Tam, wysoko w górach, założony został rezerwat smoków Walijskich Zielonych. Co jakiś czas można usłyszeć w tych okolicach ich wysoki, bardzo melodyjny ryk. Niedaleko znajduje się farma owiec, którymi te stworzenia są karmione. Pomimo względnej łagodności tej rasy lepiej nie podchodź tutaj, jeżeli nie masz wiedzy, doświadczenia lub odpowiedniego opiekuna!
Na szczęście jego wszystkie obawy rozwiały się, kiedy zobaczył minę Padme na wieść o tym, gdzie dokładnie się znajdują. Skoro uznała, że rezerwat smoków to odpowiednie miejsce na pierwszą randkę, on uznał, że dziewczyna musi być na prawdę w porządku. Bo kto inny zgodziłby się na coś takiego? Komu innemu spodobałoby się przyglądanie różnym smokom i próbowanie zrozumienia ich świata? Dla Selwyna było to czymś niezwykłym. Przecież od zawsze wielbił wszelakie magiczne stworzenia, bez względu na to, jakie były i jak bardzo szybko mogły go zabić. Jego ojciec zwykła mawiać, że ona nawet gumochłony uznawał za śliczne stworzenia i nic nie wskazywało na to, aby kiedykolwiek miało mu się cokolwiek w tej kwestii odmienić. Dziwny był ten Anthony. Albo się go lubiło, albo wręcz nienawidziło. Miał nadzieję, że Padme tak szybko nie zdezerteruje. Choć kto wiedział, jak to wszystko dzisiaj się potoczy. -Nie, nie mam Cię dość, spokojnie! Poza tym, te smoki nie lubią ludzkiego mięsa. - dodał spokojniejszym tonem, z lekkim uśmiechem na ustach. Czy próbował jakiegoś nim nakarmić? Niewątpliwie było kilka takich, co to próbowało sprawdzić jak smaczne są jego palce. Na szczęście nigdy nic poważnego z tego faktu nie wniknęło, dzięki czemu wciąż posiadał wszystkie dziesięć. Ruszyli powoli w stronę bramy, kiedy usłyszał to pytanie ze strony dziewczyny. - Jakieś na pewno. Z tego co wiem, sporo się ich niedawno wylęgło. Jak będziemy mieli szczęście, to może nawet zobaczymy karmienie smoków. - odpowiedział dosyć wyczerpująco na jej pytanie. Sam w tym momencie czuł się jakby właśnie miały spełnić się jego dziecięce marzenia, jakby świat stał się po stokroć piękniejszym, cudowniejszym miejscem. Ekscytacja aż buzowała z jego oczu, z jego mimiki i całkowitego zachowania ciała, którego chyba już nie do końca kontrolował. Ciekawe, czy jego nastrój udzieli się kobiecie. Weszli do środka rezerwatu i Selwyn aż przystanął na chwilę, aby nacieszyć oczy tym widokiem. Wszędzie były zagrody a w nich smoki. W zachodzącym słońcu, to miejsce wyglądało magicznie. Naprawdę magicznie. Właśnie zaczął żałować, dlaczego, na gacie Merlina, nigdy wcześniej nie zdecydował się tutaj przybyć... -Wow... -wyrwało mu się z ust, nim zdążył ugryźć swój język. Chyba był to najbardziej trafny komentarz jaki mógł wymyślić i który godnie opisywałby zaistniałą sytuację...
Nie było tutaj niczego, czego @Dragos Fawley już nie widział. Każdy rezerwat wyglądał podobnie i chociaż ten konkretny nie mógł się równać z tymi w Rumunii, to był niczego sobie i na pewno spełniał swoje zadania. Smoki, smoki, smoki – dla jednych najznakomitsze stworzenia, dla innych dzikie bestie, z którymi czarodziej nie powinien mieć do czynienia. Rezerwat smoków Walijskich Zielonych co jakiś czas urządzał pewnego rodzaju wycieczki, tak to można było nazwać, chociaż nie to było największym zmartwieniem Dragosa. Przy ostatnim oprowadzaniu gości, trafił się parszywy jegomość, który z pełną premedytacją sprowokował jednego ze starszych osobników rezerwatu. Nikt nie umarł, nikt nie został okaleczony, a jednak Biuro Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami musiało, jak zwykle, wtrącić swoje trzy grosze i wysłać na kontrolę członka Komisji Likwidacji Niebezpiecznych Stworzeń, który ze smokami nie miał nigdy do czynienia i mieć nie chciał. Wszyscy patrzą na niego jak na wariata, widząc pięknie skrojony, elegancki garnitur, w takim wysokogórskim i całkowicie nie pasującym do tego otoczeniu. Przekonanie go, że gatunek Walijski Zielony jest absolutnie łagodny i ostatnie wydarzenia były wypadkiem, być może wynikającym z niekompetencji innych pracowników rezerwatu, przypadło właśnie Dragosowi. — Pokaż mi tego potwora i miejmy to z głowy. — usłyszał jedynie i nie pozostawało mu nic innego niż wykonać polecenie.
Rzuć kostką k100:
Kostka ta odpowiada procentom złego humoru, w którym przyjechał członek komisji, gdzie 100 wynosi nawet nie taki zły humor, a 1 sprawia, że mężczyzna nie chce nawet niczego słuchać, tylko stamtąd wyjechać.
Smoki Walijskie Zielone nie bywały agresywne, szczególnie te w rezerwacie, które nie głodowały i wykwalifikowani pracownicy doskonale wiedzieli jak ich nie drażnić. Komisja jednak jasno dała do zrozumienia, nawet jeśli absolutnie niesłusznie, że ostatnie zdarzenie porównują do incydentu Ilfracombe z 1932 roku. Podmiot całego zajścia spokojnie leżał tam gdzie zazwyczaj, nie wykazując żadnych niepokojących ruchów.
Rzuć dwie kostki k6:
Pierwsza kostka odpowiada zachowaniu osoby z MM, druga smoka: 1, 2 – członek komisji ma minę jakby miał zaraz zwymiotować, nie wiesz czy to ze strachu czy obrzydzenia, ale zrobił się tragicznie blady i tylko macha ręką na wszystkie Twoje słowa; smok podnosi łeb i wydobywa z siebie charakterystyczny dla gatunku ryk, nie robiąc absolutnie nic innego, zdecyduj czy zamierzasz do niego podejść, chociaż nie ma ku temu żadnych przeciwwskazań. 3, 4 – z każdym kolejnych krokiem zdajesz sobie sprawę z jak zadufanym w sobie człowiekiem masz do czynienia, wygląda tak jakby bez względu na Twoje działania czy słowa i tak zamierzał skrócić smoka o głowę; smok podnosi się ze swojego miejsca, kiedy tylko się zbliżacie, doskonale widzisz znaki ostrzegawcze, które wysyła, musisz sam zdecydować co zrobić, czy się wycofać czy jednak spróbować go uspokoić, choć może się to skończyć niekorzystnie, ale przecież jesteś smokologiem, wiesz co robić, a rezerwat poprosił o pomoc. 5, 6 – nawet jeśli członek komisji nie chciał być w tym miejscu i z pozoru wyglądał jakby nic do niego nie docierało – udaje Ci się go przekonać, że nie ma żadnego problemu i osiągasz sukces dla rezerwatu, który po wszystkim postanawia Ci to wynagrodzić w butelce ognistej whisky (zgłoś się po nią w odpowiednim temacie); smok wydaje się być niespokojny, choć najpewniej to zwyczajnie obecność obcej osoby, nie wykazuje jednak żadnych agresywnych ruchów i po kilku chwilach udaje Ci się go uspokoić, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło.
modyfikatory:
• Jeśli k100 wyrzuciłeś poniżej 30 musisz odjąć od kostki na członka komisji 2, jeśli kostka ta mieści się w ramach 31-50 – odejmujesz jedną wartość, powyżej 50 nic się nie dzieje. • Za każde 15pkt w kuferku z ONMS możesz wykonać jeden przerzut, przerzuty obowiązują jednak wszystkie kostki, nie rozdzielają się pomiędzy k100 i k6, przerzut każdej k6 liczy się osobno.
Powrót do pracy do rezerwatu smoków wiązał się ze sprzecznymi emocjami, skumulowanymi pod czaszką Dragosa – z jednej strony radość, że ponownie może zajmować się magicznymi stworzeniami, którymi fascynował się od dziecka, a z drugiej z przebudzeniem skrzętnie skrywanych uczuć, chowanych w najgłębszych czeluściach serca, od momentu zabicia matki przez rogogona węgierskiego. Nie zamierzał jednak w żadnym stopniu pokazywać, że coś go w środku gnębi i każdego dnia wstawał z łóżka, następnie teleportując się do angielskiego rezerwatu, skrupulatnie wykonując swoje obowiązki. Musiał ruszyć naprzód, na zawsze pogrzebać lęki i skupić się na zakurzonej pasji, odnaleźć wewnątrz ten zapał, z którym jeszcze nie tak dawno obcował ze smokami – przez niektórych określanych jako bestie, a przez niego jako fascynujące zwierzęta, zdecydowanie bardziej warte uwagi niż ludzie. Tego dnia wyruszył do pracy nieświadomy sajgonu, z jakim będzie miał do czynienia. Standardowo pożegnał Valerię czułym pocałunkiem, obiecał wrócić o czasie, a chwilę później, z delikatnym uśmiechem rozświetlającym poszarzałą twarz, przemierzał tereny smoków, udając się najpierw do biura. Tam też dowiedział się o niedawnej sytuacji, w której Walijski Zielony, sprowokowany przez jakiegoś totalnego ignoranta, wyraźnie zaznaczył do kogo – a raczej czego – należy ta okolica, wobec czego ostatecznie sprawą zainteresowało się Ministerstwo Magii, wysyłając na kontrolę urzędnika. Dragos wiedział, że ma przed sobą trudne zadanie. Musiał przekonać mężczyznę, że akurat ten gatunek jest względnie nieszkodliwy, a winę za cały incydent ponosi człowiek, bezmyślnie podchodzący do smoka w czasie, kiedy ten konsumował właśnie swój posiłek. Podejrzewał, że odpowiedzialność za to powinien ponieść inny smokolog, mający akurat dyżur, ale z racji, iż Dragos pracował tam od niedawna, nie chciał go wyjebać przed dyrekcję rezerwatu i od razu robić sobie wrogów wśród współpracowników. Zerknął niepewnie na typa, odjebanego jak szczuroszczet na otwarcie kanałów, totalnie niepasującego do terenu rezerwatu, utwierdzając się w przekonaniu, że będzie przejebane, a kiedy ten śmiał dodać pokaż mi tego potwora, Fawley uniósł brwi ku górze, z trudem powstrzymując niemiły komentarz. Ostatecznie, bez zbędnych słów, zaprowadził jegomościa do winowajcy – Walijskiego Zielonego – w międzyczasie opowiadając mu o charakterze owych stworzeń, pod koniec trasy chyba przekonując urzędnika, że to jedne z najłagodniejszych smoków. Na miejscu, smok siedział na swoim ulubionym pagórku, nie zwracając na nic uwagi, co zdecydowanie wpływało na korzyść Dragosa, który pomimo stresu, zdołał się opanować i cierpliwie zagadywał mężczyznę, przechylając szalę na swoją (i jednocześnie rezerwatu) korzyść. Facet, po zbliżeniu się do stworzenia, był święcie przekonany, że nie ma żadnego problemu i obiecał mu butelkę ognistej, kiedy Walijski, zestresowany całą sytuacją, mruknął cicho i podniósł się na nogi, rozwijając skrzydła. Fawley zapobiegawczo wyciągnął dłonie przed siebie i ostrożnie, z różdżką w pogotowiu, zatrzymał się w odpowiedniej odległości, nie chcąc bardziej drażnić smoka. Nie miał zamiaru się wycofywać – pokazywanie uległości wobec stworzenia nie wpływało dobrze na jego przyszłą pracę w tej okolicy, ale jednak musiał uszanować miejsce smoka. Dlatego, doskonale wiedząc, że te żywią się owcami, posłał w jego stronę najbliższą owieczkę i czujnie obserwując zachowanie bestii i urzędnika, doprowadził do momentu, w którym Walijski Zielony zajął się pokarmem, a mężczyzna ogarnął, iż sprawy w rezerwacie są pod ścisłą kontrolą.
Nie wierzył, że jestem w tym miejscu. Czy raczej: wciąż nie wierzył, że zdegradował się do roli jakiegoś sługusa z Hogwartu. Ze swoją laską szedł dumnie obok, opierając na niej każdy krok. Zaś różdżkę miał w gotowości w kieszeni płaszcza. Nie wiedział czy coś go nie napadnie, a ostatnio taka obawa trawiła go żywym ogniem, a zmartwienie, iż zrobi sobie krzywdę było bardziej realne niż kiedykolwiek w jego życiu. Kiedy został chłopcem do bicia? Sam nie wiedział. Niemniej wciąż miał przed sobą prostą myśl: Codex Maleficarum. Smocze ryki towarzyszyły mu w tle, ale to był tylko lekki problem. Gady były raczej łagodniejszymi przedstawicielami swojego gatunku, a Ravinger i tak miał zejść do jaskini rezerwatu. Czyli - według niego - gdzieś w bezpieczniejszy zakątek ów rezerwatu. Minął wspomnianą w zagadce jarzębinę. Pieczara została odnaleziona. Zaś sam bohater akcji runął w dół zamiast kulturalnie wejść w jej mroczny głąb. Leżąc na ziemi przeklną swoje życie. Uniósł delikatnie głowę, czarując sobie światło zaklęciem. Grupa nietoperzy się wystraszyła, bombardując czarodzieja swoim łajnem. Znów zaklną, powstając z ziemi. O lasce szedł głębiej i głębiej. W międzyczasie użył zaklęcia, aby oczyścić swoją szatę ze wszystkich dzisiejszych niespodzianek Losu. Szkoda, że rymowanka nie zawierała wskazówek, co do penetracji samej jaskini. Niemniej po kilku godzinach tułaczki i spaleniu kilku latających ssaków - odnalazł. Jakże pożądany przedmiot. Schował go w lniany worek, bezpiecznie asekurując i po tym chyba najgorszy wyzwanie tej wyprawy... odnalezienie drogi powrotnej.
/zt
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Trochę się denerwowała. Trochę bardzo, bo w końcu była w pełni świadoma, z czym się obchodzi i co właściwie schowała w rodzinnym domu. Wiedziała, że z tego nic dobrego nie będzie, ale skoro już się grzecznie przyznała i znalazła wybawiciela, który nie zamierzał jej chyba urywać uszu, to zamierzała sprawę doprowadzić do końca. Prawda była taka, że najtrudniej było jej tak naprawdę wyciągnąć to jajo z domu, tak, żeby nikt się nie zorientował. Wyglądało jednak na to, że zdołała zapewnić mu w miarę dobrą opiekę w ostatnim czasie, a teraz dzielnie zabrała je ze sobą i stawiła się w miejscu, jakie wyznaczył jej opiekun smoków, zanosząc modły do Merlina, żeby nie wystawił jej do wiatru. Albo, co gorsza, żeby nie doniósł na nią do jakiegoś innego działu w Ministerstwie, bo ostatnie czego Norwood potrzebowała w tej chwili, to konfrontacja z tatą. Miała swoje za uszami i wolałaby znowu na niego nie wpaść, nie mierzyć się z jego niezadowoloną, rozczarowaną i pełną troski miną. - Uff! Jesteś, już się bałam, że za chwilę wpadnę tutaj na cały oddział aurorów, którzy skrócą mnie o głowę – powiedziała, kiedy dostrzegła ostatecznie mężczyznę i skierowała się do niego, trzymając mimo wszystko różdżkę w pogotowiu. Teoretycznie była jej potrzebna do transportu spakowanego starannie jaja, które miało zapewnioną odpowiednią temperaturę w skrzyni, w której je umieściła, a obecnie ciągnęła za sobą. Tak naprawdę była jednak gotowa do tego, żeby się bronić, nawet jeśli nie była w tym najlepsza i mogłaby go co najmniej załaskotać na śmierć. To jednak również nie brzmiało jakoś wspaniale, nie było czymś niesamowitym i wiedziała, że gdyby były problemy, to tak łatwo by się nie wywinęła. Ale niewątpliwie by próbowała. - No więc, zabrałam je ze sobą – oznajmiła, jakby nie było to oczywiste, biorąc pod uwagę pakunek, jaki ze sobą ciągnęła. Miała nadzieję, że w czasie drogi nie rozwaliła tego jaja, bo dopiero byłaby z tego kaplica i opiekun smoków z całą pewnością urwałby jej głowę przy samych stopach. Stosowała się do jego zaleceń z ferii, ale to jeszcze nie oznaczało, że była dobra w tym, co właśnie teraz robiła.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Podejrzewał, że na feriach spotka kogoś, kto znalazł jajo i nie pomylił się, jak się okazało. Pamiętał, że dziewczyna, zaczepiła go na warsztatach, ale wtedy zdecydowanie nie było o czym rozmawiać. Wystarczyło, że umówili się w konkretnym miejscu i tu mógł dopytywać o wszystko. Sam również miał ze sobą jajo, schowane w płóciennym worku, który miał przy sobie, ostrożnie przywiązany do jego pleców, niczym plecak. Dzięki temu jajo stale grzało się od niego, a on miał pewność, że nic mu się nie stanie. - Umówiliśmy się, więc nie wiem, dlaczego miałoby mnie nie być, a jeśli chodzi o aurorów... Uważam, że mają ważniejsze rzeczy niż odbiór jaja od studentki, która była na tyle uprzejma, że zabezpieczyła je przed uszkodzeniem - odpowiedział Longwei, uśmiechając się przy tym lekko, uprzejmie. Miał nadzieję, że naprawdę nic się nie stało z przyniesionym przez Norwood przyszłym smokiem, że skorupa nigdzie nie pękła, ani jajo nie było trzymane w zbyt chłodnym, bądź zbyt gorącym miejscu. Nie mówiąc o tym, że miał nadzieję, że rzeczywiście mógł się z niego wykluć smok. - Cieszę się, że je przyniosłaś. W takim razie prosiłbym o pokazanie go. Sprawdzę wpierw, czy wszystko z nim w porządku, a ty w tym czasie może mogłabyś jeszcze raz powiedzieć mi gdzie je znalazłaś? - zapytał, ostrożnie zdejmując z siebie swój pakunek, kładąc własne jajo na ziemi. - Od razu uprzedzę, że nie wiem, czy zostanie na dłużej w tym rezerwacie, ale chwilowo jest to lepsze miejsce, niż wzgórza smoków. Przynajmniej tu jest tylko jeden gatunek zwykle trzymany i to względnie spokojnych smoków - poinformował jeszcze dziewczynę, wyjmując spokojnie różdżkę, gotów do sprawdzenia jaja.
- Och na pewno! Tata zajmuje się poważniejszymi sprawami, pewnie próbuje obecnie złapać jakichś groźnych przestępców – stwierdziła, uśmiechając się lekko na jego słowa. Maskowała w ten sposób swój niepokój, bo mimo wszystko czuła pewien respekt w stosunku do smoków, a dodatkowo nie chciała skończyć jako ich posiłek, nie chciała również, żeby jej ojciec faktycznie dowiedział się, co kombinowała, co trzymała w domu, do czego znowu się nie przyznała. Była pewna, że oberwałoby mu się w pracy, że nie potrafił poprawnie wychować córki, a tego zdecydowanie mu nie życzyła. Nic zatem dziwnego, że obserwowała uważnie swojego rozmówcę, odstawiając skrzynię, cofając się nieco, żeby miał możliwość zrobić jakieś czary-mary opiekuna smoków. Starała się zrobić wszystko, żeby jajo było całe, zdrowe i zdecydowanie takie, jak być powinno. - W Hogwarcie. Znaczy się, dokładnie to na błoniach, jest tam takie miejsce na ognisko. To wyglądało z daleka, jakby właśnie się coś paliło, ale przypominało węgle i właściwie to sama nie wiem, dlaczego je zabrałam – powiedziała, wzruszając lekko ramionami, bo naprawdę nie miała pojęcia, co ją wtedy napadło. Była chyba czasami zbyt ciekawska i tak się to po prostu kończyło. O niektórych rzeczach myślała zbyt późno, uznając, że faktycznie pomyśli o nich później i dokładnie tak było z tym jajem. Dopiero kiedy dowiedziała się z Proroka, co właściwie ze sobą zabrała, odniosła wrażenie, że zwariowała. - Który to z nich? To się da poznać? – zapytała, spoglądając do skrzyni, na jajo. Miało owalny kształt, a na jego skorupce znajdował się łuskowaty wzór wyglądający, jakby ktoś odlał go z cementu. – No i naprawdę będę mogła się dowiedzieć, co się z nim stało? – dodała, przestępując z nogi na nogę, czując się nieco niepewnie, bo jednak nie wiedziała, co miała ze sobą zrobić. Wpakowała się w niezłe szambo i chociaż radziła sobie z tym ze swoją zwyczajną gładkością i prostotą, to i tak odnosiła wrażenie, że nie do końca wie, jak się zachowywać. Huang był spokojny, opanowany i jakiś taki jakby obcy, chociaż nie wiedziała, jak miałaby to wyjaśnić.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Tata. Jedno słowo i już wiedział, dlaczego nazwisko Norwood brzmiało znajomo. Od razu wiedział też, że nie będzie musiał dodatkowo tłumaczyć, z jakiego powodu cieszył się, że postanowiła poinformować o znalezionym jaju i oddać je ręce opiekunów. Ważne było, aby młody smok wykluł się w odpowiednich warunkach i pozostał bezpieczny, jednocześnie nie zagrażając czarodziejom. To również potwierdzało jego zdanie z warsztatów, że nie było konieczne powtarzanie młodym czarodziejom, że posiadanie jaja smoka jest nielegalne. Niektórzy po prostu to wiedzieli, inni mieli w domu aurora, który z pewnością nie raz powtarzał co wolno, a czego nie wolno. Kucnął przy skrzyni, zaczynając świecić w stronę jaja tak, aby sprawdzić co też jest w środku. Skorupa jaja nie była już miękka, więc jajo nie było całkiem świeżo złożone, ale wyglądało na to, że wszystko było z nim w porządku. Uniósł spojrzenie na Scarlett, kiedy mówiła, gdzie znalazła jajo, samemu zastanawiając się, co mogło nią kierować, że zdecydowała się wyjąć je z żaru. - Znalazłaś jajo rogogona węgierskiego, co można poznać po wyglądzie, jakby było z cementu. Skorupka jest też bardzo twarda i trudno ją prześwietlić, co jest konieczne, aby sprawdzić, czy nie utopił się zarodek, ale... Z tego, co widzę, z tym jajem jest wszystko dobrze - odpowiedział na jej pytania, dodając trochę od siebie, spokojnie egzaminując jajo. Pozostawało jeszcze sprawdzić, czy na pewno miało utrzymaną właściwą temperaturę. - Jeśli tylko chciałabyś wiedzieć, co się stało z twoim niedoszłym smoczątkiem, mogę pilnować jaja i informować o zmianach, jeśli sam się czegoś dowiem - odpowiedział dziewczynie uśmiechając się do niej nieco szczerze, mrużąc przy tym oczy. - Nie widzę problemu, dla którego miałaby być robiona z tego tajemnica - dodał, czekając już tylko na potwierdzenie chęci otrzymania od niego informacji względem jaja. Zachowywał spokój, jak zawsze, starając się ocieplić swój wizerunek łagodnym uśmiechem, który bynajmniej nie był sztuczny. Widział, że dziewczyna nerwowo przestępuje z nogi na nogę i starał się z całych sił, żeby nie stresować jej dodatkowo. - Nie będą z tego wyciągnięte żadne konsekwencje. Naprawdę cieszę się, że chciałaś oddać to nam, zamiast szukać kupca na Nokturnie. Dziękuję - odezwał się miękko, powoli kończąc egzaminować jajo.
______________________
I won't let it go down in flames
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
To, że Huang w żaden sposób nie skomentował informacji na temat jej ojca, nie zrobiło na Carly właściwie żadnego wrażenia. Nie musiał go znać, nie musiał wiedzieć, o kim mowa, nie musiał w ogóle w żaden sposób się do tego odnosić. To nie miało w tej chwili żadnego znaczenia, poza tym, że jasno pokazywało, że dziewczyna doskonale wiedziała, jak niebezpieczne jest trzymanie w domu smoka. Czy nawet samego jaja! I chociaż korciło ją nieco, żeby je zatrzymać, żeby przekonać się, co z tego wszystkiego wyjdzie, to mimo wszystko nawet Norwood miała jakieś swoje ograniczenia. Gdyby mieszkała sama, gdyby w pełni sama się utrzymywała, a jej tata nie miał z nią właściwie niczego wspólnego, wtedy zapewne spróbowałaby zająć się smokiem, przekonać się, czy zdoła go udomowić. Teraz jednak wszystko wyglądało inaczej i musiała mieć się na baczności, bo jednak nie chciała sprowadzić na całą rodzinę problemów. - Możesz prześwietlić to jajo? Znaczy, udałoby ci się, gdyby nie było takie twarde? I czy to znaczy, że jajo każdego smoka jest inne? - zapytała, rozchylając lekko wargi, kucając po drugiej stronie skrzyni, uważnie przyglądając się wzorom na skorupie, które dla niej nie miały zbyt wielkiego znaczenia. Brzmiało to jednak fascynująco, a kto wie, czy nie przyjdzie jej znowu znaleźć jakiegoś smoczego jaja, być może innego, niż to, na które właśnie teraz patrzyła. - Obiecujesz? Na mały paluszek? - zapytała go, brzmiąc w tej chwili na pewno tak idiotycznie, jak tylko było to możliwe, ale wcale się tym nie przejmowała. To, że znalazła jajo, to, że je oddawała, nie znaczyło jeszcze, że nie chciała nic o nim wiedzieć. Może nie była jakoś niesamowicie związana z magicznymi stworzeniami, ale w tej chwili wydawało jej się niesamowicie ważne to, że mogła dowiedzieć się, co działo się ze smokiem, który z jakiegoś powodu trafił w jej ręce. - Pff, też mi coś, na Nokturnie to by z niego zrobili zupę albo sprzedali jakiemuś złowieszczemu, staremu dziadowi. Nic z tego, wyglądasz ładniej - stwierdziła, beztrosko, jak to ona.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Huang zaśmiał się cicho pod nosem, kiedy tylko dziewczyna kucnęła naprzeciw niego, przyglądając się jaju z większym zainteresowaniem. O niektórych rzeczach nie powiedział na warsztatach, miał tego świadomość, ale też nie chodziło o to, aby wiedzieli, jak upewnić się, że z jaja, które znaleźli, może coś się wykluć. Mimo wszystko nie chciał uczyć wszystkich, jak być inkubatorem dla smoczych młodych, żeby za chwilę nie wzrosła ilość nielegalnych hodowli. - Tak. Używając nawet prostego lumos jest się w stanie świecić dostatecznie mocno, aby sprawdzić, jak to wygląda w środku, ale z czasem skorupy jaj robią się coraz twardsze i jest to trudniejsze w podobnych jak teraz warunkach. Co się tyczy różnic w jajach – tak jak masz różne gatunki smoków i dostrzegasz różnice między nimi, tak i ich jaja się różnią, a w związku z tym warunki, jakich potrzebują do wyklucia. Ja, dla przykładu, znalazłem jajo w błocie - odpowiedział dziewczynie, sięgając po swoje jajo, które podświetlił. Nie było możliwości zobaczyć dokładnie jego zawartości, ale było widać, że nie jest puste, a smoczątko w środku jest już dość duże. Sądził, że do jego wyklucia nie zostało więcej, jak miesiąc. Na skorupie również było widać charakterystyczny łuskowaty wzór, ale to jajo było barwy jasnego błota, nie przypominało cementowego odlewu. - Jeśli tylko sam będę miał jakieś informacje w sprawie tego jaja, mogę podzielić się nimi z tobą - obiecał, przyglądając się dziewczynie, nim zaśmiał się cicho, kręcąc głową do własnych myśli, wywołanych jej komentarzem do jego wyglądu. Był ładniejszy od starego dziada... Nie wiedział, jak powinien zareagować na jej słowa, kiedy jednocześnie miał ochotę z tego żartować. - Słyszałem już, że jestem piękny, niczym anioł, więc może masz trochę racji, a jeśli to pomogło zdecydować co zrobić z jajem, to zdecydowanie opłacił się mój wysiłek w ukrywaniu twarzy przed smokami - odpowiedział w końcu, zaczynając delikatnie stukać w jajo dziewczyny, poszukując ewentualnych pęknięć.
______________________
I won't let it go down in flames
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Puchonka słuchała go uważnie, chociaż musiała przyznać, że jego odpowiedzi wydawały jej się za proste, zupełnie, jakby próbował ją oszukać i zachować dla siebie jakąś wiedzę tajemną. Nie wiedziała, jak inaczej miałaby to nazwać, ale jednocześnie wydawało jej się, że Huang robił sobie z niej żarty. To było dziwne uczucie, ale nie miała powodu do tego, żeby jakoś się w tym zagłębiać. Pozostawało jej skupić się na tym, co jej powiedział, co robił i na tej obietnicy, która właściwie je nie satysfakcjonowała. Oraz na fakcie, że on również znalazł jajo, na co zmarszczyła nieco nos. - Czekaj, to znaczy, że ich naprawdę jest tak dużo? Jak to w ogóle możliwe, że pojawiło się na terenie Hogwartu? Myślisz, że mogło leżeć tam od sylwestra? - zapytała, bo to wszystko powoli przestawało się jej zdaniem trzymać kupy i nie wiedziała, jak miała do tego podejść. Nie wiedziała również, ile właściwie trzeba było czekać, zanim młody smok się wykluje, więc zapytała o to, spoglądając ponownie na jajo, nad którym obecnie się pochylali. - To jak możesz, to obiecaj! - dodała jeszcze, kiedy zobowiązał się do tego, że będzie ją informował, co się działo ze smokiem, jakiego właśnie podstawiła mu pod nos. Wyciągnęła w jego stronę rękę, wystawiając mały palec, wyraźnie czekając na to, aż on również to zrobi. Pozornie nie było w tym za knuta powagi, ale dla dziewczyny coś podobnego było naprawdę ważne. Traktowała to jako istotny element tej całej zabawy w oddawanie jaja pod właściwą opiekę i nie wyobrażała sobie, że mogłaby nie uzyskać od Longweia potwierdzenia jego zobowiązania. - Ależ się ktoś wysilił - parsknęła, kręcąc przy okazji głową. - Ale chyba nie tylko z tego powodu starasz się przed nimi ukrywać, co? Bo nie wyobrażam sobie, że można by do nich podejść z pełnym zaufaniem i wiarą, że nic ci nie zrobią. Zaraz też wydała z siebie cichy okrzyk, kiedy zobaczyła, co ten robił, by zaraz spojrzeć na niego nie do końca ufnie, jakby się zastanawiała, czy mężczyzna aby na pewno nie stracił rozumu. Bo zachowywał się co najmniej dziwnie, przynajmniej jej miarą, w końcu kazał obchodzić się im z jajem ostrożnie, a teraz sam robił coś dokładnie odwrotnego. Przynajmniej według niej.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Podejrzewał, że może mu nie wierzyć w nic z tego, co powiedział, ale nie zamierzał o to pytać. Zadała pytanie, więc odpowiedział, nie licząc na to, że dziewczyna może zrozumieć każdy z niuansów sprawdzania jaja, zajmowania się nim, czy też bycia po prostu blisko smoków. Tego nie można było tak po prostu zrozumieć, kiedy było się całkiem normalnym i ta myśl wywołała jego bezgłośny śmiech, który skończył się przy kolejnych pytaniach, jakie sam sobie również stawiał. - Podejrzewam, że jaj jest dużo więcej, a od kiedy to trwa, tego niestety nie wiem. Obawiam się, że tak naprawdę nikt nie wie, kiedy to się zaczęło. Co do czasu do wyklucia… Koło miesiąca pozostało. Trudno powiedzieć dokładnie, co do dnia, ale miesiąc z pewnością - odpowiedział szczerze, czując się źle. Nie powinno być tak, żeby na pytania o smoki, odpowiadał “nie wiem”, a jednak nie na każde pytanie wiedział, jak odpowiedzieć, nie wiedząc szczegółów. Skupiał się tylko na tu i teraz, na tym, co się działo, a to nie wystarczało, aby rozwiać wszystkie wątpliwości. Uniósł w zdziwieniu brwi, po czym jednak wyciągnął w jej kierunku rękę, zaginając swój mały palec wokół jej małego palca, po czym zapewnił, że obiecuje informować ją, co stało się dalej z jajem, jeśli tylko sam się czegoś dowie. Zaraz też uśmiechnął się szerzej, kiedy sama zaśmiała z określania go aniołem. - Cóż, był wtedy pijany, więc jakby rozumiem - stwierdził prosto, zaraz unosząc ku górze brew, wyrażając w ten sposób swoje zdumienie na jej zdanie, zaraz wskazując nieznacznie na siebie. - Trzeba wiedzieć, jak do nich podchodzić, ale rzeczywiście nie jest to coś, co robią wszyscy i nie jest to bezpieczne - odpowiedział spokojnie, zabierając się do postukiwania jaja, śmiejąc się cicho, kiedy dziewczyna żywo reagowała na jego działania. Zaraz też zaczął tłumaczyć, co robił, że szukał uszkodzeń, które trzeba byłoby szybko naprawiać, a dodatkowo sprawdzał, czy jajo jest na pewno pełne, skoro nie potrafił go prześwietlić.
______________________
I won't let it go down in flames
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
- To się da określić patrząc na samo jajo? - zapytała, bo wydawało jej się to wręcz nieprawdopodobne, ale znała się na tym naprawdę kiepsko. Była jednak pewna, że nawet jeśli Longwei celowo wciskał jej częściowo kit, licząc na to, że mimo wszystko nie zainteresuje się kolejnym smoczym jajem, to sam doskonale wiedział, co robił. To w tej chwili było najważniejsze, bo ostatnie czego chciała, to skazać młodego smoka na jakieś cierpienia. Może nie była idealna, może nie była krystalicznie czysta, może nie uważała się za osobę o idealnym sercu i nie wiadomo co jeszcze, ale mimo to wolałaby, gdyby nikt nie krzywdził szczeniaków, kociąt i smocząt. Zaraz jednak kwestia ta odeszła nieco na bok, bo Longwei postanowił jednak zawrzeć z nią najważniejszy na świecie układ i obiecać jej coś na mały paluszek. Było to oczywiście śmieszne i dorosła kobieta na pewno nie powinna zachowywać się w taki sposób, ale Carly nie zwracała na to uwagi. Traktowała to zdecydowanie bardzo poważnie i przyjęła tę obietnicę jako dobrą kartę. Zaraz też zapiszczała z radości, wyraźnie zadowolona z takiego obrotu spraw, by pochylić się nad skrzynią, obejmując na chwilę Huanga i wyciskając na jego policzku pocałunek, po czym zaśmiała się ciepło. Stwierdziła prosto, że to było dla niej bardzo ważne i wyglądało na to, że jednak dokonała właściwego wyboru. - I to niby ma usprawiedliwić taki tekst? Powiedz, że jeszcze uznał, że spadłeś mu prosto z nieba - parsknęła, wyraźnie tą sprawą rozbawiona, potem jednak wpadła w małą panikę i była skłonna do tego, żeby rzucić się na jajo. Wyglądało na to, że mimo wszystko było dla niej ważne i musiała przyznać, że uznała samą siebie za wariatkę. Zupełnie, jakby nagle poczuła się matką, czy coś podobnego, więc powinna zdecydowanie postukać się w łeb. - Jak ty byś chciał je naprawić? Zakleić? - zapytała z powątpiewaniem, patrząc na niego, jakby powiedział coś naprawdę szalonego, nie bardzo będąc w stanie zrozumieć to, co miał na myśli. Nie umiała sobie wyobrazić, jak można było scalić jajo, a nie sądziła, żeby działało na to zwykłe zaklęcie reperujące. Chociaż, co oczywiste, mogła się pomylić. Aż zaczęła się wachlować, mając wrażenie, że niespodziewanie zrobiło się zdecydowanie za ciepło.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
- Tak. Jaja także się zmieniają jak ludzie. Wiesz, że smoki, jak każde stworzenie, są w środku miękkie, prawda? Gdyby smoczyca miała nosić w sobie jajo o tak twardej skorupie, zostałaby poważnie ranna przy jego składaniu w gnieździe. Na podstawie twardości skorupy i wyglądu zarodka możemy określić, ile czasu pozostało do wyklucia - odpowiedział spokojnie, kontynuując swoje badanie jaja, upewniając się, że wszystko jest w porządku. Właściwie nie miał nic do zarzucenia dziewczynie, poza niepoinformowaniem od razu Ministerstwa, ale nie zamierzał o tym mówić. Sam także nie powiedział od razu przełożonym, że znalazł jajo, jak i o tym, że schował je w mieszkaniu. To nie było zbyt odpowiedzialne z jego strony i miał tego pełną świadomość, ale nie zamierzał mówić o tym głośno. Paluszkowa obietnica była być może dość dziecinna, dziwna, ale wciąż była obietnicą, której zamierzał dotrzymać. Nie spodziewał się jednak, że dziewczyna nagle postanowi go wycałować. Wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami i wyraźnym zdezorientowaniem, zastanawiając się jednocześnie, czy nie powinien w jakiś bardziej oczywisty sposób oznajmiać światu, że naprawdę nie przepada za całowaniem przez obcych, że nie powinni tak się zachowywać. Jednocześnie wiedział, że często podobne zachowanie jest wynikiem sympatii, zwykłej, przyjacielskiej, czy też następstwem radości, jak najwyraźniej było w tym przypadku. Uśmiechnął się w końcu łagodnie do dziewczyny, zastanawiając się, czy powinien wspominać o tym Maxowi, czy jednak bezpieczniej było nie wystawiać się na śmiech. - Byłem aniołem, bo wyciągnąłem go z rzeki, jak był pijany. Niby życie mu uratowałem - odpowiedział, kręcąc lekko głową, na samo wspomnienie tamtej rozmowy czując się niezręcznie. Jednak tamto zdarzenie nie było tak ważne, żeby przerwać ostatnie badania nad jajem. Roześmiał się cicho, spoglądając na dziewczynę z wyraźną sympatią w spojrzeniu. Musiał przyznać, że jej troska o jajo naprawdę mu się spodobała, świadczyła o tym, że mogła naprawdę, mimo zaistniałej sytuacji, przejmować się dobrem smoków. To było miłe. - Otoczyć je właściwą barierą, aby nic nie dostało się do pęknięcia. Jeśli szczelina nie jest głęboka i nie dociera do wnętrza jaja, jest szansa, że sama się utwardzi w miarę starzenia jaja. Ważne jest wtedy pilnowanie tego słabego miejsca, aby nie ucierpiało raz jeszcze. Na razie nie wymyślono sposobu na ratowanie młodych smoków, które nie zdążyły rozwinąć się w pełni w jaju - odpowiedział, chowając różdżkę, powoli pakując swoje jajo na plecy, zamierzając po prostu wnieść oba jaja na teren rezerwatu do odpowiedniego budynku.
______________________
I won't let it go down in flames
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Carly musiała przyznać, że to, co mówił Longwei, miało sens. Jakoś nigdy nie zastanawiała się zbyt mocno nad podobnymi kwestiami, nie skupiała się na nich, płynąc po prostu przez życie, ale teraz wyglądało na to, że nawet w takich smokach dało się znaleźć coś ciekawego. Pewnie, jak w milionie innych spraw, dziedzin wiedzy, magii, czy czegoś podobnego. Nie zamierzała jednak nagle zmieniać całego swojego życia i zgłębiać tajników wszystkiego, co ją otaczało. Musiała przyznać, że jej potrzeba wiedzy została tak właściwie zaspokojona, że wiedziała teraz właściwie wszystko, co chciała wiedzieć. Historia o jakimś pijanym człowieku niewiele ją interesowała, chociaż musiała przyznać, że ludzie faktycznie bywali beznadziejni, a gdyby dowiedziała się, że mowa o Harielu, zapewne by się zgodziła z tym jeszcze bardziej stanowczo. Nadal czuła się urażona tą całą sprawą z Avalonu, ale roztrząsanie tego do niczego nie prowadziło. Dlatego też zepchnęła to gdzieś na dno własnej pamięci, uznając to za niebyły czas. Zdecydowanie bardziej zależało jej teraz na tej niewyklutej jeszcze jaszczurce, na tym, żeby nikt się o tym nie dowiedział, a jednocześnie na tym, żeby przekonać się, co z tego wszystkiego będzie. - Rany, to jestem pewna, że wszystko będzie dobrze. Zabierzesz je teraz oba? Nie będą pytać, skąd je właściwie masz? - zapytała jeszcze, otrzepując dłonie o spodnie, mając wrażenie, że w okolicy było jakoś potwornie ciepło. Ostatecznie jednak uznała, że mimo wszystko trochę się jeszcze stresowała i to zapewne z tego właśnie powodu czuła się tak, jakby weszła do garnka postawionego na wolnym ogniu. Odchrząknęła, zakołysała się na piętach i zerknęła raz jeszcze na Huanga. - Jakbym znalazła jeszcze jakieś jajo, to dam ci znać - obiecała bardzo uroczyście, chcąc, żeby mężczyzna miał tego świadomość, bo nie zamierzała się wpakować w żadne bagno. Nie tak głębokie, bo potem byłoby jej niesamowicie trudno z niego wyjść, tak więc wolała unikać problemów. Na wszelki wypadek, bo potem tata ukręciłby jej łeb.
+
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Uśmiechnął się lekko do dziewczyny, kiedy przyjęła jego wyjaśnienia, mając świadomość, że nie każdego musiało to interesować na tyle, żeby zapamiętywał część informacji ze szkoły. Nie był również pewny, czy uczyli o tym na zajęciach z opieki nad magicznymi stworzeniami, czy sam zdobył tę wiedzę, czytając bardziej specjalistyczne pozycje z magicznej biblioteki. - Myślę, że ważniejsze, że te jaja trafią w bezpieczne miejsce, niż skąd się wzięły. Nie zamierzam zdradzać twojego nazwiska, spokojnie - odpowiedział, uśmiechając się nieco szerzej, mrużąc przy tym nieznacznie oczy. Nie miał powodu do zdradzania, kto dał mu jajo i nie uważał, aby było to konieczne. Najważniejsze było znalezienie tych jaj i zabezpieczenie ich, nie zaś szukanie nieświadomych zagrożenia studentów, którzy w przypływie chwili zabrali jajo do swojego domu. - Dobrze, będę czekał na wieści, choć mam nadzieję, że zdołamy szybciej znaleźć jaja i sytuacja się nieco uspokoi - odpowiedział, zakładając na plecy jajo, które sam znalazł, a po chwili biorąc w dłonie skrzynię z jajem znalezionym przez Scarlett. Pożegnał się z dziewczyną i skierował w stronę głównego budynku rezerwatu, gdzie zabezpieczyli jaja, od razu dbając o właściwą opiekę nad nimi. Przynajmniej dwa z nieznanej ilości jaj, były bezpieczne.
Ten dzień w pracy był wyjątkowo nudny. Od kiedy zniknął Prastary, smoki uspokoiły się, a wiele z nich po prostu zniknęło i nigdy nie powróciło o kraju. Wszystkie okazy trzymane w rezerwacie były odpowiednio zadbane, a Tobie pozostawała papierkowa robota, która była niestety nieodłączną częścią chyba każdej profesji. Siedziałeś przy biurku, wypisując kolejny, szalenie nudny raport, gdy drzwi nagle otworzyły się z hukiem, a do środka wpadł Twój współpracownik Artie. Czarodziej był cały zdyszany, a jego policzki pokrywał ogromny rumieniec. Widać było, że coś się w końcu wydarzyło i to coś ekscytującego, bo mężczyzna wyglądał na niesamowicie uradowanego. -MAMY ICH! Słyszysz Huang? Mamy trop tej popierdolonej hodowli! - Praktycznie wykrzyczał, nim zdążyłeś zadać mu jakiekolwiek pytanie. Wiedziałeś o czym mówił. Ciężko było zapomnieć poranione smoki z gnijącymi łuskami, które spotkaliście w Kornwalii. Choć wtedy udało wam się jednego uratować, to już niedługo po tym, wszelkie ślady istot jakby rozpłynęły się w powietrzu, przykryte jeszcze dodatkowo zamieszaniem z Avalońskim jaszczurem. -Fresier wysłał nam raport. Skubani uciekli do Afryki, ale wrócili na Wyspy i znów są pod naszym rewirem. Tym razem dopadniemy skurwysynów! - Artie wyglądał, jakby Święta przyszły o pół roku za wcześnie i ledwo potrafił ustać w miejscu z podekscytowania.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Tego dnia pracował nad dokumentami, starając się znaleźć rozwiązanie na poprawę sytuacji rezerwatu smoków. Nie mieli możliwości tak naprawdę panować nad wszystkim, a jednocześnie uważał, że smoki powinny być w jednym, odpowiednio dużym miejscu. Podobnie do rezerwatu smoków w Rumunii, oni w Londynie także powinni znaleźć przestrzeń z dala od mugoli, w której mogłyby spokojnie żyć przechwycone przez nich smocze osobniki. Miał również zamiar przenieść wybieg młodych smoków z rezerwatu Shercliffe’ów po tym, jak słyszał, że ktoś postanowił kąpać się nimi. Zdecydowanie powinni przyłożyć większą uwagę do tego, kto kręci się przy smokach, a i mając jeden duży rezerwat, byliby w stanie lepiej ich przypilnować. Przeglądał kolejne raporty z osobnych placówek, wczytywał się w notatki sporządzane przez pracowników, którzy zajmowali się wyszukiwaniem stworzeń, próbując ignorować wrażenie bycia obserwowanym. Skupiał się na tym do tego stopnia, że nie usłyszał, jak ktoś zbliża się do jego biura. Wszystko, co odczytywał z raportów dla niego sporządzanych, streszczał w raport dla szefa biura, czując mimo wszystko znużenie tą częścią pracy. Podniósł głowę znad biurka, gdy tylko drzwi otworzyły się z hukiem i spojrzał w czerwoną, podekscytowaną twarz Artiego, czekając na to, co ten miał do powiedzenia, jednak nie spodziewał się, że będzie to dotyczyć nielegalnej hodowli, jakiej nie zdołali się pozbyć ponad rok temu. Chciał się odezwać, ale spomiędzy jego ust wydobyło się rżenie konia. Od razu Huang zamknął usta, przykładając do nich zaciśniętą w pięść dłoń, czując zażenowanie, nawet jeśli wszyscy wiedzieli, że podobne sytuacje zdarzały się przez pył. Naraz poczuł czyjś dotyk na ramieniu i wszystko minęło, łącznie z wrażeniem bycia obserwowanym. - Masz ten raport przy sobie? - zapytał, wstając od biurka, aby podejść do drugiego mężczyzny, czując, jak mimowolnie sam także zaczyna czuć ekscytację, choć nie dawał tego po sobie poznać. Uratowany wówczas smok zdołał częściowo dojść do siebie, zanim odleciał zmuszony do tego przez avalońskiego pradawnego. Po powrocie na wyspy był w o wiele lepszym stanie i Huang był zdania, że miał na to wpływ właśnie starszy smok, ale ostatecznie spraw ta odeszła na bok. Tak jak problem z nielegalną hodowlą, której nie byli w stanie namierzyć od tamtego czasu. - Nie możemy działać pochopnie, bo znowu nam znikną, ale nie możemy też dopuścić do tego, żeby zbliżyli się do smoków. Większość młodych mamy u siebie, po tym, jak przechwytywaliśmy nieloty i jaja, ale nie jestem pewien, czy starsze osobniki wróciły z Avalonu we właściwe miejsca. Wciąż porządkujemy raporty, a sam wiesz, jak wszyscy chętnie je uzupełniają, przez co są luki w informacjach co do stanu… - mówił Huang, ale zaraz pokręcił głową. - Czy Fresier ma ich na oku, czy trafił tylko na ich ślad? - dopytał Artiego, odruchowo zaczynając zastanawiać się, czy nie powinni w takiej sytuacji zacząć współpracę z kwaterą aurorów, aby mieć w razie konieczności pomoc przy walce.
Artie ruszał się jak poparzony z ekscytacji. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego nie okazujesz tego samego poziomu podekscytowania, a jednocześnie ani trochę go to nie obchodziło. Wieści, które Ci przekazał były duże, bo i sprawa nie była błaha i mogła naprawdę wiele dać wam jak i poszkodowanym smokom. -Mam kopię. Fresier nie pozwala targać nigdzie oryginału. Ściśle tajne i te sprawy, sam wiesz... - Prawie że rzucił Ci teczkę na stół. Wszystko było zabezpieczone, jakby w środku znajdował się prawdziwy dokument, a nie tylko kopie. Prawdopodobnie dla ewentualnego bezpieczeństwa papierów. -Właśnie słuchaj tego. Wygląda, jakby wcale nie szukali nowych okazów, a raczej jakiegoś rodzaju współpracy. Fresier ponoć był na ich tropie od jakiegoś czasu i nic mu się za cholerę nie zgadza. W każdym razie, siedzą w środkowej Walii. Ta sama historia co wtedy - gnijące łuski, klatki z magicznym polem i ogólnie obraz nędzy i rozpaczy. Niektóre smoki zdają się być w lekko lepszym stanie, ale niewiele to zmienia. - Paplał wciąż przejęty, odpowiadając poniekąd na Twoje pytania i wskazując odpowiednie podpunkty w raporcie. Zaraz też wskazał inną ciekawą rzecz. -To jest o wiele mniejsza akcja, niż się spodziewaliśmy. Zaledwie kilku kolesi trzyma ten burdel w ryzach. Jak? Nie mam pojęcia, ale muszą być dobrzy, skoro tyle czasu nas kiwają. - Był ciekaw, a raczej był święcie przekonany, że Ciebie tak samo ta sprawa zainteresuje, bo zazwyczaj podobne hodowle niebezpiecznych istot nie były łatwe do utrzymania dla takiej garstki czarodziejów i czarownic, bo z raportu Fresiera wynikało jasno, że obydwie płcie były w to zamieszane.
Kostki:
Rzuć k6 na to, ile osób jest zamieszanych w hodowlę. Nie możesz wykulać 1, więc jeśli Ci wypadnie, przyjmujesz za wynik 2.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
To nie tak, że się nie ekscytował. Czuł, jak z każą kolejną chwilą, każdym wypowiedzianym przez Artiego słowem, serce zaczyna mu przyspieszać, a wspomnienia odnalezionej hodowli, zaczynają zalewać go falą gniewu. Jednak nie mógł działać pochopnie, a dokładnie tym byłoby rzucenie się w pościg za hodowcami, którzy mieli w poważaniu dobro smoków, widząc w nich nic więcej, jak po prostu mięso, na którym mogli ćwiczyć, które mogli porcjowac i być może sprzedawać dalej. Oczywiście, że chciał tych zwyrodnialców zamknąć, potraktować tak, jak oni traktowali smoki, ale nie mogli działać bezmyślnie. Potrzebował spojrzeć do raportu i dokładnie to zrobił, kiedy tylko Artie przekazał mu teczkę. - Oryginał i tak będzie musiał mi przekazać, ale przypomnę mu o tym, gdy się zobaczymy - machnął ręką na kwestię kopii, skupiając się na kolejnych informacjach zawartych w raporcie, które także Artie wskazywał palcem w trakcie mówienia. - Współpracy…? To by znaczyło, że jednak mieliśmy rację, zakładając, że sprzedawali ich krew, łuski i resztę… A skoro poszukują współpracy, coś po zdarzeniach z Avalonem poszło nie tak… - mówił cicho, wpatrując się w raport, z każdą chwilą czując coraz większą złość. Przymknął na moment oczy, próbując szybko doliczyć się, ilu potrzebowaliby zabrać opiekunów smoków, żeby zabrać wszystkie smoki. Pozostawało jednak pytanie, ile stworzeń było przetrzymywanych. Z tego co widział w raporcie, w całą akcję zamieszana była ledwie para czarodziejów? Para? - Albo nas kiwają, albo wiedzą o części z naszych poszukiwań… Ale naprawdę tylko para miałaby tym kierować? Czy wiemy ile przetrzymują w tej chwili smoków? - dopytał, spoglądając na Artiego, zamykając przy tym raport. Nie było czasu na zwykłe czytanie papierków. Potrzebowali przynajmniej po jednym opiekunie na smoka, do tego przydałby się od razu uzdrowiciel, żeby mógł na miejscu podleczyć najbardziej wymagające opieki. Na brodę Merlina, dlaczego nie kupił sobie gitary ze strunami z pięciotrzciny, z pewnością przydałaby się na podobnej akcji… - Będziemy musieli załatwić to szybko i cicho. Dam znać Hawthornowi o wszystkim, więc o papierową robotę nie trzeba się martwić - mówił dalej i teraz wyraźnie w jego głosie dało się słyszeć tę samą twardą nutę, co za ostatnim razem, gdy poprzysięgli, że złapią odpowiedzialnych za nielegalną hodowlę.
Artie był ogromnym fanem tej sprawy. Nie krył się z tym, że liczył na wielką sławę i splendor po tym, jak uda im się rozwiązać smoczą zagadkę. Był pewien, że kryje się za tym jakaś wielka mafia, próbująca wykiwać wszystko i wszystkich, ale nie z nim przecież takie numery. Artie był marzycielem i zdecydowanie nie brakowało mu ambicji, co niestety nie zawsze szło w parze z jakością działań, jakie podejmował. Trzeba było jednak oddać mu to, że zapału do pracy to chłopakowi nie brakowało. -Tak, ale i nie. Nie wiemy dokładnie, jakiej współpracy szukają. Wiemy jedynie, że chodzą po dziwnych miejscach i próbują się sprzedać jak najlepiej. Jak dotąd uderzali głównie w wytwórców różdżek, choć co ciekawe, kompletnie pominęli Fairwynów. - Widać było, jak ta informacja mocno go jara. Wskazał Ci odpowiedni fragment w dokumentacji, która potwierdzała jeszcze jego słowa, wspominając dodatkowo o kilku wytwórcach artefaktów i jednym eliksirowarze. Wszystko zdawało się być naprawdę niecodzienne. Poszukiwanie sojuszników, niewielka ilość zamieszanych w sprawę czarodziejów i stan smoków, który był zdecydowanie bardziej fatalny niż przewidywała jakakolwiek ustawa. -No i tu jest kolejny problem. Chcemy wierzyć, że nie wiedzą o naszych akcjach, ale nie możemy mieć pewności. Fresier jest jednak mur beton przekonany, że nikt więcej poza tą dwójką nie macza w tym palców, a to oznacza, że albo są zajebiście dobrzy w obyciu ze smokami, albo smoki są już na tyle zniszczone, że nikogo więcej nie potrzeba. - Artie podrapał się po głowie, próbując przypomnieć sobie resztę szczegółów, które mogły mu umknąć przez całą tę ekscytację. -Mają około pięciu okazów w tej chwili. Jak mówiłem, liczba za bardzo nie uległa zmianie, więc albo tamte zdechły i dobrali nowe, które szybko wykończyli, albo jakimś cudem utrzymują te zombiaki przy życiu. Obie opcje są równie ciężkie do wyobrażenia. - Tutaj zapał współpracownika już nieco przygasł, bo sam nie potrafił z zimną krwią znieść znów obrazu, jaki zastaliście podczas ostatniego spotkania z hodowlą. Było to przykre doświadczenie dla każdego, kto jakkolwiek przejmował się tymi istotami. -Zdecydowanie. Nie wiemy ile czasu nam zostało, zanim znowu gdzieś się rozmyją, albo wykończą te biedne smoki. Trzeba ich zamknąć jak najszybciej. - Zgodził się jednak entuzjastycznie, widząc już oczami wyobraźni swoją twarz na pierwszej stronie Proroka Codziennego. -Jeszcze jedno. Dziwne, ale może to być jakaś poszlaka, co do ich zamiarów. Zostawiają za sobą o wiele większe ślady siarki niż normalnie obserwuje się po smokach. Coś musi być z nimi mocno nie tak. Bardziej niż się spodziewaliśmy. - Dodał, przypominając sobie małą wspominkę w raporcie.
______________________
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
- Fairwynowie cenią sobie jakość rdzeni i choć pobieranie włókna ze smoczego serca nie jest czymś, co bym pochwalał, to jednak nie biorą ich z czarnego rynku. Gdyby tak robili, mogliby stracić na jakości różdżek, a tym samym klientów i swoje dobre imię - odpowiedział, kiwając lekko głową. Fairwynowie od zawsze byli dla niego podejrzani, ale nie miał do tej pory powodu, żeby sądzić, iż korzystali z usług z czarnego rynku. Miał nadzieję, że korzystali tylko z odpowiednich hodowli, choć trudno było powiedzieć, czy włókno z serca jakiegokolwiek stworzenia można było pobrać, gdy to było już martwe. Jeśli nie, wtedy cała działalność Fairwynów powinna być zamknięta, ale znów - nie miał w tej dziedzinie wystarczającej wiedzy, aby cokolwiek więcej robić. Słuchał dalej Artiego i musiał przyznać, że cała ta sprawa była niesamowita. Nie mieściło mu sięw głowie, że tylko dwójka czarodziejów zajmowała się całą hodowlą, ale to z pewnością ułatwiało im ukrywanie się przed Ministerstwem. Jeśli byli parą, z łatwością mogli pilnować się wzajemnie, aby nie zdradzić w żaden sposób swoich zamiarów. - Tamte okazy raczej zdołały się uwolnić. Na wyspach nie zostały żadne smoki poza nielotami i jajami, kiedy prastary je wzywał… Stawiałbym na to, że albo odnaleźli te ranne po wszystkim, albo mają opanowaną technikę, dzięki której zamykają je w tych klatkach. Tak zamknięte nie byłyby w stanie sie uwolnić, a wtedy oni mogą je dalej kaleczyć i łamać.. - mówił na głos wszystko, co myślał na temat działania hodowli. Teraz, gdy wiedzieli, że była to ledwie para czarodziejów, wszystko nabierało sensu, choć wciąż wydawało się nieprawdopodobne. Zawiesił się jednak przy kolejnych słowach Artiego. O ile wszystko wydawało się logiczne, nie wiedział, jak miał rozumieć zwiększoną ilość siarki. Co mogli chcieć w ten sposób osiągnąć? - Więcej siarki? - powtórzył, spoglądając na kolegę z nieznacznie zmarszczonymi brwiami. Czy to nie był sposób na wytropienie ich? A może próbowali w ten spośób zwabić smoki, których Ministerstwo nie zdążyło wykryć i wyłapać?
-Ja tam nie jestem taki pewien. Chodzą różne słuchy co do ich metod. - Widać, że kolega nie do końca był przekonany co do etyki tego zakładu pracy, ale robił w rezerwacie, nie w Biurze Aurorów, więc mógł jedynie marudzić sobie pod nosem. Nie krył się jednak z faktem, że nigdy nie zakupił u Fairwynów żadnej różdżki i raczej nie miał podobnego zamiaru. -No właśnie, mogły nie mieć jak odlecieć, a oni wykorzystali zamieszanie na chwilowe zniknięcie z radaru. Poza tym pamiętasz tego jednego smoka? Wątpię, by był w stanie gdziekolwiek się ruszyć nawet, gdyby miał ku temu sposobność. Biedak ledwo oddychał, a co dopiero mówić o ruszaniu łapami czy skrzydłami. - Jego twarz nagle spochmurniała, dając jasno do zrozumienia, jak przykry był to dla niego widok. Zresztą, nie tylko dla Artiego, bo każdy, kto uczestniczył w tamtej wyprawie, dość długo widział przed oczami ten obraz jawnego znęcania się nad zwierzętami, jakimi były smoki. -No ale nieważne tamto. Ważne, że teraz znowu są na naszym rewirze. Jak dobrze pójdzie, to się zaćpają tym całym wróżkowym zamieszaniem i nie będą w stanie funkcjonować jak wtedy, a my to wykorzystamy i cyk, cyk cela w Azkabanie na wynos. - Artie znów się nakręcił i zaczął pisać bohaterskie scenariusze dla waszej załogi, całkiem pomijając ciężkie przygotowania, które najpierw musiały zostać poczynione. -Więcej siarki. - Potwierdził swoje słowa. Sam był tym widocznie zdumiony i musiał nie mieć jasnej odpowiedzi, bo gdyby tak było, już dawno by Ci ją przedstawił. -Jeśli znajdziemy obszary, gdzie jest jej zwiększona ilość, namierzymy ich co o centymetra. Ale nie jestem pewien, co to oznacza dla nas. Może jakoś nakoksowali te smoki? - Zaczął po prostu teoretyzować licząc na to, że znasz odpowiedź i mu ją po prostu podasz, a on będzie mógł wrócić do zgrywania bohatera.
______________________
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
To była dobra chwila, żeby zamknąć temat różdżek Fairwynów. Huang miał jedną od nich, zakupioną, kiedy nie był w pełni zadowolony z różdżki, jaką posiadał i cóż, dał się namówić na sprawdzenie dzieł Fairwynów. Jedna z nich rzeczywiście wydawała się właściwą dla niego, choć zawierała krew syreny. Musiał przyznać, że dobrze mu służyła, ale ilekroć korzystał z niej przy magicznych stworzeniach, czuł wyrzuty sumienia. Wiedział, że to tkwiło jedynie w jego głowie, więc próbował o tym nie myśleć, jednak poruszanie tematu Fairwynów z osobami jak Artie nie było właściwe, gdy samemu korzystało się z ich dzieł. Czym innym było omawianie problemu hodowców. Co prawda Longwei uśmiechał się lekko, gdy Artie komentował, jak to łatwo będą mogli pozbyć się problematycznej parki, gdy nawdychają się magicznego pyłu. Nie sądził, aby coś podobnego było możliwe, a nawet jeśli, musieli pamiętać, że sami również byli narażeni na halucynacje. - Wtedy braliśmy tego, który wyglądał najsłabiej. Chiński ogniomiot, którego wtedy sprawdzałem, mógłby bez problemu uciec, gdyby miał ku temu możliwość. Poza tym, czasem wystarczy im impuls, żeby lekceważyły swoje obrażenia i atakowały. Myślę jednak, że bez względu na to, czy smoki im wtedy uciekły, czy nie, powinniśmy założyć, że zwiększyli zabezpieczenia - mówił spokojnie, zaczynając bawić się ozdobną broszką przy marynarce, kiedy zastanawiał się nad zwiększoną ilością siarki. Kiedy smoki ją wytwarzały? Gdy ziały ogniem, a jednocześnie ich skóra także była nią pokryta, jeśli miałby to jakoś nazwać. Większa ilość mogła oznaczać dodawanie czegoś smokom do karmy, czy bezpośrednio do ciała, ale czym ten dodatek miałby być? Tego nie wiedział… - Możliwe. Jest też możliwe, że ten pył ma taki wpływ na smoki, albo próbują je w ten sposób zatruć… Nie wiem, musimy zobaczyć teren, żeby mieć o czym rozmawiać. Podobne spekulacje nie zaprowadzą nas w żadne miejsce - odpowiedział w końcu, kręcąc lekko głową. - Spróbujmy czegoś - weź dwóch chłopaków, aby zaczęli szukać kogoś do współpracy przy tworzeniu specjalnych eliksirów. Niech ich wywabią i spróbują umówić się na spotkanie. Będziemy mogli ich złapać i smoki przenieść do rezerwatu - zaproponował rozwiązanie, które wydawało mu się w tej chwili najlepsze.
Kolega brał Twój uśmiech za zdecydowaną aprobatę jego planów i domysłów. Chyba nie istniało na tym świecie nic, co mogło ostudzić jego zapał. Był pewien, że ta sprawa już wymknęła wam się całkiem i nigdy nie dowiecie się, kto i dlaczego tak bardzo znęcał się nad biednymi smokami, a tu proszę, nagły zwrot akcji i Artie odzyskał chęci do roboty. I to na jaką skalę! -Taaaa, tamten ogniomiot to już nam prawie zdychał na rękach. - Podkoloryzował trochę wspomnienie, choć prawdą było, że istota nie była w dobrym stanie, gdy uratowaliście ją z niewoli. -Skoro oni zwiększyli zabezpieczenia, my musimy zwiększyć naszą skuteczność. Nie wymkną się skurwysyny. Nie na mojej warcie! - Tak się zagrzał do działania, że aż pogroził tym nieznanym hodowcom pięścią, którą później mocno uderzył w stół na podkreślenie swoich słów i determinacji. -Wszystko jest możliwe, tak naprawdę. - Podsumował, bo na ten moment mogliście tylko sobie gdybać. Fresier sporządził obszerny raport, ale głównie traktował o tym, gdzie hodowla przebywała, jak się przemieszczała i o zwiększonym stężeniu siarki wraz ze wzmianką o niewielkiej liczbie zamieszanych w to osób. Resztę musieliście działać poniekąd na ślepo. -Dwóch? Damy radę, nie bój smoka. - Już szedł w stronę drzwi, gdy jednak przypomniało mu się coś. -Hmmm. Ale kogo mam zabrać? Mamy okrojony skład przez te pierdolone wróżkowe harce. - Widać było, że liczył się z Twoim autorytetem jako zastępcy szefa i czekał na konkretne wytyczne.
Kostki:
Rzuć k6 na to, kogo wyślesz na wyprawę. Resztę pracowników możesz uznać za niezdolną do pracy z wszelakich powodów. Każdy z nich ma swoje statystyki, które wpłyną na przebieg misji.
1. Craster - Zawodowiec pełną gębą. Nie kojarzysz, by kiedykolwiek popełnił błąd. Smoki poskramia jednym gestem i wydaje się, jakby na ludzi działał podobnie. 10/10 2. Allent - Wychowany w Rumunii, smoki zna bardzo dobrze, ale z ludźmi dogaduje się średnio. Jest bardzo uzdolniony w kwestii eliksirów i zaklęć ofensywnych 8/10 3. Birmount - Mocny w gębie, średni w akcji. Zna się na zaklęciach i zwierzętach, ale z eliksirami nie radzi sobie wcale 6/10 4.Grey - Nowy w waszym rewirze, ale za to podopieczny Crastera. Uczy się szybko i sprawnie macha różdżką. Z Crasterem i Allentem tworzy naprawdę zgrany zespół. 5/10 5. Li - Stara wyga, ale zdecydowanie wypalona. Robi co musi i to jeszcze bardzo niechętnie. Ciężko mu zjednać sobie kogokolwiek, chyba że ma łuski i zieje ogniem. 3/10 6. Alfred - Chodząca przeszkoda. Nie ma szans, że jakakolwiek akcja z nim u boku się uda 1/10
Jeśli uzyskasz sumę przynajmniej 9 punktów statystyk ze swojego rzutu, plan można uznać za udany i wpłynie na dalsze przygody z hodowlą smoków. Wylosowanie Alfreda w parze z kimkolwiek poza Crasterem oznacza jednak murowaną porażkę.
______________________
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Zaangażowanie Artiego zdecydowanie było godne podziwu, co do tego nie było wątpliwości, ale jednocześnie było nie raz powodem wielu trudności, z jakimi musieli się mierzyć. Teraz z kolei musieli działać szybko, ale dyskretnie. Huang wiedział, że to nie było łatwe do wykonania, a złość, jaką wszyscy czuli na wspomnienie tamtych smoków, jedynie na nowo się rozbudzała, zmieniając się u niektórych w czystą furię. To również był powód, dla którego nie mogli tak naprawdę czekać, aż coś jeszcze się wydarzy. Musieli działać od razu, zanim nielegalni hodowcy znikną z ich terenu, a także zanim któryś z chłopaków zrobi coś skrajnie nieodpowiedzialnego. Jednak dobranie współpracowników tak, aby stworzyli zgrany zespół było trudniejsze i choć Huang był pewien, że zdołał poznać ich wszystkich w zadowalającym stopniu, na pytanie Artiego, kogo ma zabrać potrzebował chwili. Z powodu problemów z pyłem, ich skład osobowy został zmniejszony do garstki. Od razu wykreślił Alfreda, pamiętając, że ten właściwie nie wiadomo jak znalazł się w pracy przy smokach, gdzie wymagana była precyzja, a z nim wszystko mogło zakończyć się fiaskiem. Z podobnych powodów lepiej było nie brać też Li, choć był jednym ze starszych pracowników. Nawet stary smok nie zieje ogniem tak, jak młody, a potrzebowali ludzi, którzy będą wiedzieć co robić i będą działać szybko. Najlepiej byłoby, gdyby udział w całej sprawie wziął Craster, ale był potrzebny przy smokach, które przez pył także nie były spokojne. Z tego powodu nie było mowy o wypuszczaniu go w tej chwili w teren. Mógł za to iść Allent, a skoro już jego był gotów wytypować, to do pary warto było wybrać Greya, który potrafił z nim współpracować. Jeszcze chwilę Longwei zastanawiał się nad tym, próbując przypomnieć sobie, który z nich znał się na eliksirach, więc mógłby prowadzić rozmowę tak, żeby nie wypaść podejrzanie, nim w końcu skinął głową. - Zabierz ze sobą przede wszystkim Allenta i dodatkowo weźcie Greya. Niech się nowy wykaże w czymś więcej, a Craster trochę od niego odpocznie – powiedział do Artiego, uśmiechając się do niego lekko, choć ciemne oczy pałały determinacją, gotowością do odpłacenia z nawiązką nielegalnym hodowcom za to, co robili ze smokami. – Informujcie mnie od razu, gdy coś się zadzieje. Chciałbym, żebyśmy złapali ich tak szybko, jak tylko to się da, zanim inni uznają, że mogą robić to samo – dodał, sięgając zaraz po pergamin, na którym zamierzał sporządzić krótką notatkę dla szefa, informując go o planowanych działaniach i podjętych krokach.