Sala Przesłuchań w Departamencie Przestrzegania Prawa
Sala Przesłuchań jest niczym szczególnym. Pełno w niej samopiszących piór. Można powiedzieć, że pomieszczenie jest przedzielone szklaną szybko, dzieląc je na dwa mniejsze - sale przesłuchań oraz pomieszczenie do którego może wejść uprzywilejowana osoba, broniąca przesłuchiwanego lub też sam Minister Magii. W sytuacji maglowania nieletniego za szklaną szybą znajdują się jego rodzice. Nieraz słyszało się o teorii dobrego przesłuchania zwanej metodą na dobrego i złego policjanta. Tu wszystko zależy od osoby, która będzie je przeprowadzać. W owej sali znajduje się podłużny stół oraz dwa krzesła. Na jednym z nich są umieszczone dodatkowo kajdany, aby zapewnić bezpieczeństwo Pracownikowi Ministerstwa Magii, wszak one są magicznie - bowiem potrafią wykryć, czy mówi ktoś prawdę czy też nie. Przynajmniej tak mówią plotki. Przed Salą przesłuchań znajduje się samo uzupełniający się sok dyniowy wraz z jednorazowymi kubkami.
Mimo, że w pewnym stopniu spodziewała się otrzymania wezwania, urzeczywistnienie tego faktu niezmiernie ją przeraziło. W końcu tyle się czyta o maltretowaniu świadków, krzyczeniu, znęcaniu się... Wystarczająco dużo, by owe niewinne dziewczęcie znalazło się w stanie paraliżującego strachu. Przekraczając bramy Hogwartu w celu teleportowania się, już czuła jak trzęsą jej się ręce. A to miał być dopiero początek. Kiedy tylko znalazła się w Ministerstwie, wśród tych wszystkich... dorosłych ludzi przeraziła się jeszcze bardziej. Swoja drogą, w następnym roku szkolnym, może i ona będzie kroczyła tym korytarzem? Starając się nie myśleć za dużo o metodach wyciągania informacji ze świadków wjechała windą na odpowiednie piętro, a po zapukaniu w odpowiednie drzwi wkroczyła do środka, nieudolnie starając się opanować drżenie.
Morpheus opuścił Hogwart i tuż za bramami, deportował się do Ministerstwa. Wzdrygnął się mimowolnie. Znajome korytarze. I tyle znajomych twarzy. Idąc, kiwał głową z częstotliwością przekraczającą ludzkie możliwości. Już nie w nieformalnej koszuli ani swetrze, jak chadzał po Hogwarcie. Tak jak kiedyś, pod krawatem, w idealnie skrojonym garniturze. Odnalazł w krótkim czasie Salę Przesłuchań w jednym z najbardziej znienawidzonych przez niego Departamentów. Była zamknięta. Podejrzewał, że w środku znajduje się prefekt, panienka Berkley. Postanowił więc zaczekać, co i rusz posyłając półuśmiechy i skinięcia głową do przechodzących obok dawnych współpracowników.
Tak, tak, wybiła już magiczna godzina, czas zebrać dowody. Zbiegła po schodach, bowiem nie mogła doczekać się na windę. Odgłos szpilek wypełnił cały korytarz. Weszła pewnym krokiem do Sali Przesłuchań. - Och, mam nadzieję, że nie czekasz za długo - powiedziała miło, widząc na jej twarzy przerażenie i spięcie. - Spokojnie, to tylko kilka standardowych pytań, poza tym, Em, jesteś świadkiem, a nie oskarżoną - uśmiechnęła się do niej i wskazała krzesło, na którym mogła spocząć. - Dyrektor powiedział, że to Ty wysłałaś do niego zgłoszenie o popełnionym przestępstwie, czy mogłabyś opowiedzieć swój punkt widzenia? Jak do tego doszło? Jak zachowywała się Elena przedtem i zaraz po? Czy było po nie widać, co ma zamiar zrobić? - rzucała pytaniami, chcąc pomóc jej w kształtowaniu swoich zeznań. Samopiszące pióro notowało wszystko należycie, co niesamowicie mogło krępować świadka, a Casandrę irtytować.
Z minuty na minutę jej twarz stawała się coraz bledsza. Ach, jaki z niej wspaniale odważny gryfon! Rozejrzała się nieśmiało po środku, aż w końcu zauważyła Cass, która najwyraźniej miała ją przesłuchać. - Och - wyraźnie odetchnęła z ulgą. Przed oczami już miała starego, otyłego pedofila, który to męczył ją przez długi, długi czas. - Nie wiem, dlaczego to zrobiła. Siedziałyśmy i rozmawiałyśmy o jej... - przerwała na chwilę, zastanawiając się czy jest sens cytować jej słowa na temat rodziny - hm, o jej rodzinie, a ona najpierw zdrapała jakiś strup mówiąc, że to rana po jakimś czarnomagicznym zaklęciu, a chwile później tak jakoś nagle rzuciła tą Avadę. Ona sprawiała takie wrażenie jakby nic ją nie obchodziło... Nawet jak została zapakowana do tej klatki... jakoś tak mało ją obchodziło. - zakończyła swój wywód, marszcząc brwi. Oczywiście, starała się mówić wyraźnie i głośno, a wyszło jak zwykle - za szybko i za mało wyraźnie. Nawet zastawiało ją to dziwne otumanienie Matrion...Może była pod wpływem jakiś środków...?
Cassandra próbowała swoim ciepłym głosem uspokoić Emerson. Przecież nie chciała, aby prefekt był źle traktowany i sama powiedziała, że przesłucha świadków. - Czyli mogę wnioskować, że w jej rodzinie używane są czarnomagiczne klątwy? - spytała, zastanawiając się, czy to doprawdy będzie aż tak duża sprawa. I spaczenie umysłu też? - Czy wcześniej również rozmawiałyście o Tobie? Wybacz, nie potrafię się do Ciebie zwracać tak formalnie - rzekła przepraszająco - Wykreśl ostatnie zdanie - dodała do pióra i założyła nogę na nogę - Tak, zdecydowanie jej zachowanie nam ukazuje wiele. Czy widziałaś jeszcze jakieś sytuacje, w których Elena próbowała rzucać zaklęcia na innych? - spytała, uśmiechając się miło - Proszę, nie stresuj się tak.
Nie słyszał niczego, co rozgrywało się w sali. Ale mignęła mu wchodząca do środka Cass. Nie zaskoczyło go to, podpisała się w oficjalnym liście i wywnioskował, że to ona będzie go przesłuchiwała. Zastanawiał się, co właściwie ma powiedzieć, nie był świadkiem tych wydarzeń. Skorzystał z samo wypełniającego się zbiornika z sokiem dyniowym. Upił kilka łyków, w gardle zaschło. Dobrze, że wczorajszego dnia nie pił, byłby mało wiarygodny na kacu. Ogólnie, zauważył, że i tak coraz mniej pije, odkąd jest w Hogwarcie. Niemalże nic. Jestem Morpheus, nie piłem już od sześciu dni. Hej, Morpheus! Postukał cierpliwie butem o posadzkę, skinąwszy głową kolejnemu znajomemu z dawnej pracy.
Ostatnio zmieniony przez Morpheus Phersu dnia Nie Wrz 26 2010, 15:31, w całości zmieniany 1 raz
- Z tego co mówiła, to owszem. Ale nie jestem pewna, czy wszystko co mówiła było prawdziwe... Momentami wydawało mi się, że kłamie na poczekaniu. - odparła, niezwykle dumna, że udało jej się pozbyć z głosu tego krępującego piszczenia. No cóż, dla "zwykłego" człowieka, takie rzeczy o których opowiadała Elena musiały być co najmniej dziwne. - Nie, była jakoś dziwnie skora do zwierzeń i ciągle mówiła o tej swojej rodzinie. - powiedziała, posyłając nieśmiały uśmiech do panny Lancaster. - Mówiła coś o tym, że się z kimś biła i wyrzucono ją z domu, a wtedy musiała się gdzieś przenieść... - rzekła, zgarniając włosy za ucho. No, przynajmniej kolana przestały drżeć. Ale z trzęsącymi się dłońmi zapewne powalczy jeszcze długi czas po przesłuchaniu.
- Zdecydowanie, Emerson, nie powinnaś się przejmować i brać do siebie tego, co mówiła. - powiedziała potulnie - Jestem na prawdę przerażona, że gryfonka dokonała takiej zbrodni i cieszę się, że zareagowałaś jak na prawdziwego prefekta przystało. Myślę, że to koniec przesłuchania, jeśli będę mieć pytania, stawię się w Hogwarcie. Tymczasem wracaj do szkoły i rozluźnij się. Jeśli chciałabyś porozmawiać o tym, co zrobiła Elena, proszę zgłoś się do Szkolnej Pielęgniarki lub do mnie - rzekła, wstając z krzesła i uścisnęła jej dłoń - Dziękuję.
- Emma - poprawiła automatycznie, słysząc swe pełne imię. - Cieszę się, że mogłam pomóc. - odparła z szerokim uśmiechem wstając z krzesła. Och, jak dobrze, że to już koniec! Pożegnała się z Cass, a następnie niemalże biegiem ruszyła do drzwi. Otworzyła je tak gwałtownie, że oczywiście wpadła na stojącego przed nimi gajowego. - Och przepr... - zaczęła, dopiero po chwili poznając mężczyznę - Ty też? - zdziwiła się, próbując złapać równowagę. - Hm, chyba teraz ty. - rzekła, machając mu drżącą ręką na pożegnanie. Szybko oddaliła się na parter, a tam teleportowała do Hogwartu.
Zdziwiło ją to, że wybiegła aż tak gwałtownie... Przecież nawet ją nie ugryzła! Była miła, prawda, że taka była? Zmartwiło ją to. Przestała się uśmiechać i zabrała od samopiszącego pióra zeznania Emmy, które od razu włożyła do teczki ze sprawą. Jeszcze tylko Morph. Nie wiedziała, jak ma się zachować. Wciąż powtarzała sobie, aby zachować pełny profesjonalizm.
Odprowadził Emmę wzrokiem, nieco zaskoczony. Wpadając na niego, wytrąciła mu z ręki kubek z sokiem, co spowodowało oczywiście zaplamienie garnituru. Czemu była tak przerażona? Cass aż tak ją wymaglowała? Rzucił Chłoszczyść na garnitur. Wszedł sprężystym krokiem do środka. - Witam, panno Lancaster - rzekł oficjalnym tonem, ale na ustach igrał uśmiech. - Morpheus Phersu, stawiam się na przesłuchanie.
Tak, drzwi się otworzyły, a w nich stanął ktoś tak ważny... Nie powinna go w ogóle przesłuchiwać, ona nie da rady! Po pierwsze.... Kiedy ona go widziała ostatni raz w garniturze. - to powinno być również surowo zabronione. Chrząknęła, próbując wydobyć jakieś słowo. - Witam, Panie Phersu - zwróciła się do niego, ciesząc się, że chociaż on zaczął oficjalną formę rozmowy - Świetnie, proszę zająć swoje miejsce. - rzekła, wskazując krzesło. - Rozumiem, że wie Pan, iż ta rozmowa jest rejestrowana przez samopiszące pióro. Jest pan świadkiem, a w zasadzie ekspertem, w postępowaniu przeciwko Elenie Marion. Znał pan oskarżoną?
Zajął wskazane miejsce. Ekspertem, świadkiem? Podbródek zatrząsł się od tłumionego śmiechu, ale mimika pozostała poważna, ascetyczna. Tylko błękit błyskał rozbawieniem, rzucał porozumiewawcze spojrzenia na Cass. Dziwnie czuł się, mówiąc do niej per Lancaster, a nie "ślicznotko". "Wyglądasz pięknie" też nie wchodziło w grę, a wyglądała. Odchrząknął. - Jestem świadom procedur przesłuchania - potwierdził, splatając palce i patrząc chwilę na śmigające po pergaminie pióro. Na usta aż się ciśnie rozpoczęcie monologu o latających świnkach śpiewających Marsyliankę, żeby potem zrobić aferę o wadliwości owych piór, całkowicie bezpodstawną. Morpheus-łobuz. Powstrzymał się jednak. - Nie znam oskarżonej, panno Lancaster, aczkolwiek kojarzę wygląd panny Marion.
Och, jego oczy... Chociaż raz mógłby nimi zapanować. Ona tu p r a c u j e. Nie może ulegać jego tęczówkom. Nie może. Chrząknęła po raz kolejny. Zdecydowanie nigdy nie pomyślała, że będzie musiała przesłuchiwać Morpha. Po pierwsze wolała z nim pić naważone piwo, niż go o coś oskarżać. - Cieszy mnie to niezmiernie - uśmiechnęła się - Jeśli Pan jej nie zna, u licha, nie mogę do Ciebie się tak zwracać. Jeśli jej nie znasz - poprawiła się szybko, zapamiętując, że będzie musiała wykreślić swoje przekleństwo - To co mógłbyś mi powiedzieć o ciele sarny? - spytała, próbując zachować powagę.
Wyczuwając wyrzut w spojrzeniu uznał, że lepiej będzie spuścić wzrok. Wpatrywał się zatem jak zahipnotyzowany w wędrówkę ostrza samopiszącego pióra, na wszystkie drobne zakręty, które pozostawiały na pergaminie ciemne ślady, jego własne słowa. - Sarna posiadała dość poważne zranienie w okolicach tułowia, na boku, jednak nie było to obrażenie śmiertelne. Podejrzewam, że mogło nastąpić za sprawą drugiego zaklęcia albo podczas upadku sarny na ziemię. Powtarzam, co istotne, nie mogła być to przyczyna śmierci, nie było na tyle rozległe, by być letalne. Niewielki upływ krwi wskazywał też, że zranienie nastąpiło w istocie po śmierci, które, jak mniemam, spowodowane zostało zaklęciem niewybaczalnym. Podniósł wzrok, teraz już poważny. To była Avada, Cass, wiesz, jak wtedy wyglądają oczy, wiesz, jak szkliste są przy stygnącym powoli ciele?
Przygryzła dolną wargę, chcąc gdzieś skierować te emocje. Współczuła mu, że musiał widzieć to ciało. Nie powinno się karać zwierząt, one są niewinne. To ludzi powinni dostawać baty za własną głupotę, trzysta kijów. - Czyli przedtem zostały zastosowane wobec niej tortury? - uniosła brew, czując jak przechodzi po jej plecach zimny dreszcz. Wzdrygnęła się. Gdyby tylko mogła wobec Eleny zastosować przemoc fizyczną! Nie krępowałaby się, o nie. - Jakie zaklęcie niewybaczalne podejrzewasz? - spytała, patrząc mu głęboko w oczy.
- Tortury? Tego stwierdzić nie mogę. Jak mówiłem, obrażenie mogło równie dobrze nastąpić na skutek upadku, lub wraz z niewybaczalnym posłane zostało zaklęcie raniące. Pogładził brodę, zastanawiając się nad czymś głęboko. Przesłuchiwał w tej sali raz, dwa. Potem go przenieśli. Za niepoprawne metody. Ale sprawami nie były martwe sarny, nie wtedy. - Podejrzewam zaklęcie uśmiercające. Cruciatus raczej nie został użyty, sarna odniosłaby inne cielesne obrażenia, miotając się po ziemi zawadziłaby o kamienie i zraniony bok nie byłby jedynym fizycznym obrażeniem.
Pokiwała ze zrozumieniem głową. Nie potrafiła przewidzeć zachowania Eleny, bowiem jej profil psychologiczny idealnie pasował do psychopaty. Może powinna wysłać ją do Daisy? - Mamy to - powiedziała uśmiechnięta jakby czekała tylko na te jego słowa "tak, to była Avada, Cass, przestań przedstawienie". - Morph, uważam, że przesłuchanie dobiegło końca, zebrałam wystarczającą ilość dowodów. Na szczęście - dodała, kierując do pióra słowa, aby przestało już notować. - Ta sprawa to istna katorga - rzekła cicho. - Dziękuję Ci, że przyszedłeś.
Skinął głową, uśmiechnął się nikle. - Dla ciebie wszystko, ślicznotko - mruknął, pogładziwszy swój szorstki policzek. Przez twarz przebiegł jednak jakiś cień. Wstał powoli. - Ale obawiam się, że nie zostanę na dłużej w tym jakże uroczym miejscu, z którego wyrwałem się z dziką radością. Musiał... nie, chciał... odwiedzić matkę w Mungu. A będąc w Londynie, nietaktem byłoby zignorować fakt, że szpital znajduje się w pobliżu.
Dygnęła mu uroczyście. - Uważaj, jeszcze to przeciw Tobie wykorzystam. - uśmiechnęła się jak huncwoci za dawnych lat. Oni knuli i świetnie się przy tym bawili, Cassandra też tak chciała. Puściła mu oczko, wkładając jego zeznania do teczki. Cóż, Elena zacznie szukać męża w Azkabanie, a nuż umrze na samotność? Spojrzała na niego - Ależ oczywiście, nie mam zamiaru Cię tu trzymać. Bądź zdrów - rzekła z uśmiechem, widząc cień przechodzący po jego twarzy. - W porządku? - spytała.
- Spróbuj tylko, nikczemna istoto - rzucił z rozbawieniem, grożąc jej palcem. - Mam nadzieję, że dyscyplinarnie wyrzucicie ze szkoły każdego, komu przyjdzie na myśl taka głupota jak skrzywdzenie niewinnego stworzenia - dodał mimochodem, otrzepując rękaw marynarki. - W porządku - kiwnął głową. Na twarzy maska, w oczach zwierciadło niepokoju. - Oby u ciebie też było. - Musnął wargami jej czoło, jak zawsze. Teraz jednak zagubił się w czasie, zapomniał, Merlin wie co, ale usta zdawały się dotykać jej skóry odrobinę zbyt długo. Odwrócił się i sprężystym krokiem, zupełnie nie sugerującym, że cokolwiek mogło się stać, opuścił Ministerstwo.
Ujęła jego dłoń, tym samym opuszczając palec. Doprawdy śmiesznie wyglądał, gdy komuś groził. Pomimo złej maski na twarzy w jego oczach, wciąż było widać rozbawienie. - Nie kuś losu - powiedziała, jednocześnie puszczając dłoń i pozwalając, aby otrzepał rękaw marynarki. Chciała mu powiedzieć, że nawet po lesie powinien chodzić w garniturze. Dodawał mu magicznego blasku przeszłości. Przytaknęła głową na "w porządku". Liczyła, że jeśli się coś stanie, to właśnie do niej się zwróci o przywrócenie uśmiechu. Przymknęła oczy, czując jego wargi na swoim czole. Zawsze tak robił, wtedy idealnie mogła poczuć perfumy, którymi torturował Cassandrę oraz bliskość, lecz już nie taką jak kiedyś. - Nie martw się, duża ze mnie dziewczynka - zaśmiała się, ucałowawszy jego polik. Ledwie musnęła jego szorstki policzek, a ten już zniknął w drzwiach. Zabrała teczkę z dokumentacją dotyczącej sprawy Eleny Marion. Tuż po przejściu przez próg na korytarz zerknęła, czy są jeszcze jakieś osoby do przesłuchania. Na szczęście nikogo nie znalazła. Wolnym krokiem, co by to jeszcze przemyśleć, udała się do swojego gabinetu.
Miała się stawić, to się stawiła. Nie wiedziała, jak to wszystko będzie wyglądać. Nie wiedziała, co ma mówić. Wiedziała, że nie zapłaci takiej sumy! Po pierwsze, nie miała jej. Po drugie, co miała oddać? Mieszkanie? Miała zamieszkać z rodzicami? To chore! I czemu ten człowiek nie powiedział jej, że jest bankrutem? No czemu, do cholery! Nigdy nie zgodziłaby się na tą współprace, gdyby wiedziała... Kiedy tylko trzymała ten list i czytała, tą cyfrę trafiał ją szlag! Jak można! To wszystko... było takie dziwne. Od razu kiedy przyjechała, z tych ferii. Ubrała się jak należy, wyszła wcześniej z domu i w końcu znalazła się w Sali przesłuchań. Cała drżała. Nie mogła. Szybko weszła do sali. Dobra, spokojnie, pomyślała.
Mężczyzna dziś miał ręce pełne roboty, do tego gdy zorientował się, że ma wyjść na spotkanie z kobietą, to jeszcze wylał przypadkiem na spodnie kawę, a później zagadały go współpracownice i w końcu był spóźniony pół godziny, a przecież musiał się jeszcze przebrać. Co prawda wysłał swoją sekretarkę do umówionej kobiety, co by tylko wyjaśniła jej, że on zaraz przyjdzie i w ogóle, ale nie wiedział na ile to się zdało. W końcu jednak gdy już uporał się ze wszystkim to zdołał wyjść z teczką potrzebnych mu dokumentów do sali, którą wskazał pracownicy Hogwartu w liście. Bob, jak to Bob wreszcie dotoczył się do pomieszczenia, bo przecież był dość przysadzistym mężczyzną i mruknąwszy parę słów rzucił głośno: - Dzień dobry, nazywam się Bob Snowbing. Bardzo przepraszam za spóźnienie, ale zatrzymały mnie pewne kwestie. Proszę mi wybaczyć. I proszę opowiedzieć od początku sytuację, która panią spotkała. Od momentu zawarcia umowy z Miodowym Królestwem, aż po komplikacje, które z tego wynikły. - Poprosił Bob siadając na przeciwko młodej kobiety.
Niestety, ale nikt do niej nie przyszedł. Stała sobie tylko i czekała na prawnika, chodź miłe to nie było. Minuty dłużyły się coraz bardziej. Kobieta spoglądała na zegarek co chwile, co pogarszało sytuacje. Robiła się coraz bardziej nerwowa aż w końcu przybył prawnik! -Dzień dobry. Cóż dobrze. -Wyprostowała się. -Już od bardzo dawna zastanawiałam się nad współprowadzeniem sklepu. Można powiedzieć, młodzieńcze marzenie. Kiedy znalazłam się w Miodowym Królestwie, sklep wyglądał normalnie. Pełno dzieci, oraz klientów. Mężczyzna też wyglądał dobrze, a nie na bankruta. Kiedy szybko zgodził się na umowę, trochę się zdziwiłam, ale jak widać zaufał mi. Sklep miał dobre dochody. Pieniądze się zgadzały. Nic nie podejrzewałam. Wtedy dostałam ten list, w którym oświadczono mi, że mam spłacić niezłą kwotę pieniężną. Której oczywiście nie posiadam. Rozmawiałam z rodzicami, lecz oni wspomnieli o małej sumie. Większość musiałabym spłacić sama. Rozumie pan teraz, że nie wiedziałam o niczym. -Wypowiedziała się Anastazja, po czym przeniosła ciężar na prawą nogę.