To zamknięty teren przez wzgląd na słonie, które zamieszkują rezerwat. Jednak ścieżka wokół wytyczonych granic pozwala przyjrzeć się tym wspaniałym zwierzętom i ich zachowaniu. Śmiało tu przyjdź, jeśli chcesz popatrzeć na nie i o dziwo nie zapłacić grubych galeonów.
Autor
Wiadomość
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine dostrzegła, że już łączą się w pary, a to oznaczało, że zaraz będzie pora na wsiadanie na słonia. Nigdy nie jeździła na tych dużych i majestatycznych stworzeniach toteż nie starała się kryć swojego zadowolenia. Widząc Nayę i to że zostały razem przyłączone do jednej grupy podeszła do niej i najzwyczajniej w świecie ją przytuliła. Były bliską sobie rodziną, a często nawet i je mylono, zwłaszcza przy niewyraźnym świetle. Przecież w końcu miały te swoje podobne geny. Naya była córką, jedynej siostry Mirandy, która była matką bliźniaczek Katherine i Nadii a także Brandona. Uśmiechnęła się do dziewczyny i humor się jej od razu poprawił diametralnie. -Cześć Naya, cieszę się, że jesteśmy razem. Zawsze moim marzeniem było jeździć konno, ale nie miałam okazji. Zobaczę chociaż jak to jest siedzieć na słoniu- powiedziała z rozbawieniem w głosie. Dostała swoją słonicę, która podobno nazywała się Alethua. Dziwne imię, ale nie Katherine było o nim decydować. Ważniejsze było to, że bez problemu udało jej się wsiąść na słonia. Słonica podniosła nogę na której Katherine dzięki trąbie została wsadzona na sam jej grzbiet. Była wysportowana więc wszystko to zostało przez nią wykonane z gracją i dostojnie wręcz. Trochę jednak się chyba przeliczyła ze swoją zgrabnością ponieważ mimo tego iż siedziała z gracją i wyprostowana niczym struna to było jej strasznie niewygodnie i nie miała bladego pojęcia jak usiaść by było lepiej. Koniec końców prawie zleciała ze słonicy i jedynym co ją ratował przez rozbiciem głowy był instruktor. Podziękowała mu odrobinę speszona swoją pewnością siebie. Później już siedziała ostrożniej na słoniowym grzbiecie. -Sądziłam, że to będzie o wiele prostsze- powiedziała cicho do Nayi, jednakże na tyle głośno by ta ją usłyszała. Z tą drugą dziewczyną się nie integrowała. Na początku tylko posłała jej lekki uśmiech i powiedziała jej cześć. Później nie rozmawiały ze sobą. Słonie ruszyły i dopiero wtedy dziewczę zobaczyło jak dziwnie się siedzi na grzbiecie tego zwierzęcia i jak wysokość działa na nią wcale nie uspokajająco. Mimo iż nie miała lęku wysokości. No halo?! Przecież jej życie było lataniem na miotle. Mogła spaść, mówi się wtedy trudno. Słonie nie szły szybko tylko swoim wolnym, spokojnym tempem. Człowiek opowiadał o ich historii i zwyczajach, ale po jakimś czasie Slizgonka po prostu przestała go słuchać, wyłączyła się totalnie na jego słowa i skupiła się na tym co było wokół niej. Nic jednak nie było zachwycającego w krajobrazie rezerwatu. Nigdy nie interesowała się zielarstwem, a tutaj jedno drzewo, drugie drzewo, trzecie drzewo. Wszystkie identyczne. Dostrzegła, że nie ma w tym nic ciekawego. Zauważyła też, że ich wycieczka dobiega końca. Ucieszyło ją to niezmiernie, chociaż starała się tego nie okazywać. Zbliżali się do końca rezerwatu, gdzie mieli zejść ze swoich słoni i zakończyć swój pobyt tutaj i zarazem wycieczkę. Czuła się obolała. Na sto procent nabawiła się odcisków na pośladkach. To stanowczo nie było to samo co jej cudowna miotła. Coś czuła, że chyba raczej już nie będzie jeździła na słoniach. Po tym wszystkim coś dziwnie chodziła, a w dodatku zaczęły ją boleć plecy. Nie dobrze. Miała jednak nadzieję, że jutro będzie się czuła już lepiej. Poczekała na Nayę i razem wróciły do swoich łodzi.
wsiadanie: 4 wygoda: 4 widok: 6 wrażenia z podróży: 3