Pokład znajdujący się na nadbudówce statku, w części rufowej. Z miejscami wypoczynkowymi, miękkimi materacami, których nie dosięgają morskie fale. Miejsce dla wygodnickich. Odrobinę podgrzewane (oparami unoszącymi się z kuchni) materace odizolowanych od siebie kokpitów, jako jedyne nie są nasączone wilgocią, panującą wszędzie na pokładzie. Pomiędzy niektórymi z nich znajdują się stoły, odpowiednie na przekąski bądź (w rzadziej preferowanym celu) do wakacyjnej edukacji.
Pieprzony Griffin. Marlinie. Faszysta, faszysta. No faszysta, no. Co za idiota, kretyn, sadysta jebany. Matko kochana. Niech poczeka, niech tylko matka się o tym dowie. A ojciec. Skończy się cała ta jego kariera w Salem, jak i cała droga pracy w edukacji. Ciekawe, jak taki nauczyciel by sobie poradził naprzeciw ojca. Ostatecznie, ma nieco więcej pieniędzy. Odrobinę więcej, niż nieco. No, ale nic. Nic. Na wszystko jeszcze przyjdzie czas. A wtedy wszystko się skończy. Ten faszysta się skończy. Ja pierdole. I jeszcze ta głowa. Bolała go mocno. Nawet nie zauważył, kiedy dołączyła do niego ta druga dziewczyna – notabene też ofiara jego przemocy. Nie zwrócił na nią uwagi, do momentu, kiedy nie odezwała się doń. Mimowolnie się uśmiechnął, a za tym poszedł, cały dość potężny ładunek radości, śmiechu i tak dalej. – Tak! Tak! Zdecydowanie! Pierdoleni ksenofobicy! – rzucił, ze śmiechem, zerkając na nią kątem oka. W sumie faktycznie. Też miała róż na głowie. Śmieszna sytuacja. Naprawdę śmieszna. Jak to wypadki chodzą po ludziach, niesamowite. Niesamowite. No, a potem doszli już do tego pokładu wypoczynkowego. Ciekawe, co tu się podziało pod jego nieobecność. Było trochę ludzi, prawdopodobnie niektórzy się pojawili, po tym, jak jego wywiało. Widocznie świat dość ciekawie i hojnie odpowiedział na jego chęć, zarazem potrzebę towarzystwa. Wrócił więc na swoje miejsce. Kiedy już się rozsiadł, zobaczył siedzącą obok dziewojkę. Ej, ona była z Salem. Tak! Chociaż… wydawało mu się, że kojarzył Laurę ze szkoły, jednak prawda mogła być diametralnie inna. Połapał się w ostatnim czasie na tym, że ludzie których kojarzył ze szkoły, tak naprawdę byli od początku do końca z Hogwartu, a nawet jeśli nie, nie uczyli się w Hogwarcie. Mimo tego, trzeba będzie zaryzykować. Z uśmiechem więc zwrócił się do niej, kiedy przyuważył kolejną znaną osóbkę. Przy okazji niezbyt przez niego lubianą. Znaczy.. bał się jej. Chyba jak większość. Panna Wakefield. Odruchowo więc wrócił do pierwszej dziewczyny, ewidentnie koleżanki ze szkoły. – Hej, hej! Hej! Ty jesteś z Salem! To znaczy, my jesteśmy z Salem! To znaczy… Uczysz się w Salem! Nie? To znaczy… Chi jestem. – skończył, ostatecznie zarumieniony, ze wzrokiem utkwionym w podłogę i wyciągniętą ręką.
Przez całe zamieszanie z Athene, a później z Ludmila w centrum zainteresowania, nikt nie zauważył pieniącej się wody. Po kilku chwilach z wody wyskoczyła rybka. Mocno chyba stęskniona, bo gdyby przyjrzeć się jej uważnie, charakterystyczne paski na jej płetwach świadczyły o tym, zę przynajmniej jedna z obecnych tu osób miała już przyjemnośc ją poznać. Całkiem blisko zresztą, bo w kontakcie twarzą w twarz. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Latająca ryba wyraźnie celowała w Athene, chociaż przez panujący na pokładzie tłok, wyraźnie ciężko jej było się przywitać ze swoją niedawno poznaną koleżanką. Przeleciała nad głowami załogi i wylądowała na głowie Athene, rzucajać rybimi oczamia na wszystkie strony w szoku. Była tylko zwiastunką tego, co mialo się wydarzyć moment później. Z wody kolejno zaczęły wyskakiwać rodzime rybci osobniki, z których każdy, nie zważajac na swojej drodze, trącił jednego z załogantów.
Każdy z was rzuca kostką. Jej wynik decyduje, któremu z was oberwie się płetwą w nos.
1 - Elizabeth 2 - Chi 3 - Upsilon 4 - Benj 5 - Voice 6 - Laura
Kostki dla Athene: Od Twojego szczęścia zależy los wszystkich obecnych i długość agresywnego ataku ryb. Rzucasz jedną kością:
parzysta - rybie udaje się uciec z Twojej głowy, wyskakując wysoko w powierze, pozostałe idą jej śladem, opuszczajac tor lotu, który przewiduje atak na pokładowiczów
nieparzysta - ryba na Twojej głowie rusza się żałośnie, pozostawiajac obrzydłą maź na Twoich włosach, a jej rodzinka wydaje się bardzo zmotywowana żeby odzyskać swoich towarzyszy. Robi się coraz gęściej od ściany zimnych ryb, atakujących niewinnych uczniów łuskowatymi płetwami.
Wszyscy rzucają kośćmi na oberwanie od ryb tak długo, aż Athene nie wyrzuci kości parzystej. Panna Wakefield może rzucać co dwa posty dowolnego gracza.
Tak po prawdzie Liz miała wrócić tylko tutaj po książkę, i sobie zaraz iść. Ale coś ją zainteresowało, tym czymś była jakaś ryba. Nie, wróć, to nie była jakaś ryba, to była latająca ryba. Ryba leciała w stronę dziewczyny która o mało co nie rozwaliła statku zaklęciami. Benoit obserwowała jak ryba atakowała dziewczynę, cóż to było nawet zabawne i to bardzo. Uśmiechnęła się pod nosem i obróciła się na piecie aby zejść z pokładu. Niestety nie udało jej się to, nawet nie zrobiła pół obrotu a ryba (pewnie siostra tamtej), rzuciła się na nią, nawet oberwała raz płetwą po policzku. Bez silnie chciała ja z siebie zrzucić, rękoma.
Spanikowana ryba podskakiwała w powietrzu, odbijana od rąk Elizabeth, opadając jakiś czas na twarz Elizabeth, strzelała jej płetwą po policzku, aż w końcu jej twarz zaczerwieniła się, na razie jeszcze tylko uroczo i nie niepokojąco, od niewielkich uderzeń. Nie uda ci się samej wybronić od ataku bardzo natrętnego rybska. Los wytypował Benjego do ratunku, jeśli chciał utrzymać tytuł największego dżentelmena Brudnego Korsarza (co w starciu z nieokrzesanymi załogantami nie było trudne, ale ciii.... nie mówcie Benjemu), wymagało to poświęceń.
Oboje rzucacie po dwie kości.
Jeśli ich suma przekroczy liczbę 16 — udaje się wam odeprzeć atak ryby, chociaż osztowało was to wiele wysiłku, w efekcie ryba z powrotem wskoczyła do wody, ale Benj w ferworze walki ląduje prostu na Elizabeth, zwalając ją z nóg, lądując twarzą w jej biuście.
Jeśli suma będzie mniejsza od 16 — na wasze nieszczęście z pomocą przychodzi załogant, który wymachuje groźnie pokładową miotłą. Chcąc trafić rybę, powalając ją swoją siłą, zamiast wycelować w nią, łupnął Benjego w głowę. Taka jest cena popularności.
Z uwagi na małą aktywność parszywych psów pokładowych, niniejszym anuluje wcześniejsze kostki. Grę poprowadzę improwizowanie.
Przez długi czas patrzyła się z politowaniem na pogniecioną paczkę papierosów, zastanawiając się czy zapalić teraz, czy jednak zrobić to później. Po dłuższym czasie zdecydowała się zrobić to później i już po chwili ciężko opadła na jeden z wolnych materacy, aby choć przez pięć cholernych minut móc porozkoszować się tym, że znaczna część zebranych tu osób zdążyła już sobie pójść, a pozostałe towarzystwo w miarę się uspokoiło. Jednak chwila błogiego spokoju nie trwała dłużej niż jakieś 30 sekund, bo już po chwili usłyszała głos, który prawdpodobnie coś do niej mówił. Leniwie otworzyła oczy i krzywo spojrzała się na osobę, która tak drastycznie postanowiła przerwać jej próbę zrelaksowania się, po czym uświadomiła sobie, że tą osobą jest nie kto inny jak chłopak z różowymi włosami, który chyba chodził z nią do szkoły i którego Robertson parę chwil wcześniej bezceremonialnie wywalił z pokładu. Uśmiechnęła się lekko, sprawiając tym samym, że nie wyglądała już na tak bardzo wkurzoną i uniosła jedną brew, gdy chłopak zaczął plątać się w tym, co właśnie powiedział. Szybkim wzrokiem spojrzała jeszcze na wyciągniętą rękę i opuszczoną głowę i nie mogąc się powstrzymać znowu dość głośno się zaśmiała. -Tak, jestem z Salem, ale wiesz...już się tam nie uczę. -Odparła, dając mu tym samym do zrozumienia, że pytanie czy się tam uczy było trochę zadane nie w porę. -A ja Laura. -Odpowiedziała po chwili i również wyciągneła rękę. -I nie patrz się tak na tą podłogę. Chyba nic tam ciekawego nie ma. -Wzruszyła ramionami i w momencie, kiedy podniosła wzrok w celu zbadania ilu to ludzi zostało na pokładzie, zobaczyła kolejną dziwną akcje, która chyba właśnie się rozpoczynała. Machinalnie odrzuciła głowę do tyłu, jakby miało to jej pomóc w uniknięciu jakiekolwiek kontaktu z...latającą rybą. Tak, dobrze czytacie. Na statku ni stąd ni zowąd znalazła się ryba, która jako cel swojego ataku wybrała tą dziwną dziewczyna, która na samym początku rzucała zaklęciami we wszystkie strony świata. -Podoba Ci się tu? -Spytała chłopaka, zręcznie odchylając głowę, coby nie dostać po twarzy jakąś płetwą albo ogonem, a po chwili robiąc unik, z którego będzie dumna chyba do końca swojego życia, wierzcie mi.
Kiedy na czubku swojego nosa poczuła inny nos, przestała się rzucać. Właściwie zamarła, wpatrując się niewidzącym spojrzeniem przed siebie. Nie miała świadomości, że stoi przed nią Ups, że w ogóle dzieje się koło niej cokolwiek realnego. Przestała widzieć, słyszeć i czuć. Oddech jej zwolnił, a całe ciało przeszło jakby w stan uśpienia, choć wciąż utrzymywało się w pozycji pionowej. Mocno zaciśnięte palce stały się aż białe i ciężko było je oderwać od rozoranych ramion. Ups jednak nie przestawała próbować. To dobrze. To było idealne zagranie, na które, oczywiście, nikt inny by nie wpadł. Banda idiotów, nigdy nie mająca do czynienia z atakiem, jakich w życiu Ateny było mnóstwo. Ups wiedziała, czym to się je - w końcu przyjaźniły się nie od dziś. To ciekawe zagadnienie - ruda wiedziała, jak uspokoić Wysłanniczkę, bo przyjaźniły się już tyle lat czy też przyjaźniły się tyle lat właśnie dlatego, że ruda znała odpowiednie sposoby? Cóż, to pozostawało kwestią otwartą. Na razie jednak zmagały się z problemem stuporu, w jaki wpadła panna Wakefield. Przynajmniej tyle, że zaprzestała walki z robactwem. Prawdopodobnie przestała już je widzieć, chociaż co do tego nikt nie będzie mógł mieć pewności, dopóki ona sama tego nie potwierdzi. A do tego musiałaby się jednak ocknąć. Ups i na to najwyraźniej miała sposób. Mówiła, tak po prostu mówiła, nie przejmując się niczym, a potem podała przyjaciółce różdżkę i okazało się, że dokładnie tego było trzeba. Po kilku ciągnących się minutach ciszy ze strony Wysłanniczki Losu, ta wreszcie się odezwała. - Skąd tu się wzięły te pierdolone karaluchy... - mruknęła pod nosem. - I czemu tu jest taki syf? - dodała, rozglądając się po zdemolowanym pokładzie. Na nieumiejące się zachować postaci nie zwróciła uwagi. To nie był jej problem. Miała ochotę wrócić do kajuty i zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Tyle że Los najwyraźniej zaplanował dla niej inną rozrywkę. Jeszcze się policzymy, Losie! Na jej głowie wylądowała ryba. Ryba! No na Merlina, kto to widział takie porządki! Wrzasnęła przenikliwie, a dopiero co odzyskaną różdżkę wycelowała gdzieś mniej więcej w stworzenie i rzuciła pierwsze z brzegu zaklęcie, które przyszło jej na myśl. Szkoda, że nie trafiła.
Podobno biednemu zawsze wiatr w oczy i różdżka między łopatki. Po nieoczekiwanym pokazie wariatki z Rosji myślał, że nic go nie zaskoczy. Zawsze tak myślał gdy działo się coś nieoczekiwanego. I zazwyczaj kończyło się tym, że po upływie krótkiego czasu los znowu go zaskakiwał. Tym razem myślał, że sobie błogo odpocznie i przemyśli kilka spraw na świeżym, morskim powietrzu. Podobno zawartość soli pozytywnie wpływała na procesy myślowe wdychającego. Benj jednak nie mógł tego doświadczyć bo już po chwili za pokładzie zaczęła się dziać akcja rodem z tandetnego mugolskiego filmu. Na pokład wskoczyły krwiożercze, żadne krwi ryby, które zaczęły atakować ludzi. Najbliższą osobą, której był w stanie pomóc była jakaś czerwono włosa dziewczyna, którą twarz skądś kojarzył. Nie uczęszczał z nią na żadne zajęcia, więc pewnie była z jego domu. Szybko podbiegł do dziewczyny. - Nic Ci ni jest? - wrzasnął i zaczął strzelać w ryby różnymi lekkimi zaklęciami. Nie wahałby się rzucić jakiejś potężnej klątwy, gdyby nie to, że na pokładzie byli inni ludzie. Obawiał się tego, że może kogoś trafić rykoszetem. Po chwili spojrzał na dziewczynę. - Pomóż mi z nimi - wydukał z siebie w przerwach między rzucaniem zaklęć. Chciał ja zachęcić, bo zdawał sobie sprawę, że samemu nie do końca może my wyjść ratowanie pokładu przed abordażem. Ryby chyba poczuły się zazdrosne. W końcu w ich terytorium grasował ktoś obcy. Ponadto dostrzegł, że jedna z ryb miała na sobie ślad po jakimś ostrym narzędziu. Pewnie dostała tasakiem.
"Nic Ci nie jest? "Najgorsze pytanie jakie ktoś może ci zadać, gdy coś ci jest. Dziewczyna miała tak czerwoną twarz jakby się spaliła na słońcu, bo jakaś ryby postanowiła ją sobie obrać za cel do bicia płetwą ! Uniosła tylko prawą brew ku górze,iż Benoit nie miała ciętego jeżyka, skinęła tylko głowa do chłopaka w geście podziękowania .-Nic mi nie jest i dziękuje - Uśmiechnęła się delikatnie i dotknęła swojej twarzy, piekła jak cholera. -Tak jasne już - Odparła po chwili i wyciągnęła swoją różdżkę. Cóż mogła by mu pomóc szybciej, co by pewnie było na miejscu ale po prostu zapatrzała się na te dziwne ryby latające ryby. Dlaczego one tak apropo zaatakowały ? No cóż nie ważne.. Wycelowała różdżką w jedna z ohydnych ryb. -Expelliarmus -. Czyli zrzuciła zaklęciem które rozbraja przeciwnika odrzucając go w tył. Miotała zaklęciami w stronę ryb przez dłuższy czas, ale ich tak jakby nie ubywało. Na szczęście, Eliza z daleka widziała jak zmierza w ich stronę załogant z miotą. Może on im jakoś pomoże.
Kostki 5 i 2 http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p690-kostki
Całej sytuacji przyglądał się jeden z załogantów. Ryb powoli narastało, już nie była to mała rodzinka, a cała ściana podmorskich stworzeń wyskoczyła ponad taflę. Przez chwilę wydawało się, ze pokład pogrążył się w mroku, zanim ryby rozpierzchły się na różne strony. Ich barwne łuski mieniły się, odbijając refleksy wodne. Najróżniejsze gatunki podlotków zaprezentowały swoje jestestwo. Od najbardziej umagicznionych, tęczowych ryb z kolorowymi płetwo-skrzydłami po bardziej klasyczne, wyglądające jak marna krzyżówka pingwina z waleniem, co to próbował udawać płaszczkę. Zafascynowany marynarz przyglądał się temu widokowi bez cienia zdziwienia, chociaż był to widok absolutnie niecodzienny. Liczność stworzeń w powietrzu, których każde przeskakiwało na statku robiła wrażenie. Nieważne, ja bezkresny był ocean, czy morze, ciężko było uwierzyć, że mieścił w sobie tyle tworów. — Ohooo, chyba wpłynęliśmy w ławicę! — dało się słyszeć okrzyk jednego pomocnika kuka pokładowego. — Avast, parszywe dranie! Nie tak prędko! — pochwycił Laurę Manese za kołnierz, stawiając ją dokładnie na przeciwko ściany latających ryb, z których co najmniej tuzin nacierał tylko na nią samą. Załoganci bardzo dobrze się bawili na czas wycieczki udając piratów — Łapać mi tu te szczury powietrzne…! — zaraz jednak zamiast ratować dziewczynę przed atakiem pingwinolotów, wypędził w kierunku Benjego i Elizabeth, zdzielając chłopaka w czerep — Żywcem je bierz, dzieciaku! Chyba, że wolisz, żeby Cię Billy razem z tym świństwem wypatroszył, jak mu przyniesiesz nieświeże!
Wszyscy zainteresowani rzucają kostkami, niezainteresowanymi zajmie się Pedro, który biega po pokładzie jak wścieknięty, ciesząc się z władzy nad biednymi uczniakami, jaką mu daje wyższość wiedzy o statku i panujących tu regułach.
Rzucacie po JEDNEJ kości. Jej wynik decyduje o tym, czy uda Ci się złapać rybę.
Spoiler:
1, 2 – ryba, którą próbujesz złapać rybę większą od Ciebie, która pluje Ci dziwnym śluzem w twarz, masz dwa wyjścia:
puszczasz rybę i zajmujesz się zmazywaniem śluzu z twarzy
olewasz śluz, w końcu nie wygląda wcale groźnie, ale za to masz czym się pochwalić przed Pedro
3, 4 – uważaj! Porywasz się na latającą odmianę ryby, która w stresie nadyma się i wyskakują jej obronne kolce, masz dwa wyjścia:
możesz użyć na niej zaklęcia obronnego
wykorzystać wiedzę z ONMS, pokonując ją swoją wykutą teorią
5, 6 – łapiesz dziwną, podejrzaną miedzianą rybkę, która podaje się za złotą, chce spełnić twoje jedno życzenie, w zamian za danie jej wolności, ale tylko jedno, bo jak twierdzi, jest już stara, bieg czasu się na niej odbił, masz dwa wyjścia:
złóż swoje życzenie
oddaj rybę Pedro
Kostki dla Laury:
Spoiler:
1, 2 – masz szczęście, ze wpadłaś w oko innemu załogantowi, bo bardzo po dżentelmeńsku uratował Cię od ataku ryb, chociaż przypłaciłaś to nieświeżym oddechem na karku i podstępnym skradzeniem pocałunku
3, 4 – radź sobie sama, okazałaś zniewagę rybom, zajmując się dyskusją z niejakim Chi, to teraz ani Chi, i w sumie nichi w Twojej głowie, kiedy jakaś ryba, panicznie machająca płetwami, wypchała Cię prosto pod nisko zawieszony bom, w którego uderzyłaś głową.
5, 6 – jeśli Chi uda się wylosować kość mniejszą bądź równą 3, masz więcej szczęścia niż rozumu, bo zamiast atakować Ciebie, ryby zaatakowały jego, rozrywając mu sztywnymi, ostrymi płetwami spodnie na tyłku
Kolejnym pretekstem, żeby unikać w przyszłości rejsów statkiem był własnie odbywający się szturm ryb, które wcale się nie zachowywały jak ryby. Bardziej przypominały hipogryfy na które się splunęło. Skąd tyle agresji w takich stworzeniach? A podobno to ludzie zachowują się jak zwierzęta. Pikanterii całej scenerii dodała interwencja załogantów. Nieświadomy niczego Benj myślał, że w tym momencie wszystko pójdzie z górki i zostaną wyręczeni w obronie. Nic bardziej mylnego. Nim się obejrzał dostał czymś twardym w głowę, co natychmiast go ocuciło. Gdy tylko usłyszał komendę oznaczającą ni więcej, ni mniej, tylko to, że ma złapać rybę, parsknął śmiechem. Poważnie?! Czy on w tym momencie ma się rzucić w środku bitwy na ryby z gołymi rękami? Słysząc jednak ton załoganta uznał, że nie jest osobą, z którą chciałby zadrzeć. Pośpiesznie rozejrzał się po pokładzie, by ocenić sytuację. Nie wyglądało to najlepiej. Najchętniej rzuciłby jakieś ofensywne zaklęcie, które swoim zasięgiem zmiotłoby je wszystkie z powrotem do wody. Nie chciał jednak narażać się na gniew załogantów, którzy wyraźnie zażyczyli sobie tego, że mają je łapać. Oceniając sytuację Benj podjął decyzję na którą rybę się rzucić. Wyczekał chwilę, aż ryba będzie w zasięgu jego ramion i oddał skok, który śmiało można nazwać jednym z największych wyczynów sportowych Potockiego. Czując oślizgłe zwierze w rękach tylko się uśmiechnął. Jakże wielkie było jego zdziwienie, kiedy ryba do niego przemówiła do niego oznajmiając, że jest złotą rybką, która spełnia życzenia. - A na cholerę mi spełnianie życzeń? - mruknął do niej. Nie chciał mieć nic wspólnego z magią, która płynęła od ryby. Jeszcze zesłałaby na niego mroczne zaklęcie. Albo co gorsza - załoganci mogli zauważyć, że ją puszcza wolno. Nie czekając na dalszy rozwój akcji zaniósł rybę do załoganta, który wyznaczył mu to odpowiedzialne zadanie.
Haeila męczyło to bujanie na statku, ale nie było z nim jeszcze jakoś źle. Postanowił jednak położyć się i być może chwilę zdrzemnąć, w każdym bądź razie chciał trochę odpocząć wygrzewając się w promieniach słońca. Najlepiej w niezatłoczonym miejscu. Myślał, że tak właśnie będzie udając się na rufę - niezbyt tłoczno i spokojnie. Oh, jak bardzo się pomylił. Gdy tylko znalazł się na pokładzie, zauważył grupkę ludzi i... Wielką ławicę ryb nacierającą na statek. No wiedział, że w morzu żyją ryby i jakieś inne stworzenia, ale czegoś takiego się nie spodziewał. Aż tyle?! W pierwszej chwili miał ochotę schować się gdzieś, gdziekolwiek, byleby jak najdalej od tych latających stworzeń albo wrócić do sklepu, przetrwałby nawet to skrzeczenie natrętnej papugi, jednak... Był ciekaw tego, co się stanie. Niezauważony oparł się o ścianę śmiejąc się cicho widząc minę tej ciemnowłosej dziewczyny, wiedział o niej tylko tyle, że jest z Salem. Krukonom również się przyglądał. W sumie ta cała sytuacja była nawet śmieszna, więc nie miał ochoty angażować się w pomoc w łapaniu ryb. Poza tym, pobrudziłby się, a myśl o tym trochę go przerażała. Miał nadzieję, że zostanie niezauważony, a w ostateczności uda mu się zwiać.
Jeżeli ktokolwiek kiedykolwiek zapyta się Laury czy podobało jej się w Anglii, z całą pewnością nie usłyszy odpowiedzi innej niż "Chyba żarty sobie robisz", "Nie wrócę tam nigdy więcej", "Chorzy ludzie" itp. Wszak jak na razie nie przytrafiło jej się tutaj nic dobrego, a teraz na dokładkę jakiś kretyn pociągnął ją za koszulę i postawił tak, że wszystkie cholerne ryby leciały prosto na nią. Nic nie myśląc kopnęła stojącego za nią typa w piszczel i odwracając się do niego twarzą, wysłała w jego stronę wiązankę przekleństw, która od paru dobrych godzin siedziała jej w głowie i tylko czekała na moment, kiedy będzie mogła z niej wyjść. -Kim ty kurwa jesteś, żeby mnie w ogóle dotykać, co? -Krzyknęła i wskazała palcem na jego zdziwioną twarz. Jakby to było coś dziwnego, że jest na niego zła. -Tak ty! Nie jestem żadną cholerną ścianą, którą możesz się zakrywać przy ataku pieprzonych ryb, rozumiesz? -I zapewne kontynuowałaby swój wywód dalej, gdyby nie to, że jakaś wybitnie wielka i gruba ryba postanowiła dosłownie zwalić ją z nóg i pozbawić moźliwości dalszego opieprzania wszystkich stojących naokoło ludzi. Prychnęła ze zniecierpliwieniem i złością, że nikt (nawet ludzie z Salem!!!) nie ma zamiaru do niej podejśc i pomóc, po czym znów dostała płetwą, ogonem czy czymś innym z taką siłą, że wleciała pod nisko zawieszony bom, a parę sekund później uderzyła się w głowę przy próbie wydostania się z "pułapki". Zrezygnowana, ciężko opadła na podłogę i masując sobie bolącą głowę, obserwowała wszystko z podłogi, mając cichą nadzieje, że ktoś pomoże jej się wydostać.
Reakcja dziewczyny na to, w jaki sposób postąpił z nią Pedro nawet go zbytnio nie zdziwiła, jednak mimo to miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Bo w sumie trochę zabawnie wyglądało, jak taka drobna dziewczyna jak ta, która przybyła z Salem wpada w złość. I właśnie wtedy trafiła ją ryba, całkiem sporych rozmiarów. Rozchylił wargi z zaciekawieniem przypatrując się całej sytuacji. W następnej chwili ryba kolejny raz uderzyła w ciemnowłosą, wpychając ją pod bom. Widząc jej minę po tym, jak uderzyła się w głowę obudziły się w nim jakieś ludzkie uczucia i postanowił jej pomóc. W sumie całkiem niezła, może dzięki drobnej pomocy złapiemy dobry kontakt i... Może coś z tego będzie? myślał, ruszając w jej stronę. Pozostawał czujny, uważnie zerkał na rybią ścianę. Nagle zauważył, jak jedna z ryb z szybkością Błyskawicy leci prosto w jego kierunku. Wyciągnął ręce patrząc na stworzenie i schwycił je szybko zbliżając dłonie do siebie. - Witaj, młody czarodzieju - odezwała się ryba. - Jestem złotą rybką. Spełnię jedno z twoich najskrytszych życzeń. - Że co?! - rzucił, przypatrując się zwierzęciu, które koło złotego to nawet nie leżało. - Weź spadaj, podróbko - mruknął, wciskając rybę w ręce Pedro, który akurat przemknął nieopodal. Wyciągnął chustkę z kieszeni i dokładnie wytarł w nią dłonie, po czym odwrócił się do dziewczyny z Salem. Przykucnął i posyłając jej łagodny uśmiech wyciągnął w jej kierunku rękę. Nie chciał bez uprzedzenia chwytać jej nadgarstka, bo jeszcze i jemu by się oberwało, a przecież nie miał złych zamiarów.
Ups z zaintrygowaniem patrzyła, jak zmienia się zachowanie jej przyjaciółki. Panowanie nad Ateną było jak obsługa zaawansowanej maszyny, ale każda maszyna miała to do siebie, że potrzebowała po prostu naciśnięcia odpowiednich guzików i pociągnięcia odpowiednich dźwigni. Ups znała tylko dwa sposoby na uspokojenie rozwścieczonej czarownicy – rozśmieszenie jej albo zszokowanie. O ileż prościej było jej szokować… Poza tym miała jakieś wybitne zboczenie związane z wiecznym łamaniem intymnej strefy drugiego człowieka i dotykania go własnym nosem. Uśmiechnęła się lekko, gdy Wakefield wreszcie nawiązała kontakt z rzeczywistością. Karaluchy? Och. Rozejrzała się uważnie po pokładzie i chociaż wszelka logika mówiła, że nie było na nim ani jednego robala, Ups po prostu wskazała palcem na sporą dziurę w jednej z wielu desek. - Myślę, że mogły wyleźć stamtąd, At – skomentowała z taką pewnością siebie, że każdy mógłby uwierzyć jej i Wysłanniczce Losu nie tylko w istnienie karaluchów, ale i w to, że wychodziły dokładnie ze wskazanej dziury. Gdyby tylko ktoś odważył się zamienić z nimi kilka słów… Wszyscy zdawali się omijać je z daleka, choć większość przebywających na pokładzie osób zwróciła na nie uwagę. Dla Ups nie miało to większego znaczenia. Musiała tylko dorwać tę głupią klępę, która zamierzyła się z różdżką na Atenę. Nie mogła jednak jeszcze zostawić przyjaciółki. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co stało się dalej. Nie, żeby Ups w jakikolwiek sposób zdziwiła ryba, która ni stąd, ni zowąd pojawiła się na głowie Wysłanniczki. Och, była taka urocza! Klepała swoim małym, śmiesznym ogonkiem czubek głowy Wakefield i rudzielec nabrał niespodziewanej ochoty, by chwycić zwierzątko w ręce, a potem zabrać do kajuty i hodować tam przez cały okres wakacji. A potem może… Może udałoby się przemycić je do Hogwartu. Miała niejasne wrażenie, że ryby potrzebują wody, żeby móc przeżyć, ale słyszała kiedyś o takich, którym wystarczyło po prostu dużo miłości i dyniowych pasztecików. A może to były Psidwaki? Ups nie była pewna, a Atena zdawała się naprawdę mocno chcieć strącić intruza ze swojej głowy. Wild przeszło przez myśl, że zaklęcie, którym chybiła jej przyjaciółka, mogło równie dobrze trafić prosto w jej twarz, ale nie była teraz osobowością, która przejęłaby się tym w jakimkolwiek stopniu. Chciała jednak pomóc. Dlatego po prostu wyciągnęła rękę z taką prędkością, że ledwie wyminęła głowę Wysłanniczki i końcem różdżki dźgnęła rybę z taką siłą, że ta spadła na pokład z głuchym plasknięciem. - Może kupimy ci czapkę? – zaproponowała nagle, marszcząc brwi i patrząc na Wakefield.
Oczywiście, że ciężko było nad nią zapanować. Przede wszystkim ona powinna najpierw panować sama nad sobą, żeby innym ta sztuczka mogła udać się przy mniejszym wysiłku. Niestety, od dłuższego czasu panowanie przejęły głosy i omamy i trzeba było sobie z tym radzić. Ups się udawało. Ciężko właściwie powiedzieć dlaczego, tym bardziej, że gdyby ktoś inny zbliżył się do Ateny na tak bliską odległość i dotknął ją swoim nosem... No cóż, teraz nie miałby nosa. Ani ręki, prawdopodobnie, bo czemu by nie. Ale to była Ups. Ona mogła więcej, choć trzeba przyznać, że szła za tym całkiem spora odpowiedzialność. Spojrzała w miejsce wskazane przez przyjaciółkę. Rzeczywiście, była tam dziura i Atena była w stanie uwierzyć, że robactwo wylazło właśnie z niej. A teraz dokładnie tam powróciło. Chociaż tyle. Właściwie najchętniej rzuciłaby jakieś zaklęcie, żeby zakleić tę dziurę tak na stałe, żeby na pewno karaluchy się więcej nie pokazały, ale miała w głowie pustkę - nie mogła przypomnieć sobie ani jednego odpowiedniego czaru. Problem ryby też się wreszcie w pewnym stopniu rozwiązał. Co prawda to kolejna rzecz, z którą nie poradziła sobie sama, ale czy to ważne? Grunt, że w głowę nie uderzało jej już nic obślizgłego, obleśnego i z łuskami. Propozycja czapki wydała jej się jednak absurdalna. - Czapkę? Wyobrażasz sobie mnie w czapce? - spytała z niejakim przerażeniem, bo jeśli Ups udało się to sobie wyobrazić, to znaczy, że jej wyobraźnia sięga daleko poza wyobraźnię Wakefield. W końcu Atena nigdy w życiu nie miała na głowie czapki! Nawet zimą wolała odmrażać sobie uszy, niż założyć coś takiego. A teraz miałaby złamać swoją odwieczną regułę, żeby chronić się przed rybami? To było bez sensu. Właśnie, ryba. Nadszedł czas na to, żeby to jej poświęcić chwilę swojej cennej uwagi. Dlatego też zwróciła się w jej stronę i uroczyście na nią spojrzała. Owszem, Wysłanniczka Losu umiała patrzeć uroczyście. - Rybo. Zakłóciłaś spokój Wysłanniczki Losu. Ba, mówiąc kolokwialnie, wkurwiłaś mnie, ty kupo obślizgłego, niedorobionego mięsa. Musisz odejść - stwierdziła bardzo poważnym tonem, po czym zrobiła krok naprzód, podniosła stopę obutą w gustowną szpilkę i z całą mocą wbiła obcas w biedne zwierzę. Trudno walczyć z dziesięciocentymetrowym szpikulcem, który przywykł do noszenia godności Wysłanniczki. Ryba odeszła. Po chwili do dziewczyny dotarło, co zrobiła. Jej szpilki. Piękne szpilki. Obcas jej pięknych szpilek. Ozdoba z ryby. Fuj! - Ups? Chyba potrzebuję nowych butów - stwierdziła beznamiętnie, wyrzucając parę pięknych szpilek z ozdobą z ryby za burtę. Boso przeszła do najbliższego materaca i usiadła na nim, po czym wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Przy takiej dawce atrakcji trudno, żeby osiągnęła spokój ducha bez odpowiednio długich inhalacji z zabójczych substancji. Zapaliła pierwszego i spojrzała na Wild. - Chcesz też? - spytała, wskazując na paczkę.
Pedro zachwycony potencjałem dwóch najmężniejszych uczniów Hogwartu, wystawił ich na środek pokładu, w zaszczytnym miejscu, zachęcając ich do dalszych takich popisów. Sam rozsiadł się przez chwilę na bakiście, wrzucając zdobyte przez Benjego i Haeila okazy do beczki z deszczówką, nie widząc nic dziwnego w tym, że słonowodne ryby zaczęły tam mocno panikować. W całej swojej radości nie zauważył ani jednego brzydkiego słowa, jakie skierowała do niego Manese. Pomógł jej się zebrać z ziemi, energicznie stawiając ją obok chłopaków i śmiejąc się w głos okrzyknął konkurs łapania ryb, dając słowo korsarza, że każdy zaangażowany zostanie solicie wynagrodzony.
Rzucacie SZEŚCIOMA KOŚCIAMI, każda z nich odpowiada kolejno za możliwe do złapania okazy ryb. Kość parzysta oznacza, że udało ci się ją złapać, nieparzysta - niestety nie.
1 kostka — PĘKATA KOLCZATKA, taki irytujący latający balonik z kolcami, co to strzela nimi jak pociskami, kiedy ktoś ją zestresuje, a wydaje się na tym punkcie bardzo wrażliwa.
Jeśli ją złapałeś, rzucasz dodatkową kością:
1 - udaje Ci się nie zdenerwować rybki, możesz ją bezpiecznie dostarczyć Pedro 2, 3 - ryba niebezpiecznie się nadmuchała, bardzo ją niepokoisz, Pedro radzi Ci ja pogłaskać po brzuszku, ale czy zaufasz Pedro? Możesz wymyślić równie dobrze własne rozwiązanie. 4, 5, 6 - bardzo zestresowałeś pękatkę, nadmuchała się, wbijając ci kolce w rękę, jak się okazuje nasączone lekkim jadem, jest ci trochę niedobrze, odejmij sobie jedną możliwość przerzutu kości i dopisz o tym adnotację w poście (!)
2 kostka — LATAJĄCA PŁASZCZKA, płaska czarno-biała płaszczka, które ledwie co wyskakuje ponad powierzchnię, niezbyt inteligentna, miota się w powietrzu, jak głupia nie wiedząc co ze sobą począć, a walnięcie jej płetwą potrafi zwalić z nóg (spytajcie Laury).
Rzuć dodatkową kością:
parzysta - dostałeś płetwą w nos, wpadasz na osobę, która pisała post przed tobą
nieparzysta - udaje ci się uniknąć zderzenia z płaszczką, ale za to obrywa ten, kto napisze post po tobie (proszę wyraźnie zaznaczyć w poście, żeby ktoś zwrócił na to uwagę pisząc swój odpis)
3 kostka — TĘCZOWA RYBKA, małe szalone, rozbrykane rybki, które zwykle napadają użytkownika stadami i gilgoczą śliskimi, wyjątkowo miękkimi płetwami, czy podgryzają delikwenta pozostawiając na skórze uczucie chłodu i dreszcze.
Rzuć dwoma dodatkowymi kośćmi:
Pierwsza kość decyduje o tym ile rybek Cię podgryza, gilgocze i smyra, 1 - pięć, 2 - dziesięć, 3 - piętnaście itd.
Druga natomiast warunkuje zdarzenia losowe: 1, 2 - rybki wlatują ci pod ubranie i łaskoczą na gołą skórę, wyraźnie nie chcąc się stamtąd wydostać, może to czas na striptiz, 3, 4 - rybki podgryzają ci rękawy, jeśli jest ich więcej niż dwadzieścia pięć, masz problem, bo w tym tempie wymiętoszą ci całe ciuchy, które będą się nadawały tylko do wyrzucenia, 5,6 - masz szczęście, bo torturując wcześniej kogoś innego, rybki miętoliły w gembie kilka knutów. Zdobywasz ich dokładnie tyle ile zaatakowało cię rybek.
4 kostka — RYBOLOT, w powietrzu wygląda jak pijany ptak, mimo, że porusza się gładko i płynnie, lubi niekontrolowane zwroty, trochę ślepy, więc często wpada w przeszkody na swojej drodze, szczególnie jeśli są niewielkich rozmiarów.
Dodatkowe kostki dla mężczyzn: 1, 2, 3, 4 - potencjalnie powinieneś byś na tyle wysoki, że ryby Cię widzą i raczej Cię omijają, ze względu na wzrost czy szerokość w barkach kto, wie. Jeśli chcesz się dowiedzieć, rzuć jeszcze jedną kością. Parzysta: łatwiej Cię przeskoczyć niż ominąć, nieparzysta: +5 punktów do zajebistości, to jednak zasługa dobrego wzrostu. 5, 6 - mimo wszelkich fizycznych przesłanek i tak nie udaje Ci się uniknąć zderzenia z rybami. Jedna obija Ci się o bark, druga podcina Ci nogi, ale trzecią udało Ci się złapać.
Dodatkowe kostki dla kobiet: 1, 2 - mimo swojej drobnej postury udaje Ci się umknąć pomiędzy rybami 3, 4, 5, 6 - Ouuu! To musiało boleć. Dwie ryby na raz uderzyły Cię prosto w klatkę piersiową, odbierając ci oddech. Podpowiedź: faceci lubią grać bohaterów. Wystarczy im ładnie pomachać.
Jeśli jesteś Azjatą (koreańczykiem, japończykiem, etc): Jesteś tak mały, że w gruncie rzeczy nie musisz nawet rzucać kostkami. Wpadają na Ciebie kolejno trzy ryby. Oprócz tego, że jedną udało Ci się złapać to dwie pozostałe huknęły Cię w brzuch i w krzyż. Trzeba było kupić sobie wysokie glany, zamiast wydawać kasę na farbę do włosów.
5 kostka — JAZGOTNIK, bardzo głośna ryba, porozumiewa się ze sobą odgłosem zarzynanych na śmierć zwierząt, tak przynajmniej twierdzą świadkowie, którzy przeżyli to przykre spotkanie z nimi. Na szczęście na statku macie styczność z młodymi osobnikami, z jeszcze niewykształconą komunikacją między sobą
Rzuć dwoma kośćmi:
Jeśli ich suma jest mniejsza od 8 - ryba którą trzymasz w rękach, krzyknęła Ci prosto obok ucha, tracisz słuch na najbliższe 5 postów innych graczy.
Jeśli ich suma przekroczy liczbę 8 - twoja interwencja zadziwiłaby nawet prof. Mist Pober tak szybko orientujesz się z czym masz do czynienia, że zanim ryba zdążyła wydać z siebie jakiś odgłos, od razu ją ogłuszyłeś. Możesz sobie dodać +1 punkt do ONMS (odnotowując zmianę w odpowiednim temacie).
6 kostka — RYBA REKINIA, zwykła ryba, która się po prostu dziko majta, jak skacze, swoją nazwę zdobyła od zdaniem fachowca: "fajnych zębów", przypominających kształtem kły rekina, dużo gryzie, ostatnio ten gatunek dość nieprzystosowany do życia w podmorskim społeczeństwie snuje się posępnie po morzu, być może zazdrości sławy jej bardziej zaawansowanej rodzinie: zasłużonym rekinom, dlatego jej ugryzienie grozi zarażeniem stanem poddepresyjnym.
Rzuć jedną kością i jedną kością na ELIKSIR:
Ostatnio ryba, którą teraz spotkałeś, nałykała się jakiegoś świństwa. Chyba uzależniła się od śmieci, które ludzie wyrzucają za burtę. Wyjątkowo mocno upodobała sobie dziwne fiolki z magicznymi płynami. na których piłuje sobie zęby. Możesz spróbować wziąć taką fiolkę.
Kość pierwsza: 1, 6 - zanim oddajesz rybę Pedro, wyrywasz jej z zębów fiolkę, najpierw patrzy na Ciebie smutnymi oczami, a dopiero później rozdrażniona wgryza Ci się w przedramię i nie chce puścić. Jej szczęki zacisnęły się w szczękościsku na Twojej kości. Masz fiolkę, ale potrzebujesz natychmiastowej interwencji magomdyka (jako, że nie mamy tu takich luksusów, polecamy prof. Gordona, bądź prof. Blythe - oby nie Irę), odpadasz z zabawy z ilością złapanych ryb, jakie udało Ci się dotychczas przechwycić. 2, 3, 4, 5 - kiedy próbujesz zabrać jej fiolke, ryba groźnie zakłapała zębiskami, w końcu jednak udaje Ci się przehandlować jakąś część swojego ubrania czy czegokolwiek co masz przy sobie za eliksir. Ryba się na to zgadza i pozwala Ci zabrać flakonik, memłąc w zębach to, co jej dałeś, ale dalej wydaje się bardzo przygnębiona. Może pomyrdaj ją po grzbiecie?
Kość druga - na eliksir: decyduje jaki eliksir udało Ci się zdobyć
Macie trzy próby przerzutu kości na łapanie ryb, aczkolwiek każde kolejne przerzucenie kości należy opisać w oddzielnym poście (ale nie piszcie postu pod swoim postem).
Ranking graczy:
Imie i nazwisko
ilosc zlapanych ryb
Benj Potocky
1
Haeil Yong
1
Laura Manese
0
Laura Manese, doceniona za hart ducha może nadrobić poprzedni etap łapania ryb i spróbować rzucić kostkami wcześniej dostępnymi dla wszystkich innych.
W poście proszę umieścić następujący kod:
Kod:
<zg>Wyrzucone kostki:</zg> wpisz w dokładnej kolejności <zg>Pekata kolczatka - kostka:</zg> jeśli nie dotyczy - usuń <zg>Latajaca plaszczka - kostka:</zg> jeśli nie dotyczy - usuń <zg>Teczowa rybka - kostka:</zg> jeśli nie dotyczy - usuń <zg>Rybolot - kostka:</zg> jeśli nie dotyczy - usuń <zg>Jazgodnik - kostka:</zg> jeśli nie dotyczy - usuń <zg>Ryba Rekinia - kostka:</zg> jeśli nie dotyczy - usuń <zg>Strona/y losowan:</zg> wklej
Kiedy już myślała, że będzie musiała radzić sobie sama i magicznym sposobem wyjść spod bomu, jakimś niewyjaśnionym sposobem zmaterializował się przed nią chłopak, który najwyraźniej chciał jej pomóc. Nie widziała jak szedł, być może zajęta obserwowaniem toczącej się na pokładzie bitwy rybnej, a może po prostu była zbyt znudzona, żeby patrzyć się gdziekolwiek indziej. Niemniej jednak kucający obok niej osobnik wyciągnął do niej rękę, lekko się przy tym uśmiechając, a ona była już w stu procentach pewna, że oto ktoś się nad nią zlitował. W duchu pogratulowała sobie, że nie musiała jednak radzić sobie sama. Wysłała w jego stronę szybki, trochę niedbały uśmiech i chwyciła dłoń chłopaka, coby się nie wywalić jeszcze raz i znowu nie wylądować w tym feralnym miejscu. Po chwili stała na kołyszącym się pokładzie i otrzepała krótkie spodenki z kurzu, który leżał na podłodze. Było niemiłosiernie gorąco, więc szybkim ruchem zebrała gęste włosy i spięła na czubku głowy. -Właśnie, dzięki. -Powiedziała i wreszcie spojrzała się na człowieka, który jej pomógł. -Już myślałam, że sobie tam trochę posiedzę, bo jak dotąd nie spotkałam żadnego pomocnego hogwartczyka, ale ty chyba jesteś w Hogwartu, więc może się już zamknę. -Ostatnią część zdania wymówiła szybko i dość cicho, uświadomiwszy sobie, że chłopak na pewno nie jest z Salem, a jak nie jest z Salem, to prawdopodobnie jest z Hogwartu. Posłała mu przepraszające spojrzenie i postanowiła szybko zmienić temat. -W każdym razie ja jestem z Salem. -Rzuciła, po czym nagle poczuła jak ktoś łapie ją za rękę i stojąc obok niej, drze się na całe gardło, ogłaszając jakiś badziewny konkurs. Laura posłała mu tylko nienawidzące spojrzenie, widząc, że wysyłanie w jego stronę wiązanek przekleństw, nie robi na nim zbytniego wrażenia, po czym bardzo chciała udać się do kajuty. Niestety, jak się chwilę później okazało, nie widząc za bardzo jakim cudem, została wciągnięta do owego konkursu i zmuszona była zostać na pokładzie, z którego już tak bardzo chciała zniknąć. Z miną męczennika spojrzała na Pedro i zrezygnowana, stanęła obok dwóch chłopaków. Naprawdę nie chciała się w to bawić, gdyż po pięciosekundowym rozmyślaniu, stwierdziła jednak, że nie ma najmniejszej ochoty biegać za latającymi rybami. Stanęła więc sobie z boku, obserwując pozostałych, którzy ochoczo łapali zwierzęta, gdy jedna dosłownie wpadła jej w ręke, a Laura zdziwona tym faktem, uniosła brwi i jak głupia patrzyła się na kolczastą rybę, którą trzymała w ręku. Cóź, było to dużym błędem, gdyż zamiast od razu pójść z nią do Pedro, ona stała jak głupia, a ryba zdążyła solidnie ukłuć ją pary razy, jak się okazuje kolcami, które nasączone były jadem. Zirytowana puściła rybę i głośno syknęła, patrząc jak z palców u prawej ręki sączy się malutka ilość krwi. W chwili, gdy zdesperowana, zaczęła śmiać się sama z sobie, wleciało w nią 15 małych rybek, które bezczelnie znalazły się pod jej bluzką, łaskocząc ją do tego stopnia, że chcąc niechcąc, zaczęła biegać i skakać, coby je wydostać, co jej się udało, jednak dopiero po tym, jak zmuszona była zdjąć na chwilę koszulkę i w duchu dziękując bogom, że pod ubranie zdecydowała się założyć kostium kąpielowy. Koniec końców piętnaście rybek zniknęło, a Laura obojętnie wzruszyła ramionami i znudzonym wzrokiem obserwowała dalszy cyrk odgrywający się na pokładzie, w międzyczasie obrywając od takiej samej ryby z kolcami, którą wcześniej udało jej się złapać. Zdenerwowana całą sytuacją, szybkim ruchem wyjęła różdzkę i rzuciła zaklęcie obronne.
Mistrz Gry na śmierć zapomniał. Benj i Haeil otrzymują po 3 galeony na łepek od Pedro za słuszne spławienie rybki. "Oj.... by się działo. By się naprawdę działo" - mruczał sobie pod nosem.
Ucieszył się z tego, że dziewczyna skorzystała z jego pomocy. Normalnie na szkolnym korytarzu raczej by do niej nie podszedł, bo szczerze mówiąc trochę go onieśmielała, jednak teraz był to najlepszy sposób na poznanie czarnowłosej z Salem. I od razu wywarł na niej dobre wrażenie, proszę proszę. Przez cały czas uważnie się jej przyglądał i doszedł do wniosku, że jest całkiem ładna. - Nie ma problemu - wyszczerzył się radośnie. - Tak, jestem z Hogwartu, ze Slytherinu... Już miał się przedstawić, gdy poczuł jak Pedro chwycił go za ramię i pociągnął w stronę, z której nacierały ryby. Ogłosił przy tym konkurs na ich łapanie obiecując, że każdy jego uczestnik zostanie wynagrodzony. Nie chciało mu się brać udziału w tym wszystkim, tym bardziej, że już raz miał w rękach rybę i była ona dosyć nieprzyjemna w dotyku, aż Haeilowi zrobiło się niedobrze. Prychnął zirytowany z zamiarem wykręcenia się z tego całego cyrku, jednak zauważył jak jakaś ryba znowu leci w jego kierunku i zamiast zrobić unik wyciągnął w jej stronę rękę. Kolczatka. W sumie zawsze go śmieszyły te dziwadła więc teraz też zaczął się śmiać, głównie ze względu na ten głupawy wyraz pyszczka. I chyba właśnie to wywołało niemal natychmiastową reakcję ryby, która nadęła się jak balon i wbiła swoje kolce w dłoń Haeila. - Aish, cholera... - zaklął, chwytając się za rękę i wyrzucając rybę gdzieś w stronę Pedro. Trzymając nadgarstek obserwował ranki, które zadała mu kolczatka, niemiłosiernie piekły, a chłopakowi momentalnie zrobiło się niedobrze. Zaczął wycierać dłoń chusteczką i gdy tylko schował ją z powrotem do kieszeni, na jego dłoni wylądowała kolejna ryba. Od razu ją rozpoznał, głównie przez to, że trzymała w paszczy fiolkę z eliksirem. Chwycił fiolkę, jednak ryba nie chciała jej oddać. Wyciągnął więc chusteczkę w którą wcześniej wycierał dłonie i wsunął ją w rybi pyszczek ukradkiem zabierając jej fiolkę z płynem i chowając ją do kieszeni. Ryba rekinia, bo taka była jej nazwa, ciągle patrzyła na Haeila smutnym wzrokiem. Kilkakrotnie poklepał ją po łebku i grzbiecie idąc w stronę Pedro, po czym przekazał mu rybę.
Atak ryb był po prostu niedorzeczny. Byli czarodziejami, a musieli sobie radzić z podrzędnymi stworami, które nawet nie potrafiły oddychać poza wodą. Absurd nad absurdami. Widząc, że załogantom przyszło do gustu jego zachowanie lekko się zaniepokoił. Nie miał zamiaru dłużej tu walczyć z potworami, które nie były zbyt przyjazne dla nikogo. Tym bardziej źle się poczuł widząc, że w świetle ostatnich wydarzeń został wybrany do tego, żeby bronić statku przed abordażem ze strony ryb. Zachowanie ludzi dookoła było godne pochwały. Wszyscy starali się w jakimś stopniu pomóc sobie nawzajem w tym, żeby oczyścić pokład z natrętnych stworzeń. Mając przed oczami rybę o nieznanym kształcie rzucił na nią szybko zaklęcie i chwycił pod rękę. Szybko zaniósł ją w miejsce, w którym był punkt zbiorczy ryb i zabrał się do ponownego polowania. Tym razem jednak nie było tak kolorowo. Starał się jak mógł, żeby zdobyć kolejną cenną rybę, jednakze każde zaklęcie mijało cel. Po chwili dostrzegł jednak dość łatwy cel i zamachnął się różdżką. Wszystko szło po jego myśli, ryba nawet w zębach miała eliksir, który postanowił przygarnąć dla siebie. Szybko schował go do kieszeni i pomaszerował w kierunku Pedro. Nie przewidział jednakże, że ryba może chcieć się na nim zemścić i go ugryzie. Poczuł przeszywający ból w miejscu, w którym go ugryzła i zaczął wrzeszczeć ile miał sił w płucach. Nigdy nie czuł takiego fizycznego bólu.
Te ryby były wkurzające. No okej, są na morzu gdzie ryby to normalka, ale żeby napastowywać niewinnych uczniów Hogwartu, nauczycieli i przyjezdnych? Może dla Pedro i załogantów takie łapanie ryb było świetną zabawą, ale na pewno nie dla Haeila. Niby wychodziło mu to łapanie i to w miarę dobrze, póki co miał tylko pecha z kolczatką, ale to nie było w jego stylu. Brudzenie dłoni w taki sposób... Brudzenie dłoni w ogóle! Z chrapliwym pomrukiem wypuścił powietrze z płuc i wtedy usłyszał przeraźliwy krzyk po swojej lewej. Z miną wykazującą poddenerwowanie spojrzał na Krukona, jego ramienia trzymała się ryba. Taka sama ryba, której Hae wepchnął do paszczy brudną chusteczkę. Nie spodziewał się, że takie przygnębione, wyglądające na rybią łajzę stworzenie może tak zranić człowieka. - Leć do medyka! - rzucił w stronę starszego chłopaka, kiedy to jakiś zagubiony rybolot uderzył Hae w ramię. - Co do... Spojrzał w stronę rybiej ściany i w następnej chwili inny rybolot podciął mu nogi. Stojący na ugiętych nogach chłopak z trudem utrzymał równowagę, nie chciał się wyrżnąć tyłkiem o pokład, nie na oczach uczennicy z Salem. To byłoby dla niego równoznaczne z upokorzeniem. I to ze strony jakiejś głupiej ryby, która najwyraźniej była do kompletu ślepa. Rzucił się na trzeciego rybolota lecącego w jego kierunku i z powodzeniem go złapał. Musiał dosyć mocno trzymać stworzenie, gdyż to próbowało wyrwać się z jego dłoni. Wrzucił rybę do beczki z deszczówką, obok której stał Pedro.
Przerzut I: 4 Rybolot - kostka: 6 Link losowania: here
Ostatnio zmieniony przez Haeil Yong dnia Nie Sie 09 2015, 16:54, w całości zmieniany 2 razy
Hargreaves został nieźle zaciekawiony. Rzucenie hasła „poszukiwanie czaszek” już samo w sobie go w jakiś sposób zainteresowało, a kiedy okazało się, że będzie mógł jeszcze zabrać je ze sobą (być może) to już w ogóle nie potrafił się powtrzymać. Nie zważając na zamieszanie na głównym pokładzie, jakoś się tam wepchnął, gdzieś w kąt, najwyraźniej sądząc, że czaszka będzie ukryta na widoku, gdzieś pod samym nosem tłumu. Jeśli po drodze nie dostanie w łeb od ryby to będzie jakiś cud!
Wyrzucone kostki i suma oczek: 6, 5, 5, 4 = 20 Link do postu w temacie z losowaniami: http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p930-kostki#304079
[POST DOTYCZY TYLKO RIENCA, EVENTOWICZE MOGĄ ZIGNOROWAĆ]
Ryby rzeczywiście nie interesowały się za bardzo półwilem, ale to samo można byłoby powiedzieć o ukrytych czaszkach, które za żadne skarby nie zamierzały się mu pokazać. Choć spoglądał w praktycznie każde możliwe miejsce, gdzie spodziewał się uszczknąć choćby jedną z wielu figurek, nie był w stanie dojrzeć żadnej. A może ci wszyscy bawiący się z rybami wycieczkowicze już dawno zgarnęli wszystko, co było tu do znalezienia? Cóż, powodzenia następnym razem!
Już miał sobie iść, kiedy to upatrzyła go sobie kolejna ryba. Wyciągnął przed siebie ręce, chwycił ją mocno i wystarczyło mu tylko jedno spojrzenie na nią, by wiedzieć, co to za gatunek. Czym prędzej wyciągnął różdżkę i wycelował nią w stworzenie, na które z rzucił zaklęcie oszałamiające. Odetchnął z ulgą kiedy zauważył, że zadziałało, po czym podał niczego nie świadomą rybę Pedro. Łapałby ryby dalej, bo w końcu galeony same z nieba nie spadają, jednak ciągle było mu trochę niedobrze po spotkaniu z kolczatką. Postanowił trochę odpocząć w jakimś zacisznym miejscu i zszedł z pokładu wypoczynkowego mając w duszy nadzieję, że jeszcze spotka dziewczynę z Salem i w końcu pozna jej imię.
[zt]
Przerzut II: 4 Jazgotnik - kostka: 6, 3, razem 9 Link losowania: here & here
Wyrzucone kostki i suma oczek: 2, 4, 1, 3 - 10 Link do postu w temacie z losowaniami: http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p990-kostki#304258
Miałaś pecha. Może za bardzo się starałaś. Ale ty przecież nigdy nie potrafiłaś sobie odpuścić, bo zawsze musiałaś dopiąć swego. Nieważne, ile razy miałaś się jeszcze spotkać z niepowodzeniem, marmurowe czaszki musiały wpaść w twoje ręce. Byłoby cudownie, gdyby same chciały w nie wskoczyć, prawda? Najlepiej wszystkie cztery, naraz. Z drugiej strony… prostota nigdy cię nie zadowalała. Przeszłaś przez pokład, na dobrą sprawę nie wiedząc jak szukać, ale pozostawałaś dobrej myśli. Od czegoś zawsze trzeba było zacząć. Człowiek uczył się na błędach. Albo musiał liczyć na szczęście.
Z tak kapryśnymi osobowościami zamkniętymi w czaszkach raczej ciężko byłoby znaleźć jakąkolwiek, która sama wskoczyłaby komuś w ramiona. Chyba że trafiło się na taką, która wolała trafić do przypadkowego studenta, niż do obdarzonej tęczowymi włosami dziewczyny, czego wspaniałość mógł niedawno doświadczyć Enzo. Ceres, jeśli da się tu mówić o szczęściu, mogła je znaleźć w małej figurce, która wreszcie ukazała się jej oczom gdzieś na uboczu pokładu wypoczynkowego. Gdy jednak wyciągała dłoń, aby zgarnąć swoje pierwsze trofeum... puf. Czaszka podskoczyła parę razy i zniknęła, nawet nie racząc dziewczyny żadnym słowem, tak jak to zwykle robiły jej rówieśniczki wszędzie indziej.