człowiek się jednak łudzi, łudzi się bardzo dużo, taka ludzka natura, taka nadzieja niegasnąca jak szyja wysmukłej świecy. Niezwykle rzadko potrafi się wypalić, wygasnąć tak całkowicie, aż nie będzie nic więcej, wyłącznie zgęstniała ciemność jakby rozlany syrop. On się niczym nie różni, on przecież jest taki sam. Udaje się do Doliny Godryka, samotnie, drzewa plotkują nad nim w nieokreślonych szeptach, unosi się świergot ptaków, strumień jak nieostrożne pociągnięcie pędzla rozdziela porządek lasu. Zatrzymuje się tuż przy tafli, cichy miarowy szum pomieszkuje przez chwilę w jego zmysłach. Nic nie znajduje, niestety nic ciekawego, nic godnego uwagi. Nie pragnie silnie pieniędzy, w domu ich nie brakuje, choć trochę galeonów na start w samodzielnym życiu byłoby użyteczne, pomocne. Wuj obiecał mu pomoc, musi jednak dołożyć się do kupna mieszkania, jeśli nadal chce przeprowadzić się do Londynu. Tym razem się nie udało, tym razem odchodzi z niczym, udając się w swoją stronę. Po drodze wstępuje jeszcze do urokliwej kawiarni, nie spieszy mu się do domu, do milczenia, do wuja który powrócił po dyżurze w szpitalu, rozdrapany przeciągłym rozdrażnieniem. Jedynym, który na niego czeka, jest skryty w terrarium wąż, nikt więcej, tak uważał, nikt więcej.
z tematu
Clementine Bardot
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173
C. szczególne : Ubrania umorusane farbą olejną; włosy w artystycznym nieładzie i uśmiech - naprawdę zachwycający
Trafiła tutaj po raz kolejny, niemal przypadkiem, a jednak zrządzenie losu szykowało dla niej prozę niespodzianki. Nie wierzyła już w hazard, ani tym bardziej poszukiwanie zaginionego skarbu. Pragnęła wyłącznie odetchnąć z dziwnego rodzaju ulgą, a mimo to nie porzuciła perspektywy poszukiwawczej, kiedy już znalazła się przy strumieniu. Wydawał się piękny, nieskazitelnie czysty, a tereny go otaczające były czymś w rodzaju bezpiecznego azylu, do którego mogła uciekać. W podrywie spontaniczności, kucnęła przy tafli wody, dotykając jej opuszkami palców. Mimowolnie zagłębiła dłoń, gdzie wyczuwała ogrom kamyczków; mniejszych i większych, ostrych i tych zupełnie gładkich, aż wreszcie poczuła coś, co wymusiło na jej bladym obliczu uśmiech. Odetchnęła z ulgą, zdając sobie sprawę z tego, jak wartościowy kryształ udało jej się odnaleźć. Wierzyła też, że jest cokolwiek wart, bowiem aktualnie potrzebowała galeonów. Na kolejne płótna i hektolitry farby.
/zt
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania
Znowu tu była, skuszona perspektywami szybkiego wzbogacenia. Tak na poważnie potrzebowała pieniędzy, bo coraz bardziej uwierało ją dormitorium. A w sumie niekoniecznie dormitorium, tylko cała szkoła. Spędzanie w niej absolutnie każdej chwili, w której nie była w pracy, zaczynało być katorgą. Pamiętała, jak kiedyś wyszarpała z dna strumienia dorodny kamień - liczyła na podobne szczęście. Pogoda jeszcze dopisywała, a ona o dziwo miała humor lepszy niż zwykle - czyli neutralny, znośny. Teleportowała się do Doliny Godryka i zrobiła sobie spacer po lesie aż pod sam strumień. I miała szczęście, pierwszy raz od początku szkoły - wyłowiła średniej wielkości kamień. Chyba kwarc, ale znawczynią nie była.
/zt
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Gdyby Bridget wiedziała, że łowienie kamieni w strumieniu potrafiło być tak angażującym i opłacalnym zajęciem, porzuciłaby marzenia pedagoga już dawno temu na rzecz koczowania przy nim z gotowym do cedzenia sitem. Odwiedzała tę okolicę głównie z sentymentu - parę miesięcy temu, jeszcze na początku znajomości z Walterem, pobierali w tym miejscu próbki do badań nad magicznym pyłem wróżek i jego wpływem na wodne stworzenia. Projekt podupadł w chwili, w której zamknięto księgę w ciemnym dworze, co napawało ją pewnego rodzaju smutkiem. Przechadzała się po okolicy, korzystając z pogody, gdy coś tknęło ją, by podeszła bliżej strumienia. I chwała Merlinowi, że światło tak idealnie zagrało na bystrej wodzie, ukazując jej skryty pod powierzchnią ametyst! Wyciągnęła go i radością stwierdziła, że nie wyglądał na uszkodzony. Powinna dostać za niego całkiem niezłą sumę!
Przechadzał tędy często, bo mieszkając w Dolinie od dobrych kilku lat nauczył się, w które miejsca warto przychodzić, a gdzie nie opłacało się bywać. Ta okolica cieszyła się swoją odludnością, dzięki czemu mógł swobodnie spacerować sam ze swoimi myślami. To towarzystwo było niekiedy zgubne, ale jedno spojrzenie we własne, drgające na powierzchni krystalicznej wody odbicie potrafiło go ugruntować. Kochał życie. Patrzył we własne oczy odbijające się od szumiącego cicho strumienia i aż nie dowierzał, jak szmaragdowo mieniły się jego tęczówki w pierwszych jesiennych promieniach słońca. Zaraz, stop. To nie jego oczy tak błyszczały, a znajdujące się na dnie strumienia kawałki kamienia! I to jakiegoś szlachetnego! Claude wybrał wszystko, co udało mu się wygrzebać z mulistego piasku, z zadowoleniem oglądając fragmenty w słońcu. Były piękne!
Umówienie się z nią było jedną z najdziwniejszych, a jednocześnie najzwyklejszych rzeczy, jakie ostatnio robił. Nie zabrał ze sobą Roya, zostawiając go z ojcem, który miał akurat wolny dzień. Widział, że starszy Norwood potrzebował kontaktu z psami, które przypominały mu o dwóch wiernych, które niestety znajdowały się już za tęczowym mostem. Z tego powodu Jamie miał trochę więcej czasu, aby przygotować odpowiednio duży koc na piknik, który po prostu zwinął i zabrał ze sobą. Nie stroił się, bo też nie sądził, żeby był ku temu powód, ale i tak wyglądał nieco lepiej, niż gdyby wyskoczył w dresie. Był ciekaw, czym było to coś, o czym pisała, a czego nie mogła już kupić. Czy zdobyła przepis? Jeśli tak, być może mógłby podać go Carly, a ta mogłaby dla nich to wypiec, przy okazji sprawdzając swoje zdolności. Zajęty myśleniem o wszystkim i o niczym, teleportował się do lasu, aby po chwili w ciszy iść w stronę strumienia. Uwielbiał przebywać w lasach, na łąkach, ogólnie pośród natury. Czuł się wtedy naprawdę swobodnie, jakby na swoim miejscu i chciał takiej przyszłości. Wpierw jednak musiał odpowiednią sumę uzbierać, a przy pracy w menażerii brzmiało to jak coś niemożliwego. Choć jeśli załozyłby hodowlę na terenie rodzinnej posiadłości, ale w oddaleniu od głównego budynku… Być może byłoby taniej? W końcu dotarł do strumienia, rozejrzał się na boki i dostrzegł kobietę. Przekrzywił głowę nieznacznie w bok i w końcu uniósł rękę, aby lekko kiwnąć do niej, nim ruszył w jej stronę, zatrzymując się dwa kroki przed Berthą. - Cześć, przynajmniej pogoda dopisała - przywitał się, uśmiechając kącikiem ust, po czym rozejrzał się za właściwym miejscem, najlepiej w pobliżu strumienia. Gdy już takie wypatrzył, rozłożył zaklęciem koc, po czym gestem zaprosił ją, aby siadała. - Myślę, że nie powinnaś mieć problemu z jego fakturą… A co do strumienia, to nie jest bujda, ale trzeba wiedzieć jak szukać, choć i to nie zawsze pomaga - powiedział, zdejmując buty, aby podwinąć nogawki spodni i po chwili wejść do lodowatej wody, śmiejąc się cicho pod nosem z uczucia drętwiejących nóg. Zaraz też spojrzał na nią, nieco wyczekująco, ciekaw, czy podejmie wyzwanie i spróbuje wejść do wody, czy zrezygnuje i zostanie na kocu.
Każda wizyta w Dolinie Godryka wprost musiała wiązać się ze spacerem wzdłuż magicznego strumienia, który miał reputację wyjątkowo bogatego - i nie chodziło jedynie o piękne widoki, ale również skryte pośród prostych "otoczaków" drogocenne kamienie. Plotek dookoła tej magii krążyło mnóstwo, a Malakai najbardziej lubił tę o nagradzaniu każdego, kto akurat na to zasługiwał... chociaż gdy szedł już brzegiem i nie widział żadnego podejrzanego błysku, zdecydowanie nie miał ochoty zaliczać się do grona niegodnych. Psuł sobie korzystanie z uroków natury, oprócz świeżego powietrza dostarczając sobie również dym papierosowy. Ostatnio trochę się z nimi rozszalał, ale świeża dostawa Hogsów od znajomego kręcącego się po Śmiertelnym Nokturnie była czymś, czemu wprost nie mógł się oprzeć. Powrót do Hogwartu nie był taki prosty, jak Malakai sobie wyobrażał, ale podłoże tych problemów... ułożone było zbyt wieloma kamieniami i to znacznie większymi od tego drobiazgu, który wyłowił w pełni swojej ciekawości ze strumienia. Obejrzał ciemną powierzchnię pod światło, ze światłem i w cieniu, doszukując się jakiejś oznaki nadchodzącego bogactwa. Ostatecznie uznał, że warto przejść się do jubilera nawet tak na wszelki wypadek, chociaż podejrzewał, że dostanie za to garść knutów i nic więcej...
Dostrzegła go niemal od razu i przyglądała mu się chwilę, kiedy przekrzywił głowę z nieodgadnioną miną. Może powinna przejąc się tym gestem, ale po prawdzie nie dostrzegła w nim nic dziwnego. - Cześć. - kiwnęła głową, kiedy się w końcu zeszli, zamiast patrzeć na siebie jak dwie sroki z dwóch różnych gałęzi dwóch różnych drzew - Prognoza mówi, że ma się taka utrzymać do końca tygodnia, ale po anomaliach, jakie dotykają Anglię przez ostatnie lata, śmiem mieć wątpliwości. - przyznała szczerze. Usiadła na kocu, wygładzając go i kiwając głową, ni to do siebie ni to do niego, bo rzeczywiście, miał normalną fakturę normalnego koca. Nic wymyślnego, długowłosego, nic nadzwyczajnie śliskiego, czy z gryzącej wełny. Dobry, normalny koc. To dobrze. Postawiła na środku koszyk i obserwowała go chwilę, kiedy przymierzał się do wejścia do wody, czując, jak cierpną jej ramiona, choć twarz nie wyrażała wiele więcej niż uprzejme zainteresowanie. - Śmiało ruszaj przodem. - zachęciła, unosząc lekko kąciki ust - Jak coś znajdziesz to pomyślę, czy nie dołączyć do poszukiwań. - prawda była taka, że musiałby to być chyba rzeczywiście jakiś wielki samorodek rubinu, żeby przełamała się nie dość do wchodzenia do dziko płynącej wody, to jeszcze boso, po śliskich kamieniach i pewnie mule i innych wodorostach. Aż zaschło jej w gardle. Zaczęła wyciągać z magicznego kosza przygotowane przez siebie produkty i był tam termos z kawą, zapieczętowany flakon z mlekiem, para talerzyków oczywiście zgrywających się kolorystycznie z kubeczkami i schludnie złożonymi serwetkami, związana serwetką miseczka z owocami, a także - gwóźdź programu - zagadkowe kardemommeboller. Nie miała pojęcia, jak je przygotować i choć zdobyła przepis, to kiedy upiekła je po raz pierwszy, w ogóle nie wyglądały jak te ze szwedzkiej piekarni w Dolinie. Spróbowała więc po raz drugi, a potem trzeci i czwarty, jednak daleko im było do kształtu i koloru, który znała, a jak miała mu przynieść doświadczenie i uczucie szczęścia, które sama czuła, jedząc te bułki, skoro to nie były dokładnie takie same bułki, jak te, które przynosiły jej radość? Spędziła więc nad tym pół dnia i pół nocy, by wrócić do przepisu nad ranem, i jeszcze upiec dwie blaszki, zanim wyszła z domu. te, które teraz spoczywały w pudełku, wyglądały dokładnie tak, jak te, które pamiętała z piekarni. Zaplecione, posypane cukrem waniliowym z cynamonem, przyrumienione równomiernie na krawędziach, pachnące, cóż, głównie kardamonem, ale i słodkim pieczywem drożdżowym. Przyglądała się im chwilę, oceniając, czy na pewno powinien je próbować, by ostatecznie skinąć głową, jakby sama ze sobą zgadzając się na taki obrót spraw. - Gdzie Twój... - podniosła spojrzenie, widząc, że Norwood już zdążył udać się o zaskakujące kilka kroków w głąb strumyka - ...pies? - tego typu rozmowy były dla niej najtrudniejsze. Zdawała sobie sprawę z tego, jak je prowadzić, co podczas nich mówić, o co pytać i jak odpowiadać, ale zawsze, za każdym razem, jednakowo bardzo miała wrażenie, że brzmi sztucznie i nikt jej nie uwierzy, że ją rzeczywiście interesują odpowiedzi na zadawane pytania.
Spędziła w Dolinie Godryka większość swojego życia i musiałaby być chyba ślepa i głucha, by nie wiedzieć o istnieniu słynnego strumienia płynącego niedaleko od miasteczka i wszystkim tym, co miał do zaoferowania. Nie dało się mieszkać w Dolinie i nie wiedzieć, że ludzie zjeżdżali się tutaj z różnych stron, by spróbować swojego szczęścia w szukaniu drogocennych kryształów. Część zbierała je dla siebie – dla satysfakcji i na pamiątkę, niektórzy z pewnością robili z nich jakąś biżuterię, a jeszcze inni sprzedawali je potem jubilerom, podobno czerpiąc z tego niezłe zyski. Jej jeszcze nigdy nie udało się nic złapać, choć naprawdę próbowała co najmniej kilka razy. Głównie dla zabawy i sprawdzenia plotek. Teraz, kiedy uwolniła się od opiekunów i próbowała wieść życie na własną rękę, zabawa się skończyła. Bo jak bardzo nie próbowałaby żyć samym powietrzem, miłością i naturą, tak pieniądze były jej najzwyczajniej w świecie potrzebne. Przyszła skoro świt, jeszcze przed zajęciami, korzystając z tego, że żądlibus akurat na kilka dni przebywał w Dolinie Godryka. Założyła kalosze, wzięła ze sobą plecaczek na ewentualne znaleziska i ruszyła nad strumień. Była nastawiona bojowo i choć z początku jak zwykle jej nie szło, nie poddawała się. Miała ograniczoną ilość czasu, dlatego ulżyło jej ogromnie, gdy praktycznie w ostatnich minutach dostrzegła blask czarnego kamienia. Przeszła dziś obok niego dobre kilka razy i dopiero promień słońca padający pod odpowiednim kątem pozwolił jej go dostrzec. Ucieszona, sięgnęła po niego do wody i zdziwiła się ogromnie, kiedy okazało się, jak duży jest to okaz. Nie znała się na kamieniach szlachetnych i innych kryształach, ale z pewnością czekała ją wycieczka do Londynu, żeby spróbować coś za niego dostać. Niech tylko dowiedzą się o tym Ced i Trevor!