W stylowych i ciepłych wnętrzach restauracji, serwuje się dania zarówno kuchni angielskiej jak i europejskiej. Kucharze dbają o to, aby posiłki były nie tylko smaczne, ale również zdrowe i wykwintnie podane. Bogate menu oraz specjały kuchni zadowolą nawet najbardziej wymagające podniebienia. Dla smakoszy proponują liczne dania wegetariańskie, rybne i sałatki. Po obfitym posiłku warto spróbować deseru. Aby umilić posiłek w menu znaleźć można szeroki wybór win. Nazwa restauracji wywodzi się od starożytnej nazwy Tamizy, Tamesis. Jest zbudowana tematycznie wobec tej właśnie atrakcji, a i stoi przy jej brzegu. Na ścianach wisi wiele ciekawostek na temat tej rzeki, które stają się atrakcją dla wielu rządnych wiedzy dzieciaków. Każdy może pozwolić sobie na odrobinkę samotności i spokoju, ponieważ każdy stolik oddziela ściana, którą ogrodzono wszystkie cztery kąty. Można wybrać i odpowiednio duże dla paczki znajomych i rodziny, jak dla zakochanych. Wtajemniczeni wiedzą, iż właścicielem tego baru jest czarodziej, który dla "swoich", pobiera zapłaty w postaci knutów, sykli czy galeonów i to w wyjątkowo korzystnych cenach! Jeśli mając przy sobie różdżkę, szepniesz do menu "otwórz się", menu zmieni cennik i zamiast mugolskiej waluty, pojawia się czarodziejka. Jednakże nie widzi jej nikt, prócz Ciebie, nawet partner z magiczną mocą.
Zakąski zimne Carpaccio z polędwicy wołowej podane z musztardą gruboziarnistą Grenadier marynowany w pomarańczach z dodatkiem kaktusa Tatar z łososia podany na sałatce z zielonych ogórków Tatar z polędwicy Terine z sarny z żurawiną Sałatka Caprese (pomidory, ser mozarella, bazylia) Deska serów z owocami
Zakąski ciepłe Fantazja grzybowa z runa leśnego Delikatna polędwiczka wieprzowa z kurkami w sosie śmietanowo-bazyliowym
Zupy Imbirowa z dodatkiem świeżych kurek Serowa z dodatkiem szynki i bazylii Krem szpinakowy z przepiórczym jajem i wędzonym łososiem Rosół królewski z makaronem Barszcz czerwony
Owoce morza Grillowane krewetki na sosie czosnkowo-pikantnym Małże zapiekane w sosie z paluszków krabowych Ślimaki zapiekane z masłem ziołowo-czosnkowym Duet z duszonego łososia i dorsza na sosie szpinakowym Sola oprószona płatkami migdałów Stek z tuńczyka na warzywach grillowanych z dodatkiem sosu rieslingowego
Mięsa Kaczka duszona w pomarańczach z sosem borowikowym Pierś z kurczaka zapiekana z wędzonym łososiem i serem camembert Stek z polędwicy z masłem czosnkowym Stek z polędwicy w sosie z zielonego pieprzu Stek z polędwicy w sosie borowikowym T-Bone stek z grilla podany z odrobiną sosu barbecue Mini tornedo z dzika w sosie rydzowym z żubrówką Pieczeń z jelenia macerowana w czerwonym winie i jałowcu Polędwiczka wieprzowa w sosie meaux Gicz cielęca duszona w warzywach z odrobiną czerwonego pieprzu Golonka po bawarsku Płatki polędwicy w sosie bernes
Makarony Tagliatelle szpinakowe z łososiem Śmietanowe penne z borowikami Makaron tricolore z owocami morza
Sałatki Grecka (sałata lodowa, oliwki, ser feta, papryka, pomidor, ogórek, sos winegret) Farmerska (sałata lodowa, sałata dekoracyjna, pomidor, ogórek zielony, kurczak, smażony bekon, czerwona cebula, kukurydza, sos jogurtowy ze szczypiorkiem) Włoska (sałata lodowa, sałata dekoracyjna, pomidor, ogórek zielony, łosoś wędzony, paluszki krabowe, cebula, pomidor suszony, anchois, sos czosnkowy) Świeża sałatka z blanszowanych warzyw okraszana bekonem (kalafior, brokuł, marchewka, fasola szparagowa, czerwona cebula, sos winegret)
Desery Lodowy deser na malinowym puree Tort lodowy ze świeżymi owocami Creme brulee na brzoskwiniowym musie Czekoladowa babeczka z wiśniami
Z tego powodu jaka była Beatrice, Irlandka się nią zainteresowała. Była jej przeciwieństwem odkąd pamięta. Opanowana, rozważna nie szukająca kłopotów, a Yvonne taka była. Obie co prawda pochodzą z dobrych domów, ale jednak wyrosły z nich dwie różne osobowości. Pamięta te chwile kiedy próbowała przekabacić Beatrice by coś zmątować, narobić, pójść na wagary czy zwyczajnie się upić i iść następnego dnia z samego rana na zajęcia z kacem życia. Jednak wiele razy za to stawała w jej obronie i nigdy nie zwaliłaby niczego na biedną Beatrice, która czasem nie potrafiła powiedzieć magicznego słowa, czyli "Nie". Yvonne broiła i gdy robiło się gorąco to zawsze wystawiała siebie jako winną by panna Dear nie miała kłopotów. Jednak każdy ma gorsze chwile w życiu nawet i ona. Nie ważne było jak odreagowuje stres, niezdane egzaminy czy złamane serce. Yvonne wszystko brała na klatę i po prostu siedziała obok niej i pozwalała na wszystko na co miała tylko ochotę, niczego jej nie broniąc. W ten sposób poznały się na wylot, bo jak inaczej kogoś poznać lepiej jak nie przy kilku procentach? Wtedy człowiek staje się pewniejszy siebie i mówi to co czuje naprawdę i się nie kryje. Ile to razy usłyszała, że Horanówna powinna się wziąć za siebie, ogarnąć przy użyciu niecenzuralnych słów. I co z tego? -Powiem tak. W każdej plotce jest trochę prawdy. Jeśli Max przed tym się bronił czy tłumaczył to raczej jestem skłonna stwierdzić, że to prawda. Chociaż te osoby znam akurat tylko z imienia i nazwiska, to trudno mi stwierdzić. Za to Vivi... - przerwała na chwilę by się zastanowić jak ubrać odpowiednio słow przy czym napiła się ponownie whisky. Szybko to zrobiła bo musiała już sobie dolać -Jesteście blisko. Jeśli ją znasz na tyle dobrze to powinnaś wiedzieć kiedy kłamie, a kiedy mówi prawdę. To się po prostu czuje, jak w przypadku mojego rodzeństwa. Nie wydaje się to, ale zawsze wiem kiedy coś jest nie tak Nawet nie przeszkadzało jej to kiedy kobieta musiała wykrzyknąć te słowa. Przywykła, a jak wspomniała wcześniej w takich chwilach Yvonne pozwala jej na wszystko. Mogłaby nawet i poderwać tego kelnera co się co chwilę gapi w ich stronę i z nim wskoczyć do łóżka. To jej wola.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Miała ochotę wstać z miejsca i zrobić coś, aby pokonać ten bezruch. Nie umiała sobie z nim poradzić. W tym momencie, siedzenie od tak po prostu było dla niej czymś cholernie trudnym do zrobienia. Będąc w ruchu, miała wrażenie, że nad czymś jeszcze jest w stanie zapanować. Gdy od tak po prosu siedziała i dyskutowała z Yvonne o ostatnich sytuacjach, miała dziwne odczucia, jakby ktoś ją zamknął w klatce i stworzył z niej okaz do oglądania dla przyjezdnych. Gdy zauważyła, że skończył jej się drink w szklaneczce, szybko dolała sobie jeszcze więcej. Nie pożałowała też trunku dla przyjaciółki i mimo, że ta jeszcze coś miała, odpowiednio dużo jej dolała. Nie miała zamiaru wyjść stąd dzisiaj trzeźwa i nie mogła pozwolić na to, aby Yvonne trzeźwą pozostała. Słuchała z uwagą słów, które wypowiadała panna Horan każde z nich dokładnie analizując. Trudno było się z nimi nie zgodzić i nawet w tak rozpaczliwym stanie, w jakim się dziś Beatrice znajdowała, musiała przyznać jej rację. Poza tym, miała świadomość tego, że Vivien nie wzięłaby takich plotek od tak po prostu z palca. - W wielu kwestiach mnie okłamywała i potrafiła pięknie zmanipulować. - zaczęła, przyglądając się swoim palcom splecionym na blacie stołu. - Ale po prostu wiem, że w tak ważnej sprawie by mnie nie okłamała. Mimo, że nasze stosunki są jakie są, zarówno mnie jak i jej zależy na tym, aby tej drugiej się w życiu poukładało. - takie wrażenie odniosła Beatrice po ostatniej rozmowie z siostrą. I wiedziała, że to ma całkowite pokrycie w rzeczywistości. Dopiero jakby wypowiedzenie tego na głos, pozwoliło się dziewczynie w pewnym stopniu uspokoić. Jakby uznała, że w końcu prawda mogła do niej dotrzeć. -Czyli wychodzi na to, że on faktycznie mnie zdradził. - powiedziała cicho znów pociągając kilka łyków ze szklaneczki. Już w ogóle nie zwracała uwagi na to, co soi pomyślą o niej inni. Chociaż raz w życiu chciała sobie na to pozwolić i właśnie to robiła. Czuła, że alkohol powoli zaczynał szumieć jej w głowie. Nie przywykła do takich ilości trunków wysoko procentowych. Zazwyczaj wypijała jedną, bądź dwie lampki wina do kolacji, ale nigdy kilka kolejek Whisky pod rząd. Wieczór już teraz zapowiadał się ciekawie.
-Manipulacja to nie powinno być nadzwyczajnego. Moja siostra nie raz coś kombinowała, żeby na tym dobrze wejść. Jednak pozwalamy na to, bo jednak wiemy, że krzywda nam się nie stanie i mamy- przerwała na moment zdanie z kulminacyjnym momencie by upić łyk whisky. Jak idealnie pasowała do makaronu, który jadła jak dziecko. Bo zamiast jeść jak człowiek to kręciła widelcem - Zaufanie. Dziwne, ale prawdziwe. Chociaż tego w ogóle nie odczuwamy - w końcu się zabrała za to by wsadzić nabraną porcję do ust. Matko, czemu nie zrobiła tego wcześniej. Było tak dobre jak nigdy, a może dlatego, że naprawdę potrzebowała teraz jedzenia. Szybciej zaczęła czuć jak procenty zawarte w alkoholu działają na jej głowę, a jak na nią wypiła bardzo mało. Zdecydowanie obie nie wyjdą stąd trzeźwe, a jeszcze bardziej sponiewierane. Skąd się wzięło to przeświadczenie, że na smutki najlepszy jest alkohol. Przecież seks jest lepszy. Tylko o czym Yvonne myśli, ma do dyspozycji jedynie wino, whisky i inne butelczyny. Smutne. -No cóż. Na pocieszenie dodam, że dobrze zrobiłaś nie kupując jeszcze sukni ślubnej. To byłby największy żal - westchnęła. Uniosła do połowy pełną szklankę - Za większe szczęście Beatrice - jakoś nigdy nie wznosiła toastów, ale to była wyjątkowa okazja i z powodem. Wypiła za jednym zamachem całość i wytarła usta, aż wypuściła powietrze z ust. To było mocne posunięcie - Źle dzisiaj skończymy
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Uwaga, wkracza Blood, cała na biało! To będzie zły post hihi
Słuchała jej słów nie do końca świadoma faktu, że docierają one do jej mózgu. I w taki oto właśnie sposób, Beatrice zdała sobie sprawę z tego, że słowa przyjaciółki były jak najbardziej prawdziwe. Mówiła nie tylko to, co dziewczyna chciała usłyszeć, ale też to, w co sama wierzyła. I te słowa bardzo trafiały do panny Dear. Bo kto jak kto, ale Yvonne z pewnością chciała dla niej jak najlepiej, co niekoniecznie można było powiedzieć o innych ludziach na tym świecie. - Wiesz co jest najgorsze? - zaczęła nad wyraz spokojnym tonem, który zdecydowanie nie pasował do osoby w takim stanie emocjonalnym, w jakim była obecnie Beatrice. - Że możesz komuś zaufać. Bezgranicznie. A potem ta osoba wykorzysta ten fakt w najgorszy z możliwych sposobów. Bo zrobi to wtedy, gdy ty będziesz zupełnie bezbronna i w ogóle nie będziesz spodziewać się nawet najmniejszego ataku. Co wiedziała, powiedziała. Jeszcze do niej nie docierał fakt, że w najbliższej przyszłości Beatrice będzie miała ogromne problemy z zaufaniem komukolwiek. Każda potencjalnie nowo poznana osoba będzie wydawała jej się śmiertelnie niebezpieczna. Brzmi śmiesznie? Ale prawdziwie. Nie mogła sobie pozwolić na to, aby ktoś ponownie ją zranił tak, jak Max to zrobił. Nigdy nie mogła do tego dopuścić. Nie wiadomo, czy za sprawą ilości wypitego alkoholu, czy może obecności najlepszej przyjaciółki, po tym jak usłyszała słowa Yvonne to po prostu parsknęła śmiechem. Jednak zamiast odpowiedzi, uniosła szklankę również w geście toastu i zgodzenia się ze słowami dziewczyny. W kolejnej chwili wpiła na raz resztę whisky i z głośnym trzaskiem odstawiła szklaneczkę z powrotem na stół. - Że też ja się w ogóle zgodziłam na te zaręczyny. - powiedziała, a głos zaczął jej delikatnie więznąć w gardle. Ale nie za sprawą łez, co to to nie! Ilość alkoholu który już w siebie wlała był za to odpowiedzialny. Ale jak gdyby nigdy nic sięgnęła po butelkę i ponownie nalała sobie i Yvonne trunku nie specjalnie przejmując się faktem, że w normalnych sytuacjach lało się go znacznie mniej niż ona teraz polała. - Bardzo źle. A może bardzo dobrze? Kto to może wiedzieć... - uśmiechnęła się. W tej chwili miała ogromną ochotę po prostu ukraść z talerza dziewczyny kilka klusek. Ot tak, po prostu! Bo nigdy tego nie robiła, bo jej maniery jej na to nigdy nie pozwalały! Ale może to jeszcze nie był ten stan upojenia alkoholowego. -Ej! Wiesz co?! - wypaliła nagle po dłuższej ciszy która nastała po jej ostatnich słowach. - Może my faktycznie powinnyśmy być razem? - pochyliła się w kierunku panny Horan i nie zważając na jej zdziwioną minę wyjęła jej z dłoni widelec i odłożyła go na bok. Tylko cud sprawił to, że nie spadł on na podłogę. Następnie ujęła jej dłoń w swoje i spojrzała dziewczynie głęboko w oczy. - Yvonne Nancy Horan, wyjdziesz za mnie? - powiedziała z pełną powagą w głosie. Odczekała kilka chwil, aby nacieszyć się wyrazem twarzy przyjaciółki, po czym wybuchnęła śmiechem.
Kiedy skończyła swoje kwestie podjadała tylko makaronu. Można powiedzieć, że była jak nie ona. W pewnych kwestiach Yvonne staje się naprawdę poważną osobą, bo jednak znajomi i współpracownicy znają ją z dość... niedojrzałego zachowania. Bierze życie na poważnie oczywiście, ale jednak chce wprowadzać w nie trochę kolorów i żarcików czy głupich tekstów. Gmerając widelcem w daniu, chociaż już jej trochę brzydło przez to ile ognia poczuła w swoim gardle. Co prawda jak tak dalej pójdzie, to za dwie czy trzy godziny weźmie ją spory apetyt. Uniosła brew do góry z zaciekawienia, że Beatrice przyznała jej rację. Jak to jest, że czasem co najmniej doświadczenia dają dość mądre i sensowne rady? Dosłownie z takim zachowaniem kobieta nie miała styczności, nie doświadczyła takiego potraktowania jej osoby. -Najgorzej, że trudno się zorientować o prawdziwych intencjach - westchnęła opierając łokieć na stole i machając przy tym widelcem w palcach i nagle wbiła go w danie. Jednak się nie utrzymał w pozycji stojącej i spadł, eh. Nie tak to miało wyglądać i wzięła go z powrotem do ręki. -Wiesz, nigdy nie wiesz co może cię spotkać, bo skąd? Ty przynajmniej mogłaś powiedzieć, że jesteś zaręczona z facetem bo Ja to chyba wyjdę za swoje łóżko - specjalnie w tym zdaniu zaznaczyła tonem słowo "facet" i wepchnęła kolejną małą porcję do ust - Co misiu? - spytała przełykając. Jedak mówiła dalej i co słowo to ją zaskakiwała. Co? Czy ona już była pijana? W sumie taki związek z Beatrice... nie wyglądał by tak źle. Nawet by to przemyślała, ale nie sądziła, ze od razu postanowi zacząć od tyłka strony. Z szerokimi oczami patrzyła co wyprawia i jak bierze dłoń Yvonne do swoich. Co? C-co ona powiedziała? Gdyby nie wypiła od razu by wzięła to za wygłupy, ale alkohol podział nie w tą stronę co powinien i prawie by to łyknęła. Od odpowiedzenia pięknego "Tak" uchronił ją śmiech dziewczyny. -Matko - skwitowała krótko i musiała się napić, no i tutaj już się skrzywiła - Prawie wzięłam to na serio - spojrzała na talerz przed nią z wielkimi oczami. Oj, za chwilę zacznie się gadanie - Nie sądziłam, że jak dożyję oświadczyn to będzie to kobieta. Rodzice chyba by się nie ucieszyli - zaśmiała się. Tak sobie pomyślała, że to pewnie jej pierwsze i ostatnie zaręczyny w życiu. Położyła sztućce na talerzu na znak, że już skończyła, chociaż zostawiła połowę. Co innego bardziej jej zapchało żołądek i daje o sobie znać. Poczuła lekkie ciepełko na policzkach. Tak, rób tak dalej Yvonne, pij pół szklanki whisky jednym haustem i teraz masz.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Kolejne słowa, które padały z ich ust nie można było uznać za najweselsze na świecie. Nic dziwnego, każda z nich miała ostatnio nietęgie czasy i zdecydowanie powinny pomyśleć nad jakimiś zmianami w swoim życiu. Bea już swoje rozpoczęła. Rozstanie się z wieloletnim partnerem i rozpoczęcie życia jako singielka z pewnością można było uznać za coś dużego. Miała tylko nadzieję, że to ostatnia zmiana w tę gorszą stronę i że z czasem będzie już tylko lepiej. Co zaś tyczyło się kolejnych słów przyjaciółki, Beatrice nie sądziła, że Yvonne jest skazana na wieczną samotność. Uważała, że dla każdego z ludzi chodzących po tym świecie jest przypisany ktoś, kto będzie dla niego idealnym partnerem. Może to i dziecinne i na wskroś romantyczne, ale w sumie to jedna z niewielu cech, które mogłyby postawić ją w tym jaśniejszym świetle. Bo Bea była ogromną romantyczką. - Ej, a właściwie to czemu ty mówisz takie głupoty?- zapytała zupełnie szczerze. Palcem niespiesznie jeździła po brzegu szklanki nie do końca świadoma tego, że to właśnie robi. - Przecież jest wielu facetów, którzy chcieliby kogoś takiego jak ty! Skoro ja kogoś znalazłam to dlaczego ty nie możesz? Zupełnie wierzyła w to co mówiła. A poza tym, przypomniało jej się, że zna przynajmniej jednego mężczyznę, który, jej zdaniem, idealnie nadawałby się dla Yvonne. A jak wiadomo, Bea nie mogła nasłać na swoją najlepszą przyjaciółkę kogoś, kogo uważała za niegodnego dla tej pięknej damy. Coś na kształt zdziwienia i konsternacji pojawiło się na jej twarzy. - A właściwie, to czemu ty nigdy nie umówiłaś się z Dorienem? - zapytała prosto z mostu. Beatrice od dawna uważała, że Yvonne świetnie dogadywałaby się z jej starszym bratem i byliby wspaniałą parą. - Przecież to by było świetne połączenie! I wtedy nie tylko byłybyśmy przyjaciółkami ale i siostrami! W końcu miałabym siostrę, która nie rzyga na mój widok. - wypowiadając ostatnie słowa wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Dla niej to byłoby idealne połączenie dwojga ludzi. Tylko jakby ich tu do siebie przekonać... Widząc minę dziewczyny po tym, jak Beatrice zażartowała o ich ślubie, zrobiło jej się głupio. Nie chciała, by coś takiego wywołało smutek na twarzy Horan. No bo i po co? To było bezsensu. - Ej, nie mów tak! Wiesz, że ja Cię kocham. I na dowód tego, oświadczam, że jak do 30 wciąż będziemy samotne, to wtedy ponownie Ci się oświadczę i tym razem zupełnie na serio! - podniosła szklankę do ust i podsunęła drugą dłonią szklankę Yvonne w jej kierunku. - Za przyszłą nową Panią Dear lub Horan! - powiedziała i jednym haustem wypiła to, co miała w swojej szklaneczce. A to był błąd. Skrzywiła się niemiłosiernie i mało brakowało, a cała zawartość jaką wypiła, wróciłaby na stolik. Ale po chwili znów uśmiechnęła się promiennie. -Ale wiesz, żadnego ślubu przed seksem. - powiedziała trochę bełkotliwym głosem.
-Sama nie wiem, większość raczej traktuje mnie jako koleżankę. Jeszcze po tym jak zostałam zastępcą szefa to już w ogóle, jakbym była nie wiem kim - westchnęła. W między czasie podszedł do nich kelner by zabrać talerz z pytaniem czy jeszcze sobie czegoś nie życzą. Yvonne spojrzała znacząco na przyjaciółkę i poprosiła o jeszcze jedną, mniejszą butelkę whisky i jakąś dobrą przegryskę z myślą o samej Beatrice. Musiała coś jeszcze wrzucić do żołądka żeby nie zejść zbyt wcześnie -Poza tym straciłam ten zapał jaki miałam kiedyś, wyobrażasz sobie żebym teraz próbowała komuś podać eliksir miłosny? - zaśmiała się na samo wspomnienie o tym feralnym dniu, kiedy została przyłapana przez starszego ucznia. Pamięta też jak Beatrice ją przestrzegała przed tym, ze to największa głupota, ale oczywiście Yvonne "wiedziała swoje" i robiła swoje. Najpierw czyny potem myśli, teraz w jej głowie się poprzestawiało i jest odwrotnie. Strzeliła wymownego buraczka na samo wspomnienie tego imienia. Matko... gdyby była trzeźwa pewnie z łatwością by wybrnęła z tego tematu z twarzą pokerzysty. Jednak alkohol musiał działaś niemal jak eliksir prawdy, człowiek ma na tyle dość i jest na tyle otwarty, że nie chce mu się wymyślać kłamstw i mówi jak jest. Przytknęła szklankę do ust i zaczęła się patrzeć na drugi koniec sali, ale tego różowego kolorku już nie dało się nijak ukryć. -Ł-łączą nas tylko sprawy zawodowe - próbowała jakoś wybrnąć, ale wiedziała, że Beatrice od razu pozna się na tym, że urzędnika kombinuje. Za dobrze ją zna i dobrze, wie jakie są stosunki między jej bratem a Yvonne. Kto pierwszy raz zobaczy ich razem może sobie pomyśleć, że przeżywają jakiś miesiąc miodowy lub tworzyli taką wysoko postawioną parę, która ma się za idealną na świecie. -Większe prawdopodobieństwo, że ty byś zgodziła się na randkę ze mną Zaśmiała się na myśl o ślubie z przyjaciółką za kilka lat, przecież to już nie tak dużo czasu. Zleci jak pstrykniecie palca. Po osiągnięciu pełnoletności czas mija jakby trzy razy szybciej. Yvonne cały czas ma wrażenie, że jeszcze tydzień temu uciekała z lekcji Wróżbiarstwa do Hogsmeade i ciągnęła za sobą kogo się da. -To jest dowód na to, że jesteśmy sobie pisane. Chciałam powiedzieć dokładnie to samo- seks z własną przyjaciółką... z inną kobietą, to dopiero byłoby przeżycie. Aż dziwnie zaczęła o tym rozmyślać. Położyła rękę na oparciu krzesła i w tym samym momencie przyszedł kelner stawiając butelkę na stole i talerz z jakimiś zawijątkami - Jedz, żebym nie musiała cię nieść, a nie jestem aż tak silna
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
-A to jest błąd! Jesteś świetną kobietą i tylko prawdziwi mugole by tego nie zauważyli! - niemalże wykrzyknęła Beatrice w odpowiedzi na słowa Yvonne. Nigdy nie uważała, żeby jej przyjaciółce czegokolwiek brakowało, bądź aby nie nadawała się do bycia w związku. Wiedziała, że prędzej czy później kogoś ona zyska. Kogoś, kto pokocha ją na zabój. -Przecież znajdziesz kogoś i bez eliksiru miłosnego. A jeśli nie, to na urodziny podaruję Ci zapas na najbliższe kilkanaście lat. - wyszczerzyła zęby w jej kierunku. Miała świetny humor i chyba nic nie mogło go dzisiaj popsuć. Reakcja Yvonne na słowa Beatrice była idealnym potwierdzeniem tego, czego dziewczyna się spodziewała. Nic więc dziwnego, że niemal jak mała dziewczynka zapiszczała z uciechy. Przecież taki rozwój sytuacji byłby idealny! -Nie kłam mnie, przecież widzę, że coś jest na rzeczy! - powiedziała, celując palcem wprost w pannę Horan. Trochę oskarżycielsko, trochę zaczepnie. Ale jednocześnie dając znać, że nie ma możliwości, aby Yvonne wymknęła się od przyznania racji Beatrice. Albo przynajmniej od powiedzenia co konkretnie dzieje się między nią i Dorienem. No bo komu jak komu, ale Beatrice chyba mogła powiedzieć, prawda? -Przecież jeśli ty się boisz, to ja mogę z nim pogadać i zupełnie przez przypadek o Tobie napomknąć w rozmowie, jaka to jesteś piękna i miła i zaradna. - plan idealny. Bea potrafiła, gdy chciała, tak pokierować rozmową, aby stoczyła się na interesujące ją tematy. A gdy tylko na nie wejdzie, rozmówca jest skazany na całą prawdę i tylko prawdę. Każde kłamstwo dziewczyna była w stanie wyłapać bez większego problemu. Jak chociażby przed chwilą. A z Dorienem mogłaby poradzić sobie jeszcze łatwiej niż przed chwilą z Yvonne. W końcu jego znała całe życie i wiedziała jak do niego mówić, aby mu schlebić i zmusić do powiedzenia tego, co ona chciała usłyszeć. W tym właśnie momencie przyszedł kelner, który postawił jakieś danie, mało zachęcające, wprost przed Beatrice. Dziewczyna dopiero, gdy doleciał do niej ten zapach, poczuła, że tak naprawdę jest bardzo głodna. Wcześniej nie zwróciła na to większej uwagi zbyt zajęta upijaniem się na wesoło. Ale w końcu musiała jakoś odreagować rozstanie, a przecież nie mogło być nic lepszego na złamane serce niż upicie się w towarzystwie najlepszej przyjaciółki. -A może poślesz patronusa po Doriena z prośbą o pomoc, bo spiłam się w sztok i nie możesz dać sobie rady? - rzuciła, pomiędzy kolejnymi kęsami jedzenia. Nie omieszkała przy tym po raz kolejny tego wieczoru wyszczerzyć się w najszczerszym uśmiechu. Czyżby trochę dręczyła przyjaciółkę? Niewykluczone. Ale z pewnością robiła to tylko i wyłącznie z miłości do niej. -On z pewnością by Ci pomógł, a jakbym już zasnęła, to zajęlibyście się sobą nawzajem.
-I dlatego mugoli nie lubię - zaśmiała się zaznaczając to podniesionym palcem wskazującym. Ślepe te istoty, bez krzty wyobraźni. Wierzą w to czego nie widać, a jak facet im lata na miotle pod nosem to już im odwala. Dlatego trzeba ich trzymać z dala od czarodziei. Oooj... zaczęło się. Za chwilę rozpoczną pijackie gadki jakby już to nie miało miejsca tak właściwie. -Przynajmniej wiem, że na Tobie nie musiałabym go użyć - puściła oczko przyjaciółce. Między nimi to już jest chyba inny rodzaj przyjaźni, ten wyższy kiedy można już wytykać, że zrobiła z siebie idiotkę lub wygląda w czymś grubo. Z wielką wdzięcznością za szczerość bo to wynika tylko i wyłącznie ze wzajemnej troski. Jest tylko jedna rzecz, której Yvonne nie przyjmie do wiadomości... Bo gdzie by tam zgodziła się na wytykanie Beatrice, że to z jej bratem powinna się umówić. No to przecież to niedorzeczne! Prawda? Dobrze, Yvonne próbuje to sobie chyba tylko wmówić i tylko udaje, że wpada do jego gabinetu Dear'a w celach papierkowych i dziwnym przypadkiem ma na tyle czasu by tam siedzieć przy herbatce. -Jakbyśmy z Dorienem i tak sobie nie słodzili. Nie ma drugiego takiego na świecie do kogo bym mówiła misiu czy słoneczko i nie mam pojęcia skąd to się wzięło. No dobrze, poza moim bratem... ale po to by go trochę zawstydzić. - marudziła troszkę, ale jak szybko potrafi zmienić ton głosu. Z takiej przygnębionej do szczęśliwej. Zaatakowała ją choroba dwubiegunowa, nie ma co do tego wątpliwości. Chyba powinna się ugryźć w język, bo za chwilę powie coś więcej... więcej niż by chciała. Zresztą Beatrice i tak by z niej to wyciągnęła prędzej czy później, co do tego jest akurat przekonana w stu procentach. Yvonne wyciągała ją na wagary, a Beatrice potrafiła wyciągnąć z niej każdą prawdę. -Dobrze wiesz, że ja się nie boję i potrafię być bezpośrednia, ale nie jeśli chodzi o... - i tutaj już przemilczała dalszą część zdania. Dosłownie były to jakieś nie wyraźne słowa, trudno do usłyszenia dla kogokolwiek - Em.. nie ważne - próbowała jakoś to odwrócić, ale nic mądrego nie przychodziło jej do głowy by odwrócić uwagę brunetki. Dlatego zatkała usta pijąc kolejny raz whisky. Kiedy już nie mogła wytrzymać tego pieczenia odstawiła szklankę. Yvonne potrafiła robić naprawdę głupie rzeczy, nie raz i nie dwa stawała przed chłopakiem i od tak mówiła co jej siedzi w głowie i w tym mięśniu co pompuje krew. Teraz jest inaczej i za żadne skarby nie potrafiła tego pojąć -Teraz to ja prędzej bym zatargała cię do siebie. Ja nie mogę z Tobą się teleportować, ty sama byś wylądowała pewnie w Irlandii. Może tam by Cię odebrał - no i tak bez przemyślenia tego co mówi wyraziła chęć na plan Beatrcie. Brawo.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Oczywiście, że nie musiałaby go używać! Przecież Beatrice kochała Yvonne bezgranicznie i gorejącym płomieniem miłości od kiedy tylko ją poznała, czyli wiele lat temu, za czasów hogwartu. Niejednokrotnie dziewczyna uważała, że miała wielkie szczęście, że w swoim życiu trafiła na kogoś takiego, jak panna Horan. Każdy potrzebował kogoś, komu może bezgranicznie zaufać, a w dzisiejszych czasach, znalezienie odpowiedniej ku temu osoby wcale nie było takim łatwym zadaniem. Każdy zdradzał, kręcił i robił wszystko, aby wyjść na różnych rzeczach jak najlepiej. Niekiedy nie zważając na żadne konsekwencje. A Bea miała pewność, że chociaż jedna osoba w życiu nie wykorzysta jej gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. Z przymrużeniem oka słuchała kolejnych wyjaśnień Yvonne dotyczących Doriena. Wiedziała, że przyjaciółka kręci, jak najęta, ale nie zamierzała naciskać. A przynajmniej miała takie nastawienie do momentu, w którym z jej ust nie zaczął wypływać niezrozumiały przez nikogo potok słów. Beatrice nastawiła lepiej uszu, próbując wyłapać o co chodziło pannie Horan. Sama zdawała się wiedzieć, że Dorien wcale nie jest dla niej tylko przyjacielem z pracy. Ale chciała by dziewczyna sama przed sobą to przyznała. Jej plan nienaciskania na nią właśnie legł w gruzach. -Oczywiście, wiem to. - rzuciła, jakby od niechcenia. Ktoś mógłby pomyśleć, że ten temat nie jest dla niej już istotny, a było wręcz przeciwnie, stał się cholernie ważny. Upiła kolejny łyk alkoholu zdając sobie sprawę z tego, że w głowie już porządnie jej zaszumiało. Ale myślała na tyle logicznie, aby wiedzieć, jak się teraz zachować i w jaki sposób pociągnąć Yvonne za język. - Dorien potrafi być czarujący i bardzo uroczy w stosunku do kobiet. Nic dziwnego, że ta studentka, jak jej było, chyba Ruth, głowę dla niego straciła. - zabrzmiało to trochę, jakby mówiła sama do siebie. Sięgnęła po widelec i nałożyła na niego kolejną porcję jedzenia. Ale zanim trafił on do jej ust, zdążyła jeszcze rzucić w eter. - Ale on jej nie chciał. To od początku było spisane na niepowodzenie. Nic dziwnego, że już nie są razem. Teraz pozostawało jej tylko obserwować reakcję Yvonne na te słowa, które notabene były dla niej cholernie ważnymi informacjami. Każdy, nawet najmniejszy grymas na jej twarzy, byłby wyraźnym znakiem dla Beatrice co do intencji dziewczyny względem jej brata. A jeśli faktycznie uważała go za, chociażby przystojnego, to Bea zamierzała dołożyć wszelkich starań, aby chociaż raz umówili się na prawdziwą randkę, poza godzinami pracy. - Ej, a w ogóle to czemu sądzisz, że to ty będziesz mnie targać? - zaczynała już delikatnie bełkotać, ale nie na tyle niewyraźnie, aby nie można było jej zrozumieć. -Podobnież to ty masz większe problemy z alkoholem. Może to ja bym Ciebie pod rękę prowadziła? - i jakby na potwierdzenie swoich własnych słów, nalała znowu dziewczynie złocistego trunku, tym samym rozpoczynając kolejną już dzisiejszego wieczoru butelkę. Oj, naprawdę był im potrzebny Dorien, aby odprowadził obie do domu. Bo jeśli one same się będą odprowadzać to mogą wylądować na Madagaskarze.
Dobrze wiedziała, że na Beatrice zawsze będzie mogła liczyć. Nie ma to jak tak silna przyjaźń, miłość że byłby gotowe wziąć ze sobą ślub. Rodzina Yvonne naprawdę będzie szczęśliwa... Czy może ona już nie się powtarza? To chyba nic dziwnego zresztą jak alkohol już uderzył jej do głowy, norma. No właśnie ten potok słów, do tego tak szybko wymruczany, że można nie ogarnąć. Bo tylko Yvonne i Dorien są właśnie pojąć co za dziwna relacja jest między nimi, trudno to wyjaśnić naprawdę, ale tak jest. Nie wyobraża sobie żeby ktoś inny zajął nagle jego miejsce albo gdyby ktoś chciał urzędniczkę zepchnąć z jej stołka. Czułaby taką dziwną pustkę, kogo innego by odwiedzała na herbatkę i odwrotnie? Reszta tych wszystkich urzędników jest taka poważna i nie patrzą na Yvonne jak poważną kobietę, która mimo wszystko pracuje za dwoje, a przede wszystkim nie sprawiła jeszcze żadnych problemów. Kręciła szklaneczką wlepiając wzrok w złoty napój, tak ładnie się mienił przy tym świetle. Potrafiła ogarnąć kilka rzeczy na raz, więc jej zachowanie wcale nie znaczyło, że nie słucha Beatrice. Wręcz przeciwnie, gdy dotarły do niej słowa "studentka" oraz "głowę dla niego straciła" od razu podniosła głowę by spojrzeć na przyjaciółkę. Mocniej zacisnęła palce na szklance i nie trudno było się zorientować, że to przez dziwną zazdrość. Dlaczego po alkoholu wszelkie emocje są jakieś trzy razy mocniejsze i jakoś nie da się obronić przed nimi. Zwykła szczerość, na co komu korzystać z Verita Serum jak wystarczy upić. Jednak kolejna zdanie ją uspokoiło -Znałaś ją?- spytała z czystej ciekawości... no dobrze, zazdrość ukrywała się pod tym pytaniem. W czasach szkolnych reakcja Yvonne była bardzo prosta, po zobaczeniu zdjęcia i dowiedzenia się do jakiej klasy chodzi jej rywalka od razu robiła sobie spacerki do owej flądry. Beatrice bardzo często słyszała te słowo i od razu odradzała wszelkiego działania bo to łączyło się tylko z kłopotami. Warto było czasem posłuchać. -Problemy? Jaaa... nie mam żadnego problemu - bełkotała i oczywiście musiała wziąć kolejny mały łyczek, ale odstawiła szklankę na stół - Podobnież, co ty za słów w ogóle używasz? - zaśmiała się powtarzając po niej - Bałabym się ci powierzyć siebie i ty powinnaś też się bać. Londyn jest ogromny, nie chcę wylądować na dnie rzeki czy szczycie Big Ben'a. Nie z moim zawodem, przerąbane podwójnie. Przyda się ktoś trzeźwy... kelnerowi nie ufam - sięgnęła po kawałek zawiniątka spoglądając na kelnera, którego naprawdę bawił widok dwóch upijających się kobiet zwłaszcza, że chyba usłyszał co Yvonne powiedziała. Grabi sobie
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Niestety, ale Beatrice nigdy nie była świadkiem tej dziwnej relacji pomiędzy Dorienem A Yvonne. Miała też świadomość tego, że nie była ona taka od samego początku i może na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy, tudzież lat, dziewczyna zmieniła uczucia względem brata przyjaciółki. Tylko problem polegał na tym, że nawet teraz nie potrafiła się przyznać przed Beą co do tego jak to faktycznie wyglądało wszystko. No ale nic, może kiedyś zmieni zdanie i powie co sądzi o Dorienie. Panna Dear sądziła już powoli, że przegrała tę wojnę. Że nic ciekawego tego wieczoru już nie usłyszy. Ale jak nie raz w życiu mówiła, czyny potrafią powiedzieć o wiele więcej niż jakiekolwiek inne słowa. Szeroki uśmiech pojawił się na twarzy Beatrice, gdy Yvonne zupełnie nagle podniosła na nią wzrok, jakby chciała się upewnić, czy dobrze słyszy i rozumie przyjaciółkę. -Wiedziałam! - prawie że krzyknęła, z nieskrywaną radością w głosie, uderzając przy tym mocno pięścią w stół. Kelner, który przez większość czasu je olewał, tym razem spojrzał w ich kierunku zdegustowany. Ale Beatrice miała to w nosie! Yvonne właśnie się przyznała co do tego, że Dorien wcale nie był jej tak obojętny jakby sobie tego życzyła. -Podoba Ci się Dorien, nie ukryjesz tego dłużej przede mną. - powiedziała, a może raczej próbowała powiedzieć wytykając palec w trochę oskarżycielski sposób w kierunku przyjaciółki. Ale w środku cała aż się trzęsła z radości. To była bardzo dobra nowina w ten jakże smutny wieczór! -Ale to bardzo dobrze się składa, on jest super, ty też, więc do siebie pasujecie. - jej uśmiech trochę zelżał. Nie chciała aby Yvonne pomyślała sobie, że dziewczyna się z niej nabija, czy coś. Naprawdę się cieszyła z tego powodu i chciała w jakiś sposób okazać wsparcie przyjaciółce. -Nie miałam okazji poznać. - rzuciła mimo chodem i podniosła po raz nie wiem który szklankę do ust. Całe szczęście była już zupełnie pusta. A Beatrice czuła, że jeszcze dwa, bądź trzy drinki i naprawdę nie byłaby w stanie wyjść stąd o własnych siłach. Dlatego też nie polała ponownie sobie i przyjaciółce. Jej już chyba wystarczyło, nie wiedziała czy Yvonne też nie ma dość. -Bo ja jestem panna Dear. Ja jestem, na brodę Merlina, kobietą z klasą, więc zachowuję się z klasą. - wydukała po czym wybuchnęła śmiechem. W tym momencie w ogóle nie czuła się jak jedna z Dearów. Gdyby ją matka bądź ojciec zobaczyli w takim stanie... Na wspomnienie o kelnerze, Bea rzuciła na niego spojrzenie. Fakt, nie wyglądał na kogoś godnego zaufania. - No to trzeba zawołać po Doriena. Niech nas ratuje z opresji. - gdy to powiedziała, sięgnęła po swoją różdżkę, która była schowana w kieszeni jej płaszcza. -Expecto Patronum - powiedziała głośno i w miarę wyraźnie. Jednak na wskutek zakłóceń magii, bądź upojenia alkoholowego, zaklęcie nie zadziałało. Może to i lepiej, ponieważ dla kelnera, różdżka w jej dłoni mogła nadal wyglądać jak zwykły patyk. - Ty spróbuj, ja nie dam rady. - uśmiechnęła się szeroko do Yvonne i schowała swoją różdżkę z powrotem. Widać dzisiaj nie mogła jej się już na nic przydać.
Podoba się, od razu się podoba. No dobrze, Beatrice za dobrze znała Yvonne i bez słów potrafiły się zrozumieć. Tyle, że kobieta już chciała przemilczeć tą sprawę za dużo jak na jedno posiedzenie, mogłaby zapomnieć. Teraz pomyślała o Dorienie, ale jako pomocnej dłoni.. może nie odmówił by pomocy koleżance z pracy i po prostu wyczyścił jej pamięć? O tak, to byłby dobry pomysł... wyczyszczenie z pamięci tej rozmowy. Nie stwierdziłaby nawet, że reakcja Beatrice miała być wyśmianiem, czymś w stylu "Coo? Ty chyba sobie żartujesz, mój brat? Nie, nie, nie.. jak to możliwe?" Chociaż część jej myśl właśnie tego by chciała, ale serce Yvonne jednak wygrywało z rozsądkiem i wiedziała, że jej przyjaciółka nigdy, prze nigdy nie wyśmiałaby urzędniki. Co najwyżej doradziła lub odradziła, ale nie wyśmiała. Przecież serduszko nie wybiera prawda? Zwłaszcza to zakochane, trzeba mu co najwyżej przemówić, a nie od razu torturować i bombardować samymi złymi przykładami. Zaśmiała się kiedy Beatrice zaczęła mówić o sobie... jako kobiecie z klasą - To ci się akurat udało. Gdybyś mieszkała w Irlandii to byś wiedziała, że tam rządzą Horanowie, ale jestem na obcej ziemi, więc na cholerę mi klasa? - już z pijackim uśmiechem próbowała przemówić, że Beatrice wcale nie jest taka za jaką się ma. No na pewno nie w tym stanie, bo tak to oczywiście niczego jej nie brakuje. Gdyby tak się wplotła w rodzinę Horanów, za jednego z kuzynów Yvonne. Dlaczego zachciało jej się mieszkać w Londynie, gdzie to nazwisko tak niewiele znaczy. -Matko.. kobieto! Nie... - chciała powstrzymać przyjaciółkę, ale było za późno. Bo już wypowiedziała zaklęcie, ale kobieta położyła rękę na piersi kiedy jednak zaklęcie się nie udało i odetchnęła z ulgą. Nie, nie dlatego, że gdyby się udało to wezwała by Doriena do pomocy. -Kobieto, wywaliliby mnie na zbity pysk... Tam stoi mugol - gdyby tak pozwoliła na użycie zaklęcia w obecności mugola... o matko, nawet nie chciała wiedzieć - Spróbuję to w bardziej.. intymnym miejscu - zarzuciła torebkę na ramię i wstała gwałtownie, ale musiała trzymać się stolika bo mocno jej się zakręciło w głowie. Obeszła stolik i chwyciła pannę Dear za ramię -Czy pójdziesz ze mną do łazienki? - spojrzała na nią uwodzicielsko jakby nie wiadomo co chciała tam wyczyniać. Pomogła kobiecie się ogarnąć i wstać by dojść do łazienki, w której całe szczęście było okienko. Tylko za zamkniętymi drzwiami i poza widokiem tych mugoli mogła sobie pozwolić na rzucenie zaklęcia. Wygrzebała z torebki różdżkę opierając się o ścianę - Expecto Patronum - nic, z różdżki wyleciały jakieś drobne, błękitne iskry. Nic poza tym - Albo jestem zbyt pijana żeby dobrze rzucić zaklęcie, albo serio mamy kłopot. Dawaj ty jeszcze raz - westchnęła. Otworzyła drzwi do jednej z kabin i usiadła na sedesie. Oparła łokieć na kolanie i położyła czoło na dłoni, do tego wydobywała z ust jakieś pomruki jakby dalej próbowała rzucić zaklęcie.
Kostki mi nie pozwoliły, nic się nie stało...
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
- Oj tam Horanowie, sama zobacz co znaczy nazwisko Dear w Anglii - ręką, dosyć niezgrabnie, wskazała na samą siebie i wyszczerzyła zęby w dużym uśmiechu. Może w chwili obecnej nie była idealną przedstawicielką swojego rodu, jednak od najmłodszych lat miała wpajane, że nazwisko Dear COŚ znaczy. I to nie byle co. Widziała po swoich braciach, rodzicach i dalszej rodzinie, że z Dearami każdy się liczył. Nigdy tego nie pojmowała, ale miała świadomość faktu, że to, że urodziła się w takiej, a nie innej rodzinie, zobowiązywało ją do konkretnego zachowania. Zawsze starała się podołać tym oczekiwaniom. Cóż, tego wieczoru jej to zdecydowanie nie wychodziło... Zapewne to przez spożytą dzisiaj znaczną dawkę alkoholu, nie myślała zbyt racjonale i próba rzucenia zaklęcia przy mugolu była dla niej czymś normalnym. A przecież nie powinna być. Gdyby ktoś ze świata magicznego się o tym dowiedział, z pewnością odpowiednio by ukarał dziewczynę za jej zachowanie. I wtedy nawet ojciec i brat w Ministerstwie Magii na niewiele by się jej zdali. A co ona sama by się nasłuchała od ojca i matki... Strach było o tym pomyśleć, to na pewno. -Oczywiście, że pójdę. - wstała z miejsca i wiedziała, że to nie był najlepszy pomysł tego wieczoru. W głowie się jej kręciło, jakby dopiero co zsiadła z karuzeli, a nogi delikatnie jej się plątały nawet przy najmniejszym kroku, jaki stawiała. Dobrze, że dziś zrezygnowała z butów na wysokim obcasie. W innym razie to nie skończyłoby się szczęśliwie. Gdy znalazły się w toalecie, oparła się tyłkiem o umywalkę i obserwowała zmagania Yvonne z magią. Zaśmiała się głośno, gdy i przyjaciółce nie wyszło zaklęcie. Mimo, że nie powinno, to cała sytuacja niezmiernie ją bawiła w tym momencie. -A może tak zostaniemy tutaj? W końcu, nikt nas nie znajdzie, a będzie dalej można pić? - powiedziała, gdy już udało jej się opanować śmiech. A raczej próbowała powiedzieć, bo jakie dokładnie słowa padły z jej ust ciężko stwierdzić. Miała tylko nadzieję, że mimo to przyjaciółka ją zrozumiała doskonale. -Dobra, to jeszcze raz. - sięgnęła po swoją różdżkę i ponownie powiedziała. -Expecto Patronum. - ale z tego kawałka drewna nawet iskry nie poleciały. Szlag by to. Panna Dear poczuła, że zbiera jej się na nerwy, nad którymi w takim stanie nie miała możliwości zapanować. Jej włosy delikatnie się wydłużyły na oczach Yvonne i zabarwiły się na bordowo. To i tak oznaczało, że kontrolowała się na tyle, by, jak zwykle, nie stały się czerwone jak ogień i długie do pasa. - Expecto Patronum! - krzyknęła głośno, wyraźnie, wyciskając ze swojego umysłu najweselsze wspomnienie jakie znalazła. To wystarczyło, z końca jej różdżki wydobył się piękny, srebrzysty lew, który wyskoczył przez okno i ruszył w ciemność w poszukiwaniu @Dorien E. A. Dear. Wiadomość, którą mu posłała brzmiała następująco: "Jesteśmy z Yvonne w Londynie, w restauracji Tamesis. Potrzebujemy cholernie Twojej pomocy. Błagam przybądź". Ciekawiło ją, jak zareaguje Dorien, gdy srebrny lew przemówi jej zapijaczonym głosem. -No, to jesteśmy uratowane. - wyszczerzyła zęby w uśmiechu i skupiła się mocno, by jej wygląd wrócił do normalności. Z radością zaobserwowała w lustrze ponowną zmianę swoich włosów na kruczoczarne i długie do ramion.
Dorienowi bardzo zależało na swoim asystencie. Bardzo. Pomimo początkowej niechęci, okazało się, że ten niepozorny osobnik się nawet przydawał i przebywanie w jego towarzystwie nie było tak nieprzyjemne jakby się tego spodziewał. Jedyne, czego mu brakowało, to trochę ogłady i ogólnego, delikatnie mówiąc, ogarnięcia. Mini-szkolenia, które Dorien miał zaplanowane, zresztą takie zupełnie prywatne i niestety totalnie niesponsorowane przez Ministerstwo. Fakt faktem, że pomimo tylu różnic, szczególnie dotyczących pochodzenia, rodziła się między nimi nić przyjaźni i to do tego stopnia, że powoli zaczynali spędzać razem czas również po pracy. Tego dnia ich celem była Dolina Godryka, gdzie nadziali się na dziwną aurę wokół pomnika Potterów, nieodpartą chęć włamania do niegdyś należącego do nich opuszczonego domu i ekscentryczną staruszkę, która próbowała otruć przypadkowe mijane na ulicy osoby. Tam też dotarła do nich wiadomość w postaci patronusa, wysłanego przez jedną z sióstr Deara. Beatrice najwyraźniej potrzebowała pomocy, a kogo miała się zwrócić, jak nie do swojego najlepszego brata? No tak. Dorien zatem zabrał @Claude Faulkner i po szybkim ustaleniu planu podróży przeteleportowali się prosto do Londynu. Odnalezienie siebie nawzajem, jak i później restauracji, nie sprawiło problemu. Gorzej z paniami. Wpaść tam i szukać ich na przypał, czy zapytać kelnera o dwie spite kobiety, które pewnie zdążyły już zarzygać stolik, leżą gdzieś pod nim albo przynajmniej swoimi głośnymi śmiechami uprzykrzyły innym gościom posiłek? Weźcie się w garść, panowie. Zgrabnie ominęli zarządcę sali, który pewnie chciałby od razu znaleźć im miejsce, przemknęli niezauważeni, rozglądając się za Beatrice i Yvonne.
-Tutaj? Już w sumie się rozsiadłam, ale butelka została na stoliku i nasze płaszcze - nie miałaby nic przeciwko zostania. O dziwo było całkiem cieplutko w tej łazience i sedes nawet wygodny. Nawet nie przeszkadzało jej, że Beatrice śmiała się ze zmagań urzędniczki nad rzuceniem zaklęcia. Przecież jej też się nie udało za pierwszym razem. Teraz to przecież kwestia szczęścia, czy się uda czy nie albo wywoła się jeszcze większą katastrofę. Obserwowała jak przyjaciółka próbuje rzucić zaklęcie raz jeszcze i jeszcze raz. Udało się, a Yvonne załapała się za czoło. To raczej niezbyt dobra reakcja, że przyjdzie ktoś im na ratunek. Ona pomyślała sobie o tym jaka będzie reakcja mężczyzny gdyby zobaczy kobiety w takim stanie. Tak źle i tak nie dobrze. Współpracownica, która rozpija jego siostrę, chociaż tym razem było w sumie odwrotnie. Chyba, będzie wyjątkowo zwalać na Beatrice. Schowała różdżkę do torebki i wstała. Złapała się framugi drzwi by ustać - Idę po to butelkę, nie może się przecież zmarnować - wymamrotała. Co z tego, że kręciło jej się w głowie, ale była na tyle świadoma by wrócić do ich stolika udając, że jest z nią wszystko w porządku. Pod warunkiem, że do nikogo nie będzie się odzywać. Otworzyła drzwi i "pewnym siebie krokiem" ruszyła w stronę stolika. Taki kawał drogi. Najgorsza podróż w jej życiu. W oczy rzuciły jej się znajome sylwetki i to bardzo znajome, do tego jedna o rudych włosach. Tak szybko? Co robić, co robić.. Mózg mówił "Udawaj, że wszystko jest w porządku", ale alkohol... to alkohol. -Dooorien! - krzyknęła głośno imię mężczyzny, chociaż wcale nie był tak daleko. Podeszła do niego z miną jakby miała za chwilę się rozpłakać i objęła go mocno. Zresztą za długo prosto to by nie ustała -Pomóż mi... Ona chciała mnie upić, to zła kobieta jest - jęczała załamanym głosem i chowała nos w jego płaszczu. Kiedy tylko wytrzeźwieje i zda sobie sprawę ze swojego zachowania wróci do Irlandii nigdy więcej nie zawita w Londynie. Nigdy. Zostanie do tego abstynentką!
Claude'a niezwykle cieszył fakt, że zdołał sobie zaskarbić sympatię i względy Doriena nie tylko przy biurku w Ministerstwie, ale także poza pracą. Sam fakt, że zgodził się ruszyć z nim na wycieczkę po Dolinie Godryka świadczył, że traktował go trochę bardziej jako kolegę, niż jako partnera z pracy, a Faulkner nie mógł być z tego powodu szczęśliwszy. Oczywiście zdarzyły się wpadki, jak chociażby przytulanie pomnika Potterów przez Doriena, czy też te nieszczęsne jagody, o których tragicznych skutkach miał się dowiedzieć w bardzo niedługim okresie czasu. Było mu głupio, że zachował się w ten sposób, bo Dorien miał rację - to było skrajnie nieodpowiedzialne, a jeszcze jak mu powiedział o tym umieraniu w drgawkach, to się chłopak zestresował nie na żarty i kontemplował, czy przypadkiem serce nie bije mu zbyt szybko i czy jest w stanie wziąć głęboki wdech. Nie minęła chwila, gdy obok nich zmaterializował się patronus. Dear stwierdził, że wysłała go jego siostra, a wiadomość, którą im przekazała, brzmiała dość... Osobliwie. Claude jednak nie wahał się i teleportował się razem z Dorienem w miejsce, skąd mieli odebrać pijane kobiety. Na miejscu okazało się, że wcale nie musieli ich daleko szukać, bowiem dosłownie minutę po wejściu do restauracji zmaterializowała się obok nich Yvonne. Claude zrobił trochę głupią minę, na poły zaskoczony, na poły rozbawiony, gdyż nie spodziewał się zastać panny Horan w takim stanie. - Cześć - bąknął, po czym zacisnął usta, by chociaż spróbować powstrzymać cisnący się na jego usta szeroki uśmiech.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Nie zamierzała sama zostawać i czekać łaskawie na to, aż Yvonne postanowi do niej wrócić z butelką whisky, która im pozostała. A co jeśli ona po drodze postanowi coś wypić i zbraknie dla Beatrice? Co to to nie! Tak być nie mogło! Jeszcze by ją oszukała. Pewnie właśnie dlatego, gdy Yvonne wyszła z łazienki, Beatrice ruszyła za nią. Jej krok był już dosyć ciężki, a samej dziewczynie tak mocno kręciło się w głowie, że czuła się, jakby dopiero co zeszła z bardzo szybkiej karuzeli. -Czekaj na mnie! - krzyknęła, a przynajmniej to chciała krzyknąć w kierunku Yvonne. Ta jednak była już dawno za drzwiami toalety, więc i panna Dear musiała pokonać tą cholernie ciężką przeszkodę, jaką było sięgnięcie po klamkę i jej naciśnięcie. Ale podołała temu cholernie trudnemu zadaniu. Nie małe zdziwienie było kobiety, gdy ruszyła chwiejnie korytarzem i w oddali dostrzegła Doriena. I o dziwo nie samotnego. Tylko w towarzystwie tego, no, jak mu tam było... Rudzielca z ulicy. Chwilę zajęło, nim Beatrice przypmniała sobie, że chłopak ma na imię Claude i gdzie go wcześniej spotkała. -Dooooriś! - krzyknęła, szczerząc z daleka zęby w kierunku brata i ruszyła do niego, jak jej się wydawało, spiesznym krokiem. Dla niego natomiast musiało wyglądać to zupełnie inaczej. -A czy ty mnie jeszcze w ogóle kochasz? - rzuciła z czymś na kształt groźnej miny, która nie szczególnie musiała jej wyjść w tym stanie upojenia alkoholowego. - Bo tamten frajer mnie nie kochał! I mnie zdradzał sukinsyn! - dodała wściekła na cały świat. A w szczególności na jej już byłego narzeczonego, przez którego to doprowadziła się do takiego stanu. Dopiero gdy stanęła obok brata i oparła się o niego tak, że praktycznie gdyby nie on, nie byłaby w stanie ustać na nogach, przypomniała sobie, że Clauda również powinna powitać. Dlatego podeszła do chłopaka i po tym, jak chwyciła jego twarz w swoje dłonie, co nie było prostym wyczynem zważywszy na to, że był sporo wyższy od niej, ucałowała go najpierw w jeden, potem w drugi polik i uśmiechnęła się szeroko. Miała dzisiaj bardzo zmienny nastrój. -Claude! Mam nadzieję, że nie spaliłeś mieszkania gotując! - powiedziała i klepnęła chłopaka delikatnie w jeden z obcałowanych policzków. Chciała wrócić do Doriena, ale nogi tak się jej zaplątały, że gdyby nie to, że udało jej się złapać ramię chłopaka, to pewnie leżałaby w holu jak długa.
Dziewczęta znalazły się same, nie trzeba było ich szukać. Pozytywów tej sytuacji było tyle samo, co negatywów. Generalnie nie musieli ich szukać po całej restauracji, wyglądając przy tym po prostu jak kretyni, zaglądając pod stoliki, do łazienek i może jeszcze do kuchni. Co jeszcze mogło stanowić problem? Fakt, że jego wspaniała siostra wybrała restaurację, do której przychodzili również mugole. Pierwsza na horyzoncie pojawiła się Yvonne. Zataczała się, trochę bełkotała, ale udało jej się dotrzeć do Doriena i oprzeć się bezpiecznie o jego ciało, będące stabilną podporą. Objął ją od razu ramieniem, wspierając ją jak tylko mógł, jednocześnie starając się uspokoić sytuację i przepraszającym uśmiechem odwrócić uwagę innych gości restauracji, zapewniając, że panuje nad dziewczęciem. – Już, zaraz was stąd zabierzemy – odpowiedział, wskazując na Claude’a, tak by Iwonka zauważyła również jego skromną osobę. Dosłownie chwilę później wpadła na niego druga sprawczyni całego tego zamieszania. Wpadła, dosłownie, z dużą siłą i impetem, tak że mężczyzna się zachwiał, ale nie przewrócił. Zapewne sądziła, że tylko podeszła zgrabnie, oparła się delikatnie – nic z tych rzeczy. Po jej następnych słowach natomiast… Mało brakowało, a jego policzki nabrałyby intensywnie pąsowego koloru, kiedy jego siostra (a przypatrujący się im ludzie przecież nie mieli pojęcia o ich pokrewieństwie) rozpaczliwie wyznała to co jej na sercu leżało. Dorien próbował nawet zasłonić jej usta, ale trzymając dwie panny w pionie było to raczej graniczące z cudem. – Oczywiście, że cię kocham – odrzekł, a potem wypuścił Beatrice z objęć, gdy postanowiła przemieścić się w stronę Faulknera. W miarę możliwości postarał się posadzić Yvonne przy wolnym stoliku i poprosił swojego towarzysza o przypilnowanie pań, a sam udał się na poszukiwania kelnera, by uregulować rachunek za te dwie niewiasty.
Całe szczęście Yvonne nie zdaje się sprawy z tego co wyprawia. Jednocześnie plus i minus, bo się nie powstrzymuje i ma za przeproszeniem wszystkich dookoła, i robi swoje. O tyle dobrze, że otaczający ich ludzie to mugole, którymi nie za bardzo ma powód się przejmować i stresować z tego powodu. Za to myśl, co może teraz siedzieć w głowie pana Dear, przyjdzie dopiero później. Kiedy otrzeźwieje i ta cała sytuacja do niej wróci. Bardziej będzie myślała o jego opinii niż przyjaciółki czy Claude'a. Nie miałaby nic przeciwko gdyby ktoś ją po prostu uśpił, zakleił usta i spokój, aż się nie obudzi. -Cześć skarbie - mruknęła w stronę byłego puchona, który widocznie miał niezły ubaw, że koleżanka z pracy się nawaliła... Lepiej niech się nie śmieje bo będzie miał przekichane, nawet jeśli dzieli ich z kilometr korytarzy. Z Horanówną się nie zadziera i nie naśmiewa. No, ale teraz miała to daleko. Cieszyła się, że jest jej cieplutko i milutko, i ma ją kto utrzymać w pozycji stojącej. Jakby ta chwila trwała dłużej, ale niestety... Pojawiła się Beatrice, która była w równie świetnej formie i nie szczędziła głosu. Taki wstyd. Jedno słowo sprawiło, że zapadła w dziwny letarg i zamilkła. Typowo pijackie rozmyślenia nad sensem życia i takie tam. Pozwoliła się zaprowadzić do jakiegoś stolika i posadzić na krześle. Siedziała prosto, z różowymi policzkami i błyszczącymi oczami -A mnie? - wymrukała podążając wzrokiem za Dorienem. Świadoma czy nie, nie trudno się domyślić o co chodziło. Schowała ręce między uda i zaczęła rozglądać się za niedokończoną butelką whisky. Nie ma to jak szybka zmiana zainteresowania. Tylko w taki sposób będzie mogła sprawić, że po prostu zapomni i na drugi dzień doświadczy tak zwanego "urwanego filmu". Sumienie na wpół czyste - Beatrice kochanie, nie zapomnij swoich rzeczy - napomknęła przyjaciółce, która dalej świetnie się bawiła, kiedy Yvonne była na skraju płaczu z niewiadomego powodu. Alkohol to zło.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Jej dzisiejszym małym sukcesem był fakt, że nie upadła jak długa kilka chwil temu. Ktoś powiedziałby zapewne, że stanie w pionie nie jest aż tak wielkim wyczynem, natomiast dla Beatrice był to zdecydowanie ogromny powód do dumy. Nic dziwnego więc, że wyszczerzyła zęby w ogromnym uśmiechu, gdy odwróciła się twarzą do Clauda. -Pan wybaczy, to nie było zamierzone, aby Pana tak nikczemnie wykorzystywać. - bąknęła w kierunku chłopaka, bo normalnym wyrażaniem się nie można było tego nazwać. Mimo, że Bea dokładnie wiedziała, co chce powiedzieć, to po prostu nie do końca jej to wychodziło tak, jakby tego pragnęła. Ale nie było z nią jeszcze na tyle źle, aby nie można było jej zupełnie nie zrozumieć. Bo kobieta miała tą wspaniałą przypadłość, że po alkoholu aparat mowy padał jej ostatni. Może to i lepiej, przynajmniej mogła dokładnie wygłosić to, co zamierzała i nikt jej w tym nie przeszkadzał. -Masz rację, idę po moje rzeczy kochanie - powiedziała do Yvonne i ruszyła w ślad za Dorienem do stolika, który dopiero co opuściły. Na szczęście tym razem poruszanie stopami poszło jej znacznie lepiej niż nieco wcześniej. Dlatego w miarę zgrabnie zgarnęła swój płaszcz. Torebkę na szczęście miała już na ramieniu. Nie oglądając się na twarze zdziwionych mugoli wróciła do holu, gdzie czekali na nią Claude i Yvonne. Przyjaciółka siedziała z bardzo przygnębioną miną, więc Beatrice podeszła prosto do niej na chwilę zapominając o Faulknerze. - Yvonne, kocham Cię nad życie - powiedziała patrząc, a przynajmniej próbując patrzeć, przyjaciółce prosto w oczy i gładząc ją po policzku. Teraz nie przejmowała się głupotami, które mówiła każdemu, kogo spotkała. Żałować będzie jutro. Bądź, jeśli Dorien pozwoli, nie będzie, bo wleją w siebie z Horanówną resztę Whisky, za którą, notabene zapłaciły przecież! To znaczy, Dorien zapłacił. Prawie... Pewnie odliczy to Beatrice kupując jej prezent na urodziny. -Claude, czy ty, bądź Dorien, będziecie tak mili, żeby mi pomóc teleportować się do domu? - zwróciła się do chłopaka. Uśmiech, który był nieodzownym towarzyszem tego wieczoru, tym razem zelżał. - Jestem pijana, chcę iść spać. - dodała po chwili i dosyć ciężko klapnęła na krzesełku obok przyjaciółki. Obie miały chyba zdecydowanie dosyć już tego wieczoru.
Claude nie miał do końca pojęcia, w co się pakował zgadzając się ruszyć dziewczętom na ratunek - nie no, jasne że wiedział o ich wątpliwym stanie trzeźwości, lecz nie zdołał się wystarczająco przygotować psychicznie na tego typu widoki. Po wejściu do restauracji ich zguby szybko się znalazły, bo wręcz same z siebie do nich przytuptały. Gdyby poprowadzić linie między miejscami, gdzie stawiały stopy, otrzymalibyśmy piękne zygzaki. Aż dziw brał, że jedna oraz druga jeszcze się trzymały na nogach pozycji choć trochę odpowiadającej homo erectus. Claude oglądał ten spektakl z iskierkami w oczach, nie mogąc uwierzyć w to, co widział. Jedynym przerywnikiem, który wybił go z rytmu i dobrego humoru były słowa, które wydostały się z ust Beatrcie. - Kto zdradzał? - zapytał głupkowato, lecz na tyle cicho, że najwyraźniej nikt z nich go nie usłyszał. I dobrze, były ważniejsze rzeczy do zrobienia niż rozpamiętywanie złamanych serc dziewcząt, aczkolwiek ta informacja na długi czas zagościła w myślach Faulknera. Spojrzał na czarnowłosą piękność, zastanawiając się, kto przy zdrowych zmysłach byłby w stanie w ogóle przywołać myśl o zdradzaniu takiej osoby... Gdy nagle rzeczona ślicznotka zwaliła się na niego całym swoim ciężarem. Dobrze, że była lekka i ów ciężar wcale aż tak nie ciążył. Claude instynktownie złapał ją za ramię, zaraz dokładając drugą rękę do ciała dziewczyny, by podtrzymać ją w stabilnym położeniu. Spojrzał w jej oczy i uśmiechnął się ciepło. - Do usług, cna pani - odparł w podobnym klimacie, lecz gdy tylko Beatrice odzyskała równowagę, natychmiast zdjął z niej ręce. Poczuł się niezwykle niekomfortowo ze świadomością, że właśnie doświadczył jakiegoś bliższego kontaktu fizycznego z młodszą siostrą Doriena, nie wspominając już o wcześniejszych całusach w policzki na przywitanie... Na domiar złego (czy też może dobrego?) Dorien poszedł wgłąb restauracji w poszukiwaniu kelnera do uregulowania rachunku, a Claude został sam z dwiema pijanymi pannami pod opieką - warto dodać, że nie wiedział co zrobić ze sobą w takim stanie, co dopiero z kobietami, w dodatku dwiema. Udało mu się wyprowadzić je obie do holu i chwała Merlinowi, że ktoś rozsądny postanowił postawić tam krzesła, bowiem obie dzierlatki zgodnie opadły na nie i pogrążyły się w jakiejś prywatnej, pijackiej rozmowie, której Claude się niespecjalnie przysłuchiwał. Jedyne co robił, to wypatrywanie, czy przypadkiem Dorien nie wracał do ich towarzystwa. Czuł się bez niego jak bez ręki. - Hm? - mruknął, przenosząc spojrzenie na Beatrice. Sens jej pytania dotarł do niego z opóźnieniem. - Ach, tak, tak, z wielką chęcią. Musimy jednak poczekać na Doriena. Nie wiem, gdzie mieszkacie - powiedział. Niby równie dobrze mógł spytać, lecz wolał potwierdzenia w postaci chociażby przytaknięcia Deara, bowiem ufanie osobom w takim stanie alkoholowego upojenia byłoby kolejnym przejawem zidiocenia Faulknera, a nie chciał dostarczać swojemu partnerowi z pracy kolejnych dowodów w tej kwestii. Nie dzisiaj.
Emocje takie jak wstyd czy zażenowanie bardzo szybko opuściły myśli Doriena. Nie czuł się odpowiedzialny za czyny młodszej siostry i jej przyjaciółki, a jednocześnie swojej współpracownicy, ani tym bardziej za nie same. Były dorosłe i (przynajmniej teoretycznie) dojrzałe na tyle, by odpowiadać za swoje postępowanie. Upijanie się niemal do nieprzytomności pasowało bardziej do przypadkowego pubu niż raczej eleganckiej restauracji. Mimo wszystko mężczyzna widział swoistą ulgę na twarzy kelnera, kiedy Dorien zapłacił za drinki i przepraszającym tonem oświadczył, że już te dwie rozbrykane panny zabiera. Jego analityczny umysł pracował już w drodze do holu. Widział, że Claude zabrał dziewczęta z głównej sali i chwała mu za to. Nieco nieudolnie wiązały szaliki, bujały się na obcasach, z trudem łapiąc równowagę, a chyba też traciły humor, bo Beatrice coś tylko mruknęła, i to nieciekawym tonem, że chce już iść spać. Tylko jak je przetransportować? – Ten sukinkot cię zdradzał? – ton jego głosu był nad wyraz spokojny –Pogadamy o tym jutro, jak już wytrzeźwiejesz, aczkolwiek nie ukrywam, że ten ślub byłby najgorszą decyzją w twoim życiu. Zabieram cię do siebie – rzekł do siostry, brzmiąc jak osoba decyzyjna, której zdania podważać nie wolno – Jeśli matka zobaczy cię w takim stanie… Już nie dokończył, stwierdził, że nie musiał. Spojrzał na Yvonne, która wyglądała jak co najmniej półtora nieszczęścia. Obie jakoś posmutniały. Wyciągnął rękę do swojej siedzącej na krzesełku współpracownicy. Poprawił jej czapkę, która zsunięta na czoło zasłaniała jej większość pola widzenia. Z nią chyba było gorzej, toteż Dorien (jako /chyba/ ten silniejszy) wziął tę odpowiedzialność na swoje barki. Pomógł jej wstać i objął kobietę w pasie, tak żeby jej na wpół bezwładne ciało miało się na czym oprzeć. – Jak daleko mieszkasz? Najpierw odprowadzimy ciebie, a potem się zastanowimy co dalej.
Było jej wszystko jedno gdzie wyląduje, gdzie bo i tak było jej wstyd. Jeszcze zdrowy rozsądek jej mówił, żeby po prostu siedziała cicho i nie wydobywała dźwięków z otworu zwanego ustami. Bo może być tylko gorzej, chociaż chciałaby dobrze, ale raczej pewne, że wyjdzie na odwrót. To jest właśnie ten moment kiedy Yvonne zdaje sobie sprawę z tego, że czas skończyć i zacząć trzeźwieć. Niestety to jest ta gorsza część, ale trzeba przez to przebrnąć. -Beatrice, też cię kocham - co prawda wcześniej zadając to pytanie kierowała je do całkiem innej osoby, ale za to dowiedziała, że chociaż przyjaciółka ją kocha. Zresztą, wie to od dawna, ale zawsze miło usłyszeć takie słowa. Od razu robi się cieplej na serduszku. Zaszklonymi oczkami patrzyła na przyjaciółkę. Tak milusio i w ogóle tak uczuciowo się zrobiło, że naprawdę poleciała jej łezka z kącika oka, którą szybko wytarła. Jak dobrze mieć taką przyjaciółkę. Od wspólnego śmiania się do picia. Mogłyby być siostrami! - Beatrice. Jesteś jak moja siostra, tylko jeszcze lepsza - przytuliła kobietę. Jednak te wspaniałe chwile przerwał Dorien, który wkroczył do holu jakby miał być katem i dokonał egzekucji. Tylko tak to wyglądało, że chce pomóc urzędniczce, ale w głowie pewnie mu siedziało jak się jej pozbyć bez zostawienia śladów. Jednak podała mu rękę i wstała. Poczuła się jak małe dziecko kiedy poprawiał jej czapkę. Dokładnie tak jak robiła to jej mama przed wyjściem z domu - Zabiłabym go - mruknęła skoro już była mowa o byłym narzeczonym Beatrice. Naprawdę jeśli kiedyś będzie miała okazję go spotkać to wyląduje w Mungu, jak mu się poszczęści oczywiście. Nie obawiała się oprzeć o ramię mężczyzny, wręcz przytuliła się do niego, wtykając nos między jego szyją a ramieniem. Tak milutko, teraz już nie wiele brakuje by zasnęła jak dziecko. -Na pokątnej
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Nie przysłuchiwała się dalszej cudzej rozmowie. Miała urwanie głowy ze swoimi myślami na tyle duże, że nie potrzebne było jej jeszcze dodatkowe zamieszanie. Dlatego siedziała sobie tylko spokojnie na krześle czekając jak jej brat wróci. W międzyczasie ubierała płaszcz, co szło jej dosyć dobrze. W końcu, nie próbowała zakładać go na nogi, a odnalezienie odpowiednich rękawów poszło jej nad wyraz szybko. I w sumie pewnie jej wieczór dobrze by się skończył, gdyby nie Dorien i słowa, jakie wypowiedział, gdy pojawił się obok kobiet ponownie. Stwierdzanie, że związek Beatrice z Maxem był najgorszą decyzją w jej życiu, było trochę jak powiedzenie komuś kto chce skoczyć z mostu, że jego małżonka pieprzy się z innym. Innymi słowy, dobicie leżącego. I bez tych słów dziewczyna bardzo przeżywała całą sytuację i było jej cholernie ciężko, a to, z pozoru niewinne, stwierdzenie Doriena, tylko jeszcze bardziej przybiło kobietę. Przecież od zawsze słyszała, że nie powinna być z Maxem i że to bezsensu, bo nie pasuje do ich rodziny, ale nigdy nie sądziła, że coś takiego usłyszy od własnego brata. -A ty jak zwykle taktowny jak cholera. - powiedziała cicho, jednak ze świadomością, że usłyszy wyraźnie jej słowa. I o dziwo, to zdanie, które wyszło z jej ust nie było tylko pijackim bełkotem. Może za sprawą złości, którą w momencie poczuła w stosunku do brata, delikatnie otrzeźwiała. -Choć raz Dorien mógłbyś nie zachowywać się jak skurwysyn i mi darować. Choć raz. - wstała z krzesła i zachwiała się delikatnie, ale nie na tyle, aby potrzebować czyjejś pomocy w utrzymaniu pionu. Chciała jak najszybciej zapomnieć o tym wieczorze, o wydarzeniach, które ostatnio miały miejsce i o tym bólu, który czekał na nią za drzwiami.
Claude zdecydowanie czuł się, jakby był całkowicie na doczepkę do tego towarzystwa. Zupełnie jakby ktoś robił kolaż o tytule "sobotnie wieczory" i przykleił go na kartkę, bo zrobiła się dziura, którą należało zapełnić. Patrzył raz na Yvonne, raz na Beatrice, kompletnie nie rozumiejąc tego nagłego wybuchu czułości między nimi, gdy zaczęły wyznawać sobie siostrzane miłości, potem z kolei spojrzał na Doriena, który przyszedł do nich wszystkich i miał niewyraźną minę. Znów padł temat owego knypka, który według Beatrice ośmielił się ją zdradzać, natomiast Dorien dostarczył mu informacji o tym, że najpewniej byli ze sobą zaręczeni. Nie rozumiał nic z tej potajemnej wymiany zdań, ale nie chciał dopytywać - nie ten czas, nie to miejsce. Zresztą wolał nie wykazywać przy Dorienie jakiegokolwiek zainteresowania sercowymi sprawami jego młodszej siostry, bowiem gdy tylko zaczynał o tym myśleć, robiło mu się strasznie niekomfortowo. Gdy Dorien podał rękę Yvonne, zajmując się pomocą dziewczynie we wstawaniu i utrzymywaniu pionu, Claude naturalną koleją rzeczy przygarnął w swoją stronę również nieco chwiejną Beatrice. Spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem, po czym skierował wzrok na Deara. - Więc jak to robimy? Najpierw na Pokątną, potem zabierasz siostrę do... Brighton, tak? - zapytał, w sumie zaskoczony, że Dearowie mieszkali tak daleko.