Jest zaśnieżona, a ponadto rzadko kto ma ochotę i odwagę ją odśnieżać ze względu na to, że tutejsi czarodzieje wierzą, że nocą często przebiegają nią elfy i kąpią się w śniegu, więc nie powinno się ingerować w ich rytuały. Aczkolwiek da się przejść tą dróżką, panuje tu słodki klimat, a i można przemyśleć kilka spraw. Zatem czy to samotny spacer czy z drugą połówką, to chyba warto się tu przejść!
Kosteczki
1-5 - kiedy tak idziesz spokojnie tą dróżką zauważasz w śniegu czerwoną tkaninę, pochylasz się, podnosisz ową rzecz i oto okazuje się, że to czyjaś czapka. Jak się okazuje właściciel był sprytny, bo się nawet podpisał. Kojarzysz, że to mieszkaniec pokoju numer 4, zatem chyba tam to powinieneś odnieść. 2-6 - a może te elfy tutaj nie są legendą? Przyglądasz się idealnej pokrywie śniegu i występujących na niej drobnych śladach. Zmierzasz w tamtą stronę (być może ciągnąc za sobą partnera) i oto okazuje się, ze wpadacie w dół pełen śniegu. Chyba nie tylko elfy kochają się tu kąpać. Powinieneś/powinniście poprosić kogoś o pomoc. 3-4 - uroczy dzień na spacer! Przynajmniej karmisz się tym argumentem do momentu, w którym nie zauważasz tu jeszcze kilku innych osób, których widok po prostu Cię nie zadowala, wszak co to za kraina zadumania skoro jest przepełniona ludźmi? Fukasz coś pod nosem, jednak z zadowoleniem obserwujesz, że jest im już za zimno, więc część już odchodzi. Jednakże ktoś Cię rozpoznał i uznał za całkiem zabawne, aby obrzucić Cię śnieżkami. A potem znikł. Jak miło!
No i po chwili była na miejscu. Przystanęła pod drzewem i wzięła głęboki oddech. W zimę się nie biega, zapamiętać. Dobra śnieg trochę uniemożliwiał jej biegnięcie na miejsce spotkania, ale ważne że dotarła, prawda? Zdyszana i zmęczona. Na szczęście i nie szczęście, nie było tam jeszcze Ambroge. Za to byli jacyś inni ludzie. Uśmiechnęła się do nich, tak po prostu z grzeczności. No powiem że nie ucieszyła się na ich widok, w końcu chciała być z Ambroge sam na sam. Rozejrzała się w ogół i dopiero zauważyła jak było tam pięknie. Gałęzie całe w śniegu, wszystko było białe i lśniło, kiedy tylko poświeciło słońce. Ciekawa była, jak to wszystko wyglądało Wiosną, zapewne równie pięknie, ale śnieg dodawał tego uroku. Nagle jej uwagę zwróciła grupka ludzi która coś tam szeptała patrząc na nią. Wywróciła oczami i oderwała się od drzewa. Rozejrzała się, ale chłopaka nadal nie było widać. Hm, no nie powiem, trochę się spóźnia. Robiło się coraz ciemniej, ale czy to przeszkodzi im w spacerze? No mam nadzieje że nie. Uśmiechnęła się, ale w tej chwili dostała paroma twardymi śnieżkami. Trochę lodu dotarło do skóry. Zasyczała z zimna i spojrzała wściekła w stronę małolatów. Nie było ich tam, no i mieli szczęście! Zdjęła szalik żeby go otrzepać, ale wiedziała że nic z tego nie będzie. Już był mokry i musiała się z tym pogodzić. Kiedy znowu go włożyła jej oczom ukazał się Ambroge. No wspaniale! -Hej. -Uśmiechnęła się, ręką ogarniając włosy. -U twojego kolegi wszystko, okej? -Właśnie ten biedny chłopak, przez którego musiała wyjść. Przestraszyła go czy co? Bo wyglądał jak by się bał, że wyrządzi mu krzywdę. Jakiś czas później w mieszkaniu domyśliła się że sprawdzała się jej wizja, dobrze że wyszła. Jeszcze by ich skłóciła czy coś, a kto by tego chciał?
Spóźnił się, w sumie sam gnając jak na złamanie karku. Nie, żeby zrobił to celowo, czy coś w tym rodzaju. On po prostu zwyczajnie zgubił drogę. Przegapił jeden zakręt, przez co poszedł w totalnie innym kierunku. Szczęśliwie szybko się skapnął, że coś było nie tak, zapytał o drogę i dzień dobry bardzo. Musiał wracać. Z resztą, tak też zrobił. Wracał spokojnie, ale kurde no. W tych warunkach ciężko mu to przychodziło. No, bo po pierwsze – miał trochę do przejścia, a po drugie – warunki drogowe były raczej niesprzyjające, jeśli wiecie co mam na myśli. No bo tak. Bardzo miło się szło , niemal brodząc po kolana w zaspach śniegowych. Bardzo miłe zajęcie, polecam. W końcu jednak doszedł na miejsce spotkania. Widząc pannę Mallory, aż wyrzucił swojego papierosa. Tak, nie chciał jej jeszcze bardziej denerwować. W końcu nie wiadomo co by sobie o nim pomyślała. Nie dość, że spóźniony, to jeszcze sobie robi przerwy na papierosa i takie tam. A po co to komu? No właśnie. Po nic. – Wybacz, wybacz. Mam nadzieję, że nie czekałaś długo. – powiedział, witając ją uściskiem i pocałunkiem w policzek. Ślicznie dziś wyglądała, trzeba było przyznać. Niemniej o tym nie wspomniał. Rozglądnął się jeszcze po okolicy, szukając przyczyny śniegu na płaszczu Anastazji. Czyżby taplała się w zaspach? A może wręcz przeciwnie, dostała od kogoś śniegiem? Cóż, wolał nie drążyć tematu, zwłaszcza, że ją chyba bardziej interesował stan psychiczny Taki. – Tak, wszystko dobrze. Na szczęście.. – urwał wątek. No cóż, tego czego się wtedy dowiedział postanowił zostawić dla siebie. Notabene, po co miałby jej o tym mówić? Takanori był jego, a nie jej kolegą. Nie, żeby był zazdrosny, czy coś w rodzaju. Absolutnie nic z tego. – W ogóle. Bardzo Cię jeszcze raz przepraszam za to wtedy.. Że Cię wyprosiłem i w ogóle. Sytuacja awaryjna.. – rzekł, mając głęboką nadzieję, że zrozumie. Musiała zrozumieć.
Kiedy chłopak ją tak objął i pocałował, miała ochotę żeby to się nie kończyło. Powiem wam więcej, chciała się w niego wtulić i pocałować, ale nie w policzek. Namiętnie wbić się w jego usta. Czy jej odbijało? Nie sądzę. To wszystko jest wynikiem, tego że jak na razie tylko On okazywał jej jakiekolwiek ciepło. Własna rodzina na dobrą sprawę, nie miała ochoty jej widzieć. Czy wie że nie mogłaby mieć żadnego romansu z uczniem, owszem. Ale czy ktoś musiałby o tym wiedzieć? Nie oszukujmy się, taki chłopak jak Ambroge nie chciał by się z nią spotykać. Nie, koniec tematu. Już sobie wyjaśnili wszystko w kawiarni, no może nie wszystko, ale większość. -To dobrze, nie chciałabym mieć go na sumieniu. -Uśmiechnęła się. -Oh nie ma sprawy! W końcu nie mogłeś przewidzieć, że twój kolega źle się poczuje. -Ona to inna sprawa. Mogła się jednak wysilić i na samym początku skojarzyć sobie fakty. Potem w mieszkaniu przeklinała sama na siebie, no niestety. Trzeba myśleć, a Anastazji nie wychodzi to najlepiej ostatnimi czasy. Jeszcze ten cały pokój.. Na razie jakoś nie wyobraża sobie przebywania w nim. Jeśli byłaby na tyle odważna, to wyprowadziła by się z niego. Jak na razie, to wszystko wygląda jakby się miało posypać. Wzięła głęboki oddech, tak na uspokojenie. -Co u ciebie słychać? Tak ogólnie. -Jednym gestem pokazała, żeby ruszyli. Nie lubiła rozmawiać w miejscu, a zwłaszcza kiedy było tak zimno. Zima ma swoje uroki, ale chyba tylko twórcze. Nie jeden obraz i wiersz powstał przy opadach śniegu, ale to zimno które kobieta czuła najbardziej w nogach, dobijało ją.
Nie chciał się z nią spotykać? Właśnie to pokazał, przychodząc tutaj. I wtedy, kiedy znalazł tą kartkę. No i zapraszając ją do domu. Dobra, to ostatnie pomińmy. W każdym razie, dlaczego miałby nie chcieć jej widywać? Proszę, no przecież, gdyby nie chciał jej spotkać, to pewnie nie zdałby z ONMSu, przez frekwencje. No i szkołę też by zmienił, co by n nią nie wpaść czasem na korytarzu. Szczęśliwie jednak, na razie niczego takiego nie planował, więc może nie powinna snuć takich wizji? Przynajmniej bez konsultacji z nim. Natomiast, jeśli chodzi o „takie” spotkania.. Cóż. Piątkowi bardzo trudno było uwierzyć, że nauczycielka coś w nim widzi. Serio. To było takie.. dziwne? Tak. No dobra, Mallory akurat była jednym z tych pedagogów, mających dobry kontakt z uczniami. Może aż za dobry, w niektórych przypadkach, niemniej wiadomo, o co chodzi. Poza tym, no była szalenie atrakcyjna i, co już z resztą powiedział jej w kawiarni, mogłaby mieć każdego ucznia tej szkoły i pewnie niejednego pracownika. A tu co? Zainteresowała się chłopakiem, o jednej z najgorszych opinii w całym Hogwarcie. Bosko. A może nie chodziło jej o nic więcej jak przelotny i burzliwy romans, pełen doznań? Kto wie? Kiedy ruszyli, postąpił tylko o krok, wyciągając rękę w jej kierunku. Anastazja, chyba nieco zdziwiona jego zachowaniem, nadal stała, przez co ten ujął jej dłoń. W końcu było trochę zimno, to prawda. No, a idąc jakoś miej się to odczuwa, prawda? Poza tym, ściemniało się coraz bardziej, więc wypadałoby iść jakoś w kierunku cywilizacji. No, ale póki co, najważniejsze było jakoś ruszyć z tego miejsca. W końcu na spacer się umowili, prawda? – Co u mnie? W zasadzie, proza życia. To smutne, ale mnie dopadła. Z tym, że ta nieco jest ubogacona. Wiesz, ferie te sprawy. – uśmiechnął się do niej. – Mam zamiar sobie odpocząć. Od szkoły, zamku, zajęć, malowania, pisania, rysowania, sztuki. Wszystkiego. Chcę cieszyć się tym wyjazdem, pięknymi widokami, przebywaniem ze znajomymi, alkoholem, nikotyną i innymi dobrodziejstwami tego świata. – skończył swój wywód, odpowiadając tym samym na jej pytanie. – A u Ciebie co tam nowego?
Żeby nie było, ale Anastazja Mallory, na pewno nie zaliczała się do tych kobiet które szukają romansów. Nigdy się nie zaliczała, te kobiety mogło się nazwać mianem prostytutki. Jakie to żałosne, te kobiety stwarzają co nowsze przesądy na nasz temat. Za niedługo każdy facet będzie myślał, że chcemy tylko go uwieść. Natomiast Anastazja naprawdę coś czuła do chłopaka, tylko nie umiała tego określić. Wyznawanie uczuć, w jej przypadku, nie było najlepsze. Kiedy Ambroge złapał ją za rękę, uśmiechnęła się. Czy była zdziwiona? No trochę. Jakieś niespodziewane to było, ale co prawda przyjemne. Chciał porzucić sztukę? Co za niedorzeczny pomysł. On jest stworzony do tego! Podobnie jak Mallory. -Nie możesz porzucić tego wszystkiego. Jeśli to zrobić, przyrzekam że będę cię prześladować z ołówkiem i kartką! -Zaśmiała się. Czy była by do tego zdolna? Narzucać mu sztukę? Jakoś sama tego nie widziała. Możliwe że by go zniechęciła, a nie chciała tego. -Prawda, powinieneś się bawić. Ale pamiętaj co lubisz robić. -Mrugnęła do niego. -Co u mnie? Nic ciekawego. Od naszego spotkania nic się nie wydarzyło. Oh zaadoptowałam psa, bardzo się ucieszyłam ponieważ dogaduje się z Moonem. Nazywa się Nyks. -No tak. Skąd to nietypowe imię? Bogini Nocy, troszeczkę dziwne prawda? A zwłaszcza że psina, została znaleziona przy jeziorze, ktoś chciał ją utopić. Ci mugole, są bezmyślni. Szczeniaka chcą uśmiercić, chyba nie popatrzyli nigdy na to ze swojej perspektywy. Czy czasem Anastazja nie ma obsesji na temat księżyca? Nyks, Moon i kiedyś ptaszek nazywany Twilight. A może po prostu to jest symboliczne? A kto ją wie. -Ciekawe czy dogadałaby się z Romanem. -Zaśmiała się.
Jego zdziwienie nie polegało wcale na tym, że miał złe zdanie na temat kobiety. Po prostu wiedział, jakim powodzeniem się cieszy . Dlatego właśnie trudniej było mu w to wszystko uwierzyć. No bo jej spojrzenie nie jednego z młodszych Krukonów wprawiało o bezdech i niedotlenienie, spowodowane odpływem krwi do pewnych dolnych części ciała. Nie można było powiedzieć, jemu też się podobała. No ale. W dalszym ciągu to on. A gdyby tak powiedziała mu, że coś do niego czuje, coś więcej niż tylko jakieś podstawowe ciepłe uczucia, chłopak prawdopodobnie nie uwierzyłby w to, wrócił do domu, nadal twierdząc że to tylko dobry żart. Bo serio. Była jego nauczycielką. I nie, żeby mu to przeszkadzało. Zwyczajnie była starsza od niego. W jej wieku na pewno była masa mężczyzn, którzy swoją dojrzałością go przewyższali, ale ona i tak wolała Fridaya. Nie można powiedzieć, że był smutny z tego powodu. Wręcz przeciwnie, gdzieś tam, gdzieś głęboko w jego serduszku przemawiał delikatny i cichy głos, mówiący, że może jednak ma rację? Że może jednak mówi poważnie? Jej reakcja, na słowa o odpoczynku była bardzo zabawna. Aczkolwiek niechciana. Po prostu chciał odpocząć. – Przestań. – powiedział chłodno, ucinając temat tym samym. No co? Jeśli nie będzie miał weny, albo po prostu będzie miał dość sztuki od „tej” czynnej strony będzie to wyłącznie jego decyzja. Zatem, nie chciał, aby ktokolwiek ingerował w to, co postanowi. Poza tym, póki co chciał sobie zrobić tylko taki urlop. Mała separacja dobrze im zrobi. I jednemu i drugiemu. Stąd postanowił przez całe ferie nic nie rysować. Może to też dlatego, że ostatnimi czasy wena go opuściła? To pewnie przez to, że nie może przyzwyczaić się do widoku Takanoriego w mieszkaniu. Jakby nie patrzeć, nieco ograniczał swoją autonomię, jednak zrobił to celowo. W końcu nadal mógł mieszkać z Romanem. A skoro o nim mowa.. - Nie wiem. Ale jeśli poszliby w ślady ich właścicieli, to kto wie.. – uśmiechnął się jedynie. Chciał coś dodać, ale jednak się powstrzymał. Powoli spacerowali, kiedy Piątek w ogóle skminił, że trzyma Mallory za rękę przez cały ten czas. No słodko. Zastanawiał się po prawdzie czy nie puścić jej. Doszedł jednak do wniosku, że przecież i tak jest ciemno. I pusto. Nikt ich nie zauważy. Inna sprawa, że nie bardzo miał ochotę jej puszczać.. – Wiesz.. – rzucił nagle. – Stęskniłem się za Tobą.. – tyle. Nic więcej nie powiedział. Ona z resztą też. Pozwolili tym słowom wybrzmieć spokojnie.
Po pierwsze bardzo przepraszam że tak późno, ale chyba mnie rozumiesz. Ważne że w ogóle..
Kiedy chłopak się uśmiechną, ona też to zrobiła. Racja, zimno jej na to trochę nie pozwalało, ale się starała dziewczyna! Kiedy wspomniał że za nią tęskni, ścisnęła jego dłoń. Nie będę poruszać tematu, czy za nią tęsknił, czy nie. To było oczywiste, ponieważ ona też za nim tęskniła. A przecieżby mu tego nie powiedziała! O nie nie. To, że coś do niego czuje, nie oznacza że ma mu to od razu wyznawać. Już dostała "ostrzeżenie" na tych feriach od Sherazi'ego. To jej wystarczy, a zwłaszcza że ten mężczyzna jest nieobliczalny. Aż ciarki ją przechodziły na myśl o nim. Spojrzała na chłopaka, jakby zainteresowana. -Też za Tobą tęskniłam.. -Rzuciła. Tak po prostu, powiedziała co myślała. Eh.. -Nie wyobrażasz sobie jak bardzo. -Lekko ją poniosło. Przystanęła na chwile, chodź sama nie wiedziała po co. Złapała za dłonie chłopaka, i uśmiechnęła się lekko. Wszędzie było sporo śniegu i obiło się coraz zimniej. Lepiej żeby nie przystawali, ale no cóż... Coś ją natchnęło. Na niebie powoli zaczęły pokazywać się gwiazdy, a tam gdzie byli wyglądały bardzo pięknie. Anastazja wzięła głęboki oddech, lecz uśmiech zszedł jej z buzi. -Powiedz..-Zaczęła powoli. -.. co ty we mnie takiego widzisz? -No racja. Cały czas powtarzał że to ona mogłaby mieć każdego, ale chyba to działa we dwie strony. Ambroge też mógłby mieć każdą w Hogwarcie, zresztą pewnie nie jedna za nim szaleje. Młodszą, ładniejszą i z każdym detalem lepszą. Czemu akurat ona? Chciała tylko prostego wyjaśnienia. To powinno wystarczyć.
Wędrowali sobie spokojnie, miło spędzali czas, ciesząc się nawzajem swoim towarzystwem, kiedy nagle ona jakoś dziwnie zareagowała na słowa o jego tęsknocie. Tak dziwnie.. niespokojnie? Być może, to odpowiednie słowo. W każdym razie, kiedy ścisnęła jego dłoń, nieco niepewnie, ale się uśmiechnął. Dziwna była. To znaczy, dziwne było to, że tak na niego regowała. Na jego słowa, jego obecność, po prostu jego osobę. I nie chodziło tu wcale o fakt, że mogłaby sobie kogoś tam znaleźć, tylko.. On był sobą. Był Piątkiem. Tym samym za którym przepadały albo nie dziewczyny. Ale właśnie – dziewczyny. A ona ewidentnie nią nie była. Była kobietom, tak? Właśnie. Poza tym, nie znała go w całości, z resztą jak wiele dziewczyn nim zainteresowanych. W końcu fakt, że nie mógł sobie nikogo znaleźć chyba o czymś świadczył, prawda? Miał swoje dziwne nawyki, jak picie w środku nocy alkoholu, z niewiadomego powodu, czy zrywanie się o brzasku, żeby malować.. Nie to było teraz jednak ważne. Ważne było to, co do niego mówiła. Tęsknila za nim bardziej niż to sobie wyobrażał.. Głupio mu się zrobiło, gdy to usłyszał. To znaczy, lekko się zarumienił i zakłopotał. A to późniejsze pytanie. – No wiesz.. Jesteś inteligentną, wrażliwą, piękną kobietą. Jesteś artystką, więc zyskujesz jeszcze bardziej w moich oczach. Rozumiesz mnie w jakiś sposób. Moje fazy. No i. Masz ciekawą duszę, osobowość. Poza tym, nigdy się nie nudzę przebywając z Tobą. Zawsze możemy o czymś poozmawiać, wymienić się doświadczeniami, przemyśleniami. Jesteś cennym przyjacielem. A o takich należy dbać.. – odpowiedział na jej pytanie, po czym pocałował ją w policzek i mocno przytulił. – Naprawdę, cieszę się, że mieliśmy okazję poznać się bardziej i z tej nieco mniej formalnej strony, wyzbywając się relacji nauczyciel – uczeń. – dodał po chwili. Postanowił odbić piłeczkę. – A Ty? Dlaczego mnie tak cenisz?
Cóż, racja nie znała go dobrze. Ale czy to było konieczne? Podobał się jej właśnie m.in za te dziwactwa. To ją wręcz pociągało. Był inny. Nie jak reszta, a to chyba było najważniejsze. Zresztą Nastka także nie była idealna. Może na taką wygląda, ale uwierz że taka nie jest. Przepadała za robieniem sobie alkoholu o trzeciej w nocy, cóż nie tylko o trzeciej w nocy, często miewała jakieś napady (cóż bardziej chodzi o śmiech, tzn. głupawkę), miała nawet swoją ulubioną bieliznę! Ale to chyba nie było ważne, przynajmniej na tą chwile. Na słowa chłopaka szeroko się uśmiechnęła. Miło było to usłyszeć, dostała co chciała i była z tego bardzo zadowolona. Anastazja objęła dłońmi szyje Piątka i uśmiechnęła się. -Hm. Na pewno cenię Cię za to, że jesteś artystą. Że rozumiesz, a nawet tolerujesz moje dziwne zachowanie..-Tu lekko zachichotała i zbliżyła się do niego. -Za to, że zawsze starasz się mi jakoś pomóc, co oczywiście nie zawsze jest łatwe. Jesteś inny niż reszta, szanujesz mnie nie każdy to potrafi. Jako kobietę i Nauczycielkę. To właśnie jest w tobie takie.. uroczę. Jesteś prawdziwym dżentelmenem. Zawsze kiedy jesteś blisko mogę poczuć się sobą, co u mnie jest rzadkie. Dodajesz mi otuchy, przy tobie czuję się po prostu lepiej. Jak przy dodawaniu ciepłych kolorów na płótno. Sprawiasz, że mam nadzieje na lepsze jutro. Że jednak jest jeszcze ktoś, kto jest sobą, nikogo nie udaje i jest taki wspaniały. Odważny, mądry, męski, a zarazem romantyczny, zabawny, wręcz ciekawy, intrygujący.. -Uśmiechnęła się prawie niewidocznie. Czuła to wszystko co powiedziała, słowa płynęły prosto z jej serca. Hmm jeszcze jedno.. -Nie muszę niczego udawać, ponieważ wiem że Ty to zrozumiesz... -Więc sobie wyjaśnili? Chyba obydwoje wiedzą co do siebie czują. I to jest wspaniałe. Anastazja dopiero teraz zauważyła jak blisko siebie stoją! Kobieta wręcz się opiera o Piątka. Czuła jego oddech. Wypadało by teraz się odsunąć, prawda? Tylko że ona nie chciała tego zrobić. Serce biło jej jak szalone i miała nadzieje że On tego nie zauważy. Patrzyła prosto w jego oczy.
Był inny? Oj tak, to na pewno. Ale tylko dlatego, że nie pociągało go nigdy robienie tego, co wszyscy mu każą. Był w pewien sposób buntownikiem, ale w dobrej wierze. To nie tak, że w pewnym momencie przestał myć zęby w buncie przeciw czemuś tam, zaczął palić, bo wszyscy to robili itd. oj nie. Zdecydowanie. W zasadzie, za każdą jego decyzją szły jakieś głębsze rozkminy, poparte egzemplifikacją, bardzo szeroką dodam, odwolaniem do wielkich ludzi, takich jak jego ulubieni poeci, Dalajlamów, czy własnych rodziców no i w ogóle. Niemniej nie znaczyło to, iż lubił się wyróżniać. Co to, to nie. Choć może, źle się wyraziłem. Po prostu nie lubił być na świeczniku, na językach innych itp. Dlatego tak bardzo denerwowały go niektóre posty Obserwatora. Ciekawe, czy gdyby włamał się do domitorium Ślizgonów i napierdolił tam mugolskich sprzętów w akcie sprzeciwu przeciw dyskryminacji mugoli ktoś by się w ogóle o tym dowiedział? Poza oczywiście radą profesorem Hampsonem i resztą znamienitej rady pedagogicznej. No, ale takie życie.. Natomiast słów Anastazji, słuchał w głębokiej refleksji. Rozbierał na czynniki pierwsze każde kolejne czynniki jej wielkiego równania, którego wynikiem była cała ta pozytywna emocja do Fridaya. Robił tak głównie dlatego, że nie wydawało mu się, aby miała jakieś takie obiektywne zdanie, na jego temat. Swoją drogą to ciekawe. Tu go chwalą, a gdzie indziej grożą różdżką. Ech, kobiety. Ech ludzie. Wystarczy że poznają Cię wyłącznie z kilku stron. I zawsze traktują inaczej. Gdy skończył nad tym wszystkim rozmyślać, wrócił na ziemię, spostrzegł iż znajdują się nieprzyzwoicie blisko siebie. Piątek jedynie uśmiech posłał do niej, co by jej dodać otuchy. Nie, wcale nie czul jej walącego serduszka… Dlatego też uściskał ją lekko, po czym zachęcił do dalszego spaceru. Czy chciał zrobić coś więcej? Nie. Z dwóch powodów. Mallory była przyjaciółką. Bardzo dobrą przyjaciółką. Natomiast, drugi, znacznie ważniejszy to pewna osoba. Gryffonka, mówiąc ściśle, którą ostatnio spotkał, po dość długiej nieobecności..
No to jak? Mogła już się walnąć w śnieg i zamarznąć na śmierć? Oh albo skoczyć z klifu, lepsze to niż życie wstydzie. Idealnie... Chyba oczywiste że darzyła Piątka jakimś uczuciem, lecz kiedy tak się uśmiechną i wręcz "odepchną" ją od siebie, to było zrozumiałe że nie czuł tego co ona. No cóż, nie jest im dane? Raczej w to nie wierzę. I Anastazja tym bardziej, ona wieży tylko w rzeczywistość, a teraz była dość jasna. Co miała zrobić? Rzucić się w jego ramiona jak desperatka, z jakiegoś słabego filmu? Nie. Ona natomiast uśmiechnęła się jak nigdy nic i szła dalej. Sam ją "zachęcał". Prawdę mówiąc bardzo dobrze tłumiła swoje uczucia, teraz widać po niej było radość, ten błysk w oku który przeważnie posiada i "słodkość" jeśli można by było to tak nazwać. Ambroge miał ten dar, który ją bardzo denerwował. Zawsze wiedział jak się czuje i kiedy coś ją martwi, jakaś Artystyczna telepatia?! Nie, po prostu dobrze ją znał. I to ją czasem denerwowało, znał ją za dobrze. Ale w końcu się "przyjaźnili" prawda? Teraz to już było wręcz potwierdzone. Lekki, ale na prawdę minimalny, uśmiech zawitał na twarzy Anastazji. -Coś Cię zmartwiło? -Rzekła lekko chrapliwym głosem. Oj tak, chciała znać odpowiedz.
Czy on coś do niej czuł? Coś więcej? Coś na kształt tego, co ona? Nie był pewien. Na pewno, darzył ją jakimś szczególnie miłym i pozytywnym uczuciem, ale czy to była miłość? Jak mówię, nie wiem. Szczerze, on sam nie wiedział do końca. Pewnie kilka tygodni temu, nie miałby żadnych oporów przed pocałunkiem z nią, może nawet czymś więcej. Jednak teraz.. Teraz. Teraz. Dzisiaj. Zobaczył się z pewną dziewczyną. I dowiedział się, że istnieje. Począł się nad tym zastanawiać. Z jednej strony Daidree, a z drugiej Nastka.. Z tym, że z Dai nie wiadomo, do końca. To, że ją spotkał wcale o niczym jeszcze nie świadczy, prawda? No więc właśnie. A Nastka… Ona była tutaj. I teraz. W dodatku gotowa na wszystko, czego by nie zrobił. Dostrzegł jej smutny, ledwie wyczuwalny uśmiech. Kiedy spytała go, czy coś jest nie tak, w zasadzie miał odpowiedzieć, że to jego kwestia. Powstrzymał się jednak. Jedynie odpowiedział, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nadal szli. Chłopak miał coraz większe wątpliwości. Dodatkowo, była jego nauczycielką, prawda? Mogła mieć przez to różne nieprzyjemności. Choć z drugiej strony. W pewien sposób była dojrzalsza emocjonalnie od jego rówieśniczek. Ostatnio na nie narzekał. Na to, że są głupie. Że nie interesują się, przynajmniej wszystkie, jakimiś ciekawszymi sprawami. Że każdemu w głowie tylko imprezy. Okej, on też lubił się zabawić, ale poza tym wszystkim były jeszcze inne rzeczy. – A wiesz. Jednak jest. Jest coś co mnie zmartwiło.. – powiedział po chwili. Jeśli on dobrze, wręcz za dobrze ją znał, to o niej należało powiedzieć to samo. Kurde, dlaczego jego wątpliwości dotykały stopniowo kolejnych problemów, jakby zapominając o poprzednich? W końcu zniknęły całkowicie. Cudownie. Wobec powyższego, jedynie złapał ją za rękę, mocno do siebie przyciągnął i bez większej egzaltacji namiętnie pocałował. Bez żadnych zabaw. Nie chciał bawić się w delikatnego człowieka. Nie dziś. Nie teraz. Nie po tych wszystkich wątpliwościach, dywagacjach. Nie, nie. I jeszcze raz nie. Po wszystkim jedynie uśmiechnął się do niej czule - A nie. Jednak mi się zdawało. - odpowiedział swoim normalnym, Piątkowym tonem. Nadal trzymał ją za rękę. Teraz jednak zaprzestał tego. objął ją ręką, mniej więcej na granicy ramion, trzymając jej dłoń. Musiała zgiąć w łokciu rękę, ale jakoś jej to chyba wybitnie nie przeszkadzało. Tak, ruszyli w stronę jeziora.
Ona tak sobie szła, planując najbliższą śmierć i obmyślając czy w ogóle ktoś poza chłopakiem przyszedłby na jej pogrzeb, a tu on ją pocałował! Kobieta odwzajemniła pocałunek, chodź na początku nie wiedziała co się dzieje. Czuła że to nie był normalny pocałunek, ewidentnie nie był to "przyjacielski pocałunek". Ani desperacki. Czuła, że płyną z jego serca. Ale chwila.. czy on właśnie ją p o c a ł o w a ł? Co to do cholery było?! Czy czasem jakieś pięć minut wcześniej nie dał jej do zrozumienia, że nie jest nią zainteresowany? A teraz ją pocałował! O co temu chłopakowi chodziło? Niech się zdecyduje. I co miała powiedzieć? Wiedziała że jeśli powie coś głupiego, zrobi się niezręcznie. Tak, pocałunek był przyjemny, objęcie też, no dobra cała ta sytuacja była przyjemna! Ale dziewczyna nadal się martwiła. HOLA! Czy czasem przed chwilą sama nie mówiła, jaki to on jest wspaniały i Dżentelmeński? Mówiła? Mówiła. Sama stwarzała sobie problem! Powinna się cieszyć, a wychodziło coś innego. Przecież nie planują ślubu, po prostu ją pocałował! Albo miał na to ochotę, albo... tego chciał? Czy czasem nie wychodziło na to samo? Nie. Nie, z Ambroge to nie to samo. Z nim wszystko jest inne, romantyczne, wręcz hipnotyzujące. Uśmiechnęła się i teraz widać było że szczerzę! -To.. dobrze. -Wydusiła z siebie. Cóż, na tą chwilę nie stać jej było na coś więcej. Spadł jej kamień z serca. Szli sobie spokojnie, chodź było już całkiem ciemno. Gwiazdy świeciły, śnieg świecił wszystko świeciło, a kobiecie wydawało się że ona świeciła najjaśniej. Jak największa z gwiazd. Teraz jeszcze bardziej uważała, że Ambroge czyta jej w myślach. Innego wyjścia nie było! Za dużo tych "zbiegów okoliczności", jak na jeden wieczór (chodź nie miała nic przeciwko). Uśmiechnęła się do niego, przechylając głowę. -Czemu.. -Zaczęła. -.. teraz? -Wydusiła z siebie. "Czemu teraz", na nic lepszego nie wpadła. Po pierwsze czemu teraz, a nie kiedy indziej? Czemu teraz, no po prostu czemu? Chciała, wręcz pragnęła dowiedzieć się, czemu właśnie teraz zdecydował się ją pocałować. Tu chyba nawet nie chodzi o ten pocałunek, chodzi o to zbliżenie się do siebie. Bo jak widać, już dawno pokonali barierę przyjaciół, a o uczeń-nauczyciel to już nie wspominając. Ta druga, już nie istniała! Ona szybowała sobie gdzieś w przestworzach!
Czemu, czemu i czemu? A co jeśli po prostu miał na to ochotę? Właśnie teraz?! Albo planował to zrobić, kiedy nikt się nie spodziewał, a zwłaszcza najbardziej zainteresowana osoba, czytaj w domyśle Anastazja? Ale tak całkiem, całkiem, całkiem serio. Zadała mu pytanie. Wypadałoby na nie odpowiedzieć. Problem w tym, że nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Przyjacielski pocałunek? Na bogów ludzie. To jest coś takiego? Piątek nigdy, w całym życiu swoim się z czymś takim nie spotkał. Chociaż.. nie. Jednak nie. No cóż. Co dzień uczymy się czegoś nowego, prawda? Ale przyjacielski pocałunek? W zasadzie, w całym wyrażeniu nie pasowało jedno słowo. Zależnie od tego z której strony się za to zabrać, albo pocałunek, albo przyjacielski. No bo sorry. Ale pocałunek. To przynajmniej dla niego, był taki. No ten. W usta. Taki. Normalny. Po Bożemu. I w ogóle. Natomiast przyjacielski, to taki na dzień dobry, jakoś w policzek czy coś. - Po prostu.. – zaczął, lekko się rumieniąc. – Bałem się, że mi uciekniesz. Zanim to zrobię. – dodał po chwili. – Wiesz.. Możemy być przyjaciółmi. I wszystko pięknie fajnie. Ale.. Jest coś w Tobie. Coś takiego.. Nie wiem. Nie potrafię tego nazwać. Po prostu, jakiś magnetyzm, niewidzialna siła, która nakazuje mi na Ciebie patrzeć, całować Cię, dotykać.. – chyba wszystko było jasne. Co ciekawe, Ambroge jakoś tak naturalnie zbliżył się do panny Mallory. To takie zabawne. Niby oboje byli dorośli, więc mogli robić, co też chcą, jednak byli skrępowani przez regulamin szkoły. Nie, no fajnie, że istniał. W końcu lepiej, by istniał niż nie istniał, prawda? Prawda. Niemniej. Ten przepis. No boże. Nie byli dziećmi, prawda? Bez większych krępacji, omijając ów kodeks, pocałował ją kolejny raz.
Ten cholerny kodeks! Nienawidziła go z szczerego serca! Właśnie byli dorośli i prawda była taka, że mogli robić co im się podoba! Taki miały szczególik, a mógłby zmienić wszystko. Mogliby ją nawet wyrzucić, a chłopakowi dać jakąś karę czy coś. Regulamin.. niby ma być, zapanowałby chaos jeśli by go nie było. Ale bez przesady! W końcu nie robią niczego nielegalnego, to tylko kodeks szkolny. Nie, zostawmy to na kiedy indziej, jeszcze się zdenerwuje, a po co to komu? Kiedy on znowu złożył pocałunek na jej ustach, zapomniała o przepisie. Jego słowa, jak on się do niej odnosił. To wszystko aż kipiało uczuciami. Jak widać pozytywnymi. -Możemy też nie być przyjaciółmi.-Powiedziała z uśmieszkiem na twarzy. -Ambroge, jesteś tego świadom że mi się podobasz? -Powiedzieć trzeba było, nie? To czemu nie akurat teraz? Wyznał swoje uczucia, to ona poleciała po całości! Spojrzała mu w oczy i pocałowała lekko w usta. Te parę słów wyszło z niej na prawdę łatwo. Może to dlatego że to był Piątek? Jak już mówiłam, przy nim wszystko jest łatwe. -Ambroge? -Popatrzyła się na chłopaka, który wyglądał jakby zbladł. A może tylko jej się wydawało? W końcu było ciemno i tylko księżyc dawał jako tako światło. Bardzo mało światła.
Kodeks, nie kodeks.. Gdybanie nad jego słusznością to idiotyzm. Bo gdybanie lepiej pozostawić ekspertom. Niemniej, Ambroge uważał, że istnienie czegoś takiego – takich zasad, pisanych niepisanych, jest cholernie dobre. No bo, przecież coś musiało normować zasady życia na tym świecie i tak dalej, prawda? Poza tym, nawet gdyby ludzie odrzucili teraz wszystkie wartości, jakimi kierowali się dotychczas, następne pokolenie już by jakieś stworzyło. Po co? Bo były one potrzebne. Może nie wszystkie, niektóre były naprawdę absurdalne, niemniej z większością Piątek się zgadzał. A buntował się jedynie przeciw tym najgłupszym i najstraszniejszym. No bo kto na przykład daje prawo człowiekowi do odebrania życia drugiemu? Od kiedy to cokolwiek poza morderstwem, może jemu samemu dorównać? Piątek nie mógł tego zrozumieć. Swoją filozofią świata wolał jednak z nikim się nie dzielić. Tak było lepiej. Nie dlatego, że miał coś do ludzi. Po prostu, nie potrafił jej logicznie wyjaśnić, a przynajmniej zrozumiale w stu procentach. W każdym razie wyłożył jej swój pogląd, a ona powiedziała to, co powiedziała. – Nie zrozumieliśmy się.. – rzucił krótko, wracając kobietę na ziemie. Cóż. Często się to zdarzało. Ale jak ktoś mógł go zrozumieć, skoro on sam miał z tym problem? – Nie mówiłem o byciu, czy nie byciu przyjaciółmi. Chodziło mi o przedstawienie oficjalnego stanu rzeczy.. – ciągnął dalej. Po chwili przestał, ze zgrozą odkrywając, że się tłumaczy. Czemu? Matko. I komu w dodatku? Jej? Anastazji? Człowiekowi, który na miły bóg, powinien go pojąć? Aż tak z nim źle było? Chyba nie.. Przynajmniej miał taką nadzieje. No bo kurde. Kurde i jeszcze raz kurde. Z tego wszystkiego wyjął papierosa. Kilka sekund później powoli trawił się w żarze, dodatkowo podsycanym przez Piątka. Pobladł? Mało prawdopodobne, może to przez zmianę oświetlenia.. Po prostu się zamyślił i odpłynął. – Tak, tak jestem. – odpowiedział jedynie z uśmiechem. Nieco smutnym, ale tego nie dał po sobie poznać. Uśmiechał się jak wcześniej. Nikt, nawet on sam pewnie nie uwierzyłby, że targają nim takie uczucia, gdyby spotkał w lustro. Cóż. Widać był aż tak dobrym aktorem.. A może to po prostu umiejętność przywdziewania dobrej miny do złej gry? W sumie, w poprzednich latach całkiem nieźle mu to wychodziło.. Ja.. Chyba będę musiał lecieć. - powiedział jedynie, sam nie do końca świadom. Po krótkiej chwili, ruszył w przeciwnym kierunku, do miasta, całując uprzednio nauczycielkę. Po drodze wypalił jeszcze kilka papierosów. Oj tak. Zdecydowanie za dużo palił. Tego dnia, nie tego wieczora, nie tylko wrócił do szkiców, ale i postanowił ograniczyć palenie..