Jordan Sanderson jest jednym z najbardziej znanych twórców różdżek w tej części kraju, nawet mimo tego, że stał się znany dopiero kilka dni po ostatecznym pokonaniu Lunarnych, a więc stosunkowo niedawno. Mimo tego, niektórzy uznają go za naprawdę zdolnego różdżkarza i chętnie przychodzą do niego po swój przekaźnik mocy. Jordan jest dość nieufny i z naprawdę niewieloma osobami dzieli się swoją wiedzą, dlatego trzeba sporo się napracować, aby zdobyć jego zaufanie w tej kwestii.
Dowolna różdżka – 40g
UWAGA! Nie ma możliwości nabywania różdżek drogą listowną, należy dokonać zakupu osobiście!
Ostatnio zmieniony przez Rience Hargreaves dnia Czw 29 Paź 2015 - 22:55, w całości zmieniany 1 raz
Katastrofa... Prawdziwa katastrofa, jeśli chodziło o same ostatnie dni pracy u pana Sandersona. Brakowało tylko jeszcze tego, aby w taki sposób to się wszystko stało. Chciał tylko zanieść jakieś dokumenty, które sporządził, a o które prosił pan Sanderson a wszystko co właśnie miało wylądować na jego biurku szlag trafił. Dosłownie szedł korytarzem, gdy nagle tracąc równowagę przez stojącą w pobliżu szczotkę, papiery niechcący wylądowały na kuble z wodą, który zamienił je w mokrą papkę papierniczą. Starając się je podnieść, Michael jedynie pogorszył sytuację, rozrywając mokry papier na strzępy. Zaraz jeszcze chciał użyć zaklęcia, ale różdżka źle zadziałała i hyc, papiery wykruszyły się na wiór. Z taką kupką, Michael przeszedł do jego biura kładąc je na stole i mówiąc co się faktycznie wydarzyło. Nie spodobało się to różdżkarzowi, a inni współpracownicy na sam koniec słyszeli jeszcze krzyk zza drzwi. Czuł się koszmarnie, ale... Nie widział, aby mówił mu o zwolnieniu... Chciał wiedzieć dlaczego, ale raczej nie zapyta go w takim stanie...
/z.t/
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
I etap: 1 -> 6 II etap: 5 -> 4 III etap: 1 IV etap: 1 -> 3
Serce biło jej niewyobrażalnie szybko – zarówno ze stresu, jak i ekscytacji, gdy stawiła się u Sandersona w celu zrobienia kursu na twórcę różdżek. Podjęła decyzję spontanicznie, głównie za namową Murphy'ego, ale w głębi duszy czuła, że to coś, w czym w końcu się sprawdzi i będzie dobra. Pierwszy dzień w sklepie zaczęła z uśmiechem, chłonąc każdą wskazówkę Jordana i próbując mu udowodnić, że ma odpowiednią wiedzę, aby tworzyć tak skomplikowane rzeczy jak różdżki. Dlatego kiedy nakazał jej zrobić porządki na najwyższych półkach, bez słowa się za to ochoczo zabrała, skrupulatnie układając magiczne patyki, ale nie byłaby sobą, gdyby czegoś na starcie nie zawaliła. I to dosłownie, bo nieostrożnie postawiła nogę na drabinie i tylko czujność mężczyzny uratowała ją przed upadkiem. Czego nie można było powiedzieć o walających się dookoła pudełek z różdżkami, które musiała pozbierać. Następna próba zaimponowania Sandersonowi poszła na szczęście o wiele lepiej, bo wbrew obietnicy, że nie będzie się już niepotrzebnie wychylać, sprawnie dobrała jakiemuś młodziakowi pierwszą różdżkę, zyskując tym samym sympatię różdżkarza. Miała wrażenie, że każdy kolejny etap musiał zacząć się od jej porażki lub niekompetencji, a dopiero później była w stanie się spiąć i pokazać, że nie jest skończonym gumochłonem. Może i dała ciała z szukaniem drewna, ale za to potem wystrugała piękną różdżkę, która wprawiła Jordana w zachwyt. Może i miała problem z pozyskaniem właściwego materiału, ale ostatecznie znalazła wyjście z sytuacji. Może i początkowo proces tworzenia jej nie wyszedł, ale w końcu podołała z umieszczeniem rdzenia w patyku – i choć średnio poszło jej ozdabianie to i tak ktoś ją kupił. Swoje niepowodzenia traktowała jako istotne lekcje, z których wyciągała wnioski, a i tak najważniejszy był fakt, iż otrzymała uprawnienia, aby tworzyć różdżki i mogła teraz rozwijać się w dziedzinie, która od zawsze była bliska jej sercu.
Przybycie do mężczyzny sprzedającego w Hogsmeade różdżki miało być kolejnym krokiem po tym, gdy stracił jedną z nich. Użył do tego jednak proszku fiuu z jednego z barów w Dolinie Godryka i znalazł się idealnie w sklepie, gdzie powitany przez właściciela miał zamiar wybrać dla siebie swoją nową różdżkę. Jebs przyglądał się im jedna po drugiej, aby w pewnym momencie zapytać wprost czy istnieje szansa, że umiałby dobrać do niego różdżkę, która faktycznie idealnie leżałaby w jego dłoni. Jak się miało okazać - mężczyzna miał takich kilka i potrzeba było prób na to, aby znaleźć w końcu tą, która będzie odpowiadać charakterowi oraz pasji Skye'a. Dlatego został przeprowadzony wywiad z chłopakiem, który następnie ułatwił wykluczenie tych, które byłyby dla niego nieprzychylne. Ostatecznie Sanderson pokazał różdżkę z palmy i rogu jackalope'a. Czternaście cali i na tyle sztywna, że czasem mógł przy machnięciu usłyszeć świst. A jednak... Pasowała jak ulał. Zapłacił za różdżkę i w końcu mógł "ponownie" czarować.
|zt|
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdy tylko Max dowiedział się, że jest opcja poskładania darów od nimf w różdżkę, wyczarował świstoklik i udał się do Hogsmeade, by stworzyć sobie nowy kijaszek. Liczył na to, że może dzięki tej różdżce będzie mu szło nieco lepiej w zaklęcia. Nie miał bladego pojęcia czego może spodziewać się po zdobytych elementach, ale liczył na to, że na miejscu uzyska potrzebne mu informacje. Nie udał się do Fairwynów z tego względu, że jedną różdżkę już od nich posiadał i choć był raczej zadowolony, to jednak nie chciał lokować wszystkich eliksirów w jednej fiolce, a słyszał, że Sanderson też nie jest w dupę dmuchanym fachowcem tylko naprawdę zna się na robocie. Max przekroczył próg jego sklepu i od razu udał się do lady z rogiem fauna i gałązką jesionu. Różdżkarz spojrzał na to i po chwilach wnikliwych badań uznał, że jest w stanie nad tym popracować, a w dodatku róg fauna miał ponoć właściwości wspomagające pracę z eliksirami. Jakby nimfy idealnie wiedziały, z kim mają do czynienia. Dał mężczyźnie czas, zapłacił dwieście galeonów i odebrał kwitek, a gdy minął wyznaczony termin wrócił do warsztatu po nową, błyszczącą różdżkę. Jak tylko chwycił ją do ręki uderzyło go, jak krótka ona jest, ale poczuł, że ma w rękach właściwe narzędzie. Podziękował więc i powrócił do Avalonu nie mogąc się doczekać, aż wypróbuje to nowe cacko.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Do Hogsmeade przybył odpowiednio wyczarowanym świstoklikiem w postaci kamyka. To był po raz pierwszy raz od naprawdę dawna kiedy przyszedł do jakiegokolwiek sklepu z różdżkami. W końcu przy tym samym magicznym patyku trwał od początku swojej edukacji, a ten spisywał się świetnie. Dlaczego też wilkołak się tu przypałętał? Ponieważ na Avalonie zdobył rzadkie składniki z których można było - prawdopodobnie - wykonać różdżkę. Lilac nawet myślał czy samemu nie spróbować swoich sił w tworzeniu tych magicznych katalizatorów, ale myśli te na chwilę obecną pozostały tylko myślami, ponieważ na chwilę obecną swoją przyszłość wiązał z nieco innym zawodem. Po wejściu do sklepu Jordan niemalże natychmiastowo szybko obleciał go wzrokiem, kiedy tylko gryfon wszedł do sklepu. Chłopak sprezentował mężczyźnie gałązkę Avalońskiej Jabłoni i Łuskę Oilipheista jako składniki z których ta miałaby się składać. Po fachowej i szybkiej ocenie przyniesionych surowców rzekł że da się coś z tego zrobić, chociaż tanio nie będzie. Zwłaszcza że sam rdzeń jest raczej niespotykany, a różdżka sądząc po ilości drewna na pewno nie będzie przekraczała swoją długością 11 cali. Drake przyjął to do wiadomości i zapłacił Sandersonowi kwotę którą ten zażądał za wytworzenie różdżki. Wilkołak wrócił jakiś czas później w dniu w którym przedmiot miał być gotowy do odbioru. Różdżka była pięknie wykonana, a kiedy wziął ją do dłoni poczuł nostalgiczne ciepło które go uderzyło. Aż mu się przypomniał tamten dzień kiedy kupił swoją pierwszą... Podziękował mężczyźnie i opuścił sklep powracając do Avalonu za pomocą Drogi przez Mgły, którą zakupił od drzew na wyspie.
z.t
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Kurs na twórcę różdżek Retrospekcja - czerwiec 2022
Zbierała się do tego kroku naprawdę, naprawdę długo - bezustannie, właściwie od ponad pół roku rozważając wszelkie za i przeciw. Zebrała zdecydowanie więcej argumentów "za" - przeciw mając jedynie swoją raczkującą umiejętność transmutacji i mało praktyki zielarskiej. Doszła jednak do wniosku, że przy odpowiednim nakładzie pracy (i książek) będzie w stanie i to nadrobić - w czym również ostatecznie utwierdziła ją Hela, która przy okazji ich rozmowy przerzuciła na Jess odpowiedni ładunek optymizmu i motywacji. Zapisała się na kurs do Jordana w ostatnim miesiącu nauki - stwierdzając, że obojętnie jak trudne egzaminy by nie były, to sobie z nimi poradzi, a całą swoją energię poświęci na zaangażowanie w naukę praktyczną. Podeszła do tego wyzwania z otwartym umysłem, ostatecznie nie mając przecież nic do stracenia - a wiele do zyskania. Już pierwszego tygodnia udało jej się zabłysnąć pod okiem Sandersona, nie tylko sprawnie katalogując już wytworzone różdżki (papierkowa robota w pod okiem goblinów procentowała), ale też odpowiednio dobierając różdżkę jednemu z przyszłych pierwszoklasistów. Tajemnicą nie było, że po prostu widziała w tym nieśmiałym chłopcu wybierającym swoją pierwszą różdżkę siebie - sprzed dziewięciu lat. W następnym tygodniu dopadł ją już stres, bo wiedziała, że jej nauka będzie dotyczyć zielarstwa i pozyskiwania drewna na różdżki - i chociaż teorię znała doskonale, tak nie łudziła się, że przerzuci się to również na umiejętności praktyczne. Nie powstrzymało jej to jednak przed podjęciem prób - z determinacją więc podeszła do próby pozyskania odpowiedniego kawałka drewna. Nie zauważając przy tym skrytego na jesionie nieśmiałka - stworzonko ją zaatakowało i zanim zdążyła je uspokoić i wyperswadować kawalątek drewna, to oberwała po łapach. Ale przynajmniej nie straciła oczu - i przeszła do kolejnego etapu. I to było to, co tygryski lubiły najbardziej - Smith czuła się w końcu całkiem pewnie, jeśli chodzi o kontakty z magicznymi stworzeniami. Bez większych problemów (właściwie to bez żadnych) udało jej się zebrać popiół z popiełka i dostarczyć go Jordanowi; którego następnie bardzo uważnie wysłuchała - bo na obróbce rdzeni jednak się znała o tyle, o ile. Jak na tworzeniu różdżek z resztą - co pokazało dobitnie jej ostatnie zadanie, kiedy zasiadła już do swojej pierwszej różdżki. Może to siła autosugestii, a może właśnie jej nienajlepsza umiejętność transmutacji - bo kiedy próbowała ulokować popiół w jesionowej różdżce, ta zwyczajnie rozpadła się jej w dłoniach. Zaklęła przy tym szpetnie, ale w końcu przyszła się tu czegoś nauczyć - i nie miała zamiaru rezygnować tuż przed metą. Widocznie chciała jednak odrobinę zbyt bardzo i zbyt mocno - bo kolejną wpadkę zaliczyła podczas konsultacji z narwanym klientem, któremu odradzała dobór różdżki na szybko. Podejście biznesowe miała nietęgie - ale ostatecznie jej dbałość o jakość i dokładność zrobiły swoje: i podczas ostatnich dni kursu uchroniła się przed kolejnymi pomyłkami; a nawet stworzyła kilka autorskich schematów na różdżki... Które będzie mogła wykorzystać już samodzielnie - jako pełnoprawna twórczyni, z podpisanym certyfikatem.
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Och, jak dobrze być znowu w Hogwarcie, czułem jakbym wrócił do domu po dłuższej nieobecności. Naprawdę długiej, bo aż pół roku i na starcie dowiedziałem się, że Mahoutokoro, szkoła, w której spędziłem ostatnie pół roku na wymianie, tym razem zorganizowała wymianę w drugą stronę, czyli niektórzy moi znajomi z Japonii mogli pojawić się tym razem u mnie. Napawało mnie to radością, lecz zanim z kimkolwiek się spotkałem, ruszyłem do Hogsmeade, pamiętając o znalezisku, które może póki co było tylko składowymi, ale finalnie miało być piękną i wspaniałą różdżką. Zawitałem więc w sklepie z różdżkami i błyskawicznie przedstawiłem swoje stanowisko, kładąc gałązkę jabłoni Avalonu i pióro Kaczki Dziwaczki na stole. Polecono mi wrócić następnego dnia, teraz płacąc jedynie połowę ceny jako zaliczkę. Dnia następnego zjawiłem się o odpowiedniej porze, zaś na miejscu czekało na mnie piękne pudełko, które już samo w sobie biło klasą po oczach, ale najważniejsza i tak była jego zawartość. Wyciągnąłem różdżkę, której ametystowa rączką błyszczała różowawym blaskiem. Czułem jakby napawała mnie zupełnie nowa, obca mi siła. Jabłoń Avalonu, Pióro Kaczki Dziwaczki, trzynaście cali, całkiem sztywna. Dopłaciwszy resztę należności pieniężnej podziękowałem i wyszedłem.
Kompletnie nie podobało jej się to, że została niejako zmuszona do kupna nowej różdżki. Poprzednia, którą miała od dzieciaka, najprawdopodobniej spłonęła w pożarze w Avalonie i została z niej tylko kupka popiołu. Ktoś zapewne mógłby jej wypomnieć, że powinna bardziej pilnować swoich rzeczy, a już zwłaszcza tej konkretnej, ale wtedy, w środku nocy, nie wyglądało to tak kolorowo. Została też na kilka dni pozbawiona magii, co było niesamowicie dziwnym i frustrującym doświadczeniem, bo z automatu chciała rzucać zaklęcia, dopiero po chwili uprzytomniwszy sobie, że nie ma jak. Była jednak przywiązana do swojej różdżki i jej strata, choć oczywiście wiązała się z niedogodnościami, to najzwyczajniej w świecie bolała. Z cichym westchnięciem stanęła przed drzwiami sklepu, otwierając je z lekkim ociąganiem. Nie musiała nawet wyjaśniać sprzedawcy, po co tu przyszła, bo powód był oczywisty. Od razu przeszli do rzeczy, a ona mentalnie przygotowała się na długą drogę jaką będzie musiała przejść, zanim trafi na tę odpowiednią różdżkę. I tu się mile zaskoczyła. Nie spędziła bowiem w sklepie więcej czasu, niż na zwykłych zakupach, a nowy nabytek wydawał się być naprawdę dobry. Klon, włos z ogona jednorożca, 10 cali. W lepszym humorze niż przy wejściu, podziękowała sprzedawcy, zapłaciła, po czym pożegnała się i wyszła.
Pełen energii młodzieniec miał jeszcze pstro w głowie, równocześnie starając się być wyszukanym reprezentantem rodzinnego nazwiska. Stąd też rodzina posłała go do zaprzyjaźnionego twórcy różdżek, który sam niegdyś szkolił się pod ich okiem. Jednak kto lepiej mógłby wpoić w młody umysł tak zacną sztukę różdżkarstwa jeśli nie doskonały rzemieślnik? Nikt. Ravinger nauki rozpoczął od łatwych i spokojnych czynności, od obcowania z różdżkami w sposób średnio wymagający, ale równie porywający. Układał je odpowiednio na wysokich półkach, czując od każdej bijącą moc i chęć spotkania swojego czarodzieja. I może Krukon oddał się za bardzo wizji ofiarowywania czarodziejom swoim magicznych patyków. Zawahał się. Spadł z drabiny a za nim posypały się różdżki. Jordan nie był z tego zadowolony, odsyłając bruneta do domu. Ten zaś się nie poddawał. W kolejnym tygodniu wrócił z nową ofertą i większą miłością do skończenia kursu. Przynajmniej do zaczęcia go w sposób godny, co się nie udało, gdyż Fairwyn popełnił ten sam karygodny błąd. Nie umiał sobie tego sobie wybaczyć, ale każda porażka była motywująca. W trzecim tygodniu prób Rav już tylko się przyglądał, zadając pytania. Bał się zrobić coś więcej, ale po czasie mistrz to docenił, pozwalając mu przejść dalej.
Rav miał dwie próby jeśli chodzi o pozyskanie odpowiedniego drewna ro różdżki. Głównie dlatego, ze za pierwszym razem zabłądził i miał tabakę we własnej głowie. Działo się tak, ponieważ gdzieś zabłądził i w ogóle nie umiał odnaleźć się w terenie. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna niż podręcznikowe porady. Dopiero w kolejnym tygodniu (już chyba piątym?), Fairwynowi udało się odnaleźć piękny cis, na tyle absorbujący swoim potencjałem, iż sam Jordan uczuł dumę, gdy jego uczeń powrócił w takim drewnem do pracowni. Uczucie owo było zdumiewające. Pozwalało się wyzwolić i odkryć w sobie drzemiący potencjał. Odkryć ten pierwiastek w sobie, który chce i może coś osiągnąć.
Kiedyś o dostaniu kopa na twarz chłopak myślał abstrakcyjnie. A potem miał spotkanie trzeciego stopnia z jednorożcem, z którego wyszedł gorzej niż poobijany. Do Jordana wrócił zmasakrowany, chociaż rany były płytkie. Głównie klarujące się siniaki i ból w mięśniach. W końcu każdy, kto dostał od konia mógł domyślać się jaką wewnętrzną i - przede wszystkim - zewnętrzną tragedię przeżywa ledwo podrosły Krukon. W tej całej tragedii przynajmniej Fairwyn pozyskał włos (niemal z tyłka) jednorożca, ale klarował się tu już potencjał do utworzenia własnej, pierwszej różdżki, co napawało go zwodnicza ekscytacją. Ta chwila ukończenia stażu mieniła się już niemal żywymi barwami, jednak ból płynący w każdym miejscu chłopaka sprawia, że chęci do jego skończenia nikły. A przynajmniej nikła jego witalność z siłą dojścia do domu i znów na kurs.
Ostatni tydzień. Jak to pięknie brzmi. Jednak Rav nie miał wielkich umiejętności interpersonalnych, więc jego rozmowy z klientami były bardzo... nieporadne. Przynajmniej z początku. Jordan się na niego nie gniewał, ale na twarzy czarodzieja było widać pewien smutek, może rozczarowanie? Pewną przykrość związaną zapewne z galoenami, które wychodziły mu z kieszeni przez młokosa. Z każdym kolejnym dniem było lepiej. Fairwyn uczył się na swoich błędach i po kilku dniach ćwiczeń na niewinnych czarodziejach, potrzebujących różdżek - udało mu się dopasowywać i zachęcać magiczne patyki pod możliwości i chęci nauki przybyły zamożnych w ten przybytek.
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Może i lepszym pomysłem byłoby podjęcie się kursu kiedy miałem wolne, ale tak naprawdę dopiero po tym jak zerwałem z Brooks zacząłem zauważać jak dużo mi brakuje w najróżniejszych dziedzinach. Mogłem przecież już dawno skończyć ten kurs, skoro już tyle pracowałem w sklepie z różdżkami. A jednak zamiast tego siedziałem jako sprzedawca, jakbym nie miał żadnych planów na przyszłość. Zerwanie z dziewczyną musiało sprawić, że wyrywam się z marazmu i postanawiam zająć się czymkolwiek, byleby nie siedzieć sam w domu. Albo co gorsza z Tomkiem i Zocha. Dlatego całkowicie skupiam się na swoim zadaniu. Mimo że wiele razy sam sprzedawałem różdżki, z rosnącym zaangażowaniem przyglądam się pracy mężczyzny u którego mam staż. Ten chwali mnie co raz za to, że tak pilnie się przyglądam i pierwszy tydzień mija całkiem przyjemnie. W końcu dostaję do rąk coś co mam faktycznie obrobić i nie sprawia mi to żadnego problemu. Transmutacja to moja dziedzina, więc bez żadnych kłopotów udaje mi się to osiągnąć. I też nie spoczywam na laurach, bo po licznych pochwałach na temat idealnego drewna, sięgam po trudny do zdobycia rdzeń w postaci popiołu popiełka. Jordan wręcz rozpływa się nade mną i z wielkim zapałem uczy mnie jak łączyć drewno ze rdzeniem. I chociaż kolejny tydzień staram się jak mogę by wszystko zrobić według instrukcji, mam wrażenie że coś zrobiłem nie tak. Kapryśność różdżki przekracza wszelkie granice i już jestem prawie pewny, że coś zwaliłem. Jednak okazuje się, że taka jest jej specyfika i jakimś cudem zrobiłem różdżkę, która zachowywałaby się dobrze tylko przy pięknych osobnikach jak profesor Rosa. Kończę kurs, który poszedł mi naprawdę wybitnie, a Jordan roni kilka łez, że taki niesamowity pracownik od niego odchodzi.
ZT
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Korzystał z ostatnich dni lata na wykonanie niezbędnych mu kursów. Czy kurs na twórcę różdżek był jednym z nich? Oczywiście, że nie, ale Ike znudzony, żądny wrażeń, oczekujący w domu na imprezę Ceda, Holly i Trevora, uznał, że zabicie czasu wykonaniem kursu będzie wspaniałym pomysłem. Na wakacjach udało mu się zarobić galeony, które teraz mógł przepierdzielić na głupoty. Nie wybierał jednak kursu losowo, uznał, że skoro ma już jakieś podstawy w ogarnianiu transmutacji i może jakieś nic nieznaczące niedociągnięcia w kategorii zaklęć, to kurs na różdżkarza będzie idealnym kursem dla niego. W końcu rodzinnie zajmowali się tworzeniem mioteł, to jak daleko od rodzinnego interesu mogły stać różdżki? Już pierwszego dnia kursu okazało się, że bardzo daleko. Początkowo przyszedł kontakt z klientem, Ike choć bardzo dobrze dogadywał się z ludźmi na poziomie zwykłej rozmowy, okazywało się, że był znacznie gorszym specjalistą w zakresie różdżkarstwa. Proste pogawędki nie wystarczały w tym zawodzie. Zdaniem Jordana, brakowało mu koncentracji i skupienia, nawet nie próbował tego zmieniać. W istocie tak było – Ike przyszedł zabić czas, w większej mierze, niż się czegoś nauczyć, chwilę przestawienie mindsetu ze zwykłej pogawędki na chęć wyciągnięcia czegoś z kursu mu zajęła. W dniu, w któryjm dostał pierwszy kawałek drewna do ręki, było jak z tworzeniem mioteł, brakowało mu zaparcia i siły woli, żeby siedzieć w jednym miejscu i cierpliwie strugać coś z drewna. Nic dziwnego, że i tym razem tylko popsuł materiał. Kolejnego dnia dostał wobec tego prostsze zadanie, aby zamiast psuć materiału, znaleźć odpowiedni do wykonania różdżki, a chociaż kręcił się po Hogsmeade i okolicach cały dzień, wrócił z niczym – oprócz konieczności poprawy kolejnego dnia kursu. Ostatecznie dopiero trzecia próba przyniosła odpowiednie oczekiwania. Może to była kwestia dnia, nastawienia, czy faktu, że Ike w końcu potraktował to poważnie. Zdobycie popiołu od zwierzęcia okazało się zaskakująco proste, ale to, co jest najcięższe w tej pracy, Ike przekonał się w ostatnim etapie kursu – kontakt z klientem.