Śmiertelny Nokturn, choć dość rozległy, miał swoją główną ulicę, łączącą się z ulicą Pokątną. To tu znajdziesz większość podejrzanych sklepów i sklepików, jednocześnie istnieje mniejsze ryzyko, że nie przeżyjesz wizyty w tych okolicach, niż gdybyś zapuścił się głębiej. Jeśli potrzebujesz załatwić jakieś szemrane interesy, kupić coś od niezidentyfikowanej postaci w kapturze, która nie ma stałego miejsca pobytu - trafiłeś idealnie. Tylko pamiętaj, stała czujność!
Czasami zastanawiał się, czy powinien kontynuować wspieranie Ministerstwa w zakresie swojej wiedzy i umiejętności. Miał wrażenie, że to wkładanie wysiłku i marnotrawienie czasu na coś, co nigdy nie przyniesie owoców. Brytyjskie Ministerstwo wydawało mu się z roku na rok bardziej i bardziej ułomne. Mimo wszystko, kiedy dostał informację o tym, że po czarnym rynku krążą przedmioty będące pozostałością po niefortunnym wróżkowym okresie i wcale go nie dziwiło, że urzędnikom zależy na jak najszybszym pozbyciu się takich pozostałości z przestrzeni magicznej. Nic nie było bardziej kolącym w oczy dowodem porażki, jak namacalne po niej pozostałości. Na śmiertelnym nokturnie pojawiał się jak zwykle - bez żadnego przebrania. Na tym etapie jego dandysowa prezencja była jego przebraniem, a fakt, że nie chodził zakapturzony w łachmanach jak typowy zbir spod ciemnej gwiazdy działał mu na korzyść w dwojaki sposób. Zbiry albo sądziły, że jest głupi i niegroźny, skoro się nie maskuje, albo niebywale niebezpieczny, skoro nie musi nawet ukrywać swojej tożsamości. Fakt był taki, ze ani jedna, ani druga wersja nie była prawdziwa, a Rosa po prostu korzystał z tych niedopowiedzeń. W sytuacjach podbramkowych bardzo szczodrze nadużywał daru uroku wili, żeby się wykaraskać z kłopotów, a w ostateczności, cóż, zawsze mógł użyć siły. Ruszył główną ulicą w poszukiwaniu adresu, zapisanego pospiesznym pismem na skrawku papieru. Trudno powiedzieć, żeby miał znajomości na Nokturnie, ale po tych kilku nieszczęśliwych wypadkach, których zagadkowo był częścią, kilka osób zapamiętało go w na tyle dobrym świetle, by czasem podzielić się z nim jakimiś informacjami. Niekoniecznie sprawdzonymi, niekoniecznie prawidłowymi, ale zawsze szukanie niepewnego adresu było lepsze, niż stanie na ulicy i zastanawianie się, w którą stronę iść.
Cieszył się, że cała afera z pyłkiem wróżek się skończyła, ale martwiące było, że ten wciąż jeszcze był dostępny na rynku. Musieli działać sprawnie, aby wyłapać wszystkich pozostających w posiadaniu pyłku handlarzy i tym od jakiegoś czasu zajmował się Nakir. W końcu trafił na ślad prowadzący na Nokturn pod jedną z kamienic. Wiedział, że równocześnie były kierowane prośby do łamaczy klątw, aby zabezpieczali znalezione artefakty. Miał nadzieję, że nie trafi na nikogo z nich w pobliżu siedziby handlarzy, ponieważ nie chciał jeszcze dodatkowo martwić się o cywili. Kierował się w stronę właściwej kamienicy i z oddali widział, że zbliża się do niej jeszcze jedna postać. Automatycznie skupił na niej swoją uwagę, rozluźniając się dopiero kiedy rozpoznał w nim znajomego półwila, z którym miał już okazję się poznać. Wiedział, że Rosa od czasu do czasu pomaga Ministerswu jako łamacz klątw i w tej chwili pozostawało właściwie jedno pytanie - czy istniało prawdopodobieństwo, że był w tym miejscu przypadkiem? - Atlas - powitał go, zatrzymując się w pobliżu docelowej kamienicy, mając wciąż na nią widok. Nie wyglądał w żaden sposób, jakby wyróżniał się od pozostałych czarodziejów na Nokturnie. Ciemne kolory ubrań, które nawet jeśli nie były zakurzone, czy zaplamione, nie zwracały na siebie dodatkowej uwagi, w przeciwieństwie do półwila. - Nie sądziłem, że trafimy tutaj na siebie… Czyżbyś kierował się do naszego znajomego? - zapytał z niepewnym uśmiechem, który nie docierał do spojrzenia. Auror był w pełni skupiony na zadaniu, choć nie było tego widać na pierwszy rzut oka, gdy pozwalał, aby naturalna dla niego nieśmiałość malowała rumieńce na jego twarzy.
Słyszał kroki osoby za swoimi plecami i byłby nierozsądny, gdyby nie trzymał w dłoni różdżki na wszelki wypadek. Kiedy jednak mężczyzna odezwał się, a Rosa obejrzał na jego twarz, uczucie ulgi zastąpiło wyraz skupienia i przygotowania na jego własnej. - Nakir. - uśmiechnął się lekko, zwalniając kroku i zatrzymawszy się koło aurora spojrzał na kamienicę, przy której stanęli.- Powinniśmy się spotkać kiedyś w milszych okolicznościach. - zaproponował swobodnym small talkiem. Spojrzał jednak na trzymaną w dłoniach kartkę, a później na plakietkę, przykręconą do ściany budynku i zmrużył lekko oczy. Obecność Nakira komplikowała sprawy. Czym innym było szukanie porzuconych artefaktów w pustostanach i magazynach, a czym innym wchodzenie w sam środek zawieruchy z aurorem po jednej stronie a bandziorami po drugiej, bo Rosa nie łudził się, że młody Whitelight przyszedł pod tę właśnie kamienicę, by donieść wezwanie do zapłaty rachunków za wodociągi. Skoro przysłali tu aurora, to mogło oznaczać jedną z dwóch rzeczy. Stało się tu coś złego, bądź siedział tu ktoś zły. Żadna z opcji nie sprawiała, że zadanie, jakie miał przed sobą Rosa mogło być łatwiejsze. Uśmiechnął się lekko, w geście mającym być wspierającym czarodzieja, a który mógł zostać zinterpretowany dwojako, po czym wziął głębszy wdech i rozejrzał się zarówno po froncie budynku jak i jego peryferiach, w poszukiwaniu wejścia mniej oczywistego, niż drzwi frontowe. - To obiekt, którym masz się zająć? - zapytał cicho, podając mu skrawek pergaminu z adresem i przekładając różdżkę w drugą rękę.
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Na Nokturnie różdżka w dłoni nie dziwiła nikogo. Nakir miał czasem wrażenie, że tutaj większość z nimi nawet spała, w ciągłej gotowości. To było przykre, że Ministerstwo nie potrafiło sobie w pełni poradzić z tą ulicą, ale też… W pewnym sensie tak było bezpieczniej. Wszystkie szumowiny mieszkały tutaj, nieliczni wychodzili poza, więc Pokątna, czy Tojadowa miały większy spokój wieczorami. - W milszych okolicznościach… Może znasz jakąś ciekawą knajpę wartą polecenia? Mam wrażenie, że wszystkie już odwiedziłem i nie wiem, gdzie iść, żeby zjeść coś nowego - odpowiedział z równą swobodą, czując jednocześnie skręt w okolicy żołądka, jak zawsze gdy rozmowa zaczynała być jakby o niczym. Teraz było o tyle lepiej, że znał mężczyznę, miał już okazję z nim wcześniej rozmawiać, więc taka rozmowa, a nawet propozycja nie była niczym trudnym. Jednocześnie nie dał po sobie znać, będąc w pełni w tej chwili aurorem - nie Nakirem, ale aurorem, który miał do wykonania zadanie. Spojrzał na kartkę, którą podał mu półwil i zaklął pod nosem. Dlaczego nikt nie uprzedził go, że w to samo miejsce kierował się łamacz klątw? Chyba że Ministerstwo jeszcze nie wiedziało o obecności Atlasa. Cóż, w takim razie nie dowiedzą się jeszcze przez chwilę, bo tak naprawdę nie było czasu do stracenia, jeśli Whitelight nie chciał, aby handlarze znów uciekli z częścią sprzedawanego towaru. - Tak i nie… Nie tym dokładnie, ale w tym miejscu - odpowiedział cicho, unosząc spojrzenie na Atlasa, a w jasnych oczach czaiła się chłodna determinacja. - Skoro jest tutaj coś, czym masz się zająć, wejdę pierwszy i trzymaj się z tyłu. Nie chcę żebyś się niepotrzebnie narażał, a jak zostaniesz sam na, zewnątrz będzie to źle wyglądać - zaproponował, wsuwając dłonie w kieszenie spodni, powoli zaciskając palce wokół różdżki. Musiał działać szybko, gdy już wejdą do środka… Aby handlarze, o ile byli w środku, nie zdążyli uciec drugim wyjściem. Nie chciał jednak wykorzystywać cywila do pomocy bardziej, niż już to robił dla Ministerstwa.
Skinął głową, podejmując rozmowę swobodnie, jakby się spotkali na deptaku w Dolinie Godryka. - Myślę, że mogę Ci wskazać kilka ciekawych miejsc. - wydawało mu się, że ten small-talk jest dość solidną częścią całości sytuacji, pozwalając im na chwilę wyglądać, jak dwójka niepozornych gości, spotykających się przypadkiem na ulicy, a nie dwóch tajnych agentów Ministerstwa, z sekretną agendą w planach. Rozmawiając z nim, ocenił mniej więcej rozłożenie okien i ulokowanie drzwi na kamienicy. Podejrzewał, że w tym zaułku, którego stąd nie widział, była też klapa do piwnicy - to taka typowa, stara, czarodziejska kamienica na peryferiach Nokturnu. Słysząc przekleństwo pod nosem Whitelighta, przekrzywił głowę. Nikt nie mógł go uprzedzić, że Atlas pojawi się akurat tu, bo i informację o tym, że może tu być poszukiwany artefakt, zdobył od ludzi, którym daleko było do typu współpracujących z organami prawa. Uśmiechnął się, starając się w jakiś sposób tym gestem dać aurorowi znać, że skoro tu przyszedł i spodziewał się być tu sam, to może niekoniecznie jest tak bezbronnym i wymagającym ochrony cywilem, jakim Nakir go postrzegał. - Proponuję wejść przez piwnicę. - wskazał ciemniejszy z dwóch zaułków między budynkami. Był klątwołamaczem, co jednocześnie znaczyło, że znał przynajmniej kilka przydatnych klątw, podszedł więc do wejściowych drzwi, pokazując Whitelightowi gestem, że może być spokojny, bo nie zamierzał tam wchodzić i stuknął różdżką w klamkę, szepcząc ciche male tactus, po czym przesunął dłonią pon szczelinie pomiędzy drzwiami a framugą. Powtórzył ten gest końcem różdżki, spajając ze sobą jedno z drugim prostym morfio. Skinął głową i ruszył, jak gdyby nigdy nic, w stronę zaułka, zgodnie z życzeniem aurora, pozostając nieco w tyle. Ostatnie czego chciał, to utrudniać mu pracę. On tu przyszedł znaleźć przedmiot, przeanalizować go i rozprawić się z tym, czym został przeklęty. Jeśli Nakir nie widział potrzeby w sięganiu pomocy tam, gdzie była ona oferowana, to przecież był ostatnią osobą, która by mu tę pomoc narzucała. Oczywiście jeśli zagrożenie by się pojawiło, nie zamierzał pozostawać biernym.
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Obserwacja otoczenia była ważna i w czasie, gdy Atlas oceniał budynek, Nakir zwracał uwag na przechodzących obok ludzi, próbując odnaleźć potencjalnego cyngla. Jednak nikt nie zachowywał się podejrzanie, nikt nie zwracał na nich większej uwagi, więc póki co mogli być spokojni. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie był zadowolony z obecności jednego z łamaczy klątw w miejscu, w którym miał sprawdzić lokację handlarzy. Nawet jeśli potrafiłby się obronić, wciąż był cywilem, a zadaniem aurorów było chronić nie zaś narażać i cokolwiek można było zarzucić Ministerstwu oraz Kwaterze głównej, były takie jednostki, które starały się wypełniać swoje obowiązki w pełni. Do takich jednostek należał Nakir i w tej chwili wyraźnie bił się z myślami, aż w końcu odetchnął głębiej. Cóż, zawsze to jedna różdżka do pomocy w razie problemów. W pierwszej chwili chciał zareagować, gdy Atlas podszedł tak po prostu do drzwi, ale widząc jak je pieczętuje, uśmiechnął się lekko. Zaraz też zgodził się, żeby szli od strony piwnicy. Obecnie główne wyjście z domu zostało zablokowane, więc potencjalni handlarze nie mieli jak uciec. A jednak, kiedy tylko obaj z Atlasem weszli do zaułka, Nakir odwrócił się, wyjmując różdżkę, aby rzucić odpowiednie zaklęcia, zapewniając im chwilową możliwość swobody, aby nikt ich nie widział, kiedy spokojnie kierowali się na tyły budynku, gdzie miała być klapa do piwnicy. - Nie pytam teraz jako auror… Ale skąd masz informacje o tym? – spytał, ruchem głowy wskazując budynek, do którego zamierzali wejść. Kiedy tylko znaleźli się przy zejściu do piwnicy, Nakir rzucił homenum revelio, gdy tylko nieznacznie uchylili klapę. Szczęśliwie piwnica była pusta, więc mogli ostrożnie wejść do środka, rzucając wcześniej silencio vado. Ostatecznie żaden z nich nie chciał, aby handlarze znajdujący się w środku, usłyszeli ich kroki. Przez cały czas auror zastanawiał się, gdzie mógł być ukryty, bądź po prostu zostawiony przedmiot, jaki miał zbadać Rosa, zamierzając doprowadzić go do niego, a później zająć się handlarzami, o ile ci nie zjawią się przed nimi szybciej.
Absolutnie nie miał na celu utrudniać Nakirowi pracy. Aurorzy mieli i tak wystarczająco dużo problemów i bez cywili plączących im się pod nogami. Jednak jednocześnie nie chciał sprawiać Whitelightowi poczucia dodatkowego obowiązku - był sobie w stanie poradzić sam, przynajmniej do jakiegoś stopnia. Jednak był też wdzięczny, że ostatecznie nie musi tego robić sam. Skierowali swoje kroki do zaułka, co może w innych okolicznościach byłoby podejrzliwe, ale na Nokturnie co trzeci czarodziej wybierał chodzenie jak najciemniejszymi zakamarkami, więc nikt specjalnie nie zwrócił na ich zachowanie uwagi. Skinął głową, z pewną wdzięcznością, kiedy auror zabezpieczył ich ślady, umożliwiając nieco swobodniejsze rozejrzenie się, bez obawy o ogon i skierował się w stronę klapy do piwnicy. - I know a man, who knows a man... - zaczął wymijająco, ale uśmiechnął się zaraz - Pod czarnym kotem można zdobyć zaskakująco wiele informacji, jeśli się wie kogo zapytać i jak zadać pytanie. - nakreślił z grubsza - Jest mi łatwiej zadawać pytania, bo mam taką przewagę, że wiele osób chętnie chce ze mną rozmawiać. - uśmiechnął się tym atlasowym uśmiechem, przechylając lekko głowę. Szpieg w postaci potomka wili swobodnie operującego swoim urokiem to trudny zawodnik, dla szemranych typków z podrzędnego baru. Oczywiście ryzyko zawsze istniało, ale nie spotkał jeszcze ani zdolnego hipnotyzera, ani wprawionego oklumenty, a nawet jeśli miałby, to liczył na swoją inteligencję i różdżkę. Choć głównie na różdżkę. - Ponoć tutaj zostały zniesione artefakty, które zostały wyniesione z Londyńskiego Muzeum Magicznego. Żadna gazeta nie pisała o tym, że było włamanie, co pozwala zakładać, że albo fałszywy trop, albo zrobili to profesjonaliści. Miałbym dylemat, czy ryzykować. - przyznał, po czym uśmiechnął się - Ale pojawiłeś się Ty. A skoro stawił się tu auror... - uniósł brwi - To rozwiało wątpliwości. Kiedy zeszli pod ziemię, z pewną wdzięcznością przyjął zaklęcia, którymi Nakir ogarniał przestrzeń, samemu skupiając się na rejestrowaniu, czy nie widać w okolicy czegoś, co by mogło go nakierować na poszukiwany przedmiot. Poczekał, czy zaklęcie sprawdzające obecność potwierdzi, że są sami i zaczął, korzystając z appare vestigium analizować przestrzeń w piwnicy. Istniało prawdopodobieństwo, jak i nadzieja, że to właśnie w piwnicy trzymane są skarby, choć wiadomo, nadzieja matką głupich. - Nie chcę Ci zawadzać w pracy. - zapewnił cicho - Ale to artefakt będący pozostałością po wróżkach. Sam rozumiesz, nie może wejść w obieg na rynek... - wciąż borykali się z konsekwencjami pyłu, jaki zachwiał ekosystemem czarodziejskiego świata, a co dopiero przedmioty, pochodzące z uniwersum wróżek? Podszedł do jednej ze ścian, która migotała delikatnie pod wpływem zaklęcia. Coś za sobą ukrywała, ale była również solidnie zapieczętowana.
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Nakir spojrzał na półwila z cieniem dezaprobaty w spojrzeniu, ale zaraz uśmiechnął się lekko, nieco niepewnie, kręcąc przy tym głową. Oczywiście, szpieg z takimi genami miał łatwiej. W końcu prawdopodobieństwo wpadnięcia na kogoś ze zdolnością legilimencji, bądź oklumencji, czy hipnozy było mimo wszystko nikłe, a w takim przypadku mężczyzna mógł wyciągnąć naprawdę wiele informacji ze swoich rozmówców. Auror był tego świadom, a jednocześnie nie pochwalał wplątywania się cywili w podobne sytuacje, jednak nie mógł nic powiedzieć, kiedy to właśnie półwil w tej chwili mu pomagał. - Co prawda nie słyszałem o wykradzionych z muzeum przedmiotach, ale zdecydowanie powinno być tu trochę artefaktów - odpowiedział na słowa Atlasa, kręcąc lekko głową. Handlarze pyłkiem wróżek zdecydowanie nie wykradali dzieł z muzeum, choć… Nie powinien wykluczać możliwości, że nie tylko wykradali, ale z pomocą pyłku, próbowali zrobić z tego coś przydatniejszego, a tym samym niebezpiecznego. Schodząc do piwnicy i rzucając zaklęcia, Nakir zastanawiał się, ilu handlarzy może być w środku. Miał wzywać wsparcie w razie problemów, ale i tak wysłali go wpierw samego. Jeśli w środku będzie do maksymalnie trzech przeciwników, była szansa, teraz o tyle większa, że był z nim również Atlas, aby ich aresztować. Jednak większa grupa byłaby już problematyczna, a wezwanie wsparcia w odpowiednim momencie niemal niemożliwe. Zaklęcie pokazało, że są sami w piwnicy, a dzięki wygłuszonym krokom mogli się po niej bezpiecznie przemieszczać. Auror spojrzał na drugiego mężczyznę z lekkim uśmiechem na twarzy. - Mnie wysłano do zamknięcia grupy handlarzy, którzy wciąż tym pyłkiem operują, także uwierz mi, wiem, że nic takiego nie może wejść na rynek - powiedział spokojnym tonem, choć widać było, że zaczyna już skupiać się całkowicie na otoczeniu, zachowując powagę i jedynie błysk w spojrzeniu zdradzał, że mimo wszystko adrenalina była dla niego czymś przyjemnym. - Sprawdź piwnicę, ja pójdę wyżej - dodał, nim skierował się w stronę wyjścia z piwnicy. Kolejno rzucał na drzwi oraz podłogę zaklęcie wyciszające, aby żadna skrzypiąca deska nie zdradziła jego obecności i kierował się przed siebie. Przy wejściu do piwnicy od strony domu nie było nikogo, ale przedpokój prowadził na dwie strony do kuchni oraz do salonu i schodów na górę. Nakir postanowił wpierw zajrzeć do kuchni, słysząc dobiegające z tamtej strony głosy, które szybko okazały się dochodzić z radia. Zdecydował się nieznacznie je przyciszyć, aby nie zagłuszało zbliżających się osób i powoli zaczął wychodzić z kuchni, unikając okien, choć spojrzał jeszcze przez nie do ogrodu, który wciąż był pusty. Wyglądało na to, że jeśli handlarze byli w środku, musieli być w salonie, albo na piętrze i ta druga opcja wydawała się najbardziej prawdopodobna.
Na dezaprobatę w spojrzeniu Whitelighta odpowiedział delikatnym uśmiechem, nie przepraszającym, ale też nie celował w szczególnie mocną arogancję. Zdawał sobie wyprawę z tego, że auror miał na uwadze jego bezpieczeństwo, ale Rosa tez nie należał do ludzi pochopnie rzucających się w wir niebezpieczeństw. Pomagał ministerstwu w ramach pracy z klątwami, bo był to jeden z kierunków, które rozwijał jeszcze na studiach i które go prywatnie bardzo interesowały. Na co dzień zajmował się nauczaniem w Hogwarcie, ale nie czyniło to z niego, w żadnym wypadku, osoby przypadkowo włączającej się w działania Ministerstwa. Chciał, by czarodziejski wiat w miejscu, gdzie mieszkał, był dobry, by był bezpieczny i jeśli mógł, na swoją skalę, przyłożyć do tego rękę i wesprzeć mundurowych w ich działaniach - uważał to poniekąd za swój obywatelski obowiązek. Wysłuchał jego słów, by lepiej zrozumieć, z jakim zadaniem się tu stawił i skinął głową. Było więc jasnym, że obaj skupiają się na innym celu, niemniej jednak mogą dla siebie być niemałym wsparciem, co zaraz okazało się owocne podczas zabezpieczania terenu piwnicy. Rosa stanął przy zaczarowanej ścianie, badając zaklęcie, jakim została ona zapieczętowana i obejrzał się na Whitelighta, gdy ten oznajmił, że się rozdzielają: - Będę nasłuchiwał. - powiedział, bo choć sam miał rozbroić artefakt, to jednak jego zadanie należało do grupy takich, których robienie można bez problemu przerwać - w odróżnieniu od pojedynku z handlarzami, więc w razie konieczności, gotów był rzucić robotę, by udać się jako wsparcie Nakira. Gdy blondyn zniknął na schodach, zamki magicznego sejfu ustąpiły. Wewnątrz znajdowała się jedna szkatułka obłożona serią klątw, zamkniętych pod glifami. Wziął wdech i zabezpieczył otoczenie, nim nie zabrał się do rozpoznawania i neutralizowania po kolei każdej z nich. Praca wymagająca skupienia i precyzji, jednak nie aż tak niebezpieczna, jeśli zachowywało się spokój. Jednocześnie starał się mieć na uwadze to, co działo się nad nim, choć nie mógł mieć pewności, czy dom nie był wyciszony i czy w ogóle dotrze do niego informacja, gdyby Whitelight potrzebował pomocy. Postanowił, że jak skończy, to zachowując ostrożność, uda się, by sprawdzić sytuację na piętrze.
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Whitelight uśmiechnął się lekko, ale jego spojrzenie pozostało twarde, zdradzając, że mężczyzna był już w pełni skupiony na swoim zadaniu. Musiał sprawdzić cały budynek i aresztować handlarzy, którzy wciąż mogli tutaj być. Jeśli budynek byłby pusty, mogliby go zabezpieczyć, ale cóż, musieliby polować dalej. Ostatecznie pusta kryjówka oznacza zwykle dwie rzeczy albo zwinięcie interesu, albo zmianę lokacji, a z informacji jakie posiadali wynikało, że handlarze nie mieli w planach zwijać się w najbliższym czasie z rynku. Miał nadzieję, że Rosa nie będzie musiał przychodzić mu z pomocą, ale nigdy nie mógł wykluczać podobnej opcji. Mimo wszystko nie wiedzieli, co będzie się dziać, a nawet jeśli kuchnia była pusta, wciąż jeszcze mógł wpaść w krzyżowy ogień. Ostrożnie przemieszczał się po parterze budynku, rzucając powoli zaklęcie ujawniające ludzką obecność. W przedpokoju zareagowało prawidłowo, wskazując kierunek ku górze, ale również na salon. Nakir ostrożnie zajrzał do środka, dostrzegając drzemiącego w fotelu staruszka, być może właściciela domu. W pierwszej chwili auror chciał po prostu odejść i kierować się na górę, ale wstrzymał się, celując w końcu szybko różdżką w śpiącego czarodzieja i rzucił niewerbalnie zaklęcie petryfikujące. Nie potrzebował aby nagle ktoś stanął za jego plecami, przeszkadzając w walce. Staruszek znieruchomiał, ale wciąż żył, więc nic złego się nie wydarzyło i auror zaczął powoli przemieszczać się na górę. Wyciszył swoje kroki, które i tak stawiał niezwykle cicho, ale nie dostrzegł w porę lustra, które wisiało przy schodach, a także portretu, który nagle zaczął krzyczeć o intruzie. Handlarze pozostający na piętrze zaczęli ciskać zaklęciami w jego stronę i choć wiele Nakir zdołał odbić, nie wiedział, w której chwili został ranny. Najwyraźniej jedno z silniejszych zaklęć przebiło się przez jego osłonę, zostawiając na jego ramieniu ślady jak po cięciach nożami. Jednak auror nie skupiał się na tym, ciskając zaklęciami petryfikującymi w handlarzy, którzy zachowywali się niezwykle chaotycznie. Być może, gdyby lepiej przemyśleli swoja obronę, Nakir potrzebowałby wsparcia, albo gdyby było ich więcej. Jednak po walce, która zdaniem Whitelighta trwała za krótko, trzech handlarzy pyłkiem wróżek leżało na podłodze. Zostali spetryfikowani oraz spętani świetlistymi więzami. Nakir od razu wezwał pomoc w doprowadzeniu ich do kwatery głównej, a sam udał się do piwnicy, powoli orientując się, że jednak był ranny. - Atlas, jak idzie? – odezwał się, kiedy dołączył do drugiego mężczyzny, odgarniając włosy z czoła sprawną ręką. – Potrafisz założyć prowizoryczny opatrunek, aby rana nie krwawiła, zanim dotrę do Munga? – zapytał, uśmiechając się niepewnie, ruchem głowy wskazując na swoją lewą rękę, którą nie był w stanie chwilowo ruszać.
Praca nad wyszukiwaniem elementów noszących zaklęcie i łamaniem glifów była czymś, co dawało mu wiele satysfakcji. Na tyle dużo, że na krótką chwilę całkiem zapomniał o otoczeniu, w jakim się znajduje i jedynie obecność zaklęć ochronnych mogła stanowić dla niego jakiś bufor bezpieczeństwa, na wypadek, gdyby ktoś go tu niespodziewanie naszedł. Rozbroił szkatułkę, a po otwarciu jej i ugaszeniu magicznego, czarnego ognia, zabrał się za niwelowanie magii przedmiotu, nasyconego wróżkową magią. Trwało to może chwilę, może całą wieczność, był zbyt skupiony, by liczyć czas, bo jednak przy pracy z klątwami liczyła się precyzja, inaczej nierzadko można było po prostu pożegnać się z tym światem. Otarł dosłowny pot z czoła, kiedy skończył i odwrócił się, słysząc kroki na schodach. Przygotował różdżkę i wychylił się zza zakrętu, gotów do potyczki - z ulgą jednak zauważył, że to jego kompan dzisiejszej misji. - Skończyłem. - przyznał, zawijając rozbrojony przedmiot, by dostarczyć go do siedziby klątwołamaczy w Ministerstwie. Zmarszczył brwi, nieruchomiejąc na chwilę, kiedy dostrzegł czerwoną, wilgotną plamę na ramieniu mężczyzny.- O rany, oczywiście, czekaj, zaklęcia uzdrawiające. - potarł skronie, próbując przypomnieć sobie jakiekolwiek. Tak dawno nie musiał się za nie brać, że teraz czuł się jak ostatni idiota- Vulnus alere. - powiedział, zapakowawszy artefakt i podszedłszy do Whitelighta z różdżką. Powtórzył to zaklęcie kilkukrotnie i choć rany odrobinę się zmniejszyły, to jednak było to zbyt słabe czarowanie, by zagoić je całkowicie. Zaraz potem wyczarował zwój bandaża- Poczekaj, zawinę Ci to. Ciasno. - ostrzegł, chcąc tym samym przyhamować ewentualne dalsze wykrwawianie się. Ucisk zawsze pomagał na rany, na szczęście rany cięte, dobrze zabandażowane, nie stanowiły tak wielkiego niebezpieczeństwa jak rany chociażby szarpane, jako że oba brzegi składały się, samoistnie blokując naczynia krwionośne. - Pomóc Ci się teleportować? - zapytał, jako, że opanował teleportację łączną i nie wiedział, czy Nakir jest na siłach na taki wysiłek, jak samodzielna teleportacja do jakiegoś uzdrowiciela. Ubolewał, że uzdrawianie pozostawało tak po macoszemu traktowaną przez niego dzieciną, czując, że powinien spróbować odkurzyć trochę te wiedze.
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Widząc wychylającego się z różdżką Atlasa, Nakir jedynie uniósł w górę dłoń, nie chcąc przypadkiem sprowokować ataku. Szczęśliwie drugi mężczyzna szybko zorientował się, że nie jest napastnikiem, a także, co okazało już po chwili, skończył swoją pracę. Auror przyjrzał się chwilę przedmiotowi, jednak czuł, że jak będą tracić czas na zwykłe rozmowy, to nie zdoła dotrzeć do Munga, stąd poprosił o drobną pomoc. Czuł się z tym naprawdę głupio, wiedząc doskonale, że sam powinien być w stanie opatrzeć sobie podobne rany, ale z uzdrawiania nigdy nie był orłem. - Zrobiłbym to sam, ale – powiedział, widząc jak półwil zdaje się mieszać w tym, co miał zrobić i przez chwilę Nakir zastanawiał się, czy obaj nie byli przypadkiem marni z takich zaklęć. Szczęśliwie Atlas znał odpowiednie do zmniejszenia częściowo ran, a także żeby wyczarować bandaż. Na jego ostrzeżenie, jak ciasno będzie materiał związany jedynie skinął głową, wiedząc, że czasem trzeba było zacisnąć zęby, aby nie stracić którejś kończyny. W końcu nawet przy magii mogło dojść do zakażeń i innych, niezbyt przyjemnych powikłań, których auror zdecydowanie nie chciał. Choć musiał przyznać, że nie spodziewał się, że to będzie tak bardzo bolało. Wydał z siebie krótki, zduszony przez zaciśnięte usta jęk, po którym prychnął śmiechem, rumieniąc się nieznacznie. Z pewnością powinien być twardszy, ale niech pierwszy rzuci zaklęciem, kto nigdy nie jęknął przy opatrywaniu. Czasem ból, choć wydaje się, że jest już znośny, potrafi zaskoczyć. - Dziękuję – powiedział całkowicie szczerze, przesuwając palcami po bandażu, spoglądając prosto na Atlasa. – Do Munga już trafię bez problemu. Nie z takimi ranami się teleportowano, więc nie ma problemu. Teraz mam za to pewność, że nie skończę po niej gorzej, niż gdybyś mnie nie opatrzył – dodał jeszcze, po czym spojrzał w głąb domu. –Z mojej strony sprawa też załatwiona. Wyjdźmy więc, zamknijmy dom i możemy wracać do siebie. Pewnie i tak musisz to jeszcze przekazać do biura – zarządził, gestem wskazując na zapakowany przedmiot, nim ostatecznie wyszli z piwnicy na podwórko. Nakir upewnił się, że drzwi zostały zamknięte, po czym raz jeszcze podziękował za pomoc i każdy z nich odszedł w swoją stronę.