Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Pokój nr 7

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 2 z 2 Previous  1, 2
AutorWiadomość


Anthony Roberts
Anthony Roberts

Student Slytherin
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja
Galeony : 237
  Liczba postów : 361
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6357-anthony-roberts
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6359-lucek
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyCzw Sie 08 2013, 18:23;

First topic message reminder :

Pokój w Dziurawym Kotle nie może wyglądać jak wyjęty z katalogu, prawda? Jest prosto urządzone. Z wielkim, czarnym łożem (czemu musi być takie wielkie?). Okno wychodzi na ulicę, choć znajduje się całkiem wysoko. W pomieszczeniu znajduje się skórzana kozetka, i niewielki stolik. Posiada również wysoką i obszerną szafę, w której zmieści się więcej niżeli można by się tego spodziewać. Oczywiście, aby umilić pobyt gościom, barek zawsze jest uzupełniony. Ogólny nastrój panujący w pomieszczeniu jest dosyć ponury. Ciemno-zielony kolor ścian powoduje, że pokój wydaje się mniejszy, niż w rzeczywistości.


Ostatnio zmieniony przez Anthony Roberts dnia Czw Sie 08 2013, 18:41, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyPon Sie 19 2024, 18:26;

Dziś wieczorem pełnia a więc nic dziwnego, że i on nie prezentował się najlepiej. O ironio, był wyraźnym przeciwieństwem Bazory'ego - był rozpalony standardową wilkołaczą gorączką wszak krew się w nim gotowała niczym w kotle, źrenice miał rozszerzone a bladość była zasłonięta rumieńcami, które ciocia Cassi bezskutecznie próbowała z niego zetrzeć okładami i ziołami. Nie zdawał sobie sprawy, że nie pukał w drzwi a w nie łomotał. W dłoni trzymał zwinięte trzy krzaki - rdest, czystek i miętę pieprzową, to jedyne, co ciocia mogła mu dać. Wczorajszego wieczoru nerwy mu puściły, gdy nie tylko stłukł porcję eliksiru Po-zatruciowego, ale też okazało się, że w najbliższej aptece nie było go aktualnie dostępnego, a nie miał czasu aby czekać na zamówienie i ryzykować, że sowa nie wyrobi się w czasie. Benjamin był jedynym ratunkiem o jakim dzisiaj pomyślał. Przyszedł z samego rana i gdy zobaczył chłopaka to wryło go w ziemię.
- Wyglądasz gorzej niż ja. Co ci jest? Jeśli nie masz sił i czujesz się słabo to wystarczy mi to powiedzieć a nie się przeciążać. - nieumyślnie cedził te słowa przez zaciśnięte zęby. Coś go wściekało od środka na myśl, że zmuszał Benjamina do niepotrzebnego wysiłku w trakcie, gdy ten czuł się fatalnie - a nie wierzył, że wszystko jest w porządku. Gdy jego wzrok padł na jego szyję, krew odpłynęła mu z twarzy i przez chwilę pojawiło się na nim czyste przerażenie. Dzisiaj był jak zapałka, bardzo szybko się zapalał więc nic dziwnego, że wybuchł.
- Co to, do jasnej avady, jest?! - wskazał dłonią na jego szyję i rzuciwszy na podłogę pakunek z krzaczastymi składnikami, podszedł do Benjamina głośno tupiąc nogami o drewnianą podłogę. Dotknął jego gołego ramienia swoją gorącą ręką i aż syknął, czując, jaki ten jest lodowaty. Miał ochotę nim potrząsnąć. Widział na jego szyi wyraźny odcisk więc nic dziwnego, że od razu przypisał to próbie samobójczej.
- Nie mów mi, że próbowałeś sobie w tej dziurze coś zrobić. Czemu jesteś taki lodowaty? - cofnął rękę i zobaczył na jego skórze zaróżowiony ślad po swoich palcach. Nie miał pojęcia czy to od nieświadomie użytej siły czy od drastycznie różnej temperatury ich ciał. Trevor był wściekły, nie miał w sobie nic z tego chłopaka, z którym palił Hogsa na imprezie ledwo trzy dni temu. Źrenice miał rozszerzone, usta pobielałe i wykrzywione jakby miał ochotę walnąć chłopaka za próbę zrobienia sobie krzywdy. Jak inaczej miał to zrozumieć? Gotowało się w nim, chciał krzyczeć.
- KURWA NO. Ben, co to ma znaczyć?! Pierdolę eliksir, czemu wyglądasz jak trup? CO CI JEST?! - nie potrafił mówić spokojnie, unosił głos, stał przed nim niższy ale bardziej barczysty. Wydawało się, że zajmował więcej miejsca w tym małym pokoiku, że przytłaczał swoją osobą i złością. Ręce mu się trzęsły, w całym tym gniewie przeciekała przez niego... troska o Bena i prawdziwy strach. Dostatecznie mocno i regularnie bał się o Ceda, a Ben... to było za wiele. Coś w nim pękło i wylewało się na biednego Bazory'ego, który miał zapewne ciekawsze rzeczy do roboty niż tolerowanie bezczelnego zachowania młodszego od siebie Krukona.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyPon Sie 19 2024, 19:26;

Otwierając drzwi kumplowi nie spodziewał się takiego impetu. Wiedział, że jest przed pełnią. Wiedział również, że nie będzie w pełni sobą, gdy przyjdzie ze składnikami. Nie spodziewał się jednak... emocji. Nic ich nie łączyło, byli szkolnymi kumplami. Spotykali się, dobrze razem bawili, ale na głębszym gruncie byli dla siebie obcymi ludźmi. Jeszcze nie dawno dowiadywali się o sobie jakie plany mają na przyszłość czy ile mają rodzeństwa, a teraz czuł się osaczony. Collins swoim gniewem, wybuchem emocji go przytłaczał. On już nie miał siły. Gdy Trevor wypowiadał pierwsze zdania, po prostu je zignorował, nie chcąc wchodzić w użalanie się nad nim. To nie wystarczyło.
Gdy Trevor dotknął jego ramienia, poczuł się jak porażony prądem. Miejsce piekło, a on czuł w sobie jeszcze większe zimno niż wcześniej. Wzdrygnął się, stłumił chęć syknięcia z bólu. Sądził, że Trevor zbyt mocno go chwycił, niesiony wilkołaczym temperamentem. Spojrzał na swoje ramie. Kontrast rożowego śladu po kontakcie z kolorem jego skóry, uświadomił mu, jak bardzo blady nienaturalny jest jego kolor skóry. Znowu. Ostatnio to jego częsta przypadłość, wywołana zdarzeniami z Podlasia.
Emocje w Trevorze wrzały, a on był chłodny jak lód. Pewny siebie patrzył, jak chłopak wypowiada gniewnie kolejne słowa. Nie zamierzał mu się wcinać, nie miał na to siły i odpowiednio zregenerowanej krtani, chciał by chłopak wyrzucił z siebie wszystko co właśnie się w nim działo. Zignorowanie pytania o posiadane igrediencje puścił w niepamięć. Dopiero po ostatnim słowie Colinsa przystąp do odpowiedzi. - Zwolnij wilczku. - Zaczął mówić zachrypniętym głosem. Cała ta sytuacja wydawała mu się poważnie przesadzona. - To tylko skutki ostatnich dni. - było to zgodne z prawdą,. Nie opowiadało jednak o przyczynach takiego stanu. - Uwierzysz mi, jeśli powiem, że nic głupiego sobie nie zrobiłem? - nie wierzył by odpowiedź ze strony Trevora była jakakolwiek inna niż "NIE".
Podniósł się do niego, nie chciał by on tym oceniającym, gniewnym spojrzeniem patrzył na niego z góry. Tego samego obawiał się w domu i patrząc na reakcje Trevora, utwierdził się w przekonaniu, że postąpił dobrze nie wracając do domu. Podszedł na odległość kroku, dalej patrząc na niego chłodno i przenikliwie. - Czy po skoku na linę byłbym tak zimny? Pomyśl. - Złapał jego rękę, po czym przyłożył ją szybkim ruchem do swojej klatki piersiowej. Nieprzyjemnie drażnienie skóry znów docierało do jego głowy, on jednak zdusił je w sobie, nie pozwalając sobie na chwile słabości. - Możemy porozmawiać, ale nie traktuj mnie w ten sposób. - Odsunął jego rękę, dalej mogli jednak czuć z każdym ruchem powietrza różnice temperatur, która panowała między nimi.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyPon Sie 19 2024, 19:50;

Przerażała go wizja bezradności i trzymania demonów we własnej głowie. Dostatecznie mocno wstrząsnął nim Ced aby teraz miał zachować zimną krew i kulturalnie pytać, co do kurwy nędzy, znaczy ślad po linie na jego szyi. Nie, nie było mowy o spokoju. Spalał się w sobie i nie zdziwiłby się, gdyby na skórze dostrzegł iskry ognia. Uniósł się złością bo reagował tak na strach. Nie musieli być przyjaciółmi aby miał przejąć się jego stanem. W ciągu ostatniego miesiąca widywał go w skrajnych odmianach i obecna była najgorsza z możliwych.
- Dwa dni. - zaciskał zęby aby nie krzyczeć choć tłumiona w głosie złość wszystko zdradzała. - Nie widzieliśmy się pieprzone dwa dni i nagle spotykam cię w Dziurawym Kotle z pręgami na szyi, bladego jak ściana i zimnego jak lód. Masz mnie za idiotę?! - oczywiście, że mu nie wierzył. Nie był w stanie skoncentrować się i spróbować mu uwierzyć albo chociażby najprostsze, wysłuchać. Nie wiedział jak ma siebie uspokoić bo nie miał w sobie nawet krztyny myśli, że powinien.
- N-nie wiem. Może jesteś zachowanym w idealnym stanie inferiusem. - warczał i drgnął gdy lodowata temperatura ciała Benjamina poraziła go aż do szpiku kości. Pozwolił mu jednak podnieść swoją dłoń i położyć na klatce piersiowej. Zadrżał z szoku temperatur i przesunął rękę bliżej jego serca, aby sprawdzić czy ono bije. Jakkolwiek ten gest wydawał się nie na miejscu, w jego oczach był czymś niezbędnym. Chłód wywołał na jego skórze, a zwłaszcza na karku, gęsią skórkę.
- Jesteś kostką lodu. - oznajmił to, co jest oczywiste. Upewnił się, że ten faktycznie żyje, serce w jego klatce piersiowej poruszało się, czuł lekkie drgnienia pod palcami. Korciło go aby sprawdzić też puls ale za to mógłby dostać w zęby. Z drugiej strony, chętnie by mu oddał.
- JAK niby cię traktuję?! - zacisnął palce w pięść i wbił paznokcie skórę po wewnętrznej stronę swoich dłoni. Nie zdawał sobie sprawy, że metaforycznie pluje w niego wilczym jadem.
- Wyglądasz jak po próbie samobójczej i dziwisz się, że się wkurwiłem?! - wołał do niego, nie krzyczał już ale cały czas ton miał głośny i ciekawskie ucho mogłoby bezproblemowo odróżnić najważniejsze słowa, gdyby ktoś wpadł na nudny pomysł podsłuchiwania ich rozmowy. Podszedł do niego kolejny raz, tak na odległość wyciągniętego przedramienia; znów go osaczał, znów ukierunkował na niego całą złość. Natarczywie świdrował wzrokiem jego brązowe oczy.
- Możesz kazać mi spierdalać ale zanim mnie stąd wypierdzielisz, przysięgnij mi, że nie próbujesz się tutaj zabić, ani tutaj ani nigdzie. - w oczach miał coś, co sugerowało, że na końcu języka ma szantaż w postaci poinformowania jego matki o tym, co tu widział. Nie wypowiedział tego na głos licząc, że Benjamin ugnie się i przysięgnie bo inaczej nie potrafił mu uwierzyć. Najzwyczajniej w świecie bał się, że na jego oczach dzieje się krzywda a on jest znów bezradny. Reagował przesadnie nie tylko z powodu wrzącej krwi ale i z doświadczeń jakich dostarczył mu Ced. Przy Puchonie łzy same chciały wydostać się do świata, a przy Benjaminie nie potrafił się zamknąć i po prostu krzyczał. Rozmasował swoją dłoń, tam gdzie stykała się ich skóra. Ten chłód był kojący ale dopiero przy drugiej lub trzeciej fali dreszczu. Szukał w spojrzeniu chłopaka zapewnień, że nie próbował targnąć się na swoje życie.
- Ben, proszę. - wydusił z siebie o pół tonu łagodniej, jakby odpowiedź Krukona była najważniejszą na świecie.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyPon Sie 19 2024, 20:38;

Wiedział, że Trevor mu nie uwierzy, a jednak zakuło to, jakby wbił mu dotkliwie szpilę. Przez twarz przemknął cień jego myśl, gniewu i zmęczenia, jakie czuł gdy mężczyzna tak otwarcie wyrażał swoje emocje. On w to nie wierzył, dla niego to, że widzieli się w ostatnim czasie częściej, nie było zapewnieniem, że staną się przyjaciółmi. Znali się wcześniej tyle lat, co teraz się zmieniło? Mogli pośmiać się, poimprezować, popić, ale wciąż byli tymi samymi ludźmi. Kusiło go by przypomnieć mu, że teraz nie widzieli się dwa dni, a wcześniej dwa lata i to nic nie zmienia. Jeśli umarłby gdzieś w Europie, Trevor mógłby dalej o tym nie wiedzieć. Czy śmierć wtedy miałaby mniejsze znaczenie niż śmierć teraz.
Opanował się, musiał stać się blokiem lodu, którego żar wilkołaka nie będzie w stanie stopić. Stał pewnie, umysł miał skupiony, spojrzenie dalej było mętne. Krzyki, choć go irytowały, nic nie wnosił do jego argumentów. Nie mówił jak kompletnie potłuczony, Benjamin postanowił więc odpowiadać. - Nie mam cię za idiotę, ale siebie również. - Odparł pewnie, patrząc Collinsowy głęboko w oczy. Nie był tak przytłaczający jak on, nie chciał jednak dawać mu złudzenia, że ma racje.
Czuł jak mężczyzna szuka jego serca, jak dotyka by sprawdzić jego funkcje życiowe i pozwalał mu na to. W magicznym świecie nie takie rzeczy jak bycie idealnym inferiusem były możliwe, on jednak nie wierzył,  że pod wpływem gniewu można było wpaść na tak głupią teorie. Pozwalał mu ją samemu obalić, nie odzywając się zbędnie.
Wiedział, że jest kostką lodu, magiczne obrażenia zadane przez południce zostawiły na nim właśnie taki ślad. Poprawił ocieploną ręką włosy, świadomie rozluźnił szczękę, która pod wpływem całej sytuacji zesztywniała. - Jak wroga. - Nie wyobrażał sobie by tak krzyczał i denerwował się na Holly czy Ceda.  Czuł się osądzony. Obraz uśmiechniętego, jedzącego kumpla umknął gdzieś, a jego rozgniewane spojrzenie zastępowało je.
Wyrzucenie go za drzwi było na pewno marzeniem Trevora. Nie widząc, będąc odtrącony, mógłby powiedzieć, że to nie jego wina, że to spotkanie potoczyło się w ten sposób. Benjamin nie zamierzał mu dawać takiego argumentu. - Jeśli chcesz wyjść, możesz to zrobić w każdej chwili, nie po to jednak się spotkaliśmy. - nie ubrał tego co chciał przekazać najlepiej w słowa, ale nie miał wiele czasu na przemyślenie każdego słowa.
Ben stał jeszcze chwile zimny w myśli i ciele. Zamienienie żądania w prośbę było pierwszym uderzeniem w lodową skorupę, jaką na sobie wytwarzał. - Nie próbuję. - łagodne nuty, które pojawiły się w jego głosie dało się usłyszeć bez większego wysiłku. - Zostań, nie chce rozejść się w tej atmosferze. - Tu już nie chodziło o eliksir, a o proste międzyludzkie emocje, które wisiały nad nimi niczym chmura burzowa. Jeśli teraz Trevor opuści pomieszczenie, może być to ich ostatnie spotkanie.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyPon Sie 19 2024, 20:58;

Krew w jego żyłach wyła i krążyła tak szybko, tak głośno, że nie nadążał za odzyskiwaniem regularności oddechu. Nie przyszedł tu przecież kłócić się i krzyczeć a właśnie to robił. Tak bardzo cieszył się, że na ich imprezie był opanowany i nie dawał się wytrącać z równowagi a teraz? Wszystko psuł. Nie bez przyczyny przed pełnią chował się przed światem, nie rozmawiał z ludźmi... wiedział, że to się tak kończy. Przerabiał to nie raz i nie dwa ale ofiarami byli bracia i ojciec. Tym razem obrywało się Benjaminowi, ostatniej osobie, która na to zasługiwała. Ten zgadzał się mu pomóc a Trevor wylewał na niego pomyje.
- Wroga? Nie jesteś wrogiem. - obruszył się ale ostatecznie odpowiedź chłopaka przystopowała go, nieco przytłumiła ten gorejący w nim destrukcyjny ogień. Zmusił się do rozprostowania palców i zaprzestania wbijania paznokci w skórę. Na siłę wtłoczył do płuc haust powietrza, intensywnie zabarwionego zapachem bijącym od Benjamina i całego wyposażenia tego pokoju. Co dziwne, to też miało w sobie nutę uspokojenia, mimo że czuł zapach smutku. Nie dostał odpowiedzi na swoje żądania, nie otrzymał przysięgi i zapewnień. Z jego gardła wydostał się dziki jęk, zakrył twarz dłonią i zaciskał z całej siły powieki, próbując się uspokoić. Odszedł w kierunku okna, aby oddać Benjaminowi choć minimum przestrzeni.
- Przepraszam. Wystraszyłeś mnie i dlatego krzyczę. - mówił niewyraźnie. Oparł dłoń o brzydki, podrapany okienny parapet i starał się oddychać spokojnie pomimo wrzącej w żyłach krwi. Nie chciał wychodzić, chciał dalej wrzeszczeć, wyć... tak wyć, dziko, zwierzęco, w złości, bólu, niezrozumienia. Nie powinien aż tak przejmować się zwykłym kumplem ale... nic na to nie mógł poradzić. Czuł wobec niego nić sympatii, a odkrycie jak bardzo depresja może być w człowieku zakorzeniona sprawiała, że widok Benjamina go przeraził do szpiku kości. Oddychał głośno, drżąco, starał się powoli ale nie wychodziło mu to za cholerę. Przełknął głośno rosnącą gulę w gardle.
- Wiem, że to nie moja sprawa. Nic mi do tego ale nie wiem, nie umiem teraz być obojętny. Nie każ mi zlekceważyć twojego stanu. - opuścił rękę od twarzy a minę miał udręczoną. Odwrócił się tyłem do parapetu a przodem do chłopaka. Zanim się znów odezwał policzył do dziesięciu i faktycznie, mówił już w normalnym tonie choć daleko było mu do pełni spokoju.
- Nie musisz mi się z niczego tłumaczyć ale serio... - uniósł dłoń w jego stronę jakby wskazując jego stan ale zabrakło mu słów. Odkleił z karku kołnierzyk swojej koszulki. Gotował się sam w sobie, buchał gorączką i obaj wyglądali na takich, co nie powinni wychodzić z łóżek przynajmniej przez tydzień.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyPon Sie 19 2024, 21:48;

Czuł jak jego chłodna postawa w jakiś sposób gasiła ognisty temperament mężczyzny. Trevor nabrał powietrza w płuca, otrząsnął się. Przyznał, że nie są wrogami. Dla Benjamina był to znak, że rozmowa zmierza w dobrą stronę. Nie spodziewał się jednak, że kierunek jaki obierze Trevor będzie dla niego równie przerażający.
Nie wiedział czego właśnie był świadkiem. Lęku? Rozpaczy? Obu? Benjamin na prawdę nie był dobry w te klocki. Siebie ciężko mu było często zrozumieć, a teraz miał przed sobą jego, pełnego ekspresji, żywiołowego, prawdziwego. Patrzył kompletnie odębiały jak odchodzi w stronę okna. Chwilowy brak wzrokowego kontaktu nie sprawił, że czuł się mniej przytłoczony całą sytuacją. Nie wiedział jednak czy ponownie sprowokowany potrafiłby zachować chłodne oblicze. Wziął głęboki oddech, a powietrze nieprzyjemnie drapało go w gardle, przypominając o co tak właściwie była cała ta burza. Nie był w stanie jednak zrobić kroku w stronę szafy, by znaleźć coś do zakrycia swoich ran. Mleko się rozlało, nawet najwyższy golf nie będzie teraz w stanie tego zmienić.
Gdy Trevor ponownie odwrócił się w jego stronę, poczuł potrzebę podejść do niego bliżej. Zrobił dwa kroki do przodu. Stał teraz blisko, dzielił ich zalewnie metr. - Wiem, że mi nie wierzysz. - Zaczął, a głos mu się załamał, przypominając sobie kłujące uczucie z tym związane. - Wiem, że to nie wygląda tak by mi uwierzyć. - Nie owijał w bawełnę, jednak mówił najłagodniej jak potrafił. Chciał by Collins poczuł, że jest z nim szczery. Był w stanie to wyczuć, przed pełnią jego zmysły były na sterydach, nie tylko te związane z gniewem. - Po spotkaniu u mnie, wróciłem na Podlasie. Potrzebowałem zakończyć tam pewne poszukiwania. To, co tam znalazłem to właśnie te ślady. - Mówił, zupełnie szczerze. Nie wiedział czy może powiedzieć wiele więcej o zagadkach Podlasia, nie pamiętał nawet po którym kieliszku wódki zgodził się tam wrócić.
Ciepło, które biło od Trevora, w takiej odległości wydawało się kuszące, nie zamierzał prowokować jednak zetknięcia się ich dotyku ponownie. Wiedział jak to boli. Jego obolała psychika potrzebowała w tym momencie odrobiny bliskości, postanowił znaleźć się bliżej Trevora, opierając się o parapet. - Kolejnym razem, gdy choćby przemknie mi przez myśl by tam pojechać, napiszę do ciebie. - chciałby móc go zapewnić, że to co teraz widzi się nie powtórzy, ale nie potrafił, zamiast tego znalazł obietnice, której był w stanie dotrzymać.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyPon Sie 19 2024, 22:23;

Wystarczyło aby pamiętał o oddychaniu a dawał radę uspokoić się do tego minimalnego stopnia, aby móc przeprowadzić normalną rozmowę. Zapomniał o potrzebie uwarzenia eliksiru Po-Zatruciowego jak i o rzuconych na podłogę składnikach. Zdał sobie sprawę jak bardzo emocjonalnie zareagował. Zaskoczony, nie myślał jasno ani tym bardziej logicznie. Ze strachu zaatakował, zupełnie jak dzika bestia, która wyrywała się z niego na świat. Nieistotne, że nie byli nawet przyjaciółmi. Z własnych powodów przejął się tym widokiem, który zastał. Wylał to wszystko na Benjamina i było mu z tym wstyd. Cieszył się, że gorączka barwiła jego policzki to przynajmniej wstyd był niemożliwy do dostrzeżenia. Gdyby Benjamin nie podszedł bliżej to nie otrzymałby nawet spojrzenia. Uciekałby wzrokiem i nieudolnie próbowałby załagodzić sytuację aby bez kwasu mogli zrobić to, na co się umawiali. Kolejny raz mieli uwarzyć eliksir i kolejny raz w trakcie takiego spotkania któryś z nich nie panował nad emocjami - Ben ostatnimi razy był upojony magią acz fakt faktem, powstawała dziwna reguła. Skoro jednak dobrowolnie podszedł, i to blisko, tak, że jego chłód ingerował w królującą w nim gorączkę... nie miał gdzie uciec wzrokiem. Przyłapał się na zaciskaniu palców na krawędzi szorstkiego parapetu, jakby nie tylko chłód, ale i półnagość Benjamina uniemożliwiała mu jakikolwiek gwałtowny ruch. Wstrzymał na moment oddech słysząc przejęcie w głosie chłopaka. Nie wiedział czy mu wierzy ale nie miał też powodu aby zarzucać mu kłamstwo.
- Po tym... po tym co Polska ci wyrządziła, ty tam wróciłeś. - powtórzył wypowiedziane przez chłopaka słowa dodając przy tym pewne przypomnienie krzywd. Wskazywał też masochizm jaki tu się ujawniał.
- Bies? - zapytał bez siły. Skóra na jego twarzy lśniła od strużek potu, włosy kleiły się przy potylicy i na samym brzegu czoła. Nie potrafił się ruszyć spod okna ale też nie był pewien czy tego chce. Ten chłód jaki z niego buchał kojarzył się z ulgą, a nie z bólem. Wydawało mu się, że powietrze między nimi paruje.
- Rozumiem zamiłowanie do adrenaliny i przygód ale ty przyciągasz dziwne istoty. - na przykład mnie. Ledwie ta myśl się w nim ukształtowała a przeszedł go zimny dreszcz, kończący swój bieg u podstawy kręgosłupa. Nie mógł dłużej wmawiać sobie, że odległość między nimi jest normalna. Podniósł rękę i przysunął dłoń tak kilkanaście cali od czoła Benjamina, aby egoistycznie ochłodzić swoją dłoń.
- Co za ironia. Jesteś kostką lodu a mnie łamie wilcza gorączka. Wyglądamy jak trupy. - zaśmiał się sucho, krótko, bez większej radości. Gdy poczuł na wnętrzu dłoni osiadający cieniutką warstwą chłód, położył rękę na swoim karku aby choć trochę go schłodzić. Nie oddychał już wściekle a znacznie płycej. Dłoń szybko się ogrzała.
- Możemy udawać, że wcale cię bezpodstawnie nie opierdzieliłem? - zapytał jakże naiwnie  i powiódł zaszklonym od temperatury wzrokiem po twarzy swojego rozmówcy, próbując wyczytać tam jaka istnieje szansa na odpuszczenie win. Przeprosił ale czuł, że to zdecydowanie za mało. Poza tym wewnętrznie nie był ani trochę spokojny bo jednak Benjamin nie zaprzeczył, że nie planował targnąć się na swoje życie. To mroziło serce.
- Ty jesteś dla mnie bezinteresownie miły a ja na ciebie wrzeszczę. Brawo, Collins, kumpel stulecia. - pogratulował sam sobie i oparł obie dłonie o parapet. Nie wyrywał się z tego niewielkiego obszaru gdzie między nimi powietrze wydawało się gęstsze od różnicy temperatur ciał. Mógłby ale nie chciał oddać tej warstewki kuszącego chłodu jaka od niego biła.
- Dostaniemy szoku termicznego od siebie nawzajem. - niby ostrzegał a niby informował to, co jest oczywiste. Nie uformował jeszcze planu co mógłby z tym faktem zrobić.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyPon Sie 19 2024, 23:12;

Sądził, że spotka się ponownie z krzykiem, gniewem, tym wilkołaczym temperamentem, który widział na jego każdym centymetrze kwadratowym twarzy. Wrzał, a Benjamin czym dłużej koło niego się znajdował, tym bardziej do niego lgnął, było w tym coś kuszącego. Wiedział, że są tylko kumplami, a troskę Trevora przypisał nieoczekiwanym huśtawką nastrojów związanych z pełnią. Nie wiedział o Cedzie, nie wiedział o nim wielu rzeczy, to pokazywało jak daleko siebie jeszcze byli. To też działało w drugą stronę. Zachowania Benjamina były przez to dla niego dziwne, masochistyczne, może nawet głupie.
- Tak. Wracałem. Przez wiele dni. - nie opowiadał o tym wcześniej Trevorowi, a teraz gdy o tym mówił czuł się bardziej odzierany z intymności niż gdyby zdjął pozostałe ubrania z siebie. - Czułem, że walczyłem z wiatrakami, szukałem, a gdy już znalazłem co chciałem, sytuacja odwróciła się. - gdy mówił, czuł jak tętno mu przyśpiesza. W normalnych okolicznościach pewne krew napłynęłaby mu do twarz. Chłód zakłamywał jednak rzeczywistość, Ben czuł mimo to wewnętrze rozdzieranie. Dla niego mówienie o niektórych rzeczach nie było naturalne. - A teraz jestem tu, nie chcąc by Beverly widziała, w co przez własną głupotę wpadłem - Jego głos delikatnie wibrował, załamywał się. Nie przez chrypę wisielca, ona towarzyszyła mu ciągle. To emocje, których nie potrafił określić, dobijały się by je wypuścić. - Nie wiem, może jestem magnesem na kłopoty, a może sam do nich ciągnę. Jest w tym coś kuszącego, wiesz o czym mówię? - Spojrzał mu głęboko w oczy szukając nici porozumienia, czegokolwiek co sprawiłoby, że czułby się bardziej bezpieczny w tym co mówi.
Gdy Trevor zaczął zauważać pewną ironie, która towarzyszyła temu spotkaniu, odetchnął z ulgą, że nie tylko on ją zauważał. Uśmiechnął się, chyba pierwszy raz od dłuższego czasu. - Ta ironia to najprzyjemniejsze co mnie dzisiaj spotkało. - Czuł jak Collins chłodzi sobie rękę w jego aurze. Dla niego oznaczało to kolejną odrobinę wytchnienia od bolesnego chłodu, który raz za razem wyzierał z pozostałości jego magicznych obrażeń.
Nie chciał by miał wyrzuty sumienia w związku z tym co między nimi zaszło. Bądź co bądź, sam sprowokował część tej reakcji, nie ubierając się odpowiednio do okazji. Koszula i kilka dodatków, a całej tej sytuacji by nie było. Mikstura bulgotałaby w kociołku, a oni pewnie popijaliby coś z barku znajdującego się w pokoju. - Zachowałeś się jak przyjaciel. - instynktownie położył rękę na jego dłoni by dodać mu otuchy i ze zdziwieniem odkrył, że tym razem nie bolało to już tak bardzo. Mrowienie, które czuł było intrygujące, ale nie odpychające. Nie wiedział co ma dalej zrobić, jak zareagować.
Wspomnienie o szoku termicznym nieco przywróciło mu rozum, który wcześniej chciał pławić się w cieple bijącym od Trevora. - Masz racje, można od tego zwariować. - powiedział krótko, jakby w ten sposób mógł wytłumaczyć swoje dziwne zachowania.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyWto Sie 20 2024, 07:05;

- Co było warte szukania w całej tej Polsce skoro jesteś w takim stanie? - jeszcze w głosie Trevora słychać były nuty poirytowania lecz zapanował nad złością na tyle, aby nie kąsać słowami. Nie znał Benjamina na tyle aby przypuszczać co mogłoby go skłonić do podjęcia ryzyka - rzadki składnik alchemiczny? własna tożsamość? pragnienie adrenaliny? Nie wiedział więc pytał, licząc, że rozjaśni mu się w głowie na tyle, aby nie musieli w przyszłości do tego wracać. Doceniał, że chłopak ma ochotę wyjaśnić co zaszło wszak wcale nie musiał mu się tłumaczyć, nie po tym gdy na niego tak naskoczył.
- Ach, czyli dlatego jesteś w Dziurawym Kotle. - pokiwał głową rozglądając się po niewielkim pokoju. Gdy tu stali, wydawało się, że jest tu jeszcze mniej miejsca. Dotychczas nigdy w życiu nie musiał wynajmować tu nawet pojedynczego noclegu. Gdy wymieniali listy zastanawiał się dlaczego Benajmin jest akurat w tak dziwnej lokalizacji lecz nie wnikał, wierząc, że stoją za tym konkretne powody. Jak się okazuje, bardzo widoczne. Nie był typem osoby, który na siłę będzie wysyłać go do szpitala, a tym bardziej do matki-uzdrowicielki. Mógł więc być spokojny bo nie było opcji aby obaj mieli ochotę pokazywać się jakiemukolwiek uzdrowicielowi.
Przesunął palcami włosy ze swojego czoła i złapał się za tym, że wdychane powietrze było gorętsze niż te, które wypuszczał z płuc.
- Taa, coś o tym wiem. - uśmiechnął się kącikiem ust, wykazując zrozumienie w kwestii przyciągania kłopotów. Benjamin tak intensywnie się w niego wpatrywał jakby ta odpowiedź była jedną z najważniejszych na świecie.
- Ale musisz przyznać, że polskie stwory się na ciebie uwzięły. - wskazał dłonią ślad na jego szyi. Kolejny raz złapał go na tym, że nie odpowiadał na pytanie. Zupełnie jakby rozmawiał ze starszą wersją Ceda i to nadzwyczaj wylewną. Kolejne westchnienie wydostało się z jego płuc gdy szukał sposobu przeprosin za swoje dotychczasowe zachowania. Nie był wzorem ani do naśladowania ani tym bardziej do lubienia. Starał się być fajny, a wychodziło dziwnie.
Za każdym razem gdy Benjamin inicjował kontakt fizyczny to coś zmieniało się w tym pokoju. Nie miał pojęcia na ile to łaknienie wzajemnej temperatury ciała, a na ile coś niewypowiedzianego, ukrywającego się pod skórą, w błysku w oku, w uniesionym kąciku ust. Przeniósł wzrok na jego rękę zasłaniającą jego dłoń. W ich obecnym stanie ten gest wydawał się bardzo wymowny, intymny, pragnący. Chłód jaki z niego bił nęcił i kusił, a świadomość, że i jemu niosło to ulgę...
- Ben, ja cię wcale nie podrywam ale... - próbował się uśmiechnąć gdy obrócił gwałtownie swą dłoń aby niezbyt delikatnie chwycić jego nadgarstek w objęcie swoich palców. Zanim miał się rozmyślić, zauważyć jak bardzo jest to niestosowne, jak bardzo głupie to przeniósł jego dłoń na swój rozpalony, wilgotny od warstewki potu kark. Czuł, że tamto miejsce płonie żywym ogniem. Ledwo skóry się ze sobą zetknęły a dreszcz jaki go przeszedł i ulga wymalowana na twarzy mogło posłużyć za dokończenie zdania. Im dłużej trzymał jego dłoń na swym karku tym odczuwał piekący ból lecz nie na tyle przeszkadzający aby miał teraz się cofnąć. Ba, nie miał gdzie bo za sobą znajdowało się zamknięte na cztery spusty okno.
- Akurat skończyły mi się zimne okłady a ty jesteś aktualnie niewyczerpywalnym źródłem. - nie do końca słyszał swój głos przez te dudnienie w sercu i ścisk w okolicach żołądka. Nie miał pojęcia co się dzieje, coś intensywnego ale na tyle kuszącego, że nie miał siły woli aby się temu opierać. Dziś czeka go paskudna noc a póki co to temperatura ciała Benjamina niosła za sobą cokolwiek związanego z chwilową ulgą. Nic dziwnego, że ku temu lgnął wszak nie miał żadnej alternatywy.
- To boli dopiero po paru chwilach. - oznajmił gdy przyłożył wierzchnią część swej dłoni do jego lodowatego czoła. Kolejny silny dreszcz przemknął po jego ciele, zostawiając za sobą smugę gęsiej skórki. Rozgrzewał się od środka lecz w innej temperaturze. Poczucie intymności wychodziło na pierwszy plan i powróciły problemy z koncentracją jak i również z jednostajnym spojrzeniem. Po około minucie cofnął swoją dłoń i jakby z tłumioną złością intensywnie rozmasował jej wnętrze drugą, próbując wetrzeć w skórę zabrany od Benjamina chłód. O ironio, wcale nie czuł się przez niego studzony co też go wytrącało z równowagi.
- Jak się z tym czujesz? - zapytał, ciekaw czy mrozi go od środka, czy powstrzymuje drżenie z zimna, dlaczego w ogóle był bez koszulki skoro marzł... potrzebował upewnić się, że nie on jeden tutaj traci rozum z powodu nienaturalnej temperatury ciała.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyWto Sie 20 2024, 13:39;

Sam w zasadzie nie wiedział co dały mu te powroty na Podlasie. Wcześniej sądził, że dwóch nowych kumpli, smak przygody i uczucie, że robi coś słusznego. Teraz? Po nieudanej deportacji z polany pod dębem, walce z południcą, śnie o Karolince, był pewny, że to nie było nic warte. Stanięcie oko w oko z własnym lękiem przelało czarę goryczy i choć obrażenia fizyczne były bardziej odczuwalne, to nimi się przejmował najmniej. Trevor zadał przez to pytanie na które sam chciałby znać odpowiedź, pomimo tego, że jednocześnie ją znał.
-To nie ty, nie tak dawno mnie przekonywałeś, że powinienem robić czego dusza zapragnie? - Odbił pytanie Trevora, bo zwyczajnie nie chciał się przyznawać do wszystkiego co miał w głowie. Wszystko co już mu powiedział było dla niego uchyleniem drzwi do prywatności, której przez lata nauczył się bronić jak lew.
Słowa zrozumienia o Dziurawym Kotle tylko podsumował wolnym przytaknięciem głową. Tu akurat nie było nic więcej do dodania. Pokój nie był w najlepszym stanie, ale był z dala od ul. Tojadowej. To mu w zupełności wystarczyło.
Collins sądził, że pytanie ma wielką wagę i na swój sposób dla Bazorego miało. Pokazywało te część jego, która jest absolutnie nie spójna ze spokojnym, ostrożnym mężczyzną, którym zazwyczaj był. Benjamin usłyszał odpowiedź, którą chciał usłyszeć, a jednak ciągle nie był pewien akceptacji. Jego napierające spojrzenie w tamtym momencie ustąpiło, nie chciał osaczać Trevora.
- Może tak, a może... Gdybym lepiej się przed nimi bronił lub wymierzał celniej ciosy, nie byłbym w takim stanie. - Odpowiedział na słowa o potworach, które teraz do niego dotarły, choć wcześniej już były wypowiedziane. Nie można było zliczyć ile razy stwory atakował uczniów, ale można było stwierdzić ile razy z podlaskich tarapatów Benjamin wyszedł obronną ręką - zero. To pokazywało, że problem tkwił nie tylko w potworach, ale również w nim samym. Może tak naprawę w świecie magii błądził jak dziecko we mgle?
Uniósł bardzo lekko brwi gdy Trevor wspomniał o podrywaniu. To nie były słowa których się spodziewał, ale przyjął je do wiadomości. - Obopólna korzyść, rozumiem. - Nie sądził, że jeden gest w stronę mężczyzny zmieni tak wiele w dynamice ich spotkania. Dotyk między nimi stał się intensywniejszy, Trevor sam go inicjował, a Benjamin przez chwilę dał mu się prowadzić. Nie wiedział czy powinni przestać, nie czuł by chciał przestawać, cała sytuacja nie wydawała się na miejscu, ale nie chciał rezygnować z odczuć jakie dawało zbliżanie się do niego. W zasadzie Trevor nie musiał wypowiadać kolejnego zdania, Benjamina nie interesowało w tym momencie czym był motywowany. Potwierdził zrozumienie jego słów akceptującym ruchem głowy.
Kolejne zainicjowany przez Trevora ruch sprawił, że jego gorąca dłoń dotykała czoła Bena, przez co ciarki przeszły go po plecach. Ten dotyk był intymny, trwał dosłownie minutę, ale gdy się skończył, chciał więcej. Pytanie Trevora dalej wisiało w powietrzu. - Lepiej. - Jasne myślenie odeszło na chwilę od niego, przez co gdy młodszy krukon rozcierał dłonie, on odwdzięczył się, przesuwając wierzchem swojej dłoni od czoła, przez grzbiet policzka, na szyi kończąc. Odsunął się od okna, by stanąć bezpośrednio przed nim. Wiedzieli już, że sama bliskość ich ciał sprawia im ulgę, czuł więc, że powinni być jak najbliżej. Nieogrzaną rękę oparł na parapecie za Trevorem, przez co mocnej jego chłód mógł wpływać na jego gorąc. Czuł jak napięcie między nimi rośnie, wzrokiem przesuwał się z jego oczu w dół, na żuchwę, szyję, usta. Nie chciał nachalnie wbijać wzroku w jego wzrok, a tylko czasem do niego wracać, by jego intensywny, wilkołaczy temperament nie odebrał tego w zwierzęcy sposób. - Jeśli mam się odsunąć to dobry moment by przestać. - wyszeptał, gdyż bliskość między nimi sprawiała, że nie musiał mówić głośniej.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyWto Sie 20 2024, 17:10;

- To było moje trzecie pytanie, które zbywasz. - westchnął, a gorące powietrze mile łaskotało w gardle. - Tak, mówiłem ale nie uwzględniłem twoich langustnikowych zapędów. - przyznał się i nawet uniósł ręce w geście poddania. Upierał się przy swojej teorii, że Benjamina udziabał langustnik ladaco.
Nie było w nim już gniewu ani złości. Jedynie wygląd i nerwowa nuta w głosie przypominała co go dzisiaj czeka. Benjamin oberwał największą falą emocji i gdy już się z tego otrząsnęli, zostały dostatecznie uspokojone. Spotulniał z poczucia winy i świadomości jakim beznadziejnym kumplem się okazał. Próbował uwierzyć, że jakoś temu zadośćuczyni i przywróci swojemu imieniu dobry ton.
- Od września zapraszam do mojego worka treningowego. Pokażę ci kilka ruchów. Jeśli chodzi o gimnastykę zaklęć, też coś tam umiem. - to było światełkiem w tunelu - ofiarowanie mu czegoś w ramach rekompensaty za podłe zachowanie. Nie był świetnym pojedynkowiczem jednak szlifował wszystko to, co Benjamin przed chwilą wymienił - siłę fizyczną, celność i czary ofensywne. Podbudował swoją wiarę we własne możliwości odkąd udało mu się wyczarować Patronusa.
Po pewnym czasie do głosu zaczęły dochodzić potrzeby organizmu. Na wyciągnięcie ręki miał źródło chłodu i podskórnego ciepła. O ile z początku to ignorował, tak w chwili obecnej jego siła woli z sekundy na sekundę kruszyła się przez co sięgnął bez pytania po przedłużenie kontaktu fizycznego. Został do tego zachęcony tym dotykiem dłoni, którego nie potrafił potraktować przyjacielsko. Choć próbował to nie odebrał tego gestu jako wsparcie a jako sygnał, że furtka jest otwarta, wystarczy ją uchylić.
- Inaczej. Czy jesteś tak zziębnięty na jakiego wyglądasz? - z wyczuwalną nutą zniecierpliwienia poprawił swoje pytanie, aby dowiedzieć się więcej. Przy krótkim "lepiej" też gryzła go potrzeba domagania się wyjaśnień. Lepiej, bo pogadali czy lepiej, bo bezpardonowo korzystał z jego tymczasowej "choroby" i wzajemnie dawali sobie nieco ulgi?
Zamarł w bezruchu gdy uzyskał odpowiedź na swój egoistyczny gest. Jednocześnie rozlała się po nim kojąca fala chłodu a podskórnie wilczy ogień zmieniał swoją barwę na tę bardziej ekscytującą. Zamrugał niespokojnie gdy zakręciło mu się w głowie. Czuł się nęcony i kuszony, być może wabiony i wodzony za nos tym chłodem i ciepłem. Nie widział w tym niczego niewskazanego ani tym bardziej nieprzyzwoitego. Był człowiekiem o otwartym umyśle, łaknącym bliskości i nawet ta dzisiejsza, taka niecodzienna, nie odstraszała. Gdy Ben starał się nie atakować go wzrokiem, Trevor robił to za ich dwóch, wpatrując się w wyraz jego twarzy intensywnie, jakby próbując obliczyć od ilu minut podświadomie zastanawiał się jakby to było zaspokoić ciekawość w jednym męsko-męskim pocałunku. Tym tutaj, który go aż wołał, kusząco rozlany na ustach Bena, które właśnie coś szeptały. Potrzebował chwili aby zrozumieć co ten do niego mówi, a potem kolejnej aby odzyskać władzę nad głosem.
- Dobry moment już dawno minął. - poprawił fakty. Nie potrafił się cofnąć i zrezygnować z tego momentu. To było ponad jego siły. Położył dłoń na jego ramieniu, tuż obok obojczyka i wstrzymał oddech gdy podniecający chłód zasiał w nim spustoszenie, które nad wyraz przypadło mu do gustu.
- Obopólna korzyść. - tłumaczył to sobie, jemu, światu, jakby starał się uwierzyć, że chodzi tylko i wyłącznie o potrzebę ulgi. Wyprostował się na tyle na ile pozwalała mu ta ciasna przestrzeń między parapetem a biodrami Benjamina. Przeniósł dłoń na jego łopatkę i przysunął go do siebie o jeszcze pół kroku, aby jego naga skóra torsu lekko dotknęła jego ciemnego t-shirtu. Promieniował zimnem przez co dreszcze nie dawały mu spokoju. Nie były komfortowe ale nie odda ich za nic, jeśli mógł przez chwilę pozbyć się gorączki. Czuł, że musi coś powiedzieć ale głos ugrzązł mu w gardle. Być może to dobrze, bo jego oczy krzyczały o więcej ulgi, każdego rodzaju, jak najszybciej, bez wytchnienia. Odebrał im kontakt wzrokowy gdy pochylił głowę nad jego barkiem świadom, że gorący oddech będzie się rozbijać o te krzywizny przy obojczyku. Palcami zbadał długość od łopatki, przez ramię, łokieć i przegub i sprawdzał czy znajdzie tam choć trochę gęsiej skórki. Nie potrafił myśleć jasno, chciał dotykać, być blisko, sprawdzać, mimo że odkąd pogłębili kontakt to nie pomyślał ani razu o tym, że mógłby tego wszystkiego chcieć. Nie potrafił się skupić przez chore uderzenia swojego serca. Nie było w nim nieśmiałości a usilnie zachowywana ostrożność, jakby właśnie rozszyfrowywał zagadkę runiczną. Dłoń skończyła swoją wycieczkę znajdując się na wysokości mostka Benjamina, choć przeoczył moment gdy palce zahaczyły o jego tors i wyczuwalną linię żeber. Przymknął oczy gdy zimne dreszcze były regulowane przez jego gorączkę. Chciał odetchnąć z ulgą ale był zbyt podekscytowany.
- Nie mam dziś umiaru, Ben. W niczym. - ostrzegł go, informował o braku siły woli. Przytrzymał drugą ręką jego łokieć, jakby chcąc go zahamować przed pozbawieniem go dostępu do elektryzującego chłodu.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyWto Sie 20 2024, 19:23;

Benjamin wiedział dokładnie na ile pytań nie udzielił jasnej odpowiedzi. Taki był. Sam nie zadawał zbyt wielu pytań, wolał obserwować i wyciągać wnioski. Mówił o sprawach, które w danym momencie wydawały mu się istotne. Gdy było trzeba wylewał z ciebie słowa, selekcjonował je i starał układać w wypowiedzi, które dawały zamierzony przez niego efekt. Bardziej lub mniej jasny przekaz, choć zdecydowanie ta druga opcja częściej znajdowała się na jego języku. Zauważenie tego przez Trevora nie było niczym nowym w jego życiu. Jego słowa nie brzmiały jak przestroga lub groźba, były tylko informacją o czym, o czym oboje wiedzieli. Dopiero mowa o "langustnikowych zapędach" była dla niego czymś świeżym. Nie zamierzał mu powiedzieć, że przecież sam może sprawdzić czy nie widać śladów od ugryzień. Przez te myśl, uśmiechnął się w jego stronę. Czuł, że za wcześnie na takie żarty.
- Będziemy w kontakcie. - odparł na złożoną przez niego propozycje. Może rzeczywiście powinien dać sobie pomóc zamiast spędzać samotnie godziny w szkolnej bibliotece? Nie był pewien co z tego wyjdzie, w końcu ich spotkania od jakiegoś czasu nie przebiegały tak, jak to było zaplanowane. ale kusiło go by spróbować.
Pytanie o chłód, który wciąż przeszywa go od środka, dał efekt odwrotny niż Benjamin by chciał. Mięśnie przypomniały sobie każde lodowate szarpnięcie, zaczęły nieprzyjemnie tężeć, jakby po kilku sekundach miały stanąć w kryształkach lodu. - Fizycznie, tak. - odpowiedział, nie szukając żartów czy metafor. Nie czuł na nie w tym momencie miejsca. Napięcie między nimi rosło, kontakt wydłużał się, stając się bardziej intensywny.
Stał przed Trevorem, a on wyraźnie nie odsuwał się od niego, zamiast tego świdrował go przeszywającym, palącym wręcz spojrzenie. Słysząc słowa Trevora wiedział, że jest w nim zarówno ziarno kłamstwa jak i prawy. Kłamstwo polegało na tym, że poza kilkoma gestami, pomijając kuszące temperaturowe różnice, nie wydarzyło się pomiędzy nimi aż tyle, by było za późno. Gdyby Benjamin teraz zrobił krok wstecz, nie mieliby powodu by czuć do siebie coś negatywnego. Prawda natomiast tkwiła w tym, że oboje czuli jak są przez siebie przyciągani i nie robili z tym absolutnie nic by to zmienić. Wcześniejsze negatywne emocje gdzieś uciekły, a ich miejsce zajęły nowe, te bardzie zmysłowe. Wiedział, że te wszystkie myśli musi odsunąć na bok, skupić się na gestach, które mocniej pokazywały intencje niż czyny. W jego dłoni na swoim ramieniu nie czuł nic odrzucającego. Zmieniała swoje położenie, drażniąco ogrzewając odwiedzane miejsca, by ostatecznie przysunąć go mocniej, dając jasną odpowiedź.
Pozwalał mu eksplorować ręką po swoim ciele, widział w jego oczach płomienną ciekawość. Sam zdecydował się przesunąć swoje ręce w stronę jego talii, która była najniższym punktem, który mógł sięgnąć, nie musząc się jednocześnie mocniej nad nim pochylać. Czuł, że jest potrzebna im ta chwila poznania, patrzył dociekliwie, głębokim spojrzeniem na twarz Trevora, gdy on wykonywał kolejne przyjemne ruchy. Gdy skończył, a jego dłoń na nowo znalazła się na wysokości obojczyka, zaczął mówić. Głos docierał do Benjamina mgliście, wcześniej zatopiony w przyciągającym cieple rozum, nie chciał dopuścić do siebie kolejnej porcji informacji.
Wiedział, że nie będą mieli dla siebie wiele czasu, postanowił jednak wykorzystać ten, który im jeszcze został. - Znajdę go za nas oboję. - Powiedział cicho, lecz pewnie. Byli tak blisko siebie, że lekkie pochylenie do przodu głowy wystarczyło, by mógł musnąć swoimi ustami jego, zaspokajając tym samym przynajmniej pierwszą ciekawość Trevora. Iskierki ciepła iskrzył na cienkiej skórze ust, zachęcając go po więcej. Dłońmi położonymi nisko, przyciągnął go bliżej siebie, niwelując pozostały dystans między nimi. Kolejny delikatny pocałunek powędrował tym razem na płatek ucha Trevora. Wiedział. że każde kolejne zetknięcie mrowi, nie wiedział jednak już czego zasługą było owe uczucie.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyWto Sie 20 2024, 20:27;

Daleko było mu do rozluźnienia i zakłócania ciszy salwami śmiechu. Cały czas był w trybie gotowości do działania - reagowania, ucieczki, uniku, ataku, kontrataku, coś się w nim wyrywało do ruchu. Paradoksalnie nie miał w sobie życiowej siły aby wyżyć emocje. Przyjmowany mordownik odpowiadał za bladość cery, gorączkę i osłabienie. Z tego powodu czuł się w sobie samym uwięziony - miał w sobie mnóstwo potrzeb, pragnień a jednocześnie deficyt mocy sprawczej. Nic dziwnego, że gdy Benjamin pojawiał się tu i teraz, niósł ze sobą dużą dozę ulgi w dolegliwościach fizycznych to ani myślał się opierać czy zastanawiać czy pakuje się właśnie w jakieś kłopoty lub zobowiązania. Im na więcej sobie pozwalał tym odkrywał, że nie tylko organizm mógł się próbować tutaj zrelaksować ale też myśli. O Morgano, jak on potrzebował oderwać się od tego, co się działo w jego głowie gdy wyobrażał sobie dzisiejszą noc. Benajmin okazywał się idealną receptą na dzisiejsze dolegliwości i ciała i umysłu. Nie był na to przygotowany ale gdy zauważał na jego twarzy coraz to bardziej widoczne zainteresowanie... wyciągał rękę po więcej.
Coś w nim drgnęło gdy odległość między ich sylwetkami zmalała do minimum. Te zdecydowanie wyczuwalne w reakcji Benjamina było dla niego czymś niezwykle atrakcyjnym - kiedy to druga osoba przejmowała inicjatywę i osaczała go sobą. Zazwyczaj to w jego rękach były te śmielsze gesty, słowa, reakcje a teraz... w jego oczach pojawiła się iskra zaintrygowania. Chciał dowiedzieć się jeszcze więcej na temat kiedy to Benjamin pokazuje więcej zdecydowania.
Nie był zachwycony obietnicą zachowania umiaru ale nie dane było mu się nad tym rozwodzić. Rozproszony elektryzującym chłodem bijącym z jego torsu nie od razu zorientował się, że na tę jedną sekundę ich usta przestało cokolwiek dzielić. Nie zdążył zareagować gdy gorący oddech owionął wrażliwy punkt na skórze przy uchu. Brzmiało to jak nieme, delikatne przywitanie się. Nie przypominał sobie aby kiedykolwiek brał pod uwagę, że zostanie pocałowany, bądź ochoczo pocałuje jakiegokolwiek chłopaka. W odpowiedzi na te oświecenie przeniósł rękę na jego chłodny kark a drugą dłonią przysunął sobie jego policzek w swoją stronę, uniemożliwiając mu dalszą eksplorację do jeszcze wrażliwszej i bardziej nagrzanej szyi. Instynktownie odnalazł i zatrzymał jego usta w swoim własnym, inicjowanym pocałunku. Przez chwilę nic nie robił, pod zamkniętymi powiekami badał swoją własną reakcję na ten dłuższy i bardziej konkretny kontakt ust. Próbował rozeznać się w terenie ale myślenie przychodziło mu z trudem. Potrafił odpowiadać tylko na głos ciała a nie mózgu. Po jego twarzy rozlała się fala gorąca, silnie kontrastująca z chłodem bijącym z jego nagiego torsu. Nie minęło kilka sekund jak naparł mocniej na jego usta, spijając ten pierwszy, wspólny oddech. Usłyszał swoje stłumione westchnienie a chwilę później zrobił pół kroku w jego stronę, aż zetknęli się stopami. Nacisk jego palców na karku Bena uległ znaczącemu nasileniu, tak samo jak drugi pocałunek, który spodobał mu się znacznie bardziej niż ten pierwszy bo był bardziej wyrazisty i domagający się odpowiedzi. Nie zastanawiał się co przyniesie jutro, nie poświęcił nawet jednej myśli pomyśleniu co to zmieni w jego relacji z Benjaminem. Próbował za to dociec czy przyciąga go jego aktualnie chorobowo zmieniona temperatura ciała czy pragnienie bliskości i jeszcze większej atencji. Całym sobą pokazywał, że pragnie wiedzieć i czuć jeszcze więcej. Chciał uciec od rzeczywistości i upoić się nowością.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyWto Sie 20 2024, 21:34;

Nie czuł by to on przejmował inicjatywę. Z każdym jego ruchem, Trevor odwzajemniał go pewniej, mocniej, intensywniej. Ben naruszał granice, których Trevor specjalnie nie bronił. W odróżnieniu od niego zdawał sobie sprawę, że ten nowy charakter poznania kumpla będzie miał jakieś konsekwencje, że po takich zdarzeniach nie patrzy się na drugą osobę już identycznie jak wcześniej. Czy przejmował się tym? Nieszczególnie. Wiedział, że to naturalna kolej rzeczy, że tworzą się wspomnienia, których tylko na niewiele sposobów można się pozbyć. Po tak wielu złych zdarzeniach w ostatnim czasie, przyjmował z odrobiną ulgi spotkanie, które miało przyjemniejszy przebieg niż wyrywanie ósemki.
Po pierwszych dwóch delikatnych pocałunkach, ręka Trevora pewnie znalazła się na jego karku, ciągnąc go ku sobie. Gorąc dało się czuć od niego coraz mocniejszy, choć Benjamin wcale nie stawał się mniej chłody niż chwilę wcześniej. Nie sądził by w tym momencie go studził, intuicja podpowiadała mu, że rozpala inną część osoby. Nie wiedział czy młodszy chłopak wcześniej o niej wiedział, ich rozmowy nigdy nie powędrowały w te stronę. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać, intensywność pocałunku który znalazł się na jego ustach, całkowicie go pochłonęła. Pozwolił mu by go porwał swoją zmysłowością. Gdyby mógł, pewnie w tym momencie zostałby rozgrzany do czerwoności, to jednak zmieniło się w dłuższe wytchnienie od przenikającego go chłodu. Czuł jak jego tors emanuje trupim zimnem, jak na karku robią mu się te same różowe, bolesne ślady, które towarzyszyły ich dotknięciom na początku spotkania. Ten ból był teraz równie podniecający co intensywność Trevora, zatapiał się w nim z każdym kolejnym oddechem.
Zetknięcie ich stóp było kolejnym bodźcem, który wprawiał go w delikatne drżenie. Ręce samoistnie z tali przesunęły się bardziej na niższe partie pleców. Wsunął ręce pod koszulkę Trevora, chcąc zagarnąć jeszcze więcej ciepła dla siebie. Był zachłanny, palce rozłożył na jego plecach szeroko, napierająco.
Swoją stopą wyminął stopę partnera pocałunków, uderzając czubkami palców o ścianę. Nacisk, który wywierał swoim ciałem na nim i obecność parapetu za nimi, sprawiły, że ręce szybkim ruchem przesunął niżej by podnieść i posadzić Trevora na drewnie. Chłopak był w tej pozycji odrobinę wyższy, dodatkowe centymetry sprawiły, że teraz to Benjamin unosił lekko podbródek w górę by dawać i odwzajemniać kolejne pocałunki. Zatonął w nich bez reszty, przynajmniej na najbliższy czas.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyWto Sie 20 2024, 22:21;

Nie otwierał oczu, nie wracał do szarej rzeczywistości gdzie zegar tykał i odliczał mu czas do brutalnego przypomnienia sobie o tym jakie życie potrafi być niekiedy paskudne. Uciekał stamtąd i pchał się w ręce Benjamina skoro okazywało się, że ten chętnie wciągał w chwilowe zapomnienie. W pewnym momencie - nie był pewien czy to był ten drugi pocałunek czy szósty - rozwarł jego usta swoimi i przylgnął do nich, odnajdując sobie nagle zakurzoną odwagę aby poszukać koniuszka jego języka i poznać inny wymiar pocałunku z chłopakiem. W jego gardle zabrzmiał tłumiony dźwięk aprobaty gdy owionął go wilgotny smak i parny oddech znacznie głębszych i mniej przyzwoitych pocałunków. Ledwie zimne palce osiadły pod jego koszulką to bardzo mocno zadrżał, jakby ktoś nagle wystawił go nagiego na środku Antarktydy. Nie było to może i zdrowe ale też nie na tyle istotne w obecnym momencie aby miał się nad tym zastanawiać. Zamiast odsuwać się i uspokoić temperaturę ciała, lgnął jeszcze bliżej. Warstewka potu, która go dotychczas męczyła wyparowywała pod chłodnym dotykiem Benjamina, a pojawiała się w okolicach skroni, szyi i karku ze zdwojoną siłą. Uzmysłowił sobie jak wiele znajdzie miejsc na swoim ciele gdzie te zimne dłonie mogą jeszcze sięgnąć. Ulga przeplatała się z narastającym podnieceniem, a te uczucie szczypania na skórze ust i pleców były istotnym elementem przyjemności jaką teraz czerpał. Wysoki próg bólowy nie pozwalał mu na zainteresowanie się tym dyskomfortem choć pewnie i na jego ciele będą widoczne delikatne ślady dotyku. Nie znalazł w sobie nawet jednej klarownej myśli. Uchylił lekko powieki pod naporem ciała Bena, mimowolnie cofając się i napotykając na wysokości lędźwi krawędź parapetu. Schlebiało mu to, podbudowało, dodawało animuszu. Z lekkim szokiem i opóźnieniem odczytał jego intencje lecz nie miał problemu aby stanąć na palcach i z pomocą łakomych rąk chłopaka usiąść na wąskim parapecie, mając za sobą zimną i brudną szybę. Rozchylił kolana aby zrobić więcej miejsca dla Benjamina, którego pociągał ku sobie. Teraz musiał pochylać kark aby dostać się do jego warg ale za to mógł swobodnie zatrzymać dłoń na jego włosach, zacisnąć na nich palce i lekko pociągnąć w dół, aby mieć jeszcze lepszy dostęp do eksplorowania wnętrza jego ust. Z każdą kolejną sekundą trząsł się bardziej ale też nabierał jeszcze więcej apetytu. Nie był w stanie bać się nieznanych uczuć względem Benjamina, nie teraz, kiedy płonął i jednocześnie zamarzał od buchającego z niego zimna. Przesunął palcami, jak i też paznokciami po całej długości jego pleców, być może brakło w tym delikatności czy subtelności jednak przez dzisiejszy termin nie miał w sobie nic z tych dwóch rzeczy. Serce chciało wyskoczyć mu z piersi, oddychał coraz płycej i głośniej, prosto do jego ust od których ani myślał się oderwać. Cały czas poznawał nowy odcień smaku ale chcąc nie chcąc płuca zaczynały się ściskać z bólu za swobodnym oddechem. Musiał na moment oderwać się od jego dolnej wargi, która miała zarumienioną barwę po tym, co jej robił. Jak wcześniej w tym pokoju rozlegał się gniewny krzyk, tak teraz słychać było ich zmieszany oddech. Oparł ich czoła o siebie i drżał od jego ciekawskich rąk, którym nie miał ochoty niczego odmawiać.
- Chcę więcej. - usłyszał swój schrypnięty i suchy z pragnienia głos, w którym było więcej wilczej gwałtowności i oczekiwań niż zakładały to myśli. Sposób w jaki zaciskał palce na jego karku czy ramionach zdradzał więcej niż przypuszczał.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptyWto Sie 20 2024, 23:32;

Czuł jak oboje coraz bardziej stawali się zachłanni w pocałunkach, w gestach które wobec siebie wykonywali. Pocałunki Trevora były coraz głębsze, bardziej namiętne, a Benjamin dołączał do nich chętnie, nieważne jakim kosztem mrowienia, które na dobre zmieniło jego barwę ust na bardziej żywą i ponętną. Chłód, którym emanował nijak się miał do tego co działo się z jego ciałem po każdym intensywniejszym pocałunku Gdy Trevor na dobre przejął bycie przewodnikiem ust, on zajął się całą resztą małych rzeczy, które sprawiają, że taka bliskość jest jeszcze bardziej pikantna.
Nie zastawiał się nad dźwiękami, które wymykały się z jego ust przez coraz większe zbliżenie. Trevor odchylił jego głowę, jednocześnie mocniej ją do siebie przyciągając. Dotyk jego gorącej dłoni na czubku głowy nie był czym, co spodziewał się, że może być podniecające. Na chwile zaparło mu dech, a by nie stracić równowagi, jedną ręką mocno podparł się o parapet. Druga dłoń naturalnie powędrowała na nogę Collinsa, która znajdywała się już wcześniej bardzo blisko jego ciała. Dopiero gdy ich czoła spotkały się z sobą, zastanowił się jak szybko to wszystko idzie do przodu. Patrzył w rozpalone oczy wilkołaka, który mówił zachryple, stanowczo, z pewną dozą gwałtowności. Wiedział, że każdego innego dnia uniósłby go i rzucił na ciemno pościel za sobą. Dzisiaj, mógł mieć do czynienia z najbardziej gwałtowną i nieracjonalną jego częścią. Takie myśli sprawiły, że na nowo nabiegło mu do głowy nieco krwi. Dalej ich głowy były o siebie oparte, dalej widział w jego oczach ten sam płomień, dalej go pożądał. Sprzeczność, jaka w nim powstała była nie do zniesienia, musiał coś z nią zrobić. - Dzisiaj? - Nie ukrywał w swoim głosie jak bardzo miał zawrócone w głowie, ale oboje wiedzieli do czego nawiązuje to pytanie.
Nie wiedział czy od odpowiedzi na jego pytanie minęły sekundy czy minuty, ale były one tak pełne napięcia, że choć bardzo nie chciał, zaczynał myśleć trzeźwiej. Był poranek, jednak czas ich gonił równie mocno jak to uniesienie. Wiedział, że jakiekolwiek bezpośrednie wspomnienie o ingrediencjach, które leżały na ziemi, mogłoby skończyć się kolejną falą intensywnego gniewu. Zrobił więc to w czym był najlepszy -  zadał niewypowiedziane pytanie przesuwając zaledwie o krok swoją sylwetkę tak Trevor mógł w trakcie odpowiedzi ujrzeć kącikiem oka pakunek na ziemi. Nie wiedział czy to zadziała, ale zamierzał spróbować
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptySro Sie 21 2024, 07:14;

Nie miał umiaru. Co go szczerze zaskoczyło to własne zaangażowanie w każdy pocałunek. Nie spodziewał się, że aż tak da się ponieść emocjom, potrzebom, tej całej ciekawości od której wszystko się zaczęło. Przestał zachowywać ostrożność, trwale zgubił swą niepewność tylko brał, brał i oddawał jeszcze więcej byleby doszło do interakcji na wysokości ich ust. Potrzeba oddechu wydawała się teraz kuriozalna lecz niemożliwa do zlekceważenia. Czuł się regularnie zachęcany do kontynuowania wylewności. Ciężar jego dłoni na własnym udzie na dobre rozbudził w nim te pierwsze prawdziwe pożądanie ukierunkowane na Benjamina. Nie poznawał sam siebie, ale o ironio, własne zachowanie wydawało mu się jak najbardziej na miejscu. Przeszedł go kolejny silny dreszcz lecz ten spotęgował niechęć do bycia przy nim ubranym.
Uzupełniał zapas tlenu do płuc i drżał od każdego osamotnionego oddechu. Chciał więcej bo nie miał umiaru. Nie dzisiaj, nie o tej godzinie, nie w tym stanie. Marne to usprawiedliwienie acz jedyne jakie mógł zaprezentować. Nie żałował żadnego gestu, nie myślał o tym, co mogą jeszcze dzisiaj zrobić, co się może między nimi wydarzyć. Gonił za pierwszymi myślami, czy to rozpalenia skóry na jego szyi, czy to przygryzienia kącika dolnej wargi... miał tyle zachcianek i oto mógł je spełniać bez obaw, że zostanie to odebrane za zbyt nachalne. Co więcej, sam mógł zostać zaskoczony a to tylko potęgowało ciekawość i zniecierpliwienie.
Myśli z trudem kształtowały się w jego głowie. Sprawiało mu to nie lada problem wszak mózg miał stukrotnie przemielony przez bijący z niego zapach i osiadły na nim smak. Oparł dłonie na jego barkach i poruszając żywo klatką piersiową, oddychał. Podniósł szklisty wzrok najpierw na rozpaloną twarz Benjamina a potem na pokój, gdzie łóżko wydawało się znacznie lepszym miejscem na więcej igraszek. Zmusił się do wypuszczenia na wolność wyobraźni i gdy tylko sobie ich tam zwizualizował splątanych w pościeli i to pozbawionych ubrań to z pełnym bólu jękiem uzmysłowił sobie, że to nie może być dzisiaj. Ta scena była kusząca ale też znacząco otrzeźwiająca. To był zbyt wielki pośpiech, zbyt mocno dawał się ponieść silnym emocjom i choć ciekawość go zżerała a pożądanie domagało się zaspokojenia, to gdyby teraz się zatracili to mogłoby mieć to większe konsekwencje w ich relacji niż mogą się spodziewać.
Powrót rozumu sprawiał mu ból. Położył ciężką głowę na swój nadgarstek, oparty wciąż o ramię Bena. Zmienił się jego sposób oddychania, a tlen pomagał się odrobinę ocknąć... co nie znaczy, że było to przyjemne.
- Wyobrażasz sobie co się teraz we mnie dzieje? - zapytał po minucie nieswoim głosem i zmusił się do ponownego podniesienia zaczerwienionej z emocji twarzy. Minę miał nieszczęśliwą na wieść, że muszą rozmawiać zamiast odkrywać nowe rodzaje pocałunków. Nie było opcji aby teraz zauważył leżące na podłodze składniki. Ruch Benjamina odebrał jako próbę narzucenia dystansu, co wydawało mu się brutalne i przedwczesne. Zacisnął palce na jego ramieniu aby go przed tym powstrzymać... choć gdyby chciał to i tak mógłby się wyrwać.
- Moment. Daj mi jeszcze chwilę. - nabrał tchu i choć wiedział, że jego usta muszą zostać już nietknięte to przecież nie mógł ot tak pozwolić na to wszystko bez odpowiedniego zakończenia. Pochylił się do bocznej części jego szyi i łakomie przywarł tam ustami. Objął nimi kawałek jego bladej skóry, nieco niżej pod śladem po sznurze (co też go na jedną chwilę ocuciło lecz nie zniweczyło planu) i zassał ją, z niezwykłą przyjemnością - i o dziwo wprawą - tworząc na jego szyi malinkę. To miał być widoczny dowód i przypomnienie, że to się dzieje naprawdę. Nazajutrz będzie próbował podważać czy to mu się przyśniło więc musiał i chciał zostawić na Benjaminie ślad. Niestety ale przeliczył się ze swoją siłą woli i choć prosił o jedną chwilę, bezpardonowo to przedłużał, zapominając o granicach. Przemknął wargami w górę, leniwie do linii jego szczęki i koniuszkiem języka zbierał po drodze słony i zimny posmak jego skóry. Zaraz to powracał niżej aby ogrzać oddechem paskudny ślad nabyty przez Bena w Polsce. Zapomniał, że miał być umiar, że to nie miało być dzisiaj. Krew dalej wrzała i uciszała rozsądek, co też zmuszało niejako Benjamina do zachowania trzeźwości. Pamięć Trevora była dzisiaj niezwykle krótka.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptySro Sie 21 2024, 09:20;

Wiedział, że ten moment musi nadejść. Było to tak samo przyjemne jak zrywanie plastra ze starej rany. Potrzebował przemówić Trevorowi do rozumu, który z każdą minutą mocniej do niego również wracał. Czuł, że zadane pytanie podziałało. Trevor zatrzymał się, oparty o barki oddychał ciężko, a Ben mu na to pozwalał, dawał miejsce na myślenie, uspokojenie, uziemienie. Nie mógł teraz robić w jego stronę ruchów, przeniósł więc ciężar ciała na rękę, która spoczywała na parapecie, a nie na nim. Również zamknął oczy by wziąć kilka głębokich oddechów, bo choć kierował się rozumem, to jego serce dalej waliło jak szalone, a pożądanie domagało się zaprzestania tej błazenady z uspakajaniem czegokolwiek.
- Co nieco sobie wyobrażam. - stwierdził nieco przekornie. Nie mógł zapewnić Trevora, że wie co się w nim dzieje, ale po ludzku sam walczył ze swoim pożądaniem, z chęcią zapomnienia o swoim wcześniejszym pytaniu i powrócenia do uniesienia. Wiedział, że gdyby ponownie wykonał ruch w jego stronę, on podążyłby za tym bez opamiętania. To do niego należało zachowanie zimnej krwi. Obiecał im to.
Z niechęcią do samego siebie, zdjął rękę z nogi młodszego krukona. Sądził, że przetrze nią twarz by temperatura jego ust łatwiej ulotniła się, to jedna się nie wydarzyło. Po zapewnieniu, że za moment wrócą myślami oboje na ziemie, Trevor przywarł do jego szyi. Zamarł, gdyż usta spoczęły wpierw na śladach, a potem bezpośrednio obok nich. To było ostatnie miejsce, które chciał mieć teraz adorowane, jednak intensywność pocałunku miała w sobie coś kuszącego. Czuł, jak drobny siniak, dołącza do niechlubnej kolekcji śladów na jego ciele. Czuł się trochę jak w szóstej klasie, gdy to dzieciaki w pierwszych przypływach emocji, robią sobie wiele takich śladów. Musiał przyznać, że to spotkanie miało coś z tego w sobie. Przeskakiwali z emocji w emocje, wcześniejsze krzyki zastąpiły dźwięki pocałunków, a teraz odstąpili na siebie by wrócić do tego czym mieli się zająć już od samego początku.
Trevor ponownie zapomniał się w pocałunkach, a Benjamin bardzo nie chciał tego przerywa. Dał mu minutę, może dwie, samemu korzystając z przyjemnych mrowień, które to niosło. - Trev? - Zapytał, lecz jego ton był bliższy upomnienia. Nie wiedział czy jedno słowo wystarczy by przykuć jego uwagę. Dał mu kolejną minutę, utwierdzając się w tym, że całkowicie nie został usłyszany. Jednocześnie mu to schlebiało i niepokoiło, bo pokazywało jak trudno będzie mu sprowadzić mężczyznę na ziemie.
Niechętnie zrobił pół kroku wstecz, co ostatecznie odsunęło usta Trevora od jego szyi. Żałował, że musi być tym, który będzie ich sprowadzał na rozsądną drogą. - Wiem, że to trudne, ale to konieczne, słyszysz? - Czuł się jakby to on pierwszy raz zadawał niewygodne pytanie, jakby było ono policzkiem wymierzonym w nich oboje. Próbował uspokoić w sobie rozszalałe odczucia, spojrzeć na niego już nieco chłodniejszym, przytomniejszym okiem.
Wiedział, że najskuteczniejsze co mógłby zrobić to po prostu odejść w stronę szafy czy stolika. Może podnieść rzeczy, które w przypływie gniewu Trevor upuścił na ziemie. Nie potrafił. Coś w nim krzyczało, że to zbyt wielkie oczekiwanie. Patrzył więc na Trevora, szukając w nim podobnego cienia rozsądku. - Chodź, wypijemy szklankę wody na otrzeźwienie i zajmiemy się tym po co przyszedłeś. - Chciałby powiedzieć, że szklankę czegoś mocniejszego, ale nie sądził by w dniu pełni Trevor mógł sobie na to pozwolić.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptySro Sie 21 2024, 17:47;

Nie chciał przerywać chwili bo nie miał pojęcia kiedy w najbliższym czasie ponownie będzie mógł dać się tak ponieść. Nie potrafił stwierdzić czy to, co się teraz dzieje jest jedynie ulotną chwilą do której będą wracać we wspomnieniach czy coś, co mogłoby się kiedyś powtórzyć. Ta bliskość i czułość były tym, co mogło skutecznie złagodzić objawy towarzyszące dzisiejszej pełni. Łaknął tego a więc nie chciał kończyć. Próbował delektować się tą bliskością jednak przez swój popęd nie nadążał. Uświadomienie sobie jak się spieszą dało mu znak, że należy już żegnać się i kończyć z tego rodzaju wylewnością. Wiele dzisiejszych spraw trzeba przemyśleć, przeanalizować ale już na chłodno, z dystansu, o własnym rozumie. Naprawdę wierzył, że za moment przestanie. Gdyby Benjamin stawiał bardziej wyrazisty opór - zamiast udostępniać miejsce jego pocałunkom - to może zorientowałby się, że kilka sekund zmieniło się w minuty. Wbrew pozorom uspokajał się gdy jego usta przywierały do cienkiej skóry szyi. Zapominał się tylko wtedy gdy wyczuwał jak Ben przełyka ślinę czy jak krew pulsuje w jego żyłach. Nie był gotowy - a jakże - na ten krok w tył. Jego usta straciły podparcie, a uczucie odrzucenia chwyciło go za gardło. Zmrużył oczy w przypływie gniewu, gotów już oskarżać chłopaka o wodzenie za nos, gdy zobaczył wyraz jego twarzy. Momentalnie gniew zredukował się do widocznego poirytowania, którego nawet nie miał ochoty ukrywać.
- Słyszę, słyszę. - burknął z niezadowoleniem i nabrał tchu, próbując się zreflektować. Zsunął się z parapetu, dosyć szybko dotykając podeszwami butów podłogi. Opuścił ręce i rozglądał się po pokoju zagubiony, jakby właśnie trafił do labiryntu i nie wiedział w którą stronę iść. Oddychał głęboko, usta go paliły, tak samo jak niektóre obszary na plecach, jego ręce trzęsły się, twarz gorała od emocji i trochę niższej temperatury ciała. Wzrok nie był do końca przytomny, wyglądał jak osoba, która dopiero budziła się z bardzo głębokiego snu.
Ciemne oczy osiadły na profilu Benjamina, gdy ten proponował szklankę wody.
- A po co przyszedłem? - zapytał go i zaraz to mimowolnie zaśmiał się sam z siebie. Nie ruszał się jednak ze swojego miejsca bo kręciło mu się w głowie. Otworzył okno na oścież łudząc się, że chłodne powietrze go orzeźwi. Nic bardziej mylnego, za oknem dalej panował upał jednak spojrzenie na świat przyspieszało otrzeźwienie.
- Czuję się jak na haju. - oznajmił i usilnie próbował nie patrzeć na jego rozpalone i zarumienione usta, a tym bardziej na udaną malinkę. Gdy Benjamin przygotował im wodę, sięgnął po nią, wypił duszkiem i niemo poprosił o kolejną porcję. Ta zaś posłużyła do obmycia twarzy, szyi, a nawet przeczesania wilgotną dłonią włosów. Ciężko było mu odzyskać przytomny wzrok. Patrzył ale nie widział.
- Słodka Morgano, czy ja najpierw na ciebie nawrzeszczałem a potem całowałem? - zapytał i ciężko usiadł na najbliższym krześle. Oparł łokcie o kolana, a głowę położył na swoich rękach i czekał aż do mózgu zacznie dopływać krew. Cały czas gorało w nim pożądanie, zaciekle walczyło z leniwym rozsądkiem. Czuł się źle, że przestali. Czuł się źle, że nie wiedział co ma powiedzieć, zrobić, co czuć. Potrzebował znacznie dłuższej chwili aby do siebie dojść.
- Ubierzesz się w końcu? - zapytał na początek, licząc na to, że gdy podniesie na nowo wzrok to widok pełnego ubrania wyrzuci z jego głowy liczne wyobrażenia.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptySro Sie 21 2024, 18:48;

Czuł jak powoli wracają oboje na ziemie, ich oddech zwalniają, co końcowo Trevor zaakcentował zsunięciem się z parapetu. Chciałby to sobie, jemu, jakoś ułatwić, ale nie mógł. Musiał dać mu przestrzeń na głęboki oddech, otrząśnięcie się z tego co niedawno miało miejsce. Widział, że powoli zaczyna do niego docierać rzeczywistość, bo odpowiedział na pytanie. Ben sam był jeszcze lekko niedotleniony po tak intensywnych pocałunkach, ale chłód jaki odczuwał sprawił, że nieco szybciej dochodził do ciebie, krew sama chciała wolnej płynąć, a serce stawiało sprzeciw by pracować intensywniej niż jest to konieczne.
Odwrócił się wolno w stronę barku, chcąc wydłużyć chwilę w której znajdowali się blisko siebie. Dopiero gdy nie znalazł żadnej wymówki, zrobił pierwszy krok w stronę barku. Kolejne, były równie ciężkie co pierwszy, nie przyznawał tego jednak otwarcie. Dopiero zatrzymując się w odpowiednim miejscu wziął głęboki oddech, a następnie schylił się po butelkę wody i dwie szklanki. Spojrzał na nie pod światło, doszukując się śladów po wcześniejszych gościach. Nie znalazł ich, ale i tak był nieco podejrzliwy. Nalał do jednej wody na dwa palce, przemył ją, nadmiarem wody podzielił się z rośliną, która smętnie stała w rogu pokoju. To samo powtórzył z drugą, a gdy to miał za sobą, napełnił całe szklanki i z dwiema w ręce odwrócił się w stronę Trevora.
- Ja również. - Odpowiedział szczerze, bo choć miał już pewną wprawę w paleniu hogsów to jednak dawno nie miał po nich takich efektów jak po tych wielu pocałunkach. Uśmiechnął się dość delikatnie do tej myśli. - Jak idzie nauka palenia? - Rzucił temat, którym podzielił się z nim Trevor na imprezie u niego w domu. Nie wspomniał wprost, że nie pachnie jak tytoń, jak dym czy jak zioło więc spodziewał się, że plany przez ostatnie dwa dni nie zabrnęły wiele na przód. Z odsieczą od myśli przyszła prośba o drugą szklankę wody, którą tym razem wykonał sprawniej. Podał mu ją, a to co potem zobaczył było dla niego dość zabawne. - Możesz wziąć prysznic, nie krępuj się. - Ręką wskazał na drzwi, które prowadziły do łazienki współdzielonej z drugim pokojem. - Za ścianą nikt nie wynajmuje obecnie, także możesz się czuć jak u siebie.
Miał wrażenie, że przez moment jego słowa odbijały się od Trevora jak piłeczki ping pongowe. Usiadł na drugim krześle przy stoliku, patrząc jak dalej będzie zachowywał się jego gość. - Na to wygląda. - Ben nie chciał wracać do tego, widział jak on bezsilnie opiera się na rękach i było mu go po ludzku szkoda. Wiedział, że będzie miał te trudną noc w miesiącu, a nie wyglądał jakby wcześniejsze wydarzenia nieco mu ulżyły.
Gdy Trevor wspomniał o ubraniu, przypomniał sobie, że rzeczywiście nie ma na sobie jego górnej części. Zrzucił ją gdzieś w nocy, gdy uwierała jego niedawno zrośnięte kości po nieudanej teleportacji. Rano, zmęczony i nieprzytomny, nie założył jej z powrotem na siebie, a teraz musiał coś znaleźć. Wstał do szafy, gdzie znajdowały się rzeczy zabrane z Podlasia. Wybrał pierwszy tshirt z brzegu, po czym zaciskając zęby uniósł ręce by przecisnąć go przez głowę i tors. Miał nadzieje, że Trevor nie spostrzegł jak bardzo nieprzyjemnie się wtedy czuł. Nie chciał wyjść na jeszcze większą ofiarę niż już był. - Voilà. - Stwierdził, gdy obrócił się w jego stronę.
Wykorzystał to, że już stoi i podniósł pakunek, który leżał niedbale na ziemi przez całe ich spotkanie. Wrócił z nim do stolika by wszystko rozpakować i przeliczyć. Składniki, pogrupowane na gatunki, położył płynnym ruchem na dębowym drewnie. Zapach mięty rozniósł się po całym pokoju, przyjemnie odświeżając atmosferę. Uśmiechnął się ponownie, po czym swój wzrok ponownie skierował na Trevora. Wydawał mu się już nieco inny niż od progu.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptySro Sie 21 2024, 19:10;

Czuł w sobie ciężkość przez przymus zerwania kontaktu fizycznego. Nie czuł się nasycony bo dopiero się rozkręcał. Szok też nie ułatwiał delektowania się pulsowaniem warg. Zachwyt przyjdzie z czasem, gdy już ochłonie i zda sobie sprawę jak bardzo tego potrzebował.
Siedział bo nogi miał zbyt miękkie aby stać i chodzić. Podniósł się do porządnego siadu aby móc obserwować Benjamina i eliminować czające się pod skórą zakłopotanie. Nie zgadzał się na poczucie niezręczności więc obserwował, dławiąc je w zarodku. Popatrzył na jego usta, na malinkę, na sposób chodzenia i choć serce biło wtedy znacznie szybciej, a w spodenkach robiło się znacznie ciaśniej to patrzył i wcale nie żałował, że między nimi przytrafiła się tego rodzaju namiętność. Nie potrafił tego jeszcze umiejscowić ale nie zamierzał żałować.
- Chyba daruję sobie palenie. Nie ciągnie mnie. - mimo ogólnej wesołości po paleniu Hogsów ten ból w płucach zniechęcał. Znajdzie inny sposób na odreagowanie, inny niż alkohol czy papierosy tylko teraz o tym nie myślał.
- Za bardzo jestem napalony abym miał teraz iść pod prysznic i ci tego nie proponować. - odezwał się zanim w ogóle pomyślał nad słowami. Uniósł brwi w zaskoczeniu tego, co padło i podrapał się po potylice wyraźnie zakłopotany. Ups.
- Nie panuję nad swoim językiem. Znaczy się, słowami. - wszak nie panował nad językiem skoro tak intensywnie go całował. Motał się w tym, co chciał powiedzieć a czego nie, a to tylko pokazywało jak bardzo miał rozbiegane myśli. Gdy Benjamin poszedł się ubrać to jednak odwrócił wzrok i nalał sobie kolejną porcję wody. Szklanka została opróżniona duszkiem, a wilgoć mile ukoiła drapanie w gardle. Gdy Ben odwrócił się już ubrany, łatwiej było mu odzyskać rezon.
- Mów coś więcej bo zrobi się drętwo. - ach, nie zapanował nad nutą poirytowania. Nie podniósł się, gdy ten przeniósł składniki na stolik. Patrzył na jego dłonie gdy je sortował, jakby naprawdę był zainteresowany daną czynnością. Rozluźnił się gdy wzrok Benjamina powrócił, a wraz z nim łagodny uśmiech. Czuł się tym uspokojony więc opuścił barki, nieświadom, że cały czas były napięte.
- Nigdy nie całowałem chłopaka. Nie miałem pojęcia co się ze mną stanie, gdy to zrobię. - próbował wyjaśnić swoją gwałtowność i natarczywość, usprawiedliwić się i pokazać, że wcale nie jest taki dziki i niewyżyty jak to przed chwilą pokazał. Informował go, że też był zaskoczony, a nawet lekko zawstydzony swoim brakiem rozumu i siłą upojenia. Dopiero teraz do niego docierało, że Benjamin musiał odsunąć się bo Trevor nie potrafił przestać. Choć bardzo tego nie chciał, uciekł wzrokiem do pustej szklanki. Niepokoił się czy zostanie za to osądzony.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptySro Sie 21 2024, 20:34;

Trevor mówił ciężkim głosem, a Benjamin czuł jak bardzo chciałby zamknąć jego usta swoimi. Nie dlatego, że młodszy krukon miał w zwyczaju mówić dużo więcej niż on, czy zadawać pytania. Chciał ponownie poczuć go, jego ciężar, zapach, dotyk. Odpuścić bycie tą chłodną, rozumną częścią tego spotkania i na nowo wejść w ten wir, który wcześniej ich pochłonął bez reszty. Czuł jak on wodzi za nim spojrzeniem jak chodzi po pokoju, a jego słowa o prysznicu wcale nie sprawiały, że myśli stawały się spokojniejsze. Wcześniej był lekko rozbawiony, a teraz kusząca wizja znalezienia się w strugach wody stała przed jego oczami jak żywa. - Nie wiem czy znaleźlibyśmy idealną temperaturę wody. - ironizował, ale wewnątrz chciał go złapać za koszulę i pociągnąć w tamtym kierunku. Wiedział, że by się ugiął, sam to zaproponował. Oczy roziskrzyły mu się tą myślą, której nie mógł wprowadzić w czyn. - Oboje będziemy mieć z tym problemy. - To chyba nie pozostawiało wątpliwości. Jednocześnie mieli i nie mieli o czym rozmawiać, a wybranie każdej z tych opcji mogło skończyć się zaniechaniem robienia eliksirów. Merlinie, dlaczego to takie trudne?
Na wspomnienie o rozmowie, postanowił zrobić coś zupełnie innego. Sięgnął po różdżkę, która do tej pory grzecznie leżała na stoliku nocnym, po czym jednym drgnięciem sprawił, że muzyka zaczęła roznosić się po pokoju. Nie był znawcą, nie wiedział co to dokładnie za zespół, ale podobało mu się, że takie udogodnienie ktoś tutaj umieścił. - Tak może być? - Nie sądził by to rozwiązywało problem długofalowo, ale przynajmniej na moment pozwalało mu nie myśleć o tym, że rozmawianie pociągałoby go do gorących myśli, które gdzieś w oddali świadomości wciąż upominają się o atencje.
Usiadł ze składnikami i próbował się skupić, ale najwyraźniej Trevor potrzebował rozmowy. Spojrzał na niego łagodnie. Wiedział, że to nie jego wina, że teraz ma takie rozsterki. - W porządku. - powiedzenie czegokolwiek więcej mogłoby wywołać w Trevorze reakcje, płomienne i nieprzewidywalne jak on sam.
Z pomocą paru accio wyskoczyły w jego stronę potrzebne przedmioty do uwarzenia mikstury: kociołek szkolny z zakrywką, mosieżna łyżeczka, statyw i palnik, którego konstrukcja pamiętała jeszcze drugą wojnę światową. Tego ostatniego nie zamierzał dzisiaj używać, odstawił go więc w kąt, a pozostałe rzeczy ustawił w odpowiedni sposób. - Wiem, że trudno jest ci się teraz skupić, ale skoro tu jesteś, to mi pomożesz. - Zaczął mówić pewnie i najspokojniej jak potrafił. - Wykonanie tego eliksiru polega na ekstrakcji składników eterycznych ze zgromadzonych ziół. - Powiedział bardziej do siebie niż do niego, jak mantrę uspokajającą, a nie cytat z książki, którego właśnie potrzebowali. - Za pomocą zaklęcia "Calefactio" będziesz podgrzewał wodę w kociołku. Grzej ją do momentu pękania pierwszych pęcherzyków na powierzchni wody. Nie może intensywnie wrzeć. - Mówił dalej, tłumacząc szczegóły, które teraz były potrzebne, a mogłyby umknąć Trevorowi. - Ja w tym czasie wyczyszczę zioła, a gdy będzie dobry moment dodam je do roztworu. - Mówił więcej niż zawsze, ale taka była potrzeba. Miał nadzieje, że w oczach Trevora nie został właśnie seksownym profesorem eliksirów, który udziela mu korepetycji.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptySro Sie 21 2024, 20:59;

O ile na początku roześmiał się przy kwestii doboru odpowiedniej temperatury wody, tak śmiech zrzedł, przeminął bo pojawiały się żądania rozmowy, uwagi i wyjaśniania tego, co się wydarzyło. Najwyraźniej Benjamin nie odczuwał takiej potrzeby albo celowo odwracał uwagę Trevora od tego, co zaszło. Czy mógłby go podejrzewać o taką przebiegłość? Zmiana tematu i stylu rozmowy tylko po to, aby nie dać się ponieść znowu emocjom? Nie podobało mu się to. Niby przytaknął, że muzyka jest dobrym rozwiązaniem ale to wszak mogło zadziałać tymczasowo. Zaczynał się zastanawiać na ile ten eliksir jest mu potrzebny bo absolutnie nie miał ochoty się teraz nad nim pochylać. Minę miał krzywą gdy przypomniał sobie co czeka go o poranku jeśli nie zaopatrzy się w ten Po-zatruciowy. Westchnął ciężko i głęboko gdy Benjamin zdecydował, że będą warzyć eliksir. Dostawał to, czego chciał, to, o co prosił i to, co było mu pilnie potrzebne. Próżno było jednak szukać w nim entuzjazmu. Zaciskał zęby i próbował słuchać jego głosu lecz przychodziło mu to z wielkim trudem. Zorientował się, że zamiast słuchać poleceń to szukał w jego głosie czegokolwiek, co mogłoby zdradzać, że to, co się między nimi stało było prawdziwe. Ręka drżała gdy kierował różdżkę do kociołka. Ponawiał zaklęcie jakieś trzy razy, a w trakcie rozpraszał się, gdy Benjamin poruszył się w jego stronę i czar przestawał działać.
- Nie wiem skąd masz tyle cierpliwości. Mam ochotę roznieść ten kociołek na strzępy. - silił się na spokój ale od paru minut posyłał nienawistne spojrzenia do naczynia, które aktualnie otrzymywało więcej uwagi niż Trevor. O ile zazwyczaj nie miał problemu z czekaniem i odkładaniem danej rzeczy w czasie, tak teraz z trudem się powstrzymywał przed komentarzami. Benjaminowi udało się osiągnąć jedną istotną rzecz - poprzez angażowanie Trevora do pomocy, ten popadał w jednostajność i lekkie znużenie, a co za tym idzie, z każdą kolejną chwilą przestawał tak nachalnie wpatrywać się w chłopaka. Minę miał daleką od zadowolenia ale taktownie nie przerywał i starał się więcej pomóc niż szkodzić mimo oporu umysłu.
- Trzeci raz przypominam sobie po co mi ten eliksir. - westchnął i uspokajał siebie. Całej reszty warzenia eliksiru już nie pamiętał. Umysł wyparł to z siebie bo nie dawał rady kodować w pamięci tego, co było tak dalekie od rozterek domagających się analizy.
+
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 EmptySro Sie 21 2024, 21:23;

Wiedział, że bez tego eliksiru jutrzejsze wspomnienia Trevora będą skupione przede wszystkim na wymiotowaniu i nawadnianiu. Naprawdę chciał mu tego oszczędzić, przez co grymasy które mu serwował, traktował z cierpliwością. Nienawiść skupiła się na kociołku, nie na nim, za co w cichości serduszka dziękował Morganie. Wiedział, że gdyby teraz gniew opanował młodszego krukona, nie mieliby pod ręką składników i narzędzi do przygotowania kolejnej porcji eliksiru.
- Jutro cały dzień będziesz pamiętał po co ci on. - ironia cisnęła się na jego usta sama, bo właśnie tak Benjamin bronił się przed emocjami, które chciał stłumić w sobie. Wiedział, że podgrzewanie wody znużyło go i absolutnie się mu nie dziwił, sam nad tą czynnością zasnął kilka razy.
Przy pomocy różdżki i zaklęcia "auquamentin", delikatną stróżką wody starannie wymył liście z wszystkich nieczystości. Było to niezwykle istotne by substancje eteryczne zawarte w liściach i łodygach mogły swobodnie dyfundować do roztworu. Przy okazji zmoczył sobie stopy i część podłogi, ale nie zamierzał się tym przejmować. Przy letniej temperaturze i przewiewie, jaki zapewniało otwarte okno, był pewny, że woda zniknie równie szybko co pojawiła się na podłodze.
Gdy Trevorowi udało się podgrzać wodę do odpowiedniej temperatury, co mogli ocenić wizualnie, Benjamin włożył gałązki roślin skierowane liśćmi w dół, a następnie zakrył kociołek pokrywką. Trevor był znużony zaklęciem dla pierwszorocznych, przez co podtrzymywanie temperatury kociołka przejął Benjamin. Trwało to nie dłużej niż piętnaście minut, a uwarzenie mikstury zasygnalizowało im wieczko kociołka. Uchyli je by ocenić rezultaty. Mętny roztwór o mlecznej barwie i miętowym zapachu był tym co spodziewał się uzyskać. By nie przedłużać warzenia, postanowił od razu przelać jeszcze gorący roztwór do pojemnika, który Trevor przyniósł z sobą na warzenie eliksiru. Kociołkowi i ziołom, które w nim zostały dał w spokoju nabrać temperatury otoczenia.
- Skończyliśmy. - Powiedział, co wyraźnie otworzyło Trevorowi oczy. Spojrzał na zegarek. Wiedział, że jego gość niedługo będzie musiał wrócić do swoich spraw w domu cioci Cassi, dlatego przy pomocy "wingardium leviosa" umieścił ciepły pojemnik z eliksirem w jego rzeczach, po czym pożegnał się.

zt x2+
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Pokój nr 7 - Page 2 QzgSDG8








Pokój nr 7 - Page 2 Empty


PisaniePokój nr 7 - Page 2 Empty Re: Pokój nr 7  Pokój nr 7 - Page 2 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Pokój nr 7

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Pokój nr 7 - Page 2 JHTDsR7 :: 
londyn
 :: 
dziurawy kociol
-