Niewielkie jezioro w otoczeniu gór, które zachęca odwiedzających swą aurą spokoju, oraz ponoć, uzdrawiającymi wodami. Idealne miejsce na chwilę relaksu po dniu w hałaśliwych Indiach.
Gdy młoda znalazła się pod wodą, przeszedł ją dreszcz strachu w najczystszej postaci. Nie zdołała nawet krzyknąć gdy woda wypełniła jej usta i jednocześnie jakże zgrabnie zalała jej płuca. Oczywiście nie w jakieś wielkiej ilości. Po prostu się opiła tej wody jak jakiś morski zwierz. Bardzo zabawne, no doprawdy. Dodatkowo o jakiś kamień musiała sobie zaciąć nogę. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że właśnie przechodziła przez swoją pierwszą, prywatną lekcję nurkowania, którą bądź co bądź sama sobie urządziła przez jej niezdarne ruchy. W pierwszym odruchu wstrzymała powietrze i .. nagle poczuła gryfoniasty uścisk na swoim ramieniu, który wyciągnął tą niezdarę z spod powierzchni wody. Nabrała łapczywie powietrza do warg i zrobiła tak głupią i zdezorientowaną minę, że rozśmieszyłaby chyba największego ponuraka. Cóż się dziwić. W końcu wyglądała jak przemoczony, zszokowany kot gdy otwierała swoje usta a chwilę później zamykała je gdy chciała coś powiedzieć Slimowi. W końcu wycelowała w niego drżącym palcem i bezwstydnie dźgnęła chłopaka w tors. - Z nas dwojga to Ty się parasz roślinkami. Przecież one są okropne. I jadowite bywają a niektóre miewają nawet kły. I tak, gryzą także. I te pędy mają. Okropność. - wymamrotała niepewnym głosem pierwsze co jej do głowy wpadło, gdy zmrużyła groźnie powieki i postawiła jeden chwiejny krok w jego stronę. Jakoś nie miała chęci, żeby znowu nurkować. Tak, tak. Słyszała co nieco jak ten naigrywał się z puchonów! Też coś! Najpłochliwszy gatunek sobie wymyślił! Tak więc Sara niewiele myśląc, pacnęła go w ramię a sama pomasowała się po szyi. Gardło ją niemiłosiernie piekło od tej wody a sama zainteresowana jęknęła cicho, gdy spostrzegła, że stoi w wodzie jeszcze głębiej niż do tej pory. Jakoś dziwnym trafem, dla swojego bezpieczeństwa musiała stać na palcach. Dlatego też, spojrzała podejrzliwie na gryfona a potem omiotła swoim wzrokiem całe otoczenie. Symes chyba nie żartował, że chce ją na drugi brzeg odholować. Dziewczę zmarszczyło delikatnie czoło i westchnęła cicho. - Jak mnie jednak nauczysz pływać to postawię Ci piwo albo co tam będziesz chciał. - skwitowała całkowicie pokonana, bo teraz już była na jego ewidentnej łasce. Żeś się wkopała, Sullivian, po całej linii. Gr! Na Merlina i siedmiu krasnoludów! Wiedziałam, że tak będzie, wiedziałam, no! - pomyślała sobie nieszczęśliwie, drobna puchonka, która aktualnie była niemalże wczepiona w gryfońskie ramię. Całkiem nieświadomie, zresztą. Po prostu wolała się czegoś trzymać by znowu nie zaliczyć nura do wody, ot co!
Początkowo myślał, że dała nura i zaraz wynurzy się gdzieś dalej. Ale jak długo się nie pojawiała to już musiał jej pomóc. Wyjścia nie było. Jednak jak tylko pociągnął ją za ramię to zaraz tego pożałował, bo ona nic tylko o tych roślinach w kółko mówiła. Nawet przez chwilę chciał ją z powrotem pod wodę zanurzyć, ale sobie darował. Jeszcze będzie musiał się bawić w pierwszą pomoc, a na to dziś nastroju nie miał. Zresztą wolał sobie beztrosko popływać zamiast przypominać sobie te wszystkie zaklęcia, których się ostatnio nauczył. - Zacięłaś się chyba. Nic tylko jedno i to samo. Jak coś to zawsze mogę dać ci korki, ale o to to kiedy indziej możesz mnie molestować, bo teraz to nie czas i miejsce - powiedział krótko i kiedy miał pewność, że sama już sobie poradzi chciał odpłynąć, ale dane mu to nie było. Kurczowo się do niego przyczepiła i za nic nie chciała puścić. - Nie dość, że sobie chciałaś na mnie popatrzeć to teraz jeszcze wykorzystujesz okazję, aby mnie po obmacywać. Puchooooni - specjalnie przeciągnął ostatni wyraz i wymownie się na niż spojrzał ze złośliwym uśmieszkiem, który gdzieś tam od samego początku ich spotkania cały czas błąkał mu się na twarzy - Musisz się bardziej postarać. Piwo to mało, nie uważasz? - spytał próbując się od niej odkleić, ale jakoś nie specjalnie mu się to udawało. Uparta była i teraz miał tego najlepszy przykład. W sumie to i tak miał jej pomóc, ale przecież nie mógł teraz jej tego powiedzieć. Zamiast od razu przejść do rzeczy postanowił się jeszcze z nią chwilę podroczyć. Może uda mu się ugrać coś ciekawego?
Sara spojrzała na niego ze złością i obcięła go swym spojrzeniem z góry na dół. Jasne, już się paliła do tego by go obmacywać, no jasne! Czyżby miał ją za jakąś ślizgonkę, które ze wszystkimi i wszędzie spółkują? Nie. Jedno wielkie, cholerne nie. Dlatego też, dziewczę czym prędzej odsunęło się od niego i posłała mu wymowne spojrzenie. - Chyba pomyliłeś mnie z kimś innym. - warknęła cicho, próbując się utrzymać na wodzie i powiodła obrażonym spojrzeniem gdzieś przed siebie. - Poza tym to Ty gryfolasie, ciągle puszczasz jakieś teksty z aluzjami. - dorzuciła i westchnęła przy tym przeciągle. A niby Ci gryfoni tacy porządni się wydawali. Z trudem się powstrzymała od wywrócenia oczami i niby od niechcenia, zaczęła odgarniać od siebie wodę - oczywiście w stronę Slima. A gdzie niby indziej? Co prawda jej wybuch złości, szybko został zastąpionym zażenowaniem gdy dostrzegła ten jego cholerny uśmieszek, który od początku ich spotkania nie schodził z jego twarzy. Z naburmuszeniem wysłuchała jego słów i nie mogła się powstrzymać od zgrzytania zębami. Co ją podkusiło by go wyciągać nad te jezioro? Przecież on był najdzikszym i najbardziej upartym, irytującym i nieznośnym gryfonem w tym stuleciu! Nie miała pojęcia jak w czasie roku szkolnego z nim wytrzymywała - może jej czegoś dosypywał po kryjomu do herbaty? Niiee. Odczuła by chyba jakieś objawy. - Dwa piwa albo podaj swoją cenę. - mruknęła bezceremonialnie, spoglądając przy tym na niego uparcie. Nie z nim jednym się targowała, no bez przesady. Poza tym nie może wyskoczyć z czymś, czego by później żałowała. A już kilka rzeczy w swoim życiu, żałowała. Jak i utraciła przez głupie zakłady!
No już bez przesady, nie miał jej za jakąś puszczalską pannę, ale fajnie mu tak było się z niej ponabijać. I jeszcze lepiej się czuł, kiedy widział, że to skutkowało. Bo gdyby tak się wszystkim nie przejęła to dałby sobie spokój, ale teraz to nie mógł tak zrobić. Znalazł zajęcie, które nie dość, że było śmieszne to jeszcze powodowało, że Sara wyglądała jakby ktoś zabrał jej zabawkę. Normalnie jak dziecko, któremu zabierze się lizaka. - No, no, no już się tak nie obruszaj. Przecież wszyscy wiedzą, że jest na czym oko zawiesić - chciał dodać coś jeszcze, ale zaraz wyjdzie na jakiegoś narcyza, który w kółko mówi o sobie, a tego nie chciał. W sumie to i tak wszystko jedno o czym Sara myślała dopóki nie było to roślinki. Więc mógłby i cały dzień nawijać o jakiś głupotach byle odciągnąć ten temat od niej. - A Ty za każdym razem reagujesz jak spłoszona łania, więc coś w tym musi być - nie mogło i teraz zabraknąć uśmiechu, ale zaraz żeby jej było jeszcze głupiej niż wcześniej objął ją w pasie, a później powiedział, aby wyciągnęła nogi przed siebie i położyła się na wodzie. Ręce trzymał pod jej plecami tak żeby mogła je czuć i w miarę pewnie poczuć się teraz na wodzie - I wszystko na mojej głowie, no popatrz. W sumie jest jedna rzecz, ale to musisz się zgodzić w ciemno albo nie ma pływania - powoli zaczął cofać ręce, aby zobaczyć jak zareaguje na taką zamianę. Miał nadzieję, że nie będzie się czuła zbyt komfortowo i przystanie na jego propozycję.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że w tej chwili musiała wyglądać jak taki naburmuszony dzieciak no ale grr! Ciągle ją prowokował do słownych gierek i utarczek! A miała być przecież grzeczna podczas wakacji i starać się nie być taką pyskatą jak no co dzień w Hogwarcie ale tak się nie da, no! A przynajmniej nie przy nim. Sara przybrała zrezygnowaną minę i zwiesiła głowę, jednocześnie opuszczając z bezsilnością swoje ramiona wzdłuż drobnego ciała. I tak stała i błagała w myślach, wszystkich którzy byli na kartach z czekoladowych żab, by dali jej nieco cierpliwości do tego gryfona. I najlepiej jeszcze dorzucili instrukcję obsługi. Zacisnęła nieznacznie swoje zęby gdy z powrotem na niego spojrzała i nie mogła się powstrzymać od cichego niemalże rozbawionego prychnięcia. (witajcie geny tatusia!) - Człowiek musiałby być ślepy i dodatkowo głuchy by z Tobą wytrzymywać dwadzieścia cztery godziny na dobę. - odparła cichym, niemalże gardłowym głosem i ponownie się zaczerwieniła gdy ten ją porównał do łani. Do łani! Też coś! Już miała mu odpyskować, kogo on jej przypomina gdy ten młodzieniec objął ją i chwilę później kazał zastosować się do jego poleceń. Ach, czyli teraz nadeszła ta piekielna lekcja nauki, co? Sarka spojrzała na niego jedynie podejrzliwie lecz grzecznie wykonała jego polecenie. Nie umiała stłumić cichego jęku zawodu gdy jej włosy znowu zostały zmoczone ani powstrzymać cichego westchnienia. Chyba zapamięta tą kąpiel do końca życia. Serio. Unosząc się na wodzie, wstrzymała swój oddech co by nie utonąć i zerknęła ku niemu badawczo. - Jesteś pewny, że do dobrego domu Cię przydzielili? - odparła pytaniem, na jego pytanie odnośnie tego, czy zgodzi się w ciemno na jego propozycję. Sara była honorowa więc słowa najpewniej by dotrzymała ale, ale jak rozkaże jej coś niedorzecznego? Dziewczę przygryzło niepewnie wargę i nagle wydała z siebie cichy pisk, gdy ten śmiał cofać ręce z spod jej ciała. Wiadomo o co chodzi, prawda? W innej sytuacji już dawno by go wyklęła na cztery strony świata ale gdy miał ją dosłownie w swoich rękach i to na głębszej wodzie, to Sara jak najbardziej chciała by jednak nie odrywał od niej swoich dłoni. Przynajmniej dopóki sama się nauczy pływać i będzie czuła się pewnie! Dlatego też wykonała dość gwałtowny ruch i o to takim małym cudem, złapała się go za kark. Jak ma się kleić to proszę bardzo! - Musisz się bardziej postarać by na mnie wymusić jakąkolwiek obietnicę w ciemno. Kto wie, co Ci siedzi w głowie i co mi rozkażesz! Bo wątpię by cokolwiek normalnego. - dorzuciła cicho i spróbowała zdmuchnąć ze swojego czoła, mokre włosy.
Musiał przyznać, że wyglądała jak naburmuszone dziecko. A kiedy tak prychała to z kolei upodabniała się do kota. Ciekawa to była mieszanka i chyba z każdym spotkaniem Sara była dla niego coraz większą zagadką. Chciał tylko wiedzieć, że nie chodzi i nie rozpowiada o tym, że po zakazanym lesie zbiera roślinki, bo tego mu nie było potrzeba. Miał i bez niej na karku masę problemów. A teraz jeszcze uczył ją pływać. Nie miał pojęcia jak go w to wmanewrowała, ale trzeba jej przyznać, że talent do tego miała. - A sama za mną łazisz krok w krok - wytknął jej ze złośliwym uśmiechem, który na stałe będzie gościł na jego ustach w towarzystwie Puchonki. Wolał chyba ją uczyć, a przynajmniej zmusić do tego, aby leżała na tej wodzie, bo tedy jakoś nagle od razu mniej gadatliwa się robiła. No może nie milkła na długi czas, ale coś w tym było, że jednak mniej mówiła. Co było dobre i chyba będzie robił wszystko, aby tak zostało. - A do którego powinni? - pamiętał jak tiara miała wątpliwości co do tego gdzie go umieścić. Na samo wspomnienie krzywił się lekko, ale zaraz wrócił mu normalny wyraz twarzy. Nie zastanawiał się nad tym niby głębiej. Wylądował u gryfonów i tam było jego miejsce, więc wszyscy mogli mówić co chcieli. - Chcesz się poprzytulać? Było powiedzieć wcześniej, jakieś bardziej ustronne miejsce byśmy znaleźli - powiedział kiedy ponownie się go uczepiła. Widział, że nic z tego nie będzie. Mógł to przewidzieć od razu, że Sara jest za bardzo płochliwa. Na głos tego na razie nie powiedział, jeszcze będzie na to czas. - I tak to z wami Puchonami jest. Kiedy zaczyna się najlepsza część zabawy zaczynacie tchórzyć i wycofujecie się, ale za wszelką cenę chcecie zachować w tym wszystkim twarz. Zabawne, nie uważasz? - podszedł do jednego z kamieni i pomógł Sarze na niego wejść, a po chwili sam leżał na nim i pozwalał promieniom słonecznym smagać swoją twarz.
Bo lubię. - odparowała równie ze złośliwym uśmiechem, gdy znowu jej wytknął, że za nim łazi i wzniosła oczy w stronę nieba. No nie! A ten znowu swoje! Oczywiście oberwał w czoło gdy dalej jej mamrotał o tych ustronnych miejscach i tym razem to ona się uśmiechnęła z rozbawieniem. - Coś często mi to proponujesz. Mam to w końcu uznać za zachętę? - spytała całkiem niewinnie i po chwili pokazała mu język . Trochę ją bawiło to wszystko, jednakże nie. - za Chiny ludowe nie dałaby się nigdzie zaciągnąć. Nawet siłą. W końcu robi za płochliwą łanię, nie? Skorzystała jednak z jego pomocy i wlazła ostrożnie na kamień. Od razu się na nim ulokowała wygodnie i pozwoliła słońcu nieco liznąć swojego ciała. Chociaż i tak pewnie zacznie marudzić, że jej za gorąco będzie. Jak widać chyba się już nie nauczy pływać ale no cóż! Jakoś przeżyje. Chyba. Zsunęła się z kamienia tak, by nogi swobodnie spuścić do wody i od niechcenia chlapiąc wodą dookoła, Sara zmarszczyła nos na jego słowa odnośnie puchonów. - Wcale nie tchórzę! A Puchoni nie są tchórzliwi to tylko głupi stereotyp. To tak jakby powiedzieć, że każdy gryfon jest super odważny. - mruknęła cicho i spojrzała na niego kątem oka po czym zamknęła powieki i pokręciła delikatnie głową. - Do którego domu? W sumie pasujesz mi do Slytha. Zwłaszcza z tym twoim złośliwym uśmieszkiem, który już chyba na stałe się przylepił do Ciebie. - jęknęła z uśmiechem i ochlapała go wodą. Ot tak. By go może zdenerwować. No przecież nie wrzuci jej do wody! Chyba. Poza tym już się domyślała, że po jej słowach a zwłaszcza tych, że bardziej jej pasuje do wężyków, może skończyć marnie. Przecież żaden gryfon, nie chciałby być porównywany do ślizgona! A najzabawniejsze jest to, że te dwa domy się nienawidzą. Szalenie się nienawidzą. A tak naprawdę były do siebie podobne. Chociaż ociupinkę
Chyba powinien przestać się odzywać, bo jeszcze nigdy Sara nie da mu spokoju, a tego nie wytrzymał. Chciał tylko wiedzieć czy przypadkiem nie rozgadała nikomu co robił, jakiś swoich własnych wniosków, bo kłopotów nie chciał mieć. Wszystko było dobrze i taki stan jak najdłużej chciał utrzymać. - Tobie chyba niewiele trzeba, abyś cokolwiek uznała za zachętę? - trochę złośliwości w tym było i nie mógł sobie darować przy okazji otaksowania jej ciała nachalnym spojrzeniem. Może i było to niewłaściwie, ale nie mógł dopuścić. Zresztą zrobienie czegoś, żeby Sarze choć na sekundę zrobiło się głupio było dziś jego priorytetem. - Stereotypami żyje świat. A z resztą jesteś płochliwa. Inaczej byś przystała na moją propozycję w ciemno. Wiesz jak jest trochę adrenaliny jeszcze nikomu nie zaszkodziło - mruknął, nie przesuwając się na kamieniu ani o centymetr. Znalazł wygodną pozycję, więc będzie się jej teraz trzymał niemal kurczowo. - Ale nie będę takiego tchórza do niczego zmuszał - dodał jeszcze, otwierając jedno oko, aby zobaczyć jej reakcję. Na wzmiankę o tym, że powinien być ślizgonek prychnął tylko jak to robią koty. Nie najlepsze to było, ale właśnie tak zrobił i oczywiście, że wrzucił ją do wody! Ale powinna się tego spodziewać, a później nie patrząc za bardzo za nią ruszył w stronę lądu. Koniec na dziś. - No płyń - co prawda nie zrzucił jej z pomostu, ale zawsze to jakaś inspiracja ze sposobu w jaki uczyłą go pływać rodzina.
Nie żeby nie chciała składać tych ofiar, ale nie chciała poświęcać samej siebie. Nie decydowała się na żywą ofiarę w postaci swojej własnej osoby, ale Bogowie chyba brali co chcieli, nie pytając się o zgodę. Może Warunie wcale nie spodobał się list w butelce, jaki mu wysłała? Ten sam, przy którym nie mogła się skupić, więc zamiast wysłać mu coś barwnie opisanego, wysławiającego jego wielkość, wyszedł poemat o niczym, przykrapiany okropnie nieprzyjemną breją kapiąca z bąbli na jej ciele. W zasadzie fakt, ze list w ogóle trafił na wodę był zupełnym przypadkiem. Zdając sobie sprawę o swoim stanie zdrowia, wstała gwałtownie z zajmowanego miejsca, a butelka potoczyła się z jej kolan prosto do akwenu, lądując w jeziorku. Kij z tym, ze to nie może i list w butelce uzupełniony o jedno słowo: „Waruna!” nie mia najmniejszego sensu. Może dla tubylców będzie miał? Uznają to za jakiś mroczny znak i polecą złożyć ofiarę Bogu, chcąc wkupić się w jego łaski, zeźlonego, wysyłającego im pogróżki z podpisem. Czy coś… no, D’Angelo mogła wierzyć, ze jej rękopis przynajmniej na coś się przyda. Bo jej nie przydał się na pewno, a bardziej zaszkodził i zesłał na nią gniew Boży. Wierzcie mi, nic miłego. Bo taki w postaci titika to skarnie boskie.
Do Indii Hywel doleciał dopiero wczorajszego popołudnia i choć z początku wahał się czy w ogóle jest jakiś sens, aby tak na sam koniec się jeszcze dopisywać, to teraz nie żałował. Lipiec spędził u rodziny w Walii, gdzie praktycznie ciągle badał nowe miejsca i szukał sobie coraz to rozmaitszych wyzwań. Towarzyszył mu dalszy kuzyn, starszy o dobre siedem lat, który Hogwart miał już dawno za sobą i teraz był miejscowym uzdrowicielem. Nauczył Jiggersa paru ciekawych sztuczek zielarskich, niestety większość z nich umknęła mu albo pomieszała na tyle, że nie był w stanie ich poprawie odtworzyć. Tak to już bywało, kiedy ktoś się nie potrafił skupić. Po powrocie do domu gorączkowo pisał listy z bliższymi znajomymi, głównie z Filipem, która zachęcał go do przyjazdu. Dwa razy nie trzeba było mu powtarzać i tak oto zaszczycił ten przedziwny kraj swoją osobą. Cały dzień kręcił się po mieście i poznawał miejscową kulturę, był głęboko oczarowany, a ten zgiełk i klimat niesamowicie mu się podobały. Momentami miał wrażenie, że na terenie całego miasteczka wybuchły kolory, ponieważ rzadko kiedy miał okazję patrzeć na gołe i niezagospodarowane mury. Było to miłą odmianą dla szarego Londynu, który choć miał swój urok, to do Hywela w ogóle nie trafiał. Filip i Evan musieli się od niego na trochę rozdzielić, aby załatwić jakąś sprawę, więc on udał się w okolice miasta, gdzie natrafił na jakieś jezioro. Nie było tu absolutnie nikogo poza nim, dlatego też miał chwilę na odpoczynek. Nie zamierzał spędzić tu nie wiadomo ile czasu, ale chwila przemyśleń na wielkim kamieniu raczej nie zaszkodzi, prawda? Nie był pewien która była godzina, ale słońce już zachodziło, a do miasta było stosunkowo daleko. Nie bał się ciemności ani samotności, co to to nie, ale zastanawiało go co jest dalej za jeziorem. Nigdy nie interesował się krajami dalekiego wschodu, więc nie był świadom istnienia gatunków, które występowały wyłącznie tutaj. Chętnie jednak poznałby takowe, bo doświadczenie było dla niego lepszą skarbnicą wiedzy niż podręczniki albo opowieści.
Scotty ogólnie strasznie cieszyła się na ten wyjazd. Wolała to niż siedzenie w domu gdzie zapewne wakacje spędza też syn jej ojczyma. Nie lubi typa( w sensie syna bo ojczym jest nawet spoko), uważa się za takiego co to wszystko wie najlepiej,a tka naprawdę jest przydupasem jakichś dużo na tym świecie. A tak przynajmniej nie musi patrzeć na jakiego gębę. Zła Scotty. Może jeszcze nie zwiedziła za dużo Indii ale uważa, ze jest tu strasznie ładnie i z chęcią zostałoby tu jeszcze mimo, że zapewne sama nie dogadałaby się z tymi ludźmi. Ale co tam, najwyżej używałaby języka migowego. Nie ma problemu, na pewno każdy by ja zrozumiał. Scotty pewnie gdzieś sobie łaziła i zwiedzała i kogo tylko się da i kogo to o wszystko pytała bo z niej takie ciekawie dziecko. Oczywiście była bardzo uszczęśliwiana gdy jej ktoś odpowiedział, a jeszcze bardziej kiedy go zrozumiała. Wtedy to pewnie mogłaby sobie odtańczyć taniej radości, który tak kiedyś wymyśliła. Gorzej było kiedy kogoś nie zrozumiała bo wtedy nie mogła tańczyć tańca smutku bo jego jeszcze nie ma bo śliczna główka Scotty nie myślała nad nim. Trzeba będzie nad nim popracować. Kiedy w końcu dziewczyna zobaczyła gdzie doszła nie wiedziała za bardzo gdzie jest. Świetnie, zgubiła się. Gdzieś w oddali zobaczyła człowieka siedzącego obok jeziora. Nie zaszkodzi się zapytać o drogę. W końcu nie powinien być takie chamski i jej nie powiedzieć, co nie? Podeszła do niego zakładając przy okazji włosy za ucho. - Przeszperam, gdzie..- przerwała i wychyliła się lekko do przodu żeby zobaczyć do kogo w ogóle mówi. Na jej twarzy wpłynął wielki uśmiech kiedy ogarnęła, że owym człowiekiem jest nie kot inny jak Hywel. - Hej, Jiggers- uśmiechnęła się- Co robisz w Indiach?- zapytała.
Uniósł wysoko brwi, kiedy usłyszał czyiś głos. Chwilę zajęło mu połączenie faktów, ale kiedy dotarło do niego, że jakimś cudem wpadł tu na Scotty, wyszczerzył się jak głupi do sera. Odruchowo wstał i niezbyt przejmując się jej reakcją, należycie ją wyściskał. - Thoress! Ty małpo, w ogóle się nie odzywałaś! - rzucił pretensjonalnie i skrzywił się z niezadowoleniem, robiąc dwa kroki w tył i przyglądając się jej uważnie. Mieli miesięczną przerwę w kontaktach, zdążył więc trochę zapomnieć jak wyglądała, fajnie, że teraz mógł to odrobić i się napatrzeć. - Filip pisał, żebym przyjechał, to jestem. Niby na sam koniec, ale po jednym dniu stwierdzam, że było warto - odpowiedział jej na pytanie i skinął głową na kamień, dając jej tym samym do zrozumienia, aby usiadła. Sam również to uczynił, zajmując wcześniejsze miejsce. - Jesteś tu od początku? Dobrze się bawisz? Czemu nic nie pisałaś? - zasypał ją pytaniami, ponieważ był człowiekiem z natury ciekawskim i gadatliwym, czasem ciężko było wręcz dojść przy nim do głosu.
Scotty miała nadzieje, że Hywel pozna ją bo byłby przypał gdyby chłopak uznał, że jednak jej nie zna i nie rozumie dlaczego się do niego odzywa. Ogólnie byłby wielki smutek i Scotty pewnie byłaby w rozpaczy, że Puchon jej nie poznał. W końcu jej buźki się nie zapomina więc jakim cudem on tego dokonał. Na szczęście niczego takiego nie było i chłopak poznał ją. Przez chwilę myślała, że się kiedy ten zaczął ja ściskać. - Wiesz moja sowa najwyraźniej też postanowiła zrobić sobie wakacje i gdzieś sobie poleciała- Scotty zrobiła smutne oczka- Mam tylko nadzieje, że wróci- powiedziała. W końcu nie miała powodów żeby nie wracać. Gryfonka opiekowała się nią tak jak powinna i nigdzie indziej nie miałaby lepiej wiec pewnie tylko potrzebowała zrobić sobie urlop- Wiec jak już to wiń ją - mruknęła. Scotty usiadła na kamieniu obok Hywela. - Można powiedzieć, że od początku chociaż przyjechałam kilka dni p wszystkich- powiedziała- Matka uparła się żeby zrobić jeszcze zakupy przed wyjazdem- wywróciła oczami. - Ale ogólnie jest fajnie, samo to, że jestem w Indiach- uśmiechnęła się. Brunetka spojrzała na Jiggersa i przypomniała sobie o czymś. - Gdzie twoja druga połówka?- zapytała rozglądając się. Może akurat jego brat bliźniak chowa się gdzieś albo się kąpie. Dziewczyna wróciła wzrokiem do jeziora jednak chyba tam też nie było Salomona.
To byłoby całkiem zabawne i musiał koniecznie kiedyś jej tak zrobić, udać, że kompletnie jej nie kojarzy i odejść, patrząc na nią jak na kretynkę. Dobra, chyba mu nie wyjdzie, bo to wymagało wyższych umiejętności aktorskich, których on chyba jednak jeszcze nie posiadał. Spróbować jednak zawsze można było, bo kto mu zabroni? Teraz jednak było za późno, a poza tym musiał się skupić na ochrzanianiu dziewczęcia. Wywrócił oczami i posłał jej spojrzenie w stylu "serio?". - No pewnie, zwal na biedną sowę, bo czemu by inaczej - bąknął, tak, jakby był urażony, ale tylko się zgrywał, tak jak to miał w zwyczaju robić przez większość swojego życia. - Przyznaj się, ile razy już się zgubiłaś - wyszczerzył się szeroko, bo jeśli myślała, że on nie wiedział, to była w wielkim błędzie! Znał ją na tyle dobrze aby domyślić się, że mogła mieć pewne problemy z poruszaniem się po mieście, a przykładem tego było jej zawędrowanie nad jezioro. - Siedzi obok - wypalił głupio, bo był mistrzem suchych tekstów i zamrugał szybko, robiąc ładne oczy. Potrzymał ją trochę w niepewności, ale co za dużo to niezdrowo, jeszcze sobie pomyśli dziewczyna, że on tak na serio i wszystko się wyda! - Nie wiem, rozdzieliliśmy się popołudniu - wzruszył ramionami. Spędzili masę czasu przez pierwszy miesiąc, więc parę godzin rozłąki raczej nie powinno ich zabić.
No nie wiem, myślę, ze nawet i jakiś początkujący amator dałby radę. Scotty pewnie nie zauważyłaby nawet różnicy między wyszkolonym aktorem, a człowiekiem, który pierwszy raz w ogóle grał. Także, droga wolna dla Hywela. Chociaż po czymś takim Gryfonka pewnie przez tydzień by się do niego nie odzywała nawet gdyby wiedziała,że to żart. W końcu jak on mógł tak jej zrobić. Zły Jiggers, oj zły! - Nie znasz mojej sowy- fuknęła- Już wolałabym mieć kota, jego przynajmniej mogłabym głaskać- powiedziała- A tej tam- skinęła głową w stronę morza bo za bardzo nie wiedziała gdzie podziewa się teraz sowa- Nie mogę nawet dotknąć jeśli nie przyniosę jej czegoś do jedzenia- powiedziała. Trochę to chamskie z jej strony, znaczy sowy. Panna Tharess ją kupiła, przyjęła pod swój dach, a ona takie rzeczy odwala. Brunetka spojrzała na Hywela marszcząc nos- No wiesz, nigdy jej nie zgubiłam- powiedziała- Oprócz paru razów- mruknęła już nieco ciszej. Kiedy Puchon powiedział, że jego brat siedzi obok dziewczyna spojrzała na Hywela po czym przeniosła wzrok na miejsce obok niego. - Ale...-zająknęła się nieco zdezorientowana. Walnęła go w rękę co pewnie w ogóle go nie zabolało- Ty kłamczuchu!- pokręciła głową.
Już on by ją jakoś ugłaskał, miał swoje metody, a jeśli nie dałyby zamierzonych efektów, to wystarczył naprawdę szeroki uśmiech i spojrzenie tych jego wielkich oczu. Nikt nie był w stanie się im oprzeć, bądźmy szczerzy! - Coś za coś, moja droga, Twoja sowa jest po prostu mądra i wie czego chce, wbrew pozorom ma dość dużo z człowieka, powinnaś się cieszyć - zaśmiał się, chociaż sam był zadowolony ze swojej głupiej Rity, która potrafiła mu siedzieć cały dzień na parapecie i gapić się jak zaklęta. Mimo wszystko dostarczała wszystkie listy na czas, więc nie mógł narzekać. - Tak myślałem - wywrócił oczami, bo to było tak typowe, że hoho. No cóż, dobrze, że już niedługo wracali, znów będzie na swoim terenie i gubienie się będzie cięższe do osiągnięcia, chociaż dla niej to nigdy nic nie wiadomo. Roześmiał się, widząc jej reakcję. Najwyraźniej nie zorientowała się, że drugą połówkę zrozumiał w inny sposób i dlatego też właśnie zasugerował, ale dobrze że Scotty bywała czasem takim głuptasem, przynajmniej nie zrobiło się awkward. Wyszczerzył do niej zęby i wzruszył ramionami. - To Ty tu jesteś łatwowierna - stwierdził takim tonem, jakby to autentycznie nie była jego wina. Co się zaś tyczyło Salomona, jednak chłopaka w Indiach nie było, a ja tak wypaliłem, bo nie wiedziałem, także udajemy, że Hywel jej powiedział, że drugi Jiggers tu nie przyjechał, o. W ogóle będziemy musieli w tych paru postach teraz skończyć, bo widziałem, że już pociąg do Hogwartu i te sprawy, ups.