W tym niewielkim pomieszczeniu, przylegającym do małej biblioteki, każdy pasjonat eliksirów, może doskonalić swe umiejętności z zakresu warzenia mikstur, bez konieczności zapuszczania się w odległe lochy. Jak łatwo się domyślić - miejsce to powstało specjalnie na życzenie uczniów Salem.
To jak Dina zbulwersowała się na jego słowa o Ślizgonach, spowodowało tylko pojawienie się jeszcze szerszego uśmiechu. Lubił czasami podroczyć się ze znajomymi z na pozór błahych tematów.
-Niestety ale boję się o nich. Po meczu któryś z nich pewnie wyląduje w skrzydle szpitalnym- gdy skończył, zrobił sztuczną smutną minę, która wyrażała tę negatywną emocje w przekoloryzowany sposób. Następnie, równie szybko jak poprzednio, wrócił do uśmiechania się.
-Powinnaś wziąć trochę ze sobą, szczęście przyda się każdemu- zrobił krótką przerwę, w której to zaczął przygotowywać część składników, która jeszcze została, po czym ponownie się odezwał- Uśmiechnij się trochę, będziesz miała czym się pochwalić przed znajomymi.
Nad ostatnim pytaniem zadanym przez Harlow nie zastanawiał się wcale, w końcu praktycznie od zawsze miał styczność z miksturami różnej maści. -Tak, podczas pobytu w Niemczech przykładałem do tego dość dużą uwagę- odpowiedział- A u ciebie skąd wzięło się zainteresowanie do gotowania takich smacznych zupek?- zapytał się żartobliwie
W przypadku ślizgonki nie trzeba było się nawet specjalnie starać, żeby ją odpalić. Bardzo łatwo było w niej sprowokować gniew i awanturniczość, a już jeśli chodziło o droczenie się to można powiedzieć, że deklasowała swoje koleżanki w przedbiegach. Od wczesnych klas leczyła swoje kompleksy dopiekając innym uczniom, a jak stare porzekadło głosi - czym jajko za młodu nasiąknie... - Mam wrażenie, że na mojego życiowego pecha to i felix nie pomoże. - uniosła brwi myśląc o parszywościach jakie jej się przytrafiały przez ostatnie miesiące i westchnęła. Tak jak nigdy nie umiała dopatrzeć się logiki w uzależnieniach od silnych używek, które zdarzały się młodym czarodziejom, to im dalej brnęła w 2020 tym bardziej sama się zastanawiała czy jednak nie spróbować się czymś naszprycować. Najlepiej tak, żeby już nie wstać. - Ja nie mam znajomych. - powiedziała cicho, szatkując swoje korzonki. Przed kim miałaby się chwalić, przed Gunnarem? Pewnie, że był jej najlepszym przyjacielem, ale prędzej by chyba wyszydził jej próby uwarzenia tego eliksiru niż zachwycił próbą. Przed Cassiusem? Nie była pewna, czy Swansea kiedykolwiek ją za coś pochwalił, choć nie wątpiła, że doceniał jej umiejętności. Spojrzała na Juliusa po jego kolejnej wypowiedzi. - Teraz trzeba dodać skrzydełka, widzisz? Zmienia kolor na niebieski. To źle. - zauważyła stan eliksiru w kociołku- W Niemczech macie takie same procesy? Przepisy? Czy widzisz jakieś duże różnice w porównaniu z tym jak tu się to robi? - zapytała z zainteresowaniem.- A nie wiem, eliksiry to w zasadzie jedyne co mi wychodzi... - przyznała szczerze.
Niemca zasmuciły słowa jego nowej koleżanki. Życie bez osób do których można otworzyć swoją rozgadaną gębę musi być smutne, a przynajmniej tak uważał chłopak. Sam dopiero co rozpoczął tutaj naukę i czuł się prawdopodobnie jak Dina, co było dla niego nowe. Nie było też dobrze słyszeć, że jego towarzyszka jest niezbyt szczęśliwa, na szczęście miał pomysł jak na to zaradzić. -Jak chcesz, to mogę poprosić kuzyna o przesłanie fiolki eliksiru, który powinien poprawić ci humor, chociaż na krótki czas. Jakby ci się spodobał, to mogę nauczyć cię go robić, w ramach podziękowań za to- wskazał palcem na kociołek, po czym dorzucił składnik, o którym wspomniała Harlow. Prawie od razu zaczął odpowiadać na kolejne pytania. -W Niemczech lubiliśmy... eksperymentować, chyba tak to można określić. Poza tym prawie niczym się to u nas nie różni od tego, co teraz robimy.- zaczęrpnął powietrza w dość, dużej ilości, bo takie gadanie zaparło mu dech w piersi- Możemy razem spróbować czegoś, czego jeszcze nie robiłaś- dodał z uśmiechem
Trzeba najpierw być człowiekiem, któremu się chce rozgadywać gębę - wiadomo - Dina to jednak preferowała marudzenie albo sztyletowanie wzrokiem, łamane przez obraźliwe pomruki więc jakoś mocno na ten brak przyjaciół nie cierpiała. Może czasem, kiedy próbowała sobie w głowie z czymś poradzić to przydałoby się mieć przyjaciółkę, ale na przestrzeni lat nauczyła się po kilku smutnych i żałosnych przypadkach, że przyjaciółki to są gówno warte. Najpierw chcą sie kolegować, potem znikają bez słowa. Była jakaś przedziwna prawda w tym, że z facetami przyjaźnie nawiązywało się trudniej, ale kiedy już się jakiegoś za przyjaciela miało - było to trwałe. Podniosła na niego wzrok. - A możesz poprosić go o cały kociołek? - uśmiechnęła się kącikami ust. No jak już Niemiec oferuje jej naszprycowanie się eliksirami szczęścia to byłaby niemądra decyzja, w związku z czym niezwykle kusząca. Pokroiła narośle z pleców szczuroszczeta i dodała do eliksiru, zaklinając kolbę by mieszała go energicznie- Masz gdzieś skorupki jaj żmijoptaka? - rozejrzała się po blacie za kolejnym składnikiem. - Eksperymentować? - pokiwała głową- I co, wyszło wam kiedyś coś fajnego?
Zapytany o skorupki jajek od razu zreflektował się, że cały czas trzymał je lekko zgniecione w ręce. Włożył je szybko do tłuczka, gdzie bardziej rozdrobnione wrzucił do kociołka . Gdy skończył wszystko wydłubywać z miski, zaczął się zastanawiać, po co komuś potrzebny byłby aż cały garnek wyrobu jego kuzyna. -Pewnie, mógłbym go poprosić o taką ilość, ale to trochę dużo jak na jedną, niewielką dziewczynę- skwitował zdanie uśmiechem -No mieszać różne eliksiry z podobnymi składnikami, albo tworzyć mikstury ze składników, które nie były wcześniej ze sobą łączone. Czasami nic z tego nie wychodziło, a czasami powstawało coś, jak chociażby to na co złożyłaś już zamówienie.- zaczął rozglądać się po blacie od razu jak skończył mówiąc, próbując sobie przypomnieć, czy niczego nie zapomnieli-To już wszystko, czy czegoś brakuje?- zapytał się Ślizgonki
Obserwowała efekt jaki powstał w eliksirze i choć zaczynał nabierać żółtego odcienia wciąż nie był to efekt, jaki miała opisany w swoich notatkach. - Ta jedna, niewielka dziewczyna miewa duży, zły humor. Nic się nie bój, nawet wiadro się nie zmarnuje. - uniosła brwi sięgając po suszoną rutę. Starła ją w dłoniach i dodała do wywaru obserwując z bliska zachodzące w nim zmiany, palcami przytrzymując jasne włosy przed wpadnięciem do kociołka. - Jeszcze zaklęcie. - powiedziała podsuwając mu kartkę, na której notatka głosiła, że należy narysować różdżką symbol ósemki nad kociołkiem i wypowiedzieć "Felixempra!". Zamyśliła się jednak, bo pomysł by coś tu robić i kombinować z tym eliksirem dalej wydawał się jej bardzo ciekawy. Gdyby tak dodać więcej much siatkoskrzydłych, trochę prawoślazu i wodę księżycową, to efekt szczęścia eliksiru szczęścia musiałby zmieszać się ze środkami na wróżbicie wizje. Cy wtedy powstałby eliksir przepowiadający szczęście?
Chłopak wziął kartkę z napisanym zaklęciem oraz ruchem różdżki, który musiał wykonać nad kociołkiem podczas jego inkantacji, po czym wyciągnął swój sprzęt z kieszeni i cicho powiedział "Felixempra" -Już- powiedział zadowolony z wyniku wspólnej pracy- Dodajemy coś jeszcze? Miło by było, gdybyśmy podczas warzenia odkryli coś nowego, chociaż z drugiej strony szkoda stracić cały kociołek eliksiru szczęścia Niemiec nie miał nic przeciwko bawieniu się z różnymi składnikami eliksiru, ale z drugiej strony nie chciał przez przypadek stworzyć czegoś, co sprawiłoby mu problemy już na początku jego przygody w tej szkole. -Jak chcesz. Napiszę do niego niedługo i spytam się o możliwość przesłania, chociaż nie wiem, jak aż cały kociołek miałby dostać się do Hogwartu- dodał przy okazji. Liczył, że jego kuzyn zgodzi się na taką transakcję, żeby nie wyjść na niesłowną osobę przy koleżance.
Obserwowała co też dzieje się z owym eliksirem i miała trochę wątpliwości co do sukcesu w jego warzeniu. Felix Felicis był bardzo trudnym do stworzenia wywarem i nawet jako osoba doświadczona w mieszaniu chochlą w kociołku nie czuła się najpewniej w tym procederze. Po rzuceniu zaklęcia powinien skrzyć się na złoto, a choć miał piękny i lśniący żółty kolor, to ani się nie skrzył, ani nie był zloty. - Szczerze, to nie wiem czy nam wyszedł. - dodała - Możemy odlać trochę na zapas, a z resztą pokombinować? - zaproponowała, by rzeczywiście nie zmarnować ewentualnej możliwości gdyby jednak okazało się, że eliksir wyszedł chociaż w jakimś tam stopniu. Wydobyła z jednej z szafek krągłą fiolkę i napełniła ją wywarem, po czym surowo oceniając ich dzieło obejrzała zawartość pod światło pełna wątpliwości. - No nic, będzie jak będzie. A co byś dodał? - zapytała odkładając fiolkę i rozglądając się po dostępnych składnikach. Pokręciła głową- No trudno, jak się nie da kociołka, to chociaż ze trzy flaszki. - pokiwała brwiami. I tak nie zakładała, że Niemiec dotrzyma słowa i traktowała to bardziej jako żart, więc z pewnością by się nie obraziła za brak tego specyfiku. Choć na pewno by się pozytywnie zaskoczyła, gdyby rzeczywiście tak się stało!
Rozczarował się z lekka, gdy Dina poinformowała go o możliwej porażce w przygotowaniach tej mikstury, dlatego pospiesznie odlał część tego co wyprodukowali już do niewielkiej fiolki, tak jak mu zasugerowano, po czym rozejrzał się po stole, by zobaczyć, co jeszcze im zostało. Jego wzrok padł na małe, owalne przedmioty. -Możemy dodać trochę jajek popiełka- podniósł delikatnie jedno z zamrożonych- Albo... - włożył trochę wysiłku nie wstając, by sięgnąć po wypatrzony przez siebie składnik- ostatnie kawałki skorupki żmijoptaka, które mi wypadły podczas kruszenia.Najlepiej by było, gdyby spróbowali dodać obu składników, w końcu i tak już tylko to im zostało. -Twój wybór, chyba, że chcesz dodać coś, czego jeszcze nie wykorzystaliśmy. Skończył mówić, po czym schował fiolkę ostrożnie wśród swoich rzeczy.
Pochowali po trochu przygotowanego eliksiru i Harlow tak jak Niemiec zaczęła się rozglądać po leżących w kąciku eliksirowym drobiazgów. Zdarzało się, że uczniowie czasem zostawiali tu resztki swoich składników, a i była przekonana, że profesor od eliksirów raz na jakiś czas uzupełniała składniki najbardziej popularne i używane. Obeszła stolik i podeszła do szafki, bo mogłaby przysiąc, że niedawno widziała tu kilka skorupek skarabeuszy ukrytych przez kogoś na czarną godzinę chyba. Zmrużyła oczy przesuwając słoiczki, skarabeusze wpływały zazwyczaj na długość działania eliksiru, ale gdyby zmieszać je z resztkami masy czarnych pereł, które widziała na górnej półce... Zebrała wszystkie wypatrywane przez siebie składniki i wróciła do stanowiska, by opowiedzieć Juliusowi o swoim wyborze. Wspólnie spędzili kolejne pół godziny na dodawaniu różnych składników, zwiększaniu i zmniejszaniu temperatury pod kociołkiem i obserwowania zaistniałych reakcji. Dina skrupulatnie prowadziła notatki wszystkich efektów, zapisując sobie jaki składnik jak się zachował w połączeniu z jakim innym i dzieląc się później swoimi notatkami z Rauchem mogła śmiało uznać, że w tym dniu spędziła naprawdę dużo pracy i energii na zapoznawanie się z eliksirami.
2 x zt
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Czy wysłał właśnie żałosny list do byłego, by pożyczył mu trochę galeonów? Tak, możliwe, że tak. Czy żałował? Ani trochę, bo właśnie stawiał na palenisku swój srebrny samomieszlany kociołek, w którym kilka solidnych dni temu zaczął zatapiać resztki własnej wypłaty, a i od przeszło trzech tygodni systematycznie dorzucał tam pierwsze, mniej kosztowne składniki, a teraz nie potrafił ukryć zadowolenia, widząc, że wywar przez ostatnią dobę przybrał odcień bladego błękitu, dobrze rokując na ostatnie etapy warzenia. Nie chcąc tracić czasu, nawet on, musiał sięgnąć po różdżkę, by ogarnąć miejsce pracy kilkoma drobnymi zaklęciami porządkującymi i czyszczącymi, przy okazji znajdując też kolejną pisankę, którą bez większych już emocji przerzucił do jednej z kieszeni swojej torby. Przy szóstym znalezionym jajku naprawdę przestawał się już człowiek dziwić, jedynie serce w momencie styku opuszczków palców ze skorupką drgało zdradziecko w sekundowej panice, że to mogłoby znów wybuchnąć. Wyciągnął na wierzch dwa pudełka - jedno szklane, przezroczystym tworzywem pozwalające przyjrzeć się bezpiecznym w środku babeczkom na bazie chlebka bananowego i drugie - drewniane, szczelnie zamknięte kilkoma stalowymi wstawkami, skrywające w środku drogocenne składniki niezbędne do wykończenia wywaru. Pierwsze z nich zostawił zamknięte na swojej torbie, oczekujące na @Lucia S. Ritcher która może się pojawić… a może nie. Nigdy nie mógł nad nią zapanować i nawet nie próbował, przyzwyczajają się, by sugestii dziewczyny nie traktować jako czegoś pewnego, a jedynie być gotowym na możliwość, że jednak tak się stanie. Do kobiet zresztą miał zawsze dużo cierpliwości, choć Lucia zdawała się wiecznie badać granicę, przy której uśmiech schodziłby mu z ust. Drugie pudełko ustawił w bezpiecznej odległości od minimalnie rozpalonego paleniska, by ze swoją pedancką dokładnością ustawić fiolki, słoiczki i saszetki w odpowiedniej kolejności. Stuknął różdżką w kociołek, pospieszając go do szybszego mieszania błękitu, by upewnić się, że leniwie oddawane mu ciepło rozchodzi się po nim równomiernie. Przystawił sobie tackę z nożem bliżej stanowiska, by raz po raz zaglądać do srebrnej kadzi, nieco zestresowany, że coś mogłoby pójść nie tak. W końcu dziś przygotowuje eliksir, który nie stanowił wcale elementu jego standardowych praktyk, więc zanim zabrał się za rozkrajanie łodyg blekotu, upewnił się, że ma przy sobie bezoar, gdyby jednak zaszła zła reakcja chemiczna i wywar samymi oparami próbowałby zatruć swojego stwórce. W końcu przed jakąkolwiek próbą warzenia eliksiru należy zadbać o odpowiednie warunki Bezpieczeństwa i Higieny Pracy, więc rozszczelnił też tkwiące w starych murach okna, chcąc zapewnić sobie przepływ świeżego powietrza, które nie wpłynie zbytnio na temperaturę w małym pokoju, a jednak zapewni potrzebną do oddechu cyrkulację.
Ostatnio zmieniony przez Skyler Schuester dnia Nie Paź 18 2020, 11:13, w całości zmieniany 2 razy
Napisała ten głupi list. Ostatnimi czasy bardzo długo spędzając czas nad kawałkami pergaminów, w towarzystwie sowy. Podejrzewała nawet, że ta specjalnie myliła odbiorców, za karę, że tak ją bezczelnie wykorzystywała. List do Skylera nie był przemyślany... Był raczej napisany pod wpływem negatywnych emocji, które lubowały się nią bawić. A ona im pozwalała, poddawała się bez walki, chociaż czasem przekonując się, że to do niczego nie prowadziło. Jak dzisiaj. Poddała się propozycji, bo nie widziała powodu, dla którego nie mogła opuścić wieży i porozmawiać z jednym z rozumniejszych istot w tej szkole. Chociaż podświadomość przypominała jej, dlaczego w pierwszej kolejności nie odzywała się do niego od tamtego czasu. Od momentu kiedy. Tak, lepiej wyrzuć to wszystko z pamięci, bo jedynie bardziej oszalejesz. Sky posiadał ten dar, który bardzo w nim ceniła. Potrafił zniszczyć jej podłości w jednej sekundzie. Kiedy spojrzała na swoje odbicie w lustrze, zobaczyła jak zawsze oszołamiająco nieokrzesane włosy i spojrzenie pełne oczekiwania na nowe wyzwania. Wyglądała jak opętana, co całkiem jej się spodobało. Nawet nie przebrała się ze swojego szkolnego stroju, dlatego zrzuciła z szyi krawat i rozpięła dwa górne guziki koszuli. Zwyczajnie oswobodziłaby się z tych okropnych ubrań zaraz po zakończeniu zajęć, jednak postanowiła nie zdejmować ani koszuli, ani zdecydowanie za krótkiej spódniczki. Wyszła, trzymając w dłoni jakąś książkę, którą zamierzała zająć się przy kolacji. Po kilkunastu minutach znalazła się w kąciku eliksirów, już z daleka słysząc uderzenia naczyń o siebie. Uśmiechnęła się pod nosem, coś sobie uświadamiając. A może przypominając... Weszła do środka, opierając się o framugę i sceptycznie spoglądając na chłopaka.-Jesteś pewien, że dobrze Ci to wychodzi? Śmierdzi.-Mruknęła, odbijając się lekko i ruszając do stanowiska, które sobie przygotował. Rozejrzała się po stole, odkładając na bok własną książkę.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Nie patrzył do podręcznika. Nigdy nie potrafił sobie na to pozwolić podczas warzenia eliksirów poza zajęciami, gdy czasami wymuszano na nich stworzenie czegoś, czego recepturę dopiero im pokazano. Przygotowywał się długo, skrupulatnie - w teorii, zanim zabierał się do praktyki i zasada ta tyczyła się zarówno eliksirów, jak i gastronomii. Musiał potrafić odtworzyć cały przepis w pamięci, wyobrażając sobie każdy z najmniej znaczących gestów, mieć przed oczami wzory zachodzących reakcji chemicznych i być po prostu pewnym, że nie popełni błędu. W tych dwóch dziedzinach nie mógł zwyczajnie pozwolić sobie na improwizację i chyba dlatego tak silnie lgnął do spontaniczności we wszystkich innych aspektach życia. Podążał za zachciankami, pierwszą myślą i ledwo jakaś emocja się w nim pojawiała, a on już gnał za nią na oślep, bez pomyślunku i z czystym uwielbieniem. Symbolem tej spontaniczności była dla niego stojąca w przejściu Krukonka, na której słowa uśmiechnął się odruchowo, ale nie mógł podnieść na nią wzroku, tylko półprofilem zdradzając satysfakcję jaką przyniosła mu wraz ze swoim pojawieniem się. - Prawda czasem musi śmierdzieć - odpowiedział, skrupulatnie odmierzając proporcje blekotu do żółtka z jajka bahanki, swoją odpowiedzią poniekąd zdradzając dziewczynie jaki eliksir przygotowuje, a jednak nie chcąc wypowiadać tej nazwy głośno, jakby mógł w ten sposób zapeszyć powodzenie poprawnego zrealizowania trudnego przepisu - Zrobiłem Ci babeczki... - mruknął, ucierając w moździerzu składniki, ruchem głowy wskazując Krukonce pojemnik leżący na torbie, mając nadzieję, że bardziej zadowoli ją fakt, że zrobił je specjalnie dla niej, niż faktycznie skupi się na tym, że musiał zrobić je na szybko, korzystając z jednego z prostszych przepisów. Godziło to w jego sumienie, gdy wiedział, że stać go na dużo więcej, a jednak... powrót do banalnych podstaw był tak przyjemnie bezpieczny gdy miało się zaledwie chwilę przerwy. Spiął mięśnie, dokładniej rozcierając ziołową łodygę o kamienne ścianki naczynia, chcąc wycisnąć ze świeżej rośliny jak najwięcej zielonkawej posoki, zanim nie dosypał do niej sproszkowanego korzenia morwy białej, tworząc kleistą papkę. Dodał połączone składniki do wywaru, normując zaklęcie mieszające i dopiero teraz mógł odwrócić się do dziewczyny, by objąć ciepłym spojrzeniem całą jej sylwetkę. Tak znajomą, tak bliską, a tak przy tym... odległą. - Przy Tobie wyglądam jak sztywniak - mruknął, instynktownie w swej marnej asertywności unosząc już dłoń do puchońskiego krawatu, by chociaż odrobinę poluzować staranny węzeł pod szyją, niszcząc przy tym ten swój ukochany wizerunek przykładnego prefekta, którym tak silnie pragnął być. A mimo to sam sobie powinien co chwila odejmować punkty za łamanie regulaminu.
Ostatnio zmieniony przez Skyler Schuester dnia Nie Paź 18 2020, 12:48, w całości zmieniany 1 raz
Eliksiry potrafiły być nieprzewidywalne. Mogły człowieka zabić, dosłownie. Kiedy dodasz nie ten składnik, pomylisz recepturę, wystarczy czasem jedna kropelka więcej... To fascynujące, jak wiele można zmienić za pomocą niewielkiej fiolki, nad którą człowiek spędził kilka godzin ciężkiej pracy. Ich nieprzewidywalność była pociągająca. Tak swobodne było przyglądanie się jego pracy. Zawsze najbardziej interesował ją wyraz jego twarzy, kiedy skupiał się na przyrządzaniu eliksirów. I nie tylko wtedy, zawsze, kiedy oddawał się czemuś z taką pasją, uznawała to za najlepszy widok. Może tylko czasem czerpała z tego, że faktycznie przygotowywał się do zajęć czy robił coś dodatkowo. Uniosła nieznacznie brwi, słysząc jego komentarz. Ugryzła się w język, aby nie powiedzieć tego, co cisnęło się na jej piękne usta. Odpowiedz, która tak nieprzyjemnie lawirowała w okolicach jej klatki piersiowej. Uderzała, raz, raz, raz, raz. Coraz szybciej. Był to chyba pierwszy i jedyny przypadek, w którym powstrzymała swój niewyparzony język. O dziwo, nie chciała, aby była to jedna z tych sytuacji, w której wytyka mu jego błędy i to, jak bardzo wpłynął na jej życie. Podeszła do torby, podnosząc wieczko od pojemnika. Pochyliła się lekko i pociągnęła nosem, najpierw próbując ocenić ich zjadliwość poprzez zapach. Podniosła jedną i od razu jej posmakowała, bo pomimo ich żałosnego wyglądu, miała na nie niespotykaną ochotę. Cholera. Jęknęła cicho, bezceremonialnie ładując sobie resztę babeczki do ust. Oblizała palce i uśmiechnęła się szeroko. Naprawdę jedzenie tak szybko poprawia humor kobiecie? Nic dziwnego, że większość z nich tyje. Chwyciła drugą i podeszła do niego, aby spojrzeć mu przez ramię na jego dzieło. Skrzywiła się lekko. Kiedy się odwrócił, spojrzała na niego.-Przy mnie każdy wygląda jak sztywniak.-Uśmiechnęła się szeroko, omal sama nie sięgając do jego krawata co on w tym momencie. Naruszanie ludzkiej przestrzenni było dla niej czymś naturalnym, szczególnie kiedy znała kogoś... Jakiś czas. Niemal niewidocznie zmieniła ruch i wycelowała w jego twarz babeczką, zatrzymując się tuż przy jego ustach.-Spróbuj. Musisz wiedzieć, czym trujesz ludzi.-Powiedziała, chociaż nie jadła niczego podobnego. Nieistotne, że był to prosty przepis. I chociaż nie przepadała za wypiekami, ceniła ludzką pracę włożoną w coś takiego. Sama podpalała wodę...
Nie przyszłoby jej do głowy zajmować się celami charytatywnymi w tym momencie swojego życia. Pewne trudne turbulencje przeminęły, w związku z czym mogła pozwolić sobie na chwilę głupiego rozprężenia, czas, którego istnienia niemal nie zdawała sobie sprawy. Od tak dawna w jej żałosnym życiu warzywa strączkowego nie było po prostu dobrze, że nie wiedziała, że w ogóle dobrze może być. A przecież… było tak dobrze. Na tyle dobrze, że kiedy dowiedziała się, że szkoła weszła w charytatywną kooperację z miejskim domem starców nawet nie wzdrygnęła się jak to miała w zwyczaju na myśl o starych ludziach - Dina bowiem niewielu więcej rzeczy w życiu bała się bardziej niż starości - a z pewnym oddaniem i nawet ochotą zabrała za przygotowywanie wymaganych specyfików. Udała się do Laboratorium naukowo medycznego po jedną z kopii list, które opiekunka seniorów, pani Axopulos, przesłała dyrektorowi Hapmtonowi, jako wytyczne swoich i swoich podopiecznych potrzeb. Harlow przebiegła wzrokiem po nazwach eliksirów, widząc wiele pozycji, które były jej dobrze znane z jej pracy w Aptece Pod Tymiankiem - większość z tych wywarów przygotowywała przynajmniej raz w tygodniu, niektóre rzadziej i tylko jeden z wymienionych stanowił dla niej wyzwanie. Nie na tyle wielkie jednakże, by rzeczywiście zwątpić i poddać się bez próby przygotowania przynajmniej większości - ambicja przecież była cechą charakterystyczną każdego ślizgona. Zaopatrzyła się w magazynku profesor Sainford w potrzebne składniki, uzupełniając je o te, które pani Alexopulos przysłała wraz ze swoim zamówieniem, po czym udała się do kącika eliksirów by w spokoju przygotować co należało naszykować. Wraz ze swoim miedzianym kociołkiem zajęła jedno ze stanowisk nieopodal szafki z popularnymi składnikami, by w razie czego mieć wszystko pod ręką, przywołała zaklęciem accio! Jeden dodatkowy kociołek i zaczęła sprawnie, na dwa ognie, przygotowywać po kolei wszystkie eliksiry z listy. Składniki posegregowała w kategoriach zależnie od konkretnego, podanego w przepisie czasu dodania ich do wywarów, zapalając płomyki pod kociołkami sprawnie zaczęła porcjować i szatkować pozostałe ze składników po czym z chirurgiczną precyzją, czy może raczej - precyzją aptekarza - dodawać po kolei zgodnie z przepisami. Nie spodziewała się zaskoczeń, eliksiry przyjemnie pyrkały na wolnym ogniu, a gdy przestudziły się po wpływem zaklęcia zaczęła napełniać fiolki i ustawiać je w koszyczkach gotowych do przesłania do domu spokojnej starości. To nie była wielka rzecz, a jednak czuła pewną satysfakcję szykując te specyfiki - Harlow nigdy nie zakładała, że sama dożyje sędziwego wieku. Co więcej, w sumie życzyła sobie, by do tego nie doszło… jednakże ostatnimi czasy umiała wyobrazić sobie siebie jako staruszkę. Tylko dlatego, że w jej życiu pojawił się ktoś z kim chciałaby spędzić jak najwięcej czasu… Powoli sprzątnęła stanowiska, oczyściła zaklęciami kociołki, pozakręcała i odstawiła słoiczki ze składnikami na ich miejsca pilnując, by na przyszłość osoby potrzebujące z nich skorzystać wiedziały gdzie je znaleźć. Wypełniła dokument opisujący zawartość fiolek, okleiła je odpowiednimi etykietami i odniósłszy do pokoju spotkań klubowych czuła dobrze spełnioną obywatelską powinność.
zt
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Nawalił. Nie jeden raz zresztą, ale patrząc jej w te nieokiełznane nazwą koloru oczy, uświadamiał to sobie za każdym razem na nowo, jakby była symbolem tych wszystkich dziewczyn, którym zwyczajnie... mógłby odpuścić. Nie uganiać się, nie adorować, nie zdobywać, nie rozkochiwać, nie rozpieszczać, nie obiecywać. Bo przecież przez to tylko dawał im jakieś zakłamane chwile wspólnego szczęścia, by później wszystko popsuć, a przecież miał na to tak wiele sposobów. Powoli, stopniowo, gwałtownie i szybko, głośno lub po cichu, na smutno, pogodnie, w złości lub strachu. Mistrz użalania się, brania winy na siebie lub udawania, że po zerwaniu zupełnie nic się nie zmieniło. W tym wypadku stawiał na to ostatnie, prostując się mimowolnie, gdy tylko podchodziła bliżej, jakby to zyskane pół centymetra wzrostu faktycznie było w stanie fałszywie podbić jego pewność siebie. Zawiesił ciepłe spojrzenie na jednym z najpiękniejszych uśmiechów Ravenclawu i dał zmącić sobie zmysły znajomym zapachem dziewczyny, zanim ten nie został przegnany bananową nutą babeczki. Ani przez chwilę nie dziwił się sobie, że zwrócił na Lucię większą uwagę, którą zazwyczaj dość mocno owijał przecież wokół Puchonek. Krukonka nawet teraz, gdy już w pełni zaakceptował swoją orientację, naturalnie kusiła go swoją powabnością, by swoją seksualność podważyć. W jednej dłoni wciąż trzymał różdżkę, a drugą nie chciał dotykać dziewczyny ani jedzenia, w obawie, że na cienkiej rękawiczce mogłyby ostać się jakieś resztki składników, więc przekrzywił lekko głowę, wgryzając się w babeczkę mrucząc pod nosem mugolskie "I tak oto Ewa kusi Adama". I może dlatego z taką łatwością udało im się niegdyś dopasować. Przez to ich nieposzanowanie dla ludzkiej przestrzeni osobistej i brak dystansu, który objawiał się u nich w tak odmienny sposób. Ona -kąśliwa, zawsze w punkt, bezpośrednio narzucająca swoją wolę i on - zawsze dostępny, ufny i gotowy spełnić wszystkie jej zachcianki. - Nie żebym nie próbował wcześniej - przyznał się cicho, ale w tak spokojnym pomieszczeniu i niewielkiej odległości między nimi, niski głos i tak wybrzmiał wystarczająco donośnie - Dlatego reszta jest Twoja - dodał, siląc się na stanowczość, bo wcale nie było mu łatwo zrezygnować z jakichkolwiek słodkości, a jednak dłoń pomknęła odruchowo w stronę białej koszuli, by przesunąć po brzuchu w instynktownej potrzebie sprawdzenia jego twardości. Zapomniał zupełnie, że palce wciąż zaciskają się na różdżce, więc zmarszczył brwi, czując jak sam siebie dźgnął boleśnie drewienkiem i uniósł zaraz kącik ust w połowicznym uśmiechu, by tę chwilę niezręczności nieco zatuszować. - To opowiesz mi co z tym ogniem na biurku? - zagadnął, unosząc jedną z brwi, zamykając ciekawskie spojrzenie pospolitych tęczówek na tych bardziej hipnotyzujących, ledwo odrywając się od nich, uciekając w konieczność zajrzenia do kociołka. - Miałaś ochotę upiec kiełbaski czy to metafora, że z jakimś nauczycielem zrobiło się naprawdę gorąco? - dopytał, zaklęciem zmieniając kierunek i tempo mieszania, samemu zaraz zabierając się za siekane sparzonych płatków Datura Stramonium, których zapach na wstępie skomentowała Krukonka. - Chyba że nie mam już prawa do darmowych historii od Ciebie i oczekujesz czegoś w zamian za umilenie mi czasu podczas warzenia - dokończył, zerkając na nią przed ramię, by posłać jej typowe dla siebie zaczepne poruszenie brwiami, ale też by móc spojrzeć na nią raz jeszcze, tak jak patrzy się na obraz ulubionego artysty, gdy po raz pierwszy widzi się go na żywo. Nawet jeśli z oczywistych względów nie mogła być w jego typie, to zdecydowanie wpasowywała się w jego gusta estetyczne i powracając do siekania Bielunia, dzieląc roślinę na odpowiednie wielkościowo porcje, wciąż w głowie miał myśl, że z pewną nutą nostalgii przywołuje wspomnienia swoich dłoni na gładkich liniach jej ciała. Palcem pogładził miękkie płatki maltretowanego kwiatka, wyraźnymi liniami odgięć sprowadzając się na ziemię jego delikatnością, przypominając sobie, że Lucia tylko z zewnątrz wydaje się tak delikatna, więc porównywanie jej do rośliny, którą można złamać mocniejszym naporem palców, nie jest odpowiednim tropem. Powrócił więc szybko do swoich obowiązków, zmniejszając ogień pod kociołkiem, wrzucając od razu do wywaru poszatkowane płatki, by sprawnie obwiązać bawełnianą nitką zasuszony pęk ziół i dorzucić go do gorącej, ale już nie wrzącej toni.
Ostatnio zmieniony przez Skyler Schuester dnia Nie Paź 18 2020, 13:02, w całości zmieniany 1 raz
Potrafiła bardzo długo żywić urazę... Szczególnie do kogoś, kto zwyczajnie ją oszukał. Zawsze podobał jej się układ, który mieli. I chociaż rzadko kiedy nazywa kogoś swoim chłopakiem, pozwoliła sobie na tę jedną rzecz, której posiadać nie mogła. Wiedziała od samego początku, że pragnęła zbyt wiele, zbyt intensywnie. A chociaż Skyler potrafił dać jej wszystko, czego tylko pragnęła i chociaż przez moment poczuła, że ten układ stawia ich na tym samym poziomie... Prawda nie była policzkiem. Prawda osiadła gdzieś na jej wnętrznościach, boleśnie, jednak przyjemnie przypominając jej o tym, czego robić już nigdy nie powinna. Nienawidziła go na tak wiele sposobów, chociaż jej uśmiech oraz ciało wcale na to nie wskazywało. Do tej pory nie mogła pozbyć się tego głupiego uczucia, które do niego przyciąga. Czy to dlatego, że widziała go w wielu wydaniach? Czy może dlatego, że to on wiedział nie jedno na jej temat? Widział ją w stanach, których nie pamięta... Zwykła znajomość każdego centymetra jej ciała, nie jest tak intymna i tak znacząca, jak to, co próbowała ukryć przed światem. Jak naturalne było karmienie go z ręki, chociaż nie była to żadna codzienność. Jak swobodnie czuła się w jego towarzystwie, omal zapominając o tym, co ich poróżniło. I jak uśmiechnęła się szerzej, słysząc to jego mruczenie podczas przegryzania babeczki, której końcówkę samą zjadła. Zasugerowałaby raczej kuszenie ewy przez węża, ale lepiej tego nie rozgrzebywać. Oczywiście subtelnie oblizując palce, jakby naprawdę nie chciała, aby cokolwiek się zmarnowało. Rozejrzała się po stole. Uniosła nieznacznie brwi, widząc jak, dźga się różdżką. Nie mogła udać, że tego nie widziała, dlatego jedynie pokręciła lekko głową. -Jeszcze nie zmieszczę się w swoje ubrania. I kto wtedy mnie zechce?-Sama dotknęła swojego brzucha, jakby faktycznie mogła przytyć. Jej metabolizm na to nie pozwalał, dlatego nie ograniczała spożywanego jedzenia. Jej palce przesunęły się wzdłuż jednego z boków, chcąc sprawdzić gładkość skóry. Co jakiś czas sprawdzała, czy naprawdę wszystko zniknęło, tak jak jej obiecywano. Zaśmiała się lekko i usiadła na ławce, oczywiście tak, aby przypadkiem nie zgnieść jakiegoś składnika lub oberwać nieznaną substancja z kociołka. -Zaczęło się od balu...-Wzruszyła delikatnie ramionami.-Caine zniszczył mi sukienkę, rujnując tym samym moją pracę i świetną prezentację... A później...-Spojrzała na chłopaka, a dokładnie na jego twarz. Jakby dopiero teraz chciała poświęcić czas na sprawdzenie, czy nic się nie zmieniło.-Pewnego wieczora przebierałam w szafie... I ją znalazłam. Coś we mnie wezbrało. Chwyciłam ją i poszłam od razu do niego.-Jej usta wykrzywił delikatny uśmieszek. Czy wracanie do tego naprawdę było takie zabawne, Lu?-Rozpoczęliśmy od dyskusji, która przeszła do lekceważenia. Mogłabym być świetną aktorką, serio.-Przeniosła spojrzenie na punkt gdzieś przed nią, na wysokości jej głowy.-I zanim się zorientowałam, podpaliłam sukienkę, która leżała na jego biurko.-Obyło się bez szlabanu, dziwne, co? -Prawo do czegokolwiek ode mnie straciłeś dawno temu.-Powiedziała, uśmiechając się niebywale swobodnie, naturalnie i pięknie. Mogła patrzeć mu prosto i cały czas przybierając właśnie taki wyraz twarzy. Coś zdecydowanie nie pasowało do obrazka, który widział, jednak sama z trudnością powiedziałaby co dokładnie. Z nieprzyjemnością było jej do twarzy, jak niemal ze wszystkim, co się na niej pojawiało. Nie mogła być jednak naturalna w tym wszystkim, ze względu na mieszane wspomnień, uczuć i innych, ckliwych i nikomu niepotrzebnych rzeczy.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Wzrok pomknął za dłonią gładko sunącą po dziewczęcym brzuchu, niemal czując jak palce zaczynają mrowić od wspomnienia chwil, gdy to jego własna dłoń miała dostęp do podobnych gestów na ciele Krukonki. To nawet zabawne, że z takim uporem lgnął do niej dotykiem, bo choć nie miłosnych uniesień potrzebował, tak w bliskości szukał i odnajdywał to, czego tak bardzo pragnął. Akceptacji, ciepła, własnej wartości i stojąc tak przed dziewczyną, mając u swego boku dziedzinę, w której czuł się absolutnie najpewniej, a ginący w kształtnych ustach dowód na to, że nawet na szybko druga z umiłowanych dziedzin współpracuje z m idealnie, wciąż… czuł instynktowną potrzebę, by z Krukonki wyciągnąć jakieś ciche zapewnienie, że nie jest teraz w jej oczach bezwartościowy. “Teraz”, gdy dłonie nie mogą już wydusić z niej tych zapewnień w mniej przytomnych stanach. - Może powinnaś - wyrwało mu się z całego ciągu myśli i zaraz uciekł wzrokiem do rozdrabnianych zaklęciem nasion, przenosząc się ze swoją pracą do kamiennego moździerza, starając się uzyskać jak najwięcej roślinnego oleju, nie chcąc pozwolić mu na ucieczkę w zagłębienia drewnianej deski. - Przestać się mieścić we własne ubrania, by z lawiny adoratorów odsiać tych, którzy na Ciebie nie zasługują, nie potrafiąc dostrzec… - urwał, w tak typowy dla siebie sposób milknąć gdy tylko odpowiednie słowo nie chciało przyjść mu do głowy, by wybrzmieć w odpowiednim momencie. - Chociaż mnie by to nie odstraszyło, więc chyba dość marnej skuteczności jest ta technika - mruknął ciszej, przyglądając się jak miażdżony bokiem noża drobny owoc kwiatu rozkłada się pod naciskiem jego palców, by zaraz pochylić się nad nim z uwagą i wykroić z niego potrzebne dla siebie elementy, dorzucając je zaraz do oleju z nasion w moździerzu i dopiero wtedy powracając spojrzeniem na hipnotyzującą mimikę byłej dziewczyny. Zaraz jednak czujnie przesunął spojrzeniem po stole, sprawdzając czy jego pedantyczny system organizacji nie został zburzony, jednak zabierając się za wysprzątanie dotychczas używanych narzędzi, każdą czynność robił już prawie na ślepo, prowadząc dłonie doświadczeniem i pamięcią mięśniową, tylko raz na jakiś czas odklejając się niechętnie od kontaktu wzrokowego, ale wciąż niewerbalnie dając do zrozumienia, że słucha jej uważnie, żywo reagując brwiami na każde jej zdanie. Mruknął w zamyśleniu, postukując rytmicznie różdżką o kociołek, by znaleźć odpowiednie tempo mieszania, wytężając ten swój puchoński móżdżek w czasie wpatrywania się w wirującą kadź, aż nie przechylił głowy nieco w bok, zaraz wykręcając ją do Krukonki z ciekawskim wzrokiem plotkarza naczelnego. - To czego od Ciebie chciał? Albo jaki haczyk na niego masz? - spytał, na oślep łapiąc moździerz w dłoń, nawet nie próbując ukryć jak zaciekawienie rozbudza mu się wyraźnie w oczach, bo serce żądne nowych plotek rwało się już do rozwiązania tej tajemnicy, dlaczego nauczyciel nie ukarał w żaden sposób takiego zachowania. Czy faktycznie poczucie winy za zniszczoną kreację było wystarczającym powodem? - Albo… w jaki sposób zniszczył Ci sukienkę, że zależy mu, by nikt się o tym nie dowiedział? - dodał powoli, pozerkując na dziewczynę, by doszukać się w jej mimice chociaż cienia podpowiedzi czy brnie w odpowiednim kierunku, każde słowo wypowiadając w takt wystukiwanego rytmu podczas pracy moździerzem. # 4
Ostatnio zmieniony przez Skyler Schuester dnia Nie Paź 18 2020, 13:10, w całości zmieniany 1 raz
Czy to zaskakujące, że próbowała doszukać się w jego spojrzeniu tego, co zawsze tam było, ilekroć na nią spoglądał? Nigdy nie czuła się potrzebna, czy naprawdę chciana. Skyler dał jej więcej, niż mogłaby kiedykolwiek od kogoś dostać, a było to coś, z czego nawet nie zdawała sobie sprawy, że pragnęła... Była niemal pełna. Dlatego to tak bardzo raziło. Zepsuł ją. Zepsuł niezależną Lucię, którą kochała. Nie czuła się zdradzona jak przez chłopaka, którym przecież kiedyś był... Czuła się zdradzona przez kogoś bliższego, przez przyjaciela, którym już nigdy nie będzie. Nie przestał być wartościowy w jej oczach, choć bardzo chciałaby pozbyć się jego obecności ze swojego życia... Jednak był tam. Tu. Chociaż czy mogłaby się go kiedykolwiek pozbyć? Ciało pamiętało o wiele dłużej i mocniej od głowy, czy serca. Kiedy gesty połączone były kiedyś z czymś silnie uzależniającym, znaczącym... Nawet w momencie, w którym zapomnieliśmy... Ono pamiętało. Z dokładnością. Uniosła delikatnie brwi, ciekawa, do czego zmierzał w swojej wypowiedzi.-Dostrzec czego?-Prychnęła, chociaż miało to zabrzmieć nieco bardziej żartobliwie, niż wyszło w praktyce. -Wiesz, jak nikt inny, że uwielbiam być adorowana... Czasem się zastanawiam, czy nie właśnie po to mnie stworzyli. Aby siać spustoszenie wśród ludności swoim lubieżnym i wyzywającym zachowaniem.-Uśmiechnęła się szeroko, na kilka bardzo miłych wspomnień, choć z perspektywy innych, nie były tak mile wspominane. Nie zasługiwali? Przecież była najgorszym sortem. Nikt tak naprawdę nie chciał tego, co oferowała, bo było to zbyt wiele. Ludzie pragnęli tylko tego, co widzieli. I nie przeszkadzało jej to. To tak, jakby wyzbywać się ludzkiej natury. Po co zmieniać coś, czego zwyczajnie się nie zmieni? Nigdy nie była osobą, która żyje mrzonkami. -Taak. Ciebie raczej odstraszyło to, czego nie posiadam między nogami.-Powiedziała spokojnie, jakby była to najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Cóż, chyba nie zagubiła się w rzeczywistości, prawda? Przyglądała się jego dłonią, temu, co robił ze składnikami, z jaką skrupulatnością, niemal czułością obchodził się z nimi. Zaczerpnęła powietrza, jakby w tym momencie bardzo go potrzebowała. Nie zdała sobie sprawy, że zaczęła pospiesznie mrugać, jakby coś wpadło jej do oka. Złym pomysłem było przyjście tutaj. Powinna spalić list, zaraz po jego napisaniu. Zsunęła się ze stołu i objęła się ramionami, przechodząc się spokojnie po tej niewielkiej przestrzeni. Historyjka opowiedziana przez Lu była niczym innym jak idiotycznym wybrykiem. Kiedy usłyszała, jak słowa wychodzą z jej ust i tworzą cały obraz, naprawdę nie pamiętała tego zajścia w tak beznamiętny sposób. Przecież nie da się tak po prostu opisać tego, co siedziało w jej głowie w tamtym momencie. Jak wiele nienawiści, frustracji, agresji w sobie miała. Zawsze wiedziała, że była zdolna do destruktywnego zachowania... Jednak w tamtym konkretnym momencie nie kontrolowała tego, co się działo. A zawsze miała kontrolę. Jedyna rzecz, którą faktycznie posiadała, pomimo lekceważącego i swobodnego zachowania. Połowy nawet nie pamiętała. Może faktycznie należał jej się kaftanik, odziedziczony po mamusi. Wybił ją z rytmu, dlatego przeniosła na niego swoje spojrzenie.-Niczego ode mnie nie chciał... Uznał, że jestem niewychowanym bachorem. -Zmrużyła lekko oczy. Oj, Sky powinien wiedzieć, jak bardzo coś podobnego na nią działało. -Powiedziałabym, że zachowywał się niezwykle niestosownie do jednej z uczennic podczas balu. Kojarzysz tę, co kaleczyła angielski? Jakaś Gryfonka na Al... Coś tam.-Wzruszyła ramionami, bo to nie miało żadnego znaczenia... Słowa same wypływały spomiędzy jej warg. -Doszył jej rękawy i zakrył dekolt oraz plecy. Jakby chciał ukryć moje atuty przed całym światem, bo sam ma problemy ze swoją seksualnością.-Wywróciła oczyma, kolejne słowa bez większego znaczenia, rzucone w wiatr. Pokręciła lekko głową i zaśmiała się cicho, z siebie samej. Odchyliła głowę do tyłu i spojrzała na sufit.-Merlinie... Faktycznie muszę się czymś zająć lub kimś. Tracę swój charakter.-Westchnęła, cały czas się uśmiechając. Spojrzała na chłopaka.-Teraz opowiedz, co się zmieniło u Ciebie... Kto w tym momencie potrafi odtrącić Twoje myśli od kociołka?-Zagryzła lekko wargę, faktycznie zainteresowana... Oczywiście w zdrowy sposób... Chyba.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Spojrzał krytycznie na siekane przez siebie nasiona, końcówką różdżki dźgając każdy pojedynczy kawałek, który wydawał mu się złamać w nieodpowiedni sposób, zaklęciem przenosząc odrzucone drobinki do pustej fiolki, by wykorzystać je w przyszłości przy jakimś mniej wymagającym eliksirze. - Dostrzec tego, że w środku też jesteś piękna - uzupełnił swoją urwaną wiadomość, gdy tylko dziewczyna go do tego zachęciła, niezrażony zupełnie tym jej pogardliwym prychnięciem i tylko wyginając lekko brwi pod ciężarem świadomości jak tandetnie to brzmiało. Ale przecież myślał tak naprawdę, bo choć przyciągnęła go do siebie swoją powabnością, zapachem i kolorami, będąc jak najpiękniejszy z... może i trujących, ale wciąż kwiatów, który odpowiednio dawkowany może przynieść ukojenie. Widział jej wartość i widziałby ją nawet wtedy, gdy straciłaby wszystkie płatki. Bo przecież sam teraz nacinał samą łodygę szaleju jadowitego, to z niej wydobywając tylko to, co go w tej roślinie do Veritaserum interesowało, milknąc na chwilę, by skoncentrować się na precyzyjnym nacięciu, chcąc zdobyć jak najwięcej czystej cykuty. Prychnął cicho z jej komentarza, instynktownie unosząc dłonie nieco w górę, by przez drgnięcie z rozbawienia nie zepsuć swojej pracy, zaraz już świeżą trucizną przykrywając posiekane liście blekotu w głębokiej miseczce, odstawiając ją na bok, by oba składniki miały czas nieco się ze sobą skłócić. Ściągnął brwi w niezadowoleniu pod słowami, jakie Lucia usłyszała od nauczyciela, mimowolnie zwiększając nacisk na rozgniatane w moździerzu nasiona, niezadowolony nie tylko z faktu, że ktoś miał tupet odzywać się w ten sposób do dziewczyny, ale i z faktu, że na taką wyższość pozwolił sobie jakiś nauczyciel. -Albina? - wtrącił instynktownie, zerkając na dziewczynę, bo na usta już cisnęły mu się posłyszane plotki o Gryfonce jako o dość frywolnej jednostce, co idealnie łączyło mu się z informacją o niestosownym zachowaniu nauczyciela. Wrzucił do kociołka zawartość moździerza, od razu zwiększając ogień i czujnie wpatrując się w parującą kadź, nie mogąc pozwolić sobie teraz na rozproszenie się wyglądem czy minami dziewczyny. - Nie lubię jak mężczyźni myślą, że mają prawo mówić kobietom jak mają wyglądać - mruknął, odruchowo podwijając rękawy białej koszuli jeszcze mocniej, by zaraz szybkimi ruchami zgarniać pianę tworzącą się na powierzchni bulgoczącego wywaru, myśląc o tym, że właściwie w drugą stronę to też jest nie fair i przecież właśnie z tego względu tak uparcie trzyma się swojego mundurka, swoich koszul i prostych kolorów, bojąc się wyjść poza bezpieczne schematy męskiej mody. Uśmiechnął się lekko, odgarniając wilgotne od oparów loki z czoła i zmniejszając już ogień pod kociołkiem tak, jak i dziewczyna tonowała swój temperament, nazywając to utratą charakteru. Mógłby powiedzieć wiele na ten temat, a jednak milczał, nauczony, by nie wypowiadać swoich ocen o niej głośno, pozwalając jej po prostu być sobą, podążać za instynktem i zachciankami. Zresztą sugerowanie, że może właśnie teraz pokazuje swój prawdziwy charakter wydawało mu się nie na miejscu niezależnie od doświadczeń, nie chcąc wcale głośno nazywać bycia lubieżną i wyzywającą płaszczem, którym okrywa się przed chłodem rzeczywistości. - Mefisto - odpowiedział od razu, mimowolnie ocieplając niskie tony głosu, na samo wspomnienie chłopaka, zdejmując już kociołek z ognia zupełnie, dobrze pamiętając co by się stało, gdyby dodawał ostatnie już składniki choćby i na najmniejszym ogniu. - Mefistofeles. Nox - poprawił się doprecyzowaniem, ganiąc się za to, że przecież nikt nie miał obowiązku kojarzyć Ślizgona po samym skrócie jego imienia, bo właściwie... większość raczej i tak kojarzyła go raczej z wyglądu, którym zdecydowanie odbiegał od norm szkolnych. - No wiesz, ten taki duży, wytatuowany... Wilkołak - dodał ostrożnie, niezbyt świadomie omijając informację o Azkabanie, którą skrupulatnie wypierał, a o której i tak wiedziała cała szkoła. - No ale odkąd my się rozstaliśmy, to wiesz... To już mój trzeci. Więc nie wiem ile jeszcze to potrwa... - urwał powolnym wypuszczeniem powietrza przez usta, przerywając obsypywanie powierzchni eliksiru proszkiem z rogatych ślimaków i żabiego skrzeku, co miało pomóc w uzyskaniu przezroczystej konsystencji, by podrapać się po policzku, jakby miało to zabrać odczuwaną niezręczność. - Kusi mnie, żeby powiedzieć, że tym razem będzie inaczej i tego nie spieprzę, ale ostatnim razem mówiłem to samo.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Bycie prefektem wiązało się z wieloma różnymi obowiązkami, z których nie wszystkie były przyjemne. Nie spodziewała się nawet, że w jednym wypadku okaże się, że połączą się one z zadaniem, które zostało przydzielone członkom laboratorium medycznego. W końcu jeśli ktoś chciał warzyć zakazane eliksiry na terenie Hogwartu to jej prefekciarskim obowiązkiem było odnaleźć taką osobę i powstrzymać ją od tego. I choć w jej mocy znajdowało się odejmowanie punktów domu to jednak według niej sprawa była na tyle poważna, że ukaraniem winnego powinien zająć się nauczyciel. W sumie najlepiej gdyby skierowała winnego do opiekuna domu. Ewentualnie do profesor Dear, która była odpowiedzialna za eliksiry i najlepiej zdawałaby sobie sprawę z tego jak poważne było to przewinienie. Spacerowała korytarzami szkoły, wyglądając wszelkich podejrzanych zachowań, które mogliby przejawiać inni uczniowie. Starała się też słuchać plotek, które mogłyby jej podpowiedzieć, gdzie w zasadzie powinna szukać osoby, która chciałaby uwarzyć jakiś nielegalny eliksir. Nieco czasu jej to zajęło, ale w końcu udało jej się podłapać informację na temat tego jak niejaki O'Brian rozpowiadał o tym, że na imprezę Halloweenową przyrządzi jakiś narkotyczny specyfik w swoim kociołku. Cudownie. Miała już nazwisko. Problemem było jedynie namierzenie owego O'Briana, którego kompletnie nie kojarzyła. Zapewne nie był uczniem Hufflepuffu, bo tych jednak starała się kojarzyć jak najbardziej skoro reprezentowała ich dom jako prefekt. Musiała zatem wpierw określić z jakiego był domu i zacząć wypytywać jego potencjalnych znajomych o to, gdzie może go znaleźć. W końcu udało jej się to ustalić i nawet znalazła kogoś kto mógł powiedzieć jej coś więcej na temat chłopaka, który ponoć był niezłym rozrabiaką w typie kombinatora. To by się w sumie zgadzało. Usłyszała jednak od jednej piątoklasistki, że O'Brian kierował się w stronę zachodniego skrzydła. W końcu po długich poszukiwaniach udało jej się natrafić na niepokornego chłopaka w kąciku eliksirów, gdzie najwyraźniej już przeszedł do swoich haniebnych czynów. I choć nie lubiła tego robić niemal od razu przybrała swój karcący ton, który wyraźnie nie znosił sprzeciwu. - Panie O'Brian, proszę odsunąć się od kociołka – nakazała mu, a ten wystraszony drgnął i niemal nie wypuścił fiolki z jakimś składnikiem, który właśnie miał dodać do wrzącego w kociołku wywaru. Puchonka spoglądała na niego z dezaprobatą, zbliżając się i spoglądając na to, co właśnie wyczyniał. Starała się również zapamiętać to jakie składniki znajdowały się wokół kociołka w przypadku, gdyby chłopak próbował się wykręcić i opowiadać o tym, że próbował warzyć coś zupełnie innego. Tak. W tym wypadku zdecydowanie powinna z nim udać się do profesor Dear. W końcu z pewnością nie oszuka specjalistki w tej dziedzinie. - Pańskie zachowanie jest karygodne. Proszę iść ze mną. Zaprowadzę pana do profesor Dear. Wytłumaczy jej pan jaki eliksir próbował pan uwarzyć. Po zgaszeniu kociołka i uprzątnięciu składników przy pomocy zaklęć wyprowadziła chłopaka z pomieszczenia, by udać się do nauczycielki i zdać jej raport z tego, czego właśnie była świadkiem.
Westchnęła, pociągając za rąbek spódniczki. Nie pozbywała się wyimaginowanej nitki. Podniosła spojrzenie na chłopaka, marszcząc delikatnie brwi, co kompletnie nie pasowało do spokoju malującego się w jej jasnych oczach.-Przestań pieprzyć.-Mruknęła cicho, niewzruszona tym jakże uroczym tekstem z jego strony. Nie wierzyła w to. Wierzyła jednak, że była piękna z zewnątrz, aby gnić w środku. Tak właśnie się czuła i tak siebie postrzegała. I nie miało to nic wspólnego z zaniżoną samooceną, czy pogardą wobec swojej osoby. Doskonale wiedziała, kim była... Skyler jako jeden z niewielu mógł poznać jej własne myśli, a chociaż nie poznał wszystkich obaw, wiedziała, że jego opinii również nie zmieni. Nawet nie chciała tego robić. Nie tylko dlatego, że nie miała w zwyczaju poprawiać ludzkich decyzji czy osądów. Może chciała, aby na świecie pozostała jedna dusza, której zdanie tak odbiega od sztuczności, wokół której się obracała. Był na swój sposób niewinny, co z pewnością przyciągało jej uwagę. I pierwszy raz w życiu, byłaby gotowa chronić tych kilku rzadkich i kruchych elementów. Może nie wrócą do tego, co było, pewnie żadne z nich nawet o tym nie myślało... Jednak relacja, którą udało im się stworzyć i która jednak przywodziła nie tylko złe wspomnienia... Były zagmatwane, wesołe, rozczarowujące. Wachlarz emocji i reakcji, które w żaden sposób nie były przemyślane. Pozwoliła sobie na moment zadumy, a kiedy dźwięki wydawane przez chłopaka przy przyrządzaniu eliksiru się nasiliły, zamrugała. Klasnęła w dłonie, jakby to właśnie siedziało na końcu jej języka.-Tak!-Uśmiechnęła się szeroko, jakby udało im się dojść do niemal naukowego odkrycia. Jednak kiedy przyjrzała się jego twarzy, uznała, że coś mogło się za tym kryć... Coś, co chętnie by podsłuchała. Frywolność istot ludzkich nie była jej obca, chyba wiadomo jaką dewizę życiową wyznawała. Postawiła nogi na podłodze i podeszła do niego, niebezpiecznie blisko.-Mów co wiesz.-Oczywiście rozszerzanie plotek nie znajdowało się w polu jej zainteresowań. Była zwyczajnie wzburzona tamtą rozmową, którą myślała, że wyparła. Uśmiechnęła się delikatnie, wręcz niewinnie co w jej przypadku było czymś raczej zgubnym dla adresata. Machnęła lekceważąco ręką.-Proszę Cię... Ile to kobiet decyduje o tym, co nosić powinni mężczyźni? W naszym mniemaniu nie macie zielonego pojęcia o tym, co powinniście na siebie założyć. Chociaż kiedy od słów, przechodzimy w bezczelne czyny, no to już inna rozmowa.-Powiedziała. Oh, jej słowa często nie odzwierciedlały prawdziwych myśli. To trochę tak, jakby rzucała je na wiatr, chociaż miała bardzo specyficzne zdanie dotyczące słów i ilości ich w wypowiedzi. Nie kłamała, nie omijała prawdy, zwyczajnie nawet się do niej nie zbliżała, aby była ona ujawniona. Wydęła lekko wargi i oparła się tyłkiem o stół, co w jakimś stopniu mogło przeszkodzić mu w pracy. Nie powstrzymała rozciągającego jej twarz szerokiego uśmiechu. Nie było takiej potrzeby. To nie było zaskoczenie, a raczej czysta radość nowymi nowinkami. Jej wiedza na temat życia ludzi w tej szkole była znikoma. Chodziła na zajęcia z czystego obowiązku, a kiedy tylko się kończyły... Spędzała jak najmniej czasu między tymi murami. Nie dlatego, że ich nie znosiła. Zwyczajnie zamknięcie nie służyło jej wiecznie niespożytkowanej energii.-No to gratulację!-Dotknęła lekko jego ramienia.-Mówisz tak, jakbyś już chciał stanąć przed ołtarzem.-Wywróciła oczyma. Gdyby miała się tak przejmować za każdym razem, lub gdyby ktoś robił listę osób, z którymi sama się wiązała... W mniejszym lub większym stopniu... Powinna tonąć w poczuciu winy i zmartwieniach. A opinia jego nowego lubego to tylko ciekawy dodatek co całości.-Ciesz się tym, co macie teraz i wykorzystaj z tego czasu jak najwięcej.-Puściła mu perskie oczko, zagryzając wargę, aby powstrzymać śmiech. Myślała, że surrealistycznie było wrócić do rozmów z nim? To dopiero coś! -To nie mów tego. Gdy nie wyjdzie, będziesz pluł sobie w brodę, że miało być inaczej, prawda? Niepotrzebnie się tym przejmujesz.-Wzruszyła lekko ramionami i przesunęła się delikatnie, aby ponownie usiąść na blacie. Z dala od tych oparów i płomieni buchających spod kociołka.
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Prychnął cicho, spodziewając się nieco podobnej odpowiedzi, nie doszukując się w tym wcale przejawów niskiej samooceny, a raczej zupełnie innego spojrzenia na własną postać. Sam przecież też nazywany był przez niektórych niewinnym, nie chcąc wcale zgodzić się z takim określeniem, jednak ani powtarzanie tego przez pojedyncze osoby, ani jego protesty, nie są w stanie zmienić tego, czy faktycznie taki jest, czy nie. Prawda leży gdzieś pomiędzy i nikt nie może być pewnym kto ma większą, a kto mniejszą rację w tym wypadku. - O Albinie? - spytał się nieco zdezorientowany nagłą ciekawością dziewczyny, odrywając wzrok od składanych do kuferka składników i rozluźniając ramiona, które spięły się instynktownie przy dokręcaniu słoiczka z korzeniem morwy. - Nic pewnego, same plotki - dodał, dociskając jedną z wewnętrznych szufladek i zapinając skórzane paski zabezpieczeń, zanim nie wyciągnął dwóch drobnych flakoników na eliksir, które dzięki swojej wielkości bez problemu można by było przenieść wsunięte za fiszbinę biustonosza lub wciśnięte między szlufkę spodni a przeciągnięty przez nią pasek. - Nimfomanka z kompleksem ojca i przy tym podobno niezbyt bystra, ale no, t tylko plotki. Równie dobrze mogła po prostu podpaść jakiejś lasce, bo wpadła w oko jej facetowi i nic z tego nie jest prawdą - podsumował, dezynfekując acetonem drobne szkło, przygotowując je do rozlania eliksiru, w czasie gdy podgrzewał ponownie ostudzony nieco wywar, zerkając na niego co chwilę, by kontrolować odparowywanie z niego wody, chcąc uzyskać przezroczystą, bezsmakową esencję. - Ale już dużo pewniej słyszałem o tym, że ma się zwijać z Hogwartu, więc może plotki jednak ją ubodły. Pytanie tylko czy swoją trafnością czy wręcz przeciwnie - dodał powoli, nieco bezwiednie, bo skupiając się już na ponownym dosypywaniu do kociołka proszku z wysuszonych rogatych ślimaków, stanowiących ostatni, cementujący transparentność element eliksiru. - Przed ołtarzem to może lepiej nie... - prychnął cicho z mieszanki rozbawienia i drobnego skrępowania, zdecydowanie nie mając ochoty dyskutować o potencjalnej wspólnej przyszłości z Mefisto, skoro nie byli jeszcze nawet oficjalnie parą, czując nieprzyjemne igiełki paniki na samą myśl tak swobodnego rozważania wiązania się z kimkolwiek na całe życie, zdecydowanie zbyt szybko skacząc po wybrankach swojego serca, by ośmielić się na takie rozmowy. Zamilkł jednak, ufnie wpatrując się w mieniące się kolorami oczy, by z ciepłem zaklętym we własnych tęczówkach przyjąć każde jej słowo, nie wątpiąc zupełnie w trafność jej rady. Ich związek nie był łatwy, nie był wcale jednym z tych, które układały się gładko, niezmącone żadną wątpliwością, ale oni sami po prostu... sprawiali, że działał; że miał sens; że chciało się wciąż więcej i to przecież w nim leżała cała wina za jego zakończenie. Wierzył też zresztą w to, że pomimo swojego własnego doświadczenia, to Krukonka lepiej rozumie mechanizmy rządzące tego typu relacjami i w przeciwieństwie do niego, nie pcha się do kolejnych związków z taką gorliwością, bo nawet jeśli jest sama, to zdecydowanie ten stan nie umniejsza jej walorom. - Masz rację - przyznał jej więc powoli, powracając spojrzeniem do eliksiru, po raz ostatni badając jego konsystencję i kolor, sięgając po ukryte w zapasach metalowe pudełeczko z ziarnami kawy, by zaciągnąć się jego zapachem, resetując w ten sposób swoje zmysły, by zaraz machnięciem ręki nakierowując na siebie parujące opary wywaru i upewnić się, że ten nie wydziela nawet najciszej grającej nuty zapachów swoich ingrediencji. - Jak zawsze - dodał cichszym pomrukiem rozbawienia, błąkającym się jeszcze przez chwilę w okolicach uniesionego kącika ust, gdy napełniał przygotowane fiolki bezbarwnym płynem, czując przyjemną lekkość na sercu z dumy swojego sukcesu. - Nami też się przejmowałem, ale chyba jesteś świadoma, że dawałaś mi powody do zazdrości - dodał, sam siebie zaskakując ile swobody kryło się w tak otwartym przyznaniu się do tego, że nieraz czuł się wręcz przez nią prowokowany, zupełnie jakby same opary Veritaserum zachęcały go już do większej otwartości. - I nawet jeśli zmartwienia nie są niczym przyjemnym, to musisz przyznać, że to lubiłaś - dodał, kciukiem dociskając korek drugiej buteleczki, by wykręcić się wraz z nią i zmniejszyć dzielący go od Luci dystans, niemal nachylając się nad nią w jej tak bezczelnym wsparciu o blat stołu. - Że mi tak zależało. I to jak zawsze wyglądało nasze godzenie się - dokończył, gotów nie zrazić się żadną z posłyszanych odpowiedzi, bo to w jej oczach szukał już całej tkwiącej tam prawdy, wciąż czując tę uzależniającą potrzebę podłechtania własnego ego, że choć przez chwilę schwytał dla siebie tak zbuntowanego ducha, jakim była panna Ritcher. - Strach przed stratą jest normalny. Tak jak chęć sprawdzenia, czy jest to coś... - dodał powoli, urywając, gdy z namysłem obracał trzymaną w dłoniach fiolkę, jakby dopiero teraz dotarła do niego potęga uwarzonego eliksiru i potencjał w nim zaklęty. - ...prawdziwego - dokończył więc, ściągając lekko brwi w próbie zrozumienia czy jego uczucia względem Lucii można było nazwać prawdziwymi i jaka byłaby prawda wyduszona na nim w tamtym momencie przez Veritaserum, nie potrafiąc teraz już przypomnieć sobie w jakim tkwił wtedy stanie szczerości nawet przed samym sobą. - Chyba jestem Ci winien tych kilka kropel bezwzględnej prawdy - wymruczał, spojrzeniem opadając już niżej, niczym skarcone przez właściciela zwierzę, by wsunąć do zgrabnej dłoni drobną fiolkę i wykręcić się do swoich przyborów, kilkoma mechanicznymi zaklęciami zbierając cały swój eliksowarski dobytek, dla dziewczyny zostawiając już resztę przyniesionych ze sobą babeczek. - Dobrze było Cię znów usłyszeć, Lucia. Daj mi znać jeśli Caine... - urwał westchnięciem, opierając się jeszcze przez chwilę barkiem o framugę drzwi. - Jeśli poczujesz się niesprawiedliwie potraktowana przez kogokolwiek, to daj mi znać. Obiecuję zrobić co w mojej mocy - poprawił się, uśmiechając się dość niepewnie od łapiącej go myśli, że jego moc nie była mimo wszystko zbyt znacząca, po czym dużo pogodniej mrugnął jeszcze do Krukonki na pożegnanie i zniknął w labiryncie hogwarckich korytarzy.
Widząc jak przewidywalni dla siebie byli, przynajmniej w takiej kwestii, mogła jedynie zareagować cichym śmiechem. Nie wykłócała się z innymi, nie starała się przekonać ich o tym, jaka była, a raczej jak siebie widziała. W końcu każdy ma prawo do własnych obserwacji, prawda? A kiedy nie pokazujesz ludziom wszystkich swoich kart, to chyba oczywiste, że nie będą mieli pełnego obrazu. Wzruszyła lekko ramionami, bo tak naprawdę nie interesował jej życiorys tej dziewczyny. Nie pomoże jej ułożyć historii w całość... Skyler był zbyt zajęty ważeniem eliksiru, aby poprawnie skupić się na potencjalnych, prawdziwych motywach, którymi kierowała się w tym momencie Lucia. Cierpliwie czekała, aż sam rozpocznie dzielenie się informacjami, a to, czy były one prawdziwe, czy nie... Nie zamierzała łykać ich wszystkich. Rzadko kiedy wierzyła w to, co zasłyszała. Uniosła nieznacznie brwi, słysząc pierwszą część jego wypowiedzi. Nie ukrywała dziwnego uśmiechu, który rozjaśnił jej twarz. Czy uważała to za zabawne? Owszem. Dlaczego? Ponieważ dokładnie to samo mówili o jej osobie, może nie w swojej pierwszej szkole, ale tutaj na pewno. Przez lata słyszała różne wersje jednej historii bądź tworzone nowe na bazie jednej sytuacji. Musiał o tym wiedzieć, w końcu niejednokrotnie zasłyszane stare bądź bardziej rozwinięte plotki uderzały w nich, kiedy jeszcze byli razem. To komiczne. Kiedy była mała, jak tylko słyszała o ślubnych dzwonach, przechodziły ją ciarki. O wiele bardziej wolała gonitwę po podwórku, wspinaczkę po drzewach, polowanie na króliki i rzucanie kamieniami z własnoręcznie zrobionej procy. Zbierała siniaki, blizny i lanie... Nie kwiatki i nowe pomysły na sukienkę, czy potencjalnego wybranka serca. Teraz kiedy o tym myślała... O weselu, o sukni, o obrączkach, o spędzeniu z kimś reszty dni, jakie jej pozostały... Nie czuła niczego. Żadnego szarpnięcia w klatce, szybszego bicia serca, uśmiechu w kącikach ust na samą myśl o rzekomym najwspanialszym dniu w jej życiu. Nie czuła nawet odrzucenia, odrazy czy wzdrygnięcia. Prawdę powiedziawszy, nie zajmowało to jej myśli. Nawet posiadanie partnera, niekoniecznie męża, nie znajdowało się na jej liście potrzeb. Już dawno nie wracała do ich relacji. Do tej przecudownej złożoności, dzięki której wszystko nabierało sens... Rozkwitało. Miał rację, pomimo wszystkiego, co się działo, sprawiali, że działało. Czy nauczycieli się ze sobą współpracować? Na pewno. Musieli, jeżeli chcieli, aby to trwało. I mogła przyznać otwarcie, że był jedyną osobą, przy której nigdy nie pomyślała o nikim innym. Nie pragnęła nikogo innego. Nie potrzebowała. Nie chciała. Chociaż zawsze pragnęła więcej i więcej wszystkiego innego. Wyszło, jak wyszło, mogła jedynie cicho podziękować za to, że tego doświadczyła. Raz. Wywróciła teatralnie oczyma, chociaż jej uśmiech na moment drgnął, kiedy kontynuował. Spojrzała na niego, poprawnie, tak jak powinna to zrobić już na samym początku. Nie spodziewała się tego, kompletnie. Żartowanie z tej sytuacji z jej strony była całkowicie naturalna. Jednak kiedy szczerość bijąca z jego ust doszła do jej świadomości, poczuła, jakby ją uderzył. Nie wiedziała dlaczego. Nienawidziła tego. Uniosła lekko podbródek, cały czas lustrując jego twarz. Może opary eliksiru dostały się do jej nozdrzy i chwila prawdy nadeszła również dla niej? Powoli, bardzo powoli... Pozwoliła, aby leniwy uśmiech rozszerzył jej wargi. Była zadowolona, pomimo tego, jak te słowa osiadły na jej ramionach i ciążyły. -Zazdrość... Zamartwianie się. Widok pożerania Cię przez to wszystko, co siedziało Ci w głowie.-Przekrzywiła lekko głowę, jak zafascynowane zwierzę.-Najbardziej ekscytował mnie widok tego, co mogłam z Tobą zrobić, nie robiąc nic szczególnego.-Intensywność. Słowa, gesty, nawet milczenie tak wyglądało. Miał rację i nie zamierzała jej wygłaszać wszem wobec. Mówienie o oczywistościach nie było niczym interesującym. Czy to było między nimi, było prawdziwe? Czy tylko chcieli, aby tak było? Wracanie do przeszłości, rozpamiętywanie jej, analizowanie. Dlaczego mieliby to sobie robić? Gdyby tak było, Lucia nigdy nie postawiłaby tutaj nogi. Gdyby nie było prawdziwe, czy zwyczajnie szczere, nie zostawiłaby tego w ten sposób. Wymawiałby jej imię z obawą, że może pojawić się tuż za rogiem. Wiedziała, że było to prawdziwe, bo zwyczajnie nie mogła mu tego zrobić. Nie mogła spojrzeć na niego tak, jak naprawdę powinna. Nie kwestionowała tego, a on? Musiał? Przyjęła fiolkę bez słowa, tylko przyglądając się jego twarzy. Temu lekkiemu zmieszaniu, jakby eliksir faktycznie zadziałał, chociaż na krótki moment. Kiedy odchodził, wbiła spojrzenie w jego plecy... Wiedząc, że to, co mogła powiedzieć, nie powinno nawet ujrzeć światła dziennego. A może zwyczajnie nie mogła przecisnąć przez usta tych prostych słów. Tego, że również było jej miło. Uśmiechnęła się tylko, bo wiedziała, że to, co powiedział... Było w stu procentach szczere. Gdyby faktycznie potrzebowała jego pomocy, zrobiłby wszystko, co w jego mocy, aby tę pomoc jej dać. Sęk w tym, co chyba najbardziej uderzało, chociaż już dawno jej nie dosięgało, że nie potrzebowała pomocy. I nie chodziło koniecznie o niego. Po prostu. Siedziała w tym sama.
Nie od dzisiaj wiadome było, że jesień oznaczała szczyt sezonu przeziębień. Studenci i uczniowie biegający wesoło po deszczowych błoniach bez odpowiedniego ubioru oraz uczestnicy organizowanych na świeżym powietrzu lekcji, czy meczy Quidditcha byli stałymi gośćmi w skrzydle szpitalnym, gdzie trzeba było potraktować ich odpowiednimi eliksirami. A te ubywały z półek w zastraszającym tempie i szkolne pielęgniarki z wielką chęcią przyjmowały od uczniów każdą pomoc, a Laboratorium Medyczne oferowało wiele pomocnych dłoni. Podobnie, jak w zeszłym miesiącu i tym razem Lucas ochoczo przystąpił do działania. Gdy tylko usłyszał, że jest taka potrzeba, poszedł do sali eliksirów, skąd zabrał kociołek i wszystkie potrzebne mu składniki, a następnie przystąpił do działania. Eliksiry, których potrzebowało skrzydło szpitalne należały do podstawowych mikstur leczniczych, które Ślizgon bardzo dobrze znał. Rozpoczął pracę od rozpalenia ognia pod kociołkiem i napełnienia go wodą. Przepis na miksturę leżał na stole, obok potrzebnych mu dzisiaj składników, wśród których znajdował się hibiskus ognisty oraz mięta pieprzowa. Po kolei wykonywał wszystkie czynności związane z przygotowywaniem ingrediencji. Siekał mandragorę, ucierał róg dwurożca w moździerzu oraz odmierzał odpowiednie proporcje uprzednio poszarpanego hibiskusa. Gdy woda w kociołku zawrzała, zmniejszył ogień i zaczął wrzucać składniki. Pierwszy wylądował w naczyniu ślaz, który zmienił barwę płynu na bladoniebieską. Tuż za nim Lucas dodał roztartą miętę pieprzową oraz róg dwurożca. Następnie wziął chochlę i zaczął to wszystko mieszać w naczyniu. Czternaście razy w jedną stronę, siedem w drugą, a następnie jeszcze dwa powtórzenia. Gdy mikstura przybrała lekko zielonkawy kolor, Ślizgon ponownie podniósł jej temperaturę, by przygotować całość na dodanie mandragory. Gdy roślina wylądowała w kociołku, razem z niewielką ilością krwi salamandry, Lucas ponownie przystąpił do mieszania całości wywaru. Tym razem wystarczyły tylko cztery okrążenia łyżką, wykonane przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Po skończeniu tej czynności, rozgniótł jeszcze płaską stroną sztyletu kilka ognistych nasion, które od razu rozgrzały się praktycznie do granic. Ostrożnie, by się nie poparzyć, Lucas dodał garść z nich do kociołka leniwie bulgoczącego wywaru. Ostatnim etapem było wrzucenie do prawie gotowego eliksiru hibiskusa ognistego i wypowiedzenia odpowiedniej inkantacji. Gdy tylko roślina weszła w kontakt z płynem, z kociołka buchnęła gorąca para, zwiastująca poprawnie wykonaną robotę i koniec pracy. Lucasowi nie pozostało nic innego, jak odkorkować uszykowane wcześniej przez siebie czyste flakoniki i porozlewać eliksir na odpowiednie porcje. Gdy każde naczynie było już napełnione i szczelnie zamknięte, spakował je do wspólnego pojemnika, posprzątał stanowisko pracy, odkładając wszystko, co pożyczył na swoje miejsce i udał się do skrzydła szpitalnego, żeby przekazać gotowe do podania osłabionym uczniom mikstury, czekającym na nie szkolnym pielęgniarkom.
Ostatnio skupił sie bardzo na opracowaniu zaklęcia, które chodziło mu po głowie, od czasu kiedy Eskil w pokoju wspólnym Ślizgonów prawie rzucił się na Skylera, a zepchnął niejako na dalszy plan prace nad eliksirem, który przecież nadal chcieli z Maxem stworzyć. Sinclair nadal doszkalał się w transmutacji i choć wiedział i potrafił już dużo, to ciągle czuł, że niewystarczająco. Jednak uznał, że przyjdzie jeszcze pora na trenowanie zaklęć z tej dziedziny, a teraz pilniejszą sprawą było zajęcie czymś Solberga, który po wypadku Boyda w Zakazanym Lesie był zawieszony w obowiązkach ucznia i praktycznie nie mógł uczestniczyć w normalnych zajęciach, spotkaniach kółek, w niczym. Lucas szczerze mu współczuł i cholernie źle czuł się z tym faktem, że kumpel został tak surowo ukarany, chociaż jedynym jego przewinieniem (tak samo zresztą jak poszkodowanego Callahana) było wejście do tego przeklętego lasu. A w efekcie nie mógł tak naprawdę nic w szkole i została mu tylko samodzielna nauka oraz bicie się z własnymi myślami. A w tej sytuacji miał ich pewnie natłok. Dodatkowo obwiniał się za to, co stało się Gryfonowi i prefekt nie wyobrażał sobie jak przyjaciel musi się teraz czuć. Zgodnie z tym co doradził mu Felek, kiedy rozmawiali na wizzengerze, Ślizgon postanowił jakoś zająć Solberga, a co może zadziałać na niego lepiej niż warzenie eliksirów. Zabrał więc nowy kociołek, który nabił kilka tygodni temu oraz kilka przyrządów, a resztę uznał, że znajdzie na miejscu lub będzie posiadał sam Max. Dostał się do biblioteki, skąd ruszył do specjalnie wydzielonego kącika, w którym można było poświęcić się eliksirom. Rozłożył wszystko na stoliku i rozejrzał się w poszukiwaniu innych potrzebnych przedmiotów oraz czekając na kumpla, przeglądał receptę na przyrządzenie wywaru, który dziś chcieli przyrządzić.