Pizzeria położona niedaleko Hyde Parku, do której przychodzić mogą zarówno mugole, jak i czarodzieje. Prowadzona przez czarodzieja urodzonego w mugolskiej rodzinie. Karty menu są tak zaczarowane, że mugole widzą ceny w funtach i pensach, natomiast czarodzieje w galeonach, syklach i knutach. Przeważają głównie pizze, jednak można znaleźć także sałatki czy dania z grilla.
Sok dyniowy Woda goździkowa Piwo kremowe Sok pomarańczowy/jabłkowy/porzeczkowy/multiwitamina Herbata czarna/czerwona/zielona/owocowa Kawa z ekspresu przelewowego Lemoniada/mrożona herbata Wielka dolewka
Pizza podstawowa (ser, sos, oregano) Dodatek bezmięsny (pieczarki, ananas, papryka, pomidor, rukola, szpinak, cebula, gorgonzola, mozarella, camembert) Dodatek mięsny (anchois, łosoś, kawałki kurczaka, kawałki wołowiny, kawałki wieprzowiny, boczek, kiełbasa) Dodatkowy sos (pomidorowy, BBQ, alfredo, tysiąca wysp, czosnkowy, salsa) Festiwal pizzy Dowolna pasta Festiwal makaronów Bar sałatkowy – skomponuj swoją sałatkę! Dania z grilla – all you can eat! Hamburger
Rozejrzał się po przytulnym wnętrzu, na pewno zachęcało do zjedzenia tu posiłku. Gdy poczuł, jak bardzo mu burczy w brzuchu, ruszył do stolika przy oknie. Następnie odsunął krzesło dla Gab. - Powiem tak, jest jedzenie, czyli to co misie lubią najbardziej - powiedział z uśmiechem, zajmując miejsce naprzeciw dziewczyny. - Masz na coś konkretnego ochotę? - spytał.
- Jedzonko - zaklaskała w ręce, po czym usiadła na miejscu. Gabrielle wielu rzeczy nie lubiła, ale niektóre wręcz kochała i mogłaby je jeść w dużych ilościach. Ogromnych wręcz. Spojrzała na menu i zaczęła się zastanawiać. - Pizzę hawajską, co ty na to?
Położył dłoń na swoim brzuchu. - Też jestem głodny - rzekł, otwierając kartę menu. Było tam wiele pizz klasycznych jak i też tych "specjalistycznych". - Hawajska może być. - dodał obojętnie. Był wszystkożercą, nie było ważne, jaką pizzę zje. - Możemy zostawić kawałek dla Twojej mamy - zaproponował tuż przed przyjściem kelnera. Zamówił pizzę i pytającym wzrokiem spojrzał na Gab - Coś do picia chcesz?
- Moglibyśmy, ale moja mama nie przepada takimi rzeczami jak pizza, hamburgery i tak dalej, ogólnie fast-foodów. Uważa je za dziwne i woli tradycyjne potrawy. Więc raczej nie ma chyba sensu zostawiać dla niej pizzy, choć z drugiej strony pewnie uznałaby to za miłe i być może skusiłaby się - odparła na propozycję. Tak, czasem zbyt dużo mówiła bez potrzeby. - Tak, poproszę. Chyba wezmę colę - odpowiedziała na pytanie.
Wreszcie dotarły do celu swojej podróży. Margaret weszła jako pierwsza. - Ta dam! - Krzyknęła prezentując wnętrze lokalu. - Może być? - Powiedziała z uśmiechem i zaczęła przesuwać się do jednego ze stolików przy oknie. Na oparciu powiedziała kurtkę i torbę. - Jak ja dawno nie jadłam pizzy. - Powiedziała, gładzą się po brzuchu i usiadła. Po chwili dopiero chwyciła menu. - Mniam. - Mruknęła lekko się uśmiechając. - Ja mam swój typ. - Podała menu Elliott. - Teraz ty coś wybierz. Sprawdzimy nasze gusta smakowe. - Zatarła ręce.
Przechodząc przez zatłoczone ulice Londynu i dla kontrastu ciche uliczki Hyde Parku, wdychała zapach dużego miasta, które tak pokochała. Dlatego właśnie nie miała nic przeciwko tej nielegalnej wyprawie. Czuła się w tym mieście jak w domu, jak w słonecznym Seattle. Weszły razem do dusznego pomieszczenia, w którego kątach czaiły się wspaniałe opary pizzy. Znowu zaburczało jej w brzuchu. Spojrzała na menu, które podała jej Margaret. Wodziła palcem po kolejnych nazwach i składnikach, aż w końcu postukała palcem po jednym napisie. Pizza Diabolo. Papryczki pepperoni i ostre salami to to, co tygryski lubią najbardziej. Ooo tak. - Odzwierciedla mój charakter - mrugnęła zawadiacko do przyjaciółki, czekając aż ta ujawni swojego faworyta.
Margaret przytaknęła i podniosła jedną brew do góry. Pokazała zęby. - Dobra, a teraz zgadnij ,którą wybrałam ja. - Uniosła brwi dwa razy do góry i podparła brodę na dłoniach. Była ciekawa co też Elliott wymyśli. A co do jej wyboru mogła przyznać jej całkowitą rację. Pizza odzwierciedlała w pełni charakter dziewczyny. Sama Margaret nie lubiła aż tak ostrych klimatów. Zjadłaby Diabolo, gdyby miała na to ochotę. W tej chwili raczej jej nie czuła.
Hym, hym... Marg kojarzyła jej się z czymś zmysłowym, ciepłym, delikatnym i słodkim zarazem... choć żadna pizza nie przychodziła jej na myśl, patrzyła z niezbyt mądrym wyrazem twarzy na menu, szukając ewentualnych kandydatów. Podniosła wzrok na przyjaciółkę, potem znowu odwróciła go na kartę i tak parę razy. - Eee... Hawajska? Albo może... Grecka? - spojrzała na dziewczynę z uśmiechem, mając jednocześnie nadzieję, że udało jej się choć jakiś składnik trafić. Eh... wesołe jest życie w Londynie, wesołe. A potem zabierze Marg w swoje ulubione miejsce, o tak... ciekawe, czy jej się spodoba.
Margaret wybuchnęła śmiechem, usłyszawszy propozycje Elliott. teoretycznie kombinowała dobrze, ale jednak nie dostatecznie, żeby zgadnąć. - Nie mam jej w menu, kochana. - Powiedziała jeszcze szeroko się uśmiechając. Nie była zbyt wymagająca jeśli chodzi o jedzenie. Można by rzec nawet, że jadła to, co wpadło jej w rękę. Jednak jeśli ma możliwość wyboru jedzenia - robi to. - Elliott, słońce. - Powiedziała z uśmiechem, pochylając się ku niej. - Podwójne ciasto, sos i podwójny ser. - Oblizała wargi na znak, że ma ogromną ochotę na tę pizzę.
Nooo, czyli trafiła! Cicho sza, że powiedziała co innego, ale przecież od początku wiadomo, że Elliott nigdy się nie myli. Po prostu powiedziała coś innego, niż myślała. I tyle. Ale w głowie cały czas chodziła jej właśnie taka pizza. Z podwójnym serem, sosem i ciastem. Na prawdę, wcale nie kłamię. - Od razu wiedziałam! - Wykrzyknęła triumfująco, uśmiechając się delikatnie. W tym momencie podszedł do nich jakiś młody, przystojny kelner. Uśmiechnęła się do niego słodko i złożyła zamówieniem, odprowadzając go wzrokiem. - Załatwię nam jakiś rabacik - wyszeptała z uśmiechem i mrugnęła zawadiacko do Marg, po czym zaczęła uważnie obserwować chłopaka. Każdy jego ruch, każde potknięcie, każdy zdenerwowany uśmiech i każde spojrzenie w ich kierunku. Delikatny i tajemniczy uśmieszek nie schodził jej z ust, a kiedy ich spojrzenia się spotkały, odwróciła wzrok na Marg. - Teraz twoja kolej. - Mruknęła cicho, śmiejąc się perliście.
Margaret zaśmiała się serdecznie. - Wiedziałam, że trafisz! - Powiedziała dosyć głośno, więc szybko zasłoniła usta dłonią. - Wybacz. - Powiedziała cicho i zaraz po Elliott złożyła zamówienie na pizzę. Kelner zadowolony. - Rabacik mówisz? - Powiedziała z dzikim uśmiechem. Patrzyła jak jej przyjaciółka podrywa kelnera. Był przystojny. Nawet bardzo i nie sprawiał wrażenia strasznie głupiego. Uśmiechnęła się do swoich myśli. - Co? Moja? Na co? - Spytała zdziwiona.
- Obraziłabym się, gdybyś we mnie zwątpiła - pokazała dziewczynie język. - Ależ nie ma sprawy. Nic się nie stało. Cały czas uśmiechała się serdecznie do przyjaciółki, przypatrując jej się przy okazji. Ciekawe, czy dziewczyna czytała ten paskudny artykuł o niej? No i w ogóle, co z tym fantem zrobiła? Zapyta później, jak już stąd wyjdą, o. - A rabacik - mrugnęła zawadiacko do Marg. - Jak to co? Masz go... I w tym momencie podszedł do nich nie kto inny, jak sam kelner, o którym rzecz jasna chciała Gryfonce powiedzieć. Kiedy kładł przed nią szklankę z napojem, "omyłkowo" dotknęła ręki chłopaka i przy okazji spojrzała mu w oczy. Młody mężczyzna zarumienił się po uszy, po czym z jakimś nieobecnym spojrzeniem odszedł w kierunku baru, po drodze wchodząc w jakieś krzesło. Uśmiechnęła się zadowolona pod nosem i schyliła się w kierunku Marg, delikatnie i niemalże niedostrzegalnie. - Jak już mówiłam, masz mi pomóc. Musisz go wraz ze mną trochę omamić, kochana.
Margaret z uznaniem patrzyła jak Elliott sprawnie podrywa kelnera. Ona sama nie potrafiłaby robić tego tak subtelnie. Margaret była w tym raczej namiętna i jej zaloty były od razu widoczne. Przez głowę jej przemknęło, że tez by chciała tak jak Elliott. Margaret roześmiała się serdecznie. - Tylko, że jego interesujesz ty, nie ja. - Powiedziała z uśmiechem. - Patrzy na ciebie jak cielę, nie na mnie! Wiem, że dasz sobie radę. - Powiedziała, po czym wzięła łyk czegoś do picia, co przyniósł kelner. Okazało się być to kolą. - Mniam! jak ja dawno tego nie piłam. - Powiedziała rozradowana.
Trudno to nazwać podrywaniem, bardziej jakieś nędzne próby, prowadzące do jakiś dziwnych prób autodestrukcji przez osoby, na których swoich emocji próbowała. No, ale... skoro już przy tym jesteśmy, to owszem, bywała raczej w tych próbach subtelna i tajemnicza, nie odkrywała zaś swoich wszystkich kart od razu. Co to, to nie. Zaśmiała się perliście, słysząc słowa przyjaciółki. - Po prostu pierwsza zaczęłam, gdyby było na odwrót, to ty byś go bardziej interesowała. - Uniosła dwa razy brwi do góry. - Ale skoro nie chcesz się pobawić, to okej, postaram się załatwić to sama. Chciała poruszyć pewien temat, trochę drażliwy, ale miała nadzieję, że mimo wszystko nie zepsuje im to dnia. - Słuchaj... czy to, co wypisywali o tobie w gazetce to prawda? - Zmarszczyła brwi. - Wiedz, że nie potępiam tego, ani nic. To tylko czysta ciekawość, która pewnie niedługo zaprowadzi mnie do piekła, ale to co.
Margaret tylko przytaknęła na słowa dziewczyny, Nie chciało jej się przekomarzać właśnie teraz. Poza tym rabacik czekał, a Gryfonka była szalenie ciekawa, co wymyśli jej przyjaciółka. Marg wiedziała, że Elliott spyta o artykuł wcześniej czy później. Nie miała jej tego za złe. W końcu były przyjaciółkami. - W zasadzie to nie prawda. - Powiedziała spokojnie. - Wszystko pogmatwali i wyolbrzymili. Nie wiem czy mam się śmiać czy płakać. - Chociaż w środku gotowała się na samą myśl o tych bredniach to na zewnątrz była arcyspokojna. - To, żer robiłam TO z Charliem to prawda. Zdradziłam Yavana i on o tym wie, niestety. - Zrobiła smutną minę. - Był cholernie zły, powiedział, że mnie kocha i wyszedł szybko, a ja nie mogłam nic zrobić. OD tamtej poty się nie widzieliśmy. Nieważne. - Powiedziała szybko, nie chciała o tym dłużej myśleć. - Wcale nie upijam profesorów. Upiłam tylko Charliego i w okropny sposób go wykorzystałam. Tak! Inaczej tego nazwać się nie da! Jest mi tak wstyd. Tak siebie za to nienawidzę. Nie wiem, co mną wtedy kierowało. - Mówiła cicho, ale bardzo szybko i dało się usłyszeć przejęcie w jej głosie. Pod koniec głos jej się załamał. - Wybacz. - Powiedziała szybko zaciskając usta, żeby nie wybuchnąć płaczem.
Co wymyśli? Hyhy... mogłaby mu podarować trochę eliksiru na kaca, ale przecież to niedozwolone, więc tego nie zrobi. Dobra, po prostu nie chciała marnować tak cennego płynu dla rabatu. Na razie nie powie, nie da, nie pokaże chłopakowi nic. Niech teraz on się trochę postara. Bo nie dostanie napiwku, o. Nie, żeby Elliott go jakkolwiek szantażowała, skądże. To tylko drobna sugestia z lekkim zabarwieniem na tle groźby. Nie brzmi strasznie ani nielegalnie, prawda? Zaczęła trochę żałować, że poruszyła temat tego szmatławca. Ale nic, trzeba będzie przeżyć i jeszcze na koniec powiedzieć coś mądrego. Z tym drugim może być trochę problemu, bo obecnie głowę zaprzątał jej ten cholerniasty rabat, ale postara się nie stracić wątku. W końcu Marg to jej przyjaciółka, co nie? - Pożądanie robi z ludźmi różne rzeczy. Yavan ci wybaczy, bo cię kocha, ale to ty powinnaś się niem zainteresować, a nie na odwrót. Ja nie mam ci za co wybaczać. To tylko i wyłącznie sprawa twoja i twojego chłopaka. To jego powinnaś przeprosić, nie mnie. - Uśmiechnęła się do niej, patrząc prosto w oczy. Nie skłamała, nie naściemniała, więc śmiało mogła to zrobić. Hehe, jednak jak chce, to potrafi powiedzieć coś mądrego. I nawet nie powiedziała tego durnego "będzie dobrze", ha!
Margaret westchnęła dosyć głośno. Było jej ciężko na sama myśl tego, co stało się w sowiarni jeszcze poprzedniego dnia. - Tylko ja boje się mu pokazać. - Powiedziała cicho. - Boję się, że każe mi sobie pójść, albo zacznie krzyczeć, albo mnie zignoruje. To ostatnie byłoby najbardziej bolesne. - Uśmiechnęła się lekko. Nie chciała, żeby Elliott mogła dostrzec choć w części co dzieje się w jej wnętrzu. Nikt nie powinien o tym wiedzieć. Miała ochotę biegać, krzyczeć i wyrywać sobie włosy z głowy. Tak się nienawidziła. Nawet samobójstwo byłoby w tym momencie nagrodą - ulżeniem w tym, co dzieje się w jej głowie.
Spojrzała zatroskana na przyjaciółkę, zastanawiając się, co też mogłaby zrobić, żeby poprawić jej humor. Cóż… oprócz tego, co i tak już miała w planach, na myśl nie przychodziło jej kompletnie nic. PUSTKA. - Eyy… w końcu jesteś Gryfonką, czyż nie? Strach to dla nas nic, pryszcz, bzdura. Spojrzała na nią z uśmiechem. – Jeśli cię kocha, to nie odejdzie. Poza tym, nie daj mu się. Miłość nie może robić z ludzi niewolników. Hmm… czy jej się wydawało, czy za oknem stał jakiś facet ubrany tylko w kalesony i machał do niej kanapką z serem pleśniowym? Chyba nie jest z nią za dobrze. Ma halucynacje, a przecież nic nie brała. Eh, zostawmy to na później… - Doobra, nie próbuj udawać, że sobie z tym radzisz, okej? Dobrze wiem, że jest wręcz odwrotnie. I nie wmawiaj mi, że nie.
Cassandra Lancaster również niedługo będzie zatroskana patrzeć na wszystkich uczniów. Jak można w tak banalny sposób tracić punkty? Wszak nauczyciele ich nie rozdają tak łatwo jak czekoladki na Wielkanoc! Cassandra miała lichą nadzieję, że to będzie ostatni występek uczniów i w końcu będzie mogła wrócić do domu. Na magicznej mapie, którą dostała od nauczycielki, wciąż przejawiało się wiele kropek, lecz tylko już dwójka z nich miała dodany dom, do którego należała. Gryffindor. Dla innych dom ten powinien stanowić przykład. Wszakże zawsze popisywali się odwagą i rozsądkiem na co dzień. Jednak dziś raczej o nim zapomnieli. Zapewne gdyby Cassandra wiedziała, na czym ma polegać owa rozmowa dwóch gryffonek, zupełnie by się nie kłopotała, aby je ścigać do Hogwartu. A takie było jej zadanie... Ech, ciężki żywot! Podeszła do stolika, patrząc na dwie dziewczyny. Chrząknęła. - Minus siedemdziesiąt punktów dla Gryffindoru, a teraz za mną. - rzekła dość chłodno zmęczona uganianiem się za uczniami po całym Londynie.
Słuchała tylko słów Elliott nic nie mówiąc, bo niby po co? Można byłoby to nazwać słyszeniem, nie słuchaniem, bo w zasadzie nie skupiała się na tym, co mówiła. Nagle przy ich stoliku pojawiła się jedna z prefektów. Nie miała pojęcia która, ale kojarzyła ja ze szkoły. Usłyszały chrząknięcie. Margaret podniosła głowę. - Cholera. - Szepnęła, słysząc ile strat przyniosła Gryfindorowi. - Spojrzała na swoja przyjaciółkę i z ciężkim sercem wstała z krzesła.
Cholera to było bardzo delikatne stwierdzenie. Jeśli Margaret dowiedziałaby się, ile dziś punktów zostało odjętych, na pewno właśnie by zemdlała. I to naprawdę nie było przyjemne. Musiała karać ludzi za chęć zjedzenia pizzy, przeżycia przygody. To troszkę tak jakby goniła samą sobie "za młodu" i stopowała. Oj, była okropnie temu przeciwna. Każdy musi się wyszaleć, a tu raczej jest bezpieczny. Raczej... - Zasady - rzekła, wywracając oczami - Jak chcecie to weźcie pizzę na wynos.
Spojrzała ponad ramieniem Marg, na wchodzącą do pomieszczenia dziewczynę i w pierwszym odruchu miała ochotę schować się pod stół. Ale nic z tego. Dobrze wiedziała, że już nie umknie pani prefekt. Jęknęła, kiedy usłyszała ilość odjętych punktów, po czym wielce poetycko mówiąc walnęła stół face’a i parę razy poprawiła. CHOLERA JASNA! DLACZEGO DZISIAJ? - Ja pierdole – wyszeptała do stołu i machnęła prosząco ręką na kelnera, mamrocząc mu coś o pizzy na wynos. Po chwili chłopak pojawił się przy nich z parującym przysmakiem w kartoniku i rachunkiem. Zapłaciła, dokładając jeszcze napiwek i odwróciła się do Cass i Marg. - Częstujcie się – zdobyła się na uśmiech, choć nie do końca jej to wyszło i chwyciła kawałek pizzy, kierując się w stronę drzwi.
Margaret raczej nie mogła wykrztusić z siebie słowa lub zmusić się do czegokolwiek. Elliott zachowywała się bardzo naturalnie, czego Marg mogła w tym momencie jej zazdrościć. To znaczy zachowywała się naturalnie, zaraz po tym, jak wyglądała jak totalna idiotka, ale mniejsza z tym. - Daj kawałek, bo nie wytrzymam. - Powiedziała, kiedy Elliott zaproponowała, żeby się poczęstowały. Chwyciła kawałek i wbiła w niego żeby, musiała się napchać. Da jej to chwilowy i pozorny spokój.
Nie to, że nie umknie. Zapewne obydwie dziewoje z Gryffindoru mogłyby się dogadać z Cassandrą i uniknąć punktów. Przecież nie była jakimś potworem. Zapewne nie dałaby się przekupić czekoladkami czy kawałkiem pizzy, ale dobre argumenty zawsze się sprawdzają! Niesamowicie było je przykro z tego powodu, że musiała złapać dziewczyny. W końcu jedzenie w dość skromnej restauracji Cactus nie było wielkim grzechem. Oczywiście, pomijając fakt, pochłoniętych kalorii, które dla Cass mogłyby być największą karą pod słońcem. Tylko na torturach kazaliby jej... Nie, skończmy ten temat. Na szczęście "szanowna pani prefekt" nie usłyszała przekleństwa i po prostu się do nich uśmiechnęła. - Zjecie jeszcze ciepłą na błoniach i tam pogadacie... - odrzekła, czując się nieco winna. Popsuła im zabawę! Nie wdając się w dalsze rozmowy, po prostu wyszły z pizzerii, udając się w stronę jakiegoś ciemnego zaułka. Tam teleportowały się przed bramę Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
Wszedł do pizzeri pewnym krokiem, dogaszając papierosa przed drzwiami. - Wybiorę jakiś stolik, a ty idź zamów jakąś pizzę, powiedział do siostry. Rozglądnął się w pomieszczeniu, patrząc, czy jest jakiś zakaz dotyczący palenia, a że go nie zauważył, wyciągnął papierosa. Usiadł przy pierwszym lepszym stoliku czekając na Emily.