Znajduje się kilka kroków za głównym boiskiem, a prowadzi do niego wydeptana ścieżka, którą można odnaleźć bez problemów nawet w zimie! Powstało dla uczniów, którzy pragną uzewnętrznić swoje emocje w sposób fizyczny! Oczywiście nie tylko o takie kwiatki tutaj chodzi. Rozchodzi się tu również o liczne treningi, które czasem nakładały się na siebie i wymagały rezygnacji, którejś z grup młodzieży oraz przejściu na inny dzień. Nauczyciele quidditcha, zatem doszli zgodnie do porozumienia, że potrzebują trochę dodatkowego miejsca na mini boisko, gdzie można przeprowadzać rozgrzewkę i uczyć zawodników jakiś ciekawych manewrów! Zatem nie zastanawiając się długo poprosili dyrektora o zagospodarowanie części błoni. Tak też się stało. Zatem to tutaj znajdziesz mniejsze boisko, które ogrodzone jest wysokim płotkiem, który zdobią herby czterech domu Hogwartu. Niestety boisko nie jest wyposażone we własne szatnie czy składzik, w którym przechowywane są kafle, zastępcze miotły czy ochraniacze i to jest główna niedogodność, z którą należy się uporać, czyli należy korzystać z dobudówek głównego boiska i tam pozostawiać swoje rzeczy.
Arleigh nie trzeba było namawiać na rundę drugą - była już rozgrzana, upojona adrenaliną, a jakby tego było mało, poczuła zew walki. Kiedy Oda wyrwała się w górę, postanowiła nie zwlekać i błyskawicznie wydarła w górę tuż za miotłą gryfonki. Po kilku szybkich manewrach zrezygnowała z próby siedzenia jej na ogonie i nie zdołała się powstrzymać przed wzleceniem ponad chmury raz jeszcze. Słońce górowało już wyraźnie nad wieżami zamku, biała piana cirrusów i nimbusów powoli rozpływała się pod wpływem dolinowego wiatru. W takich warunkach powinna łatwiej dostrzec znicza - powinna, co nie znaczy, że tak w istocie było. Dostrzegła za to gwałtownie manewrującą Odę i ten sygnał był dla niej jednoznaczny - szukająca dostrzegła złotego uciekiniera. Arla naparła dłońmi na miotłę i skierowała ją niemalże pionowo w dół, błyskawicznie nabierając szybkości. Poderwała ją do poziomego lotu zaledwie kilka jardów nad ziemią i wbiła wzrok w wici miotły Odei... Ale było już za późno. Szarpnęła miotłą w górę i błyskawicznie wytraciła prędkość. Opadła na ziemię miękko i zgrabnie i podbiegła do Ody lądującej ze zniczem. - A teraz Worthington ma znicza, wygrali gryyyyyyyyfoniiiiiiiiiiiiiiii! - Powtórzyła gest gryfonki z poprzedniej rundy i wyjęła z kufra na piłki kafel. - To może teraz coś z mojego obszaru? - Zagadnęła, wsiadając na miotłę i unosząc się powoli w górę. Podleciała do bramy zamku wychodzącej na boisko i stuknęła różdżką w kamienną chimerę siedzącą na gzymsie. Posąg wykrzywił się i wysunął łapy przed siebie, tworząc z nich sporej wielkości obręcz. Zadowolona z efektu, Arla podleciała do Ody i zawisła w pewnej odległości od celu. - Prosta zasada, rzucamy po kolei z coraz większego dystansu. Zaczynamy tutaj, potem odlatujemy trochę dalej i tak w kółko. Jak nie trafiasz, zostajesz na pozycji. Jak trafiasz, odsuwasz się. Wygrywa ta, która pierwsza cofnie się aż nad kufer... - Wskazała palcem za siebie, gdzie na środku boiska leżały ich rzeczy i podała kafel gryfonce. - Zaczynaj!
Spoiler:
Zasady są proste: do pokonania dziewczyny mają 5 pól. Zaczynają od pola 1/5, potem po udanym strzale 2/5 i tak dalej. Udany strzał na polu 5/5 kończy grę.
Na każdy strzał rzucamy k100. Dla każdego kolejnego pola jest trudniejszy przedział k100 oznaczający trafienie: 1/5 - 15-100 2/5 - 20-100 3/5 - 25-100 4/5 - 30-100 5/5 - 50-100
Modyfikatory: 1. Dodaj +10, jeżeli trafiłaś w poprzednim strzale. 2. Dodaj jeszcze +15, jeżeli trafiłaś w trzech poprzednich strzałach (tylko dla pola 4/5 i 5/5) 3. Dodaj swoje punkty z GM, jeżeli twoja k100 jest równa lub mniejsza niż 15.
Już znała to uczucie i nie dziwiła się przez kilkoma minutami Arli, że tak cieszyła się ze złapanego znicza. Dzięki okrzykom zwycięstwa, chociaż przez chwilę mogły poczuć się tak, jakby to one były bohaterkami meczu. - To nie tylko Twój obszar! - rzuciła z udawaną pretensją, bo przecież ona też najczęściej grała na pozycji ścigającej. Obserwowała, jak Krukonka zmienia ustawienie chimery tak, aby powstało coś na kształt pętli. Przećwiczenie każdej pozycji na boisku było super pomysłem, przynajmniej nie było nudy, nawet jeśli były tam tylko we dwie i wydawać się mogło, że taki trening jest mniej owocny. Nic bardziej mylnego. - Dobra, jedziemy z tym - chwyciła piłkę, którą podała jej Arli i ustawiła się na odpowiednim dystansie, który na razie był niewielki. Więc chyba nie dziwota, że pierwszy rzut się jej udał. Zanurkowała po kafla, który leżał na trawniku, aby po kilku chwilach znów znaleźć się w powietrzu, w nieco większej odległości niż przedtem. Potarła czule kafla i cmoknęła go, przywołując szczęście, aby i tym razem jej dopisało. Zamachnęła się kolejny raz i oddała rzut. - Tak jest! - krzyknęła radośnie, kiedy piłka przeleciała przez obręcz. - Ma się to oko - - rzuciła do Arleigh, oddając jej kafla, którego zgarnęła ponownie spod chimery. Wiadomo, że to na razie rozgrzewka i z takie odległości chyba każdy by trafił, ale Gryfonka lubiła cieszyć się z małych rzeczy.
Pierwsze dwa rzuty nie należały do kolosalnych wyzwań, ale Arla już wielokrotnie łapała się na tym, że przez zbyt swobodne podejście do prostych zadań całkiem je zawalała. Dlatego była maksymalnie skupiona i pierwszy rzut zakończył się widowiskową stójką kafla na obręczy, w którą następnie wpadł. Arla pognała po niego i złapała go, zanim jeszcze dotknął ziemi. Wróciła na pozycję i zrównała się z Odą. Przymierzyła, zamachnęła się jedną ręką zza głowy i... Na początku była przekonana, że chybi, bo kafel trafił prosto w chimerzy pysk, odbił się jednak od niego i przefrunął przez obręcz, jak gdyby cała ta kombinacja była perfekcyjnie zaplanowana. Tym razem musiała już podnieść kafla z ziemi. Z szerokim uśmiechem podała go Odzie, razem z nią wycofując się na trzecią pozycję. Stąd obręcz wydawała się już nieco mniejsza. Nie była pewna, czy podczas meczu rzucała do obręczy z podobnej odległości. Ale warto było przecież spróbować!
Arli poszło równie dobrze co jej, a nawet powiedziałaby, że lepiej, bo ten dreszczyk emocji z chwilą zetknięcia kafla z obręczą, czy głową posągu - to było coś (zwłaszcza, że ostatecznie udało jej się przerzucić piłkę przez pętlę). Kolejna odległość kolejny stresik, ale taki pozytywny. Czasami rzucało się pod większym kątem z różnych odległości i się udawało, a tym razem miało się nie udać? Cholera, nawet znicza złapała, pierwszy raz w życiu. Chyba fart jej się trzyma. Ustawiła się na odpowiednim miejscu, starając się wykalkulować jakiej tym razem powinna użyć siły, aby trafić w swój cel. Ostatnio było dużo prościej, bo jednak widziała chimerę dokładniej. Ostatecznie, wzięła głęboki wdech i na wydechu rzuciła kafel, który strzelił w kierunku pętli i przez chwilę wydawało jej się, że do niej nie doleci, ale jakimś dziwnym trafem (może to przez wiatr?) piłka przeleciała przez okręg zrobiony z rąk posągu. Uff, zdecydowanie fart. Sprawnie pomknęła po kafla i już za chwilę była z powrotem, zajmując miejsce kawałek dalej niż znajdowała się Arli. Teraz było naprawdę daleko do pętli i było ekstremalnie trudno, a to nie koniec. Jednak skupiła się na tym co tu i teraz i mówiąc sobie w duchu: "raz kozie śmierć", puściła się miotły obiema rękami i z całej siły posłała kafla chwytem oburącz, zza głowy. Nie wierzyła, że się uda, bo jednak precyzja była w tym znikoma, a jednak piłka czmychnęła przez obręcz, co spowodowało kolejny okrzyk radości z jej ust. Przytachała kafla Krukonce i z boku obserwowała, jak jej idą kolejne rzuty.
- Brawo! - Tak tylko skwitowała widowiskowy wyrzut zza głowy, którym Oda posłała piłkę prosto do obręczy. Wiatr faktycznie zrywał się coraz silniejszy i teraz trzeba już było uwzględnić go przy wykonywaniu dalszych rzutów. Zaklaskała raz jeszcze, widząc finalny wsad gryfonki i przejęła kafel, ustawiając się na pozycji. Chimera była już z tej odległości naprawdę niewielka, ale zdarzało jej się trafiać do obręczy na boisku z szalonych odległości. Mocno chwyciła za kafel, zacisnęła palce na skórzanym poszyciu piłki, szarpnęła miotłę w bok. Obróciła się w powietrzu razem z Nimbusem i wykorzystała nadany w ten sposób pęd do posłania kafla prosto w ręce posągu. Uniosła pięść w geście tryumfu i pognała po opadającą powoli czerwoną piłkę. - Ojoj, teraz robi się trudno. - Skomentowała, zrównując się z Odą na czwartej pozycji i również złapała kafla w obie ręce. Przechyliła się mocno na plecy i mocnym wymachem z całego ciała posłała piłkę w stronę bramy. Coś się zakotłowało w chimerzych dłoniach, ale ostatecznie udało się. I został im już tylko jeden strzał!
Była bardzo zadowolona z tego treningu i cieszyła się, że Arli ją wyciągnęła na latanie. Na koniec zostawiły sobie najlepsze, czyli celowanie do prowizorycznej pętli z różnych odległości. Pierwsze dwa rzuty wydawało się, że mogłyby oddać z zawiązanymi oczami, a i tak kafel przeleciałby przez obręcz. A potem z każdym kolejnym metrem robił się problem. Teraz kiedy oddaliła się odpowiednio daleko, znajdując się już nad samym kufrem, który przytachała Arli, nie była pewna czy kiedykolwiek na boisku miałaby okazję do ataku na pętlę praktycznie z połowy boiska. Kolejny raz postanowiła połechtać trochę swoje szczęście i zanim zamachnęła się, znów ucałowała kafla. Starała się włożyć w ten rzut całą swoją siłę, bo jednak piłka musiała przelecieć bardzo dużą trasę. Jednak tym razem nie wymierzyła dobrze i kafel upadł na ziemię kilka metrów przed chimerą. - Nosz cholera... - mruknęła pod nosem, rozczarowana. I chociaż można było przewidzieć, że z takiej odległości może się nie udać to i tak liczyła na sukces. Zanurkowała na trawnik po piłkę, aby rzucić ją już z daleka Arli. - Dobra, mała. Z całej pety. Trzymam kciuki.
Nie była zdziwiona chybieniem Ody - szczerze mówiąc, sama była przekonana, że także jej ostatni rzut nie zakończy się sukcesem. Chimera znajdowała się od niej w tej chwili w takiej odległości, że mogłaby porównać ostatni rzut do próby zdobycia punktu z połowy boiska. Czyli do czegoś, co robią gracze ligowi. W związku z tym nie skupiała się specjalnie, nie przymierzała, nie kombinowała. Po prostu chwyciła kafel, wyrzuciła go nad siebie, a kiedy zaczął opadać w jej stronę, z całej siły przywaliła w niego dłonią na modłę mugolskiej siatkówki. Kafel uniósł się wysoko i zgrabnym lobem opadł prosto do obręczy. Arla aż rozchyliła usta i przetarła oczy. Ale jedna, trafiła. Pisnęła zachwycona i zbiła piątkę z Odeyą. Wylądowała przy skrzynce, machnęła różdżką na kafla, umieściła go na miejscu i zatrzasnęła wieko. - To co, na dzisiaj wystarczy? Ręce mi zaraz odpadną. - Zagadnęła Worthington, siadając na ziemi i rozmasowując sobie uda. Miała ochotę na tosty i sok dyniowy i miała nadzieję, że w wielkiej sali znajdzie jeszcze zapełnione półmiski z żarciem.
@Odeya Worthington, jak chcesz, to możesz robić zt dla obu. Dzięki za super trening!
Po celnym rzucie Krukonki była pod niezłym wrażeniem jej umiejętności. Zwłaszcza, że Bulgot zrobiła to z taką swobodą, jakby zdobyła bramkę "od niechcenia". - Wooow! To było genialne! - pochwaliła ją, po czym przybiła z nią piątkę, a po chwili obydwie wylądowały na ziemi. Arli zwinęła kafla, zrobiła porządek z resztą piłek i zamknęła kufer, pytając czy kończą na dzisiaj. Biorąc pod uwagę intensywność tego treningu zdecydowanie była za tym, aby na tym poprzestać. - Jasne. Umówimy się jeszcze kiedyś. - zaproponowała, jednocześnie podnosząc pałkę z trawnika i zaczynając tradycyjnie bawić się nią, machając w powietrzu. - Ja pewnie dopiero jutro poczuje wszystkie mięśnie, o których nawet nie miałam pojęcia. - zażartowała, choć już czuła parę obszarów ciała, które dawały jej znać o wysiłku, który dziś im zafundowała. Zaniosły z Arli kufer do schowka, odłożyły także pałkę i miotły, a następnie udały się do zamku, po drodze fantazjując o tym co by zjadły.
//zt x2
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Nie czuła jakiegoś wewnętrznej presji jeżeli chodziło o prowadzenie treningów. Żaden mecz w najbliższym czasie ich nie czekał, drużyna była w niezłej formie, część z nich prezentowała się wręcz tak, że powoli wątpiła, by czegokolwiek mogli się jeszcze u niej nauczyć. Ale nic nie stało na przeszkodzie, by sprawdzić potencjał niektórych wschodzących gwiazd, czy osób, które zdążyły trochę w ostatnim czasie się zasiedzieć. Nie mówiąc już o najzwyczajniejszej potrzebie ujrzenia ich w komplecie i poprzebywania w tej grupie. Nielicznej, zgranej, skupionej wokół wspólnej pasji. Przywiesiła więc ogłoszenie, a na drugi dzień pożyczyła trochę szkolnych akcesoriów i rozgościła się na małym boisku, oczekując na przybycie pozostałych. Planowała co prawda wypróbować autorskiej gierki z użyciem tłuczków, jednak czy miało się zebrać wystarczająco osób na takie przedsięwzięcia? Ostatecznie część z nich miała swoje zajęcia i problemy, a od treningów niektórzy mogliby zwątpić w swoje miotlarskie zainteresowania. Ale co to za pasja bez ciągłego rozwijania się w jej ramach?
Rozgrzewka
Dziś trening zaczynamy już na miotłach i każdy kolejno ustawia się przy pętlach, w ramach rozgrzewki ryzykując życiem i zdrowiem mając za zadanie najpierw wyłapać nadlatujące kafle, a potem jeszcze należycie odbić agresywne tłuczki. Na szczęście odpowiednio zmiękczone, aby nikomu nie zrobić krzywdy większej od kilku siniaków, gdyby coś poszło nie tak.
Rzucamy 6x K6, każda odpowiada za skuteczność pojedynczej interwencji:
Kości kaflowe (trzy pierwsze):
1, 3 - chwytasz kafla pewnie i bezpiecznie 2, 6 - nie tak to miało wyglądać, nie zdążyłeś z reakcją i piłka przelatuje przez obręcz 4 - jakoś poszło, wybijasz kafla do boku, skutecznie oddalając zagrożenie 5 - udało się, ale odbity kafel leci na niewielką odległość wprost do przodu, w niektórych sytuacjach podarowałbyś tym przeciwnikowi idealną sytuację bramkową
Kości tłuczkowe (trzy ostatnie):
1, 4 - udało się, odbity tłuczek poleciał w diabły 2 - uderzasz na tyle niefortunnie, że piłka prześlizguje Ci się po kiju. Trochę zmienia tor lotu, ale ostatecznie i tak wpada do pętli. 3 - obrywasz tłuczkiem i o mało sam nie wpadasz do pętli wraz z nim. Nie do końca o to chodziło. 5 - nieczysto, ale skutecznie, odbity tłuczek poszybował jakąś niekontrolowaną trasą. Zadanie wykonane, ok? 6 - zupełnie nie trafiasz w tłuczek, który przelatuje przez pętlę. Przynajmniej nadal jesteś cały, co?
Przerzuty: 1 za każde 10 punktów GM, ale maksymalnie w tym etapie można mieć do wykorzystania maksymalnie 3. Wyjątek: Jeżeli postać jest obrońcą lub miała z tym szerszą styczność w przeszłości, zyskuje 1 dodatkowy przerzut dla jednej z pierwszych trzech kości (obrona kafla). Analogicznie u pałkarzy/osób generalnie pałujących 'kiedyś tam', u nich dodatkowy 1 przerzut na kości związane z tłuczkami. Z tego bonusu można skorzystać tylko jednorazowo, czyli albo uznajecie, że macie gratisowy przerzut do pałowania albo do obrony. Termin: 19.11, godz. 19:11. W piątek rano chciałbym zacząć drugi etap.
W najbliższym czasie nie szykował im się żaden mecz w szkolnych rozgrywkach, ale przecież na sukces trzeba pracować systematycznie, nie w nagłych zrywach, dlatego oczywiście popędził na trening prawie w podskokach; zwłaszcza, że (choć Moe wcale ich nie oszczędzała) w porównaniu do ćwiczeń z Pustułkami, szkolne spotkania przypominały bardziej rozrywkę niż pracę, były zazwyczaj dobrą zabawą, w dodatku w miłym towarzystwie ziomków z domu, dlatego najzwyczajniej w świecie po prostu je lubił. Przychodziłby nawet gdyby (o nie daj Merlinie) przestał grać w gryfońskiej drużynie. Rozgrzewka łączyła dwie pozycje, na których czuł się najlepiej, co po ostatniej lekcji na której musiał szukać znicza było miłą odmianą, wskoczył więc na miotłę, gdy nadeszła jego kolej i poszybował do pętli. Udało mu się ustawić w idealnym miejscu, by bez problemu obronić pierwszy atak tak jakby robił to codziennie; przy drugim podejściu trochę się rozproszył i wybił kafla na zbyt małą odległość, co prawda skutecznie broniąc pętli, ale jednocześnie dając przeciwnikowi szansę na powtórzenie ataku; za trzecim razem piłka poleciała w nieco inną stronę niż się spodziewał, mógł więc tylko wybić ją po prostu gdzieś w bok, nie dbając zbytnio o cel jej podróży, a tylko o to, by nie przeleciała przez pętlę. Nie były to perfekcyjne zagrania, ale stuprocentowa skuteczność nie brzmiała źle. Konfrontacja z tłuczkami też poszła mu dobrze, choć zaczął nieczystym odbiciem, odbijając atakującą go piłkę pod dziwnym kątem, tak że poleciała Merlin wie gdzie; przy dwóch kolejnych skupił się już bardziej i odesłał od siebie tłuczki celnie, precyzyjnie, tak jak należałoby to robić zawsze, po czym wylądował na murawie by czekać na właściwą część treningu.
Trenowanka nigdy nie odmówi. Dlatego jak tylko zobaczyła na tablicy ogłoszeń informację o ćwiczeniach drużyny, nie mogła nie pojawić się na małym boisku danego dnia. Nie mieli do rozegrania na razie żadnego meczu, ale co im szkodziło chociaż raz na jakiś czas dać sobie wycisk? A konkretnie Morgan miała taką potrzebę, bo ewidentnie znów w ruch szły tłuczki, co już widziała z daleka, jak tylko wyszła z zamku i skierowała się w stronę małego boiska. Wskoczyła na miotłę, aby przystąpić do rozgrzewki. Ustawiła się najpierw przy obręczach, aby spróbować ich bronić. I słowo "spróbować" było tutaj kluczowe. Pierwszą piłkę udało jej się obronić, chociaż odbity kafel mógł w normalnych warunkach, podczas meczu dać ścigającym przeciwnej drużyny idealną okazję do wznowienia ataku. Potem było już tylko gorzej. Każda kolejna piłka niestety była przez Ode przepuszczona. Była tragicznym obrońcą. Ale przynajmniej w pałowaniu była lepsza. W tym przypadku tylko za pierwszym razem się machnęła i nie trafiła pałką w szaloną piłkę, ale chociaż nie oberwała. Kolejny atak tłuczka - celny. Następny też posłany na drugi koniec boiska. Serio, na tej pozycji także mogłaby się odnaleźć.
Po tym jak narzekam z chłopakami, że treningi naszej drużyny tak rzadko się odbywają, w zasadzie nic się nie zmienia. Dlatego kiedy okazuje się, że Morgan organizuje ćwiczenia dla gryfonów... stwierdzam, że czemu nie. Co prawda raczej nie mam zwyczaju za bardzo integrować się z innymi domami, ale kiedy w swoim własnym są tak duże braki treningów, to trzeba sobie jakoś radzić. Upewniam się więcej, że gryfońska kapitanka nie ma nic przeciwko i postanawiam przyjść. Przylatuję na małeboisko na swojej ślizgońskiej miotle, witam się z już obecnymi (nie sposób założyć, że jest ich dosyć mało) i kiedy przychodzi moja kolej, lecę do pętli. To moja znienawidzona pozycja (tym bardziej po ostatnim meczu) ale nie marudzę (prawie) nawet w myślach, bo jak pokazuje życie, czasem dobrze po trochu umieć wszystko. Zresztą wcale nie jest tak najgorzej, bo dwie piłki udaje mi się złapać, z trzecią idzie trochę gorzej, bo ją odbijam - co prawda do pętli i tak nie wpada, ale gdyby to był mecz to na pewno ktoś taki jak Odeya i tak by wykorzystał sytuację i zdobył punkty. Potem chwytam pałkę, żeby zmierzyć się z tłuczkami i znowu idzie całkiem nieźle. Tylko z ostatnim mam małe problemy, odbijam go jakoś byle jak, tak że co prawda mnie nie uderza, ale mam wrażenie, że ledwo-co udało mi się uniknąć siniaka i to co zrobiłam było mocno przypadkowe.
Liang Manyue
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 1,76m
C. szczególne : tatuaże; kolczyki w uszach; ubrania jakby losowo wyjmował je z szafy
Nie chodziło o to, czy w najbliższym czasie miał ich czekać jakiś mecz, czy też nie, gdzieś tam głęboko wiedział, że przecież formę jako tako należało utrzymać, chociaż na nią nie narzekał. Miał też wrażenie, że jeśli się nie pojawi, to Moe urwie mu łeb, bo już na jeden trening w tym roku szkolnym nie dotarł. Zresztą, treningi były super, w dobrym towarzystwie i mógł narzekać tylko na pogodę, bo ten ziąb nie był ani trochę przyjemny. Dotarł na małeboisko z miotłą przewieszona przez ramię i szerokim uśmiechem, który nigdy nie schodził z jego twarzy. Liang zadko kiedy przestawał się uśmiechać, nawet kiedyś babcia mu powiedziała, że już z uśmiechem się urodził. Nigdy też nie brał za bardzo do siebie konsekwencji swoich czynów, nie martwiąc się co przyniesie jutro. Przecież mógłby dostać na głowę! Kiwnął głową na znak, że wszystko zrozumiał i wskoczył na miotłę, orientując się, że nie jest dobry ani w bronieniu pętli, ani w odbijaniu tłuczków, ale co tam. Podleciał do okręgów i rozpoczął swoją zacna rozgrzewkę, i chociaż nie poszło mu najgorzej, to mogło być o niebo lepiej. Gdzieś w trakcie spomiędzy jego warg wydobyło się westchnienie irytacji na samego siebie i zaczął odbijać tłuczki. Dwa odbił niekoniecznie czysto, ale odbił! Trzeci za to wleciał prosto w niego, o mały włos nie zwalając go z miotły. Nie dość, że kafel wpadł przez obręcz, to Manyue prawie też. Kiedy już znalazł się w stabilnej pozycji, rozmasował bark i grymasem na twarzy. Może to dla niego było po prostu za wcześnie na takie rzeczy?
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Dbanie o sprawność fizyczną w czasie okresu przygotowań do szkolnych rozgrywek było ważne, jednak warto było także zwrócić uwagę na poszerzanie swojej wiedzy z dziedziny gier miotlarskich. Z tym właśnie zamiarem, kotłującym się w jego głowie, Ignacy zmierzał do biblioteki, a gdy już tam wylądował, zaczął dosyć szybko lawirować wśród regałów i półek o najróżniejszych wysokościach, wyszukując co ciekawsze pozycje odnoszące się do quidditcha, jego historii, jak i woluminów związanych ogólnie z tematyką latania. Po kilku minutach uporczywych poszukiwań chłopak zasiadł przy biurku i przyjrzał się odnalezionym książkom. Wybranie „Quidditcha przez wieki” nie powinno stanowić dla nikogo zbyt dużego zaskoczenia, biorąc pod uwagę, że była to jedna z najbardziej podstawowych lektur dla entuzjastów tego sportu. Oprócz tego na blacie można było zauważyć także parę biografii popularnych graczy, jak i książkę odnoszącą się do historii gier miotlarskich. Puchon zdecydował się sięgnąć po tę ostatnią pozycję i już po kilku minutach czytania doszedł do wniosku, że nie spodziewał się znaleźć w niej tylu ciekawostek. Dzięki temu małemu podręcznikowi dowiedział się o wczesnośredniowiecznej niemieckiej grze, która była zwana stichstock. Polegała ona na tym, że na szczycie wbitej w ziemię, długiej tyczki zawieszono nadmuchany smoczy pęcherz, a jeden z graczy, który był przywiązany do tyczki, miał za zadanie go bronić. Przypominało to dosyć znacząco funkcję w qudditchu jaką pełnił teraz obrońca, jednak nie przywiązywano ich już siłą do bramek, dzięki czemu mieli nieco więcej pola do manerwrów. Ignacy skrzywił się lekko na myśl, że jakiś trzynastolatek miałby być przyczepiany na stałe do obręczy podczas szkolnych rozgrywek. Wprawdzie można było przytoczyć argument, że w Hogwarcie uczyły się przede wszystkim dzieci, jednak ten sport bądź co bądź był dosyć brutalny i nawet dzieciaki mogły mieć problem z podporządkowaniem sobie, chociażby tłuczków. Tak, niemieccy gracze te parę wieków temu mieliby z nimi gigantyczny problem, zwłaszcza jeśli udzielali się często w tej grze lub próbowali stworzyć swojego rodzaju hybrydę quidditcha z stichstockiem. Co ciekawe w tym sporcie było dozwolone korzystanie z różdżek, aby obrońca mógł odpędzać innych graczy chcących przebić pęcherz za pomocą zaostrzonych końców mioteł. Huh, jak wiele się zmieniło od tamtego czasu. Teraz użycie różdżki w czasie meczu było praktycznie nielegalne. Kolejną ciekawą grą z otchłani dziejów był aingingein wywodzący się przede wszystkim z Irlandii. Po kilkukrotnym przeczytaniu tej nazwy na głos w głowie Ignacego zapaliła się mała lampka. Czyżby babka wspominała mu kiedyś o tej grze? Znając jej umiłowanie do tradycji czarodziejów i zatrważające liczby gości, którzy odwiedzali ją podczas przyjąć, to nie można było wykluczyć, że młody puchon zapoznał się z tym słówkiem podczas któregoś z bankietów. Po bliższym zapoznaniu się z opisem Mościcki doszedł dosyć szybko do wniosku, że sport polegający na przelatywaniu przez płonące beczki zdecydowanie nie byłby dla niego. Raczej trudno by było uznać to za coś więcej niż jednorazową atrakcję na jakimś jarmarku. Mistrzostwa świata w tej dziedzinie byłby dosyć... dziwne. Tak, to było najbardziej trafne określenie. Mniej więcej po dwóch godzinach intensywnego czytania i sporządzania notatek, Ignacy opuścił bibliotekę, kierując się tylko w sobie znanym kierunku.
z/t
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
List od Arli może nieco ją zaskoczył, ale z pewnością nie negatywnie. Potrzebowała kogoś, żeby wspólnie potrenować, bo tego nigdy nie było jej zbyt wiele. Musiała w końcu pracować nad sobą, by móc wznieść się na szczyt tabeli punktowej ze srokami, które zasługiwały na to zdecydowanie. Aż żal dupę ściskał o to jak spadli z ligowej czołówki ostatnimi czasy. Pojawiła się mniej więcej w porze obiadowej na małym boisku w ciepłym i wygodnym dresie o bladoniebieskiej barwie, a o ramię miała już opartego swojego Nimbusa, gotowego do tego, aby na nim zasiąść. Wpierw jednak musiała odbyć dosyć krótką naziemną rozgrzewkę, która jakoś urozmaiciła jej czas w oczekiwaniu na drugą Krukonkę, która zaprosiła ją do wspólnego treningu.
Zjadła wyjątkowo lekki obiad i zapiła go dwoma szklankami soku dyniowego, jak to zwykle miała w zwyczaju, kiedy tuż po jedzeniu planowała jakąś aktywność. Wychodząc z wielkiej sali zarzuciła na głowę kaptur ukochanego kompletu, który udało jej się ostatnio przefarbować na niebiesko i ruszyła w stronę treningowego. Nie miała ze sobą miotły, miała za to niezły plan na urozmaicenie Violce treningu. Ziemia mlaskała i lepiła się od wilgoci, ale wcale jej to nie przeszkadzało, wszak była to iście szkocka pogoda. Dostrzegła rozgrzewającą się Strauss z daleka i wyszczerzyła się na widok jej doboru garderoby. - Hej piękna. Widzę, że się matchujemy! - Podtruchtała do niej i zawahała się przez chwilkę, po czym przytuliła ją krótko. Pomilczała niezręcznie przez kilka sekund, zanim doszło do niej, że nie usłyszy niczego w ramach odpowiedzi. - Oks, tak, to ten. Kafel. - Kucnęła przy kufrze i wyciągnęła z niego czerwoną piłkę, którą następnie podrzuciła Strauss. - Dzisiaj latasz sama, ale będę ci urozmaicać zabawę. To znaczy, ty walisz do niskiej pętli. - Wskazała wyciągniętą z kieszeni różdżką na najniższą, najbliższą im pętle. - Tylko do tej, żebym miała cię w zasięgu. Robisz nalot, rzut, zbierasz, cofasz się do linii środkowej, nalot, rzut, zbierasz i tak w kółko. Tymczasem, ja robię ci psikusy. - Uniosła różdżkę na poziom oczu. - Różne, nie zdradzę ci dokładnie jakie, ale nic hardkorowego, po prostu coś, co może ci zasymulować różne trudności na boisku, albo wręcz przeciwnie, po prostu będzie cię wytrącać z równowagi. - Odstąpiła o kilka kroków do tyłu i zakasała rękawy za łokcie. - Każdy twój traf to jeden punkt dla ciebie, każde pudło to jeden punkt dla mnie. Zagrajmy do pięciu punktów i zobaczymy, jak nam pójdzie. Dawaj. - Zgarnęła włosy w kitkę, żeby nie przylepiały jej się do twarzy i stanęła na kropce wyznaczającej środek boiska, gotowa do rzucenia zaklęcia. Odczekała, aż Viola zajmie pozycję startową i wyciągnęła różdżkę nad siebie.
Mechanika:
To jest samonauka na Transmutację u Arli i na GM u Violi.
Viola lata po boisku i wali kaflem do najniższej pętli, a Arla zaklęciami próbuje uprzykrzyć jej życie. Robi to za pomocą zaklęć: powiększającego, zmniejszającego, zwiększającego wagę i zmniejszającego wagę.
Każde trafienie Violi to 1 pkt dla Violi, każde pudło to 1 pkt dla Arli.
1. Zaczyna Arla, rzucając cicho jedno z czterech zaklęć transmutujących na kafla (Viola nie wie, które). Arla kula k100 i dla poszczególnych zaklęć:
Engorgio/Reducio - zakres 20-80 sukces, zakresy 1-19 i 81-100 porażka. Gravium i Quartario - zakresy 1-30 i 70-100 sukces, zakres 31-69 porażka.
Anomalia: Arla rzuca też za każdym razem 2x k6. Jeżeli wejdzie dublet, to niezależnie od wyniku k100, zaklęcie trafia w miotłę Violi i wywołuje określony efekt. To skucha Arli, więc Viola dostaje punkt, ale musi ładnie opisać efekt.
2. Kula Viola. Jeżeli zaklęcie Arli było porażką, Viola rzuca k100. Trafia zakres 10-90.
3. Jeżeli zaklęcie Arli było udane, to Viola też rzuca k100, ale:
Engorgio - kafel rośnie Violi w rękach i staje się naprawdę nieporęczny. Trafia przy zakresie 40-60. Reducio - kafel robi się coraz mniejszy, prawie wypada Violi z ręki. Trafia przy zakresie 30-70. Gravium - kafel robi się absurdalnie ciężki i ciągnie miotłę w dół. Trafia zakres 75-100. Quartario - kafel i tak jest lekki, ale teraz to już przesadził. Trafia zakres 1-25.
Kod:
Kod Arli: <zg>Zaklęcie:</zg> (np. Engorgio) <zg>Kostka:</zg> (np. 71 /lub anomalia, jeżeli trafi się dublet/) <zg>Efekt dla Violi:</zg> (np. Trafia zakres 40-60) <zg>Wynik Arla-Viola:</zg> wiadomo, np. 3-4 itp.
Kod Violi: <zg>Kostka:</zg> wiadomo <zg>Wynik Arla-Viola:</zg> wiadomo
Zaklęcie: Engorgio Kostka:12 Efekt dla Violi: Brak Wynik Arla-Viola: 0 - 0
Na początek chciała próbować z czymś klasycznym, ale ewidentnie przeceniła swoje umiejętności co do trafiania w ruchomy cel. Viola śmignęła przed nią na tyle prędko, że zamiast skupić się na rzuceniu zaklęcia, skoncentrowała się na utrzymaniu różdżki na celu. Co za tym idzie, Engorgio które posłała w jej stronę było albo niecelne, albo nieudane, a przynajmniej nie zauważyła, żeby kafel jakoś widocznie urósł.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
W końcu udało jej się dostrzec postać Arli. W zasadzie nawet nie miała pojęcia czy Armstrong się spóźniła czy może po prostu to ona pojawiła się zdecydowanie przed czasem i przez to musiała nieco odczekać, rozgrzewając się odpowiednio przed grą. Uniosła dosyć mało entuzjastycznie dłoń w geście powitania, gdy dziewczyna zaczęła się do niej zbliżać. Nie spodziewała się po niej tego, że postanowi ją przytulić na powitanie. Arleigh mogła poczuć jak na ułamek sekundy mięśnie Strauss spięły się pod wpływem jej dotyku tylko po to, by zaraz się rozluźnić. Jej dłonie powędrowały do pleców Szkotki, by ułożyć się na nich w geście odwzajemnienia objęcia oraz niezręcznie ją poklepać. No jak miała się zachować w tej chwili? Wysłuchała przez chwilę tego, co dziewczyna miała jej do powiedzenia i skinęła głową. Cóż jej propozycja wydawała się naprawdę ciekawa. I choć nie miała sporego pola do manewru to jednak mogła przećwiczyć rzuty w... dziwnych warunkach. Dlatego kafel w dłoń, miotła między uda i należało się wzbić w powietrze. Niemal od razu przypuściła atak na określoną pętlę, by nie dać zbytnio czasu na reakcję Armstrong. I to chyba był jej błąd. Bo w całym tym pośpiechu nie mogła skupić się wystarczająco na tym, by dokładnie wycelować piłką, która odbiła się od obręczy. Niewiele brakowało do tego, by przez nią przeleciała... Violetta mogła jedynie zebrać nietrafionego kafla i powrócić na pozycję, przygotowując się do kolejnego rzutu.
Zaklęcie: Reducio Kostka:44 Efekt dla Violi: Trafia zakres 30-70 Wynik Arla-Viola: 1-0
Była przekonana, że chybiła, ale może jednak było to mylne wrażenie? Kafel Violi poleciał co prawda w światło obręczy, ale tylko po to, żeby odbić się od żeliwnej krawędzi i powoli skierować się w stronę ziemi. Armstrong uśmiechnęła się półgębkiem i odnotowała sobie w pamięci zdobycie punktu. Kiedy Strauss wróciła do pozycji wyjściowej, skupiła się na maksymalnym zmniejszeniu kafla i bez inkantowania, co by ofiara nie wiedziała, czego się spodziewać, rzuciła Reducio, celując szukającej pod ramieniem. Tym razem była pewna, że trafiła, bo piłka zaczęła powoli, ale nieubłaganie się kurczyć.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Pierwszy rzut był typowo jej skuchą wynikającą z nienależytego przyłożenia się do gry. Jak jednak wyjaśnić to co zadziało się później? Cóż rzucone przez Arli zaklęcie zdecydowanie zadziałało i sprawiło, że kafel zaczął się zmniejszać już w dłoni Strauss, która straciła na nim dobry chwyt. Być może dlatego rzut, który wykonała nie wyszedł do końca tak jak tego chciała i rzut był na tyle słaby, że nawet dobrze nie doleciał do pętli. Zdecydowanie powinna się bardziej postarać. Jeszcze raz. Nie pozwoli na to, by Armstrong wygrała w tym starciu.
Zaklęcie: Gravium Kostka:61, DUBLET Efekt dla Violi: Zaklęcie Gravium trafia w miotłę Wynik Arla-Viola: 2-0
Rzucenie zaklęcia odniosło zamierzony skutek, bo Strauss wyglądała przez chwilę, jakby zupełnie straciła władzę nad kaflem, który opadł smutno kilka jardów przed obręczą. Armstrong zdjęła z niego zaklęcie i poczekała, aż Violetta wróci na środek boiska. Uśmiechnęła się do niej i wyciągnęła kciuk w górę, chcąc dodać jej otuchy i pokazać, że wszystko gra. Wszak był to trening i o to chodziło, żeby było trudno. Nie grały na śmierć i życie. Skoro z rozmiarem się jej udało, to dlaczego miałaby nie spróbować namieszać trochę z wagą? Zasłoniła usta ręką i inkantowała Gravium, skupiając się na wizji ciężkiego, żeliwnego kafla. Starała się przycelować różdżką jak najbliżej piłki, ale Strauss przełożyła ją teraz do drugiej ręki i Arla nie była pewna, czy w ogóle trafi w cokolwiek. Wolałaby nie zwiększyć magicznie wagi tyłka Strauss - dziewczyna mogłaby jej tego nie wybaczyć.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wydawało jej się, że wszystko było w końcu tak jak powinno. Miała już lecieć na pętle, gdy nagle z niewiadomych przyczyn jej miotła zaczęła obniżać swój lot. Strauss spróbowała szarpnąć jej trzonek ku górze i odzyskać dawny tor lotu, ale odkryła, że nagle jej Nimbus stał się w chuj ciężki przez co trudno jej było nad nim zapanować. Mogła jedynie starać się opóźnić upadek, który i tak nastąpił, gdy w końcu zaryła nogami i trzonkiem miotły o ziemię. Spojrzała jedynie na Armstrong z niemym pytaniem 'co do chuja?' i czekała na to aż dziewczyna pozwoli jej wrócić w powietrze po odwróceniu zaklęcia. Chyba, że sama miała o to zadbać, sięgając po własną rózdżkę.
Rzuciła się w stronę Violi, kiedy tylko dostrzegła, w co trafiło jej zaklęcie. Starała się rzucić szybkie Finite, ale albo nie trafiła, albo była zbyt rozproszona, więc po prostu pognała w stronę krukonki i kiedy ta wyrżnęła już o ziemię, pomogła jej wstać. - Przepraszam cię straszliwie, musiałam trafić w miotłę, jak zmieniłaś rękę. Przepraszam. - Wyciągnęła do niej rękę i szybko machnęła różdżką na jej Nimbusa, po czym wróciła na środek boiska w gotowości. - Dobra, możemy zaczynać kiedy będziesz gotowa! - Zawołała i uniosła różdżkę.
Zaklęcie: Quartario Kostka:26 Efekt dla Violi: Kafel robi się leciutki. Trafia zakres 1-25. Wynik Arla-Viola: 2-1
Wycedziła przez zaciśnięte zęby Quartatio i tym razem dokładnie wycelowała prosto w czerwoną piłkę. Chciała, żeby była jak balonik, niczym piórko, tak, żeby rzucenie nim do celu okazało się naprawdę wymagające. Prawie na pewno trafiła, bo miotła Strauss nie zaczęła zachowywać się dziwnie, jak przed chwilą. Zmrużyła oczy, wyczekując efektu.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Całe szczęście, że ze zdjęciem zaklęcia nie było większych problemów. Strauss nie miała większych problemów z tym, by się podnieść, ale postanowiła skorzystać z pomocy Arleigh, by nie wyjść na niewychowaną czy arogancką lub coś w tym guście. Kiedy w końcu Nimbus wrócił do swojego dawnego stanu, wsiadła na niego i wzbiła się ponownie w powietrze, kierując się ku znajdującej się najbliżej pętli. I choć zaklęcie Armstrong trafiło w piłkę to nie mogło przeszkodzić ścigającej w przerzuceniu kafla przez obręcz. Dostosowanie się do jego nowej wagi nie było większym problemem. Może byłoby, gdyby jego masa się zwiększyła? W każdym razie dziewczyna mogła zebrać piłkę i przystąpić do kolejnego ataku na pętle.
Zaklęcie: Gravium Kostka:100 Efekt dla Violi: kafel robi się absurdalnie ciężki, trafia zakres 75-100 Wynik Arla-Viola: 2-2
Arleigh jak gdyby czytała jej w myślach, bo po udanym zaklęciu zmniejszającym wagę, postanowiła spróbować raz jeszcze ze zwiększaniem masy, tym razem bez trafienia w miotłę. Kiedy Viola przekroczyła linię środkową, zakręcając w stronę obręczy, Armstrong wyciągnęła różdżkę prosto nad głowę i zamachnęła się, celując pod ramię ścigającej, prosto w okrągły, czerwony cel. Zobaczyła, że ręka Strauss przytrzymująca piłkę drgnęła i już wiedziała, że zaklęcie się powiodło. Teraz miała tylko nadzieję, że to wystarczy, żeby ta spudłowała.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Owszem, kolejne zaklęcie Arli również zadziałało i to cholernie dobrze. Kafel przybrał wagę kuli armatniej, którą ciężko było utrzymać w dłoni pomimo najszczerszych chęci. I nieważne ile siły włożyła w rzut ten nie powiódł się tak jak powinien. Piłka nawet nie doleciała do pętli, pikując w dół pomimo zaklęcia, które powinno go powstrzymać od szybkiego spadku. Jak widać grawitacji tak łatwo nie dało się oszukać. Violetta mogła jedynie podążyć śladem kafla, w manewrze zaskakująco przypominającym zwód Wrońskiego, by móc podnieść go z ziemi, gdy tylko Armstrong postanowiła usunąć efekt nałożonego wcześniej zaklęcia i pozwolić ścigającej na powtórzenie ataku na pętle.
Zaklęcie: Engorgio Kostka:65 Efekt dla Violi: Kafel łolbrzymi, trafia 40-60 Wynik Arla-Viola: 3-2
Zabawy z rozmiarami należały do tych przyjemnych, prostych do opanowania aspektów transmutacji, z których Armstrong czerpała wyjątkową przyjemność. Kiedy więc tylko Viola poradziła sobie z ciężkawym kaflem, z którego Arla zdjęła już zaklęcie, Szkotka przygotowała się na Engorgio, łapiąc mocniej za różdżkę i wykonując nią charakterystyczny, zygzakowaty gest. Zawsze wyobrażała sobie, że nadmuchuje obiekt, na który rzuca to zaklęcie, dlatego wzięła głęboki gest i posłała czar prosto w kafel, wizualizując sobie rosnący, czerwony balonik, zupełnie jak w tym najnowszym mugolskim horrorze z klaunem, na który ojciec zabrał ją do kina.