Te pomieszczenie stworzone jest dla muzyki. Na ściany nałożone jest zaklęcie wyciszające, a w środku znajdzie się mnóstwo instrumentów - od małego srebrnego trójkąta po stary, ale nastrojony fortepian. To tutaj zazwyczaj organizowane są zajęcia z Działalności Artystycznej, jeśli tematyką jest właśnie muzyka. Raj dla każdego uzdolnionego muzycznie czarodzieja.
Autor
Wiadomość
Orla H. Williams
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : Brokat, cekiny, frędzle i kolory. Hipiska, która jest królową parkietów wszelakich.
Energia: pozytywna Wylosowana kostka: 3 -> przerzut na 4 Modyfikatory:+1 dla siebie i @Aslan Colton za muzykę = 5 Ilość przerzutów: Ostatni wykorzystany
Czy negatywne emocje od razu oznaczały jebanie po sobie od góry do dołu? Zastanawiała się nad tym pytaniem, gdy do jej uszu docierały słowa rzucane pomiędzy sobą w innych parach. Naprawdę pierwsze co przychodziło im do głowy gdy myśleli o złości albo smutku, to potraktowanie tej drugiej osoby jak szczotki do kibla, która przetyka zatkaną po domówce rurę? Chryste.
W głębi serca cieszyła się, że nie musiała odgrywać negatywnych emocji - aktualnie nic jej się po sercu nie kołatało, nie odczuwała ani smutku, ani przygnębienia, dosyć pewnie balansując po stronie nieprzerwanej radości. A nawet gdyby w jej duszy grała przygnębiająca melodia, to patrząc na swojego partnera w tej małej, klasowej sztuce, nie potrafiłaby nie pocieszyć się spojrzeniem tych dwóch, niezwykle inteligentnych i empatycznych oczu. Zawsze lokowała w drugiej osobie pocieszenie i wsparcie, więc pewnie byłaby całkowicie marną impostorką smutku albo złości.
Postanowiła zatańczyć. Po prostu. Skoro już wyciągnięci zostali, by stanąć na przeciw siebie, z dala od wygodnego, miękkiego fotela, co to będzie sterczeć jak kołek? Wbiła wzrok w krukona, zacisnęła usta próbując się nie roześmiać w głos, a stopą wystukiwała równy rytm. Nawet nie zdążyłby mrugnąć, a już dołączyły do niej ramiona, które ruszały się niczym delikatne fale na wodzie. O, czy to bioderka się kręcą? Następnie wysunęła jedną stopę do przodu, stając nią na palcach, pochyliła się nieco, uniosła dłonie nad głowę i machała nimi nieco nieokreślenie, ale zdecydowanie rytmicznie. Obrót. Biodra. Odrzucenie włosów na plecy. Ruda plama, której rozmazuje się wszystko przed oczami, bo zupełnie się zapomina i skacze. Jej śmiech, który w końcu umyka przez rozchylone wargi i dłoń wyciągnięta w stronę Aslana, kiwająca palcem wskazującym ku sobie, z wyraźnym zaproszeniem do tego małego aktu radości, który nie wymaga słów, bo ciało samo opowiadało swe orle opowieści.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Energia: pozytywna Wylosowana kostka: 5 i po długiej historii przerzutów 6 Modyfikatory: smutna melodia || -1 dla mnie i +1 dla Heav Ilość przerzutów: 8/14
Nie spodziewała się tego, że uda jej się wpaść na Heaven akurat w czasie lekcji działalności artystycznej. Niemniej uśmiechnęła się delikatnie, gdy tylko Ślizgonka zajęła miejsce tuż obok niej. Z jakiegoś dziwnego powodu po prostu cieszył ją ten fakt. - Jeszcze nie wiem, a ty? - odbiła pytanie, bo naprawdę nie potrafiła na ten moment określić tego jaką melodię dokładnie zagra. Choć chyba powoli w jej głowie zaczął pojawiać się pewien konspekt. Nie spodziewała się również tego, że Dear naprawdę dobrze pójdzie gra na pianinie. Może i nie zrobiła tego na zawodowym poziomie, ale z pewnością wydobyła z instrumentu kilka dźwięków które sprawiły, że Puchonka coś poczuła. Nie była do końca pewna, co to dokładnie było, ale z pewnością coś pozytywnego. Dopiero po występie wszystkich obecnych w sali Ezra obwieścił nadejście kolejnego etapu lekcji, który polegać miał na odgrywaniu odpowiednich emocji w parach. Nie była urodzoną aktorką, ale miała nadzieję, że jakoś wyjdzie im to małe przedstawienie. Pomimo grającej w tle dosyć spokojnej lecz smutnej melodii nie miała większego problemu w tym, by przywołać na usta wesoły uśmiech, a nawet roześmiać się radośnie, chwytając jedną z dłoni Ślizgonki i ciągnąc ją o kilka kroków dalej ku środkowi pomieszczenia z niemalże dziecięcym rozbawieniem i energią. - No chodź... - mruknęła, posyłając Ślizgonce jeden z promiennych uśmiechów, który miał ją nieco rozweselić. - Będzie fajnie, obiecuję. I choć na co dzień potrafiła emanować pozytywną energią to zwykle była ona o wiele bardziej stonowana niż to, co w tej chwili próbowała odegrać, chcąc promieniować niczym Maria Skłodowska po dniu spędzonym w swoim laboratorium. Z pewnością w tym momencie była równie uradowana, co polska fizyczka.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Energia: negatywna Wylosowana kostka: 2; przerzut na 4 Modyfikatory: - 1 dla obu za 3 na muzykę; -1 po wypiciu kawy Ilość przerzutów: 1/2
Spojrzeniem szukał już swojej kochanej Yuuko, chcąc podejść do niej jak najbliżej, w ten sposób wyraźnie sugerując dobierającemu ich w pary asystentowi, że to właśnie z nią będzie czuł się najlepiej, będąc pewny tego, że dziewczyna nie będzie go oceniać, niezależnie od tego, jak bardzo się wygłupi w czasie wykonywania przez siebie zadania. Bo tego, że się wygłupi, był całkiem pewien, nie wyobrażając sobie, że Ezra nie wybrałby na swojego pierwsze zajęcia jakiegoś ćwiczenia opartego na aktorstwie. I zapewne nikogo nie zdziwi, że później cmoknął cicho z niezadowoleniem, tym odruchem podebranym samemu Clarkowi lata temu, gdy jego przyjaciółka została sparowana z zbyt dobrze jej znaną Ślizgonką, zaraz sam siebie upominając, że nie powinien być tak samolubny. W końcu… może w ten sposób poznają się lepiej i Heaven naprawdę dostrzeże jak cudowną dziewczyną jest Yuuko, dzięki czemu następnym razem, gdy zada Japonce to jedno, znaczące pytanie, usłyszy zupełnie inną odpowiedź, niż miał okazję ostatnio. W końcu czasem wszystko potrafi zacząć się od tak luźno narzuconego partnerstwa. Teraz jednak drgnął niespokojnie, słysząc swoje imię w tym dobrze znanym przywołującym go tonie, niemal instynktownie odstawiając niemal w całości opróżnioną filiżankę, by podążyć za ezrowym głosem, jakby jego mięśnie wciąż pamiętały jak powinien na niego reagować, choć umysł czuł się już zwolniony z tego obowiązku. Uśmiechnął się odruchowo, tym perfekcyjnie wyuczonym ściągnięciem mięśni, który przychodził do niego w każdej tego typu sytuacji, gdy czuł na sobie spojrzenia wszystkich wokół i faktycznie już po chwili łapał uparcie zielone spojrzenie, trzymając się go jak deski ostatniego ratunku, bojąc się wypuścić się go choć na chwilę, by nie utonąć pod zalewającą go falą tremy. - Gust musiał Ci się poprawić. Kiedyś już Ci ją grałem i wtedy jej nie doceniłeś - przypomniał mu ostrożnie, mimowolnie już stresując się, że tymi słowami zbyt dużo zdradzał co domyślniejszym uczniom, a jednak nie potrafił powstrzymać się od pochwalenia się tą nabytą przy Mefisto pewnością siebie, nawet jeśli teraz umiał względnie wykrzesać ją z siebie tylko dzięki tej lekkości, jaką zdobył przy wypiciu pokrzepiającego ciepłem napoju. - Chyba- Chyba powinienem Ci teraz powiedzieć, że wyglądasz okropnie. Tego oczekujesz po mojej grze aktorskiej? - dopytał, unosząc brew z pewnym rozbawieniem łapiąc się na tym, że jeszcze przed chwilą myślał, że nie będzie nic prostszego, niż odegranie smutku przed Ezrą, skoro przez długie miesiące wystarczał choćby cień jego sylwetki, by zwątpić w jakąkolwiek nadzieję, że faktycznie jest wart cokolwiek więcej poza… ha, nawet nie epizodem w jego życiu, a krótką reklamą, którą konsumuje się bez większej uwagi, byle coś kolorowego przetoczyło się w tle. Westchnął, przecierając twarz dłonią, by zmusić się do starcia z niej uśmiechu, który jak na złość uparcie się go trzymał, a chaos wygrywanych w tle akordów zupełnie nie pomagał mu odpowiednio silnie skupić się na jakiejkolwiek z emocji. - Zażenowanie to też negatywna emocja, prawda? - dopytał, przegrywając z pogodnością swojego partnera, bo przesuwając dłoń na szyję, by rozmasować sztywniejące od spięcia mięśnie, kąciki ust uciekały mu wciąż ku pogodnemu rozbawieniu, a odrywając spojrzenie od zieleni ezrowych oczu, przebrnął zaraz wzrokiem po "widowni", wyłapując co poniektóre wyrazy twarzy, by dzięki temu zupełnie naturalnie pozwolić niskim brzmieniom głosu na więcej drżącej niepewności. - Więc pozwolę sobie uznać, że zaliczyłem to ćwiczenie i no… - pociągnął dalej, robiąc już krok tył w stronę swojego miejsca, dłonią wędrując po białym materiale koszuli, by tym typowym dla siebie gestem przygładzenia drobnych marszczeń, zdradzić szczerość swojego zakłopotania, nieco ciszej na odchodne dodając: - Twój strój wygląda bardzo dobrze. Jak zawsze.
Energia: pozytywna Wylosowana kostka: 6 - 1 za muzykę = 5 Modyfikatory: - 1 za smutna muzykę ( 1) Ilość przerzutów: 0/1
Nadeszła pora na pokazanie się z aktorskiej strony, co nie było tak proste, jakby chciał. Owszem, na co dzień w pewnym sensie grał, chowając się za maską stoika, starając się nie okazywać przesadnie emocji, ale to było coś zupełnie innego, trudniejszego. Miał odegrać scenkę, w której miał pokazać pozytywną energię, pozytywne emocje, miał coś więcej zrobić niż powiedzieć parę słów. To było dla niego o wiele trudniejsze, niż zwyczajne dogadanie się z Violą na wpół pokazując, na wpół pisząc w powietrzu różdżkami. Jednak, skoro już brł udział w zajęciach, należało doprowadzić to do końca. Kiedy dziewczyna zaczęła pokazywać falę złości, frustracji, wszystkiego co negatywne, on wciąż jeszcze myślał, jak ma odegrać swoją część. Smutna melodia, która leciała w tle, nie ułatwiała mu zadania. W końcu postawił wszystko na jedną kartę, zaczynając śpiewać pozytywną piosenkę, jaką słyszał nie tak dawno temu, poruszając się do niej odpowiednio. Zwinął dłonie w pięści, mające udawać kocie łapy i podszedł do Violi, jakby próbował ją w ten sposób pocieszyć. Był pewny, że dziewczyna w duchu płacze z zażenowania, jak i on sam, a już na pewno nie zdołał wstrzelić się w oczekiwania Ezry. Cóż, aktorem nigdy nie planował być.
(nie, nie śpiewa po chińsku xD angielska wersja)
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Energia: pozytywna Wylosowana kostka:6, 4 (pierwsza na energię) Modyfikatory: -1 za muzykę (Elio losował mondry), -1 bo Elio ma łącznie 7 Ilość przerzutów: meh
Była nie tylko wyprana z sił, ale i najwyraźniej z uczuć, jednocześnie nie mając pojęcia, czy powinna łączyć to w jakiś sposób z fortepianem, czy też było to coś bardziej osobistego (tylko co?). - Relaksujące zajęcia, prawda? - zaczepiła Swansea, z którym została dobrana do pary chyba już z przyzwyczajenia i nie dość, że jej wypowiedź była ironiczna i pozbawiona jakiegokolwiek pozytywnego przebłysku, to jeszcze zrobiła to w taki sposób, jakby Krukon był dla niej równie obcą osobą, co chociażby taka Armstrong. Może i bez wrogości, czy zbędnego dystansu, ale jednak dość obco. Zawiesiła się po swojej wypowiedzi, aby zakończyć to jeszcze bardziej rozczarowanym opuszczeniem głowy. To chyba nie miało się w najbliższym czasie odmienić. Pozytywna energio. Gdzie jesteś.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Energia: negatywna Wylosowana kostka: 6 i 1 na muzykę Modyfikatory: +1 za muzykę Ilość przerzutów: nie ogarniam teraz jaki był przelicznik, ale wykorzystałam 1 wcześniej
Gra wyraźnie zmęczyła i jego – owszem, odniósł sukces, ale najwyraźniej tak jak każde inne zwycięstwo, musiało być okupione pokładami wewnętrznej energii. Kiedy więc wstał od instrumentu, czuł się zadowolony, ale i nieco ospały... kiedy więc przyszła kolej na wcielenie się w rolę, a Morgan rozpoczęła to zadanie, spojrzał na nią nieco nieobecnym wzrokiem. — Tak, dosyć. Elaine byłaby pewnie zachwycona, uwielbia kiedy w grę wchodzą emocje. Szkoda, że jej tu nie ma. — Wyciągnął na wierzch temat nieobecności siostry, choć nie do końca świadomie – mówił szczerze, był przekonany, że spodobałoby się jej tutaj i chciał podzielić się tą myślą z Moe. Nie był jednak całkiem święty, dobrze wiedział, że kiedy tylko mówi o bliźniaczce, gromadząca się wokół niego negatywna energia jest tak gęsta, że niemalże fizycznie namacalna.
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
Energia: negatywna Wylosowana kostka: 6, ale +1 za smutną melodię, wylosowaną przez @Ignatius Peregrine Modyfikatory: brak Ilość przerzutów: 1/1
Pozytywna reakcja na utwór, który zagrała, zarówno Ignatiusa, jak i Ezry, nie zrobiła na niej żadnego wrażenia, bo z dobrego nastroju, z jakim przyszła na zajęcia, nie pozostało nic. Czuła napływające zmęczenie, mięśnie odmawiały posłuszeństwa, a świadomość, iż Tessa traci kontakt nawet z bratem, wywoływała w niej uczucie niepokoju, które jak fala zalewało kalifornijskie wnętrze. Mocno się utożsamiała z melodią, wypływającą spod palców Ignatiusa – burzliwą, chaotyczną, nieco niezdecydowaną i nieokreśloną. Przygryzła wargę, próbując doprowadzić się do względnego porządku. Z pewną dozą sceptycyzmu wysłuchała kolejnego polecenia asystenta, który postanowił zapoznać ich z aktorstwem. W zasadzie, grała każdego dnia, perfekcyjnie udając, że ma nad wszystkim kontrolę, że jakoś się trzyma i że panuje nad sytuacją. A w istocie – nie panowała. Posłała w kierunku Gryfona delikatny uśmiech, bo na tyle było ją stać w ramach komentarza na graną przed momentem przez niego kompozycję. – Faktycznie widać, że muzyka jest u ciebie na pierwszym miejscu – skwitowała, odnosząc się do jego wcześniejszych słów, chyba po raz pierwszy w życiu otwarcie go komplementując, bez cienia ironii czy sarkazmu. Słysząc smutną melodię, wygrywaną przez zaklęte pianino, postanowiła podejść do zadania w nieco niekonwencjonalny sposób. Nigdy nie była dobra w pojedynkach jeden na jednego, które opierały się na rozmowie. Nie interesowało jej zazwyczaj co druga osoba ma do powiedzenia, a sama, w tym momencie, nie potrafiła ubrać szalejących w niej negatywnych odczuć w odpowiednie słowa. Dlatego sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej harmonijkę Hypnosa. Instrument posiadała od dłuższego czasu, wiedziała więc w jaki sposób działał – potrafił wpływać na słuchacza i wywoływać odpowiednią reakcję. A celem tego etapu zajęć było przedstawienie emocji, jednocześnie unikając stłamszenia przez osobę z pary. Była na tyle rozedrgana, że nie czuła się na siłach opierania się ruchom Ignatiusa, podszywanych pozytywną energią. Przyłożyła usta do harmonijki i cały czas obserwując Peregrine’a, nieskutecznie maskując smutek, zagrała utwór odzwierciedlający wszystko to, co w niej siedziało – zamęt, niepewność, napięcie. Miała nadzieję, że to jakkolwiek odbije się na mężczyźnie i go zdekoncentruje.
W gruncie rzeczy poczuła niewyraźną ulgę, że Ostała dopasowana w parę z Nikolą. Mógł nie znać jej imienia, nie kojarzyć jej, ale w obecnej sytuacji czuła nawet jakiś komfort wywołany tą niewiedzą. Natomiast nienachalne, nie zbyt intensywne, przytłaczające usposobienie Brandona przynosiło jakaś ulgę. Z pewnością większą niż wiadomość o tym, że będzie musiała udawać pozytywna emocje. Otworzyła usta, w pierwszym mencie chcąc zapytać Nikolę czy chce się zamienić, ale jedynie utkwiła zielone tęczówki na jego twarzy i... Nie zrobiła nic. Przyjęła podział ról, próbując pokornie zastosować się do polecenia pana Clarke'a. Nigdy nie była z nim dość blisko, by przywiązywała się do jego imienia. – Tylko nie płacz – poniekąd poprosiła swojego partnera, pokładając w nim chyba dużo wiary, skoro potrafiła założyć, że mógłby się popłakać na zawołanie. Ona tymczasem spróbowała uśmiechnąć się łagodnie, ale jej usta ledwie drgnęły w jakimkolwiek grymasie, który nie odbił się szczerym wyrazem na jej twarzy.
Energia:pozytywna Wylosowana kostka: 4 > 3 > 6 > 6 > 2 Modyfikatory: brak Ilość przerzutów: 4/0
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Energia: negatywna Wylosowana kostka: 1 +1 za muzyczkę @Orla H. Williams Modyfikatory: - Ilość przerzutów: 0/0
Dobry humor nie opuszczał go ani na krok; z szerokim uśmiechem obserwował zmagania Orki z pianinem i był pod ogromnym wrażeniem pasji, serca i talentu, jaki wykazywała Krukonka. BYŁ Z NIEJ TAKI DUMNY! Powtórzył jej gest – zaklaskał głośno, gdy skończyła i odwdzięczył się równie entuzjastycznym komplementem. Oczy mu błyszczały, czując niewyobrażalne ciepło w okolicy serca. Lekkość ducha, jak i nieschodzący wyszczerz mordki, wcale nie pomagały w skupieniu się na kolejnej części lekcji. Tym bardziej, że trafiło mu się odegranie emocji całkowicie negatywnych i sprzecznych z tym, co aktualnie siedziało w aslanowym wnętrzu. Początkowo się starał – stał naprzeciw tańczącej Orli, z wymuszonym przygnębieniem na twarzy. Nie mógł się jednak opierać tym pląsom zbyt długo. Jego ciało same rwało się do tańca, a wyciągnięta przez dziewczynę dłoń była impulsem, który popchnął go do przyłączenia się do niej. Wygięte w szczerym uśmiechu wargi, a także wesołe ogniki w oczach zdradzały, że bawił się przednio. Bardzo szybko zapomniał, iż powinien przekazywać odwrotną energię. Nie był skory do niewypełniania poleceń, ale wyginająca się w rytm muzyki Orka i pozytywne emocje szalejące w jego duszy skutecznie to dzisiaj utrudniały. Dlatego nie zważając na podszepty zdrowego rozsądku i kujońskiej części siebie, po prostu tańczył dalej, wspólnie z Williams odkurwiając dancing stulecia.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Część dla Skylera Nie zwykł dawać pełnej uwagi komukolwiek; tak wiele pociągało krukoński umysł, że trudno było zastać go w spoczynku niezależnie od sytuacji. Prawdopodobnie jedynie najbliżsi doświadczali tej spokojniejszej wersji Clarke'a, wyrzekającej się złośliwości na rzecz pogodniejszego humoru. Mniej onieśmielającego. Takiego, któremu łatwiej było zawierzyć - bo skoro Skyler wpatrywał się w niego, szukając deski ratunku, czuł się w obowiązku, by jakąś mu podarować. Za to, czy własnym ciężarem i tak pociągnie ją na dno, odpowiadał już sam. - Najwyraźniej nie trafiałeś wtedy w odpowiednią tonację. Cieszę się, że już własną znalazłeś - zripostował miękko, nie przejmując się, czy ktokolwiek inny wsłuchiwał się w ich wymianę myśli. Bo żadną tajemnicą nie były relacje łączące go z innymi ludźmi i nie zamierzał udawać, że było inaczej. Zaraz klasnął w dłonie, gdy Schuester zadał mu pytanie o jego oczekiwania. - Bystry chłopiec! - I zaśmiał się w tej całej swojej protekcjonalności nie zawierając nic ujmującego. Być może jednak powinien Skylera uznać za swoją pierwszą porażkę dydaktyczną, bo chłopak zdecydowanie nie pokazał... wiele. Niezręczność całej tej sytuacji najwyraźniej była dla niego zbyt przytłaczająca, więc Clarke ostatecznie machnął na to ręką, pozwalając Puchonowi uciec. Ponownie. Kącik jego ust zadrżał jednak ku górze, w pochwale i podziękowaniu jednocześnie. I gdy Skyler mógł się już zatopić w spokoju, na innych obecnych dalej czekało zadanie.
Część dla Orli, Felka, Julii i chętnych, bo nie ma tam nic ciekawego Już po chwili Ezra stwierdził, że może przesadził ze swoimi oczekiwaniami, gdy tak naprawdę mało kto odnajdywał się w zadaniu. Improwizacja sprawiała jednak, że każdy dawał z siebie coś, co miał w sobie najlepsze. Była więc gra samym gestem, śpiew a nawet taniec, żaden profesjonalny, ale na pewno przywołujący na usta Clarke'a zadowolony uśmiech. - @Orla H. Williams, gratuluję obu występów dzisiaj, naprawdę miło mi się to obserwowało. - Kolejne dziesięć punktów wpadło dla Ravenclaw za sprawą jej umiejętności. - I w nagrodę, zastanów się, czy jest jakiś aspekt działalności artystycznej, który cię szczególnie interesuje. Od ciebie może zależeć, co będziemy robić na następnych zajęciach. Wystarczy, że napiszesz mi list, dobrze? Odetchnął głębiej, ciesząc się, że był to koniec zajęć prawdopodobnie nie mniej niż oni sami. Jedynie zachowanie Felinusa i Julii trochę go gryzło. Słyszał jedynie strzępki tej rozmowy, a i tak mu to wystarczało. Nie podobał mu się sposób w jaki zaczęli się w pewnym momencie do siebie zwracać i choć nie był w stanie powiedzieć, kto tak naprawdę jako pierwszy posunął się za daleko - ponieważ wrażliwość każdej osoby była inna i wyczucie granicy przy takim zadaniu mogło wydać się trudne - wiedział już, że na tę dwójkę trzeba było mieć oko. Nie zamierzał jednak nikomu zwracać uwagi, skoro Felinus przeprosił, a Julia wyszła z sytuacji z wysoko podniesionym podbródkiem. I pewnie wcale nie potrzebowała pochwały za sceniczną postawę z ezrowych ust, ale on i tak ją wypowiedział - bo sam był mugolakiem, bo sam stykał się w dzieciństwie z obelgami, bo sam długo walczył, by pokazać własną wartość. - Dzięki wam wszystkim za przyjście, mam nadzieję, że wam się podobało. W razie jakichś pytań, będę tu jeszcze chwilę do dyspozycji. Miłego dnia wszystkim - pożegnał ich w końcu, dając znać, że mogą uciekać do swoich spraw. I jedynie Heaven posłał dłuższe spojrzenie, mając nadzieję, że po prostu zostanie z nim chwilę dłużej, jak to powinna zrobić przyjaciółka.
/zt dla wszystkich, zaraz rozdam punkty
Jewgienij Ilja Krawczyk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 187 cm
C. szczególne : Obojętny wyraz twarzy, bladość, zimne spojrzenie, piegi, rude włosy i zarost, wschodni akcent.
Przemierzanie w samotności szkolnych korytarzy miało w sobie coś uspokajającego. Coś, co sprzyjało luźnym refleksjom i rozmyślaniom, pomagało wyciszyć umysł i dawało poczucie, że można choć trochę oddalić się od własnych problemów. Dlatego też tego dnia wybrał się na taki samotny spacer korytarzami zamku, bardziej z potrzeby oczyszczenia myśli, niż w celu odpoczęcia czy ucieczki od problemów, bo takowych akurat nie miał. Szedł powoli, z rękami splecionymi za plecami, i wzrokiem utkwionym w mijanych po drodze obrazach. Lubił od czasu do czasu wybrać się na taką przechadzkę, gdzie nie towarzyszyło mu nic poza jego własnymi myślami. Mógł na spokojnie poukładać sobie wszystko to, czego dowiedział się w ostatnim czasie, i zepchnąć na dalszy plan to, co nie było mu potrzebne lub przeszkadzało w normalnym funkcjonowaniu. Dochodząc do drzwi Pokoju Muzycznego zatrzymał się, by po chwili skierować się w stronę tegoż pomieszczenia. Właściwie… To też może być dobry sposób na spędzenie czasu. Dawno nic nie grał, a właśnie naszła go na to ochota. Niewykluczone, że miało to jakiś, mniej lub bardziej bezpośredni, związek ze zbliżającymi się świętami. Rzadko dawał się porwać takim emocjonalnym i nieuzasadnionym zrywom, ale tym razem postanowił temu ulec. W końcu… Co mu szkodziło zagrać? Namierzył więc wzrokiem fortepian, by po chwili podejść do niego spokojnym krokiem i usiąść przy instrumencie. Przebiegł palcami po klawiszach, a słysząc zadowalające dźwięki, skinął głową i po chwili zaczął grać. Skoro z niewiadomych powodów porwał go dzisiaj świąteczny nastrój, to zdecydował się na zagranie czegoś, co kojarzyło mu się właśnie z Bożym Narodzeniem, a do tego z Polską. Na ogół grał tylko pod poezję śpiewaną, ale od każdej reguły są wyjątki, czyż nie? Pomieszczenie wypełniła melodia "Jest taki dzień" Czerwonych Gitar. Czemu akurat ta? Sam właściwie nie wiedział. Jakoś tak przyszła mu pierwsza na myśl, a że kiedyś często grał ją u dziadków w Polsce, to choć przez chwilę mógł poczuć się jak w Lublinie.
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Rudzielec spacerował po zamku, rozglądając się za czymkolwiek, co przykułoby jego uwagę. Niestety wszyscy ludzie, którzy w nim mieszkali, uczniowie, nauczyciele ,a nawet duchy, poznikali jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Szedł więc tam, gdzie go oczy poniosą, wciskając dłonie w kieszenie ciemnych spodni. Zamiast szaty miał na sobie bluzę z emblematem mugolskiego zespołu, którego w Hogwarcie nikt nie znał, mógł więc sobie ją wkładać od czasu do czasu i odpowiadać zdawkowym uśmiechem na zdziwione spojrzenia. Mimowolnie wspiął się po schodach V piętro. Jego celem była sowiarnia, w kieszeni spodni niósł krótki list adresowany do rodziny i rodzeństwa. Nagle ku swojemu zdziwieniu usłyszał dobiegający z jakiegoś miejsca dźwięk. Nawet nie wiedział, że w tym miejscu znajduje się sala muzyczna. - O Boże, brat ty grasz? - Nie zdawał sobie sprawy, że mówi te słowa na głos, kiedy otwierał drzwi do pomieszczenia. Przywołał na twarz lekki uśmiech, wszedł do środka, ciekawy, jak też brat zareaguje na jego obecność.
Grał ten sam utwór w kółko, za każdym razem zmieniając nieco niektóre fragmenty, w których coś mu zgrzytało. Lubił, gdy wszystko było dopracowane, gdy melodia brzmiała idealnie. Skupił więc większość swojej uwagi na tej czynności, pozwalając pozostałym myślom krążyć wokół tematu zbliżających się świąt. Może nie zawsze to po sobie pokazywał, ale właściwie lubił święta. A dokładniej panującą wtedy atmosferę, przepełnioną spokojem i czymś niezwykłym. Taki inny wymiar magii, dostępnej nawet dla osób niemagicznych. Nie przerwał grania, gdy usłyszał, że otwierają się drzwi. Nie przeszkadzało mu, że ktoś tego słucha. W końcu grał całkiem znośnie, więc czemu miałby się z tym ukrywać? Grę przerwał dopiero wtedy, gdy usłyszał znajomy głos. Oderwał palce od klawiszy i odwrócił się w stronę drzwi z delikatnym uśmiechem. Przez pracę i naukę nieczęsto widywał się z rodzeństwem, więc na swój sposób cieszyło go to przypadkowe spotkanie. - A tak się jakoś złożyło - odpowiedział spokojnie, kiwając głową. W sumie fajnie się złożyło, że tak się tu przypadkiem spotkali. - A co u ciebie, Wiktorze? - zapytał, spoglądając na Puchona z zainteresowaniem. W końcu jako starszy brat interesował się życiem młodszego rodzeństwa.
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Wiktor doskonale wiedział że nie da się lubić wszystkich i już dawno się z tym faktem pogodził. Denerwowało go jednak to nielubienie bez żadnego konkretnego powodu. Uniósł jeszcze tylko brew ku górze i zwrócił wzrok na gitare do której podszedł i ułozył odpowiednio palce. -Jak w pracy ci idze? Na jego twarzy wykwitł uśmiech rozbawienia, jakby przywołał jakież zabawne wspomnienie z przeszłości. Odnalazł odpowiednie wejscie i rytm grając z bratem dalszy ciąg piosenki której słowa brzmiały mniej więcej tak dalej:"bardzo ciepły, choć grudniowy"Dalszych słów nie zapamiętał, jednak takt melodii po prostu się młodemu Krawczykowi podobała. Nie mógł jednak powstrzymać uśmiechu rozbawienia, który cisnął mu się na usta. Ale ty to już pewnie wież. - Zdarza się że niektóre nasze "talenty" są odkrywane niezupełnie przez nas samych.- spojrzał na brata w jego spojrzeniu było coś dziwnego, jak by coś się nagle przypomniało. Podszedł do okna otwierając je szeroko, lodowate powietrze wtargnęło do ciepłej sali targając włosy rudzielca który najwidoczniej nic sobie nie robił z perspektywy zachorowania na zapalenie płuc czy inne tego typu choroby.
Na ogół w ogóle nie zastanawiał się nad lubieniem czy nielubieniem innych. Od lat spychał takie uczucia i myśli na dalszy plan, więc nie miały one dla niego większego znaczenia. Choć zdawał sobie sprawę z tego, że dla innych mogą być one dosyć istotnym życiowym aspektem. - A całkiem dobrze. Jako sprzedawca nie mam przed sobą zbyt wielu wyzwań, więc ciężko coś zepsuć - odpowiedział, uśmiechając się powściągliwie, a do tego kiwając lekko głową. Praca z książkami była bardzo dobrym zajęciem, ale niewymagającym wielkiego zaangażowania i jakichś szczególnych umiejętności. Było to zajęcie raczej tymczasowe, ale dla studenckiej kieszeni równie istotne jak prace o wiele bardziej dochodowe. - A tobie jak idzie nauka? Przez jakiś czas grali wspólnie ów świąteczną piosenkę, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. To tak bardzo kojarzyło mu się ze świętami w Polsce, że aż nie wiedział, czy potrafiłby wyrazić to słowami, a słów to mu prawie nigdy nie brakowało. Jak dobrze, że niedługo będzie okazja, by odwiedzić dziadków w Lublinie. - Faktycznie, coś w tym jest - zgodził się ze słowami brata. Jego smykałka do grania na pianinie czy fortepianie również ujawniła się nieoczekiwanie. Po prostu raz w domu dziadków zaczął sobie wygrywać rytm do czytanego wiersza. A takich sytuacji musiało być przecież więcej, nie tylko w jego przypadku. - Widzę, że ci dogrzało, Wiktorze - powiedział z nutą rozbawienia w głosie. Nie był to żaden przytyk. Po prostu rozbawiona uwaga.
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Wiktor przymknął powieki chłonąc chłodne powietrze które wciskało się do sali jak gdyby chciało chłopaka rozerwać na strzępy tak by pozostały z niego tylko pojedyncze cegiełki i sterta fruwających wokół szkolnych murów nut. -Zapisalem się do dwóch kołek poza lekcjami. a ty?. Nie myślałeś aby zmienić instrument na gitarę trąbkę czy coś innego.- po czym dodał nic nie jest w życiu pewne. - otworzył oczy i spojrzał na brata. Ja nigdy w życiu nie wybrał bym fortepianu. Kocham gitarę, całkiem dobrze radzę sobie chyba jeszcze z saksofonem i zwykłą harmonijką. - Co powiesz na rodzinny zespół wokalny?- uśmiechnął się dosyć blado, wątpił jednak ze brat zrozumie go tak na prawdę ale nie bedzie mieć mu tego za złe. Wręcz przeciwnie.
Gdy Wiktor stał przy oknie zaciągając się zimnym powietrzem, Jewgienij nadal wygrywał na fortepianie tę samą melodię. Zdążył już zapomnieć, jak bardzo granie go uspokajało i odprężało. Chyba będzie musiał zacząć przychodzić tu częściej. - To całkiem ambitnie. Jakie to kółka? - skomentował fakt zapisania się brata do kółek dodatkowych, kiwając głową z uznaniem. Pytanie dotyczące grania musiał najpierw przemyśleć. - Nie, nie czuję potrzeby zmiany instrumentu. Najlepiej gra mi się na klawiszach i to chyba się nie zmieni - powiedział, uśmiechając się lekko. I tak nie grywał przecież często. Zazwyczaj tylko na potrzeby polskiej poezji śpiewanej. - To brzmi ciekawie, przyznaję - odpowiedział z uśmiechem. - Uprzedzam jednak, że na pewno nie zostanę wokalistą. Śpiew to nie moja bajka. Musimy więc znaleźć kogoś, kto lubi śpiewać - dodał, uśmiechając się trochę szerzej. W ich rodzinie było wiele różnych talentów artystycznych, więc pomysł był całkiem uzasadniony. I może nawet miał szansę powodzenia. W końcu w ich ojczystym kraju, w Polsce, nazwisko Krawczyk było blisko związane z muzyką.
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
No to mamy typowy konflikt męski. Puchon twierdzi że można kogoś przekabacić lub coś przekombinować nie ważne czy chodzi o obraz, wystrój pokoju fryzurę czy jak w tym wypadku o melodię,od lat nic się nie zmienia może któraś z siostra zgodzi się do naszego zespołu. -Ola czy zechce ? Masz racje każdemu podoba się coś innego. -zapytał i spojrzał na brata wzruszając ramionami, wtedy też usłyszał bicie zegara z odległego krańca zamku. - Zrobił się późno. Za godzinę cisza nocna- ale ten czas szybko zleciał uśmiechnął się jednak zaraz, bo właściwie rudzielec nie miał nic przeciwko temu spotkaniu. Dawno nie było okazji spędzić chwili czasu z rodzeństwem ze względu na zajęcia i ich prace.(przecież Wik nie pojdzie do rodzeństwa do sklepu bedzie przeszkadzać) Przynajmniej nadrobimy część spotkania. -A to znasz?- Zagadnął brata i acapella zaintonował jedną ze swoich ulubionych melodii.
Rodzinny zespół muzyczny? Czemu nie, wszystko jest dla ludzi. Pozostawało jednak pytanie, co wyjdzie z tej rozmowy. Podejrzewał też, że siostry raczej niechętnie podniosłyby się do tego pomysłu; wydawało mu się, że żadna z nich nie pała jakimś większym uczuciem do muzyki czy śpiewu. Mógł się jednak mylić. - Ola chyba woli grać w quidditcha. Odziedziczyła to chyba po mamie - odpowiedział rozbawiony. W sumie... Chciałby zobaczysz reakcję siostry na taką propozycję. Mogłoby to być naprawdę ciekawe spotkanie. Biciem zegara nieszczególnie się przejął. Do ciszy nocnej było jeszcze trochę czasu. Nie lubił łamać zasad, ale wiedział, że nie musi się jeszcze aż tak spieszyć. - Tak, niestety. Ale jeszcze chwilę można porozmawiać - odpowiedział z uśmiechem, nie przerywając gry. Co prawda grał teraz inny utwór niż na początku, ale nadal była to spokojna melodia. - Możliwe. Choć mogę się mylić - dodał, zmieniając melodię na pasującą do tego, co zaintonował właśnie brat. Pograli i porozmawiali jeszcze kilkanaście minut, a potem każde z nich poszło w stronę dormitorium swojego Domu. W końcu zbliżała się cisza nocna.
Koło Realizacji Twórczych - kółko 01/2021 Inny czas
Sam nie wiedział, dlaczego Koło Realizacji Twórczych wymaga od niego aż takiego zaangażowania - nim się obejrzał, a został postawiony przed kompletnie nowym zadaniem, którego sam nie mógł (niestety) zrealizować. I o ile preferował działanie w samotności, o tyle jednak musiał teraz poprosić kogoś o pomoc. Najchętniej zadanie wykonałby z kimś, kogo zna całkiem nieźle, aczkolwiek nie kojarzył, by Solberg odzyskał możliwość uczestnictwa w życiu szkolnym, a Lucas... nie wydawał się być zafascynowany wysoce Działalnością Artystyczną. Nie bez powodu, po dłuższym zastanawianiu się, gdy poczuł narastający chłód w jego palcach, napisał do Yuuko Kanoe, z którą może nie miał aż nadto kontaktu, ale liczył na to, że postanowi wziąć w tym wszystkim udział. I chociaż bez niej jakoś też by sobie dał rady, o tyle jednak mieli wspólny cel w tym wszystkim poniekąd - uciągnąć Badgers Assemble do przodu. I pokazać, że w sumie Hufflepuff wcale nie musi mieć pustej gablotki, choć głównie w tym wszystkim znajdowała się chęć zdobywania wiedzy. Aczkolwiek... ostatni rok zdawał się podsycać jego chęć udowodnienia tego, że wcale nie jest taki zły, za jakiego go wszyscy mają. I chyba mu to wychodziło. — Hej, Yuu. — pozwolił sobie na spokojny, przepełniony pewną ostrożnością uśmiech, kiedy to spotkał dziewczynę w Pokoju Muzycznym, gdzie to się umówili. Sam, jak zwykle, miał na sobie ciemne ubrania, a ręce okrywała rozpięta bluza, tak samo spodnie dżinsowe. Wygodne buty nie powodowały aż tak sporego stukotu, jak to miało miejsce w przypadku glanów; Felinus wyglądał w miarę przyjaźnie. I na pewno lepiej niż parę miesięcy temu, gdy jego koloryt skóry był niebotycznie blady, jakoby przejawiający rozwijającą się poza kontrolą chorobę. Też, jego palce nie były skrajnie wychudzone, a prędzej szczupłe - tak samo sylwetka ciała. Grdyka nie pozostawała tak mocno zarysowana, a sam wyglądał znacznie zdrowiej. — Przepraszam jeszcze raz, że cię tutaj ściągnąłem, ale obiecuję, że postaram się zająć ci niewielką ilość czasu. — wziął głębszy wdech, zanim to nie przeszedł w głąb pomieszczenia, w którym to odbywała się pamiętna lekcja z panem Clarke, gdzie nieźle pojechał po pannie Brooks. Spojrzał na leżącą w kącie gitarę, z której to będą mieli dzisiaj skorzystać, by tym samym opuszkami palców delikatnie ją musnąć, jakoby nie chcąc tym samym jej uszkodzić. Rzadko kiedy miał do czynienia z instrumentami, a prędzej lepiej szło mu malowanie, co okazało się nie tylko podczas zajęć z Działalności Artystycznej w tamtym roku, lecz także podczas Uzdrawiania, gdzie to profesor Williams kazał im naszkicować poszczególne zwierzę. — Rzadko kiedy miałem okazję grać na gitarze, ale myślę, że jest to dobry wybór. — mruknął, jakoby sam do siebie, by tym samym usiąść wygodnie na krześle, kiedy wziął instrument do własnej dłoni, chcąc zaznajomić się z jego konstrukcją. — Więc... od czego zaczynamy? — zapytawszy się ostrożnie, skupił spojrzenie spokojnych, czekoladowych tęczówek w stronę panny Kanoe, jakoby nie chcąc tym samym robić tego w nachalny sposób. Gdzieś w środku nadal pozostawał rozbity, ale tego nie pokazywał - wybierając poszczególne emocje, pozwalał sobie działać na własną korzyść. Nawet jeżeli często popełniał przy tym błędy, to mógł się nieszablonowo uczyć sztuki oklumencji, nawet jeżeli czuł przy tym samym wzmożoną ilość cierpienia trawiącego ludzką duszę.
Zaskoczyło ją nieco to, że tym razem zadanie koła wymagało od nich ścisłej współpracy. Chociaż dla wielu była to okazja do tego, by poszerzyć swoje horyzonty. Z pewnością zaskoczył ją także fakt, że Felinus zwrócił się do niej w sprawie nauki gry na jakimś instrumencie. Jak dotąd nie bardzo utrzymywali ze sobą kontakt, bo raczej obracali się w nieco innym towarzystwie nie licząc Solberga, z którym raz czy dwa coś przećwiczyła poza lekcjami. Niemniej cieszyło ją to, że będzie mogła pomóc Puchonowi w nauce czegoś nowego. Skierowała się w kierunku pokoju muzycznego, z którym była dosyć dobrze zaznajomiona. Zabrała ze sobą własną gitarę akustyczną, by w razie potrzeby z niej skorzystać. Niemal od razu dostrzegła Lowella, który przywitał się z nią i odwzajemniła jego uśmiech. - Hej - odpowiedziała, a następnie wysłuchała jego kolejnych słów. - Nie ma sprawy. Postaram się pomóc jak mogę. Może i miała dosyć sporo na głowie, ale aktualnie zarezerwowała sobie czas dla Felinusa i mogła się skupić wyłącznie na tym, by nauczyć go czegoś nowego z dziedziny, która była jej tak bliska. Nie często miała ku temu okazję i miała nadzieję, że nie zawiedzie go jako nauczycielka. Nie wiedziała czy jej podejście do tego wszystkiego będzie odpowiednie, a udzielane wskazówki trafne i zrozumiałe. Tym bardziej dla laika. No, ale to wszystko się niedługo okaże. - Skoro już wcześniej miałeś okazję do tego, by grać to może mógłbyś mi zaprezentować jak dokładnie wyglądają twoje umiejętności? To mógłby być dla nas punkt wyjścia. Od razu mówię, że nie musisz wygrywać całej melodii. Może to być chociażby kilka dźwięków. To tak na sam początek, a potem będą mogli przejść do korygowania wszelkich błędów i udzielania pomocnych informacji. Na początku jednak musiała wiedzieć na czym dokładnie stoi i z kim przyszło jej pracować.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
A nuż widelec może kiedyś mu się to wszystko przyda? Nie żeby miał kogo poderwać na granie na gitarze, ale przy ognisku zawsze jest z nią klimatycznie. Na pewno bardziej, aniżeli bez - jakoby stare piętno przeszłości, wyciągnięte z dzieciństwa, kiedy to kojarzył doskonale dawne dzieje, do których nie do końca chciał wracać. Gitara ma pewien, przyjemny dla duszy wydźwięk, będąc tym samym jednym z łatwiejszych instrumentów, do których mógłby przyzwyczaić własne palce. I umysł, wszak kreatywność rozwija połączenia między dwoma półkulami, a zazwyczaj myślał tą lewą, przejawiającą oznaki logiki, aniżeli służącą do wymyślania czegoś kompletnie nowego. Nawet jeżeli jakoś ogarniał pisanie lewą ręką, o tyle jednak liczył na coś nowego - na rozluźnienie, kiedy ostatnio chwytał go stres, mogąc skupić się na dźwiękach wydawanych przez pociągnięcie poszczególnych strun gitary. Tutaj, w Pokoju Muzycznym, poza widokiem kogokolwiek, kogo nie chciał obecnie spotykać. Gdzie dźwięki dotrą tylko do jego uszu, jak również do uszu panny Kanoe. Był jej wdzięczny za poświęcenie własnego czasu, który to można zabijać, ale którego to nie można wskrzesić. Kiwnął głową na jej słowa, kiedy to zapoznawał się powoli z gitarą. Owszem, coś kojarzył, coś mu świtało w głowie, ale czy byłby w stanie coś zagrać? Zmarszczywszy brwi z braku wiary w samego siebie, wziął cięższy wdech, skupiając się tym samym na tym, by przypadkiem czegoś nie zepsuć. Bo nie zamierzał marnować kolejnych tyknięć zegara w związku z własnym brakiem umiejętności. Poszanowanie dla innych posiadał - przynajmniej pod tym względem. — Jasne, postaram się, choć nie obiecuję. — powiedział do niej, kiedy to usadowił się wygodnie na własnych czterech literach, podnosząc wcześniej struktury bluzy do góry. Bliznami się nie martwił - prędzej zależało mu na tym, by żaden kawałek niepotrzebnego materiału mu nie przeszkadzał podczas prób pociągania za struny. I, o dziwo, szło mu całkiem nieźle - lewa ręka spokojnie naciskała odpowiednie struny, by wydobyć z nich kombinacje. A z tych kombinacji, gdy starał się coś wybrzdękać, prawa dłoń wprawiała metalowe części w drgania, które wydobyły może nie perfekcyjny dźwięk, aczkolwiek bliżej tego prawidłowego. Parę razy, przypominając sobie poszczególne układy, aczkolwiek sam zbyt wiele z tego nie pamiętał. Chociaż i tak szło mu dobrze jak na początek po aż kilkunastu latach. — Ooch. Chyba nie jest aż tak źle. — przekrzywił głowę, będąc zaskoczonym, że poszło mu w miarę w porządku.
Cóż nie była to zbyt przydatna umiejętność, ale zdecydowanie dobra była na rozruszanie palców i dłoni. Zawsze można było w ten sposób jakoś spędzić czas. Poza tym z tego, co słyszała było to całkiem dobre dla osób, które musiały w jakiś sposób symulować mózg i ćwiczyć umysł. Jednak to równie dobrze można było robić kolorując czy rozwiązując krzyżówki. Wiedziała, że różnie może być z tą grą tym bardziej, że teraz kazała mu niejako coś zagrać z głowy. Miała jednak nadzieję, że uda jej się zobaczyć chociaż fragment tego, co znał Lowell i będzie wiedziała od czego powinni zacząć. Przynajmniej w ten sposób będzie mogła go przeprowadzić przez cały ten proces edukacyjny. Przyglądała się przez chwilę temu jak chłopak przygotowuje się do gry, ignorując jego blizny, które ewidentnie nie były jej interesem i skupiła się na jego palcach, które operowały na gitarze. Nie było źle. Naprawdę. Nie oznaczało to jednak, że było dobrze, bo tak jak Puchon sam wcześniej przyznał potrzebował pewnej interwencji. - Ogólnie rzecz biorąc nie było źle, ale... - podeszła tutaj nieco bliżej niego. - Czasami za mocno przyciskasz struny. Robisz to na tyle sztywno, że dźwięk wychodzi ci zniekształcony. Nad tym zdecydowanie musimy popracować... Umiesz czytać z nut? - to było kolejne pytanie, które musiała mu zadać. Miała przygotowane kilka naprawdę prostych utworów, na których mogliby ćwiczyć, ale musiała wiedzieć czy Felinus byłby w stanie odczytać cały zapis. Jeśli nie z pewnością da mu wersję popodpisywaną w odpowiedni sposób.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Kolorowanie uważał trochę za przeżytek - przydawało się tylko wtedy, gdy próbował nauczyć samokontroli na lewej ręce. Magiczne krzyżówki nie sprawiały mu takiej frajdy, a prędzej bawił się z wykreślankami, ale też, gitara wymaga posiadania wiedzy na kompletnie innym polu. Do tamtych rzeczy można podejść bez jakichkolwiek umiejętności, co najwyżej z wiedzą. Dopiero przy nonogramach czuł, że jego umysł bardziej się rozwija, choć też, obarczone to wszystko było w jego przypadku błędem. Błędem, którego nie powinien w żaden sposób popełniać, jeżeli chciał się nie zamartwiać. A z czasem stawało się to niezwykle trudne, choć szczelnie to w sobie ukrywał. Przynajmniej mógł odciągnąć swoje myśli od spraw codziennych, zajmując się myśleniem na temat tego który z kwadratów powinien pokolorować. Teraz jednak główną rolę na scenie przejęła gitara akustyczna, w związku z czym skrupulatnie i bez zbędnego rozpraszania się podejmował kolejnych kroków powiązanych z nauką gry. Może dźwięki nie były perfekcyjne, a wyczuwalne pozostawało odpowiednie spięcie, aczkolwiek sam dźwięk gitary wystarczająco go rozluźniał. Mięśnie z czasem zdawały się być mniej naprężone, choć i tak czy siak drobna nuta tego przejawiała się głównie przez grę, jaką to odbywał. Spokojnie, skrupulatnie, aczkolwiek nie perfekcyjnie - nie od razu Rzym przecież zbudowano - przyzwyczajał się do ponownych chwytów, działania obiema dłońmi, a przede wszystkim spokojnej analizie poszczególnych nut. Spokojnie, kiedy to szczupłe palce raz naciągały strunę, innym razem, po kompletnie przeciwnej stronie, przyciskając te kolejne, by wydobyć je w odpowiedni sposób. A przynajmniej starał się to robić w miarę poprawnie. — Ooch. — zareagował wystarczająco odpowiednio na słowa Yuu, gdy spojrzał jeszcze raz na własne palce, kierując czekoladowe tęczówki w ich stronę. Za sztywno. Hm, czy to znaczy, że powinien z mniejszą siłą przyciskać odpowiednie, metalowe struny? Najwidoczniej tak, skoro dziewczyna o tym wspomniała jako jeden z tych mankamentów, które wpływały na jego grę. — Postaram się robić to delikatniej. — mruknąwszy pod nosem, kiedy to jego głos przechodził w trochę przyjaźniejsze tony, poprawił instrument, który to dzierżył we rękach i na jednym z kolan, by tym samym usłyszeć kolejne zdania, które miały tym samym wyciągnąć z niego odpowiednie informacje. Czy pamiętał? Nie do końca. Coś o tym sobie przypominał, ale nie byłby w stanie w pełni idealnie odczytywać poszczególnych nut, znając tylko nieliczne z nich. Podczas własnej nauki zazwyczaj skupiał się na nich, by zapoznawać się z dźwiękami gitary, a, żeby nie zaprzątać sobie głowy nadmiarem informacji, starał się nie pochłaniać całego materiału. — Niezbyt. Parę znam, ale nie wszystkie. — powiedział w jej stronę, zastanawiając się nad tym, co przyszykuje dla niego prefekt Hufflepuffu.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Każdy miał inne zdanie na ten temat, inny wachlarz umiejętności i usposobienie. Dla jednego to właśnie kolorowanki i krzyżówki były odpowiednim zajęciem, a inni woleli coś stymulującego mózg w inny sposób. Sama nie wyobrażała sobie, by w pewnym wieku nie była zdolna do tego, by coś zagrać. Muzyka była zbyt ważnym elementem jej życia. - Cóż to trzeba przede wszystkim wyczuć. Jeśli będziesz to robił za lekko to wtedy z pewnością to wyłapiesz - stwierdziła, przyglądając się jeszcze raz uważnie gitarze i starając się przypomnieć sobie, co jeszcze mogłaby polecić chłopakowi na sam początek. - Poza tym mógłbyś jeszcze trzymać palce nieco bliżej progu. Wtedy dźwięk będzie pełniejszy. Cóż z czytaniem z nut było różnie. Wiedziała, że są muzycy, którzy potrafią grać ze słuchu i praktycznie nie posługują się nutami albo stosowali zapis, który nie miał wiele wspólnego z nutami takimi jakich uczono standardowo. Nie dla wszystkich były one przydatne. Skinęła jedynie głową i sięgnęła po swoje zapiski, aby pod odpowiednimi nutami nanieść ich symbol literowy. Tak z pewnością będzie o wiele łatwiej. - W takim razie podpiszę dźwięki, aby było nam łatwiej. Przygotowałam dosyć prosty utwór, który przećwiczymy wspólnie przerabiając po kolei odpowiednie dźwięki na wypadek, gdybyś nie znał któregoś chwytu - tym razem, mówiąc otwierała jednocześnie futerał, w którym znajdowała się jej wciąż dosyć nowa i świeża gitara akustyczna, którą chwyciła pewnie i siadając naprzeciw Puchona, ułożyła ją sobie odpowiednio na kolanach, chwytając jedną z dłoni za gryf, by ulokować na nim w odpowiedni sposób palce. - Gotowy?
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Czasami nawet taka stymulacja mózgu nie działała i Lowell podejmował się, w krytycznym punkcie, wpakowania się wprost w paszczę nundu. Nim ktokolwiek zdołał zwrócić na niego uwagę, udało mu się nie tylko dokonać dość specyficznej utraty, lecz także zostać pogryzionym przez pustnika i pociachanym w wyniku rykoszetu zaklęcia czarnomagicznego. Szczęście miał, nie ma co. I chociaż ostatnio szło mu coraz lepiej, rozumiejąc w dokładniejszy sposób przepływ magii przez sygnaturę, wraz z podbiciem mocy za pomocą serca buchorożca umieszczonego w różdżce jako rdzeń, nadal miał pewne wątpliwości. Udawało mu się w poprawniejszym stopniu wystosować odpowiednią moc, by przypadkiem nie przesadzić, aczkolwiek nadal. W pewnym momencie mógłby stracić nad tym wszystkim kontrolę. Nauka oklumencji, której to się podejmował, pozwalała mu poniekąd na uspokojenie własnych myśli, gdy stawiał kolejne bariery, a każdy z murów zyskiwał na sile obronnej, aczkolwiek, jeżeli doszłoby do jakichkolwiek komplikacji, jego runięcie... mogłoby być wyjątkowo obarczone jednostkami, które za sobą by pociągnął, ale których to nie chciałby za sobą pociągać. I o ile jeszcze się uczył, o tyle jednak zauważał postępy. Widoczne, charakterystyczne, nawet udawało mu się poprawnie pokierować kumpla pod względem analizy myśli. Dopiero po odpowiednich dozach zrozumienia przepływu połączeń, jakie to znajdują się pod kopułą czaszki, można podejmować się ich subtelnego odcinania. — Jak to mówią - trening czyni mistrza. — czy jakkolwiek to brzmiało. Sam zaczął bardziej teraz przykładać uwagę do własnych opuszek palców, które to dotykały strun. Wiedział teraz, by robić to delikatniej, w związku z czym zmniejszył nacisk, starając się rozluźnić potencjalnie spięte tym procederem mięśnie. Na kolejne słowa podniósł wzrok i kiwnął głową, starając się tym samym przesunąć paliczki bliżej progu, by dźwięk był rzeczywiście pełniejszy, aczkolwiek jedynie delikatnie to sprawdzał, chcąc przystosować się do ciut zmienionego układu. Wiedział, że musi przykładać do tego uwagę, no chyba że zechce poświęcić tutaj parę godzin na naukę poprawnego trzymania gitary, a nie o to w tym chodziło. Na szczęście Felinus rozumiał polecenia Yuu i nie był dzieciakiem wymagającym specjalnej opieki. Chyba, bo na początku roku pod tym względem coś się ewidentnie pokićkało. — W sumie dobry pomysł na naukę. — przyznawszy szczerze, skupił się na przygotowanym przez dziewczynę zapisie, który to mówił mu niewiele. I choć rozumiał parę nut, a także chwytów, kiedy to starał się ułożyć w odpowiedni sposób palce na gryfie, czuł, że ewidentnie się w tym wszystkim pogubi. I kiedy kiwnął głową, o ile pierwsze dźwięki pozostawały łatwe, o tyle jednak te późniejsze, nawet jeżeli to był prosty utwór, wymagały znacznie większej dozy uwagi. Raz mu się palce poplątały, mimo w miarę dobrej kontroli nad dłonią niewiodąca, innym razem za mocno pociągnął za struny, innym razem - zbyt spięcie je przyciskał, w związku z czym dźwięk nie wychodził zbyt zadowalający. Niemniej jednak próby, których to się podjął, pozwoliły dziewczynie na określenie jego poziomu i zwrócenie tym samym uwagi na najważniejsze rzeczy. Wraz z jej uwagami szło mu coraz lepiej, choć nadal miał widoczne problemy. Mniejsze, ale istniejące.