Klasa jest bardzo dobrze oświetlona. Z tyłu obok regałów znajduje się zaplecze, w którym magazynowane są zaczarowane manekiny - idealne do ćwiczeń uzdrawiających. Są bardzo cennym nabytkiem profesor Blanc oraz innych nauczycieli magii leczniczej. Są zamknięte na żelazny klucz.
Autor
Wiadomość
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Etap I Wynik literki: E - 40,1°C Wynik kostki k6: 6 - I Obowiązujące przerzuty: 1/1
Nie czuł się tego dnia za specjalnie dobrze. Sam do końca nie wiedział czy coś go rozkładało, czy najzwyczajniej w świecie ogarniało go powoli chroniczne zmęczenie, na które nie było innego lekarstwa jak po prostu odpoczynek. Chociaż musiał przyznać, że w ostatnim czasie dość mocno poluzował sobie swoje reguły, bo przecież coś kompletnie innego zaczęło zawracać mu głowę niż nauka. Jak więc zatem się stało to, że spóźnił się i to całkiem sporo na spotkanie Laboratorium Medycznego? Niespecjalnie chciał chyba być przytomnym ostatnie kilka godzin oddając się w międzyczasie w błogie objęcia Orfeusza i słodko, i spokojnie drzemiąc w dormitorium. Nim finalnie się przebudził i zorientował, gdzie właściwie powinien być było już za późno.
Wbiegł do sali niczym rażony prądem szukając wolnego miejsca. Momentalnie wypatrzył te obok @Lucas Sinclair i właśnie tam posadził swoje szanowne cztery litery. Nadal nie prezentował się za dobrze – do ogólnych objawów zmęczenia, jakimi były chociażby podkrążone oczy należało dodać dość spore zaspanie. Młody Beaumont budził się z każdym krokiem coraz bardziej i bardziej, ale świeżości umysłu nie można mu było przyznać. Wypatrzył wzrokiem Felinusa, który jak się okazało niedawno, będzie prowadzić dzisiejsze zajęcia z kółka i posłał mu przepraszające spojrzeniem, dodając tak cicho, jak i na tyle głośno by ten usłyszał zwykłe: “przepraszam, za spóźnienie”. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego wygląd był w stanie dokładniej wyjaśnić co było jego powodem, ale tutaj również liczył na zrozumienie.
Kolejno jego wzrok przeskakiwał raz po raz z Lucasa na @Julia Brooks i @Sophie Sinclair. Wszystkich przywitał szerokim uśmiechem i wytężając wzrok począł rozglądać się czym właściwie się dziś zajmowali. Ze względów oczywistych nie mógł usłyszeć bogatego w wiedzę wywodu Lowella. - Hej, cześć i czołem... - Dodał niepewnie dopiero się rozglądając. Dopiero później zaczął się czuć pewniej i jakoś tak bardziej stabilniej. - Co my właściwie dziś robimy? - Spytał szeptem. Dopiero w momencie, w którym, ktoś z serdecznego grona koleżeńskiego uraczył go odpowiedzią ten lekko zdziwiony dodał. - Już ja wiem jak to się skończy... - Chłopak nie miał przyjemności korzystać z tych zaklęć wcześniej, tym większe właśnie zdawały się jego obawy.
Niemniej jednak przystąpił do pracy raz po raz zerkając na postępy innych. Generalnie to jakoś szło, jakoś wychodziło, więc czemu w sumie miało jemu nie pójść? Początkowo przyłożył swoja dłoń do manekina i już w tym momencie wiedział, że gorączkę trzeba będzie zbić. Niemniej jednak... Musiał uzyskać jakieś oficjalne informacje – bardziej dokładne niźli sama informacja, że ktoś gorączkuje. Wyciągnął swoją różdżkę i wykonując odpowiedni gest, prawie że w ostatnim momencie odchrząkując wymamrotał: - Caliditas. - Niestety iskry z końca różdżki okazały się nie być specjalnie efektywne, bo chłopak nadal nie miał bladego pojęcia jaką temperaturę ma fantom. Niemniej jednak wyszedł z założenia, ze “pierwsze koty za płoty” i teraz już dużo bardziej wyraźniej, nabierając odpowiedniej, niezgarbionej postury rzucił ponownie – Caliditas.
Jakże wielkie przeszyło go rozczarowanie, kiedy to absolutnie nic się nie stało. Ponownie iskry nie niosły za sobą, żadnego wyniku, a on sam zagryzając dolną wargę zaczął raz po raz powtarzać po sobie niczym mantrę. - Caliditas. Caliditas. Caliditas... - Nic się nadal nie działo.
Jednak irytacja w jego magicznym patyku musiała wciąż narastać, bo nagle, przy szóstej próbie rzucenia tego zaklęcia iskry faktycznie wywołały jakiś efekt! Co prawda... Niespecjalnie zamierzony. Fantom młodego Beaumonta bowiem pokrył się płomieniami od góry do dołu. To z kolei wywołało ogromne zdziwienie i szok na twarzy Gryfona, który kompletnie nie przypuszczał, że tak może skończyć się rzucanie zaklęcia. - O kurwa... - Wymamrotał nakierowując różdżkę na manekina. - Aquamenti! - Strumień wody zaczął gasić manekina i nim minęła chwila po niekontrolowanym pożarze już nie było miejsca. Niemniej jednak szok wywołany całym zajściem nie chciał zniknąć z twarzy chłopaka, a ten zbierając się całkowicie do kupy sam nie wiedział, czy powinien wziąć nowego manekina, czy raczej już, na wypadek innych wtop, pracować na tym. - Taaak... Ewidentnie gorączka. - Dodał powoli przymierzając się do dalszej pracy.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Etap I Wynik literki: J 33,8°C Wynik kostki k6: kostka 2 Obowiązujące przerzuty: x/x
Nudy, nudy, nudy. Nie miał co robić w tym zamku i generalnie miał ochotę, aby się pojawić na kolejnym kółku Lab Med. Były zajęcia poza lekcyjne i zawsze można było nałapać troszeczkę punktów, a te Puchonowi by się zdecydowanie przydały. W punktacji domów byli wprawdzie pierwsi ale dopiero rok szkolny w pełni się zaczał i wszystko może się pozmieniac jak w kalejdoskopie. Za to chyba doganiają nas Krukoni chociaż trochę innym też brakowało Gryfonom bardzo dużo. Może dostanie jakąś pochwałę jak nie opuści żadnego kółka lekcji w tym roku szkolnym. Wiktor już wątpił, żeby to było możliwe, ale zawsze. Rudzielec nie chciał się wyróżniać za bardzo wolał spokojnie wziąść sie za zadanie. Jak widać szybko ocenił sytuacje i poszkodowanego i zaczął odpowiednio działać. Wyjął swoją różdżkę z tyłu kieszeni spodni i zgodnie z instrukcją Felinusa postepował. -Caliditas. po prostu przyłożył różdżkę do ciała manekina i wypowiedział inkantacjie. Łał Puchon jedynie ucieszył się uczuciem słodkiej wygranej.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Etap II Rzucane zaklęcie: Calefieri Wynik kostki k100: kostkak100 27 Obowiązujące przerzuty: x/x
Zapisał pomiar 33,8°C idealnie odczytał temperaturę ,a zaklęcie wyszło bez problemowo. Wiktor musiał jeszcze tylko ogrzać organizm manekina powtarzał ruchy różdżką powtarzając zaklęcie w głowie. Jak się okazało to samo wypowiedzenie jest proste, o wiele trudniej niż się to pisało. -Calefieri!- powiedział zdecydowanym głosem skupiając się na manekinie aby go odpowiednio ogrzac. Jednak coś nie tak wyszło chyba rudzielcowi do tego stopnia, że za mocno ją podwyższył. -Calefieri!- powiedział miękko wdzięczne, z ruchem nadgarstka stanowczym, ale nie za szybkim. Na szczęście szybko Wiktorowi udało się zapanować nad sytuacją, zaklęcia nie sprawiały chłopakowi większych trudności. Nawet nie musiał się za długo zastanawiać bo skończył wszystko chyba w odpowiednim momencie. Jeszcze tylko musiał przecież zweryfikować i zapisać temperaturę po udanym zaklęciu i podnieść rękę a po co.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Przechadzał, lawirował między garstką, która postanowiła przyjść na Laboratorium Medyczne, spoglądając na efekty działań najróżniejszych osób. Zastanawiało go to, jaki poziom tak naprawdę reprezentują, kiedy to ciche westchnięcie wydobywało się z jego ust od czasu do czasu, ale bez jakichś większych emocji. Chuda, wysoce szczupła sylwetka przedostawała się do poszczególnych jednostek, które miały problemy, w tym do Sophie Sinclair, którą to poinstruował względem umiejętności schładzania poparzeń. Jego czekoladowe oczy nie bez powodu skupiały się na razie głównie na niej, chociaż i tak czy siak musiał spoglądać dookoła, by przypadkiem nie okazało się, że ktoś znowu podpali manekina... Ucieszył się nawet na to, iż panna Sinclair wyraziła chęć nauczenia się Fringere, co wyszło jej od razu, na co kiwnął prosto, aczkolwiek w wiadomym geście, własną głową. Jakby nie było, wcześniejsza próba użycia zaklęcia zakończyła się w taki, a nie inny sposób, dlatego miło było popatrzeć na to, iż czar uzdrowicielski, przedstawiony przez niego, akurat się udało. — Vulnera Arcuatum. — odpowiedział na jej pytanie, wszak użył zaklęcia niewerbalnie - i chociaż nie cały manekin był spalony, a jego część, o tyle jednak wymagał wcześniej drobnej pomocy. Wiedział, iż zaklęcie to jest uniwersalne, chociaż nie zawsze można go użyć; jakby nie było, posiadanie zasklepionych ze spaloną skórą ubrań we własnych mięśniach nie jest wcale aż takim przyjemnym zjawiskiem. — Tak, Fringere łagodzi, tworząc powłokę, ale ich nie leczy. Tutaj trzeba posłużyć się typowo zaklęciami z rodziny Vulnera. — oznajmił w prostym geście, by następnie przywitać się z Lucasem, który może się nie spóźnił, a po prostu wybrał inny termin działania, by tym samym wytłumaczyć mu zamysł całej lekcji, przedstawiając zaklęcia bez zbędnego pośpiechu. Wbrew pozorom i wbrew powszechnej opinii, nie był zły pod tym względem, choć tak naprawdę cenił sobie punktualność. Świadomość tego, że, stojąc tutaj w sali, ma do czynienia z zajęciami dodatkowymi, powodowała, że luźno i bez złości podchodził do osób spóźniających się bądź popełniających błędy. Przecież są tutaj, by się czegoś nauczyć, prawda? Nie bez powodu kiwnął głową w geście przywitania z Cassianem, nie zamierzając go osądzać pochopnie za przyczynę. Wyglądał tak, jakby spędził całą noc na czymś innym niż spanie, w związku z czym pod kopułą czaszki znalazły się ciche, nieme wręcz praktycznie pytania, na które nie mógł znaleźć żadnej, perfekcyjnej odpowiedzi. Tylko Beaumont wie, co tak naprawdę siedzi mu w głowie; on nie posiadał możliwości odczytywania myśli płynących beztrosko między membranami umysłu. No, dopóki nie zauważył, że chłopak kompletnie nie daje sobie rady, a na dokładkę podpalił manekina, i to przy użyciu pierwszego zaklęcia, bo wtedy zaczął snuć jakieś teorie, spiski, skandale światowe. Już miał ponownie chwycić za własny, drewniany patyczek, skupiając w nim swój magiczny (nie)potencjał, ale ponownie, zanim cokolwiek zdołał zrobić, Gryfon zdołał już zareagować. Dziwiło go to tym bardziej, że po prostu... to nie był pierwszy raz, kiedy mu coś nie wychodziło. Jakby dziwne nieszczęście trzymało się kurczowo jego piersi i nie chciało w ogóle puścić; nie bez powodu Felinus zaczął bardziej się nad tym wszystkim zastanawiać, podchodząc do manekina i jego uzdrowiciela, tudzież zbawcy. — Na spokojnie. — zapewnił go, susząc podłogę za pomocą Silverto i czyszcząc ją za pomocą prostego zaklęcia Chłoszczyść. Wiedział, że tenże przypadek jest dość specyficzny, ale koniec końców się do niego nie zrażał. — Spróbuj Fringere. Proste zaklęcie, nie powinno z nim być problemu. — zaproponował, by tym samym przedstawić działanie chłodzącej powłoki i prawidłowy ruch nadgarstka oraz inkantację. O ile oczywiście chciał, bo w przeciwnym przypadku ponownie zaleczył manekina zaklęciem i ponownie przeszedł do monitorowania postępów uczestników Laboratorium Medycznego.
Cassian, jeżeli chcesz, to rzuć literką, by przekonać się, jak poszło Ci tworzenie powłoki na poparzeniach manekina. Lucas, Ty także możesz, ale nie musisz.
Za każde 8 pkt z Zaklęć obowiązuje jeden przerzut (ze względu na to, iż za 8 pkt z Zaklęć jest to zaklęcie wczesnoszkolne).
Spółgłoska — wszystko poszło bez najmniejszego problemu; wyczarowujesz powłokę i tym samym schładzasz oparzenia, jakie to uzyskał biedny, jęczący z bólu fantom. Możesz być z siebie dumna! Po tym Felinus od razu leczy fantoma i przywraca go do stanu używalności.
Samogłoska — oho, coś idzie nie tak. Różdżka buntuje się, wydobywa z siebie śmieszne iskry, a przynajmniej tak jest na początku. Za szybki ruch dłonią? A może po prostu zła inkantacja? Niezależnie od przyczyny, trzy razy próbujesz, zanim udaje Ci się uzyskać zamierzony efekt, a Lowell leczy następnie obrażenia.
Ostatnio zmieniony przez Felinus Faolán Lowell dnia Wto Lis 10 2020, 10:21, w całości zmieniany 1 raz
Etap II Rzucane zaklęcie: Coeur Blessé Wynik kostki k100: 43 Obowiązujące przerzuty: 7/7
Szczerze, nie wiedział, że jest opcja przy sprawdzaniu temperatury ciała zająć kogoś ogniem. Ale teraz już wie. Siostrzyczka pokazała, że można. Pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym przeszedł do własnego manekina i kiedy Felinus wytłumaczył mu co dokładnie mają ćwiczyć, podziękował mu z uśmiechem i wziął się do roboty. Zanim jednak, po sprawdzeniu temperatury manekina przeszedł do zbijania gorączki, w sali pojawił się @Cassian H. Beaumont. Uśmiechnął się do Gryfona na powitanie. - Spokojnie, będzie dobrze, Cass - rzucił do niego, kiedy chłopak zaczął źle nastawiać się do zadania na fantomie. Kilka chwil później sam wyciągał różdżkę przed siebie, aby spróbować obniżyć temperaturę swojemu "pacjentowi", jednak przerwał mu widok stającego w płomieniach manekina Cassiana. - Musiał być bardzo rozpalony, to prawda - przyznał mu, rozbawiony, kiedy Beaumont opanował sytuację szybkim Aquamenti. Następnie Lowell polecił mu przećwiczenie również zaklęcia na poparzenia, a Lucas zajął się wtedy już swoim fantomem. Użył zaklęcia Coeur Blessé, a następnie ponownie Caliditas, aby dowiedzieć się czy udało mu się skutecznie pozbyć gorączki. 36,8 - prawie idealnie.
Etap I Wynik literki: F (36,2°C) Wynik kostki k6: 6J Obowiązujące przerzuty: 0/0
Weszła do sali naprawdę bezszelestnie - metodę tę opanowała już jakiś czas temu, kiedy udało jej się dołączyć do zajęć u Patola minutę po czasie. Tymczasem jednak nie chciała po prostu przeszkadzać Lowellowi, który, natchniony jak zwykle, ględził coś o temperaturach. Jeżeli rzecz się tyczy temperatury, Areigh interesowała się przede wszystkim ciepłym łóżeczkiem i dobrze schłodzonym drinkiem. No ale przyszła tu, przyszła, bo sama przed sobą przyznawała się do pewnych zaległości z uzdrawiania czy uzdrowicielstwa. A na kółku nie miała raczej szansy na utratę punktów, wobec czego wydawało się ono dużo lepszą okolicznością do nauki, niż zajęcia. Przycupnęła za @Julia Brooks i @Sophie Sinclair, jednym uchem słuchając puchona, drugim dwóch dziewczyn. Niemalże od razu dofrunął do niej jeden z nieużywanych fantomów. Arla uśmiechnęła się uprzejmie, słysząc felkowy żart o magicznej świętej trójcy i wyjęła z rękawa różdżkę, powtarzając jego ruchy. - Caliditas. - Niemalże wyszeptała, bo zawsze miała wrażenie, że zaklęcia lecznicze należy wypowiadać delikatnie i precyzyjnie, jakby na wzór mugolskiego chirurga, który zszywał jej kiedyś pęknięty łuk brwiowy. Różdżka kichnęła, wypuszczając z siebie kilka iskier i Arleigh przyłapała się na tym, że chyba odruchowo myślała o gorączce. Szybko jednak skupiła się na wyniku i przyłożyła różdżkę do powierzchni fantoma. Powtórzyła inkantację i... - Trzydzieści sześć comma dwa. - Powiedziała cicho pod nosem, tylko częściowo z własnej woli, jak gdyby ktoś włożył jej te słowa w usta. Uniosła wysoko brwi, ale zanotowała wynik na małym kawałku pergaminu i usiadła na piętach, czekając na dalsze instrukcje. Z powagi sytuacji i atmosfery skupienia wyrwał ją jednak pojękujący manekin Brooks. Zdołała naprawdę nieźle zamarkować śmiech atakiem kaszlu, ale maska powagi opadła bezpowrotnie. Sama bym tak sobie pojęczała przed Jules. - Przemknęło jej jeszcze przez myśl. Uśmiechnęła się do własnych wspomnień, ale zaraz opamiętała się, zacisnęła dłonie w pięści i zwróciła promienne spojrzenie na Felinusa. Celefieri, celefieri, celefieri, powtórzyła kilka razy bezgłośnie poruszając wargami, zerkając na swojego zmarźlaka. Starała się nie zapamiętywać zaklęcia jako "Kalafiory", ale stało się.
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Etap I Wynik literki: E - 40,1°C Wynik kostki k6: 2 Obowiązujące przerzuty: x/x
Etap II Rzucane zaklęcie: Coeur Blessé Wynik kostki k100: 83 Obowiązujące przerzuty: x/x
Cassian już się sobą nawet nie załamywał. On po prostu w przedziwny sposób zaczął akceptować to jak bardzo nie wychodzi mu magia lecznicza. Niemniej jednak uparł się, że zostanie tym magimedykiem... I nadal planował dokształcać się w tym kierunku. Była to bardzo skomplikowana i ciężka dziedzina – tym bardziej potrafił sobie więcej rzeczy wybaczyć i więcej zaakceptować. Nawet w mugolskim świecie studia medyczne trwają wręcz niebotycznie długo, a co za tym idzie proces nauki jest ewidentnie bardziej złożony i cięższy.
Biorąc głęboki wdech obserwował Felinusa, który bądź co bądź musiał zauważyć metrowy słup ognia nad ławką. Wbił wzrok w ziemię. Odczuwał resztki nagromadzonego w sobie wstydu, bo to już kolejna z jego spektakularnych porażek w jego obecności. Strach go brał, gdy tylko myślał o tym za jakiego niedorajdę muszą go brać jego rówieśnicy. On sam sobą odczuwał zażenowanie i ogromne połacie rozczarowania, które raz po raz dosięgały jego kresów wytrzymałości. Niemniej zazwyczaj w tych najbardziej męczących go sytuacjach, szczęście zdawało się czynić przedziwne cuda i sprawiać, że jednak coś się mu udawało... - Fringere. - Powiedział wskazując różdżką manekina. Zaklęcie to sprawiło, że oparzenia zostały opatrzone magicznym środkiem, który znacznie usprawnił ich gojenie. - Dziękuję. - Skierował się do Felinusa unosząc wzrok ku górze.
Nie chciał się poddawać... Na pewno nie przy wszystkich, dlatego kiedy tylko wszystko wyglądało już na posprzątane ponownie skupił się na zaklęciu służącemu do pomiaru temperatury. Chciał zrealizować chociaż ten punkt zajęć. Przyłożył różdżkę do czoła manekina i skupiając się wizualizował sobie temperaturę. Ciężko było oprzeć się wrażeniu, że jest więcej przekonany o tym, że jego potencjalny pacjent ma bardzo wysoką gorączkę. Ba! Czuł to nawet przykładając do niego rękę, ale chciał znać dokładny wynik. - Caliditas! - Powiedział cicho, ale bardzo wyraźnie, a w jego głowie wizualizowała się wysokość temperatury. - On naprawdę jest rozpalony. - Rzucił w kierunku Lucasa. - 40,1...
W głębi niego zapanował teraz jakiś tai dziwnie błogi spokój. Cieszył się, że jego zaklęcie okazało się sukcesem. Dość usilnie starał się też pomijać fakt podpalenia manekina za pierwszym razem, ale przecież hej! Kto próbował, nie błądził... Czy jakoś tak...Z ewidentną miną pełną satysfakcji chciał teraz przejść do zbijania gorączki. Niemniej jednak przed tym zaklęciem faktycznie odczuwał jakiś taki mentalny opór. Po pierwsze jego wymowa pozostawiała wiele do życzenia, a przynajmniej w przypadku gryfona, a po drugie w głowie mnożyły mu się potencjalne możliwości niepowodzenia się zaklęcia. Na ten przykład... przemiana w kostkę lodu?
Kilka razy powtórzył magiczny gest, tak by być pewnym, że chociaż ten element rzucania zaklęcia jest przez niego praktykowany poprawnie. Kiedy miał już, wobec tego pewność przeszedł do bardziej skomplikowanej części... Wymowy. - Keur Blezzé. Cour Blezé. Ceur Blesé. Coeur Blessé... Coeur Blessé... - Powtarzał raz po raz robiąc to mniejsze to większe błędy.
Niemniej jednak, kiedy przyszło do finalnego rzucenia zaklęcia chłopak zorientował się, że... Nie jest w stanie go rzucić. Raz po raz próbował powtarzając, jak mu się wydawało, poprawną formułę zaklęcia, ale nie czuł kompletnie żadnego efektu. Z ewidentnym rozczarowaniem i irytacją wymalowana na twarzy popatrzył w kierunku Lucasa. - Wiesz o co chodzi? - Zagaił odrywając go od jego manekina. Ewidentnie potrzebował pomocy.
O ile manekin Julki jęczał, to był jednak wyleczony i w jednym kawałku. Sophie jednak wybrała nieco ekstremalny sposób na podniesienie temperatury swojego oziębłego fantoma, bo go po prostu podpaliła. Zapach tworzywa uniósł się gęstą chmurą w powietrzu, a Krukonka zaniosła się głośnym kaszlem.
- Mądrze. Nie może być chory, jeśli nie żyje – powiedziała do Ślizgonki, ocierając łzy z policzków. Jej manekin za to wciąż jęczał, co zaczynało być nieco irytujące. Kiedy usłyszała za sobą znajome kaszlnięcie.
-Na zdrowie, Armstrong – powiedziała cicho, nie odwracając się. A przynajmniej nie od razu. Kiedy orzechowe tęczówki spotkały się ze stalowymi, wykrzywiła twarz w złośliwym uśmiechu. – W zamku cię nie uczyli, że należy się przywitać ze wszystkimi, a nie przemykać jak partyzant w lesie? Mogłaś powiedzieć, że się wybierasz na zajęcia, to byśmy poszły razem.
Etap II Rzucane zaklęcie: Calefieri Wynik kostki k100: 21 Obowiązujące przerzuty: 0/0
Arli uśmiech nieco zrzedł, kiedy Julia wykryła jej nieudolnie skrywaną obecność. Odruchowo zakryła usta dłonią, oczy jednak nadal jej się śmiały. Zwłaszcza, że rozochocony fantom Brooks bezustannie wydawał z siebie specyficzne dźwięki. - Nie wiem, o czym mówisz, Jules, w Szkocji uważamy partyzantów za bohaterów narodowych. - Odgryzła się i wytknęła język, przy czym przytrzymała go tak trochę, patrząc się przyjaciółce prosto w oczy i wykonała nim sugestywny, wężowy ruch. No ale nie o węża jej przecież chodziło. Niechętnie odwróciła spojrzenie i postanowiła skupić się na zaklęciu, a przynajmniej na chwilę. Zwróciła się w stronę manekina i przyłożyła do niego różdżkę, wyraźnie inkantując Celefieri. Myślami była już jednak gdzie indziej, w wieży Ravenclawu, na wygodnym łóżku, a na ustach czuła słodki posmak pepsi. Cholera. Trochę chyba przedobrzyła, bo poczuła, jak manekin staje się nieco cieplejszy od jej dłoni. Szybko oderwała różdżkę i przyłożyła mu wierzch dłoni do czoła. Było... Cóż, chyba było w porządku. Rzuciła szybko Caliditas i skinęła do siebie głową, tym razem opanowując już potrzebę wypowiedzenia temperatury. Była odpowiednia i to jej wystarczyło. Uniosła rękę nad głowę i posłała Julii zadowolone spojrzenie. Mrugnęła zaczepnie. Przynajmniej jej manekin nie jęczał.
Kinky fantom został w końcu potraktowany przez Krukonkę zaklęciem wyciszającym. W klasie i tak działo się wystarczająco wiele dziwnych rzeczy, więc dodatkowe jęki tylko pogarszały sytuację i irytowały. W ogóle irytowało ją dziś wiele mnóstwo rzeczy i zdecydowanie nie była w nastroju do żartów. Kiedy więc Arli zaczęła się z nią drażnić, falując językiem jak bazyliszek i rzucając jej wymowne spojrzenie, najpierw się lekko zarumieniła, a następnie zgromiła ją spojrzeniem, łącząc brwi w jedną wściekłą. Bez słowa odwróciła się w kierunku swojego manekina, który, choć już nie jęczał, to wciąż wyglądał, jakby cierpiał. Albo dochodził.
Z utęsknieniem wyczekiwała końca zajęć. Marzyła o opuszczeniu zimnej sali, zjedzeniu czegoś dobrego u Gwizdka. Śniła na jawie o gorącej kąpieli w łazience prefektów i o położeniu się w łóżku z kotem na piersi. Marzyła o śnie, mięśniach, które nie bolą, dłoniach, które nie pieką od machania pałką. Najbardziej jednak marzyła o słońcu. Jak tylko skończy się runda jesienna w lidze, a w szkole nieco się uspokoi, wynajmie sobie domek gdzieś nad morzem i przez kilka dni będzie pływała, opalała się i odpoczywała. Na razie jednak miała tylko marzenia. Pogrążona w świecie własnych myśli, kręciła w dłoniach pałeczką jak długopisem, a nieobecne spojrzenie wbiła przed siebie, w bliżej nieokreślony punkt. Niech te zajęcia się wreszcie skończą. I niech nikt nie puści ich z dymem.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Etap I Wynik literki: F Wynik kostki k6: 3 Obowiązujące przerzuty: 6/6
Wieść, że Maxiofelek coś odjebał i dostał jakiś pojebany zakaz organizowania spotkań laboratorium medycznego, nieco Aslana zaniepokoiła. To kółko było jedną z nielicznych rzeczy na tym łez padole, która go cieszyła. Dlatego gdy dowiedział się, iż pałeczkę przejął Felinus, odetchnął z ulgą. Wiedząc, że Frela jest pochłonięta obowiązkami prefektów, napisał do swojego dobrego ziomeczka – niejakiego Truna Barly’ego – z bardzo ważnym pytaniem: czy wybiorą się na spotkanie razem. Odpowiedź, jaką otrzymał, była satysfakcjonująca. Kilka minut przed rozpoczęciem, spotkał się z Gryfonem, bratersko poklepali się po plecach w ramach przywitania, a w drodze do klasy magii leczniczej rozbawiony do łez Colton opisywał mu zajebiście śmiesznego mema, którego widział na wizbooku tuż przed wyjściem. Śmiechu było co niemiara. W wyśmienitych humorach weszli do środka i usiedli w ławce, czekając na to aż Felek przedstawi im swój plan działania. Klasycznie - okazało się, iż będą pracować w parach i Aslan nie mógł sobie wymarzyć lepszego towarzysza. Zadanie brzmiało wyjątkowo prosto; sezon grypowy zaczął się w Mungu już kilka tygodni temu i co rusz musiał mierzyć kolejnym pacjentom temperaturę. Wysłuchał Puchona do końca i gdy ten skończył, odwrócił się w stronę Bruna. – Doktorze Tarly, pozwoli doktor, że zacznę – zasalutował i wyciągnął różdżkę z kieszeni. Nachylił się nad manekinem i pewnie wymówił inkantację. – Caliditas – nachylił się nad manekinem i pewnie wymówił inkantację. Był maksymalnie skupiony; po kilku sekundach w jego głowie pojawiła się odpowiedź. – 36,2 stopni, więc delikatnie obniżona temperatura. Chyba nie umrze – stwierdził, szczerząc się do Gryfona. Następnie podsunął fantom w jego kierunku. – To teraz ty czyń honory!
Arla grzecznie oczekiwała na sprawdzenie swojego zadania i z nieskrywanym zadowoleniem zaobserwowała, że nie wszystkim poszło tak sprawnie, jak jej. Ot, mała radość i satysfakcja tego dziwnego, chaotycznego dnia. Nie była szalenie skupiona, a jednak coś jej tam wyszło. Opuściła w końcu rękę, zakładając, że Lowell już ją dostrzegł i rozsiadła się przy swoim manekinie po turecku. Wzrok utkwiła w szczupłych plecach Brooks, w jej włosach, sylwetce... Czy ktoś dolał jej dzisiaj amortencji do soku z dyni? Czy też po prostu przyśniło jej się coś przyjemnego? Nie była pewna. Wyciągnęła z torby zeszyt i wyrwała z niego wąski pasek pergaminu. Rozejrzała się dookoła, jak gdyby obawiała się, że ktoś będzie zerkał jej przez ramię, a następnie nabazgrała na nim szybko kilka słów, zagięła go w kształt kwiatka i ułożyła przed sobą, na fantomie. Chwyciła różdżkę wypowiedziała cicho Wingardum Leviosa, a kiedy liścik uniósł się, dmuchnęła weń lekko i posłała go prosto w tył głowy Brooks. Poczuła, że cała się czerwieni, chociaż jeszcze przecież niczego nie zrobiła. No ale tak już dzisiaj miała.
Nie wiedziała, czy to działanie jakiegoś eliksiru, czy też złośliwość Szkotki, która znajdowała perwersyjną przyjemność w dręczeniu jej, ale kiedy na jej stoliku znalazł się kwiatek z wiadomością, lekko się zarumieniła. I nie wiedziała, co myśleć. Sądziła, że temat ten jest skończony, nim się w ogóle zaczął, ale jak się okazało, rzeczywistość była inna. I nie podobało jej się to. Czuła się zawstydzona i powoli zaczynała żałować tego wszystkiego. Ale właśnie może o to właśnie Armstrong chodziło? Żeby ją sprowokować i wkurzyć? A może był to jakiś pokrętny sposób przyjaciółki na poprawienie jej podłego nastroju? Mimo wszystko postanowiła zagrać w tę grę i przekonać się, która z nich pęknie pierwsza. Instynkt drapieżcy i miłość do wygrywania zwyciężyły z rozsądkiem. A zresztą, zajęcia wciąż trwały, a ona już dawno skończyła swoją robotę, więc mogła sobie pozwolić na skupienie się czymś innym, niż oglądanie wyciszonego fantoma, czy też zerkanie na kolejne manekiny, które stawały w ogniu. Wygrzebała więc z plecaka zwykły ołówek i dopisała na liściku: „Coś ciepłego? ;)”, po czym zwinęła papier w kulkę i niby przypadkiem zrzuciła ją Arli pod nogi.
Jakże mugolsko, przemknęło Arli przez myśl, kiedy Brooks odkulała jej liścik. A więc gra została podjęta! Z wypiekami na twarzy odpakowała papierkowe Rafaello i rzuciła okiem na dopisaną treść. Uśmiechnęła się do siebie. Właściwie, to prawie się zaśmiała. Wypuściła powietrze nosem i utkwiła wzrok w plecach swojej ofiary. Co odpisać? Na ile mogę sobie pozwolić? Nie, nie, to by było zbyt proste. Nabazgrała tylko "Chodź do przesmyku, to się przekonasz" i wstała, zarzucając sobie torbę na ramię. Podeszła szybko do Lowella, nie oglądając się nawet na Julię, ale wyrzucając jej karteczkę prosto pod nogi. Nachyliła się do prowadzącego i zniżyła głos do szeptu, nie chcąc rozpraszać wszystkich w sali. - Dzięki Lowell, to było super, mój jest już zdrowy, ale muszę lecieć. Papa! - I ruszyła w stronę drzwi, demonstracyjnie odwracając wzrok w stronę okna, kiedy mijała ławkę Brooks. Z ust jednak nie schodził jej pewny siebie uśmiech. Z rozpędu prawie trzasnęła drzwiami. Prawie. Zreflektowała się w ostatniej chwili.
z|t
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Etap I Wynik literki: E Wynik kostki k6: 3 Obowiązujące przerzuty: 5/5 Para:@Maximilian Brewer
Kolejne spotkanie labmedu, na które udała się z gryfońskim Maxem. Naprawdę dobrze jej się z nim współpracowało nawet jeśli wszystko robili w milczeniu. Najważniejsze jednak, że efekty ich pracy były jak najbardziej zadowalające, co można było stwierdzić chociażby w momencie, gdy tworzyli antidotum dla szczura na ostatnich eliksirach. Po wejściu do sali ulokowali się wspólnie przy jakimś ze stanowisk, spoglądając na rozłożone po sali fantomy, by wysłuchać monologu Felka, który powiedział im na czym też będzie polegało ich zadanie, a było ono dosyć proste. Strauss pochyliła się nad manekinem i bez większego problemu rzuciła niewerbalne Caliditas chociaż od dawien dawna formuła zaklęcia wywoływała nieraz u niej śmiech, gdy przypominała sobie jak dawno temu przeczytała je na głos w klasie jako Clitoritas. Całe szczęście teraz nie miała takich problemów i udało jej się zmierzyć i odczytać poprawnie temperaturę fantoma, która zdecydowanie powinna być niższa.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Para:@Aslan Colton Etap I Wynik literki: J - 33,8°C Wynik kostki k6: 3 - udaje się Obowiązujące przerzuty: 1/1
Był członkiem koła o szumnej nazwie Laboratorium Medyczne od niedawna. Wcześniej tylko raz udało mu się dostać na wolontariat do Skrzydła Szpitalnego, gdzie pomagał pielęgniarce przy pierwszorocznych, którzy połamali się podczas nauki latania. A teraz miał okazję, by pojawić się na spotkaniu z innymi uczestnikami. O samym wydarzeniu nie wiedziałby, gdyby nie Aslan. No bo po co czytać tablicę ogłoszeń, prawda? Wpadł do sali od Magii Leczniczej prawie na sam koniec, jako jeden z ostatnich. Nie miał więc za wiele czasu, by uciąć sobie przyjemną pogawędkę z kimkolwiek - musiał przejść od razu do działania. Zadanie nie było najgorsze, wydawało się całkiem proste. Wspomniane zaklęcie znał i nawet parokrotnie z niego korzystał, chociażby dla własnej wygody, gdy inne sposoby (w tym mugolskie) zawodziły. - Ależ proszę uprzejmie, doktorze Colton! - ukłonił się, odpowiadając swojemu sąsiadowi z szerokim uśmiechem na twarzy. Współpraca bez odrobiny śmieszków byłaby stracona. Obserwował kumpla przez chwilę, zanim zajął się własnym fantomem. Pokiwał też głową z uznaniem, gdy Aslan wypełnił swoje zadanie w mistrzowski sposób. Teraz przyszła kolej na niego i miał ogromną nadzieję, że nie popełni żadnego błędu. No bo skoro w jego głowie zadanie było taką prościzną, to porażka wskazywałaby na kompletne nieudacznictwo... - Caliditas! - wypowiedział inkantację, na szczęście prawidłowo. Sam odczyt temperatury też mu wyszedł, choć nieco zdziwił się wynikiem.... - Och, a mój pacjent to już stygnie. 33,8 stopni, jak u kościotrupa z Nocy Duchów. No niezła hipotermia... Trzeba go ogrzać. Może miłością?
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Czekał, spoglądał, intrygująco kierując swoje czekoladowe tęczówki w stronę zebranych, którzy postanowili poświęcić chociaż te dwadzieścia minut na uczestnictwo w jego nieobowiązkowych zajęciach, które prowadził. Przemieszczając się od czasu do czasu między ławkami, zauważał postępy tych, których już znał; zaklęcie nie było trudne, ale wiedział, że może stanowić problemy, w szczególności te drugie, bardziej podlegające ścisłym zasadom. Niemniej jednak ci, którzy mieli problem, otrzymywali od niego drobną pomoc - drobną poradę w postaci szybszego ruchu różdżką lub poprawy wymowy. Wszystko przebiegało gładko - ci, którzy skończyli, mogli już wyjść, z czego skorzystały dziewczyny, gdy zauważył na początku, że te posyłają sobie karteczki o nieznanej treści. Sam pomysł nie był zły, no ale... czemu nie powiedzieć na ucho? Nie wiedział, kiedy to oparł się dłońmi o własną ławkę, myślami powracając do ciepłego domu, gdzie mógłby wreszcie odpocząć i dać ulgę własnym komórkom mózgowym. Takie nadmierne wysilanie się niestety nie powodowało zbyt dobrych niuansów w jego przypadku. Zauważył kolejne problemy u Cassiana, dlatego nie bez powodu ponownie harmonijnym krokiem się zbliżył do jego stanowiska pracy, spoglądając zaciekawionymi obrączkami źrenic w stronę ruchu drewnianym patyczkiem, dzierżonych w palcach przez samego ucznia. Zastanawiało go to, bo skoro ruch był dobry... inkantacja musiała być zła. Albo chęci. Poniekąd go rozśmieszyła gdzieś pod kopułą czaszki, ale, nie zamierzając zdradzać swojego delikatnego rozbawienia, subtelnie odpowiedział na jego pytanie, pozwalając sobie na prosty, serdeczny uśmiech. Nakładający się poprzez mało widoczne, aczkolwiek wpływające na aparycję, podniesienie kącików ust do góry. — Zła wymowa. — powiedział prosto w jego stronę, przystając na chwilę przy rozgrzanym pacjencie, zastanawiając się nad tym, czy Beaumont nie ma przypadkiem jakichś problemów z magią. Nie żeby się jakoś specjalnie troszczył, ale ta kwestia bardzo go zastanawiała - Gryfon charakteryzował się problemami nawet przy tych najprostszych inkantacjach, jakby los mu nie sprzyjał, a wiatr dmuchał prosto w oczy, rażąc swoim chłodnym obliczem. — Coeur Blessé. — wypowiedział wolniej, by Cassian mógł przyjrzeć się każdej literce, która opuściła jego wargi; niektóre z nich były rzeczywiście trochę trudniejsze, a wymowa różniła się od zapisu na papierze, w związku z czym nie był zdziwiony kłopotami akurat w tym temacie. — Sama inkantacja jest trudna, ale problem polega głównie na zmiękczeniu ostatniej sylaby. Bez pośpiechu. Dasz sobie rady. — oznajmił zaskakująco szczerze i z należytą akceptacją, by potem obserwować poczynania osoby reprezentującej czerwone barwy domu; naprędce powrócił do stanowiska, otrzymując wiadomość od Arleigh w sprawie wyjścia z klasy. Trochę go to zdziwiło, no ale co mógł zrobić; obserwował zniknięcie dwóch dziewczyn. Pozostawione przez nie manekiny przywołał do porządku i schował do magazynu, do którego to posiadał klucz; pozostawało poczekać tylko na tych, co się spóźnili lub działali z delikatnym opóźnieniem.
~*~
@Aslan Colton, @Violetta Strauss, @Bruno O. Tarly — macie czas do 16.11.2020, godzina 22:00 na napisanie posta, potem Laboratorium Medyczne kończy spotkanie. Jeżeli ma nastąpić jeszcze jakieś opóźnienie, proszę pisać na PW lub Discorda, nie zjadam.
Ostatnio zmieniony przez Felinus Faolán Lowell dnia Pon Lis 16 2020, 15:29, w całości zmieniany 1 raz
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Etap II Rzucane zaklęcie: Calefieri Wynik kostki k100: 56 Obowiązujące przerzuty: 6/6
Obserwował poczynania Bruna i musiał z dumą przyznać, że dzisiaj zdecydowanie był ich dzień. Odczyt temperatury poszedł im świetnie, bez jakichkolwiek trudności czy problemów. Czyżby los się w końcu do nich uśmiechnął? Wątpliwe. Zaklaskał kilka razy, w ramach uznania dla talentu uzdrowicielskiego Gryfona. – Myślę, że spokojnie możemy zastąpić Perpetuę w skrzydle szpitalnym – zawyrokował. No ale wiadomo, że byłby to słaby plan – miło mieć Whitehorn w pobliżu, głównie ze względu na jej powalającą urodę niesamowite doświadczenie. Następny etap spotkania był… przewidywalny, ale jakże potrzebny. Nie miał problemów z żadnym wymienionym przez Felinusa zaklęciem, ale nie widział przeciwskazań, aby je teraz potrenować. Jeśli zamierzał być w przyszłości uzdrowicielem, musiał jak najwięcej ćwiczyć, żeby nabrać odpowiedniej wprawy i pewności. Ze stoickim spokojem stanął przy manekinie, pewnie ściskając różdżkę w dłoni. Zgodnie z radami Puchona, wymówił formułę Calefieri, stopniowo ogrzewając swojego „pacjenta”. Gdy zakończył inkantację, ponownie sprawdził jego temperaturę - osiągnęła podręcznikowe 36,6. Zadowolony ze swoich dzisiejszych osiągnięć, teatralnie wskazał na fantom. – Dawaj tę swoją miłość, Tarly i ratuj prawie-że-nieboszczyka!
Etap II Rzucane zaklęcie: Calefieri - podnoszenie temperatury Wynik kostki k100: 83 przerzucone na 81 XD Obowiązujące przerzuty: 0/1
Też myślał, że to ich dzień i że odwalą całą robotę szybko, bezboleśnie, po mistrzowsku. I też się przeliczył... Mierzenie temperatury okazało się bułeczką z masłem w porównaniu z leczeniem fantomu. O ile zbijanie temperatury parokrotnie miał okazję przećwiczyć, tak jej magiczne podnoszenie nieco go przerosło. Miał wrażenie, że różdżka odmawia mu posłuszeństwa i niejako... blokuje się, nie wypuszczając z siebie ani krzty magii. - Co jest... - mruknął, przybliżając sobie magiczny patyk do twarzy, by obejrzeć go z każdej strony, jakby miało to pomóc mu w dostrzeżeniu jakiejś wady. Nagle przestała działać? Szczerze w to wątpił, ale ta opcja byłaby o wiele lepsza niż pogodzenie się ze swoimi brakami w nauce. - Doktorze Colton, chyba... potrzebuję pomocy. - uśmiechnął się przepraszająco. Nie widział innego sposobu na rozwiązanie tego problemu. Chciał ukończyć to zadanie, a chyba był bezradny. Na szczęście nie tylko przyjaciel był w stanie mu pomóc, ale też Felek lub jakikolwiek inny członek koła. Ćwiczenie na fantomach w kontrolowanym środowisku i pod okiem lepszych było bezpieczną opcją. Ale co by było, gdyby musiał poradzić sobie sam i z prawdziwym żywym pacjentem?
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Etap II Rzucane zaklęcie: Coeur Blessé. Wynik kostki k100: 66 po przerzucie Obowiązujące przerzuty: 4/5
Nie minęła dłuższa chwila, gdy Felinus zaczął im tłumaczyć tym razem jakiego zaklęcia powinni użyć w jakiej sytuacji i jak ono wyglądało. Cóż akurat z tym Strauss również nie powinna mieć większego problemu. Może nawet lepiej, że rzucała zaklęcie w formie niewerbalnej, bo przy wymowie może by jej się język poplątał przez to francuskie pierdolenie. Tak przynajmniej coś czuła. Nie ogarniała tego języka. Kto w ogóle był na tyle popierdolony, by stworzyć jakąś wywodzącą się z niego inkantację? Pojeb jeden i sadysta... Cale szczęście zadziałać zadziałało i to idealnie więc na chuj drążyć temat. Sprawdziła raz jeszcze temperaturę fantoma, by móc kontrolować to jakiemu obniżeniu ona uległa i czy nie powinna przypadkiem ponowić zaklęcia ze względu na to, że miała do czynienia z naprawdę wysoką gorączką.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Obserwował poczynania pozostałych; również pomógł samemu Bruno, jeżeli ten wyraził taką chęć, instruując go standardową prędkością w zakresie używania zaklęcia, a sam nie zdążył przelawirować między ławkami szybciej, niż gdy panicz Colton pomógł swojemu towarzyszowi. Wszystko przebiegało niemalże perfekcyjnie - niektóre jednostki wcześniej wyszły na zewnątrz, ale tak naprawdę nie miał im tego za złe. Dodatkowe zajęcia, które organizował, były wyjątkowo krótkie i polegały przede wszystkim na dwóch zaklęciach, w związku z czym w sumie średnio, aby ciągnął kogoś za ucho, by pozostał w tym samym miejscu. Tym bardziej, że gdyby sam chciał wyjść, a ktoś zacząłby mówić, iż ma siedzieć na dupie, zignorowałby polecenie i udał w swoją stronę, nie zbaczając na wszelkie możliwe konsekwencje. Może to go różniło od wychowanków domu Hufflepuff, nie pozwalał sobie w kaszę dmuchać i znał swoją wartość w tym całym zgiełku? Niezależnie jednak od tego, co by się nie działo, wszyscy ukończyli swoje zadania - niektórzy z mniejszą, niektórzy z większą pomocą; widząc ostatnie starania panny Strauss, zbliżył się do własnej ławki, ogłaszając tym samym zakończenie dnia. Dłonie położył subtelnie na ławce, a sam oparł się o nią z niewielką siłą, dopijając resztki kakao, które to pozostało na jego stanowisku pracy. Spokojnie, patrzył, czy ktoś mu czegoś nie dosypuje. — Dziękuję wam wszystkim za udział w zajęciach. Nie były one zbyt długie, ale mam nadzieję, że udało wam się wyciągnąć z tego jakieś doświadczenie. — pozwolił sobie na ostrożny, okraszony dozą delikatnej pewności, uśmiech, tudzież podniesienie kącików ust do góry. Wielu z nich naprawdę dobrze sobie poradziło. Z tych, co mieli problemy, również był dumny, nie dzieląc ich na lepszy lub gorszy sort. Do wszystkich podchodził tak samo. — Do zobaczenia zatem w następnym miesiącu. — tym samym zakwitował pożegnanie i umożliwił tym, którzy pozostali, pójście na własne ścieżki życia, by tym samym ogarnąć to wszystko we własnym tempie i skupić się w pełni na przywróceniu manekinów do porządku. Zbyszki zaniósł za pomocą zaklęcia do kantorka, kantorek zamknął na klucz, opakowania po kakao ogarnął, a on... no cóż. Rozpłynął się w powietrzu, zamykając salę i tym samym oddając wykonany z mosiądzu przedmiot komuś ze Skrzydła Szpitalnego, pozwalając sobie na chwilę odpoczynku. Do czego on tak naprawdę gna? Do przekazania, że wszyscy się mylą? A może po prostu do udowodnienia samemu sobie, że jest czymś więcej, niż tylko i wyłącznie pustym naczyniem bez żadnych ambicji? Nieważne.
[zt dla wszystkich]
Proste punkty: 1 post - 5 pkt, 2 posty - 10 pkt. Za udział w lekcji 1 pkt do kuferka + dwa zaklęcia, o ile ktoś nie osiągnął danego progu punktowego. Z racji tego, że dwie osoby przećwiczyły trzy zaklęcia, wpisane zostaną te, których jeszcze się nie nauczyły.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Grudzień. Pora roku niezmierzona, pozbawiająca ludzkości ciepła, polegająca na pokryciu wszystkiego i wszystkich białym, bijącym w oczy puchem. Płatki śniegu, kręcące się poniekąd radośnie za oknem, zgodnie z rytmem podmuchów wiatru, gdy sam Lowell przebywał w sali, zdawały się tańczyć w jakiejś określonej strukturze. Pełnienie obowiązków zdawało się mieć poniekąd bardzo podobne ślady - nawet jeżeli nie czuł się zbyt dobrze, a jego wzorzec został ostatnio zachwiany, swoją funkcję i rolę musiał spełniać, by nie zostać zrzuconym ze stołka. Świadomie jednak nie zajmował wyższego stanowiska - nie chciał pozbawiać Solberga tego tytułu, wiedząc doskonale o tym, iż tak naprawdę wiele to dla niego znaczy. Poza tym, sam nie potrzebował jakichś oklasków z tego tytułu, mogąc skupić się w pełni na tym, by przygotować odpowiednie zajęcia i tym samym móc zapoznać się z poziomem umiejętności wśród pozostałych uczniów. Nie bez powodu podchodził do wszystkiego z należytą odpowiedzialnością, nawet jeżeli większość osób uczestniczących w życiu szkolnym uważała go za kogoś, kto nie trzyma się żadnych zasad. Może to prawda? Nikt nie jest przecież doskonały - pomyślał, siedząc na krześle, zanim to nie chwycił za kakao, które znowu przygotował, zanurzając w nim swoje usta. Nikt nie jest. Nawet jednostki pozornie idealne mogą mieć coś za uszami - piętno przeszłości, tak wścibsko patrzące w tęczówki, jakoby próbując tym samym przedrzeć się przez zwierciadło duszy i wyciągnąć przeszłość do życia codziennego. Próbując przemienić przeszłość w życie codzienne. Jakoby noc była tylko i wyłącznie miejscem, gdzie panuje cisza, a nikt nie próbuje przeniknąć przez struktury, przyczyniając się do zepsucia. Zajęcia dodatkowe, wynikające z aktywności kółka, jeszcze się nie rozpoczynały; student natomiast korzystał z chwili wytchnienia i spokoju, przygotowując sobie wszystko gdzieś pod kopułą czaszki. Przedmowę. Wytłumaczenie zarysu zajęć. Sam zbytnio nie znał się na eliksirach, ale nie przeszkadzało mu to specjalnie, mogąc tym samym nauczyć pozostałych rzeczy praktycznych. Na razie na chorobach nie zamierzał się skupiać, ale koniec końców kiedyś przyjdzie taki czas, gdy również podejmie się tego tematu. Felinus wiedział, że prędzej sprawdziłby się w roli medyka polowego, aniżeli uzdrowiciela z krwi i kości - nie przeszkadzało mu to w żadnym stopniu. Przymknąwszy okno, zastępca przewodniczącego nie chciał, aby ktokolwiek zamarzł, w związku z czym w sali panowała nietypowa rześkość; całości zadania miały dopomóc właśnie napoje, postawione na osobno przygotowanej ławce. Sam z tych drobnych łakoci korzystał - nie bez powodu zaczął ostatnio wyglądać lepiej, a ręce w jego przypadku nie były wychudzone. Prędzej szczupłe, smukłe, nawet mimo wydarzeń, które ostatnio wpłynęły mocno na jego psychikę. Nie bez powodu obserwował każdego wchodzącego powoli do sali, przygotowanego do przyjęcia nowej wiedzy - sam nie zamierzał szczególnie przetrzymywać uczestników dodatkowych zajęć, w związku z czym nie bez powodu począł rozkładać przygotowane już wcześniej manekiny. Jak zawsze, z jakimiś objawami, o których mogli nie wiedzieć. Kiedy natomiast wszyscy już zebrali się, a godzina wybiła najodpowiedniejsza do tego, by zacząć dodatkowe zajęcia, nie bez powodu Felinus subtelnie odłożył kakao na stolik, by tym samym rozpocząć własną przedmowę. — Witam was wszystkich ponownie na zajęciach Laboratorium Medycznego. Przewodniczącego nadal nie ma, niestety. — no trochę smutno mu z tego powodu było, wszak zajęcia z nim zawsze były ciekawsze, no i naprawdę ciekawie do nich podchodził, niemniej jednak Lowell nie mógł nic zrobić z tego tytułu. Co najwyżej westchnąć i tym samym kontynuować, co, z oczywistością, zrobił. Czekoladowe tęczówki spotkały się ze spokojem z każdym, kto miał ochotę wziąć udział w całym przedsięwzięciu; ciepłe światło lamp oświetlało pomieszczenie, pokazując w nim przede wszystkim porządek oraz zadbanie o sprawność poszczególnych elementów, układających się w jedną całość. — Ze względu na tę dość specyficzną porę, zajmiemy się urazami kości. Głównie zwichnięciami oraz złamaniami, mniej skręceniami, gdyż bardzo często mamy okazję poruszać się po śniegu i lodzie. — wiedział, że taka pora roku sprzyja wywijaniu orłów i tym samym szkodzeniu samemu sobie, w związku z czym tematyka zajęć nie bez powodu była właśnie… taka. — Idąc w prawidłowej kolejności, najmniej niebezpieczne jest skręcenie, które nie wymaga nastawienia i zazwyczaj kończy się na unieruchomieniu, ze względu na fizjologiczne przekroczenie zakresu ruchu w stawie. Skręcenie, w przeciwieństwie do zwichnięcia, dotyczy tkanek miękkich, a do tego wyróżniamy odpowiednie stopnie... — rozpoczął - powoli, ostrożnie, bez pośpiechu, by przypadkiem coś nie stało się niezrozumiałe. Na tablicy, za pomocą kredy, zaczął skrobać w miarę wyraźnym pismem stopnie, w zależności od tego, jakie objawy występują. — Drugim urazem, bardziej niebezpiecznym i wymagającym interwencji medycznej, jest zwichnięcie. Polega ono na utracie łączności stawowych kości połączonych torebką stawową i towarzyszy mu uszkodzenie struktur stawowych oraz naciągnięcie lub rozerwanie torebki stawowej. Ból jest większy, dochodzi do obrzęku, kończyna jest nienaturalnie ustawiona, a obrys stawu - zniekształcony. — wytłumaczenie dość proste, polegające na przedstawieniu różnic. Lowell ciągnął to ostrożnie, powoli, z należytą dozą cierpliwości, kiedy to dłonie położył standardowo na własnym stoliku, znajdując się tym samym w sali. — Trzecim, najbardziej niebezpiecznym, jest złamanie, które wynika z przerwania ciągłości kości. Odróżniamy przede wszystkim złamania zamknięte oraz złamania otwarte. Złamania zamknięte niekompletne, czyli bez przerwania ciągłości kości, z odpowiednimi podkategoriami… — zaczął wszystko zapisywać na tablicy, zgodnie z tym, co powinno interesować głównie osoby ambicjujące na pozostanie uzdrowicielem. On jakoś specjalnie nie chciał; nie dla niego byłaby ta fucha. Złamania niekompletne, czyli bez przerwania ciągłości kości, podzielone na złamania włoskowate, złamania zielonej gałązki. Złamania kompletne, z przerwaniem ciągłości kości, podzielone na pojedyncze i rozdrobnione… — No, i tak to wygląda. — uśmiechnął się ostrożnie, na chwilę przyglądając się temu, jakoby próbując tym samym sprawdzić, czy aby na pewno wszystko zrobił dobrze. Nokturn go dobijał. Kiedy to ponownie znajdował się w miejscu, gdzie legilimenta postanowił się pobawić jego własnym kosztem, a ślepe uliczki poczęły bardziej spełniać swoją funkcję w celu wykorzystania braku wiedzy jako zatrzasku. Dostawanie się do umysłu, penetracja tarczy, jaką przed sobą postawił, okraszone zwycięstwem, ale jakim kosztem… Szybko jednak Faolán się otrząsnął z tego, skupiając się głównie na tym, by rzeczywiście skupić się na tym, co go najbardziej interesowało, czyli uzdrawianiu. Mimo że chciał zapomnieć… nie potrafił. — Osoby, które mają sporo doświadczenia, skupią się na kompletnym diagnozowaniu i leczeniu złamań, a te, które się uczą, skupią się przede wszystkim na skręceniach i zwichnięciach. — powiedziawszy, spojrzał na wszystkich dookoła, pokazując różdżką na obydwie strony sali i znajdujące się tam manekiny. — Po lewej stronie ode mnie, a od waszej po prawej stronie, znajdują się fantomy potrzebujące pomocy ze zwichnięciami. Po prawej ode mnie, a od waszej po lewej, znajdują się manekiny ze złamaniami. Wybierzcie, przy których chcecie pracować. — zaproponował, czekając na ich dalsze poczynania, by móc tym samym przedstawić dla każdej z grup odpowiedni plan działania.
Uwaga: Każde zaklęcie jest prezentowane i pokazywane. Nie napisałam tego, bo bym chyba umarła.
Jeżeli masz mniej lub równe 20 pkt z Uzdrawiania:
<=20:
Waszym zadaniem jest: zdiagnozowanie typu urazu za pomocą zaklęcia oraz próba jego zabezpieczenia i naprawienia. Lowell dokładnie Was instruuje i przytacza przykłady, jak należy w takim przypadku postępować.
Przerzuty resetują się co etap (czyli pierwszy post i drugi post).
Pierwszy post: Nie zapomnij wstawić na początku postu tego oto magicznego kodziku:
Kod:
<zgss>I post</zgss> <zg>Punkty w kuferku z Uzdrawiania:</zg> liczbacałkowita <zg>Przerzuty:</zg> x/y (każde 8 pkt) <zg>Rodzaj urazu:</zg> [url=link]kostkak6[/url] <zg>Zaklęcie Surexposition:</zg> tak / nie <zg>Kość na diagnostykę:</zg> [url=link]kostkak100/kostkak6[/url]
Następnie, w zależności od posiadanej ilości pkt z Uzdrawiania, postępuj wedle zamieszczonych poniżej instrukcji.
Jeżeli masz więcej niż 10 pkt w Uzdrawianiu:
Rzuć kostką k100 na to, jak wychodzi Ci diagnozowanie zwichnięcia za pomocą zaklęcia. Każde 8 pkt pozwala na jeden przerzut. Liczy się ostatnia wylosowana kość.
1 - 40 — z zaklęciem masz do czynienia prawdopodobnie po raz pierwszy, więc nic dziwnego, że Ci nie wychodzi, a iskry odmawiają posłuszeństwa, okrążając ciało fantoma jak szalone. Dopiero czwarta próba pozwala wydobyć z Twojej różdżki potencjał zaklęcia, niemniej jednak, koniec końców, udaje Ci się wykryć, co jest w fantomie nie tak, jak powinno być.
41 - 80 — próbujesz, niby coś się udaje, ale czy jesteś tego taki pewien? Jeżeli Twój wynik jest niższy lub równy 60, Surexpoisiton wskazuje Ci fałszywe miejsce i tego nie zauważasz. Poproś wówczas koleżankę bądź Felinusa o pomoc. Jeżeli Twój wynik jest wyższy niż 60, udaje Ci się, za pomocą czujnego oka, zauważyć, że tak naprawdę uraz występuje gdzieś indziej.
81 - 90 — matko! Perfekcyjnie rzucasz zaklęcie, wow. Możesz być z siebie naprawdę dumny, bo przecież nie wszystko przychodzi od razu, prawda? Ponownie rzucasz zaklęcie i wychodzi Ci bez problemu, bez żadnego sprzeciwu. Naturalny talent?
Jeżeli masz mniej lub równe 10 pkt w Uzdrawianiu:
Rzuć kostką k6 na to, by przekonać się, jak wychodzi Ci diagnozowanie za pomocą dotyku i wyglądu. Każde 8 pkt pozwala na jeden przerzut. Liczy się ostatnia wylosowana kość.
Parzysta — udaje Ci się prawidłowo wykryć, z którym ze stawów jest nie tak. Czy to za pomocą jęków, czy to za pomocą nienaturalnego wyglądu - wychodzi Ci to całkiem dobrze. Oby tak dalej!
Nieparzysta — nie udaje Ci się wykryć, który ze stawów jest kontuzjowany. Starasz się dokładnie przyglądać fantomowi, niemniej jednak nie zauważasz niczego niepokojącego. Poproś kogoś o pomoc ze swojej ekipy albo prowadzącego zajęcia dodatkowe, w ramach kółka.
Drugi post Nie zapomnij wstawić na początku postu tego oto magicznego kodziku:
Kod:
<zgss>II post</zgss> <zg>Punkty w kuferku z Uzdrawiania:</zg> liczbacałkowita <zg>Przerzuty:</zg> x/y (każde 8 pkt) <zg>Locus:</zg> [url=link]kostkak100[/url] <zg>Episkey:</zg> [url=link]kostkak6[/url]
Rzuć kostką k100, by przekonać się, jak wychodzi Ci próba nastawienia zwichnięcia za pomocą zaklęcia Locus. Każde 8 pkt pozwala na jeden przerzut. Liczy się ostatnia wylosowana kość.
Rzuć kostką k100:
1 - 30 — myślałeś, że pójdzie Ci źle? Najwidoczniej los, który zazwyczaj nie zwraca uwagi na litość, postanawia być dla Ciebie bardziej przychylnym; udaje Ci się wystosować prawidłowo zaklęcie za pomocą dozy skupienia, przy drugiej próbie. Surexposition może wskazuje na uraz, niemniej jednak znajduje się on w innej pozycji.
31 - 60 — pierwsza próba? Nie. Druga próba? Też nie! A może trzecia? Różdżka z Ciebie najwyraźniej kpi, ale Ty nie postanawiasz się tak łatwo poddać. Nim się obejrzałeś, a dopiero za szóstym razem udało Ci się przywrócić staw do prawidłowej pozycji za pomocą Locus. Może nie jest to zbyt piękny wynik, ale koniec końców się uczysz, prawda?
61 - 100 — idzie Ci wręcz perfekcyjnie - nim się obejrzałeś, a świst zaklęcia spowodował przywrócenie stawu do prawidłowej pozycji. Gratulacje, udało Ci się prawidłowo wystosować czar. Teraz tylko czeka Cię zaleczenie tego urazu; może nie za pomocą eliksirów, ale koniec końców są to praktyczne zajęcia.
Rzuć kostką k6, by przekonać się, jak wychodzi Ci zaklęcie Episkey. Każde 8 pkt pozwala na jeden przerzut. Liczy się ostatnia wylosowana kość.
Rzuć kostką k6:
Parzysta — hej, idzie Ci to całkiem nieźle! Może nie miałeś ku temu jakichkolwiek pozytywnych nadziei, ale koniec końców Episkey pozwala na odbudowanie zerwanych więzadeł, ale wymaga to jednak odpowiedniej dozy skupienia. Skupiasz się, prawidłowo wykonujesz ruch różdżką, wyraźnie mówisz zaklęcie i… bingo. Osiągnąłeś zamierzony efekt.
Nieparzysta — próbujesz, machasz tą różdżką szybciej niż inni, a jednak Ci się nie udaje. Nieprawidłowa wymowa? A może po prostu za małe skupienie? Niezależnie od przyczyny, różdżka wydobywa z siebie marne iskry i ma Cię po prostu gdzieś. Musisz w takim przypadku poprosić kogoś o pomoc; czy to Felinusa, czy to osobę znajdującą się tuż obok. Dopiero po tym udaje Ci się prawidłowo, po paru próbach, wystosować czar.
Jeżeli masz więcej niż 20 pkt z Uzdrawiania:
>20:
Waszym zadaniem jest: zdiagnozowanie typu urazu za pomocą zaklęcia oraz próba jego naprawienia. Lowell dokładnie Was instruuje i przytacza przykłady, jak należy w takim przypadku postępować.
Przerzuty resetują się co etap (czyli pierwszy post i drugi post).
Pierwszy post: Nie zapomnij wstawić na początku postu tego oto magicznego kodziku:
Kod:
<zgss>I post</zgss> <zg>Punkty w kuferku z Uzdrawiania:</zg> liczbacałkowita <zg>Przerzuty:</zg> x/y (każde 10 pkt) <zg>Rodzaj urazu:</zg> [url=link]kostkak6[/url] <zg>Kość na diagnostykę:</zg> [url=link]kostkak100[/url]
Następnie rzuć kostką k100 na to, jak wychodzi Ci diagnozowanie złamania za pomocą zaklęcia. Musisz rozpoznać jego typ i rodzaj. W przypadku złamania otwartego etap ten należy pominąć, ze względów dość oczywistych. Każde 10 pkt pozwala na jeden przerzut. Liczy się ostatnia wylosowana kość.
Diagnostyka złamania:
1 - 30 — różdżka z początku postanawia się zbuntować, wydobywając z siebie niezliczoną ilość iskier, niemniej jednak, po uspokojeniu się, pozwala Ci na wydobycie pełnego potencjału. Bez problemu zapisujesz na pergaminie to, z jakim urazem masz do czynienia.
31 - 50 — coś idzie Ci źle? A może po prostu gorszy dzień? Niezależnie od tego, co jest przyczyną takiego stanu, źle diagnozujesz złamanie, myląc ze sobą pojęcia, mimo ich zapisania na tablicy. Złamanie zielonej gałązki staje się złamaniem włoskowatym, a złamanie włoskowate staje się złamaniem zielonej gałązki. Jeżeli chcesz, to możesz poprosić o pomoc - oznacz wtedy organizatora lekcji bądź kolegę wykonującego ten sam etap, który wykonał zadanie w prawidłowy sposób.
51 - 70 — zaklęcie masz opanowane w malutkim paluszku! Surexposition bez problemu wskazuje Ci miejsce, w którym doszło do uszkodzenia, a po iskrach jesteś w stanie stwierdzić, w jakim urazem masz konkretnie do czynienia. Gratulacje!
71 - 100 — nie, nie, nie tak to powinno wyglądać… Różdżka nie dość, że buntuje się, to jeszcze nie wydobywa z siebie żadnej cząstki magii. Może zła wymowa? Ruch różdżką? Kto wie. Dorzuć dodatkowo kostką k6, by przekonać się, czy udało Ci się rzucić zaklęcie. Parzysta — nie ma takiej możliwości. Próbujesz, ale Ci się nie udaje - to nie jest Twój dzień. Poproś kogoś o pomoc - czy to Felinusa, czy to kolegę z ekipy. Nieparzysta — udaje Ci się oszukać przeznaczenie i tym samym, o dziwo, prawidłowo diagnozujesz swój przypadek. Oby tak dalej!
Drugi post Nie zapomnij wstawić na początku postu tego oto magicznego kodziku:
Rzuć literką na to, by przekonać się, jak udaje Ci się zająć nastawianiem kości. Każde 10 pkt pozwala na jeden przerzut. Liczy się ostatnia wylosowana kość.
Rzuć literką:
Spółgłoska — bez problemu udaje Ci się nastawiać mniejsze lub większe złamania, jeżeli doszło do ukruszenia, w związku z czym nie doświadczasz żadnych problemów. Idzie Ci wręcz wspaniale.
Samogłoska — źle nastawiłeś jeden z odłamków, uszkadzając przy tym wewnątrz manekina, w związku z czym dochodzi do urazu wewnętrznego. Jeżeli nie chcesz, by jęczący manekin miał potem jakieś powikłania, to poproś kolegę z ekipy o pomoc. Albo Felinusa.
Rzuć kostką k6 na to, by przekonać się, jak idzie Ci leczenie pęknięć i złamań za pomocą Episkey, stosowanego domiejscowo. Każde 10 pkt pozwala na jeden przerzut. Liczy się ostatnia wylosowana kość.
Rzuć kostką k6:
1, 2, 3 — coś nie idzie tak, jak iść powinno, bo sprawdzanie złamań, które pozornie zaleczyłeś, wcale nie wskazuje na to, by zaklęcie działało tak, jak w rzeczywistości powinno. I o ile wiesz, że korzystanie z Episkey do leczenia złamań jest dość ryzykownym, wymagającym przede wszystkim czasu, rozwiązaniem, to jednak powinieneś sobie dać z tym rady… Poproś kolegę z ekipy, by sprawdził, czy to jest wina źle rzucanego Episkey, czy może jednak źle rzucanego Surexposition.
4, 5, 6 — nie masz problemów z leczeniem pęknięć i złamań za pomocą Episkey - możesz być z siebie dumny! Po naprawie kości na pewno przydałoby się podać Szkiele-Wzro, niemniej jednak szkoda go marnować na manekina… nie zmienia to faktu, iż wiesz, jak powinieneś działać, nawet jeżeli skupienie się mogło zdawać się wyjątkowo upierdliwe.
Jeżeli masz do czynienia ze złamaniem otwartym:
Rzuć literką na to, by przekonać się, jak udaje Ci się zająć nastawianiem wystającej na zewnątrz kości. Jest to proces znacznie trudniejszy, w związku z czym wymaga większego skupienia. Każde 10 pkt pozwala na jeden przerzut. Liczy się ostatnia wylosowana kość.
Rzuć literką:
Spółgłoska — nie udaje Ci się prawidłowo nastawić kości. Uszkadzasz przypadkowo sporą ilość tkanek, doprowadzając do krwotoku wewnętrznego; nie należy to do zbyt miłych widoków, tym bardziej że manekin wykrwawia się wręcz na Twoich oczach. Rzucasz naprędce Haermorrhagia Iturus i Interior Depletura. Musisz odczekać na pomoc prowadzącego w naprawieniu tego urazu; Felinus przychodzi i leczy złamaną kość, nastawiając ją w odpowiedni sposób. Możesz przejść do następnego etapu zaleczania obrażeń.
Samogłoska — udaje Ci się bez większych problemów nastawić kość, mimo postępującego złamania otwartego. Skupiasz się przy tym dość mocno, niemniej jednak efekt jest zadowalający - ewidentnie możesz być z siebie dumny. Doskonale hamujesz krwotok, bez problemu także zaleczasz pęknięcia w dość powolny, ale za to staranny sposób, za pomocą Episkey. Mimo to i tak wiesz, że lepiej byłoby zastosować w tym przypadku eliksir.
Rzuć kostką k6 na to, by przekonać się, jak idzie Ci leczenie głębokiej rany za pomocą Vulnera Arcuatum i Transfusion. Każde 10 pkt pozwala na jeden przerzut. Liczy się ostatnia wylosowana kość.
Rzuć kostką k6:
1, 2 — zaklęcie, niezależnie od tego, czy rzucasz je dopiero pierwszy raz, czy jednak miałeś z nim wcześniej do czynienia, wychodzi Ci wręcz perfekcyjnie. Z odpowiednią dozą cierpliwości udaje Ci się uleczyć tkanki; możesz być z siebie dumny, jako że jest to dość zaawansowane zaklęcie. Jeżeli wylosowałeś 1 — przykładasz różdżkę do ciała fantoma i ze skupieniem używasz powoli zaklęcia Transfusion. Udaje Ci się je opanować w dość szybki sposób; może początkowe próby nie są doskonałe, niemniej jednak koniec końców liczy się efekt, prawda? Jeżeli wylosowałeś 2 — nie udaje Ci się początkowo wystosować zaklęcia - dopiero czwarta próba pozwala uzupełnić ubytek krwi w organizmie manekina. Starasz się, ale koniec końców jedyne, co możesz zrobić, to odsunąć się na chwilę i odpocząć, zanim przejdziesz do ponownych prób ratowania manekina.
3, 4 — no… nie idzie Ci to za dobrze, bo rana częściowo została zasklepiona, ale wydobywa się z niej nadal szkarłatna posoka. Jeżeli wylosowałeś 3, udaje Ci się zapanować nad tym problemem; jeżeli wylosowałeś 4, musisz poprosić o pomoc kolegę z ekipy, zajmującego się tym samym urazem albo Felinusa. Jeżeli wylosowałeś 3 — za to Transfusion idzie Ci niemalże perfekcyjnie, bo nie masz problemów z jego rzuceniem. Mimo kłopotów z Vulnerą Arcuatum, wykazujesz się odpowiednią dozą wiedzy na temat transfuzji krwi. Gratulacje! Jeżeli wylosowałeś 4 — masz problem z przetoczeniem krwi - starasz się, przykładasz różdżkę, ale albo Ci się język plącze, albo nie możesz wystarczająco się skupić. Trzecia próba pozwala Ci zadowolić się mizernym efektem… Może chcesz jeszcze potrenować?
5, 6 — nie, nie, jeszcze raz - nie. Zaklęcie Ci w ogóle nie wychodzi, no ba, do tego potęguje krwotok, mimo rzuconego wcześniej czaru. Nie ma powodu do dumy, ale też, nie ma powodu do wstydu - błędy się zdarzają, prawda? Poproś o pomoc prowadzącego zajęcia dodatkowe; dopiero po udzielonych ponownie instrukcjach udaje Ci się prawidłowo rzucić zaklęcie. Jeżeli wylosowałeś 5 — Transfusion w ogóle Ci nie wychodzi; różdżka buntuje się, wydaje groźne iskry, syczy wręcz na jakiekolwiek próby. Może lepiej jest chwilę odpocząć…? Dopiero wtedy marne próby machania drewnianym patyczkiem przynoszą jakikolwiek skutek. Jeżeli wylosowałeś 6 — mała iskierka nadziei w tunelu? A może po prostu niewielkie szczęście? Początkowo nie udaje Ci się prawidłowo wystosować zaklęcia, niemniej jednak, po dłuższym skupieniu się, możesz obserwować efekty na własne oczy.
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
I post Punkty w kuferku z Uzdrawiania: 11 Przerzuty: 1/1 Rodzaj urazu:4— zwichnięcie stawu biodrowego. Zaklęcie Surexposition: Tak Kość na diagnostykę:39 > 4
Choć sam siebie chłopak określał jako osobę punktualną, tak nie zawsze i nie po każdych aktywnościach można się tego po chłopaku dopatrzeć. Na kółko laboratorium medycznego przeważnie spóźnia się notorycznie nie pozwalając tym samym samemu sobie na zajęcie najwygodniejszego z miejsc, czy swobodne przygotowanie się do tematu, rzucając samego siebie w tym wypadku w wir wydarzeń, szybkich spojrzeń i nadrabiania materiału. Tym razem było jednak odrobinę inaczej. Wszedł do sali, kiedy jeszcze nie było w niej nikogo i spokojnie zajął miejsce niedaleko przodu sali. - Cześć Felek... O, znowu manekiny. - Uśmiechnął się delikatnie. - Świetnie. - Mówiąc “świetnie” nie dało się wyczuć w jego słowach odrobiny żartobliwej ironii, co podskakujące brwi ku górze jeszcze tylko podkreśliły. Jedynym co przedzierało się przez wspomnienia chłopaka były myśli o ostatnim fantomie, który mimowolnie zapłonął.
Nie pozwolił jednak negatywnym myślom teraz wyprowadzić siebie z równowagi. Wciągnął spokojnie powietrze do płuc by po chwili je opróżnić. Z sekundy na sekundę było coraz lepiej, a on spokojnie mógł przystąpić do pracy. Ponownie spojrzał w kierunku Lowella, tym razem jednak ze zdecydowanie większym entuzjazmem i nawet widocznym zapałem. Podciągnął rękawy koszuli, w sposób dość metaforyczny zakasując rękawy i podszedł do manekina po swojej prawej stronie obserwując go dokładnie. Wiedział, że teraz powoli musiał krok po kroku realizować instrukcję przedstawiona przez puchona. - Jak się w ogóle czujesz? - Zagaił, kiedy ten akurat przechodził obok niego. Cassian nie chciał się przyznać, że sama obecność Felinusa przy rzucaniu pierwszy raz zaklęcia “Surexposition” może okazać się pokrzepiająca.
Stanął na prostych nogach, delikatnie pochylony nad fantomem i kierując w jego kierunku różdżkę jeszcze raz głośno odetchnął przygotowując się do wszystkiego. Niestety, ku braku ogólnego zdziwienia pierwsza, a nawet druga z prób rzucenia zaklęcia kompletnie nie zdały egzaminów. Upokorzenie, które powoli wdzierało się do wnętrza chłopaka coraz bardziej dało się odczuć. O ogólnym zakłopotaniu Cassa świadczyć też mógł rozległy wypiek na jego twarzy. Po trzeciej nieudanej próbie rzucenia zaklęcia jednak całość zaczęła eskalować w bardzo złym kierunku. Chłopak syczał i przeklinał pod nosem ze wściekłości. W pewnym momencie nawet odłożył różdżkę na blat stołu, na którym znajdował się fantom i odszedł od niego by ochłonąć. Odpocząć.
Kilka minut przerwy jakby zdało cudowny egzamin. Uspokoił swój oddech, co było widać po tym, jak jego twarz, sekunda po sekundzie i minuta po minucie wracała do normalnego koloru. - Surexposition! - Powiedział głośno i wyraźnie, a jego różdżka topornie, bo topornie, ale finalnie wyrzuciła z siebie kilka iskierek, które po chwili przedstawiły mu wszystko to co powinien wiedzieć. - Staw biodrowy... W sensie, zwichniecie stawu biodrowego.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
I post Punkty w kuferku z Uzdrawiania: 48pkt Przerzuty: 4/4 Rodzaj urazu:6 - otwarte
Felinus po raz kolejny zorganizował zajęcia z labratorium medycznego. Cóż z pewnością ją to cieszyło, bo jak niejednokrotnie już pokazały jej doświadczenia akurat wiedza z zakresu magii leczniczej okazała się więcej niż raz przydatna w jej przypadku. I coś czuła, że jej znajomość jeszcze nie raz uratuje jej skórę w momencie, gdy doznałaby prawdziwego wpierdolu. Skierowała się od razu w kierunku manekinów przeznaczonych dla tych bardziej zaawansowanych. Z pewnością da sobie z nimi radę i jakoś poradzi sobie z rozpoznaniem złamania, które... okurwa. Było otwarte więc raczej nie miała większych wątpliwości co do tego, gdzie ono występowało, bo kość widać było idealnie jak na dłoni. Mogła zatem jedynie przystąpić do prób ujarzmienia swojej magii i skupieniu się na zajęciu się złamaniem.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
I post Punkty w kuferku z Uzdrawiania: 24 (licząc z różdżką) Przerzuty: 2/2 Rodzaj urazu:3 Kość na diagnostykę: 24
Postanowiła przyłożyć się zdecydowanie do nauki magii leczniczej i chyba szło jej to dosyć dobrze. Czuła się na tyle pewnie, że postanowiła nawet podejść do jednego z fantomów, które posiadały pewne nieoczywiste złamania pod warstwą sztucznej skóry i mięśni. Czuła, że podobne wyzwanie jest odpowiednim testem jej umiejętności. Powoli uklękła tuż przy manekinie i sięgnęła po wiśniową różdżkę. Wydawało jej się, że do niej przywykła już jakiś czas temu. Niestety ich relacja musiała być skomplikowana, bo oczywiście zawsze akurat w momentach, gdy musiała się skupić różdżka postanawiała pokazać swoją kapryśność i strzelić iskrami w momencie, gdy Kanoe próbowała rzucić zaklęcie prześwietlające. Całe szczęście, że przywykła do tego typu nieposłuszeństwa drewnianego wyrobu na tyle, że była w stanie samodzielnie nad tym zapanować i kontynuować swoje zadanie. Bez większego problemu prześwietliła ciało fantoma i zapisała to z czym ma do czynienia. Dopiero wtedy mogła przejść do kolejnej części zajęć.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kość na wierzchu... Musiała sobie jakoś z tym poradzić. Przyjrzała się uważnie powstałej w wyniku urazu ranie i tym pod jakim kątem wystawał przez nią fragment szkieletu. Cóż... będzie musiała to nastawić. Mogłaby to robić na chama, ale stwierdziła, że użycie magii w tym przypadku będzie o wiele skuteczniejsze i bezpieczniejsze. Dlatego też używając dosyć ostrożnie Locusa postanowiła umieścić szczęśliwie i bez większych problemów kość na jej miejscu choć wymagało to od niej niesamowitego skupienia oraz niemieckiej techniki i precyzji. Dopiero później mogła przystąpić do leczenia rany, co już tak łatwo jej nie przyszło. Co prawda niby się zasklepiła, ale wciąż sączyła się z niej nieciekawie wyglądająca posoka. Całe szczęście udało jej się po pewnej chwili nad tym zapanować i dokończyć zajmowanie się manekinem tak jak trzeba było to uczynić.