Trzecia z cieplarni mieści w sobie najniebezpieczniejsze rośliny. Można tu spotkać mandragory, wnykopieńki, a także jadowitą tentakulę, która skrada się za pomocą macek. Należy na nią uważać. Jest to cieplarnia, do której uczęszcza się najchętniej, gdyż rośliny z tego miejsca otaczane są zainteresowaniem.
Saunders z pewnością nie należała do kręgu fanów Derwenta. Mimo wszystko możliwość zdobycia karty i uznania wśród tych wszystkich nauczycieli budziły w niej chęć pokazania się. Co się dzieje, że Mandy musi biegać za jakimiś kartami, żeby o niej mówiono? Pf, trzeba było to zmienić, ale na razie dumnym krokiem szła na poszukiwania komika. Długo krążyła bezczynnie po Hogwarcie, kiedy w końcu wpadła na pomysł ze szklarniami. Początkowo weszła do tej z numerem jeden, później dwa, aż w końcu w trójce zastała dziwną kobietę siedzącą na krześle. - Dzień dobry - rzuciła na przywitanie, a czarownica nawet nie wstała. MMS okrążyła kilkakrotnie pomieszczenie, w którym niemal się dusiła, aby dowiedzieć się czegoś więcej o położeniu karty, ale na próżno. Zatrzymała się dwa metry od Elleander, uśmiechając się i splatając dłonie z tyłu pleców. Wyglądała naprawdę rozkosznie i właściwie to powinna dostać Shimplinga bez żadnego zadania, taka była słodka! - Domyśla się pani, po co tutaj jestem - powiedziała, chwytając za rąbek sukienki i dygając grzecznie. Jak chce to potrafi!
Niestety, Elleander była wyjątkowo nieczuła na słodkość i uprzejmość uczniów. Lata doświadczeń udowodniły jej wystarczająco, że nie powinna dać się zwieść, ale mimo wszystko nie była jakąś stetryczałą babcią, która rozstawiałaby wszystkich po kątach. Wzięła udział w poszukiwaniu kart z czystej ciekawości i dla zabicia czasu, którego ostatnimi czasy miała na pęczki. Uroki nienormowanego czasu pracy. Kiedy dostrzegła jak do cieplarni ktoś wchodzi to niemalże natychmiast rozciągnęła usta w uśmiechu. Przez chwilę już nawet miała wrażenie, że nikt się nie pofatyguje po biednego Derwenta! - Witaj, dziecko. - przywitała się Elleander z MMS, po czym zmierzyła ją uważnym spojrzeniem. Nie była pewna czy taka osoba jak Mandy jest w stanie pobrudzić sobie rączki tak jak powinna potrafić każda osoba, która ma jakiekolwiek pojęcie o zielarstwie. - Owszem, domyślam się. - powiedziała ostrożnie i zatoczyła szeroki łuk ręką, obejmując tym ruchem całą cieplarnię. - Dzisiaj musisz tutaj ze mną popracować, jeśli chcesz otrzymać kartę. Kobieta zbliżyła się do wielkiej donicy, którą wcześniej przygotowała i pokazała Saunders kilka toreb z ziemią oraz nawozem. - Potrzebuję, żebyś przesadziła tę tentakulę. - tutaj wskazała na nieco oklapniętą, ale wciąż sporą roślinę, której macki drżały nieco niekontrolowanie. - Zmarniała w tych temperaturach, więc potrzebuje zmiany gleby i otoczenia. Przeniosę ją później do innej cieplarni, a tymczasem chodź, pokażę Ci co powinnaś robić. Ponagliła dziewczynę gestem i zaczęła tłumaczyć. - Tutaj masz wolną donicę. Wypełnij ją ziemią do tej linii, a tentakulę wyjmij z poprzedniej doniczki. Jeśli nie chcesz żeby Cię ugryzła to staraj się powoli wyjmować jej macki i korzenie z ziemi. Każdy gwałtowny ruch może spowodować, że Cię ugryzie, pamiętaj o tym. Jak już wyląduje w środku to obłóż ją nawozem, o tym tutaj.
Kostka - przygotowanie: 1 i 2 - Odpowiednio wilgotną ziemię umieściłaś w doniczce bez większego problemu i w ten sposób przygotowałaś tentakuli idealne podłoże do rozwoju, ale coś oczywiście musiało pójść nie tak jak trzeba. Słabo radziłaś sobie z wyciągnięciem rośliny z poprzedniej donicy, gdyż ta za każdym razem zdawała się zapierać w ziemi. Elleander musiała sporo się napocić, aby odgonić macki jadowitej rośliny, które raz po raz wyciągała je w Twoją stronę, ale najwyraźniej udało jej się to. Nic Cię nie pogryzło, ale straszliwie się umęczyłaś, a to jeszcze nie koniec. 3 i 4 - Niestety, ale na tym polu poniosłaś sromotną klęskę. Widać było, że nieczęsto zajmujesz się ogrodnictwem, gdyż już samo wysypanie donicy ziemią zakrawało na trudne zadanie, nic już nie mówiąc o wyciąganiu tentakuli. Wciąż źle ją chwytałaś, aż wreszcie gdy Elleander na chwilę się odwróciła, aby poszukać sekatora, roślina ugryzła Cię w nadgarstek. Zdaje się, że dobrze byłoby odwiedzić skrzydło szpitalne zanim okaże się jak groźny jest jad tentakuli. 5 i 6 - Szybko, sprawnie, bezproblemowo - tak w skrócie można opisać Twoje zmagania z przygotowaniami do przesadzania. Elleander była pod prawdziwym wrażeniem Twojego profesjonalizmu w zakresie wyjmowania roślin z gleby i nawet zaczęła Cię chwalić na głos. No to już jest coś!
Kostka - przesadzanie: 1 i 2 - Nie było aż tak źle. Z początku miałaś spore problemy z przetransportowaniem tentakuli w okolice nowej doniczki, gdyż roślina postanowiła stawiać opór. Bujała się dziko i niejednokrotnie niemalże traciłaś przez nią równowagę. Wyglądało to dość groźnie, ale ostatecznie udało Ci się ją wcisnąć do doniczki, chyba tylko pod groźbą poucinania macek. 3 i 4 - Tragedia to za mało powiedziane. Kiedy tentakula już wylazła z ziemi to teraz już nie chciała do niej wrócić. Wymachiwała mackami co z kolei zmuszało Cię do robienia uników. Ostatecznie wyglądałaś jak pijana, gdy tak się z nią szarpałaś i Elleander musiała niemalże zrobić to za Ciebie. W jej wykonaniu wyglądało to naprawdę banalnie i aż wstyd Cię chwytał, że sobie nie poradziłaś, ale hej, to jeszcze nie koniec, więc na pewno będzie lepiej. 5 i 6 - Masz prawdziwy talent do sadzenia roślin. Tentakula, gdy ją niosłaś, była tak potulna jak nigdy i niemalże znieruchomiała, gdy ostrożnie przekładałaś ją do nowej doniczki. Obłożenie nawozem też było wręcz przyjemne przy tak spokojnym „pacjencie” i ostatecznie Twoja opiekunka nie miała do czego się przyczepić, nawet gdyby chciała.
- W porządku, jestem na to gotowa - odpowiedziała najgrzeczniej jak potrafiła śledząc wzrokiem ruch ręki Elleander. Uważnie wysłuchała tego, co miała zrobić i z niesmakiem stwierdziła, że pewnie potrzebne jej będą jakieś rękawiczki czy coś w tym stylu... Co się w ogóle działo z tym Hogwartem? No dobra, było to zadanie dodatkowe i wysilić się trzeba było, ale żeby od razu grzebać w ziemi? Ohyda. Mimo wszystko Mandy nie wyraziła swoich myśli na głos, wręcz przeciwnie - uśmiechnęła się szerzej niż do tej pory i z iskrą w oczach przystąpiła do zadania. Odpowiednio wilgotną glebę umieściła w doniczce bez najmniejszego problemu, zadziornie unosząc brwi - No, idealnie - podsumowała swoją pracę. Prawda, było idealnie, niech się ta głupia roślina cieszy, że tak dobrze się nią zajęła! Już pochodziła do tentakuli, żeby ją złapać, kiedy ta zaczęła się wyrywać i agresywnie wymachiwać mackami. Może usłyszała myśli Krukonki? Mimo wszystko jednak (z małą pomocą Elleander) udało jej się okiełznać chwasta i po włożeniu go do doniczki nadszedł czas na najłatwiejszą i najprzyjemniejszą część zadania. Saunders musiała zniszczyć swój nowy manicure, ale było warto. Choćby dla własnej satysfakcji i miny drugiej kobiety - A więc? Co muszę zrobić teraz? - spytała, strzepując resztki ziemi z rąk. Nie przepadała za takimi ćwiczeniami, a jednak miała do tego talent. Chyba nic dziwnego? W końcu nazywała się Saunders.
Elleander obserwowała starania dziewczyny z kamienną twarzą. Bardzo dbała o swoje tentakule, dlatego miała cichą nadzieję, że nie będzie musiała upominać poszukiwaczki kart, a zwyczajnie zaobserwuje wzorowe przenosiny do nowej donicy. Niestety, nie mogło być tak pięknie. Przygotowania poszły jasnowłosej raczej średnio. Przeganianie łaknącej krwi i masakry rośliny było doświadczeniem przykrym dla obydwu stron, ale ostatecznie obyło się bez większych sensacji, bo tentakula jak już wydostała się z ziemi to potem ochoczo ponownie do niej wskoczyła. Obłożona nawozem zdawała się być zadowolona, ale czy w rzeczywistości tak było? Nie do końca, a Elleander dobrze wiedziała co jest tego powodem. - Ładnie Ci poszło. - stwierdziła rzeczowo i nawet pozwoliła sobie na niezobowiązujący uśmiech. - Teraz przyjrzyj się jej. Widzisz jak oklapło jej kilka kolców? Tutaj masz sekator, obetnij proszę te, które się nie nadają. Są mocno czerwone, a zdrowe zwykle są tylko delikatnie zabarwione. Do tego trzeba ją podlać, a w odpowiednie miejsce przy rdzeniu rośliny wsunąć taką pałeczkę. To lekarstwo, które powinno pomóc jej w odzyskaniu dawnego, dobrego samopoczucia. Rdzeń jest zawsze pomiędzy pierwszą, a drugą macką. Jeśli wsuniesz dłoń do ziemi, powinnaś wyczuć niewielkie zgrubienie gdzieś pomiędzy nimi. Wszystko jasne? No to raz, dwa, do dzieła.
Kostka - zabiegi pielęgnacyjne: 1 i 2 - Obcinanie zeschniętych kolców nie nastręczyło Ci większych trudności, tak samo jak podlanie tentakuli, w końcu co to za sztuka podnieść i przechylić konewkę? Tymczasem jeśli chodzi o lekarstwo to już nie było tak kolorowo. Za żadne skarby nie mogłaś wyczuć zgrubienia, o którym mówiła Elleander i roślina znowu prawie Cię ugryzła, bo za długo przy niej majstrowałaś. Po kontrolnym pacnięciu jej w mackę opanowała się jednak, a kobieta jeszcze raz pokazała Ci gdzie i jak powinnaś go szukać. 3 i 4 - Poszło Ci kiepsko i to bardzo. Nie poradziłaś sobie z odróżnianiem zdrowych kolców od tych, które powinnaś odciąć i bardzo skrzywdziłaś w ten sposób wracającą do zdrowia roślinę. Dodatkowo ją przelałaś, a woda malowniczo rozlała się po posadzce, gdy wszystko przeciekło przez spód donicy. Elleander nie pozwoliła Ci samodzielnie umieścić lekarstwa, bojąc się, że w ten sposób wyda na tentakulę wyrok śmierci i skończyła wszystko sama, po drodze tłumacząc Ci wszystkie Twoje błędy. Przy takim nauczycielu, następnym razem powinnaś sobie świetnie poradzić. 5 i 6 - Wymiatasz! Wszystko o co poprosiła Cię Elleander wykonałaś nie dość, że szybko to i sprawnie. Roślina zdecydowanie wygląda lepiej i masz prawo wręcz pękać z dumy.
Kostka - czystość: Parzysta - Prawdziwa z Ciebie perfekcjonistka, czyż nie? Przebrnęłaś przez opiekę nad tentakulą w wyjątkowo dobrym stanie. Nawet fragment Twojego ubrania nie pobrudził się od ziemi, a paznokcie raczej nie będą wymagały aż tak wielu poprawek. Nieparzysta - Okropnie nabrudziłaś nie tylko wokół siebie, ale i na sobie. Twoje ciuchy są całe uwalane ziemią, a buty przemokły, gdy nieopatrznie wylałaś wodę z konewki, czego wcześniej nawet nie spostrzegłaś. Włos miałaś rozwiany, a o paznokciach lepiej nawet nie wspominać. Dobrze by było, gdyby nikt Cię nie zobaczył w tym stanie, inaczej będzie miał używanie.
Nic dziwnego - pomyślała Mandy, kiedy została pochwalona przez zielarkę. Trochę się jednak zawiodła, że roślince opadły kolce - w końcu tak dobrze jej szło! Mimo to posłuchała rad Elleander i już po chwili wyczuła pod opuszkami palców dziwne zgrubienie między mackami tentakuli. Czuła się dość niezręcznie, grzebiąc w ziemi, ale czego się nie robi dla magicznych kart? (No właśnie, tego) Zgodnie z wolą kobiety, Saunders wsunęła pałeczkę w rdzeń rośliny. Zrobiła to błyskawicznie i dokładnie tak, że aż była z siebie dumna. - I jak? - spytała retorycznie, wiedząc, że zostanie pochwalona. Rozejrzała się w okół siebie i z rozczarowaniem stwierdziła, że nie jest do końca tak idealnie. Zmęczona tą całą ciężką pracą, przeczesała włosy dłonią i teraz nie tylko ręce od łokcia w dół miała brudne z ziemi, ale włosy też lepiły się z brudu. Oprócz tego dookoła siebie zrobiła niemały syf - woda z konewki lała się strugami, tworząc w okół niej i Elleander kałużę błota. Ubranie też miała całe brudne i poszargane przez roślinę, a o makijażu już nie wspomnę. Całe szczęście nikt miał jej nie zobaczyć. Z resztą i tak prawie skończyła swoją robotę i zaraz pewnie szybko wróci do dormitorium. Nikt się nawet nie spostrzeże, że MMS doprowadziła się do takiego stanu - Ja w to nie wierzę... - odparła, kiedy ujrzała swoje odbicie w szybie szklarni.
Elleander była całkiem zadowolona z tego jak wygląda teraz jej tentakula. Lekarstwo, które tak sprawnie Saunders wsunęła w donicę, niemalże natychmiast sprawiło, że roślina odzyskała odrobinę wigoru. Jej macki poruszały się teraz lekko, ale nawet nie próbowała pełznąc nimi w stronę ubrudzonej i spoconej duchotą pomieszczenia dziewczyny. Może nawet była jej wdzięczna za opiekę? Możliwe, w końcu czemu nie? - Dobrze. - odpowiedziała, jak zawsze oszczędna w słowach, ale zaraz uśmiechnęła się do MMS. - Jestem zaskoczona sprawnością Twojego przesadzania. Nie myślałaś nigdy nad spełnianiem się w przyszłości jako opiekunka roślin? Rzuciła to raczej mimochodem, bo teraz była bardzo zajęta sprzątaniem bałaganu, który blondynka po sobie zostawiła. Zmyła szybko wodę, a ziemię zgarnęła sprawnie do worków, które z kolei ustawiła w równym rzędzie pod ścianką cieplarni. - Dziękuję Ci za pomoc. - zwróciła się jeszcze do Krukonki i gdy już wytarła ręce w białą, zadziwiająco czystą ściereczkę, jak na warunki ciągłego grzebania w ziemi, skierowała różdżkę w kartę, która wciąż jaśniała nad głowami kobiet. Zmniejszyła ją i chwytając w dłonie podała Mandy z uśmiechem. - Proszę bardzo, teraz możesz odebrać swoją nagrodę. - i w ten sposób obie opuściły cieplarnię. Saunders cała ubłocona i przemoczona, a Elleander dźwigając olbrzymią donicę z wyjątkowo rozochoconą tentakulą.
[ztx2]
______________________
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Ettie naprawdę zaszalała w tym roku szkolnym. Nie dość, ze postanowiła systematycznie uczęszczać na wszystkie lekcje (co wychodziło jej całkiem nieźle), to uparła się, że będzie ze wszystkich przedmiotów dobra. Pozapisywała się na tyle dodatkowych zajęć, na ile się dało, włączając w to te, z których zawsze była beznadziejna. Z zielarstwa na przykład. Nawet kaktusy jej umierały, ale zamiast dać biednym roślinkom spokój, doszła do wniosku, że praktyka czyni mistrza i brała się za hodowanie kolejnych. Jak się jednak okazało upór to nie wszystko. Jej zielonych podopiecznych, jednego po drugim, szlag trafiał. Oczywiście nie zamierzała się poddać. Potrzebowała tylko pomocy kogoś bardziej ogarniętego. Poprosiła @Dulce Reina Miramon z kilku powodów. Po pierwsze - Hiszpanka była jedną z najbardziej ogarniętych osób jakie znała. Po drugie - nie krępowała się przy niej. Ettie nie lubiła przyznawać się, że czegoś nie umie. Przy Reinie natomiast czuła się swobodnie nawet ze swoimi niedoskonałościami. I w końcu po trzecie, ale zdecydowanie najważniejsze - chciała spędzić z nią więcej czasu. Na dobrą sprawę od wakacji widywały się tylko na lekcjach. Tak więc w piękny sobotni poranek dziewczyny udały się do cieplarni nr 3. Wybór akurat tej szklarni należał oczywiście do Ettie. Ostatnimi czasy zajmowanie się czymś co nie zagrażało przynajmniej jej życiu uważała za stratę czasu. Tak już bywa, że instynkt samozachowawczy się uwstecznia, kiedy całe życie jest się trzymanym pod kloszem. - Zapraszam - otworzyła drzwi do szklarni i z ukłonem wpuściła do środka Dulce - Byłaś tu już? Prawie nigdy nie mamy tu zajęć, a to tu tak naprawdę rosną te ciekawe rośliny - weszła w głąb cieplarni przyglądając się z zainteresowaniem okazom. Jeszcze jeden plus tego, że przyszła tu z Reiną - jak coś im tu zrobi krzywdę, pewnie będzie umiała je wyleczyć. - To co hodujemy? - odwróciła się do przyjaciółki z szelmowskim uśmiechem, a w jej oczach tańczyły wesołe iskierki, jak zawsze kiedy miała zabrać się za coś potencjalnie niebezpiecznego - Szeptnik karmazynowy, łzę księżyca, tentakulę...?
The author of this message was banned from the forum - See the message
Rośliny były częścią zainteresowań młodej Hiszpanki tylko i wyłącznie ze względu na zastosowanie w eliksirach i chęć pracy w przyszłości jako uzdrowiciel. Gdyby nie to dmuchałaby na ten przedmiot. Tak czy inaczej dziewczyny udały się do szklarni wypełnionej masą przeróżnych roślin, grzybów, mchów i porostów. Dulce od razu miała wrażenie, że nie powinna tu się znajdować, o czym zainformował ją chłodny dreszcz na karku, który nastroszył jej włosy. - Sama nie wiem, musimy zobaczyć jakie są tu okazy i znaleźć sprzęt potrzebny do tego byśmy mogły cokolwiek tu podziałać - nie patrzyła wcale na nią tylko lustrowała uważnie rośliny, które górowały nad nimi. Część miała kolce, wyspecjalizowane kielichy do wabienia owadów. Miała nadzieję, że nie zostaną pożarte przez żadną z nich. Było by szczytem głupoty zginąć w paszczy jakiegoś zielska. - Chodź, zdejmiemy kurtki, tu jest dostatecznie ciepło, zobaczymy jaki jest sprzęt. Właśnie, wolisz coś wyhodować sama, czy też wolisz zaopiekować się ze mną jakąś roślinką która już tu jest? - zapytała się Ettie i poszła w głąb szklarni w poszukiwaniu jakiegoś pokoiku, w którym mogłyby zostawić kurtki, czy przebrać się w stare ubrania, których nie będzie szkoda wyrzucić, gdy się podrą.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Zauważyła niepewne spojrzenie, które Dulce rzucała roślinom i przez moment zastanawiała się czy nie zrobiła źle, upietając się na tę cieplarnię. Tylko przez moment. Była pewna, że w razie jakby co, będzie w stanie obronić je przed zabójczymi pędami. To były przecież tylko rośliny - można je było w ostateczności po prostu spalić. Chciała zapewnić Krukonkę, że nie pozwoli, żeby cokolwiek jej się stało, ale doszła do wniosku, że brzmi to dziwnie i pompatycznie, i ostatecznie zrezygnowała. Właściwie to nie miałaby nic przeciwko, żeby zaatakowały je rośliny. Wizja siebie wyciągającej Reinę z objęć diabelskich sideł, pociągała ją nawet bardziej niż dotychczasowe wyobrażenia ratowania z najróżniejszych tarapatów samej siebie. - Zaopiekujmy się czymś co już tu rośnie - odpowiedziała po chwili namysłu, wyplątując się z szalika - Trochę mi się nie chce czekać aż coś nam wykiełkuje wyrośnie. Jeszcze mi się znuszi zanim zacznie być ciekawie. Nawet przed samą sobą nie była w stanie ukryć, że ma słomiany zapał. Osobiście zbytnio się tym nie przejmowała. Chciała spróbować w życiu wszystkiego, przynajmniej dopóki nie znajdzie jakiejś prawdziwej pasji. Jeżeli tylko dla za zasady, marnowałaby czas na zaczęte działalności, które jednak jej nie wciągnęły, mogło nie starczyć jej czasu na odkrycie prawdziwego hobby.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Rośliny, roślinami, ludzie zazwyczaj je ignorowali. Niesłusznie. Wyposażone w jady, trucizny, toksyny były zabić trzydzieści takich Harriett Wykeham, zanim wypowie jakiekolwiek zaklęcie. Ba, zanim pomyśli o stosownym. Najwyraźniej była pozbawiona podstawowych instynktów jak samozachowawczy. Były tu we dwie i Dulce liczyła na to, że będzie mogła jej udzielić pomocy medycznej w razie nieszczęśliwego wypadku. -Psilocybe semilanceata - wskazała Gryfonce dziwnie wyglądające grzybki. - Nie sądziłam, że tu takie coś hodują. Ciekawe do jakiego to eliksiru... - zaśmiała się i pospieszyła z wyjaśnieniem. - Ten grzyb jest halucynogenny, ciekawe czy ktoś z uczniów to tu zasadził, czy profesorów, tak czy inaczej, ciekawie - mówiła przechadzając się między grzędami i szukając zaplecza. Rozpięła kurtkę, czapkę cisnęła gdzieś w kieszeń, a szalik luźno zwisał na karku. - Chodź, znalazłam chyba szatnię - przywołała Ettie, gestem dłoni, otworzyła drzwi. Wewnątrz było mnóstwo narzędzi do pielęgnacji ogrodu, grabie, łopaty, rękawice, taczka, konewki, nawóz, w tym i strój roboczy. Dulce wcisnęła się w kąt gdzieś ze swoimi gratami, zdjęła torbę, a kurtkę powiesiła na haku. Zaczęła przeglądać ubrania, które będą dla niej odpowiednie, w końcu jeden z nich zdjęła. Ściągnęła z siebie bluzę i koszulkę pozostając w samym biustonoszu, czarnym, gładkim. Zrzuciła z siebie spodnie. Bieliznę miała również czarną z lądującym hipogryfem na tylnej części majtek.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Ettie przez większość społeczeństwa była postrzegana jako życiowa pierdoła. Trudno ich dziwić. Właściwie wszystkie codzienne czynności kompletnie w jakimś tam stopniu partaczyła. Skoro nie przy najprostszych i rutynowych aktywnościach sprawiała wrażenie, jakby miała dwie lewe ręce, każdą działającą bez konsultacji z drugą, to jak niby miała sobie radzić w nieprzewidywalnych sytuacjach, gdzie trzeba wykazać się refleksem i jasnością umysłu. Ale tu właśnie był pies pogrzebany. Codzienność była nieskomplikowana. Każdy dzień był podobny do poprzednich, kolejne wydarzenia oczekiwane i z góry można było założyć, co stanie się zarówno za minutę, jak i za kilka godzin. Wystarczyło trzymać się pewnych norm, tak jak przepisu przy warzeniu eliksiru. W tych prostych, działających według planu sytuacjach, Ettie nie czuła nawet potrzeby koncentracji. Jednak w momentach, gdy wszystko wymykało się spod kontroli i waliło na głowę w dziewczynie budził się nagle potencjał. Jej umysł działał trzeźwo i szybko, współgrając z ciałem. Maksymalnie skupiała się na celu. Żyłą szybko, na ostatnią chwilę, prowokując wypadki. Nic dziwnego skoro dopiero wtedy czuła, że naprawdę jest. Spojrzała na grzyba wskazanego przez Krukonkę. Uśmiechnęła się delikatnie w odpowiedzi na jej rozbawienie i dokładnie zapamiętała sobie wygląd grzyba. Już raz spróbowała halucynogennej rośliny i od tamtej pory musiała borykać się z jednym z najbardziej ograniczających lęków na świecie. Spośród wszystkich trujących, duszących, zaopatrzonych w kolce roślin znajdujących się w cieplarni, te niepozorne grzybki budziły jej największy niepokój. Oderwała od nich wzrok, kiedy Dulce ją zawołała. Weszła za nią do schowka i również zaczęła szukać sobie kombinezonu. - Dlaczego twórcy ubrań zakładają, że jak ktoś ma powyżej 60 cali, jest od razu barczysty jak minotaur? - sarknęła, zwracając wzrok na Hiszpankę. Jej widocznie bardziej poszczęściło się w poszukiwaniach, bo właśnie ściągała z siebie ciuchy. Ettie znieruchomiała przyglądając się jak dziewczyna ściąga koszulkę i wyłączywszy się kompletnie, kontemplowała każdy jej szczegół - gładką skórę, włosy miękko opadające na smukłą szyję, kuszące dołeczki nad pośladkami... Jakie dołeczki?! Ocknęła się i szybko odwróciła do kombinezonów, przekładając je szybko. - Fajne majtki - rzuciła pierwsze lepsze wytłumaczenie swojego wgapiania się, jaki przyszło jej do głowy, nie odwracając wzroku od ogrodniczek. Mózgu, co do cholery?! Nie mogąc się dłużej skupić na szukaniu właściwego rozmiaru, chwyciła pierwsze lepsze i pośpiesznie zaczęła się rozbierać. Rzuciła gdzieś w kąt ubrania i stojąc tylko w czerwonych bokserkach, staniku z flagą Wielkiej Brytanii i długich wełnianych skarpetkach, przyjrzała się w końcu wybranemu kombinezonowi. Z powodzeniem mógłby go nosić yeti. Rzuciła go na stertę własnych ubrań i chwyciła pierwszy wiszący obok. - Nie ten mi się chwycił - uśmiechnęła się zakłopotana do Reiny, modląc się, żeby nowy był lepiej dopasowany. Wciągnęła go na siebie i z ulgą stwierdziła, że nie wisi za bardzo. Rękawy były trochę przydługie, ale podwinęła je do łokci. Szybko wskoczyła w kalosze i, związała włosy w prosty kucyk i podskoczywszy, klasnęła w dłonie. - Gotowe! - wyszczerzyła zęby już z typowym dla siebie entuzjazmem - Co dalej szefie?
Ostatnio zmieniony przez Harriette Wykeham dnia Pon Kwi 10 2017, 03:25, w całości zmieniany 1 raz
The author of this message was banned from the forum - See the message
-Co? - zupełnie nie zrozumiała słów o minotaurze, sześćdziesięciu calach. O co mogło jej chodzić? Zwróciła swoje orzechowe oczy na dziewczynę nie bardzo rozumiejąc. Była w czerwonych bokserkach, biustonoszu z flagą. "Chyba musi być patriotką, czemu ja sobie nie kupiłam takiego?" Bezczelnie gapiła się na jej biust kontemplując nadruk do momentu, gdy zauważyła skarpetki. - Skarpety antygwałtki?- rzuciła śmiejąc się. Doprawdy nie ma nic śmieszniejszego niż wełniane skarpetki. - Jako pas cnoty? - ciągnęła i podeszła do niej bliżej, gdy jeszcze była w samej bieliźnie. Górowała nad nią o kilka centymetrów. Urosło się jej od wakacji. Przynajmniej z jakieś dziesięć centymetrów i wszystko zapowiadało, że jeszcze urośnie. - Nóg też nie depilujesz co by cię jakiś zadziorny mężczyzna nie chciał uwieść? - wyszczerzyła się do Ettie i miała nadzieję, że się nie obrazi zupełnie za te słowa. Dla wzmocnienia, że tylko żartuje, dźgnęła ją palcem w boczek, gdzieś między żebrami. - Masz łaskotki? - nie zamierzała czekać na odpowiedź i bez pardonu zaczęła zaczepiać jej skórę w talii pazurkami, delikatnie by aby przypadkiem nie podrapać dziewczyny nazbyt mocno.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Raczej nie była ogromną patriotką. Flaga Wielkiej Brytanii była po prostu bardzo fajna. Poza tym znalezienie poważnego stanika, na te jej małe, ledwie widoczne piersi, graniczyło z cudem. Od razu widać, że Reina nie była Brytyjką. Tylko ktoś, kto nie zasmakował w brytyjski humor, mógł uznać skarpety za najśmieszniejszą rzecz na świecie. Ettie uniosła brwi, po czym uśmiechnęła się złośliwie. - Śmiej się, śmiej. Drobna uwaga: zanim już uciekniesz do cieplutkiej Hiszpanii, bo będziesz mieć dość zmarzniętych i przemoczonych nóg, przyjdź do mnie. Pożyczę ci jakieś porządne ciuchy – wyszczerzyła do niej zęby, chciała się droczyć, to okej. Ett była ogromną fanką wełny. Lubiła kiedy było jej mięciutko i cieplutko, a kwestie tego, jak podoba się to innym, miała w głębokim poważaniu. - Nie! – krzyknęła, kiedy Hiszpanka zaczęła ją łaskotać. Oczywiście nie było to odpowiedzią na pytanie, a przynajmniej nie prawdziwą. Chwyciła Dulce za rękę trzymając ją z dala od swojego brzucha. Nienawidziła łaskotek. To była forma tortur, którą jakiś debil uznał za dozwoloną tylko dlatego, że ofiara nie mogła przestać się śmiać – Proszę cię, nie – jęknęła ze śmiechem – Nie panuje nad sobą jak się mnie łaskoczę – czemu nikt nigdy nie słuchał jej, kiedy to mówiła? Najokropniejsza w łaskotkach była konieczność kontrolowania odruchowej chęci obrony. Jej ciało chciało bić, gryźć, kopać, byle tylko uciec, ale ona nie chciała skrzywdzić Dulce. Trudno jednak było wziąć ją na poważnie, skoro sama niemal płakała ze śmiechu. Ponieważ dziewczyna nie przestawała, Ettie chwyciła ją mocno za ramię, wykręciła lekko do tyłu i przytrzymując jej drugą rękę, przyciągnęła ją tyłem do siebie. Lata naparzania tłuczków zamknęły w jej niepozornych ramionkach wystarczająco dużo siły, żeby powstrzymać kogoś mniej więcej swoich gabarytów. Oparła brodę na jej ramieniu i wciąż jeszcze zadyszana po łaskotkach, wyszeptała jej w ucho: - Grzecznie Reina – w jej głosie słychać było, że żartuje – Bo rzucę cię laqueushiems na pożarcie.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Kto nie kochał kogoś łaskotać, niechaj pierwszy rzuci kamieniem. A kto lubił być poddawany takim pieszczotom? Nikt. Zdecydowanie. Dopóki, gdy nie poczuła jak krępuje ją Gryfonka, wszystko było śmieszne. Czuła ciepły oddech dziewczyny, który drażnił jej ucho. Krew zahuczała w żyłach a serce przyspieszyło, kiedy położyła brodę na ramieniu. Do tej pory zwlekała z odpowiedzią. - Nie wiesz, że Hiszpanki są gorące? - mówiła w swoim rodzimym języku specjalnie drażniąc się z nią. - Mamy płomienną krew i ciała, więc trochę mrozu nie jest nam groźna - zaśmiała się pod nosem poruszyła biodrami próbując zjechać nieco niżej do jej kolan tyłkiem. - Zawsze mogę się rozgrzać przy flamenco - to słowo musiała znać, było rozpoznawalne we wszystkich językach świata. Przełożyła głowę przez ramię. Była wyciągnięta w dziwacznej pozie, a jej ramie tworzyło idealną dźwignię do złamania w łokciu. Z pomiędzy przydużej koszulki, między piersiami zadyndał wisiorek, zawieszka srebrna. Prezent z pamiętnego dnia w parku. Tym parku, gdzie się poznały. Prócz listu dostała medalion po prababce, czemu akurat ona, do tej pory nie wiedziała. Była jednak ciekawa w czym była dobra, może tak jak ona w uzdrawianiu? Wyswobodziła dłoń z uścisku Gryfonki i wyszczerzyła się. - Oj Ettie, ubranie nie musi być tylko wygodne, ale i ładne. - uśmiechnęła się ponownie.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Zdjęła głowę z jej ramienia, by móc lepiej widzieć jej profil. - Wiesz, że ja nic z tego nie rozumiem? - przypomniała jej z rozbawieniem. Pozostawało jej domyślić się co mówiła do niej dziewczyna. Podobno z Hiszpanami było to łatwe, bo dużo gestykulowali. Ponieważ jednak Reina była zakleszczona w jej objęciach, ta opcja odpadała. Wyłapała gdzieś z potoku słów "flamenco", ale nie była tego do końca pewna. Szczególnie, że nie przychodziło jej do głowy jak to się mogło mieć do ich rozmowy. No chyba, że wygibasy, którymi Krukonka próbowała wydostać się z jej uścisku były flamenco. W sumie to Ettie nie miała pojęcia jak ten taniec wygląda. Rozluźniła chwyt, widząc, że Dulce zaraz pewnie się połamie. Zmarszczyła nosek na uwagę dziewczyny. Wełna była jej ulubionym materiałem i uwielbiała dziergane rzeczy. Jej zdaniem mało było równie pięknych rzeczy, co udany ścieg, niezależnie jaki. - Mi się moje podoba - oświadczyła lekko naburmuszona - I w nosie mam co o nim myślą faceci, i co ty zresztą też - żartobliwie pokazała jej język, żeby przypadkiem Reina nie pomyślała, że obraziła się naprawdę.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Postanowiła wyjaśnić wszystko Gryfonce uprzednio wywracając oczami w dość sugestywny sposób. - Nieznajomość języków obcych szkodzi, gdyby nie moja znajomość angielskiego nie byłoby mnie tu dzisiaj, ale mówiłam mniej więcej, że Hiszpanki są gorące o płomiennej krwi, więc ciężko jest im zmarznąć, zawsze można zatańczyć flamenco - zrobiła krótką pauzę. - Wiesz, to niby najbardziej zmysłowy taniec jaki istnieje, jest ponętny, a mężczyźni doznają wylewu krwi do pewnych organów na widok pół obnażonego zza sukni uda - parsknęła śmiechem i machnęła na to serdecznie ręką. Nie skomentowała nawet słów dziewczynie odnośnie ubioru, obeszła ją i klepnęła w pośladek. -Chodź, że już, trzeba rozsadzić rośliny- powiedziała i wyszła z szatni, tam gdzie widziała ostatnio rozsady aloesa uzbrojonego. Przeniosła go na grzędy i użyła zaklęcia lewitacji by wyciągnąć sadzonkę bez uszkadzania korzeni. Wsadziła w dołek i zasypała go już ręcznie delikatnie ubijając ziemię. Kiedy Gryfonka dołączyła do Dulce, spojrzała tylko na nią przez chwilę. - Em? Ett? - zaczęła dość niepewnie, nawet jak na nią. - Jest jakiś chłopak który ci się podoba w Hogwarcie? Ja nie poznałam ich zbyt wielu? - zapytała nieco zniżonym tonem głosu, jakby się bała, że przyłapie je ktoś na czymś nielegalnym. Wyrwała kolejną sadzonkę z donicy i włożyła w ziemię, zasypała i lekko ugniotła w ziemi. - W ogóle jacy ci się faceci podobają? - przywołała zaklęciem konewkę z drugiego końca szklarni i podlała zasadzone sadzonki, zabrała się za kolejne.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Ze skwaszoną miną przemilczała komentarz Dulce o znajomości języków. Nie można było temu zaprzeczyć, ale łatwo było mówić to komuś, kto sobie jeździł po świecie i mieszkał tysiąc mil od domu. Ettie musiała stoczyć istną bitwę o to, żeby pojechać na wakacje ze szkołą. Nawet do Londynu sama się wybrać nie mogła. Gdzie niby miałaby tych języków używać? Zaś nauczenie jej czegoś, nie dając motywacji w postaci praktycznego użycia tych umiejętności było równie skuteczne co uczenie kota żonglerki. Chciała w prawdzie zwiedzić cały świat, miała jednak świadomość, że póki jest zależna od ojca, może sobie co najwyżej pozwiedzać ulicę, przy której stał jej dom. - Serio? Z powodu głupiego uda? - spytała zaskoczona - A to nie jest tak, że w Hiszpanii wszyscy chodzą na wpół obnażeni, bo jest gorąco? Ettie tak właśnie wyobrażała sobie każdy ciepły kraj. Jej wystarczał promyk słońca, żeby zacząć zrzucać z siebie ciuchy i wyeksponować na nie jak najbardziej. W Anglii trzeba było korzystać z niego pełną gębą, zanim znów schowa się za deszczowymi chmurami. Stanęła obok Dulce, przyglądając się jak rozsadza aloesy. - Robią coś ciekawego? - spytała patrząc na nie sceptycznie, ale zaraz potem wyszczerzyła się do siebie - Aportują? Żonglują? Lepią garnki? - nie da się ukryć, że rośliny były trochę nudne. Nie liczyła oczywiście na to, że będą wyrabiały ceramikę (tak na dobrą sprawę to też byłoby nudne), ale mogłyby na przykład postrzelać kolcami, kiedy źle się je chwyci albo próbować odgryźć rękę... - A bo ja wiem... - wzruszyła ramionami na jej pytanie. Przesunęła jakieś roślinki stojące w doniczkach na stole obok grządek, usiadła na ich miejscu i majtając nogami, przyglądała się Hiszpance. Praca oczami Ettie: jak nic się nie wali, to można posiedzieć - Zależy co lubisz, mi tam żaden nie wpadł w oko - nie lubiła tematu chłopaków w ogóle, a niestety była w takim wieku, że wszystkie jej koleżanki non stop o nich gadały. Zaczynała się nawet zastanawiać czy to z nią przypadkiem nie jest coś nie tak. Pozostałe dziewczyny albo miały chłopaków, albo do jakichś wzdychały. A ona... Ona co najwyżej widziała w chłopakach kompanów do swoich szaleństw - Nie mam pojęcia - jęknęła znudzona tematem - I tak zawsze wychodzi tak, że ludzie zakochują się w kimś zupełnie nie pasującym do ich preferencji i nagle okazuje się, że nie ważne czy ma niebieskie oczy, albo czy gra na gitarze - podzieliła się z nią swoim spostrzeżeniem - Zresztą nie wiem, nie znam się. Wiesz, że się nawet nigdy nie całowałam? - raczej nie chwaliła się tym na prawo i lewo. Słuchając o doświadczeniach niektórych swoich znajomych, zastanawiała się raczej, czy jej brak miłosnych przygód nie był przypadkiem powodem do wstydu. Ale to przecież nie była jej wina. Nie była jakaś niesamowicie cnotliwa, jej się po prostu nikt nie podobał. Dlaczego miała robić coś na co nie czuła ochoty, tylko po to żeby mieścić się w średniej.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Niemal zesztywniała gdy zadała tak bezsensowne pytanie. Uniosła nieco brew ze wzrokiem wlepionym w kolejną sadzonkę, którą umieściła w glebie i mocno docisnęła. Westchnęła. Nie wiadomo czy to od pracy, czy od tego dziwnego pytania Ettie. - Oj Ettie, chodzą, ale taniec jest zmysłowy. Suknia zakrywa to co powinna zakrywać i odsłania w pewnych momentach kawałek ciała. A to co jest w pół odkryte, a w pół zakryte daje pole dla wyobraźni. Moja mama mawia, że nie dlatego, mężczyźni kochają kobiece nogi, bo są długie i zgrabne, lecz myślą o tym co jest pomiędzy nimi - kaszlnęła sugestywnie. Kiedy to ona rozmawiała z mamusią o takich sprawach? Przed wakacjami? Kiedy to wybierała się do Anglii a później Kolumbii? Matka jak to matka, chciała najlepiej przygotować swoje dziecko na to, co czeka ją w obcym, prawie dorosłym życiu. Nie pamiętała, czy się kiedykolwiek bardziej wstydziła tej rozmowy. Nie, był jeszcze przecież uzdrowiciel, dokładniej uzdrowicielka. Do której poszła po powrocie z wakacji. Chyba już nawet wtedy poznała wesołą Gryfonkę. - Leczą, ubierają, żywią, można z nich robić eliksiry - uśmiechnęła się do sceptycznej Ettie, która najwyraźniej migała się od pracy, ale to jej sprawa jeśli nie chce się niczego nauczyć. Obie mogły skorzystać na tej przyjaźni, Dulce właśnie to robiła, kiedy rozmawiała. Potrzebowała kogoś bliskiego w swoim wieku, kto zrozumie jej uczucia. Clarissa, też była jej dobrą przyjaciółką, ale była starsza, nie chciała obarczać ją problemami. W dodatku w ciąży. Tym bardziej nie chciała. - Mi też jakoś nie, pierwszego chłopaka jakiego poznałam był Ben Rogers, później, poznałam chyba pół jego rodziny, jednak nie znam tylko jego starszego brata - zrobiło się jej ciepło na sercu gdy o nim wspomniała i mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. - Jest strasznie miły, gapowaty, ale miły. Od razu go polubiłam, jednak zdaje mi się, że to nie jest facet dla mnie. Mam wrażenie, że jest niezaradny życiowo - podzieliła się swoimi spostrzeżeniami. - Poza tym - ciągnęła temat dalej. - Chyba nie w moim guście, raczej z niego dobry kolega, niż facet - zaśmiała się na myśl o tym jak pierwszy raz zobaczyła go na weselu. Ubranego w garniturek, starannie przyczesany, wyglądał trochę jak lokaj. A ona ubrała się gustownie, niewyzywająco, czyli tak jak powinna. - To co? - odparła na jej wyznanie wzruszając ramionami. - Ja też nie. W zasadzie to już kiedyś postanowiłam sobie, na razie nie mieć faceta, bo mam rzeczy bardziej pilne niż oni. Chciałabym być uzdrowicielem i na razie na tym się skupiam, bo to dla mnie priorytet, muszę udowodnić coś sobie i rodzinie - mruknęła ostatnie słowa pod nosem, tak, że nawet Gryfonka tego nie mogła usłyszeć. A może mówiła to w myślach. - Poza tym, mam złe doświadczenia w tej materii... - zaczęła i czuła, że jest winna jakieś szersze wyjaśnienia. - Moja siostra w szkole uchodziła za łatwą, ja nie chcę taka być, nie mam zamiaru. Z resztą dlatego spieprzyłam z tej szkoły, bo mnie brali za kogoś kim nie jestem. Ciągle porównywali do Candy i liczyni na nie wiadomo co. Po tym jak była w ciąży przysięgłam sobie, że nie będę robić głupot, a już z pewnością nie zabiję swojego dziecka - parsknęła z niezadowoleniem. Co z tego, że robiła złą opinię siostrze, przecież tu ją już też pewnie od tej strony poznali, co z tego, że Ettie, chyba ją znała. Chyba powinna znać prawdę o niej. Ona nie miała przed tym oporu. To Candy się załamała, gdy pojęła co się stało, że jej dziecko zmarło. Dotarło do niej, że jej życie jest bardzo beznadziejne. Później gdy zrobiła sobie tatuaż na cześć "Nélida" chciało się Dulce rzygać na jej widok jeszcze bardziej. Zupełnie jej nie rozumiała i nie chciała nawet zrozumieć powodów, dla jakich to zrobiła, jednak miała swoją teorię.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Wzruszyła tylko ramionami na odpowiedź Hiszpanki. Ona, z oczywistych względów, nigdy nie miała podobnych rozmów z mamą. Taty zaś nie zamierzała pytać o to, co pociąga mężczyzn. Fujka! Nie! Ostatnie czego by chciała, to uświadamiająca rozmowa z ojcem. Na szczęście Harrison najwidoczniej podzielał jej zdanie i w stosownym czasie wyręczył się książką na te tematy. W każdym razie i tak nie specjalnie ją obchodziło czy faceci wolą całe, czy pół uda. - Czyli nic – mruknęła rozczarowana – Gdyby nie ludzie, po prostu by sobie rosły zamulając, aż by zeschły… - taki już los rośliny, ale weź jej to wytłumacz. Nawet zrobiło jej się trochę tych aloesów szkoda. Zeskoczyła ze stołu i kucnęła przy najbliższej sadzonce – Może powinnam z nimi porozmawiać – zwróciła się do roślinki – Dzień dobry! Piękny dziś mamy dzień, nieprawdaż? Ale ta pogoda… Nie wiesz… Nie wiedziałeś… Siedzisz ciągle w szklarni… Reina, to jest strasznie głupie – spojrzała na Krukonkę znudzonym, umęczonym wzrokiem – Zatańczmy flamenco – rzuciła pierwszą, lepszą czynnością jaka jej przyszła do głowy. - Ooo! Poznałaś Rogersów! – rozpromieniła się na samo wspomnienie znajomych. Właściwie to chyba każdy znał jakiegoś Rogersa. Za dużo ich było, żeby się na jakiegoś nie natknąć. Chociaż Ben się wyłamał i nie trafił do Gryffindoru, Ett znała też jego. Pomagał jej w nauce przed SUMami, więc miał okazję dać się poznać od swojej najlepszej strony. I nie chodzi tu wcale o rozległą wiedzę, a o wyrozumiałość i cierpliwość – Axel jest super – zareklamowała szybko najstarszego Rogersa – ale ja wiem… to bardziej brato-siostrzana relacja – tak to przynajmniej odczuwała. Nigdy nie miała rodzeństwa, więc nie mogła dokładnie ocenić jak taka więź powinna wyglądać. - Mój tato jest uzdrowicielem – była to jedyna odpowiedź jaka przyszła jej do głowy. Trochę rozumiała Dulce, trochę nie i sama się w tym gubiąc, nie powiedziała nic konkretnego. Nigdy nie robiła planów. Wierzyła, że każdy jest kowalem swojego losu, ale wiedziała też, że każda kuźnia była narażona na najróżniejsze nieprzewidziane wypadki. Można chcieć zostać zawodowym graczem quidditcha, trenować ciężko całe życie, dążyć do celu po trupach i pewnego dnia poślizgnąć się w wannie i nabawić się kontuzji dyskwalifikującej na zawsze. Można było postanowić, że nie będzie się zawracało sobie głowy związkami, z powodu jakiejś wyższej racji, aż w końcu to ktoś bez naszej zgody zawróci nam w głowie i nie będzie już żadnej racji nad tą osobą. Pewnych rzeczy po prostu nie dało się zaplanować. Ettie kuła żelazo póki gorące i zawsze była gotowa Rozumiała za to zupełnie chęć udowodnienia czegoś rodzinie. Całe to jej entuzjastyczne pchanie się do wszystkiego co mogło ją zabić miało na celu udowodnienie sobie, tacie i światu, że jest w stanie poradzić sobie w najgorszych sytuacjach sama. Zamurowało ją kiedy usłyszała imię siostry Dulce. I nagle ją olśniło. Faktycznie znała już nazwisko Miramon. Wiele sytuacji właśnie nabrało sensu i Ettie nie mogła wyjść z szoku, że wcześniej się nie połapała. Od razu też zapragnęła skończyć jej temat. Lubiła plotki jak każdy, ale nie umiała ich słuchać, kiedy dotyczyły osób, które lubiła. Nie wypadało zmieniać do kogoś nastawienia, na podstawie cudzych słów, ale każda zasłyszana opinia zostawiała po sobie jakiś ślad w podświadomości. Nie chciała jednak urazić Reiny, pozwoliła więc jej kontynuować, zamierzając trochę poprzytakiwać, ale nie zwracać zbytniej uwagi na słowa. Ale słowa te jakby strzeliły ją w twarz, nie pozwalając siebie zignorować. - Jak to „zabiję”?! – spytała nienaturalnie wysokim głosem, patrząc na przyjaciółkę wielkimi oczami.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Hiszpanka poczuła, że się rumieni, próbowała to jakoś ukryć za włosami, ale wychodziło jej to średnio dobrze. Czemu w ogóle zaczynała ten temat, skoro ewidentnie Ettie nie miała ochoty go ciągnąć?Wyszła z inicjatywą, chciała się czegoś dowiedzieć w tych kwestiach, ale najwidoczniej Dulce tylko się wygłupiła z tym. Westchnęła cicho na jej uwagi. Przewróciła oczyma kiedy Gryfonka zaczęła do nich mówić. Na Merlina, była bardziej infantylna od niej. - Głupie jest twoje gadanie - burknęła niezadowolona z tego, że odwala całą pracę za Ettie, a ona nie garnie się do niczego tylko uprawia monologi z roślinami. - Przeczytaj im Inwokację, może je poruszy i zobaczymy gutację... - westchnęła z dezaprobatą, a gdy padła propozycja tańca to już Reina była zamordowana dziwnymi pomysłami dziewczyny. - A umiesz tańczyć flamenco? Ja średnio, tak z ciekawości, są jakieś tradycyjne, angielskie tańce, czy w waszej kulturze nie ma już nic rdzennego? - Brytania pod tym względem była bardzo smutnym krajem, nie mieli już tradycji, potraw. Przynajmniej tak się zdawało Dulce. Wszystko co do tej pory widziała była istnym miksem kulturowym. - Trochę tam poznałam Rogersów, ostatnio ich nie widywałam na zajęciach. Jego akurat nie poznałam, ale znając resztę jest równie pokręcony i entuzjastycznie nastawiony do życia - wyszczerzyła się na samą myśl o plaży i tym co się działo. - Wiesz co? - parsknęła śmiechem. - Jak poznałam Des, to udawałam przed nią, że jestem mugolem, było śmiesznie. Żebyś ty widziała jej minę i jak próbuje się wymigać od opowiedzenia czegokolwiek o magii. Takie durnoty wygadywała. Nawet stwierdziła, że Hogwart jest psychiatrykiem i jest na wakacjach z opiekunami - znowu wybuchła śmiechem. To była piękna akacja. Wniosła w jej życie tyle radości, a dzielenie się nią teraz z Ettie, z pewnością sprawi, że Gryfonka też poprawi sobie humor. - Na jakim oddziale? - zapytała z ciekawości. - Ja chciałabym być magiopsychiatrą, ciekawią mnie wspomnienia, leczenie ich, odnajdywanie. Są rzeczy jakie chciałabyś sobie przypomnieć? -zdjęła rękawice z dłoni, złapała Ettie za rękę i obie usiadły na skrzyni w szklarni. Chciała przez chwilkę odpocząć, kto powiedział, że magia nie męczy? Chyba nigdy nie czarował. Oparła głowę na jej ramieniu. Czemu, po co, nie wiedziała, po prostu tego chciała, czuła jakiś związek z przyjaciółką, chyba przyjaciele się dotykają, prawda? Westchnęła kiedy Gryfonka niemal krzyknęła jej w ucho. - Normalnie. Nie wiedziałaś, że była w ciąży? Nikomu w Hogwarcie o tym nie powiedziała, że prawie miała męża, który spierdolił, kiedy dowiedział się, że tak na prawdę nie wiadomo, czy to jego dziecko? - znowu zapytała retorycznie. Podniosła głowę z ramienia dziewczyny. - Candy miała chyba wtedy tyle lat co my, kiedy poznała tego swojego faceta, niedługo później zaszła z nim w ciąże. Najdziwniejsze to to, że rodzice się nie wściekli, gdy się dowiedzieli, nie chodzi o to, że mieli ją wyrzucić z domu, ale nie gloryfikować. Gratulować. - zrobiła krótką pauzę. - W każdym razie, podobno podczas balu pokłóciła się ze swoim facetem i w zemście zrobiła coś głupiego, przez co zaczęła się akcja porodowa, ale niestety Nélida nie przeżyła porodu - zaległa dłuższa cisza, która przerwała Dulce. - To nie dziecko powinno umierać, jeśli by kochała ją wolałaby sama umrzeć niż pozwolić jej, później cała szopka z pogrzebem, wielkim bólem Candy, który był tylko tanią imitacją uczuć. Chciała się tylko chronić by jej nie posadzili za morderstwo - potarła oczy palcami, czując, że ją zwyczajnie bolą. Nie chciała też patrzeć w twarz Ettie, która pewnie będzie w szoku, która może nie uwierzyć. Wstydziła się. Wstydziła się za Candy i za to co zrobiła.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
- Przecież mówienie do roślin pomaga im rosnąć, nie? – spytała, broniąc swojego pomysłu. Jej sąsiadka z najcudowniejszym ogrodem na świecie zawsze gadała do swoich, więc Ettie miała dość solidny powód, żeby w to wierzyć. - A czy umiem hodować rośliny? – spytała retorycznie – A jednak tu jestem. Kolejna uwaga Hiszpanki natychmiast starła uśmiech z jej twarzy. Oskarżanie Wielkiej Brytanii o brak tradycji było śmiałym posunięciem w towarzystwie kogoś, kto nosił flagę Zjednoczonego Królestwa na cyckach, nawet jeżeli tylko ze względów estetycznych. Nie wspominając już o tym, że historia, a w tym i obyczaje, były jednym z koników Ettie. - Pytasz poważnie?! – ściagnęła brwi. Może i tradycyjne brytyjskie tańce nie były tak rozsławione jak hiszpańskie, ale istniały. I były tylko drobinką piasku w ogromnej piaskownicy wyspiarskich tradycji i zwyczajów – Walc angielski, Morris dance, Clogging. Jak będziesz chciała je zobaczyć, to nie zapomnij przyjrzeć się tradycyjnym strojom. Herbata – zeszła nagle z tematu tańca – ile osób pytało cię w tym miesiącu na dzień dobry, czy nie masz ochoty na filiżankę? Myślę, że więcej, niż w Hiszpanii przez rok. Poza tym mamy mnóstwo tradycyjnych potraw. A kanapkę też wymyślił brytyjski earl. Halloween – przeskoczyła bez żadnych wstępów z kuchni na święta – Bonfire Night, Merliniady, Dzień kolorowych lampionów… Oszczekasz to, czy mam zacząć śpiewać Scarborough Fair?
Parsknęła śmiechem na opowieść o Destiny. - Chyba nie powinnam się jednak śmiać – zauważyła – Kto wie jakie historie ja zaczęłabym wymyślać wtedy w parku, gdybyś nie podpaliła śmietnika. - Na zakażeniach magicznych – prawdę powiedziawszy było więcej rzeczy, o których chciałaby zapomnieć niż sobie przypominać. Nie chciała jednak psuć nastrój rozważaniami na ten temat, więc zażartowała – Nie wiem. Nie pamiętam. Dlatego właśnie nie lubiła wtrącać się w niesnaski pomiędzy jej przyjaciółmi. Nie chciała oceniać Candy na podstawie opowieści Dulce. Nie wszędzie się z nią zgadzała, ale upoważniona do sądzenia niechęci Reiny do siostry, też się nie czuła. Słuchała więc bez słowa, pozwalając Hiszpance wyrzucić z siebie żale i powstrzymując się od komentarzy. Nie wytrzymała jednak kiedy Dulce zaczęła ważyć życia. Spojrzała na nią zaskoczona, po czym zeskoczyła ze stołu i kucnęła przy aloesach tyłem do Krukonki. - W Hiszpanii aresztują za poronienia? – spytała beznamiętnym głosem, grzebiąc palcem w ziemi – A może pozamykać też dzieci, które zabiły swoje matki przychodząc na świat? Dlaczego ich życie jest niby ważniejsze? Jak mogłaby winić Candidę za to, że ratowała własne życie? Nie każdy był bohaterem. W obliczu śmierci mało kto. A jej tato? Doskonale wiedziała, że gdyby 16 lat temu miał wybór, Dulce siedziałaby tu sama, a w Hogsmeade Bernadette być może uczyłaby właśnie czytać jakąś młodszą Harriette. Czy to znaczyło, że tato jej nie kochał? Czy do dziś żałował, że nie ona wtedy umarła? Myślała o tym zawsze, widząc jego rozczarowane spojrzenie, kiedy odwalała coś głupiego. Nie zamierzała myśleć o tym teraz.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Spojrzała na Gryfonkę ironicznie słysząc teorie na temat roślin i ich wzrostu pod wpływem mówienia do nich. - Równie dobrze można powiedzieć, że wokalizacja ptaków zmusza rośliny do kwitnięcia. Harriet, czasami pleciesz gorsze bzdury niż mugol - pokazała jej język. - Brakuje jeszcze teorii, że magiczne zwierzęta dostały się do naszego świata poprze koniunkcję sfer, która rozdarła pomosty między światami i sprowadziła do naszego magię, jednorożce, zeugle- zaśmiała się serdecznie do przyjaciółki. Uniosła brew do góry, gdy opowiadała o dziedzictwie kulturowym Anglii, nigdy nie sądziła, że kontynent ma tak bogatą historię, w tej kwestii była doprawdy ciemna, ale też ciekawa i chętnie chciałaby się nauczyć czegoś o zwyczajach wyspiarzy. - Rzeczywiście, kanapka skomplikowaną i wykwintną potrawą jest. Z resztą, co ja mówię, przecież pizza co danie dla plebsu z resztek ciasta i wszystkiego co znajdziesz w kuchni. W ogóle, to prawda, że w dawnych czasach królowie Anglii podbili Irlandię i w średniowieczu lud tamtych ziem cierpiał głód? Że rabowano im wszystko by zmusić do uległości? - to był nieco kontrowersyjny temat, ale bardzo była ciekawa, jakie poglądy ma jej przyjaciółka. Może wcale nie ma? Może czarodzieje nigdy nie wtrącali się w sprawy możnych, ale przecież był król Artur i słynny mag Merlin, od którego nosi teraz nazwa odznaczenia. - U nas wielkim magiem na miarę Merlina był Leonardo da Vinci. Większość mugoli go zna, ale nic nie wiedzą o jego tajnych szyfrach i czarach jakie opracował. Pracował wieczorami nad poznawaniem tajemnic ludzkiego ciała. Później musiał się zaszyć gdzieś, bo posądzano go o nekromancję. Zupełnie nie rozumiem, czemu jest zakazana - wzruszyła zrezygnowana ramionami. Przecież nauka powinna być ponad wszelakie zakazy. Nie powinno być granic poznania w magii czy się to komuś podoba czy nie. Wszystko powinno należeć tylko w wielkości czarodzieja oraz wolnej woli jakich czarów użyje. Była naiwna w tym twierdzeniu, że nikt specjalnie nie będzie torturował, zabijał, wskrzeszał, tylko dlatego, że ona by tego nie robiła. - Powyżej trzeciego miesiąca ciąży to nie jest poronienie - rzuciła cierpko i zjadliwie. co ta Harriette sobie myślała, żeby podważać zdanie Dulce, czemu miałaby niby kłamać. Kolejna osoba omamiona urokiem Candy, która będzie brała ją w obronę. Dulce zacisnęła szczęki czując złość, która w niej narastała. - Pierdolisz. Co miała niby zrobić, miała chyba szesnaście lat, jej związek zaczął się sypać, bo prawdopodobnie Leo dowiedział się, że to nie jego dziecko. Nie miała co zrobić, więc po prostu doprowadziła do tego, że Nélida zmarła, teraz udaje smutną wdowę po mężu i nieszczęśliwą matkę, nienarodzonego dziecka - splunęła na podłogę chcąc dać wyraz swojej dezaprobaty. - Kiedy się wy w końcu nauczycie, że Candy nie jest takim niewiniątkiem za jakie ją bierzecie. Wracając do pytania, żadne życie nie jest ważniejsze, ale ona zrobiła to specjalnie, to jest różnica. - podniosła worek z nawozem i rzuciła w stronę Gryfonki. - Masz, pomóż coś a nie gapisz się tylko i czekasz na gotowe - temat nie był najwygodniejszy, skoro nawet Ettie oberwało się złym humorkiem i dostała burę od Krukonki. Sama Dulce zniknęła gdzieś na chwilę na zapleczu.
Estella weszła do cieplarni i machnęła różdżką. W szklarni natychmiast zrobiło się nieco jaśniej. Gdy po raz drugi podniosła różdżkę w powietrzu ukazały się litery, układające się w pytania do wejściówki.
1. Podaj 4 znane Ci rośliny okrzyknięte jako „niebezpieczne”. (2 rośliny = 1pkt) 2. Która roślina z rodzinny jaskrowatych, większą część roku spędza pod ziemią, którą opuszcza jedynie zimą, gdy temperatura sięga około -10°C? (2pkt) 3. Podaj 2 rośliny o właściwościach leczniczych. (2pkt)
Rozejrzała się po cieplarni upewniając się czy wszystko jest na swoim miejscu. Na tej lekcji zajmą się sadzeniem nowych tentakuli, bo większość została zużyta do eliksirów. Nie można było pozwolić na to, żeby ich zabrało. Vicario osobiście zawsze interesowała się tymi roślinami. Wiedziała, że dla większości uczniów lekcja będzie równie intrygująca. Miała więc nadzieję, że na lekcji pokaże się jakaś normalna frekwencja. Podniosła jedną z tych roślin na stół i zaczęła ją badać, żeby nie popełnić żadnego błędu, za kilkanaście minut, kiedy rozpocznie zajęcia. Zajęła się tą czynnością czekając na przychodzących uczniów.
Kostki:
1. Rzucacie jedną kostką – liczba oczek odpowiada uzyskanym punktom na kartkówce. 2. Za każde 6pkt z zielarstwa możecie dodać jeden punkt do liczby oczek. 3. Drugi etap rozpocznę 9.06 jakoś pod wieczór. 4. Można się spóźniać. 5. Wszystkie niezbędne informacje do kartkówki są w spisie.
Ostatnio zmieniony przez Estella Vicario dnia Nie Cze 04 2017, 15:13, w całości zmieniany 1 raz
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Przyszedłem do cieplarni całkiem wcześnie. Nie sądziłem jednak, że aż tak wcześnie. Nie lubiłem za bardzo zielarstwa, ale potrzebowałem tego do mojego przyszłego zawodu. Skinąłem nauczycielce głową, a widząc, że jest zajęta nie przeszkadzałem jej za bardzo. Tym bardziej, że miałem naprawdę kiepskie pojęcie o roślinach. Trochę mnie nudziły. Liczyłem, więc na to, ze zajmiemy się czymś w mniejszym lub większym stopniu interesującym. Nie wytrzymam lekcji wykładowej. Rozpoznałem roślinę, przy której stała Estella. Była to bodajże jadowita tentakula, ale głowy bym sobie uciąć nie dał. Wiedziałem tylko, że to raczej nie są bezpieczne rośliny. Musiałem przyznać, że mnie to nieco zainteresowało. W końcu lubiłem ryzyko. Zerknąłem na pytania i się lekko skrzywiłem. Mogłem się domyślić, że nie będę znał odpowiedzi.
KARTKÓWKA:
1. 2. Ranunculus lunaglacies 3.
Nakreśliłem na pergaminie kilka słów i położyłem kartkówkę blisko Estelli, jednak w bezpiecznej odległości od rośliny, którą się zajmowała. Jakoś nie chciałem wylądować w skrzydle szpitalnym. Nie miałem pojęcia skąd znałem odpowiedź akurat na drugie pytanie, skoro mogłoby się wydawać, że jest najtrudniejsze. Cóż, przynajmniej na jedno odpowiedziałem. Oparłem się o stół i czekałem na kogoś znajomego i rozpoczęcie lekcji.
Kostka: 2
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget zjawiła się w cieplarni tak szybko, jak tylko mogła. Zielarstwo było jednym z jej ulubionych przedmiotów, toteż zawsze chciała pokazać się na lekcji z dobrej strony. Szkoda tylko, że nie poradziła sobie aż tak dobrze na kartkówce... Ostatnimi czasy, w związku z egzaminami, miała naprawdę wiele spraw na głowie i nie do końca radziła sobie z odpowiednią organizacją czasu, więc tak jak miesiąc temu olewała transmutację dla zielarstwa, tak w tym miesiącu stawiała na wszystko inne, tylko nie zielarstwo. Cóż, było to widoczne po samej kartkówce, którą oddała zapełnioną tylko do połowy. Nie była zadowolona, ale też nie chciała się smucić tym małym niepowodzeniem - zobaczy, jak będzie dalej. A poza tym i tak najbardziej liczą się same owutemy, prawda?
kartkówka:
1) Podaj 4 znane Ci rośliny okrzyknięte jako „niebezpieczne”. (2 rośliny = 1pkt) 1. Brzytwotrawa 2.Karmazynowy Szeptnik 3. Łza księżyca 4. Zjadacz trupów
2) Która roślina z rodzinny jaskrowatych, większą część roku spędza pod ziemią, którą opuszcza jedynie zimą, gdy temperatura sięga około -10°C? (2pkt) - 3) Podaj 2 rośliny o właściwościach leczniczych. (2pkt) 1. Korzennik Lekarski
Zjawiłem się na zajęciach u Vicario, ciekawy, co też robi się na zielarstwie. Przygody, które przeżyłem na tych lekcjach, kiedy jeszcze musiałem chodzić na nie obowiązkowo, nie należały do najprzyjemniejszych. Raz prawie umarłem przez mandragory i zdecydowanie nie miałem ręki do roślin. Coś tam wiedziałem, pewnie, znałem zastosowanie niektórych roślin, szczególnie jeśli występowały w składach wróżbiarskich kadzideł, ale geniuszem w tej dziedzinie nie byłem. Pojawiłem się w cieplarni i usadowiłem się gdzieś w okolicach młodszej Hudson, zerkając jej trochę przez ramię przy pisaniu swojej kartkówki. Oddałem kartkę szybko, nie spodziewając się najlepszego wyniku. Swoją drogą tamta też się nie popisała...
kartkówka:
1) Podaj 4 znane Ci rośliny okrzyknięte jako „niebezpieczne”. (2 rośliny = 1pkt) 1. Brzytwotrawa 2.Karmazynowy Szeptnik 3. Łza księżyca 4. Zjadacz trupów 3) Podaj 2 rośliny o właściwościach leczniczych. (2pkt) 1. Korzennik Lekarski