Tamiza ma 346 kilometrów długości i jest jedną z najdłuższych rzek Wysp Brytyjskich. Uchodzi do Morza Północnego tworząc estuarium, które rozpoczyna się już w Londynie, kilkadziesiąt kilometrów od morza. Nad jej brzegiem znajduje się pełno malutkich kawiarenek, restauracji i sklepów z pamiątkami i nawet deszczowa pogoda nie jest w stanie zniechęcić turystów do spacerowania nadbrzeżem.
Corta zaś wkopała się po uszy, a nawet o tym nie wiedziała. Trudno mówić o tym, by mu zaufała, ale na pewno uwierzyła w to, że jest mugolem… Czy po prostu od samego początku była tego w stu procentach pewna. Tę rundę wygrał chłopak. Ciekawe ile przegra dziewczyna, nim dowie się, że Matt jest czarodziejem? Wjechali na ciekawe tereny, bo oto zaczął się temat przelotnych romansów. Corta nie należała do tych, co by się przechwalała jak często, z kim i jak… To też uśmiechnęła się tylko tajemniczo, rzucając mu zaintrygowane spojrzenie. -Nie będę zaprzeczać – powiedziała już z śmiechem, wkładając przy tym ręce do kieszeni. Gdyby nie grała w te wszystkie gierki, zapewne odpowiedziałaby krótkie: „tak”. Mimo to pamiętała, by do końca nie zdradzać siebie… By wybadać o co chodzi. –A u Ciebie jak to wygląda? Tak, jej pytanie było śmiałe, ale nie widziała w tym nic złego. Skoro on tak po prostu zapytał ją, ona zrobiła teraz po prostu to samo.
Spodziewał się takiej odpowiedzi. W dzisiejszych czasach coraz częściej spotykał osoby, które nie preferowały ustatkowania się. Woleli czerpać z życia, bawić się. Nie obchodziło ich coś takiego jak związki i miłość. To chyba nowa moda, żeby nie przywiązywać się do innych. Było to też logiczne. W razie jakiejś straty za bardzo nie cierpieli. A jak on się do tego odnosił? Gardził jakimikolwiek związkami. Uczucia nie były dla niego. Uważał, że i tak nie spotka go nic dobrego, więc po co miał się nadwyrężać? A przelotne przygody. Oczywiście, jak każdy. Ale nie był w tym żadnym specjalistą. - A chcesz mi coś zaproponować? - zapytał Cortę zbywając jej pytanie. Był raczej niedostępny. Rzadko się otwierał na innych, więc nie widział sensu, żeby tym razem to zmienić. Tymbardziej, że dziewczyna sama nie zrobiła tego wobec niego. Skoro jemu nie ufa, to czemu on ma to zrobić?
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Piękny pooranego pięknego dnia! No może niezbyt pięknego, bo to słoneczko lekko wyłaniające się z za chmur lekko psuło całą piękną pogodę, ale przecież padał deszcz, więc czego chcieć więcej? Do tego był weekend, więc żyć nie umierać! Gabriel miał od rana swoje plany i zamiary wcale niezwiązane z piciem i kolejną zabawą. W końcu od momentu, kiedy to przyłączył się do drużyny „A” jak ich osobiście nazwał z powodu niemożności zapamiętania całej tej dziwnej nazwy chłopak musiał błyszczeć, jako wzór do naśladowania! Nie no oczywiście taki głupi żart, lecz mimo wszystko Gabriel już wcześniej postanowił na pewien czas wziąć rozwód ze swym przyjacielem Jackiem Danielsem i pożyć trochę innym trybem życia. Nie pytajcie, dlaczego, bo nie mam pojęcia. To tak samo, jak, by ktoś wam opowiedział, że spadł w dzieciństwie ze zlewu… Nie pytajcie proszę jak każdy, co robił na tym zlewie… Tak czy inaczej, po swej podróży po Londyńskich ulicach i zakupienia tego, co zamierzał Gabriel postanowił.. Popływać! W końcu sport to zdrowie prawda? A na szkolnych błoniach jakoś tak nie wypadało, bo, by znowu szlabanem zarobił i znowu, by go wyrzucili z zamku na tydzień a w, tedy biedna Ana, by się zapłakała już chyba na śmierć. Smuteczek. Tak, więc Gabriel rozebrał się do samych majtek pozostawiając ciuchy na brzegu i wskakując do wody. Może i nie była za ciepła, ale w końcu, komu, by to przeszkadzało, jeśli ma się taki dobry nastrój, jaki on dzisiaj posiada? Oczywiście jego dobry nastrój zapowiada nadciągającą burzę i fakt, że trapie go od środku mocny problem, bo w końcu on jest człowiekiem, który bawi się w najlepsze w momencie, kiedy ktoś inny, by płakał. Zawsze działał odwrotnie niż każdy normalny człowiek i chyba dla tego uważano go za mało normalnego lub wcale. No cóż poradzić? Chłopak odpłynął już daleko nurkując przy tym i ciesząc się chwilą samotności i swobody. Jeśli miał teraz nad czymś ubolewać to na faktem, iż to nie jest noc no, ale przecież nie można mieć wszystkiego prawda?
Kolejny dzień późnego lata, który dziś był nawet przyjemny. W miarę ciepły, chociaż gdyby Daina nie miała na ramionach zarzuconej kurtki, z pewnością mogłaby teraz marznąć. Spacerowała wzdłuż rzeki z rękami splecionymi pod biustem, a między serdecznym a środkowym palcem lewej dłoni wetknięty był papieros z żarzącym się końcem. Co jakiś czas przykładała go do rozchylonych warg zaciągając się rakotwórczym dymem, od którego była uzależniona już kilka dobrych lat. Co ta młoda studentka robiła w Londynie - samotna, spacerując nad wodą z zamyśloną miną i delikatnie nastroszonymi włosami? Otóż jak jej mina sama w sobie odpowiada na to pytanie - rozmyślała. Rozmyślała nad wieloma sprawami - i tymi błahymi jak radość z weekendu, ale również ważniejszymi, takimi jak egzaminy czy ostatnie wydarzenia. Było ich kilka i właśnie przypominała je sobie wyrażając emocje za pomocą grymasów twarzy, bądź delikatnego uniesienia warg w geście rozbawienia. Przejechała językiem po wargach i rzuciła niedopałek na ziemię. Przygniotła go butem i rozejrzała się dookoła całkowicie nieświadoma obecności Gabriela. No właśnie. Przypomniała sobie ostatnie wydarzenia z nim związane, które miało miejsce na cmentarzu. Minęło już kilka tygodni od ich ostatniego spotkania i zdawało jej się, że Lacroix unika naszej brunetki. Nie widywała go nawet przypadkiem - czy to na korytarzu czy w Pokoju Wspólnym, lecz czy faktycznie miało to związek z unikaniem? Może po prostu nie było okazji ani potrzeby ze strony losu, żeby ich drogi nawet przypadkiem się znów skrzyżowały. Przygryzła dolną wargę w charakterystyczny, subtelny sposób kiedy przypomniała sobie jak się zachowywał tamtego dnia. Ta cała nagła zmiana, której tak naprawdę nie chciał.. To było tak dziwne i skomplikowane. Być może jeszcze kiedyś będzie im dane ze sobą porozmawiać, ale jak wtedy będą wyglądały ich relacje? Być może będą dla siebie wredni i chłodni niczym dwa nienawidzące się zwierzęta, lub coś w nich pęknie i nie będą w stanie być dla siebie tak oschli? Nie miała zielonego pojęcia i nawet nie była pewna czy chce wiedzieć. Wbiła ciemnogranatowe tęczówki w ziemię i zaczęła czubkiem buta rysować znak nieskończoności, pogrążona w zamyśleniu.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel pływał sobie gdzieś na środku tego wielkiego jeziora raz za razem nurkując i zatrzymując się w miejscu, by po chwili znowu zacząć pływać z nową dawką energii. Czuł się niczym ryba wypuszczona do wielkiego morza. Co sprawiło jego uczucie radości i wolności? Trudno powiedzieć zawsze, gdy spalał za sobą kolejny most i zrywał z kimś swe więzi zachowywał się wprost proporcjonalnie odwrotnie do stanu swego ducha. O, ile ten drugi był załamany i zapłakany tak Gabriel był szczęśliwy i uradowany. Oczywiście tego byłą tylko poza, maska, którą mieli widzieć kolejni ludzie i myśleć to , co Gabriel, im nakazywał. Mieli widzieć w, nim zimnego drania, który ma gdzieś innych ludzi i ich uczucia. Prawda była jednak z goła inna i sam Gabriel wiedział o tym doskonale tak samo, jak to , że teraz mógł sobie siedzieć gdzieś razem z Dainą i czuć swego rodzaju szczęście, bezpieczeństwo i nie martwić się każdą złą chwilą, która niczym burzowa chwila byłą, by odganiana przez jego piękny uśmiech. Mógł, lecz nie chciał, więc jak go tu nie nazwać masochistą? W końcu Gabriel stwierdził, że starczy tego pływania, bo jeszcze się tu przypałęta nieproszony mugolski policjant lub jakiś inny kundel. Tak, więc chłopak zaczął spokojnie płynąć do brzegu, gdzie już z daleka zobaczył stojącą postać i mógł sobie rękę uciąć, kto to jest. Znał doskonale tę figurę i postawa, a zwłaszcza unoszące się w powietrzu zapach jej perfum. No cóż drogi powrotnej chłopak raczej nie posiadał, bo tam były jego rzeczy a jakoś nie widziało mu się pojawianie się gdzieś w samych slipkach ociekając wodą. Tak, więc Gabriel podpłynął do brzegu, by po chwili stanąć przed dziewczyną kompletnie bez ubrań nie licząc oczywiście slipek i zalany wodą. Przyjrzał jej się bardzo uważnie, po czym uśmiechnął się tak jak zawsze się uśmiechał. - Stoisz mi na ubraniach. – Powiedział patrząc się na nią i poprawiając swe włosy ręką. Wiedział doskonale, że ich spotykanie będzie nieuniknione, chociaż robił, co tylko mógłby do niego nie doszło, ale naprawdę nie miał pojęcia, iż spotka ją akurat w takim miejscu. Normalnie jak, gdyby to sam los z niego drwił zresztą czy można było odnieść inne spostrzeżenie?
Stała spokojnie wpatrzona w drzewo po jej lewej stronie i nawet nie zwracała uwagi na Gabriela który beztrosko pływał ciesząc się życiem. Kiedy w końcu, po raz pierwszy spojrzała w jego stronę i rozpoznała w nim zbuntowanego ślizgona - przed jej oczami ukazała się jego twarz sprzed kilku dni. Pełna emocji które chciały wydostać się zza maski obojętności i niewzruszenia. Teraz kiedy patrzyła na jego twarz, widziała jedynie piekielnie seksownego faceta ze swoim charakterystycznym uśmiechem zwalającym z nóg każdą kobietę. Szczerze mówiąc, to do niedawna i Daina ulegała jego urokowi, lecz teraz kiedy już znała jego wnętrze - wiedziała, że to nic więcej po za zwykłą maską, aby nie pokazać światu swojego prawdziwego "ja". Przejrzała go i od dawna wiedziała, że już nie będzie reagowała na niego tak samo. Nie można zaprzeczyć, że kiedy go zobaczyła to jej serce odrobinę szybciej zabiło a temperatura podniosła się o kilka stopni - mimo to nie zrobiła nic aby to okazać. Pozostała niewzruszona z rękami splecionymi na piersi a jej wzrok czujnie utkwiony był w twarzy ślizgona. Czy to nie dziwne? Nie wpadli na siebie ani w szkole, ani na korytarzu czy w Wielkiej Sali... A tu nagle oboje nieświadomi swojej obecności wpadli na siebie w tak niecodziennym miejscu. No bo spójrzmy prawdzie w oczy: niby kto codziennie udawałby się do Londynu nad Tamizę by pospacerować czy popływać? Jest tyle bliższych miejsc a oboje wybrali to jedno? To okropnie wielki zbieg okoliczności i nie mogli temu zaprzeczyć. Słysząc jego spokojny i opanowany głos z nutką seksownej arogancji w głosie, uniosła brew i odrobinę przekrzywiła głowę na bok. Przejechała językiem po dolnej wardze i przez chwilę nie ruszyła się z miejsca. Po kilku sekundach zrobiła krok w tył dając mu dostęp do swoich ubrań a kiedy już je zabrał, wróciła na wcześniej zajęte miejsce i nieznacznie rozchyliła wargi. - Żadnego bonjour? Oh mon cher, jesteś taki niekulturalny.. - mruknęła cicho z nutką nagany i rozbawienia w głosie. Teraz już znała odpowiedź na swoje pytanie dręczące ją praktycznie codziennie. Jak się przy nim zachowam? - jak każdy zauważył, panna de Langeais pozostała dla niego taka, jak przy każdym ich spotkaniu. Obojętna, opanowana i pełna wdzięku. Jej postawa nie odwzajemniała wnętrza, gdzie znów roiło się od niezliczonej liczby pytań.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel przyglądał jej się pozwalając, by woda po, nim skapywała. Widział to w jej oczach ze wciąż ona coś do niego czuję to magnesowe przyciąganie, któremu oboje dzielnie chcieli stawać upór i oboje musieli mu się poddać. Przynajmniej to jedno w ich relacjach się nie zmieniało bynajmniej na pierwszy rzut oka, lecz jak było w istocie? Bardzo często Gabriel zastanawiał się czy właściwie się zachował podczas Ich ostatniego pytania i wiedział doskonale, iż jego zachowanie czy tez ucieczka wcale nie były właściwie tylko, co to zmieniało? Nawet wiedząc, iż coś robimy źle i tak tego nie zmienimy w obawie przed tym wszystkim, co może się stać. Gabriel już miał to we krwi uciekanie zawsze, gdy ktoś staje się nader bliski i, chociaż Daina nie zdawała sobie z tego sprawy to była bliska Gabrielowi. Może myśleć o, nim, co chcę, lecz on zawsze będzie czaił się gdzieś w cieniu, by ją ochronić, dokonać zemsty lub po prostu przytulić, gdy będzie płakać. W końcu ona nieświadomie była pierwiastkiem powodów, przez, których Gabriel dołączył do Argenów. Chciał ją oraz kilka innych osób ochraniać chciał mieć na to wpływ i mieć pewność, że zdoła ich ochronić. To właśnie dla tego codziennie ćwiczył do utraty przytomności/. Ćwiczył zaklęcia, sprawność fizyczną oraz zdolność panowania nad swymi emocjami, chociaż to ostatnie miał wyćwiczone niemalże do perfekcji. Pytanie brzmiało czy ktoś kiedykolwiek doceni to , co dla nich robi? Oczywiście, że nie, bo jak można coś docenić, skoro się o tym nie wie? Gabriel zawsze wolał stać w cieniu pozwalając, by to jego zasługi i osiągnięcia płynęły na inne konto. On był nazywany tym złym draniem i pomimo tego, że to on chronił ukryty w cieniu nazwany bohaterem został ten, który stał obok i kompletnie nic nie zrobił. Tak to już było w życiu i co gorsza taka rola Gabrielowi odpowiadała. Bynajmniej teoretycznie w końcu on także chronił swych bliskich na swój dziwaczny i poskręcany sposób. - Zwyczajna strata czasu. – Powiedział, gdy już się ubrał i ukłonił lekko. – A, więc co tam u ciebie? – Zapytał marszcząc lekko brwi jak, gdyby właśnie miał usłyszeć jakąś ciekawą, aczkolwiek skomplikowaną historię. To była jego jedna z nielicznych zalet lub kolejna wada pozwalająco mówić lekkim tonem, podczas gdy w ciele wręcz płonie od emocji. Cóż poradzić? Niektóre rzeczy się chyba nigdy nie zmienią.
Jeśli Gabriel zauważył w jej oczach iż Daina czuje coś do niego, to musiał ją faktycznie dobrze znać.. Tak jak ona jego. No bo każdy inny człowiek nie zwróciłby uwagi na kryjące się za ciemnogranatowymi tęczówkami nutki uczucia którym obdarzała chłopaka. Tak samo jest z nim, bo czy kiedy innym kobietom mówił te kilka słów "nie chcę Cię znać", wbijając ostre sztylety w ich serce, to one zauważyły cokolwiek w jego tęczówkach? A może tylko Dainę, spośród tysiąca innych dam obdarował jakimkolwiek uczuciem i one faktycznie były tylko zabawkami? Tak czy inaczej Dajanka widziała, że on po prostu nie chce się przed nią otworzyć i boi się zaangażowania. Wiedziała o tym doskonale i nawet teraz widziała to w jego tęczówkach, gdy tak umiejętnie starał się je ukrywać. Dążyła do tego by zedrzeć z niego tę maskę lecz wiedziała, że nie może zrobić tego tak gwałtownie. Musi powoli i delikatnie odpinać guziki, by nie uszkodzić drogocennego materiału ponieważ najmniejszy błąd mógłby zaważyć na jej planie. Postanowiła zaczekać, robić wszystko spokojnie i z rozwagą aby Gabriel wiedział, że może czuć się przy niej bezpiecznie. To było trochę tak jak z dzieckiem które trzeba przygotować na wiadomość o tym, że Święty Mikołaj nie istnieje. Nie można zrobić tego szybko i z obojętnością bo ono może wtedy poczuć się załamane. Istotą w psychologii jest dobre podejście do ludzi które Daina podobno posiada. Słysząc jego obojętne pytanie, uniosła kąciki ust w nieznacznym uśmiechu. - U mnie? Ah wiesz.. Romanse, egzaminy, listy od rodziców z zaproszeniem na obiadek.. Nic ciekawego. - wzruszyła obojętnie ramionami i przestąpiła z nogi na nogę. Zmierzyła go wzrokiem od góry do dołu, zapamiętując wciąż od nowa każdy kawałek jego ciała który i tak już tak dobrze znała. Niemal czuła pod palcami delikatność jego torsu a na wargach miękkość ust.. Otrząsnęła się z rozmarzenia które było nie na miejscu (a może jednak?) i wysunęła podbródek w jego stronę. - A co u Ciebie?
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Ta dwójka była w bliższych kontaktach niż sobie zdawali z tego sprawę. Mogli czytać ze swych oczu więcej niżby chcieli i potrafią wyczuwać nawet te subtelne zmiany w charakterze, a co więcej są w stanie niemalże przejrzeć drugą osobę na wylot zaglądając do ich duszy. Oczywiście oboje woleli, by, by to nie miało miejsca i prawa bytu, jednakże na, to jest już za późno i nie mogli z tym nic zrobić, bo nawet, jeśli teraz zamienią się w najgorszych wrogów to nie zmienią tego, co już się między nimi działo, co ich połączyło i związało pytanie brzmiało, do czego ich to doprowadzi? Czy z Gabrielem trzeba było postępować jak z małym dzieckiem? Oczywiście, że tak. Zaufanie Gabriela było czymś, co zdawało się być nie osiągalne i tak naprawdę tylko jedna osoba na całym świecie mogła szczerze powiedzieć, iż ma jego zaufanie i, chociaż ta osoba nadal nie wie wszystkiego to nie ze względu na zaufanie a na fakt, iż nie o wszystkim Gabriel może rozmawiać. Potrzebował czasu, by niektóre wspomnienia mogły przejść mu przez gardło w formie słów. Najczęściej w, tedy po prostu dusił go płacz i nie był w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Co ciekawsze zaufanie Gabriela, o ile było bardzo trudno je zdobyć tak można było bardzo łatwo je stracić. Wystarczyło jedno nieporozumienie, złe słowo, czyn czy nawet zwykła niefortunna sytuacja, by wszystko zostało bezpowrotnie utracone. Gabriel miał talent, a raczej niezwykły dar do naprawiania się po złych przeżyciach. Szedł w, tedy pić i bawić się, jak szalony pokazując światu, jakim, to jest szczęśliwym chłopakiem, a gdy powracał zawsze jego pancerz był skuty na nowo a on sam był bardziej obojętny i niedostępny niż wcześniej. O, ile teraz mogłoby się zdawać, iż nijak do niego dotrzeć to nie była to prawda po prostu trzeba było czasu. Jednakże kiedyś dojdzie do sytuacji, w której ktoś wbiję mu jedną igłę w jego małe serduszko za dużo tym samym je uśmiercając a on sam znajdzie się w miejscu, z którego nie będzie powrotu i w końcu stanie się tym kimś, za kogo chce chodzić. Może to właśnie ta dziewczyna stojąca przed, nim sprawi, iż Gabriel będzie stał na czele orszaku umarłych a jego słowa, iż jest ulubionym demonem diabła naprawdę przyjmie na znaczeniu, a może to właśnie ona wyciągnie go z tej ciemności i pokaże mu jak żyć. Może tak może nie. - Faktycznie nic ciekawego. – Powiedział jak, gdyby nigdy nic nie przestając się uśmiechać. No i z skąd ten pomysł, iż to pytanie było obojętne? Przecież on naprawdę był ciekaw, co u niej słychać! – U mnie? – Zapytał unosząc do góry brwi i uśmiechając się niebezpiecznie. - A wiesz wpadłem w związek nie dawno wróciłem z zawieszenia chcieli mnie ukrzyżować, ukamienować i spalić na stosie. Do tego stałem się pilnym uczniem i nie mam kompletnie na nic czasu. Takie tam. – Zakończył machając ręką. No cóż powiedział jej prawdę z tym, że nie całą, ale jednak prawdę! W końcu był w związku czyż nie? A to ze ten związek był tylko zwykłym zakładem o wysokiej stawce to już inna sprawa! Z zawieszeniem także nie skłamał ani też z tym, że stał się pilnym uczniem, chociaż to ostatnie faktycznie brzmiało w jego ustach niczym dobry żart, ale jednak! Co prawda nie powiedział jej, że przyłączył się do Argenów ani też o tym, że uczy się i trenuje tak pilnie, bo chciałby przeżyć spotkanie z wilkołakiem dłużej niż kilkanaście sekund nie wspomniał też nic o jego patrolach na korytarzach, które jego zdaniem były zbędne no, ale! W końcu to wszystko i tak było tylko małym, drobnym i nic nieznaczącym szczegółem prawda?
To prawda, że oboje mimo wszystko byli ze sobą połączeni jakąś niewidzialną nicią, przez co znali siebie i swoje uczucia aż za dobrze. Byli ze sobą tak blisko, że można by ich połączyć w jedno i nie byłoby różnicy. Była to wada, czy zaleta? Być może oboje w głębi duszy cieszyli się z tego. co ich łączy lecz po prostu Gabrielowi byłoby łatwiej bez zbędnego balastu którym jest Daina. No bo przecież to ona wciąż chce go skłonić do otworzenia się przed nią, a on jej unika co jest jedynie trudnością w prowadzeniu spokojnej egzystencji. To ona w tej chwili patrzy na niego z ukrytą nutą tęsknoty a on zdaje się mieć ją i jej tęsknotę w swoich zgrabnych czterech literach.
To, że z Gabrielem trzeba postępować jak z dzieckiem Daina doskonale wiedziała i stosowała się do tego! Nie chciała go przecież stracić, bo widziała w nim przyszłego przyjaciela.. A może coś więcej? Kto wie co zdarzy się w bliskiej i dalekiej przyszłości? Nikt, nawet uczestnicy tego przedstawienia którzy tak czy siak nie mieli wpływu na bieg wydarzeń. Słysząc jego słowa, uniosła kąciki ust w nieodgadnionym uśmiechu i odgarnęła czekoladowe kosmyki włosów, które zabłąkane znalazły się na jej policzku. Przejechała językiem po wargach, zwilżając je delikatnie i pozostawiła usta rozchylone, pozostając w urzekającej pozycji. Po chwili jednak skinęła głową wydymając na sekundę usta jakby na potwierdzenie, że rozumie a jednocześnie wywnioskowała coś z jego słów. - Ty i związki? Coś nie podobnego do Ciebie, no bo przecież Ty wolisz gry i zabawy... Mylę się? - uniosła brwi w pytającym geście i zbliżyła się o krok. Nie dotknęła go ani nie zniszczyła niewidzialnej bariery pomiędzy nimi a jedynie zgęściła atmosferę panującą dookoła. Najwyraźniej Gabriel nie do końca trzymał się swoich słów "nie chcę Cię znać"... Gdyby tak było, to czy rzeczywiście wciąż stałby tu i rozmawiał z nią? Myślę, że raczej powinien ją minąć bez słowa i żadnego spojrzenia a tymczasem..? W jej umyśle zapaliła się czerwona lampka sygnalizująca coś, czego jeszcze nie zrozumiała, bądź nie odgadła. Posłała mu szybki uśmiech i wbiła ciemnogranatowe tęczówki w jego własne. Jasne niczym niebo, rozświetlone tysiącem gwiazd.. - No, ale naturalnie cieszę się, że doskonale Ci się układa. Najwyraźniej dobrze idzie Ci zapominanie o mnie. - odparła, jakby mówiła o wczorajszym wieczorze podczas którego jej mózg parował od nawału prac domowych. Wzruszyła przy tym ramionami i zmrużyła oczy mierząc wzrokiem jego twarz.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Idealni zapisani na fotografii z powietrza. Nieuchwytni jak by czas nie miał dla nich miejsca. Mieli szczęście w swej garści przecież widzę idą znów za ręką zawsze razem, zawsze tylko tak oni cali u stóp cały świat. Jeden dzień, gdy coś się wali ona tu a on gdzieś w oddali już osobno nie ma wszystkich tych, idealnych, wymarzonych chwil. Czasem myślę czy to nie jest prawda… Ideały żyją tylko w bajkach. Patrz uważnie, bo może twój ideał znika właśnie…?
Dwie istoty połączone ze sobą, które wciąż stanowiłyby jedną i tą samą rzecz. Sprawa niemająca prawa bytu a przy tym tak strasznie przerażająca. Czy naprawdę tak można było na nich spojrzeć? Może było w tym kilka rzeczy prawda jednak czy wszystkie? Sądzę, że nie, bo gdyby naprawdę tak było to te dwie osoby by się odpychały a nie przyciągały niczym magnes o przeciwległym biegunie. Oni zdają się przeczyć wszelkim prawom fizyki i naturze jednakże czy przez to są mniej lub bardziej prawdziwi? Sądzę, że gdyby poznali się w innych okolicznościach, że gdyby to ona spotkała Gabriela przed tymi tragicznymi wydarzeniami mogliby się stać niezwykłymi przyjaciółmi takimi od serca. A teraz? Teraz sprawa miała się bardziej skomplikowana a ich ścieżki były bardzo rozgałęzione. Mogli stać się dla siebie, kim tylko chcieli. Mogli stać się wrogami, przyjaciółmi a nawet kochankami, lecz zupełnie innymi niż byli wcześniej. O ile wcześniej mieli ze sobą romans tak teraz mogli wejść na nowy poziom może nawet Daina była by dla niego bardziej cenna i krucha jak Chiara? Oczywiście chętnie bym powiedział a raczej opisał te relacje między nim a jego obecną dziewczyną jednak zostawię to na bardziej odpowiedni moment… Cóż można jeszcze dodać do tego wszystkiego? Mogę się jedynie zgodzić, że nie mamy wpływu na to, co między nimi będzie czy pozwolą by te iskry rozpaliły wielki ogień czy też może posypią je popiołem i w ten sposób uśmiercą to, co dopiero się rodzi. To jest tyko jedna wielka niewiadoma w ich relacjach i najlepszą odpowiedzią na to wszystko będzie czas. - Jak widać mylisz się. – Powiedział wciąż nie przestając się uśmiechać i patrzeć na nią. – W końcu gdybyś się nie myliła to nie byłbym teraz w związku prawda? – Zwykłe pytanie będące zarazem odpowiedzią. No cóż dziewczyna się nie myliła, bo wszak jego związek był tylko zakładem, lecz czy aby na pewno TYLKO zakładem? To już inna sprawa, która nie zostanie tutaj rozwiązana. Inna zaś to sprawa, że teraz mógł spokojnie użyć tego argumentu by podnieść nieco stawkę ich gry, bo czyż ich relacje nie były dalszą grą, farsą między nimi pod tytułem, „Kto dziś zwycięży” Gabriel widział to zupełnie inaczej niż ja, bo o ile ja wierzyłem w szczere intencje dziewczyny tak Gabriel był przekonany o tym, iż to kolejna gra i udowodnienie swej wyższości nad nim i nie wiedzieć, czemu im dłużej na nią patrzył tym większą pewność zdobywał. No cóż ten chłopak zawsze miał zupełnie inny, bardziej skomplikowany tok myślenia, co teraz mogę jedynie potwierdzić. - Zapominanie o tobie? – Zapytał zastanawiając się cóż u diabła miała znaczyć ta zmiana w jej spojrzeniu. Oczywiście mógł się tego dowiedzieć w przeciągu sekundy zaglądając do jej głowy jednakże nie chciał psuć tej zabawy. W końcu tak było znacznie zabawniej. – Zapomniałem o tobie na pewnym cmentarzu. – Powiedział zagadkowym tonem, w którym nijak nie można było rozpoznać, jakich kol wiek emocji prócz tych oczywistych. Lekka kpina podsycana ironią i nutką rozbawienia. Tym właśnie charakteryzował się Gabriel a gdy chciał potrafił być znakomitym aktorem zasługującym na order merlina przynajmniej pierwszej klasy! W końcu potrafił płakać na zawołanie jak i też przybierać najróżniejsze wyrazy twarzy potwierdzając to trafnymi słowami jednak któż nie wiedział o tym lepiej jak dziewczyna? W końcu sama nie była gorszą aktorką niż Gabriel. Jednak wciąż pozostaje różnica między pewnością a zgadywaniem i czasem warto się zastanowić, kiedy ma się pewność a kiedy się wydaje, że się ją ma a tak naprawdę się zgaduję. No cóż na całe szczęście nie ja się musze nad tym zastanawiać. Czy Gabriel musiał wszystko komplikować? Sądzę, iż tak, bo jeśli coś było proste to stawało się jednocześnie nudne a on nie cierpiał nudy. W jego życiu ciągle musiało coś się dziać i musiało być ciekawie a że przez to tracił bezpowrotnie szanse na miłość lub przyjaźń? Dla niego to była mała cena, jaką musiał zapłacić za dzień lub dwa bez nudy. Oczywiście mała cena w dniu dzisiejszym, bo jutro tego pożałuję. Lecz tak się dzieje ciągle a on ciągle popełniał ten sam błąd i pod tym względem jak pod kilkoma innymi chyba nigdy się nie zmieni. W końcu jak uważał to nie on potrzebował świata, lecz świat potrzebował jego, bo jeśli tak nie było to, czemu nie pozwolili mu umrzeć? Inne pytanie, czemu to on nie pozwolił umrzeć niektórym osobą, kiedy ich życie znalazło się w jego rękach? Ach te wieczne dylematy i pytanie względem chłopaka, które zadawały sobie tyle osób. A i tak wszystko sprowadzało się do tego jednego, „Kim naprawdę jest Gabriel” lub „Jaki naprawdę jest Gabriel” Czy istnieje, chociaż jedna osoba na tym świecie, która umiałaby go poprawnie scharakteryzować? Ja szczerze w to wątpię, bo jak mogłaby tego dokonać jakaś osoba skoro sam Gabriel tego nie potrafił? On sam siebie zaskakiwał i sam sobie czasem się dziwił a zwłaszcza swemu zachowaniu będąc nieobliczalnym nawet względem siebie. Bo czyż stojąc na dachu mógłby powiedzieć, że zaraz z niego skoczy? Jednak on przestał się nad tym rozwodzić przyjmując do faktu, iż jest nieobliczalny, więc nie rozumiał, po co inni się tym martwią. - Ponownie chcesz mi wyjechać z jakąś płomienną przemową czy postanowiłaś zmienić strategię? – Zapytał patrząc jej w oczy. Zapewne w normalnych okolicznościach już by się poddał jej urokowi jednak to nie były normalne okoliczności. Przestały takie być w momencie, gdy na szali znalazło się Veritaserum. Nie mógł przegrać tylko przez chwilę słabości a tym samym dać jej satysfakcję ze zwycięstwa a co gorsza do poznania jego przeszłości. To on był zawsze zwycięzcom i to nie mogło się zmienić nawet, jeśli w grę wchodziła Daina. W końcu na każdej wojnie muszą być jakieś ofiary prawda? Szkoda, że Gabriel nie przyjął takiej strategii jak Chiara i po prostu się nie zaszył jak ona. No cóż może następnym razem się to uda? - Mam pewną tajemnicę, dość dużą. Ale nigdy jej głośno nie powiedziałem. Jaki jest tego sens? To niczego nie zmieni. To nie uczyni mnie dobrym, nie zaadoptuję szczeniaka. Nie mogę być taki jak inni ludzie by chcieli, abym był. Kim ona chce, abym był. Taki już jestem. – Powiedział a raczej wyrecytował. Tylko pytanie czy Daina będzie wiedziała, iż to cytat? Jeśli tak to, z czego oraz w jakich okolicznościach został powiedziany a co ważniejsze czy odkryje ukryty sens tego wszystkiego? Taki był Gabriel, który zawsze mówił otwarcie a ludzie odbierali to, jako ukrytą namiastkę prawdy. Cóż poradzić, iż nie umieli czytać między wierszami? Ich strata.
Czy on i Daina byli jednością, czy przeciwnościami.. To szczerze mówiąc trudno jest określić. Z jednej strony zachowują się tak samo bawiąc się w głupie gierki których sami do końca nie rozumieją, a z drugiej całkowicie odmienni, co przyciąga ich do siebie z niesamowitą siłą i żadne z nich nie może się temu oprzeć.. A może tak naprawdę nie chcą, tylko ich zdrowe rozsądki podpowiadają im to co będzie dla nich lepsze. Wygodniejsze.. Bardzo możliwe jest, że gdyby poznali się wcześniej to mogliby być przyjaciółmi aż po grób, albo może nawet coś większego i całkowicie szczerego łączyłoby tą parę.. Lecz czy aby na pewno? Może właśnie trafiliby na czas, kiedy Daina zachowywała się jak Gabriel teraz i może ich role byłyby odwrócone? Może to właśnie ona teraz traciła go z każdą chwilą kiedy on chciałby się do niej zbliżyć.. lub może Lacroix zrozumiałby za pierwszym razem odepchnięcie, którego doświadczyła z jego strony..? Niestety (a może i dobrze?), to są tylko domysły, przypuszczenia i gdybania a w teraźniejszości wszystko wygląda inaczej, niż mogłoby wyglądać kiedykolwiek indziej. - Równie dobrze Ty mógłbyś kłamać, lub Twoja dziewczyna mogłaby być jakąś grą w których jesteś przecież mistrzem, nieprawdaż? – przekrzywiła głowę na bok krzyżując ręce na piersi i mrużąc oczy w podejrzliwym geście. Rzeczywiście nie chciało się jej wierzyć, że Gabriel byłby zdolny do zaangażowania się w cokolwiek. Bał się zaangażowania i była przekonana iż chłopak znalazł sobie kolejną lalę, którą za kilka dni wyrzuci do piasku rzucając kilka pustych słów, raniąc biedną dziewczynę. Nie znała ślizgona z jakiejkolwiek delikatnej i czułej strony, bo zawsze były to jedynie maski i gra aktorska w której był perfekcjonistą. Nie mógł sobie pozwolić na błąd, bo cała układanka mogłaby się rozpaść na małe kawałeczki, które później trudno byłoby znów ułożyć do kupy. Mimo to ona czuła gdzieś w głębi, że pod grubą warstwą kurzu i maski jest zagubiony chłopiec przykuty ciężkimi łańcuchami do ogromnego głazu, by dziecko nie mogło wydostać się na światło dzienne. Otoczone przez mrok i chłód kuli się i obejmuje ramionami swoje wychudzone ciałko a te ciemne oblicze Gabriela stoi na straży pilnując niechcianego „ja”. Tak sobie to wszystko wyobrażała nasza ślizgoneczka, lecz czy jej myśli są prawdziwe.. Tego nie wiedziała, choć to nie zmienia faktu, że chciała poznać prawdę i sprawdzić swoją intuicję.. Oczywiste było, że Daina w nic nie grała a jedynie chciała mu pomóc! Wiedziała, że on to wszystko tak odbiera, lecz ona sama nie dawała mu w tej chwili innego obrazu na swoje intencje. Nie chciała okazać swojego „ja” zachowując resztki dumy i grała obojętną i nonszalancką. W głębi duszy pragnęła, by to wszystko przybrało nagle inny obrót spraw (pozytywny of course!) i udało się jej dotrzeć do chłopaka.. Na to jednak potrzeba czasu a ta właśnie sytuacja uczy ją cierpliwości, której nigdy nie posiadała. Od dziecka dostawała wszystko na tacy za pstryknięciem palca a tu nagle taki kaprys losu? Na szczęście Dajanka posiada cechę, która przebija wyższością niecierpliwość. Determinacja – poziom hard. Oderwała spojrzenie od chłopaka i zlustrowała ciemnogranatowymi tęczówkami otaczający ich krajobraz. Tamiza z porcelanową taflą wody, w której odbijał się obraz drzew poruszających się za pomocą delikatnego wiatru. Przybierające pomarańczowy kolor słońce, które z każdą minutą coraz bardziej chowało się za drzewami i oni. Dwoje ślizgonów wpatrujących się w siebie z ironią, rozbawieniem i czającą się w głębi tęsknotą pomieszaną z pewnego rodzaju czułością. Myślę, że właśnie tak wyglądają z perspektywy obserwatora, który mógł się czaić za jednym z drzew. Oparła się o jedne z nich które miała za plecami i znów jej spojrzenie powędrowało do tęczówek towarzysza. Słysząc jego słowa uniosła kąciki ust w rozbawionym uśmiechu, jakby okazując mu tym swoje politowanie. - Oh, pałam szczęściem z powodu Twojej krótkotrwałej pamięci – poszerzyła minimalnie uśmiech, w którym czaiła się ogromna nuta arogancji. Ah, Daina, Daina.. Takim sposobem raczej do niego nie dotrzesz, ale co poradzić, że jej duma w chwili obecnej wygrywa? Czy ktoś mógłby scharakteryzować Gabriela.. Oczywiście, że tak! Każdy kto go zna, lecz nikt we właściwy i prawdziwy sposób. No bo spójrzmy prawdzie w oczy – jak można określić to, czego się nie zna? To tak jakby osobie, która nigdy nie jadła czekolady kazać opisać jej smak. Daina również nie potrafi powiedzieć „kim i jaki jest Gabriel”, jedynie może wysunąć swoje przypuszczenia i rozmyślania na jego temat, ale naturalnie nie jest pewna co do cech, które jej zdaniem posiada. Być może w przyszłości (miejmy nadzieję całkiem bliskiej) Lacroix jednak otworzy się przed brunetką i wtedy chociaż po części będzie mogła powiedzieć coś więcej na jego temat. - Nie martw się, mon Cher. Nie musisz się martwić bo nie mam zamiaru marnować na Ciebie swoich wywodów i wykorzystam je dla kogoś, kto je zrozumie i wykorzysta. – odparła obojętnie. Stała z głową lekko przekrzywioną na bok, oczy miała bezdenne i pełne dziwnych błysków a wargi wykrzywił jej gorzki uśmiech. Odsunęła niesforne pasmo włosów spadające jej na oczy i włożyła kosmyk za ucho, lecz nie minęło kilka sekund zanim znów wróciło na poprzednie miejsce. Dała sobie spokój z odgarnianiem go z twarzy a słysząc jego kolejne słowa, które wydobyły się zza idealnie wykrojonych warg które tak dobrze znała, rozchyliła swoje własne rozszerzając delikatnie oczy utkwione w twarzy Gabriela. Chwilę potem zmrużyła je tak, że ciemne tęczówki były ledwo widoczne zza gęstych, kruczoczarnych rzęs i przejechała językiem po zębach. Rozpoznała cytat. Pamiętała gdzie i w jakich okolicznościach został użyty, lecz w danej chwili interpretowała go raz po raz. A może w sumie nawet nie było czego interpretować i jego słowa są całkowicie bez ukrytego sensu czy podtekstu, gdy tymczasem on jedynie chce aby Daina zaczęła doszukiwać się w tym jakiegoś ukrytego znaczenia? Nie odezwała się ani słowem, jedynie patrzyła na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy doszukując się w jego twarzy jakichś znaków, czy emocji. Na chwilę obecną nie zauważyła nic po za chłodem, ironią i rozbawieniem – standardowymi towarzyszami jego osoby. Przywykła do tego i jego nonszalancka a zarazem chłodna postawa nie robiła na niej jakiegokolwiek wrażenia. Po prostu taki już jest i nie zmienimy jego nastawienia do świata… Chociaż w sumie..? Może kiedyś..? Kto to wie? Jak to mówi najmądrzejsze powiedzenie na świecie „nigdy nic nie wiadomo”.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
To, co mogłoby być między nimi jest w istocie nieważne. Może w innej alternatywnej, równoległej rzeczywistości istnieje Gabriel, który nie musiał tulić martwego ciała swej ukochanej i się nie zmienił, który wciąż kochał i wierzył w innych ludzi a teraz stał przed Dainą, jako jej najlepszy przyjaciel, a może ktoś zupełnie inny. Może nawet nigdy nie opuścił swego rodzinnego domu i oni nigdy się nie poznali. Jednakże to tylko domysły, które z czasem zasłużenie pokryją się kurzem. W końcu to i tak nie ma znaczenia, skoro jest jak jest a przed dziewczyną stoi chłopak, który ma za nic innych ludzi i bawi się nimi jak dziecko zabawkami. Szuka nowych wrażeń, nowych gier, które rozświetlą jego mroczne życie, chociaż na chwilę i dostarczą mu niezbędnej dawki adrenaliny. Porzuć, nim zostaniesz porzucony, po trupach do celu.. Te definicje Gabriel stanowczo wziął sobie za bardzo do serca. Charakterystyka Gabriela to chyba jedna z tych rzeczy, która jest A-wykonalna. Jak już niejednokrotnie wspominałem chłopak jest zupełnie nieprzewidywalny i zawsze zachowuję się odwrotnie niż podsuwa to logika. Gdy jest smutny a w duszy panuję burza łez on idzie się bawić na bogato, często się śmieje i pije stanowczo za dużo, lecz nie sam w jakimś obskurnym barze, lecz w towarzystwie pięknych pań i wielu nieznajomych twarzy. Gdy jest szczęśliwy wygląda dosyć ponuro i odstraszająco z tajemniczym uśmiechem, które złowieszczo sygnalizuję nadchodzącą burzę. - Całkiem możliwe. – Potwierdził przytakując głową i chowając ręce do kieszeni. – Jednakże to tylko marna wymówka tłumacząca fakt tego, co tak bardzo nie chcesz zaakceptować. – Powiedział uśmiechając się tym swoim uśmiechem. - Ciężko ci zaakceptować, iż jestem w stanie w kogoś uwierzyć, a może pokochać. To nie jest takie straszne. – Wciąż mówił szeptem, powoli jak, gdyby chciał wyryć w jej głowie każde swoje słowo. – To, co jest straszne to fakt, iż tą dziewczyną nie jesteś ty. – Dokończył z większym naciskiem na ostatnie słowa. Sam nie wiedział, co było między, nim a Anną i nie chciał poruszać chwilowo tej kwestii, bo z całą pewnością ją poruszy, lecz, dopiero , gdy poda jej eliksir prawdy zmieszany z ognistą. Jednak, póki, co woli pozostać w niewiedzy i nie bawić się w domysły. Dlaczego? Może obawiał się poznać prawdę, a może uważał to za stratę czasu no cóż to w końcu Gabriel, który nigdy nie wiadomo , jakimi powódkami się kieruję jednak zawsze widzi w tym dla siebie swoje korzyści. Muszę przyznać, iż podoba mi się takie wyobrażenie o Gabrielu. Może nawet jest niezwykle trafne ja tam, nic nie wiem, ale z całą pewnością jest bardzo piękne. Można wręcz z tego jakiś poemat stworzyć! Gabriel w podobieństwie do dziewczyny również zawsze miał wszystko podawane na srebrnej tacy, jednakże w przeciwieństwie do niej on miał naprawdę ogromne pokłady cierpliwości. Przecież, gdyby nie to, to Hogwart miałby o połowę mniej uczniów a Gabriel musiał, by odpowiadać za masowe morderstwa. Pytanie brzmi z skąd się wzięła jego cierpliwość? No cóż może to kwestia genów, które nie wiadomo , po kim odziedziczył? Tak czy inaczej, dla niego słowo „nie” to tylko krótko terminowe stwierdzenie, które i tak nic nie oznacza boi się prędzej czy później i tak dostanie to, czego chcę i to jest jedyna rzecz, która się nie zmienia. Takie jest prawo natury a silniejszy zawsze zwycięża. A to , że czasem do celu musiał pójść po czyimś trupie… To ich pech, a nie żaden grzech. - Jakoś tego nie widzę. – Stwierdził lekko ironicznie. – Jak na mój gust to tęsknisz za mną każdą częścią swego ciała. Pragniesz, chociaż na mnie popatrzeć, bo nie możesz znieść świata, w którym mnie nie ma. – Powiedział wciąż na nią patrzeć, by w końcu lekko wzruszyć ramionami. - Gdyby nie fakt, iż pozbyłem się serca i sumienia to może bym ci współczuł i było, by mi smutno z twojego powodu. – Powiedział patrząc na krajobraz, który jakoś nijak go nie interesował. Nigdy nie widział nic pięknego w malowniczym krajobrazie, zachodzącym słońcu i takie tam. Dla niego piękno było w, tedy, gdy na zewnątrz szalała burza z piorunami i niemalże czarnym niebem. W, tedy było naprawdę pięknie i w, tedy Gabriela można było spotkać gdzieś wysoko, gdzie wpatrywał się zafascynowany w niebo. - Och, . To bardzo dobra decyzja. – Powiedział nie patrząc na nią z obojętnym tonem. No cóż zechciała mu odpuścić tych całych gadek, co niezmiernie było mu na rękę, bo ostatnim razem ta cała sytuacja naprawdę wyprowadziła go z równowagi i musiał się naprawić aż dwiema butelkami Jacka Danielsa. Po dłuższej chwili milczenia Gabriel wrócił spojrzeniem do dziewczyny i lekko zmarszczył swoje brwi. - Żadnego komentarza ani ciętej riposty? – Zapytał z lekką drwiną. – Stajesz się żałosna przez te prymitywne uczucia, które tobą zawładnęły. – Prychnął odwracając się od niej i podchodząc bliżej brzegu, by w końcu tam kucnąć i spojrzeć gdzieś daleko przed siebie.
Szli wolnym krokiem, rozmawiając ze sobą o pierdołach, które naprawdę były najmniej ważne w ich życiu. Czasem jednak dobrze mieć taką osobę, która porozmawia z Tobą o niczym. Bo wtedy, chociaż przez chwilę, możesz zapomnieć o swoim świecie, o problemach, które się pojawiają i o wszystkim innym, o czym nie chce się pamiętać. - Jeśli nie dasz się związać, to użyję siły. I uwierz mi, że wygram - uśmiechnął się słodko, patrząc na nią z rozbawieniem. Była taka.. mała, w porównaniu do niego. Wydawała się krucha i łatwa do złamania. - I skoro nie chcesz nazywać tego randką, niech Ci będzie, mała zarazo - wyszczerzył teraz zęby, pokazując je w całej swojej okazałości. Podroczymy się trochę? Ależ owszem, panno Shay, trafiłaś idealnie, jeśli lubisz gry słówek i gierki. Szczególnie w dzisiejszym dniu Tanner miał ochotę na takie zabawy. Po drodze wszedł jeszcze do sklepu, jednak nie powiedział Angven co kupił, kazał jej poczekać na zewnątrz. Jeśli dziewczyna była grzeczna i nie podglądała, mogła mieć niezłą niespodziankę. To znaczy, on lubił robić niespodzianki z małych rzeczy. Gdy doszli do rzeki, znalazł miejsce oddalone od całego zgiełku miasta i tłumu. Osobna, mała ławeczka, na której mogli spokojnie usiąść i oglądać miasto, które znajdowało się po drugiej stronie rzeki. Zaczęło się ściemniać, więc właściwie było widać same światła samochodów i latarni. Na tym tle idealnie można było rozróżnić diabelski młyn, na którym byli. Piękny widok, aż ścisnęło chłopaka w piersiach ze wzruszenia, co nie zdarza się rzadko. - Proszę bardzo - uśmiechnął się, obracając ją przodem do rzeki i stając za dziewczyną. Położył jej ręce na ramionach i czekając na jej reakcję obserwował powolny ruch po drugiej stronie rzeki. - Mam nadzieję, że się podoba? - uniósł brew, zastanawiając się czy taka mała, prosta rzecz spodoba się dziewczynie. Dla niego były to zawsze najpiękniejsze niespodzianki. Pokazanie miejsca, które wszyscy generalnie znają, od drugiej strony, innej, spokojnej, magicznej. Był skubany sentymentalny, jeśli chodzi o takie rzeczy.
Uwielbiała rozmawiać o pierdołach. Nie ma nic lepszego od tego... Poważne, smutne czy inne równie wzruszające czy wzniosłe sprawy to nie jej działka. Nie potrafi wciągnąć się w tego typu klimat, może dlatego, że w niczym nie przypomina poważnej czy też ponurej osoby? -Wiesz... To, że jesteś większy i silniejszy to nic w porównaniu z sprytem i zwinnością.-Powiedziała i zaśmiała się. Pf, mała i krucha? No ładnie. By się jeszcze dziwił, ale o tym dowie się w swoim czasie. Widziała kilka przypadków, gdzie to drugie, czyli spryt i zwinność lepiej się sprawdzała. Uniosła się lekko na palcach.-A ja mam swoje sposoby na dopięcie swego.-Mruknęła cicho, bardziej do jego ucho. A to jak to zinterpretuje, to już jego sprawa... Być może posiada to drugie dno... To była bardzo prawdopodobna opcja. -Mała zarazo? Tylko mała? Zaraz się dowiesz jaka wielka mogę być.-Pokiwała głową jakby doskonale wiedziała, że ma racje i nic tego nie zmieni. Jeszcze nie poznał jej wszystkich oblicz i nie radziłaby tego robić. Tak szczerze z serca. Spojrzała za nim jak wchodził do sklepu i odwróciła się plecami do budynku aby nie patrzeć na witrynę, która dzieliła ją od poznania prawdy... Po co tam wszedł? I czemu nie mogła wejść z nim? Była ciekawskim człowiekiem, choć szczyciła się cierpliwością. Tego jednak nauczyła się dopiero z czasem, doskonale pamięta jak to było jeszcze gdy była malutka. Zawsze, z naciskiem na zawsze musiała dowiedzieć się prawdy. Może to z powodu tego iż nie lubiła tajemnic? A może to dlatego, że była jeszcze dzieckiem? Każde dziecko jest ciekawskie. Spokojnie rozejrzała się po ławce i widoku jaki został jej przedstawiony. To, że się ściemniało jedynie dodawało uroku temu obrazkowi. Młyn został oświetlony, tak samo jak inne miejsca w mieście. A samo światło odbijało się w tafli wody. Uśmiechnęła się szeroko. To był naprawdę ładny widok, mało co może równać się z takim połączeniem. Odwróciła się i uśmiechnęła do Tanner'a. -Skubany... Coraz bardziej mnie zaskakujesz!-Zaśmiała się i pokręciła lekko głową, jakby naprawdę to było dla niej wiele... Kto by się spodziewał czegoś takiego bo tym chłopaku? Nie wie, który raz to już dzisiaj mówi ale pewnie znajdzie się miejsca na kilka takich powtórzeń.
Chłopak też nie należał do typu osoby, która rozmawia o poważnych sprawach z wielką chęcią. Najchętniej, jeśli nie musi, nie rozmawia w ogóle. Albo unika danej osoby, albo stara się poprowadzić rozmowę tak, żeby zapomnieć o tym jednym, jedynym, poważnym temacie. Z reguły jakoś mu wychodzi. - Oh, nie wątpię, że masz swoje sposoby. Pytanie tylko czy są odpowiednio skuteczne - uśmiechnął się szeroko, patrząc na dziewczynę z rozbawieniem. Z pewnością była sprytna, może nawet sprytniejsza od niego, ale chłopak doskonale wiedział co ma zrobić w jakiej sytuacji, był pewny siebie i nie odczuwał żadnego strachu, toteż działało to na jego korzyść w stu procentach. - Może nie dziś, nie psujmy tego cudownego wieczoru - pokiwał głową z poważną, przestraszoną miną, jednak po chwili parsknął cichym, stłumionym śmiechem. Wszystko co mówił, mówił cicho, spokojnie, starając się nie zburzyć magicznego nastroju. Chciał, żeby to miejsce pozostało ciche, nieskażone obecnością ludzi. Miał nadzieję, że zawsze będzie je tak kojarzył, nieważne kiedy tu przyjdzie i nieważne jaka to będzie pora dnia, dzień tygodnia czy pora roku. Miał nadzieję, że będzie mógł oderwać się tutaj od wszystkich swoich problemów. - To jeszcze nie wszystko - dziewczyna nie podejrzała jego zakupów i dobrze, ponieważ chciał zaskoczyć ją jeszcze bardziej. Wyciągnął z kurtki, z wewnętrznej kieszeni, butelkę czerwonego wina. Uwielbiał czerwone wino, nie wiedzieć czemu smakowało mu bardzo. Półsłodkie, słodkie czy wytrawne, bez żadnej różnicy - każde było doskonałe, pyszne i warte spróbowania. Ból głowy na drugi dzień to już całkiem inna sprawa, więc.. - Kolejna niespodzianka. Mam nadzieję, że tam jest jeszcze lepsza - zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową. Na chwilę zapatrzył się w dal, w te piękne światła, drgające lekko na wodzie z każdym podmuchem wiatru. Rzeka płynęła powoli, swoim nurtem, nie zatrzymując się. Cały czas płynęła, co było niesamowite. Nigdy nie mogła zrobić tego, co chce. Miała jasno wyznaczone koryto i musiała się w nim poruszać. Czasem jednak się buntowała - wtedy tonęły tysiące domów. Niesamowite, to jedyne słowo, które znajdowało się teraz w głowie chłopaka. Czas jednak wrócić do rzeczywistości..
Zaśmiała się i pokręciła jedynie głową. Jej metody nieskuteczne? Gdyby wiedział co czasem potrafi zrobić, nie robiąc zupełnie niczego... To się chyba nazywa wrodzony talent, czy coś. Urok osobisty! O, tego szukała. -Kiedyś się przekonasz.-Przejechała ręką po wierzchu jego kurtki. Tam gdzie znajdowała się jego klatka piersiowa i uśmiechnęła się do niego wręcz uroczo. No i jak tu jej nie uwielbiać? Po prostu to niemożliwe. Nie chodzi tutaj o pewność siebie... Choć może? Nie będzie się nad tym teraz zastanawiać. Każda dziewczyna ma swoje sposoby, aby wprowadzić w zakłopotanie. Wywróciła oczyma.-Psuć? -Uniosła lekko brwi, nie za bardzo rozumiejąc co niby mieliby psuć... Choć raczej czym. Zaśmiała się po chwili i uderzyła go w ramię. Nie ładnie tak sobie z niej żartować. Oczywiście nie, żeby specjalnie się tym przejęła... Pamiętaj aby nie brać niczego za bardzo na poważnie. To potrafi jedynie zepsuć zabawę. Jeżeli chciał je tak zapamiętać, to tak się stanie. Nieważne kto tu przyjdzie, czy zrobi... Jeżeli on to miejsce tak zapamięta, zawsze będzie je takim widział. Nawet jeżeli potem tu nie wróci... To zawsze będzie gdzieś tak zapamiętane... -Masz coś jeszcze w planach?-Spojrzała na niego, powiedzmy, że zaciekawiona. Nie spodziewała się tego, że jeszcze coś mu do głowy wpadnie. Najwidoczniej naprawdę chciał aby to wszystko, jakoś wyszło... Nie musiał się niczym przejmować. Nawet starać jakoś specjalnie... Pod jakimkolwiek wpływem, który jakoś wywołuje w nas rodzaj presji jest zły. Wszystko ułoży się tak, jak powinno... Jakby było to już wcześniej zaplanowane. Zaśmiała się gdy zobaczyła co wyciąga. -Jeszcze zaraz znajdziemy tu koszyk pełen wędlin i zrobimy sobie piknik?-Uniosła lekko brwi i pokręciła lekko głową. Jakby to naprawdę było prawdopodobne. Pociągnęła go w kierunku ławki, bez żadnych słów... Jakby pozwalając mu dalej krążyć po tych myślach, które utworzyły się w jego głowie. Usiadła na ławie po turecku, gdyż tak było jej wygodniej... Wyciągnęła rączki po wino, z tym niewinnym jednak niezbyt bezpiecznym wyrazem twarzy. To wszystko robił ten błysk w oku na widok wina. -Mmm, a pomyślałeś o tym, jak to otworzymy?-Spojrzała na Tanner'a, jakby właśnie w tym momencie miał wyciągnąć skądś otwierać czy cokolwiek co umożliwi im wypicie trunku.
Wszystko o czym rozmawiali czy też myśleli, było czysto hipotetyczne. Tanner mógł mieć taki, a nie inny, pogląd na tą sprawę, ponieważ nie wiedział, jaka Angven potrafi być naprawę. Mówił to, co o niej wiedział, z własnego doświadczenia oczywiście. Nie była ona z pewnością osobą, o której rozmawia się na przerwach, co bardzo go cieszyło. Dość miał takich panienek. Głównie takimi interesował się w Bułgarii, teraz nie zamierzał popełniać tego samego błędu. - Trzymam za słowo, ściskam wręcz - wyszczerzył zęby w uśmiechu i spojrzał na dziewczynę z zainteresowaniem. Po chwili jednak musiał przestać się patrzeć. Został uderzony w ramię, to skandal! Nie można bić Tannera, to nie wybaczalne. - I co ja mam Ci teraz zrobić? - spytał, łapiąc dziewczynę za nadgarstki i delikatnie przyciągając do siebie. Musiał wymyślić jej jakąś karę, jednak nie miał na nią żadnego pomysłu. Zastanawiając się tak, cały czas trzymał dziewczynę za nadgarstki, starając się robić to najdelikatniej jak się da. Może i faktycznie miejsce może stać się takim, jakim uda się je zapamiętać. Może faktycznie wszystko zależy tylko od nas i to czy widzimy świat w czarnych albo białych barwach jest uzależnione od naszego osądu na dany temat? Chłopak nigdy się nad tym nie zastanawiał. W ogóle, nie był raczej osobą, która zastanawia się nad poważnymi sprawami, filozoficznymi bzdurami i innymi pierdołami. Interesowało go tylko to, co było tu i teraz. Po co zastanawiać się co będzie po śmierci za życia? Przekonamy się o tym, gdy umrzemy. Nie warto psuć sobie życia, które i tak jest wystarczająco krótkie. - Jesteśmy czarodziejami, prawda? - spytał, idąc za dziewczyną w stronę ławki i stając przed nią, przodem do panny Shay. Zwątpił jednak czy faktycznie jest jakieś zaklęcie, które otwiera korek od wina. Może nie będą używać czarów i pomęczą się jak prawdziwi mugole, żeby w efekcie przez przypadek rozbić butelkę wina o ławkę albo ziemię pod ich nogami? Zastanawiając się nad tym problem, oddał bezwiednie wino dziewczynie.
Nie wnikajmy w te szczegóły. Było to raczej oczywiste... Nie wiedział jaka jest naprawdę? Cóż. Jest to bardzo proste, skoro niczego nie ukrywa. Przynajmniej nie stara się tego robić. A stwarzanie nutki tajemnicy wokół swojej osoby jest przereklamowane... Przynajmniej ona nie stara się tego robić. Zaśmiała się.-Widzę, że już się nie możesz doczekać.-Pokazała mu język. I czemu nie miałaby tego robić? Zwykle tak robiła, choć pewnie w jej przypadku ta siła jest znikoma. Spójrzmy na niego, potem na nią... A potem znów wróćmy do niego. Chyba wiadomo kto w tej walce wygra. Zaśmiała się i zaczęła wykręcać nadgarstki, tak jakby naprawdę mocno ją chwycił a ona nie mogła znieść tego bólu.-Powiedziałabym, że jestem zdana na Twoją wolę...-Zaśmiała się.-Ale tego nie zrobię... Jesteś zbyt miękki.-Mruknęła i mówiąc to, pocałowała go lekko w kącik ust. Wykorzystała chwilę nieuwagi i wyśliznęła się z jego "żelaznego" uścisku. Zaśmiała się cicho. Czarne i białe kolory? Ona raczej wolała całą paletę kolorów. Po co ograniczać się tylko do tych dwóch... Lub tylko do jednego? To się nazywa marnowanie. Nie powiedziałaby, że przejdzie na tę stronę mocy... Tanner rozmyślający o czymś takim? Filozoficzne bzdety? Co będzie po śmierci? Interesuje to tylko tych ludzi, którzy unikają tego co mają codziennie... Nie umieją tego docenić lub nie chcą. Przynajmniej tak to może wyglądać z jej strony. Po co zastanawiać się, co będzie później skoro teraz dzieją się o wiele ciekawsze rzeczy? Na zamartwienie się, co będzie jutro czy kiedy indziej przyjdzie czas... -I dlatego mamy zabierać z życia takie drobne przyjemności?-Uniosła lekko brwi i spojrzała na niego. Używanie czarów do takich czynności jest śmieszne... Jeżeli za bardzo wkręcą się w tą magię, nie będą potrafili zrobić niczego sami. -Kiedyś podczas wakacji, nauczyłam się otwierać butelki i korki zębami.-Powiedziała i uśmiechnęła się szeroko. Jakby to były najlepsze wakacje, jakie miała. Tak, wtedy wiele się działo.-Oczywiście, nie tylko tym się uczyłam otwierać.-Mruknęła i z kieszeni kurtki wyciągnęła mały scyzoryk... Nosiła go jedynie dlatego iż miał sporo bajerów... Kto by pogardził prezentem od dziadka? Szczególnie, że temu nigdy nie zbiera się na jakieś czułości czy nawet rozmowy. Udało jej się wyciągnąć odpowiednie narzędzie, które wcisnęła w korek i zaczęła wkręcać. Miała jedynie nadzieje, że niczego nie zniszczy. Bardzo często gdy do czegoś się zabierało, coś lub ktoś musiał na tym ucierpieć. W końcu, przy użyciu sporej ilości energii udało jej się wyjąć korek. Uśmiechnęła się jak dziecko i podała butelkę Tanner'owi.-Gotowe!-Zaśmiała się.
Nie chodzi tu o żadną nutkę tajemnicy ani o udawanie kogoś innego. Jeśli nie spędzi się odpowiedniej ilości czasu z daną osobą, nie można mówić, że się ją zna. Przedstawienie się, wygłupianie czy nawet pójście do łóżka nie oznacza, że się kogoś zna. Przynajmniej w mniemaniu chłopaka. Jeśli chce się kogoś naprawdę, ale to naprawdę, poznać, oznacza to wiele, wiele godzin spędzonych na rozmowach, przeżywanie razem trudnych i dobrych chwil, strasznie dużo śmiechu i jeszcze więcej płaczu. Taka była definicja na poznanie kogoś zdaniem Tannera. Co dziwne, do tej pory unikał tego jak ognia, a z dziewczyną.. cóż, chciał, żeby udało jej się go poznać. Od każdej strony. No, może poza jedną, malutką tajemnicą, której chyba nigdy nikomu nie zdradzi. Dziewczyna powinna się przyzwyczaić, że ma jakieś swoje mroczne sekreciki. - Żebyś wiedziała - pokazał zęby w szerokim uśmiechu, trzymając dziewczynę za nadgarstki. Jednak po chwili, nawet nie wiedząc kiedy, jej ręce znalazły się wolne, a chłopak stał z głupią miną, zastanawiając się jak mogło się to stać. Czy naprawdę jeden, mały, niewinny buziak aż tak na niego działał i potrafił rozproszyć jego uwagę? Dziwne, niespotykane wręcz. - Nie chciałabyś się przekonać o tym, że wcale nie jestem taki miękki na jakiego wyglądał - puścił jej oczko, zastanawiając się przez chwilę nad sensem swoich słów. Nie odniósł tego do ich sytuacji, ale do sytuacji, w którą był wplątany już od dłuższego czasu i o której nie powinien nawet myśleć, jeśli nie jest w stu procentach pewny, że ktoś nie wedrze się do jego umysłu. Westchnął ciężko, przekrzywiając lekko głowę i skupiając swój wzrok na dziewczynie. - Wiesz, prościej byłoby różdżką.. - nie zdążył jednak dokończyć tego zdania, gdy dziewczynie udało się otworzyć scyzorykiem butelkę z winem. Przez chwilę przyglądał się, jak siłowała się z korkiem, nie trwało to zbyt długo oczywiście. Uśmiechnął się i wziął butelkę do ręki, upijając łyk i oddając ją znów dziewczynie. - Ładnych to rzeczy uczyłaś się na wakacjach. Zechcesz mi coś o nich opowiedzieć? - uniósł lekko brew, przekręcając głowę i zakładając ręce na ramiona. - Bo z tego co zauważyłem, nie jesteś wcale taką grzeczną dziewczynką, na jaką wyglądasz - tak, to dokładnie to, co zaczęło przyciągać chłopaka do dziewczyny. Z pozoru wydawało mu się, że Ślizgonką stała się przez przypadek, jednak im dłużej z nią przebywał, tym bardziej czuł, że doskonale pasuje do tego domu. Kolejny przykład, że nie należy oceniać książki po okładce.
Nie chodziło jej też o to. No ale przynajmniej dowiedziała się czegoś nowego. Miała podobne zdanie... To nawet nie trzyma się kupy, nie można poznać kogoś w kilka chwil. Ale pozostaje też kwestia czy dana osoba, w ogóle chce dać się poznać. Można kogoś znać, ale poznać? To dwie różne rzeczy. Bardzo często mylone. A od Tanner'a niczego nie oczekiwała. Raczej nie robi tego w żadnym przypadku. Jeżeli miał swoje tajemnice, rzeczy, które wolał zachować dla siebie... Proszę bardzo. W końcu sama nie wyszłaby z podobną inicjatywą. Uważa, że niektóre rzeczy jednak powinny zostać zachowane dla własnej wiadomości. Poza tym, każdy potrzebuje czegoś swojego. Zaśmiała się.-Jesteś zbyt pewny siebie.-Powiedziała spokojnie i lekko przymrużyła powieki. Jakby była to jakaś przeszkoda, lub lepiej, wyzwanie, którego musi się podjąć. Mówiła, że ma swoje sposoby... Najwidoczniej to nie będzie żadnym wyzwaniem. Na jej ustach pojawił się dziwny, może nawet figlarny uśmiech. Tak, jakby nie zrobiła niczego złego... W końcu nie zrobiła... -Jeszcze zobaczymy...-Mruknęła i podniosła wzrok na chłopaka.-Na razie, to dziewczyna otwiera za faceta wino.-Pokazała mu język i zaśmiała się. Zmarszczyła po chwili lekko brwi jakby wyczuwając, że coś się kryło za tą fasadą. Cóż, nie wnikaj w to Ang, jak będzie chciał, sam ci kiedyś powie. -Nie rozumiem, czemu miałabym pozbawić się tej jakże małej przyjemności w samodzielnym otwieraniu butelki?-Powiedziała cicho... To było jedno z pytań retorycznych. -Zawsze mnie bawiło to, że niektórzy tak bardzo uzależniają się od magii, że nie potrafią samodzielnie podetrzeć sobie tyłka... Za przeproszeniem.-Uniosła kąciki ust do góry... Jakby to naprawdę ją bawiło. I w istocie tak właśnie było. Bo co by było, gdybyśmy nagle stracili tę moc? Podejrzewa, że niektórzy zwyczajnie nie daliby sobie radę. Przechwyciła butelkę i okręciła ją w dłoniach. Na jej wargach pojawił się lekki uśmiech, zamyślony. Jakby wspomnienia były całkiem przyjemne i nie chciała już wracać do rzeczywistości.-Może i bym chciała...-Powiedziała i podniosła wzrok.-Jednak nie wiem czy Tannerowe uszy są wstanie tego wysłuchać.-Zaśmiała się i poklepała miejsce obok siebie, na ławce. Bo chłopak, jakby nie patrzeć, cały czas nad nią stoi.-A wyglądam?-Uniosła lekko brwi i wzruszyła lekko ramionami. Już nie raz, nie dwa słyszała mylne opinie na jej temat. Ale co tu się dziwić. Nigdy nie starała się patrzeć na ludzi, właśnie przez pryzmat domu czy wyglądu... Oczywiście, nie jest w tej sprawie ideałem ale z reguły po prostu zbywała te sprawy. Dla wygody, bo kto by sobie tym wszystkim zaprzątał głowę?
Wzruszył tylko ramionami i parsknął cichym śmiechem. Zbyt pewny siebie? Owszem, jest zbyt pewny siebie. Tylko w sytuacjach, w których wie, że może taki być. Pewność siebie jest dość mocno ceniona w dzisiejszych czasach. Jednak chłopak całkiem często czuje się wystraszony i oszukany, przy czym jego pewność siebie.. nagle gdzieś umyka. Niespodziewanie, nie ma jej. Zniknęła. No i jak ma sobie bez niej poradzić? Czym ma zasłonić swoją jakże nagą bez tego duszę? Nie da się. Właśnie w takich momentach chłopak daje się zbałamucić, okręcić wokół palca i dać zaprowadzić, gdzie tylko ktoś zechce. Westchnął ciężko. Za dużo myślenia, zbyt mało działania! Przysunął się do dziewczyny, opierając się rękami o jej kolana. - Może dlatego, że wolą ułatwiać sobie życie zamiast je utrudniać? Nam różdżka służy do prawie wszystkiego, mugole mają tysiąc niepotrzebnych wynalazków. I po co zaśmiecać tym świat? Po co cały czas odkrywać coś nowego? Skoro jest tyle przyjemniejszych rzeczy na świcie - uśmiechnął się lekko, mrugając do dziewczyny wesoło. Oczywiście, że ma rację, jak mógłby jej nie mieć. Po co tracić czas na otwieranie butelki jakimś tam ich urządzonkiem, skoro wystarczy jedno machnięcie różdżką? Przecież to takie nielogiczne. Skoro może coś zrobić szybciej, to po jakiego grzyba się z tym męczyć? W życiu jest naprawdę, naprawdę wiele przyjemniejszych rzeczy. Jak na przykład całowanie dziewczyny. Myśląc o tym ugiął ręce, tak, że jego twarz znalazła się na wysokości twarzy panny Shay. Cmoknął ją delikatnie w policzek i znów wyprostował ręce, oddalając się od niej z milutki uśmiechem na twarzy. - Zapewniam Cię, że słyszały gorsze rzeczy - wymruczał cicho, po raz kolejny zbliżając się do dziewczyny poprzez ugięcie rąk, lecz tym razem całując jej twarz tuż przy uchu. - Nie wyglądasz z pewnością na kogoś, kim jesteś. To dobrze - mówiąc to, prostował ręce, tak, żeby mógł spojrzeć w oczy dziewczyny. On też nie oceniał nikogo po wyglądzie. Znacie jednak to uczucie, że zachowanie tak bardzo nie pasuje do twarzy albo ogólnego wyglądu danej osoby? Tak było w przypadku Angven. Z pozoru wydawałoby się, że nie jest taka wygadana i pyskata, a tu proszę. Po kilku rozmowach okazuje się całkiem coś innego. Ciekawe, co jeszcze skrywa w sobie ta mała duszyczka i czy Tannerowi uda się ją rozgryźć?
Lubiła pewnych siebie ludzi... Lubiła obracać się w ich towarzystwie... Lubiła ten błysk w oku, którzy mieli gdy stali zaparcie przy swoim. Ich towarzystwo było kojące. I miał rację, że jest to jedna z cech jaką teraz ludzie sobie cenią. W końcu, ktoś kto nie jest pewny swojej wartości, długo nie pożyje... Lub po prostu załamie się. Znała takie przypadki, może nawet z jednym jest spokrewniona? I choć nie wie o tym, nigdy nie dopuściłaby siebie do tego stanu. Najwidoczniej odziedziczyła tę mocną stronę od jednego rodzica. Dzięki BOGU! Miała jedynie nadzieję, że nie będzie za nią łaził, jak ten przydupas... Gardziła ludźmi, którzy tępo za kimś idą. Czy dają się omotać. -Czyli jednym słowem, w pewnym momencie przestaniesz robić cokolwiek samodzielnie. Urośnie Ci wielki bęben i za wszystko będziesz obwiniał wszystko i wszystkich... Tylko nie siebie -Powiedziała spokojnie.-Ludzie leniwi i idący na łatwiznę, nie należą do moich zmartwień. Nie interesują mnie, tak to powiem... Ale każdy robi to, co mu odpowiada. Rób co chcesz...-Wzruszyła lekko ramionami, wciąż się lekko uśmiechając. Coś jednak się zmieniło... Jakby jakaś dziwna aura znalazła się nad jej osobą. Odległa i zimna. A może to ton? Mimo tego uśmiechu, był z lekka złośliwy. Oczywiście, w tej całej łatwiźnie i całej reszcie, miała na myśli takie zwykłe przyziemne rzeczy... To smutne, jak niektórzy ludzie nie potrafią sobie radzić, w zwykłych, naprawdę łatwych sprawach. A to, że ktoś idzie na łatwiznę... Proszę bardzo. Później to wyjdzie. Jeżeli chłopak tego nie zrozumiał. Bo najwidoczniej jej wcześniejszej wypowiedzi nie zrozumiał, raczej nie będzie się powtarzać. Nawet dla niego. Zaśmiała się głośno, gdy tak zaczął się do niej zbliżać. Upiła łyk wina, które ponownie wylądowało w jej ślicznych dłoniach. Spojrzała na Tanner'a i odstawiła butelkę na bok, cicho westchnęła i ponownie przeniosła swoje spojrzenie na chłopaka. Ujęła jego twarz w dłonie i uśmiechnęła się jak 5-latka. -Czyżbym wyczuwała niepewność Mój Drogi?-Uniosła lekko brwi. Miał stawiać na swoim, miał pokazywać, że to on w tym duecie ma jaja. Faceci wiedzący, czego chcą to jej typ. Była taką osobą. Naprawdę można się zdziwić... A ona lubiła zaskakiwać. Była jedną, wielką(bądź małą, jak co dla niektórych) niespodzianką. Równie dobrze, może być słodka w środku jak i posiadać tam bombę. Nigdy nie wiesz, co odkryjesz. A czy mu się uda choć trochę ją rozgryźć? W dużej mierze zależy to od niego. -A dziękuje.-Skinęła lekko głową i ponownie przechwyciła wino, którego kilka skromnych łyków wylądowało w jej żołądku.
No i zrobiło się dość groźnie i nieprzyjemnie, prawda? Tanner z pewnością nie był typem osoby, która się stara. To znaczy, starał się na swój sposób. Nie pokazywał nikomu, że mu na kimś zależy słowami. Nie umiał pięknie mówić i wygłaszać różnych dziwnych rzeczy. Po prostu.. pokazywał to czynami. Sam przykład dzisiejszego dnia. Gdyby mu chociaż odrobinkę nie zależało na dziewczynie, z pewnością nie przyprowadziłby jej tutaj, nie kupił tego wina, a teraz nie starał się być miłym, chociaż odrobinkę bardziej niż jest zawsze. Właśnie, wino. Wziął od dziewczyny butelkę i upił łyk, uśmiechając się lekko. Zatrzymał ją w dłoni, nie oddając jej butelki. - To nie jest tak, że nie potrafię czegoś zrobić. Potrafię. Tylko nie widzę sensu w robieniu tego, jeśli istnieje rzecz, która mi to ułatwi - nie zgadzał się z jej opinią. Rozumiał o czym mówiła, ale miał inne zdanie. Koniec, kropka. O gustach się nie dyskutuje, prawda? - A wielkiego brzucha nie będzie, ponieważ prawie codziennie rano biegam - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Chciał jeszcze pochwalić się dziewczynie, że został nowym kapitanem Znikaczy, jednak gdzieś w głębi duszy coś nie kazało mu tego mówić. Westchnął ciężko, przekręcając głowę na bok i biorąc kolejnego, wielkiego łyka wina. W porównaniu z tym, co wypiła dziewczyna, a co chłopak, była dość znaczna różnica. Postanowił na razie wstrzymać się z podpijaniem wina. Odłożył je na ławkę, zerkając na dziewczynę, która trzymała jego twarz w dłoniach. - Nie, skarbie - uśmiechnął się pewnie. Nic w jego twarzy nie drgnęło, nic w oczach się nie zmieniło. Nie miał wątpliwości co do niczego w tym momencie. Wiedział, że powiedział to, co naprawdę siedziało w jego głowie i że miał rację. Często ją miał. Czasem miewał też dziwne przeczucie, które mówiło mu o tym, że się myli. Ale przecież chyba każdy tak miał, prawda? - Czemu nie jesteś w drużynie Quidditcha? - zmienił nagle temat, mrugając do niej wesoło z lekkim, tajemniczym uśmiechem. Chciał dowiedzieć się czy dziewczyna w ogóle lata na miotle, a jeśli tak, namówić ją do zapisania się jako rezerwową, bo przecież mieli naprawdę mało czasu do pierwszego meczu, a rezerwowych za to jak na lekarstwo. Że też ludzie, którzy uwielbiają latać na miotle nie zapisują się do drużyny. Przecież to, swojego rodzaju, zaszczyt, prawda?
Poważnie, groźnie? Nie przesadza troszkę? Nie zamierzała wprowadzi takiego nastroju. Miała jedynie nadzieję, że chłopak zdawał sobie sprawę, że niczego od niego nie żąda? Chciała po prostu miło spędzić czas, a że spędzanie czasu z nim należy do całkiem przyjemnych, to już swoją drogą. Nie oczekiwała nawet, że zabierze ją w takie ładne miejsce... Nie była typem romantyczki, czy dziewczyny, która jakoś specjalnie przejmuje się tymi sprawami... W tej kwestii, była raczej facetem, nieważne jak to dziwnie brzmi. Zaśmiała się cicho. Uwielbiała spotkanie się różnych zdań. Pokręciła lekko głową. -Wciąż nie rozumiesz tego, co mówię... Okey, ja też często ułatwiam sobie pewne rzeczy gdy mam taką sposobność... Ale nie we wszystkim... Ty mówisz to tak, jakby całe życie miał sobie dogadzać, tylko dlatego, że masz ku temu okazje. A co z wyzwaniami? -Uniosła lekko brwi.-Nawet nie wiesz, jak bardzo podniecające może być to, że coś zrobiłeś sam... Mimo, że mogłeś sobie jakoś to ułatwić... Wiedza, że jesteś ponad czymś jest niesamowita...-Wzruszyła lekko ramionami. -Nie o to chodziło, głupku.-Powiedziała i popukała go lekko palcem w czoło. Zaśmiała się cicho i spojrzała w kierunku wina. Uniosła lekko brwi a potem znów przeniosła swoje spojrzenie na jego śliczną buźkę.-Tak właściwie, czemu nie podobały Ci się moje blond włosy?-Spytała spokojnie, wciąż go nie puszczając. Doskonale wiedziała, że nie przypadły mu do gustu... Takie rzeczy się czuje, albo Tanner jest niezbyt dobrym kłamcą. Spodobało jej się takie trzymanie, poza tym, mogła w skupieniu obserwować jego reakcje i całą resztę, która jej się podobało. -Nie mów do mnie skarbie.-Powiedziała i mówiła w tym momencie całkiem poważnie... Nienawidziła gdy ktoś tak do niej mówił, "słonko", "skarbie" i cała ta reszta. Nie ma nic przeciwko, gdy mówi tak do niej Nem czy Lou. Z nimi była w zupełnie innych relacjach... Tanner rządził się innymi prawami, nie będzie go w końcu wrzucała do tego samego worka. Każdy miał swój własny, specjalny. Zmarszczyła lekko brwi, jakby jego pytanie było zupełnie od czapy... Bo w sumie było. Wzruszyła lekko ramionami. Puściła jego policzki i schowała dłonie do kieszeni kurtki, wiedząc, że zaraz jej palce ponownie będą lodowate. -Nie latam na miotle.-Powiedziała spokojnie i spojrzała na chłopaka, jakby chcąc doszukać się jakieś ukrytej reakcji. W końcu nie słyszy się od czarodziei, że nie latają na miotle. Było to dla nich normalne, tak jakby już od urodzenia wiedzieli co zrobić z miotłą. Oczywiście, nie mówiła tutaj o jakiś niesamowitych zdolnościach ale o samej wiedzy, jak latać. A jej słowa nie wyjaśniały niczego, nie powiedziała, że nie umie czy też umie... Mm. Zaszczyt? Każdy patrzy na to, jak chce.
On też nie oczekiwał od niej niczego. Cieszył się, że ma kogoś, z kim może pożartować, pośmiać się, pokłócić, czasem poprzytulać czy dać sobie buzi. Lubił mieć takie dziewczyny wokół siebie. Nie był typem chłopaka, który zakochiwał się w każdej panience tylko dlatego, że ta zechciała zwrócić na niego swoją uwagę. Miło rozmawiało mu się z panną Shay, ich różne zdania często przeradzały się w zabawną rozmowę. Czasem może troszeczkę się na nią denerwował, ale ogólnie było mu całkiem przyjemnie, więc po co to dalej rozdmuchiwać? Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba, prawda? - Doskonale rozumiem. Po prostu.. wyzwania są super. Owszem, zgadzam się z tym w stu procentach. Jednak wyzwaniem nie są dla mnie rzeczy, które robi się codziennie - mrugnął do niej z lekkim uśmiechem, wpatrując jej się w oczy. Lubił bezpośredniość. Był bezpośredni, nie uciekał przed kontaktem wzrokowym, wiedział, że patrząc komuś w oczy można zauważyć różne jego reakcje, a często wykryć małe kłamstewko albo koloryzowanie jakiejś sytuacji. Śmieszne było jednak to, że ludziom, na których mu zależało, nie patrzył w oczy tak często. Ciekawe czemu? Czyżby miał przed nimi wiele do ukrycia? - Dla mnie nie jest to coś niesamowitego, a zwykła strata czasu. Jakkolwiek to rozumiesz, właśnie tak uważam i raczej nie zmienię zdania. Błahe rzeczy nie są wyzwaniami - zakończył swoją wypowiedź zdaniem, które według niego idealnie odnosiło się do jego osoby i do tego, jak podchodził do życia. - Blond włosy.. były takie zwyczajne. Nie jesteś zwyczajna - no, może to nienajlepsze wytłumaczenie, ale naprawdę tak sądził. Nie było to żadne słodzenie ani próba podlizania się dziewczynie. Do jej charakteru nie pasowały spokojne kolory ani nic z tych rzeczy. Blond włosy w szczególności. Takich dziewczyn były tysiące, nie ma w tym nic fajnego. - O proszę, oburzyłaś się - uśmiechnął się złośliwie, dotykając przy tym jej ręki swoją dłonią. Mówił skarbie.. bo tak właściwie nic to dla niego nie znaczyło. A było całkiem dobrym określeniem. Zwracał się tak w większości do koleżanek, niż do swojej byłej dziewczyny. Dla śmiechu, zabawy, rozluźnienia atmosfery. Nie było w tym żadnych ukrytych podtekstów. - Też nigdy nie latałem. To znaczy, do momentu, w którym byłem zmuszony przenieść się do Londynu i uczęszczać do tej dziwnej szkoły, która podobno jest najlepsza - westchnął ciężko, przypominając sobie czasy, kiedy miał przy sobie swojego najlepszego przyjaciela i świat, który znał, rozumiał i kochał. Teraz w jego oczach można było dostrzec iskierkę smutku. Jednak tylko wtedy, gdy wpatrywało się w nie dość uważnie. Nie był pewny czy Angven ją zauważyła.