Ta komnata jest najbardziej słonecznym miejscem w zamku - bardziej niż klasa transmutacji. Okna są bardzo szerokie i wbudowane jeden obok drugiego na całej długości bocznej ściany. Dodatkowo kolory ścian i podłogi zmieniają się niczym w kalejdoskopie. Bez względu na pogodę w tym pomieszczeniu jest przyjemnie i utrzymuje się stała temperatura dziewiętnastu stopni Clesjusza.
Yes, yes, yes! Zawsze chciała to zrobić! I nauczy się nawet sapać jak on, ot co! I nikt jej nie podskoczy, bo inaczej przeciągnie go na złą stronę mocy. Oczy jej zabłysły. - I będę krzyczeć Now, I am the master! I uniosę do góry wielką rolkę papieru toaletowego, o który ty będziesz się domagać. A że jestem szybsza, to ci ucieknę. - Zaśmiała się głośno, widząc przed oczami tą komiczną scenkę.
Stojąc przy Sigrid przyglądał się reakcji dziewczyn, doskonale wiedział, że podarunek z czekolady zostanie całkowicie nie zrozumiały, oczywiście wręczył go z wdzięczności choć nie tylko. Uwielbiał przebywać wśród ludzi i jak na razie całą jego uwagę pochłaniało obserwowanie ich, szczególnie dwóch dziewczyn po przeciwnej stronie sali. Jedna z nich posiadała niesamowity kolor włosów, praktycznie żywe płomienie okalały jej twarz co intrygowało chłopaka, cóż z podobnym widokiem spotykał się po raz pierwszy w życiu. - Mam jeszcze jedno pytanie co to w ogóle za przyjęcie? - zapytał znajomą, słów „ przyjaciel”, „ przyjaciółka” oraz „ przyjaźń” wystrzegał się jak ognia.
Potrząsnęła delikatnie rudą główką i ułamała sobie kawałek czekolady. Myślała, że to taka zwykła gorzka czekolada. Jakich wiele. Ale nie. W jej ustach wybuchła kaskada idealnie skomponowanych ze sobą smaków. Pozostawiała po sobie korzenny posmak, choć wyczuwało się także kawę. Chyba nie jadła w życiu lepszej. Musi później koniecznie spytać chłopaka skąd ją ma. Kiedy w końcu dowie się, jak owy młodzieniec ma na imię. Na razie tylko spojrzała z ciekawością w jego stronę, a gdy napotkała jego spojrzenie, uśmiechnęła się do niego, po czym odwróciła wzrok na Margaret. - Cudowna wizja, prawda?
-Mam jeszcze jedno pytanie co to w ogóle za przyjęcie? Spojrzałam na chłopaka, wyraźnie ukradkowo zerkał zafascynowany na płomienne kosmyki zarówno Margaret jak i Elliott. - Przypuszczam, że jest to przyjęcie urodzinowe z niespodzianką. A raczej przyjęcie niespodzianka. Umilkłam na chwilkę. - Ale jak widzisz atmosfera tego miejsca daleko odbiega od dobrej zabawy a solenizantki jak nie było, tak nie ma. Uśmiechnęłam się smutno. - Widzę, że jesteś zainteresowany kolorem włosów dziewczyn. Puściłam mu rozbawione perskie oczko. - Nie przejmuj się w tej szkole co druga dziewczyna ma taki właśnie kolor. Będziesz miał w czym wybierać. Słowa wypowiedziane bez zbędnej ronini ale z ukrytą warstwą humoru. - Jeśli chcesz możemy cie z Natanielem odprowadzić do dormitorium.
A więc wpadł na przyjęcie urodzinowe, oczywiście bez zaproszenia, co za kolosalna pomyłka. Już miał popadać w niewielką depresją, ale humor poprawiła mu jedna z dziewczyn, która właśnie z widoczną radością pałaszowała mały podarunek od niego, obdarzyła go uśmiechem na który odpowiedział lekkim ukłonem. Zawsze miło kiedy ktoś inny cieszy się tym samym co ty. Wtem usłyszał rozbawione słowa Sigrid. - Widzę, że jesteś zainteresowany kolorem włosów dziewczyn. Puściłam mu rozbawione perskie oczko. Nie przejmuj się w tej szkole co druga dziewczyna ma taki właśnie kolor. Będziesz miał w czym wybierać. - Wybierać? - zapytał zdziwiony – nie sądziłem, że w tym kraju kobiety wychodzą tak wcześnie za mąż – pytająco spojrzał na Sigrid. W jego stronach było całkiem normalne że dziewczyny w wieku czternastu piętnastu lat były przyobiecane i po roku najwyżej dwóch był zawierany związek małżeński, ale jeśli dobrze słyszał przestrogi swoich sióstr w Anglii panowały całkowicie inne konwenanse. - Nie musicie mnie odprowadzać, zostaliście zaproszeni i byłby to wielki nietakt względem solenizantki gdybyście opuścili przyjęcie lub nawet spóźnili się na nie, a na to nie mogę pozwolić. - uśmiechnął się do Sigrid – cóż co do nastroju, jeśli masz pomysł to z chęcią pomogę ci zmienić tą zawiesinę. - puściłem oczko dziewczynie czekając na jej odpowiedź.
- Wybierać? - zapytał zdziwiony – nie sądziłem, że w tym kraju kobiety wychodzą tak wcześnie za mąż – Nie wytrzymałam i przy tych słowach ponownie zaniosłam się perlistym śmiechem. - Nie nie wychodzą za mąż tak wcześnie, ale nikt nam nie broni wiązać się nieformalnie z chłopakami albo dziewczynami. Wiedziałam ,że ta informacja może go lekko zaszokować. Wychował się w innej kulturze, innych zwyczajach i mentalności. Takie zmiany otoczenia nie są zwykle proste, a już dla kogoś tak egzotycznego. Miałam nadzieję, że będzie chłonął naszą kulturę mając w sercu swoją własną. Zamyśliłam się by po chwili ponownie mu odpowiedzieć. - Dziękuję ci już zrobiłeś sporo jeśli o rozcieńczenie tej zawiesiny chodzi. Czasami mam obawy w stosunku do ludzi, których dystans do siebie samych zwycięża nad wrodzonym humorem.
Sigrid wspaniale się uśmiechała, mogłem się tylko cieszyć, że wprowadziłem ją w tak dobry nastrój, ale nie zrozumiałem jej następnych słów. - Nie nie wychodzą za mąż tak wcześnie, ale nikt nam nie broni wiązać się nieformalnie z chłopakami albo dziewczynami. - Wiązać się nieformalnie? - nie rozumiał takiego pojęcia – chodzi ci ot, że para może żyć jak po wspólnej przysiędze bez zawarcia jej? - to było praktycznie nie do przyjęcia, jego wychowanie i kultura nie przewidywały tak olbrzymich zmian w relacjach damsko-męskich. Pominął resztę wywodu, odpowiedź Sigrid powinna więcej wyjaśnić, w zamian zmienił temat. - Cieszę się, że masz dobry humor, cóż jeśli planuję tu zostać to muszę przynajmniej dokonać jednej rzeczy - figlarny błysk zagościł w oku chłopaka – masz może wstążkę? Jak nie to będę musiał zapytać kogoś innego.
Margaret najpierw wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem. - Mu-muszę usiąść! - Ledwo mówiła. - Muszę. Usiadła cała zasapana na ziemi i wytarła grzbietem dłoni łzę, która pojawiła się po tym niekontrolowanym napadzie śmiechu. - Elliott, jesteś zabójcza. - Powiedziała zupełnie serio. - Wizja jest jak najbardziej cudowna i jak najbardziej się na nią zgadzam. - Uśmiechnęła się do przyjaciółki.
Spojrzałam krytycznym okiem na swoją kreację szukając jakiejkolwiek wstążki. I niczego poza bielą i delikatnymi zdobieniami w tej sukience znaleźć nie potrafiłam. Wcześniej uchwyciłam jednak rozbawione spojrzenie Yavana. - Weź spójrz na mnie. Udałam złość i lekkie nadąsanie. Następnie wykonałam zgrabny obrót wokół własnej osi. - Czy w tej sukience są jakieś, jakiekolwiek zbędne skrawki materiału? Kontynuowałam grę. - Jeśli tak to zawszę mogę się ich pozbyć, ale obawiam się, że męska część widowni będzie wniebowzięta . Gorzej z damską....To już będzie nieprzyzwoite.... Powiedziałam to teatralnym szeptem, czym wywołam niekontrolowany wybuch śmiechu chłopaka. - Jak więc widzisz będziesz musiał zapytać się kogoś innego. To zdanie powiedziałam już swoim normalnym, stonowanym głosem. Choć muszę przyznać, że interesowało mnie to, co też ten chłopak wykombinował....
Ostatnio zmieniony przez Sigrid Weisen dnia Nie Lut 13 2011, 15:21, w całości zmieniany 1 raz
Nie mogłem, wytrzymać Sigrid nieopatrznie zrozumiała moje słowa, czym doprowadziła mnie do łez rozbawienia. Trzeba przyznać, że jej poczucie humoru jest najwyższych lotów do tego ten brak skrępowania, gdyby sytuacja nie była tak śmieszna, pewnikiem oblałbym się rumieńcem, no ale cóż. - Nie, proszę twój strój jest cudowny, więc nie zmieniaj go, szczególnie w sposób który zasugerowałaś. Nie martw się zapytam kogoś innego. - rozejrzałem się po osobach w sali chyba po raz pierwszy odkąd tu wtargnąłem, dojrzałem Nataniela i skinąłem mu na przywitanie, następnie moje spojrzenie znów zatrzymało się na dwóch dziewczętach które wcześniej poznałem. - To chyba się nazywa stręczycielstwo, ale chyba nie mam wyboru. - cicho zwróciłem się do Sigrid i ruszyłem ku parce o płomiennych włosach. - Wybaczcie, że ponownie przeszkadzam, ale czy któraś z was nie posiada zbędnej wstążki? - rozbawiony i o dziwo lekko zmieszany zadał pytanie.
Margaret szybko wstała i jak to ona zaczęła teatralnie przeszukiwać Elliott. - Nie, ona nie ma. - Uśmiechnęła się do chłopaka. - Przynajmniej nie wyczuwam przez warstwę materiału. - Zaczęła zanurzać dłonie w jej kieszeniach. - Nie, raczej nie ma. Chyba, że trzyma jakąś gdzieś, gdzie nie powinnam zaglądać. - Zrobiła wystraszoną minę.
Spojrzała rozbawiona na Margaret. Widząc i słysząc jej śmiech, również zachichotała. - Zabójczo piękna! Zabójczo inteligentna i zabójczo śmieszna! Wiem, wiem - Zawtórowała przyjaciółce i usiadła koło niej. - Żartuję oczywiście. Zatarła ręce. Nie mogła się doczekać ich małego występku. Chciałaby zobaczyć miny uczniów, kiedy będą go odgrywać. - To będzie przepiękne przedstawienie. Spojrzała oburzona na Marg. - Czy ja mam zgłosić molestowanie? Wiesz, innym razem bym się odwdzięczyła, ale publicznie nie będę cię miziać. Przepraszam. - Accio torebka - Przywołała torbę i zaczęła ją przeszukiwać. Skoro miała tu album ze zdjęciami, parę ciuchów na przebranie, kilka butelek z różnego rodzaju napojami, to i wstążka się znajdzie. Oho... jest nawet parę. - Jaki kolor sobie wymarzyłeś?
Lekko zaskoczyła mnie cała sytuacja, nie żebym nie był świadkiem czegoś podobnego, ale po pierwsze było to już kilka lat temu, po drugie brały w tym udział moje siostry co oczywiście tłumaczyło wszystko, a teraz? No proszę nie tylko Sigrid posiadała poczucie humoru. Uśmiechnąłem się, cóż jak zawsze zdradzało to tylko moje oko, chyba najwyższa pora ściągnąć ten szal przecież akurat tutaj nie zamarznę. Odsłaniając twarz odpowiedziałem na pytanie Elliott. - Nie spodziewałem się mieć jakikolwiek wybór, więc zdam się na twój osąd, chciałabyś coś w zamian? Nie lubię po prostu brać nie dając czegoś w zamian.
No tak. Trudno się chłopakowi dziwić, że jest nieco zaskoczony. Obydwie z Marg miały dziwne poczucie humoru. Dopiero teraz się zorientowała, że chłopak miał na sobie szalik. Jej w cienkiej bluzeczce z krótkim rękawkiem było gorąco, a on wytrzymał tyle w szaliku? Jego barwa skóry sugerowała, że pochodził z gorących krajów, więc w sumie... trudno się dziwić. Choć sama brawie całe życie spędziła w Australii, gdzie ciepła jest pod dostatkiem, lubiła poczuć zimno na swoich ramionach. I o dziwo rzadko chorowała. Nawet, kiedy chodziła w bluzce po mrozie. Zastanowiła się chwilę. Miała w torebce chyba wszystkie kolory tęczy. W końcu zdecydowała się na morski błękit. Przywoływał u niej wspomnienia pięknego oceanu w Australii, poza tym... pasował do koloru oczu Ślizgona. - Mam nadzieję, że ci się spodoba. - Podała mu wstążkę. - I nie musisz mi nic dawać w zamian. Dostałam już od ciebie czekoladę, swoją drogą wyśmienitą, więc jesteśmy kwita.
Dziewczyny coś knuły...Tego byłam pewna, po tak grobowej atmosferze, taka wesołość... Miałam ochotę podejść i zapytać się co takiego wymyśliły, ale przecież nic na siłę. Postanowiłam obserwować całe zajście z chłodnym zainteresowaniem. w duchu dodatkowo obiecałam sobie, że jeśliby nawet biegały jak je pan Bóg stworzył po błoniach zachowam powagę...akurat to mogło mi się przydać. Podeszłam do nich powoli i z ciekawością popatrzyłam na wyjęte przez Elliott wstążki. Nie chciałam stracić żadnej chwilki z przedstawienia jakie stworzy Yavan, a raczej z jego pomysłu.
- Miło mi słyszeć, że ci smakuje i dziękuję za wstążkę, to ostatni komponent który potrzebuję, resztę już posiadam. - obdarzyłem Elliott wdzięcznym uśmiechem i zwróciłem się do Sigrid która zbliżała się powoli, jak nie zamarzałem to wyczucie osób wokół było dziecinną zabawą. - Nic nie knuję, naprawdę – cienka linia warg wygięła się w uśmiech – widzisz, wygląda to tak jakbym się wprosił na czyjeś urodziny, to bardzo niegrzeczne, a już tym bardziej jeśli pojawiam się bez prezentu – mówiąc to przeszukiwałem mugolską kurtkę, cóż nigdy nic w niej nie potrafiłem znaleźć, ale kochałem ją gdyż ratowała mnie od zamarznięcia. - no nareszcie znalazłem – w mojej ręce pojawiła się kolejna tabliczka mojej ulubionej gorzkiej czekolady, błyskawicznie położyłem na nią jeden z moich noży jako główny podarunek, następnie kilkoma sprawnymi ruchami związałem wszystko wstążką. - To chyba nie najlepszy prezent, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy. - powiedziałem nieśmiało.
Ostatnio zmieniony przez Yavan Hyjandal dnia Nie Lut 13 2011, 22:00, w całości zmieniany 1 raz
Knuły? Skąd! No... może tak trochę. Tyci-tyci. Ociupinkę, naparsteczek wręcz. Rzecz jasna, nie było to knucie przeciwko komuś. Nie, nie. To by im przez myśl nie przyszło. Po prostu taka niewinna zabawa, ot co! A gwałtowne zmiany nastrojów były ich specjalnością. Tylko ona chyba umiały przejść z płaczu i niepohamowany śmiech. - Nie ma sprawy. - Uśmiechnęła się do chłopaka i patrzyła, jak odchodzi do Sigrid, która się im przypatrywała. A raczej jemu. Zmusiła się do zachowania w miarę poważnej miny. Tylko oczy zaświeciły się nienaturalnym wręcz blaskiem. Przechyliła się w stronę Marg, żeby zobaczyć, co też Ślizgon wykombinował. Aż się zachłysnęła, kiedy zobaczyła nóż. Był przepiękny. Prawie... powtarzam: Prawie, mógł się równać z jej sztyletem, który zawsze nosiła przy sobie. Czy to w bucie, cz też przy spodniach. Co prawda... nie była pewna czy to spodoba się Carmen... Spojrzała na wciąż rozbawioną Margaret. - Jeśli tak bardzo chcesz się pomiziać, to nie ma sprawy. Ale wiesz... lepiej chodźmy do kąta, bo tu jesteśmy zbyt widoczne. - Wyszeptała jej do ucha i z wyszczerzem na twarzy odsunęła się od niej.
Idiotyzm nie powinienem tu przychodzić, takie miejsca budzą pamięć mrocznej strony mojego życia. Jeszcze chwilkę temu rozmawiałem spokojnie z Jane i Danielem by po chwili Powoli odpłynąłem w niebyt , jedynie ciałem będąc obecnym na przyjęciu gdy mój duch zagłębił się w przeszłość... Sala balowa w Moskiewskim pałacu rodu Rutkiewiczów. Przepastna pełna białego marmuru i bajecznych ozdób, o kryształowych kandelabrach wartych fortunę rozświetlających jej wnętrze. Tysiące wróżek i elfów wraz bajecznymi dekoracjami miało zapewnić uśmiech małej solenizantki... Gdy przybyłem zabawa trwała w najlepsze. Stoły ustawiono dookoła komnaty by zapewnić wolny parkiet dziesiątką tańczących par, a muzyka rozbrzmiewała walcem porywając do ruchu splecione w uściskach ciała tancerzy... Moja partnerka? była to pani Domagarow słynna poetka i artystka w średnim wieku gustująca w znacznie młodszych od niej mężczyznach oraz dorastających chłopcach poprowadziła mnie do Centralnego stołu by przywitać się z solenizantką. Obserwowałem idąc, jak w bocznych alkowach ocienionych kotarami i słabym oświetleniem i osłonięte czarami ciszy trwają rozmowy i spotkania ludzi z śmietanki całej europejskiej mafii świata magii. Rody wysyłały swoich przedstawicieli, knuły oraz łączyły się w armie dzielące świat na strefy wpływów...Uśmiech migną na moich ustach ... ,,Bawcie się póki możecie trupy, dziś powróci lekko zetlała w waszej pamięci legenda mojego rodu." Rozmowa z solenizantką przebiegła szybko i niemal nudno. Jedyna córka gospodarza trzynastoletnia rozpieszczona księżniczka półświatka patrzyła swoimi cielęcymi oczami pełnymi beztroskiej radości i zabawy. Wystarczyło złożyć życzenia i ulotnić się swojej niewyżytej towarzyszce pod pretekstem znalezienia wolnej bocznej alkowy ... grymas rozbawienia przeciął mą twarz gdy już wolny ruszyłem tańcząc i gubiąc się w tłumie gości. Posiadłość była chroniona lecz to nie miało żadnego znaczenia gdyż już od dawna opracowaliśmy klucz do ich systemów...Nim minęła godzina wyszedłem z tłumu gości idąc w prost na główny stół. Z uśmiechem wiedząc iż uporałem się z zadaniami przed czasem poprosiłem młodą panią tego przyjęcia do tańca. Nie wiem do dziś czemu to zrobiłem..., być może po prostu chciałem dać jej chwilę radości przed jej śmiercią ? Zaczerwieniona od galanterii mojej prośby przystała z chęcią ruszając na środek parkietu. Widziałem już w tedy, jak jej ojciec siedzący nie opodal pyta ochroną o moją osobę. Wcześniej traktowano mnie jako kochanka ekscentrycznej starszej artystki traktując mnie jak tło przyjęcia lecz teraz... Czarna bojowa szata mojej rodziny którą chowałem wcześniej pod wierzchnią odzieżą oraz zaklęciami maskującymi była widoczna w całej okazałości a widok szoku i przeżarzenia na twarzy gospodarza był dla mnie rozkoszny. Mroczny uśmiech przeciął moją twarz gdy poprowadziłem dziewczynę do jej ostatniego tańca w życiu. Pozwoliłem jej zapomnieć o całym świecie otaczając swymi ramionami , Jednocześnie dookoła szykowała się cała ochrona pana domu chcąca zapobiec jak przypuszczał śmierci nastolatki ,bojąc się jednocześnie interweniować gdy byłem tak blisko niej wmieszany jednocześnie w tłum postronnych tancerzy. Gdy zegar wybił północ za olbrzymimi oknami sali widać było jakby noworoczne race które pomknęły na spotkanie szyb w wielkich oknach komnaty... Mugolskie rakiety wpadły do środka wypełniając wnętrze sali dymem i gazem przelatując przez chronione zaklęciami okna jak przez zwykłą szybę, tłukąc ją i zamieniając w grad odłamków. Magom na myśl nie przyszło chronić ich od nie magicznych pocisków. Moja solenizantka nie ujrzała jednak nigdy czym zakończyło się jej przyjęcie. Nim pociski rozbiły szyby leżała już martwa w moich ramionach ze skręconym karkiem. Umarła szybko zapatrzona w moje oczy w chwili największej radości swego króciutkiego życia... Ryk rozpaczy ojca salwy czarów jego goryli znikła w dymie i panice przerażonych gości, dając mi czas na ucieczkę. Gdy dym opadł ... Twarzą wciąż żywych ukazała się sala pełna martwych oraz rannych osób wijących się od odłamków szkła, oraz zaklęć ochrony mających mnie trafić ... Część z zabitych leżała tocząc pianę z ust i dygocząc w drgawkach... Dym z rakiet był neutralny, lecz pobudzał do działania trucizną którą dodałem do ponczu i wina które zatrułem uprzednio. Nieliczni nie tknięci odłamkami, trutką i zaklęciami patrzyli jak wnętrze sali wypełnia się odzianymi na czarno Pretorianami mojego na których czele sunęła niby córka Peruna moja młoda pani. Przybyli przez ukryte prze zemnie świstokliki oraz frontowe drzwi sali wypełniając wnętrze jak mroczna fala przypływu. Gdy żołnierze skierowali różdżki oraz konwencjonalną broń w ocalałych gości dołączyłem do panienki by stanąć po jej prawicy jako przyszły adiutant i jej najbliższy sługa... Tak rozpoczęła się ostatnia rozpaczliwa bitwa z góry skazanej na zagładę gałęzi moskiewskiego możnego rodu oraz zebranych tu gości którzy wraz z gospodarzem ośmielili się spiskować przeciw Krukom z Bieszczad. Gdy zakończyliśmy rzeź a krew spływała po naszych czarnych szatach i twarzach śmialiśmy się opętańczo jak demony z gór od których wyklinano przez wieki moją rodzinę. Pamiętam jak dziś gdy pani podeszła do mnie dziękując mi za moje oddanie i pozwalając dokończyć dzieła... Mortandir który cisnąłem w budowlę unosząc się nad budowlą na miotle dokończył dzieła zawalając komnatę i grzebiąc zebranych pod gruzami pomordowanych ... Pozostali wznieśli pożary podpalając posiadłość. O strasznej tragedii pisano na całym świecie. W końcu śmierć niemal dwustu czarodziejów i czarodziejek to nie codzienność i nawet w Londynie wspomniano o tragicznym pożarze nieopodal kremla w którym zginęli uwięzieni goście przyjęcia urodzinowego córki zamożnego finansisty i filantropa znanego ze swej dobroduszności. Przesłanie było jasne śmierć czeka wrogów rodu Kruka. Szczęśliwy i dumny iż jeszcze przed kończącą mój okres dziecięcy próbą lojalności miałem za sobą taką przynoszącą chwałę misję dla rodu... Miesiąc później minęły me 17 urodziny ... Lecz oczy solenizantki śnią mi się do dziś w moich najgorszych koszmarach.
Otworzyłem oczy już teraz bardziej żółte niż zielone i odepchnąwszy Jane i Daniela od siebie. Ruszyłem zataczając się lekko w stronę drzwi... Wiedziałem że jestem na granicy i niewielki bodziec wystarczy by mój trawiony szaleństwem umysł przebudził ciemną stronę mej duszy, zamieniając to urocze przyjęcie w rzeź ... Wybaczcie kochani lecz nie jestem tak miły i pluszowy jak wy, Lecz widok waszych uśmiechniętych twarzy wystarcza bym ciągle walczył...
Margaret spojrzała na Elliott, unosząc raz jedną, raz drugą brew do góry. Chwyciła ją za dłoń. - No to chodź, maleńka! - Puściła jej oczko i zaprowadziła do kąta pokoju, szczerząc się po kolei do każdego, kto na nie patrzył. Przypuszczanie nikt prócz Ślizgona nie usłyszał propozycji Gryfonki i raczej nikt się niczego nie domyślał, co cholernie cieszyło dziewczynę.
Trochę jednak zdziwiła ją reakcja Margaret. Nie, żeby miała coś przeciwko. Po prostu... trochę się tego nie spodziewała. Uśmiech trochę się zneutralizował, kiedy popatrzyła na Nataniela. Nie wyglądał za dobrze, oj nie. Jakby się... zataczał? Chyba coś w tym stylu. Spojrzała zaniepokojona w stronę Sigrid, która najwidoczniej też to zauważyła. Odetchnęła więc z ulgą i podążyła za przyjaciółką. Krukonka się nim zajmie, na pewno. - I co teraz? - Spytała zadziornie, kiedy doszły już do owego przyjemniastego kąta.
Margaret odciągnęła Gryfonke stamtąd tylko dlatego, żeby nie uczestniczyć w tym cholernie dziwnym wydarzeniu. - Elliott. Nie mam pojęcia o co tu chodzi i w ogóle nic nie wiem. To jest chore. Przynajmniej jak na to patrzę. Może chociaż ty rozumiesz? - Popatrzyła z nadzieją na dziewczynę.
Łee... mina jej zrzedła. Miała jednak nadzieję, że jakimś dziwnym trafem trochę się pomiziają jednak. Ale nie. Ta... nieprawda czytelniku. Co ty, w bajki wierzysz? Od samego początku wiedziała, że to nie po to Marg zaciągnęła ją w to osobliwe miejsce. - Które? Nataniela, Daniela i Jane, Simona czy Sigrid i tego Ślizgona?
Margaret spojrzała trochę kpiąco na Elliott. - Wszystkiego, kompletnie wszystkiego! - Powiedziała szeptem. - Nie wiem już czy to ja jestem taka głupia czy to na prawdę jest dziwne. Elliott, proszę, powiedz, że to nie tylko mi się wydaje, bo dostanę paranoi! - Marg nie żartowała. W jej drobnym ciałku zaszyło się zbyt wiele emocji.
Ey... Dlaczego kpiąco? Dlaczego kpiąco, no? Ma się dziewczyna w sobie zamknąć? No chyba, że nie. Więc proszę mi tu takich min nie strzelać, ot co! - Emm... lubię placki. - Wyszczerzyła się do przyjaciółki i wybuchła śmiechem. Przez chwilę turlała się po podłodze, trzymając za brzuch, ale w końcu się uspokoiła. Odetchnęła parę razy. - Em... wszyscy mają w tym pokoju dziwny sposób bycia. Ot co! Nataniel walczy ze swoją ciemną naturą, Daniel i Jane z nieśmiałością i wątpliwościami. Sigrid jest dość bezpośrednia, stąd to dziwne zachowanie. Ten Ślizgon chyba próbuje się zaaklimatyzować. A ja walczę z napadami śmiechu. Pytanie pozostaje... co w tobie jest dziwnego? - Uniosła dwa razy brwi.
Dziewczynie nie było do śmiechu i gdy Elliott tarzała się za śmiechu po podłodze ta została niewzruszona i gapiła się beznamiętnie w ścianę. - ...co w tobie jest dziwnego? - Skrzywiła się. - Tego akurat nie jestem w stanie stwierdzić. Nie patrzę na siebie obiektywnie.
- Noo wiesz... Uśmiechnij się trochę. - Podniosła jej palcami kąciki ust, ale kiedy tylko je odsunęła, one wróciły na swoje dawne miejsce. Spojrzała na nią oczyskami zbitego jelonka Bambi. To nie fair, że ona się tak smuta. - Ej no.... ja powiedziałam. Tylko część, ale powiedziałam. Oprócz tego słyszę głowy, gadam sama ze sobą, będę latać po szkole jako Lorg Vader w wersji toaletowej i... i... jestem taka samotna! Niech mnie ktoś przytuli!- Wygięła usta w podkówkę. Szczerze powiedziawszy... daleko jej było do samotności, ale cii... może Marg się nie zorientuje.