Jest to niewielki, składający się tylko z jednego pomieszczenia, obskurny bar, zawsze przyciągający tajemnicze i niezbyt sympatyczne osoby. Wewnątrz panuje mroczna atmosfera, a w powietrzu czuć dziwną woń. Poprzez małe, brudne okna wdziera się mało światła, a i słabo palące się świece niewiele go dają. Od czasu zmiany właściciela, stan lokalu trochę się poprawił, część mebli wymieniono i podobno zatrudniono kogoś do sprzątania, jednak daleko jeszcze do ideału. Uczniowie Hogwartu raczej rzadko wybierają ten bar na spędzenie w nim swojego wolnego czasu.
Roberto miał teraz mieszane uczucia co wyrażała jego nie wesoła mina,po pierwsze nie chciał by przylatywała jak 'Pies' bo nie tak ją traktował,po drugie raczej wątpił by to zrobiła. - forse che io amare...- Wyszeptał Roberto wpatrzony w swoją szklankę.- A ty?- Zapytał po chwili.- Przecież widzę że masz jakiś kłopot,jestem załamany,ale nie ślepy,zadręczam ci głowę swoimi problemami,więc jeżeli chcesz to możesz mi powiedzieć o swoich,chociaż wiem że i tak tego nie zrobisz,to i tak wypadało to powiedzieć.- Powiedział Roberto,mimo że mówił do dziewczyny,wciąż wpatrywał się w szklankę,nie umiał sobie z taką sytuacją poradzić,to go przerastało.Niech już przylezie jego brat i go zabije,bo inaczej Roberto chyba zwariuje!
-Moim jedynym problemem są brudne buty- wskazała na tenisówki- i brak nowych spodni - powiedziała dosyć żartobliwie. - Myślałam akurat nad takim mugolem, ale to sprawa sprzed pięciu lat, więc już nieaktualna. Trzeba sobie znaleźć temat do użalania się nad sobą, kiedy rozmówca właśnie to robi- wytłumaczyła. Po czym wróciła do picia - Twoje problemy są ciekawsze- dodała jeszcze ze śmiechem. - O, a co znaczy "forse che io amare"? - spytała. Nie brzmiało to tak ładnie jak w ustach Roberto, ale może się nauczy.
- Cholera naprawdę to powiedziałem?- Zapytał nieco zdziwiony,no dobra prawda była taka że... Cholera! Roberto nie mógł nawet o tym myśleć,i jak jej teraz miał to wyjaśnić? Nie chciał być niegrzeczny,i powiedzieć że to nic ważnego bo było to bardzo ważne,przynajmniej dla niego,z drugiej strony było to też głupie.Roberto na odwagę walnął jeszcze tego alkoholu który wcale mu nie pomagał,przynajmniej nie tak jak tego oczekiwał i powiedział. - "forse che io amare" W dosłownym znaczenie oznacza,'Chyba ją kocham' Jest to dosłowne tłumaczenie,bo w moim języku,znaczy to coś więcej,ale jest to bardzo ciężko wyjaśnić komuś kto nie miał styczności z językiem włoski,oczywiście bez urazy.- Powiedział Roberto teraz patrząc się na dziewczynę,nic z głupawą miną.- Nie chcesz nie mów,aczkolwiek debatował bym na temat czy moje problemy są ciekawsze,bardziej sadzę że cię nudzą,nie rozumiem tylko... Naprawdę nie wiem... Ale kiedy?- O co mu teraz chodziło? Roberto zastanawiał się kiedy powiedział "forse che io amare" I kiedy doszedł do takiego wniosku,może to alkohol tak na niego podziałał,a może alkohol pomógł mu to zrozumieć? Oczywiście że to było dziwne,bo on i Aniele ledwo się znali,ale taki był Roberto żył chwilą,bo następny poranek może mieć w Azkabanie...
-A więc Włosi, to tacy romantycy- zaśmiała się, po tym alkoholu robiło jej się pusto w głowie. Jeszcze jedna szklanka sherry i zwymiotuje... Ale jednak, wypiła i nic się nie stało. Z radosnej Arabel zrobiła się nagle smutna szesnastolatka. Czas na użalanie się nad sobą... -Miłość to bzdura, jak sobie to wmówimy to wszystko nie będzie miało sensu- powiedziała, tak, bez sensu. Ale co zrobić, kiedy w głowie jest pusto i śmierdzi się alkoholem. Spać jej się zachciało. Oparł się na łokciach i położyła głowę na dłoniach. -Nie wiem jak tobie, ale mi ten alkohol nie pomaga - stwierdziła.
- Nie,to tylko nasz język jest romantyczny..- Powiedział,bo przecież wystarczyło poznać jego brata,albo samego Roberta.Czy oni mają coś wspólnego z Romantyzmem? Jego brat na pewno nie,a sam Roberto po prostu jest nieszczęśliwie zakochany,od co! - Taaa,mi też nie pomaga,ale może jak upije się do nieprzytomności,to przestane choć na chwilę o niej myśleć..- Powiedział i wypił kolejną szklankę,po czym polał do szklanek dziewczynie i sobie, przypatrzył się na chwilę osobą które wchodziły do tego 'Zacnego' Pabu.Roberto czekał by którakolwiek z tych osób,miała do niego jakiś problem,chętnie się na kimś wyżyje. - I tak już nic nie ma sensu,bzdura czy nie,ale kiedy już się stanie to nie ma żadnego logicznego rozwiązania.
-Nic ci to nie da, zemdlejesz i będziesz o niej śnic - chwyciła bezwolnie szklankę z sherry i znów wypiła zawartość kilkoma łykami. Zaczynała ją boleć głowa. Wiedziała, że nie zemdleje, była zbyt twarda. Dobrze, że nie miała przy sobie kasy, kiedy Roberto straci przytomność ona nie kupi już ani jednej butelki alkoholu. Dojdzie pijana do pokoju wspólnego i zaśnie w swoim łóżku. Tylko co zrobi z Robertem, a no tak "Niewidzialne nosze". Dużo by dała, żeby teraz ktoś ją powstrzymał. Miała dwóch krewnych w Hogwarcie, dwóch studentów, ale przecież oni nie wiedzą gdzie teraz jest. Mają swoje sprawy. Mogłaby do nich napisać list, ale po pierwsze listonosz śpi w sowiarni. Po drugie ręka jej się trzęsła i pozapominała tysiąca słów, a po trzecie nie miała zamiaru ich niepokoić. Nie byliby zadowoleni widząc ją w takim stanie.
- To żeś mnie pocieszyła.- Powiedział Roberto,jakoś tak bardziej nieobecnie niż wcześniej i wypił kolejną szklankę.Na początku było bardzo fajnie,szybko go alkohol tupnął,a teraz jest jakoś,dziwnie,bo cały czas pije,ale nadal nic się nie zmienia. Chyba alkohol mu nie pomoże,Roberto spojrzał się na sufit,i na chwilę nic nie mówił,wyglądał jak martwy człowiek.Chociaż bardzo pragnął śmierci,z drugiej strony nie chciał popełniać samobójstwa,po prostu nie chciał dawać takiej satysfakcje swojemu brata,kiedy już będzie po wszystkim,to może... Roberto wypił kolejną szklankę tego alkoholu i polał,sobie i jej. - Dlaczego tak się dzieje,czy człowiek nie może po prostu,żyć tak jak jemu się podoba? Czy musza być jakieś zmianę które schrzania wszystko? Eh.. Życie to taki przeciwnik nie godny,jak można sobie tylko wyobrazić.Gdybyś miała okazje wybrać kim zostaniesz,i jak będzie wyglądało twoje życie,czy wybrałabyś to samo co masz teraz,czy może została byś z tym mungolem?- Zapytał Roberto,wypijając kolejną szklankę alkoholu,sam Roberto znał odpowiedź na to pytanie,przynajmniej w jego wypadku,i wcale mu to nie poprawiało humoru...
-Byłabym głupia! Związki w wieku jedenastu lat nie istnieją! A ja zawsze marzyłam o nauce czarów- powiedziała wypijając następną szklankę - Znajdę sobie przystojnego czarodzieja i będę wmawiać moim dzieciom, że nie mogą wychodzić za mugoli oni mnie nie posłuchają, ja się na nich obrażę, potem zrozumiem mój błąd, przytulę moje dzieci... A tak w ogóle, to nie mam zamiaru mieć dzieci... - wariowała. W kwietniu ślub księcia i tej jego narzeczonej. Wielkie halo, próbowała sobie przypomnieć czy ma szansę wrócić do domu na Wielkanoc. Jak to szło: Boże Narodzenie, Wakacje....
Roberto zastanawiał się nad tym co usłyszał,dziewczyną miała racje takie związki może i nie istnieją,ale z uczuciem? Czyż nie minęło kilka lat,a ona ciągle go pamięta? Swoich myśli jednak Roberto nie zamierzał jej przedstawiać,bo chyba nie wyszło by mu to na dobre. - Swoją drogą,chyba bardziej się upiłaś od de mnie.- Powiedział smutno,Roberto miał nadzieje że to on zaleje się w trupa,a tutaj nic z tego,zamiast tego pije i pije,i nie licząc tego że cierpi jeszcze bardziej,i że bredzi to wszystko jest dobrze. - To wszystko jest takie chore,chyba do niej pójdę,a może lepiej jak popełni harakiri?- Roberto sam do siebie mówił. Chociaż pójść do niej,a popełnić harakiri to jedno i to samo.
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Ryzykować warto. Jednak Gringott zdecydowanie uważał, że w tej sprawie nie. I tak zrobiła to za niego super mega fajna reporterka gazetki. Taak, to są uroki sławy. Luke był zdania, iż to spotkanie należy zakończyć. Nie widział już żadnego sensu we wzajemnym kpieniu z siebie. Owszem, uwielbiał ironizować, ale do czasu. Teraz stało się to uciążliwe. W przekonaniu utwierdziło go wejście dwóch Puchonów. Wywrócił po raz kolejny oczami. Wbił wzrok w Cirillę i rzekł cicho: - Twoje znajome z dormitorium zapewne już wiedzą. Osobiście nie wierzę plotkom, ale kto wie? Każda z nich zawiera przecież ziarno prawdy. Więc radzę ci ich spytać, bo ode mnie niczego się nie dowiesz. Sprawa moich podbojów miłosnych była, jest i będzie moją sprawą, a tobie nic do niej. Co prawda, te podboje mijały się nieco z obecną sytuacją, ale czy wszyscy muszą o tym wiedzieć? Wstał od stolika, dając jej do zrozumienia, iż uważa tę dyskusję za zakończoną. – KIEDYŚ się dowiesz – rzucił, co oznaczało, ze nie ma zamiaru jej o niczym mówić. Średnio go obchodziło czy Ślizgonka załapie aluzję. Uważał, że jest inteligentna, więc w miarę zrozumie o co chodzi. Poza tym, czy kiedykolwiek interesował się innymi? Nie. – Idziesz czy siedzisz dalej w tym.. Hm, miejscu wraz z „uroczą” grupką Puchonów? – spytał, bo mimo wszystko czegoś go ojciec nauczył. Mianowicie tego, że nie należy zostawiać znajomych samych. Przecież zawsze mogą się jeszcze na coś przydać. – I powiem ci, że zadziwia mnie twoja pamięć. Nie sądziłem, iż czytasz mój horoskop. Przyznaj się, lecisz na mnie – zakpił, lecz tym razem nieco żartobliwie. Czuł się o wiele luźniej wiedząc, że zaraz stąd wyjdzie i wreszcie będzie mógł oddychać świeżym powietrzem.
-Być może, być może- mówiła jak wariatka. Popatrzyła na gryfona, który nagle się odezwał do koleżanki. Zaśmiała się. Znała go z widzenia, na imię miał chyba Luke i wszystkie laski o nim opowiadały, był przystojny, ale pewnie głupi jak but. "Ciacha" dorastały umysłowo najpóźniej. Gapiła się na niego, pijąc więc kilka kropel spadło na stół. Odłożyła z niechęcią sherry, już jej tak nie smakowało. Miała ochotę wyjść, ale jakoś głupio było zostawić tu pijanego Roberto. Czuła, że jak wstanie to ugną się pod nią nogi i na prawdę straci przytomność. Robiło się jej niedobrze, chyba przeceniała swoje siły.
Roberto obracał swoją szklankę w dłoni kiedy niechcoca usłyszął co pewien pajac wygaduje,chyab nawet go znał,ale przynajmniej go kojarzył,to taki typ człowieka co uważa że jest najlepsze we wszystkim,nie liczy się ze zdaniem a tym bardziej z uczuciami innych,na takiego po prostu żal było marnować czasu,talentu i myśli. - Plural.- Tak Roberto specjalnie wypowiedział to na tyle głośno by on to usłyszał,i specjalnie użył to w rodzaju żeńskim.Była to jawna obraza,Roberto uśmiechnął się sam do siebie,tak zdecydowanie humor mu powracał,kiedy sobie uświadomił że są bardziej żałośni ludzie od niego.Tak naprawdę,Roberto zaczynał żałować tego człowieka,jakie to życie musi być okropne,kiedy uważamy siebie za kogoś najlepszego,a tak naprawdę jest bardzo żałosny.Roberto nawet nie odwrócił się w jego kierunku,wolał towarzystwo swojej towarzyszki,niż tracić czas na jakąś bezwartościowa kłótnie z jakimś bezwartościowym Gryfonem.Jednak chyba tylko on tak uważał,czy naprawdę dziewczyny leciały na takich pustaków? Chyba Roberto by musiał stać się taki jak on,może w tedy nie miał by takich problemów jakie ma teraz.
Odłożyła szklankę. Zaczęła myśleć o wyjściu, a raczej o przewietrzeniu się. -Roberto, ja muszę wyjść na chwileczkę- mówiła z trudem. Szczerze, to miała ochotę ukryć się w zaułku i wymiotować do rowu. Miała nadzieję, że nikt jej nie zobaczy. No nic, może się uda wytrzymać do powrotu. Tym czasem podniosła się z trudem czekając jeszcze na odpowiedz towarzysza, nie chciała "uciekać".
Roberto spoważniał i popatrzył się na dziewczynę,lekko go to rozbawiło,lecz natychmiast wstał i pomógł jej wyjść z baru,mając nadzieje że jeszcze sobie kiedyś utnie jakąś rozmowę z tym Gryfonem,chociaż Roberto musiał przyznać że coraz częściej myślał o swoim bracie,może on miał więcej racji niż Roberto? Był od niego starszy więc widział więcej i przeżył.Roberto cicho westchnął czekając aż dziewczyna poczuje się lepiej.Miał wobec niej jakiś dług wdzięczności za to wszystko,i miał nadzieje że uda mu się go spłacić zanim trafi do Azkabanu.Tak! Roberto miał genialny plan.Uśmiechnął się na tę myśl,bo skoro i tak ma pójść do Azkabanu za morderstwo,to czemu od razu nie zabije też tego Grygfona? Jedno morderstwo w te czy we tamte,nie sprawi mu różnicy.
Ach, ta przesławna gazetka! Potrafiła ona nieźle ludziom namieszać w życiu. Czyżby posunęła się aż tak, że nawet Luke nie chciał ryzykować? Czyżby tak został ośmieszony? Ona nie wiedziała. Nie czytała już tego chłamu. Wystarczały jej plotki, które słyszała w Wielkiej Sali. Ona miała jeszcze ochotę na kontynuowanie, jednak przeszła jej, gdy zobaczyła tę dwójkę Puchonów, którzy weszli do środka. Od kiedy to takich tu wpuszczano? Ten lokal definitywnie zszedł na psy. - A więc jednak tu chodzi o dziewczynę! - zaśmiała się, stwierdzając fakt, którego się już domyślała od jakiegoś czasu. - Znalazłeś sobie następczynię Anaid? O, jak szybko... I co, boisz się powtórki z rozrywki, tak? - znowu kpiła sobie z niego, choć jednocześnie mowiła poważnie. Nie zdziwiła się wcale, gdy chłopak wstał od stolika, co też i ona uczyniła. - Kiedyś? Czyli nigdy? Dobrze wiedzieć - mruknęła, dając do zrozumienia, że od razu załapała, o co mu chodziło. - Chyba nie myślisz, że miałabym ochotę z nimi zostać - odpowiedziała, mimo wszystko zachowując jeszcze jakieś reguły dobrego wychowania, bo tak... mimo wszystko tak wypadało. - Ach, po prostu przejrzałam przy okazji. I nie, nie lecę na ciebie. Nie leciałam i nie będę - ona wcale nie żartowała. Bo w tym momencie nie miała do tego powodu.
Nie chciała być niegrzeczna, ale jej upór nie pozwalał skorzystać z pomocy Roberto. Wyprzedziła go i z gracją wyszła z baru. Nie miała problemu z równowagą, na szczęście. Nie kiwała się na boki tylko wyprostowana otworzyła drzwi. Oparła się o ścianę. Zamknęła oczy i zaczęła wciągać nozdrzami świeże powietrze. -Mam nadzieję, że ci pomogłam- powiedziała w końcu- Myślę, że więcej nie mogę dla ciebie zrobić. Pozwolisz, że wrócę do Hogwartu...
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Luke w Wielkiej Sali pojawiał się rzadko z prostych powodów: był baaaaaardzo zajęty i miał dość posyłania obojętnych uśmiechów do wszystkich. - Anaid jest przeszłością - uciął krótko. - Natomiast ona to zwykła ofiara - okłamał jakże pięknie Cirillę, aby po chwili poczuć dziwne ukłucie w okolicy serca. Ale przecież go nie miał, więc jak..? Czując na sobie spojrzenie dziewczynki, wbił tęczówki w jej oczy. Skrzywił się, gdy "usłyszał" iż jest głupi. Przeniósł wzrok na Puchona. Ach, ktoś tu planuje zamach na Gringotta! Cudownie, i to przed pójściem do Azkabanu. Szczerze mówiąc, wściekły Orion z różdżką jest gorszy od stada dementorów w zapleśniałej celi więzienia. - Te dzieci nie wiedzą o czym myślą - zaśmiał się cicho - i z kim chcą zacząć. Ale dobra, zawsze można pomarzyć o mojej śmierci - uśmiechnął się mściwie. Oj, nie będzie miło, hy hy. Zwłaszcza mając za przeciwnika legilimentę ukrywającego swe zdolności. Pokiwał głową myśląc, że w Hogwarcie jest coraz więcej idiotów. No ale jeszcze rok i koniec! Piękne życie z jeszcze piękniejszą żoną u boku. - Zdziwisz się - powiedział, zdejmując kurtkę z krzesła i zakładając ją. - Jestem za piękny, aby mnie nie kochać - stwierdził. Ych, ależ to miejsce na niego działało! Dobra, wyyyyyyyychodzimy jak najszybciej! A że Cirilla nie zdjęła płaszcza to mogli to zrobić zdecydowanie szybciej. Ponaglił ją wzrokiem, aż wreszcie udało im się wybyć z obskurnego lokalu. I całe szczęście!
Davis postanowiła wyrwać się na chwilę z zamku, w którym ostatnio spędzała cały swój wolny czas. Gdy po niedługiej przechadzce pojawiła się na drodze prowadzącej do Hogsmeade postanowiła się teleportować. W tym miejscu już mogła. Odezwało się pyknięcie, a Davis znalazła się po środku Hogsmeade. Teleportacja była zdecydowanie czymś, co było jej niezbędne. Dziewczyna przejrzała się w jednej z szyb, za którą prezentowała się wystawa różnorakich rodzajów piór. Rana na jej policzku, którą zrobiła sobie zahaczając o jedną z gałęzi w Zakazanym Lesie zniknęła, a włosy były tylko delikatnie pokręcone. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie, wreszcie prezentowała się jak powinna, a następnie zarzuciła na głowę kaptur. Zatrzymała się dopiero przy budynku nad drzwiami, którego delikatnie trzeszczał zardzewiały szyld, na którym widniał łeb dzikiej świni. Od razu w pamięci Davis odezwał się ten przeraźliwy trzask, który zawsze dało się tu słyszeć podczas większego wiatru. Łypnęła na świnię wzrokiem groźniejszym, niż ten, którym ona obdarowywała przechodniów i weszła do środka. Wnętrze gospody nasycone było nieprzyjemną wonią, a jej wystrój dalej był tak samo mroczny. Podeszła ku ladzie i poprosiła o szklankę smakowej Ognistej Whisky. - Niech będzie ta malinowa. - Warknęła, gdy barman zaczął się rozwodzić nad tym, że wie, że jest nieco droga, ale jest przepyszna. Wiadome było, że po prostu chce zarobić, ale Davis było stać na to co dobre. Podała mu kwotę, o którą zażądał, gdy tylko ten postawił przed nią szklankę. Chciała po prostu ją wyczyścić, gdy ten będzie chował pieniądze do kasy. Mruknęła Chłoszczyść, gdy tylko się odwrócił i tym samym napój dostała już w czystej szklance. Ten lokal słynął z tego, że czyścili kufle tylko z zewnętrznej strony. Oddaliła się z Whisky w róg pubu, skąd co chwilę nerwowo zerkała na zegar wiszący nad ladą, przy okazji zastanawiając się, czy on aby na pewno działa.
Z nudow zwinęła się z zamku i poszła do Hogsmeade. odwiedziła miodowe Królestwo, Sklep Zonka i parę innych. Na koniać zajrzała do trzech Mioteł, ale było zbyt tłoczno. To samo w Hrbaciarni. Skręciła więc w jedna z bocznych uliczek i trafiła pod pub opatrzony szyldem "Podświńskim lbem". Łeb dzisiej świni jako logo jakos niebyt ja przekonywał, ale z braku laku zajrzałaI z zadowoleniam stwierdziła, iż lokal jest prazwie pusty. Podeszła do baru i zamówiła kremowe piwo. Zapłaciła i rozejrzała sie po sali. W kacie spostrzegła zakapturzona postać o znajomej posturze i bląd wlosami wylatującymi spod nakrycia głowy. -Angie?- spytala podchodząc do dziewczyny w rogu sali.
Malinowe whisky delikatnie trafiało w jej kubeczki smakowe, a przez to co chwilę oblizywała usta. W pomieszczeniu nie było zbyt dużej ilości osób, a ona mimo to siedziała w kapturze. W każdym innym Pubie wyglądałoby to śmiesznie, ale w tym było to normalne. - O hey. - Odparła, gdy usłyszała swoje imię. Od razu wiedziała do kogo należy ten głos. Gdy ostatnio widziała Dianę, znajdowały się w Zakazanym Lesie i to z centaurami. Teraz Davis już nawet nie pamiętała ich imion, chociaż obraz tego młodego osobnika, nad którego wyglądem tak rozwodziła się Puchonka, dalej miała w głowie. Wyimaginowany, ale zawsze. - Co ty robisz w tak obskurnym miejscu? - Zdziwiła się. Rzadko można tu było spotkać uczniów Hogwartu, a tym bardziej tych nienależących do Slytherinu. Mimo to ucieszyła się.
-Mniej więcej to amo co ty.- podniosła do góry swoje piwo.- Mogę?- wskazała butelką krzesło na przeciw dziewczyny. Nie czekajac na odpowiedź po prostu się przysiadła. -Co pijesz?- spytała przyglądajac się jej szklance. Ciecz, ktora bywała w srodku nie pasowała jej do zadnego znanego jej trunku. pociagnęła nocem i poczóła delikatny zapach ognistej weasky i malin, lekko przebijający się przez caly smrod. Pociagnęła łyk z butelki przyglądając si jej. -Do twrzy ci w tym kapturze.- palnęła bezmyślnie.
Była zadowolona, że ktoś zwrócił uwagę na jej trunek. Lubiła wybierać napoje niekonwencjonalne, albo z dodatkiem soku. Próbować nowości, delektować się ich smakiem. - To Ogniste Whisky malinowe. Przepyszne. - Znów przejechała językiem po górnej wardze. - Tak, tak, przepyszne. - Powtórzyła się. Jak to dobrze, że już skończyła osiemnaście i mogła sobie kupować co zechciała... chociaż w tym pubie i tak każdy dostawał to, o co poprosił. Byleby barman miał utarg. - Haha, dzięki. Ty też fajnie dziś wyglądasz. - Panna Potter zawsze potrafiła ją wprawić w wesoły nastrój. - Kupiłaś sobie już coś dzisiaj? Ja byłam po karmę dla mojego feniksa.
-Malinowa?- spytała zaskoczona. Slyszała o różnych trunkach... Piwo kremowe doprawione miętą i cytryną, owocowe wodki... ale malonowa Ognista Weasky? Tego jeszcze chyba nie było. I teraz dziewczyna rzuciła jej komplemencik spytała o zakupy. -Dzięki. Nooo... trochę słodyczy, pergamin ze złośliwymi tekstami i trochę innych gratów.- pokazała jej wypchaną torbę wiszącą na oparciu krzesła. Po chwili dopiero doszła do niej wzmianka o zwirzadku. -Masz feniksa? A myślałam, ze jestem jedyna...- jej wzrok zrobił się trochę tak akby smutniejszy. A tak bardzo chciała być wyjątkowa! A tu nici z tego...
Pokiwała entuzjastycznie głową, gdy usłyszała zdziwiony głos Diany. Ach, mogłaby jej kupić, ale jeszcze by ją upiła, i co by to było? Zresztą ona sama sobie wybrała piwo kremowe, więc niech teraz raczy się nim. - To nieźle się obładowałaś! Mi trochę kasy szkoda. - Wzruszyła ramionami. - Ha, no kupiłam go gdzieś w październiku, albo listopadzie, ale okropnie drogie są. Masakra! Ponad sto galeonów, jak dobrze pamiętam. - Wywróciła oczami na znak, że ta cena za ptaka wydawała się jej kosmiczna. - Twój to też facet? - Nie wiedziała czy płeć feniksów określa się za pomocą ludzkich płci, ale co tam. Czknęła. - Oj sorki, heh.
Zaśmiaął się gdy usłyszała uwagę Angie. -No wiesz... tatuś właśnie przyslaął kieszonkowe...- zaśmiała się. -Ja swojego dostałam kiedyś na urodziny od ojca chrzestnego. miaąłm chyba z osiem lat...- szcze mówiąc sama już nie pamiętała co to była za okazja, ale dobra.- No się dziwisz, ze tak drogo... w końcu takich jest raptem kilkanaście na świecie! muszą trochę kosztować!- powiedziała na uwage o cenie ptaka. -Szcze mowiąc nie wiem... Kiedyś ktoś mi powiedział, zebym uważała, bo może mi zniśc jajo w pokoju, ale nie wiem, czy to prawa, czy nie...- powiedziaął nawet nie zastanwiajac się nad tym głębiej. -A tak włąciwie to co przywiodlo cię do tej nory?- spytala ostatnie słowo mówiąc już praktycznie szeptem. Nie chciaął mieć jakiś kło[otów, chociaż... pewnie by sobie z nimi poraziła, ale ok...
- I to ciągle jeden i ten sam, czy już któryś z kolei? - Podpytała Puchonkę. Wiedziała, że Feniksy rodzą się z własnych popiołów, ale ona jeszcze tego nie doświadczyła na swoim własnym. - No ja też mam sporo hajsu obecnie, ale gdy kupowałam tego ptaka, to oszczędności uległy niezłemu uszczerbkowi, heh. Oczywiście nie żałowałam. - Jej malinowe whisky nie sięgało teraz nawet połowie szklanki. Davis też nie zastanawiała się nad słowami dotyczącymi jaj feniksów, bardziej skupiła się na pytaniu dotyczącego tego, co ona tu robi. W sumie to nie miała jakiegoś specjalnego celu, jeżeli nie liczyć tego, że chciała zobaczyć, czy nie będzie tu jakichś kupców z ciekawymi towarami na sprzedaż. Nie wiedziała czy chce się dzielić z Dianą tą informacją, jeszcze komuś rozgada... ale w końcu stwierdziła, że może jej ufać. - Rozglądam się tak co chwilę, bo obserwuję ludzi. Mam nadzieję, że pojawi się jakiś ciekawy sprzedawca. Chcę zdobyć jakiś eliksir, albo zwierze. - W jej oczach na moment pojawiły się niebezpiecznie ogniki.