Typowo mugolskie, duże mieszkanie. Cóż, Nelly w końcu pogodziła się z samodzielnością swych małych chłopców, choć oczywiście ich opłakała podczas przeprowadzki z Bentham. Każdy z braci ma swój pokój, co zapewne ułatwia sprowadzania przeróżnych lokatorów!
Po trwających jakieś dziesięć minut poszukiwaniach kluczy, zirytowany Cedric w końcu otworzył drzwi zwyczajną alohomorą, po czym znów wziął pijaną Scarlett na ręce. Wszakże przy przeszukiwaniu wszystkich kieszeni, musiał ją na chwilę postawić na ziemi! Pchnął drzwi kopniakiem i cichutko, na paluszkach wszedł do środka z Saunders na rękach. Skojarzenie przechodzenia przez próg z panną na rękach nasuwa się samo, ale Bennettowi nie takie teraz były rzeczy w głowie! Miał szczerą nadzieję, że bracia śpią dzisiaj w Hogwarcie, czy coś, a nie, że są w mieszkaniu. Salon był pusty, dlatego położył Scarlett na kanapie, a sam poszedł do kuchni po szklankę wody dla niej. Uff, tu też było pusto! Poza tym halo, myślał sobie, mieszkanie jest w równym stopniu moje, jak i ich, mogę przyprowadzać kogo chcę i w jakim stanie chcę, im nic do tego, o! Przecież w życiu nie zostawiłby dziewczyny na tej wieży, jednakże w tym stanie nie pozwoliłby jej też na powrót do dormitorium, gdzie sam zresztą nie miał wstępu. Kto wie, czy może pod jego nieobecność zdecydowała się jednak na powrót do pomysłu ze skokiem? Dlatego zabranie jej do mieszkania było najrozsądniejszą opcją. No i poza tym... jakoś lżej mu było, kiedy była przy nim. Nieważne, że była równoczesnym powodem jego niezbyt dobrej formy, nieważne też, że rano pewnie nie będzie pamiętać połowy z tego co się działo i tego co mówiła, wróci do Hogwartu i do swojego trybu życia, zostawiając Cedrika z jeszcze bardziej rozdartym sercem. To było takie typowe dla Bennetta, nie przejmował się tym co będzie później! Wrócił więc do salonu ze szklanką wody i postawił ją na stoliczku przed kanapą na której wcześniej posadził ślizgonkę, po czym klapnął obok niej. Scarlett się napije, potem Cedric pokaże jej swój super materacyk, w super uporządkowanym pokoju, a sam wróci na kanapę, o. I pewnie nie zmruży oka do rana, zastanawiając się nad tym wszystkim o czym Scarlett mówiła wtedy na wieży... te wszystkie krzywdzące rzeczy o których nie miała pojęcia, tak naprawdę. W ogóle dziwne, że poruszyła ten temat, ale po pijaku plecie się co ślina na język przyniesie, niestety. I on jej tego nie będzie wypominał, jakże by mógł! Na razie jednak siedział obok niej, przymykając oczy. Może jeszcze coś powie? Coś co uczyni następne tygodnie jeszcze bardziej zagmatwanymi?
Scarlett w międzyczasie sobie grzecznie stała, bo i co niby miała do roboty? No dobra, stanie to może zbyt wiele - raczej przytulała się do zimnej ściany klatki schodowej, chłodząc rozpalone policzki i walcząc przy okazji z sennością. Wyglądała oczywiście bardzo uroczo w tej pozycji, nie da się ukryć! Jednak po chwili Cedric-chyba-nie-zjawa kontynuował przerzucanie jej do kolejnego miejsca i tak oto spoczęła na kanapie w salonie. To znaczy, my wiemy, że to był salon. Saunders się wtedy wydawało, że może jakiś stan przejściowy? Może śmierć kliniczna? Bo było tu tak cholernie jasno, kiedy Bennett zapalił światło. I nie, ją akurat nie obchodziło, czy ktoś tu jeszcze jest poza nimi. W ogóle nie ogarniała sytuacji i szczerze mówiąc, póki co nie zapowiadało się na to zupełnie. Blondynka zmrużyła oczy i zasłoniła twarz ręką, próbując uciec od natrętnego światła, które wcale nie zamierzało nigdzie uciekać. Mlasnęła parę razy, by potem dostać szklankę wody w swoje ręce. Popatrzyła na nią, mrugając intensywnie, w celu wyostrzenia obrazu. Nie, w zaświatach nie dostałaby niczego do picia. Nie wyglądałoby to tak banalnie! Raczej byłoby coś o oświeceniu, wybaczeniu i innych duchowych przemianach. Nie mniej jednak wzruszyła ramionami i w jednej sekundzie pochłonęła całą zawartość naczynia. O tak, od razu lepiej. Alkohol zdecydowanie odwadniał. Odstawiła szklankę na stolik. Wszystko robiła mechanicznie, jakby nie było w niej życia. Nagle poczuła taką bezdenną pustkę, niemoc i niechęć. Gapiła się tępo przed siebie, w jeden punkt. Nie myślała o niczym konkretnym, w sumie to w ogóle nie myślała o czymkolwiek. Po prostu siedziała. Dopiero po naprawdę długiej chwili przysunęła się do krukona, kładąc mu główkę złocistych pukli na kolana. Nie zważając na nic, po prostu się rozłożyła i wtuliła w Cedrika, ten jeden, ostatni raz. Miło było go znów poczuć - jego bliskość i zapach. Musi jej to wystarczyć już na zawsze. Tak przynajmniej sądziła. - Byłeeeeś najlepszyyyyym, co mogłaaaam mieeeeć. Choć przeeeez chwiiiiilę - mruknęła, trochę niewyraźnie i zaraz po tym... zasnęła. Z powodu procentów raz czy dwa uroczo chrapnęła, dając jasno do zrozumienia, że śpi na amen! Jak słodko. Nic tylko chrupać. A jakiś czas potem miał nastąpić poranek.
Czekał. Nie wiedział konkretnie na co, nie wiedział dlaczego zamiast od razu skierować Scarlett do siebie i tylko utulić ją kołderką, zaprowadził ją tutaj, do salonu w sensie. Przecież nie porozmawia z nią w takim stanie, no halo. Chyba po prostu chodziło o to, że gdyby jak na starszego brata, którego rolę przez resztę życia w stosunku do Saunder na pewno przyjdzie mu pełnić, przystało, odesłał ją do łóżka, nie mógłby usłyszeć tych paru rzeczy, może i kompletnych głupot, których jednak oczywiscie chciał słuchać, chociaż przez chwilę. Podświadomie, rzecz jasna. To co Scarlett powiedziała na wieży dawało mu jakąś nadzieję, że w ogóle brała pod uwagę jakąś miłość z jego strony... rany, to tak poważnie dla niego brzmiało! Ale tak czy siak, mówiła raczej o uczuciu z rodzaju przyjacielskich, braterskich wręcz... pewnie niczym więcej, ale cóż! Ile jeszcze przyjdzie mu się z tym borykać? Tego również nie wiedział, a ta obecna sytuacja nie sprzyjała skupieniu się. Zwłaszcza po tych następnych słowach, które teraz działały wręcz kojąco, a rankiem, kiedy wszystko wróci do normy, zderzą się z rzeczywistością i pozostaną jedynie bolesnym wspomnieniem. Naprawdę miał szczery zamiar wstać i zanieść, czy tam zaprowadzić Scarlett do swojego własnego pokoju, ale zanim chociażby sam zdążył się podnieść, dziewczyna położyła się na jego kolanach. I aww, no co on miał zrobić? - Ależ masz mnie caaały czas! - zapewnił cierpliwie, głaszcząc ją po włosach. W końcu kiedy zaczęło się chrapanie, Cedric uznał, że i on może przynajmniej spróbować zasnąć, oczywiście nie ruszając się z miejsca. Dlatego też w akcie nadludzkiego wysiłku sięgnął ręką po różdżkę, która leżała obok pustej szklanki na stoliku i za jej pomocą zgasił światło, po czym starając się zbytnio nie przenosić Scarlett (która pewnie i tak by się nie obudziła, ale cóż), ułożył się tak, żeby chociaż z początku było mu wygodnie. No i w końcu, całkowicie wbrew swoim przypuszczeniom i krukon zasnął, odpływając w burzliwą krainę Morfeusza. Obudził się parę godzin później ze sztywnym karkiem, a o zdrętwiałych kończynach nie wspominając. Nie pamiętał co mu się śniło, ale chyba nie były to sny, które chciało się zapamiętać, wszakże czuł jakiś dziwny niepokój, który trudno mu było wytłumaczyć. Wyprostował się, a raczej tylko swoją górną część, bo na kolanach przecież wciąż spała Scarlett. Rany, teraz im żadne obozy przetrwania już nie straszne, poradzili sobie na tej małej kanapie to i obóz komandosów są w stanie przeżyć! Znaczy wiadomka, po dużej ilości alkoholu to można zasnąć naaaprawdę wszędzie, ale i tak! Przekrzywił głowę, aż mu coś strzyknęło, na co mimowolnie się skrzywił. Przetarł zmęczone oczy i spojrzał w okno. Aha! Miał wrażenie, że zasnął jakieś piętnaście minut temu, a tu proszę, już widno. Delikatnie uniósł Scarlett, po czym położył ją na kanapie i przykrył jakimś kocem, który znalazł gdzieś tam, pewnie na podłodze obok kanapy, bo niestety nie wpadł na to, żeby podnieść go jakieś kilka godzin temu i zaoszczędzić sobie oraz rozebranej do połowy dziewczynie pewnie zimnej nocy, ech. W każdym razie on już miał na dzisiaj naprawdę dość snu, przynajmniej na godzinę obecną, dlatego z braku laku wziął szklankę ze stolika, wrócił do kuchni, żeby ponownie ją napełnić i znów zakręcił do salonu, żeby Saunders miała jakieś oręże do walki z ewentualnym kacem. Bo jak to mówią, kac z rana, dobry jak śmietana, HEHE. I cóż mu pozostało? Czekać, aż dziewczyna się obudzi i będzie mógł jej wyjaśnić, jak się tutaj znalazła. Bo wciąż wątpił w to, iż będzie pamiętać co się działo w nocy.
To nie była dobra noc dla Bennetta, jednakże Saunders spała jak zabita. Zapewne zmęczenie i alkohol zrobiło swoje. Nie miała jednak żadnych snów, tak skutecznie procenty ją zmorzyły. Parę razy nawet się poprzekręcała, jednakże nigdy na tyle, aby dać Cedrikowi dobry moment na ucieczkę. Nie wiedziała o tym, że spał tu z nią w tak beznadziejnej pozycji! A szkoda, może by mu nawet współczuła? Tymczasem zaś żyła w słodkiej nieświadomości, że w ogóle jest w mieszkaniu krukona. Była przekonana, że jej organizm pomimo upojenia alkoholowego był na tyle sprytny, że zawlókł swój seksowny tyłek do dormitorium. Może nie oczekiwała od niego, iż wybierze odpowiednie łóżko, ale w jej pokój to już naprawdę wierzyła! Jakież więc ją zaskoczenie wzięło, kiedy otworzyła oczy, zamrugawszy gwałtownie i przetarłszy je rękoma, dostrzegła dziwny, nie pasujący do niczego stolik. Czyżby go przytargała skądś? Ale skąd? Przecież miała rzucić się z wieży, a nie kraść ludziom meble, na Salazara... zmrużyła więc niezadowolona powieki, kiedy... o tak. KAC GIGANT NADSZEDŁ. Poczuła nagły, intensywny ból głowy i miarowe pulsowanie w skroniach. Do tego doszło ogromne pragnienie i suchość w ustach. I... czy ona przypadkiem nie kaszlnęła teraz? Tak, chyba się trochę podziębiła paradowaniem niemalże pół nago po zamku. Podniosła zaś obolałą główkę i sięgnęła instynktownie po pełną szklankę wody, nie domyślając się jeszcze, co ona tu robi i gdzie w ogóle się znajduje. Dopiero kiedy coś się poruszyło obok, podskoczyła wystraszona, nieświadomie chlapiąc nieco swym napojem po sobie i otoczeniu. Odstawiła naczynie na blat, wycierając twarz rękawem swetra i zerkając na ów ruszającą się postać. Nie kryła zdziwienia, kiedy zauważyła studenta siedzącego na podłodze. Brwi automatycznie uniosły się ku górze. Rany, co za ból. Nie ma jakiegoś fajnego eliksiru na uśmierzenie tego cholerstwa? Cóż, ona na mugolskich specyfikach nie znała się w ogóle. Była wychowywana przez rodzinę czystej krwi, więc w ogóle szlamowate wynalazki były dla niej tajemnicą. Tyle o ile słyszała o nich na niegdysiejszych obowiązkowych zajęciach mugoloznastwa i tyle. Zresztą, już nawet nie pamięta co się na nich działo! - Co... co ja tu robię? - wychrypiała, czując, jakby zdzierała sobie gardło. Musiała się podziębić, nie ma innego wyjścia. Większym jednak zmartwieniem było to, co ona w ogóle robi w mieszkaniu Bennettów? Przecież... miała być na wieży, skoczyć, skończyć ze swym nędznym żywotem, a inni mieli żyć długo i szczęśliwie. Skąd tam się wziął nagle Cedric, jego dom, kanapa i tak dalej? O dziwo nie interesowało ją to, że ma potargane włosy, rozmazany makijaż przyklejony do twarzy i gołe nogi. To dla niej naprawdę było fenomenem. Chciała tylko wiedzieć, co tutaj robi. Dlaczego jej pomógł? To nie miało być tak! A może to nie on? Nawet jeśli, to nieważne. Ktokolwiek to był, powinien dać jej tam zginąć na tym szczycie. Tak byłoby lepiej. A teraz wszystko się zepsuło. Na Merlina, nawet się zabić nie umie, co za dno.
Pomimo, iż jeszcze przed jakąś chwilą Cedric sądził, że jak na razie snu ma dość, siedząc na podłodze i czekając, aż Scarlett się zbudzi, zaczął sam przysypiać. Wszakże noc w niewygodnej pozycji na tak niewielkiej kanapie dała trochę w kość temu panu wygodnickiemu, organizm domagał się natychmiastowego wypoczynku od tamtego dość... wątpliwego wypoczynku. Ale tak czy siak dzielnie trwał przy Scarlett przez tę całą noc, hehe. Kiedy dziewczyna podskoczyła, rozlewając wodę ze szklanki, Cedric obudził się z półsnu, mrugając szybko oczami, jakby ktoś zaraz miałby go oskarżyć o zaśnięcie na warcie. Żeby nikt nie miał wątpliwości jaki w tym momencie jest rześki, niewymięty i ogólnie pełny energii, wstał z podłogi. Zaraz jednak klapnął na tę pufę na przeciwko kanapy, przeczesując palcami włosy, które i tak już stały na wszystkie strony. Tak, Scarlett niczego nie pamiętała. Czyli nie pamiętała też tego, co on do niej w nocy mówił, prawda? Niby miało go to ucieszyć, ale do stanu ogólnej radości z tego powodu, było mu raczej daleko. Ta noc, prawdopodobnie najdziwniejsza w jego życiu, pozostanie tylko i wyłącznie w sferze JEGO wspomnień, nie Scarlett, jak do tej pory miał nadzieję. Bo naprawdę gdzieś w środku łudził się, że Saunders jednak będzie pamiętać... no nic, procenty zrobiły swoje! Teraz pozostawało mu wyjaśnić skąd wzięła się u niego w mieszkaniu i że jakby się mogło zdawać, wcale jej z Hogwartu nie porwał! - Byłaś tak pijana, że chciałaś się zabić, więc nie mogłem zostawić cię bez opieki - wyjaśnił jej bardzo uprzejmie, siląc się na jakiś w miarę pogodny ton i czyżby nawet dowcipny (bo to takie śmieszne było, pozdrawiamy Cedrika) ton? Jednakże wyszło jak wyszło, czyli strasznie sztywno i trochę chyba niemiło, przynajmniej takie wrażenie odniósł Ced po wypowiedzeniu zdania... Czy ta ciężka noc wyprała z niego jakiekolwiek opory czy takt? Nie no, nie oszukujmy się, nawet kiedy był super wyspany, nie był za wielce taktowny, ojej. I to nawet nie z braku wyczucia, on po prostu tak wolał, bez jakiś tajemnic czy nie wiadomo czego! Dodatkowo sytuacja w której za bardzo nie mógł się odnaleźć, na pewno nie sprawiała, iż wykazywał się jakąś większą empatią, przynajmniej na zewnątrz. Bo wewnątrz naprawdę współczuł Scarlett, podejrzewał co przeżywa. Na pewno była skonfundowana, poza tym przyglądając się jej, co robił już od jakiś kilku minut, odniósł wrażenie, że kac morderca właśnie rozpoczyna swoje żniwa. Usilnie próbował sobie przypomnieć jakieś lekarstwo czarodziejskie, czy mugolskie, ale bez skutecznie! Co się tyczy sposobu czarodziejskiego, teraz i tak nie miałby jak uwarzyć żadnego eliksiru, a ze sposobów mugolskich mógł jej tylko zaproponować zimny prysznic! - Chcesz wziąć prysznic? - zapytał więc, znów chcąc brzmieć pewnie i swobodnie, ale jak poprzednim razem, wyszło to żałośnie. On był żałosny, biorąc ją tutaj, a nie odstawiając pod opiekę którejś z koleżanek z dormitorium. Czyżby pokazał tym, jak bardzo mu na ślizgonce zależy? Ale halo, byli przyjaciółmi, prawda? Wciąż? Przyjaciele tak robią, o! O naiwny! Po cichu liczył, że Scarlett tak to sobie właśnie będzie tłumaczyć.
Spojrzała na niego dziwnie, kiedy ten się zerwał na równe nogi. O rany, czyżby pilnował ją całą noc? Tak wyglądał, choć jego aparycję można było teraz równie dobrze przyrównać do goblina wyjętego z rynsztoku - pomięte ubrania, potargane włosy, podkrążone oczy z lekkim zasinieniem od niegdysiejszych lim no i bladość twarzy. Idealnie. Wolała nawet nie dowiadywać się, jak ona wygląda. Zapewne załamałaby się jeszcze bardziej, a co jak co, ale akurat to nie było jej do niczego potrzebne! Miała jednak pokłady ludzkich uczuć. Tak, zmartwiła się. Nie chciała mu robić problemów. I właśnie to do niej dotarło, kiedy Cedric zaczął mówić. Ton jego wypowiedzi był wrogi, a tak przynajmniej brzmiał dla niej. Zrozumiała wtedy, że zniszczyła mu zapewne fantastyczne plany na wieczór. Może wybierał się z jakąś dziewczyną na romantyczny spacer na wieżę, aby podziwiać gwieździste niebo? A ona wszystko zepsuła swoją desperacją i depresją w jednym. Była tylko szkodnikiem, ciężarem i niechcianym gościem, intruzem. Wstrętnym natrętem, który jest niepoczytalny, dlatego trzeba go przytargać do mieszkania, choć się tego robić nie chce. Doskonale to znała, to prześwietne uczucie, kiedy nikt jej nie chciał i była odstawiana z kąta w kąt. Zrobiła tak Wendy, robiła tak pani Saunders, robił tak czasem John. Potem zrobił to Wilkie, a teraz zrobił to Bennett. Czemu wciąż ją to wszystko tak mocno dziwiło? Czemu nie umiała pogodzić się ze swoim losem, tylko wciąż miała tą swoją durną nadzieję, że jednak dla kogoś będzie ważna i nikt jej nie będzie wyrzucał niczym zepsutą zabawkę? Że nie będzie dla każdej napotkanej osoby okropnym problemem, którego trzeba się jak najszybciej pozbyć? Wyprostowała się więc na jego słowa, spinając się i będąc najeżoną - gotową do ataku, który miałby służyć w celach obronnych. Wszak najlepszą obroną jest atak, czyż nie? I mimo, iż jej twarz zdradzała napięcie, to... spojrzenie zielonych tęczówek było smutne, niesamowicie smutne. Wypłowiałe, nijakie, totalnie zrezygnowane. Nie widziała już dla siebie nadziei, miejsca na tym ziemskim padole. Owszem, była młoda, całe życie przed nią - ale kiedy zaczyna dopadać ją marazm i totalna beznadzieja, nie jest w stanie się sama z niej wygrzebać, tkwiąc w niej po uszy. Może potem przejrzy na oczy, tymczasem jednak bezsensowność jej żywota i seria porażek, jakie ją ostatnio dotknęły, skutecznie uniemożliwiały jej powrót do normalności. Do rutyny życia. Obgadywania innych i bycia złą ślizgonką. Nie miała siły, aby mu tłumaczyć, że trzeba było ją zostawić i pozwolić umrzeć. Z grzeczności by zaprzeczał, pomimo, iż czuła się teraz jak jego wróg numer jeden, który ma czelność przeszkadzać mu w jego spokojnej egzystencji. Tak to w zasadzie wyglądało w jej świetle zdarzeń i przekonań. Nie miała siły tego słuchać i wywlekać. Chciała... sama nie wiedziała, czego chciała. Chyba znów chciała się upić i skoczyć. Jednak to jeszcze nie teraz. - Mówiłam coś? - spytała, wciąż mając zachrypnięty głos. I celowo unikając odpowiedzi na jego pytanie. Wiedziała, że musi się stąd czym prędzej zmyć. Dać mu przestrzeni życiowej. Przestać być bałagem w jego świecie, piątym kołem u wozu i kulą u nogi. Musi się dowiedzieć wszystkiego i zniknąć, bo chociaż tyle mogłaby dla niego na koniec zrobić. Tylko tyle i aż tyle. Jednak czemu to tak bolało? Jakby ktoś wyrywał jej serce, którego w sumie podobno nie miała. Mimo wszystko trzeba czasem zrobić coś pożytecznego w życiu. Trzeba zrobić coś wbrew woli. Będzie tęsknić.
Nigdy nie chciałby, aby Scarlett pomyślała o tym co się stało, w ogóle o nim, w ten właśnie sposób. Ale co zrobić, nie mógł poznać jej myśli, nie mógł więc też zaprzeczyć. W każdym razie byłoby to krzywdzące, bo Ced w żadnym razie nie traktował Scarlett jak szkodnika, czy intruza... na pokrętny sposób uczyniła jego wieczór znośnym, a nie przeszkodziła mu w realizacji jakiś planów... ale powodzenia, odpowiedz na zarzuty, które nawet nie zostały wypowiedziane! Zrozumiał, że to co powiedział zabrzmiało źle, kiedy Scarlett się wyprostowała. Naprawdę, czasem warto ugryźć się w język i dwa razy pomyśleć, wbrew pozorom nie jest to takie trudne! Jeśli chociaż nie nad sensem to może chociażby nad samym tonem wypowiedzi... ale cóż. Cedric faktycznie wyglądał jak siedem nieszczęść, ale to, że aktualnie się tym nie przejmował, nie powinno już nikogo dziwić. Gryzł policzki od środka, wiercąc wzrokiem dywan... no cóż, podejrzewał, że to pytanie padnie! I cóż mu teraz było z tego, że kłamanie i kręcenie traktował jako rzecz normalną, element do ubarwienia swojej szarej (już od jakiegoś czasu mniej!) egzystencji, jeśli teraz nie potrafił tego wykorzystać? Prawdopodobnie, gdyby to inna osoba siedziałaby teraz na tej kanapie, ze śmiechem odparły, że sam nie pamięta, ale przy tej, konkretnej ślizgonce kłamanie jakoś wydawało się dziwaczną opcją. Poza tym ona go już trochę znała, gdyby wymyślił naprędce jakąś niewiarygodną historię, wyczułaby to! - Niewiele - odparł, niemalże zgodnie z prawdą! - Nic wartego powtórzenia. - uśmiechnął się blado, uznając, że ta odpowiedź nie brzmiała wcale tak źle! Wreszcie przestał studiować anatomię dywanu i przeniósł spojrzenie brązowych tęczówek na dziewczynę. Widać było, jak na dłoni, że i ona, tak jak najstarszy Bennett, przechodzi jakąś brutalną konfrontację z rzeczywistością. Smutek widoczny w jej oczach i malujący się na ślicznej twarzy nie mógł być udawany, nie dało się podrobić tego z takim natężeniem. Cóż za dziwna sytuacja, dwójka ludzi jest główną przyczyną swoich wszystkich problemów, a nawet siedząc tylko w dwójkę w pokoju, nie mogą ich rozwiązać. Ba, oni nawet nie wiedzą, jak bardzo ich sytuacje są do siebie zbliżone! W końcu wzrok Cedrika zjechał niżej, zatrzymując się na nagich nogach dziewczyny. Coś go tknęło nagle, jednakże nie pacnął się w głowę, jak to czasem zwykł robić. - Dać ci coś do ubrania? Jakieś moje spodnie od dresu czy coś podobnego powinno być dobre, ewentualnie możemy poszukać czegoś u moich braci! - zaoferował szybciutko, starając nadać się swojemu głosu jakąś barwę. Postarał się chyba aż za bardzo, bo entuzjazm w tym pytaniu zabrzmiał po prostu trochę sztucznie.
Oczywistym było, że Cedric nie ma wstępu do jej umysłu - nie posiadał takich umiejętności. Nikt więc go nie będzie rozliczał z tego, że nie sprostował myśli Scarlett. W normalnych warunkach by tak nie pomyślała, pewnie jego ton by ją rozbawił, jak zawsze zresztą. Zawsze, jak ktoś miał o coś do niej pretensje, kiedy się na nią denerwował. Ona miała to gdzieś, zbywając natrętów ironicznym uśmieszkiem i wyśmiewając się z tego. Można śmiało założyć, że karma to suka, bowiem skoro przez tyle lat Saunders miała gdzieś uczucia innych, to czemu teraz ktoś miałby się nią przejmować? A że to wszystko jak zwykle miało podłoże psychologiczne w postaci chujowego dzieciństwa to nie jest już tak istotne. Nie oszukujmy się, ale to akurat nikogo nie obchodzi. Człowiek powinien być miły i sympatyczny! Ona tymczasem wwiercała w niego wzrok, który zamiast być gniewnym był niesamowicie przygnębiający, ale o tym nie miała nawet pojęcia. Czekała na odpowiedź, na to, co ją najbardziej interesowało i co było priorytetem, aby się dowiedzieć wszystkiego, co istotne, a potem stąd wyjść. Jakie więc było jej zażenowanie, kiedy Bennett powiedział jej, że w zasadzie to mało mówiła i to nic wartego powtórzenia. Były dwie opcje - albo perfidnie kłamał, albo upiła się do tego stopnia, że mówienie przychodziło jej z trudem i on zwyczajnie mógł nie wszystko zrozumieć. Biła się chwilę ze swoimi przeczuciami, że to tylko taka gra ze strony krukona, jednakże powołując się na ich niegdysiejszą przyjaźń postanowiła mu uwierzyć. Naiwnie sądząc, że nie oszukałby jej w tak ważnej kwestii. Och, jakże się rozczaruje, kiedy pozna prawdę! Tymczasem jednak jej rysy twarzy złagodniały, a jej postawa nieco rozluźniła się. Pozwoliła sobie nawet na chwilowe przestanie oglądania Cedrika, a spojrzała szybko po ścianach salonu. Natknąwszy się na telewizor, podniosła wyżej brwi w zaskoczeniu. Nie miała pojęcia, co to za urządzenie, z pewnością jednak było mugolskie. Cały pokój zresztą się taki wydawał, reszta mieszkania się raczej znacząco nie różniła. Dziwacznie. - Pójdę już - odparła w końcu, ponownie nie reagując na propozycję najstarszego z Bennettów. Nie chciała już mu zawracać dupy i robić problemów. Chciała się stąd jak najszybciej ewakuować. W tym celu wstała, stawiając bose stopy na zimnej podłodze. Brrr, już wcale nie było tak ciepło jak po alkoholu! Co więcej, dodatkowo bolała ją głowa i miała ochotę wypić Ocean Spokojny, ale to nic, dojdzie! Poszła już nawet w stronę drzwi, ale ogólnie to życzymy powodzenia Scarlett nie umiejącej teleportacji, będącej w Londynie bez spodni i bez butów. Good luck!
Nie mógł jej powtórzyć tego co mówiła w nocy, bo przecież zaraz musiałby też dodać, jak on na to zareagował... a obawiał się, że to kłamstwo mogłoby wyjść mu jeszcze gorzej, niż to którym właśnie uraczył dziewczynę. Źle się czuł oszukując ją w takiej kwestii, ale ech, ona raczej sobie nie przypomni poprzedniej nocy, on jej nie powie i będą sobie dalej oboje żyć, w przypadku Cedrika brodząc po kolana w beznadziejności. Bo tak jak sądził, Scarlett zaraz stąd wyjdzie i zapomni o nim, zapomni też o tym, że pewnego ranka obudziła się w jego mieszkaniu i w ogóle... no, aż mu się z automatu gorzej zrobiło, kiedy uświadomił sobie, że wychodząc stąd Saunders sprawi, że wszystko co przeżywał przez ostatni czas powróci ze zdwojoną siłą. Ale przepraszam no, na co on liczył? Rzuci się na niego z okrzykiem radości i poprosi o zrobienie śniadanka, później pójdą na spacerek po Londynie i w końcu wrócą do Hogwartu, gdzie Cedric odprowadzi ją pod same drzwi dormitorium? Tak, chyba wciąż się łudził, że będzie to wyglądać jakoś tak... natomiast konfrontacja z rzeczywistością była bolesna. Ślizgonka chciała stąd iść, chciała jak najprędzej znaleźć się jak najdalej od niego. Nie wiedział, że aż tak ma dość jego towarzystwa. Oczywiście odrzucił zaraz opcję, że może się krępować, czy coś w ten deseń, nie sądził też, że myśli, iż jest dla niego ciężarem... jej zachowanie też na to nie wskazywało... niby nie wskazywało też, że jest inaczej, ale ok! Podniósł się z podłogi zaraz po tym, kiedy dziewczyna wstała z kanapy. Co miał zrobić, zatrzymać ją? Całe jestestwo Cedrika tego pragnęło, nawet jeszcze bardziej niż zakopania się pod kołderką i odespaniu całego dotychczasowego życia. A to znaczyło wiele, dla najstarszego Bennetta nawet bardzo wiele! Czuł jednak, że niewiarygodnie by się ośmieszył i chociaż zwykle takie rzeczy mu zwisały, tym razem naprawdę się przejmował. I to było przerażające, przynajmniej w mniemaniu samego Ceda... dlatego postanowił zdobyć dla siebie jeszcze parę minut, ba, sekund! Ranyrany, cóż za desperacja, Panie Bennett! - Ale gdzie ty tak chcesz iść? - zapytał, marszcząc brwi. Brzmiało to zapewne szorstko, zresztą tak jak jego poprzednie wypowiedzi, ale nie mógł zdobyć się na cieplejszy ton. - Nie masz pieniędzy, spodni ani butów, więc tak czy siak to ze mną będziesz się musiała teleportować. - przypomniał jej, uświadamiając sobie w sekundkę, jak okropnie zabrzmiało to, co właśnie powiedział. "To ze mną będziesz się musiała teleportować", no kurwa pan i władca się znalazł, pufnął na siebie w myślach Ced. - Czyli co, teleportować nas teraz? - zapytał nieco ciszej, próbując się zreflektować.
Szczerze? Gdyby ta dwójka znała swoje myśli, gdyby nie karmili się dziwnymi złudzeniami i kłamstwami, już dawno doszliby do porozumienia. A tak? Tak tkwili oboje w złych przekonaniach, nie mogąc odnaleźć szczęścia i zrozumienia. Wyjaśniliby sobie wszystko i może doszliby do porozumienia? Byłoby łatwiej, lżej i radośniej? Ale niestety, oboje byli uparci, nakierunkowani na swoje wymysły, nie dopuszczając do siebie innej interpretacji, która była zbyt destrukcyjna, aby to mogło w jakikolwiek pozytywny sposób zadziałać. Och, co za głupcy, co za głupcy! A naprawdę wolałaby się na niego rzucić, zjeść z nim śniadanko, pójść na spacer i dopiero wtedy wracać do swojego dormitorium. A może i nawet nie wracać? Coś ją do niego ciągnęło, jakby byli przeciwstawnymi biegunami, a ona z całej siły próbowała iść w przeciwną stronę. Musiała. Tak przynajmniej sobie myślała po tym całym zajściu. Na pewno nie będzie chciał jej już nigdy więcej oglądać. Pamięta przecież, co się wydarzyło w komnacie. Jaka szkoda, że jej mózg nie odzyskał póki co wspomnień z ostatniego wieczoru... Nie zauważyła, kiedy się podrywał, bo już była tyłem do niego, idąc powoli do drzwi. Kiedy jednak go usłyszała, przystanęła gwałtownie, a ton nie zwiastował nic dobrego. Był zły na nią, była tego teraz pewna na milion procent, o ile to w ogóle możliwe. I co z tego, że nie miała pieniędzy, spodni i butów? Co go to w ogóle obchodzi?! Już, już miała przybierać iście buntowniczą postawę, kiedy... na jego kolejne słowa coś w niej pękło i zmiękło. Miała ochotę podejść do niego i wtulić się najmocniej, jak się da, aby jej nigdzie nie uciekał. Nawet się w tym celu odwróciła, zrobiła parę kroków, by jednak w połowie drogi zawrócić, co z pewnością wyglądało dziwacznie. Nie, nie mogła tego zrobić, nie miała prawa. Miała zniknąć. Tak. Narazie poudaje, że wszystko jest dobrze. Tak, to był plan. Skinęła mu tylko głową, a kiedy Cedric do niej podszedł, teleportowali się przed bramę Hogwartu, gdzie Bennett poczuł się do odpowiedzialności, aby ją przenieść przez ten kawałek. Nie mogła iść na bosaka przecież! I takim sposobem została dostarczona pod dormitorium, pod którym bez słowa się rozeszli, a ona zakopała się pod kołdrą i nie wychodziła stamtąd cały dzień. No dobra, jedynie na chwilę do toalety!
Ach, Drake, nasz poczciwy Drake! W końcu wrócił do mieszkania, proszę państwa. Nie wiadomo, co on robił ten cały czas i gdzie się szlajał, ale rzadko tu bywał. To znaczy, ostatnio był w MIESZKANIU PAŃSTWA BENNETT wraz ze swoją cudowną małżonką, ale gdzie bywał wcześniej, tego nie wie nikt. Może po prostu nie potrafił się odzwyczaić od spania w dormitorium puchonów? Całkiem możliwe! Teraz jednakże wiedział, że chce zasypiać i budzić się tylko i wyłącznie obok Ellie, dlatego sypianie w Hogwarcie ograniczy do niezbędnego minimum, które raczej nie będzie odbywać się zbyt często, bo i po co? Wiadomo, czasem zdarzają się sytuacje podbramkowe, ale na pewno bardzo rzadko. I to go niepomiernie cieszyło! No, noc poślubna również, hehehe. To znaczy, jeszcze się nie zakończyła tak realnie, więc nie wiem, czy wszystko poszło sprawnie, jednakże Bennett i tak zamierzał się cieszyć. Nic więc dziwnego, iż wszedł do mieszkania z szerokim uśmiechem na twarzy. Przytargał ze sobą trochę kartonów, wyciągnął z szafy swoją walizkę i rozpoczął pakowanko. Zaczął oczywiście od swojego pokoju, a kiedy tam już wszystko opróżnił i poupychał wszystko na swoje miejsce, wylazł do innej części lokum. Wiecie, zbierał jakieś kosmetyki z łazienki, buty i kurtki zabierał z szaf, jakieś pierdoły z salonu... no nie brał żadnych mebli albo urządzeń, bo przecież nie będzie okradać braci, bez przesady! Tę fuchę zostawmy zawodowcom, czyli Cedowi i SMS, hehehehs. Aktualnie stanął przy ogromnej szafie i przeglądał tam najróżniejsze rzeczy, które skrupulatnie znajdowały się potem w kartonach. Przy tym gwizdał sobie wesoło i przytupywał w rytm jakiejś piosenki, która dźwięczała mu w uszach. Fenomenalnie, zaczyna nowe, piękne i niezależne życie! Bracia powinni być z niego dumni. Właśnie, jak on im powie o przeprowadzce? Hm... cóż, w ogóle nad tym nie myślał. I chyba za to zapłaci!
Ach, Cedric, nasz niezbyt poczciwy Cedric! Jako, że było już nieco po godzinie dwunastej, żołądek Bennetta nakazał mu się zbudzić, zmuszając studenta do wygramolenia się spod kołderki, podniesienia się ze swojego materacyka i poczłapanie do kuchni na śniadanio-obiad. Później miał w planach teleportować się do Scarlett i spędzić cały dzień właśnie z nią. W końcu był weekend, on nie miał żadnych wykładów, ona lekcji, nic, tylko szaleć! Może się gdzieś wybiorą? Z pewnością w jakieś fajne miejsce! Cały wesolutki, skierował się do kuchni, ale nie zdążył tam dojść! Przerwał pogwizdywanie i zdziwił się niezmiernie, kiedy usłyszał jakieś szuranie. Wrócił się cichutko do pokoju po różdżkę, w razie gdyby szuranie wydawał bardzo niebezpieczny włamywacz. Na razie śniadanio-obiad mógł poczekać, by później Cedric mógł opowiadać braciom i Scarlett, jak odważny był, kiedy jakiś zbir wkradł im się do mieszkania! No jakoś mu do główki nie przyszło, że to może być jeden z jego braci, heheheh. Elliott wybył gdzieś już o jednej z nieistniejących godzin, a Drake... właściwie to krukon nie wiedział, gdzie był Drake. Bo chyba dzisiaj też nie wrócił na noc? Cóż, ostatnia bójka jednak faktycznie ich nieco od siebie oddaliła. Ced kompletnie nie wiedział co się dzieje w życiu brata, a kiedyś było całkiem inaczej... ech. Nasłuchując, najstarszy Bennett wreszcie dotarł do źródła irytującego dźwięku przesuwania i rzucania, po czym niewiele myśląc, wyskoczył nagle zza ściany, celując różdżką prosto... w swojego braciszka! Nie zmieszał się jednak ani trochę, wybuchł śmiechem, który stopniowo jednak zanikał, widząc co Drake robi. - Co ty robisz? - zapytał bez ogródek, unosząc brwi. Wyglądało, jakby Drake się pakował...?! Albo tylko przegląda jakieś rzeczy i wyrzuca niepotrzebne rupiecie. Tak, z pewnością tak właśnie było.
Ojej, jakże Drake by się załamał, wiedząc, że popsuł bratu plany na cudowne spotkanie ze swą głupią ukochaną! Taaa, zapewne aż łezka by mu się w oku zakręciła. Cóż, nie da się ukryć, że nie lubił tej całej Scarlett. Nie dlatego, że to taki odwet za to, że Cedric nie lubi Ellie, o dziwo nie! Raczej chodziło o to, że słyszał dużo na jej temat i to nic pochlebnego. Sądził, że krukon powinien mierzyć wyżej i znaleźć sobie jakąś wartościową dziewczynę, a nie jakąś ślizgońską puszczalską, bo za taką ją miał. Okej, nie wiedział, że blondyna zmieniła się trochę pod wpływem najstarszego Bennetta, nie mniej jednak nie przeszkadzało mu to w osądach i nielubieniu jej. Poza tym wiadomka, martwił się o swoje rodzeństwo i nie chciał, aby któreś z nich zostało zranione! Dlatego wbrew planom autorek, nie ucieszyłby się również, gdyby Elliott przyprowadził do domu Mandy Maurine. Zdecydowanie wolałby Kayleigh, to taka urocza i porządna osóbka! Tymczasem on jak gdyby nigdy nic pakował się dalej i nie słyszał żadnych kroków. Kątem oka tylko przyuważył różdżkę, dlatego automatycznie odskoczył w bok, patrząc się na winowajcę zdziwionym wzrokiem. Stał tak chwilę, zanim ogarnął, że to przecież jego własny brat, który się chyba nudzi, bo zaczął polować na puchona. Ech, do czego to doszło! Gorzej jednak, że zdał sobie teraz sprawę, że powinien się wytłumaczyć Cedrikowi, dlaczego właśnie upycha swoje rzeczy po kartonach, a wypchana walizka stoi przy drzwiach. NO CÓŻ, nie przygotował sobie żadnej mowy pożegnalnej ani nic, smutek. - Nie widać? Pakuję się - odparł wpierw beztrosko, wciąż się uśmiechając, by wrzucić kolejne buty do kartonu. Potem jednak przerwał, stanął twarzą do najstarszego Bennetta i wciąż uśmiechnięty wziął głęboki oddech. Tak, trzeba mu to powiedzieć, w końcu to rodzina, kiedyś i tak się dowiedzą, hehehe. - Bo widzisz, ożeniłem się z Ellie, załatwiłem nam mieszkanie no i... przeprowadzam się - dodał entuzjastycznie, tak jakby teraz krukon miał się na niego rzucić z uściskiem i mu gratulować. Cóż, tego się spodziewał, tak po prawdzie, albo inaczej - chciałby, aby tak było. Jednak jego mózg słusznie mu podpowiadał, że żadnego happy endu nie będzie... i tamten raczej pierw się zdziwi, potem zacznie się drzeć, a kto wie, może i dojdzie do rękoczynów? No nic, może jednak nie będzie tak źle...? Och, naiwniaku!
Ohohoh, gdyby Cedric to usłyszał, pewnie nie miałby za wielkich oporów z przywaleniem braciszkowi. Cóż się jednak dziwić, dwójka braci była na punkcie swoich wybranek jednakowo drażliwa... pomimo, że ich wigilie w rodzinnym domu Bennettów z pewnością będą barwne, to jednak trochę szkoda, że Cedric nie lubił Ellie, a Drake Scarlett... ale no cóż! Bennett był jednak gotów bronić SMS przed osądami swojego brata, jak na oddaną pandę przystało, dlatego nawet się dobrze złożyło, że puchon nie mówił o tym na głos, bo mogłybyśmy nie dojść nawet do tej części, w której Drake mówi bratu o ślubie, a już rozgorzałaby walka! Chociaż kto wie, jak się nam zaraz sytuacja rozwinie? Nikt pewnie też nie będzie zdziwiony, jeśli i tak znów dojdzie do rękoczynów... taka to była wesoła rodzinka! Pakuje się? A jednak! Ale cococo, po co? Czyżby miał dość ich wspólnego mieszkanka? Tyle się musieli namęczyć, żeby matka im popuściła, a Drake tak zwyczajnie chciał z tego zrezygnować? Tak przynajmniej myślał Ced, dopóki jego brat nie dokończył wypowiedzi. No, ale krukon z początku nie uwierzył, więc zaczął rechotać, mając nawet na głos docenić czarny humor Drake'a! Tak bardzo w typie Cedrika, hehehe! Krukon zaraz jednak spoważniał, bo Drake wcale nie dołączał do jego radosnego rechotu. Dobra, w takim razie drogi Cedriku, cofnijmy się trochę i jeszcze raz przeanalizujmy słowa twojego brata! I kiedy najstarszy Bennett to zrobił, a jego braciszek wcale nie zaczął mówić, że żartował, tylko zwyczajnie kontynuował pakowanie, krukon się prawie własną śliną zakrztusił, biedaczek. - CO TY KURWA ZROBIŁEŚ, CZY CIEBIE POWALIŁO? MASZ DZIEWIĘTNAŚCIE LAT I NIE MASZ PRACY - to uderzyło go najpierw, chociaż na jego usta cisnęło się miliard innych oskarżeń i pytań. Zaraz jednak zbladł, kurczowo zaciskając palce na różdżce, którą jeszcze trzymał. - Drake, czy Ellie jest w ciąży? - zapytał, nieco ciszej i nawet spokojniej. Ale tylko z pozoru, bo w środku aż się gotował, a to wydawało mu się jedynym sensownym wyjaśnieniem tej całej sytuacji.
Ech, oni ostatnio to nic, tylko by się bili! I teraz kolejny powód, i kolejny! Chociaż o SMS to Drake by się nie bił, pewnie by zaraz po ciosie brata zrezygnował, bo w jego mniemaniu nie była tego warta. Co innego Ellie! O nią to do śmierci, ehehehs. Biedny puchon nie wiedział, że Cedric miał podobne odczucia co do swojej dziewczyny. Ale no, młodszy Bennett po prostu nie potrafił zaakceptować faktu, że krukon tak nisko się ceni! Zawsze się zastanawiał czy może jednak nie jest z nią tylko dlatego, że seks z nią jest taki rewelacyjny? Bo nie chciał wierzyć, że ona ma jakieś głębsze uczucia czy choćby trochę oleju w głowie. Wyglądała na typową, pustą lalunię i z tego co widział oraz czytał, to tak też się zachowywała. Może i był trochę niesprawiedliwy, w dodatku niewiedzący wszystkiego i niebiorący wszystkich aspektów do kupy, ale w tym przypadku możliwe, że był po prostu uprzedzony. Jak dobrze, że nigdy nie zaczął tego tematu, bo może czekałoby go niemiłe zdarzenie, delikatnie rzecz ujmując! Chociaż kto wie, czy już całkiem niedługo nie puści pary z ust? On z kolei nie miał pojęcia, dlaczego jego brat tak rechocze. Co w tym było takiego śmiesznego? Przestał się uśmiechać i patrzył uważnie na drugiego studenta, zupełnie nic nie rozumiejąc. Postanowił jednak pomilczeć, zanim tamten się uspokoił. Wziął głęboki oddech i widząc zdziwienie, a potem zdenerwowanie, po prostu wywrócił oczami. Cóż, jak zwykle Ced za dużo panikował. Czy on naprawdę sądził, że gdyby nie był pewien, że to się uda, to by się decydował na taki krok? No halo, to on był najrozsądniejszym z całego rodzeństwa, więc WTF? - Bo się zapowietrzysz - powiedział mu uprzejmie, kręcąc głową z dezaprobatą. - A więc odpowiadając na twoje rezolutne argumenty, to pragnę nadmienić, że ja, w przeciwieństwie do was oszczędzałem w moim życiu, odkładając to do banku. Trochę się tego uzbierało, zatem mogłem tę sumę dołożyć do programu Ministerstwa "rodzina czarodziejska na swoim" czy jakoś tak, więc dostałem mieszkanie. Co więcej! Rodzice nas miesięcznie wspomagają, ja również mam jeszcze trochę pieniędzy, Ellie także, więc nie zginiemy, nie martw się. Co się zaś tyczy pracy: skończę magiczne studia i świat stoi przede mną otworem! A jeśli nie, to w Hogwarcie mogę się zatrudnić. A, należy dodać do mojego życiorysu to, że pomagałem ojcu na planie, jako operator kamery i sądząc po jego renomie, wątpię, aby ktoś nas z nazwiskiem Bennett nie zatrudnił w tej branży, przynajmniej w Wielkiej Brytanii. Jak widzisz, o pracę także nie muszę się martwić, zatem nic nie stało na przeszkodzie - rozgadał się, jednak miał nadzieję, że spokojną argumentacją zabije durne powody swojego starszego brata. Kiedy ten jednak pobladł i zadał tak głupie pytanie, to jego brwi powędrowały wysoko ku górze ze zdziwienia, a potem to on się zaczął śmiać. A to kawalarz z tego Ceda! - Nie, przestań - odparł z rozbawieniem. CHOCIAŻ NIE WIADOMO, NOC POŚLUBNA TRWA I JEST BARDZO DYNAMICZNA, HEHEHE. Generalnie to miał na końcu języka "a może ta twoja jest? Tylko na twoim miejscu zażądałbym testu na ojcostwo", ale na szczęście w porę się w niego ugryzł. TYLKO NA JAK DŁUGO?
Fakt, dobrze, że nie zaczął tematu, bo sytuacja z Trzech Mioteł zaraz by się powtórzyła, tyle, że tym razem oczywiście chodziłoby o Scarlett. W ogóle jakie podobieństwo tych dwóch sytuacji! Cedric uważał, że Drake nisko się ceni, zawracając sobie głowę Ellie, a Drake sądził to samo o Cedzie oraz SMS. I oboje się w swoich osądach mylili, tak szczerze mówiąc. Hhehehe, mogłoby być bardzo ciekawie w temacie relacji Ellie-Ced, Drake-SMS, o ile nie byłby to nasze postacie, ECH. Najstarszy Bennett również zastanawiał się, czemu Drake'a tak ciągnęło do tej Ellie. Krukon to raczej nie podejrzewał, że seks z Hemingway był rewelacyjny, do tego momentu w ogóle nie wyobrażał sobie swojego brata i jego przyjaciółki w takiej sytuacji... cóż, dla niego była bojącą się własnego cienia, malutką puchoneczką i nawet jako dziecko za nią nie przepadał! Jakoś niespecjalnie starał się ją poznać, ale oczywiście zarzuciłby Drake'owi to samo, gdyby tamten powiedział co myśli o Scarlett. Zaraz by pewnie oburzony odpowiedział, że jako jedyna naprawdę go rozumie, na pewno lepiej niż sam Drake, ha! No i pewnie zaczęłoby się od nowa, znowu daliby sobie po mordach i tyle by było z tej rozwijającej dyskusji. Nie mniej jednak i tak mogłoby być ciekawie, hehehe, więc kto wie, może któryś z nich jeszcze jednak napomknie o niezbyt eleganckich słowach o nielubianej dziewczynie/żonie drugiego z braci? Cedric nigdy nie zaprzeczał temu, że Drake jest rozsądniejszy niż on i Elliott razem wzięci. Mimo wszystko uważał, że jego braciszek popełnił wielki błąd! O ile się nie zgrywał, bo to wszystko naprawdę brzmiało jak kiepskie żarty. Może puchon chciał się odegrać na nim za tę sytuację z pubu? Idąc za bardzo uprzejmą radą Drake'a, Ced wziął głęboki wdech, próbując nie przerwać braciszkowi jego monologu. I kiedy wreszcie skończył, Ced zaraz zasypał go gradem pytań. - Rodzice was wspomagają, mówisz? Więc błagam cię, powiedz mi jak powiedziałeś o tym matce i ojcu! - na jego twarz wpłynął złośliwy uśmieszek, wyobrażając sobie furię ojca. Ojojoj, biedny Drake'uś, tak bardzo Cedowi było go szkoda, ojoj. I chociaż ubodło go to, że jak widać chyba dowiaduje się o tym wszystkim z Elliottem ostatni, to jednak postanowił tego po sobie nie dać poznać, bowiem wyszłoby, że się za bardzo przyczepia czy coś, yyy. Ale no, powinien powiedzieć muszkieterom jako pierwszym... ba, on w ogóle najpierw powinien zapytać się ich o zdanie! Wtedy Cedric miałby szansę go od tego dzikiego pomysłu odwieść. - Tak jakby zostały ci dwa lata tych studiów, Ellie chyba też - zauważył uszczypliwie - I oczywiście nie mogliście poczekać tych całych dwóch lat, nie? Ehe, powodzenia w korzystaniu z waszych wielkich oszczędności! W ogóle, Drake, co będzie jak ci się nagle odmieni? Uznasz, że jednak żałujesz tego wszystkiego? A to nie łatwo się tak wycofać, przemyślałeś to wszystko? - i chociaż zwykle Cedric bardziej w swoich przekonaniach przypominał liberalną matkę, tym razem po prostu nawet on nie mógł zrozumieć, czemu Drake tak postąpił. Zazwyczaj miał ludzi i ich decyzje w głębokim poważaniu, kiedy jego zdanie odbiegało jakoś znacząco od zdania drugiej osoby, po prostu ją zlewał, ale halo, to był jego brat! I przez tą dziewuchę właśnie niszczył sobie życie... on, Ced, wiedział, że tak będzie! Uniósł brwi, kiedy usłyszał, że brat z rozbawieniem kazał mu przestać. Cóż, nierzadko słyszało się przecież o młodych małżeństwach, które były ze sobą tylko i wyłącznie ze względu na dziecko, które było wpadką. Ced naprawdę przypuszczał, że i w tym wypadku może być podobnie, byłoby to do Drake'a i tej jego, w mniemaniu Cedrika, dziwacznej moralności podobne. Ożeniłby się z dziewczyną wyłącznie z poczucia winy i chęci zapewnienia dziecku w miarę normalnej rodziny, tak! A Ced mu mówił, mówił, że z tą Hemingway to będą kłopoty! - Serio? - zapytał jeszcze, unosząc znacząco brwi. Jakoś nie mógł ogarnąć, że Drake ożenił się z Ellie z innego powodu.
No, ale tu widać priorytety! Drake nie patrzył na to, czy dziewczyna jest dobra w łóżku, tylko czy ma dobre serce, jest inteligentna i tak dalej. Zresztą, on także nie był bogiem seksu, zrobił to tylko raz, wczoraj, podczas nocy poślubnej, ehehe. I na pewno nie było to nic spektakularnego, bo tak to już jest z tymi pierwszymi razami, że bardziej nie wychodzą niż wychodzą. Jednakże nasz puchon sądził, że zapewne czekają ich jeszcze masy przyjemnych chwil! A dodatkowo będą szczęśliwi, bo się kochają i on nie musi się martwić, czy Ellie ma kogoś na boku, bo po prostu taka nie jest! A ta cała Scarlett? Cholera ją wie, szczerze mówiąc, to młodszy brat Ceda nie zdziwiłby się, kiedy ten nagle by do niego przyszedł załamany, że ślizgonka go zdradziła, albo co gorsza przyszła w ciąży z kimś innym, ale uparcie by twierdziła, że to będzie dziecko krukona! Na pewno to taki typ wywłoki, więc on się bardzo martwił o tego naszego beztroskiego niebieskiego Bennetta, no! Nie chciał, aby ten był zraniony kiedykolwiek. Jeżeli musi więc się poświęcić i znów się z nim pobić, to trudno. Dla rodziny wszystko! Kiedy chłopak zadał pierwsze pytanie, to cóż, nie da się ukryć, że popsuł humor naszemu studentowi Hufflepuffu, albowiem pytanie to było wyjątkowo celne! Zatem uśmieszek zszedł z twarzy bruneta, a usta początkowo zacisnęły się w wąską linijkę. Cóż, nie da się ukryć, że on już też widział oczami wyobraźni furę ojca i ryk matki, dlatego nic im nie powiedział, ehehehe! Sprytnie, tylko jednak... zaraz któryś z jego rodzeństwa im podkabluje, więc trzeba ich ubiec! Co wcale nie będzie proste... wyśle im list, o! Na pewno się ucieszą... i zapewne w odpowiedzi dostanie jakiegoś okropnego wyjca (choć rodzice nie są za bardzo obeznani w magii, to na pewno znajdą taką ewentualność, byle się wydrzeć na biednego synka, chlip), albo co gorsza aż sami się tutaj pofatygują! Choć Drake jeszcze nie wiedział jak, bowiem są niemagiczni, ale kto by się tym przejmował. Ojciec jak się wkurzy to pewnie i kogoś wynajmie i wywloką go z mieszkania za fraki! Na Merlina, co za rodzina. - Nie powiedziałem jeszcze, ale to tylko kwestia czasu. Zresztą, na bogów, ożeniłem się, a nie nie napadłem na bank - HEHE - albo zabiłem człowieka, nie poszedłem też do klasztoru, nie wstąpiłem do sekty, nie jestem uzależniony od narkotyków i nie rozbiłem samochodu będąc nietrzeźwym, WIĘC NIE ROZUMIEM CZEGO TAK PRZEŻYWACIE - troszkę się zdenerwował, nawet zaczął wymachiwać rękoma w powietrzu. A to niedobrze, nasz słodki puchon bywa agresywny, jak się za bardzo zdenerwuje, ech. - Dwa lata szybko zlecą. Chcieliśmy teraz, to było teraz - odpowiedział na jego jakże uszczypliwe zarzuty! Głos miał trochę podniesiony, ale już mniej niż poprzednio. - Nie odmieni mi się i nie będę żałował, nie jestem tobą - odburknął. Ojojoj, czyżby miało się zrobić ostrzej? - Serio - zakończył dywagacje na temat ciąży-nieciąży swojej ŻONY.
Ależ Cedric również priorytety w tym temacie miał! Gdyby Drake zechciał poznać Scarlett, a nie wykazywał się taką ignorancją jak Ced w stosunku do Ellie, może wyglądałoby to inaczej! Mogłoby być też tak, że jego zdanie by się jakoś znacząco nie zmieniło, bo fakt, nie wszyscy przepadają za słuchaniem o otyłych dzieciak jedzących płytki i płytkami zamordowanych. Poza tym, on ufał Scarlett. Znał ją nie tylko od tej strony, którą pokazywała całej tej hołocie, ale wiedział też, że ma drugie oblicze, które pokazała mu wtedy na wieży i na moście... i nie, nie pozwoliłby na to, aby Drake obraził ślizgonkę. Na pewno odparłby mu, że sam potrafi o siebie zadbać i żeby zamiast kierować się uprzedzeniami i pozorami, posłuchał jego, brata, który o wiele lepiej orientował się w sytuacji! CIEKAWE CZY PRZYPOMNIAŁABY MU SIĘ WTEDY SŁOWA DRAKE'A Z PUBU, EKHM. Cedric ze złośliwą satysfakcją obserwował, jak wesoły uśmieszek schodzi twarzy brata. Ha, a jednak był pierwszą osobą od Bennettów, która dowiedziała się o ślubie! Co za wyróżnienie, hohoho. Na razie nie planował jednak mówić o tym rodzicom, tę przyjemność planował zostawić bratu, a co! On jedynie wyśle dramatyczny list do Elliotta. - Hehe, to na pewno was wspomogą, już to widzę - co prawda podejrzewał, że kiedy wreszcie ochłoną, tak właśnie będzie; uszanują decyzję syna i tak dalej, zaoferują pomoc i w ogóle! Gdyby on, Ced, hajtnąłby się ze Scarlett w Vegas, mógłby już do domu nie wracać, był pewien. - Po pierwsze, nic nikomu nie powiedziałeś. Po drugie, to jest strasznie lekkomyślne i nierozsądne, po trzecie, mogliście poczekać, bo nie macie nawet dwudziestu lat... NO GRATULACJE, ROZSĄDNY DRAKE'U, "chcieliśmy teraz to było teraz". - zaczął wymieniać, pod koniec podnosząc głos i przedrzeźniając puchona. I miał jeszcze coś dodać, ale to braciszek wyprzedził go, dając mu następny powód do zaciśnięcia pięści ze złością. - No fakt, nie jesteś, ja nie potrzebuję jakichś głupich ślubów, żeby zapewnić drugą osobę o uczuci - odparował - Na cholerę ci to było, Drake? - no, robiło się coraz bardziej nieprzyjemnie! Przede wszystkim Cedric w dalszym ciągu nie mógł do końca zrozumieć, dlaczego Drake to zrobił. CZYŻBY Z MIŁOŚCI? Szalony! Szkoda, że teoria o ciąży odpadła, była doprawdy interesująca, ojciec i matka byliby wniebowzięci wręcz, ehe!
Generalnie coś czuję, że po prostu odwróciłyby się rolę z pubu. Teraz to Drake by nie akceptował dziewczyny Ceda, próbując przemówić mu do rozumu, bo się o niego martwi i nie chce, aby jego brat zadawał się z kimś takim. Niepokojące jednakże jest to, że wtedy się pobili, więc pewnie tym razem też by ich to czekało! Bo oczywiście w rodzinie Bennettów każdy ma rację. A więc jest pięć różnych racji! I każda rzekomo prawdziwa. Więc kiedy każdy chce ją przeforsować, aby to jego była najpierwsiejsza, to robi się istny chaos z milionem problemów. Witamy w naszej uroczej rodzince! Nie da się ukryć, że Cedric dowiedział się o tym jako pierwszy. Ale tak naprawdę to... tylko przypadkiem. Bo gdyby nie był w mieszkaniu, kiedy puchon zaczął się pakować, to kto wie? Chociaż, gdyby się skapnął, że rzeczy z pokoju jego rodzeństwa zniknęły, to pewnie zacząłby się dopytywać, więc dowiedziałby się siłą rzeczy? Ale wtedy niekoniecznie musiałby być pierwszy! Chociaż nie oszukujmy się, ale nasz świeżo upieczony małżonek nie kwapił się, aby przekazać tę wiadomość rodzicom... więc chyba krukon i tak byłby pierwszy. - To super, że to widzisz - mruknął ironicznie, musząc niestety patrzeć na satysfakcję wymalowaną na tej durnej twarzy najstarszego z Bennettów! Chyba cudem się powstrzymywał, aby w nią nie przywalić. Hm, wspominałam już, jak oni się kochają? No cóż, potem Drake by żałował, ale co z tego... - Wcale nie, wszystko przemyślałem i zaplanowałem. Nie umrzemy z głodu nie martw się! - podnosił głos, robiąc przy tym zamaszyste gesty rękoma. - Dwadzieścia lat, ohohoh, ale granica! Raptem roku mi brakuje - skomentował, trochę prześmiewczo. - Poza tym dojrzałość nie objawia się w wieku tylko w zachowaniu... niestety - dodał, zanim ugryzł się w język, bo przy tym znacząco spojrzał na Ceda. Hmhm, to chyba miała być jakaś aluzja... ups. - Nie potrzebujesz, bo chcesz zostawić sobie furtkę awaryjną. W razie, gdyby pojawiła się lepsza dupa na horyzoncie - odparł kpiąco. - Ja wziąłem ślub z miłości, ty pewnie nawet nie wiesz co to jest - dodał na zakończenie, bardzo bojowo. Ojejejejej. CO TO BĘDZIE?
Jak na załączonym obrazku widać, Bennettowie chyba nie potrafią się po prostu uczyć na własnych błędach! W ogóle po co im była rozmowa, mogli załatwić wszystko na pięści, tak jak to ostatnio zresztą lubili robić! Tak bardzo dojrzale i rozsądnie. Przecież jak Ced wpierdoli Drake'owi to ten nagle zapała uwielbieniem do Scarlett, a jak to Drake wrąbie Cedrikowi, ten nagle zmieni swój stosunek do Ellie... no jasne, to właśnie były metody menskich menszysn i innych Bennettów, pozdrawiamy! Prawdę mówiąc, Cedric nie szybko mógłby wpaść na to, że jego brat się wyprowadził. Po pierwsze Drake'a ostatnio naprawdę często nie było w mieszkaniu, ale dopóki pojawiał się w nim chociażby raz na kilka dni, jego starszy brat nie przejmował się tym specjalnie - gdyby zauważył brak kilku jego rzeczy, pewnie nie wzbudziłoby to jego podejrzeń. Uznałby, że puchon robił porządki czy coś! Jednakże, gdyby zauważył, że nie ma takich osobistych przedmiotów jak na przykład szczoteczka to zębów... mógłby coś zacząć podejrzewać! No i w końcu dowiedziałby się tak czy siak, więc lepiej, że jednak postanowił wstać o takiej szalonej porze jaką jest pierwsza po południu i natrafić na pakującego się Drake'a. - Ale jak jednak będziecie przymierać głodem, to ja tylko powiem "a nie mówiłem", HA - on również podniósł głos, robiąc krok w kierunku brata. Słuchając jego dalszych słów, denerwował się tylko jeszcze bardziej. Naprawdę, istniał chyba tylko jeden człowiek, który był w stanie wyprowadzić najstarszego Bennetta z równowagi aż do tego stopnia. - A ty z pewnością udowodniłeś tą swoją niewątpliwą dojrzałość, biorąc ślub w tajemnicy przed całym światem, przede w tajemnicy przed rodziną - dodał, mrużąc lekko oczy. Niebezpiecznie, a co! Chciał jeszcze zadać parę dodatkowych pytań, pozałamywać ręce, ale tym razem to Drake przelał czarę. Nie mogąc dalej słuchać tego wszystkiego, Cedric doskoczył do brata i po prostu ponownie mu wrąbał. Ale puchon go przecież sprowokował, prawda? To tak w razie czego, gdyby ktoś pytał.
Generalnie tak, ci bracia już tak mieli! Że wszystko załatwiali za pomocą pięści. Brakuje jeszcze, aby wybrali się kiedyś na zakupy i mieli odmienne zdanie na to, czy kupić mleko 2% czy 3,2%. Na pewno rozgorzałaby wtedy okrutna walka, bo przecież to najlepszy plan ever. I puchonowi się trochę w główce rozjaśni i krukonowi...! Będą otwarci na zdanie innych, może nawet zmienią swoje? Ach, terapeutyczne działania bójki, udowodnione naukowo przez rodzeństwo Bennettów. Polecamy, może kiedyś napiszą o tym książkę, która okaże się bestsellerem i wszyscy zaczną się napieprzać, aby rozwiązać swój problem, który wydawał się być wcześniej nie do rozwiązania. Wspaniale. No tak, to prawda. Chociaż chyba Drake planował również zabrać tymczasowo meble ze swojego pokoju. Bo oni i tak ich nie będą używać, a młodemu małżeństwu przydadzą się jakieś szafki, biurko. Bo łóżko średnio było dwuosobowe, niestety! Kupując je nasz student w ogóle nie myślał o tym, że kiedykolwiek przyjdzie mu się nim dzielić. Raczej sądził, że będzie już zawsze sam, właśnie z powodu tego, że zakochał się w swojej najlepszej przyjaciółce, co stawiało go na pozycji przegranego. Tak to się dziwnie koleje losu układają! Ale w każdym razie, wtedy raczej Cedric by zauważył, że jego brat się wyniósł! - No nie mogę się doczekać! - odparł kpiąco, robiąc nieskoordynowany ruch głową. Założył też na chwilę ręce na klatce piersiowej, jakby dając mu do zrozumienia, że jego durne tekściki nie robią na nim większego wrażenia. Potem je zaraz jednak musiał unieść ręce w geście wołania o pomstę do nieba, bo ten starszy Bennett to takie głupoty gadał, że szok! - Jaka tajemnica, i tak bym wam w końcu powiedział! - odparł, jakby to wszystko tłumaczyło, mhm. Pozdrawiam. Generalnie to nasz puchon był gotów na dalszą wymianę zdań, ale jak widać tym razem jego braciszek pierwszy wpadł w gniew, bo zanim się obejrzał, a Drake poczuł ból w okolicy szczęki. Cóż, niewiele myśląc, czując, jak wzrasta w nim gniew, rzucił się na naszego Cedriczka i przewracając go na plecy, tym razem to on go uderzył. Świetnie, to się nazywają dzikie postaci mieć! Jeszcze ustawię Dahlię, Jovena i Kim na bójkę, i będzie komplet.
Och, brakowałoby jeszcze tylko wtedy Elliotta, który obstawiałby przy kupnie mleka 0,5 procent! Może wtedy pozornie najspokojniejsza latorośl Bennettów również przyłączyłaby się do okrutnej walki? W końcu rozjaśniłoby im się w główkach i z chęcią przystaliby na to, aby kupić mleko takie jakiego chciał jego brat - w efekcie znów by się pobili, bo Cedric chciałby opcję Drake'a, a Drake Cedrika, a Elliott to już w ogóle mleka by nie chciał. Może metodą prób i błędów wreszcie doszliby do porozumienia... może! Pewnie prędzej zostaliby z tego sklepu wywaleni, ale cii. Podejrzewam, że zanim napisaliby tę książkę, również zdążyliby się pobić i pokłócić o nią ze sto razy, no, ale tym samym potwierdziliby tylko tezę w książce poruszaną, gdyby stałą się tym bestsellerem. W takim razie, o ile oczywiście Cedric pokusiłby się wcześniej o zajrzenie do pokoju brata, z pewnością zaraz wzniósłby alarm i w ogóle wydał Drake'a rodzicom, nie wiedząc jaki jest powód jego wyprowadzki. A kiedy już by się w końcu dowiedział, wciekłby się pewnie jeszcze bardziej! - No nie no, fajniutko, "wziąłem ślub i zapomniałem wam powiedzieć", GRATULUJE, ŻADNA TAM TAJEMNICA - nie panował już nad głosem, bowiem kończąc zdanie, już się na Drake'a wydzierał. On już nie miał siły ani ochoty na dalszą dyskusję. Ależ ten jego młodszy, nierozsądny braciszek go nerwów kosztuje, huhuhu! Gdyby słuchał się jego, Ceda, przykładnego krukona, wszystko wyglądałoby inaczej, tak! Zabolało trochę, kiedy tak nagle Drake powalił go na ziemię, ale w tym momencie Ced nie miał czasu na użalanie się nad sobą, trzeba było bratu rozum przywrócić! Dlatego kiedy już boleśnie od puchona oberwał, sam się zamachnął z całej siły i... ech, jego brat zdążył się sprytnie uchylić! Takie życie to nie życie, znając ogólne szczęście najstarszego Bennetta i moje do kostek, pewnie Ced zaraz od Drake'a oberwie!
Tak, zdecydowanie. Jakby się Elliott jeszcze włączył do walki, to już w ogóle byłoby superaśnie. Mieliby o czym pisać! Ale właśnie, szkopuł tkwił w tym, że zapewne kłóciliby się o tę cholerną książkę. I pewnie doszłoby standardowo do rękoczynów. Oni to zawsze musieli załatwiać wszystko pięścią, normalna rozmowa się u nich nie kwalifikowała to sposobów radzenia sobie z gniewem i niezadowoleniem z powodu decyzji swojego brata. Jak dobrze, że nie praktykują tego ze swoimi żonami/dziewczynami, w przeciwnym razie panie już dawno zgłosiłyby ich na policję, a oni by się pewnie tłukli za kratami, aż w końcu by ich rozdzielono. I taki smutny los spotkałby braci Bennett. No właśnie, dlatego Drake zrezygnował z tego pomysłu. Chciał spakować tylko swoje rzeczy osobiste, nic poza tym. Po meble przyjechałby potem, kiedy już wszyscy by wiedzieli o jego wspaniałym ożenku. Jednak naprawdę nie rozumiał, czemu Cedric nie mógł się cieszyć wraz z nim? Przecież to było podniosłe, ważne i piękne wydarzenie w jego życiu! Zapewne najpiękniejsze, zanim oczywiście nie urodzi mu się dziecko. Ale chwilowo ślub był jego priorytetem życiowym. I nie rozumiał, o co tyle krzyku. Jeżeli krukon też kiedyś się ożeni to także ma się tak na niego wkurzać? No wolne żarty! - No żadna! Dowiedziałeś się! Zresztą, jakbym powiedział przed tym wszystkim, to akurat byś się nie denerwował, ehe, jasne - skomentował, wysoce ironicznie, zanim zaczęli się tłuc. I zanim wylądowali na ziemi. Gdzie starszy Bennett próbował przywalić puchonowi, ale ten na szczęście w porę zrobił zgrabny unik. By zaraz potem wymierzyć pięścią w swego brata, który tym razem się z nią nie minął. Auć. Musiało zaboleć! A najlepsze w tym wszystkim jest to, że nikt ich nie odciągnie od siebie w ich własnym mieszkaniu, bo Elliotta nie ma. Czyżby się mieli pozabijać? Rozkosznie!
No niestety, tak to bywa, kiedy upór wygrywa z rozumem... w rodzinie Bennettów doprawdy dzieje się to aż nazbyt często! Biedna ta Nelly, bo choć zapewne nie mniej niż synowie uparta, pewnie często musiała służyć im za rozjemcę. Gdzież była teraz, kiedy jej synowie się chcieli zatłuc? Nawet tego nieszczęsnego Elliotta w pobliżu nie było! Nie mógł uratować ich kariery pisarskiej, bo zanim tę całą książkę napiszą, zabiją się jeszcze w ogóle zanim wpadną na ten genialny pomysł z wydaniem jej. Ta dyplomacja, poziom hard! Faktycznie o tyle dobrze, że swoją złość woleli wylać na siebie, niż na swoje wybranki. Jak widać więc, jakoś się tam kontrolować potrafili! No, przynajmniej jeśli nie chodziło o drugiego brata. Po pierwsze Cedric nie mógł cieszyć się z Drake'iem, bowiem wciąż ustawał przy opcji, że tamten mu z okropną premedytacją nic nie powiedział! I najstarszy Bennett nie miał jak puchonowi wywalić tego dzikiego pomysłu z głowy. Może jak dostałby w ten swój ryj jeszcze parę razy, rozjaśniłoby mu się w główce? No i właśnie też z tego powodu, iż Ced uważał to za nierozsądne i wielce lekkomyślne (Cedric Bennett pozdrawia), nie potrafił chociażby wykrzesać jakichś gratulacji czy czegoś w tym guście. Muszkieterowie tak nie postępują, o! Powinien lojalnie ich chociaż poinformować przez sowę, bo może chociaż wtedy Cedric i Elliott w bardzo dramatyczny sposób mogliby przerwać ceremonię. A tak to mogiła, ale niech tylko mu ten Drake zajęczy przy ewentualnym rozwodzie. Bo owszem, Cedric brał pod uwagę, iż jego braciszek przejrzy na oczy, jeszcze się łudził! Poczuł ból i metaliczny smak krwi w ustach. Szlag, skubanemu znów udało się trafić! To było zapewne spowodowane tym, iż to Drake był na górze, tak, nie inaczej... nie chcąc pozostać dłużnym, Cedric znów się zamachnął, niestety i tym razem trafiając w próżnię, bowiem Drake zdążył uchylić się przed ciosem... KURCZE.
Nelly też była szalona! Choć ona raczej nikogo nie biła, hehe. Kto wie, może jak jej synowie przyprowadzą swoje dziewczyny/narzeczone/żony to z nimi też będzie rozwiązywać problemy poprzez pięści? TO BYŁOBY PRZEGIĘCIE, ale za to jakie zabawne, bo oglądane z perspektywy! Ale to oburzające, że właśnie Elliotta nie było. Jedyny rozjemca, który mógł przerwać tę dziką agresję! Ech, co za życie. RODZICE ŹLE GO WYCHOWALI, ewidentnie. Nie to co naszą słodką parkę tarzającą się z wściekłości po ziemi i okładającą się równo. Nie. Oni byli wzorem cnót wszelakich! No w sumie tak było. Nie był głupi i wiedział, że Cedric mu przeszkodzi. Nie chciał tego! Chciał w spokoju wziąć ślub ze swoją wybranką serca. I wspominać to jako najpiękniejszy dzień życia. A nie się użerać ze swoją rodziną. Bitch, please. Właśnie, jeszcze dostałby w mordę i musiał się tak pokazywać przed Ellie! Dobra, teraz chyba też nie mógł, bo jak właśnie wyczaiłam, to raz oberwał od swojego starszego braciszka! Ech, oni są jak dzieci, słowo daję. I o rozwodzie nie będzie żadnej mowy! Będzie ze swoją żonką już do końca ich dni i niech lepiej krukon się z tym pogodzi, ot co. Tak samo jak ich najmłodszy brat. I rodzice. I CAŁY ŚWIAT. Niech do nich dotrze, że ta dwójka się kocha i nie ma co stać na ich drodze do szczęścia! Tymczasem drugi Bennett ponownie się zamachnął, a on zrobił unik. Cóż, kiedy nasz Drake bywał bardzo zły, bywał też bardzo agresywny! Nic więc dziwnego, że pomimo krwi na swoich ustach i na ustach drugiego studenta przywalił mu ponownie. No, niech się następnym razem nie rzuca!