W tym niewielkim pomieszczeniu, przylegającym do małej biblioteki, każdy pasjonat eliksirów, może doskonalić swe umiejętności z zakresu warzenia mikstur, bez konieczności zapuszczania się w odległe lochy. Jak łatwo się domyślić - miejsce to powstało specjalnie na życzenie uczniów Salem.
Prychnął kiedy usłyszał słowa dziewczyny. Czyżby wcale za nim nie tęskniła? Może nawet wcale nie zauważyła jego nieobecności? Nie, to raczej nie było możliwe. Jego nieobecności nie dało się przeoczyć. Zawsze wypełniał całą pustkę wokół siebie. - oboje wiemy że nie mogłaś się doczekać mojego powrotu - odparł tylko w odpowiedzi. Nie dane było im długo cieszyć się swoją obecnością bo dołączyła do nich jakaś dziewczyna. Kojarzył ją. Niestety główne wspomnienia miał z grą na miotle. Nie chciał nawet o tym myśleć. Miał nadzieję że całkowicie o tym zapomniała. - możesz mi mówić Alvaro.- zaśmiał się. Nieliczni mówili do niego Russell. To brzmiało tak… oficjalnie. Wkrótce zaczęła się lekcja i jak się okazało byli razem w drużynie. Co za ulga. Miał nadzieję że w tych kubkach nie znajduje się nic niebezpiecznego. Nie na tyle by musiał opuścić zajęcia. Niedługo później nadeszła jego kolej. Nie poszło mu gorzej niż jego przyjaciółce. Zamrugał do niej znacząco.
Oh, God. Oh my Merlin. Beerpong jednak brzmiał naprawdę źle. Tym bardziej, że doskonale pamiętała o tym jak poprzednio skończyły się podobne zabawy. Tym bardziej, że dwukrotnie trafiła na drinka, który dosłownie zmiótł ją z nóg na chwilę. Miała jedynie nadzieję, że w kubkach nie ma żadnych dziwnych eliksirów o niezbyt ciekawych efektach. Nie chciała żadnych nieprzyjemności. Mimo wszystko uśmiechnęła się jedynie pokrzepiająco do Puchonki, z którą została sparowana i podeszła do wyznaczonego im stołu. - Oby tylko nam się to udało... - mruknęła, biorąc piłeczkę i przyglądając się kubkom przed nią. Starała się wymierzyć odpowiednio rzut choć nie miała w tym absolutnie żadnej wprawy. W zasadzie podobne zabawy szły jej naprawdę kiepsko. Jakie też było jej zdziwienie, gdy udało jej się trafić do celu za pierwszym razem, a przy stole rozległ się chlupot cieczy, w którą uderzyła piłeczka. Chyba faktycznie radziła sobie z tym wszystkim nieco lepiej.
Jak tylko zobaczył Felka, wydawało mu się, że jest jakiś nieswój i podobnie jak ostatnio na placu coś go gnębi. Dlatego postanowił przygadać o tej Bombardzie, ale nie przyniosło to większych rezultatów. Mina mu zrzedła, kiedy usłyszał słowa Lowella, który nie wiedział o co mu chodzi i nie rozśmieszyło go to zagadnienie tak jak jego. No trudno, każdy ma przecież prawo mieć gorszy dzień, prawda? Jak tylko w sali pojawiła się Beatrice, nie zwlekała z rozpoczęciem lekcji. A sama jej forma miała być dość oryginalna. Gra w beerponga zawsze była ekscytująca, ale tym razem mieli uraczyć się eliksirami znajdującymi się w kubkach, zamiast chmielowego trunku. bardzo ciekawie się zapowiadało. Najpierw przeciwnicy trafili w ich kubek, co sprawiło, że każdy z nich musiał wypić jego zawartość. Ale mieli szczęście i w środku znajdowała się najzwyklejsza woda. Po chwili w kubki drużyny przeciwnej celował Felek, ale nie udało mu się trafić piłeczką do ich kubków. Następnie Gryfon stojący naprzeciwko wymierzył w ich naczynie, które i tym razem udało się drużynie pierwszej zaliczyć. A ich team musiał wybić płyn znajdujący się w środku... - Okej, teraz ja - sięgnął po piłeczkę, aby chwilę później wycelować nią na drugi koniec stołu do konkretnego kubeczka. Uśmiechnął się szeroko, kiedy udało mu się trafić do niego i wreszcie mieli jeden strącony kubek. Jednak sam Sinclair poczuł się wtedy nieco dziwnie, bo patrząc na stojącą naprzeciwko niego @Aleksandra Krawczyk westchnął przeciągle, przyglądając się jej nieco zbyt długo. - Oluś, jak Ty dziś pięknie wyglądasz. Normalnie nie mogę się napatrzeć... Zrobiłaś coś z włosami? - spytał Puchonki, posyłając jej rozanielone spojrzenie, urzeczony jej słowiańską urodą.
Lekcja się rozpoczęła, a po wstępie, który zafundowała im Beatrice mieli przejść do nauki w formie zabawy. Kącik jego ust uniósł się delikatnie do góry, kiedy tylko usłyszał informacje o grze drużynowej. Takie były najlepsze. Posłał Irv wymowne spojrzenie, pokazując jak bardzo podoba mu się perspektywa picia eliksirów na lekcji. Co prawda nie wiedzieli jakie dokładnie wywary znajdują się w kubkach, ale przecież Trice nie napoiła by ich truciznami, prawda? Kiedy stanęli po przeciwnych stronach stolika, na którym poukładane były kubeczki z wodą i eliksirami, wbił wzrok w przeciwników, mrużąc nieco oczy, jakby chciał ich przestraszyć swoim wyrazem twarzy. Okazało się, że w drużynie, z którą rywalizowali nie dość, że była Robin to jeszcze Eskil, którego ostatnio poznał w niezbyt miłych okolicznościach. - Cześć, a ja Hunter - odpowiedział dziewczynie, kiedy pośpieszyła się z przywitaniem i przedstawieniem swojej osoby, spoglądając na Rudą co prawda, ale on musiał wtrącić swoje trzy grosze. Wyszczerzył zęby w uśmiechu, kiedy piłeczka Doppler nie trafiła do kubka. - Uuu, komuś tutaj przydałyby się okulary - naturalnie nie mógł powstrzymać się od tego komentarza i posyłając jej rozbawione spojrzenie, sięgnął po piłeczkę, która leżała gdzieś pod stołem, ale po chwili wyprostować się i wymierzyć w jeden z kubeczków, znajdujących się po przeciwnej stronie ławki. Los chciał, że okrągły przedmiot trafił prosto do naczynia, dryfując na powierzchni napoju, który się w nim znajdował. Nie ukrywał satysfakcji z tego rzutu, podnosząc wzrok na jasnowłosą Ślizgonkę, która stała naprzeciwko. - Do dna, kochani, do dna - zachęcił ich, wykonując ponaglający gest dłonią, wskazując na kubeczek, który trafił. Był ciekawy czy trafił jakiś eliksir, bo w tej perspektywy nie mógł ocenić co jest zawartością kubka.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Drużyna: 5, Robin i Zoe Tura:1 Wylosowana kostka k6: 3 Wylosowana kostka k100: 77 Nastrój: 4 Wypite eliksiry: brak Ostateczny wynik: 77+20= 97- kubek strącony
Nawet nie zdołał pogadać z Robin a już weszła nauczycielka do środka i kazała im wstać. Odsunął się choć wywrócił przy tym oczami. Skrzyżował ręce na karku i patrzył co się dzieje, a gdy dowiedział się, że mowa o spożywaniu eliksirów to jęknął. - Słyszałaś to? Mam ćpać eliksir? - wzdrygnął się, ale opuścił ramiona bo przecież profesor Dear mniej więcej była w jego temacie. Napotkał wzrok nadchodzącej dziewczyny. - O, mamy Krukonkę. Siema, Eskil jestem. - skinął jej głową i roześmiał się pod nosem kiedy zobaczył, że w drużynie przeciwnej jest Hunter. Reszty nie znał, ale był zachwycony tak czy siak. - Z ogromną przyjemnością złoję im dupy. - nigdy nie był tak ożywiony na lekcji eliksirów. Nie zraziła go mina Huntera. Westchnął kiedy ten trafił i strącił ich kubek. Sięgnął po tajemniczy napój i podał dziewczynom. - Zemszczę się, możecie być pewne. - mruknął i wypił swoją porcję do samego dna, mając w poważaniu czy mu to zaszkodzi czy nie. Wybuchnął śmiechem. - DZIĘKI! ORZEŹWIAJĄCE! - krzyknął w stronę przeciwnej drużyny i odebrał od Robin piłeczkę. Podrzucił ją w dłoni, wycelował i zamachnął się solidnie. Z satysfakcją spoglądał jak ta wgniata się w plastik. - Może zamienią się w kanarki? - zapytał marzycielsko i zerknął na swoje towarzyszki.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Drużyna: 4 z @William S. Fitzgerald Tura: 1 Wylosowana kostka k6: 3 Wylosowana kostka k100: 46 Nastrój: 5 Wypite eliksiry: water, cuz you gotta stay hydrated Ostateczny wynik: 71
Ohohoho pierwsze trafienie dla drużyny przeciwnej po tym jak Beatrice w końcu dobrała ich w zespoły i przydzieliła oponentów. Oczywiście uśmiechnęła się tylko do Willa, bo tworzyli naprawdę zgrany duet i mogli teraz pokazać, że ścigający Srok dobrzy są nie tylko w trafiani do pętli na boisku, ale radzą sobie także doskonale z rzucaniem do kubków z eliksirami i wodą. Wypiła połowę zawartości strąconego przez jedną z Puchonek naczynia i stwierdziła, że z pewnością to musiała być najzwyczajniejsza kranówa, bo nie czuła żadnego smaku ani zapachu, który miałby świadczyć o tym, że było inaczej. Następnie wręczyła kubek rudzielcowi i sama przymierzyła się do oddania rzutu. Plastikowa piłeczka przez chwilę tańczyła po brzegu kubka, by następnie wpaść do niego, obwieszczając tym samym triumf Krukonki.
Evedlyn Nevina Dear
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 157 cm
C. szczególne : Kolorowe, odważne i specyficzne stroje, niski wzrost, zmienny kolor włosów, zaraźliwy optymizm i bezpośredniość, gadulstwo, amerykański akcent.
Lekcja rozpoczęła się niedługo po jej przybyciu do sali. Wysłuchała wszystkich tłumaczeń co do zasad gry, a potem stanęła przy stole swojej grupy. Raczej nie kojarzyła nikogo z osób, z którymi przyszło jej zmierzyć się w Eliksirponga, ale nie bardzo się tym przejęła. - Cześć, Evedlyn jestem - przywitała się z pozostałymi, uśmiechając się do nich. zapowiadała się niezła zabawa. Zaczęli grę. Pierwsza piłka nie trafiła do żadnego z kubeczków. Ich drużyna niestety trafiła jedynie w kubek z wodą. Przeciwnicy odpłacili im się tym samym - cała trójka wypiła wodę z trafionego kubeczka. Przyszła jej kolej. Nie miała szczęścia, bo jej piłeczka odbiła się kilka milimetrów od upatrzonego kubeczka. Westchnęła i odstąpiła miejsce przy stole. - Może następnym razem - mruknęła, patrząc na członków swojej drużyny przepraszająco.
Drużyna: 1 Tura: 3 Wylosowana kostka k6:5 Wylosowana kostka k100:68 Nastrój: 8 Wypite eliksiry: - Ostateczny wynik: 68 + 5*8 = 108, ale kubeczek już stracony przez Krysię
Rumieńce na twarzy Gryfonki mówiły chyba same przez się - jej najwyraźniej również jakiś piernik spłatał figla. Nie zamierzała drążyć tematu, zwłaszcza że doskonale pamiętała, jak ona się przez jakiś czas zachowywała po napadzie ciastka... Z delikatnym uśmiechem skinęła jeszcze głową na słowa Russella, dając tym samym do zrozumienia, że od tej pory będzie się do niego zwracać tak, jak sobie tego życzył. Cieszyła się, że i on nie wracał do tamtej nieszczęsnej sytuacji z boiska i mogli to po prostu zostawić za sobą. Nim lekcja się rozpoczęła, zarejestrowała jeszcze Willa, do którego pomachała energicznie, szeroko się przy tym uśmiechając. A potem gra się rozpoczęła. Obserwowała, jak piłeczka odbija się to po jednej, to po drugiej stronie stołu i choć dopiero rozpoczęli, to już udało im się ustrzelić dwa kubeczki. Przeciwnicy jednak nie pozostali dłużni i Puchonka już sięgała po kubeczek, kiedy jej ręka zatrzymała się w połowie drogi, a sama dziewczyna nie pozostała dłużna @Lucas Sinclair i zaczęła wpatrywać się w niego z lekko zmarszczonymi brwiami i wielkim pytajnikiem na twarzy. - Dziękuję...? - odparła niepewnie i przebiegła wzrokiem po twarzach pozostałych osób przy stole, chcąc sprawdzić, czy to przypadkiem nie z nią dzieje się coś dziwnego. Ale nie - z nią i dwójką Gryfonów przy jej boku wszystko było w jak najlepszym porządku. - Nie, z moimi włosami wszystko jest tak, jak było wcześniej i mam nadzieję, że przez to dzisiaj nie chcesz powiedzieć, że normalnie nie wyglądam pięknie - dodała, a niepewność błyskawicznie zamieniła się w rozbawienie. Sięgnęła wreszcie po trafiony kubeczek i upiła nieco jego zawartości, z ulgą stwierdzając, że była to tylko woda. Im dłużej patrzyła na Lucasa, tym bardziej chciało jej się śmiać, a kiedy wzięła piłeczkę, aby oddać rzut okazało się, że ręka tak jej się trzęsła z tej tłumionej wesołości, że spudłowała. - Jeśli to był twój sposób na rozproszenie mnie, to niestety ci się to udało. Ale kolejnym razem już na to nie licz! - rzuciła jeszcze do Lucasa, żartobliwie grożąc mu palcem.
Widząc wchodzącą do sali nauczycielkę Jose niechętnie przerwała rozmowę z koleżankami, skupiając swoją uwagę na temacie dzisiejszych zajęć, który brzmiał dość abstrakcyjnie. Nie potrafiła ukrywać swojego nieco olewczego stosunku do nietuzinkowej formy nauczania, komentując ją jedynie wzruszeniem ramion, kiedy jedna z dziewczyn zapytała, co o tym myśli. Chwilę później całe pole bitwy było gotowe, a Dear podzieliła ich na grupy. Szatynka podeszła do dwóch chłopaków, których w zasadzie nie kojarzyła, stając nieco z boku, w myślach rozważała czy powinna się przestawić czy jednak jest to zabieg zwyczajnie zbędny, gdyż po przekroczeniu progu sali szybko zapomni o ich istnieniu. Ostatecznie zdecydowała się na milczenie, uważnie obserwując zachowanie pozostałej dwójki. Rozpoczynała drużyna przeciwna, co nie wróżyły im dobrze, zwłaszcza, że dziewczyna która rozpoczynała zdawała się mieć albo szczęście, albo doświadczenie w tego typu grach, przez co po chwili zmuszeni zostali wychylić kubki, w których na szczęście znajdowała się woda. Potem przyszła ich kolej, rundę rozpoczął Puchona - niestety nie udało mu się przewrócić kubka. Nie wydawał się jednak tym ani zdenerwowany, ani zasmucony, co Krukona podzielała. Mimo, że ich przegrana była coraz bardziej realna dziewczyna nie wydawała się być tym wzruszona. Widać jak przeciwna drużyna ponownie trafia w kubek, usta Jose opuściło ciche westchnięcie. - To wasze zdrowie panowie - powiedziała, biorąc plastik w dłonie, którego zawartość wypiła jednym haustem. - Tak w ogóle jestem Josefina - przestawiła się, by jednak nie pozostali całkowicie anonimowi, chociaż panna Tillman, ze swoimi wielkimi niczym skrzat domowy oczami w kolorze bezchmurnego nieba zawsze zapadała w pamięć. Nim kolejna tura dobiegła końca, poczuła się dziwnie. Czując w powietrzu jakąś bliżej niezidentyfikowaną woń zmarszczyła instynktownie nos, na chwilę przymykając powieki, by w odmętach pamięci odnaleźć co jej ona przypomina, lecz to pozostawało zagadką. Kiedy na powrót otworzyła oczy jej spojrzenie od razu skupiło się na uroczej przeciwniczce, której urodę dostrzegła dopiero teraz, co było dla niej zaskakujące. - A ty, jak właściwie masz na imię, hm? - zapytała, palcem wskazując na brunetkę. Koniuszkiem języka oblizała dolną wargę, z której zebrała pojedynczą kroplę eliksiru, jaka na niej pozostawała, by następnie delikatnie ją przygryźć wciąż nie odrywając wzroku od Gryfonki. Z tego powodu z opóźnieniem zdała sobie sprawę, że teraz to ona powinna rzucić piłeczką, choć wcześniej czekało ją wypicie kolejnej porcji wody, ta nie przyniosła otrzeźwienia. Będąc pod wpływem wciąż nieznanego jej eliksirów Jose nie była w stanie skupić się na zadaniu, przez co piłeczka przeskoczyła po stole wydobywając z siebie pusty pogłos, jednak nie trafiła kubka.
Myślę, że jeszcze lepiej byłoby Ci w zieleni, która pomogłaby wydobyć kolor Twoich oczu, ale na szczęście gryzę się w język nim zdążam faktycznie wypowiedzieć tę opinię, nawet jeśli jej ślad prześlizguje się różowawym refleksem po moich włosach. Kiwam żywo głową, by wzmóc przekonanie, że tylko przedziwna gra światła miała w tym swój udział. Nie wiem, czy podsunięty nadgarstek jest swego rodzaju zachętą, żebym sam sprawdził fakturę wychwalonego ubrania, ale daję się skusić perspektywie tego niewinnego dotyku. I chyba dlatego jestem w pierwszej chwili tak spłoszony, gdy trzecia osoba decyduje się do nas dołączyć. Gubię więc pytanie o moje samopoczucie, gdy instynkt samozachowawczy w pierwszej kolejności nakazuje zidentyfikowanie tego nieprzewidzianego zagrożenia. Spięcie opuszcza jednak mój bark tak szybko, jak się w niego wdarło, kiedy tylko rozpoznaję sympatyczną twarz prefekta. - Każde wsparcie będzie dobre - zapewniam miękko, wiedząc, że ja w takiej sytuacji potrzebowałbym potwierdzenia, że moja obecność nie jest problemem, nawet jeśli promienna postawa Skylera nie wskazuje na podobne rozterki. Zresztą, wejście profesor Dear poniekąd przypieczętowuje tę konfigurację. Kiedy nauczycielka zaczyna przekształcać pomieszczenie pod wymyślone zadanie, próbuję złapać Twoje spojrzenie, by przekazać Ci własne zdziwienie, że miałeś rację, a eliksirpong nie był tylko plotką rozpuszczoną przez jednego z uczniów. Niestety? Wiem, że nie chcesz sprawić, żebym denerwował się jeszcze bardziej, więc na Twój komentarz odpowiadam niepewnym uśmiechem, nawet jeśli serce w mojej klatce piersiowej bije szybciej przez świadomość, że nie mam już nawet jak za bardzo się z tego wykręcić. Czuje jednak ciepłe zadowolenie, że decydujesz się iść na pierwszy ogień, dając mi czas na oswojenie się - a przynajmniej pozwalam sobie myśleć w ten sposób, chociaż logika podpowiada, że po prostu Tobie naprawdę ta rozrywka odpowiada. I wcale nie jestem zdzwiony, że jesteś w niej dobry, klaszczę Ci więc bezgłośnie, gdy tylko odwracasz twarz w moją stronę. Nie jesteś jednak jedyny. - Och, wow, idealny rzut - komentuję z uznaniem, gdy piłeczka rzucona przez Krukonkę z cichym pluskiem wpada do pełnego kubeczka. Rzucam szybkie spojrzenie współgraczom, chociaż nie wiem, czego od nich oczekuję, skoro znam zasady i wiem, że muszę spróbować zawartości. Nie od razu dostrzegam jakiekolwiek zmiany, więc w przypływie śladowej ilości pewności siebie, podejmuję próbę zdobycia punktu. Nie wiem, co mnie nakłania do wcześniejszego spojrzenia na nasze rywalki. Nie potrafię sobie przypomnieć, czy do tej pory wierzyłem w zadurzenie od pierwszego wejrzenia, ale kiedy teraz przed nią stoję, jestem przekonany, że to zapierające dech uczucie nie może być niczym innym. Chcę, żeby wyszło dobrze, ale rzucona przeze mnie piłeczka nie mogłaby już bardziej ominąć ustawionych kubeczków, nawet gdybym się starał. - Jakie ona ma imię? - szepczę zaraz do towarzyszy rozgrywki, nieświadomie ciągnąc Sky'a za rękaw, licząc że jako prefekt będzie potrafił zdradzić mi sekret, kim dokładnie jest ślizgońska dziewczyna czekająca na swoją kolej.
Ostatnio zmieniony przez Narcyz Bez dnia 1/12/2021, 14:54, w całości zmieniany 1 raz
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
DRUŻYNA: 1 TURA: 4 WYLOSOWANA KOSTKA K6:5 (woda ponownie) WYLOSOWANA KOSTKA K100:99 NASTRÓJ: 8 WYPITE ELIKSIRY: brak OSTATECZNY WYNIK: 99 + 8*5 = 139 – kubek byłby strącony, ale trafiłam go w pierwszej turze.
- Już się tak tym nie chwal, bo przestanę cię lubić - prychnęła do Russella, przewracając oczami. Szybko jednak skupiła się na grze, bo chyba szło im nieźle. Po strąceniu przez nią kubka, drużyna przeciwna nie zdołała zdobyć punktu. Za to Russell trafił w kolejny kubek, dzięki czemu byli dwa punkty do przodu. Chyba nawet był to jakiś eliksir, bo Ślizgon z przeciwnej drużyny zaczął dziwnie patrzeć na Olę. Niestety, zaraz potem przyszło im wypić zawartość jednego z kubków, w którym na szczęście była jedynie woda. Puchonka nie strąciła kolejnego kubka, ale i tak byli o jeden do przodu. I wtedy dziewczyna z drużyny przeciwnej postanowiła do niej zagadać. Zaskoczona pytaniem najpierw zamrugała, a dopiero po dłuższej chwili odpowiedziała. - Christina. Miło poznać - powiedziała, nieco dziwnie czując się pod spojrzeniem dziewczyny. Gdy ponownie przyszła jej kolej, puściła piłeczkę w ruch. Niestety, tym razem nie zdołała trafić w żaden kubeczek.
Drużyna: 1 Tura: 4 Wylosowana kostka k6: 4 (euforia) Wylosowana kostka k100: 90 + 6 * 5 - 5 = 115 Nastrój: jako że czuję miętę do Russella - wzrost do 6 Wypite eliksiry: woda, amortencja (-5) Ostateczny wynik: Wylosowana kostka k6: 4 – kubek z eliksirem euforii Wylosowana koska k100: 90 Nastrój: 6 Wypite eliksiry: amortencja (-5, mam 12 pkt z Elków) Suma: 90 + 6 * 5 - 5 = 115 - został strącony
Najwidoczniej nie wszystko było im dane - przynajmniej nie dzisiaj. Mało komu udało się w pierwszych turach trafić w kubeczki, by tym samym zmusić drużynę przeciwną do zaprzestania ciągu swojego zwycięstwa, niemniej jednak, poprzez zepsuty humor w ogóle mu to wszystko nie szło. Nie podłapał tematu od Lucasa, kiedy to założył ręce na piersi, jakoby przyglądając się uważnie drużynie przeciwnej. Musiał uważać; musiał się skupić, wiedząc doskonale o tym, że kiedy nadejdzie jego kolej, ponowne zepsucie tego wszystkiego może wiązać się z nieprzyjemnymi konsekwencjami. Nie bez powodu zwracał uwagę na to, pod jakim kątem najlepiej byłoby rzucać, w jaką siłą, a przede wszystkim - w jakim kierunku. Bo część kubków zostawała opróżniona, nawet jeżeli, jak się okazało, była to tylko i wyłącznie zwykła woda. Pozbawiona większych lub mniejszych niuansów w postaci eliksirów. Lowell podniósł kąciki ust w stronę Lucasa i Josefiny, nie chcąc tym samym pozostawać im jakkolwiek dłużnym. Bo jako jeden z nielicznych trzymał się na uboczu i nie wdawał w żadne interakcje społeczne. Niezbyt chętnie przyjął tym samym dawkę rozcieńczonego eliksiru, który pozostawał dla nich wielką niewiadomą. Och, jak bardzo teraz nienawidził tego odłamu magii. Jeżeli podanie rozcieńczonego eliksiru wpływa nadal na działanie drugiego człowieka, a przy tym zostaje wyjątkowo trudny do wykrycia, to czy nie powinny być one przypadkiem nielegalne? Zmarszczywszy brwi, gdy odebrał swoją porcję, starał się określić jej zawartość, ale bez żadnego większego skutku. Ani zapach, ani kolor nie dawały mu żadnej konkretnej wskazówki, co jeszcze bardziej zdawało się go frustrować, aczkolwiek tego nie okazywał. Jego spojrzenie wylądowało na kubku, który to był dzierżony przez nieznajomą dziewczynę. — Wasze zdrowie. — mruknął, powoli upijając ciecz, krzywiąc się przy tym pod kopułą własnej czaszki. I o ile tego nie okazywał, najchętniej zwróciłby całą jego zawartość w stronę pobliskiego kosza na śmieci, aczkolwiek nie mógł. Stał zatem, spinając część mięśni, kiedy to wykonywał coś wbrew własnej woli, zwróciwszy czekoladowe tęczówki jeszcze raz w stronę Krukonki, gdy ta postanowiła się przedstawić. Kiwnął w jej stronę własną głową, by tym samym wydobyć ze swoich strun głosowych litery. Litery te układały się w jedno słowo, będące jego imieniem. — Felinus. — podniósł raz jeszcze kąciki ust do góry w geście przyjaznego przywitania, bo o ile miał zły humor, o tyle nie zamierzał tego aż tak bezpośrednio okazywać. Poczuł, jak eliksir zaczyna na niego działać, a charakterystyczny zapach przedostał się do jego płuc. Ten sam, z którym zawsze miał do czynienia w przypadku eliksiru miłosnego - mimowolnie oparł się o ławkę, zamykając na chwilę oczy, by tym samym przeanalizować to, jak dokładnie wpływa on na kolejne tkanki. Zarażając je w dość perfidny sposób. Mocniejsze zaciśnięcie powiek powodowało uczucie ciepła w klatce piersiowej, a kiedy to zwrócił się w stronę Russella, poczuł dziwne uczucie przywiązania. Zaufania. Czegoś, czego nie mógł od razu określić, niemniej jednak, poprzez własne doświadczenie, biło to na jego alarm. Nie tylko poprzez charakterystyczny zapach feromonów i czarodziejskich papierosów, wymieszanych z perfumami. — Amortencja... — zamknął na chwilę oczy, starając się odciągnąć własny wzrok od Alvareza, co, mimo świadomości zażytego eliksiru, było niezwykle trudne. U niego zawsze amortencja działała wyjątkowo specyficznie. Nie powodowała nastroju do flirtów, chęci sypania komplementami, zachęcania do siebie. Prędzej właśnie zaufania, niczym w przypadku Gregory'ego, choć inicjacja kontaktu kusiła go dość perfidnie. Ciepło uderzyło mimowolnie jego policzki, a on sam zmarszczył brwi, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Mimo to, kiedy odpowiednio się ustawił, dozując w należyty sposób siłę, trafił w kubeczek w pięknym stylu. Jeszcze nie wiedział, co się w nim znajduje, aczkolwiek miał nadzieję, że będzie to coś, co zmniejszy szanse drużyny przeciwnej na zwycięstwo. Nawet jeżeli miałby zadziałać na niekorzyść osoby, do której czuł delikatne zauroczenie, jako że eliksir nadal pozostawał w rozcieńczonej formie.
Pierwsze rzuty okazały się w niektórych przypadkach trafne, w innych mniej. W każdym razie na początek ich team najpierw przepłukał gardło wodą, aby po chwili zamoczyć usta w eliksirze miłosnym. - Lucas, miło mi - odparł w kierunku Krukonki, której co prawda nie kojarzył, ale był pewien, że dziewczyna ma w sobie jakieś geny wili, zwarzywszy na jej nieskazitelną urodę. Jednak po wypiciu solidnej porcji magicznego specyfiku, po chwili nie był w stanie skupić się na niczym innym, jak na obiekcie, który wskazała mu ta charakterystyczna magia. Los chciał, że zadziałała w kierunku rudowłosej Puchonki, którą zawsze uważał za śliczną, jednak w tej chwili wręcz nachalnie adorował ją wzrokiem. Cóż, nie bez przyczyny amortencja jest nazwana najsilniejszym eliksirem miłosnym... - Zawsze wyglądasz zjawiskowo - oznajmił niezwykle przekonująco, nadal uśmiechając się do Oli jak stary pijak, widzący młodą panienkę czarująco. - Jakże bym śmiał - rzucił tylko na jej słowa, cięgle ucieszony, że dziewczyna nadal z nim rozmawia. Na szczęście ani się obejrzał a znowu przyszła jego kolej na rzut, dlatego wziął piłeczkę i celując w konkretny kubek, zamachnął się. O dziwo, mimo iż rozpraszało go spojrzenie panny Krawczyk, udało mu się rzucić okrągły przedmiot do naczynia najdalej wysuniętego.
Witam się z uśmiechem z przyjaciółką. Rzeczywiście, dzisiaj wyszłam z mieszkania nieco wcześniej i chodziłam wręcz na palcach, żeby niepotrzebnie nie budzić Cali. - No, poszłam do zamku, żeby pójść do biblioteki. - Ostatnie słowo wymawiam nieco ciszej i bardzo znacząco, bo przecież ja nigdy do tego pomieszczenia w zamku nie chodzę, chyba że akurat serio mam potrzebę. A akurat taka się zdarzyła - trzeba było napisać wypracowanie z wróżbiarstwa i potrzebowałam odpowiednich materiałow. - Rzeczywiście, wygląda jak mój. Ale to nic nie szkodzi, też w nim dobrze wyglądasz - stwierdzam, chociaż rękawy to są trochę przydługie ale prawie nie widać. - Hejka, Jess! Możesz mówić mi jak chcesz, na wszystko reaguję - witam się z krukoną, która jak już niedawno zauważyłam, jest naszą sąsiadką ale jeszcze się za bardzo nie zdążyłyśmy poznać. - Uuu, więc jednak eliskirpong, będzie dobra zabawa - szepczę do dziewczyn, kiedy profesorka wszystko tłumaczy. Ciekawa jestem bardzo co to za eliksiry znajdują się w kubkach - pewnie niedługo się przekonamy, jak tylko wypijemy. Nie trzeba na to czekać długo, bo krukon z przeciwnej drużyn dosyć szybko wrzuca piłeczkę do naszego kubka, który musimy wypić. Od razu przy pierwszym łyku rozpoznaję, że to eliksir słodkiego snu, a przynajmniej jego lżejsza wersja, bo przy standardowej od razu byśmy posnęły. Powieki od razu zaczynają mi się przymykać - może w innym będzie coś pobudzającego? - Brawo, Jess!! - krzyczę dopingująco, kiedy krukonce udaje się też coś strącić, jak to robię to też mniej chce mi się spać. Chwilę po tym ja puchon popisuje się brakiem celności, przychodzi moja kolej. Bardzo się staram ale mi nie wychodzi - zrzucam to na coraz bardziej ogarniającą mnie senność, wcale nie tak łatwo jest przemóc ogromną chęć usiąścia na pobliskim krzesełku i zamknięcia oczu chociaż na chwilę...
Popędziła w stronę reszty swojej drużyny, dwójki Ślizgonów których kojarzyła raczej z widzenia ze szkolnych korytarzy, zwłaszcza chłopaka, na którego ciężko było nie zwrócić uwagi, bo miał w sobie coś, co przyciągało wzrok i sprawiało, że trudno było go oderwać; przywitała się z nimi dziarsko, przedstawiła się, zadowolona, że ma teraz dwójkę nowych znajomych, po czym zajęła miejsce przy stole by obserwować pierwsze rzuty w tej rundzie. Kwestię planów skopania dupy przeciwnikom skwitowała tylko szerokim uśmiechem, bo sama chyba nie była aż tak zdeterminowana, by wygrać, a już z pewnością nie popierała takiego propagowania przemocy - była tu przede wszystkim po to, żeby się dobrze bawić i może przy okazji (w końcu) czegoś przydatnego nauczyć. Wypiła zawartość pierwszego kubka, w który wycelował ich przeciwnik - niestety okazało się, że była w nim tylko woda, mało ekscytujące, ale z drugiej strony, nawadnianie to przecież podstawa! - a gdy nadeszła jej kolej, rzuciła piłeczkę byle gdzie, ani nie celując specjalnie ani nie biorąc zbyt dużego zamachu i przede wszystkim nie licząc, że trafi; tymczasem, owszem, trafiła w sam środek, na co z wrażenia aż wydała z siebie jakiś okrzyk radości i uniosła w górę ręce w zwycięskim geście, ciesząc się z sukcesu. Oby tylko jej szczęśliwy cel nie sprawił, że tamci będą musieli wypić coś obrzydliwego!
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Już cieszyła się na widok Huntera, ale ten postanowił jednak się odezwać i spowodować, że wnętrzności dziewczyny nieprzyjemnie się skręciły. - Prędzej to drugie, dzięki za poprawę humoru. - Rzuciła do niego, witając się z chłopakiem charakterystycznym buziakiem w policzek. Nie mogła przy okazji nie rzucić okiem z pogardą na swój palec, na którym widniał symbol jej więzienia i nieszczęścia. Na szczęście na większe dyskusje nie było czasu, bo w sali pojawiła się Beatrice i rozpoczęła lekcję, której zarys nieco zadziwił Irvette. Nie mogła jednak nie skorzystać z okazji do typowej rywalizacji między nią a Hunterem. Rozgrywka rozpoczęła się i pierwsze kubeczki poszły w ruch. W końcu przyszedł i czas na ruch Rudej. Wypity wcześniej eliksir Euforii poprawił jej zdecydowanie humor, ale nie zaburzył jej zdolności skupienia się, więc już po chwili piłeczka wylądowała w kubeczku przeciwników.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
- No i namówiłeś! - uśmiechnął się w kierunku Krukona, mimowolnie przesuwając się wraz ze stołkiem, by zrobić mu miejsce. Nigdy nie odmawiał wyjścia na piwo, nawet jeśli nie był to jego ulubiony trunek. Bo przecież liczył się sam fakt wyjścia i czerpania przyjemności z kontaktów towarzyskich. A co do tego, co dzisiaj mieli robić, to... naprawdę był ciekawy. A Aslan tylko tę ciekawość rozbudził. Na szczęście w miarę szybko lekcja się rozpoczęła i mógł spróbować swoich sił w tym niecodziennym i nieoczywistym zadaniu. Przeżyją? Nie wiedział, jak często gra się w magicznego beerponga w Pokoju Wspólnym Krukonów, ale miał cichą nadzieję, że rzadziej niż w przypadku wychowanków mężnego Godryka. Bo oto mieli w przeciwnej drużynie aż dwa Kruki. A więc on był takim gryfońskim rodzynkiem (oby nie takim w serniku!). - Madame Brooks. - skłonił się nisko, podchodząc do stołu. Nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu. Francuski akcent wyszedł mu znacznie lepiej niż podczas jesiennych artystycznych zmagań z zaczarowanymi dyniami. Może to zasługa słownika? - Monsieur Shaw. - dodał po chwili, witając się też ze swoim drugim przeciwnikiem. A potem dosłyszał to, co jego kumpel o nim powiedział. - Nie mam sobie równych? Eee... No taaak. - podrapał się po karku, zastanawiając się, czy w ogóle pamięta zasady, bo przecież zawsze grał w to jak był już w stanie nietrzeźwości. Delikatnie rzecz ujmując. A tutaj dochodziły jeszcze eliksiry. Liczył więc, że klasycznie już będzie miał więcej szczęścia niż rozumu. Jeśli odgórnie Karma przyzwała jakieś życiowe limity na powodzenie, to on wyczerpie je przed ukończeniem dwudziestego piątego roku życia. Póki co pudłowali jak jeden mąż (może piłka była za mała, skoro nie radzili sobie z nią nawet Pałkarze?). Zaczął więc odczuwać pewną presję. Gdy wziął w dłoń tę malutką, plastikową piłeczkę - czuł się tak, jakby cały świat zwolnił. To tylko gra, frajerze, no dawaj! Zganił sam siebie, ale mimo to robił jakieś dzikie kalkulacje w głowie. I dopiero po chwili zamachnął się i rzucił wspomnianą piłeczką. Wstrzymał oddech, obserwując jej lot w kierunku czerwonego kubka i... UDAŁO SIĘ! Trafił! - Ha! Trafiony! Może rzeczywiście był w tym całkiem niezły? Przynajmniej nie musiał (póki co) pić eliksiru.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Jak się szybko okazało, w swoim całkowitym braku celności nie była odosobniona. W ogóle, osoba postronna mogłaby pomyśleć, że Ci Krukoni to nic, tylko z nosem w książkach siedzą, bo ich umiejętności w tej alkoholowej bądź co bądź grze, były mierne. Plastikowa piłeczka z uporem maniaka omijała kubeczki i dopiero dumny Gryfon musiał im pokazać, jak to powinno się robić. Cóż, najwyraźniej mieszkańcy lwiego domu znali ciekawsze sposoby na spędzanie wolnego czasu niż psucie wzroku podczas czytania przy świeczce.
- No to do zobaczenia po drugiej stronie – westchnęła z uśmiechem, po czym opróżniła połowę zawartości kubka i podała go Darrenowi. Szczęście im dopisało, ponieważ do wypicia przypadła im woda.
- No dobra – mruknęła cicho pod nosem, po czym zrzuciła z siebie szatę i została w samym topie. Może teraz, bez krępujących ruchy bufiastych rękawów, pójdzie jej lepiej. Chwyciła piłeczkę delikatnie w palce, cofnęła się o krok do tyłu i głęboko odetchnęła. Po dłuższej chwili plastikowa kuleczka odbiła się delikatnie od powierzchni stołu i wylądowała w jednym z kubków, dokładnie tak jak zaplanowała.
- Na zdrowie, chłopcy. – Puściła jeszcze oczko drużynie przeciwnej i zbiła żółwika z MC Shawem, wypatrując po lwiątku i baranku pierwszych symptomów. O ile również nie trafili na wodę.
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Drużyna: 7 Tura: 3 Wylosowana kostka k6: 1 - słodkiego snu Wylosowana kostka k100: 52 Nastrój: 10 Wypite eliksiry: Amortencja Ostateczny wynik: Suma: 52 + 10*5 -5(rozpoznanie) = 97 [nie trafiam, bo geniusz celuje w kubek, którego już nie ma]
Zerknął w górę w stronę oczu Krukona, szybko zbywając dyskomfort różnicy wzrostu, gdy mógł usprawiedliwić go sobie posiadanymi przez niego obcasami, uśmiechając się w gotowości do nieszczególnie prawdziwej, ale optymistycznej odpowiedzi, a jednak ledwie rozchylił usta, a już zamykał je, ciekawsko przyglądając się nie samej Dear, a raczej temu, jakie wrażenie robiła na uczniach. Mimowolnie cmoknął cicho z niezadowolenia nad tym, że nie będzie mu dane zwyczajnie uwarzyć jakiegoś ciekawego eliksiru, zaraz już martwiąc się o to, czy wypicie zawartości któregoś z kubeczków nie sprawi, że będzie miał ochotę już nigdy więcej nie zbliżać się do Hogwartu, paradoksalnie najbardziej obawiając się tych, które wymuszałyby na nim śmiech lub radosny taniec. Szybko jednak pocieszył się tym, że niezależnie od tego, co się tutaj wydarzy, będzie mógł pójść do pracy i pożalić się swojemu chłopakowi, w ten sposób nie tylko otrzymując taryfę ulgową na resztę wieczoru, ale i może jakiś szybkie zapleczowe pocieszenie. - Okej, na imprezach bardziej mnie interesuje gra w butelkę niż beerpong, więc... - urwał, właściwie nawet to mówiąc raczej na wyrost na fali swojego dobrego samopoczucia i sprawiania pozorów, chcąc zwyczajnie nieco ostrzec swoją drużynę przed tym, że chyba jednak nie okaże się im aż tak pomocny. Dlatego też chętnie puścił ich przed sobą, ciepłym "Powodzenia!" witając się z drużyną przeciwną, samemu zaraz ciekawsko próbując zerknąć w wystawione na stole kubki, a jednak dopiero, gdy jeden z nich trafił do jego ręki, a on mógł uśmiechnąć się pod znajomym zapachem swojego Wilka, udało mu się rozpoznać pierwszy z eliksirów, którym zakołysał od razu po prawie pustych już ściankach, chcąc przejrzystością płynu wybadać na ile bezpiecznie rozcieńczoną wersję postanowiła zaserwować im Dear. Westchnął cicho, z czystego szacunku do dziewcząt obok dusząc w sobie przekleństwo, gdy silna woń Amortencji zakręciła mu w nosie tęsknotą, wyraźnie dając mu do zrozumienia, że nie przewiduje żadnych taryf ulgowych, nawet w czasie lekcji czy dla szalenie zakochanych prefektów. Ze spojrzeniem unoszącym się ku górze, jakby przepraszał najwyższy byt istnienia, opróżnił ostatnią porcję eliksiru w kubku, odstawiając go już na bok, by nie tyle przyjrzeć się rzutowi Narcyza, co przygotować się psychicznie do własnego. Spojrzenie uparcie trzymał nisko, próbując nie pobudzać leniwie rozgrzewającej go Amortencji, a jednak odruchowo uniósł głowę, gdy tylko poczuł delikatne pociągnięcie za rękaw, od razu spoglądając przed siebie, by odpowiedzieć na zadane mu pytanie w stylu godnym plotkarza naczelnego. Serce zabiło mu mocniej, nawet nie zbaczając jasnym spojrzeniem na Cali, o którą pytał go Narcyzm, przez miłosne okulary magii dostrzegając przed sobą już tylko jedną osobę wartą czyjejkolwiek uwagi. - Sophie. Sophie Sinclair - wyszeptał przejęty, na ślepo łapiąc piłeczkę pingpongową, niewiele przykładając uwagi do wycelowania w nią do jakiegokolwiek kubka, co z pewnością musiał zrobić też poprzedzający go Puchon, skoro obaj postanowili celować w miejsce, które opróżnione już zostało przez celny rzut Krukona. - Piękna jest, prawda? A gdybyś tylko słyszał jak gładko potrafi kłamać... - pociągnął dalej, unosząc lekko ściągnięte w zachwycie brwi, próbując złapać spojrzenie Ślizgonki, chcąc posłać jej choćby jeden uśmiech, gorączkowo już kombinując jak zdobyć dla siebie jej zainteresowanie. - Ej, Sophie! - zawołał ją bezmyślnie na fali amortencyjnej bezczelności, jedynie odruchami swojego ciała, jak automatyczne wyprostowanie się i przygładzenie koszuli dłonią na wysokości przepony, zdradzając jak żenująco realny jest ten podryw. - Ze mną szlaban nie musi być nieprzyjemny, więc jeśli jednak mam Ci jeden wlepić... - zaproponował, instynktownie obniżając i tak niski głos, by pozwolić mu zawibrować zaczepnie w ciepłych tonach, gdy wpatrywał się w Ślizgonkę z takim oddaniem, jakby poza nią nie było już na świecie żadnej innej żywej duszy.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Gra toczyła się bardzo szybko i stawała się bardzo zawzięta. Ciekawe, czy ktoś z zewnątrz był w stanie domyślić się o prywatnych porachunkach przy tym konkretnym stole, ale mało prawdopodobne. Robin napisała się tego, co zawierał strącony przez Huntera kubek, z zadowoleniem zauważając, że to tylko woda. Miała ochotę pokazać Dearowi perfidnie język, ale tylko wymownie uniosła brwi. Eskil idealnie trafił do kolejnego kubka, co Robin uczciła radosnym krzykiem. Przybiła mu piątkę, bo jak do tej pory, ta gra zaczynała się robić bardzo ciekawa. Nawet jej nastrój jakby trochę się poprawił. - Nie będę narzekać, jak staną się kanarkami - stwierdziła lekko, nie mówiąc nic więcej. Kolejna przeciwniczka nie trafiła do celu za to Zoe popisała się pięknym rzutem! Jeśli tak dalej pójdzie to za chwilę rozwalą przeciwną drużynę na łopatki, bez nawet większego wysiłku. Irvette za to precyzyjnie trafiła do celu. Robin westchnęła i sięgnęła po kubek wraz z zawartością. Wypiła nieco i podała swoim kompanom, czekając na jakiekolwiek objawy tego, że za chwilę padnie trupem, ale nie. Nic jej nie było. Chyba dzięki temu wyszczerzyła się znów w uśmiechu, kiedy przyszła jej kolej na rzut. Przycelowała dokładnie. Piłeczka zatańczyła na krawędzi, by ostatecznie wpaść do środka. Ślizgonka zapiszczała zadowolona i wyrzuciła ręce w powietrze. Nie sądziła, że uda jej się trafić! - Do dna, moi mili, do dna - zaśmiała się, kiedy przeciwna drużyna zaczęła sięgać po plastikowe naczynie.
- Nie gadajcie o nas, jakby nas tutaj nie było - wtrącił się z pewnym wyrzutem, po słowach Eskila, który chciał zobaczyć ich w formie żółciutkich ptaszyn. Ale zabawne, hahaha - pomyślał, zatapiając usta w kubku z wodą i łypiąc na Eskila niezbyt przyjaźnie. Nic nie poradzi na to, że żywił do niego pewną niechęć po tamtym. Chwilę później Eve spudłowała, a po niej jego rudej przyjaciółce udało się trafić, ale niestety tylko w kubek z wodą, tak jak jemu wcześniej. Skrzywił się, kiedy musiał wypić koleją porcję przeźroczystego płynu, bo to oznaczało kolejny punkt dla drużyny przeciwnej, a on nie dość, że nienawidził pracy w grupach to jeszcze przegrywali... Ale na szczęście przyszła kolej na niego i jego rzut znowu okazał się trafiony, przez co drużyna numer pięć miała znowu opróżnić kubeczek, szkoda tylko, że nie było w nim żadnego ciekawego eliksiru.
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Nie grała nigdy w beerponga z bardzo prostego powodu jakim była jej nieobecność na niemal wszystkich możliwych imprezach. Mimo wszystko dokładnie wiedziała na czym ta gra polega. Przed rzutem skupiła się najmocniej jak potrafiła. Nie wiedziała gdzie chciała rzucić, ale z całą pewnością nie chciała pić żadnego eliksiru. Po chwili widząc zniecierpliwienie na twarzach osób przy stoliku po prostu puściła piłeczkę. Ta zaliczyła idealny łuk i wylądowała u stóp studentów drużyny przeciwnej. Oczywiście nie mogła trafić w żaden z sześciu kubków. Spojrzała trochę przepraszająco na puchonkę i odeszła trochę na bok. Czy ją to ruszało? Nie. A może jednak trochę. Tak bardzo się starała wszystkim dorównać umiejętnościami, ale zawsze musiało pójść jej coś nie tak. Potrząsnęła głową odpędzając niechciane myśli i ponownie skupiła się na lekcji.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
DRUŻYNA: 1 TURA: 5 (nadal, bo druga drużyna dała 2 posty pod rząd) WYLOSOWANA KOSTKA K6:3 (woda ;-;) WYLOSOWANA KOSTKA K100:42 NASTRÓJ: 8 WYPITE ELIKSIRY: euforii (-5, bo ponad 10 pkt w kuferku) OSTATECZNY WYNIK: 42 + 8*5 - 5= 77 – kubek z wodą strącony.
Gdy już mała nadzieję, że los się jednak do nich uśmiechnie i zaczną wygrywać - przyszło jej się srogo rozczarować. Chwilę po niej, ze strony drużyny przeciwnej do stołu podszedł Felinus, z którym ucięła sobie jakiś czas temu pogawędkę w Pokoju Wielu Myśli. Chłopak albo miał szczęście, albo był dobry w ping-ponga, bo trafił w kubeczek. Wypili drużynowo jego zawartość. Płyn miał przyjemny zapach, a po wypiciu go Kryska poczuła jakiś dziwny przypływ... dobrego humoru. Zachichotała, po czym zatkała sobie usta dłonią, zaskoczona swoją reakcją. Czyżby trafił im się eliksir euforii? Ponownie wyrwał jej się śmiech, który nieco ucichł, gdy piłeczka puszczona przez kolejnego przeciwnika również trafiła do kubeczka. Wypili wspólnie jego zawartość, którą na szczęście okazała się woda. - Teraz ja, teraz ja! - wyrwała się do gry Kryśka. Czuła się jakaś taka pełna energii. Tym razem udało jej się nawet trafić!
Drużyna: Robin i Zosia kontra Ive, Evlyn, Hunt Tura: 4 Wylosowana kostka k6:5, phh Wylosowana kostka k100: 18... Nastrój: 4 Wypite eliksiry: brak Ostateczny wynik:kubek niestrącony, nawet nie podliczam, nic mi to nie da XD
Szło im całkiem dobrze, Zoe dawała radę, po prostu się do niej wyszczerzył kiedy pisnęła z radości, a z Robin przybił zgodną piątkę bo lubił mieć ją w drużynie. Nawet nie obchodziły go jej umiejętności celowania, po prostu się cieszył, bo było fajnie. Kto by pomyślał, że eliksiry nie będą nudne! Z przeciwnej drużyny trafili w ich kubek, ale okazało się to wodą więc nie było czym się przejmować. - Dobra, dziewczyny, musimy ich pokonać bo został nam ostatni kubek z wodą. - mruknął do swoich towarzyszek i przejął piłeczkę. Podrzucił ją ponownie w dłoni. - Podsłuchujecie, kanarki! - obruszył się na słowa Huntera i wycelował jednak piłeczka poleciała w zupełnie nie tym kierunku co trzeba. Wbrew pozorom Eskila to rozbawiło. - Ale wieje, mówię wam. Ktoś otworzył okno. - przywołał piłeczkę i przysunął ją na otwartej dłoni pod nos Zoe. - Dokop im. - poprosił i stanął nieco z tylu, robiąc jej miejsce do działania.
Evedlyn Nevina Dear
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 157 cm
C. szczególne : Kolorowe, odważne i specyficzne stroje, niski wzrost, zmienny kolor włosów, zaraźliwy optymizm i bezpośredniość, gadulstwo, amerykański akcent.
Po niej przyszła kolej na przeciwników, którym poszło nieźle - trafili do jednego z kubeczków, a ich drużyna musiała wypić jego zawartość. Zaraz po tym poczuła dziwną wesołość i dobry humor - jeszcze lepszy niż ten, który miała na początku zajęć. Następne kolejki obu drużynom poszły nieźle, choć trafiali głównie w wodę. Z jednej strony to dobrze - bo przynajmniej nie wypili innych eliksirów, które utrudniałyby im grę. Z drugiej - szkoda, ze nic takiego nie trafiło się drużynie przeciwnej. Gdy Ślizgon spudłował, Eve postanowiła ponownie spróbować szczęścia. Niby poszło jej lepiej, bo przynajmniej trafiła w kubek, ale wcześniej trafił już w niego chłopak z ich drużyny. Westchnęła. No trudno. To chyba nie był jej dzień.
Zabawa była naprawdę przednia, chociaż ich przeciwnikom nadal nie udało się trafić w żaden fajny eliksir do wypicia; Zosia z zapałem obserwowała poczynania Eskila i Robin, a gdy chłopak podał jej piłkę, tym razem postanowiła przyłożyć się do swojego rzutu bardziej niż poprzednio, zachęcona wcześniejszym sukcesem i gotowa go powtórzyć - w końcu sama sobie wysoko zawiesiła poprzeczkę! Niestety, wyglądało na to, że skupienie jej nie służyło, bo choć starała się wycelować w ostatni pełny kubek przeciwników, to tym razem kompletnie jej nie wyszło, piłeczkę zniosło totalnie na lewo poza stół. - Sorki, presja mi nie służy - zaśmiała się, niespecjalnie przejęta swoją porażką, obserwując jak niecelnie rzucona piłeczka toczy się gdzieś po podłodze.