W tym niewielkim pomieszczeniu, przylegającym do małej biblioteki, każdy pasjonat eliksirów, może doskonalić swe umiejętności z zakresu warzenia mikstur, bez konieczności zapuszczania się w odległe lochy. Jak łatwo się domyślić - miejsce to powstało specjalnie na życzenie uczniów Salem.
Autor
Wiadomość
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Drużyna: 10 z @Violetta Strauss Tura: 2? Wylosowana kostka k6:3 Wylosowana kostka k100: 15 Nastrój: 8 Wypite eliksiry: - Ostateczny wynik: 15 + 40 = 55, no nie trafiam c':
Zgodnie z jego przewidywaniami po krótkiej chwili nauczycielka pojawiła się w sali i po drobnym przemeblowaniu pomieszczenia oraz podzieleniu ich na dwu- lub trzyosobowe zespoły ogłosiła rozpoczęcie igrzysk w eliksirponga. Czyli plotki okazały się prawdziwe. Sam absolutnie nie mógł narzekać na swój team – z kim jak z kim, ale ze Strauss stanowili bardzo zgrany duet i to nie tylko na boisku. Wyszczerzył się w kierunku przyjaciółki, zajmując miejsce przy wskazanym stoliku – ich przeciwniczkami zostały dwie Puchonki w osobie prefekt oraz jakiejś dziewczyny z roku niżej, jeśli dobrze kojarzył. Kanoe rozpoczęła i nawet dała radę strącić im na dzień dobry jeden z kubków. Wziął naczynie od Strauss i dopił jego zawartość szybko przekonując się, że była to tylko woda. Zaraz potem Krukonka odpowiedziała ich przeciwniczkom pięknym za nadobne, trafiając im do kubka. Kolejnej z dziewczyn z Domu Borsuka nie udało się w nic trafić. Rudzielec zgarnął więc piłkę, przymierzył się do rzutu obierając sobie cel i… również nie trafił. Winę za swój brak celności mógł zrzucić na karb delikatnego rozproszenia, kiedy kątem oka mimowolnie zerknął w stronę pierwszego stolika. — Czy on… — mruknął bardziej do siebie niźli do swojej parterki – która i tak nie byłaby w stanie mu odpowiedzieć – kierując tam w pełni spojrzenie i dostrzegając wygłupy Lucasa. Zmrużył lekko ślepia, ale gwar rozmów przy dzielących ich stołach i odległość trochę uniemożliwiały mu dokładne rozeznanie się w sytuacji. I może lepiej, że tak było, bo mogłoby mu się to nie spodobać.
Cóż znajdująca się po drugiej stronie Krukonka również strąciła jeden kubeczek, w którym o chwała Merlinie znajdowała się jedynie woda. Yuuko wypiła połowę jego zawartości bez większych kłopotów. Oby tylko szło im tak dalej. Pozostałym zawodnikom obu teamów z kolei nie szło już aż tak dobrze. Niemniej jednak kiedy w końcu po raz kolejny sama sięgnęła po piłeczkę to odkryła, że coś zdecydowanie musiało się zmienić od wakacji albo była wystarczająco zmotywowana do tego, by nie dać strącić swoich kubków. Lepiej niech przeciwnicy wypiją swoje porcje eliksirów. Jej nie było to w żaden sposób do szczęścia potrzebne i tego się po prostu trzymajmy. Lepiej nie kusić losu. W końcu nie wiedziała, co się w nich może znajdować, a znając jej szczęście...
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
Spojrzała na Sophie zdziwiona, bo w całym swoim życiu usłyszała z jej ust podobną deklarację może z 3 razy. - To są właśnie efekty uboczne mieszkania przez miesiąc z Krukonami - przewróciła oczami i wykrzywiła usta w delikatnym uśmiechu - mimo wszystko, dobrze wspominała tamte czasy. Ale skoro Ślizgonka była zmuszona pójść do biblioteki, oznaczało to jedno - o czymś zapomniała. - Z czego esej albo zadanie wyparłam? I na kiedy trzeba to zrobić? - spytała, niemal pewna, że usłyszy "no na następną lekcję". Słysząc z ust Beatrice potwierdzenie, iż faktycznie dzisiejsze zajęcia będą opierały się o sławetną grę, tylko z eliksirami, w jej oczach pojawiły się iskierki wesołości. Po chwili jednak zastąpiła je niepewność i obawa z jakimi miksturami przyjdzie im się zmierzyć. Mimo wszystko, nie dała po sobie poznać konsternacji; podwinęła przydługawe rękawy nieswojego swetra (obiecując w myślach, że po powrocie z zamku zrobi porządek w łazience, aby w przyszłości uniknąć sytuacji podpierdalania ubrań Soph) i zajęła miejsce po jednej stronie stolika, tuż obok swoich towarzyszek. Gdy Jessica życzyła chłopakom powodzenia, pokiwała lekko głową, zastanawiając się po czyjej stronie stoi Smith. Zaraz potem Krukon z przeciwnej drużyny perfekcyjnie wycelował w kubeczek, wobec czego została zmuszona do opróżnienia jego zawartości. Ostrożnie wzięła go w dłoń i powąchała wywar, a delikatny zapach waleriany i lawendy jasno jej zasugerował z czym ma do czynienia. Znając jednak zasady gry, wypiła swoją porcję, aby kilka sekund później z trudem stłumić ziewnięcie. Zaskoczona obserwowała celny strzał Jess, z uznaniem szepcąc w jej kierunku moja krew, a następnie skupiła wzrok na rywalach, ciekawa na jaki eliksir trafili. Co nie było łatwe, zważając na szota, którego przed chwilą zaserwowała swojemu - i tak mało odpornemu na przeróżne substancje - organizmowi. Czując ogarniające ją zmęczenie, przymknęła powieki, ale równie szybko je uchyliła, słysząc bezczelny krzyk ze strony prefekta naczelnego, adresowanego do przyjaciółki. Zwróciła swoje zaciekawione spojrzenie na współlokatorkę. - Szlaban? Co tym razem? - spytała cicho Sophie, usilnie walcząc z coraz silniejszą potrzebą położenia się gdziekolwiek. Była na tyle zdekoncentrowana (eliksirem spokojnego snu i świdrującym wzrokiem nieznanego chłopaka), że chybiła, jednak ani trochę się tym nie przejęła i udawała, iż winę tej srogiej porażki ponosi Krukon, który parę minut temu fartem zmusił je do opróżnienia kubka. - Następna tura pójdzie nam lepiej - westchnęła; miała zamiar nieco bardziej dziarsko zmotywować towarzyszki do walki, ale chęć zaśnięcia była silniejsza, pozbawiając ją resztek energii.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Cóż jej kompan raczej nie popisał się jakimś niezwykle cudownym rzutem, bo zamiast trafić w kubeczek to wycelował gdzieś obok. Spojrzała jedynie na niego spod uniesionych brwi, dziwiąc się wyraźnie temu, że akurat on skiepścił to zadanie. No, ale nic dziwnego skoro doszło do jej uszu wyraźne flirtowanie Sinclaira z Krawczykówną. Najwyraźniej to go rozproszyło. Spojrzała jedynie na swojego partnera w zbrodni, który już mrużył ślepia jak drapieżnik gotowy do ataku, ale zamierzała ostudzić jego zapędy. Sprzedała mu szybkiego kuksańca między żebra kciukiem wskazała na stojące przed nimi eliksiry, a następnie znacząco przekrzywiła głowę w kierunku Lucasa, wyraźnie chcąc przekazać Fitzowi, że to wszystko wina tych jakże mocnych specyfików szanownej pani Beci, które potrafiły nieźle sponiewierać. Bardziej niż brzoskwiniowe Piccolo w sylwestra. Mogła jedynie podziwiać jak stojąca przed nią Puchonka pięknym łukiem wrzuca piłeczkę wprost do do środka ich kubeczka. No pięknie. Miała talent. Uniosła jedynie kubeczek, upijając z niego połowę zawartości. O kurwo jerychońska, mocny specyfik. To już było ewidentnie Piccolo zmieszane z Igristoje. Nie dało się ukryć faktu, że trafili na eliksir Euforii. Pysk sam się cieszył na ten smak, ale niemniej jednak faza po wypiciu tego zacnego trunku nie przeszkodziła jej w wycelowaniu prosto w środek kubeczka przeciwnej drużyny. Nawet uniosła ramiona w geście triumfu, czekając na jakąś meksykańską falę, ale ta nigdy nie nadeszła.
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Cieszyła się, że nie była zmuszona do wypicia żadnego z eliksirów. A przynajmniej na razie. Domyślała się, że niechciane skutki to bardzo mało powiedziane. Po jej nieudanym rzucie przyszedł czas na ślizgona. Na szczęście (nie będąc dla nikogo chamskim) także jemu szczęście dzisiaj nie dopisywało. Teraz czas na Yuuko. Dziewczyna, tak jak zresztą poprzednio, idealnie wycelowała i... oczywiście trafiła. Tym razem eliksir. Podejrzewała jaki zważając na wielki uśmiech jaki wykwitł na twarzy krukonki po jego wypiciu. Teraz miała jeszcze bardziej nie chciała pić tych wynalazków. Studentka rzuciła i ponownie trafiła w kubek z wodą. Dzięki Merlinowi! Przyszedł czas na Marie. Przed rzutem obejrzała się jeszcze na inne stoliki. Najwidoczniej nie wszystkie drużyny miały takie szczęście jak ona, bo wielu uczniów i studentów było już pod wyraźnym wpływem eliksirów. Spojrzała ponownie na kubki, wycelowała i ponownie nie trafiła. Skrzywiła się ze złości, ale postanowiła tego nie komentować. Niech przeciwnicy się cieszą.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
— Ej, a to za co? — rzucił cicho z delikatną nutą wyrzutu, kiedy Strauss bezceremonialnie dźgnęła go łokciem w żebra, od razu zwracając przy tym spojrzenie w jej stronę. Pytanie w sumie można było potraktować jako retoryczne, bo dobrze znał powód. Popatrzył na kubeczki przed nimi, potem znów w kierunku szczerzącego się idiotycznie prefekta Slytherinu i ponownie na Krukonkę. Skinął głową na znak, że zrozumiał jej przekaz. Wina jednego z eliksirów, mógł się tego łatwo domyślić. Co nie zmieniało faktu, że był to odruch niemal bezwarunkowy, nawet jeśli Lucasa by o nic podobnego nie podejrzewał; mimo wszystko lepiej, że nie miał go w tej chwili na wyciągnięcie ręki. Odwrócił wzrok, starając się z powrotem skupić na tym co się działo przy ich stoliku. Kanoe okazywała się zaskakująco skuteczna w tę grę, trafiając piłeczką do kolejnego ich kubka. Tym razem pech chciał, że nie zawierał on wody – poczuł to od razu po dopiciu jego zawartości. Stawiał na euforię, sądząc po energii, która nagle zaczęła go rozpierać i sprawiała, że spokojne ustanie w miejscu graniczyło z cudem, szczególnie w akompaniamencie trudnych do kontrolowania napadów śmiechu. To w połączeniu z tym, że pomimo próby ogarnięcia ze strony przyjaciółki nadal nie do końca był w stanie powstrzymać się od zerkania od czasu do czasu kątem oka w kierunku pierwszego stolika sprawiło, że znów nie popisał się celnością, kiedy po nieudanym rzucie drugiej z Puchonek przyszła jego kolej. I to mimo tego, że wybrał ten sam kubek jako swój cel; piłeczka tym razem chyba jeszcze bardziej rozminęła się z nim niż wcześniej. Czy to już dobry moment na stwierdzenie to chyba nie jest mój dzień? Dzięki wypitej euforii wydawał się jednak niezmiernie rozbawiony swoją kolejną porażką; autentycznie chciało mu się z tego śmiać i nawet sobie pozwolił na ciche parsknięcie.
Czy trafił w kubek z jakimś eliksirem? Najwyraźniej tak, ponieważ osoby z drużyny przeciwnej zaczęli na nich nieco dziwnie patrzeć. A skoro zaczęły się komplementy, to już przeczuwał, co jest grane. Nie raz już był w takiej sytuacji. Eliksir jednak nie wydawał się zbyt groźny. Po prostu utrudniał zajęcia. Czy po ich stronie również znajduje się taki kubek? Miał tylko nadzieję, że nie uda mu się go spróbować. To byłoby już co najmniej dziwne. Bawiło go to, że każda osoby pod wpływem tego eliksiru zachowywała się zupełnie inaczej. - Ja jestem Alvaro- przedstawił się, chociaż wiedział, że nie musiał. Jeśli jeszcze o nim nie słyszała jakichś plotek, to na pewno niebawem to nastąpi. Ciężko by nie mówiono o nim, skoro był, jaki był. Drużyna przeciwna strąciła kubek i chciał czy też nie musiał wypić kubek. W pierwszym momencie stwierdził, że to była zwykła woda, dopiero potem ogarnęło go jakieś takie... szczęście. Chciał skakać albo co najmniej tańczyć. Może to dlatego rozproszył drużynę? Ba! Sam się rozproszył i nic dziwnego, że poszło mu tak beznadziejnie.
Cóż chyba wyglądało na to, że naprawdę to był jej dzień skoro nie dość, że chwilowo nie trafiła na żaden dziwny specyfik w kubkach strąconych przez Krukonkę to jeszcze naprawdę dobrze radziła sobie z wrzucaniem piłek do kubków przeciwników. Po raz kolejny udało jej się wycelować w jeden z nich, który stał na blacie, rozlewając przy okazji nieco napoju, w który uderzyła kulka. Zupełne przeciwieństwo tego, co działo się kilka miesięcy temu, gdy chciała grać w normalnego beerponga, w którym jak już w coś trafiła to był to kubek jej własnej drużyny. Całkowita odmiana i oby tylko w innych rzeczach radziła sobie z podobną łatwością. Chociaż szczerze powiedziawszy na to nie było co liczyć.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Najważniejsze, że potrafili się porozumieć z Willem w jakiś sposób bez użycia słów. I owszem domyślała się, że mimo wszystko może go nieco irytować fakt, że Lucas zarywa do Oli, ale była pewna, że prefekt nie zrobiłby tego, gdyby nie to, że jego zachowanie dyktowane było działaniem eliksiru. Te potrafiły czasami naprawdę mocno oddziaływać na niektóre osoby. No, ale chyba jakoś musieli to przeżyć i skupić się na swoim zadaniu. Mogła jedynie podziwiać kolejny piękny rzut w wykonaniu stojącej przed nią Puchonki. Tej to chyba się kubki trzymały. W tym momencie szczerzyła się jak głupia, patrząc na ten popis celności, a następnie sięgnęła po kubek, by zapić niedawny eliksir wodą. Może dzięki temu następnego dnia nie będzie miała kaca po euforii. Białą piłeczkę chwyciła w dłoń, gdy tylko przekazała z namaszczeniem kubeczek wody Willowi i starała się wycelować w stojące po drugiej stronie stołu cele niczym Michael Jordan (who?) w rzucie za trzy punkty. Niestety coś jej nie wyszło, bo piłeczka zamiast wpaść do kubka jedynie odbiła się od stołu jakieś kilkanaście centymetrów dalej. Ty już więcej nie pijesz, Strauss.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Drużyna: 4 - ja i @Bruno O. Tarly Tura: już chyba 3 Wylosowana kostka k6:6 - woda Wylosowana kostka k100: 69 Nastrój: 9 Wypite eliksiry: amortencja (Darek, kocham Cię) Ostateczny wynik: 69 + 9*5 - 5 = 109 -> trafiony, nawadniajcie się
Z rozczarowaniem obserwował jak krukońscy pałkarze, z nim na czele, elegancko nie trafiali w kubeczki. Miał nadzieję, że ta zła passa szybko minie, bo gra stawała się monotonna i nudnawa, a nie po to dylał tutaj z najwyższej komnaty w najwyższej wieży, żeby być świadkiem jakiegoś niefartu i ułomności. Aż w końcu ten przeokrutny festiwal beztalencia przerwał Bruno. Nie bez powodu mianował go mistrzem beerponga, bo tak oto ich przeciwnicy zostali zmuszeni do wypicia zawartości jednego z kubków. Parsknął śmiechem na uwagę Julki, uważnie śledząc mimikę ich twarzy - był ciekawy co też takiego musieli wypić. Sądząc jednak po braku jakichkolwiek reakcji, zostali przez Becię wystrychnięci na dudka. Ech. Zaraz potem Brooks wycelowała perfekcyjnie, a rolę się odwróciły - to on z Trunem musiał szotować. Powąchał napój i był pewny jednego - to nie była woda. Wręcz przeciwnie - mikstura stanowiła mieszankę jego ulubionych smaków, bo pachniała tak pięknie, że niewiele się zastanawiając, wypił ją. W momencie, gdy robił ostatni łyk, dotarło do niego co to może być. Przeklęta amortencja. Znając jej działanie, starał się unikać czyjegokolwiek wzroku i szybko wycelował piłeczką w stół. Pech jednak chciał, że w polu jego widzenia stanął on - krukoński adonis, najlepszy prefekt, wspaniały człowiek z uśmiechem, który potrafił rozświetlić mrok. - Darren, kiedy masz najbliższy patrol? Może ci potowarzyszę i pomogę, co? - zaoferował, czując że to najwspanialszy pomysł na świecie.
Puchonka - jako, że na zbyt dużą ilość znajomych nie narzekała - nie rozglądała się ciekawie po sali obserwując poczynania przyjaciół. Skupiała się tylko i wyłącznie na tym co dzieje się przy jej stoliku. Po nieudanym rzucie ślizgona przyszedł czas na prefekt borsuków. Tak jak wcześniej dziewczyna wręcz idealnie trafiła do kubka. Po braku reakcji po wypiciu jego zawartości przez przeciwników Marie doszła do wniosku, że najwidoczniej ponownie trafili na wodę. Przyszedł czas na rzut krukonki. Tym razem jednak nie poszło jej tak dobrze i chybiła celu. Piłeczka trafiła w ręce francuski. Skupiła się, wycelowała i po raz pierwszy trafiła. Teraz była usatysfakcjonowana. Pytanie tylko co trafiła.
Ostatnio zmieniony przez Marie R. Moreau dnia Nie Sty 24 2021, 11:34, w całości zmieniany 1 raz
Evedlyn Nevina Dear
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 157 cm
C. szczególne : Kolorowe, odważne i specyficzne stroje, niski wzrost, zmienny kolor włosów, zaraźliwy optymizm i bezpośredniość, gadulstwo, amerykański akcent.
Może był to skutek eliksirów, a może jeszcze czegoś innego, ale zapał większości uczniów do gry chyba nieco osłabł. Po jej ponownym trafieniu w kubeczek z wodą, przyszła kolej na ich przeciwników. Dziewczyna, która podjęła się gry, spudłowała, więc drużyna Eve nie musiała nic pić. Przyszła ich kolej. Żadne z ich towarzyszy chyba nie było chętne do spróbowania swoich sił, więc Gryfonka wzruszyła ramionami i postanowiła ponownie podjąć się wyzwania trafienia w jakiś eliksir. Niestety, wypity w poprzednich kolejkach wywar chyba nadal na nią działał, bo ręka zadrgała jej przy serwowaniu piłeczki, przez co trafiła, ale w kubeczek, w który trafili już wcześniej. - No trudno - mruknęła, odstępując kolejnej osobie ze swojej drużyny miejsce przy stole.
Obserwuję dokładnie przebieg rozgrywki i muszę przyznać, że jestem wyjątkowo ciekaw jak się ta gra potoczy. Nie znam się na eliksirach kompletnie, zatem ciekawskie pozerkiwanie do drużynowych kubeczków niewiele mi daje - niczego bym nie rozpoznał, nawet gdyby miało jakieś bardzo silne właściwości zapachowe czy wizualne. I chociaż jestem dumny ze swojego pierwszego małego zwycięstwa, to zaraz już unoszę brew z podziwem w stronę konkurującej ze mną Krukonki, chętnie sięgając po kubeczek, by bez wąchania po prostu wypić przynależną mi zawartość. Smak nie wybija się zbyt mocno, a może po prostu daję się już rozproszyć. Zawieszam spojrzenie na drobnej sylwetce mojej przeciwniczki, nieco niemrawo odsuwając się na bok, by umożliwić lepsze pole manewru chłopakom. Nie obchodzi mnie jak radzi sobie Narcyz i nawet nie zerkam w stronę Sky'a, zamiast tego - choćby tylko kątem oka! - pilnując panny Smith. Liczę oddechy, bo wydają mi się głupio głośne i przyspieszone, a poza tym uparcie kontroluję jakie robię odstępy pomiędzy poszczególnymi ruchami, raz poprawiając koszulę, a innym razem włosy. W końcu związuję ciemne kosmyki w króciutką kitkę, odgarniając sobie zaplątanego na czole loczka na bok, by jak najlepiej przygotować się do swojej kolejnej próby. - Panowie, skoncentrujcie się... - rzucam cicho do swoich współzawodników, marszcząc brwi przy uwadze prefekta odnośnie szlabanu, bo kompletnie nie rozumiem tego gwiazdorzenia, jeśli obaj Puchoni nie zdołali zbić żadnego kubeczka. I jestem święcie przekonany, że to jest ten moment, w którym trzeba się wykazać, dopiero sukcesem mogąc zaskarbić sobie uwagę drugiej strony stołu. - Krukoni górą, czy może po prostu szczęście początkujących? - Rzucam do jasnowłosej, uśmiechając się szeroko i sięgając znowu po piłeczkę. - Patrz na to - dodaję, nie wiedząc już zupełnie, czy mój głos rzeczywiście nabiera magiczne hipnotycznej barwy, czy jednak przepełniony jest tylko szczerą chęcią zagarnięcia dla siebie atencji Jessici. Nie żałuję tego zrywu pewności siebie, obserwując jak piłeczka wpada do kolejnego kubka.
Drużyna: z @Julia Brooks vs @Aslan Colton oraz @Bruno O. Tarly Tura: 3? 4? chyba 4 Wylosowana kostka k6:3 - woda Wylosowana kostka k100: 13 Nastrój: 7 Wypite eliksiry: brak Ostateczny wynik: 13 + 35 = 48, poodło
W końcu ktoś coś pił - do tej pory jednak Darren w swoją gębę lał jedynie czystą, niestety wodę. Krukon spojrzał nieco rozkojarzonym wzrokiem w stronę mówiącego do niego Coltona, przerzucając jednocześnie kolejną piłeczkę z jednej do drugiej dłoni w oczekiwaniu na jego rzut. - Em, jasne - powiedział do niego Shaw, zupełnie nieświadomy rodzaju eliksiru jaki przed chwilą wlał w siebie Aslan. Poklepał się po kieszeni, jednak kiedy nie wyczuł tam wysłużonej już kartki papieru z jego grafikiem patroli, chrząknął tylko - Em... dam ci znać w pokoju wspólnym kiedy jest najbliższy termin - dodał, przenosząc wzrok to z Coltona na piłeczkę i kubki, znajdujące się po drugiej stronie stołu. Po rzucie Aslana Shaw znów upił nieco wody, zaś po rzucie Darrena - a raczej nieudolnej próbie - piłeczka odbiła się od krawędzi stołu i smętnie odbiła się gdzieś na podłogę.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Drużyna: 10 z @Violetta Strauss Tura: idk, 6? Wylosowana kostka k6:6 Wylosowana kostka k100: 90 Nastrój: 8 Wypite eliksiry: euforia, słodkiego snu Ostateczny wynik: 90 + 40 - 10 = 120, byłoby trafienie, ale kubek już wcześniej został strącony c':
Uznał, że najlepiej będzie całą sprawę spróbować zignorować i skupić się wreszcie bardziej – albo chociaż na tyle na ile był w stanie, biorąc pod uwagę nadpobudliwość wywołaną euforią – na tym co się działo przy ich własnym stoliku, bo tak trochę jakby dostawali wciry od dwóch Puchonek, co było w sumie całkiem zabawne. Szczególnie prefekt okazywała się zaskakująco wręcz skuteczna – właśnie wstrzeliła się piłeczką w kolejny z ich kubków. Na całe szczęście tym razem była to jedynie woda, której resztę dopił jednym haustem zaraz po otrzymaniu kubka od Strauss. Do tej pory bezbłędna celność Krukonki niestety zawiodła, bo zamiast elegancko trafić do kolejnego z naczyń ich oponentek ciśnięta przez nią piłeczka odbiła się od stołu jakieś kilka centymetrów od celu, co obserwował z nieskrywanym rozbawieniem. Cholerna euforia. Druga z Puchonek także dla odmiany nie skiepściła swojego rzutu, wcelowując się idealnie w kolejny z ich kubków i to zdecydowanie nie z wodą, co momentalnie poczuł, gdy tylko upił połowę jego zawartości. Trafił im się eliksir słodkiego snu w jakiejś wersji light, wnioskując po tym, że powieki jakby zrobiły się nagle jakieś cięższe i ogarnęła go ogromna senność, ale z miejsca go jeszcze nie ścięło. — To nie jest woooodaaa — rzucił do Viol, przy ostatnim słowie nie będąc w stanie pohamować szerokiego ziewnięcia, gdy przekazywał na jej dłonie kubek. Plus był taki, że nadpobudliwość przestała być tak uciążliwa, zdecydowany minus – popadł dla odmiany w inną skrajność i teraz najchętniej to by zwyczajnie zamknął oczy oraz się położył. W dodatku wciąż cieszył gębę po wcześniejszej euforii, więc z perspektywy osób trzecich wyglądał w tym momencie prawdopodobnie jakby był srogo spizgany. Gra trwała jednak dalej, a teraz przyszła jego kolej, żeby rzucać, więc nie było mowy o ucięciu sobie nawet chwilowej drzemki. Zgarnął piłeczkę, przycelował pomimo wszelkich niedogodności i… na pewno tym razem by w końcu trafił, gdyby w tamtym miejscu wciąż stał jakiś kubek, ale nie stał, bo już go wcześniej strąciła jego partnerka w zbrodni. Cóż, bywa. Coraz bardziej skłaniał się ku stwierdzeniu, że to nie był jego dzień.
Drużyna:@Aslan Colton przeciwko @Julia Brooks & @Darren Shaw Tura: ni mom pojęcia, 4? 5? To mój drugi beerpongowy post Wylosowana kostka k6: 3 - znów wodiczka Wylosowana kostka k100: 86 Nastrój: 7/10 Wypite eliksiry: amortencja na spółę z Aslankiem Ostateczny wynik: 86 + 35 - 10 (za eliksir) = 111
Rozkręcili się. Całkiem przyjemna była ta nietypowa lekcja, a pasowała mu szczególnie, bo nie musiał próbować żadnych eliksirów. Dopisywało mu szczęście i to ogromne, bo nie tylko celnie trafiał w kubeczki, ale nie musiał szczególnie myśleć i rozkminiać tego, jaką totruciznę przyjmuje. Trafiał raz po raz na wodę. Cóż - przynajmniej uzupełniał płyny. Miał noworoczne postanowienie, żeby więcej pić (wody), więc akurat się z niego wywiązywał. Oczywiście nie samą wodą człowiek żyje, więc po przewróceniu kubeczka przez piękną Krukonkę... musiał i on wznieść eliksirowy toast. - Coś podejrzanie brzmią te Wasze... dyżury. - lewy kącik ust Gryfona poszybował ku górze, gdy zobaczył co się odkrukonia. Czyżby Aslan wypił amortencję? Jak Julia dalej będzie tak celnie trafiać, to niedługo skończą pod stołem z tuzinem różnorodnych objawów. Trochę go ta sytuacja bawiła, ale tak... troszeczkę. Bo przecież musiał w końcu pójść w ślady kumpla i wypić swoją porcyjkę. A potem zmierzyć się ze swoimi najprzyjemniejszymi zapachami. I to już, jak widać, nie było takie bezpieczne... Od razu wyczuł słodką, głęboką woń czekolady i karmelu. Gdy spróbował skupić się, by zapanować na swoim zmysłem powonienia, to... jedynie pogorszył sytuację. Mimowolnie pochylił się nad stolikiem, jak gdyby ciągnięty przez tajemne moce. Uzmysłowił sobie, że ten kuszący zapach unosi się wokół Brooks. Wkrótce dołączyła do niego charakterystyczna woń leśnego mchu i wiosennego deszczu. Zamrugał kilkukrotnie i odkaszlnął, ale nie uchroniło go to od głupawej, otumanionej miny. Wydukał tylko ciche wybacz i... skupił się na grze. Kolejny rzut z jego strony znów wywrócił kubeczek. Aż sam nie wierzył w swoją passę. Może to dlatego, że te zajęcia miały więcej wspólnego z rozrywką niż z samymi eliksirami? Wyczuwał, że niedługo się to zmieni i zaczną robić coś trudniejszego, ale póki co... chwilo trwaj!
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Z rozbawieniem przyglądała się Aslanowi, który to w wyjątkowo subtelny sposób zaczął uderzać w koperczaki z Darrenem. Sam pan prefekt najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, co wypiło krucze lwiątko, bo do tematu dyżuru podszedł nader poważnie.
- Niewinny jak nieosikany śnieg – pomyślała, uśmiechając się szeroko do własnych myśli. Kiedy Bruno po raz kolejny trafił w kubeczek, sięgnęła po niego niepewnie i niuchnęła, żeby mieć jakiekolwiek pojęcie, co w siebie wlewa. Nie poczuła nic, co oznaczało wodę. Brunko, dobry ziomek najwyraźniej dbał, żeby się nie odwodniła. Wypiła połowę zawartości kubeczka i podała go Darrenowi, a sama chwyciła piłeczkę. W ostatnim czasie Shaw był bezużyteczny zarówno na boisku, jak i przy beerpongowym stole, dlatego musiała nadrabiać umiejętnościami za ich dwójkę. Cofnęła się o krok, wstrzymała oddech, rzuciła, trafiła. Na razie szli łeb w łeb, choć ta czteroosobowa rywalizacja zamieniła się w pojedynek Krukonki z Gryfonem.
- Może o coś zagramy? – zaproponowała. – Przegrana drużyna przyjdzie na następną lekcję elków w strojach wybranych im przez zwycięzców.
Wyglądało na to, że wszystko szło zgodnie z planem. No może oprócz tego, że powoli kończyły im się kubki i teraz strącali już to, co już wcześniej zostało opróżnione. No cóż po prostu szansa na to, by zdobyć nietrafiony wcześniej kubek wynosiła jedynie 50%, a to wcale nie było tak wiele więc albo się udało albo też nie. Najważniejsze jednak, że wciąż nie straciła bystrego oka, które sprawiało, że celnie trafiała w obrany cel zamiast jak ostatnia ofiara odbijać piłeczkę od stołu. Ciekawe tylko co jeszcze kryło się w tych kubkach chociaż obserwując reakcje osób zgromadzonych wokół innych stołów mogła się jedynie domyślać. I naprawdę miała nadzieję, że jednak nie trafi na amortencję, którą będzie musiała wypić. Z pewnością nie była gotowa na takie przeżycie. Tym bardziej, że podobne specyfiki oddziaływały na nią zdecydowanie zbyt silnie.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Niestety, post Beatrice z kolejnym etapem zajęć, nie pojawi się wcześniej niż we wtorek w godzinach wieczornych. Śmiało więc do tego czasu możecie się dalej bawić! Za opóźnienia bardzo wszystkich przepraszam :(
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Drużyna: tutaj wpisz numer, bądź członków Tura: 4 Wylosowana kostka k6: 6 Wylosowana kostka k100: 80 Nastrój: 5 Wypite eliksiry: woda, słodkiego snu, euforii Ostateczny wynik: 95pkt
Cóż teraz to już naprawdę zaczęły się powtarzać kubeczki choć komuś udało się perfidnie zbić kubełek, który zawierał w sobie porcję eliksiru słodkiego snu. Może i nieco rozwodnionego, ale wciąż. W połączeniu z wcześniej wypitą euforią wychodziło naprawdę osobliwe połączenie. Niemniej jednak z pewnością cieszyło ją to, że wciąż wykazywała się mimo dziwnych faz przytępiających nieco jej zmysły celnym i bystrym okiem, które pozwalało jej na to, by pomimo swojego strzału była w stanie idealnie oddać rzut do kubka choć ten nie miał w sobie żadnego ciekawego specyfiku. No mówi się trudno, ale przynajmniej mogła się pochwalić tym, że trafiała nie tylko na boisku.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Drużyna: ja i @Bruno O. Tarly kontra @Darren Shaw i @Julia Brooks Tura: 6 Wylosowana kostka k6:1 - eliksir słodkiego snu Wylosowana kostka k100:34 Nastrój: 9 Wypite eliksiry: amortencja, woda Ostateczny wynik: 34 + 45 - 5 = 74 - TRAFIONY, ŚPIJCIE SŁODKO ANIOŁKI
Wpatrywał się w Darrena niczym w bóstwo. Że też on wcześniej nie dostrzegł tych idealnie wyrzeźbionych rysów twarzy, tych przepięknych oczu, w których zawarta była cała mądrość tego świata, tego uśmiechu, od którego uginały się kolana. Zastanawiał się jakim cudem Krukon jest tylko prefektem i urzędnikiem ministerstwa, skoro zasługiwał na bycie samym Ministrem Magii. Był gotów ogłosić Darrena Shawa Merlinem ich pokolenia. - Świetny pomysł! - pokiwał żwawo głową, bo obietnica Darka jasno sugerowała, że niebawem spotkają się w pokoju wspólnym, a tam... Kto wie co się będzie działo, skoro sama Rowena będzie nad ich miłością nimi czuwała. - Podejrzanie? To tylko czysto koleżeńska chęć wsparcia i pomocy - uśmiechnął się niewinnie w stronę Bruna po nieudanym rzucie Darrena (to z pewnością czysty niefart, chociaż miał cichą nadzieję, iż powodem nietrafienia był jego urok osobisty, na który chłopak w końcu zwrócił uwagę). Szło im fantastycznie - strącali kubek za kubkiem, aż wtem padła pewna propozycja z ust Brooks. - Challenge accepted! - przytaknął rozentuzjazmowany, a następnie skupił się (co było trudne w obecności Shawa, którego blask odbierał mu rozum) na tym, aby trafić do kubeczka. I wychodziło na to, że krukoński prefekt przynosił mu szczęście. - No, to jak myślisz, Bruno, jaki outfit wybierzemy dla Darka i Julki na następną lekcję? - wyszczerzył się w stronę kumpla, bo szala zwycięstwa przechyliła się w ich stronę.
Drużyna: 8 Tura: nie mam pojęcia xD Wylosowana kostka k6: 5, trafione przez naszą drużynę do te tej pory: 2, 3, 5 :) Wylosowana kostka k100: 93 Nastrój: 8 Wypite eliksiry: słodkiego snu, amortencja Ostateczny wynik: 93-10+8*5=123
Wiadomo, że Cali ma rację - ci krukonki to mi chyba na mózg siedli, od początku tego roku byłam w bibliotece chyba więcej razy niż przez poprzednie dwa lata razem. Wyjaśniam jej jeszcze, że to wróżbiarstwo i nie wiem w ogóle czy na nie chodzi, ale jak coś to mogę coś tam dać odpisać... Kiedy gra się toczy, staram się bardzo nie usnąć, przez to nie zauważam, że po przeciwnej stronie stołu zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Dopiero kiedy Skyler do mnie woła, spoglądam na niego i chichoczę na tą absurdalną propozycję. Zamiast mu odpowiedzieć, pochylam się do Cali, żeby zdradzić jej szczegóły. - Jakiś czas temu wybraliśmy się z Eskilem do Zakazanego i jak wracaliśmy to Skyler nas złapał. No i mimo tego, że próbowaliśmy go wkręcić, że nigdzie nie byliśmy to nam nie uwierzył, ale w końcu i tak nie dostaliśmy żadnego szlabanu. - Uśmiecham się do niej zadowolona z tego o czym mówię, w końcu kto by się spodziewał, że obędzie się bez żadnych konsekwencji? Nie mam teraz też za bardzo czasu na plotki, więc nie opowiadam przyjaciółce o pozostałych okolicznościach i taki skrót wydarzeń musi jej na razie wystarczyć. Gdzieś międzyczasie jeden z chłopaków trafia nasz kubeczek, więc wypijam jego zawartość, nawet niespecjalnie myśląc o tym, że jakoś podejrzanie ładnie pachnie. Łączę fakty się dopiero kiedy zerkam znowu na Skylera i zamiast rozbawienia jego pytaniem czuję... coś innego. Uśmiecham się w jego kierunku uroczo i po tym jak rzucam piłeczką (trafiam!) podchodzę do niego, bo z tak dużej odległości ciężko ze sobą rozmawiać, biorąc pod uwagę krzyki dookoła, poza tym bardzo potrzebuję do dotknąć, więc uwieszam się na jego ramieniu. - Jakiś konkretny szlaban miałeś na myśli? - podejmuję wątek, zupełnie jakby od momentu kiedy go zaczął nie minęło parę minut. Szlaban nie brzmi zbyt romantycznie ale może pod tym słowem kryje się coś innego?
/przerzucam narrację "Ciebie" na Cali, bo ona zajmuje Cyzowy umysł teraz/
- Sophie - powtarzam cicho, czując jak przyjemnie to imię układa się na moim języku; zupełnie jakby było stworzone do tego, by szeptać je z uwielbieniem. Nie podoba mi się jednak sposób, w jaki robi to Sky, tym bardziej, że wydaje się, że się znacie. Zanim jednak zdążę dać upust kiełkującej zazdrości, prefekt już do Ciebie woła, a Ty... nie reagujesz. Gubię się przez chwilę, nie rozumiejąc, o co chodzi i jakim sposobem ktoś mógłby patrzeć na Sophie, kiedy Ty znajdujesz się obok. Moje serce trzepocze jednak szybciej z ulgi i myśli, że być może w takim razie mam u Ciebie jakąś szansę. Nie oczekuję dużo - jedno przychylne spojrzenie to wszystko, czego mam śmiałość pragnąć. Nie interesuję się zupełnie wymianą komentarzy pomiędzy naszymi towarzyszami gry i w ogóle z trudem skupiam się na kolejce. Bezwiednie kiwam więc na upomnienie Levego, chociaż nie jestem przekonany, czy ma rację. Z jednej strony, dokładnie tak jak on, mam chęć się popisać, licząc że uznanie przyniesie mi Twoją uwagę. Z drugiej jednak jestem przekonany, że szczęśliwsza będziesz, kiedy to wasza drużyna wygra, a Twoje szczęście jest wszystkim, na czym mi zależy. Bo na Merlina, jeśli jest coś piękniejszego od Twojej twarzy, to chyba tylko szczery uśmiech ją rozpromieniający. Ale i tym razem ujawnia się mój pech, bo choć wcale nie zależy mi, żeby trafić, teraz odnoszę sukces. Mam nadzieję, że nie będziesz się z tego powodu na mnie złościć, więc uśmiecham się trochę niepewnie. Po tym udanym rzucie nie wracam na swoją stronę, a zbliżam się do Twojej, by odezwać się cichym, porównywalnym do szeptu tonem - w końcu tylko dla Ciebie przeznaczone są te słowa. - Przepraszam, jeśli to jest nietaktowne, ale chcę Ci powiedzieć, że Ty jesteś bardzo piękna i ja myślę, że Ty powinnaś to wiedzieć. - Myślę, że widzisz, jak bardzo stresuję się, stojąc przed Tobą; co jakiś czas spuszczam wzrok na ziemię i nerwowo przeczesuję włosy. Nie mam w tym wprawy i mam nadzieję, że zrozumiesz, jak wyjątkowa dla mnie jesteś, że w ogóle zebrałem się na odwagę. - Bardzo chciałbym cię lepiej poznać, gdybyś ty... jeśli ty chciałabyś też, więc może, uh, może umówisz się ze mną czasem? Zapewne nie wiesz, jak wiele zależy od Twojej odpowiedzi, ale ja jestem całkiem pewny, że moje serce ostatni raz biło tak szybko na lekcji u Pattona Craine'a.
Machnęła ręką, słysząc, że owa praca domowa dotyczyła wróżbiarstwa. Sophie słusznie nie zawracała jej tym głowy, bo na zajęciach pojawiała się sporadycznie, nie przejmując się wróżeniem, szklanymi kulami czy kartami tarota. Zaraz potem przysunęła się do przyjaciółki, wysłuchując opowieści o szlabanie. Z każdym kolejnym zdaniem jej oczy otwierały się szerzej, bo Ślizgonka nie chwaliła się o wizycie w Zakazanym Lesie. - Następnym razem idę z wami - oznajmiła szeptem, czując dreszcz ekscytacji przechodzący po plecach na samą myśl o tym. Chciała dopytać o więcej szczegółów, dowiedzieć się co dokładnie się wydarzyło, ale gra trwała nadal, więc nie drążyła tematu, zapamiętując, aby poruszyć tę kwestię w mieszkaniu, po lekcji. Nie umknęło jej uwadze, że Krukon z drużyny przeciwnej dosyć ostentacyjnie zaczepiał Jessicę. Znając Smith, musiała być nieźle zestresowana nadmierną uwagą z czyjejś strony, zwłaszcza chłopaka. Nie zamierzała jednak nic z tym robić, a po jego celnym strzale, chwyciła za kubek i wypiła zawartość (eliksir pachniał tak pięknie i kojąco, że w zasadzie cieszyła się, iż może go skosztować). Po chwili, oprócz zmęczenia spowodowanego wcześniejszym szotem, czuła przyjemne ciepło, a jej spojrzenie skrzyżowało się z najcichszym z przeciwników. Jakim cudem nie zwróciła wcześniej na niego uwagi? Zapomniała o Jess, adorowanej przez Krukona, tak samo jak przestał ją interesować szlaban Sophie i jej wesoły szczebiot, skierowany do prefekta naczelnego. Nie potrafiła oderwać wzroku od blondyna, który nieśmiało na nią zerkał, z uśmiechem błąkającym się po idealnie skrojonych wargach. Gdy przygotowywał się do rzutu, z całych sił trzymała kciuki, aby mu się udało, zapominając o zasadach obowiązujących w beerpongu. A kiedy trafił do kubka, posłała mu najpiękniejszy uśmiech, na jaki było ją stać. Nie spodziewała się, iż Puchon, zamiast dać się porwać rywalizacji, stanie tuż obok niej. I chyba nigdy w życiu nie była tak szczęśliwa, jak teraz. Słysząc komplement, poczuła dziwne mrowienie w okolicach żeber, a jej policzka pokryły się rumieńcem. Była przyzwyczajona do miłych słów, głównie komentujących nieprzeciętną urodą, ale zastanawiała się co takiego się wydarzyło, iż ktoś tak przystojny jak on, postanowił zagadać akurat do niej? Sposób, w jaki przekazywał jej swoje uwagi, był rozczulający. Automatycznie uniosła jego brodę, gdy tylko skulił się w sobie po złożeniu propozycji, o jakiej nawet nie śmiała marzyć, spoglądając mu prosto w oczy. Intensywny błękit, w jaki się wpatrywała, przypominał kolor bezchmurnego nieba, rozciągającego się nad plażą w Malibu, która była dla niej symbolem szczęścia i ukojenia, miejscem najpiękniejszych wspomnień. - Tylko czasem? - spytała cicho, przybliżając się do Narcyza. Z tak niewielkiej odległości mógł wyczuć zapach waniliowych perfum, którymi spryskała się rano, tuż przed szaleńczym biegiem na lekcję. Nuta rozczarowania była ledwo słyszalna w jej głosie, ale prawda była taka, że chciała spotykać się z nim znacznie częściej. Chciała mu pokazać co skrywa pod warstwą skóry, mięśni i kości. Chciała mu zdradzić, że niczego nie boi się tak bardzo jak ograniczeń. Że nic nie uszczęśliwia jej tak mocno, jak perfekcyjne przekalkowanie wizji z głowy wprost na sztalugę albo idealnie rzucone zaklęcie. Jednak ludzie dookoła, skutecznie odwiedli ją od tego pomysłu; po prostu stała blisko i chłonęła każdy szczegół narcyzowej twarzy. Nie umiała nazwać tych wszystkich uczuć, które w niej szalały, nie rozumiała ich, nigdy w życiu nie czuła takiego błogiego spokoju w czyjejś obecności, dlatego nieco wystraszona tą sytuacją, odwróciła się gwałtownie w kierunku stołu (smagając włosami jego twarz) i złapała za piłeczkę. Nie zależało jej na trafieniu, chciała jak najszybciej odbębnić swoją kolejkę i wrócić do chłopaka, móc dalej napawać się energią i ciepłem, które przyciągały ją bardziej niż wiosenne promienie słońca, tak wyczekiwane po zbyt długiej zimie. - Przynosisz mi szczęście! - rozpromieniła się, gdy udało jej się trafić do kubeczka, za co nagrodziła go delikatnym pocałunkiem w policzek.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Lubił to uczucie. Tak znajome, tak absurdalnie silne, tak nieposkromione. Tak podobne do tego, którego wybuchy musiał znosić niemal codziennie, gdy tylko Mefisto znajdował się obok. A jednak teraz magia zepchnęła na bok nawet jego Wilka, pozwalając mu zapomnieć o zobowiązaniach i obietnicach, o konsekwencjach i moralności, o wszystkich wokół i całym świecie poza tą salą. Widział tylko Sophie, choć ta zdawała się nie dostrzegać jego, zaciskając nieprzyjemny uścisk na puchonim sercu, gdy nie uraczyła go nawet najkrótszym uśmiechem, woląc zwrócić się do koleżanki z drużyny. Nie słyszał prób zmobilizowania ich do skupienia w wykonaniu Krukona, ani nie dostrzegł tej determinacji Narcyza, smutnymi oczami pełnymi nadziei wodząc wciąż za najpiękniejszą Ślizgonką, gubiąc głośne westchnięcie, gdy do jego własnej ręki trafia kubek z wodą (którą przez chwilę podejrzewał o przemycanie śladowych ilości veritaserum), nijak nie kojący palącego rozczarowania. W głowie już zaczęły mu się kotłować plany, bo wrodzony upór nie pozwolił mu na rezygnacje po jednej porażce, z doświadczenia wiedząc, że z czasem uda mu się ugrać choć jedną randkę. I szczęście przychodzi zdecydowanie szybciej, niż mógłby się spodziewać, mieszanką ekscytacji i zaskoczenia roziskrzając jasne spojrzenie, gdy tylko sprezentowany był mu ten pierwszy czarujący uśmiech i obiecująco zmniejszający się dystans, który błyskawicznie rozpalił w Prefekcie Naczelnym to bezczelne poczucie pewności, że i ona tego chce. I chyba nie było sensy tego powstrzymywać, skoro oboje byli już dorośli, prawda? - Mogłabyś pomóc mi w obowiązkach - wymruczał, obejmując ją jedną ręką w pasie, by przyciągnąć ją do siebie bliżej, nie opuszczając spojrzeniem tych jej diamentowych oczu, jakby od tego zależało życie ich obojga. - Takich jak sprawdzenie czy wszystkie kurki z pianą w Łazience Prefektów działają poprawnie - dodał nieco ciszej, bo i schylając się już bliżej jej ucha, chcąc chociaż musnąć nosem jeden z gęstych kosmyków jej włosów, by dać sobie przedsmak zapachu perfekcji, zanim nie został odciągnięty bezsensownie ciągnącą się dalej grą, jakby cokolwiek mogło być ważniejszego od uchwycenia dla siebie więcej hipnotyzującej bliskości Sophie. Pospiesznie zerknął więc w podany mu kubeczek, bez problemu rozpoznając niebieskawą barwę eliksiru i wypił go równie pospiesznie, jak też rzucił celulozową piłeczką w stronę pozostałych na stole kubeczków, byle tylko uwolnić się od narzuconego mu na lekcji(?) zadania. Zaraz już zresztą pobudzony magią wypitego płynu cichym śmiechem zbył swoją porażkę, by i tak skraść sobie nagrodę w postaci pięknej Ślizgonki, nie radząc sobie z nagromadzoną w eliksirze energią, a więc i podrywając Sophie z ziemi, by we własnych ramionach przenieść ją na drugą stronę stołu, nie chcąc pozwolić, by jej drużyna straciła tak cennego gracza.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Walcząc z obezwładniającą sennością - którą skutecznie rozpraszali jej towarzysze - uśmiechała się jedynie zakłopotana na każdą pochwałę: czy to od Puchona po drugiej stronie stołu, czy od Sophie. Przez krótki moment pomyślała, że może lepiej byłoby nie trafiać - żeby nie zwracać na siebie takiej uwagi - ale w istocie, był to tylko jeden, krótki, głupi moment. Póki nie zaczepił jej starszy Krukon, na którego podniosła nieco spłoszone, szare spojrzenie - słysząc jego uwagę, nie odpowiedziała, przynajmniej nie werbalnie - skinęła głową, nerwowo poprawiając kosmyki włosów wymykające się z luźnego koka. I już by po prostu odwróciła wzrok, gdyby nie jego głęboki głos. Nic nie mogła na to poradzić - szare ślepia jak na rozkaz obserwowały poczynania mężczyzny. — Grand lancer! — mruknęła z uznaniem, gładko przestawiając się na francuski - czując się w obowiązku jakoś to skomentować. Sięgnęła po trafiony przez Krukona kubeczek, przysuwając go do ust - by w samym momencie upijania tajemniczo kusząco pachnącego napoju, łypnąć znad okularów na studenta. Miała wrażenie, że obraz jej się rozjaśnił - swe słoneczne epicentrum umiejscawiając na nagle cholernie przyciągającej spojrzenie twarzy chłopaka. Od którego teraz nie mogła oderwać wzroku. Czuła jak po jej obojczyku rozlewa się przyjemnym dreszczem ciepło - a rumieniec skrada się na jej szyję i policzki. Jednocześnie w żołądku poczuła dziwną lekkość, a spłoszenie i niepewność ją opuściły, wprowadzając w nieznany jej, euforyczny stan. — Excusez-moi— kultura jej jednak nie opuściła, kiedy starała się zwrócić uwagę Krukona. Na drugi plan zeszło wszystko wokół - łącznie ze szczebioczącą Sophie, nagle podejrzanie przemiłą Cali i wyraźnie lepiących się do nich Puchonów. —Quel est ton nom? — Czując, że francuski to dobry wybór - poza tym, że to język miłości - pozostała przy nim, wręcz do przesady wyzbywając się swojego angielskiego akcentu. — J'aimerais pouvoir me souvenir de votre visage et le nommer en conséquence. Vous êtes incroyable. Przede wszystkim chciała, żeby jego twarz przyjęła w jej myślach godny tytuł - jednak jeszcze bardziej chciała zatrzymać uwagę jego seledynowych oczu i zasłużyć na jeszcze jeden uśmiech, by móc rozpłynąć się z zachwytu nad perfekcją rysujących się na jego policzkach dołeczkach. Chciała zobaczyć je z bliska, opuszki palców niemal mrowiły ją, chcąc dokładnie przeanalizować tak pociągające rysy, tak idealnej twarzy. Dlatego też, bez większego zaangażowania, uczestniczyła dalej w grze - wypijając kolejną zawartość kubeczka, trafionego przez Puchona; właściwie nie spuszczając spojrzenia z Krukona. Przygryzła jedynie wargę, gdy nadeszła jej kolej, nagle niesamowicie przejęta, że nie trafi - a przecież to właśnie jej celny rzut do kubka zwrócił wcześniej uwagę mężczyzny. Na szczęście trafiła - i choć był to już wcześniej ustrzelony przez nią kubeczek, wyraźnie zadowolona z tego jak piłeczka widowiskowo zatańczyła na brzegu naczynka, nim wpadła do środka - rozpromieniła się, szukając choćby krzty uznania w zielonych oczach.