Pokład znajdujący się na nadbudówce statku, w części rufowej. Z miejscami wypoczynkowymi, miękkimi materacami, których nie dosięgają morskie fale. Miejsce dla wygodnickich. Odrobinę podgrzewane (oparami unoszącymi się z kuchni) materace odizolowanych od siebie kokpitów, jako jedyne nie są nasączone wilgocią, panującą wszędzie na pokładzie. Pomiędzy niektórymi z nich znajdują się stoły, odpowiednie na przekąski bądź (w rzadziej preferowanym celu) do wakacyjnej edukacji.
Ups nie była pewna, w którym momencie przekrzywiła głowę. Właściwie trudno powiedzieć, że w ogóle była tego świadoma. Po prostu to zrobiła i już, jednocześnie obserwując poczynania Ateny. A były to poczynania godne obserwacji! Główkę Ups zaprzątało jednak coś innego. - Oczywiście, że wyobrażam sobie ciebie w czapce! – rzuciła entuzjastycznie, choć żaden jej gest na to nie wskazywał. Po prostu stała tak z wciąż przekrzywioną głową i ostentacyjnie się gapiła. – Nie zimowej, ale może… czapka z daszkiem? – zaproponowała, uśmiechając się lekko. – Albo kapelusz z szerokim rondem, żeby żadna ryba nie dotknęła twojej twarzy. Albo… - Ups zamyśliła się na krótką chwilę. – Kask z dozownikiem na felix felicis! – Och, ruda sama taki chciała. Nie, żeby potrzebowała płynnego szczęścia, choć kilka razy z pewnością pozwoliłoby jej na rozwinięcie znajomości z piękną Salemowiczką albo wygranie kilku rundek w jakiejś przyjemnej grze hazardowej. Atena zdawała się jakaś nieprzekonana, ale to nie zrażało Ups. Oczami wyobraźni widziała te wszystkie genialne nakrycia głowy, w których mogłaby wyciąć dziurę na dziką, rudą palemkę na boku głowy. Ale i na te rozmyślania nie było zbyt wiele czasu, bowiem Wakefield działała. Trzeba wspomnieć, że akurat działanie było tym, co Ups po prostu uwielbiała. Choć to, do czego powoli zbliżała się Atena, budziło niemałe wątpliwości. A potem Wild niemal usłyszała w uszach pisk dziurawionej obcasem ryby, konającej w agonii. Miała ochotę klęknąć i powiedzieć jej, że teraz odejdzie do lepszego, rybiego świata, ale po mowie pożegnalnej Wakefield nic nie zabrzmiałoby już tak epicko. Widząc uroczyste spojrzenie przyjaciółki, Ups starała się spojrzeć na stworzenie równie uroczyście, choć nie była pewna czy faktycznie jej to wychodzi. Zerknęła na Atenę, która już poszła dalej ze swoim życiem, pozbywając się gustownych szpilek, które Ups chętnie by jej podprowadziła, gdyby nie to, że się przyjaźniły. Wędrując za nią do materaca wyobrażała sobie, jak Wakefield będzie wyglądała w nowych butach i jakie dziwaczne buty mogłyby jej razem kupić. Przysiadła tuż obok, zadowolona, że ryba wróciła do swojego naturalnego środowiska i zabrała ze sobą prezenty dla całej ławicy. Pokręciła głową, gdy przyjaciółka zaproponowała jej papierosa. A potem jeszcze raz spojrzała na opakowanie. Znowu pokręciła głową i wyciągnęła rękę, żeby wziąć jednego. - Nie masz wrażenie, że te durne karaluchy nauczyły się latać? – zapytała, odwracając głowę na boki, żeby upewnić się, że żaden na niej nie przysiądzie. Pochyliła się do Wakefield w oczekiwaniu na odpalenie papierosa.
Nagle znikąd pojawił się Szczurek. Obserwował wszystko z Bocianiego Gniazda i powoli zaczynało go frustrować, jaki sytuacja przybrała obrót spraw. Nie był zwykłym załogantem. Byl inteligentnym załogantem, a to wśród wielu ludzi, którzy wylądowali na Brudnym Korsarzu nie mając co ze sobą począć w życiu, czyniło go wyjątkowym. Znikąd podskoczył do Benjego, z tej wysokiej odlegości na maszcie dotrzegając swoim sokolim okiem jego ranę na ręce i spiorunował szczerzącego się głupkowato Pedro wzrokiem. — Co ty się wyczynia, do stu piekieł? ROZEJŚĆ SIĘ, SZUMOWINY, DO DiASKA! Macie kurewskie szczęście, że Goldentooth tego nie widzi. — A to cy wyczyniasz, niezdarny dzieciaku? Złapał Potocky'ego silnie za zdrowę ramię, ciągnąć go za sobą w kierunku, jak mogło się zdawać kogoś, kto mógłby mu posłużyć pomocą medyczną. — ŻEBYM WAS TU WSZYSTKICH NIE WIDZIAŁ JAK WRÓCĘ! Dorzucił nie obracając się nawet przez ramię, kląc siarczyście pod nosem. — A do Ciebie, słodka dziewczynko, już tracę cierpliwość. Nie chcę Cię już więcej widzieć w żadnych kontrowersyjnych sytuacjach, bo niech mnie kule biją, źle się to dla Ciebie skończy. Dorzucił do Manese, przechodząc obok niej.
[zt dla wszystkich możliwie Upsilon i Athene też, chyba, że mocno wam to popsuje rozgrywkę]
Wysłanniczka Losu w czapce. Bardzo zabawne, naprawdę. Nie było takiej możliwości, żeby godność Ateny została przykryta jakąś pożal się Merlinie czapką. Z drugiej strony może kapelusz... Ale musiałby to być dostojny kapelusz. Z powagą i władzą, żeby do niej pasował. I na pewno musiałby mieć lepsze przeznaczenie, niż ochrona przed rybami, tym bardziej, że Atena nie przewidywała, żeby ta chora sytuacja powtórzyła się jeszcze kiedykolwiek. Nie jej. Niech się plebs męczy z takimi problemami. Uśmiechnęła się pobłażliwie do Ups. - Kochanie, ja nie potrzebuję Felix Felicis, powinnaś to wiedzieć. Ten eliksir ma sprawiać, że Los staje się ci bardziej przychylny, ale sama pomyśl, czy ja potrzebuję dodatkowej przychylności losu? Ja? - pokręciła głową, dając wyraz temu, jak absurdalna wydaje jej się ta myśl. Ruchy głową, jakie zwykle wiele mówią o odpowiedzi, jakiej człowiek chciałby udzielić, niewiele mówiły w przypadku Ups. Ona mogła kiwać, kręcić albo machać głową ósemki, ale liczyło się dopiero to, co powie lub zrobi. Atena była do tego przyzwyczajona, więc już dawno przestała zwracać na to uwagę i porzuciła próby interpretacji. Teraz też kręcenia głową nie uznała za odpowiedź, a co najwyżej za uprzedzenie, że Ups szykuje się do takowej. I tak też było - już po chwili przyjaciółka siedziała z papierosem w ustach, czekając na jego odpalenie. Atenka przysunęła się do niej jeszcze bardziej, a kiedy była wystarczająco blisko, przytknęła końcówkę swojego zapalonego papierosa do końca papierosa Ups. Wystarczyło chwilę tak potrzymać, żeby cudny, rakotwórczy dym zaczął wydobywać się już z obu. Nie za długo, co prawda, bo fajka Ateny była już na wykończeniu, ale nie po to miała cały zapas, żeby poprzestać na jednej. Powtórzyła więc proces zapalania, zaciągnęła się głęboko i spojrzała w morze, zamyślona. - Nie wiem, Ups. Jeśli tak, trzeba będzie wytłuc je wszystkie. Los tak chce. Ani trochę nie obchodziło jej, co ma do powiedzenia jakiś kurdupel z załogi. W tej chwili należał do jej służby, a jako taki nie miał prawa jej rozkazywać. Ona miała ochotę tu siedzieć i wypalić tyle papierosów, ile się da, zanim jej się znudzi i żaden marynarzyk nie będzie jej mówił, co ma robić. W ogóle nikt jej nie będzie tego mówić, ale on to już szczególnie. - Wiesz, myślę, że jak dotrzemy na jakiś sensowny ląd, to będziemy musiały wybrać się na zakupy. Niespodziewanie mam lukę w kolekcji butów - stwierdziła jakby z pewnym zaskoczeniem, nie przestając patrzeć w wodę. Nie zapytała, czy Ups chce iść z nią na zakupy, uznała to za oczywiste. Tym bardziej, że z Atenką wszystko zawsze było ciekawe.
Wykorzystując te ostatnie chwile wakacji, Crys postanowiła odpocząć na pokładzie. Nie zamierzała wracać na Atlantydę, dobrze jej się spędzało czas na statku. Co prawda z początku miała problem z wejściem na niego i potrzebowała kupić skrzeloziele, ale na razie nic się złego nie działo. Ubolewała na tym, że nie ma gdzie biegać, ponieważ okręt nie jest do tego najlepszym miejscem, ale pogodziła się z faktem, że jej treningi muszą poczekać pewien czas, aż wróci do domu. Mogła zostać i leniuchować w kajucie, albo wyjść tutaj. Wybrała tą drugą opcję. Na zewnątrz jest naprawdę gorąco, a co dopiero w środku! Nie mogła już się doczekać powrotu do szkoły. Przez pierwszy tydzień było fajnie, a później to się tylko przeciągało i coraz bardziej się nudziła. W szkole zawsze dzieje się coś ciekawego! Nie chodzi tutaj o lekcje, ponieważ na nich można jedynie odsypiać zarwaną nockę. Mowa bardziej o tych wszystkich imprezach i dowcipach. Stanęła na środku pokładu wypoczynkowego i rozejrzała się za wolnym miejscem. Na szczęście to nie było takie trudne i rozłożyła się na jednej z kanap, wypuszczając powietrze z ust.