Tym razem czarodzieje z Hogwartu będą mieli okazję przez całe wakacje mieszkać na wyjątkowych, tradycyjnych dla tego rejonu, łodziach. Każda z nich jest sześcioosobowa, w pełni magiczna i zawierająca kilka wewnętrznych pomieszczeń. Znajdują się tu trzy podwójne sypialnie (mieszkańcy sam ustalają z kim z całej szóstki dzielą swą kajutę), jedna łazienka oraz główny salon wraz z małym aneksem kuchennym na górnym pokładzie. Na próżno szukać tu takich mugolskich wynalazków jak lodówka, czy kuchenka, acz nie brakuje magicznych półek zapewniających świeżość produktów, czy też klasycznego, czarodziejskiego palnika. Książki czy radio są wyłącznie przygotowane dla tubylców, ale kto zajmowałby się czytaniem w środku lata, w tak urokliwej i niezwykłej okolicy? Warto także wspomnieć, iż łodzie są zaczarowane, tak by w ciągu dnia były przybite do portu, zaś nocą delikatnie kołysały się, pływając po okolicznych wodach. Dlatego też każdy powinien pamiętać, że równo o 24 ich łódka odbije od portu i aby dostać się do niej po tej godzinie będzie trzeba po prostu dopłynąć do niej o własnych siłach!
Dulce postanowiła rozejrzeć się po łodzi dość późno, ale wcześniej nigdy nie znalazła sił, by przeczytać listę współlokatorów... To znaczy, nie znalazła okazji. Tak, oczywiście, nie znalazła okazji. O dziwo lista wcale nie wyglądała tak źle, gdyby nie liczyć wszystkich nazwisk poza jej, bo dzielenie pokoju z kimkolwiek zawsze było dla niej udręką... A wyglądało na to, że z kimś w końcu będzie go dzielić musiała, ponieważ - o zgrozo - kajuty były tylko trzy, a w każdej z nich stały po dwa łóżka. W końcu postanowiła zająć tę najdalej wysuniętą, do której ktoś zajrzałby najpóźniej i miała cichą nadzieję, że nikt inny nie wpadnie na ten pomysł. Na razie na całej łodzi nie dostrzegła znaku życia, czyli każdy i w każdej chwili mógł tu wpaść i stwierdzić, że to ten pokój podoba się mu najbardziej. A ona jakoś by to zniosła, bo nie zamierzała zbierać rzeczy, które właśnie schowała pod łóżko, wyciągać papierosów spod poduszki i szukać na magicznych półkach innego miejsca na butelkę szampana, którą wzięła ze sobą na jakąś specjalną okazję... Ostatecznie poszła po nią i również schowała pod poduszkę, bo stamtąd będzie mogła ją po cichu w nocy wyciągnąć... Znaczy się, nie będzie nikogo kusiła. Ukryta w taki sposób na pewno nie będzie nikogo kusiła! Dulce poprawiła pościel i ruszyła na dalszy obchód... Jej spacer nie był długi, bo skończył się w salonie, gdzie zaciekawiło ją radio. Zdecydowanie nie było przeznaczone dla czarodziei, ale cóż - gdy była mała i mieszkała jeszcze u matki, miała w swoim pokoju niemalże identyczny model. Nie wątpiła też w to, że z głośników popłynie wyłącznie mugolska muzyka, ale takiej też w końcu kiedyś słuchała i wcale nie była taka zła! Dziewczyna ustawiła więc pierwszą lepszą stację, przysunęła fotel do stolika, na którym położyła nogi, odchyliła lekko głowę do tyłu i wzięła kilka głębokich wdechów, po czym ułożyła brodę na dłoni, wyglądając na zewnątrz. Rozejrzała się uważnie, czy aby na pewno nikogo nie ma obok i zaczęła cicho podśpiewywać do jakiejś piosenki, którą bardzo lubił któryś z synów ciotki Cecil. Jeff lub Alex. Obu bynajmniej interesowało wszystko to, co niemagiczne, przez co często dostawali po łapach.
Zaraz po spotkaniu z Adrienne udał się do swojej łodzi, został oczywiście poinformowany o tym, który numer ona posiada, więc znalezienie jej nie było jakimś niebywale trudnym zadaniem. Droga też długa nie była, bo łódki mieszkalne i bar znajdowały się chyba w tej samej "dzielnicy". Miał jakieś swoje manatki, pozostawione obok baru, więc zabrał je i po prostu przekroczył próg łódki, zamykając za sobą drzwi, czy cokolwiek tam było, jakoś trzeba było ją zamknąć. Przeczytał jeszcze listę współlokatorów, chyba cztery dziewczyny i dwóch chłopaków, miło nawet. Więc po prostu wszedł do salonu i odstawił swoje manatki. - Jest tu ktoś? - nie chciało mu się rozglądać po całej łódce, więc po prostu rzucił pytanie i może ktoś raczy na nie odpowiedzieć, co graniczyło z cudem, bo żywej duszy tutaj nie widział.
Piosenka skończyła się, a Dulce jeszcze chwilę patrzyła w okno, gdy trzasnęły drzwi. Od razu ściągnęła nogi ze stolika i usiadła prosto. Czyli miała rację - nie musiała długo czekać, aż ktoś przyjdzie. Prawie natychmiast rozległ się znajomy głos. - Valley! - krzyknęła. Logan należał do grona tych Puchonów, których Merora tolerowała, a nawet lubiła. - W salonie. Nie pofatygowała się, żeby wstać i ściszyć radio, bo właśnie śpiewał jakiś facet przy całkiem niezłym akompaniamencie fortepianu.
Musiał kiedyś tu przyjść, skoro tu miał mieszkać, bo gdzie niby indziej by spał? Może jakaś miła rodzinka z Indii przygarnęłaby go do domu, co byłoby wysoce nieprawdopodobne, ale w sumie czemu by nie spróbować czegoś takiego, zawsze to jakaś przygoda. Ale jednak jest tutaj i chyba będzie tu odpoczywał, po ciężkich dniach na wakacjach. - Ohoho, Dulce, jak miło widzieć znajomą twarz. - Poszedł do salonu, nie wiedział co zrobić ze swoimi bagażami, nie chciał się komuś wpieprzać do pokoju i zapytał. - Masz miejsce u siebie w pokoju? - niby odważna propozycja, ale tylko na takie przystawał Logan. Radio grało cały czas, szła ciekawa piosenka, więc nawet go nie ściszał. - Dobrze, że zabrałem gitarę, czuję, że wiele na niej pogram przez te wakacje. - uśmiechnął się do niej i puścił oczko.
Dulce ucieszyła się, gdy go zobaczyła, bo to oznaczało, że nie tylko nie będzie się w najbliższym czasie nudzić, ale też może uda jej się znaleźć kogoś, z kim mogłaby dzielić pokój i nie zwariować. - Też się cieszę, że cię widzę - uśmiechnęła się lekko, wstając. Wyglądała przy nim jak małe dziecko, ale nie dość, że był od niej dwadzieścia centymetrów wyższy, to jeszcze dwa lata starszy. - Właśnie chciałam się ciebie zapytać, czy zbyt głośno nie chrapiesz w nocy - dodała, po czym kiwnęła lekko głową w stronę swojego pokoju. Gdy już stanęła w drzwiach, wskazała dłonią wolne łóżko. - To jest miejsce, w którym będziesz mi grał - spojrzała na niego rozbawiona, siadając tuż przy swojej poduszce i dyskretnie zasłaniając nogą wystającą spod niej butelkę. - Właściwie od jak dawna grasz na gitarze? Musisz mnie nauczyć - uśmiechnęła się, bawiąc się brzegiem koszulki. Dawno go nie widziała i może dlatego wypadło jej z głowy, że Logan ogarnia już drugi instrument.
No właśnie, pomyślał tak samo, nie znał chyba nikogo z tamtej listy oprócz Dulce, ale chętnie ich pozna, więc jeśli się tylko tu pojawią, to pewnie z nimi pogada. Ale jak na razie musiał się nacieszyć chyba jego ulubioną koleżanką ze Ślizgonów. Uśmiechnął się, gdy powiedziała pierwsze zdanie, przynajmniej ona i on nie będą się we dwóch nudzić. - Spokojnie, staram się nie chrapać i chyba mi to wychodzi. Więc nie bój się. - uśmiechnął się kolejny raz, po czym zabrał swoje bagaże i poszedł za nią do pokoju, gdzie spała. Pokazała mu drugie łóżko, więc poszedł w kierunku szafek i tam zostawił swoje bagaże, gitarę oparł przy jakiejś ścianie i usiadł na swoim łóżku. - Czuję się zaszczycony, że będę mógł dla Ciebie grać. - uśmiechnął się szyderczo, po czym dodał.- Chyba już od dwóch lat, powiedz tylko kiedy i zaczynamy lekcje. - ściągnął czapkę z głowy po czym rozczesał włosy palcami, czapkę położył na poduszce.
Dulce z kolei nie znała tylko dwóch osób i rozpatrywała kilka możliwości dobrania sobie kogoś do pokoju. Prawdopodobnie zrobiłaby to zamykając w nim kogoś i czekając, aż się rozgości... I wtedy wpadł Valley. Jego nie musiała więzić w tej ciasnej kajutce, żeby zgodził się zająć wolne łóżko. Wśród Puchonów nie miała zbyt wielu przyjaciół, bo chyba tylko jego i Jiggersa. Reszta uciekała od Ślizgonów jak najdalej... Jakie to przykre. Później wszyscy spodziewali się, że Zieloni będą dla nich mili i nie zrobią żadnego psikusa. Naiwniacy. - Boję tylko pająków. I będę się bać, kiedy łódka w nocy odbije od brzegu. Chrapanie jest po prostu irytujące - zauważyła, śmiejąc się i przesuwając nogi tak, że siedziała po turecku. Poza pająkami bała się jeszcze szczurów, wysokości, ognia i gwałcicieli, ale to ostatnie było chyba całkowicie uzasadnione. - Cała przyjemność po mojej stronie, Valley - odwdzięczyła się mu identycznym, kpiącym uśmiechem. - Cholera, kiedy ja z tobą ostatnio rozmawiałam, że wypadło mi to z głowy? - nie ważne, kiedy, ale pewnie miała wtedy po prostu ochotę na papierosa i dlatego nie do końca skupiała się na tym, co mówił. - Teraz! - dodała, puszczając brzeg koszulki. Czuła, że nie pójdzie jej dobrze, ale takie życie. Kiedyś w końcu trzeba spróbować!
Fajnie, że wpadł właśnie teraz i zajął sobie z nią pokój, bo pewnie potem by się musiał użerać z jakimś współlokatorem, którego kompletnie nie znał i pewnie nie przypadł by mu do gustu. Na jego szczęście była tutaj Dulce, która go od tego wyratowała. On nie musiał bać się Ślizgonów, bo miał tam nawet członków rodziny, chyba dwóch kuzynów, więc po prostu był "kryty". - O te dwa problemy raczej nie musisz się martwić. Mam nadzieję, bo to jednak Indie, a tutaj chyba zwierzątka lubią sobie wchodzić tam gdzie nie trzeba. Dobra, nie będę chrapał. - puścił jej oczko, po czym rozłożył się na łóżku, wyciągając papierosy, zapaliłby, ale jednak położył je na szufladce. Uśmiechnął się do niej, gdy odpowiedziała ironicznie. - No w sumie już dawno nie rozmawialiśmy, chyba na uroczystości końca roku, ale chyba wtedy nawet nie rozmawialiśmy, bo szybko się urwałem stamtąd. - dobra, chciała się teraz nauczyć? Będzie to trudne ale Logan podjął wyzwanie, wyciągnął gitarę z pokrowca i usiadł przy niej na łóżku, po czym postawił jej gitarę na nogach. - Leworęczna czy praworęczna? - uśmiechnął się do niej, musiało paść to pytanie, bo to będzie oznaczało, na której ręce będzie trzymać gryf.
Dulce też miała w Hogwarcie rodzinę... Z tym, że w Slytherinie, bo taki już był los wszystkich Wilkinsonów - wyrok dziesięciu lat odsiedzianych w domu sprytu i ambicji. Bez jakichkolwiek wyjątków. - W takim razie nie zdziw się, jak będę w nocy krzyczeć. To znaczy, nie tyle krzyczeć, co rzucać zapałkami albo czymś innym po twoim łóżku, bo będzie na nim siedział jakiś mały pajączek, który pewnie mógłby cię zjeść - zaśmiała się. Gdy w pobliżu nie było zagrożenia, to bardzo lubiła z niego kpić, dodając sobie odwagi. - Całe szczęście - uśmiechnęła się, a gdy wyjął papierosy przez chwilę pomyślała o tym, że palić może też będzie miała z kim. - W ogóle nie pamiętam, żebym cię wtedy widziała, a jesteś na tyle wielki, że chyba bym cię wypatrzyła, gdy tylko podniosłabym głowę. Czyli musieliśmy rozmawiać jakoś sporo wcześniej. Merora lubiła stawiać przed innymi wyzwania. Zrób to teraz, zrób to na moich oczach, udowodnij. Ale tym razem po prostu chciała spróbować. Miała nadzieję, że starczy jej cierpliwości do instrumentu i Loganowi cierpliwości do niej, bo w najgorszym wypadku już po trzydziestu sekundach mogła stać się nadzwyczaj nieznośna. - Oburęczna... - zastanowiła się przez chwilę, po czym dodała: - Jak wolisz. - Nie robiło jej to żadnej różnicy - i całe szczęście, bo dzięki temu zawsze wszystko szło jej szybciej i łatwiej.
U niego było tak samo, cała rodzina w Hufflepuffie, znaczy on i jego siostra, pewnie jego najmłodsza też tam pójdzie, taki to już ten los. - Tutaj to już mnie nic chyba nie zdziwi. Niech robi co chce, ale nie pozwolę mu się zjeść. - uśmiechnął się do niej kolejny raz, cały czas posyłał uśmiechy, bo po prostu cieszył się, że wreszcie będzie mógł pogadać z tyloma znajomymi, w ciągu roku szkolnego nie miał na to czasu po prostu. Albo Złoty Sfinks, albo nauka, albo praca. - Pewnie tak, już sam nawet nie pamiętam, mam tyle zajęć, że nie mogę się z tym wszystkim pozbierać. - jeśli lubiła wyzwania, to gitara była dla niej odpowiednia, bo do tego instrumentu naprawdę potrzeba dużo cierpliwości, żeby się wszystkiego nauczyć. - Dobra, no to będziesz grać tak jak ja, przyłóż lewą rękę do gryfu, a na prawej będziesz grać. Pokażę Ci teraz najłatwiejszy chwyt. - zabrał jej na chwilę gitarę, po czym pokazał chwyt e-moll przykładając wskazujący palec na drugi próg drugiej struny, a środkowy również na drugi próg trzeciej struny, zagrał go po czym oddał jej gitarę. - Powinnaś zapamiętać, zagraj teraz ty. - uśmiechnął się, może nie będzie musiał jej tego pokazywać po parę razy, tylko zagra od razu i Logan będzie mógł przejść do następnej części.
Dulce niestety nie miała rodzeństwa - w końcu jej istnienie było tylko nieszczęśliwym wypadkiem - i mogła się tylko pochwalić rozsianym po szkole licznym kuzynostwem. - Znam ten ból. Nigdy nie mam na nic czasu, tylko biegam w tę i z powrotem i mruczę pod nosem, że cały czas gonią mnie terminy. - Wyzwania? Merora kochała wyzwania. Z resztą od małego musiała się ich podejmować, bo pierwsze jedenaście lat życia w większości spędziła na samodzielnym zajmowaniu się domem i sobą, bo nikt nigdy nie miał dla niej czasu. Najłatwiejszy chwyt. Głupio by było, gdyby poległa już teraz, więc uważnie przyglądała się jego palcom, żeby przypadkiem nic jej nie umknęło. - Jeśli nie zapamiętałam, to chyba coś mnie trafi - uśmiechnęła się, przejmując od niego gitarę. Przyłożyła lewą dłoń do gryfu i dość szybko ułożyła palce - wskazujący na drugi próg drugiej struny, a środkowy... Cholera, gdzie ten środkowy? Pamiętała tylko, że na trzeciej strunie... Niech będzie drugi próg. To miało być w końcu łatwe... Zagrała. I brzmiało tak samo. W środku odetchnęła z ulgą, bo jednak jej się udało i w gruncie rzeczy trwało to raptem pięć sekund. - Postaram się nie zajmować ci całego czasu - dodała, uśmiechając się. Skoro miała go nie zamęczyć, musiała naprawdę się spiąć.
Jego rodzina w Hogwarcie też mała nie była, więc wszędzie miał jakąś cząstkę swojej rodziny, czy to kuzynostwo, czy to rodzeństwo, lubił to, bo można było przynajmniej z kimś pogadać, gdy kumpli nie było w pobliżu. U niego było tak samo, musiał wszystko ze sobą godzić, naukę z pracą i w ogóle, wykańczało go to czasami, ale nie poddawał się i cały czas robił to co do niego należy. Zagrała pierwszy chwyt, jednak wahała się z drugim palcem, ale jednak sobie przypomniała i zagrała tak jak należy. Teraz musiał jej pokazać kolejny chwyt, który był następstwem kolejnych, z których mogła już zagrać jakąś prostą melodię. - To jest ten sam chwyt, tylko w tonacji durowej. - Wziął od niej gitarę, po czym zagrał poprzedni chwyt.- Teraz patrz uważnie. - zamienił wskazujący palec na środkowy, na tym samym progu, to samo zrobił ze środkowym, zamienił na serdeczny na tym samym progu, a wskazujący przeniósł na pierwszy próg trzeciej struny. Zagrał ten chwyt. - To jest chwyt e-dur, a jeśli przesuniesz wszystkie palce o jedną strunę w dół, zagrasz a-dur, proste, nie? - zaśmiał się i oddał jej gitarę.- Zagraj te dwa chwyty a potem spróbuj coś z nich stworzyć. - uśmiechnął się do niej, nie mówił, że będzie łatwo, ale skoro lubiła wyzwania, to pewnie sobie z tym poradzi.
Dulce westchnęła cicho. Na fortepianie nauczyła się grać naprawdę szybko. Gdy była mała, często grała u swojej mugolskiej sąsiadki na saksofonie i klarnecie, które teraz wydawały jej się o wiele mniej skomplikowane niż gitara. - Chcesz mnie załamać? - jęknęła, biorąc od niego gitarę. Więc po kolei... Lewa ręka do gryfu, palec wskazujący na drugi próg drugiej struny i środkowy na drugi próg trzeciej struny. - E-moll... - zamruczała cicho pod nosem, grając. Odsunęła lekko dłoń od gryfu i szybko ułożyła palce tak, jak wcześniej Logan. Chyba nie powinna tak robić, ale skoro było jej tak łatwiej, to czemu by nie? Z powrotem przyłożyła rękę i zagrała. Całe szczęście wyszło, chociaż jeden palec w ostatniej chwili musiała przesunąć wyżej. - E-dur, a teraz a-dur - starała się rozluźnić, ale coś jej nie wychodziło, więc po prostu przesunęła opuszki o strunę w dół. Brawo, Dulce! Właśnie poprawnie zagrałaś trzy akordy. Teraz coś z nich ułóż, a wcześniej sobie je przypomnij! - Bardzo proste. W życiu nie robiłam nic prostszego - uśmiechnęła się gorzko, próbując wyprostować spięte plecy. Nie wyszło, ale im szybciej skończy, tym szybciej się położy. Przez chwilę się zamyśliła. Z trzech akordów nie wyjdzie nic skomplikowanego, więc opcji nie było dużo. Zdecydowała się więc na kolejność e-moll, a-dur, e-moll, e-dur, a-dur, e-dur, starając się, by każdy chwyt wystąpił dwa razy. Nie brzmiało to co prawda tak, jak sobie życzyła, ale to zawsze coś! Spojrzała na Logana błagalnie: - To wszystko na dzisiaj? Taaak? - uśmiechnęła się nieśmiało. Jak jeden instrument mógł tak ją zdenerwować? - Moje plecy! - jęknęła, śmiejąc się. Czekała tylko, aż powie, że to wszystko i weźmie od niej gitarę.
Fortepian był naprawdę dobrym instrumentem, ale tylko wtedy, gdy ktoś mógł przy tobie śpiewać, wtedy wychodziło to naprawdę super, bo tak "na sucho" i samemu, nie lubił grać. Gitara naprawdę była instrumentem dla cierpliwych. Patrzył na nią cały czas, jak męczy się z tym instrumentem, ale nie szło jej tak źle, widział gorsze rzeczy, spoglądał jak układała palce i grała, nieźle się przy tym ubawił. Zagrała trzy akordy w tak szybkim tempie, nawet spoko, niektórzy musieli się nad tym naprawdę napracować. Ale skoro grała już na innych instrumentach, to wiedziała o co chodzi i wszystko szło jej o wiele lepiej. - No tak, wmawiaj sobie, wmawiaj. - zaśmiał się cicho w jej kierunku, poczochrał ją po włosach i zabrał gitarę z jej nóg. - Nawet sobie nieźle poradziłaś, skoro już chcesz kończyć, to nie ma sprawy. - powiedział, odkładając gitarę na wcześniejsze miejsce, po czym dodał.- Idziemy zapalić i rozprostować plecy, co Ty na to? - zabrał paczkę papierosów z szufladki, po czym rozprostował się i wstał z jej łóżka.
Kiedy ktoś przy tobie śpiewał... Tak, świetne uczucie. O ile nie trafiło się na osobę, która śpiewała nadzwyczaj źle, jak jedna z kuzynek Dulce, która zawsze chciała, żeby Ślizgonka jej grała. Za nic nie dało się jej wytłumaczyć, że powinna przestać to robić albo zacząć ćwiczyć. Merora wiedziała, że wcale nie poszło jej aż tak źle, w końcu było to dla niej nowe doświadczenie, ale na pewno nie urodziła się z talentem do gry na gitarze. - Lubię sobie sugerować różne rzeczy, żeby było mi łatwiej... Ej! - zaśmiała się, gdy poczochrał jej włosy i spróbowała je poprawić palcami. - Dziękuję - uśmiechnęła się lekko i strzeliła lekko kostkami palców. Rozległ się dość głośny trzask, a Dulce skrzywiła się. - Czekałam, aż to zaproponujesz! - wstała, wyjęła spod poduszki małe, czarne pudełeczko w kształcie trumny z wysuwaną szufladką z papierosami i mocno ściągnęła do tyłu łopatki, prostując się.
On nawet nie trafił na osobę, która śpiewałaby bardzo źle, dlatego coraz mniej grał na fortepianie, w sumie tylko tyle, żeby poćwiczyć. Ale szukał dalej i nie poddawał się, może w końcu znajdzie kogoś godnego. U niego było inaczej, rodzice muzycy, więc dzieci też powinny to odziedziczyć. Wpajali mu fortepian od małego, na początku nie widział innego instrumentu, na którym mógłby grać, aż w końcu odkrył gitarę. - Metoda dobra, szanuję. - uśmiechnął się, gdy poprawiała włosy, słodko wyglądała! Rozprostował drugi raz plecy, znalazł zapalniczkę w kieszeni i udał się na zewnątrz łodzi, żeby zapalić. - Chodź. - złapał ją za rękę i poszli razem, odpalił Hogsa, w sumie niedostępne papierosy, ale Logan miał swoje kontakty. Lubił je, bo działały bardzo uspokajająco, a na Logana nawet tak, że mógł śmiać się przez nie cały wieczór.
Dulce niestety nie miała od kogo uczyć się grania. W salonie w domu jej matki stał za to fortepian, na którym było podpisane markerem pierwsze osiem dźwięków. Merora szybko domyśliła się więc, że idą dalej w tej samej kolejności i pobiegła do sąsiadki, żeby dała jej jakieś nuty. Później pobiegła drugi raz, żeby podpisała je literkami. I tak się mniej-więcej to wszystko zaczęło. Dziewczyna pogrzebała chwilę w kieszeni spodenek i po chwili wyciągnęła srebrną zapalniczkę z wizerunkiem węża, chyba jakąś pamiątkę rodzinną. Wysunęła szufladkę małej trumny i przesunęła lekko palcami po papierosach. Miała tam większość dostępnych rodzajów, zarówno magicznych, jak i mugolskich. Spojrzała na jego Hogsa, po czym sprawdziła w pudełeczku, czy ma jakiegoś. Gdy tylko była u ciotki podbierała je z jej szuflady, bo nigdy nie dowiedziała się, gdzie można je kupić. Dwa niebieskie, trzy czerwone i jeden zielony. Od razu zdecydowała się na czerwonego, bo co jej tam. Po chwili zapalony papieros tkwił już w jej ustach. Uśmiechała się lekko, wypuszczając dym. - Gdzie się je kupuje? - jęknęła, wciąż próbując przywrócić włosom dawne miejsce. - Nie mogę ich kraść ciotce aż do śmierci - zaśmiała się, zamykając pudełeczko.
To nieźle nawet miała, on nie był samoukiem przy fortepianie, zapisali go na lekcje i po prostu na nie chodził, z gitarą to zupełnie inna bajka, tutaj już sam się wszystkiego uczył. Ale jeszcze nigdy nie myślał, żeby ze swoim talentem pójść gdzieś dalej, może po prostu nie był na to gotowy. Poprawił swoje włosy ręką, lubił się nimi bawić, tak jak każdy kogo spotykał. Nawet niezłą kolekcję miała w tej paczce, on miał swoje ulubione papierosy i tylko ich się trzymał. Oczywiście, tak jak ona, zapalił mocnego papierosa, te delikatniejsze już na niego nie działały. - W Londynie, na ulicy Śmiertelnego Nokturnu, tylko tam je znajdziesz. - potem usłyszał, że podbierała je cały czas swojej ciotce, więc dodał.- Ciotka wie, że jej pobierasz? - niby głupie pytanie, bo pewnie jeszcze się o tym nie dowiedziała, ale podtrzymać rozmowę czymś trzeba.
Dulce zawsze chciała, żeby rodzice okazali jej zainteresowanie. Nawet gdyby miało nim być zapisanie na milion zajęć dodatkowych w wieku czterech lat. Ojciec zwrócił na nią uwagę dopiero wtedy, gdy stwierdziła, że wprowadza się do ciotki, a matka... Ile lat nie rozmawiała z matką? Siedem, osiem? - Dzięki - uśmiechnęła się, kodując sobie w głowie, że gdy wróci do Londynu właśnie to miejsce powinna odwiedzić jako pierwsze. - Gdyby się dowiedziała, prawdopodobnie już by mnie tu nie było, bo jej synkowie też lubią w ten sposób zdobywać papierosy - zaśmiała się. Powoli się ściemniało, a papieros dogasał. - I jak ci się w Indiach podoba? Mi osobiście nie bardzo... - skrzywiła się lekko, ale szybko się rozpromieniła. - Za to wszelkie używki mają tanie. Gdyby jeszcze sprzedawali je fajni faceci, nie miałabym nic przeciwko kupnu - zaśmiała się, wypuszczając z ust mały kłębek dymu. - A tak... Nigdy nie wiadomo, czy cię ktoś nie porwie - dodała ironicznie, wkładając wolną dłoń do kieszeni.
Smutne trochę, ale wakacje nie są czasem, żeby się nad wszystkim użalać. On w sumie miał dobrą rodzinę, która chciała, aby Logan wyszedł na ludzi, oni go znają z tej dobrej strony, nie z tej "prawie dobrej", gdzie zażywa narkotyki, pal papierosy i imprezuje. - Nie ma sprawy, w sumie nie wiedziałem, że ktoś jeszcze nie wie gdzie je kupić. Jeśli chcesz coś trudno dostępnego to idziesz tam, nawet jak nie mają, to na pewno Cię pokierują gdzie będziesz to mógł zdobyć. - taka była prawda o tej dzielnicy Londynu, nieczęsto spotykał tam ludzi ze swojego domu, bo jednak oni są nadzwyczaj prawi w stosunku do zasad, ale on taki nie był.- No tak, w sumie prawda. - przytaknął, gdy mówiła o ciotce, głupie pytanie Logan. - Dlaczego Ci się nie podoba? Wolałabyś inne miejsce? - ciągnął to, bo nie znał powodu, a po prostu chciał się dowiedzieć.- No tak, faceci. Mało Ci ładnych facetów? Są tam wypisani na liście w łódce, jeśli chciałabyś zobaczyć, szczególnie jeden taki. - zaśmiał się. Zrobił kolejnego bucha swojego papierosa, już powoli się kończył a on poczuł wreszcie to, co te papierosy mają dawać jego organizmowi, wreszcie był rozluźniony i trochę śmielszy. - Ja z porwaniami nie mam żadnego problemu. - puścił do niej oczko.
Oj tam, branie narkotyków, palenie i imprezowanie nie jest wcale takie złe! Dużo gorsze jest nie robienie żadnej z tych rzeczy, bo to oznacza, że ktoś się z tym ukrywa. - To dobrze - kiwnęła lekko głową, zastanawiając się, czy już tego papierosa nie zgasić. - Nie wiem. Ogólnie rzecz biorąc po raz pierwszy w życiu jestem poza Anglią, bo nigdy nawet w wakacje nie wyjeżdżałam - niestety, takie już było jej życie. A teraz w końcu była pełnoletnia i ojciec pozwolił jej ruszyć tyłek z tego zimnego Londynu. Osiemnaście lat czekała na ten moment i nawet nie zwróciła uwagi na cel wycieczki. Ważne było to, że chociaż na chwilę zostawi dom ciotki w Hogsmeade za sobą. - Czeeekaj, jakich my tam mamy facetów na tej łódce... - rzuciła niedopałek na ziemię i lekko przygniotła butem. Na nią też to świństwo nieźle działało, ale na rynku było niewiele lepszych papierosów, które przynosiły jej ulgę i całkowicie ją rozluźniały. - Chodzi ci o Valleya? Całkiem przystojny - uśmiechnęła się do niego wrednie, odgarniając z twarzy kosmyk włosów. - Pokażesz mi kiedyś, jak kogokolwiek porywasz, co? - dźgnęła go lekko palcem w ramię, śmiejąc się.
Trafna uwaga, zgasił wreszcie swojego papierosa, przygniatając go swoim butem, uprzednio wyrzucając na ziemię, przydałaby się tu jakaś popielniczka, bo pewnie jeszcze nie jeden raz tu będą palić, a potem ktoś będzie musiał użerać się ze sprzątaniem. - W sumie ja też nie opuszczałem Anglii i Szkocji, pierwszy raz gdzieś wyjechałem, ale trzeba być ciekawym świata, nie sądzisz? - on właśnie taki był, lubił wyzwania, nawet te podróżnicze, Indie wydawały mu się nawet spoko, gdy postawił na tej ziemi swoje stopy. Pełnoletniość jednak popłaca, wreszcie rodzice się od Ciebie odizolowują, pozwalają robić to co chcesz. Oj droczyła się z nim strasznie podczas tych dywagacji o facetach, wyczuwał to na kilometr. - Przystojny, tak? - popatrzył na nią zalotnym wzrokiem, po czym dodał.- Kiedy? Teraz? - podszedł do niej, po czym objął w biodrach i podniósł, szybko niosąc ją do pokoju gdzie spała, po czym położył ją na łóżku, sam niefortunnie na nie spadł. - Chyba jakoś tak to się robi, ale ja zrobiłem to mniej brutalnie. - uśmiechnął się zalotnie, patrząc na nią, jak leżała na łóżku, a on z nią.
Najlepiej ze dwie popielniczki, żeby nie fatygować się opróżnianiem jednej... Pewnie da się to jakoś załatwić. - Mam nadzieję, że teraz będę mogła wyjeżdżać częściej. Fajnie jest próbować czegoś nowego - dodała. Wcale nie było tutaj źle - nikt nie biegał za nią i nie krzyczał, że najwyższa pora wydorośleć. Wydoroślała i nikt nie mógł temu zaprzeczyć. Teraz kluby były dla niej otwarte, alkohol i papierosy w stu procentach dozwolone,... Raj. Przynajmniej dla niej. - Bardzo - cały czas patrzyła na niego w ten wredny, wyzywający sposób. - Natychmiast - uśmiechnęła się i krzyknęła cicho, gdy ją podniósł. Przez chwilę się wierciła, a później już tylko się śmiała. Gdy położył ją na łóżku przeciągnęła się lekko. Lubiła droczyć się z ludźmi, lubiła rzucać im wyzwania i zachęcać do tego, czego normalnie by nie zrobili. - Gdybyś to zrobił brutalnie, to już bym uciekała, nie sądzisz? - zaśmiała się, czochrając mu lekko włosy tak, jak on jej wcześniej. - I musiałbyś mnie gonić.
Można je też wrzucać do wody, pewnie jest tak zanieczyszczona, że kilkanaście niedopałków nie zrobiłoby jej żadnej różnicy. - Korzystaj z życia ile możesz, to rada na przyszłość. - powiedział, znów się uśmiechając, dzisiaj posłał już tyle uśmiechów, że policzki powinny go rozboleć, ale już się do tego przyzwyczaił, więc po prostu się uśmiechał. O tak, nocne życie powoli będzie zamieniać się w rutynę, ale do czasu. Zrobił to natychmiast, gdy powiedziała, krzyczała, wierciła się, ale sama tego chciała, więc Logan po prostu to zrobił. Położył się obok niej, lubił tak leżeć z ludźmi i rozmawiać o różnych rzeczach. - No tak, pewnie biegałbym za Tobą przez jakieś pięćdziesiąt metrów, a potem bym się zatrzymał, żeby zaczerpnąć więcej powietrza, niestety, płuca już nie te. - leżała obok niego, więc popatrzył na nią, gdy mówił. - Ale nigdy bym nawet nie pomyślał, żeby Cię brutalnie porwać. - po czym dźgnął ją lekko palcem w ramię.
Pewnie w tej samej chwili myślało o tym kilkadziesiąt osób, ale zawsze to jakaś metoda! Dla niej nocne życie chyba zawsze będzie wyglądać tak samo. Alkohol, narkotyki, alkohol, flirtowanie i znowu alkohol. Później ostry kac i picie litrów kawy, siedzenie latem w kurtce i wypalanie ton papierosów. I powolny powrót do rzeczywistości, oczywiście. - Pewnie byłabym już daleko - zaśmiała się lekko, zdmuchując włosy z przymkniętych oczu. - Palenie zabija. Dlatego noszę papierosy w pudełku w kształcie trumny. Z reguły jak już je otwieram, to zapominam, po co je mam - skrzywiła się lekko. Każde kolejne uzależnienie, które w sobie odkrywała sprawiało, że było jej ciężko. - Jeszcze byś mi coś zepsuł! Buźkę na przykład - uśmiechnęła się promiennie, otwierając oczy. - Czym innym sprawiałabym, że cena papierosów specjalnie dla mnie spada? - zaśmiała się, wyciągając swoją małą trumnę i zapalniczkę z kieszeni, po czym wsunęła je pod poduszkę.