Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Po prostu nie mógł się powstrzymać od uśmiechnięcia się, słysząc słowa dziewczyny. Niby Puchonka, a jednak potrafiła zainteresować. Może przy odrobinie szczęścia uda mu się poznać ją lepiej, nie tylko powierzchownie. - Brzmi dobrze... Dopóki pozostaniemy na terenie szkoły. Jakoś nie uśmiechają mi się dalekie wędrówki. - oznajmił. Wciąż był niezdecydowany i nie miał pojęcia, co chce robić.
- No cóż, widzę, że w tym przypadku wszystko jest na mojej głowie. Jakoś to przeżyję. - uśmiechnęła się wspaniałomyślnie. - Jasne, ja też nie mam ochoty na długi spacer. - przyznała, otulając się szalem. Mijając Willa, lekko go szturchnęła, przez co dało się wyczuć woń wanilii. - W takim razie, niech nas nogi poniosą... gdziekolwiek.
Weszła na boisko zaraz za Emmą. Kurczowo ściskała swoją miotłę. Uśmiechnęła się do dziewczyny, która nie wyglądała na najszczęśliwszą z powodu pobytu tutaj. -Lecimy ? - zapytała
Kiedy razem z Julys przybyły na boisko zrobiła kwaśną minę i wyciągnęła przed siebie miotłę. - A mamy jakis wybór? - zapytała po raz drugi retorycznie. Postanowiła jako pierwsza wylecieć. Im szybciej tym lepiej. - Czekam na górze... - powiedziała z "lekkim" wahaniem i dsosiadł miotłę. Już po chwili z przymkniętym oczami wystrzeliła w powietrze. Gdy znalazła się tam gwałtownie otworzyła oczy przez co na chwilę straciła równowagę. Gdy już w miarę opanowała sytuację pomachała do July.
Zawahała się o zdrowie Em, kiedy zobaczyła jak dziewczyna traci równowagę. Gdy pomachała do niej, lekko się rozluźniła. -Uważaj, bo wpadniesz w turbulencje - zażartowała - Lecę do ciebie - rzekła
- Dzięki. - odkrzyknęła z udawną złością. Emmie pozostało tylko czekać na July. Tylko ciekawe co będą robić, bo przecież nie grać... nie mają sprzętu ani niczego innego. - Pośpiesz się, długo już tak nie wytrzymam! - krzyknęła znowu starając się utrzymać w miarę stabilną pozycję. Byle się tylko utrzymać. Tylko tego brakuje żeby spadła z tej nieszczęsnej miotły.
Wzięła sobie uwagę dziewczyny do serca, więc wsiadła na miotłę i popędziła do Em. Jednak nie wzięła pod uwagę tego, że przy takiej prędkości ciężko będzie jej się zatrzymać. Wyhamowała w ostatniej chwili. -Przepraszam, zagapiłam się - powiedziała, głośno oddychając. - Wszystko ok? - zapytała widząc niezadowoloną minę koleżanki. -Kiedy nauczyłaś się latać ? Po twojej minie wnioskowałam, że może być gorzej, ale okazuję się, że jesteś wcale nie taka zła
- Dość długi czas temu. Nawwt nie pamiętam kiedy ostatni raz siedziałam na miotle. - westchnęła orzglądając się z lekkim przerażeniem. Czyżby miała lęk wysokości? Nie pamiętała jak to było gdy latała wcześniej. - No dobra, ale co my teraz będziemy robić? - zapytała z lekkim wahaniem w głosie. Naprawdę mają latać? Skoro Berkley ledwo trzyma się na miotle? Wygląda na to, że będzie ciekawie.
-Cóż, może zacznijmy od tego, że zaufasz swojej miotle - powiedziała z lekkim rozbawieniem - I pamiętaj, nie patrz w dół. Polatamy sobie trochę na szybkość, ale co do tego jeszcze nie jestem pewna. - rzekła z pasją. - Mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko...
- Mogłaś nie mówic o tym patrzeniu. Teraz będzie mnie kusić. - pisnęła i zamiast w dół spojrzała prosto w niebo. I to też był zły pomysł bo promienie słoneczne trafiły ją prosto w twarz. - No dobra... - mruknęła pod nosem kierując wolno swoją miotłę na prawo. Przeleciała bardzo wolno kawałek po czym znowu się zatrzymała. W sumie to nie jest takie złe... Em zaczynała już powoli rozumieć dlaczego wszyscy rak bardzo się tym ekscytują.
-No, mówiłam, że ci sie będzie podobać. - zastanowiła się przez chwilę - no dobra, nie mówiłam ale myślałam - powiedziała z zadowoleniem na twarzy. -Masz jakieś propozycje ? Może jakieś eksperymenty ? - Uniosła brew zataczając koło wokół skupionej Em.
- Eksperymenty? - powtórzyła rozglądając się za Julys - Możesz służyć za królika doświadczalnego. Jak jesteś w drużynie, to umiesz robisz jakieś tam zwisy i tak dalej, nie? Pokażesz mi jak to wygląda? - zasugerowała na wszelki wypadek trochę odlatując by zrobić miejsce Viollet. Teraz skupiła na niej wzrok. Oczywiście, nie chciała się tego uczyć ale z czystej ciekawości można zobaczyc jak to wszsytko z bliska wygląda.
Zastanowiła się przez chwilę. -Dobra - rzekła - ale bierzesz za mnie odpowiedzialność. Chociaż z drugiej strony taki wypadek mógłby być interesujący. Na reszcie zaczęło by się coś dziać. Sama pewnie zauważyłaś, że bywa nudno... - przymróżyła lekko oczy. - I muszę ci się przyznać, że stawać na miotle nie umiem. -dodała i oplotła mocniej miotłę nogami, po czym obróciła ja do góry nogami. Ostrożnie puściła się rękami i pomachała Emmie. -I jak? Zakładam, że nie wyglądam teraz za atrakcyjnie - zaśmiała się
- Odpowiedzialność? Ha! Jedyne co bym mogła zrobić to spaść z miotły w ramach ratunku. - odprarła nie odwracając od niej wzroku. Gdy gryfonka zawisła na miotle Emma przyglądała jej sie przez chwilę z wyrazem uprzejmego zainteresowania. - Wiesz co... może już usiądż normalnie. Moja samoocena spada kiedy na Ciebie patrzę. - oświadczyła i podleciała do dziewczyny.
Zaśmiała się słysząc komentarz Emmy. -Nie wiem co mam odpowiedzieć. Ale to chyba dobrze - wyszczerzyła się - Podaj mi rękę, nie umiem sama się z tego wyplątać - powiedziała, zaciskając jedną rękę na miotle.
Nie mając innego wyboru podleciało do dziewczyny jeszcze bliżej i ścisnęła jej rękę. Sama nie wiedziała jak się to udało ale jakoś podciągnęła Julys do stabilnej pozycjii. - Uff. Ciężka jesteś - uśmiechnęła się złośliwie - I co będziemy teraz robić? Bo mam nadzieję, ze nie karzesz mi teraz robic tego saego. Wylądowałóabym w skrzydla szpitalnym - uśmiechnęła się po raz pierwszy do dziewczyny.
Przewróciła oczami -Dzięki - powiedziała poprawiając się na miotle. - Możesz próbować, postaram się cie złapać - powiedziała z chytrym uśmiechem - Nie mam pojęcia co będziemy teraz robić. Szczerze mówiąc już mi zimno - rzekła. - Może teraz ty wykażesz się inicjatywą ? - zaproponowała
- O, nie nawet nie licz. Dopóki jestem w powietrzu nie ruszę się z tej miotły o milimetr. - odparła. Najpierw wypadałoby nauczyc się latać na miotle - potem zachwycac umiejętnościami. - Skoro Ci zmino to może pójdziemy gdzieś się czegoś napić? - zaproponowała chytrze. Niby o takiej porze roku nie jest tak zimno, ale wiatr wieje a sama Berkley była już trochę zmęczona tą "zabawą". Powoli skierowała się w dół.
Skierowała miotłę w dół i delikatnie opadła na ziemię. Z północy powiewał zimny, przeszywający wiatr. Po kręgosłupie July przebiegł niemiły dreszcz. -Jeśli nie boisz się, że cię upiję, możemy skoczyć na drinka do Hogsmeade, co ty na to ? Ewentualnie możemy wrócić do zamku lub zaszyć się w zakazanym lesie podczas pełni księżyca, która chyba dzisiaj wypada - rzekła z błyskiem w oku i nie znajdując innej ciekawej alternatywy.
Wylądowała obok Julys po krótkim czasie. Może nawet dobrze że zgodziła się przyjść na boisko? Teraz przynajmniej przypomniała sobie jak to jest. - Upić? Brzmi kusząco. Chyba jednak ta opcja mi najbardziej odpowiada. - odparła biorąc miotłę do ręki. - To co, odnosimy miotły i w drogę?
-No dobra - powiedziała patrząc wymownie w górę. Dobrze, że Emma zgodziła się na wyjście do Hogsmeade. To ciepłe ale wietrzne, prawie przed świąteczne popołudnie było wymarzona porą na takie wyjście. -Prowadź - rzekła, odkładając swoja miotłę na jej stałe miejsce.
Gabrielle przyszła na boisko, niosąc ze sobą miotłę. Miała swoją własną miotłę. Jednak Krukonka rzadko latała. Nie fascynowało jej to aż tak. Nie tak, jak chciałaby jej matka, która grała w Quidditcha, gdy uczęszczała do Hogwartu. Dziewczyna usiadła na miotle i powoli zaczynała się unosić w powietrzu. Była ostrożna. Raz już spadła z miotły, łamiąc przy tym lewą rękę. Nie uśmiechało jej się znowu czuć tego ogromnego bólu. Bolało tym bardziej, że to było złamanie z przemieszczeniem - ręka wyglądała jak zygzak. Gdy Gabrielle uznała, że jest na odpowiedniej wysokości, zaczęła niespiesznie okrążać boisko.
Wszedł na boisko przebrany i gotowy do lotu. Postanowił, że polata jeszcze przed wyjazdem wakacyjnym, gdyż to było jego ulubione zajęcie. - Ostatni lot w tym roku szkolnym - pomyślał i bez zastanowienia wzbił się w powietrze. Szybował nad boiskiem rozmyślając, jakby to było, gdyby grał w drużynie zawodowej. Otóż to było jego największym marzeniem - zostać zawodowcem. Postanowił spędzić tutaj kilka godzin, ponieważ i tak nie miał co robić. Na wycieczkę jest już przygotowany od kilku dni, więc ma kupe czasu. Po kilku okrążeniach rozgrzewkowych zaczął powtarzać manewry w powietrzu. Wyglądało to tak, jakby chciał się przed kimś popisać ale on się tym nie przejmował. Uwielbiał takie zabawy na miotle, bo zawsze próbował udowodnić sobie, że potrafi więcej niż mu się wydaje, a takie treningi przynoszą naprawdę duże efekty.
...Po 2 godzinach treningu wszedł do szatni, wziął kąpiel i przebrany w strój szkolny udał się po swoje rzeczy. Gdy był już pewien, że wszystko spakował, wrócił do domu do Londynu i czekał na inforamcje o wyjeździe na wycieczkę.
Była co prawda zmęczona całym dniem, gdyż z dotarciem na peron wiązało się niemałe zamieszanie. Wszyscy biegali po domu, pakując w ostatniej chwili rzeczy. Sama miała to z głowy, ale krzyki dzieci nieco ją denerwowały, więc cieszyła się, kiedy siedziała już w jednym z przedziałów ekspresu. Uczta była wspaniała, jak zwykle zresztą. Na szczęście nie przejadła się, czasem się zdarzało, a uczucie po zjedzeniu zbyt dużych ilości nie należało do przyjemnych. Nie zwracając uwagi na zmęczenie chwyciła swoją miotłę i wyruszyła na błonia. Stety niestety samotnie, ale kto by się przejmował? Chciała polatać, a nie prowadzić towarzyskie pogawędki. Kiedy już jej się znudzi - jak najbardziej, ale póki co miała zamiar nacieszyć się Błyskawicą. Ciągle nie mogła uwierzyć, że nie miała na to czasu! Z uśmiechem przełożyła nogę przez kij i odbiła się pewnie od ziemi. Jak dobrze było nareszcie poczuć te znajome uczucie. Spojrzała w dół, obserwując swój tatuaż na lewej dłoni. Jej nieskromnym zdaniem prezentował się wspaniale.
Zgłosiła się do drużyny Quidditcha, a więc uznała, że nadszedł czas, by poćwiczyć latanie. Szczególnie, że przez pobyt na Malediwach nie miałą aż tyle okazji, by latać. Jeszcze doszła ta wizyta u znienawidzonej prababki... Musiała odreagować to wszystko. Najłatwiej odstresowywało ją właśnie latanie. Myślała, że będzie sama na boisku, w końcu uczniowie po uczcie udali się do dormitoriów. Jednak zdziwiła się nieco. Już z daleka mogła rozpoznać unoszącą się w powietrzu sylwetkę Audrey, jej gryfońskiej kuzynki. Ślizgonka tolerowała ją właściwie tylko dlatego, że należały do jednej rodziny, bo inaczej nie zadawałaby się z nią w ogóle. Cirilla domyśliła się, że Gryfonka z pewnością testowała swoją nową miotłę. Takie wieści szybko rozchodziły się w rodzinie. Istniało wiele spekulacji, jaki model wybrała. Ślizgonka cieszyła się, że będzie mogła uciać wszelkie rozmowy, wiedząc, jaką miotłę ma panna Primrose. Weszła więc z miotłą w ręku. Nie wsiadła jednak na nią, tylko oparła się o trybuny i obserwowała Audrey w powietrzu.
Pozwoliła sobie na przedłużenie "treningu". Za bardzo podobało jej się latanie, nie była w stanie zrezygnować z takiej przyjemności. Niezaprzeczalnie Błyskawica była najlepsza. Szybka, zwrotna, idealna. Potrafiła w kilku sekundach znaleźć się na drugim końcu boiska! Obrona z taką miotłą zdecydowanie będzie łatwiejsza. Uśmiechnęła się do siebie i przymknęła na chwilę oczy. Wizja pierwszego meczu nasuwała się machinalnie, nie mogła się już doczekać. Jeszcze nie wiedziała jak to jest, dostała się do drużyny Gryffindoru dopiero w tym roku. Zdziwiona, że zaczyna się ściemniać, postanowiła zakończyć dzisiejsze ćwiczenia. Westchnęła cicho, lądując na ziemi. W powietrzu czuła się bardzo dobrze. Miała właśnie pójść w stronę zamku, kiedy zauważyła Cirillę. Nie znały się zbytnio, ale ruda uznała, że powinna do niej podejść, z czystej kultury. W końcu były rodziną, a Ślizgonka nie była osobą ślepą i na pewno widziała, kiedy Aud ją dostrzegła. - Cześć - powiedziała spokojnie, podchodząc do kuzynki.